3338
Szczegóły |
Tytuł |
3338 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3338 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3338 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3338 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
BOB SHAW
CICHA INWAZJA
II TOM TRYLOGII OVERLAND
SCAN-DAL
POWR�T CIENI
Rozdzia� 1
Lord Toller Marauuine wyj�� b�yszcz�c� szabl� z ozdobnego futera�u i ustawi� j� tak, �e przed-dzienne s�o�ce rozgorza�o wzd�u� klingi. Jak zawsze, urzek�o go jej czyste pi�kno. W przeciwie�stwie do broni koloru czarnego, jakiej u�ywali jego rodacy, ta szabla zdawa�a si� posiada� cudowne przymioty, niczym promie� s�oneczny przeszywaj�cy grub� wat� mg�y. Toller wiedzia� jednak, �e drzemi�ce w niej mo�liwo�ci nie maj� nic wsp�lnego z si�ami nadprzyrodzonym. Nawet w najprostszej, nie ulepszonej postaci ten rodzaj or�a by� jak dot�d najskuteczniejszym narz�dziem �mierci - a Toller pchn�� jego ewolucj� o krok do przodu.
Dotkn�� przycisku ukrytego w�r�d zdobie� r�koje�ci i ma�a, wygi�ta klapka odskoczy�a ods�aniaj�c cylindryczn� wn�k�, kt�r� wype�nia�a szklana fiolka o cienkich �ciankach, zawieraj�ca ��tawy p�yn. Upewniwszy si�, �e jest na swoim miejscu, Toller zatrzasn�� klapk�. Nie spiesz�c si� z od�o�eniem szabli, przez kilka sekund sprawdza� w d�oni u�o�enie i wywa�enie broni, a potem ustawi� j� w pozycji wyj�ciowej. W tej�e chwili ciemnow�osa �ona Tollera, posiadaj�ca przedziwn� umiej�tno�� zjawiania si� zawsze w najmniej odpowiednich momentach, otworzy�a drzwi i wesz�a do pokoju.
- Och, przepraszam. My�la�am, �e jeste� sam. - Gesalla pos�a�a mu u�miech pe�en nieszczerej s�odyczy. - Ale gdzie� si� podzia� tw�j przeciwnik? Poszatkowa�e� go na tak malutkie kawa�eczki, �e ich nie wida�? A mo�e od pocz�tku by� on niewidzialny?
Toller westchn�� i opu�ci� kling� szabli.
- Sarkazm do ciebie nie pasuje.
- A zabawa w wojn� nie pasuje do ciebie. - Poruszaj�c si� lekko i bezg�o�nie Gesalla podesz�a do niego i zaplot�a r�ce na jego szyi. - Ile masz lat, Tolerze? Pi��dziesi�t trzy! Kiedy wreszcie przestaniesz my�le� o wojaczce i zabijaniu?
- Gdy tylko wszyscy ludzie stan� si� �wi�tymi, a nie zanosi si� na to w przeci�gu najbli�szego roku lub dw�ch.
- No i kto teraz pozwala sobie na sarkazm?
- Widocznie jest zara�liwy - odpar� Toller, u�miechaj�c si� do Gesalli. Patrzenie na ni� sprawia�o mu niewymown� przyjemno��, kt�ra wcale nie mala�a z biegiem lat. Dwadzie�cia trzy lata na Overlandzie, w du�ej cz�ci sp�dzone na ci�kiej pracy, nie wp�yn�y na jej urod� ani nie pogrubi�y smuk�ej sylwetki. Jedyn� zauwa�aln� zmian� w wygl�dzie Gesalli by�y pojedyncze pasemka srebra we w�osach, lecz z powodzeniem mog�y uchodzi� za dzie�o cyrulika. Nadal ubiera�a si� w d�ugie, powiewne suknie w stonowanych kolorach, cho� raczkuj�cy przemys� w��kienniczy Overlandu nie produkowa� jeszcze tego cienkiego materia�u, jaki ceni�a sobie w starym �wiecie.
- O kt�rej godzinie masz spotkanie u kr�la? - spyta�a, odst�puj�c o krok i obrzucaj�c jego str�j krytycznym spojrzeniem. Wiele niesnasek mi�dzy nimi wynika�o z tego, �e pomimo wyniesienia do szlacheckiej godno�ci Toller obstawa� przy tym, by ubiera� si� jak zwyk�y cz�owiek, przewa�nie w koszul� z rozpinanym ko�nierzykiem i proste bryczesy.
- O dziewi�tej. Powinienem nied�ugo rusza�. *- Masz zamiar jecha� w tym ubraniu?
- Dlaczego nie?
- Nie przystoi w takim stroju i�� na audienq'� do kr�la - zawyrokowa�a Gesalla. - Chakkell mo�e odczyta� to jako nieuprzejmo�� z twojej strony.
- Niech sobie odczytuje, jak chce. - Toller nachmurzy� si� i od�o�ywszy szabl� z powrotem do sk�rzanego futera�u, zatrzasn�� wieko. - Czasem mam wra�enie, �e ca�a rodzina kr�lewska i ich zwyczaje wychodz� mi ju� bokiem.
Dostrzeg� wyraz zaniepokojenia, kt�ry przemkn�� po twarzy Gesalli, i natychmiast po�a�owa� swojej uwagi. W�o�ywszy futera� pod rami�, u�miechn�� si�, by pokaza�, �e w rzeczywisto�ci jest w pogodnym i niewojowniczym nastroju. Uj�� smuk�� d�o� Gesalli i razem ruszyli w stron� frontowego wej�cia do domu. Zajmowali parterowy budynek
O do�� prostej architekturze, skromnie zdobiony, podobny do wi�kszo�ci domostw Overlandu. Jednak fakt, �e jako budulca u�yto kamienia oraz to, �e mieszka�cy mog� poszczyci� si� a� dziesi�cioma przestronnymi pokojami, wskazywa�, �e jest on siedzib� rodziny o szlacheckim rodowodzie. Cho� od czasu Migracji up�yn�o ponad dwadzie�cia lat, wci�� brakowa�o murarzy i stolarzy i wi�kszo�� Overlandczyk�w musia�a /.adowoli� si� stosunkowo kruchymi schronieniami.
Szabla Tollera wisia�a w pochwie na pasku w holu wyj�ciowym. Si�gn�� po ni�, ale spojrzawszy na Gesall� machn�� tylko r�k� i otworzy� drzwi. Podw�rko ja�nia�o w s�o�cu tak silnie, �e mia�o si� wra�enie, i� chodniki
I murki �wiec� w�asnym �wiat�em.
- Nie widzia�em dzisiaj Cassylla - zauwa�y� Toller. �ar panuj�cy na zewn�trz buchn�� mu w twarz. - Gdzie on si� podziewa?
- Wsta� wcze�nie i pojecha� prosto do kopalni. Toller skin�� g�ow� z aprobat�.
- Ci�ko pracuje.
- Odziedziczy� to po mnie - odpar�a Gesalla. - Wr�cisz przed ma�onoc�?
- Tak, nie mam ochoty przed�u�a� spotkania z Chak-kellem. - Toller podszed� do niebieskoro�ca, kt�ry czeka� cierpliwie przy krzewie przypominaj�cym kszta�tem w��czni�. Przytroczy� sk�rzany futera� w poprzek szerokiego zadu zwierz�cia, wskoczy� na siod�o i pomacha� Gesalli na po�egnanie. Odpowiedzia�a mu powolnym skinieniem g�owy, a twarz jej nagle si� zas�pi�a.
- Przecie� jad� tylko do pa�acu - rzuci� Toller. - Czemu si� niepokoisz?
- Nie wiem. Chyba mam z�e przeczucia. - Gesalla u�miechn�a si� s�abo. - Mo�e zbyt d�ugo siedzia�e� cicho.
- M�wisz tak, jakbym by� przero�ni�tym dzieckiem. Gesalla otworzy�a usta, by co� powiedzie�, po czym zmieni�a zdanie i bez s�owa zawr�ci�a do domu. Troch� zbity z tropu, Toller zaci�� niebieskoro�ca. Przy drewnianej bramie wyszkolone zwierz� tr�ci�o pyskiem zamek uruchamiaj�cy jej skrzyd�a, urz�dzenie skonstruowane przez Cassylla, i po kilku sekundach gna� ju� poprzez jaskraw� ziele� wiejskiego krajobrazu.
Droga - pas piachu i kamieni opasany z obu stron bli�niaczymi wst�gami ska� - bieg�a prosto na wsch�d, przecinaj�c trakt prowadz�cy do Pr�du, g��wnego miasta Overlandu. Na ca�ym obszarze posiad�o�ci Tollera ziemi� uprawiali dzier�awi�cy j� farmerzy. Mieni�a si� pasmami r�nych odcieni zieleni, lecz wzg�rza poza granicami w�o�ci Maraquine'�w mia�y naturaln�, jednolit� barw� soczystego szmaragdu rozlewaj�c� si� a� po lini� horyzontu. Na niebie nie unosi�a si� ani jedna chmurka, ani nawet najl�ejsza mgie�ka, kt�ra mog�aby przyt�pi� s�oneczne promienie.
Firmament ja�nia� niczym wieczna, nieskalana �wi�tynia �wiat�a, i tylko migoc�ce gwiazdy albo zb��kany meteor odcina�y si� na tle jednolitego blasku. Prosto nad g�ow� Tollera widnia�a na niebie ogromna tarcza Starego �wiata, symbol najdonio�lejszego epizodu w historii Koicorronu, ale cho� przygniata�a swoim ogromem, nie budzi�a l�ku.
Zazwyczaj w podobny przeddzie� Toller czu�by si� pogodzony ze sob� i ca�ym wszech�wiatem; jednak niepok�j, kt�ry w nim zapr�szy�a swym ponurym nastrojem Gesalla, nie opuszcza� go. Czy naprawd� umia�a wyczu� przysz�e zdarzenia, nag�e przemiany, jakie zajd� w ich �yciu? A mo�e, co wydawa�o mu si� bardziej prawdopodobne, zna�a go lepiej ni� on sam i odczytywa�a w nim to, o czym on nie mia� poj�cia?
Bez w�tpienia w ostatnim czasie nie m�g� znale�� sobie miejsca. Us�ugi, jakie odda� kr�lowi przy zaw�adni�ciu Overlandem, przynios�y mu honory i wielkie dobra; o�eni� si� z kobiet�, kt�r� kocha�, i mia� syna, z kt�rego by� dumny. A jednak dziwnym zrz�dzeniem losu �ycie straci�o dla niego smak. Perspektywa egzystowania tak mi�o i bez wi�kszych problem�w, a� zgnu�nieje z wiekiem i umrze, przyprawia�a go o md�o�ci. Czuj�c si� jak gdyby j� zdradza�, ukrywa� sw�j stan ducha przed Gesalla, ale nigdy nie udawa�o mu si� oszukiwa� jej zbyt d�ugo...
W oddali zauwa�y� nieliczny oddzia� �o�nierzy sun�cych Iraktem na p�noc. Nie po�wi�ca� im zbytniej uwagi, a� w pewnej chwili przysz�o mu do g�owy, �e jak na oddzia� jad�cy wierzchem maj� nad wyraz ospa�e tempo. Z zadowoleniem witaj�c okazj� do oderwania si� od w�asnych rozterek, wyj�� z sakwy podr�nej niedu�� lunet� i skierowa� j� na �o�nierzy w oddali. Pow�d powolnej jazdy natychmiast wyszed� na jaw. Czterech �o�nierzy na niebieskoro�cach eskortowa�o pieszego, kt�ry ponad wszelk� w�tpliwo�� by� wi�niem.
Toller z�o�y� lunetk� i wsun�� j� na powr�t do sakwy. Ze zmarszczonym czo�em zaduma� si� nad faktem, �e Overland by� w�a�ciwie wolny od przest�pc�w. Wszyscy mieli r�ce pe�ne pracy, a niewielu posiada�o przedmioty warte kradzie�y, ponadto ma�a liczba mieszka�c�w sprawia�a, �e winowajcom raczej trudno by�o ukry� si� w t�umie.
Powodowany ciekawo�ci� Toller przyspieszy� i dotar� do skrzy�owania na kr�tko przed oddzia�em. �ci�gn�� cugle wierzchowca i zacz�� przypatrywa� si� nadci�gaj�cym �o�nierzom. Zielona r�kawica w herbie na piersiach je�d�c�w wskazywa�a, �e s�u�� w gwardii przybocznej barona Panvarla. Drobny m�czyzna zataczaj�cy si� po�rodku kwadratu, jaki tworzy�y cztery niebieskoro�ce, mia� oko�o trzydziestu lat i ubrany by� jak prosty rolnik. Nadgarstki zwi�zano mu z przodu, a stru�ki zaschni�tej krwi biegn�ce od czarnych zmierzwionych w�os�w �wiadczy�y o tym, �e obchodzono si� z nim bezwzgl�dnie.
Toller czu�, jak kie�kuje w nim niech�� do �o�nierzy. Naraz zauwa�y�, �e oczy wi�nia spocz�y na nim i �e pojawia si� w nich b�ysk rozpoznania, co z kolei pobudzi�o jego w�asn� pami��. Zmyli� go niechlujny wygl�d tego cz�owieka, ale teraz ju� pozna� Oaslita Spennela, hodowc� owoc�w, kt�rego ziemia le�a�a o kilka mil na po�udnie od skrzy�owania. Od czasu do czasu Spennel zaopatrywa� dom Maraquine'�w w jagody i cieszy� si� reputacj� cichego, pracowitego cz�owieka o �agodnym usposobieniu. Pocz�tkowa niech�� Tollera do �o�nierzy przerodzi�a si� w otwart� wrogo��.
- Przeddzie� dobry, Oaslit! - zawo�a�, podje�d�aj�c na niebieskoro�cu, tak by zastawi� drog�. - Dziwi mnie doprawdy, �e widz� ci� w tak podejrzanym towarzystwie.
Spennel wyci�gn�� do przodu sp�tane d�onie.
- Nies�usznie mnie aresztowano, m�j...
- Milcz, zasra�cu! - Sier�ant prowadz�cy oddzia� zamierzy� si� na wi�nia, po czym skierowa� z�owrogie spojrzenie w stron� Tollera. By� to beczkowaty m�czyzna, nieco za stary na swoj� rang�, o t�pych rysach i ponurym spojrzeniu cz�owieka, kt�ry wiele w �yciu widzia�, ale nie skorzysta� z tego ani krztyny. Sier�ant omi�t� wzrokiem Tollera, gdy ten przygl�da� mu si� bez ruchu, �wiadom, �e /o�nierz stara si� pogodzi� jego prosty ubi�r z faktem, i� dosiada niebieskoro�ca paraduj�cego w bogatej uprz�y.
- Zejd� nam z drogi - za��da� ostatecznie. Toller potrz�sn�� g�ow�.
- Chc� us�ysze�, jakie to zarzuty stawia si� temu cz�owiekowi.
- Du�o chcecie - sier�ant zerkn�� na swoich trzech kompan�w, kt�rzy odpowiedzieli mu szerokim u�miechem - jak na kogo�, kto wyprawia si� na przeja�d�k� bez broni.
- Nie musz� nosi� broni w tej okolicy - odpar� Toller. - Jestem lord Toller Mara�uine. Pewnie o mnie s�yszeli�cie.
- A kt� by nie s�ysza� o Kr�lob�jcy - mrukn�� sier�ant doprawiaj�c brak szacunku w g�osie odwlekaniem nale�nego tytu�u. - Panie.
Toller u�miechn�� si� notuj�c w pami�ci twarz sier�anta.
- Jakie zarzuty postawiono waszemu wi�niowi?
- Ta �winia winna jest zdrady i b�dzie dzi� stracona w Pr�dzie.
Toller zsiad� z niebieskoro�ca i powoli, by odczeka�, a� oswoi si� z t� wiadomo�ci�, zbli�y� si� do Spennela.
- C� ja s�ysz�, Oaslit?
- To wszystko k�amstwa, panie. - Spennel m�wi� s/.ybko, g�osem niskim, przera�onym i bezbarwnym. - Zaklinam si�, panie, �e jestem bez winy. Nie ubli�y�em baronowi.
- M�wisz o Panvarlu? A co on ma z tym wsp�lnego? Zanim Spennel udzieli� odpowiedzi, zerkn�� boja�liwie
na �o�nierzy.
- Moja farma, panie, przylega do ziem pana barona. Strumie�, kt�ry nawadnia moje drzewka, p�ynie dalej przez jego tereny i... - Spennel urwa� i potrz�sn�� g�ow�, przez chwil� nie mog�c wydusi� s�owa.
- M�w dalej, cz�owieku - ponagli� go Toller. - Nie b�d� ci m�g� pom�c, p�ki nie dowiem si� wszystkiego.
Spennel prze�kn�� g�o�no �lin�.
- Woda zbiera si� w kotlinie, co powoduje, �e ziemia staje si� bagnista w miejscu, gdzie pan baron lubi uje�d�a� swoje niebieskoro�ce. Dwa dni temu przyjecha� do mnie i rozkaza�, bym postawi� na strumieniu tam� z kamieni i cementu. Odpar�em, �e woda potrzebna jest w gospodarstwie i zaproponowa�em, �e odprowadz� j� kana�ami z jego teren�w. Pana barona bardzo to rozsierdzi�o i kaza� mi bezzw�ocznie wybudowa� tam�. W�wczas pozwoli�em sobie wyja�ni�, �e to nie ma sensu, gdy� woda i tak znajdzie sobie uj�cie na powierzchni�... i w�a�nie wtedy... wtedy pan baron oskar�y� mnie o to, �e go obra�am. Odjecha� gro��c, �e uzyska od kr�la nakaz aresztowania i egzekucji pod zarzutem zdrady.
- I wszystko z powodu skrawka b�otnistej ziemi! - Toller skuba� warg� w zak�opotaniu. - Panvarl postrada� chyba rozum.
Spennel zdoby� si� na ko�law� parodi� u�miechu.
- Wcale nie. Pan baron skonfiskowa� ju� ziemi� niejednemu farmerowi.
- A wi�c tak si� sprawy maj� - powiedzia� Toller niskim, gard�owym g�osem, czuj�c jak ogarnia go znajome rozczarowanie, kt�re nieraz kaza�o mu unika� ludzi. W swoim czasie, zaraz po przylocie na Overland, �ywi� g��bokie przekonanie, �e jego \rasa stan�a u progu nowego etapu. Mia�o to miejsce w niespokojnych latach eksploracji i zasiedlania zielonego kontynentu opasuj�cego pier�cieniem planet�, �udzi� si�, �e wszyscy stan� si� r�wni, �e wypr� si� starych, wielkopa�skich zwyczaj�w. Mia� t� nadziej� nawet w�wczas, gdy rzeczywisto�� im zaprzeczy�a, jednak w ko�cu zmuszony by� zada� sobie pytanie, czy nie odbyli podr�y miedzy dwoma .bli�niaczymi planetami na pr�no.
- Nic si� nie b�j - powiedzia� Spennelowi. - Nie zginiesz z r�ki Panvarla. Masz na to moje s�owo.
- Dzi�kuj�, panie, bardzo dzi�kuj�... - Spennel zerkn�] ponownie na �o�nierzy i zni�aj�c g�os szepn��: - Czy jest w waszej mocy, panie, uwolni� mnie teraz?
Toller potrz�sn�� przecz�co g�ow�.
- Gdybym zakwestionowa� nakaz kr�la, pogorszy�oby to tylko twoj� sytuacj�. Poza tym, w naszym interesie le�y, by� poszed� do Pr�du na piechot�. W ten spos�b dotr� tam przed tob� i b�d� mia� do�� czasu, by porozmawia� z kr�lem.
- Bardzo dzi�kuj�, panie, z ca�ego... - Spennel urwa�, za�enowany. - Gdyby jednak co� mi si� przydarzy�o, panie, czy byliby�cie tak... czy powiadomiliby�cie moj� �on� i c�rk�, i dopatrzyli, by...
- Nic z�ego ci� nie spotka - uci�� Toller. - Teraz uspok�j si�, na ile mo�esz, a reszt� pozostaw mnie.
Odwr�ci� si�, podszed� niedba�ym krokiem do niebiesko-ro�ca i wdrapa� si� na siod�o, odczuwaj�c pewien niepok�j na my�l o Spennelu, kt�ry nie zwa�aj�c na gwarancje, jakie mu da�, w duchu nadal liczy� si� ze �mierci�. Toller odebra� to jako znak czasu, przypomnienie, �e nie jest ju� w �askach u kr�la, i �e fakt �w powszechnie znano. Dot�d nie zaprz�ta� sobie tym g�owy, ale je�li nie uda mu si� pom�c Spennelowi...
Spi�� niebieskoro�ca i przybli�y� si� do sier�anta.
- Jak si� nazywacie? - spyta�
- A czemu chcecie wiedzie�? - odparowa� sier�ant. - Panie.
Ku swojemu zdziwieniu Toller stwierdzi�, �e przed oczami
- Cicha i na kra�cach pola widzenia rozb�ys�y j�zyczki czerwieni, co zawsze towarzyszy�o najzapalczywszej z�o�ci w m�odzie�czych latach. Pochyli� si� do przodu, zatopi� wzrok w twarzy sier�anta i patrzy�, jak znika z niej wyzywaj�ca mina.
- Pytam po raz ostatni, sier�ancie - wycedzi�. - Jak brzmi wasze nazwisko?
Tym razem sier�ant zawaha� si� tylko na u�amek sekundy.
- Gnapperl.
Toller pos�a� mu szeroki u�miech.
- �wietnie, Gnapperl. Teraz, gdy si� poznali�my, mo�emy zosta� dobrymi przyjaci�mi. Jad� w tej chwili do Pr�du na audiencj� u kr�la, i pierwsz� rzecz�, jak� uczyni�, b�dzie uniewinnienie Oaslita Spennela. Do tego czasu bior� go pod moj� osobist� opiek� i cho� przykro mi m�wi�
0 tym teraz, gdy zostali�my ju� dobrymi przyjaci�mi, je�li co� z�ego stanie si� temu cz�owiekowi, na wasz� g�ow� spadnie o wiele gorsze nieszcz�cie. My�l�, �e wyra�am si� jasno...
Sier�ant pos�a� mu nie�yczliwe spojrzenie i nerwowo poruszaj�c wargami zastanawia� si�, co odpowiedzie�. Toller skin�� mu z udawan� grzeczno�ci�, zawr�ci� wierzchowca zmusi� do szybkiego galopu. Od g��wnego miasta Kolcor-ronu dzieli�o ich par� mil, mia� wi�c nadziej� znale�� si� w Pr�dzie przynajmniej godzin� przed Gnapperlem i jego dru�yn�. Rzuci� okiem na ogrom bli�niaczej planety wisz�cej dok�adnie nad jego g�ow� i grubo�� o�wietlonego s�o�cem sierpu upewni�a go, �e dotrze na um�wione spotkanie w sam� por�. Nawet maj�c do om�wienia uwolnienie Spennela, zd��y za�atwi� reszt� spraw i znale�� si� z powrotem w domu, nim s�o�ce zajdzie za Stary �wiat. Oczywi�cie je�li kr�l jest w dobrym nastroju.
Postanowi�, �e najlepiej b�dzie zagra� na niech�ci, z jak� Chakkell odnosi� si� do pomys�u, by szlachta znowu powi�ksza�a swe terytoria. Kiedy powsta�o nowe pa�stwo
Kolcorronu, Chakkell, pierwszy nie dziedziczny w�adca w historii, zadba� o wzmocnienie w�asnej pozycji, powa�nie okr�jaj�c w�o�ci arystokrat�w. Dzia�ania te spotka�y si� z pewnymi protestami, lecz Chakkell rozprawi� si� z nimi stanowczo, a w niekt�rych przypadkach krwawo. Toller mia� w�wczas zbyt wiele pilnych spraw, by zaprz�ta� sobie g�ow� podobnymi sprawami.
Tamte wczesne lata po Migracji ko�ata�y si� teraz w jego pami�ci jak sen. Z trudem przywo�ywa� przed oczy obraz chybocz�cego si� sznura statk�w podniebnych, tworz�cych wysok� na wiele mil piramid�, zmierzaj�cych ku Overlan-dowi z zenitu nieba po trudach mi�dzyplanetarnej przeprawy. Wi�kszo�� statk�w rozebrano zaraz po l�dowaniu, materia� balon�w gazowych pos�u�y� osadnikom za namioty albo czasem, po ponownym zszyciu, zosta� u�yty do konstrukcji pow�ok niekt�rych konstrukcji. Kaprys Chak-kella sprawi�, �e pewn� liczb� statk�w zachowano jako zal��ek przysz�ego muzeum, jednak Toller od dawna nie mia� okazji bli�ej si� im przyjrze�. Widoku bezw�adnych, opatrzonych podporami uwi�zionych balon�w nie da�o si� pogodzi� z tw�rczym dynamizmem nowego etapu w �yciu Tollera.
Wspi�wszy si� na szczyt wzniesienia, ujrza� w oddali Pr�d, kt�ry mia� swoj� kolebk� w zakolu szerokiej rzeki. W oczach Tollera miasto przedstawia�o przedziwny widok, gdy�, w odr�nieniu od Ro-Atabri, gdzie si� wychowa�, wyros�o z abstrakcyjnej my�li, architektonicznego planu. Skupisko wysokich budynk�w znaczy�o serce stolicy, wyra�nie rysuj�c si� na tle zielonej p�aszczyzny krajobrazu, natomiast uk�ad pozosta�ych dzielnic by� wci�� zaledwie zaznaczony. Przysz�e aleje i skwery wytycza�y w paru miejscach wst�gi drewnianych domostw, przewa�nie jednak tylko samotne s�upy i pomalowane na bia�o kamienie. Tu i �wdzie, na przedmie�ciach, wzniesiona z kamienia konstrukcja pa�stwowego urz�du nadawa�a architektonicznemu planowi znamiona rzeczywisto�ci. Budynki te przywo�ywa�y obraz samotnych posterunk�w obleganych przez zast�py traw i krzew�w. Na szerokich po�aciach ziemi nic si� nie porusza�o, tylko kuliste pterty posuwa�y si� �agodnymi skokami naprz�d po otwartych polach lub wzd�u� p�ot�w.
Toller wjecha� traktem do miasta. Odwiedza� je bardzo rzadko. Mijaj�c wzbieraj�cy nurt pieszych - m�czyzn, kobiet i dzieci, dotar� do centralnej dzielnicy, gdzie wpad� w sam �rodek kipi�cego zgie�ku, kt�ry przypomina� mu dawne miasteczko targowe w Starym �wiecie. Publiczne budynki wzniesiono w tradycyjnym kolcorronia�skim stylu, kt�ry cechowa�y zaz�biaj�ce si� romboidalne wzory z r�nokolorowej ceg�y i tynku, a zmodyfikowanym z konieczno�ci. Naro�niki i obrze�a dom�w powinien zdobi� ciemnoczerwony piaskowiec, jednak na Overlandzie nie natrafiono na u�yteczne z�o�a tego kamienia i architekci zast�powali go br�zowym granitem. Wi�kszo�� sklep�w i zajazd�w budowano tak, by przypomina�y te w Starym �wiecie, zatem w niekt�rych miejscach Toller mia� wra�enie, �e znalaz� si� z powrotem w Ro-Atabri.
Mimo wszystko widok surowych i nie wyko�czonych budynk�w utwierdza� go w przekonaniu, �e Chakkell chcia� zrobi� zbyt du�o w zbyt kr�tkim czasie. Przepraw� na Overland uda�o si� prze�y� zaledwie dwunastu tysi�com ludzi, i cho� rozmna�ali si� w szybkim tempie, populacja ca�ej planety nie przekracza�a pi��dziesi�ciu tysi�cy. Du�� liczb� Kolcorronian stanowi�a m�odzie�, a na skutek d��e� Chakkella, pragn�cego opanowa� ca�y glob, mieszka�a w skupiskach porozrzucanych po kontynencie. Nawet ludno�� Pr�du, zwanego miastem sto�ecznym, nie si�ga�a o�miu tysi�cy, cz�owiek czu� si� tam jak wiosce, przedziwnym zrz�dzeniem losu okrzykni�tej stolic�.
Kiedy doje�d�a� do p�nocej cz�ci miasta, w polu widzenia Tollera coraz cz�ciej miga� pa�ac kr�lewski wznosz�cy si� na drugim brzegu rzeki. By�a to prost�k�tna budowla o niepe�nej konstrukcji, bez skrzyde� i wie�, ich wzniesienie nawet niecierpliwy Chakkell musia� powierzy� przysz�ym pokoleniom. Bia�o-r�owy marmur, kt�rym ozdobiono pa�ac, prze�witywa� przez rz�dy niewyro�ni�tych drzewek. Wkr�tce Toller jecha� ju� przez jedyny most, ��cz�cy brzegi rzeki. Przy pa�acowej bramie z drzewa brakka dow�dca stra�y rozpoznaj�c nadje�d�aj�cego Tollera da� znak, �e mo�e wjecha� nie zatrzymuj�c si�.
Na dziedzi�cu sta�o oko�o dwudziestu powoz�w i tyle� samo niebieskoro�c�w, dow�d bardzo pracowitego przed-dnia kr�la. Tollerowi za�wita�a my�l, �e mo�e wcale nie uda si� mu zobaczy� z Chakkellem, i poczu� nag�y dreszcz niepokoju o Spennela. Gro�ba, jak� rzuci� sier�antowi, nie na wiele si� zda, je�li kat i wysocy urz�dnicy dostan� nakaz egzekucji. Zsiad� z niebieskoro�ca, odwi�za� sk�rzany futera� i pospiesznie skierowa� si� w stron� opatrzonego �ukiem g��wnego wej�cia. Wartownicy rozst�pili si� przed nim bezzw�ocznie, ale tak jak si� obawia�, przed rze�bionymi drzwiami do sali audiencji drog� zagrodzili mu halabardnicy w czarnych zbrojach.
- Przykro mi, m�j panie - rzek� jeden z nich. - Macie poczeka� tu, a� kr�l was poprosi.
Toller zerkn�� na ludzi, kt�rzy stali w korytarzu w grupkach po dw�ch lub trzech. Kilku nosi�o szable i pi�ra - insygnia kr�lewskich pos�a�c�w.
- Ale ja mam wyznaczone spotkanie na godzin� dziewi�t�.
- Niekt�rzy czekaj� tu od si�dmej, m�j panie. Tollera ogarn�� silniejszy niepok�j. Spacerowa� wko�o
po mozaikowej posadzce, podczas gdy dojrzewa�a w nim decyzja. Potem podszed� ponownie do halabardnik�w, staraj�c si� wywrze� wra�enie cz�owieka odpr�onego i spokojnego. Kiedy wda� si� z nimi w swobodn� pogaw�dk�, zauwa�y�, �e przyj�li to jako zaszczyt, ale nie do ko�ca - sprawowanie warty przy tych drzwiach przydawa�o im powagi w kontaktach z wieloma petentami. Toller przez kilka minut prowadzi� rozmow� i gdy zaczyna� ju� mie� k�opoty z wymy�laniem odpowiednio trywialnych temat�w, po drugiej stronie podw�jnych drzwi rozleg�y si� kroki.
Halabardnicy otworzyli skrzyd�a drzwi i z sali wy�oni�a si� ma�a grupka m�czyzn ubranych w szaty komisarzy kr�lewskich, kt�rzy kiwali g�owami wyra�nie zadowoleni z wyniku rozmowy z monarch�. Bia�ow�osy m�czyzna wygl�daj�cy na administratora okr�gowego uczyni� krok naprz�d, spodziewaj�c si� oczywi�cie, �e zostanie dopuszczony przed oblicze Chakkella.
- Najmocniej przepraszam - mrukn�� Toller, wyprzedzaj�c go. Zaskoczeni halabardnicy pr�bowali za-" grodzi� mu drog�, ale nawet w wieku pi��dziesi�ciu paru lat Toller zachowa� wiele z szybko�ci i si�y, kt�ra wyr�nia�a go podczas �o�nierskiej s�u�by za m�odu. Bez trudu odepchn�� ich na boki i w chwil� p�niej sun�� zamaszystymi krokami przez wysok� komnat� w kierunku podniesienia, na kt�rym siedzia� Chakkell. Kr�l podni�s� g�ow�, zaniepokojony klekotem zbroi halabardnik�w, kt�rzy pu�cili si� w pogo� za Tollerem, i twarz wykrzywi�a si� mu ze z�o�ci.
- Mara�uine! - parskn�� d�wigaj�c si� na nogi. - Co oznacza to wasze wtargni�cie?
- Wasza Wysoko��, jest to sprawa �ycia lub �mierci! - Toller pozwoli�, by stra�nicy chwycili go za ramiona, ale skutecznie opiera� si� pr�bom odci�gni�cia z powrotem do drzwi. - Idzie o �ycie niewinnego cz�owieka, i b�agam Wasz� Wysoko�� o rozpatrzenie tej sprawy bezzw�ocznie. Poza tym radz� Waszej Wysoko�ci kaza� waszym od�wiernym mnie pu�ci�, bo kiedy odetn� im d�onie, na nic si� ju� wam nie przydadz�.
S�owa Tollera kaza�y stra�nikom podwoi� wysi�ki, by go wyprowadzi�, lecz Chakkell wskaza� na nich palcem, po czym powoli zatoczy� nim �uk w stron� drzwi. Stra�nicy pu�cili Tollera, sk�onili si� i wycofali z komnaty. Chakkell sta� wlepiaj�c wzrok w Tollera, dop�ki nie zostali sami, wtedy usiad� ci�ko i przy�o�y� d�o� do czo�a.
- Nie mog� w to uwierzy�, Mara�uine - rzek�. - Nadal nic si� nie zmienili�cie, prawda? Mia�em nadziej�, �e pozbawiaj�c was w�o�ci Burnoru ukr�c� to wasze przekl�te zuchwalstwo, ale widz�, �e by�em niepoprawnym optymist�.
- Nie mog�em �tierpie�... - Toller urwa�, u�wiadamiaj�c sobie, �e obiera z�� drog� do celu. Obrzuci� kr�la wzrokiem staraj�c si� wysondowa�, ile szkody wyrz�dzi� ju� sprawie Spennela. Chakkell liczy� sobie sze��dziesi�t pi�� lat; jego zbr�zowia�a od s�o�ca czaszka by�a niemal pozbawiona w�os�w, a sylwetka nikn�a w fa�dach t�uszczu, jednak kr�l nie utraci� ani odrobiny umys�owej sprawno�ci. Nadal by� nieust�pliwym, ma�o tolerancyjnym cz�owiekiem i czas tylko w niewielkim stopniu, je�li w og�le, st�pi� bezwzgl�dno��, dzi�ki kt�rej niegdy� zdoby� tron.
- M�w dalej! - Chakkell �ci�gn�� brwi tak, �e u�o�y�y si� w pojedyncz� kresk�. - Czego nie mog�e� �cierpie�?
- To nie ma znaczenia, Wasza Wysoko�� - odpar� Toller. - Najgor�cej przepraszam za wtargni�cie przed wasze oblicze, ale jak powiedzia�em, jest to sprawa �ycia niewinnego cz�owieka i nie ma czasu do stracenia.
- Jakiego niewinnego cz�owieka? Dlaczego zawracacie mi tym g�ow�? - Kiedy Toller opisywa� ca�e wydarzenie, Chakkell bawi� si� niebieskim klejnotem, kt�ry nosi� na piersi, a gdy opowie�� dobieg�a ko�ca, na jego usta wype�z� sceptyczny u�miech. - Sk�d macie pewno��, �e wasz prostacki przyjaciel nie obrazi� Panvarla?
- Przysi�g� mi.
Chakkell nadal si� u�miecha�.
- A zatem stawiacie s�owo jakiego� marnego farmera ponad s�owo szlachcica?
- Znam go osobi�cie - rzek� Toller pospiesznie. - R�cz� za jego prawdom�wno��.
- Co mog�oby jednak sk�oni� Panvarla do k�amstwa w sprawie tak ma�ej wagi?
- Ziemia. - Toller odczeka�, a� to s�owo dotrze do kr�la w ca�ym swoim znaczeniu. - Panvarl wyrugowuje rolnik�w z ich w�o�ci granicz�cych z jego w�o�ciami i przy��cza ich grunty do swojej domeny. Jego zamiary s� do�� oczywiste i, jak �miem twierdzi�, nie po waszej my�li.
Chakkell odchyli� si� do ty�u w swoim poz�acanym krze�le i u�miechn�) si� jeszcze szerzej.
- Dobrze wiem, do czego zmierzacie, m�j drogi Tol-lerze, ale je�li Panvarl zadowoli si� po�ykaniem kolejnych poletek uprawnych, up�ynie tysi�c lat, nim jego potomkowie powa�nie zagro�� panuj�cej monarchii. Pozwolicie teraz, �e wr�c� do pilniejszych spraw.
- Ale�... - Toller poczu� smak nadchodz�cej pora�ki, gdy zrozumia�, co kryje si� za tym, �e Chakkell zwr�ci� si� do niego po imieniu i �e nagle poprawi� mu si� humor. Mia� zosta� ukarany za przesz�e i tera�niejsze b��dy �mierci� tamtego cz�owieka. Ta �wiadomo�� sprawi�a, �e jego niepok�j ur�s� do mro��cej krew w �y�ach paniki.
- Wasza Wysoko�� - rzek�. - Musz� odwo�a� si� do waszego poczucia sprawiedliwo�ci. Jeden z waszych uleg�ych poddanych, cz�owiek, kt�ry nie ma �rodk�w na swoj� obron�, zostaje pozbawiony w�asno�ci i �ycia.
- Ale� taka jest w�a�nie sprawiedliwo�� - odpar� Chakkell spokojnie. - Powinien by� lepiej przemy�le� ca�� spraw�, nim zachowa� si� obra�liwie w stosunku do Pan-varla, a po�rednio w stosunku do mnie. Moim zdaniem baron post�pi� jak najbardziej stosownie. Mia� wszelkie prawo po�o�y� tego gbura trupem na miejscu bez potrzeby starania si� o nakaz.
- Uczyni� to, by nada� swoim zbrodniczym dzia�aniom pozory legalno�ci.
- Uwa�aj, Mara�uine! - Dobroduszno�� znikn�a ze �niadej twarzy kr�la. - Mo�esz posun�� si� za daleko.
- Prosz� mi wybaczy�, Wasza Wysoko�� - powiedzia� Toller i w desperacji postanowi� sprowadzi� rozmow� na osobiste tory. - Moim jedynym zamiarem jest uratowanie �ycia niewinnemu cz�owiekowi. W tym celu pozwol� sobie przypomnie�, �e Wasza Wysoko�� winna jest mi przys�ug�.
- Przys�ug�? Toller skin�� g�ow�.
- Tak, Wasza Wysoko��. Mam tu na my�li chwil�, kiedy uratowa�em nie tylko wasze �ycie, ale tak�e �ycie kr�lowej Daseene i tr�jki waszych dzieci. Nigdy nie porusza�em tej sprawy, ale nadszed� czas...
- Dosy�! - Ryk niedowierzania wyrwa� si� z ust Chakkella i poni�s� echem pod sklepieniem komnaty. - Przyznaj�, �e w trakcie ratowania w�asnej sk�ry przypadkowo uratowali�cie moj� rodzin�, ale to mia�o miejsce ponad dwadzie�cia lat temu! A co do nieporuszania tej sprawy, to si�gali�cie po ni� zawsze, gdy chcieli�cie wy�udzi� ode mnie jakie� ust�pstwo. Patrz�c wstecz, dochodz� do wniosku, �e m�wili�cie g��wnie o niej! O nie, Mara�uine, pozwala�em wam frymarczy� tym zdarzeniem zbyt d�ugo.
- Ale mimo wszystko, Wasza Wysoko��, cztery kr�lewskie �ycia za cen� jednego zwy...
- Milcze�! Zakazuj� wam niepokoi� mnie w tej sprawie. A w og�le to po co tu przyjechali�cie? - Chakkell z�apa� plik papier�w z podstawki przy swoim krze�le i zacz�� je wertowa�. - Aha, twierdzicie, �e macie dla mnie podarunek. Co to jest?
Rozumiej�c, �e dalsze naciskanie by�oby zbyt ryzykowne,
Toller otworzy� sk�rzany futera� i przedstawi� jego zawarto��.
- Naprawd� szczeg�lny podarunek, Wasza Wysoko��.
- Metalowa szabla. - Chakkell wyda� z siebie przesadzone westchnienie. - Mara�uine, wasza monotematycz-no�� zaczyna mnie nu�y�. My�la�em, �e ustalili�my raz na zawsze, �e w produkcji broni �elazo ust�puje drzewu brakka.
- Ale kling� tej szabli wykonano ze stali. - Toller wzi�� bro� do r�ki i mia� j� w�a�nie poda� kr�lowi, gdy za�wita� mu w g�owie pewien pomys�. - Odkryli�my, �e ruda wytapiana w g�rnych partiach pieca daje o wiele twardszy metal, otrzymuje si� z niego doskona�e ostrza. - Po�o�ywszy futera� na posadzce, Toller przyj�� odpowiedni� postaw�, trzymaj�c szabl� w pozycji wyj�ciowej.
Chakkell poruszy� si� niespokojnie na krze�le.
- Mara�uine, wiecie, co etykieta m�wi na temat noszenia broni w pa�acu. Wezw� stra�nik�w i ka�� si� im z wami rozprawi�.
- By�aby to �wietna okazja do zademonstrowania wam, Wasza Wysoko��, wszystkich walor�w tego podarunku - odpar� Toller z u�miechem. - T� szabl� mog� pokona� najlepszego szermierza w kr�lewskiej armii.
- Zaczynacie mnie �mieszy�. Wracajcie do domu i pozw�lcie, �e zajm� si� wa�niejszymi sprawami.
- Wiem, co m�wi�. - Toller nadal swojemu g�osowi nutk� nieust�pliwo�ci. - Najlepszego szermierza w kr�lewskiej armii.
Chakkell zw�zi� �renice w odpowiedzi na wyzywaj�cy ton Tollera.
- Zdaje si�, �e wiek os�abi� nie tylko wasz umys�, ale tak�e i wasze cia�o. S�yszeli�cie pewnie o Karkarandzie. Zdajecie sobie spraw�, co on zrobi z cz�owiekiem w waszym wieku?
- Dop�ki mam w d�oni t� szabl�, b�dzie bezsilny. - Toller opu�ci� bro� do boku. - Jestem tak mocno o tym przekonany, �e got�w jestem za�o�y� si� o moj� jedyn� posiad�o��. Wygram pojedynek z Karkarandem. Wiem, i� macie s�abo�� do hazardu, Wasza Wysoko��, czy zatem podejmujecie ten zak�ad? Moja ca�a posiad�o�� przeciwko �yciu jednego farmera.
- A wi�c o to chodzi! - Chakkell potrz�sn�� g�ow�. - Nie jestem sk�onny...
- Je�li chcecie, mo�emy bi� si� na �mier� i �ycie. Chakkell poderwa� si� na nogi.
- Jeste�cie aroganckim g�upkiem, Mara�uine! Tym razem dostaniecie to, o co tak wytrwale zabiegali�cie, od kiedy si� spotkali�my. Widok �wiat�a dziennego docieraj�cego do waszego t�pego �ba sprawi mi najwi�ksz� przyjemno��.
- Dzi�kuj�, Wasza Wysoko�� - odrzek� Toller sucho. - A w tym czasie... wstrzymanie egzekucji?
- Nie b�dzie to konieczne. Zak�ad rozstrzygniemy bezzw�ocznie. - Chakkell uni�s� d�o� i przygarbiony sekretarz, kt�ry widocznie patrzy� przez ukryty otw�r, wbieg� drobnymi kroczkami do komnaty przez ma�e drzwiczki.
- S�ucham, Wasza Wysoko��? - spyta�, k�aniaj�c si� z wigorem, jakby wskazywa� Tollerowi, �e zdoby� swoj� pozycj� latami uleg�o�ci.
- Po pierwsze - rzek� Chakkell - powiedz ludziom czekaj�cym w korytarzu, �e musz� oddali� si� w innej sprawie, ale niech si� nie niecierpliwi�, gdy� moja nieobecno�� potrwa kr�tko. Niezwykle kr�tko. Po drugie, przeka� dow�dcy stra�y, �e za trzy minuty chc� widzie� Karkaranda na placu defilad. Niech przyjdzie uzbrojony i got�w do przeprowadzenia sekcji zw�ok.
- Tak, Wasza Wysoko��. - Sekretarz uk�oni� si� ponownie i rzuciwszy przeci�g�e, zaciekawione spojrzenie na Tollera, pobieg� susami w stron� podw�jnych drzwi. Posuwa� si� �wawym krokiem cz�owieka, kt�rego nudny dzie� nagle rozja�ni�a nadzieja niezapomnianej rozrywki. Toller patrzy�, jak sekretarz si� oddala, i maj�c czas do namys�u zastanawia� si�, czy w obronie Spennela nie przekroczy� przypadkowo granic rozs�dku.
- C� ja widz�, Mara�uine - rzuci� Chakkell, na powr�t przybieraj�c jowialny ton. - Czy�by ogarnia�y was w�tpliwo�ci? - Nie czekaj�c na odpowied� kiwn�� na niego palcem i wyprowadzi� z sali audiencji przez zas�oni�te tajne wyj�cie.
Pod��aj�cemu za plecami kr�la korytarzem o �cianach wyk�adanych boazeri� Tollerowi stan�� nagle przed oczami obraz Gesalli w chwili, gdy si� rozstawali, jej szare, pe�ne niepokoju oczy, i na nowo opad�y go z�e przeczucia. Czy za spraw� jakie� intuicji wiedzia�a, �e wyrusza w obj�cia niebezpiecze�stwa? Cho� �y� w spo�ecze�stwie, w kt�rym gwa�towna �mier� nie nale�a�a do zdarze� rzadkich, w minionych latach nie dosz�y go wie�ci o szybkich procesach i niesprawiedliwych egzekucjach. Spotkanie ze Spennelem i jego oprawcami by�o oczywi�cie ca�kowicie przypadkowe, ale on sam by� mo�e, odczuwaj�c zab�jcze rozgoryczenie, po prostu szuka� okazji, jak to spotkanie na drodze, by wystawi� si� na niebezpiecze�stwo.
Je�li pod�wiadomie chcia� narazi� w�asn� g�ow�, uda�o mu si� to wy�mienicie. Nie widzia� tego Karkaranda na oczy, ale s�ysza� o nim wiele. Karkarand by� utalentowanym szermierzem, nie skr�powanym �adnymi wi�zami moralno�ci czy szacunku dla ludzkiego �ycia, tak zbudowanym, �e jednym uderzeniem pi�ci k�ad� trupem niebieskoro�ca. Cz�owiek w �rednim wieku, bez wzgl�du na to jak dobrze uzbrojony, staj�c w szranki z tak� maszyn� do zabijania pope�nia� czyn szalenie nierozwa�ny. Po prostu samob�jstwo. A on, jak sko�czony idiota, za�o�y� si� o ziemie, z kt�rych utrzymywa� rodzin�, �e rozstrzygnie ten pojedynek na swoj� korzy��!
"Wybacz mi, Gesallo", poprosi� spuszczaj�c w my�lach wzrok pod nieugi�tym spojrzeniem �ony. "Je�li prze�yj� t� awantur�, b�d� �wieci� przyk�adem rozstropno�ci a� do �mierci. Obiecuj�, �e b�d� taki, jakim ty chcesz, �ebym by�".
Stan�wszy u drzwi wychodz�cych na zewn�trz, Chakkell, w zupe�nej sprzeczno�ci z pa�acow� etykiet�, otworzy� je i gestem d�oni zaprosi� Tollera, by jako pierwszy wszed� na plac defilad. Resztka dobrego wychowania kaza�a Tollerowi si� zawaha�, potem dostrzeg� jednak u�mieszek Chakkella i zrozumia� symboliczne znaczenie tego gestu. Kr�l ch�tnie odst�pi� od etykiety w zamian za przyjemno�� wyprowadzenia starego przeciwnika ze �wiata �yj�cych.
- Co� was gn�bi, Tollerze? - spyta�, a jowialno�� ponownie zabrzmia�a w jego g�osie. - Niejeden cz�owiek na waszym miejscu by si� rozmy�li�. Czy wy te� si� namy�lacie, a mo�e �a�ujecie?
- Wprost przeciwnie - odpar� Toller, odwzajemniaj�c u�miech. - Nie mog� doczeka� si� tego przemi�ego �wiczenia.
Po�o�y� futera� na posypanej �wirem nawierzchni zamkni�tego placu i wyj�� szabl�. Jej wywa�ony ci�ar, pewno��, z jak� le�a�a w d�oni, doda�y mu otuchy i poczu�, jak pozbywa si� obaw. Zerkn�� na ogromn� tarcz� Starego �wiata i stwierdzi�, �e mija w�a�nie dziewi�ta godzina, co oznacza, �e wci�� mo�e zd��y� do domu przed ma�onoc�.
- Czy te strudziny odprowadzaj� krew? - spyta� Chakkell. Po raz pierwszy baczniej spojrza� na stalow� szabl� i zauwa�y� rowek, kt�ry bieg� po klindze od r�koje�ci. - Nie uda ci si� wbi� tak d�ugiego ostrza w ca�o�ci.
- Nowe materia�y, nowe kszta�ty. - Toller, nie chc�c, by sekret broni wyszed� na jaw zbyt szybko, odwr�ci� si� i przebieg� wzrokiem po niewysokich wojskowych kwaterach i sk�adach, kt�re okala�y plac defilad. - Gdzie si� podzia� ten wasz szermierz, Wasza Wysoko��? Ufam, �e w walce porusza si� �wawiej.
- Nied�ugo sam si� o tym przekonasz - odrzek� Chakkell pewnym g�osem.
W tej chwili w murze po drugiej stronie placu otworzy�y si� drzwi i stan�� w nich m�czyzna w mundurze formacji liniowych. Zza jego plec�w wysun�li si� �o�nierze i rozsypali si� na boki, zlewaj�c si� z lu�nymi szeregami widz�w, wyros�ych jak spod ziemi na obrze�ach placu. Wie��
0 pojedynku rozesz�a si� b�yskawicznie, zwabiaj�c tych, kt�rzy mieli nadziej� ujrze�, jak bryzgi szkar�atu o�ywiaj� monotoni� pa�acowego dnia. Toller skupi� uwag� na �o�nierzu, id�cym teraz w ich stron�.
Karkarand nie by� a� tak wysoki, jak si� tego spodziewa�, ale jego niezwykle szeroki tors d�wiga�y dwie kolumny n�g tak silne, �e porusza� si� spr�ystym krokiem mimo masyw-no�ci cia�a. Ramiona objuczone mi�niami, nie mog�c zwisa� pionowo wzd�u� bok�w, stercza�y pod pewnym k�tem, przydaj�c i tak przera�aj�cej postaci wygl�d prawdziwego potwora. Karkarand mia� szerok� czaszk�, cho� nieco w�sz� od szyi, a twarz przes�ania� mu kilkudniowy zarost. Oczy wbite w Tollera pa�a�y bladym blaskiem, tak �e zdawa�y si� fosforyzowa� w cieniu rzucanym przez he�m z drzewa brakka.
Toller z miejsca poj��, �e zrobi� powa�ny b��d, rzucaj�c kr�lowi wyzwanie. Nie mia� przed sob� ludzkiej istoty, lecz machin� wojenn�, kt�ra nie potrzebowa�a �adnej broni, by wzmocni� niszczycielsk� si��, jak� natura obdarzy�a groteskow� posta�. Nawet 'gdyby uda�o si� mu rozbroi� Karka-randa, ten i tak potrafi�by zadusi� przeciwnika. Toller instynktownie mocniej zacisn�� d�o� na r�koje�ci szabli
I postanowiwszy nie zwleka� d�u�ej, dotkn�� ukrytego przycisku. Poczu�, jak wewn�trz szklana fiolka zadr�a�a i uwolni�a �adunek ��ego p�ynu.
- Wasza Wysoko�� - odezwa� si� Karkarand zadziwiaj�co melodyjnym g�osem, salutuj�c kr�lowi.
- Przeddzie� dobry, Karkarandzie. - Ton g�osu Chak-kella by� r�wnie lekki, niemal towarzyski. - Lord Toller Mara�uine, o kt�rym bez w�tpienia s�ysza�e�, zadurzy� si� w �mierci. B�d� tak dobry i spe�nij natychmiast jego �yczenie.
- Tak jest, Wasza Wysoko��. - Karkarand zasalutowa� i poci�gn�wszy dalej ten gest, z gracj� doby� szabli. W miejscu zwyk�ych oznacze� regimentu g�adk� czer� drzewa brakka czerwieni�a szkar�atna emaliowana intarsja w kszta�cie kropelek krwi, oznaka, �e w�a�ciciel broni jest kr�lewskim faworytem. Karkarand niespiesznie obr�ci� si� w stron� Tollera, podczas gdy na jego twarzy trwa� wyraz spokoju i lekkiego zaciekawienia, po czym uni�s� szabl�. Chakkell usun�� si� kilka krok�w w ty�.
Serce wali�o Tollerowi w piersiach, gdy przygotowywa� si� do walki, pr�buj�c zgadn��, jak� form� ataku wybierze Karkarand. Na wp� �wiadomie oczekiwa� nag�ej szar�y, kt�ra zako�czy�aby pojedynek w kilka sekund, ale jego przeciwnik najwyra�niej obra� inn� taktyk�. Poruszaj�c si� wolno do przodu Karkarand wysoko podni�s� szabl� i opu�ci� j�, jak gdyby wykonywa� proste, bezpo�rednie ci�cie, jak dziecko podczas zabawy. Toller automatycznie sparowa� cios i omal nie krzykn�� g�o�no, gdy wstrz�s przebieg� po klindze, wykr�ci� mu r�k� i os�abi� uchwyt palc�w na r�koje�ci, wywo�uj�c gejzer b�lu w d�oni.
Pierwszy niedba�y cios Karkaranda niemal wyrwa� mu szabl� z d�oni!
Zacisn�� odr�twia�e palce na wci�� drgaj�cej szabli w sam czas, by odparowa� dok�adne powt�rzenie pierwszego uderzenia. Tym razem by� lepiej przygotowany na si�� ciosu i szabla bezpiecznie pozosta�a w uchwycie d�oni, lecz b�l okaza� si� bardziej dojmuj�cy ni� za pierwszym razem, nap�ywaj�c fal� do nadgarstka. Karkarand nadal par� naprz�d niespiesznym krokiem, powtarzaj�c bez zmian uderzenie w d�, a� w ko�cu Toller zrozumia� taktyk� swojego przeciwnika. Mia� ponie�� �mier� z r�k wcielenia pogardy. Karkarand s�ysza� oczywi�cie o lordzie Tollerze Mara�uine i postanowi� powi�kszy� sw� s�aw� przechodz�c po Kr�lob�jcy niczym automat, unicestwiaj�c go prostack�, brutaln� si��. "Nie wymaga�o to �adnych szczeg�lnych umiej�tno�ci" - takie mia�o by� przes�anie dla widz�w i reszty �wiata. "Wielki Toller Mara�uine sta� si� �atw� ofiar� pierwszego prawdziwego wojownika, jakiego spotka�".
Toller odskoczy� daleko od Karkaranda, by odetchn�� troch� od wyczerpuj�cych zbli�e� z czarn� szabl� oraz by zyska� czas do namys�u. Przekona� si�, �e bro� Karkaranda jest grubsza i ci�sza od zwyk�ej szabli, stosowniejsza do oficjalnych egzekucji ni� d�u�szej walki, i tylko kto� dysponuj�cy nadludzk� si�� m�g� pos�ugiwa� si� ni� w pojedynku. K�opot le�a� w dziwnym stylu walki, jaki przyj�� Karkarand. Bezlitosny deszcz pionowych cios�w stanowi� i przecie� najlepszy spos�b, aczkolwiek wybrany nie�wiadomi�, na zneutralizowanie dodatkowej sekretnej mocy stalowej szabli. Je�li Toller chcia� �y� i udowodni� s�uszno�� swoich racji, musia� narzuci� radykaln� zmian� stylu walki. Utwierdzaj�c si� w swoim postanowieniu poczeka�, a� szabla Karkaranda ponownie znajdzie si� w g�rze, i w�w-� czas podbieg� w mgnieniu oka do przeciwnika i zablokowa� spadaj�cy cios zwieraj�c szable u r�koje�ci. Taki ruch zaskoczy� Karkaranda, gdy� m�g� si� powie�� tylko przeciwnikowi o wi�kszej sile fizycznej, kt�r� w spos�b oczywisty Toller nie dysponowa�. Karkarand zamruga� oczami, po czym sapn�wszy napar� w d� ca�� si�� pot�nego prawego
Tramienia. Toller opiera� si�, by ust�pi� po chwili, a gdy nap�r przeciwnika nabra� rozp�du, zatoczy� si� w ty� haniebnie, co o ma�y w�os nie sko�czy�o si� upadkiem.
Widzowie �ci�ni�ci w kr�g przyj�li to z ironicznym aplauzem, w kt�rym Toller wy�owi� nutk� zapadaj�cego wyroku. Sk�oni� si� nisko Chakkellowi, kt�ry da� niecierpliwy sygna�, by kontynuowa� pojedynek. Z satysfakcj� i ulg� Toller przypu�ci� gwa�towne natarcie na przeciwnika, wiedz�c, �e g�rne cz�ci szabli z��czy�y si� na czas wystarczaj�co d�ugi, by bro� Karkaranda hojnie powlek�a si� ��tym p�ynem.
- Do�� tych aktorskich popis�w, Kr�lob�jco! - rykn�� Karkarand wymierzaj�c jeszcze jeden �wiszcz�cy w powietrzu, morderczy pionowy cios.
Zamiast odbi� go w prawo, Toller, u�ywaj�c szabli niczym rapieru, owin�� swoj� kling� wok� szabli Karkaranda, i zako�czy� cios uderzeniem przez o� klingi. Szabla Karkaranda p�k�a tu� pod r�koje�ci� i czarne ostrze pokozio�kowa�o po �wirze. Podbiegaj�c kilka krok�w w stron� zniszczonej broni, Karkarand wyda� okrzyk bolesnego zdziwienia, kt�ry zabrzmia� wyra�nie w ciszy, jaka spowi�a t�um.
- Jak ty to zrobi�e�, Mara�uine?! - zarycza� kr�l Chakkell i ruszy� do przodu zamaszystym krokiem, faluj�c t�ustym brzuchem. - Co to za sztuczki?
- �adne sztuczki! Niech Wasza Wysoko�� sam sprawdzi! - zawo�a� Toller, po�wi�caj�c tylko cz�� uwagi kr�lowi. Pojedynek dobieg�by teraz ko�ca lub zosta� odroczony, gdyby obowi�zywa�y normalne kolcorronia�-skie zasady, ale Toller wiedzia�, �e Karkarand jest cz�owiekiem, dla kt�rego kodeksy post�powania nic nie znacz�, i kt�ry zabija imaj�c si� wszelkich sposob�w. Tylko przez chwil� patrzy� na kr�la, szacuj�c ile ma czasu, po czym wykona� szybki p�obr�t trzymaj�c p�asko b�yszcz�c� kling� szabli. Karkarand, p�dz�cy na Tollera z pi�ciami niczym maczugi uniesionymi w g�rze, zatrzyma� si� z po�lizgiem, z czubkiem szabli Tollera w swojej przeponie. Szkar�atna plama rozla�a si� szybko po szorstkim, szarym materiale munduru. Ale Karkarand nie upad�. Oddychaj�c ci�ko, zdawa� si� prze� naprz�d nie bacz�c na metal, kt�ry przenika� mu cia�o.
- Wybieraj, potworze - rzek� Toller �agodnym g�osem. - �ycie albo �mier�.
Karkarand patrzy� na niego bez s�owa, nadal nie odst�puj�c. Oczy osadzone w sp�aszczonej twarzy zmieni�y si� w blade, jadowite szparki i Toller gotowa� si� na posuniecie, kt�re ju� dawno sta�o si� obce jego naturze.
- Rusz g�ow�, Karkarandzie! - zawo�a� Chakkell. - Nie b�d� mia� z ciebie wiele po�ytku z przetr�conym kr�gos�upem. Wracajcie natychmiast do swoich zaj��. T� spraw� mo�emy doko�czy� innego dnia.
- Rozkaz. - Karkarand uczyni� krok w ty�, zasalutowa� kr�lowi, nadal nie spuszczaj�c wzroku z twarzy Tollera. Obr�ci� si� i pomaszerowa� w kierunku koszar, przechodz�c przez pier�cie� widz�w, kt�rzy rozst�pili si� przed nim pospiesznie. Chakkell, z ochot� folguj�c swoim poddanym p�ki s�dzi�, �e Toller nie wyjdzie z pojedynku �ywy, uczyni� odp�dzaj�cy gest d�oni� i t�umek w mgnieniu oka si� rozproszy�. Po chwili Toller i Chakkell stali sami na zalanej s�o�cem arenie.
- No dobrze, Mara�uine! - Chakkell wyci�gn�� r�k�. - Poka�cie mi t� szabl�.
- Oczywi�cie, Wasza Wysoko��. - Toller otworzy� schowek w r�koje�ci, ods�aniaj�c strzaskan� fiolk� sk�pan� w ��tej mazi. Ostry capach, przypominaj�cy smr�d bia�ej paproci, rozszed� si� w ciep�ym powietrzu. Trzymaj�c szabl� za koniec klingi poda� j� Chakkellowi.
Chakkell zmarszczy� nos z obrzydzeniem.
- �luz z drzewa brakka.
- Rafinowany. W tej postaci daje si� �atwiej usun�� ze sk�ry.
- To, w jakiej jest postaci, nie ma tutaj �adnego znaczenia. - Chakkell zerkn�� na ziemi� i tr�ci� ko�cem buta porzucon� r�koje�� szabli Karkaranda. Czarny kikut klingi kipia� i otacza� si� pian� pod dzia�aniem zab�jczego p�ynu. - Pos�u�yli�cie si� sztuczk�.
- A ja utrzymuj�, �e nie by�o w tym �adnej sztuczki - odparowa� Toller. - Kiedy pojawia si� nowa, doskonalsza bro�, jedynie g�upiec trzyma si� kurczowo starej - tak� zasad� kierowano si� zawsze w wojskowej logice. A od dzisiejszego dnia bro� wyrabiana z drzewa brakka trzeba uzna� za przestarza��. - Przerwa�, by zerkn�� w g�r� na kr�g Starego �wiata. - Nale�y do tamtego miejsca - do przesz�o�ci.
Chakkell zwr�ci� mu stalow� szabl� i w zamy�leniu podrepta� w k�ko, po czym ponownie utkwi� wzrok w Tollerze.
- Nie rozumiem was, Mara�uine. Dlaczego posun�li�cie si� a� tak daleko? Dlaczego zadali�cie sobie tak du�o trudu?
- Wyr�b drzew brakka musi si� sko�czy�. A im szybciej, tym lepiej.
- Zawsze ta sama stara �piewka! A co, je�li zataj� szczeg�y waszej nowej zabawki?
- Za p�no - odrzek� Toller, wskazuj�c kciukiem kwatery wojskowe. - Wielu �o�nierzy widzia�o, jak stalowa szabla przetrwa�a najpot�niejsze uderzenia Karkaranda i to, co sta�o si� z jego kling�. Zatuszowanie tych informacji nie le�y w mocy �adnego w�adcy. �o�nierze zawsze b�d� gada� mi�dzy sob�, Wasza Wysoko��. Czuj� niepewno�� i uraz�, je�li kaza� im walczy� broni�, o kt�rej wiadomo, �e nie jest najlepsza. Gdyby w przysz�o�ci, nie daj Bo�e, wybuch�o powstanie, zdrajca stoj�cy na jego czele zrobi�by wszystko, by uzbroi� swoich �o�nierzy w stalowe szable nowej konstrukcji. A wtedy setka ludzi mog�aby rozbi� w perzyn� tysi�...
- Do��. - Chakkell przycisn�� d�onie do skroni i stoj�c tak przez chwil�, oddycha� ci�ko. - Dostarczcie dwana�cie egzemplarzy waszej cholernej szabli Gagronowi z Rady Wojennej. Porozmawiam z nim.
- Dzi�kuj�, Wasza Wysoko�� - odrzek� Toller, staraj�c si�, by w jego s�owach zabrzmia�a wdzi�czno��, a nie triumf. - Jest jeszcze sprawa wyroku na tego farmera.
Co� drgn�o w g��bi br�zowych oczu Chakke�la.
- Nie mo�ecie mie� wszystkiego, Mara�uine. Pokonali�cie Karkaranda podst�pem, wi�c przegrali�cie zak�ad. Powinni�cie by� wdzi�czni, �e nie ��dam przewidzianej w naszej umowie zap�aty.
- Postawi�em jasne warunki - odparowa� Toller, zatrwo�ony t� zmian�. - Powiedzia�em, �e potrafi� pokona� najlepszego szermierza w waszej armii, dop�ki dzier�� w d�oni t� szabl�.
- Zaczynacie gada� jak tani kailia�sk� prawnik - odpar� Chakkell, a u�miech na jego twarzy z wolna zamiera�. - Pami�tajcie, �e jeste�cie cz�owiekiem honoru.
- To nie m�j honor stoi pod znakiem zapytania. S�owa, kt�re wypowiedzia� - w�asny wyrok �mierci -
szybko rozmy�y si� w otaczaj�cej ich ciszy, a jednak Tollerowi zdawa�o si�, �e s�yszy, jak brzmi� dalej niczym refren, wolniutko zapadaj�c w jego dusz�. Ale dlaczego cia�o post�pi�o wed�ug w�asnego planu? Dlaczego tak szybko uczyni�o ten �miertelny krok? Czy uwa�a, �e umys� to chwiejny i niepewny wsp�lnik? Czy ka�dy samob�jca obwinia si�, gdy patrzy na pust� buteleczk� po truci�nie?
Zamroczony i ot�pia�y, z kamienn� twarz�, gdy� ostatni� rzecz�, jak� umia�by teraz zrobi�, to okaza� skruch�, Toller czeka� na nieuchronny wyrok. Pr�by przepraszania lub obietnice poprawy nie mia�y sensu. W spo�ecze�stwie kolcorronia�skim kar� za uw�aczanie w�adcy by�a �mier�. Tollerowi nie pozosta�o ju� nic innego, tylko postara� si� nie my�le� o wyrazie twarzy Gesalli w chwili, gdy dowie si�, jak sam zgotowa� sobie taki koniec...
- W pewnym sensie, miedzy nami zawsze toczy�a si� gra - odezwa� si� Chakkell, spogl�daj�c na niego raczej z wyrzutem ni� z gniewem. - Raz za razem pozwala�em, �eby usz�y wam p�azem sprawki, za kt�re kaza�bym kogo� innego obedrze� ze sk�ry; i nawet w ten przeddzie�, gdyby wasz zatarg z Karkarandem potoczy� si� naturaln� kolej� rzeczy, s�dz�, �e wstrzyma�bym jego szabl� i nie pozwoli� wam umrze�. A wszystko z uwagi na nasz� ma��, prywatn� fars�, Tollerze. Nasz� sekretn� gr�. Czy to rozumiecie?
Toller potrz�sn�� g�ow�.
- Nie, obawiam si�, �e przekracza to umys� cz�owieka mojego pokroju.
- Dok�adnie wiecie, o czym m�wi�. Wiecie te�, �e ta gra dobieg�a ko�ca chwil� temu, kiedy z�amali�cie wszystkie zasady. Nie pozostawi�e� mi �adnego innego wyj�cia, jak tylko...
S�owa Chakkella umkn�y Tollerowi, gdy spogl�daj�c ponad ramieniem kr�la, dostrzeg� oficera, kt�ry wybieg� z drzwi w p�nocnej �cianie pa�acu. Przesz�o mu przez my�l, �e Chakkell pewnie da� tajny sygna�. Zacisn�� d�o� na stalowej r�koje�ci, a serce podskoczy�o mu w piersiach. Przez kr�tk� chwil� rozwa�a�, czy nie wzi�� kr�la jako zak�adnika i wymieni� go na woln� drog� z pa�acu, ale twarda strona jego natury- szybko dosz�a do g�osu. Nie poci�ga�a go wizja ucieczki przed po�cigiem i �ycia niczym zwierz� zaszczute w potrzasku. Poza tym czyn taki odbi�by si� na jego rodzinie. Lepiej pogodzi� si� z my�l�, �e wybi�a ostatnia godzina i rozsta� si� z �yciem zachowuj�c resztki godno�ci i honoru.
Toller odsun�� si� od Chakkella i gdy podnosi� szabl�, zda� sobie spraw�, �e kapitan w he�mie z pomara�czowym pi�ropuszem wcale nie wygl�da na oficera, kt�ry ma rozkaz go aresztowa�. Nie prowadzi� ze sob� stra�nika pa�acowego, mia� podniecony wyraz twarzy i ni�s� lornetk� zamiast obna�onej szabli. Daleko w tyle, na obrze�ach placu defilad, ukazywali si� inni �o�nierze i nadworni urz�dnicy zwracaj�c twarze w stron� po�udniowej cz�ci nieba.
- ...je�li nie b�dziesz pr�bowa� si� opiera� - m�wi� Chakkell. - W przeciwnym razie b�d� zmuszony uciec si� do... - przerwa�, zaniepokojony odg�osem zbli�aj�cych si�