8012
Szczegóły |
Tytuł |
8012 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8012 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8012 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8012 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Forbes Colin
W�adza
DLA JANE
Wszystkie opisane postaci s� wytworem wyobra�ni autora
i nie maj� �adnych pierwowzor�w w �wiecie rzeczywistym
Nie istniej� r�wnie� odpowiedniki pojawiaj�cych si� w po-
wie�ci posiad�o�ci oraz firm
Prolog
Carmel. Kalifornia. Luty. M�czyzna ubrany w wiatr�w-
k� rozsuni�t� w spos�b ukazuj�cy jego grub� szyj� we-
pchn�� krzycz�c� dziewczyn� do jednopi�trowego, drewnianego domku. Jedn�
ze swoich wielkich d�oni chwyci� j� za d�ugie, jasne w�osy, podczas gdy drug�
popycha� z ty�u.
Joel Dyson, niegdy� dziennikarz, a obecnie odnosz�cy sukcesy na mi�dzy-
narodow� skal� �owca sensacji, przycupn�� po�r�d krzew�w rosn�cych na skraju
le�nej polany. Wycelowa� kamer� w znikaj�c�w otwartych drzwiach walcz�c� ze
sob� par�. Twarze obojga by�y doskonale widoczne.
Drzwi domku zatrzasn�y si� od wewn�trz. Nie wyko�czona chata sta�a po-
�rodku polany odci�ta od zewn�trznego �wiata przez g�st� zas�on� okalaj�cych
drzew. Poprzez zamkni�te okiennice Dyson wci�� s�ysza� krzyki przera�onej
dziewczyny.
Spojrza� w d� na le��cy u jego st�p, w��czony magnetofon. Obracaj�ca si�
ta�ma zarejestrowa�a nagle urywaj�cy si� straszliwy wrzask. By� mo�e m�czy-
zna uderzy� dziewczyn�, by zamilk�a. Nast�pi�a cisza, kt�ra wyda�a si� Dysonowi
jeszcze trudniejsza do zniesienia ni� to, co ju� zobaczy� i us�ysza�. Martwota
zimowego lasu stwarza�a nastr�j zagro�enia. Instynkt podpowiada� mu, �e jest
w niej co� z�owieszczego.
W�a�nie przygotowa� kamer� do kolejnego uj �cia, kiedy otworzy�y si� drzwi.
Spodziewa� si�, �e wy�oni� si� dwie osoby, zobaczy� jednak tylko m�czyzn�.
Tamten wyszed�, zamkn�� drzwi, wetkn�� klucz w zamek, przekr�ci� i cisn�� go na
dach. Dlaczego to zrobi�?
Odpowied� przysz�a ju� po chwili, gdy zza jednej z okiennic zacz�� wydosta-
wa� si� dym, po czym ca�e okno stan�o w p�omieniach. Bo�e! Mia� zamiar zo-
stawi� j�, by sp�on�a. Na twarzy mordercy, ociekaj�cej potem pomimo ch�odu
poranka, Dyson dostrzeg� wyraz z�o�liwej satysfakcji. Instynkt nakaza� mu wy��-
czy� magnetofon, wyj�� kaset� i w�o�y� do kieszeni zimowego p�aszcza. M�-
czyzna spogl�da� w kierunku kryj�wki Dysona. Wyci�gaj�c bro� zza paska ruszy�
w jego stron�.
7
Czy�by dostrzeg� jaki� ruch? Po raz kolejny twarz m�czyzny, zdradzaj�ca
zawzi�to�� i determinacj�, znalaz�a si� w obiektywie kamery. Pe�ne uj�cie uka-
zuj�ce bro�. Dyson zobaczy�, jak chata zamienia si� w szalej�ce piek�o. Dach
st�j �cy w p�omieniach lada chwila mia� si� zwali� na pozostaj �c� wewn�trz nie-
przytomn�, a mo�e nawet martw�ju� dziewczyn�. Ciche trzaski p�on�cego drewna
przerodzi�y si� w ryk.
M�czyzna stan�� i obejrza� si� za siebie. Kamera Dysona zarejestrowa�a
jego pocz�tkowy ruch, a nast�pnie rozpalony jak stos pogrzebowy domek. M�-
czyzna odwr�ci� si� w kierunku zaro�li i ruszy� wolnym, lecz zdecydowanym
krokiem. Czas si� st�d wynosi�. �ywy, je�li to mo�liwe. Dyson by� porz�dnie
przestraszony.
Ci�gle jeszcze kucaj�c wycofa� si� z zaro�li. Z przewieszon� przez rami�
kamer�i kaset� spoczywaj�c� w kieszeni zatrzyma� si� przed kup� chrustu. Wsta�
i z trudem opar� si� pokusie ucieczki biegiem. Pod nogami szele�ci�y suche li-
�cie. Przez moment odg�osy jego ucieczki zag�uszy� huk wal�cego si� domku.
Musia� dotrze� mo�liwie najdalej, zanim odg�osy jego krok�w stan� si� zbyt
g�o�ne. Do chevroleta zaparkowanego w lesie poza zasi�giem wzroku z pobli-
skiej drogi mia� jeszcze do�� daleko.
Nagle znieruchomiali nas�uchiwa�, jak przybli�aj�si�ci�kie, zdecydowane kroki.
Prawdopodobnie s� j eszcze inni, kt�rych goni�cy go m�czyzna mo�e zawo�a� gdy-
by zaryzykowa� bieg. Ogarni�ty panik� Dyson stan�� pod wysok� sosn�.
- To moj a ostatnia szansa na przetrwanie...
Dyson wypowiedzia� do siebie te s�owa ze zwinno�ci� wspinaj�c si� z ga��zi
na ga���. Coraz wy�ej. Musia� ukry� siew koronie. Wbijaj�c w ga��zie paznok-
cie podci�gn�� si� do wn�trza iglastej kryj�wki, obiema nogami obj�� gruby ko-
nar i przera�ony czeka�.
Poprzez niewielk� przerw� mi�dzy ga��ziami wida� by�o pie� ogromnej so-
sny, na kt�rej siedzia�. Nagle pojawi� si� prze�ladowca, wytar� w drelichy
spocon�
lew� r�k�, w prawej trzyma� pistolet police special kaliber 0.38 cala. Dyson
zama-
r�, gdy m�czyzna zatrzyma� si� pod sosn� obracaj�c g�ow� to w j edn�, to w
drug�
stron� i nas�uchuj�c. Wiedzia�, �e za chwil�mo�e spada� martwy poprzez gmatwa-
nin� ga��zi, by wyl�dowa� u st�p zab�j cy z kamer� przewieszon� przez rami� i
ka-
set� w kieszeni. By�oby po wszystkim.
Ch��d przenika� przez p�aszcz Dysona, a j ego d�onie by�y niemal zamarzni�-
te. St�j �cy na dole m�czyzna wydawa� si� zupe�nie nieczu�y na przenikliwe
zimno
pot�gowane jeszcze przez mg�� snuj�c� si� znad Pacyfiku. Dyson zmusza� si�,
by pozosta� w bezruchu. Zacz�� zastanawia� si�, czy warto by�o podejmowa�
takie ryzyko - nawet wzi�wszy pod uwag� potencjalne wynagrodzenie, ogromn�
fortun�.
Przez par� sekund tego typu my�li wype�nia�y jego sparali�owany ze strachu
umys�. Spojrza� w d� i zamruga� oczami. M�czyzna znikn��. Oddala� siew kie-
runku chaty, z kt�rej do tej pory musia�a ju� tylko zosta� kupa dymi�cych w�gli.
Dyson zerkn�� na zegarek. By�a 8 rano. Zmusi� si� do pozostania w kryj�w-
ce bez najmniejszego ruchu jeszcze przez p� godziny. M�czyzna m�g� zasta-
wi� na niego pu�apk�. W �miertelnej ciszy spowitego mg�� lasu Dyson s�ysza�
jedynie oddalaj�ce si� ci�kie kroki. Nie dotar� do niego najmniejszy d�wi�k
zdradzaj�cy, �e kto� wraca.
- Teraz - powiedzia� do siebie - zanim zdo�a zablokowa� ca�� okolic�.
Pomimo �ciel�cej si� szarej mg�y Dyson nie mia� problem�w z odnalezie-
niem chewoleta. Szed� szybko wybieraj�c, j e�li to by�o mo�liwe, drog� po mi�k-
kim mchu. Co jaki� czas zatrzymywa� si� nas�uchuj�c echa po�cigu. Nic. Znowu
rusza� w stron� samochodu.
Przemykaj�c pomi�dzy pniami drzew Dyson o�y�. My�li k��bi�y si� w jego
g�owie. Najbli�szym lotniskiem jest Mi�dzynarodowy Port Lotniczy w San Fran-
cisco. Z pewno�ci� b�d� tam na niego czeka�. Bezpieczniej pojecha� znacznie
d�u�sz� drog� na po�udnie, przez Kaliforni� do lotniska w Los Angeles. Nikt na
�wiecie nie m�g� spodziewa� si�, �e wybierze tak� tras�.
Z Los Angeles m�g� polecie� do Londynu, by tam przesi��� si� na bezpo-
�redni samolot do Zurychu. Julius Amberg, dyrektor Zuricher Kredit Bank,
winien mu by� przys�ug�. Dyson przypomnia� sobie zdarzenie sprzed paru lat.
Bob Newman, znany mi�dzynarodowy sprawozdawca zagraniczny, pom�g�
mu bardziej, ni� mu si� wtedy wydawa�o. W Genewie Dyson zrobi� Amber-
gowi kilka kompromituj�cych zdj�� z jego kochank�. Zamierza� odsprzeda�
je Der Spieglowi. W owym czasie Amberg znajdowa� si� na czo��wkach ga-
zet dzia�aj�c jako po�rednik w wielkim przedsi�wzi�ciu finansowym.
- Oddaj te zdj�cia Ambergowi - zach�ca� Newman. - Jest wp�ywowym
cz�owiekiem, a pewnego dnia mo�esz potrzebowa� jego pomocy. Cho� raz za-
pomnij o pieni�dzach, Joel. Wa�ni sprzymierze�cy s� na wag� z�ota...
Z oci�ganiem Dyson przysta� na propozycj �. Teraz Amberg b�dzie mia� oka-
zj� sp�aci� �d�ug" przechowuj�c w swoim skarbcu film i kaset�. Gdzie wyszuka
bezpieczniejsze miejsce do ukrycia fortuny?
Zbli�ywszy si� do chewoleta Dyson jeszcze raz przeanalizowa� sw�j plan.
My�l�c na g�os szepta�:
- Samoch�d zosta� wypo�yczony w Salinas. Wy�ledzenie pojazdu, zdoby-
cie opisu i numeru rejestracyjnego zajmie im troch� czasu. Zwr�c� auto w Los
Angeles. Zanim je znajd�, b�d� ju� daleko...
Ostro�nie podszed� do samochodu. Tamci mogli go przecie� znale��. Z pew-
no�ci� kr�ci�o si� ich tu dostatecznie du�o - zawodowcy w ka�dym calu...
Godzin� p�niej j echa� na po�udnie przybrze�n� autostrad�, przez most nad
Big Sur. Ruch panowa� niewielki. Z prawej strony w bok jego samochodu ude-
rza� wiatr znad oceanu. Wysokie fale tworzy�y ba�wany wyrzucane wzwy� na trzy-
dzie�ci st�p. By� ju� w Santa Barbara, nagle przypomnia� sobie co�.
Magnetofon! W po�piechu zostawi� le��cy na ziemi magnetofon. Teraz szyb-
ko odwiedz� firm� ubezpieczeniow� - sprawdz�, na czyjej polisie figuruje nu-
mer urz�dzenia. Jezu! Wtedy otrzymaj� dok�adne dane tego, kto ukrywa� siew za-
ro�lach w pobli�u chaty. Do tej pory Dyson mia� nadziej �, �e troch� potrwa,
zanim
go namierz�.
By� niezmiernie zaniepokojony, kiedy dotar� do Los Angeles, przebrn�� przez
g�sty ruch uliczny, zwr�ci� chewoleta i wzi�� taks�wk� na lotnisko. Tu czeka�o
na niego kolejne nieszcz�cie.
Wszed� do hali g��wnej nios�c torb� zawieraj�c� zestaw ubra�, jakie, zacho-
wuj�c ostro�no��, naby� w kilku sklepach po oddaniu samochodu. Kupi� bilet
powrotny do Londynu na samolot United Airlines - powrotny, �eby zmyli� ka�-
dego, kto chcia�by sprawdza� rezerwacje.
Start mia� nast�pi� za czterdzie�ci pi�� minut. Dyson zadowolony by� z szyb-
kiej odprawy nadaj�c swoj� torb�. W�a�nie gdy odchodzi� od okienka, us�ysza�
chytry g�os.
- Znalaz�e� w Londynie jak�� panienk� gotow� �ci�gn�� majteczki dla tak
nieodpowiedniego faceta jak ty?
- Co?
Dyson obr�ci� si� i wlepi� oczy w malutkiego m�czyzn� o twarzy do z�u-
dzenia przypominaj�cej ma�p�. Dlatego w�a�nie nazywano go Ma�p�. Nick Rossi
by� drobnym cwaniaczkiem obserwuj�cym lotniska w nadziei zdobycia jakich-
kolwiek po�ytecznych informacji, kt�re mo�na by opchn�� za niewielk� sum�
prasie.
- Jad� na zas�u�ony urlop - odwarkn��. - A j e�li b�d� mia� szcz�cie, znaj -
d� sobie jak�� panienk�. Przykro mi, Nick, ale nie mam nic ciekawego.
- I w�a�nie dlatego zabierasz ze sob� kamer�?
Ma�pa skrzywi� si� zarozumiale. Zgaszony, do po�owy wypalony papieros
przyklei� si� do prawego k�cika jego w�skich ust.
- Najlepsze okazje zdarzaj� si� w momentach, gdy si� ich najmniej spo-
dziewamy. Trzeba unika� k�opot�w...
Dyson odszed� w po�piechu, kln�c po cichu. Pomy�la� nawet o zaoferowa-
niu Ma�pie pliku banknot�w, by nam�wi� go do milczenia - ale to jedynie za-
ostrzy�oby jego nienasycony apetyt. Zrelaksowa� si� dopiero, gdy jego jumbo
jet wystartowa�, zakr�ci� nad wysp� Catalina i Ocean Spokojny, po czym znowu
skr�ci� na wsch�d nad kontynent i rozpocz�� sw�j trwaj�cy nieprzerwanie jede-
na�cie godzin lot, przez ko�o podbiegunowe do Londynu. Podw�jna whisky do-
starczona przez stewardes� r�wnie� okaza�a si� pomocna.
Rozlu�nienie nie trwa�o jednak d�ugo. Podczas gdy maszyna kontynuowa�a
sw�j nocny lot, wci�� jeszcze si� wznosz�c, Dyson ukradkiem rozgl�da� si�
sprawdzaj�c innych pasa�er�w. Przypadkowe spotkanie z Nickiem Rossim
mog�o okaza� si� fatalne w skutkach. Czy mieli wystarczaj�co du�o czasu, �eby
w ostatniej chwili wsadzi� na pok�ad swojego cz�owieka? W�tpi� w to. Druga
szklaneczka whisky ponownie przynios�a mu spok�j.
Dyson nie �mia� zasn��, pomimo �e wi�kszo�� pasa�er�w wype�nionego do
po�owy samolotu drzema�a. Kamera, przykryta gazet�, spoczywa�a na jego kola-
nach. Co chwil� wk�ada� r�k� do kieszeni p�aszcza z�o�onego z boku na wolnym
siedzeniu. Czu� ulg� za ka�dym razem, gdy znajdowa� kaset� na miejscu...
Bob Newman. Nazwisko wci�� przewija�o si� przez my�li Dysona po tym,
jak wysiad� na lotnisku Heathrow. Pod wp�ywem impulsu zmieni� plan dzia�a-
10
nia. Zamiast natychmiast kupi� bilet do Zurychu, szybko opu�ci� port, wsiad�
do taks�wki i poda� kierowcy adres mieszkania Newmana na Beresforde Road,
w South Kensington. W po�piechu nie zauwa�y�, �e obserwuje go niski, kr�py
m�czyzna w p�aszczu przeciwdeszczowym, kt�ry pod��y� za nim i drapi�c si�
po policzku da� znak nadje�d�aj�cemu szaremu volvo. Potem pobieg� do budki
telefonicznej.
- M�wi Ed, jestem na lotnisku. Cel przyby� lotem z Los Angeles, wyszed�
i pojecha� gdzie� taks�wk�.
- Tak? - szorstki g�os Nortona by� nieprzyj emny. - Z ogonem, mam nadziej �?
- Przeje�d�a�o szare volvo. Mieli�my trzy kr���ce samochody...
- Wiem o tym. Nick Rossi mia� racj �. Czekaj na miej scu. B�d� uwa�ny. Nasz
cel mo�e wr�ci�. Dono� mi o dalszym rozwoju sprawy.
- B�d� w kontakcie...
Kr�py m�czyzna zorientowa� si�, �e rozmowa zosta�a przerwana. Typowe.
Nigdy nie widzia� Nortona, s�ysza� tylko przez telefon jego nieprzyjemny, z ame-
ryka�skim akcentem g�os. Powiedzia� to innemu cz�onkowi grupy.
- Masz szcz�cie - ostrzeg� go kolega. - Nikt nie wie, jak on wygl�da. Je�li
spotkasz kiedy� Nortona i dowiesz si�, kim jest, to b�dzie tw�j koniec...
Doje�d�aj�c do, po�o�onego naprzeciw ko�cio�a �wi�tego Marka, mieszka-
nia Newmana, Dyson kaza� kierowcy zaczeka�. Elegancka, szczup�a blondynka
otworzy�a drzwi, lecz nie wykazywa�a ch�ci zaproszenia go do �rodka. Dyson
pokaza� jej swoj� star� legitymacj� dziennikarsk� ze zdj�ciem.
- Przepraszam, �e przeszkadzam. Nazywam si� Joel Dyson, j estem przyja-
cielem Boba Newmana, musz� si� z nim jak najszybciej zobaczy�. Oczekuje
mnie - sk�ama�.
- Nic mi nie powiedzia�...
- Nie m�g�. Ta sprawa jest poufna. I nagl�ca - powt�rzy�. - Sprawa �ycia
lub �mierci.
Mojej �mierci, pomy�la�. Blondynka obejrza�a legitymacj� prasow� i spoj-
rza�a na niego. Oddaj�c j� wydawa�a si� niezdecydowana, co ma odpowiedzie�.
Dyson z trudem u�miechn�� si� i rozlu�ni�. Dziewczyna nie u�miechn�a si�, lecz
skin�a g�ow�.
- Czy ma pan na czym zapisa� adres? Znajdzie go pan w General & Cum-
bria Insurance Company w Park Crescent. Dwadzie�cia minut drogi taks�wk�
st�d...
Dyson podzi�kowa�, przewiesi� przez rami� kamer�, po czym pospieszy�
w stron� taks�wki, gdzie poda� kierowcy adres w Soho. Wcze�niej, j eszcze w cza-
sie drogi z lotniska kilkakrotnie ogl�da� si� przez tyln� szyb�. Nie zauwa�y�
sza-
rego volvo trzymaj�cego si� za taks�wk� stale w odleg�o�ci jednego samocho-
du. Tak naprawd�, to prawie nie wierzy�, �e mo�e by� �ledzony.
11
Joel Dyson nie doceni� energii i zakresu w�adzy, jak� dysponowa�a poszuku-
j�ca go organizacja. Podczas jedenastogodzinnego lotu z Los Angeles jego miesz-
kanie w San Francisco zosta�o przetrz��ni�te, sprawdzone jak przez lup� w po-
szukiwaniujakicnkolwiek wskaz�wek. Wszystkie g��wne lotniska kalifornijskie
zosta�y sprawdzone - st�d �atwy kontakt z Nickiem Rossim. Mi�dzy Stanami a Eu-
rop� sz�y telegramy. Poczyniono przygotowania do �przej�cia" celu. To�samo��
ustalono dzi�ki magnetofonowi.
W drodze do Soho Dyson rozwa�a� warto�� filmu i kasety. Pi�� milion�w
dolar�w? Nie. Dziesi�� milion�w dolar�w przynajmniej. Cz�owiek potrafi wymy-
�li� spos�b na zdobycie pieni�dzy znalaz�szy siew obliczu �miertelnego zagro�e-
nia. Opuszczaj�c taks�wk� na jednej z ulic Soho Joel by� bardzo podniecony. Na-
wet nie zauwa�y� szarego volvo, kt�re zwolni�o, by po chwili zaparkowa�.
- Sammy, potrzebuj� skorzysta� z twojej przegrywalni. Spieszy mi si� cho-
lernie - powiedzia� Dyson londy�skiemu w�a�cicielowi sklepu.
Z zewn�trz miejsce to wygl�da�o na sklepik soft-porno. Dyson jednak, do-
skonale znaj�c Londyn, dawniej cz�sto wykorzystywa� mieszcz�ce si� wewn�trz
urz�dzenia.
- To b�dzie kosztowa�, stary - szybko odpowiedzia� Sammy. - Nie ka�dy
mo�e u�ywa� mojego sprz�tu. Bior� dodatkow� op�at�, je�li sprawa jest niele-
galna, tak jak zapewne w tym wypadku.
- Po prostu pilnuj drzwi. Nie chc�, �eby mi kto� przeszkadza� - odwarkn��
Dyson. - A tu masz swoj� zap�at�.
Nim znikn�� na zapleczu, rzuci� na lad� dwa studolarowe banknoty. Sammy,
rudow�osy garbus, zagwizda� ze zdumienia. Podni�s� banknoty do �wiat�a. Wy-
gl�da�y w porz�dku.
Wracaj�c z zaplecza Dyson mia� w torbie cztery pojemniki. Dwa orygina-
�y - film i kaset� - i po jednej kopii ka�dego. Skin�wszy Sammy'emu g�ow� na
po�egnanie wyszed� na ulic�, zatrzyma� przeje�d�aj�c� taks�wk� i kaza� kierow-
cy zawie�� si� do Park Crescent.
Przyjazd do Sammy'ego do Soho by� kolejn� nag�� decyzj� Dysona, podj�t�
dopiero w momencie, gdy jego taks�wka opuszcza�a Beresforde Road. O wiele
bezpieczniej j est mie� dwa zestawy nagra� - j eden ukryty w Londynie, drugi w
Zu-
rychu. Jak�e teraz pragn�� zasta� Newmana w Park Crescent.
W biurze na pierwszym pi�trze Park Crescent w kwaterze g��wnej SIS Bob
Newman siedzia� pij�c kaw�z Monik�, zaufan�i d�ugoletni� asystentk� wicedy-
rektora Tweeda. Trudno by�o okre�li� wiek Moniki - siwe w�osy nosi�a upi�te
w kok. Siedz�c za biurkiem prowadzi�a pogaw�dk� z korespondentem zagranicz-
nym, Newmanem, m�czyzn� nieco po czterdziestce, �redniej budowy, z br�zo-
wymi w�osami i mi�� powierzchowno�ci�, kt�ry zosta� w pe�ni sprawdzony i ju�
nieraz pracowa� z jej szefem.
- Powiedzia�am, �e Tweed wyj echa� - rzek�a. - W rzeczywisto�ci j est w Pa-
ry�u. Spodziewamy siego w ka�dej chwili.
12
- Miota si�, j akby nie m�g� usiedzie� na miej scu - skomentowa� Newman. -
Lata tu i tam. My�l�, �e lubi podr�owa�.
- A ty nie? - dra�ni�a si� z nim Monika. - Jako korespondent zagraniczny
by�e� ju� chyba wsz�dzie...
Przerwa�a s�ysz�c sygna� telefonu. Dzwoni� George, by�y �o�nierz, kt�ry pra-
cowa� na dole jako portier i stra�nik. Monika zmarszczy�a brwi, spojrza�a na
New-
mana i po raz kolejny zapyta�a? - Kto? Powiedz mu, �eby zaczeka� - i miej na
niego oko.
- Kto� do ciebie - rzek�a odk�adaj�c s�uchawk�. - Facet nazywa si� Joel
Dyson. M�wi, �e musi niezw�ocznie si� z tob� zobaczy�.
- Joel Dyson? Sk�d, do diab�a, wiedzia�, gdzie jestem? Kiedy� by� dzienni-
karzem, jednym z moich informator�w. Teraz spad� do poziomu �owcy sensacji.
Robi zdj�cia tak zwanym osobisto�ciom - �onatym - romansuj�cym z niew�a-
�ciwymi kobietami. Sprzedaje p�niej te fotki prasie za ogromne sumy. S�dz�,
�e b�dzie lepiej, je�li si� z nim spotkam, ale nie tu na g�rze.
- W poczekalni - zdecydowa�a Monika, po czym zadzwoni�a do George' a,
by go poinstruowa�. Newman poprosi�, �eby posz�a z nim jako �wiadek. - W ta-
kim razie wezm� sw�j notatnik - odpar�a.
Znajduj�ca si� naprzeciwko biurka George'a poczekalnia by�a ponurym po-
mieszczeniem, sta� tu drewniany st� i kilka krzese� z twardymi oparciami, drew-
niana pod�oga pachnia�a past�. Pok�j zaprojektowano tak, by zniech�ci� odwie-
dzaj�cych do d�ugiego za�atwiania spraw.
Monika zdumia�a si�, gdy zobaczy�a, jak porz�dnie ubrany by� Joel Dyson.
W drodze przez Kaliforni� zatrzyma� si� w motelu, wynaj�� pok�j, �ci�gn��
zimowy p�aszcz, drelichy i koszulk�. Zamiast tego z torby wyj�� ameryka�ski
garnitur, koszul� i krawat od Brooks Brothers oraz elegancki p�aszcz, po czym
wymkn�� si� z motelu nie zauwa�ony przez w�a�ciciela zap�aciwszy wcze�niej
za ca�� noc.
Niski, szczup�y m�czyzna, po trzydziestce, mia� okr�g�� twarz z wydat-
nymi ustami, cofni�t� brod� i ujmuj�cym u�miechem. Natychmiast wyda� si�
Monice podejrzany. Kolejn� niespodziank� okaza� si�jego g�os. M�wi� z a-
rystokratycznym akcentem. Joel z �atwo�ci� pos�ugiwa� si� przekonuj�cym
ameryka�skim, i r�wnie dobrym angielskim. Naprawd� by� narodowo�ci bry-
tyjskiej.
- Jak, do diab�a, mnie tu znalaz�e�? - Newman za��da� odpowiedzi.
- Nie masz si� o co w�cieka�. Poszed�em do twojego mieszkania. - Masz
naprawd� dobry smak, je�li chodzi o blondynki. Powiedzia�a, �e tutaj ci� znaj-
d�.
Molly! - pomy�la� Newman. Chcia� ju� w �agodny spos�b zako�czy� t� przy-
ja�� - dziewczyna szybko zacz�a dawa� mu do zrozumienia, �e oczekuje powa�-
nego traktowania. Teraz zmuszony b�dzie przyspieszy� proces rozstania.
- Nie wiedzia�em, �e jeste� powi�zany z ubezpieczeniami - kontynuowa�
Joel pogodnie. - Dochodz� do wniosku, �e to idealny spos�b, by pozna� naj-
ciemniejsze, ludzkie sekrety.
13
Zmyli�a go tabliczka z wygrawerowanym napisem instytucji General& Cum-
bria Assurance - b�d�cej przykrywk� dla SIS. Nie poproszony dot�d, by usiad�,
Dyson wci�� sta�.
- Czego chcesz? - warkn�� Newman. - Tak si� sk�ada, �e jestem bardzo za-
- Firmy ubezpieczeniowe maj� najbezpieczniejsze sejfy - Dyson sztucz-
nie u�miechn�� si� do Moniki, kt�ra usiad�a na stoliku i notowa�a. Popatrzy�a na
niego wzrokiem zdradzaj�cym ca�kowit� oboj�tno��, po czym spu�ci�a oczy na
notes. Nie wprawi�o go to j ednak w zak�opotanie.
- Mam film i kaset� - m�wi� dalej do Newmana - i s� one niczym bomba.
Zatrzymam orygina�y, a ty przechowaj kopie. Na wypadek, gdyby co� mi si� przy-
trafi�o.
- A co ci si� mo�e sta�?
Dyson milcza�, dop�ki nie po�o�y� na stole walizki i nie wyj�� dw�ch po-
jemnik�w, kt�re poda� Monice.
- Mog� sko�czy� jako trup - powiedzia� cicho.
Powaga zawarta w jego tonie, nag�e przej�cie od poprzedniej weso�o�ci za-
intrygowa�a Newmana. Po cz�ci by�by sk�onny mu wierzy�, lecz nie da� si�
jeszcze w pe�ni przekona�.
- A kt� chcia�by zabi� najs�awniejszego na �wiecie podgl�dacza? - iro-
nicznie docieka�.
- Nie lubi� tego s�owa. Jestem zawodowym fotografikiem wysokiej klasy,
jednym z najlepszych -je�li nie najlepszym. I nie potrafi� odpowiedzie� na twoje
pytanie.
- Nie mo�esz, czy nie chcesz? - burkn�� Newman ponownie.
- Pas.
- W takim razie wyno� si� st�d, do cholery, i zabieraj swoje �mieci.
- Zawarto�� tych dw�ch pojemnik�w mog�aby wstrz�sn�� �wiatem, zdru-
zgota� Europ� u samych podstaw i zniszczy� wszelkie mi�dzynarodowe wp�y-
wy, jakie posiada Wielka Brytania. Uciekam w przera�eniu - niczym zaj�c przed
fretkami.
Dyson wzi�� papierosa ze z�otego pude�eczka, Newman spr�bowa� przeprowa-
dzi� eksperyment - poda� mu ogie�. Dyson nie m�g� utrzyma� w bezruchu papiero-
sa, a jego d�o� dr�a�a jak li�� na wietrze. Z niech�ci� Newman zmuszony by�
przy-
zna�, �e tamten nie odgrywa kolejnego ze swoich ob�udnych przedstawie�.
- Je�eli zgodzimy si� zatrzyma� te przedmioty, b�dziemy musieli wiedzie�,
jak si� z tob� skontaktowa� - powiedzia� - w przeciwnym wypadku, nie ma mowy.
Kiedy Dyson wyjmowa� poj emniki, Newman zauwa�y� co� w j ego walizce. Na
szczycie stosu ubra� wygl�daj�cych na nowe - na dodatek w ameryka�skim sty-
lu - le�a�a kamera ze zwini�tym paskiem do przewieszania przez rami�.
- Musz� si� zmywa� - zaprotestowa� Dyson podnosz�c walizk� ze stolika.
- Pyta�em, jak mo�emy si� z tob� skontaktowa�? Gdzie si� zatrzymasz?
- Zg�o� si� do tego szwajcarskiego bankiera, kt�rego mi kiedy� przedsta-
wi�e�. Juliusa Amberga z Zurychu. S�uchaj, sp�ni� si� na samolot...
14
- To sp�ywaj.
Monika odprowadzi�a go do drzwi i skin�a George'owi, �eby otworzy�. Dy-
son znikn�� niczym b�yskawica.
- Zabieram te pojemniki wprost do �Maszynowni" dla specjalist�w od ma-
teria��w wybuchowych, �eby je zbadali - powiedzia�a Monika w chwil� po po-
wrocie.
- M�dra zapobiegliwo�� - zgodzi� si�Newman. - A co potem?
- W�o�� je do sejfu Tweeda, dop�ki nie wr�ci...
Kierowca szarego volvo, kt�re wci�� sta�o zaparkowane w zasi�gu wzroku
od budynku, zobaczywszy wychodz�cego Dysona, g�aszcz�c si� po g�owie da�
znak kierowcy innego samochodu. By� to srebrny renault stoj�cy tu� za nim.
�Volvo" podni�s� s�uchawk� telefonu kom�rkowego w momencie, gdy Dyson
wsiada� do taks�wki, i wystuka� numer.
- To znowu Jerry.
- Jakie� zmiany? - za��da� szorstki g�os Nortona.
- Cel z�o�y� wizyt� w sklepie soft-porno w Soho. Potem wzi�� nast�pn� tak-
s�wk� do budynku Park Crescent. Poszed�...
- Park Crescent? Bo�e Wszechmog�cy, nie tam! Numer budynku?
- General & Cumbria Assurance. Kierowca poda� mu numer. Obejrza� bu-
dynek i wr�ci� do samochodu, gdy Dyson by� jeszcze w �rodku. Kiedy Dyson
pojawi� si� znowu, przej�� go renault...
- General & Cumbria - przerwa� mu Norton sprawiaj�c wra�enie, �e my�li
na g�os. - Wiem, co to za miejsce. Co Dyson ni�s�, gdy wychodzi�?
- Tylko swoj� torb�...
- Pewnie zostawi� je tam na przechowanie w sejfie - g�os sta� si� jeszcze
bardziej nieprzyjemny. - B�dziemy musieli zaj�� si� ca�ym budynkiem. Trzeba
przygotowa� samoch�d i materia�y wybuchowe. Robota musi by� sko�czona
w ci�gu najbli�szych czterdziestu o�miu godzin. Wracaj do kwatery g��wnej...
Cz�� pierwsza
Masakra
Rozdzia� 1
d:
dni p�niej Paula Grey wraz z innymi go��mi we-
"sz�a do sali jadalnej w Tresillian Manor, gdzie mieli zje��
obiad. Ten klejnot architektury w stylu el�bieta�skim usytuowany by� na odizo-
lowanym od �wiata wrzosowisku w Kornwalii - Bodmin Moor. Przebywa�a ra-
zem z przyjaci�mi w Sherborne, kiedy wczesnym porankiem zatelefonowa�
Tweed.
- Paula, wypad�a nag�a sprawa. W�a�nie wr�ci�em z Pary�a i otrzyma�em
wiadomo�� od Juliusa Amberga, szwajcarskiego bankiera. Wydawa� mi si� prze-
ra�ony. Przylecia� z Zurychu do domu swojego przyjaciela w Bodmin Moor...
Poda� jej dok�adne wskaz�wki, gdzie skr�ci� z trasy A30 przebiegaj�cej przez
wrzosowisko. Zgodzi�a si� pojecha� tam natychmiast.
- Przyjad� w porze obiadu - kontynuowa� Tweed. - Zabieram ze sob� siln�
obstaw�: Butlera, Nielda i Cardona. Uzbrojonych. W�a�nie o to b�aga� mnie
Amberg.
- W jakim celu? - zapyta�a.
- Nie chcia� powiedzie� przez telefon. Dzwoni� z Tresillian Manor. Widocz-
nie dzi� rano przylecia� z Zurychu do Londynu, pr�bowa� skontaktowa� si� ze
mn� w Park Crescent, jeszcze zanim wr�ci�em. Potem wsiad� do samolotu linii
Brymon Airways do New�uay Airport i zadzwoni� ponownie ju� z Bodmin Moor.
Ma ze sob� oddzia� ochroniarzy, ale nie ufa im zanadto. M�wi�, jak cz�owiek
l�kaj�cy si� o swoje �ycie. To nie w stylu Amberga. Spotkamy si� w posiad�o-
�ci...
Podr� z Sherborne by�a dla Pauli przyjemno�ci� - zimny lutowy poranek
roz�wietlony przez ostre promienie s�oneczne padaj�ce z b��kitnego nieba.
Wszystko zmieni�o si�, gdy skr�ci�a w boczn� drog� prowadz�c� przez Bodmin
Moor. Natychmiast ogarn�o j� poczucie odosobnienia, otacza�o j� pozbawione
wyrazu, bezludne wrzosowisko.
Zatrzyma�a samoch�d i wy��czy�a na moment silnik, nas�uchiwa�a. W oddali
widzia�a dominuj�ce nad okolic� wzg�rze w kszta�cie sto�ka - Brown Willy. Prze-
nikliwa cisza stwarza�a atmosfer� zagro�enia.
19
Pomimo i� by�jasny dzie�, ogarn�yj�z�e przeczucia. Ruszaj�c znowu otrz�-
sn�a si� ze z�ego nastroju.
- Przecie� to g�upie - mrukn�a do siebie.
Tresillian Manor ukryte by�o w swego rodzaju niecce. Brama z kutego �ela-
za sta�a otworem, poni�ej znajdowa� si� kr�ty zjazd.
Kiepskie zabezpieczenie, pomy�la�a Paula przeje�d�aj�c obok kamienne-
go s�upa z mosi�n� tabliczk� z wygrawerowan� nazw� domostwa. Wysokie
jod�y otacza�y posiad�o�� jeszcze bardziej izoluj�c j� od �wiata. Skr�ciwszy
Paula zwolni�a na asfaltowym zje�dzie, po czym wzi�a g��boki wdech.
Zbudowany z szarego kamienia dom okaza� si� mniejszy, ni� oczekiwa�a,
niemniej jednak prze�liczny. Okaza�e szczyty wznosi�y si� po obu stronach.
Wej�cia strzeg� masywny, kamienny przedsionek. Sze�� samochod�w, w tym
rolls-royce, zaparkowano przed biegn�cym przez ca�� szeroko�� domu tara-
sem.
- Witamy w Tresillian Manor - powiedzia� niski, t�gawy m�czyzna. -
Nazywam si� Julius Amberg. Spotkali�my si� kiedy� w Zurychu - zerkn�� po-
nad ramieniem Pauli. - A gdzie jest Tweed?
- Jedzie ze swoimi lud�mi z Londynu. Jestem pewna, �e wkr�tce przyb�dzie.
Za plecami Amberga sta� dobrze zbudowany m�czyzna o twarzy pozbawio-
nej wyrazu. Paula zosta�a zaprowadzona do garderoby, gdzie zostawi�a sw�j
trencz.
Przy sobie zatrzyma�a torebk� z automatycznym browningiem kaliber 0.38 cala
w �rodku.
W pokoju nazywanym przez Amberga wielki hali podano drinki. Przestrzen-
ne, wysokie pomieszczenie z rze�bionym sufitem wydawa�o si� stare jak �wiat.
Kilka minut p�niej Paula pod��y�a za innymi go��mi poprzez ogromny przed-
pok�j w kierunku jadalni. St� zastawiony by� do obiadu. Paula naliczy�a dwana-
�cie nakry�. Du�o miejsca dla Tweeda i jego ludzi.
Spojrza�a na zegarek. Tweed nie zwyk� si� sp�nia�. Znowu zacz�� dokucza�
jej �o��dek - musia�a poprzedniego wieczoru zje�� co�, co jej zaszkodzi�o. Ul�y
jej, gdy wreszcie zobaczy Tweeda. Przeczucie nieuniknionej katastrofy powr�-
ci�o. Przygl�da�a si� Ambergowi siedz�cemu za sto�em.
Szwajcarski bankier, po pi��dziesi�tce, mia� wysokie czo�o, czarne w�osy
zaczesane bez przedzia�ka do ty�u. Pod krzaczastymi brwiami kry�y si� sprytne,
niebieskie oczy patrz�ce z okr�g�ej, g�adko ogolonej twarzy. U�miechn�� si� do
Pauli siedz�cej po jego lewej stronie.
- Tweed zwykle by� punktualny.
- Mo�e przyjecha� w ka�dej chwili - zapewni�a.
Paula popatrzy�a wzd�u� sto�u na pozosta�ych sze�ciu m�czyzn, z kt�rych
�aden nie wypowiedzia� s�owa. Ka�dy z nich by� po trzydziestce, wszyscy nosili
czarne garnitury. Pewnie zostali wynaj�ci ze szwajcarskiej, prywatnej agencji
ochrony. Nie obdarzy�aby ich zaufaniem - nikt nie pilnowa� bramy wej�ciowej,
Amberg za� sam otwiera� drzwi maj�c z ty�u tylko jednego stra�nika.
- To bardzo �adnie ze strony dziedzica tej posiad�o�ci, pana Gaunta, �e wy-
naj�� mi posiad�o�� bez wcze�niejszego uprzedzenia - kontynuowa� Amberg. -
20
Bior�c nawet pod uwag� fakt, �e przyje�d�a�em tu ju� wielokrotnie. Do tego
jeszcze u�yczy� mi lokaja i obs�ugi kuchennej.
- Dziedzic?
- W�a�ciciel tej posiad�o�ci. Miejscowi nazywaj�go dziedzicem. Uwa�a to
za nieco zabawne w dzisiejszych czasach.
- Gdzie teraz jest?
- Prawdopodobnie j e�dzi konno po wrzosowisku. Kiedy si� tu zatrzymuj �,
on przenosi si� do swojego domku w Five Lanes.
Podni�s� wzrok, gdy kto� zapuka�. W drzwiach pojawi� si� lokaj, kt�ry wcze-
�niej poda� drinki.
- Przepraszam pana, kucharka m�wi, �e mo�e ju� poda� jedzenie, je�li to
panu odpowiada.
Mounce, Kornwalijczyk, mia� na sobie czarn� marynark�, szare spodnie w pa-
ski, bia�� koszul� i czarn� much�. Wysoki, mocnej budowy m�czyzna idealnie
pasuje na lokaja, pomy�la�a Paula.
- Dam ci zna� za chwilk�, Mounce - odpar� Amberg.
- Dobrze, prosz� pana.
- Gaunt ma wspania�� kuchark� - Amberg wznowi� pogaw�dk�, gdy drzwi
zamkn�y si� za Mounce'em. - Mam nadziej�, �e obiad b�dzie pani smakowa�.
Mus szparagowy na pocz�tek, nast�pnie udziec sarni z winem. Jest tak dobra, �e
mia�bym ochot� podkra�� mu j�.
- Brzmi wspaniale - rzek�a automatycznie Paula.
Wspomnienie jedzenia przynios�o z powrotem z�e samopoczucie. Mia�a ju�
zamiar si� odezwa�, kiedy Amberg spojrza� na zegarek.
- Mo�e powinni�my zacz��. My�l�, �e Tweed to zrozumie. W ka�dym razie
uprzyjemni to nam oczekiwanie.
- Panie Amberg... - Paula �ciszy�a g�os. - Czy m�g�by mi pan na chwil�
wybaczy�? Pokazywa� mi pan, gdzie jest toaleta. Prosz� zaczyna� - za chwilk�
wr�c�.
- Oczywi�cie...
Podnosz�c si� wyjrza�a przez okno wychodz�ce na kr�ty zjazd. W oddali
pojawi� si� listonosz jad�cy na rowerze. Rozpozna�a, kim jest nadje�d�aj�cy
cz�o-
wiek, dzi�ki niebieskiemu mundurowi, czapce z daszkiem i odblaskom rzuca-
nym przez czerwono-z�ote naszywki. Do przedniego baga�nika przymocowana
by�a wielka p��cienna torba.
- Nadje�d�a listonosz - zwr�ci�a si� do Amberga.
- Mounce si� nim zajmie.
Amberg z wolna postukiwa� w st� zaci�ni�tymi k�ykciami. Intuicyjnie zga-
dywa�a, �e nie jest zniecierpliwiony, lecz zdenerwowany faktem, i� Tweed i jego
ludzie jeszcze nie przyjechali.
Kiedy Paula wysz�a z jadalni i min�a hali, rozleg� si� dzwonek do drzwi fron-
towych. Zjawi� si� Mounce, obiema d�o�mi poprawi� brzegi marynarki i wypro-
stowany otworzy� drzwi. Paula nios�c ze sob� torebk� wesz�a do toalety i prze-
kr�ci�a zatrzask w drzwiach. Drzwi te sporz�dzone by�y z grubego drewna, dzi�ki
21
czemu skutecznie zatrzymywa�y wszelkie d�wi�ki dochodz�ce z pozosta�ych
cz�ci domu.
Mounce zdziwiony spojrza� na listonosza, kt�ry nie przyje�d�a� nigdy o tej po-
rze dnia. Poza tym cz�owiek st�j �cy z ci�k� torb� przewieszon� przez rami� by�
tu
po raz pierwszy. W prawej r�ce trzyma� paczk� wyci�gni�t� w kierunku lokaja.
W momencie gdy Mounce spojrza� w d� i zauwa�y�, �e paczka zaadresowa-
na jest do Juliusa Amberga, listonosz spod marynarki wyci�gn�� d�ugi sztylet.
N� wycelowany dok�adnie, z wielk� si�� wbi� si� mi�dzy �ebra Mounce' a, kt�ry
tylko chrz�kn��. Na jego twarzy zago�ci� wyraz zdziwienia, po czym lokaj upad�
na pod�og� wci�� trzymaj�c w r�ce paczk�.
Morderca wszed� do �rodka, �ci�gn�� cia�o z progu i po cichu zamkn�� drzwi.
Schylaj�c si� zbada� t�tno na szyi ofiary. Nic. Wyprostowa� si�, zdj�� czapk�,
wrzuci� j � do torby, wyci�gn�� kominiark�, w�o�y� j� na g�ow� i zas�oni� twarz.
Nast�pnie wyj�� z torby pistolet z szerok�, kr�tk� kolb�, podszed� do drzwi
prowadz�cych do kuchni i otworzy� je na o�cie�. �Listonosz" wpad� do �rodka
i zamkn�� drzwi, zanim cztery znajduj�ce si� tam osoby - kucharka i trzy miej-
scowe pomoce - zd��y�y zareagowa�. Chwytaj�c si� lew� r�k� za nos intruz wy-
strzeli� z pistoletu, pojemnik z gazem �zawi�cym wcelowa� w pod�og� z polero-
wanych kamieni. Gaz wype�ni� odizolowane pomieszczenie - wszystkie okna
pozamykano z powodu zimna..
W momencie gdy cztery kobiety zacz�y si� d�awi� i zatacza�, m�czyzna
wyj�� sk�rzany, pod�u�ny przedmiot przypominaj�cy ma�� gumow� pa�k�. Na-
st�pnie przebieg� po kuchni uderzaj�c ka�d� z kobiet w g�ow�. Do tej pory �li-
stonosz" mia� na r�kach sk�rzane r�kawice. Teraz zdj�� je ostro�nie ods�aniaj�c
kryj�ce si� pod nimi gumowe, chirurgiczne.
�Listonosz" sprawdzi� godzin�. Up�yn�y dwie minuty od za�atwienia lokaja.
Na ustawionym w centrum stole znajdowa�a si� srebrna taca ze szklanymi misecz-
kami wype�nionymi musem. Inne potrawy podgrzewa�y si� na nowoczesnej ku-
chence stoj�cej przy �cianie. Jedn� r�k� zgasi� ogie� - nie ma sensu ryzykowa�
po�aru. Spogl�daj�c na nieprzytomne kobiety le��ce na pod�odze m�czyzna w
kominiarce wyci�gn�� z torby pistolet maszynowy uzi. Szybkostrzelno�� sze��set
pocisk�w na minut�. Opu�ci� kuchni� zamykaj�c za sob� drzwi.
Dopiero teraz, po minucie wci�gn�� powietrze. Buty na gumowych pode-
szwach nie wyda�y najmniejszego d�wi�ku, gdy zbli�a� si� do jadalni. Chwyci� za
klamk� i szybko otworzy� drzwi.
Siedmiu m�czyzn utkwi�o wzrok w zamaskowanym m�czy�nie z uzi w r�-
ku. Na kr�tk� chwil� zamarli. Oczekiwali lokaja, kt�rego Amberg wezwa� naci-
skaj�c na dzwonek. Ten kr�tki moment okaza� si� fatalny w skutkach. Morderca
poci�gn�� za spust celuj�c najpierw w stra�nik�w - niemal ich rozsmarowa� po
�cianach. W tym samym momencie Amberg zerwa� si� zza sto�u. Ostatnie sze��
pocisk�w wyznaczy�o z przodu jego koszuli r�wniutki rz�dek czerwonych guzi-
k�w. Guzik�w, kt�re szybko si� powi�ksza�y. Bankier rzucony do ty�u osun�� si�
22
na siedzenie uderzaj�c w oparcie z tak� si��, �e si� z�ama�o. Zastyg� w
grotesko-
wej pozie, wpatruj�c si�niewidz�cymi oczami w sufit.
Zamachowiec odczepi� pusty magazynek, kt�ry mie�ci� czterdzie�ci naboi,
i wetkn�� go do kieszeni, po czym za�o�y� nowy. Chodz�c wok� sto�u opr�ni�
go w martwe ju� cia�a. Trzeba mie� pewno��.
Zabezpieczywszy uzi wyj�� szklany spryskiwacz wype�niony w dw�ch trze-
cich kwasem siarkowym. Wycelowa� spray w twarz Amberga i nacisn�� zaw�r.
Strumie� kwasu obj�� twarz bankiera od nasady nosa do podbr�dka. Za�o�ywszy
z powrotem przykrywk� zamachowiec schowa� buteleczk� do kieszeni, a uzi oraz
pusty magazynek umie�ci� w torbie wci�� wisz�cej na jego ramieniu. Po wyj�ciu
z jadalni zamkn�� drzwi.
W hallu zdj�� kominiark�, wrzuci� do torby i zn�w za�o�y� s�u�bow� czapk�
listonosza. Nie zdejmuj�c r�kawiczek, otworzy� frontowe drzwi, zamkn�� od ze-
wn�trz i umie�ci� torb� na przednim baga�niku opartego o �cian� roweru. Odj e-
cha� zn�w jako listonosz.
- No c�, dor�czy�em paczk� - powiedzia� na g�os zachowuj�c beznami�t-
n� oboj�tno��.
Rozdzia� 2
Paula popatrzy�a w lustro. Czu�a si� lepiej, �o��dek uspo-
koi� si�, lecz by�a jeszcze s�aba. - Nie�le wygl�dam - po-
wiedzia�a do siebie - tylko troch� blado.
By�a atrakcyjn� dziewczyn�, niewiele po trzydziestce, z d�ugimi kruczoczar-
nymi w�osami i �adn� figur�. Mia�a spokojne oczy i stanowczy, kszta�tny pod-
br�dek. Ubra�a si� dzi� w kremow� bluzk� ze st�jk�, granatowy �akiet, plisowa-
n� sp�dnic�, po�czochy koloru cia�a i mi�kkie pantofelki.
Paula przed chwil� zwymiotowa�a, co pozostawi�o po sobie nieprzyjemne
uczucie. Wyczy�ci�a umywalk�. Nagle poczu�a si� pusta, g�odna.
- Mo�e dobrze znios� odrobin� dziczyzny - rzek�a do siebie otwieraj�c
drzwi.
Wesz�a do hallu, po czym zatrzyma�a si� nagle. Mounce le�a� na wznak w po-
bli�u zamkni�tych drzwi frontowych, z jego klatki piersiowej wystawa�a r�ko-
je�� no�a. Czerwona plama zabarwi�a jego bia�� koszul�. Przywar�a do �ciany
z automatycznym browningiem w d�oni, obserwowa�a i nas�uchiwa�a.
Wszystkie drzwi by�y zamkni�te. Momentalnie zapomnia�a o swojej s�abo-
�ci i spojrza�a w kierunku schod�w. Czy morderca wci�� znajdowa� siew budyn-
ku? Kiedy st�pa�a po pod�odze, j ej pantofle nie wydawa�y najmniej szego odg�o-
su. Podesz�a do lokaja, kt�ry wci�� trzyma� paczk�, i schyli�a si� nad nim.
�Listonosz"...
Jej umys� szala� w chwili, gdy sprawdza�a puls w t�tnicy szyjnej. Nie �yje.
Co tu si�, do cholery, sta�o? Wyprostowa�a si� i zbli�y�a do drzwi jadalni.
Zanim
lew� r�k� si�gn�a w stron� klamki, nas�uchiwa�a. Kolejne solidne drzwi ca�ko-
wicie odcinaj�ce wszelkie d�wi�ki. Powoli, u�ywaj�c chusteczki, by nie zosta-
wi� odcisk�w palc�w, przekr�ci�a klamk�. Szybko otworzy�a drzwi i wsun�a
g�ow� do �rodka trzymaj�c bro� gotow� do strza�u.
- M�j Bo�e!
Na tyle zachowa�a kontrol� nad sob�, by wyszepta� jedynie te s�owa. Jej
umys� z trudem akceptowa� makabryczny widok, jaki zasta�a. To by�a masakra.
Dw�ch stra�nik�w wci�� jeszcze siedzia�o, cho� zostali rozci�gni�ci na stole
24
w ka�u�ach krwi. Ochroniarze, pomy�la�a gorzko. Czterej inni spadli z krzese�
i le�eli tak�e unurzani we krwi. Po cichu zamkn�a drzwi zdaj�c sobie spraw�, �e
morderca mo�e by� nadal na terenie posiad�o�ci. Ca�y czas obserwuj�c wej�cie,
ponownie wolno pochyli�a si�, by sprawdzi� t�tna le��cych po tej stronie sto�u
dw�ch m�czyzn. Nic. Zw�oki.
Wstrzymuj�c oddech podesz�a do szczytu sto�u, gdzie cia�o Amberga zwisa-
�o z krzes�a ze z�amanym oparciem. W�a�nie mia�a sprawdzi� jego t�tno, gdy
zobaczy�a g�ow�. Dr��c po prze�ytym szoku dla uspok�j enia si� odetchn�a g��-
boko. Julius Amberg pozbawiony by� twarzy. Wielkie p�aty cia�a zosta�y wy�arte.
Nawet w chwili, gdy na niego patrzy�a, j ego prawdziwa twarz szybko przeistacza-
�a si� w go�� czaszk�.
Zmuszaj�c si� do g��bszego sk�onu, poczu�a ostr� wo�. Jaki� kwas? Dlacze-
go? W jakim celu to dodatkowe barbarzy�stwo? Podnios�a si� i rozejrza�a po
�cianach jadalni wy�o�onych od pod�ogi do sufitu boazeri�. Pi�kno pomieszcze-
nia wydawa�o si� pot�gowa� jeszcze horror, kt�rego by�a �wiadkiem.
Szybko przebieg�a wzrokiem po suficie, po czym zatrzyma�a spojrzenie w j ed-
nym miejscu. Tak jak w wielkim hallu, gdzie dostali drinki, i tuwyrze�bione w
gip-
sie artystyczne wzory pokrywa�y sufit. Jej uwag� przyku�o wyra�ne zak��cenie
zamierzonego porz�dku. Dok�adnie nad g�ow� bankiera widnia�a jaskrawa plama
krwi. Zapewne jeden z pocisk�w trafi� w t�tnic� szyjn� wysy�aj�c w kierunku
sufitu strumienie krwi. Podczas gdy patrzy�a, spad�a kropelka i wyl�dowa�a na
szcz�tkach g�owy, czy raczej czaszki Amberga.
Spojrza�a na st�. W miejscu, gdzie siedzia�a, zastaw� nakrywa�a serwetka,
kt�r� zostawi�a wychodz�c. Prawdopodobnie dlatego zab�jca nie zauwa�y� nie-
obecno�ci jednego z go�ci. W ka�dym razie jasne by�o, �e bardzo si� spieszy�,
by wykona� t� szata�sk� robot�.
- We� si� w gar�� - powiedzia�a po cichu do siebie.
Czu�a si� straszliwie, mimo to wr�ci�a do hallu. Obs�uga! Szybko do kuchni.
Zatrzyma�a si�, zanim otworzy�a drzwi obawiaj�c si� tego, co mog�a zasta�.
- Tylko nie to - modli�a si�.
Dolecia� do niej jeszcze jeden s�aby zapach. Gaz �zawi�cy. Cztery cia�a le�a-
�y rozci�gni�te na kamiennej pod�odze. Szybko sprawdzi�a t�tna. By�a nieco zdzi-
wiona, kiedy odkry�a, �e �yj�. Nieprzytomne, ale �yj�. Domy�la�a si�, �e gruba-
wa, starsza kobieta, ubrana w bia�y fartuch i bia�� czapk� powalona w pobli�u
kuchenki, by�a kuchark�. Paula wzi�a z krzes�a poduszk� i delikatnie pod�o�y�a
jej pod g�ow�. M�odsze dziewcz�ta, r�wnie� w bia�ych fartuchach, prawdopo-
dobnie zbytnio nie ucierpia�y.
W�a�nie w tym momencie ze zdumieniem zauwa�y�a, �e kuchenka zosta�a
wy��czona. Wiedzia�a, �e nie wolno jej dotyka� pokr�te�. Odciski palc�w. Otwo-
rzy�a okno, by wpu�ci� �wie�e powietrze i pozby� si� pozosta�o�ci gazu �zawi�-
cego, po czym ostro�nie sprawdzi�a reszt� parteru.
Jedne drzwi prowadzi�y do gabinetu umeblowanego drogimi antykami. Inne
okaza�y si� wej�ciem do ogromnego salonu z balkonowymi oknami wiod�cymi
na taras, naprzeciw alei jod�owej, u wylotu kt�rej wida� by�o le��ce powy�ej,
25
ponure wrzosowisko. Uczucie odosobnienia wzmocni�o si� jeszcze. Paula we-
sz�a do wielkiego hallu pustego podobnie jak inne pomieszczenia. D�ugi rz�d
okien wychodzi� na drog� dojazdow�. Zbli�a�y si� dwa samochody.
Zza kierownicy forda escorta wy�oni� si� Tweed, za kt�rym pojawi� si� po-
t�nej budowy Harry Butler, ubrany w wiatr�wk� i sztruksowe spodnie. Pete Nield
i Philip Cardon wysiedli ze sierry.
- Przepraszamy za sp�nienie - zacz�� Tweed i u�miechn�� si�. - Zatrzy-
ma� nas konw�j tych w�drowc�w - Cygan�w czy co� w tym rodzaju. Mam na-
dziej�, �e Julius nam wybaczy...
M�wi� szybko, lecz przerwa� zobaczywszy wyraz twarzy Pauli oraz bro�, kt�r�
wci�� trzyma�a w prawej d�oni. Jego zachowanie zmieni�o si� natychmiast.
- Paula, co si� sta�o? K�opoty? Jakie?
- Najgorsze z mo�liwych. A spodziewa�am si�, �e przyjedzie Bob Newman.
By�a to bezsensowna uwaga w stylu tych, jakie cz�sto wypowiada cz�owiek,
kt�ry dot�d trzyma� si� w ryzach tylko dzi�ki sile woli i charakteru, a teraz z
op�-
nieniem reaguj �cy na szok. Kiedy ich zobaczy�a, opu�ci�o j � napi�cie. Stara�a
si�
z ca�ych si�, by im powiedzie� o wszystkim.
- Newman gdzie� pojecha� - odpar� Tweed. - Monika zostawi�a najego au-
tomatycznej sekretarce wiadomo��, �eby pojawi� si� u niej. Wyja�ni mu, gdzie
jeste�my.
Tweed z rozmys�em odpowiedzia� na to pytanie, aby na nowo obudzi� w niej
poczucie rzeczywisto�ci. By� cz�owiekiem w �rednim wieku, �redniego wzrostu
i budowy, nosi� okulary w rogowych oprawkach. Kogo� takiego nie dostrzega
si�, mijaj�c, na ulicy. Cecha ta bardzo mu pomaga�a jako wicedyrektorowi SIS.
Szybko wszed� po schodkach, obj�� ramieniem Paul� i �cisn��.
- Co tu si� wydarzy�o?
- To okropne. Nie, to nie s� dane, jakich by� pragn��. - Wzi�a g��boki od-
dech. - Wszyscy nie �yj�.
- Kto dok�adnie? - spyta� spokojnie Tweed.
- Julius Amberg, jego ochrona i lokaj, Mounce. Osiem trup�w czekaj�cych
na was w tym �licznym domu. Zrobi� to listonosz...
- P�niej mi powiesz wi�cej. Lepiej b�dzie, je�li to sam zobacz�. Ten li-
stonosz, o kt�rym wspomnia�a�, czy ju� poszed�?
- Nie mia�am czasu sprawdzi� g�rnego pi�tra. Parter jest czysty.
- Harry - powiedzia� Tweed natychmiast przejmuj�c dowodzenie - id� na
g�r� i poszukaj uzbrojonego zab�jcy. We� ze sob�Philipa Cardona.
- Tak jest...
Butler, trzymaj�c walthera kaliber 7.65 mm w d�oni, wszed� do domu. Za
nim pod��y� Cardon, r�wnie� �ciskaj�c walthera. Paula i Tweed zobaczyli Butle-
ra wspinaj�cego si� szerokimi schodami. Cardon pozosta� kilka krok�w z ty�u
prze�lizguj�c si�, pocz�wszy od p�pi�tra, jak najbli�ej �ciany.
26
- S� tutaj - wskaza�a Paula. - Przygotuj si� na co� naprawd� okropnego.
Szczeg�lnie twarz Amberga.
Tweed zatrzyma� si�. Ubrany by� w trencz narzucony na niebieski garnitur.
Z r�koma g��boko w kieszeniach p�aszcza - w pozie tej zwyk� przes�uchiwa�
podejrzanych w czasach, kiedy by� najm�odszym komendantem w Wydziale Za-
b�jstw Scotland Yardu - spogl�da� na zw�oki Mounce'a.
- Chcia�bym wiedzie�, co jest w paczce dostarczonej przez listonosza. Ale
nie wolno nam niczego rusza�, zanim nie przyjedzie policja. Zadzwonimy do
nich za chwil�- powiedzia� patrz�c na telefon stoj�cy na stoliku pod �cian�.
S�ucha� uwa�nie Pauli, kt�rej przysz�a do g�owy nowa my�l.
- Kucharki zosta�y zaatakowane gazem �zawi�cym, po czym, jak s�dz�,
morderca czym� j e og�uszy�. Jedna z trzech dziewcz�t ma brzydk� ran� na g�o-
wie. Dzi�ki Bogu wszystkie �yj�.
- Pete - Tweed zwr�ci� si� do partnera Butlera, szczup�ego, ubranego
w schludny, niebieski garnitur pod rozpi�tym p�aszczem, osobnika o ciemnych
w�osach i malutkich w�sikach. - W kuchni jest nieprzytomna obs�uga...
- S�ysza�em, co powiedzia�a Paula, szefie.
- Id� i zobacz, co mo�esz dla nich zrobi�. Zbierz zeznania, je�li kt�ra� si�
ockn�a i b�dzie w stanie odpowiada�.
- Nagram wszystko na dyktafon - zapewni� go Nield i u�miechn�wszy si�,
skin�� do Pauli i ruszy� w kierunku kuchni.
- Uwaga - ostrzeg�a Paula.
Otworzy�a drzwi do jadalni. Tweed wszed� przed ni�, zatrzyma� si� po zro-
bieniu dw�ch krok�w. Jego oczy badaj�c miej sce rzezi zatrzyma�y si� na kr�tko
na czerwonym jeziorze na suficie. Powoli przeszed� obok ka�dego cia�a, a� do-
tar� do szczytu sto�u.
- To prawdziwie krwawa �a�nia - skomentowa�a Paula. Twarz Amberga zo-
sta�a spryskana kwasem.
- Bezlitosne - powiedzia� Tweed spogl�daj�c na starego przyjaciela - a jed-
nak intryguj�ce. Julius ma - mia� - brata bli�niaka. Julius by� dyrektorem i
si��
nap�dow� Zuricher Kredit Bank. Walter, jego brat, jest prezesem, robi niewiele
poza braniem niez�ej pensji.
Podni�s� wzrok na Butlera, kt�ry pojawi� si� w drzwiach wci�� trzymaj�c
w r�ku walthera. Kiwn�� g�ow� do Tweeda.
- Na g�rze wszystko w porz�dku. Nie ma nikogo. - Jego oczy przebieg�y
po pokoju. - O cholera!
- Doskona�y os�d - odrzek� Tweed. - Mieli�my szcz�cie, �e si� sp�nili-
�my. Paula, jak unikn�a� tej masakry...?
Wyraz jego twarzy zmieni� si� nagle. R�ce wyskoczy�y mu z kieszeni i spi��
si� jak poluj�cy tygrys.
- M�j Bo�e!
- Co si� sta�o? - spyta�a Paula.
Tweed dostrzeg� co�, o czym nikt wcze�niej nie pomy�la�. Jego w�asna uwa-
ga o szcz�ciu, �e si� sp�nili, uruchomi�a w jego g�owie alarm.
27
- My mieli�my by� celem. Musz� szybko zadzwoni� do Park Crescent. To
powa�na sytuacja.
- Zrobi� to natychmiast - powiedzia� Butler, pobieg� do hallu i podni�s� s�u-
chawk�. W momencie gdy wykr�ca� numer, wpad� Tweed. - Jeszcze chwilk�...
- Pospiesz si�! - ponagla� go Tweed. - Park Crescent mo�e by� w ogrom-
nym niebezpiecze�stwie...
Zaj�o to Butlerowi kilka minut - musia� jeszcze raz wykr�ci� numer, Twe-
ed czeka� tu� obok. Butler pos�ucha�, skin�� g�ow� i przekaza� s�uchawk�.
- Pro� Boga, �ebym zd��y� - powiedzia� Tweed przejmuj�c telefon.
Rozdzia� 3
T
1 weed wraz z innymi pojecha� do Tresillian Manor na
Wrzosowisku Bodmin - powiedzia�a Monika Newmano-
wi zamykaj �c teczk� na dokumenty le��c� na j ej biurku w Park Crescent.
Newman w�a�nie pojawi� si� w zwi�zku z nagranym na jego automatycznej
sekretarce nag�ym wezwaniem od Moniki. Zdj�� sw�j ulubiony p�aszcz, powiesi�
go na wieszaku i usiad� na krze�le stoj�cym przed jej biurkiem.
- Bodmin Moor? To w Kornwalii. Kim s� ci inni i dlaczego poj echa� w tak
odleg�e miejsce?
- Wzi�� ze sob� Butlera, Nielda i Cardona jako ochron�...
- Niez�a delegacja. Jako ochron�? To niepodobne do Tweeda. Czy byli uzbro-
jeni? Co si� dzieje?
- Tak, byli uzbrojeni - Monika wydawa�a si� zbita z tropu. - Mia� si� spo-
tka� ze szwajcarskim bankierem, Juliusem Ambergiem, kt�ry przylecia� z Zu-
rychu.
- Amberg. Ten cholerny g�upek, Joel Dyson, zna Amberga. Dziwny zbieg
okoliczno�ci. Czy Tweed widzia� ten film lub przes�ucha� ta�m�?
- Nie, wci�� s� w sejfie. Nie mia� czasu. Niemal nie opuszcza� stacji od
momentu powrotu z Pary�a i odebrania telefonu od Amberga, kt�ry b�aga� go
o przyjazd do Kornwalii.
- Coraz bardziej tajemnicze. A dlaczego zadzwoni�a� do mnie?
- Tweed chcia�, �eby� do nich do��czy�, je�li skontaktujesz si� ze mn� na
czas. My�l�, �e teraz to ju� nie ma sensu. Mieli si� tam spotka� na obiedzie. Do
tej pory b�dzie ju�...
Przerwa�a, poniewa� zadzwoni� telefon. Podni�s�szy s�uchawk� zacz�a
m�wi�:
- General & Cumbria Assur...
- Monika, m�wi Tweed. Czy rozpoznajesz m�j g�os? Szybko.
- Tak, czy co� si�...
- Kod Numer Jeden! Kod Numer Jeden! Kod Numer Jeden! Na mi�o�� bo-
sk�. ..
29
- Zrozumia�am.
Monika rzuci�a s�uchawk�, wyj�a z szuflady klucz przewracaj�c w po�pie-
chu swoje krzes�o. Wetkn�wszy klucz w wisz�ce na �cianie metalowe pude�ko,
poci�gn�a za czerwon� d�wigni� i zatrzasn�a drzwiczki. W momencie gdy d�wi-
gnia zosta�a przesuni�ta, rozdzieraj�cy d�wi�k alarmu rozleg� si� w ka�dym
miesz-
cz�cym si� w budynku pokoju - w��czaj�c w to biuro Tweeda.
- Ewakuacja! - krzykn�� Newman, jednocze�nie zrywaj�c si� i chwytaj�c
sw�j p�aszcz. Monika wepchn�a teczk� z dokumentami do torebki, Newman
przytrzyma� drzwi. Na schodach pe�no by�o m�czyzn i kobiet. Nikt nie wpad�
w panik�, gdy� wcze�niej odbywa�y si� tego typu pr�by. Wci�� schodzili.
W hallu przy wej�ciu George, stra�nik, rzuci� s�uchawk� na wide�ki. Przed
sob� trzyma� notatnik, w kt�rym zaznacza� osoby wychodz�ce na zewn�trz. Dzwo-
nek w hallu by� nieco przyt�umiony. Dotar�szy z Monik� do wej�ciowego hallu
Newman spojrza� na Lis�, jasnow�os� dziewczyn� obs�uguj�c� centralk�. Zoba-
czy� rz�dy czerwonych lampek. Wszystkie linie by�y zaj �te. Lisa chwyci�a
p�aszcz
i torebk� w chwili, gdy Newman zapyta�:
- Tyle rozm�w jednocze�nie?
- Centralka zakorkowa�a si� - odpowiedzia�a pospiesznie Lisa. - Tylko
oddzielna linia Tweeda jest wolna.
- Mia�em szalony telefon - doda� George odznaczaj�c kolejne nazwiska. -
Jaki� kretyn powiedzia�, �e dzwoni z Berlina z wa�n� informacj�. Pieprzy� przez
pi�� minut...
Howard, dyrektor, pojawi� si� na schodach. Nieskazitelnie ubrany w garnitur
Chester Barrie od Harrodsa, wysoki z pulchn� twarz� nosi� siew charakterystycz-
ny dla siebie wielkopa�ski spos�b. Stan�� przy biurku obok George'a.
- Lepiej wyjd�my - powiedzia� Newman, gdy Monika znalaz�a si� ju� za
drzwiami. - To Tweed og�osi� alarm.
- Zostan�, dop�ki ostatni cz�owiek nie opu�ci budynku - odpar� po cichu
Howard.
Newman zdziwi� si� i zmieni� swoje dotychczasowe zdanie o Howardzie,
o kt�rym s�dzi�, �e jest napuszonym os�em. Przytakn��, po czym wy�lizgn�� si�
na zewn�trz. W progu, stan�wszy z boku, zamar� w bezruchu.
Kasztanowe auto marki Espace sta�o zaparkowane w pobli�u budynku. New-
man zbieg� po stopniach, podszed� bli�ej, po czym wpad� z powrotem do budyn-
ku w chwili, gdy nowa fala wychodz�cych z po�piechem opuszcza�a Park Cre-
scent. Zbierali si�, zgodnie z planem, za rogiem na Marylebone Road.
- George! -zawo�a� Newman do pokazuj�cego swoj� list� Howardowi stra�-
nika. - Przed wej�ciem stoi zaparkowany jeden z tych w