7745

Szczegóły
Tytuł 7745
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7745 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7745 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7745 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ARKADY GAJDAR DZIE�A TOM I NASZA KSI�GARNIA WARSZAWA 1951 Przek�ad z j�zyka rosyjskleg* pod redakcj� Aleksandra Wata Tytu� orgina�u: �Soczynien�ja" Ilustrowa� A. Jermo�ajew Ilustracje z wydania rosyjskiego Ok�adk� projektowa� A. Pucek Redaktor odpowiedzialny K. Radziwi�� Instytut Wydawniczy �Nasza Ksi�garnia" Warszawa 1951 Nnklad 20.000 -f 4S0 egz. Obj�to�� 2S3/4 arkuszy. Papier druk.-mat, ki, v, �1X06 cm 70 g, Nr. zam. 7124. Druk zam.: 4. VII. 1951 r. Druk uko�czono w sierpniu 1951 r. i�skie Zak�ady Graficzne, Toru�, Rabia�ska 15/17. � 1SS8 � 23. 5. Sl r. E-2-15863 ARKADY GAJDAR r�d pami�tek po pisarzu zachowa�a si� fotografia: w pogodny, s�oneczny dzie� Arkady Gajdar siedzi w ogrodzie w gronie swoich przyjaci� � radzieckich dzieci. Wygl�da przy nich jak weso�y, dobry wielkolud. Ma na sobie bluz� wojskow�, order na lewej kieszonce, szeroki sk�rzany pas i � zawadiacko zsuni�t� z wysokiego czo�a � czapk�-kubank�. Tak, to w�a�nie on, taki jaki by� w rzeczywisto�ci: du�y, o bystrym spojrzeniu jasnych oczu. Cz�owiek mei-nego, wielkiego serca. Prze�y� nied�ugie �ycie, trudne i szcz�liwe. Mia� lat czterna�cie, kiedy stan�� w szeregach �o�nierzy � bojowni- k�w radzieckiej Ojczyzny. I do ko�ca, do samej �mierci pozosta� �o�nierzem, cho� karabin i szable, kawaleryjsk� zamieni� z czasem na inny or� � na pi�ro pisarza. Ideami swych utwor�w walczy� o ten sam cel: o przysz�o�� swej Ojczyzny, o jutro ca�ej ludzko�ci � o komu- nizm... Kiedy pr�buj� ogarn�� my�l� ca�okszta�t tw�rczo�ci Gaj-dara, nasuwa mi si� obraz �ywego, �wietlanego zdroju. A przecie� Gajdar pisa� nie tylko o samej rado�ci, nie tylko o pogodnych, niefrasobliwych sprawach. W kr�tkim ��yciorysie w�asnym" pisarz wspomina, jak pod Kijowem raniony w boju, umiera� jego przyjaciel Jasza Oksjuz. Ci�k� mia� �mier�. Gorycz utraty, smutek po zmar�ym brzmi� przejmuj�co z tych wspomnie� napisanych po dziewi�tnastu latach. A potem nast�puj� s�owa: �Lecz nie ma takiej mocy, kt�ra by z�ama�a w�adz� radzieck�, ani dzi�, ani jutro, nigdy. I to wystarczy". Jaka si�a bije z tych s��w! Jaka wiara w niepokonan� pot�g� naszego "kraju, w niepo�yt� moc naszego narodu! W ci�gu ca�ego �ycia Arkady Gajdar my�la� i pisa� o jednym � o Kraju Rad, o pot�nym narodzie, o ludziach radzieckich, o naszych dzieciach. Snu� marzenia o przysz�o�ci. Cz�sto rozmawia� z kolegami 0 wychowaniu radzieckich dzieci. M�wi� o nieuniknionych w przysz�o�ci bojach bez l�ku, bez trwogi. Wzywa� do wychowania w m�odym pokoleniu uczu� bohaterskich, czynnej i m�nej mi�o�ci Ojczyzny, szlachetnych d��e�, kt�re znamionuj� radzieckiego patriot� � wytrwa�ego szermierza o wielko�� swej Ojczyzny i bojownika o szcz�cie ludzko�ci. Na jednej z narad, po�wi�conych literaturze dla dzieci 1 m�odzie�y, Gajdar powiedzia� w �artobliwej co prawda formie, ale z powa�n� intencj�, �e w dalekiej przysz�o�ci �potomkowie nasi" b�d� wyra�a� si� o nas w takich mniej wi�cej s�owach: ��yli ongi� �wiadomi i wytrawni ludzie, kt�rzy dla fortelu udawali, �e s� pisarzami dla dzieci. W istocie za� wychowywali nieugi�t�, czerwonogwiezdn� gwardi�". Min�o niespe�na pi�� miesi�cy od tej narady, wybuch�a wojna i ca�y �wiat ujrza� t� nieugi�t� czerwon� gwardi�. Ca�y �wiat podziwia� �m�od� gwardi�" Krasnodonu, Olega Ko-szewoja i jego towarzyszy, dowiedzia� si� o nie�miertelnym czynie bohaterki Zoi Kosmodiemianskiej, o Gastello, Smir-nowie, o Matrosowie i o wielu, wielu innych, kt�rych imiona pozostan� na zawsze w pami�ci narodu. Gajdar nieustannie trzyma� r�k� na pulsie radzieckiego �ycia, wyczuwa� t�tno kraju i serce jego bi�o zgodnie z milionami innych nieustraszonych serc. Dla nich w�a�nie, dla tych milion�w, tworzy� swoje utwory, pomny na s�owa Lenina, kt�ry na d�ugo przed rewolucj� nakre�li� z genialn� przenikliwo�ci� obraz literatury socjalistycznej powo�anej do s�u�enia... milionom i dziesi�tkom milion�w ludzi pracy, kt�rzy s� kwiatem kraju, jego si�� i jego przysz�o�ci� 1). Bohaterowie ksi��ek Gajdara � to w�a�nie kwiat naszego kraju. Gdy dorosn�, stan� si� jego si��, r�kojmi� jego wielkiej przysz�o�ci. I dlatego nie s� oni postaciami tuzinkowymi, szarymi, przeci�tnymi. Nie jest tuzinkowy i przeci�tny ma�y Timur. Ale jest typowy, nie wymy�lony, nie sztuczny ani wyidealizowany. Autor stworzy� go z rzeczywistych cech naszego m�odego pokolenia. Gajdar jasno widzia� to, co najistotniejsze w ra- ') Lenin, �O literaturze", �Ksi��ka i Wiedza" 1951, str. 14 (przyp. t�um.). 9 dzieckim cz�owieku, w rozwijaj�cym si� m�odym radzieckim cz�owieku, i to najistotniejsze pokaza� jako naturalne i �yciowo prawdziwe w naszej rzeczywisto�ci. Bo i rzeczywisto�� nasza jest przecie� nieprzeci�tna i niezwyk�a. Tyle w niej nowego: �wiat przebudowuje si� od podstaw! Nowe walczy ze starym i zwyci�a. Ksi��ki Gajdara s� dlatego tak promienne, �e rozbrzmiewa w nich zwyci�stwo. Ma�y Timur dlatego z tak� wytrwa�o�ci� walczy o sprawiedliwo��, �e nie jest samotny: s� z nim jego towarzysze, jest z nim ca�a m�odzie� radziecka i wszyscy oni wsp�lnie stanowi� przysz�� pot�g� narodu. Gajdar wiele czasu i my�li po�wi�ca� losom swoich bohater�w. Wiele pracy k�ad� w ka�dy sw�j utw�r. W pierwszym okresie nie�atwo mu by�o pracowa�: po latach odnowi�a si� ci�ka rana z czas�w wojny domowej. Ale w zamian wojna ta da�a mu obfity materia� do pierwszych utwor�w. W kolejach losu bohater�w �R. W. S." i �Szko�y" powstaje przed nami na nowo �ycie �wczesne w ca�ej jego urozmaiconej orkiestracji, w jaskrawo�ci wszystkich barw, ze wszystkimi jego rado�ciami i kl�skami. W osobie Gorikowa, bohatera �Szko�y", poznajemy z �atwo�ci� samego autora (kt�rego w�a�ciwe nazwisko brzmi zreszt� Golikow). Poznajemy tu pocz�tki �wiadomego �ycia Arkadego Gajdara. Przy �oskocie b�bn�w i muzyki wojskowej ojciec jego odszed� z kompani� marszow�1) na dworzec i dalej � na niemiecki front. Gajdar w ��yciorysie w�asnym" tak opisuje �o�nierzy pierwszej wojny �wiatowej: �Ci, kt�rzy nie zostali kalekami, kt�rych nie zasypa�o, kt�rzy nie zgin�li od gaz�w truj�cych, kt�rzy nie polegli na polach bitew w Ga- ') Kompania marszowa Iluin.). kompania wysy�ana na front (przyp. licji, w Karpatach, pod Trapezuntem �) czy pod Ryg� � ci wszyscy wr�cili na pomoc robotnikom Moskwy i Piotra-grodu, walcz�cym na barykadach o lepsz� dol�, o szcz�cie, o braterstwo lud�w, o w�adz� radzieck�". Nast�pi�y czasy natchnione wezwaniami Lenina i Stalina. Stan�li do walki: tokarz petersburski, fornal spod Riaza-nia, metalowiec z Uralu, g�rnik znad Donu, marynarz z Kronsztadtu. Gajdar mia� czterna�cie lat, kiedy poszed� do wojska. Dzi�ki szerokim barom i wysokiemu wzrostowi m�g� utai� sw�j wiek. Znamy dwa wypadki, w kt�rych Gajdar �wiadomie powiedzia� nieprawd�. Po raz pierwszy, kiedy zg�osi� si� do oddzia�u i poda�, �e ma lat szesna�cie. Po raz drugi � na przegl�dzie lekarskim, kiedy mieli go zwolni� z wojska. Upiera� si�, �e jest zdr�w, stara� si� ukry� nast�pstwa ci�kiej kontuzji, przem�c dr�enie r�k. A kiedy wszystkie wykr�ty zawiod�y, zaprotestowa� gniewnie: � Jestem zdolny do s�u�by. Zaskar�� t� decyzj�. Ale i skarga nie pomog�a. Skutki kontuzji dawa�y si� we znaki coraz dokuczliwiej, trzeba by�o si� leczy�. Dwudziestoletni Gajdar zosta� przeniesiony do rezerwy w stopniu dow�dcy pu�ku. Wtedy zacz�� pisa�. Co by�o pobudk�, co wywo�a�o t� potrzeb� pisania? I cec-mu sta� si� pisarzem dla m�odzie�y? Sam Gajdar daje na to odpowied�: �Prawdopodobnie dlatego w�a�nie, �e ja sam w latach ch�opi�cych s�u�y�em w wojsku � w�a�nie dlatego pragn��em opowiedzie� innemu pe-koleniu ch�opc�w i dziewcz�t, jakie by�o to nasze �ycie, jak si� wszystko zacz�o i jak si� toczy�o. Opowiedzie� ') Trapezunt (dawna Trebizonda) Mniejszej (przyp. t�um.). miasto portowe w 10 I wszystko, co widzia�em i prze�y�em � a widzia�em, przyzna� trzeba, niema�o". Niezwyk�e by�o pokolenie, do kt�rego nale�a� Arkady Gaj-dar. Przypomnijmy sobie s�owa Lenina, wypowiedziane w 1920 roku: �...Ale to pokolenie, kt�re obecnie liczy pi�tna�cie lat, ono w�a�nie zobaczy spo�ecze�stwo komunistyczne i samo b�dzie budowa�o to spo�ecze�stwo. I ono powinno wiedzie�, �e ca�ym zadaniem jego �ycia jest budowanie tego spo�ecze�stwa komunistycznego" 1). Gajdar nale�a� do tego pokolenia: w 1920 roku mia� szesnasty rok. A kiedy mia� lat trzydzie�ci siedem i by� jednym z najbardziej ulubionych pisarzy radzieckich, napisa� w swoim dzienniku: �15-letoi plan rozbudowy przemys�u w ZSRR. B�d� mia� 52 lata. C�, mo�e jeszcze zobacz�". Agresja nieprzyjacielska na jaki� czas op�ni�a wykonanie planu 15-letniego. Kula nieprzyjacielska przeci�a �ycie Gajdara. - By� on w pierwszych szeregach pokolenia wyr�nionego przez Lenina. Budowa� komunizm. Niemal co roku dawa� nowy utw�r. Po �R.W.S.". wydanym w 1926, nast�puj� kolejno: w 1930 � �Szko�a", w 1931 � �Schron nr 4", w 1932 � �Dalekie kraje", w 1933 � �Niech �wieci",,w 1935 � �Tajemnica wojskowa", w 1936 � �B��kitna fili�anka", w 1938 � �Los dobosza", w 1939 � �Dym w lesie", �Czuk i Gek", w 1940 � �Timur i jego dru�yna", w 1941 � �Gor�cy kamie�" i �Przysi�ga Timura" ') Lenin, �Zadania Zwi�zk�w M�odzie�y", �Ksi��ka i Wiedza" 1950, str. 49�50 (przyp. t�um.). 12 i wreszcie w tym�e roku 1941 � �Notatki z frontu" � ostatnie s�owa Gajdara. Chwyciwszy raz jeszcze za karabin, nie zaniedba� pi�ra. Pisa� do ostatniego dnia, kiedy poleg� w boju. W czym tkwi si�a oddzia�ywania ksi��ek Gajdara? Dlaczego tak czaruj� i niewol� radzieckiego czytelnika � zar�wno m�odego jak i dojrza�ego? Dlaczego wierzy im si� jak szczeremu s�owu powiedziarremu od serca przez m�drego i serdecznego przyjaciela? Kiedy� Lenin powiedzia� o Glebie Uspienskim, �e znakomity ten pisarz posiada� �talent si�gaj�cy do samej istoty zjawisk"...1). Takim przenikliwym talentem by� te� obdarzony Arkady Gajdar. Nie by� nastawiony na chwytanie zjawisk powierzchownych, cho�by wabi�y oko pisarza, lecz wytrwale d��y� do ujaWnienia istoty charakter�w i zdarze�. I dzi�ki temu, z ca�ym uzasadnieniem mo�na tu zastosowa� stalinowskie okre�lenie, tak wysoko oceniaj�ce prac� pisarsk�: �in�ynier ludzkich dusz". Gajdar tworzy� nowe warto�ci w �wiadomo�ci ludzkiej. Zwi�zany nieroz��cznie z narodem, w nieustannej trosce o Ojczyzn�, o jej dzie� dzisiejszy i jutrzejszy, ws�uchiwa� si� czujnie w pierwsze znaki nadci�gaj�cej nawa�nicy. Latem 1940 roku zapisa� w pami�tniku: �W gazetach chwilowo cisza � ale na �wiecie niespokojnie!" A potem po kilku miesi�cach stwierdza ponownie: �Niepok�j, na ziemi..." W czerwcu 1941 nad ziemi� nasz� zawy�y pierwsze bomby faszyst�w. Arkady Gajdar � pisarz-�o�nierz � jako jeden z pierwszych zg�osi� si� do wojska. Czekaj�c na przydzia� do ') Lenin, �Dzie�a", �Ksi��ka i Wiedza" 1950, t. I, str. 271 (przyp. t�um.). 13 pu�ku, napisa� utw�r: �Do broni, do broni, plemi� Komso-mo�u!" Gajdar walczy na froncie. Przypomnijmy tu jedn� z jego notatek frontowych: �Strefa przyfrontowa. Samoch�d nasz zatrzymuje si� na skrzy�owaniu dr�g, aby przepu�ci� stada ko�chozowego byd�a, kt�re odchodz� ku spokojnym pastwiskom na wsch�d. Pi�tnastoletni ch�opiec skoczy� na stopie�. Prosi o co�?... Czego ten ch�opiec chce? � nie mo�emy go zrozumie�... Mo�e pieni�dzy, mo�e chleba? A okazuje si�: � Dajcie par� naboi. � Na co ci, ch�opcze, naboje? � Tak sobie... Na pami�tk�. � Nk daje si� naboi na pami�tk�. Wsuwam mu do r�ki oprawk� z r�cznego granatu i b�yszcz�c� wystrzelon� �usk�. Wargi ch�opca wykrzywi�y si� pogardliwie. � A co mi po tym? C� z tego za po�ytek? � Wi�c to tak, m�j kochany! Chcia�by� takiej pami�tki, z kt�rej si� ma po�ytek? A mo�e da� ci t� zielon� butl� albo to czarne jajeczko granatu? A mo�e odczepi� od ci�gnika to niedu�e dzia�ko przeciwlotnicze? W�a�, bratku, do maszyny. Nie kr��, wal ca�� prawd�! I oto zaczyna si� opowie�� pe�na niedom�wie�, wykr�t�w, ale s�uchacze ju� wiedz� dok�adnie, co o tym wszystkim my�le�... Zajrza�em mu prosto w oczy. W�o�y�em mu do ciep�ej r�ki ��dk� z nabojami. Ta ��dka jest od mojego karabinu. Figurowa�a ona na moim rachunku. Bior� na siebie pe�n� odpowiedzialno�� za to, �e ka�da kula, wystrzelona z tych pi�ciu naboi, trafi dok�adnie tam, gdzie trafi� powinna". Dalej nast�puje bezpo�redni apel do radzieckiej m�odzie�y: �Min� lata. B�dziecie doros�ymi lud�mi. I w godzinie odpoczynku po odpowiedzialnej pokojowej pracy z rado�ci� wspomina� b�dziecie, jak to ongi, w gro�ne dla Ojczyzny dni, nie wa��sali�cie si�, nie siedzieli�cie z za�o�onymi r�koma, lecz pomagali�cie w miar� si� i mo�no�ci swojemu krajowi..." Tak oto, na froncie, w grupie partyzanckiej, w ogniu walki, Gajdar nie zapomina� o swoich m�odocianych przyjacio�ach, o losie radzieckich dzieci. M�g��e nie my�le� o ich losie, skoro wszystkie swoje my�li obr�ci� ku Ojczy�nie i jej przysz�ym losom? ...Nie chcieli�my wierzy� pierwszym wiadomo�ciom o �mierci Gajdara. Donoszono, �e dr�nik kolejowy znalaz� jego zw�oki i pochowa� je w tajemnicy przed Niemcami. Nadszed� list od partyzanta, �wiadka �mierci. Niemcy otoczyli grupk� czterech zwiadowc�w z Gajdarem na czele. Odci�li wszelki odwr�t. Gajdar wyprostowa� si�, wyda� rozkaz: �Naprz�d, za mn�!" � i bez trwogi rzuci� si� na wrog�w. Pad� od kul niemieckiego karabinu maszynowego. Potem nadesz�o zdj�cie mogi�y Gajdara. Ze wsi Lep�iowo okr�gu po�tawskiego. Nie by�o ju� w�tpliwo�ci... Jak wcze�nie odszed� od nas Arkady Gajdar! Ale pozostaje dzie�o jego �ycia � ksi��ki, kt�re b�d� czytane wci�� na nowo przez wiele pokole�. I nie zatrze si� w pami�ci naszej oblicze Arkadego Gajdara � ofiarnego syna Ojczyzny, wiernego towarzysza, jasnookiego marzyciela, poety, �o�nierza. Po wojnie prochy Gajdara przeniesiono do Kaniowa, do miejskiego parku. Niedaleko st�d do mogi�y wielkiego lir-nika Tarasa Szewczenki. 15 i W dole szumi Dniepr, ostroskrzyd�e czajki unosz� si� z krzykiem nad polami i daleko w kr�g rozbrzmiewaj� gwizdki radzieckich statk�w. Nad grobem Gajdara schodz� si� pionierzy, aby w g��bokim milczeniu z�o�y� mu ho�d. A. KONONOW �YCIORYS W�ASNY sierpniu 1914, kiedy rozpocz��em jedenasty rok �ycia, ojca mego powo�ano do wojska i wys�ano na front niemiecki. Na od jezdnym przybieg� z koszar, �eby si� z nami po�egna�. G�owa wygolona, na g�owie czapka �o�nierska z siwych barank�w, na nogach � ci�kie, podkute buty. Nasza ruda suczka nie pozna�a go i przywita�a przera�liwym szczekaniem. Najm�odsza siostrzyczka, Katiuszka, d�ugo nic nie rozumia�a. Wytrzeszczywszy na niego ocz�ta, ci�gn�a go za po��, tarmosi�a naramienniki i �miej�c si� przygadywa�a: � Tatusiek-�o�nierzyk! �o�nierzyk-tatusiek! S � Dziel� t. I. i � Kiedy nast�pi�a chwila rozstania, wszyscy zap�akali. Wtedy te� Katiuszka domy�li�a si�, �e nie pora si� �mia�, i uderzy�a w taki wrzask, jakby j� sparzono ukropem. A ja? Ja wzi��em si� w gar��. Za oknami hucza�y b�bny, grzmia�a muzyka wojskowa i oto z kompani� marszow� ojciec m�j odszed� na dworzec. Pami�tam � zapada� zmierzch. Dworzec przesycony by� mocnym zapachem nafty, karbolu i jab�ek anton�wek, kt�re w tym roku obrodzi�y w nieprzebranej obfito�ci. Pami�tam to dobrze: kiedy poci�g ruszy�, przystan��em na mostku nad parowem. Tego wieczoru niebo p�on�o bajecznymi kolorami. Nad widjnokr�giem, spomi�dzy rozp�dzonych ponurych chmur, wieczorna zorza ja�nia�a w szkar�atnej wspania�o�ci. I zdawa�o si�, �e daleko, za wiosk� Moroz�wk�, tam gdzie skry� si� poci�g z �o�nierzami, wstaje jakie� inne, nowe �ycie... Ju� by�o po poca�unkach, po p�aczu; rezerwi�ci poha�a-sowali, ruszyli � i po wszystkim! ��egnajcie, kochani, bywajcie zdrowi!" Odje�d�ali od sp�akanych rodzin z ha�asem i gwizdem, z muzyk� i pie�ni�. A z czym�e, mili, b�dziecie wraca�? Wr�cili po czterech latach. Ci, kt�rzy nie zostali kalekami, kt�rych nie zasypa�o, kt�rzy nie zgin�li od gaz�w truj�cych, kt�rzy nie polegli na polach bitew w Galicji, w Karpatach, pod Trapezuntem czy pod Ryg� � ci wszyscy wr�cili, by pomaga� robotnikom Moskwy i Piotrogrodu 1), walcz�cym na barykadach o lepsz� dol�, o szcz�cie, o braterstwo lud�w, o w�adz� radzieck�. ') Obecny Leningrad, przed wojn� Petersburg, podczas wojny I Niemcami 1914�18 przemianowany na Piotrogr�d (przyp. t�um.). Mia�em lat czterna�cie, kiedy przysta�em do Czerwonej Armii. Ale by�em ch�opcem nad wiek wybuja�ym i barczystym i :� co tu tai�! � dorzuci�em sobie par� latek. By�em na wielu frontach: na petlurowskim i na polskim, na kaukaskim i na wewn�trznym, w ko�cu wojna zagna�a m,nie do granic Mongolii. Czego-m si� w ci�gu tych lat nie napatrzy� � jak to si� raz naciera�o, a raz odst�powa�o � tego wszystkiego nie da si� opowiedzie� na poczekaniu. Ale jedna rzecz, najwa�niejsza, wbi�a mi si� na zawsze w pami��: to w�ciek�y up�r, zaci�ta nienawi�� � bezgraniczna, niepohamowana � jaka uskrzydla�a nasz� Czerwon� Armi� w walce z ca�ym bia�ogwardyjskim �wiatem. Pod Kijowem, ko�o Bojarki, kona� w malignie m�j przyjaciel, kursista *) � Jasza Oksjuz. Na zapiek�ych wargach burzy�a si� ju� r�owa piaina, a on be�kota�, zdawa�o si� od rzeczy, i nikt go nie rozumia�: �Nad ranem zmieni� posterunki. Potem brzegiem Dniepru i hajda, za Wo�g�... Wrzu�cie tam list. A z granatami ostro�niej! I nigdy, nigdy... To wszystko! Nie... nie wszystko... Albo nie � to w�a�nie wszystko, wystarczy, towarzysze!" I cokolwiek bredzi�, le��c w�r�d stratowanych grz�dek og�rk�w i marchwi, jakkolwiek trz�s� g�ow� i majaczy�, i marszczy� brwi � rozumia�em go. Wiedzia�em, �e pilno mu powiedzie�, aby�my bili bia�ych ci�gle, dzi�, jutro, do samej �mierci, i by�my nad ranem sprawdzili posterunki, i �e Petlura 2) pierzchnie za Dniepr, a Ko�czaka s) przep�dzono ju� za Wo�g�. Wiedzia�em, �e pragnie nam powiedzie�, i� ') Ucze� kurs�w dla dow�dc�w, zorganizowanych w latach wojny domowej (przyp. t�um.). 2) Petlura (1879�1926) � skrajny nacjonalista ukrai�ski, przyw�dca reakcji na Ukrainie w okresie wojny domowej (przyp. t�um.). 3> Ko�czak (1874�1920) admira� carski, jeden z przyw�dc�w kontrrewolucji (przyp. t�um.). 19 wartownik nie w por� rzuci� granat i dlatego�my wle�li dxU w tak� kasz�, i �e list do m�odziutkiej �ony � sam to zreszt� widz� � sterczy mu z kieszeni wytartego frencza. A w li�cie, ma si� rozumie�, te same zawsze s�owa: ��egnaj! Nie zapomnij!" Lecz nie ma takiej mocy, kt�ra by zmog�a w�adz� radzieck�, ani dzi�, ani jutro, nigdy. I to wystarczy. Mo�e kto� z was zna wiosk� Ko�uch�wk� pod Kijowem, niedaleko Bojarki? Ciekawe, jakie tam obecnie s� ko�chozy, jakie maj� nazwy? Zapewne �Jutrzenka Rewolucji", �Pa�dziernik", �P�omienie", �Naprz�d" czy �Zwyci�stwo". A mo�e po prostu nieg�o�ny i skromny ��wit"? W tamtych w�a�nie stronach pochowali�my naszego Jasz�. Potem pochowali�my dziesi�ciu innych i dwudziestu, i stu, i tysi�c. Ale w�adza .radziecka prze�y�a i �yje, i nikt, towarzysze, nikt jej nie zmo�e. W Czerwonej Armii przeby�em sze�� lat. Jako pi�tnastoletni wyrostek uko�czy�em kursy dla dow�dc�w w Kijowie i tam te� w sierpniu 1919 r. zosta�em mianowany dow�dc� sz�stej kompanii drugiego pu�ku brygady kursist�w. Potem dowodzi�em batalionem, potem oddzia�em kombinowanym, nast�pnie by�em dow�dc� 23 pu�ku w Worone�a i wreszcie dow�dc� 58 specjalnego pu�ku do walki z bandytyzmem. By�em wtenczas bardzo m�ody i � co tu wiele gada�! � na pewno nie by�em wodzem na miar� Czapajewa! Zawsze co� tam szwankowa�o w moim dow�dztwie: jak nie jedno, to drugie. Zdarza�o si�, �e na przyk�ad zamy�l� si�, wyjrz� przez okienko i naraz strzela mi do g�owy my�l: �Jakby to by�o pysznie odpi�� szabl�, zda� do magazynu mauzerek i zagra� z ch�opakami w palanta!" Poszkapi�em si� nieraz, nieraz robi�em g�upstwa, zdarza�o mi si� te� czasem pobryka�. W takich razach w�a�ni moi 20 towarzysze uczyli mnie rozumu. Dawali mi tward� szko��,, co zreszt� wychodzi�o mi zawsze na korzy��. Kocha�em Czerwon� Armi� i mia�em zamiar zosta� w niej do ko�ca �ycia. Ale w roku 1923 odezwa�a si� nagle dawna kontuzja prawej strony g�owy. Rozchorowa�em si� na dobre: dokucza� mi nieustanny szum i pulsowanie w skroniach oraz bardzo m�cz�ce drgawki warg. Leczy�em si� d�ugo i w kwietniu 1924 roku, w dwudziestym roku �ycia, zosta�em przeniesiony do rezerwy w randze dow�dcy pu�ku. Od tego czasu jestem pisarzem. Prawdopodobnie dlatego w�a�nie, �e ja sam w latach ch�opi�cych s�u�y�em w wojsku � w�a�nie dlatego zapragn��em opowiedzie� nowemu pokoleniu ch�opc�w i dziewcz�t, jakie by�o to nasze �ycie, jak si� wszystko zacz�o i jak si� toczy�o. Opowiedzie� wszystko, co widzia�em i prze�y�em � a widzia�em, przyzna� trzeba, niema�o. Jakie s� moje ksi��ki � sami wiecie. Je�eli pomin�� nieudolne pierwociny, to zostan�: �R. W. S.", �Szko�a", �Dalekie kraje", �Schron nr 4", �Tajemnica wojskowa" i �B��kitna fili�anka". Obecnie ko�cz� opowiadanie pod tytu�em �Los dobosza"-B�dzie to utw�r nie o wojnie, ale o rzeczach niemniej ci�kich i niebezpiecznych, jak sama wojna. 21 JL R. W. S. i awniej zbiega�a si� tu dzieciarnia, aby �azi� i myszkowa� �r�d zapadni�tych i na p� rozwalonych stod�. By�o tam rzeczywi�cie przyjemnie. Kiedy�, dawno temu, Niemcy, kt�rzy okupowali w�wczas Ukrain� *), zwozili do tych stod� siano i s�om�. Ale Niemc�w przep�dzili czerwoni, po czerwonych przyszli hajdama- 1) Podczas pierwszej wojny �wiatowej (przyp. t�um.). 23 cy1), hajdamak�w wyp�oszyli petlurowcyB), pctlurowc�w z kolei kto inny � a siano le�y i gnije w poczernia�ych stertach. Od czasii jednak, gdy ataman Kriwo�ob, ten sam, kt�ry nosi� naoko�o baraniej czapy ��to-b��kitn� wst�g�s), rozstrzela� w tym miejscu czterech Rosjan i jednego Ukrai�ca, dzieci straci�y ochot� do wa��sania si� po kr�tych zau�kach i zakamarkach, tak �wietnie nadaj�cych si� do zabawy w chowanego. W g�uchej ciszy i zapomnieniu sta�y odt�d czarne stodoliska. Jedynie Dymka zagl�da� tu cz�sto, bo i s�o�ce przypieka�o tu jako� szczeg�lnie dobrze, i przyjemnie pachnia� pio�un s�odk� goryczk�, i spokojnie gra�y trzmiele nad szerokimi li��mi �opuchu. A rozstrzelani?... Kiedy ich ju� dawno nic ma. Zwalono ich do wsp�lnego do�u i zarzucono ziemi�. Stary dziad Aw-diej, chodz�cy po pro�bie, postrach wszystkich smyk�w we wsi, zbi� z dw�ch patyk�w mocny krzy� i po kryjomu postawi� go nad mogi��. Nikt tego nie widzia�, tylko jeden Dymka. Widzia�, a przecie nie pu�ci� pary z ust. W skrytym zak�tku Dymka przystan�� i bacznie rozejrza� si� woko�o. Nie stwierdziwszy nic podejrzanego, j�� szpera� w s�omie i po chwili wyci�gn�� dwie ta�my naboj�w, ') Hajdamaey � uczestnicy ruch�w ch�opskich na pocz�tku XVIII w. g��wnie na Prawobrze�nej Ukrainie � przeciwko obszarnikom ukrai�skira i polskim (w okresie kiedy ziemie te znajdowa�y si� we w�adaniu Polski). W 1917 r. nazw� hajdamak�w przyj�y kontrrewolucyjne wojska Ukrainy (przyp. t�um.). *) Petlurowcy � bandy kontrrewolucyjne na Ukrainie vr ezasi* wojny domowej (przyp. t�um.). 3) ��to-b��kitna wst�ga � barwy nacjonalist�w ukrainskieh (przyp. t�um.). stempel do karabinu i zardzewia�y austriacki bagnet bez pochwy. Z pocz�tku czu� si� zwiadowc�, wi�c czo�ga� si�, a w chwilach szczeg�lnego niebezpiecze�stwa, kiedy mia� prawo przypuszcza�, �e nieprzyjaciel jest blisko, pada� na ziemi� i, pe�zaj�c z najwy�sz� ostro�no�ci�, dok�adnie i szczeg�owo bada� nieprzyjacielskie pozycje. Dzi�ki szcz�liwemu przypadkowi czy te� mo�e z innych powod�w powiod�o mu si� dzisiaj wyj�tkowo. Uda�o mu si� mianowicie raz i drugi podkra�� blisko do nieprzyjacielskich czujek, po czym, pod gradem kul, pod obstrza�em karabin�w maszynowych, a chwilami nawet baterii, wraca� za ka�dym razem bez szwanku do swojego miejsca postoju. Nast�pnie, uwzgl�dniwszy informacje dostarczone przez wywiad, wysy�a� do akcji szwadron jazdy. Z wrzaskiem i piskiem wrzyna� si� w sam g�szcz �opuch�w i ost�w, kt�re gin�y bohatersk� �mierci�, nie chc�c mimo szalonego impetu przeciwnika ratowa� si� ucieczk�. Dymka ceni� odwag� i m�stwo i dlatego nie dobija� nieprzyjaci�, lecz bra� ich do niewoli. Zakomenderowawszy: �baczno��", �zbi�rka", zwraca� si� do je�c�w ze srogim upomnieniem: � Przeciw komu walczycie? Przeciw w�asnym braciom, przeciw robotnikom i ch�opom? Albo z innej beczki: � Komuny si� wam zachciewa? Wolno�ci si� zachciewa? Przeciwko prawowitej w�adzy?... Zale�a�o to od tego, jakim wojskiem dowodzi� w danej chwili. By� bowiem po kolei wodzem to jednej, to drugiej z wojuj�cych armii. Tak si� dzi� zapami�ta� w zabawie, �e oprzytomnia� dopiero na d�wi�k dzwoneczk�w. Trzody wraca�y ju� z pastwiska. 25 �A niech to g� kopnie � zakl�� w duchu. � To mi matu� natrze uszu, a mo�e i je�� nie da". Szybko schowa� sw� bro� i galopem pu�ci� si� do domu, medytuj�c w biegu, co by tu wymy�li� na usprawiedliwienie. Ale ku swemu szczeremu zdziwieniu, w domu nie dosta� po uszach i nawet nie musia� k�ama�. Matka nie zwr�ci�a na Dymk� uwagi, chocia� o ma�o nie zderzyli si� na ganku, a babka, dzwoni�c kluczami, dobywa�a z kom�rki, nie wiedzie� po co, star� marynark� i par� spodni. Braciszek Tupaj starannie wyd�ubywa� patyczkiem dziur� w grudce gliny. Kto� ostro�nie szarpn�� Dymk� za portki. Dymka obejrza� si� i zobaczy� kud�atego Szerszenia, kt�ry spoziera� na nilgo smutnymi �lepiami. � Czego ty, g�uptasie? � zapyta� pieszczotliwie i nagle zauwa�y�, �e Szersze� ma rozci�t� warg�. � Mamo, kto mu to zrobi�?! � zawo�a� rozgniewany. � Ach, daj mi �wi�ty spok�j! � odwracaj�c si� odpowiedzia�a matka opryskliwie. � C� to, mam go pilnowa� czy co? Ale Dymka poczu�, �e co� tu nie jest w porz�dku. � To wujek kopn�� go butem � wtr�ci� Tupaj. � Jaki zn�w wujek? � Wujek... taki bury... a no ten, co siedzi w izbie. Nawymy�lawszy jak nale�y na �burego wujka", Dymka otworzy� na ro�cie� drzwi. Na ��ku siedzia�o ogromne ch�o-pisko w �o�nierskiej bluzie. Obok na �awie le�a� bury �o�nierski p�aszcz. � G�owacz! � zdziwi� si� Dymka. � Sk�d? � Stamt�d � brzmia�a kr�tka odpowied�. �� A dlaczego kopn��e� Szerszenia? � Jakiego tam Szerszenia? 26 � A mojego pieska? � �eby nie szczeka�. Bo mu �eb ukr�c�. � �eby tobie �ba nie ukr�cono � odpar� Dymka ze z�o�ci� i skry� si� za piecem, bo ju� r�ka G�owacza chwyci�a ci�ki but, kt�ry sta� przy ��ku. Dymka my�la� i my�la�, i nie m�g� si� domy�li�, sk�d si� tu wzi�� .wujek G�owacz. Dopiero niedawno zabrali go czerwoni do wojska, a on zn�w jest w domu. Chyba to niemo�liwe, �eby s�u�ba trwa�a u nich tak kr�tko. Podczas wieczerzy nie m�g� si� powstrzyma� i zapyta�: � Przyjecha�e� na urlop? � Na urlop. � Na d�ugo? � Na d�ugo. � ��esz, G�owaczu � rzek� Dymka z g��bokim przekonaniem. � Ani czerwoni, ani biali, ani zieloni *) nie puszczaj� teraz na d�ugo, bo wojna, bracie, to wojna. Ty� na pewno zdezerterowa�. Natychmiast dosta� pi�ci� po karku. � Dlaczego bijesz dziecko? � uj�a si� za Dymk� matka. � Nie masz to ju� si� z kim zadawa�? G�owacz jeszcze bardziej poczerwienia�, szarpn�� nerwowo swoj� okr�g�� g�ow� z odstaj�cymi uszami (kt�rej zawdzi�cza� przezwisko �G�owacz") i odpowiedzia� gburowato: � Lepiej by�cie milczeli... Proletariusze petersburscy... Doigracie si�, �e was wszystkich powyganiam z cha�upy. 1) Biali � bia�a gwardia, przewa�nie oddzia�y regularnej armii pod dow�dztwem kontrrewolucyjnych genera��w. Zieloni � lu�no dzia�aj�ce bandy sk�adaj�ce si� z dezerter�w, z reakcyjnego ch�opstwa, grasuj�ce g��wnie na Ukrainie podczas wojny domowej; ukrywali si� przewa�nie w lasach, st�d nazwa � zieloni (przyp. t�um.). Pos�yszawszy to matka zgarbi�a si� i skuli�a nawymy-�lawszy Dymce, kt�ry po�yka� �zy: � A ty, ba�wanu-, nic wti ;\< a i si� do nic swoich rzeczy, bo jeszcze gorzej oberwieu. Po wieczerzy Dymki wcisn�� lic do sionki, po�o�y� si� za skrzyni� 11,1 wi�iO i�omy, nakry� si� matczynym kaftanem i d�ugo le�at ni l��. Potem po cichutku przyczo�- ga� si� S/ci mordk� na ramieniu przyjaciela. � Wy je 11 d, mamo, do Pitra1), do tatki. � Och, Dymka. l'o jecha�abym zaraz, tak jak stoj�... Ale spr�buj si� tera! przedosta�. Nie da rady bez tych r�nych papier�w, przepustek. Sam wiesz, co si� tu dzieje wsz�dzie naoko�o. � A w tym Pitrze, mamo, jacy tam s�? , � Kto ich tam wie. Powiadaj� ludzie, �e czerwoni. A mo�e tylko plot�, byle ple��. Kto si� w tym rozezna? Dymka potwierdzi�, �e rzeczywi�cie trudno si� rozezna�. Przecie to i gmina jest blisko, o dwa kroki a te� nie wiadomo, kto tam teraz rz�dzi. Podobno przed paru dniami zaj�� j� ataman Kozo�up... A cho�by i Kozo�up � kto go tam wie, do jakiej partii nale�y? I zn�w zwr�ci� si� do zamy�lonej matki: � Matu�, a Kozo�up to zielony? � Bodajby zmarnieli wszyscy razem � roze�li�a si� matka. � Ludzie byli lud�mi i ju�, a teraz co... Bardzo ciemno jest w sionce. Przez otwarte na ro�cie� drzwi wida� niebo g�sto przetykane gwiazdami i w�ski sierp jasnego ksi�yca. Dymka zabija si� g��biej w s�om�, przygotowuj�c si� do dalszego ci�gu wczorajszego snu, kt�ry ') Petersburg (w skr�cie gwarowym Piter) � dawna nazwa Leningradu (przyp. t�um.). by� � ach, jaki ciekawy, ale nie do�niony do ko�ca. Zasypiaj�c czuje w ca�ym ciele, jak przyjemnie ogrzewa mu szyj� przytulony do�, wierny przyjaciel Szersze�. Na b��kitnym niebie brzegi chmur srebrz� si� od s�o�ca. Po polu, jak okiem si�gn��, wiatr igra z�otymi k�osami. La-zurowo spokojny jest dzi� letni dzie�. Jedynie ludzie s� niespokojni. Gdzie� za ciemnym lasem karabiny maszynowe od-terkota�y swoje. Hen za widnokr�giem g�ucho rozprawia�y mi�dzy sob� armaty. I dok�d� przecwa�owa� oddzia� kawalerii. � Mamo, z kim oni si� bij�? � Daj mi spok�j. Dymka da� matce spok�j, podbieg� do p�otu, wgramoli� si� i d�ugo patrza� w �lad za znikaj�cymi je�d�cami. Tymczasem G�owacz �azi� po obej�ciu, z�y jak diabe�. Musia� si� przecie ukrywa� za ka�dym razem, kiedy przez wie� przeci�ga� oddzia� czerwonych. Dymka teraz ju� nie w�tpi�, �e G�owacz jest dezerterem. Kiedy� babka kaza�a mu zanie�� na gumno kawa� s�oniny i kromk� chleba dla G�owacza. Dymka odszuka� ukryte legowisko i zobaczy� G�owacza, jak, odwr�cony plecami, co� tam tajemniczo majstrowa�. �Karabin � zdziwi� si� Dymka. � A to heca! Na co G�owaczowi karabin?" Oczy�ciwszy starannie zamek, wujek zatka� luf� szmatk� i wsun�� karabin w siano. Przez ca�y wiecz�r i przez par� nast�pnych dni Dymk� rozpiera�a ciekawo��. Chcia� sprawdzi�, co to za karabin: rosyjski czy niemiecki? A mo�e si� tam i nagan *) znajdzie? W tym czasie wszystko woko�o ucich�o. Czerwoni przep�- ') Nagan � rodzaj pistoletu (przyp. t�um.). N� dzili Kozo�upa i poszli dalej, na kt�ry� z front�w. Male�ka wioszczyna �y�a zn�w spokojnie i cicho. G�owacz wymyka� si� cz�sto z gumna i znika� na wiele godzin. I oto, kt�rego� dnia pod wiecz�r, o tej godzinie, kiedy r�owiej�cy staw rozbrzmiewa �abi� muzyk�, kiedy gibkie jask�ki �lizgowym lotem uwijaj� si� w powietrzu, kiedy bezmy�lnie gra� zaczynaj� komary, Dymka zdecydowa� si� zakra�� na gumno. Wej�cie do stodo�y by�o zamkni�te na k��dk�, ale Dymka mia� sw�j w�asny prze�az poprzez kurnik. Skrzypn�a odsuni�ta deska, g�o�no zagdaka�y sp�oszone kury, a Dymka, przestraszony sprawionym ha�asem, czym pr�dzej wdrapa� si� na wierzch. W stodole by�o duszno i cicho jak makiem zasia�. Wcisn�wszy si� w k�cik, gdzie le�a�a zapierzona poduszka w czerwonej poszewce, Dymka pocz�� szpera� ko�o krokwi i wnet namaca� co� twardego. �To kolba!" � domy�li� si�. Nadstawi� ucha: naoko�o g�ucha cisza. Szarpn�� i wyci�gn�� z siana karabin. Naganu natomiast nie znalaz�. Karabin by� rosyjski. Dymka d�ugo obraca� go w r�ku, dotykaj�c ostro�nie i przypatruj�c si� ka�demu szczeg�owi. �A gdyby tak otworzy� zamek?" Sam tego nigdy dotychczas nie robi�. Ale nieraz przygl�da� si�, jak �o�nierze repetuj� bro�. Poci�gn�� lekko � r�czka podda�a si� naciskowi. Cisn�� do siebie mocniej, ile si� da�o. �Nie�le sobie radz�", stwierdzi� che�pliwie, ale natychmiast zauwa�y�, �e w zamku sk�dsi� wyskoczy� ��ty nab�j. Troch� go to zaniepokoi�o. Postanowi� wi�c zamkn�� z powrotem. Ale teraz nie sz�o tak g�adko. Spostrzeg� poza tym, �e ��ty nab�j w�azi wprost do lufy. Zastanowi� si�, nie wiedz�c, co dalej robi�. Na wszelki wypadek odsun�� od siebie karabin. � Czego leziesz, diable � mrukn��. Trzeba si� by�o �pies/y�. Zamkn�� przeto karabin, jak m�g� najlepiej, i powolutku wsun�� .go w siano, na dawne 30 miejsce. Ju� go by� prawie ca�kiem wsun��, gdy raptem otwar�y si� na ro�cie� wierzeje i przed Dymk� nagle ukaza�a si� zdziwiona i w�ciek�a twarz G�owacza. � Co tu robisz, psiajucho? � Nic � odpowiedzia� przera�ony Dymka. � Spa�em... � Co m�wi�c, niedostrzegalnym ruchem nogi popchn�� kolb� g��biej w siano. W tej chwili grzmotn�� g�uchy, ale silny wystrza�. Dymka o ma�o nie zepchn�� G�owacza z drabiny. Zeskoczy� na �eb na szyj� i pu�ci� si� biegiem przez ogrody warzywne. Przeskakuj�c przez p�otek przy drodze, po�lizn�� si�, zwali� si� w r�w, a gdy skoczy� na nogi, poczu� r�wnocze�nie, �e rozw�cieczony G�owacz capn�� go za koszul�. �Zabije mnie na �mier�! � pomy�la� Dymka. � Mamy nie ma, nie ma �ywej duszy, rety, koniec!" Pierwszy cios wyr�n�� go w plecy, a� mu pociemnia�o w oczach. Upad� na ziemi�, czekaj�c na nast�pne razy. W tej chwili da� si� s�ysze� t�tent na drodze. R�ka G�owacza nagle os�ab�a i czyj� g�os, gniewny i rozkazuj�cy, wykrzykn��: � Nie wa� si�! Dymka otworzy� oczy i najpierw zobaczy� ko�skie nogi � sztachety z ko�skich n�g. Czyje� mocne r�ce unios�y go w g�r� i postawi�y na nogi. M�g� si� teraz przyjrze� otaczaj�cym go kawalerzystom, a szczeg�lnie je�d�cowi w czarnej bluzie z czerwon� gwiazd� na piersi, przed kt�rym nie�mia�o sta� G�owacz. � Nie wa� si� bi�! � powt�rzy� nieznajomy, popatrzy� na zap�akan� twarz Dymki i doda�: � Nie p�acz, ch�opcze, nie b�j si�. Ju� on ci� wi�cej palcem nie tknie, zobaczysz. Skin�� g�ow� na kt�rego� z je�d�c�w i ruszy� naprz�d z ca�ym oddzia�em. Jeden z nich pozosta� w tyle i zapyta� surowym g�osem: � Co� ty za jeden? 31 � Tutejszy � odpowiedzia� ponuro G�owacz. � Dlaczego nie w wojsku? � Nie ten rocznik. � Nazwisko?... A no, sprawdzi si�, jak b�dziemy wraca�. Je�dziec spi�� konia ostrogami i ko� z miejsca porwa� si� galopem. I oto Dymka zosta� na �rodku drogi, oszo�omiony i nie bardzo jeszcze przytomny. Obejrza� si� za siebie � nie ma nikogo. Rozejrza� si� po bokach. � G�owacz znik� bez �ladu. Spojrza� przed siebie: malej�c coraz bardziej, w oddali znika za widnokr�giem oddzia� czerwonych. Obesch�y �zy. Stopniowo ustal b�l. Ale strach wraca� do domu. Dymka postanowi� czeka� do p�nej nocy, a� wszyscy p�jd� spa�. Z tym postanowieniem uda� si� nad rzeczk�. Pod brzegiem, w cieniu zaro�li, woda by�a ciemna i spokojna, ale bli�ej �rodka mieni�a si� r�owym �wiat�em i wolniutko pluska�a fala przelewaj�c si� ponad p�ytkim kamienistym dnem. Na tamtym brzegu, u skraju nikolskich las�w, zamglonym blaskiem �wieci�o jakie� ognisko. Nie wiadomo czemu wyda�o si� Dymce bardzo odleg�e i tak zagadkowe, tak wabi�ce! �Kt� by tam m�g� by�? � g�owi� si� Dymka. � Czy�by pastuchy? A mo�e bandyci? Gotuj� wieczerz�: ziemniaki ze szperk� czy mo�e co innego?..." Po�yka� �lin�. By� bowiem g�odny. Bardzo g�odny. W p�mroku zapadaj�cego wieczoru daleki p�omie� rozpala� si� coraz mocniej, jak gdyby mruga� zach�caj�co do Dymki. Ale za to coraz gro�niej chmurzy� si� i ciemnia� niespokojny nikolski las. Dymka schodzi� na d� steczk�. Nagle stan��: za zakr�tem na brzegu rzeki kto� �piewa� wysokim, modulowanym *) altem, w swoisty i dziwaczny, ale bardzo �adny spos�b rozbijaj�c s�owa na g�oski: �Ta �� waa � riszczi, ta � wa �- riszczi � Skaza� on im w otwiet, � Da zdra � stwu it Ra � ssija � Da zdra � stwu � it Sowiet2)". �A niech ci� g� kopnie! Ale �piewa!" � pomy�la� zachwycony Dymka i biegiem pu�ci� si� na d�. Niedu�y, chudziutki ch�opczyna le�a� na piasku, a obok niego obdarta torba podr�na. Na odg�os krok�w urwa� pie�� i niepewnym wzrokiem zmierzy� Dymk� od st�p do g��w. � Czego? � Nic... Tak sobie. � Aha � przeci�ga� zwolna tamten, wida�, �e zadowolony z odpowiedzi. � To nie b�dziesz si� bi�? � Czego? � M�wi� przecie: bi� si�... Bo, bracie, lepiej nie zaczynaj! Nie my�l, �em taki niedu�y, ale jak �upn�... Dymka nie mia� najmniejszej ochoty bi� si� i z kolei zada� pytanie: ') Modulowanie � podnoszenie i na przemian zni�anie g�osu w �piewie (przyp. t�um). 2) Dos�ownie: �Towarzysze, towarzysze � rzek� im w odpowiedzi � Niech �yje Rosja, niech �yj� Rady" � piosenka �o�nierska z czas�w rewolucji. S�owa rosyjskie w wymowie gwarowej: np. �zdrastwuit" zamiast �zdrawstwujet" (przyp. t�um.). 3 � Dzie�a t. I. � To� ty �piewa�? -Ja. � A kto ty jeste�? � Ja jestem �azik � zabrzmia�a che�pliwie odpowied�. � �azik z Miasta... Takie mam przezwisko. Dymka z rozp�du rzuci� si� na ziemi�. Zauwa�y�, �e przestraszy� �azika, kt�ry a� si� mimo woli cofn��. � �mieciuga jeste�, a nie �azik... Nie tak zachowuj� si� �aziki. Ale... co prawda, to prawda, �piewasz ca�kiem dobrze. � Bo ja, bracie, znam wszy�ciutkie piosenki. �piewam przewa�nie na dworcach i w poci�gach �o�nierskich. Czerwonym czy petlurowcom, czy innym, jak wypadnie... Trafili si� towarzysze, to ci�gnij, dajmy na to, �Alosz�" albo 0 bur�ujach. A bia�ym musisz zn�w co innego: �Byfy kiedy� grosze, by�y i papierki", �Zgin�a Rasieja". No i oczywi�cie �Jab�uszko". To, ma si� rozumie�, mo�na �piewa� i jednym, 1 drugim, tylko trzeba troch� poprzestawia� s�owa. Chwil� milczeli. � Po co� tu przyw�drowa�? � A bo mieszka tu moja chrzestna, stara babcia Onufro-wa. My�la�em: podjem sobie, odgryz� si� bodaj przez jeden miesi�c. Gdzie�by tam! �Za tydzie�, a najdalej za dwa � powiada babka � szoruj st�d dalej!" � A potem, co? � W �wiat, tam gdzie najlepiej. � Ale dok�d? � Dok�d? Cztery mile za piec. �eby to wiedzie� dok�d. Ale c� z tego? Ty, bracie, sam znajd�, w�asnym rozumem. � �azik, a przyjd� tu jutro. B�dziemy �owi� raki. � Nie bujasz? Bo ja przyjd� na pewno � odpowiedzia� �azik, jak wida� bardzo zadowolony z nowej znajomo�ci. W kilka chwil p�niej Dymka, przesadziwszy p�ot, szed� 34 przez ciemne podw�rze; z daleka zobaczy� matk� siedz�c� na ganku. Podszed� do niej, poci�gn�� j� za chustk� i rzek� powa�nym g�osem: � Mamo, nie krzycz na mnie... Umy�lnie nie wraca�em tak d�ugo, bo mnie G�owacz skatowa�. � Jeszcze za ma�o, za ma�o � odpowiedzia�a matka odwracaj�c si� do Dymki. � Nale�a�oby si� wi�cej... Ale Dymka odczu� w jej g�osie gorycz, poczucie krzywdy, lito�� � jednego tylko w jej s�owach nie odczu�: gniewu. Kt�rego� dnia Dymka przyszed� na brzeg rzeczki bardzo jaki� osowia�y i marudny. � Uciekajmy st�d � zaproponowa�. � Machnijmy gdzie� daleko, jak najdalej st�d, ale naprawd�. � A matka ci� pu�ci? � G�upi�. Kiedy si� ucieka, to si� nikogo nie pyta o pozwolenie. G�owacz jest w�ciek�y, ci�gle bije. Z�y jest na mnie, a "wygania z cha�upy matk� i Tupaja. � Jakiego Tupaja? � Mojego ma�ego braciszka. Jak chodzi, to tak �miesznie tupie n�kami, �e�my go przezwali Tupajem. I w og�!e sprzykrzy�o mi si� to wszystko. Bo i c� mam w domu? � Uciekajmy! � zatrajkota� �ywo �azik. � Ja, bracie, nic od tego. Cho�by zaraz. B�dziemy grasowa� w poci�gach wojskowych. � Jak to grasowa�? � A no zwyczajnie: ja za�piewam piosenk�, a potem za-trajluj�: �Wszystkim towarzyszom najni�szy m�j szacunek. Niech dobry los wam ze�le nie front, lecz fasunek. Tytoniu nicczk� i chleba niema�o. I �eby waszym wrogom lufy ich Itka�o". A jak zaczn� si� �mia�, to ty piorunem zrywasz Mpk� z g�owy i: �Obywatele! � wo�asz � b�d�cie �askawi mowa� prac� ma�oletnich!" 35 Dymka podziwia� �atwo�� i pewno�� siebie, z jak� �azik wyrzuca� z siebie grad s��w. Ale taki spos�b zarobkowania nie bardzo mu przypad� do smaku. Stwierdzi� wi�c, �e by�oby lepiej przysta� na ochotnika do jakiego� oddzia�u albo zwerbowa� w�asny oddzia� czy te� p�j�� do partyzantki. �azik nie sprzeciwia� si�, a nawet, owszem � kiedy Dymka wyrazi� si� z sympati� o czerwonych: �Bo walcz� w obronie rewolucji", to okaza�o si�, �e �azik ju� poby� i u czerwonych. Dymka patrza� na koleg� z coraz wi�kszym podziwem. Ale zaraz potem doda�, �e i u zielonych jest nienajgorzej: �Bo co dzie� �r� g�si". A wtedy wyja�ni�o si�, �e �azik by� te� kawa� czasu z zielonymi i regularnie fasowa� swoj� porcj�: p� g�si na dzie�. Plan ucieczki opracowywali d�ugo i starannie. Pomys� �azika, �eby ucieka� nie zwlekaj�c, nie zajrzawszy nawet do domu, zosta� stanowczo odrzucony. � Po pierwsze, trzeba na pocz�tek mie� zapas chleba � t�umaczy� Dymka � bo i jak�e tak od razu na �ebry. Poza tym potrzebne s� zapa�ki... � Dobrze by�oby mie� te� kocio�ek. Wykopiesz sobie w polu kilka ziemniak�w i raz dwa masz obiad. Dymka przypomnia� sobie, �e G�owacz przyni�s� z wojska dobry miedziany kocio�ek. Babka najpierw wyszorowa�a go popio�em, a kiedy zab�yszcza� niczym �wi�teczny samowar, schowa�a go do kom�rki. � Kiedy kom�rka zamkni�ta, a babka klucza z r�k nie wypuszcza. � Wielkie rzeczy! � rzek� �azik. � Kiedy mus, to brak klucza nie jest przeszkod�. Tylko trzeba mie� wpraw�. Postanowiono zatem od dnia dzisiejszego rozpocz�� zbieranie prowizji i chowa� j� tymczasem w s�omie w jednej z rozwalonych stod�. � A po co tam? � sprzeciwi� si� �azik. � Mo�na w innym miejscu... Bo jak�e to tak, ko�o umar�ych? � A co ci szkodz� umarli? � odpowiedzia� drwi�co Dymka. Od razu tego samego dnia Dymka przyni�s� plasterek s�oniny, a �azik trzy zapa�ki, starannie zawini�te w papierek. � Nie mog� wi�cej na raz � usprawiedliwia� si�... � W domu s� tylko dwa pude�ka. Dlatego musz� ci�gn�� po-malutku, �eby chrzestna nie zauwa�y�a. Chwila ta ostatecznie zdecydowa�a o ucieczce. Tymczasem wsz�dzie w okolicy �ycie kipia�o niespokojnie. Niedaleko za wsi� przechodzi� g��wny front. Jeszcze bli�ej by�o kilka innych, drugorz�dnych linii frontu. Naoko�o czer-wonoarmi�ci wy�apywali bia�e bandy albo bandy ugania�y si� za czerwonoarmistami, albo zn�w r�ni atamanowie walczyli mi�dzy sob�. Mocny by� ch�op ataman Kozo�up. Zmarszczka zygzakiem przecina�a harde jego czo�o, oczy spogl�da�y gro�nie spod siwiej�cych brwi. Ponury jest ataman Kozo�up. A przebieg�y jak diabe� jest ataman Liow-ka. Nawet ko� jego umie si� �mia� szczerz�c bia�e z�by, podobnie jak i jego pan. Ale od czasu gdy Liowka wy�ama� si� spod komendy Kozo�upa, zapanowa�a mi�dzy nimi z pocz�tku g�ucha, a potem jawna wrogo��. Kozo�up wyda� rozkaz do ludno�ci: �Liowce nie dawa� ani smalcu dla ludzi, ani siana dla koni, ani kwater na nocleg". Liowka w odpowiedzi roze�mia� si� i wystosowa� odmienne rozporz�dzenie. A czerwoni, przeczytawszy jedno i drugie, napisali ze swej strony trzecie: �Liowk� i Kozo�upa og�asza si� za wyj�tych spod prawa". I kwita. A rozpisywa� si� wiele nie mieli czasu, bo w�a�nie �ama� si� g��wny front. 37 S�owem, zacz�� si� taki galimatias, �e trudno si� by�o rozezna�. Wzi��, na ten przyk�ad, dziadka Zachara. Bra� udzia� w trzech wojnach. A i on narzeka� siedz�c na przyzbie obok swego rudego pieska, kt�remu pijany petlurowiec odr�ba� szabl� lewe ucho: � Ale czasy. Niech to licho. Zjechali do wsi jednego dnia zieloni. Dwudziestu ch�opa. Dwaj odwiedzili G�owacza. �miechy, chichy, szepty, a go-rza�eczk� � m�tny i mocny samogon � pili z fili�anek. Dymka przygl�da� si� im z zaciekawieniem. Kiedy G�owacz wyszed�, Dymka, kt�ry od dawna pragn�� pozna� smak samogonu, zla� resztki ze wszystkich fili�anek. � Dymka, daj mi troszeczk� � zakwili� Tupaj. � Czekaj, zostawi� ci. Ale nie zd��y� nawet sam porz�dnie �ykn��, gdy zacz�� plu� i otrz�sa� si� i jak oszala�y wylecia� na dw�r. Ko�o rozwalonych stod� zasta� �azika. � A ja, bracie, wiem co�. � Co? � Za nasz� chat� zieloni kopi� g��boki r�w w poprzek drogi, a po co, diabli wiedz�. Chyba tylko po to, �eby j� zagrodzi� i �eby nikt nie m�g� przejecha�. � Jak�e mo�na j� zagrodzi�? � rzek� Dymka pow�tpiewaj�co. � Chyba nie to. Na pewno zbiera si� na wi�ksz� chryj�. Po tej wymianie zda� poszli obejrze� zapasy. Niewiele tego by�o: dwa plasterki s�oniny, kawa�ek gotowanego mi�sa i dziesi�� zapa�ek. , Tego wieczoru s�o�ce ogromnym czerwonym dyskiem wisia�o nad lini� widnokr�gu. Zachodzi�o powoli, nie �piesz�c, jak gdyby napawaj�c si� rozleg�ym spokojem odpoczywaj�cej ziemi. .38 Daleko, w Olch�wce, przycupni�tej u skraju nikolskiego lasu, kilka razy uderzono w dzwony. Nie jak na trwog� � inaczej, jako� �agodniutko. A kiedy dr��ce tony ponad strzechami chat dobieg�y do uszu dziada Zachara, dziwowa� si� stary spokojnemu i �agodnemu ich brzmieniu � czego� podobnego dawno ju� tu nie s�yszano � i prze�egnawszy si� statecznie, opu�ci� si� na swoje zwyk�e miejsce obok pokrzywionego ganeczka. Usadowiaj�c si� pomy�la� sobie: ,,A jakie t� jutro �wi�to?" Stukn�� par� razy kijem w okienko, po czym spyta� �ony, kt�ra wyjrza�a z izby: � Horpyno, a, Iiorpyno, czy to jutro niedziela? � Pleciesz, stary � opryskliwie odpowiedzia�a um�czona Horpyna. � Odk�d to po �rodzie idzie niedziela? � I ja tak my�l�. I dziadek Zachar zacz�� medytowa�, czy aby nie prze�egna� si� daremno i czy nie by� to dzwon na jakie licho. Powia! wiaterek, poruszy� leciuchno siw� brod�. Dziadek ujrza�, �e z okienek wygl�daj� zaciekawione baby, ca�a dzieciarnia wyl�ga na ulic�, a od p�l leci przeci�g�y, dziwny odg�os, jak gdyby ryczenie buhaja lub krowy w stadzie, ale jaki� inny, ostrzejszy i d�u�szy: � U � o � uuu... A potem, jak nagle dzb�k�o w powietrzu, jak zaklekota�y od wygonu pojedyncze strza�y... W mig zatrzasn�y si� wszystkie na raz okna, a z ulic poznika�y wszystkie dzieci. I tylko struchla�y staruszek nie m�g� podnie�� si� i ruszy� z miejsca, p�ki go nie poderwa� wrzask Horpyny. � Czego si� �limaczysz, stary o�le! Pr�dzej! Nie widzisz, co si� dzieje? Tymczasem Dymka czu�, jak serce ko�acze mu nier�wnymi, jak te wystrza�y za oknem, uderzeniami. Mia� ochot� wybiec na ulic�, dowiedzie� si� dok�adnie, co si� sta�o. I sta- 39 J n�� przera�ony, bo nagle matka zblad�a i powiedzia�a cichym nie swoim g�osem: � K�ad� si�... k�ad� si� na ziemi�, Dymka. Bo�e mi�osierny, aby tylko nie z harmaty. A Tupaj wyba�uszy� ocz�ta, kt�re i tak by�y du�e, i zdr�twia� na pod�odze, g�ow� zawadzaj�c o nog� sto�u. By�o mu niewygodnie tak le�e�, rzek� wi�c j�kliwie do matki: � Mamo, nie chc� na ziemi, chc� na piec... � Le�, le�. Przyjdzie hajdamak... on ci da. W tej chwili gruchn�o ze szczeg�ln� si��, a� szyby brz�-k�y i Dymce wyda�o si�, �e sama ziemia si� zatrz�s�a. �Rzucaj� granaty" � stwierdzi� w duchu, s�ysz�c, jak ko�o ich pociemnia�ych okien z tupotem i krzykiem przebieg�o kilku ludzi. I zn�w wszystko ucich�o. Kto� g�o�no wszed� do sionki. Potkn�wszy si� o puste wiadro, zakl��. Drzwi otwar�y si� gwa�townie i do izby wpad� G�owacz z karabinem w r�ku. By�, wida�, bardzo czym� rozw�cieczony. Duszkiem wypi� , wod� z czerpaka, gniewnie postawi� karabin w k�cie i wrzasn�� z nietajon� z�o�ci�: � A �eby go... Nazajutrz ch�opcy spotkali si� o wczesnej godzinie. � S�uchaj no, �azik � zapyta� Dymka � czy nie wiesz, co to by�o wczoraj?... Kto z kim?... Bystre oczy �azika b�ysn�y che�pliwie. Nadymaj�c si� poczuciem wa�no�ci, odpowiedzia� zwolna: � O, bracie! Znale�li�my si� wczoraj w ci�kich tara: patach... � Nie k�am. Sam widzia�em, jak w pierwszej chwili zmiata�e� za ogrody... � Co ty tam, bracie, wiesz? A mo�e ja chcia�em ich obej��! � odci�� si� obra�ony �azik. 40 Dymka mia� co do tego powa�ne w�tpliwo�ci, ale wolat si� nie spiera�. � Przyjecha� tu wczoraj samoch�d. Zatrzyma� si� w 01-ch�wce, �eby co� naprawi�. Jak si� tylko pokaza�, diakon *) Gawri�a co pr�dzej bije w dzwony: bum... bum. Sygna�, rozumiesz. � No i co? � A no... Podje�d�a samoch�d do wsi, a tu wal� w niego z karabin�w: trach... trach... Chce- si� cofn��, ale droga zamkni�ta. � I z�apali ich? � Czekaj... Z samochodu bij� kule g�sto, �e lepiej nie podchod�. A potem tamci widz�, �e sprawa przegrana, i rozsypuj� si� w tyralier�. No, to ich powystrzelali. Jeden tylko umkn��. Rzuci� granat ko�o nas. W naszej chacie wszystkie szyby p�k�y. Grzej� z karabin�w, �cigaj� go, a on fajt przez p�ot i dalej przez ogrody, szukaj wczorajszego dnia. � A samoch�d? � Zosta�... ale niezdatny i psu na bud�. Jeden od nich rozwali� go granatem. Wszystkie wn�trzno�ci z auta wypru�... W�a�nie tam by�em... Fiedka, ten od Marusi, by� nawet przede mn�. Zw�dzi�, bestia, klakson. Naci�niesz troch�, to ryknie wniebog�osy. Przez calutki dzie� nie ustawa�y rozmowy o wczorajszych wypadkach. W nocy zwiali zieloni. I znowu wioska zosta�a bez w�adzy. A tymczasem przygotowania do ucieczki dobiega�y ko�ca. Jedna tylko rzecz pozosta�a do zrobienia: trzeba by�o wykra�� kocio�ek. Postanowiono wykona� to nazajutrz p�nym wieczorem, za pomoc� d�ugiej tyczki z zakrzywionym gwo�- ') Diakoni � ni�szy kler prawos�awny (przyp. t�um.). 41 dziem na ko�cu, kt�r� zapu�ci si� do kom�rki przez wychodz�ce na ogr�dek okienko. �azik poszed� na obiad. Ale Dymka nie m�g� usiedzie� w domu. Polaz� wi�c do starych stod�, gdzie zreszt� mieli si� rych�o spotka�. Rzuci� si� od razu na s�om� i zacz�� zbytkowa� z Szerszeniem, odpieraj�c jego w�ciekle ataki. Nag�e podni�s� si� zaniepokojony. Wyda�o mu si�, �e snopki nie le�� tak, jak zwykle. �Czy�by tu ju� kto� z ch�opak�w myszkowa�? A szelmy!" Podszed� do wiadomego sobie miejsca, �eby sprawdzi�, czy przypadkiem nie odnaleziono ich ukrytych zapas�w. Pomaca� r�k� � w porz�dku. Wyci�gn�� po kolei chleb, zapa�ki, s�onin�. Si�gn�� po mi�so � mi�sa nie ma. � Psiakrew! � zakl�� na g�os. � Nikt inny nie �wisn��, tylko sam �azik. Gdyby wzi�� kto� z ch�opak�w, to by przecie nic nie zostawi�. Nied�ugo potem nadszed� �azik. By� syty po zjedzonym dopiero co obiedzie, a przeto w najlepszym humorze. Pogwizdywa� sobie beztrosko. � Zjad�e� mi�so? � zapyta� Dymka wbijaj�c w niego dwoje rozsierdzonych oczu. � Jad�em. Smaczne by�o, palce liza�... � Smaczne! � krzykn�� rozj�trzony Dymka. � Jakim prawem? A nasza umowa, to co? A w drodze co b�dziesz iari?... Jak ci� zaraz p