7795

Szczegóły
Tytuł 7795
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7795 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7795 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7795 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ze zbior�w - Biblioteki Sieciowej Numer katalogowy - 00160 Autor - Jorge Louis Borges Tytu� - R�a Paracelsa T�umaczenie - Zofia Ch�dzy�ska Opracowanie - Krzysztof Sucherek W pracowni, kt�ra zajmowa�a obie izby piwnicy, Paracelsus prosi� swojego Boga, swojego nieokre�lonego Boga, jakiegokolwiek Boga, by zes�a� mu ucznia. Zmierzcha�o. W�t�y ogie� na kominku rzuca� nieregularne cienie. Zbyt wielkim wysi�kiem by�o wsta� i zapali� �elazn� lamp�. Paracelsus roztargniony z powodu znu�enia, zapomnia� o swojej pro�bie . Noc zamaza�a ju� tygiel i zakurzone alembiki, gdy za�omotano do bramy. Wsta� senny, wspi�� si� po kr�tkich spiralnych schodach i otworzy� jedno skrzyd�o drzwi. Wszed� nieznajomy. On r�wnie� by� bardzo zm�czony. Paracelsus wskaza� mu �aw�; obcy usiad� i czeka�. Przez jaki� czas nie zamienili s�owa. Mistrz przem�wi� pierwszy: - Pami�tam twarze z Zachodu i twarze ze Wschodu - powiedzia� nie bez pewnego patosu. - Twojej nie pami�tam. Kim jeste�, czego ode mnie chcesz ? - Moje imi� nie ma znaczenia - odrzek� obcy. - Trzy dni i trzy noce w�drowa�em, aby wej�� do twego domu. Chc� by� twoim uczniem. Przynosz� ci ca�y m�j maj�tek. Wydoby� sakiewk� i wytrz�sn�� j� nad sto�em; uczyni� to praw� r�k�. Monet by�o wiele i ze z�ota. Paracelsus stan�� za jego plecami, by zapali� lamp�. Gdy si� odwr�ci�, spostrzeg�, �e lewa r�ka przybysza trzyma r��. R�a zaniepokoi�a go. Pochyli� si�, z��czy� koniuszki palc�w i powiedzia�: - Mniemasz, �e potrafi� wytworzy� kamie�, kt�ry przemienia wszystkie elementy w z�oto, a sam z�oto mi dajesz. Nie z�ota szukam i je�eli ty pragniesz z�ota, nigdy nie b�dziesz moim uczniem. - Z�ota nie pragn� - odpowiedzia� obcy. - Te monety �wiadcz� tylko o tym, jak silna jest moja wola studiowania. Chc�, by� nauczy� mnie Sztuki. Chc� przeby� u twojego boku drog�, kt�ra prowadzi do Kamienia. Paracelsus odrzek� powoli: - Droga jest Kamieniem. Pocz�tek jest Kamieniem. Je�eli nie pojmujesz tych s��w, jeszcze nie zacz��e� pojmowa�, ka�dy krok, kt�ry uczynisz, jest celem. Obcy spojrza� na niego z niedowierzaniem. Powiedzia� zmienionym g�osem: - Ale, czy cel istnieje ? Paracelsus u�miechn�� si�. - Oszczercy, kt�rzy s� nie mniej liczni od g�upc�w, twierdz�, �e tu nie ma, i nazywaj� mnie szalbierzem. Nie przyznaj� im racji, chocia� niewykluczone, �e cel jest tylko u�ud�. Wiem, �e Droga istnieje. Zapad�o milczenie i odezwa� si� obcy: - Got�w jestem przemierzy� j� z tob�, nawet je�eli musieliby�my w�drowa� wiele lat. Pozw�l mi przeby� pustyni�. Pozw�l mi dojrze�, cho� z oddali. ziemi� obiecan�, nawet gdy gwiazdy nie pozwol� mi po niej st�pa�. Pragn� dowodu, nim wyrusz� w drog�. - Kiedy ? - zapyta� z niepokojem Paracelsus. - Zaraz - powiedzia� ucze� z nag�ym postanowieniem. Zacz�li rozmow� po �acinie, teraz m�wili po niemiecku. M�odzieniec uni�s� r�� do g�ry. - Powiadaj� - rzek� - �e potrafisz spali� r�� i wskrzesi� j� moc� twojej sztuki. Pozw�l mi by� �wiadkiem tego cudu. O to ci� prosz�, a potem oddam ci ca�e moje �ycie. - Jeste� bardzo �atwowierny - powiedzia� mistrz. - Nie �atwowierno�ci mi trzeba; ��dam wiary. Obcy nalega�. - Dlatego, i� nie jestem �atwowierny, pragn� na w�asne oczy ujrze� unicestwienie i zmartwychwstanie tej oto r�y. Paracelsus uj�� r�� i, rozmawiaj�c, bawi� si� ni�. - Jeste� �atwowierny - powiedzia�. - M�wisz, ze potrafi� j� zniszczy� ? - Ka�dy potrafi j� zniszczy� - powiedzia� ucze�. - Mylisz si�. Czy s�dzisz, �e cokolwiek mo�na zwr�ci� nico�ci ? Czy s�dzisz, �e pierwszy cz�owiek w Raju m�g� by� zniszczy� jeden cho�by kwiat lub �d�b�o trawy ? - Nie jeste�my w Raju - powiedzia� z uporem m�odzieniec. - Tu, pod ksi�ycem, wszystko jest �miertelne. Paracelsus powsta�. - W jakim�e innym miejscu jeste�my ? S�dzisz, ze bosko�� mo�e stworzy� miejsce, kt�re nie by�oby Rajem ? S�dzisz, �e Upadek jest czym� innym ni� niewiedz� ? �e jeste�my w Raju ? - Ka�da r�a mo�e sp�on�� - powiedzia� wyzywaj�co ucze�. - Jest jeszcze ogie� na kominku - powiedzia� Paracelsus. - Je�eli rzuci�by� t� r�� w palenisko, s�dzi�by�, �e strawi� j� ogie� i jedynie popi� jest prawdziwy. Powiadam ci, r�a jest wieczna i tylko jej kszta�t mo�e si� zmieni�. Wystarczy�oby jedno moje s�owo, aby� na nowo j� ujrza�. - Jedno s�owo ? -zapyta� ze zdziwieniem ucze�. -Tygiel jest wygaszony i alembiki s� wype�nione popio�em. Co uczynisz, aby j� wskrzesi� ? Paracelsus spojrza� na niego ze smutkiem. - Tygiel jest wygaszony - powt�rzy� - i alembiki s� wype�nione popio�em. O zmierzchu moich d�ugich dni u�ywam innych narz�dzi. - Nie �miem pyta�, jakich - powiedzia� obcy przebiegle, a mo�e pokornie. - M�wi� o tym, kt�rego u�y�a bosko��, aby stworzy� niebo i ziemi�, i niewidzialny Raj, w kt�rym jeste�my, lecz grzech pierworodny ukrywa go przed nami. M�wi� o S�owie, o kt�rym naucza nas Kaba�a. Ucze� powiedzia� ch�odno: - Prosz� ci� pokornie, uka� mi, jak znika i pojawia si� r�a. Nie dbam o to, czy pos�u�ysz si� alembikiem czy S�owem. Paracelsus zamy�li� si�. W ko�cu powiedzia�: - Gdybym to uczyni�, rzek�by�, �e to kszta�t nadany przez magi� twoich oczu. Cud nie da�by ci wiary, kt�rej szukasz. Zostaw r�� w spokoju. M�odzieniec patrzy� na niego wci�� z niedowierzaniem. Mistrz podni�s� g�os i powiedzia� mu: - A w�a�ciwie, kim ty jeste�, by wej�� do domu Mistrza i ��da� od niego cudu ? Czego �e� dokona�, aby godnym by� tego daru ? Ucze� odpar�, dr��cy: - Wiem, �e niczego nie dokona�em. Prosz� ci�, w imi� tych wielu lat, kt�re po�wi�c� terminowaniu w cieniu twej osoby, pozw�l mi ujrze� popi�, a potem r��. O nic wi�cej ci� nie poprosz�. Uwierz� w �wiadectwo moich oczu. Pochwyci� gwa�townie szkar�atn� r��, kt�r� Paracelsus po�o�y� na pulpicie, i cisn�� j� w p�omienie. Znikn�a barwa i pozosta�a tylko smu�ka popio�u. Przez niesko�czon� chwil� czeka� na s�owo i na cud. Paracelsus sta� niewzruszony. Powiedzia� z osobliw� prostot�: - Wszyscy medycy i wszyscy aptekarze Bazylei utrzymuj�, ze jestem oszustem. By� mo�e maj� s�uszno��. Oto jest popi�, kt�ry by� r� i kt�ry ju� nigdy ni� nie b�dzie. M�odzieniec poczu� wstyd. Paracelsus jest szarlatanem albo zwyk�ym wizjonerem a on, intruz, przekroczy� jego progi i teraz zmusza go do wyznania, �e jego s�ynne sztuki magiczne by�y pozorem. Ukl�k� i rzeki mu: - M�j czyn jest niewybaczalny. Zabrak�o mi wiary, kt�rej Pan ��da od wierz�cych. Pozw�l, bym nadal widzia� popi�. Powr�c�, gdy b�d� silniejszy i b�d� twoim uczniem, a u kresu Drogi zobacz� r��. M�wi� ze szczer� pasj�, lecz jego pasja by�a lito�ci�, jak� wzbudza� w nim stary mistrz tak wielbiony, tak l�ony, tak s�awny, a przez to tak pr�ny. Kim by� on, Johannes Grisebach, by dokona� �wi�tokradczego odkrycia, �e pod mask� nie ma nikogo ? Pozostawienie z�otych monet by�oby ja�mu�n�. Zabra� je, wychodz�c. Paracelsus odprowadzi� go do podn�a schod�w i powiedzia� mu, �e w tym domu zawsze b�dzie oczekiwany. Obaj wiedzieli, ze ju� si� nigdy nie zobacz�. Paracelsus zosta� sam. Zanim zgasi� lamp� i usiad� w znu�onym fotelu, nasypa� w d�o� gar�� popio�u i wypowiedzia� cicho jedno s�owo. R�a zmartwychwsta�a. K O N I E C