8012

Szczegóły
Tytuł 8012
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8012 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8012 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8012 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Forbes Colin W�adza DLA JANE Wszystkie opisane postaci s� wytworem wyobra�ni autora i nie maj� �adnych pierwowzor�w w �wiecie rzeczywistym Nie istniej� r�wnie� odpowiedniki pojawiaj�cych si� w po- wie�ci posiad�o�ci oraz firm Prolog Carmel. Kalifornia. Luty. M�czyzna ubrany w wiatr�w- k� rozsuni�t� w spos�b ukazuj�cy jego grub� szyj� we- pchn�� krzycz�c� dziewczyn� do jednopi�trowego, drewnianego domku. Jedn� ze swoich wielkich d�oni chwyci� j� za d�ugie, jasne w�osy, podczas gdy drug� popycha� z ty�u. Joel Dyson, niegdy� dziennikarz, a obecnie odnosz�cy sukcesy na mi�dzy- narodow� skal� �owca sensacji, przycupn�� po�r�d krzew�w rosn�cych na skraju le�nej polany. Wycelowa� kamer� w znikaj�c�w otwartych drzwiach walcz�c� ze sob� par�. Twarze obojga by�y doskonale widoczne. Drzwi domku zatrzasn�y si� od wewn�trz. Nie wyko�czona chata sta�a po- �rodku polany odci�ta od zewn�trznego �wiata przez g�st� zas�on� okalaj�cych drzew. Poprzez zamkni�te okiennice Dyson wci�� s�ysza� krzyki przera�onej dziewczyny. Spojrza� w d� na le��cy u jego st�p, w��czony magnetofon. Obracaj�ca si� ta�ma zarejestrowa�a nagle urywaj�cy si� straszliwy wrzask. By� mo�e m�czy- zna uderzy� dziewczyn�, by zamilk�a. Nast�pi�a cisza, kt�ra wyda�a si� Dysonowi jeszcze trudniejsza do zniesienia ni� to, co ju� zobaczy� i us�ysza�. Martwota zimowego lasu stwarza�a nastr�j zagro�enia. Instynkt podpowiada� mu, �e jest w niej co� z�owieszczego. W�a�nie przygotowa� kamer� do kolejnego uj �cia, kiedy otworzy�y si� drzwi. Spodziewa� si�, �e wy�oni� si� dwie osoby, zobaczy� jednak tylko m�czyzn�. Tamten wyszed�, zamkn�� drzwi, wetkn�� klucz w zamek, przekr�ci� i cisn�� go na dach. Dlaczego to zrobi�? Odpowied� przysz�a ju� po chwili, gdy zza jednej z okiennic zacz�� wydosta- wa� si� dym, po czym ca�e okno stan�o w p�omieniach. Bo�e! Mia� zamiar zo- stawi� j�, by sp�on�a. Na twarzy mordercy, ociekaj�cej potem pomimo ch�odu poranka, Dyson dostrzeg� wyraz z�o�liwej satysfakcji. Instynkt nakaza� mu wy��- czy� magnetofon, wyj�� kaset� i w�o�y� do kieszeni zimowego p�aszcza. M�- czyzna spogl�da� w kierunku kryj�wki Dysona. Wyci�gaj�c bro� zza paska ruszy� w jego stron�. 7 Czy�by dostrzeg� jaki� ruch? Po raz kolejny twarz m�czyzny, zdradzaj�ca zawzi�to�� i determinacj�, znalaz�a si� w obiektywie kamery. Pe�ne uj�cie uka- zuj�ce bro�. Dyson zobaczy�, jak chata zamienia si� w szalej�ce piek�o. Dach st�j �cy w p�omieniach lada chwila mia� si� zwali� na pozostaj �c� wewn�trz nie- przytomn�, a mo�e nawet martw�ju� dziewczyn�. Ciche trzaski p�on�cego drewna przerodzi�y si� w ryk. M�czyzna stan�� i obejrza� si� za siebie. Kamera Dysona zarejestrowa�a jego pocz�tkowy ruch, a nast�pnie rozpalony jak stos pogrzebowy domek. M�- czyzna odwr�ci� si� w kierunku zaro�li i ruszy� wolnym, lecz zdecydowanym krokiem. Czas si� st�d wynosi�. �ywy, je�li to mo�liwe. Dyson by� porz�dnie przestraszony. Ci�gle jeszcze kucaj�c wycofa� si� z zaro�li. Z przewieszon� przez rami� kamer�i kaset� spoczywaj�c� w kieszeni zatrzyma� si� przed kup� chrustu. Wsta� i z trudem opar� si� pokusie ucieczki biegiem. Pod nogami szele�ci�y suche li- �cie. Przez moment odg�osy jego ucieczki zag�uszy� huk wal�cego si� domku. Musia� dotrze� mo�liwie najdalej, zanim odg�osy jego krok�w stan� si� zbyt g�o�ne. Do chevroleta zaparkowanego w lesie poza zasi�giem wzroku z pobli- skiej drogi mia� jeszcze do�� daleko. Nagle znieruchomiali nas�uchiwa�, jak przybli�aj�si�ci�kie, zdecydowane kroki. Prawdopodobnie s� j eszcze inni, kt�rych goni�cy go m�czyzna mo�e zawo�a� gdy- by zaryzykowa� bieg. Ogarni�ty panik� Dyson stan�� pod wysok� sosn�. - To moj a ostatnia szansa na przetrwanie... Dyson wypowiedzia� do siebie te s�owa ze zwinno�ci� wspinaj�c si� z ga��zi na ga���. Coraz wy�ej. Musia� ukry� siew koronie. Wbijaj�c w ga��zie paznok- cie podci�gn�� si� do wn�trza iglastej kryj�wki, obiema nogami obj�� gruby ko- nar i przera�ony czeka�. Poprzez niewielk� przerw� mi�dzy ga��ziami wida� by�o pie� ogromnej so- sny, na kt�rej siedzia�. Nagle pojawi� si� prze�ladowca, wytar� w drelichy spocon� lew� r�k�, w prawej trzyma� pistolet police special kaliber 0.38 cala. Dyson zama- r�, gdy m�czyzna zatrzyma� si� pod sosn� obracaj�c g�ow� to w j edn�, to w drug� stron� i nas�uchuj�c. Wiedzia�, �e za chwil�mo�e spada� martwy poprzez gmatwa- nin� ga��zi, by wyl�dowa� u st�p zab�j cy z kamer� przewieszon� przez rami� i ka- set� w kieszeni. By�oby po wszystkim. Ch��d przenika� przez p�aszcz Dysona, a j ego d�onie by�y niemal zamarzni�- te. St�j �cy na dole m�czyzna wydawa� si� zupe�nie nieczu�y na przenikliwe zimno pot�gowane jeszcze przez mg�� snuj�c� si� znad Pacyfiku. Dyson zmusza� si�, by pozosta� w bezruchu. Zacz�� zastanawia� si�, czy warto by�o podejmowa� takie ryzyko - nawet wzi�wszy pod uwag� potencjalne wynagrodzenie, ogromn� fortun�. Przez par� sekund tego typu my�li wype�nia�y jego sparali�owany ze strachu umys�. Spojrza� w d� i zamruga� oczami. M�czyzna znikn��. Oddala� siew kie- runku chaty, z kt�rej do tej pory musia�a ju� tylko zosta� kupa dymi�cych w�gli. Dyson zerkn�� na zegarek. By�a 8 rano. Zmusi� si� do pozostania w kryj�w- ce bez najmniejszego ruchu jeszcze przez p� godziny. M�czyzna m�g� zasta- wi� na niego pu�apk�. W �miertelnej ciszy spowitego mg�� lasu Dyson s�ysza� jedynie oddalaj�ce si� ci�kie kroki. Nie dotar� do niego najmniejszy d�wi�k zdradzaj�cy, �e kto� wraca. - Teraz - powiedzia� do siebie - zanim zdo�a zablokowa� ca�� okolic�. Pomimo �ciel�cej si� szarej mg�y Dyson nie mia� problem�w z odnalezie- niem chewoleta. Szed� szybko wybieraj�c, j e�li to by�o mo�liwe, drog� po mi�k- kim mchu. Co jaki� czas zatrzymywa� si� nas�uchuj�c echa po�cigu. Nic. Znowu rusza� w stron� samochodu. Przemykaj�c pomi�dzy pniami drzew Dyson o�y�. My�li k��bi�y si� w jego g�owie. Najbli�szym lotniskiem jest Mi�dzynarodowy Port Lotniczy w San Fran- cisco. Z pewno�ci� b�d� tam na niego czeka�. Bezpieczniej pojecha� znacznie d�u�sz� drog� na po�udnie, przez Kaliforni� do lotniska w Los Angeles. Nikt na �wiecie nie m�g� spodziewa� si�, �e wybierze tak� tras�. Z Los Angeles m�g� polecie� do Londynu, by tam przesi��� si� na bezpo- �redni samolot do Zurychu. Julius Amberg, dyrektor Zuricher Kredit Bank, winien mu by� przys�ug�. Dyson przypomnia� sobie zdarzenie sprzed paru lat. Bob Newman, znany mi�dzynarodowy sprawozdawca zagraniczny, pom�g� mu bardziej, ni� mu si� wtedy wydawa�o. W Genewie Dyson zrobi� Amber- gowi kilka kompromituj�cych zdj�� z jego kochank�. Zamierza� odsprzeda� je Der Spieglowi. W owym czasie Amberg znajdowa� si� na czo��wkach ga- zet dzia�aj�c jako po�rednik w wielkim przedsi�wzi�ciu finansowym. - Oddaj te zdj�cia Ambergowi - zach�ca� Newman. - Jest wp�ywowym cz�owiekiem, a pewnego dnia mo�esz potrzebowa� jego pomocy. Cho� raz za- pomnij o pieni�dzach, Joel. Wa�ni sprzymierze�cy s� na wag� z�ota... Z oci�ganiem Dyson przysta� na propozycj �. Teraz Amberg b�dzie mia� oka- zj� sp�aci� �d�ug" przechowuj�c w swoim skarbcu film i kaset�. Gdzie wyszuka bezpieczniejsze miejsce do ukrycia fortuny? Zbli�ywszy si� do chewoleta Dyson jeszcze raz przeanalizowa� sw�j plan. My�l�c na g�os szepta�: - Samoch�d zosta� wypo�yczony w Salinas. Wy�ledzenie pojazdu, zdoby- cie opisu i numeru rejestracyjnego zajmie im troch� czasu. Zwr�c� auto w Los Angeles. Zanim je znajd�, b�d� ju� daleko... Ostro�nie podszed� do samochodu. Tamci mogli go przecie� znale��. Z pew- no�ci� kr�ci�o si� ich tu dostatecznie du�o - zawodowcy w ka�dym calu... Godzin� p�niej j echa� na po�udnie przybrze�n� autostrad�, przez most nad Big Sur. Ruch panowa� niewielki. Z prawej strony w bok jego samochodu ude- rza� wiatr znad oceanu. Wysokie fale tworzy�y ba�wany wyrzucane wzwy� na trzy- dzie�ci st�p. By� ju� w Santa Barbara, nagle przypomnia� sobie co�. Magnetofon! W po�piechu zostawi� le��cy na ziemi magnetofon. Teraz szyb- ko odwiedz� firm� ubezpieczeniow� - sprawdz�, na czyjej polisie figuruje nu- mer urz�dzenia. Jezu! Wtedy otrzymaj� dok�adne dane tego, kto ukrywa� siew za- ro�lach w pobli�u chaty. Do tej pory Dyson mia� nadziej �, �e troch� potrwa, zanim go namierz�. By� niezmiernie zaniepokojony, kiedy dotar� do Los Angeles, przebrn�� przez g�sty ruch uliczny, zwr�ci� chewoleta i wzi�� taks�wk� na lotnisko. Tu czeka�o na niego kolejne nieszcz�cie. Wszed� do hali g��wnej nios�c torb� zawieraj�c� zestaw ubra�, jakie, zacho- wuj�c ostro�no��, naby� w kilku sklepach po oddaniu samochodu. Kupi� bilet powrotny do Londynu na samolot United Airlines - powrotny, �eby zmyli� ka�- dego, kto chcia�by sprawdza� rezerwacje. Start mia� nast�pi� za czterdzie�ci pi�� minut. Dyson zadowolony by� z szyb- kiej odprawy nadaj�c swoj� torb�. W�a�nie gdy odchodzi� od okienka, us�ysza� chytry g�os. - Znalaz�e� w Londynie jak�� panienk� gotow� �ci�gn�� majteczki dla tak nieodpowiedniego faceta jak ty? - Co? Dyson obr�ci� si� i wlepi� oczy w malutkiego m�czyzn� o twarzy do z�u- dzenia przypominaj�cej ma�p�. Dlatego w�a�nie nazywano go Ma�p�. Nick Rossi by� drobnym cwaniaczkiem obserwuj�cym lotniska w nadziei zdobycia jakich- kolwiek po�ytecznych informacji, kt�re mo�na by opchn�� za niewielk� sum� prasie. - Jad� na zas�u�ony urlop - odwarkn��. - A j e�li b�d� mia� szcz�cie, znaj - d� sobie jak�� panienk�. Przykro mi, Nick, ale nie mam nic ciekawego. - I w�a�nie dlatego zabierasz ze sob� kamer�? Ma�pa skrzywi� si� zarozumiale. Zgaszony, do po�owy wypalony papieros przyklei� si� do prawego k�cika jego w�skich ust. - Najlepsze okazje zdarzaj� si� w momentach, gdy si� ich najmniej spo- dziewamy. Trzeba unika� k�opot�w... Dyson odszed� w po�piechu, kln�c po cichu. Pomy�la� nawet o zaoferowa- niu Ma�pie pliku banknot�w, by nam�wi� go do milczenia - ale to jedynie za- ostrzy�oby jego nienasycony apetyt. Zrelaksowa� si� dopiero, gdy jego jumbo jet wystartowa�, zakr�ci� nad wysp� Catalina i Ocean Spokojny, po czym znowu skr�ci� na wsch�d nad kontynent i rozpocz�� sw�j trwaj�cy nieprzerwanie jede- na�cie godzin lot, przez ko�o podbiegunowe do Londynu. Podw�jna whisky do- starczona przez stewardes� r�wnie� okaza�a si� pomocna. Rozlu�nienie nie trwa�o jednak d�ugo. Podczas gdy maszyna kontynuowa�a sw�j nocny lot, wci�� jeszcze si� wznosz�c, Dyson ukradkiem rozgl�da� si� sprawdzaj�c innych pasa�er�w. Przypadkowe spotkanie z Nickiem Rossim mog�o okaza� si� fatalne w skutkach. Czy mieli wystarczaj�co du�o czasu, �eby w ostatniej chwili wsadzi� na pok�ad swojego cz�owieka? W�tpi� w to. Druga szklaneczka whisky ponownie przynios�a mu spok�j. Dyson nie �mia� zasn��, pomimo �e wi�kszo�� pasa�er�w wype�nionego do po�owy samolotu drzema�a. Kamera, przykryta gazet�, spoczywa�a na jego kola- nach. Co chwil� wk�ada� r�k� do kieszeni p�aszcza z�o�onego z boku na wolnym siedzeniu. Czu� ulg� za ka�dym razem, gdy znajdowa� kaset� na miejscu... Bob Newman. Nazwisko wci�� przewija�o si� przez my�li Dysona po tym, jak wysiad� na lotnisku Heathrow. Pod wp�ywem impulsu zmieni� plan dzia�a- 10 nia. Zamiast natychmiast kupi� bilet do Zurychu, szybko opu�ci� port, wsiad� do taks�wki i poda� kierowcy adres mieszkania Newmana na Beresforde Road, w South Kensington. W po�piechu nie zauwa�y�, �e obserwuje go niski, kr�py m�czyzna w p�aszczu przeciwdeszczowym, kt�ry pod��y� za nim i drapi�c si� po policzku da� znak nadje�d�aj�cemu szaremu volvo. Potem pobieg� do budki telefonicznej. - M�wi Ed, jestem na lotnisku. Cel przyby� lotem z Los Angeles, wyszed� i pojecha� gdzie� taks�wk�. - Tak? - szorstki g�os Nortona by� nieprzyj emny. - Z ogonem, mam nadziej �? - Przeje�d�a�o szare volvo. Mieli�my trzy kr���ce samochody... - Wiem o tym. Nick Rossi mia� racj �. Czekaj na miej scu. B�d� uwa�ny. Nasz cel mo�e wr�ci�. Dono� mi o dalszym rozwoju sprawy. - B�d� w kontakcie... Kr�py m�czyzna zorientowa� si�, �e rozmowa zosta�a przerwana. Typowe. Nigdy nie widzia� Nortona, s�ysza� tylko przez telefon jego nieprzyjemny, z ame- ryka�skim akcentem g�os. Powiedzia� to innemu cz�onkowi grupy. - Masz szcz�cie - ostrzeg� go kolega. - Nikt nie wie, jak on wygl�da. Je�li spotkasz kiedy� Nortona i dowiesz si�, kim jest, to b�dzie tw�j koniec... Doje�d�aj�c do, po�o�onego naprzeciw ko�cio�a �wi�tego Marka, mieszka- nia Newmana, Dyson kaza� kierowcy zaczeka�. Elegancka, szczup�a blondynka otworzy�a drzwi, lecz nie wykazywa�a ch�ci zaproszenia go do �rodka. Dyson pokaza� jej swoj� star� legitymacj� dziennikarsk� ze zdj�ciem. - Przepraszam, �e przeszkadzam. Nazywam si� Joel Dyson, j estem przyja- cielem Boba Newmana, musz� si� z nim jak najszybciej zobaczy�. Oczekuje mnie - sk�ama�. - Nic mi nie powiedzia�... - Nie m�g�. Ta sprawa jest poufna. I nagl�ca - powt�rzy�. - Sprawa �ycia lub �mierci. Mojej �mierci, pomy�la�. Blondynka obejrza�a legitymacj� prasow� i spoj- rza�a na niego. Oddaj�c j� wydawa�a si� niezdecydowana, co ma odpowiedzie�. Dyson z trudem u�miechn�� si� i rozlu�ni�. Dziewczyna nie u�miechn�a si�, lecz skin�a g�ow�. - Czy ma pan na czym zapisa� adres? Znajdzie go pan w General & Cum- bria Insurance Company w Park Crescent. Dwadzie�cia minut drogi taks�wk� st�d... Dyson podzi�kowa�, przewiesi� przez rami� kamer�, po czym pospieszy� w stron� taks�wki, gdzie poda� kierowcy adres w Soho. Wcze�niej, j eszcze w cza- sie drogi z lotniska kilkakrotnie ogl�da� si� przez tyln� szyb�. Nie zauwa�y� sza- rego volvo trzymaj�cego si� za taks�wk� stale w odleg�o�ci jednego samocho- du. Tak naprawd�, to prawie nie wierzy�, �e mo�e by� �ledzony. 11 Joel Dyson nie doceni� energii i zakresu w�adzy, jak� dysponowa�a poszuku- j�ca go organizacja. Podczas jedenastogodzinnego lotu z Los Angeles jego miesz- kanie w San Francisco zosta�o przetrz��ni�te, sprawdzone jak przez lup� w po- szukiwaniujakicnkolwiek wskaz�wek. Wszystkie g��wne lotniska kalifornijskie zosta�y sprawdzone - st�d �atwy kontakt z Nickiem Rossim. Mi�dzy Stanami a Eu- rop� sz�y telegramy. Poczyniono przygotowania do �przej�cia" celu. To�samo�� ustalono dzi�ki magnetofonowi. W drodze do Soho Dyson rozwa�a� warto�� filmu i kasety. Pi�� milion�w dolar�w? Nie. Dziesi�� milion�w dolar�w przynajmniej. Cz�owiek potrafi wymy- �li� spos�b na zdobycie pieni�dzy znalaz�szy siew obliczu �miertelnego zagro�e- nia. Opuszczaj�c taks�wk� na jednej z ulic Soho Joel by� bardzo podniecony. Na- wet nie zauwa�y� szarego volvo, kt�re zwolni�o, by po chwili zaparkowa�. - Sammy, potrzebuj� skorzysta� z twojej przegrywalni. Spieszy mi si� cho- lernie - powiedzia� Dyson londy�skiemu w�a�cicielowi sklepu. Z zewn�trz miejsce to wygl�da�o na sklepik soft-porno. Dyson jednak, do- skonale znaj�c Londyn, dawniej cz�sto wykorzystywa� mieszcz�ce si� wewn�trz urz�dzenia. - To b�dzie kosztowa�, stary - szybko odpowiedzia� Sammy. - Nie ka�dy mo�e u�ywa� mojego sprz�tu. Bior� dodatkow� op�at�, je�li sprawa jest niele- galna, tak jak zapewne w tym wypadku. - Po prostu pilnuj drzwi. Nie chc�, �eby mi kto� przeszkadza� - odwarkn�� Dyson. - A tu masz swoj� zap�at�. Nim znikn�� na zapleczu, rzuci� na lad� dwa studolarowe banknoty. Sammy, rudow�osy garbus, zagwizda� ze zdumienia. Podni�s� banknoty do �wiat�a. Wy- gl�da�y w porz�dku. Wracaj�c z zaplecza Dyson mia� w torbie cztery pojemniki. Dwa orygina- �y - film i kaset� - i po jednej kopii ka�dego. Skin�wszy Sammy'emu g�ow� na po�egnanie wyszed� na ulic�, zatrzyma� przeje�d�aj�c� taks�wk� i kaza� kierow- cy zawie�� si� do Park Crescent. Przyjazd do Sammy'ego do Soho by� kolejn� nag�� decyzj� Dysona, podj�t� dopiero w momencie, gdy jego taks�wka opuszcza�a Beresforde Road. O wiele bezpieczniej j est mie� dwa zestawy nagra� - j eden ukryty w Londynie, drugi w Zu- rychu. Jak�e teraz pragn�� zasta� Newmana w Park Crescent. W biurze na pierwszym pi�trze Park Crescent w kwaterze g��wnej SIS Bob Newman siedzia� pij�c kaw�z Monik�, zaufan�i d�ugoletni� asystentk� wicedy- rektora Tweeda. Trudno by�o okre�li� wiek Moniki - siwe w�osy nosi�a upi�te w kok. Siedz�c za biurkiem prowadzi�a pogaw�dk� z korespondentem zagranicz- nym, Newmanem, m�czyzn� nieco po czterdziestce, �redniej budowy, z br�zo- wymi w�osami i mi�� powierzchowno�ci�, kt�ry zosta� w pe�ni sprawdzony i ju� nieraz pracowa� z jej szefem. - Powiedzia�am, �e Tweed wyj echa� - rzek�a. - W rzeczywisto�ci j est w Pa- ry�u. Spodziewamy siego w ka�dej chwili. 12 - Miota si�, j akby nie m�g� usiedzie� na miej scu - skomentowa� Newman. - Lata tu i tam. My�l�, �e lubi podr�owa�. - A ty nie? - dra�ni�a si� z nim Monika. - Jako korespondent zagraniczny by�e� ju� chyba wsz�dzie... Przerwa�a s�ysz�c sygna� telefonu. Dzwoni� George, by�y �o�nierz, kt�ry pra- cowa� na dole jako portier i stra�nik. Monika zmarszczy�a brwi, spojrza�a na New- mana i po raz kolejny zapyta�a? - Kto? Powiedz mu, �eby zaczeka� - i miej na niego oko. - Kto� do ciebie - rzek�a odk�adaj�c s�uchawk�. - Facet nazywa si� Joel Dyson. M�wi, �e musi niezw�ocznie si� z tob� zobaczy�. - Joel Dyson? Sk�d, do diab�a, wiedzia�, gdzie jestem? Kiedy� by� dzienni- karzem, jednym z moich informator�w. Teraz spad� do poziomu �owcy sensacji. Robi zdj�cia tak zwanym osobisto�ciom - �onatym - romansuj�cym z niew�a- �ciwymi kobietami. Sprzedaje p�niej te fotki prasie za ogromne sumy. S�dz�, �e b�dzie lepiej, je�li si� z nim spotkam, ale nie tu na g�rze. - W poczekalni - zdecydowa�a Monika, po czym zadzwoni�a do George' a, by go poinstruowa�. Newman poprosi�, �eby posz�a z nim jako �wiadek. - W ta- kim razie wezm� sw�j notatnik - odpar�a. Znajduj�ca si� naprzeciwko biurka George'a poczekalnia by�a ponurym po- mieszczeniem, sta� tu drewniany st� i kilka krzese� z twardymi oparciami, drew- niana pod�oga pachnia�a past�. Pok�j zaprojektowano tak, by zniech�ci� odwie- dzaj�cych do d�ugiego za�atwiania spraw. Monika zdumia�a si�, gdy zobaczy�a, jak porz�dnie ubrany by� Joel Dyson. W drodze przez Kaliforni� zatrzyma� si� w motelu, wynaj�� pok�j, �ci�gn�� zimowy p�aszcz, drelichy i koszulk�. Zamiast tego z torby wyj�� ameryka�ski garnitur, koszul� i krawat od Brooks Brothers oraz elegancki p�aszcz, po czym wymkn�� si� z motelu nie zauwa�ony przez w�a�ciciela zap�aciwszy wcze�niej za ca�� noc. Niski, szczup�y m�czyzna, po trzydziestce, mia� okr�g�� twarz z wydat- nymi ustami, cofni�t� brod� i ujmuj�cym u�miechem. Natychmiast wyda� si� Monice podejrzany. Kolejn� niespodziank� okaza� si�jego g�os. M�wi� z a- rystokratycznym akcentem. Joel z �atwo�ci� pos�ugiwa� si� przekonuj�cym ameryka�skim, i r�wnie dobrym angielskim. Naprawd� by� narodowo�ci bry- tyjskiej. - Jak, do diab�a, mnie tu znalaz�e�? - Newman za��da� odpowiedzi. - Nie masz si� o co w�cieka�. Poszed�em do twojego mieszkania. - Masz naprawd� dobry smak, je�li chodzi o blondynki. Powiedzia�a, �e tutaj ci� znaj- d�. Molly! - pomy�la� Newman. Chcia� ju� w �agodny spos�b zako�czy� t� przy- ja�� - dziewczyna szybko zacz�a dawa� mu do zrozumienia, �e oczekuje powa�- nego traktowania. Teraz zmuszony b�dzie przyspieszy� proces rozstania. - Nie wiedzia�em, �e jeste� powi�zany z ubezpieczeniami - kontynuowa� Joel pogodnie. - Dochodz� do wniosku, �e to idealny spos�b, by pozna� naj- ciemniejsze, ludzkie sekrety. 13 Zmyli�a go tabliczka z wygrawerowanym napisem instytucji General& Cum- bria Assurance - b�d�cej przykrywk� dla SIS. Nie poproszony dot�d, by usiad�, Dyson wci�� sta�. - Czego chcesz? - warkn�� Newman. - Tak si� sk�ada, �e jestem bardzo za- - Firmy ubezpieczeniowe maj� najbezpieczniejsze sejfy - Dyson sztucz- nie u�miechn�� si� do Moniki, kt�ra usiad�a na stoliku i notowa�a. Popatrzy�a na niego wzrokiem zdradzaj�cym ca�kowit� oboj�tno��, po czym spu�ci�a oczy na notes. Nie wprawi�o go to j ednak w zak�opotanie. - Mam film i kaset� - m�wi� dalej do Newmana - i s� one niczym bomba. Zatrzymam orygina�y, a ty przechowaj kopie. Na wypadek, gdyby co� mi si� przy- trafi�o. - A co ci si� mo�e sta�? Dyson milcza�, dop�ki nie po�o�y� na stole walizki i nie wyj�� dw�ch po- jemnik�w, kt�re poda� Monice. - Mog� sko�czy� jako trup - powiedzia� cicho. Powaga zawarta w jego tonie, nag�e przej�cie od poprzedniej weso�o�ci za- intrygowa�a Newmana. Po cz�ci by�by sk�onny mu wierzy�, lecz nie da� si� jeszcze w pe�ni przekona�. - A kt� chcia�by zabi� najs�awniejszego na �wiecie podgl�dacza? - iro- nicznie docieka�. - Nie lubi� tego s�owa. Jestem zawodowym fotografikiem wysokiej klasy, jednym z najlepszych -je�li nie najlepszym. I nie potrafi� odpowiedzie� na twoje pytanie. - Nie mo�esz, czy nie chcesz? - burkn�� Newman ponownie. - Pas. - W takim razie wyno� si� st�d, do cholery, i zabieraj swoje �mieci. - Zawarto�� tych dw�ch pojemnik�w mog�aby wstrz�sn�� �wiatem, zdru- zgota� Europ� u samych podstaw i zniszczy� wszelkie mi�dzynarodowe wp�y- wy, jakie posiada Wielka Brytania. Uciekam w przera�eniu - niczym zaj�c przed fretkami. Dyson wzi�� papierosa ze z�otego pude�eczka, Newman spr�bowa� przeprowa- dzi� eksperyment - poda� mu ogie�. Dyson nie m�g� utrzyma� w bezruchu papiero- sa, a jego d�o� dr�a�a jak li�� na wietrze. Z niech�ci� Newman zmuszony by� przy- zna�, �e tamten nie odgrywa kolejnego ze swoich ob�udnych przedstawie�. - Je�eli zgodzimy si� zatrzyma� te przedmioty, b�dziemy musieli wiedzie�, jak si� z tob� skontaktowa� - powiedzia� - w przeciwnym wypadku, nie ma mowy. Kiedy Dyson wyjmowa� poj emniki, Newman zauwa�y� co� w j ego walizce. Na szczycie stosu ubra� wygl�daj�cych na nowe - na dodatek w ameryka�skim sty- lu - le�a�a kamera ze zwini�tym paskiem do przewieszania przez rami�. - Musz� si� zmywa� - zaprotestowa� Dyson podnosz�c walizk� ze stolika. - Pyta�em, jak mo�emy si� z tob� skontaktowa�? Gdzie si� zatrzymasz? - Zg�o� si� do tego szwajcarskiego bankiera, kt�rego mi kiedy� przedsta- wi�e�. Juliusa Amberga z Zurychu. S�uchaj, sp�ni� si� na samolot... 14 - To sp�ywaj. Monika odprowadzi�a go do drzwi i skin�a George'owi, �eby otworzy�. Dy- son znikn�� niczym b�yskawica. - Zabieram te pojemniki wprost do �Maszynowni" dla specjalist�w od ma- teria��w wybuchowych, �eby je zbadali - powiedzia�a Monika w chwil� po po- wrocie. - M�dra zapobiegliwo�� - zgodzi� si�Newman. - A co potem? - W�o�� je do sejfu Tweeda, dop�ki nie wr�ci... Kierowca szarego volvo, kt�re wci�� sta�o zaparkowane w zasi�gu wzroku od budynku, zobaczywszy wychodz�cego Dysona, g�aszcz�c si� po g�owie da� znak kierowcy innego samochodu. By� to srebrny renault stoj�cy tu� za nim. �Volvo" podni�s� s�uchawk� telefonu kom�rkowego w momencie, gdy Dyson wsiada� do taks�wki, i wystuka� numer. - To znowu Jerry. - Jakie� zmiany? - za��da� szorstki g�os Nortona. - Cel z�o�y� wizyt� w sklepie soft-porno w Soho. Potem wzi�� nast�pn� tak- s�wk� do budynku Park Crescent. Poszed�... - Park Crescent? Bo�e Wszechmog�cy, nie tam! Numer budynku? - General & Cumbria Assurance. Kierowca poda� mu numer. Obejrza� bu- dynek i wr�ci� do samochodu, gdy Dyson by� jeszcze w �rodku. Kiedy Dyson pojawi� si� znowu, przej�� go renault... - General & Cumbria - przerwa� mu Norton sprawiaj�c wra�enie, �e my�li na g�os. - Wiem, co to za miejsce. Co Dyson ni�s�, gdy wychodzi�? - Tylko swoj� torb�... - Pewnie zostawi� je tam na przechowanie w sejfie - g�os sta� si� jeszcze bardziej nieprzyjemny. - B�dziemy musieli zaj�� si� ca�ym budynkiem. Trzeba przygotowa� samoch�d i materia�y wybuchowe. Robota musi by� sko�czona w ci�gu najbli�szych czterdziestu o�miu godzin. Wracaj do kwatery g��wnej... Cz�� pierwsza Masakra Rozdzia� 1 d: dni p�niej Paula Grey wraz z innymi go��mi we- "sz�a do sali jadalnej w Tresillian Manor, gdzie mieli zje�� obiad. Ten klejnot architektury w stylu el�bieta�skim usytuowany by� na odizo- lowanym od �wiata wrzosowisku w Kornwalii - Bodmin Moor. Przebywa�a ra- zem z przyjaci�mi w Sherborne, kiedy wczesnym porankiem zatelefonowa� Tweed. - Paula, wypad�a nag�a sprawa. W�a�nie wr�ci�em z Pary�a i otrzyma�em wiadomo�� od Juliusa Amberga, szwajcarskiego bankiera. Wydawa� mi si� prze- ra�ony. Przylecia� z Zurychu do domu swojego przyjaciela w Bodmin Moor... Poda� jej dok�adne wskaz�wki, gdzie skr�ci� z trasy A30 przebiegaj�cej przez wrzosowisko. Zgodzi�a si� pojecha� tam natychmiast. - Przyjad� w porze obiadu - kontynuowa� Tweed. - Zabieram ze sob� siln� obstaw�: Butlera, Nielda i Cardona. Uzbrojonych. W�a�nie o to b�aga� mnie Amberg. - W jakim celu? - zapyta�a. - Nie chcia� powiedzie� przez telefon. Dzwoni� z Tresillian Manor. Widocz- nie dzi� rano przylecia� z Zurychu do Londynu, pr�bowa� skontaktowa� si� ze mn� w Park Crescent, jeszcze zanim wr�ci�em. Potem wsiad� do samolotu linii Brymon Airways do New�uay Airport i zadzwoni� ponownie ju� z Bodmin Moor. Ma ze sob� oddzia� ochroniarzy, ale nie ufa im zanadto. M�wi�, jak cz�owiek l�kaj�cy si� o swoje �ycie. To nie w stylu Amberga. Spotkamy si� w posiad�o- �ci... Podr� z Sherborne by�a dla Pauli przyjemno�ci� - zimny lutowy poranek roz�wietlony przez ostre promienie s�oneczne padaj�ce z b��kitnego nieba. Wszystko zmieni�o si�, gdy skr�ci�a w boczn� drog� prowadz�c� przez Bodmin Moor. Natychmiast ogarn�o j� poczucie odosobnienia, otacza�o j� pozbawione wyrazu, bezludne wrzosowisko. Zatrzyma�a samoch�d i wy��czy�a na moment silnik, nas�uchiwa�a. W oddali widzia�a dominuj�ce nad okolic� wzg�rze w kszta�cie sto�ka - Brown Willy. Prze- nikliwa cisza stwarza�a atmosfer� zagro�enia. 19 Pomimo i� by�jasny dzie�, ogarn�yj�z�e przeczucia. Ruszaj�c znowu otrz�- sn�a si� ze z�ego nastroju. - Przecie� to g�upie - mrukn�a do siebie. Tresillian Manor ukryte by�o w swego rodzaju niecce. Brama z kutego �ela- za sta�a otworem, poni�ej znajdowa� si� kr�ty zjazd. Kiepskie zabezpieczenie, pomy�la�a Paula przeje�d�aj�c obok kamienne- go s�upa z mosi�n� tabliczk� z wygrawerowan� nazw� domostwa. Wysokie jod�y otacza�y posiad�o�� jeszcze bardziej izoluj�c j� od �wiata. Skr�ciwszy Paula zwolni�a na asfaltowym zje�dzie, po czym wzi�a g��boki wdech. Zbudowany z szarego kamienia dom okaza� si� mniejszy, ni� oczekiwa�a, niemniej jednak prze�liczny. Okaza�e szczyty wznosi�y si� po obu stronach. Wej�cia strzeg� masywny, kamienny przedsionek. Sze�� samochod�w, w tym rolls-royce, zaparkowano przed biegn�cym przez ca�� szeroko�� domu tara- sem. - Witamy w Tresillian Manor - powiedzia� niski, t�gawy m�czyzna. - Nazywam si� Julius Amberg. Spotkali�my si� kiedy� w Zurychu - zerkn�� po- nad ramieniem Pauli. - A gdzie jest Tweed? - Jedzie ze swoimi lud�mi z Londynu. Jestem pewna, �e wkr�tce przyb�dzie. Za plecami Amberga sta� dobrze zbudowany m�czyzna o twarzy pozbawio- nej wyrazu. Paula zosta�a zaprowadzona do garderoby, gdzie zostawi�a sw�j trencz. Przy sobie zatrzyma�a torebk� z automatycznym browningiem kaliber 0.38 cala w �rodku. W pokoju nazywanym przez Amberga wielki hali podano drinki. Przestrzen- ne, wysokie pomieszczenie z rze�bionym sufitem wydawa�o si� stare jak �wiat. Kilka minut p�niej Paula pod��y�a za innymi go��mi poprzez ogromny przed- pok�j w kierunku jadalni. St� zastawiony by� do obiadu. Paula naliczy�a dwana- �cie nakry�. Du�o miejsca dla Tweeda i jego ludzi. Spojrza�a na zegarek. Tweed nie zwyk� si� sp�nia�. Znowu zacz�� dokucza� jej �o��dek - musia�a poprzedniego wieczoru zje�� co�, co jej zaszkodzi�o. Ul�y jej, gdy wreszcie zobaczy Tweeda. Przeczucie nieuniknionej katastrofy powr�- ci�o. Przygl�da�a si� Ambergowi siedz�cemu za sto�em. Szwajcarski bankier, po pi��dziesi�tce, mia� wysokie czo�o, czarne w�osy zaczesane bez przedzia�ka do ty�u. Pod krzaczastymi brwiami kry�y si� sprytne, niebieskie oczy patrz�ce z okr�g�ej, g�adko ogolonej twarzy. U�miechn�� si� do Pauli siedz�cej po jego lewej stronie. - Tweed zwykle by� punktualny. - Mo�e przyjecha� w ka�dej chwili - zapewni�a. Paula popatrzy�a wzd�u� sto�u na pozosta�ych sze�ciu m�czyzn, z kt�rych �aden nie wypowiedzia� s�owa. Ka�dy z nich by� po trzydziestce, wszyscy nosili czarne garnitury. Pewnie zostali wynaj�ci ze szwajcarskiej, prywatnej agencji ochrony. Nie obdarzy�aby ich zaufaniem - nikt nie pilnowa� bramy wej�ciowej, Amberg za� sam otwiera� drzwi maj�c z ty�u tylko jednego stra�nika. - To bardzo �adnie ze strony dziedzica tej posiad�o�ci, pana Gaunta, �e wy- naj�� mi posiad�o�� bez wcze�niejszego uprzedzenia - kontynuowa� Amberg. - 20 Bior�c nawet pod uwag� fakt, �e przyje�d�a�em tu ju� wielokrotnie. Do tego jeszcze u�yczy� mi lokaja i obs�ugi kuchennej. - Dziedzic? - W�a�ciciel tej posiad�o�ci. Miejscowi nazywaj�go dziedzicem. Uwa�a to za nieco zabawne w dzisiejszych czasach. - Gdzie teraz jest? - Prawdopodobnie j e�dzi konno po wrzosowisku. Kiedy si� tu zatrzymuj �, on przenosi si� do swojego domku w Five Lanes. Podni�s� wzrok, gdy kto� zapuka�. W drzwiach pojawi� si� lokaj, kt�ry wcze- �niej poda� drinki. - Przepraszam pana, kucharka m�wi, �e mo�e ju� poda� jedzenie, je�li to panu odpowiada. Mounce, Kornwalijczyk, mia� na sobie czarn� marynark�, szare spodnie w pa- ski, bia�� koszul� i czarn� much�. Wysoki, mocnej budowy m�czyzna idealnie pasuje na lokaja, pomy�la�a Paula. - Dam ci zna� za chwilk�, Mounce - odpar� Amberg. - Dobrze, prosz� pana. - Gaunt ma wspania�� kuchark� - Amberg wznowi� pogaw�dk�, gdy drzwi zamkn�y si� za Mounce'em. - Mam nadziej�, �e obiad b�dzie pani smakowa�. Mus szparagowy na pocz�tek, nast�pnie udziec sarni z winem. Jest tak dobra, �e mia�bym ochot� podkra�� mu j�. - Brzmi wspaniale - rzek�a automatycznie Paula. Wspomnienie jedzenia przynios�o z powrotem z�e samopoczucie. Mia�a ju� zamiar si� odezwa�, kiedy Amberg spojrza� na zegarek. - Mo�e powinni�my zacz��. My�l�, �e Tweed to zrozumie. W ka�dym razie uprzyjemni to nam oczekiwanie. - Panie Amberg... - Paula �ciszy�a g�os. - Czy m�g�by mi pan na chwil� wybaczy�? Pokazywa� mi pan, gdzie jest toaleta. Prosz� zaczyna� - za chwilk� wr�c�. - Oczywi�cie... Podnosz�c si� wyjrza�a przez okno wychodz�ce na kr�ty zjazd. W oddali pojawi� si� listonosz jad�cy na rowerze. Rozpozna�a, kim jest nadje�d�aj�cy cz�o- wiek, dzi�ki niebieskiemu mundurowi, czapce z daszkiem i odblaskom rzuca- nym przez czerwono-z�ote naszywki. Do przedniego baga�nika przymocowana by�a wielka p��cienna torba. - Nadje�d�a listonosz - zwr�ci�a si� do Amberga. - Mounce si� nim zajmie. Amberg z wolna postukiwa� w st� zaci�ni�tymi k�ykciami. Intuicyjnie zga- dywa�a, �e nie jest zniecierpliwiony, lecz zdenerwowany faktem, i� Tweed i jego ludzie jeszcze nie przyjechali. Kiedy Paula wysz�a z jadalni i min�a hali, rozleg� si� dzwonek do drzwi fron- towych. Zjawi� si� Mounce, obiema d�o�mi poprawi� brzegi marynarki i wypro- stowany otworzy� drzwi. Paula nios�c ze sob� torebk� wesz�a do toalety i prze- kr�ci�a zatrzask w drzwiach. Drzwi te sporz�dzone by�y z grubego drewna, dzi�ki 21 czemu skutecznie zatrzymywa�y wszelkie d�wi�ki dochodz�ce z pozosta�ych cz�ci domu. Mounce zdziwiony spojrza� na listonosza, kt�ry nie przyje�d�a� nigdy o tej po- rze dnia. Poza tym cz�owiek st�j �cy z ci�k� torb� przewieszon� przez rami� by� tu po raz pierwszy. W prawej r�ce trzyma� paczk� wyci�gni�t� w kierunku lokaja. W momencie gdy Mounce spojrza� w d� i zauwa�y�, �e paczka zaadresowa- na jest do Juliusa Amberga, listonosz spod marynarki wyci�gn�� d�ugi sztylet. N� wycelowany dok�adnie, z wielk� si�� wbi� si� mi�dzy �ebra Mounce' a, kt�ry tylko chrz�kn��. Na jego twarzy zago�ci� wyraz zdziwienia, po czym lokaj upad� na pod�og� wci�� trzymaj�c w r�ce paczk�. Morderca wszed� do �rodka, �ci�gn�� cia�o z progu i po cichu zamkn�� drzwi. Schylaj�c si� zbada� t�tno na szyi ofiary. Nic. Wyprostowa� si�, zdj�� czapk�, wrzuci� j � do torby, wyci�gn�� kominiark�, w�o�y� j� na g�ow� i zas�oni� twarz. Nast�pnie wyj�� z torby pistolet z szerok�, kr�tk� kolb�, podszed� do drzwi prowadz�cych do kuchni i otworzy� je na o�cie�. �Listonosz" wpad� do �rodka i zamkn�� drzwi, zanim cztery znajduj�ce si� tam osoby - kucharka i trzy miej- scowe pomoce - zd��y�y zareagowa�. Chwytaj�c si� lew� r�k� za nos intruz wy- strzeli� z pistoletu, pojemnik z gazem �zawi�cym wcelowa� w pod�og� z polero- wanych kamieni. Gaz wype�ni� odizolowane pomieszczenie - wszystkie okna pozamykano z powodu zimna.. W momencie gdy cztery kobiety zacz�y si� d�awi� i zatacza�, m�czyzna wyj�� sk�rzany, pod�u�ny przedmiot przypominaj�cy ma�� gumow� pa�k�. Na- st�pnie przebieg� po kuchni uderzaj�c ka�d� z kobiet w g�ow�. Do tej pory �li- stonosz" mia� na r�kach sk�rzane r�kawice. Teraz zdj�� je ostro�nie ods�aniaj�c kryj�ce si� pod nimi gumowe, chirurgiczne. �Listonosz" sprawdzi� godzin�. Up�yn�y dwie minuty od za�atwienia lokaja. Na ustawionym w centrum stole znajdowa�a si� srebrna taca ze szklanymi misecz- kami wype�nionymi musem. Inne potrawy podgrzewa�y si� na nowoczesnej ku- chence stoj�cej przy �cianie. Jedn� r�k� zgasi� ogie� - nie ma sensu ryzykowa� po�aru. Spogl�daj�c na nieprzytomne kobiety le��ce na pod�odze m�czyzna w kominiarce wyci�gn�� z torby pistolet maszynowy uzi. Szybkostrzelno�� sze��set pocisk�w na minut�. Opu�ci� kuchni� zamykaj�c za sob� drzwi. Dopiero teraz, po minucie wci�gn�� powietrze. Buty na gumowych pode- szwach nie wyda�y najmniejszego d�wi�ku, gdy zbli�a� si� do jadalni. Chwyci� za klamk� i szybko otworzy� drzwi. Siedmiu m�czyzn utkwi�o wzrok w zamaskowanym m�czy�nie z uzi w r�- ku. Na kr�tk� chwil� zamarli. Oczekiwali lokaja, kt�rego Amberg wezwa� naci- skaj�c na dzwonek. Ten kr�tki moment okaza� si� fatalny w skutkach. Morderca poci�gn�� za spust celuj�c najpierw w stra�nik�w - niemal ich rozsmarowa� po �cianach. W tym samym momencie Amberg zerwa� si� zza sto�u. Ostatnie sze�� pocisk�w wyznaczy�o z przodu jego koszuli r�wniutki rz�dek czerwonych guzi- k�w. Guzik�w, kt�re szybko si� powi�ksza�y. Bankier rzucony do ty�u osun�� si� 22 na siedzenie uderzaj�c w oparcie z tak� si��, �e si� z�ama�o. Zastyg� w grotesko- wej pozie, wpatruj�c si�niewidz�cymi oczami w sufit. Zamachowiec odczepi� pusty magazynek, kt�ry mie�ci� czterdzie�ci naboi, i wetkn�� go do kieszeni, po czym za�o�y� nowy. Chodz�c wok� sto�u opr�ni� go w martwe ju� cia�a. Trzeba mie� pewno��. Zabezpieczywszy uzi wyj�� szklany spryskiwacz wype�niony w dw�ch trze- cich kwasem siarkowym. Wycelowa� spray w twarz Amberga i nacisn�� zaw�r. Strumie� kwasu obj�� twarz bankiera od nasady nosa do podbr�dka. Za�o�ywszy z powrotem przykrywk� zamachowiec schowa� buteleczk� do kieszeni, a uzi oraz pusty magazynek umie�ci� w torbie wci�� wisz�cej na jego ramieniu. Po wyj�ciu z jadalni zamkn�� drzwi. W hallu zdj�� kominiark�, wrzuci� do torby i zn�w za�o�y� s�u�bow� czapk� listonosza. Nie zdejmuj�c r�kawiczek, otworzy� frontowe drzwi, zamkn�� od ze- wn�trz i umie�ci� torb� na przednim baga�niku opartego o �cian� roweru. Odj e- cha� zn�w jako listonosz. - No c�, dor�czy�em paczk� - powiedzia� na g�os zachowuj�c beznami�t- n� oboj�tno��. Rozdzia� 2 Paula popatrzy�a w lustro. Czu�a si� lepiej, �o��dek uspo- koi� si�, lecz by�a jeszcze s�aba. - Nie�le wygl�dam - po- wiedzia�a do siebie - tylko troch� blado. By�a atrakcyjn� dziewczyn�, niewiele po trzydziestce, z d�ugimi kruczoczar- nymi w�osami i �adn� figur�. Mia�a spokojne oczy i stanowczy, kszta�tny pod- br�dek. Ubra�a si� dzi� w kremow� bluzk� ze st�jk�, granatowy �akiet, plisowa- n� sp�dnic�, po�czochy koloru cia�a i mi�kkie pantofelki. Paula przed chwil� zwymiotowa�a, co pozostawi�o po sobie nieprzyjemne uczucie. Wyczy�ci�a umywalk�. Nagle poczu�a si� pusta, g�odna. - Mo�e dobrze znios� odrobin� dziczyzny - rzek�a do siebie otwieraj�c drzwi. Wesz�a do hallu, po czym zatrzyma�a si� nagle. Mounce le�a� na wznak w po- bli�u zamkni�tych drzwi frontowych, z jego klatki piersiowej wystawa�a r�ko- je�� no�a. Czerwona plama zabarwi�a jego bia�� koszul�. Przywar�a do �ciany z automatycznym browningiem w d�oni, obserwowa�a i nas�uchiwa�a. Wszystkie drzwi by�y zamkni�te. Momentalnie zapomnia�a o swojej s�abo- �ci i spojrza�a w kierunku schod�w. Czy morderca wci�� znajdowa� siew budyn- ku? Kiedy st�pa�a po pod�odze, j ej pantofle nie wydawa�y najmniej szego odg�o- su. Podesz�a do lokaja, kt�ry wci�� trzyma� paczk�, i schyli�a si� nad nim. �Listonosz"... Jej umys� szala� w chwili, gdy sprawdza�a puls w t�tnicy szyjnej. Nie �yje. Co tu si�, do cholery, sta�o? Wyprostowa�a si� i zbli�y�a do drzwi jadalni. Zanim lew� r�k� si�gn�a w stron� klamki, nas�uchiwa�a. Kolejne solidne drzwi ca�ko- wicie odcinaj�ce wszelkie d�wi�ki. Powoli, u�ywaj�c chusteczki, by nie zosta- wi� odcisk�w palc�w, przekr�ci�a klamk�. Szybko otworzy�a drzwi i wsun�a g�ow� do �rodka trzymaj�c bro� gotow� do strza�u. - M�j Bo�e! Na tyle zachowa�a kontrol� nad sob�, by wyszepta� jedynie te s�owa. Jej umys� z trudem akceptowa� makabryczny widok, jaki zasta�a. To by�a masakra. Dw�ch stra�nik�w wci�� jeszcze siedzia�o, cho� zostali rozci�gni�ci na stole 24 w ka�u�ach krwi. Ochroniarze, pomy�la�a gorzko. Czterej inni spadli z krzese� i le�eli tak�e unurzani we krwi. Po cichu zamkn�a drzwi zdaj�c sobie spraw�, �e morderca mo�e by� nadal na terenie posiad�o�ci. Ca�y czas obserwuj�c wej�cie, ponownie wolno pochyli�a si�, by sprawdzi� t�tna le��cych po tej stronie sto�u dw�ch m�czyzn. Nic. Zw�oki. Wstrzymuj�c oddech podesz�a do szczytu sto�u, gdzie cia�o Amberga zwisa- �o z krzes�a ze z�amanym oparciem. W�a�nie mia�a sprawdzi� jego t�tno, gdy zobaczy�a g�ow�. Dr��c po prze�ytym szoku dla uspok�j enia si� odetchn�a g��- boko. Julius Amberg pozbawiony by� twarzy. Wielkie p�aty cia�a zosta�y wy�arte. Nawet w chwili, gdy na niego patrzy�a, j ego prawdziwa twarz szybko przeistacza- �a si� w go�� czaszk�. Zmuszaj�c si� do g��bszego sk�onu, poczu�a ostr� wo�. Jaki� kwas? Dlacze- go? W jakim celu to dodatkowe barbarzy�stwo? Podnios�a si� i rozejrza�a po �cianach jadalni wy�o�onych od pod�ogi do sufitu boazeri�. Pi�kno pomieszcze- nia wydawa�o si� pot�gowa� jeszcze horror, kt�rego by�a �wiadkiem. Szybko przebieg�a wzrokiem po suficie, po czym zatrzyma�a spojrzenie w j ed- nym miejscu. Tak jak w wielkim hallu, gdzie dostali drinki, i tuwyrze�bione w gip- sie artystyczne wzory pokrywa�y sufit. Jej uwag� przyku�o wyra�ne zak��cenie zamierzonego porz�dku. Dok�adnie nad g�ow� bankiera widnia�a jaskrawa plama krwi. Zapewne jeden z pocisk�w trafi� w t�tnic� szyjn� wysy�aj�c w kierunku sufitu strumienie krwi. Podczas gdy patrzy�a, spad�a kropelka i wyl�dowa�a na szcz�tkach g�owy, czy raczej czaszki Amberga. Spojrza�a na st�. W miejscu, gdzie siedzia�a, zastaw� nakrywa�a serwetka, kt�r� zostawi�a wychodz�c. Prawdopodobnie dlatego zab�jca nie zauwa�y� nie- obecno�ci jednego z go�ci. W ka�dym razie jasne by�o, �e bardzo si� spieszy�, by wykona� t� szata�sk� robot�. - We� si� w gar�� - powiedzia�a po cichu do siebie. Czu�a si� straszliwie, mimo to wr�ci�a do hallu. Obs�uga! Szybko do kuchni. Zatrzyma�a si�, zanim otworzy�a drzwi obawiaj�c si� tego, co mog�a zasta�. - Tylko nie to - modli�a si�. Dolecia� do niej jeszcze jeden s�aby zapach. Gaz �zawi�cy. Cztery cia�a le�a- �y rozci�gni�te na kamiennej pod�odze. Szybko sprawdzi�a t�tna. By�a nieco zdzi- wiona, kiedy odkry�a, �e �yj�. Nieprzytomne, ale �yj�. Domy�la�a si�, �e gruba- wa, starsza kobieta, ubrana w bia�y fartuch i bia�� czapk� powalona w pobli�u kuchenki, by�a kuchark�. Paula wzi�a z krzes�a poduszk� i delikatnie pod�o�y�a jej pod g�ow�. M�odsze dziewcz�ta, r�wnie� w bia�ych fartuchach, prawdopo- dobnie zbytnio nie ucierpia�y. W�a�nie w tym momencie ze zdumieniem zauwa�y�a, �e kuchenka zosta�a wy��czona. Wiedzia�a, �e nie wolno jej dotyka� pokr�te�. Odciski palc�w. Otwo- rzy�a okno, by wpu�ci� �wie�e powietrze i pozby� si� pozosta�o�ci gazu �zawi�- cego, po czym ostro�nie sprawdzi�a reszt� parteru. Jedne drzwi prowadzi�y do gabinetu umeblowanego drogimi antykami. Inne okaza�y si� wej�ciem do ogromnego salonu z balkonowymi oknami wiod�cymi na taras, naprzeciw alei jod�owej, u wylotu kt�rej wida� by�o le��ce powy�ej, 25 ponure wrzosowisko. Uczucie odosobnienia wzmocni�o si� jeszcze. Paula we- sz�a do wielkiego hallu pustego podobnie jak inne pomieszczenia. D�ugi rz�d okien wychodzi� na drog� dojazdow�. Zbli�a�y si� dwa samochody. Zza kierownicy forda escorta wy�oni� si� Tweed, za kt�rym pojawi� si� po- t�nej budowy Harry Butler, ubrany w wiatr�wk� i sztruksowe spodnie. Pete Nield i Philip Cardon wysiedli ze sierry. - Przepraszamy za sp�nienie - zacz�� Tweed i u�miechn�� si�. - Zatrzy- ma� nas konw�j tych w�drowc�w - Cygan�w czy co� w tym rodzaju. Mam na- dziej�, �e Julius nam wybaczy... M�wi� szybko, lecz przerwa� zobaczywszy wyraz twarzy Pauli oraz bro�, kt�r� wci�� trzyma�a w prawej d�oni. Jego zachowanie zmieni�o si� natychmiast. - Paula, co si� sta�o? K�opoty? Jakie? - Najgorsze z mo�liwych. A spodziewa�am si�, �e przyjedzie Bob Newman. By�a to bezsensowna uwaga w stylu tych, jakie cz�sto wypowiada cz�owiek, kt�ry dot�d trzyma� si� w ryzach tylko dzi�ki sile woli i charakteru, a teraz z op�- nieniem reaguj �cy na szok. Kiedy ich zobaczy�a, opu�ci�o j � napi�cie. Stara�a si� z ca�ych si�, by im powiedzie� o wszystkim. - Newman gdzie� pojecha� - odpar� Tweed. - Monika zostawi�a najego au- tomatycznej sekretarce wiadomo��, �eby pojawi� si� u niej. Wyja�ni mu, gdzie jeste�my. Tweed z rozmys�em odpowiedzia� na to pytanie, aby na nowo obudzi� w niej poczucie rzeczywisto�ci. By� cz�owiekiem w �rednim wieku, �redniego wzrostu i budowy, nosi� okulary w rogowych oprawkach. Kogo� takiego nie dostrzega si�, mijaj�c, na ulicy. Cecha ta bardzo mu pomaga�a jako wicedyrektorowi SIS. Szybko wszed� po schodkach, obj�� ramieniem Paul� i �cisn��. - Co tu si� wydarzy�o? - To okropne. Nie, to nie s� dane, jakich by� pragn��. - Wzi�a g��boki od- dech. - Wszyscy nie �yj�. - Kto dok�adnie? - spyta� spokojnie Tweed. - Julius Amberg, jego ochrona i lokaj, Mounce. Osiem trup�w czekaj�cych na was w tym �licznym domu. Zrobi� to listonosz... - P�niej mi powiesz wi�cej. Lepiej b�dzie, je�li to sam zobacz�. Ten li- stonosz, o kt�rym wspomnia�a�, czy ju� poszed�? - Nie mia�am czasu sprawdzi� g�rnego pi�tra. Parter jest czysty. - Harry - powiedzia� Tweed natychmiast przejmuj�c dowodzenie - id� na g�r� i poszukaj uzbrojonego zab�jcy. We� ze sob�Philipa Cardona. - Tak jest... Butler, trzymaj�c walthera kaliber 7.65 mm w d�oni, wszed� do domu. Za nim pod��y� Cardon, r�wnie� �ciskaj�c walthera. Paula i Tweed zobaczyli Butle- ra wspinaj�cego si� szerokimi schodami. Cardon pozosta� kilka krok�w z ty�u prze�lizguj�c si�, pocz�wszy od p�pi�tra, jak najbli�ej �ciany. 26 - S� tutaj - wskaza�a Paula. - Przygotuj si� na co� naprawd� okropnego. Szczeg�lnie twarz Amberga. Tweed zatrzyma� si�. Ubrany by� w trencz narzucony na niebieski garnitur. Z r�koma g��boko w kieszeniach p�aszcza - w pozie tej zwyk� przes�uchiwa� podejrzanych w czasach, kiedy by� najm�odszym komendantem w Wydziale Za- b�jstw Scotland Yardu - spogl�da� na zw�oki Mounce'a. - Chcia�bym wiedzie�, co jest w paczce dostarczonej przez listonosza. Ale nie wolno nam niczego rusza�, zanim nie przyjedzie policja. Zadzwonimy do nich za chwil�- powiedzia� patrz�c na telefon stoj�cy na stoliku pod �cian�. S�ucha� uwa�nie Pauli, kt�rej przysz�a do g�owy nowa my�l. - Kucharki zosta�y zaatakowane gazem �zawi�cym, po czym, jak s�dz�, morderca czym� j e og�uszy�. Jedna z trzech dziewcz�t ma brzydk� ran� na g�o- wie. Dzi�ki Bogu wszystkie �yj�. - Pete - Tweed zwr�ci� si� do partnera Butlera, szczup�ego, ubranego w schludny, niebieski garnitur pod rozpi�tym p�aszczem, osobnika o ciemnych w�osach i malutkich w�sikach. - W kuchni jest nieprzytomna obs�uga... - S�ysza�em, co powiedzia�a Paula, szefie. - Id� i zobacz, co mo�esz dla nich zrobi�. Zbierz zeznania, je�li kt�ra� si� ockn�a i b�dzie w stanie odpowiada�. - Nagram wszystko na dyktafon - zapewni� go Nield i u�miechn�wszy si�, skin�� do Pauli i ruszy� w kierunku kuchni. - Uwaga - ostrzeg�a Paula. Otworzy�a drzwi do jadalni. Tweed wszed� przed ni�, zatrzyma� si� po zro- bieniu dw�ch krok�w. Jego oczy badaj�c miej sce rzezi zatrzyma�y si� na kr�tko na czerwonym jeziorze na suficie. Powoli przeszed� obok ka�dego cia�a, a� do- tar� do szczytu sto�u. - To prawdziwie krwawa �a�nia - skomentowa�a Paula. Twarz Amberga zo- sta�a spryskana kwasem. - Bezlitosne - powiedzia� Tweed spogl�daj�c na starego przyjaciela - a jed- nak intryguj�ce. Julius ma - mia� - brata bli�niaka. Julius by� dyrektorem i si�� nap�dow� Zuricher Kredit Bank. Walter, jego brat, jest prezesem, robi niewiele poza braniem niez�ej pensji. Podni�s� wzrok na Butlera, kt�ry pojawi� si� w drzwiach wci�� trzymaj�c w r�ku walthera. Kiwn�� g�ow� do Tweeda. - Na g�rze wszystko w porz�dku. Nie ma nikogo. - Jego oczy przebieg�y po pokoju. - O cholera! - Doskona�y os�d - odrzek� Tweed. - Mieli�my szcz�cie, �e si� sp�nili- �my. Paula, jak unikn�a� tej masakry...? Wyraz jego twarzy zmieni� si� nagle. R�ce wyskoczy�y mu z kieszeni i spi�� si� jak poluj�cy tygrys. - M�j Bo�e! - Co si� sta�o? - spyta�a Paula. Tweed dostrzeg� co�, o czym nikt wcze�niej nie pomy�la�. Jego w�asna uwa- ga o szcz�ciu, �e si� sp�nili, uruchomi�a w jego g�owie alarm. 27 - My mieli�my by� celem. Musz� szybko zadzwoni� do Park Crescent. To powa�na sytuacja. - Zrobi� to natychmiast - powiedzia� Butler, pobieg� do hallu i podni�s� s�u- chawk�. W momencie gdy wykr�ca� numer, wpad� Tweed. - Jeszcze chwilk�... - Pospiesz si�! - ponagla� go Tweed. - Park Crescent mo�e by� w ogrom- nym niebezpiecze�stwie... Zaj�o to Butlerowi kilka minut - musia� jeszcze raz wykr�ci� numer, Twe- ed czeka� tu� obok. Butler pos�ucha�, skin�� g�ow� i przekaza� s�uchawk�. - Pro� Boga, �ebym zd��y� - powiedzia� Tweed przejmuj�c telefon. Rozdzia� 3 T 1 weed wraz z innymi pojecha� do Tresillian Manor na Wrzosowisku Bodmin - powiedzia�a Monika Newmano- wi zamykaj �c teczk� na dokumenty le��c� na j ej biurku w Park Crescent. Newman w�a�nie pojawi� si� w zwi�zku z nagranym na jego automatycznej sekretarce nag�ym wezwaniem od Moniki. Zdj�� sw�j ulubiony p�aszcz, powiesi� go na wieszaku i usiad� na krze�le stoj�cym przed jej biurkiem. - Bodmin Moor? To w Kornwalii. Kim s� ci inni i dlaczego poj echa� w tak odleg�e miejsce? - Wzi�� ze sob� Butlera, Nielda i Cardona jako ochron�... - Niez�a delegacja. Jako ochron�? To niepodobne do Tweeda. Czy byli uzbro- jeni? Co si� dzieje? - Tak, byli uzbrojeni - Monika wydawa�a si� zbita z tropu. - Mia� si� spo- tka� ze szwajcarskim bankierem, Juliusem Ambergiem, kt�ry przylecia� z Zu- rychu. - Amberg. Ten cholerny g�upek, Joel Dyson, zna Amberga. Dziwny zbieg okoliczno�ci. Czy Tweed widzia� ten film lub przes�ucha� ta�m�? - Nie, wci�� s� w sejfie. Nie mia� czasu. Niemal nie opuszcza� stacji od momentu powrotu z Pary�a i odebrania telefonu od Amberga, kt�ry b�aga� go o przyjazd do Kornwalii. - Coraz bardziej tajemnicze. A dlaczego zadzwoni�a� do mnie? - Tweed chcia�, �eby� do nich do��czy�, je�li skontaktujesz si� ze mn� na czas. My�l�, �e teraz to ju� nie ma sensu. Mieli si� tam spotka� na obiedzie. Do tej pory b�dzie ju�... Przerwa�a, poniewa� zadzwoni� telefon. Podni�s�szy s�uchawk� zacz�a m�wi�: - General & Cumbria Assur... - Monika, m�wi Tweed. Czy rozpoznajesz m�j g�os? Szybko. - Tak, czy co� si�... - Kod Numer Jeden! Kod Numer Jeden! Kod Numer Jeden! Na mi�o�� bo- sk�. .. 29 - Zrozumia�am. Monika rzuci�a s�uchawk�, wyj�a z szuflady klucz przewracaj�c w po�pie- chu swoje krzes�o. Wetkn�wszy klucz w wisz�ce na �cianie metalowe pude�ko, poci�gn�a za czerwon� d�wigni� i zatrzasn�a drzwiczki. W momencie gdy d�wi- gnia zosta�a przesuni�ta, rozdzieraj�cy d�wi�k alarmu rozleg� si� w ka�dym miesz- cz�cym si� w budynku pokoju - w��czaj�c w to biuro Tweeda. - Ewakuacja! - krzykn�� Newman, jednocze�nie zrywaj�c si� i chwytaj�c sw�j p�aszcz. Monika wepchn�a teczk� z dokumentami do torebki, Newman przytrzyma� drzwi. Na schodach pe�no by�o m�czyzn i kobiet. Nikt nie wpad� w panik�, gdy� wcze�niej odbywa�y si� tego typu pr�by. Wci�� schodzili. W hallu przy wej�ciu George, stra�nik, rzuci� s�uchawk� na wide�ki. Przed sob� trzyma� notatnik, w kt�rym zaznacza� osoby wychodz�ce na zewn�trz. Dzwo- nek w hallu by� nieco przyt�umiony. Dotar�szy z Monik� do wej�ciowego hallu Newman spojrza� na Lis�, jasnow�os� dziewczyn� obs�uguj�c� centralk�. Zoba- czy� rz�dy czerwonych lampek. Wszystkie linie by�y zaj �te. Lisa chwyci�a p�aszcz i torebk� w chwili, gdy Newman zapyta�: - Tyle rozm�w jednocze�nie? - Centralka zakorkowa�a si� - odpowiedzia�a pospiesznie Lisa. - Tylko oddzielna linia Tweeda jest wolna. - Mia�em szalony telefon - doda� George odznaczaj�c kolejne nazwiska. - Jaki� kretyn powiedzia�, �e dzwoni z Berlina z wa�n� informacj�. Pieprzy� przez pi�� minut... Howard, dyrektor, pojawi� si� na schodach. Nieskazitelnie ubrany w garnitur Chester Barrie od Harrodsa, wysoki z pulchn� twarz� nosi� siew charakterystycz- ny dla siebie wielkopa�ski spos�b. Stan�� przy biurku obok George'a. - Lepiej wyjd�my - powiedzia� Newman, gdy Monika znalaz�a si� ju� za drzwiami. - To Tweed og�osi� alarm. - Zostan�, dop�ki ostatni cz�owiek nie opu�ci budynku - odpar� po cichu Howard. Newman zdziwi� si� i zmieni� swoje dotychczasowe zdanie o Howardzie, o kt�rym s�dzi�, �e jest napuszonym os�em. Przytakn��, po czym wy�lizgn�� si� na zewn�trz. W progu, stan�wszy z boku, zamar� w bezruchu. Kasztanowe auto marki Espace sta�o zaparkowane w pobli�u budynku. New- man zbieg� po stopniach, podszed� bli�ej, po czym wpad� z powrotem do budyn- ku w chwili, gdy nowa fala wychodz�cych z po�piechem opuszcza�a Park Cre- scent. Zbierali si�, zgodnie z planem, za rogiem na Marylebone Road. - George! -zawo�a� Newman do pokazuj�cego swoj� list� Howardowi stra�- nika. - Przed wej�ciem stoi zaparkowany jeden z tych w