7751
Szczegóły |
Tytuł |
7751 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7751 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7751 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7751 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Stefan Heym
Schwarzenberg
PRZE�O�Y� KRZYSZTOF JACHIMCZAK
Krajowa Agencja Wydawnicza Pozna�
Tytu� orygina�u: Schwarzenberg
� Copyright by Stefan Heym 1984 � Copyright for the Polish edition by Krajowa Agencja Wydawnicza 1991
Projekt graficzny: JACEK PIETRZY�SKI Redaktor: ANNA GUTOWSKA Redaktor techniczny: PIOTR �ALISZ
ISBN 83-03-03454-5
Krajowa Agencja Wydawnicza, Pozna� ul. M. Palacza 87a. Wydanie I. Sk�ad, druk i oprawa Drukarnia Narodowa w Krakowie. Zarrf.~57/9t
Dwa pot�ne narody si� zwar�y O wy��czne nad �wiatem w�adanie, Ludom gro��c zach�annymi gard�y Wznosz�c tr�jz�b i gromu b�yskanie.
Ach, na pr�no nad map� schylony Szukasz b�ogos�awionego kraju, Gdzie wolno�ci kwitnie sad zielony, Gdzie ludzko�ci m�odo�� w wiecznym maju.
Fryderyk Schiller �Pocz�tek nowego stulecia"
(prze�. Mieczys�aw Jastrun)
Uwaga wst�pna
Narratorem pierwszoosobowym, dochodz�cym do g�osu w d�u�szych partiach ksi��ki, jest towarzysz Ernst Kadletz z miasta Schwarzenberg, kt�rego wspomnienia z okresu Republiki i refleksje na ten temat nagra�em na ta�m� magnetofonow�. Kiedy po sko�czonej pracy rozwa�a�em z nim ewentualne wykorzystanie nagra� w przysz�o�ci i wspomnia�em o korzy�ciach, jakie z tego tytu�u mog�yby wyp�yn�� dla niego lub jego spadkobierc�w, spojrza� na mnie zrazu zdziwionym wzrokiem; potem gniewnie machn�� r�k� i powiedzia�: �Prezent!", a po kr�tkiej przerwie: �Ci��y�o mi to wszystko na sercu, a teraz sobie ul�y�em i nie chc� ju� mie� z tym nic do czynienia."
Poza tym, jak wykaza�y moje dociekania, nie pozostawi� po sobie �adnych spadkobierc�w. Tekst zosta� potem spisany z ta�m i do �mierci Kadletza przechowywany by� w bezpiecznym miejscu. Dopiero wtedy zabra�em si� do przegl�dania i porz�dkowania materia�u, przycinaj�c zb�dne powt�rzenia i, gdzie to by�o konieczne, zmieniaj�c spos�b m�wienia z zachowaniem wszelkiej ostro�no�ci.
W innych rozdzia�ach, gdzie w�tki trzyma w r�ku tak zwany narrator wszechwiedz�cy, tekst jest m�j w�asny.
S.H.
Ta�ma Kadletza: Uwagi og�lne
Nie mo�na ju� odnale�� Republiki Schwarzen-berg. Podzielony zosta� nawet obszar, kt�ry niegdy� do niej nale�a�. Mo�na niemal odnie�� wra�enie, �e pewnym osobom zale�a�o na wymazaniu wszelkiej pami�ci o niej, tak jakby ta ma�a Republika, kierowana w dobrej wierze przez uczciwych ludzi, z kt�rych �aden nie wzbogaci� si� w owych dniach g�odu cho�by o okruszyn� chleba, by�a jakim� z�em, rodzajem choroby, wrzodem, kt�ry nale�y wypali�. Sta�a si�, jakby to powiedzie�, zdarzeniem nieby�ym; w szkole nie wspomina si� o niej ani s�owem; a niech pan kiedy� spr�buje dotrze� do archiw�w, kt�re, co wynika z �wczesnej sytuacji, tak czy inaczej zawieraj� jedynie sk�py materia�.
Mog� si� r�wnie� myli�, kiedy w tym wyrugowaniu pewnej cz�ci historii domy�lam si� zamiaru, kt�ry zgodnie z natur� rzeczy musia�by mie� charakter polityczny. Mo�liwe, �e administracyjna restrukturyzacja Republiki, jaka nast�pi�a wkr�tce po jej zaj�ciu, i zatajenie nawet nazwy Schwarzen-berg przez nowe okre�lenie jej terytorium jako powiatu Aue, rzeczywi�cie wynikn�y tylko z powod�w techniczno-administracyjnych, a p�niejsze rozszczepienie nawet tej jednostki administracyjnej na o wiele ju� mniejsze obwody Aue, Johann-georgenstadt, Schwarzenberg i Schneeberg mo�na by wyja�ni� po prostu tym, �e przez taki nowy podzia� zamiast jednego aparatu w�adzy, mog�y
powsta� cztery, oferuj�ce czterokrotnie wi�cej stanowisk dla funkcjonariuszy pa�stwowych, z odpowiednimi przywilejami i poborami oraz odpowiednim przelewaniem z pustego w pr�ne. Zreszt� tak�e i te nowo utworzone urz�dy nie maj� dzi� niemal �adnego znaczenia, poniewa� ca�e terytorium znalaz�o si� w sferze wp�yw�w Wismutu, kt�ry jest jak pa�stwo w pa�stwie, w��cznie z w�asnymi organami bezpiecze�stwa, i tworzy nawet w�asny okr�g partyjny, a b�d�c na zewn�trz sp�k� akcyjn� z pi��dziesi�cioma procentami akcji w r�kach radzieckich, kierowany jest przez radzieckiego dyrektora naczelnego.
Pan przecie� wie, co kryje si� pod nazw� firmy Wismut: uran, energia j�drowa, bomba. Kiedy sobie wyobra��, jak odmiennie mog�aby si� potoczy� historia Republiki, gdyby Amerykanie wiedzieli, co znajduje si� pod schwarzenbersk� ziemi�! A przecie� mogli wiedzie�, bo czy� g�rnicy, kt�rzy wcze�niej poszukiwali tu srebra i cyny, nie natrafiali wci�� na uraninit, i czy� radioaktywne �r�d�a w okolicy nie by�y godn� zastanowienia wskaz�wk�? Ale, jak rzuci� mimochodem podczas drobnej wyprawy �upieskiej wiod�cej przez sklepy fotograficzne Schwarzenbergu sergeant Whistler, kt�ry pod dow�dztwem lieutenanta Lamberta pe�ni� s�u�b� przy ameryka�skim rz�dzie wojskowym w s�siaduj�cym z nasz� Republik� miasteczku Auerbach, my�lenie wojskowe biegnie z regu�y tylko w jednym kierunku, kt�ry w dodatku cz�sto jest fa�szywy. Dzisiaj Amerykanie pluj� sobie w brod�, bo materia� na pierwsz� bomb� atomow�, kt�r� odpalili nasi radzieccy przyjaciele, pochodzi� z terytorium Republiki Schwarzenberg, a ta, posiadaj�c takie bogactwa naturalne, mog�a si� sta�, mimo swych niewielkich rozmiar�w, finansowo
zdrowym, je�li nie zgo�a zamo�nym pa�stwem, gdyby pewnego dnia jej nie zaj�to i, jak to si� w�wczas nazywa�o, nie wcielono do strefy wschodniej.
W chwili, gdy Republika przesta�a istnie�, do jej obszaru nale�a�y: niegdysiejszy powiat Schwar-zenberg i miasto wydzielone Aue; wydzielone oznacza�o, �e to miasto, m�wimy o okresie przed majem 1945, administracyjnie podlega�o nie lan-dratowi w Schwarzenbergu, lecz bezpo�rednio rz�dowi Saksonii w Dre�nie, a politycznie gauleite-rowi Mutschmannowi.
A teraz zapyta pan, jak w og�le powsta�a Republika Schwarzenberg. Nie planowano jej u-tworzenia, tyle jest pewne. W�wczas nie mog�o by� nawet mowy o jakimkolwiek planowaniu; ludzie dzia�ali jakby pod wp�ywem szoku, i tylko bardzo nieliczni, jak cho�by Maks Wolfram czy Erhard Reinsiepe, wybiegali my�l� poza nast�pny dzie�. Na dobitk� w tej cz�ci kraju by�o jeszcze zupe�nie niejasne, kto wkroczy i zajmie wie� lub miasto, Rosjanie czy Amerykanie; wi�kszo�� ludzi, wyczuwa�o si� to nawet w�r�d obcych robotnik�w, a co dopiero w�r�d uciekinier�w, mia�a nadziej�, �e b�d� to Amerykanie, ci bowiem, jak wiadomo, przybywali z bogatego kraju, mieli zatem wi�ksze zapasy, do kt�rych ewentualnie mo�na by si� by�o dobra�, podczas gdy Rosjanie, tyle� biedni co prymitywni i rozpasani, a w dodatku ��dni zemsty, spl�drowaliby i t� skromn� w�asno�� jaka cz�owiekowi pozosta�a, gwa�ciliby kobiety i dopuszczali si� B�g wie jakich jeszcze niegodziwo�ci.
O tym, �e m�g�by nie wkroczy� �aden okupant, nikt nie pomy�la�.
2 Wojskowe intermezzo
Sergeant James McNeill Whistler, potomek znanego ameryka�skiego malarza Jamesa Abbotta McNeilla Whistlera, kt�rego obraz ,,Whistler's Mother" mo�na znale�� w Luwrze, s�u�y obecnie w sztabie ameryka�skiej dywizji pancernej, gdzie prze�o�eni, zak�adaj�c �e talent jest dziedziczny, u�ywaj� go jako kartografa, lecz niekiedy tak�e, i zn�w ze wzgl�du na nazwisko, jako eksperta do oceny obraz�w i innych dzie� sztuki, kt�re oficerowie dywizji, jak r�wnie� s�siaduj�cych z ni� jednostek, zw�dzili w zam�cie wojennym, nie orientuj�c si� dok�adniej co do ich warto�ci.
3 maja 1945 roku sztab mie�ci si� w sprawiaj�cej romantyczne wra�enie tury�skiej wsi, podczas gdy czo�o dywizji posuwa si� naprz�d szerokim frontem i bez widocznego po�piechu w kierunku Zwickau, rodzinnego miasta kompozytora Roberta Schumanna, aby stamt�d uderzy� na zniszczone w znacznej mierze miasto przemys�owe Chemnitz. Przed Chemnitz, jak si� dowiedziano w sztabie, ca�y ten ruch ma si� p�niej zatrzyma�, poniewa� przebiegaj�cy w pobli�u miasta 13 stopie� d�ugo�ci geograficznej jest przewidziany jako tymczasowa linia oddzielaj�ca radzieck� stref� okupacyjn� od ameryka�skiej.
Whistler, niedbale salutuj�c, wchodzi do ch�opskiej izby, w kt�rej przy drewnianym stole siedzi lieutenant Lambert i popijaj�c kaw� z obt�uczonej ceramicznej fili�anki w kolorze zielonym, patrzy w zadumie na tkwi�ce w jego portfelu, nieco ju� wyblak�e zdj�cie dziewczyny. Lieutenant Leroy
11
Lambert, bezpo�redni prze�o�ony Whistlera, jest synem pochodz�cego z Lipska lutera�skiego pastora w stanie Wisconsin; studiowa� germanistyk�, z tego trzy semestry w rodzinnym mie�cie ojca, gdzie pozna� i pokocha� m�od� �yd�wk�, Ester� Bernhardt. Ze wzgl�du na znajomo�� niemieckiego zosta� ju� odkomenderowany do jednego z wydzia��w ameryka�skiego rz�du wojskowego, ale nie otrzyma� jeszcze rozkazu przeniesienia, tote�, cho� bez wielkiego zainteresowania, nadal pe�ni s�u�b� w sztabie dywizji. Od czasu gdy tu� za walcz�cymi oddzia�ami ponownie znalaz� si� w Niemczech, zasz�y w jego charakterze zmiany, kt�rych przyczyny i skutki nie s� dla� ca�kiem jasne, ale, jak przeczuwa, mog� mie� zwi�zek z poczuciem winy wobec tej dziewczyny na zdj�ciu, w�a�nie owej Estery. Whistler chrz�ka.
Lieutenant Lambert umieszcza portfel ze zdj�ciem w kurtce munduru. � Jakie� k�opoty? � pyta.
Whistler, odsun�wszy na bok zielon� fili�ank�, rozk�ada na stole map�. Lambert dostrzega, �e Whistler niebiesk� kredk� nani�s� na ni� punktowan� lini�, kt�ra przechodzi na zach�d od Chem-nitz i urywa si� od strony p�nocnej tu� za wydzielonym miastem Aue. � Ci na g�rze � zauwa�a Whistler � znowu zapieprzyli spraw�.
� Do jakiego stopnia? � pyta Lambert, wci�� jeszcze maj�c w g�owie pytanie, jak w tych pogr��onych w chaosie Niemczech albo i dalej na wsch�d mo�na by odnale�� dawno ju� zaginion� dziewczyn�: prawdopodobnie najlepiej przez rz�d wojskowy, w kt�rym przecie� b�dzie pracowa�.
� Jak to ma i�� dalej od tego miejsca? � pyta Whistler, wskazuj�c na miasto Aue.
� Przecie� o tym zosta� pan chyba poinfor-
12
mowany! � odpowiada Lambert, staraj�c si� skoncentrowa� na oznaczeniach na mapie.
Whistler k�adzie przed porucznikiem powielon� na marnym papierze dyrektyw�. � Tu jest napisane: wzd�u� granicy powiatu Schwarzenberg � m�wi.
Lambert wlepia wzrok w map�.
Sergeant Whistler pochyla si� nad sto�em. Niebieskawo usmarowanym palcem wskazuj�cym wiedzie wzd�u� konturu powiatu Schwarzenberg, kt�ry przypomina mniej wi�cej tr�jk�t r�wnoramienny, z grzbietem Rudaw pod Johanngeorgen-stadt jako podstaw�. Potem rozstawia kciuk i palec �redni, tak �e ka�dy z nich spoczywa na jednym z ramion. � Wzd�u� granicy � m�wi. � Ale kt�rej? Wschodniej czy zachodniej?
Lieutenant Lambert zaczyna pojmowa�, w jak k�opotliwym po�o�eniu znalaz� si� z powodu niejasnej dyrektywy nadrz�dnej instancji i przeklina przewlek�� drog� s�u�bow�, na kt�rej gdzie� musia� utkn�� jego rozkaz przeniesienia do rz�du wojskowego. W wyobra�ni widzi rosyjskie i ameryka�skie oddzia�y przednie, kt�re pomieszaj� si� w g�rzystym terenie pomi�dzy Aue, Schwarzenbergiem i Johanngeorgenstadt, je�li ka�e Whistlerowi poci�gn�� niebiesk� lini� dalej wzd�u� wschodniej granicy tego przekl�tego powiatu, a Sowieci wkrocz� tam jednocze�nie z czo�gami jego dywizji. Ale je�li wybierze zachodni� lini� graniczn�, a diabli nadadz�, �e Rosjanie zatrzymaj� si� przy wschodniej, to mo�e si� zdarzy�, �e w tych g�rach powstanie gniazdo oporu, je�li tak mo�na powiedzie�, Trzecia Mikrorzesza, kt�ra chwilowo nie zagro�ona z �adnej strony, sta�aby si� azylem dla rozmaitych zawzi�tych nazist�w i punktem wyj�cia ich akcji.
13
� Co pan o tym s�dzi, Whistler? � pyta. � Jak pan by post�pi�?
� Ja � m�wi Whistler � jestem tylko ma�ym sier�antem.
Lambert zdejmuje okulary i masuje �lad odci�ni�ty na siode�ku nosa. Mo�na by spr�bowa�, zastanawia si�, nawi�za� kontakt z korpusem i zapyta� majora Pembroke'a, co on i jego ludzie my�leli sobie wydaj�c tak� dyrektyw�, i je�li, co bardzo prawdopodobne, oka�e si�, �e im tam w og�le nie przysz�a do g�owy my�li, �e ka�dy zamkni�ty obszar, nawet najmniejszy, z natury rzeczy ograniczony jest z kilku stron �wiata, to mo�e da�oby si� ich nak�oni�, �eby wybadali, gdzie Rosjanie zamierzaj� si� zatrzyma�.
Wydzia� majora Pembroke'a przy sztabie nadrz�dnego wobec dywizji korpusu, jest tego ranka tylko wzgl�dnie zdolny do dzia�ania, jako �e ubieg�ej nocy panowie wy��opali wi�ksze ilo�ci zdobycznego szampana, mieszaj�c go z koniakiem. Major Pembroke, wyci�gni�ty z ��ka przez ordy-nansa, wisi z kaprawymi oczami przy telefonie i usi�uje uporz�dkowa� my�li, ws�uchuj�c si� w g�os Lamberta, kt�ry dociera do jego ucha raz mocniej, raz s�abiej.
� Schwarzen � co? � wo�a do aparatu. � Schwarzenberg? A gdzie to le�y? I co tam jest, jak pan m�wi?
Lambert, na drugim ko�cu prowizorycznie wykonanej linii, pr�buje wyja�ni�: granica wschodnia, granica zachodnia, Rosjanie.
Pembroke nie rozumie. � Jak�e to Rosjanie? Co pan ma wsp�lnego z Rosjanami?
Lambert jeszcze raz obja�nia sytuacj�. Tworzy proste zdania: podmiot, orzeczenie, dope�nienie.
� I co my mamy zrobi�? � krzyczy Pem-
14
broke. � Nawi�za� kontakt z Rosjanami? My, tutaj?
� Yes, sir � m�wi Lambert.
� Cz�owieku, czy wy�cie powariowali? � G�os majora Pembroke'a wpada w falset. � Nie, nie mamy sowieckiego ��cznika przy korpusie. M�g�by by� jaki� przy sztabie armii, ale do za�atwienia czego� takiego te� nie jest kompetentny. Armia musia�aby si� po��czy� przez grup� armii z najwy�sz� kwater� g��wn�; my�l�, �e tam maj� chyba gor�c� lini� z Moskw�. Ale zanim to wszystko przejdzie tam i z powrotem, b�dziemy mieli ju� nast�pn� wojn�. � Pembroke oddycha ci�ko; tyle gadania z powodu takiej b�ahostki.
Lambert milczy.
� Lambert! � wrzeszczy Pembroke. � Jest pan tam jeszcze, Lambert?
� Yes, sir � m�wi Lambert i dopytuje si� ostro�nie, co ma Jeraz zrobi�.
Major Pembroke, kt�ry uwa�a, �e powiedzia� ju� wystarczaj�co du�o, zaczyna si� niecierpliwi�.� Pan jest na miejscu, Lambert. Niech wi�c pan zdecyduje. Sko�czy�em.
Lieutenant Lambert odk�ada s�uchawk� na aparat, delikatnie.
Sergeant Whistler przygl�da mu si� pytaj�co.
Lambert wstaje. � Pan kre�li mapy, Whistler. Niech wi�c pan zdecyduje. Sko�czy�em.
Whistler wyci�ga z kieszeni spodni dwudzie-stopi�ciocent�wk�.
� Awers � m�wi � to zach�d, rewers wsch�d. � Potem podrzuca monet� w powietrze wykonuj�c zr�czny obr�t przegubem d�oni. Moneta z brz�kiem opada na st�, toczy si� jeszcze przez chwil� i przewraca.
� Awers � m�wi Lambert.
Ta�ma Kadletza: Pocz�tki
Zgodzi si� pan ze mn�, �e je�li wci�� otaczaj� nas najr�niejsze odg�osy, to niemal ich sobie nie u�wiadamiamy. Naprawd� zaczynamy je spostrzega� dopiero w�wczas, gdy powodowani wewn�trznym niepokojem czy swojego rodzaju naukow� ciekawo�ci� skierujemy na nie uwag� lub gdy ucho porazi nam jaki� niezwyk�y d�wi�k, szczeg�lnie przenikliwe dzwonienie, krzyk, trzask � albo gdy te odg�osy nagle ustan�. Naturalnie, ca�kowicie nigdy nie umilkn�; zawsze pozostanie dalekie echo, g�uchy odg�os krok�w, mo�e naszych w�asnych, kt�ry tym bardziej niezwyk�� czyni cisz�, co w�a�nie zapad�a.
Pok�j.
Po jak�e d�ugim czasie... Bo nikt ju� tak naprawd� nie wiedzia�, kiedy rozp�tano t� wojn�, prawdopodobnie zacz�a si� ju� od pochod�w ludzi w mundurach, kt�rzy z pochodniami ci�gn�li przez miasta Rzeszy i od jazgotliwych apeli przyw�dc�w.
Pok�j.
I wtedy ta niewyobra�alna cisza. Ale przecie� sam pan to chyba prze�y�, nawet je�li by�o to w innym miejscu i w innych okoliczno�ciach. Minionej nocy, dok�adnie o godzinie zero, jak powiedzieli w radiu, zosta�y wstrzymane dzia�ania wojenne � dzia�ania wojenne, c� za niezwykle pow�ci�gliwe okre�lenie tak obficie przelanej krwi. W takiej ciszy nachodzi cz�owieka ch�� zastanowienia si�: jak to wszystko si� odby�o i jak mog�o
16
si� zdarzy�, a tak�e, jak to mo�liwe, �e ja sam jeszcze �yj�, mimo aresztowania, przes�ucha�, obozu koncentracyjnego albo, patrz�c inaczej, mo�e w�a�nie dlatego. Koniec z tym, powiedzia�a do mnie Berta, kiedy stamt�d wr�ci�em, jestem twoj� �on�, powiedzia�a, i ��dam od ciebie, �eby� od teraz zachowywa� si� spokojnie; oni maj� w�adz�, sam przecie� widzisz, i �eby ci si� wi�cej nie wypsn�o �adne nieopatrzne s�owo, nic, co mog�oby ich rozdra�ni�; b�dziesz robi� swoj� robot�, je�li jak�� dostaniesz, i poczekasz, a� o tobie zapomn�. No i nie by�o ju� przecie� nikogo, z kim mo�na by co� wsp�lnie przedsi�wzi��, to ma�e miasto, ten Schwarzenberg. W�wczas nie mia�o nawet trzynastu tysi�cy mieszka�c�w, ka�dy ka�dego obserwowa�, nawet rozmowa nie dochodzi�a do skutku. Wtedy wreszcie poj��em, cho� nie przysz�o mi to �atwo, �e najwa�niejsze to prze�y�. By� to wr�cz rewolucyjny obowi�zek: prze�y�, a� nadejdzie dzie�.
Osobliwe jednak by�o, niech mi pan wierzy albo nie, �e �w dzie� nadszed�, a ja o tym nie wiedzia�em. Tylko ta cisza by�a wok� mnie, i zapytywa�em siebie: gdzie� si� nagle podziali ludzie? I w tym momencie odezwa� si� jaki� g�os: � Czy pan nie nazywa si� Kadletz?
Pytaj�cy musia� chyba zauwa�y� m�j przestrach, bo za�mia� si� cicho i powiedzia�: � C� pan tak wytrzeszcza oczy, nie jestem upiorem.
Mam go jeszcze przed oczami, jak stoi przed domem na rynku, wychudzona sylwetka na tle jasnoszarych �aluzji z blachy, kt�re tego dnia by�y opuszczone, skrywaj�c manekiny za szyb� wystawow�, i jak opiera si� o stoj�c� u jego boku dziewczyn�, kt�ra zdawa�a si� dziwnie nieobecna duchem i o�ywia�a si� tylko wtedy, gdy na niego spogl�da�a. Czu�em, �e w�a�ciwie powinienem go
17
zna�, ale w jakiej postaci niegdy� go zna�em? Na pewno nie w tej, z rzadkim, na skroniach ju� posiwia�ym w�osem i wyn�dznia�� twarz�, w kt�rej ciemne oczy wygl�da�y niby jamy w trupiej czaszce.
� Paula � powiedzia� � podejd� do pana Kadletza i przywitaj si�.
Dziewczyna oderwa�a si� od niego i zbli�y�a do mnie w o wiele za du�ych, znoszonych m�skich butach, na kt�re w grubych fa�dach opada�y nogawki spodni, postawi�a praw� stop� za lew� i dygn�a przede mn� z gracj�, jak� widzia�em tylko u tancerek baletowych, kiedy� przed wieloma laty, w operze w Lipsku.
� Mo�e nawet nie nazywa si� Paula � powiedzia�. � Mo�e nazywa si� Elizabeth albo Margit albo Unidine; kto to mo�e wiedzie�.
� A ona nie wie? � spyta�em. Potrz�sn�� g�ow�. � To przez ten wielki
po�ar w Dre�nie � odrzek�, i nic wi�cej, nic o tym, co teraz powinno by�o nast�pi�: czy i jak on sam znalaz� si� w tym wielkim po�arze, i czy przygarn�� tam Paul� albo Elizabeth albo Margit, albo Unidine, czy te� to ona si� do niego przypl�ta�a, i gdzie oboje przebywali do tej pory. Zamiast tego, i tak jakby dopiero teraz go odkry�, przygl�da� si� spod zaczerwienionych powiek szerokiemu szyldowi nad �aluzjami, z�otym literom na czarnym, l�ni�cym szkle, Hermann Reichert, Konfekcja M�ska i Damska, a mnie przypomnia� si� szyld, kt�ry wisia� tam wcze�niej, przed t� noc�, kiedy rozbito szyby wystawowe, ca�kiem podobny szyld, tylko nazwisko w�a�ciciela brzmia�o inaczej, a mianowicie Noah Wolfram, i w tym momencie jasno sobie u�wiadomi�em, kto sta� przede mn�, po�o�ywszy w obronnym ge�cie r�k� na ramionach najwidoczniej umys�owo chorej dziewczyny: Maks, m�ody
18
Wolfram, kt�ry przed czternastu laty odszed� z tego domu przy rynku w Schwarzenbergu do Berlina, by tam studiowa� filozofi� i nauki spo�eczne.
A wi�c jeszcze jeden, kt�ry to prze�y�. Co m�wi si� takiemu cz�owiekowi, w takim dniu?
By� bardziej obyty ode mnie, jak te� w og�le okazywa� si� m�drzejszy i bardziej dalekowzroczny od innych. Unikn�� sceny rozpoznania, m�wi�c: � Tak, pan Reichert. Mam nadziej�, �e dobrze na tym wyszed�.
� Czemu pan nie zadzwoni do drzwi? � spyta�em. � Prosz� si� domaga� zwrotu r�nicy pomi�dzy rzeczywist� warto�ci� sklepu a tym, co Reichert zap�aci� w�wczas pa�skiemu ojcu, po nocy kryszta�owej, kiedy to pa�skiemu ojcu zgolono w�osy i posadzono go na w�zku o dw�ch ko�ach, kt�ry potem pa�ska nieboszczka matka ci�gn�a przez rynek i ulice, bo nie chcia�a zostawi� m�a samego w takiej godzinie, cho� przecie� sama wcale nie by�a �yd�wk�.
Maks skuli� si�, jakby poczu� b�l. Widocznie nie zna� tych szczeg��w. Pomy�la�em, �e teraz jednak zadzwoni do drzwi Reicherta, ale on powiedzia�: � Jak�e kto� ma zap�aci� za dwa ludzkie istnienia, i w jakiej walucie? � A potem: � Czy nie s�dzi pan, panie Kadletz, �e teraz s� do zrobienia rzeczy wa�niejsze, ni� rozliczanie si� z takim cz�owiekiem jak Reichert?
Rzeczy wa�niejsze, pomy�la�em. Na pewno. Reichert to przecie� tylko jedna z p�otek, ci�gn�� korzy�ci, ale nie by� sprawc�. Wa�niejsi, pomy�la�em, s� ortsgruppenleiter Lippold i burmistrz dr Pietzsch, i gruby Scharsich, szef gestapo, kt�ry wybi� mi dwa z�by, i pan dyrektor Miinchmeyer, do kt�rego nale�a�a tutejsza fabryka obrabiarek, i kt�ry w tych latach, faworyzowany przez swego
19
przyjaciela Mutschmanna, zgarnia� pieni�dze a� mi�o.
� Najwa�niejsza � powiedzia� Wolfram, jakby czyta� w moich my�lach � najwa�niejsza w tej chwili jest w�adza.
S�owo w�adza, jak panu wiadomo, mo�e rodzi� w ludzkich g�owach bardzo r�ne skojarzenia, zale�nie od tego, jaki ma si� do niej stosunek. W okresie ko�cz�cym si� owego dnia, o kt�rym w�a�nie panu opowiadam, jawi�a si� w mojej wyobra�ni najcz�ciej jako buty z cholewami rozdeptuj�ce �d�b�o trawy; w ustach Wolframa s�owo to brzmia�o ju� jednak inaczej i przywo�ywa�o inne obrazy, mia�o te� pewnie inne znaczenie.
� W�adza � oznajmi� � le�y na ulicy.
Mimowolnie spojrza�em ku ratuszowej piwnicy, gdzie jeszcze wczoraj mie�ci� si� punkt dowodzenia genera�a von Trierenberg, z uzbrojonymi wartownikami, zaparkowanymi �azikami i ��cznikami, kt�rzy zaje�d�ali na rozp�dzonych motocyklach; teraz wej�cie by�o zamkni�te i zakratowane, a za oknami nic si� nie porusza�o.
� Trzeba j� tylko wzi�� w swoje r�ce, t� w�adz�! � za��da� z nag�� si��; przy tym na sk�rze opinaj�cej wystaj�ce ko�ci policzkowe ukaza�y si� czerwone plamy.
Tak jakby w tym stanie m�g� cokolwiek wzi�� w swoje r�ce, nie m�wi�c ju� o utrzymaniu. � Prosz� p�j�� najpierw do mnie, panie Wolfram � zaproponowa�em � ta ma�a r�wnie�. � Jednocze�nie zastanawia�em si�, co w og�le mieli�my w kuchni, Berta i ja, �e o�miela�em si� sprowadza� jej jeszcze obcych do domu. Ju� w marcu i kwietniu nie dostarczano nawet tej odrobiny, kt�ra cz�owiekowi przys�ugiwa�a na kartk� �ywno�ciow�, i kto nie mia� znajomego ch�opa ani nic war-
20
to�ciowego do opylenia, ten po prostu g�odowa�.
Ruszy� chwiejnym krokiem; Paula, czy jak tam si� zwa�a, zn�w go wspar�a z prawej strony, ja za� uj��em go za lewy �okie�. � To przez gor�czk� � t�umaczy� si� � tam, w g�rskich lasach, noce by�y jednak jeszcze bardzo zimne... � A wskazuj�c dziewczyn� ruchem g�owy: � Ona mnie ogrzewa�a, i zawsze skombinowa�a co� do jedzenia, ma nosa do tego, gdzie mo�na co� znale�� i wspaniale kradnie.
Pe�en uznania ton zdawa� si� dociera� do jej �wiadomo�ci; nieruchome rysy twarzy o�ywi�y si�, i wyda�a kilka kr�tkich, radosnych d�wi�k�w. � Dobra Paula � powiedzia� � grzeczna Paula. � Ale ona ju� si� odwr�ci�a i zn�w t�po patrzy�a przed siebie. Kosztowa�o mnie to wi�cej trudu ni� si� spodziewa�em, nim doprowadzi�em go do mojego mieszkania, mimo pomocy Pauli. Jego nogi porusza�y si� jak cz�onki marionetki wiedzionej na zbyt lu�nych sznurkach; przy ka�dym wzniesieniu drogi pot sp�ywa� mu po twarzy; a w ko�cu musia�em go prawie nie��, po�o�ywszy sobie jego rami� na plecach. Dlaczego, pyta�em siebie, tak si� o niego troszcz�? W �aden spos�b nie by�em wobec niego zobowi�zany; wobec jego ojca te� nie: wprawdzie stary Wolfram ostatecznie pope�ni� samob�jstwo, jednak�e nie wi�za�a mnie z nim ani przyja��, ani te� inne stosunki, a w mojej szufladkuj�cej mentalno�ci zalicza�em go nawet do klasy wyzyskiwaczy a� do chwili, gdy ujrza�em, jak na po�y oszo�omiony siedzia� na tamtym w�zku. Wi�c dlaczego? Ale w nast�pnym momencie, przestraszony, odrzuci�em na bok te w�tpliwo�ci: jak dalece w tych okropnych czasach, kt�re, miejmy nadziej�, by�y ju� za nami, ludzie stali si� dla siebie
21
� '��"�
obcy, �e odrobina ludzkich uczu� wymaga�a ju� przekonywania samego siebie?
Tu, przy tym stole, przy kt�rym teraz siedzimy, pan i ja, siedzieli�my r�wnie� tamtego dnia; wiele si� w moim �yciu zmieni�o, i wiele rzeczy widz� dzi� inaczej ni� w�wczas, zw�aszcza gdy idzie o Maksa Wolframa; ale wystr�j zewn�trzny pozosta� ten sam, meble, stara tapeta, zas�ona. Berta, moja �ona, po pierwszym szoku wywo�anym nieoczekiwanymi i niezbyt po��danymi go��mi, u-pichci�a jednak m�czn� polewk�, nawet z odrobin� t�uszczu, i sta�a po tamtej stronie oparta plecami
0 kredens, przygl�daj�c si�, jak oni jedli, Wolframowi, kt�remu pe�na �y�ka dr�a�a w r�ku, i dziewczynie, kt�ra w regularnym rytmie wsuwa�a swoj� do ust.
Potem us�yszeli�my dzwonek u drzwi. Berta zblad�a, i wiedzia�em, co przemkn�o jej przez g�ow�, bo i ja w pierwszej chwili mia�em t� sam� my�l: policja. � Berto � powiedzia�em � uspok�j si�; min�o; oni ju� nie maj� w�adzy. Id�, otw�rz drzwi.
� W�adza � powt�rzy� swoj� formu�� Wolfram � le�y na ulicy.
M�czyzna, kt�ry dzwoni�, a teraz oci�ale
1 powoli wchodzi� do izby, nazywa� si� Kiessling, Fritz Kiessling; obecnie mieszka u siostry w Aue; je�li pan chce, to mo�e pan p�j�� tak�e do niego z tym magnetofonem i poprosi�, �eby opowiedzia�
0 swoich prze�yciach. No wi�c Kiessling wszed�
1 powiedzia�, jakby w�a�nie us�ysza� s�owa Wolframa: � Zabili Scharsicha. Na g�rze, przed jego will�, akurat jak chcia� zwia�; ludzie m�wi�, �e to obcy robotnicy.
� Scharsich � wyja�ni�em Wolframowi � kierowa� tu w Schwarzenbergu gestapo � i wy-
22
obrazi�em sobie tego grubasa le��cego z wodnisto-niebieskimi oczami wychodz�cymi z orbit nad szarymi, wyd�tymi policzkami, i krew na trotuarze; jestem raczej za porz�dnym dochodzeniem, ale gdyby kiedykolwiek znalaz� si� s�dzia, to Scharsich prawdopodobnie o�wiadczy�by mu z ca�� szczero�ci�, �e spe�nia� jedynie sw�j obowi�zek urz�dnika, s�u�ba to s�u�ba.
� I co teraz? � zapyta� Wolfram, odk�adaj�c �y�k� na opr�niony talerz. � Czy teraz przejmujemy w�adz�?
� Przecie� s� jeszcze Rosjanie � powiedzia� Kiessling � i Amerykanie. Albo jedni, albo drudzy ju� wkr�tce tu b�d�.
� A co by by�o, gdyby �aden z nich nie przyszed�? � zapyta� Wolfram i zwr�ci� si� do dziewczyny: � Podejd� do pana i przywitaj si�.
Paula wsta�a pos�usznie, stan�a przed Kie-sslingiem, umie�ci�a praw� stop� za lew� i dygn�a na sw�j sprawiaj�cy tak wdzi�czne wra�enie spos�b. Kiessling zmarszczy� czo�o: najwidoczniej wszyscy tu powariowali, ��cznie z Bert� i ze mn�, bo zadawali�my si� z dziwacznymi lud�mi, i to w takim dniu.
By�, jak to si� m�wi, trupem na urlopie. Wyrok dawno ju� zosta� wydany, przewodnicz�cy s�du m�wi� g�osem opanowanym, wyciszonym, a mimo to pobrzmiewa�a w nim odraza do oskar�onego, i od dawna ju� tkwi� w tej celi, z kt�rej by�o tylko jedno wyj�cie: na szafot. Jak cz�sto cz�owiek mo�e umiera�? Sama �mier� to chwilowa sensacja, potem czer�, nico��; umieranie odbywa si� wcze�niej, w pok�adach �wiadomo�ci, kt�re z kolei oddzia�ywaj� na poszczeg�lne organy, na serce, trzustk�, woreczek ��ciowy, p�cherz, jelita, przede wszystkim jelita; jakie niewiarygodne ilo�ci wysra� z siebie w owych nocach trwogi, sk�d si� to bra�o w jego ciele!
A potem zast�pca prokuratora, o czwartej nad ranem, zawsze przychodzi� o czwartej nad ranem, zaledwie wybrzmia�y uderzenia zegara na wi�ziennej wie�y: Wykonanie wyroku odroczone.
� Do kiedy? � Nigdy nie otrzymywa� odpowiedzi.
Szala�, wykrzykiwa� niezrozumia�e s�owa.
Wiceprokurator wycofywa� si� niemile dotkni�ty. Dozorca pozostawa� jeszcze przez chwil�, grozi� jakimi� karami, �miechu warte, czym jeszcze mo�na by�o mu zagrozi�, w ko�cu m�wi�: Ciesz si� pan, panie Wolfram!
Po czym nast�powa�o wyczerpanie, wewn�trzna pustka, wszystko si� w nim zapada�o. A jednak sen nie nadchodzi�, tylko b�l nie ust�powa�, ten szalony ucisk w skroniach i w oczach, i w piersi, jakby wok� jego �eber zaciska�a si� �elazna obr�cz.
Czy by� kto�, kto sobie wymy�li� t� wyrafi-
24
nowan� m�czarni�? A mo�e w tej rozpadaj�cej si� biurokracji rzeczywi�cie istnia�y jeszcze ugrupowania, kt�re wzajemnie si� zwalcza�y i w kt�rych walce �ycie skazanego mia�o jakie� znaczenie? I to w czasie, gdy wszystko ju� run�o? A mo�e w�a�nie w tym czasie?
Usi�owa� sobie przypomnie�. Kto m�g�by by� zainteresowany jego losem, jego ideami, jego prac�? Przecie� nie ci wszyscy, kt�rych my�lenie nie si�ga�o dalej ni� ich t�pa ��dza, w�adzy. Kto wtedy dosta� do r�k jego manuskrypt, i kogo wyznaczono do oceny pracy, Spo�eczne struktury przysz�o�ci, i podtytu� Studium por�wnawcze doktryn utopijnych? Profesor Pfleiderer? A mo�e doktor filozofii Benedykt Rosswein, kt�ry p�niej zrobi� b�yskawiczn� karier� w SS, po tym jak w prostackich, z�o�liwych s�owach pot�pi� jeszcze nie opublikowan� ksi��k� jako �ydowsk� fuszerk�, napisan� z zamiarem przebieg�ego zakwestionowania i zdyskredytowania idea��w nowego pa�stwa? A mo�e jeszcze inni?
Naturalnie, Struktury by�y czym� wi�cej ni� tylko studium por�wnawczym, wi�cej ni� kolejn� zwyk�� prac� naukow�, kt�ra zadowala si� wyliczeniami przy minimum interpretacji; oto powsta� program, stworzony w najbardziej kuriozalnym okresie historii �wiata, kiedy wsz�dzie, po tej i po tamtej stronie ocean�w, ludzie szykowali si� do wzajemnego utopienia si� we krwi, program, nad kt�rym jego m�zg, niczym b�k, co nie m�g� przesta� si� kr�ci�, pracowa� jeszcze tu, w celi, wymy�laj�c pa�stwa, w kt�rych rz�dzi� rozum, / konstytucjami, kt�re gwarantowa�y wolno�� cz�owieka i jego szcz�cie po wsze czasy.
Ostatnie odroczenie nast�pi�o przed pi�cioma dniami; wkr�tce zn�w us�yszy, �e ma si� przygo-
25
towa�. Zdawa�o si�, �e istnia� jaki� ustalony porz�dek, wedle kt�rego odbywa�a si� ta gra, akcja i kontrakcja, nawet jeszcze w obliczu posuwaj�cego si� od wschodu i od zachodu wroga, o kt�rego ruchach dozorca niekiedy napomyka�, za ka�dym razem dodaj�c: � W takim razie wkr�tce i na nas przyjdzie kolej. � Lecz niestety nie wyja�nia�, czy to my odnosi�o si� do pozosta�ych jeszcze cz�ci Rzeszy, do miasta Drezna, do tego wi�zienia czy do niego, Maksa Wolframa, osobi�cie. W ka�dym razie, tak mu si� zdawa�o, ta zabawa w kotka i myszk� nie mog�a ju� d�ugo trwa� wobec stanu powszechnego rozk�adu; i wszystko zale�a�o od tego, jaki b�dzie jego status, gdy ze zgrzytem ustanie praca tryb�w, i na jakim polu zatrzyma si� wskaz�wka: odroczenie czy egzekucja.
Na egzekucji, jak si� okaza�o. Szepn�� o tym ju� kalifaktor, wsuwaj�c mu przez klap� w drzwiach chud� racj� �ywno�ciow�; potem, d�ugo brz�kaj�c kluczami, przyszed� dozorca i, ledwie znalaz� si� w celi, powiadmi� go, �e tak, chyba ju� czas, szubienica ju� stoi, tym razem b�d� dwie, on i niejaki R�hricht, r�wnie� zdrada stanu, ale to zostanie mu jeszcze oficjalnie obwieszczone, i pastor te� b�dzie chcia� z nim jeszcze porozmawia� i pocieszy� go; czy potrzebuje papieru i o��wka, mo�e list po�egnalny, cho� przecie� kilka ju� napisa� przy poprzednich okazjach, a wszystkie s� bezpiecznie schowane w biurze pana dyrektora, ju� ocenzurowane, i czekaj� na wys�anie.
Dzi�kuj�, powiedzia�, nie mam ju� nic do napisania, i zn�w poczu� to d�awienie w gardle i dygotanie kolan, lecz jednocze�nie wyda�o mu si�, �e jedno, i drugie by�o s�absze ni� ostatnim razem; sam fakt, �e m�g� obserwowa� i zajmowa� si� poziomem w�asnej paniki dowodzi�, �e owa
26
panika nie ow�adn�a nim ju� bez reszty; pozosta�o jeszcze miejsce na my�lenie: jakie� to godne ubolewania i zarazem groteskowe, �e on, z tymi wszystkimi alternatywami naprawy �wiata w g�owie, nie b�dzie ju� istnia� po za�amaniu si� tego idiotycznego pa�stwa; miejsce tak�e, by spostrzega� zjawiska zewn�trzne, nag�� jasno�� dnia, nie, jasno�� jeszcze jaskrawsz� ni�li dzie� w zakratowanym okienku, przenikliwy skowyt syren i zaraz potem g��bokie dudnienie bombowc�w, terkot dzia� przeciwlotniczych, g�uchy huk eksplozji. Gdzie si� podzia� dozorca? Drzwi sta�y otworem, nikt nie blokowa� wyj�cia, lecz up�yn�y sekundy, jak wiele, nie wiedzia�, nim m�zg wszystko to zarejestrowa�; tymczasem korytarze nape�ni�y si� �mierdz�cym i pylistym dymem, kt�ry wdziera� si� do jego celi; budynek zadygota�, raz, drugi, p�kni�cia gwa�townie rozplenia�y si� na suficie, wszystko trzeszcza�o, do ucha dociera�y krzyki, szarpano drzwi, a potem og�uszaj�ca fala, pierwsze p�omienie strzelaj�ce w g�r� i ��te jak siarka. Przemkn�� przez korytarze pe�ne przera�liwych wrzask�w i j�k�w, potykaj�c si� zbieg� ze schod�w, kt�rych rozchwian� por�cz liza�y j�zyki ognia, dosta� si� do labirynt�w, w kt�rych wci�� �arzy�y si� kraty; tu i tam, jakby sylwetki, postacie, czy to wi�niowie, czy dozorcy, nie r�nili si� mi�dzy sob�; kto�, p�on�c ju� i wyj�c jak zwierz�, tarza� si� na cementowej posadzce; gdzie indziej sczepione postacie ok�ada�y si� pi�ciami; kto� zacz�� strzela�, zabrzmia�o to niepowa�nie, �miesznie w huku wci�� jeszcze detonuj�cych bomb, p�kaj�cych filar�w, zapadaj�cych si�, dymi�cych �cian.
Przykucn��, zwini�ty niczym p��d, pod kawa�kiem kamiennego sklepienia �ukowego, otoczony dymem i p�omieniami; szubienica ju� sta�a, tak
27
mu powiedziano; a teraz szubienica te� ju� nie sta�a, nic ju� nie sta�o, a mimo to przysz�a �mier�, nie ta oczekiwana, inna, ale nie tak zn�w ca�kiem inna, tak czy inaczej uduszenie, trup na urlopie, jak cz�sto cz�owiek mo�e umiera�?
A mo�e jednak zn�w odroczenie?
Uni�s� g�ow�, ponad ruinami dostrzeg� kawa�ek nieba, okropnie czerwonego, ale bez w�tpienia by�o to niebo, a� czarniawe k��by dymu, wzbite wiatrem, zn�w zakry�y i ten wycinek. Ostatkiem si�, tylko gdzie le�y kres ludzkich si�, wyprostowa� si�, podci�gn�� w g�r�, wdrapa� na rumowisko i zgliszcza osmalaj�ce mu ubranie i sk�r�, pe�zn�� na krwawi�cych r�kach i kolanach w g�r�, w g�r�, wspi�� si� na co� w rodzaju szczytu i pad� bez czucia.
Kiedy przyszed� do siebie, by�a przy nim dziewczyna: pod zmierzwionymi w�osami poczerniona sadz� twarz, kt�rej nieruchome rysy obudzi�y si� do upiornego �ycia w�r�d p�on�cego wok� �wiat�a. Nie mia�a na sobie prawie nic, bawe�nian� podart� koszul�; nagie stopy krwawi�y. Zn�w nim potrz�sn�a, wydaj�c ochryp�e d�wi�ki, kt�rych znaczenia nie rozumia�. Otacza� ich �oskot, dzikie brzmienie organ�w: olbrzymi wir powietrzny, gor�cy i pe�en iskier, unosi� w powietrze p�on�ce ga��zie, strz�py tapet, ramy obraz�w, budk� dziecinnego w�zka, i wsz�dzie rozsiewa� nowe p�omienie. Wolfram ujrza� miasto, kt�re nie by�o ju� miastem, pomara�czowe j�zyki z czarnych wie�, ognist� wst�g� rzeki. Widzia� szeroko rozwarte oczy dziewczyny, pe�ne przera�enia, dlaczego nie ucieka�a, ale ona chwyci�a go za ramiona, wskaza�a dr��c� r�k� w jakim� kierunku, dalej, byle dalej od tego miejsca, i zn�w te osobliwie gard�owe, nalegaj�ce d�wi�ki, niemal szczekanie.
28
Jak d�ugo biegli, nie umia� nigdy powiedzie�. Potem mieli ju� pod stopami traw�, wilgotn� traw� nocy, jaka� kotlina, tu� obok gulgocz�cy stumie�, p�otwarte wrota stodo�y, resztki siana; ponad szczytami wzg�rza z�ota aureola: miasto. Dziewczyna le�a�a z zamkni�tymi oczami, g��boko oddychaj�c. Potem przyci�gn�a go do siebie.
�ycie.
5
Ta�ma Kadletza: Marzenie
U nas wiosna przychodzi p�niej ni� gdzie indziej. To z powodu wysoko�ci. Gdy w kraju na dole kwitn� ju� wi�nie, a na polach od dawna zieleni si� ozimina, u nas otwieraj� si� dopiero krokusy, ch�opki, schylone nad ziemi�, wtykaj� sadzeniaki w ja�ow� gleb� malutkich zagon�w, le��cych pomi�dzy ska�ami g�r, a w lasach, pod os�on� cienistych drzew, mo�na jeszcze znale�� szary �nieg.
Opisuj� to wszystko, �eby i pan m�g� odczu� nastr�j przedwio�nia, unosz�cy si� nad nasz� o-kolic�, chocia� mieli�my ju� maj, i kt�ry, przynajmniej dla mnie, mia� r�wnie� znaczenie symboliczne, cho� zazwyczaj nie traktuj� zbyt powa�nie takich emocjonalnych postaw.
Szli�my pod g�r� le�n� drog�, wiod�c� od wsi Bermsgriin do Domu Robotnika na wzniesieniu, Wolfram i ja, a obok Wolframa dziewczyna, kt�rej nie mo�na by�o nak�oni�, by zosta�a w domu z moj� Bert�; spory kawa�ek przed nami maszerowali towarzysze Artur Schlehbusch i Bruno Bor-nemann oraz szwagierka Bornemanna, ko�cista gidia, ale pe�na dobroci, a z kolei przed nimi kroczy� towarzysz Kiessling z karabinem na ramieniu; powiedzia�, �e trzeba si� mie� na baczno�ci, i gada� o ludziach z Werwolfu, kt�rych widziano niedaleko Schwarzenbergu, w okolicy Sosy.
G��wnie po to, �eby si� przygotowa� do spotkania na kt�re w�a�nie szli�my, chcia�em jesz-
30
cze raz przemy�le� to, co Wolfram wyja�ni� nam wczoraj wieczorem, kiedy siedzieli�my razem w sz�stk�, pi�cioro z nas jako� skonsternowanych, bo teraz by�o jasne, �e sprawdzi�a si� przepowiednia sz�stego, przybysza z wielkiego �wiata, i rzeczywi�cie nikt nie wkroczy� do Schwarzenbergu, ani Rosjanie, ani Amerykanie. Wolfram odezwa� si� dopiero wtedy, gdy my wszyscy wyrazili�my ju� nasze, jak mi si� zdawa�o, mocno chaotyczne my�li; szereg praktycznych propozycji, kt�re jednocze�nie poczynili�my, nie tworzy�y wsp�lnie �adnego systemu, je�li zgo�a nie pozostawa�y we wzajemnej sprzeczno�ci. Mocno kaszla�, potem zacz�� m�wi� i rozwin�� co� na kszta�t programu; mia� taki spos�b wyra�ania si�, kt�ry dzia�a� przekonywaj�co, nawet je�li nie rozumia�o si� wszystkich punkt�w, jakie prezentowa�; dopiero p�niej nachodzi�y cz�owieka w�tpliwo�ci.
Ale nie powiod�a mi si� pr�ba u�wiadomienia sobie tego wszystkiego jeszcze przed zebraniem. Nie mog�em si� skoncentrowa�, co mo�e stanie si� dla pana zrozumia�e, kiedy opowiem o historii Domu Robotnika powy�ej Bermsgriin i o moim stosunku do drogi, na kt�rej si� znajdowali�my. Dlaczego w og�le zebranie zosta�o wyznaczone tutaj, a nie na dole w mie�cie, cho�by w piwnicy ratuszowej, kt�ra po�o�ona by�a wystarczaj�co centralnie; ani dr Pietzsch, burmistrz, ani jakakolwiek inna w�adza nie odwa�y�aby si� ju� odm�wi� wykorzystania tego lokalu przez wi�ksz� grup� robotnik�w, nawet je�li byli znani jako przeciwnicy re�imu; ale ka�dy, z kim rozmawiali�my wczoraj albo jeszcze dzi� rano, uwa�a� za oczywiste, �e spotkamy si� w Domu Robotnika, niejako na w�asnym gruncie, w budynku, kt�ry kiedy� wzniesiono w�asnymi r�kami i kt�ry koledzy
31
z Bermsgrun dopiero przed kilkoma dniami, bez niczyjej pomocy, odebrali nazistom i od tej pory okupowali. Tutaj od 1933 roku by�a siedziba SA, i tutaj nas w�wczas przywlekli, �eby w ca�kowitym spokoju i z dala od ludzi pobi� nas do nieprzytomno�ci; i kiedy tak szed�em drog� pod g�r� w ten przedwiosenny dzie�, z prawa i lewa maj�c wysokie �wierki, widzia�em we wspomnieniu sto�ki �wiate� reflektor�w b��dz�ce pomi�dzy pniami, kiedy�my stali na odkrytej skrzyni ci�ar�wki, st�oczeni jak byd�o, bezbronni, bezsilni: my, kt�rych szkolono na cytatach Marksa, Lenina i Stalina o w�adzy robotnik�w i dyktaturze proletariatu, a razem z nami, ich po�pieszny oddech miesza� si� z naszym, ci inni, kt�rzy nie chcieli da� wiary takim cytatom, tylko zamierzali stosowa� si� do jakich� parlamentarnych regu� gry, ci, kt�rym z tego powodu wymy�lali�my, zwalczaj�c ich co si�, jakby to oni byli wrogami.
Musi mi pan wybaczy�, �e opowiadam wszystko po kolei, tak jak to prze�y�em, a tam, gdzie wydaj� mi si� wi�za� z ca�o�ci�, w��czam moje my�li o zdarzeniach, i je�li to konieczne, m�wi� tak�e nieco o osobach, kt�re odgrywaj� w tym kontek�cie pewn� rol�, o ich pochodzeniu, dzia�alno�ci, charakterze; nie umiem inaczej, nie jestem ani reporterem, ani pisarzem; ale jestem pewny, �e pan potrafi uj�� moje wypowiedzi w odpowiedni� form�. Dotarli�my wi�c na p�askowy� i nagle ujrza�em przed sob� nasz Dom Robotnika, nie zmieniony przez wszystkie te lata, kiedy trzyma�em si� i by�em od niego trzymany z daleka: g��wny budynek z kamieni polnych, starannie u�o�onych warstwami i sfugowanych, ponad nim wysoki, dwuspadowy dach i trakt poprzeczny, mur pruski; na bruku obok masztu flagowego le�a�y zw�glone
32
resztki sztandaru ze swastyk�, kt�ry tam wcze�niej wisia�. Prze�kn��em �lin�, �eby uwolni� si� od d�awienia w gardle: ten dom i kawa�ek g�ry, na kt�rej sta�, zn�w nale�a�y do nas, zn�w byli�my kim� po latach zginania karku i pe�zania, i rozejrza�em si� dooko�a, a s�o�ce przebi�o si� przez chmury, wiem, �e nie powinienem o tym wspomina�, brzmi to sentymentalnie, ale c� mog� na to poradzi�, s�o�ce naprawd� za�wieci�o z ciemno�ci, i by�em tym g��boko poruszony, a w oddali widzia�em Schwarzenberg z wie�� zamku i wie�� ko�cio�a �w. Grzegorza w �wietle, i pomy�la�em, �e jednak Wolfram m�g� mie� racj� ze swoimi nadziejami i projektami.
Tymczasem przybyli inni towarzysze, zaproszeni przeze mnie i Schlehbuscha, przez Kiesslinga i Bornemann�w; przyszli ze Schwarzenbergu, z Bermsgrun, z Raschau, Beierfeld, miejscowo�ci przechodz� tu jedna w drug�, to obszar przemys�owy, najcz�ciej obr�bka metali, kt�ry wyr�s� z okolicznego g�rnictwa i starych ku�ni, robotnicy to w wi�kszej cz�ci biedni ch�opi, kt�rzy mieli jeszcze skrawek pola, po kilka kr�lik�w i kur, w dobrych czasach tak�e koz�, �wini� lub nawet krow�. Kiedy�, jako ca�kiem m�ody m�czyzna, widzia�em przedstawienie �Wilhelma Telia" Schi-llera, scen� na Rutli, oni te� tak wchodzili na scen�, z kilku stron, i pozdrawiali si� z godno�ci�; oni tak�e, zupe�nie jak my, nie widzieli si� chyba od d�ugiego czasu i wiedzieli, �e ich zamiar by� czym� nowym i nies�ychanym, stworzenie federacji, kt�ra przejdzie do historii, i obalenie tyrana; tyle �e nasz by� ju� obalony i martwy, a w ca�ym kraju inni panowie wzi�li rz�dy w swoje r�ce, tylko nie tu, w Schwarzenbergu i okolicy, gdzie byli�my pozostawieni samym sobie albo zn�w nazistom; a ci ju�
33
zwietrzyli pismo nosem, pan dr Pietzsch, burmistrz, jak nas dosz�y s�uchy, zabra� si� do kompletowania stra�y obywatelskiej celem zapewnienia spokoju i porz�dku, i nietrudno by�o zgadn��, kto b�dzie nale�a� do tego oddzia�u.
Ale zanim opowiem o samym zebraniu, o jego przebiegu i rezultatach, kilka s��w o uczestnikach. Trzeba sobie uzmys�owi� �wczesne stosunki: ilu w og�le by�o jeszcze m�czyzn, kt�rzy w tej sytuacji mogli si� uaktywni�? Starzy i chorzy, u�omni i kalecy, wszyscy ci, kt�rzy mie�cili si� w kategorii �niezdatny do s�u�by wojskowej"; potem mocno mieszane towarzystwo ludzi, kt�rzy zostali wyreklamowani przez szef�w firm jako nieodzowni do produkcji broni � w fabryce Miin-chmeyera i w zak�adach ESEM pracowali przecie� jeszcze do pocz�tk�w kwietnia, kiedy sko�czy� si� pr�d, wytwarzaj�c granaty, specjalne karabiny i cz�ci torped; i wreszcie my, politycznie napi�tnowani: sklasyfikowani przez tajn� policj� jako nie do�� niebezpieczni, �eby odstawi� nas ciupasem do wi�zie� i oboz�w koncentracyjnych, niemniej uznani za niegodnych noszenia munduru i tak te� w naszych papierach okre�leni. Kobiety? W�r�d tych trzydziestu pi�ciu, najwy�ej czterdziestu obecnych, lista zagin�a, inaczej m�g�bym panu poda� dok�adniejsz� liczb�, obok Heleny Bornemann by�y jeszcze dwie lub trzy, kt�re jednak przez ca�y czas milcza�y; Paula, kt�ra co prawda wywo�a�a pewn� sensacj�, nie mog�a si� liczy� w jakiejkolwiek politycznej kwestii. W tym, �e w zebraniu uczestniczy�o tak niewiele kobiet, nie ma zreszt� nic niezwyk�ego; mimo przemys�u w tej cz�ci g�r, kt�ry jednak nie m�g� jeszcze uchodzi� za wielki przemys�, kultura by�a raczej wiejsko-ma�omiaste-czl owa, chrze�cija�stwo mocno pi�ty styczne, tote�
34
kobiety odgrywa�y rol� drugorz�dn�; wyst�pienia, zw�aszcza publiczne, i dzia�alno�� polityczna pozostawione by�y m�czyznom. W�r�d tych, kt�rzy zebrali si� tu, na dziedzi�cu Domu Robotnika, i stali w grupkach, czekaj�c, co b�dzie dalej, niekt�rzy wyra�nie przygn�bieni my�l� o problemach, kt�re mia�y sta� si� ich udzia�em, mniej wi�cej po�ow� stanowili komuni�ci, reszt� socjaldemokraci lub bezpartyjni; wszystkie te kategorie, kt�re w og�le ju� nie istnia�y w dawnym znaczeniu, gdy� wraz z rozbiciem wymienionych partii jako legalnych stowarzysze� oraz niesprawdzeniem si� jako skutecznych czynnik�w w podziemiu, utraci�y sw� istot� i znaczenie; ale komuni�ci, mimo swej nieudolno�ci, zachowali pewn� aur�, upiorn� aur�, kt�ra, mocno wyjaskrawiona przez Goebbelsa, nabiera�a znacznej realno�ci dzi�ki wci�� posuwaj�cej si� do przodu Armii Czerwonej.
Na spotkanie wybrano, jak mi si� zdawa�o, nieodpowiednie pomieszczenie; lepsza by�aby izba restauracyjna, w kt�rej sta�y jeszcze sto�y, nakryte poplamionymi piwem obrusami; a tak nasza gromadka zaj�a miejsca w sali zebra�; na jej go�ych �cianach wyra�nie rysowa�y si� ciemne czworok�ty, gdzie jeszcze do niedawna wisia�y portrety Fiihrera, flagi i bojowe transparenty; c�, jednak jeszcze nie ca�kiem wzi�li�my nasz �wiat w posiadanie. Poczu�em ch��d, inni te� chyba mieli podobne wra�enie, bo przysuwali si� do siebie najbli�ej jak to by�o mo�liwe; potem kto� z Raschau, spotka�em go przed laty, ale zapomnia�em nazwiska, powiedzia�:� Kadletz! Kadletz powinien prowadzi� zebranie! � Jako uzasadnienie poda�, �e ostatecznie przed 1933 by�em radnym miejskim w Schwarzen-bergu. Czy s�dzi�, �e tamten urz�d jeszcze dzisiaj u�ycza� mi autorytetu, czy te�, �e pe�ni�c t� funkcj�
35
musia�em zebra� wystarczaj�c� ilo�� parlamentarnych do�wiadcze�, nie potrafi� powiedzie�; w ka�dym razie sta�o si� to, co zwykle si� dzieje, skoro tylko spojrzenie jakiej� grupy skieruje si� na cz�owieka, po kt�rym mo�na oczekiwa�, �e ewentualnie przejmie odpowiedzialno��, kt�rej samemu nie chcia�oby si� ponosi�: cz�owiek ten zbiera oklaski; i nim si� obejrza�em, wybrano mnie przez aklamacj�. Instynktownie zaproponowa�em na funkcj� drugiego przewodnicz�cego, kt�ry, jak o�wiadczy�em, jest bezwzgl�dnie konieczny, niejakiego Bern-harda Viebiga, bezbarwnego m�czyzn� o siwych, ostrzy�onych na je�a w�osach, kt�ry pracowa� na poczcie i, jak mi si� zdawa�o, kiedy� by� socjaldemokrat�; w ten spos�b zachowany zosta� swego rodzaju parytet, i nikt nie m�g� powiedzie�, �e komuni�ci ju� przy pierwszej okazji zagarn�li wszystko dla siebie.
Sta�em wi�c frontem do sali, obok jedynego sto�u, przede mn� trzy, cztery tuziny twarzy, z kt�rych wi�kszo�� jeszcze poznawa�em, cho� lata prze�ladowa� i wojny zmieni�y je mocniej ni� uczyni�yby to normalne czasy, i czu�em nieprzyjemn� pustk� w m�zgu. Dawniej, kiedy mia�em przemawia�, nawet je�li chodzi�o jedynie o kilka s��w zagajenia, wszystko by�o przygotowane, lini� i marszrut� podawa�a centrala, a sekretariaty okr�gowe i powiatowe przekazywa�y je na d� a� do organizacji miejscowej; teraz nie by�o nic, czego m�g�bym si� trzyma�, tylko u�miech Wolframa, kt�ry zdawa� si� m�wi�: odwagi, ch�opie, poka� im, jakie masz pomys�y.
Czy z nimi by�o podobnie jak ze mn�? zacz��em wreszcie, zwracaj�c si� do mojej publiczno�ci; kiedy poj��em, �e wszystko min�o, �e pot�na Rzesza, planowana niegdy� na tysi�c lat, zosta�a
36
zdruzgotana, my za� uwolnieni od tak d�ugo ci���cego nam ucisku, chodzi�em po ulicach jak �lepy, nie wiedz�c, co nale�y czyni�, a jednak rozumiej�c, �e co� zrobi� trzeba, r�wnocze�nie pocieszaj�c si� wym�wk�, �e jaka� wyrozumia�a w�adza okupacyjna z pewno�ci� nas pouczy swoimi przepisami i zarz�dzeniami. Lecz teraz, ci�gn��em, okaza�o si�, �e miasto Schwarzenberg ��cznie z bli�szym otoczeniem, a wedle wszelkich informacji ca�y przynale�ny powiat, by� mo�e jako jedyny w ca�ych Niemczech, nie zosta�y zaj�te ani przez Armi� Czerwon�, ani przez Amerykan�w, tylko w Aue, kt�re przecie� administracyjnie nie nale�y do powiatu, pokaza�y si� ameryka�skie oddzia�y zwia dowcze, ale wkr�tce zn�w si� wycofa�y, tak i� my tutaj, w Schwarzenbergu, pozostali�my bez pa�stwa i zwierzchno�ci, za to mamy na naszej ziemi niczyjej tysi�ce zbieg�w z Wehrmachtu oraz cywilnych uciekinier�w wszelkiego rodzaju i pochodzenia, do tego je�c�w wojennych, obcych robotnik�w i wygna�c�w z r�nych miejsc, a wszyscy, w��cznie z tutejsz� ludno�ci�, chc� jedzenia i dachu nad g�ow�, nie m�wi�c ju� w og�le o opiece lekarskiej, i wkr�tce zaczn� rabowa� i pl�drowa�, wywo�uj�c og�lny chaos podsycany morderstwami i zab�jstwami przez dzia�ania ludzi z Werwolfu i SS, kt�rych nale�y si� spodziewa�, je�li my, robotnicy, nie podejmiemy koniecznych krok�w, by ochroni� nasze zak�ady i gminy oraz zatroszczy� si� o porz�dek i organizacj�.
Dlatego te� my, towarzysze Kiessling i Schleh-busch, Bruno i Helena Bornemannowie oraz ja, zwr�cili�my si� do pewnej liczby tu obecnych i wysun�li�my propozycj� zwo�ania tego zgromadzenia, kt�re, mam nadziej�, da impuls do zwalczania biedy i stopniowej poprawy sytuacji.
37
Przyzna pan, �e moje wywody, kt�rych szczeg�y zachowa�em w pami�ci, bo jeszcze tego samego wieczora sporz�dzi�em d�u�sze notatki, w �aden spos�b nie tuszowa�y trudno�ci naszej sytuacji, a jednocze�nie nie uprzedza�em tego, co by�o s�usznym prawem zgromadzenia: wyra�ania opinii, wysuwania propozycji, podejmowania decyzji. Nawiasem m�wi�c, kiedy sko�czy�em, nasz�y mnie obawy, �e w obliczu gro��cej katastrofy i naszej ca�kowitej bezsilno�ci, bo jakimi� to �rodkami dysponowali�my, ludzie mogliby powiedzie�: A co nas to obchodzi? Czy kto� nas kiedy s�ucha�? Niech�e teraz ci, kt�rzy sprowadzili na nas to nieszcz�cie, co� na nie poradz�! Ka�dy z nas mo�e si� troszczy� tylko o siebie, czy wobec kogokolwiek mamy jakie� zobowi�zania, czy my jeste�my pa�stwem?
Prawdopodobnie niejeden mia� takie my�li, ale nie wypowiedzia� ich g�o�no, przyt�oczony milczeniem, jakie nast�pi�o po moich s�owach i ci�gn�o si�, dop�ki jeden z robotnik�w z Bermsgriin nie oznajmi�, �e po zdobyciu Domu Robotnika znaleziono w piwnicy i schowano kilka skrzynek piwa; mo�e by�oby wskazane przynie�� je teraz na g�r�, �eby rozwi�za�y si� j�zyki.
Jeszcze dzi� pami�tam, jak to piwo sp�ywa�o mi przez wyschni�te gard�o i jak nagle poczu�em ulg�; ale w chwili, gdy odejmowa�em butelk� od ust, znowu poczu�em niepok�j, tym razem bez powodu, jak mi si� zrazu wyda�o, bo piwo rzeczywi�cie usun�o zahamowania, i pada�y pytania, rzeczowe pytania, i udzielano odpowiedzi, rozs�dnych odpowiedzi; ci, kt�rzy si� wypowiadali, byli wzajemnie' odizolowani i domagali si� informacji, jak sprawy mia�y si� tu, a jak tam, w zak�adach i poza nimi, czy co� wiadomo o zapa-
38
sach, o w�glu, o blachach, o broni i w czyich jest r�kach, i jak si� zachowywa� wobec nazist�w, tych wielkich i tych ma�ych, i komu winni s� pos�usze�stwo, landratowi, burmistrzowi, w�jtowi, policjantom czy �adnemu z nich. Sprawa si� rozkr�ca�a, mog�em by� zadowolony, chaos nie by� niepokoj�cy, wystarczy�o tylko postuka� w st� i powiedzie�, koledzy, prosz� po kolei; ale nie mog�em si� w sobie zebra�, moje my�li kr��y�y wok� cz�owieka, kt�ry w�a�nie wszed� do sali, nieproszony, bo nikt, ��cznie ze mn�, nie wie