7707
Szczegóły |
Tytuł |
7707 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7707 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7707 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7707 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Richard A Knaak
Mroczny rumak
Prze�o�y�a Maria G�bicka-Fr�c
Tytu� orygina�u Shadow Steed
Wersja angielska 1990
Wersja polska 2001
I
- Przywo�asz dla mnie demona.
S�owa te pali�y umys� Drayfitta. Stale prze�ladowa�o go mro��ce krew w �y�ach
oblicze monarchy. Nie mia� najmniejszych w�tpliwo�ci, �e kr�l m�wi� powa�nie.
By�
pozbawionym poczucia humoru, zgorzknia�ym cz�owiekiem. W ci�gu dziewi�ciu lat,
jakie
up�yn�y od czasu jego straszliwego okaleczenia, przyswoi� sobie wszystkie te
cechy, kt�rymi
niegdy� pogardza�. Pa�ac odzwierciedla� t� przemian�; niegdy� jasna i wynios�a
budowla sta�a
si� mroczn�, na poz�r nie zamieszkan� skorup�.
Mimo wszystko by� jego panem, cz�owiekiem, kt�ry reprezentowa� wszystko to,
czemu Drayfitt ponad stulecie wcze�niej z�o�y� przysi�g� wierno�ci. Dlatego
wychud�y,
s�dziwy m�czyzna tylko sk�oni� si� i powiedzia�:
- Wola twoja, kr�lu Melicardzie.
�Ach, Ishmirze, Ishmirze - pomy�la� nieweso�o. - Czemu� nie zaczeka� na
zako�czenie
mojego szkolenia, tylko pospieszy�e� na wojn�, by polec wraz z innymi Smoczymi
Mistrzami? Czemu� w og�le zacz�� mnie uczy�?�
Tylko komnata le��ca g��boko w podziemiach pa�acu nadawa�a si� do wykonania
zleconego zadania. Piecz�� na drzwiach nale�a�a do Renneka II, prapradziada
Melicarda,
cz�owieka znanego z upodobania do ciemnych sprawek. Wn�trze zosta�o wysprz�tane,
wi�c
Drayfitt m�g� bez przeszk�d wyry� linie bariery w pod�odze. Wi�ksz� cz��
pomieszczenia
zajmowa�a klatka, nie �elazna jednak, a magiczna. Drayfitt nie by� pewien, jakie
wymiary
mo�e mie� demon. Opiera� si� wi�c g��wnie na domys�ach, cho� mia� do pomocy
ksi�g�,
kt�r� Quorin odnalaz� dla kr�la. Z drugiej strony, nie prze�y�by wi�kszo�ci
swoich
r�wie�nik�w, gdyby dzia�a� na �lepo i bez namys�u.
W pokoju panowa� mrok, kt�ry bezskutecznie stara�a si� rozproszy� samotna
pochodnia. Jeszcze mniejsze szans� mia�y dwie �wiece, ledwie daj�ce �wiat�o
niezb�dne do
czytania. Migotliwa pochodnia wywo�ywa�a w�asne demony, ta�cz�ce cienie, kt�re
wita�y
rodz�ce si� zakl�cia radosnymi podrygami. Drayfitt wola�by o�wietli� to miejsce,
cho�by
tylko dla uspokojenia w�asnych nerw�w, lecz kr�l Melicard postanowi� przygl�da�
si�
odprawianiu czar�w, a ciemno�� zawsze poprzedza�a i pod��a�a za kr�lem wsz�dzie.
Jego
pan i w�adca op�tany by� obsesyjnym pragnieniem zniszczenia Smoczych Kr�l�w i im
podobnych.
- Jak d�ugo jeszcze? - G�os Melicarda dr�a� z oczekiwania, przez co kr�l
przypomina�
dziecko, kt�re nie mo�e si� doczeka� ulubionego cukierka.
Drayfitt podni�s� g�ow�. Nie odwr�ci� si� do swego w�adcy, tylko wbi� oczy we
wz�r
na pod�odze.
- Jestem got�w, wasza wysoko��.
G�os Quorina, doradcy kr�la, przeci�� my�li maga niczym dobrze naostrzony n�.
Od
dw�ch lat, od zgonu starego Hazara Azrana, ostatniego cz�owieka piastuj�cego
godno��
pierwszego ministra, Mai Quorin pe�ni� w Talaku funkcj� b�d�c� jego
odpowiednikiem. Kr�l
nigdy nie mianowa� nast�pcy, cho� Quorin robi� prawie wszystko, co le�a�o w
gestii
pierwszego ministra. Drayfitt nie cierpia� doradcy. By� to niski, podobny do
kota m�czyzna,
kt�ry pierwszy doni�s� Melicardowi, �e w mie�cie jest mag - i to zaprzysi�ony
kr�lowi. Je�li
istnia�a sprawiedliwo��, to pierwszy wezwany demon powinien za��da� ofiary w
postaci
doradcy, je�li oczywi�cie jego �o��dek �cierpia�by tak paskudny, nieapetyczny
k�s.
- - Zacz��em si� zastanawia�, Drayfitt, czy wk�adasz w to serce. Twoja lojalno��
by�a... ch�odna.
- - Je�li chcesz zaj�� moje miejsce, doradco Quorinie, ust�pi� ci go z rado�ci�.
Nie
chcia�bym stawa� na przeszkodzie komu�, kto najwyra�niej bardziej wprawny jest w
czarach
ode mnie.
Quorin, zawsze ch�tny do powiedzenia ostatniego s�owa, chcia� odpowiedzie�, ale
Melicard nie dopu�ci� go do g�osu.
- Niech Drayfitt robi swoje. Najwa�niejszy jest rezultat.
Kr�l popiera� Drayfitta - na razie. Starzec zastanawia� si�, jak d�ugo b�dzie
m�g�
liczy� na poparcie, je�li nie uda mu si� spe�ni� zachcianki suzerena. By�by
szcz�liwy,
zachowuj�c g�ow�, nie m�wi�c o spokojnym, prostym urz�dzie szambelana. Teraz
najpewniej
to ostatnie utraci, niezale�nie od tego, czy odniesie sukces. Dlaczego marnowa�
cz�owieka o
jego mocy na pomniejszym stanowisku, nawet je�li by�o ono spe�nieniem jego
marze�?
�Do�� mrzonek o tym, co utracone!� - skarci� si� w my�lach. Nadesz�a pora
wezwania
demona, nawet je�li mia�by by� tak s�aby, by tylko wytarga� Quorina za
wypieszczone w�sy.
Ani kr�l, ani jego doradca nie zdawali sobie sprawy, jak w rzeczywisto�ci prosty
jest
akt wezwania. Kiedy� kusi�o go, �eby im powiedzie�, zobaczy� niedowierzanie w
ich oczach,
ale brat zd��y� nauczy� go przynajmniej tego, �e tajemnice czar�w s�
najcenniejsz� rzecz�
maga. Aby zachowa� swoj� pozycj� i zr�wnowa�y� wp�ywy ludzi typu Quorina,
Drayfitt
wynosi� si� nad innych jak tylko by�o to mo�liwe. By�oby to nawet �mieszne,
gdyby nie
tragizm sytuacji. Istnia�o ryzyko, �e powodzenie sprowadzi �mier� na nich
wszystkich.
Bariera mog�a nie powstrzyma� demona... jakiegokolwiek wzywa�.
Wznosz�c r�k� w teatralnym ge�cie, kt�ry wy�wiczy� do perfekcji, Drayfitt
dotkn��
oczyma wyobra�ni p�l mocy.
Wezwanie by�o igraszk�, ale prze�ycie spotkania z tym, co wpadnie w sid�a, by�o
czym� zupe�nie innym.
- Duch Drazeree! - wybuchn�� Quorin z gwa�townie rosn�cym strachem.
Drayfitt u�miechn��by si�, gdyby us�ysza� okrzyk, ale jego umys� w�drowa� ju�
wzd�u� wi�zi, kt�r� utworzy�. Istnia�a tylko wi� - nie by�o ani komnaty, ani
kr�la, ani nawet
jego cia�a. By� niewidzialny, nie... pozbawiony postaci. Nigdy wcze�niej czego�
takiego nie
prze�y� i ogarn�o go niepomierne zdumienie. Ma�o brakowa�o, a okaza�oby si�
fatalne w
skutkach, gdy� podtrzymuj�c zakl�ciem magiczn� wi� niemal�e doprowadzi� do
zerwania
tej, kt�ra wi�za�a go z doczesn� powlok�. Kiedy u�wiadomi� sobie b��d,
natychmiast go
naprawi�. Lekcja opanowana... w ostatniej chwili, pomy�la�.
Pasmo �wiat�a, mentalny wizerunek wi�zi, znika�o w b�yszcz�cym rozdarciu w
tkaninie rzeczywisto�ci. Czarodziej wiedzia�, �e kr�l i doradca widz� rozdarcie,
dla nich
b�d�ce oznak� spe�nienia czaru. Przesuwa� si� coraz dalej wzd�u� wi�zi. Mia�
nadziej�, �e
je�li spotka go niepowodzenie, Melicard zrozumie, �e stara� si� ze wszystkich
si� i udowodni�
swoj� lojalno��.
Co� zimnego i niewyobra�alnie starego drasn�o zewn�trzne skraje jego
poszukuj�cego umys�u. �Odwieczny� nie by�o w�a�ciwym s�owem na opisanie takiego
bytu.
Drayfitta ogarn�o pragnienie przerwania aktu wezwania, ale zwalczy� je,
rozumiej�c, �e by�o
ono dzie�em usidlonego stworzenia. Przysz�o mu na my�l por�wanie z rybakiem,
kt�ry z�apa�
w sie� protoplast� wszystkich potwor�w morskich. To, co pochwyci�, by�o pot�ne
i
zdecydowanie niech�tne da� si� na sil� sprowadzi� do �wiata ludzi. I gotowe z
nim walczy�
wszelk� dost�pn� mu broni�.
Niekt�rzy zmagaliby si� z demonem tutaj, w tym miejscu bez nazwy, ale Drayfitt
wiedzia�, �e mo�e zapanowa� nad swoj� ofiar� tylko wtedy, gdy wyrwie j� z jej
fizycznych i
duchowych p�aszczyzn. Ziemia, kt�rej istnienie splata�o si� z polami mocy i
�yciem Drayfitta,
by�a jego kotwic�.
Gdy zacz�� si� cofa� w kierunku swojego cia�a, zdumia�a go �atwo��, z jak� demon
pozwala� si� ci�gn��. Stawia� op�r du�o s�abszy ni� si� spodziewa�, niemal jakby
w�asna wi�
��czy�a go ze �wiatem ludzi, wi�, kt�rej nie m�g� si� oprze�. Niepokoi�o go, co
te� wi��e
istot� zrodzon� tam ze �mierteln� p�aszczyzn�. Nasun�a mu si� na my�l o
pu�apce, ale
odprawi� j� po chwili. Z zastawianiem pu�apki wi�za�o si� ryzyko; im bli�ej byli
domeny
Drayfitta, tym demon mia� wi�ksze k�opoty z uwolnieniem si�.
Czarodziej wyczuwa� narastaj�c� frustracj� stworzenia. Walczy�o z nim - bez
chwili
przerwy - ale jak kto� zmuszony do walki na wielu frontach. S�dziwy mag
wiedzia�, �e gdyby
spotkali si� na r�wnych prawach, obaj z nietkni�tymi umiej�tno�ciami, sprawi�by
swojemu
przeciwnikowi nie wi�kszy k�opot ni� natr�tna mucha. Tutaj bitwa rozstrzyga�a
si� na jego
korzy��.
Powr�t zdawa� si� trwa� niesko�czenie d�ugo, o wiele d�u�ej ni� w�dr�wka w tamt�
stron�. Wi� rozci�gn�a si� w spos�b wr�cz niewyobra�alny i przez chwil�
Drayfitt mia�
niesamowite wra�enie, �e cz�� demona zdo�a�a si� uwolni�.
Mimo to �ci�gn�� swoj� ofiar�. Cia�o i umys� zacz�y si� jednoczy�. Inne rzeczy
-
d�wi�ki, naciski, zapachy - upomnia�y si� o jego uwag�.
- - Zn�w si� poruszy�!
- - Widzisz, Quorinie? M�wi�em ci, �e nie zawiedzie. Drayfitt jest mi wierny.
- - Wybacz, panie. Stoimy tu i czekamy ju� ponad trzy godziny. Powiedzia�e�, �e
nie
o�mieli si� umrze� i jak zwykle mia�e� racj�.
G�osy ko�ata�y si� gdzie� daleko, dobiega�y jakby z drugiego ko�ca d�ugiej i
w�skiej
rury... a jednak rozm�wcy z pewno�ci� stali w pobli�u. Drayfitt da� sobie chwil�
na
uporz�dkowanie my�li, a potem, staj�c przodem do stworzonej przez siebie
magicznej klatki,
otworzy� oczy.
Pierwsze spojrzenie przynios�o rozczarowanie. Zobaczy� rozdarcie na �rodku
pustej
przestrzeni i pust� klatk�. Wok� niego ta�czy�y cienie, mi�dzy nimi dwa
wyd�u�one, rzucane
przez jego towarzyszy. Cienie kr�la i doradcy pi�trzy�y si� ponad jego g�ow�,
podczas gdy
jego jakby pe�za� po pod�odze i wspina� si� na �cian�. Wi�ksza cz�� wzoru,
kt�ry wyrysowa�
na pod�odze, by�a pogr��ona w ciemno�ci.
- I co? - zapyta� Quorin.
Wi� nadal istnia�a, ale ju� nie si�ga�a poza rozdarcie, tylko wi�a si� po
pod�odze
magicznej klatki i nikn�a w jej najbardziej mrocznych partiach. Rozdarcie ju�
si� zamyka�o.
Drayfitt, skonfundowany, przez kilka sekund spogl�da� w pust� przestrze�. Uda�o
mu si�, a
przynajmniej wszystko na to wskazywa�o. Dlaczego zatem nie mia� nic, co m�g�by
im
pokaza�?
Wtedy zauwa�y� r�nic� mi�dzy chybotliwymi tancerzami na �cianach komnaty i
spokojem atramentowej czerni w obr�bie bariery. Cienie nie porusza�y si�, cho�
powinny, i
nawet jakby nabra�y g��bi. Drayfitta opad�o denerwuj�ce wra�enie, �e je�li
b�dzie zbyt d�ugo
spogl�da� w te cienie, to w nie wpadnie i ju� nigdy nie przestanie spada�.
- Drayfltt? - Dotychczasowa wiara kr�la przerodzi�a si� w niepewno�� zabarwion�
narastaj�cym gniewem. Jeszcze nie zauwa�y� r�nicy w cieniach.
Wymizerowany czarodziej powoli podni�s� si�, ruchem r�ki daj�c zna�, �e nale�y
zachowa� cisz�. Jedn� nieznacz�c� my�l� zerwa� wi�. Je�li si� pomyli� i w
klatce nie by�o
demona, Melicard dobierze mu si� do sk�ry.
Podchodz�c bli�ej - cho� nie na tyle, by przypadkowo przekroczy� barier� -
Drayfltt
obejrza� magiczn� klatk� z metodyczn� drobiazgowo�ci�, kt�ra wprawi�a w
zniecierpliwienie
kr�la i doradc�. Kiedy zobaczy�, �e cienie si� skr�caj�, wiedzia�, �e mu si�
uda�o.
W pu�apce co� by�o.
- - Nie r�b ze mnie durnia - szepn�� wyzywaj�co. - Wiem, �e tam jeste�. Poka�
si�,
ale nie pr�buj �adnych sztuczek! Ta klatka kryje niespodzianki wymy�lone
specjalnie dla
twojego rodzaju, demonie!
- - Co robisz? - zapyta� Quorin, robi�c krok do przodu. Nadal uwa�a�, �e
Drayfitt
zawi�d� i �e odgrywa przedstawienie w nadziei na uratowanie g�owy.
- - Zosta� na swoim miejscu! - rozkaza� Drayfitt, nie ogl�daj�c si� za siebie.
Doradca zamar�, oszo�omiony si�� jego g�osu.
Kieruj�c uwag� z powrotem na barier�, s�dziwy mag powt�rzy� polecenie, tym razem
tak g�o�no, �eby us�yszeli r�wnie� jego towarzysze.
- Rzek�em, poka� si�! B�d� mi pos�uszny!
Machn�� r�k� w powietrzu, manipuluj�c liniami mocy w celu osi�gni�cia
zamierzonego
rezultatu. Nie spotka�o go rozczarowanie.
Demon zawy�! Odg�os by� tak przera�liwy, �e Drayfitt zosta� wyrwany ze stanu
koncentracji.
Quorin zakl�� i odskoczy� do ty�u. Czy Melicard te� by� wstrz��ni�ty, czarodziej
nie potrafi�
powiedzie�. Nawet odporno�� kr�la ma swoje granice. Kiedy dzwonienie w uszach
ucich�o,
Drayfitt zastanowi� si�, czy wszyscy w pa�acu - wszyscy w Talaku - s�yszeli
wycie
torturowanego demona. Niemal po�a�owa� tego, co zrobi�... ale musia� mu pokaza�,
kto tu jest
panem. Tak by�o napisane.
Pocz�tkowo nie zwr�ci� uwagi, �e ciemno�� skupi�a si�, a nawet zg�stnia�a, je�li
co�
takiego by�o mo�liwe. Dopiero gdy mo�na by�o rozpozna� ko�czyny - cztery nogi -
musia�
przyzna�, �e osi�gn�� po��dany wynik. Demon podporz�dkowa� si� jego woli.
Trzej m�czy�ni jak zahipnotyzowani przygl�dali si� zachodz�cej na ich oczach
transformacji. Zapominaj�c o wcze�niejszych w�tpliwo�ciach, kr�l i doradca
zbli�yli si� do
Drayfitta stoj�cego na skraju bariery i patrzyli, jak nad nogami pojawia si�
tu��w, jak z
jednego ko�ca wyrasta d�ugi, pot�ny kark, a z drugiego - l�ni�cy, czarny ogon.
Rumak! Widmowy rumak! Gdy g�owa zwie�czy�a szyj�, Drayfitt skorygowa�
pierwotny os�d. Bardziej by� to cie� wielkiego konia. Cia�o i ko�czyny
przesuwa�y si�
p�ynnie, gdy demon si� poruszy�, a tu��w... Mag mia� nieprzyjemne uczucie, �e
mo�e wpa��
w demona i spada� do ko�ca czasu. Pragn�c pozby� si� tego wra�enia, odwr�ci�
g�ow� i
popatrzy� w twarz kr�la.
Nie�wiadom nerwowego spojrzenia maga, oszpecony kr�l zachichota� na widok swej
nowej zdobyczy.
- Wy�wiadczy�e� mi cudown� przys�ug�, Drayfitcie! To wi�cej, ni� prosi�em! Mam
swojego demona!
P�ynnym, szybkim ruchem ogromna g�owa ciemnego rumaka obr�ci�a si� w stron�
ludzi. Widoczne sta�y si� b��kitne jak l�d oczy. Drayfitt odpowiedzia� wi�niowi
spojrzeniem.
Zadr�a�, ale nie tak bardzo jak w�wczas, gdy demon arogancko wykrzykn��:
- �miertelni g�upcy! Smarkacze! Jak �miecie sprowadza� mnie do tego �wiata! Nie
zdajecie sobie sprawy z zam�tu, jaki powodujecie?
Drayfitt us�ysza� szmer szybko wci�ganego oddechu i natychmiast pozna�, �e
Melicarda dzieli chwila od wpadni�cia w jeden z atak�w z�o�ci. Nie chc�c, �eby
kr�l uczyni�
co� niem�drego - co�, co w konsekwencji mog�oby uwolni� demona - zawo�a�:
- Milcz, potworze! Nie masz tu �adnych praw! Za spraw� czar�w, jakie odprawi�em,
sta�e� si� moim s�ug� i wype�nia� b�dziesz moje polecenia!
Czarny rumak rykn�� szyderczym �miechem.
- - Nie jestem ani troch� demonem, kt�rego szuka�e�, ma�y �miertelniku!
Pochwyci�e� mnie, gdy� moja wi� z tym �wiatem jest silniejsza ni� wi� ka�dego
innego
mieszka�ca Pustki! - G�owa napar�a na niewidzialn� �cian� klatki, �lepia
pr�bowa�y wypali�
oczy Drayfitta. - Zw� si� Czarnym Koniem, magu! Zastan�w si�, z pewno�ci� bowiem
imi�
to nie jest ci obce!
- - O czym on m�wi? - o�mieli� si� szepn�� Quorin. Przyciska� r�k� do piersi,
jakby
przytrzymuj�c wyrywaj�ce si� serce.
W nik�ym �wietle pochodni nikt nie zauwa�y�, �e twarz Drayfitta przybra�a barw�
popio�u. On zna� imi� Czarnego Konia i podejrzewa�, �e kr�l tak�e o nim s�ysza�.
Wci�� �ywe
by�y legendy, niekt�re ledwie sprzed dziesi�ciu lat, o demonicznym ogierze,
stworzeniu, do
kt�rego dawnych towarzyszy zalicza� si� wiedzmin Cabe Bedlam, legendarny Gryf i
najbardziej przera�aj�cy z nich wszystkich, enigmatyczny, przekl�ty
nie�miertelny zw�cy si�
Simonem.
- Czarny Ko�! - wykrztusi� wreszcie zduszonym szeptem mag.
Demoniczny rumak poderwa� kopyta, na poz�r got�w przebi� powa�� komnaty. Z
�alem i gniewem powt�rzy�:
- - Tak! Czarny Ko�! Wyp�dzony z w�asnego wyboru w Pustk�! Uczyni�em to w
nadziei na uchronienie tej �miertelnej p�aszczyzny przed koszmarem, jakim grozi�
jej m�j
przyjaciel, kt�ry jest r�wnie� moim najwi�kszym wrogiem! W nadziei na
uchronienie tego
�wiata przed najgorsz� zmor�!
- - Ucisz go, Drayfitt! Nie chc� s�ucha� tych bredni! - G�os zdradza�, �e
Melicard jest
na skraju utraty panowania nad sob�. Czarodziej zna� ten stan a� nazbyt dobrze i
obawia� si�
go prawie tak bardzo jak tego, co miota�o si� w obr�bie bariery.
- - Bredni? Gdyby� tylko by�y to brednie! - Czarny Ko� przesun�� si� i teraz
mierzy�
kr�la swym nieludzkim wzrokiem. - Nie s�ysza�e�? Nie potrafisz zrozumie�?
Wzywaj�c mnie,
przyci�gn��e� i jego, by�em bowiem jego wi�zieniem. Teraz w�druje swobodnie i
bez
przeszk�d sprawi z�o, kt�re tak bardzo umi�owa�!
- - Kto? - wykrztusi� Drayfitt, nie bacz�c na narastaj�c� w�ciek�o�� swego
suzerena.
- Kog� to przypadkiem uwolni�em? - Ju� podczas przygotowa� obawia� si�, �e
niechc�cy
wypu�ci jakiego� demona na Smocze Cesarstwo.
Czarny Ko� odwr�ci� masywn� g�ow� z powrotem ku magowi. Co dziwne, jego
lodowate spojrzenie i niesamowity stentorowy g�os zdradza�y g��boki smutek.
- Najbardziej tragiczn� istot�, jak� zna�em! Przyjaciela, kt�ry odda�by za was
�ycie i
wcielonego diab�a, kt�ry bez wi�kszego namys�u zabra�by wasze dusze. Demona i
bohatera, a
jednak tego samego cz�owieka. - Po chwili wahania widmowy ko� cicho doko�czy�: -
Wied�mina Cienia!
II
�Jak�e inne od Gordag-Ai. Takie ogromne!�
Erini Suun-Ai wygl�da�a przez okno kolasy, nie zwracaj�c uwagi na zmartwione
miny
swoich dw�ch dam dworu. Lekki wiatr rozwiewa� jej d�ugie z�ociste loki i
ch�odzi� blad�,
delikatn� sk�r�. Erini wystawia�a na jego pieszczoty owaln� twarz o
nieskazitelnych rysach.
W rozkoszowaniu si� ch�odem przeszkadza�a jej tylko sukienka, szeroka, barwna i
zwiewna,
wydymaj�ca si� w podmuchach i poszerzaj�ca jej smuk�� sylwetk�. Erini zdj�aby
j� z
przyjemno�ci�.
Dworki szepta�y mi�dzy sob�, nie sk�pi�c krytycznych uwag. Nie zale�a�o im na
obejrzeniu swego nowego domu, wielkiego, przyt�aczaj�cego miasta-pa�stwa Talak.
Tylko
obowi�zek wobec ich pani zmusi� je do wyjazdu. Ksi�niczki, zw�aszcza te,
kt�rych
przeznaczeniem by�o zosta� kr�lowymi, nie podr�owa�y samotnie. M�czy�ni -
stangret i
konna eskorta - si� nie liczyli. Maj�tna niewiasta wysokiego rodu musia�a
woja�owa� z
towarzyszkami albo, w najgorszym wypadku, ze s�u�b�. Takie by�y obyczaje w
Gordag-Ai, w
krainie niegdy� w�adanej przez Spi�owego Smoka.
Erini nie rozmy�la�a o sprawach zwi�zanych z dawn� ojczyzn�. Jej nowym domem,
jej kr�lestwem by� Talak, z masywnymi zigguratami i niezliczonymi dumnymi
proporcami
�opocz�cymi na wietrze. Tutaj, po stosownym okresie konkur�w, po�lubi kr�la
Melicarda I i
przyjmie na siebie obowi�zki ma��onki i monarchini. Przysz�o�� kry�a w sobie
ogromne
mo�liwo�ci i Erini zastanawia�a si�, co j� czeka. Nie wszystko musia�o by�
przyjemne.
Pow�z podskoczy� i ksi�niczka upad�a na siedzenie. Jej towarzyszki zapiszcza�y
dystyngowanie, oburzone na wyboisty go�ciniec. Erini skrzywi�a si�, s�ysz�c ich
komentarze.
Reprezentowa�y jej ojca, kt�ry ze zmar�ym prawie przed osiemnastu laty,
nieszcz�snym
kr�lem Rennekiem IV uzgodni� jej zam��p�j�cie. Melicard, w�wczas m�ody ch�opiec,
ledwie
zd��y� wkroczy� w wiek m�ski, ona za� by�a dopiero niemowl�ciem. Erini spotka�a
Melicarda tylko raz, gdy mia�a mo�e pi�� lat, i w�tpi�a, czy wywar�a na nim
korzystne
wra�enie.
Wszystkie pasa�erki powozu zaniepokojone by�y z jednego powodu. Po Smoczym
Cesarstwie kr��y�o mn�stwo plotek dotycz�cych natury Melicarda. Niekt�rzy zwali
go
fanatycznym tyranem, cho� jego poddani nie wyra�ali si� o nim w podobny spos�b.
Wie��
nios�a, �e kr�l zadaje si� z nekromantami i jest zimnym, bezdusznym w�adc�.
Najbardaiej
rozpowszechnione by�y pog�oski o jego odra�aj�cej powierzchowno�ci.
- - Ma tylko jedn� prawdziw� r�k� - szepn�a w drodze Galea, �mielsza z dworek.
-
Powiadaj�, �e sam j� sobie odr�ba�, �eby paradowa� ze sztuczn�, wyci�t� z
elfiego drewna.
- - Ma upodobanie do najgorszych aspekt�w czar�w - powiedzia�a innym razem
Magda, kobieta raczej ma�o urodziwa, ale odznaczaj�ca si� silnym charakterem. -
Powiadaj�,
�e demon ukrad� mu twarz, dlatego kr�l musi zawsze ukrywa� si� w cieniu!
Po wymianie uwag dworki popatrywa�y jedna na drug� z minami jednoznacznie
m�wi�cymi: �Biedna ksi�niczka Erini!� Nie wiadomo, jak to si� dzia�o, ale wbrew
r�nicom
w wygl�dzie niekiedy przypomina�y bli�niaczki.
Ksi�niczka nie wiedzia�a, jak traktowa� te pog�oski. Poinformowano j�, �e
Melicard
nosi� r�k� wyrze�bion� z rzadkiego elfiego drewna. Wiedzia�a te�, �e zosta�
kalek� prawie
dziesi�� lat wcze�niej, w nast�pstwie bli�ej nie wyja�nionej katastrofy. Nawet
magiczne
uzdrawianie ma swoje granice i okoliczno�ci wypadku uniemo�liwi�y naprawienie
wyrz�dzonych szk�d. Erini wiedzia�a, �e ma po�lubi� kalekiego i najpewniej
okropnego
cz�owieka, ale wspomnienie podziwu, z jakim spogl�da�a na wysokiego,
przystojnego
ch�opca, po��czone z poczuciem obowi�zku wobec rodzic�w, z�o�y�y si� na
determinacj�
maj�c� niewiele sobie r�wnych.
Co wcale nie oznacza�o, �e si� nie zastanawia�a i nie martwi�a.
Wr�ciwszy do okna, popatrzy�a uwa�nie na pot�ne mury. By�y ogromne, lecz butne
zigguraty stoj�ce w ich obr�bie si�ga�y jeszcze wy�ej. Mury te mog�y stawi� op�r
ka�demu
normalnemu naje�d�cy. Talak jednak�e zawsze le�a� w cieniu G�r Tyber, siedziby
prawdziwego pana miasta, zmar�ego i nie op�akanego Z�otego Smoka, cesarza
Smoczych
Kr�l�w. Mury stanowi�y niewielki problem dla smok�w, czy to w przyrodzonych im
postaciach czy te� w ludzkich, kt�re przybiera�y du�o cz�ciej.
�Wszystko tak bardzo si� zmieni�o�. Erini ju� jako ma�e dziecko rozumia�a, �e
cho�
w�ada� b�dzie u boku Melicarda, Z�oty Smok w ka�dej chwili mo�e przypomnie� o
swoich
prawach do miasta. Obecnie Smoczy Kr�lowie nie byli zorganizowani. Nie by�o
dziedzica,
kt�ry zaj��by miejsce Smoczego Cesarza - cho� kr��y�y pog�oski o panu Lasu
Dagora daleko
na po�udniu - i tym sposobem Talak, po raz pierwszy w dziejach, cieszy� si�
prawdziw�
niezale�no�ci�.
Zagrzmia�y majestatyczne fanfary, przyprawiaj�c Erini o dr�enie. Pow�z nie
zatrzyma� si�, co znaczy�o, �e brama zosta�a otwarta i mog� bez przeszk�d
wjecha� do miasta.
Po bokach traktu zgromadzi�y si� rz�dy miejscowych, rolnik�w i mieszka�c�w
podgrodzia.
Jedni stawili si� w od�wi�tnych strojach, inni wygl�dali tak, jakby przyszli
prosto z pola.
Wznosili radosne okrzyki, ale tego si� spodziewa�a. Doradcy Melicarda musieli
zaaran�owa�
takie przedstawienie. Erini mia�a pewn� wpraw� w odgadywaniu prawdziwych emocji
i w
brudnych, zm�czonych twarzach witaj�cych j� ludzi dostrzega�a szczer� nadziej�,
niek�aman�
akceptacj�. Chcieli mie� kr�low� i z rado�ci� witali odmian�.
Plotki o Melicardzie stale dopomina�y si� o jej uwag�. Przep�dzi�a je z my�li i
pomacha�a r�k� do ludzi.
W tej chwili kolasa min�a bram� Talaku. Niepokoj�ce plotki na dobre popad�y w
zapomnienie, gdy Erini zacz�a napawa� oczy widokiem cud�w miasta.
Jechali przez dzielnic� targow�. Jaskrawe stragany i st�oczone w�zki konkurowa�y
z
wystawnymi budynkami, w wi�kszo�ci ma�ymi, wielopoziomowymi zigguratami,
wiernymi
kopiami kolos�w pi�trz�cych si� nad miastem. Wydawa�o si�, �e mieszcz� g��wnie
gospody i
szynki - ich lokalizacja w pobli�u bramy by�a sprytnym posuni�ciem, gdy� mia�a
na celu
usidlenie nieostro�nego podr�nego. Przybysz tylko dlatego, �e by�o to wygodne,
m�g�
zako�czy� interesy tutaj, ograniczaj�c si� do paru zakup�w na targowisku i
wydaniu reszty
pieni�dzy w gospodach. W obr�bie mur�w trzepota�o jeszcze wi�cej sztandar�w, w
wi�kszo�ci z patriotycznym symbolem dziewi�ciu ostatnich lat w dziejach Talaku:
mieczem
skrzy�owanym ze stylizowan� smocz� g�ow�. By�o to ostrze�enie Melicarda
skierowane do
pozosta�ych smoczych klan�w, ��cznie z klanami Srebrnego Smoka, z kt�rego domen�
miasto
teraz s�siadowa�o.
W powozie rozlega�y si� �ochy� i �achy�. Galea i Magda wreszcie uleg�y
narastaj�cej
ciekawo�ci i zapomnia�y, �e nie chcia�y tu przyje�d�a�. Erini u�miechn�a si�
lekko i
powr�ci�a do ogl�dania swego nowego kr�lestwa.
Z roztargnieniem zauwa�y�a, �e w Talaku ubierano si� nieco inaczej, bardziej
kolorowo ni� w jej rodzinnych stronach; s�dz�c z wygl�du, stroje musia�y by�
wygodniejsze
od obszernej sukni, kt�r� mia�a na sobie. Dawa�o si� te� zauwa�y� upodobanie do
stylu
wojskowego, co potwierdza�o pog�osk�, �e Melicard nadal powi�ksza armi�.
�o�nierze
piechoty zasalutowali elegancko, gdy ich mija�a, podobni jeden do drugiego jak
rz�d jaj w
�elaznych skorupach. Ich precyzja sprawi�a jej przyjemno��, cho� mia�a nadziej�,
�e nie
zajdzie potrzeba egzaminowania w polu ich bojowej sprawno�ci. �Najlepsze s� te
armie, kt�re
nie musz� walczy� - rzek� kiedy� jej ojciec.
Kolasa jecha�a przez miasto. Zajazdy, ober�e i stragany ust�pi�y bardziej
statecznym
zabudowaniom, najwyra�niej siedzibom klas wy�szych, kupc�w albo ni�szych
urz�dnik�w.
Tutaj te� by� targ, ale okolica by�a spokojniejsza w por�wnaniu z dzielnicami
zamieszka�ymi
przez ludzi po�ledniejszego stanu. Erini stwierdzi�a, �e widok jest przyjemny,
lecz raczej brak
w nim prawdziwego �ycia. Tutaj noszono przede wszystkim nieprzeniknione maski
polityk�w. Wiedzia�a, �e poczynaj�c od tego miejsca, rzeczywisto�� b�dzie lekko
wypaczona.
Pod�wiadomie wyprostowa�a i usztywni�a plecy, a jej u�miech zrobi� si� pusty.
Nadszed� czas
na odegranie roli, do kt�rej zosta�a przygotowana, mimo �e jeszcze nie spotka�a
swojego
narzeczonego. Obcuj�c z dworzanami ni�szego szczebla, ksi�niczka musia�a
przywdziewa�
mask� si�y. Lojalno�� tych ludzi b�dzie zale�a�a od wiary w jej moc.
Moc. Palce jej zadr�a�y, ale zdo�a�a nad nimi zapanowa�. Podniecona i
zaniepokojona
przybyciem do Talaku, niemal zapomnia�a o zachowaniu ostro�no�ci. Zerkn�a na
dworki.
Magda i Galea patrzy�y na pa�ac, zdumione ogromem najwi�kszej budowli w mie�cie,
i nie
zwr�ci�y uwagi na jej mimowolne odruchy. Ksi�niczka odetchn�a g��boko i
spr�bowa�a
och�on��. Nie �mia�a zwierzy� si� im ze swojego problemu.
A jak b�dzie z Melicardem?
Nim kolasa dotar�a do pa�acu kr�lewskiego, czu�a si� przygotowana. Ucich� zam�t
w
jej zm�czonej g�owie. Teraz my�la�a tylko o wywarciu odpowiedniego wra�enia, gdy
Melicard zejdzie jej na spotkanie do st�p pa�acowych schod�w, jak by�o w
zwyczaju.
- Czy ci ludzie nie maj� poj�cia o etykiecie? - parskn�a Magda pogardliwie. -
Kr�lewskie schody s� prawie puste. Ca�a arystokracja powinna wyj�� na powitanie
nowej
kr�lowej.
Erini, kt�ra nerwowo wyg�adza�a sukienk�, podnios�a g�ow�. Odsun�a zas�on� i
zobaczy�a to, czego zdenerwowana nie zauwa�y�a wcze�niej. To prawda. Nie wi�cej
ni� kilku
ludzi czeka�o na jej przybycie i nawet z daleka by�o wida�, �e �aden nie pasuje
do opisu
Melicarda.
Stangret zatrzyma� konie. Lokaj zeskoczy� z koz�a i otworzy� drzwi kolasy.
Ksi�niczka wysiad�a i zobaczy�a niskiego fircyka o dziwnych oczach, kt�ry
skojarzy� si� jej
z oswojon� panter� zakupion� kiedy� przez jej matk� od handlarza z Zuu. Prawie
od razu
poczu�a do niego antypati� mimo u�miechu, jakim j� obdarzy�. To m�g� by� tylko
doradca
Melicarda, Mai Quorin, cz�owiek, kt�rego najwyra�niej z�era�a ambicja. Co on
tutaj robi�
zamiast Melicarda?
- Wasza wysoko��.
Ksi�niczka niech�tnie wyci�gn�a r�k�, a Quorin uca�owa� j� w spos�b, kt�ry
jednoznacznie kojarzy� si� z obw�chiwaniem upolowanej ofiary przez wyg�odzonego
drapie�c�.
Erini zaszczyci�a go uprzejmym u�miechem i cofn�a r�k�, gdy tylko j� pu�ci�.
�Nie
zrobisz ze mnie swojej marionetki, kocurze�. Nozdrza nad wypiel�gnowanymi w�sami
rozd�y si� na chwil�, ale doradca zachowa� uk�adny wyraz twarzy.
- Czy�by Melicard by� niezdr�w? Mia�am nadziej�, �e wyjdzie mi na spotkanie. -
Postara�a si�, �eby jej s�owa wyprane by�y z emocji.
Quorin przyg�adzi� kaftan. W paradnym szarym wojskowym mundurze wygl�da� jak
parodia jakiego� wielkiego genera�a. Erini liczy�a na to, �e w rzeczywisto�ci
nie jest dow�dc�
si� kr�lewskich.
- - Jego wysoko�� prosi o wybaczenie, ksi�niczko, i o pob�a�liwo��. Ufam, �e
zosta�a� poinformowana co do niuans�w jego powierzchowno�ci.
- - Mam nadziej�, �e m�j narzeczony nie b�dzie si� przede mn� ukrywa�.
Doradca posia� jej lekki u�miech.
- - Dop�ki nie dotar�y do nas wie�ci, �e osi�gn�a� ustalony przez swego ojca
wiek
zam��p�j�cia, Melicard nie pami�ta� o umowie. Prosz�, pani, nie uwa�aj tego za
obraz�, ale
jak sama stwierdzisz, kr�l jeszcze nie pogodzi� si� z my�l� o o�enku. Jego stan
fizyczny...
uszczerbki na urodzie... tylko powi�kszaj� problem. Stara si� widywa� jak
najmniej ludzi.
- - Rozumiem du�o wi�cej ni� my�lisz, doradco. Zaprowadzisz mnie do kr�la
Melicarda, natychmiast. Nie b�d� od niego stroni� z powodu jego dawnego
nieszcz�cia.
Jeste�my zar�czeni niemal od mojego urodzenia. Jego �ycie, jego istnienie jest
przedmiotem
mojej nieustannej troski.
Quorin sk�oni� si� dwornie.
- A zatem, je�li raczysz p�j�� ze mn�, zawiod� ci� do niego. Odb�dziesz prywatn�
audiencj�... stosown�, jak mniemam, na pocz�tek zalot�w.
Erini wykry�a w jego g�osie sarkazm, ale nic nie odpowiedzia�a. Mai Quorin
wezwa�
adiutanta, kt�ry mia� wskaza� ludziom ksi�niczki drog� do ich kwater. Dworki
przygotowa�y
si� do p�j�cia za swoj� pani�, lecz ona rozkaza�a im odej�� wraz z innymi.
- - To nie przystoi - sprzeciwi�a si� Magda. - Jedna z nas powinna p�j�� z tob�.
- - My�l�, Magdo, �e b�d� bezpieczna w pa�acu ze swoim przysz�ym m�em. - Erini
obrzuci�a doradc� jadowitym spojrzeniem. - Zw�aszcza w towarzystwie doradcy
Quorina.
- - Twoi rodzice przykazali...
- - Ich w�adza dobieg�a ko�ca, gdy wjechali�my w mury Talaku. Kapitanie! -
Oficer
kawalerii podjecha� do niej i zasalutowa�. Erini nie mog�a sobie przypomnie�
jego nazwiska,
ale z do�wiadczenia wiedzia�a, �e �o�nierz jest jej pos�uszny. - Prosz�,
odprowad� moje
towarzyszki do ich pokoi. Chc� zobaczy� si� z tob�, zanim wyruszysz do Gordag-
Ai.
Kapitan, chudy m�czyzna w �rednim wieku o w�skich oczach i jakby g�odnym
spojrzeniu, chrz�kn�� niezdecydowanie.
- Tak jest... wasza wysoko��.
Ksi�niczk� zastanowi�o jego wahanie, ale wiedzia�a, �e nie pora bra� go na
spytki.
Odwr�ci�a si� do Quorina, kt�ry czeka� z lekkim zniecierpliwieniem.
- Prowad�.
Doradca zaoferowa� jej rami� i powi�d� d�ugimi schodami do wn�trza strzelistego
pa�acu. Po drodze pokazywa� jej r�ne rzeczy, opowiadaj�c ich histori� jak
wynaj�ty
przewodnik. Erini w imi� pozor�w udawa�a, �e s�ucha. Kilku adiutant�w i
pomniejszych
urz�dnik�w pod��a�o za nimi, jak milcz�ca stra� honorowa. Wszystko to by�o nie
na miejscu,
ale ksi�niczka zosta�a uprzedzona, �e za panowania Melicarda wiele spraw
przyj�o dziwny
obr�t. Na razie jej niepok�j budzi� tylko Mai Quorin i nieobecno�� kr�la.
Pa�ac by� przestronny, skromnie m�wi�c, lecz wi�ksza cz�� wygl�da�a na nie
u�ywan�, jak gdyby tylko kilka os�b mieszka�o lub pracowa�o w obr�bie jego
mur�w.
Prawda, Melicard by� ostatnim przedstawicielem kr�lewskiego rodu, ale wi�kszo��
nawet
samotnych w�adc�w otacza�a si� sfor� �asz�cych si� dworak�w i nieprzebran�
chmar�
s�u��cych. Wygl�da�o na to, �e Melicard trzyma tylko niezb�dn� s�u�b�.
�Czy�by tak bardzo odci�� si� od �wiata?� - martwi�a si� ksi�niczka. Stan jego
umys�u trapi� j� du�o bardziej ni� blizny, kt�re, jak powiadano, szpeci�y jego
cia�o. Od
rozs�dku kr�la zale�a� los kr�lestwa.
- Wasza wysoko��?
Doradca Quorin przypatrywa� si� jej z zaciekawieniem i Erini zda�a sobie spraw�,
�e
wreszcie zatrzymali si� przed masywnymi drzwiami. Dwaj gro�ni, zakapturzeni
stra�nicy,
uzbrojeni w topory o drzewcach wy�szych od niej, pe�nili ponur� wart�. Erini
zastanowi�a si�,
czy s� lud�mi.
- Zostawi� ci� sam�, ksi�niczko Erini. Jestem pewien, �e oboje z kr�lem
sp�dzicie
mi�e chwile na osobno�ci.
Niemal chcia�a go zatrzyma�. Teraz, gdy od spotkania z narzeczonym dzieli�y j�
tylko
sekundy, my�l o reakcji na wygl�d Melicarda odebra�a jej odwag�. Czy zwi��e ich
tylko
nienawi�� lub wsp�czucie? Modli�a si�, �eby tak si� nie sta�o, a jednak...
Quorin pstrykn�� palcami. Olbrzymi stra�nicy odsun�li si� na boki, a masywne
odrzwia rozchyli�y si� powoli. W komnacie panowa�a ciemno��. Nawet jedna
�wieczka nie
mruga�a na powitanie.
Doradca odwr�ci� si� do niej i jego kocia twarz skrzywi�a si� w odpowiednio
kocim
u�miechu.
- On czeka, wasza wysoko��. Wystarczy wej��.
Jego s�owa podzia�a�y na ni� niczym uk�ucie ostrog�. Nic lepiej nie mog�oby
przyda�
jej si�y. Obdarzywszy Quorina i wartownik�w kr�lewskim skinieniem, dumnym
krokiem
wesz�a do czarnego jak smo�a pokoju.
Na pr�no wyt�a�a wzrok, gdy drzwi powoli zamyka�y si� za jej plecami. Erini
zwalczy�a pokus� powrotu do krzepi�cego blasku. By�a ksi�niczk� Gordag-Ai i
wkr�tce
zostanie kr�low� Talaku. Okry�aby si� ha�b� w oczach duch�w przodk�w i
przysz�ych
poddanych, gdyby okaza�a narastaj�cy l�k.
Dopiero gdy drzwi si� zamkn�y, us�ysza�a oddech drugiej osoby. Pog�os ci�kich
krok�w odbi� si� od �cian, kiedy kto� powoli ruszy� w jej stron�. Serce Erini
t�uk�o si� w
piersiach, oddech mia�a przyspieszony. Us�ysza�a, jak gospodarz czego� szuka, a
potem
zapa�ka wybuch�a jaskrawym �yciem. Ksi�niczka przez chwi�� by�a o�lepiona.
- Wybacz mi - wyszepta� g��boki, pe�en s�odyczy g�os. - Niekiedy tak bardzo
przyzwyczajam si� do mroku, �e zapominam, jak zagubieni mog� czu� si� inni.
Zapal� kilka
�wiec.
Zapa�ka przysun�a si� do �wiecy stoj�cej na niewidocznym sk�din�d stole.
Zgas�a,
zanim ksi�niczka zd��y�a przyjrze� si� r�ce, kt�ra j� trzyma�a, ale widok tej,
kt�ra si�gn�a
po lichtarz, lewej, przyprawi� j� o dr�enie. By�a srebrna i porusza�a si� jak
r�ka lalki. Ani
d�o�, ani przedrami�, z kt�rym si� ��czy�a, nie by�y z cia�a, lecz z czego�
innego, z jakiej�
sztywniejszej substancji, kt�ra udawa�a �ycie.
Elfie drewno. Pog�oska m�wi�a prawd�!
R�ka popad�a w zapomnienie, gdy �wieca wznios�a si� w powietrze i ksi�niczka
Erini
po raz pierwszy ujrza�a cz�owieka, kt�rego mia�a po�lubi�.
Sapni�cie, kt�re wyrwa�o si� z jej gard�a, odbi�o si� echem w komnacie.
Ober�yst� w Karczmie �owczego by� pot�nie zbudowany jegomo�� imieniem Cyrus,
kt�ry niegdy� mia� pecha posiada� podobny przybytek zwany Pod �bem W�osmoka.
Przed
paroma laty hordy smoczego ksi�cia Tomy obr�ci�y karczm� w perzyn�, pustosz�c
ca��
okolic� i koncentruj�c sw� niszczycielsk� dzia�alno�� przede wszystkim na
wspania�ym
mie�cie Mito Pica, gdzie potajemnie wychowany zosta� pot�ny wiedzmin Cabe
Bedlam.
Toma nie spodziewa� si� znale�� tam Bedlama, ale uczyni� miasto przyk�adem dla
ka�dego,
kto powa�y si� chroni�, nawet nie�wiadomie, potencjalnego wroga Smoczych Kr�l�w.
Cyrus
wraz z wieloma innymi ocala�ymi zabra� wszystko, co zdo�a� uratowa�, i ruszy� do
Talaku.
Przybysze z Mito Pica byli tu mile widziani, gdy� Melicard podziela� ich
nienawi�� do
smok�w. Przez kr�tki czas Cyrus nale�a� nawet do sekretnego oddzia�u kr�la - by�
jednym z
je�d�c�w, kt�rzy n�kali i zabijali smoki z pomoc� starej magii. Po pewnym czasie
jednak
doszed� do przekonania, �e brakuje mu dawniejszej profesji i wyst�pi� z
oddzia�u. I dobrze
zrobi�, gdy� najazd na dom Bedlama i jego ma��onki mia� tragiczny fina�. To w
czasie tej
wyprawy Melicard zosta� okaleczony i zeszpecony. Cele ataku, m�ode zmar�ego
Cesarza
Smok�w, usz�y z �yciem.
Ani wtedy, ani p�niej Cyrus nikomu nie pisn�� s�owem, �e wiedzmin Bedlam by�
kiedy� jego s�u��cym. Nosi� w pami�ci wspomnienie pocz�tku ko�ca swej pierwszej
ober�y.
Zacz�o si� niewinnie, od niewyra�nego widoku przybysza. Otulony p�aszczem,
zakapturzony
cz�owiek siedzia� w cieniu, w milczeniu czekaj�c na obs�ug�...
Podobny go�� siedzia� teraz w k�cie.
Gdyby w�osy nie posiwia�y mu ju� dawno temu, Cyrus czu�, �e sta�oby si� to
teraz.
Rozejrza� si� szybko, ale chyba �aden z klient�w nie dostrzega� niczego
odbiegaj�cego od
normy i w pobli�u nie by�o nikogo, kto m�g�by obs�u�y� tajemniczego przybysza.
�W�a�nie teraz, gdy zapu�ci�em korzenie�. Za�amuj�c r�ce, ober�ysta ruszy� przez
t�um do sto�u w mrocznym k�cie. Skrzywi� si�, zachodz�c w g�ow�, dlaczego jest
tak ciemno
- przecie� w pobli�u sta�y �wiece - jak gdyby cienie przyby�y wraz z
nieznajomym.
- Czym mog� s�u�y�?
�Za�atw to szybko i spokojnie! - b�aga� w my�lach. - Potem odejd�, na Hiracka,
p�ki
jeszcze mam swoj� gospod�!�
Lewa d�o� w r�kawicy wy�oni�a si� z fa�d�w obszernego p�aszcza. Moneta
zabrz�cza�a na drewnianym stole.
- - Piwo. Bez jedzenia.
- - Ju� si� robi! - Dzi�kuj�c Hirackowi, pomniejszemu bogu kupc�w, Cyrus chwyci�
monet� i pop�dzi� za szynkwas, gdzie szybko nape�ni� kubek. Da wied�minowi piwo,
ten je
wypije, a on �yczy mu dobrej drogi. W po�piechu zderzy� si� z kilkoma klientami
i par� razy
wychlapn�� piwo, ale nawet tego nie zauwa�y�. Liczy�o si� tylko jak najszybsze
obs�u�enie
niechcianego go�cia i oddalenie si� poza jego zasi�g.
- - Prosz� bardzo! - Z hukiem postawi� piwo i chcia� odej��, gdy zdumiewaj�co
szybka r�ka, z si�� zdoln� zmia�d�y� ko�ci, zacisn�a si� na jego nadgarstku.
Musia� zosta�.
- - Si�d� na chwil�. - Lekko rozbawiony ton zakapturzonego przybysza sprawi�, �e
Cyrus poblad� i ci�ko osun�� si� na �aw�. Wied�min pu�ci� jego r�k�, jakby
zach�caj�c do
ucieczki. - Co to za miasto?
Dziwne pytanie, gdy� czarnoksi�nik pierwszy ze wszystkich ludzi powinien to
wiedzie�. Mimo tej my�li, Cyrus nie m�g� si� powstrzyma� od udzielenia
natychmiastowej
odpowiedzi.
- - Talak.
- - Hmmm. Wcze�niej zauwa�y�em zamieszanie. Z jakiego powodu?
Cyrus zamruga� ze strachu i zdumienia, gdy jego usta same formowa�y s�owa.
- Dzi� przyby�a narzeczona kr�la Melicarda, ksi�niczka Erini z Gordag-Ai.
Po raz pierwszy nieruchoma, niewyra�na maska w cieniu g��bokiego kaptura okaza�a
jakie� uczucia. Cyrus by� pewien, �e to zmieszanie, cho� w gruncie rzeczy nie
potrafi�
odczyta� miny wied�mina. Przez kilka sekund pr�bowa� j� zobaczy�, ale chyba by�o
co� nie
w porz�dku z jego oczami, bowiem oblicze go�cia wydawa�o si� rozmyte.
- - Kr�l Melicard? Co si� sta�o z Rennekiem IV?
- - Rennek zmar� jaki� czas temu. Pod koniec �ycia by� szalony jak ob��kany
troll.
�Gdzie� podziewa� si� ten cz�owiek, �e nie wie tego, co jest oczywiste dla
wszystkich?� - przemkn�o mu przez my�l.
- By�em daleko, o wiele za daleko, karczmarzu.
Cyrus wstrz�sn�� si�, gdy dotar�o do niego, �e nie zada� pytania na g�os.
Wied�min wyci�gn�� praw� r�k� i, nie zdejmuj�c r�kawicy, dotkn�� palcem jego
czo�a.
- S� ludzie wa�ni, o kt�rych chcia�bym co� wiedzie�. Znasz ich imiona. Opowiedz
mi
o nich, a pozwol� ci wr�ci� do swoich spraw.
Zatajenie czegokolwiek przed zakapturzon� postaci� by�o niepodobie�stwem. Imiona
przemykaj�ce przez niech�tny umys� Cyrusa napawa�y go groz�, tak pot�ne i
gro�ne by�y
nosz�ce je osoby. Jego usta mamrota�y jedn� opowie�� za drug�, w wi�kszo�ci
powtarzaj�c
rzeczy zas�yszane od klient�w i cz�sto zapomniane - do teraz.
Wreszcie si� sko�czy�o. Cyrus ze strachem poczu�, �e traci przytomno��.
Wied�min z niewielkim zainteresowaniem popatrzy� na karczmarza, kt�ry, z mg�� w
g�owie, podni�s� si� i wr�ci� do swoich obowi�zk�w. �miertelnik niczego nie
b�dzie
pami�ta�. Nikt nie b�dzie pami�ta� jego wizyty. M�g� nawet zosta� d�u�ej, �eby
napi� si�
piwa, czego nie robi� od lat. D�uga i przymusowa abstynencja czyni�a napitek
jeszcze
smakowitszym.
�Dziesi�� lat - pomys�la� Cie�, wbijaj�c oczy w kubek. - Min�o tylko dziesi��
lat.
Pomy�la�bym, �e wi�cej�.
Przez g�ow� przemkn�y mu wspomnienia nie ko�cz�cej si� szamotaniny w nico�ci,
kt�ra by�a jego wi�zieniem - wi�zieniem b�d�cym cz�ci� jego wroga, a zarazem
przyjaciela.
My�la�, �e ju� nigdy nie postawi nogi na ziemi.
,JDziesi�� lat. - Poci�gn�� nast�pny �yk piwa i nie m�g� powstrzyma� u�miechu. -
Niewysoka cena, prawd� m�wi�c, za to, co zyska�em. �miesznie niska cena�.
Cie� podni�s� r�k� do g�owy, gdy przeszy� j� ostry b�l. By� kr�tkotrwa�y jak
inne,
kt�rych do�wiadcza� od czasu powrotu, i zapomnia� o nim natychmiast, gdy
przemin��.
Poci�gn�� nast�pny �yk. Nic nie zepsuje mu chwili triumfu, zw�aszcza nie
przelotny, nic nie
znacz�cy b�l.
III
Pochodnia zostawiona przez �miertelnik�w wypali�a si� dawno temu, ale Czarny Ko�
i tak jej nie potrzebowa�. Nawet nie zauwa�y�, kiedy zaskwiercza�a i zgas�a, tak
g��boko
pogr��ony by� w bagnie trosk, obaw i gniewu. Jeszcze nie pogodzi� si� ze swym
po�o�eniem.
Najbardziej martwi�o go to, �e Cie� swobodnie w�druje po Smoczym Kr�lestwie,
got�w do
zara�enia swoim szale�stwem niczego nie podejrzewaj�cego i w pewien spos�b
niefrasobliwego kraju.
�A ja siedz� tutaj, bezradny jak noworodek, uwi�ziony przez �miertelnego durnia,
kt�ry nie powinien wiedzie� jak zrobi� to, co zrobi�!� Czarny Ko� za�mia� si�
niskim,
szyderczym �miechem wymierzonym w samego siebie. Wci�� nie docenia� ludzkiego
geniuszu... i g�upoty.
Jego b�agania o zwr�cenie wolno�ci trafia�y do g�uchych uszu i szalonych
umys��w.
Dla Melicarda liczy�o si� tylko pragnienie najechania kr�lestw smoczych klan�w,
niezale�nie
od tego, czy smoki by�y wrogami, czy nie. To, �e Cie� m�g� przynie�� zgub� im
wszystkim -
ludziom, smokom, elfom i reszcie - nie mia�o dla niego najmniejszego znaczenia.
- - Jakie zagro�enie stanowi� mo�e jeden wied�min w por�wnaniu z krwaw� furi�
Smoczych Kr�l�w? - zapyta� kaleki monarcha.
- - Ju� zapomnia�e� o Azranie Bedlamie? - rykn�� Czarny Ko�. - Swoim szata�skim
mieczem, Bezimiennym, wyci�� legion smok�w i pobi� samego Czerwonego!
Kr�l u�miechn�� si� zimno na te s�owa.
- - Tym zaskarbi� sobie m�j podziw i wdzi�czno��.
- - R�wnie dobrze jego ofiarami mogli pa�� ludzie, �miertelniku! Azran by� nie
mniej niebezpieczny dla swojego rodzaju!
- - Istota, kt�r� zwiesz Cieniem, istnieje odk�d si�gn�� pami�ci�, a jednak
�wiat si�
nie zawali�. Je�li chcesz, mo�esz zaj�� si� nim zaraz po tym, jak wype�nisz moje
polecenia.
To chyba uczciwy uk�ad.
Na marne posz�y t�umaczenia, �e dotychczas zawsze kto� trzyma� Cienia w szachu i
�e
tym kim� cz�ciej ni� ktokolwiek inny by� Czarny Ko�. Czarodzieje te� walczyli z
wied�minem i pokonywali go, prawda, ale zawsze mogli liczy� na jego wsparcie. A
teraz on
by� bezradny.
- I co, demonie?
W hamowanym gniewie Czarny Ko� stan�� d�ba i trzasn�� kopytami w niewidzialn�,
nieust�pliw� �cian�.
- Szale�cze! Czy mnie nie s�yszysz? Czy tw�j umys� nie potrafi pogodzi� si� z
rzeczywisto�ci�? Twoje obsesyjne pragnienie nigdy nie zostanie spe�nione, a
podczas gdy ty
zwo�ywa� b�dziesz swoich fanatyk�w, Cie� doprowadzi do upadku i smok�w, i ludzi!
Ja to
wiem!
Kr�l Melicard odwr�ci� si� do stoj�cego obok maga.
- Daj mu nauczk�.
Nie godz�c si� na wsp�prac�, Czarny Ko� musia� znosi� katusze. Stary Drayfitt
zn�w
go zaskoczy�, wplataj�c liczne zakl�cia b�lu w konstrukcj� klatki. B�l usta�
dopiero wtedy,
gdy czarny jak sadza ogier przemieni� si� w bezkszta�tn� mas� cienia skulon� na
pod�odze.
Wreszcie Melicard odwr�ci� si� i odszed�, przystaj�c na chwil� przy drzwiach,
�eby udzieli�
instrukcji swojemu magowi. Z kr�lem odszed� dwuiicowy �miertelnik, znany jako
doradca
Quorin.
Zostawszy z wiekowym czarodziejem, Czarny Kpn jeszcze raz spr�bowa� przedstawi�
swoje racje. Bez skutku. Drayfitt by� jednym z tych ludzi, kt�rzy uciele�niali
najgorsz� i
najlepsz� cech� swojej rasy: �lep� lojalno��.
�A wi�c musz� tu zosta� - parskn�� bezsilnie widmowy ko�. - Tutaj pozostan�.
- Niegdy� cierpia�em niedol� podobn� do twojej - zadrwi� znajomy g�os. -
Uwi�ziony
w pu�apce na poz�r bez wyj�cia. Wyobra�asz sobie teraz, jak si� czu�em?
Czarny Ko� szybko zebra� si� w sobie, przygotowuj�c na najgorsze.
Pochodnia nagle rozb�ys�a, ale p�omie� by� czerwony jak krew. Ze szkar�atnych
cieni
wy�oni�a si� owini�ta p�aszczem, zakapturzona posta�.
- Cie�... lub Madrac... - zadudni� Czarny Ko�. - Szydzisz ze mnie tylko wtedy,
gdy
wiesz, �e nie mog� z�upi� ci sk�ry.
Wiedimin sk�oni� si� jak minstrel po udanym wyst�pie.
- Zwij mnie Madrakiem, je�li sobie �yczysz - albo jakimkolwiek innym imieniem.
Nie
dbam o to. Przyszed�em, �eby ci co� powiedzie�. Siedz� spokojnie w ober�y,
popijaj�c piwo i
zn�w racz�c si� �yciem do syta. I pami�tam, rozumiesz. Pami�tam wszystko z
ka�dego
�ywota. Pami�tam ten fatalny dzie�, udr�k� rozdzierania i przywracania do �ycia,
znowu i
znowu i znowu! Pami�tam wi�cej, ni� m�g�bym ci opowiedzie�!
Od kiedy Czarny Ko� zna� ludzi, zna� te� cz�owieka przekl�tego. Zawsze
wskrzeszany
po �mierci, niezale�nie od stanu, w jakim by�o jego cia�o, wied�min Cie� na
przemian wi�d�
�ycie oddane to ciemnej, to jasnej stronie swej natury. Ka�de wcielenie by�o
jednak tylko
cieniem dawnego maga. Mia�o niekompletne wspomnienia z wcze�niejszych �ywot�w,
jakby
niekt�rych nie by�o. Zdolno�ci kolejnych wciele� te� si� zmienia�y. Wiedziona
rozpaczliwym
pragnieniem utworzenia ca�o�ci, ka�da kolejna osobowo�� przybiera�a nowe imi�,
takie jak
Madrac, maj�c nadziej�, �e to ona b�dzie ostatnim, nie�miertelnym Cieniem.
Wreszcie po
tysi�cach lat co� si� zmieni�o i by� mo�e Czarny Ko� mia� przed sob� ostatnie
wcielenie. Gdy
to zrozumia�, wst�pi�a w niego nadzieja.
- A zatem twoja kl�twa si� sko�czy�a. Mo�esz �y� w pokoju. Cie� za�mia� si�
gorzko i
post�pi� ku niemu. Zdejmuj�c kaptur, pozwoli� mrocznemu rumakowi spojrze� sobie
w twarz,
a raczej w rozmyt� mask�, kt�ra za ni� uchodzi�a.
- - Jeszcze nie, m�j drogi przyjacielu, jeszcze nie, ale... Madrac p�owieje i
nie mog�
by� pewien, jakiego rodzaju osoba go zast�pi. Inna od przesz�ych, to oczywiste.
Nasz�a mnie
potrzeba, �eby z tob� porozmawia�, powiedzie� ci, jednak...
- - Je�li mnie uwolnisz, Cieniu, zrobi� dla ciebie wszystko, co w mojej mocy.
- - Uwolni� ci�? Nie b�d� �mieszny! Wi�ksz� przyjemno�� sprawia mi napawanie
si� twoj� niemoc�. C� za ironiczna odmiana losu!
Brzmienie g�osu wied�mina wzbudzi�o wi�ksze obawy Wieczystego ni� same s�owa.
�Czy�by kl�twa ust�pi�a czemu� bardziej mrocznemu, czemu� du�o gro�niejszemu?� -
duma�.
Wydawa�o si�, �e osobowo�� Cienia zmienia si� w spos�b nie daj�cy si�
przewidzie�. Je�li
czarnoksi�nik wcze�niej nie by� szalony, wkr�tce wpadnie w ob��d z powodu tej
nowej
tortury.
Przyk�adaj�c r�k� do czo�a, jakby w pr�bie ugaszenia b�lu, Cie� kontynuowa�:
- Powiem ci te� to: wiem, gdzie pope�ni�em b��d, dlaczego moje zakl�cie nie
spe�ni�o
pok�adanych w nim nadziei. Wiem, dlaczego �nie�miertelno��, jak� otrzyma�em,
okaza�a si�
nie ko�cz�cym si� pasmem udr�k. Tym razem b��d mo�e zosta� naprawiony. -
Przybli�y� si�
do magicznej klatki. - A ty... ty nie mo�esz mi przeszkodzi�. Nie mo�esz, p�ki
jeste� tu
uwi�ziony. Czarodziej odpowiedzialny za tw�j... wypoczynek pos�u�y� si� magi�
Vraad�w,
�eby stworzy� t� klatk�. Wiesz, co to oznacza?
Czarny Ko� milcza�, oszo�omiony s�owami wied�mina - zw�aszcza ostatnimi.
Wreszcie oznajmi�:
- Znam czary Vraadow. Ju� nie istniej� w tej rzeczywisto�ci! Vraadowie �yj�
tylko w
nasionach swych potomk�w. Ich magia ust�pi�a magii tego �wiata!
Cie� sk�oni� g�ow� w oszcz�dnym skinieniu.
- - Jak sobie �yczysz. Sam sprawd� zakl�cie... - Wied�min by� mo�e si�
u�miechn��;
tylko on m�g� to wiedzie� na pewno. - Ach, prawda, nie mo�esz. Jeste� wewn�trz,
oczywi�cie, a wzory s� na zewn�trz, otaczaj�c barier�.
- - Po co� tu przyszed�, Cieniu? Tylko porozmawia�?
- - Przyszed�em wbrew sobie, kierowany nieodpartym pragnieniem. Nazwij je
kaprysem.
- - Nazwij je sumieniem - poprawi� cicho Czarny Ko�.
- Sumieniem? Pozby�em si� tego zb�dnego baga�u! Zakapturzony wied�min wycofa�
si�, z ka�dym krokiem staj�c si� coraz bardziej niewyra�ny. W magii Cienia
zawsze by�o co�
nie ca�kiem w�a�ciwego, nie ca�kiem normalnego, ale Czarny Ko� nie umia�
okre�li�, co to
takiego.
- - Ciesz si� tym, co masz, p�ki mo�esz, przyjacielu. Kiedy zobaczysz mnie
nast�pnym razem, je�li w og�le mnie zobaczysz, b�d� wreszcie panem swego losu...
i nie
tylko.
- - Cieniu... - By�o za p�no. Wied�min rozp�yn�� si� w nico��. Pochodnia
zgas�a,
gdy tylko odszed�, pogr��aj�c komnat� w ciemno�ci. Ale nie to trapi�o Czarnego
Konia.
Du�o, du�o bardziej interesowa�y go kr�tkie, zagadkowe odwiedziny tego, kto by�
zarazem
jego wrogiem i przyjacielem.
Stwierdzenie, �e powr�t Cienia sta� w sprzeczno�ci z tym, co wied�min powinien
zrobi�, brzmia�o tak ogl�dnie, i� Czarny Ko� musia� si� roze�mia�. Cie� nie
robi� niczego bez
powodu, nawet je�li sam tego powodu nie zna�. Ma�o prawdopodobne, by kierowa�a
nim ch��
naigrawania si� z Czarnego Konia; nie le�a�o to w zwyczaju �adnego z jego
niezliczonych
wciele�, a przynajmniej tych, kt�re zna� Wieczysty.
�Ile naprawd� ma lat?� By�o to pytanie, kt�re od czasu do czasu zadawa� Cieniowi
i
kt�re teraz pojawi�o si� nieproszone. Nikt jednak nie zna� odpowiedzi. Nawet sam
wied�min
tego nie wiedzia�, nie pami�ta�. Przypomina� sobie tylko kilka niejasnych
rzeczy, na przyk�ad
to, �e ambitny czarnoksi�nik, pr�bowa� zyska� w�adz� nad mocami, kt�re w owych
czasach
znane by�y po prostu jako dobro i z�o, ciemno�� i �wiat�o. By� mo�e zwiedziony
przez tak
prymitywne pojmowanie pope�ni� jaki� fatalny b��d w ostatnich krokach swojego
zakl�cia.
Moce nie podporz�dkowa�y si� jego woli; to on zosta� ich zabawk�. By� mo�e
powiod�o mu
si�, ale nie w taki spos�b, w jaki sobie �yczy�. Nic jednak nie nios�o
odpowiedzi na pytanie,
kt�re stale n�ka�o karego ogiera. �Ile lat mia� Cie�, gdy si� spotkali�my? Czy
by� do�� stary,
by pami�ta� Vraad�w? Do�� stary by... by� jednym z nich?�
My�l owa by�a tak ob��dna, �e si�� wyrzuci� j� z g�owy. Nasta�y i przemin�y
pokolenia Smoczych Kr�l�w od czasu kr�tkiego, burzliwego istnienia Vraadow na
tym
�wiecie. Ludzie byli ich potomkami, tak, ale niczym wi�cej.
�Wszelkie marzenia o nie�miertelno�ci w ko�cu spe�z�y na niczym. Nawet dla
Vraadow�.
Czarny Ko� stwierdzi�, �e odbiega od tematu, wr�ci� wi�c do powodu kr�tkiej i
tajemniczej wizyty Cienia. Je�li nie przyby� szydzi� z jego niemocy, to co
mo