7058
Szczegóły |
Tytuł |
7058 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7058 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7058 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7058 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Stephen Coonts
Lot Intrudera
318 stron orgina�u
Porucznik Jake �Chirurg" Grafton, pilot samolotu szturmowego A-6 Intruder, operuj�cego z pok�adu lotniskowca USS �Shiloh" podczas powrotu z kolejnej misji nad P�nocnym Wietnamem traci bombardiera-nawigatora, kt�rego trafia wystrzelony na o�lep pocisk z karabinu p�nocnowietnamskiego wie�niaka....
Grafton postanawia pom�ci� przyjaciela i, wbrew rozkazom prze�o�onych, przeprowadza atak na cel po�o�ony w centrum Hanoi - stolicy P�nocnego Wietnamu... To jedno bombardowanie mo�e zmieni� losy ca�ej wojny...
Stephen Coonts jest by�ym pilotem lotnictwa marynarki. W 1968 roku uko�czy� wydzia� nauk politycznych West Yirginia University i wst�pi� do marynarki USA. Podczas wojny wietnamskiej, w latach 1971-1973 walczy� na samolotach A-6 Intruder, wchodz�cych w sk�ad Grupy Powietrznej lotniskowca USS �Enterprise". Wylata� 1.600 godzin na A-6 i zaliczy� 305 l�dowa� na lotniskowcach, w tym 100 nocnych. Po zako�czeniu tury bojowej nad Wietnamem i Laosem s�u�y� jako instruktor pilota�u, a nast�pnie jako oficer odpowiedzialny za starty i l�dowania na pok�adzie lotniskowca USS �Nimitz". Zosta� zdemobilizowany w 1977 roku. Jest kawalerem jednego z najwy�szych lotniczych odznacze� ameryka�skich - Distinguished Flying Cross.
1
Dziobowa katapulta na sterburcie zion�a k��bami pary. A-6 Intruder wystrzeli� z pok�adowego pasa startowego z rykiem, kt�ry ogarn�� ca�y lotniskowiec, odbijaj�c si� od pogr��onego w mroku nocy morza. Kraw�dzie natarcia skrzyde� wbi�y si� w powietrze i maszyna zacz�a wznosi� si� w ciemno��. Pi�tna�cie sekund p�niej nisko wisz�ce chmury ca�kowicie poch�on�y bombowiec. Po kilku dalszych minutach, wznosz�cy si� ci�gle Intruder, wydosta� si� z chmur. Pilot, porucznik Jake �Chirurg" Grafton, odwr�ci� wzrok od tablicy przyrz�d�w i zamy�li� si�, wpatrzony w rozgwie�d�ony firmament. Blada tarcza ksi�yca o�wietla�a zalegaj�c� poni�ej pow�ok� chmur.
- Tylko sp�jrz na te gwiazdy, Morg.
Podporucznik Morgan McPherson, BN - bombardier i nawigator w jednej osobie - tkwi� po prawej stronie pilota z twarz� wci�ni�t� niemal w czarn� os�on� ekranu radaru, os�aniaj�c� go przed �wiat�em z zewn�trz. Podni�s� wzrok znad aparatury i zwr�ci� wzrok ku niebu.
- Fajne - mrukn�� i ponownie zaj�� si� sw� rutynow� czynno�ci�, jak� by�o regulowanie jasno�ci i kontrastu monitora radaru, na kt�rym w�a�nie pojawi�o si� wybrze�e Wietnamu P�nocnego, rozci�gaj�ce si� przed nimi w odleg�o�ci niespe�na 125 mil.
- Mam �wie�e dane o punkcie przekroczenia linii brzegowej.
Wcisn�� odpowiedni guzik na komputerze i ma�y �wietlisty punkcik na MDI * przesun�� si� p� centymetra w bok, podaj�c pilotowi dok�adne namiary miejsca, w kt�rym Intruder mia� wlecie� nad terytorium Wietnamu P�nocnego. Grafton, pos�uszny tym wskazaniom, wykona� skr�t o kilka stopni.
* VDI (Yisual Display Indicator) - wska�nik monitorowy dostarczaj�cy pilotowi informacji o wysoko�ci lotu, danych nawigacyjnych i dotycz�cych systemu uzbrojenia. Podczas wojny w Wietnamie A 6 nie zosta� jeszcze wyposa�ony w system zobrazowania HUD.
- Czy kiedykolwiek, cho� na chwil�, nie przesta�a ci� trapi� my�l, �e za bardzo przyzwyczai�e� si� do tej roboty? �e nabra�e� cholernej rutyny?
Morgan McPherson znowu si� wyprostowa� nad os�on� radaru, spojrza� na gwiazdy rozsiane wysoko nad nimi i filozoficznie zauwa�y�:
- One s� na g�rze, a my na dole... Dobra, zobaczmy lepiej, czy z naszym ECM wszystko w porz�dku.
- Wiesz co, Morg? Cholerny z ciebie romantyk - skonkludowa� uwag� kolegi Jake.
Grafton si�gn�� do tablicy ECM, elektronicznych �rodk�w przeciwdzia�ania. Wsp�lnie zacz�li sprawdza� aparatur� za pomoc� testu kontrolnego. Dwie pary oczu uwa�nie �ledzi�y ka�dy �wietlny impuls, za� dwie pary uszu rejestrowa�y najcichsze nawet pi�ni�cie detektora fal radarowych. Aparatura ECM wykrywa�a fale wrogiego radaru i natychmiast je identyfikowa�a, podaj�c odpowiednie dane za�odze. Urz�dzenie to zosta�o zaprogramowane w taki spos�b, by mog�o zidentyfikowa� wszelkie emisje radarowe zagra�aj�ce samolotowi, a nast�pnie wys�a� obs�udze wrogiego radaru fa�szywe echo. Upewniwszy si�, �e aparatura dzia�a jak nale�y, lotnicy wyregulowali nat�enie jej d�wi�ku tak, by by� on s�yszalny w s�uchawkach, lecz nie zak��ca� rozm�w prowadzonych za po�rednictwem interkomu, jak r�wnie� korespondencji radiowej.
Lecieli w milczeniu, ws�uchuj�c si� w pojawiaj�ce si� od czasu do czasu niskie tony komunistycznych radar�w dalekiego zasi�gu, przeczesuj�cych pogr��ony w mrokach nocy obszar. Ka�dy radar posiada� sw�j charakterystyczny d�wi�k; na przyk�ad impuls o niskim tonie wskazywa� na radar dalekiego zasi�gu; tony wy�sze cechowa�y radary dozoru stanowisk obrony przeciwlotniczej, za� upiornie brzmi�cy falset wskazywa� na namiar bojowy baterii rakiet przeciwlotniczych.
W odleg�o�ci oko�o 40 mil od p�nocnowietnamskiego wybrze�a Jake Grafton obni�y� nos Intrudera o 4 stopnie i jego A-6 rozpocz�� powolne schodzenie na ni�szy pu�ap. Jake poczu�, i� pasy bezpiecze�stwa przytwierdzaj�ce go do fotela s� zanadto poluzowane, wi�c usadowiwszy si� wygodniej, tak jak to robi� kowboje w siodle, �ci�gn�� je do oporu. Nast�pnie poleci� BN sprawdzenie wszystkich system�w uzbrojenia.
McPherson odczyta� list� system�w na g�os, punkt po punkcie, sprawdzaj�c jednocze�nie, czy funkcjonuj� odpowiednie prze��czniki i przyciski. Gdy doszli do ostatniej pozycji, Jake wygasi� wszystkie �wiat�a pozycyjne samolotu i wy��czy� ffF. Ta elektroniczna aparatura, zwana w �argonie pilot�w �papug�", emitowa�a sygna�y, pojawiaj�ce si� na monitorze radaru w postaci zakodowanego impulsu �wietlnego. Kontroler lotu m�g� wi�c stwierdzi�, czy ma przed sob� w�asny obiekt, czy wrogi. Grafton ani my�la� pojawi� si� w postaci, zakodowanego czy nie, impulsu na jakim� p�nocnowietnamskim monitorze radarowym, dlatego te� postanowi� lecie� nisko nad ziemi�. Dzi�ki temu fale odbite od jego maszyny na�o�� si� na te odbite od pod�o�a, znane jako echo ziemi.
Pilot w��czy� mikrofon. Zacz�o dzia�a� urz�dzenie koduj�ce rozmow�.
- Diabe� Pi�� Zero Pi��, papuga uduszona. Brzeg za trzy minuty. Diabe� by� radiowym kryptonimem dywizjonu, w sk�ad kt�rego
wchodzi�y bombowce A-6.
- Pi�� Zero Pi��, przyj��em - odpowiedzia� podniebny kontroler z pok�adu dwusilnikowego samolotu wczesnego ostrzegania L-2 Hawkeye, kt�ry z umocowanym na grzbiecie kad�uba dyskiem obrotowej anteny radaru szybowa� wysoko nad Zatok� Tonki�sk�. Tak�e ten samolot startowa� z pok�adu lotniskowca.
Intruder przygotowywa� si� do polowania, lec�c w ca�kowitych ciemno�ciach, chroniony dodatkowo przez echo ziemi przed elektronicznymi oczami wroga. Jake Grafton zamierza� lecie� tak nisko, jak tylko pozwala�y mu na to jego umiej�tno�ci i nerwy, co w jego przypadku oznacza�o naprawd� nisko.
Po raz ostatni pod��y� wzrokiem ku mrugaj�cym w oddali gwiazdom i w chwil� p�niej mechaniczny ptak zanurzy� si� w chmurach, lec�c z pr�dko�ci� ponad 800 kilometr�w na godzin�. Jake czu�, jak mu gwa�townie ro�nie poziom adrenaliny. Obserwowa� szybko zmieniaj�ce si� wskazania wysoko�ciomierza ci�nieniowego, co chwila spogl�daj�c tak�e na wysoko�ciomierz radarowy, kt�ry otrzymywa� dane z ma�ego radaru umieszczonego w dolnej cz�ci kad�uba. Jake przez chwil� walczy� z pokus�, by wy��czy� urz�dzenie, gdy� emitowane przeze� fale bardzo �atwo mog�y zosta� wykryte przez wrogi radar. Wysoko�ciomierz ci�nieniowy podawa� jednak tylko dystans, jaki dzieli� ich od poziomu morza, nie zwracaj�c uwagi na rze�b� terenu. Na razie wskazania obu urz�dze� pokrywa�y si� idealnie, tak jak powinno by� nad morzem.
Na pu�apie poni�ej 600 metr�w poci�gn�� lekko dr��ek na siebie, redukuj�c pr�dko�� opadania, za� lew� r�k� pchn�� do przodu d�wigni� ci�gu, nadaj�c silnikom wy�sze obroty. Siedemset kilometr�w na godzin� by�o ulubion� przez Graftona pr�dko�ci�, podczas lotu �nad wierzcho�kami drzew". A-6 �wietnie si� prowadzi� przy tej w�a�nie pr�dko�ci i to pomimo podwieszonych pod skrzyd�ami bomb. Maszyna mog�a przelecie� ponad g�owami obs�ugi wrogich dzia� tak szybko, �e ta nie by�a w stanie pod��y� za ni� wzrokiem, nawet gdyby przypadkowo uda�o si� jej wcze�niej dostrzec samolot w postaci ciemnego punktu na horyzoncie.
Na wysoko�ci nieco ponad 100 metr�w nad wod� puls Jake'a Graftona wali� niczym m�ot. Znowu znajdowa� si� poni�ej podstawy chmur, lec�c w absolutnych ciemno�ciach i kompletnej pustce rozci�gaj�cej si� mi�dzy morzem, a niebem. Jedynie md�e czerwone �wiate�ka przyrz�d�w pok�adowych �wiadczy�y o tym, i� poza kabin� te� jest realny �wiat. Jake pr�bowa� wypatrzy� w ciemno�ciach wst�g� bia�ego piasku pokrywaj�cego wietnamskie wybrze�e, zwykle daj�c� si� dostrzec nawet w najczarniejsz� noc. Musi by� troch� dalej, pomy�la�. Czu� stru�ki potu skapuj�ce mu po twarzy, karku, a nawet po oczach. Energicznie potrz�sn�� g�ow�, r�wnocze�nie uwa�aj�c, by d�u�ej ni� na sekund� nie oderwa� wzroku od ma�ych czerwonych �wiate�ek na czarnej tablicy. Tu� pod nimi czyha�o morze gotowe ich poch�on��, gdyby tylko na kilka chwil zapomnia� o pr�dko�ci opadania.
Nareszcie dostrzegli pla��; znajdowa�a si� nieco w lewo. Teraz liczy�y si� spok�j i koncentracja. Blada wst��ka by�a tu� pod nimi.
- Jeste�my nad l�dem - zawiadomi� Jake bombardiera. McPherson uruchomi� lew� r�k� stoper na tablicy rozdzielczej, za� lew� stop� w��czy� mikrofon.
- Diabe� Pi�� Zero Pi��, suche stopy. Diabe� Pi�� Zero Pi�� suche stopy.
Natychmiast odpowiedzia� mu kontroler z L-2:
- Pi�� Zero Pi��, tu Czarny Orze�. Zrozumia�em. Suche stopy. Udanego polowania.
I znowu cisza. Po zako�czeniu akcji, podczas powrotu nad morze, ich meldunek brzmia�by �mokre stopy". Grafton i McPherson byli �wiadomi tego, i� od tej chwili musz� liczy� wy��cznie na siebie, gdy� radar umieszczony na L-2 nie by� w stanie bez wspomagania ze strony aparatury identyfikacyjnej IFF odr�ni� echa wysy�anego przez A-6 od echa ziemi.
Jake dostrzeg� ry�owiska sk�pane w bladej po�wiacie ksi�ycowej, kt�ra tu i �wdzie przebija�a przez chmury. Szpeniom od pogody przynajmniej raz uda�a si� prognoza, pomy�la�. K�tem oka dostrzeg� malutkie b�yski, co chwil� pojawiaj�ce si� w dole.
- Bro� ma�okalibrowa, Morg - powiadomi� koleg�, ten za� skwitowa� to szybkim �Okay, Jake" i nawet nie oderwa� wzroku od radaru. Lew� r�k� przesuwa� nitki naprowadzania, a praw� dostraja� cz�stotliwo�� radaru pok�adowego.
- �wietny jest ten komputer, tylko troch� mu si� pieprzy... -mrukn�� przez interkom.
Jake stara� si� nie zwraca� uwagi na b�yski p�omieni wylotowych w dole. Ka�dy ch�op uprawiaj�cy ry� w Wietnamie P�nocnym zawsze mia� pod r�k� jaki� karabin, z kt�rego wali� na o�lep w ciemno��, na pierwszy odg�os silnik�w odrzutowych. Wida� liczy�, �e gdzie� tam wysoko w przestworzach jego kula spotka si� przypadkiem z ameryka�skim samolotem. Dobry pomys�, pomy�la� Jake. Niech przeci�tny zjadacz ry�u ma t� �wiadomo��, i� osobi�cie odgrywa si� na wrogu. Znowu ujrza� seri� szybkich rozb�ysk�w, najprawdopodobniej z Ka�asznikowa. Karabiny nie strzela�y pociskami smugowymi, wi�c piloci mogli sobie tylko wyobra�a�, i� ci mali pos�a�cy �mierci mogli r�wnie dobrze znajdowa� si� wsz�dzie... jak i nigdzie.
Przed nimi zamajaczy�y du�e prze�wity w chmurach. Pilot m�g� wi�c zej�� na pu�ap 100 metr�w, gdy� �wiat�o ksi�yca pozwala�o mu si� lepiej orientowa�, jak daleko jest ziemia. Poczu� si� od razu lepiej, mog�c si� kierowa� wzrokiem, a nie tylko przyrz�dami pok�adowymi. W pierwszym przypadku reagowa� instynktownie, natomiast pos�uguj�c si� przyrz�dami musia� analizowa� sytuacj�.
Z prawej strony odezwa�a si� artyleria przeciwlotnicza. Pociski smugowe leniwie pod��a�y przez ciemno��. Przez sekund� w uszach pilota zapiszcza� sygna� radaru obrony przeciwlotniczej Firecan, by niemal natychmiast umilkn��.
Przed nimi wyros�a prawdziwa �ciana ognia z dzia� przeciwlotniczych.
- Chryste, Morg - szepn�� w stron� bombardiera. Wypatrzy� luk� w tej szczelnej zdawa�oby si� zaporze, po�o�y� samolot na lewe skrzyd�o i szybko przez ni� prze�lizgn��. McPherson tkwi� niewzruszenie przy swoim radarze.
- Masz ju� to zakole rzeki? - zapyta� Jake. W tyle blad�y ogniste k�aczki wybuch�w.
- W�a�nie je zobaczy�em. Lecimy tym kursem jeszcze trzy minuty. - McPherson si�gn�� lew� r�k� do g��wnego prze��cznika uzbrojenia. Jeszcze raz sprawdzi� po�o�enie prze��cznik�w poszczeg�lnych w�z��w uzbrojenia. Tuzin pi��setfuntowych bomb podwieszonych na wielozamkowych belkach by� got�w do zwolnienia.
- Guzik gor�cy - zameldowa�, maj�c na my�li czerwony przycisk na r�koje�ci dr��ka, po kt�rego wci�ni�ciu zwalnia�y si� bomby.
Raz po raz ogniste strumienie salw artyleryjskich wystrzeliwa�y w niebo, niczym erupcje wulkaniczne. Piloci odnosili wra�enie, i� pod��aj�ce ich �ladem pociski nagle gwa�townie skr�caj� w ich stron�, by rozerwa� si� tu� za nimi. By�o to jedynie z�udzenie optyczne, spowodowane pr�dko�ci� samolotu p�dz�cego 200 metr�w na sekund�. Jake nie zwraca� uwagi na dzia�a strzelaj�ce za jego plecami, koncentruj�c sw� uwag� na seriach pocisk�w smugowych wznosz�cych si� ze zwodnicz� powolno�ci� przed nimi. W tym prawdziwym piekle nie dostrzega� ju� pojedynczych rozb�ysk�w ma�okalibrowej broni strzeleckiej.
- Diabe� Pi�� Zero Osiem, suche stopy, powtarzam, suche stopy - odezwa� si� g�os w s�uchawkach.
To Kowboj, pomy�la� Jake. Taki przydomek nosi� kapitan Earl Parker, pilot bombowca A-6, kt�ry wystartowa� tu� po nich. Wraz ze swym bombardierem, podobnie jak Jake i McPherson, pru� powietrze nad ziemi� z �adunkiem bomb, kt�re mia�y zniszczy� obiekt nie warty �ycia �adnego z nich: tak przynajmniej s�dzi� Jake, toruj�c sobie drog� w�r�d koralik�w pocisk�w smugowych i zag��biaj�c si� coraz bardziej nad terytorium Wietnamu P�nocnego.
- Trzy i p� kilometra do skr�tu - zakomunikowa� BN. Wtem w ich uszy wdar� si� �wiergot i niemal r�wnocze�nie na
tablicy przyrz�d�w, p� metra od twarzy pilota, zapali� si� czerwony napis ostrzegawczy: RAKIETA. Tym razem McPherson oderwa� wzrok od radaru. Obaj zacz�li rozgl�da� si� po niebie. Szans� ucieczki przed pociskiem klasy ziemia-powietrze dawa�o odpowiednio wczesne dostrze�enie go i wykonanie manewru unikowego.
- Widz�! Godzina druga!
Jake z trudem zapanowa� nad p�cherzem. Zapatrzony w bia�y pi�ropusz spalin zbli�aj�cej si� rakiety, wcisn�� palcem wskazuj�cym odpowiedni guzik na dr��ku. Ka�de jego wci�ni�cie wystrzeliwa�o w przestrze� ma�y plastikowy pojemnik, rozrzucaj�cy w strumieniu powietrza ob�ok pask�w metalizowanej folii, powoduj�cych powstawanie fa�szywego echa na wrogim radarze. Pchni�ciem dr��ka sprowadzi� maszyn� na pu�ap sze��dziesi�ciu metr�w. Jeszcze czterokrotnie wcisn�� guzik wyrzutnika folii. �wiate�ko z napisem RAKIETA zgas�o, a w s�uchawkach zapad�a cisza.
- Chyba uciekli�my z wi�zki. - W g�osie McPhersona da�o si� wyczu� wyra�n� ulg�. Po chwili doda�: - Od dziecka kocha�em latanie.
Grafton nic nie odpowiedzia�. Prawie szorowali skrzyd�ami po ry�owisku. Bombardier obserwowa� jeszcze przez dobr� chwil�, jak rakieta szybuje gdzie� na wysoko�ci dw�ch kilometr�w z trzykrotn� pr�dko�ci� d�wi�ku, po czym znowu zaj�� si� radarem.
- Trzydzie�ci stopni w lewo - poleci� pilotowi.
Jake po�o�y� maszyn� na lewe skrzyd�o i lekko �ci�gn�� dr��ek. Pozwoli�, by samolot wzni�s� si� na wysoko�� stu metr�w. Ksi�yc wyra�nie odbija� si� od powierzchni rzeki.
- Widzisz cel?
- Jeszcze chwil�, stary. Dobra, przygotuj si�! Jake wyr�wna�.
- No, mam wreszcie cel. Jest ju� bardzo blisko.
BN wcisn�� klawisz, za� komputer b�yskawicznie wyliczy� parametry ataku. W dolnym rogu konsoli pod monitorem rozb�ys�o czerwone �wiate�ko, tym razem pod�wietlaj�c napis ATAK. Na komputerowym odczycie ukaza� si� rz�d symboli, okre�laj�cych mi�dzy innymi czas, jaki pozosta� do zwolnienia bomb, usytuowanie celu wobec samolotu, k�t podej�cia i wsp�rz�dne lotu do miejsca zrzutu.
Jake poci�gn�� na siebie dr��ek i wszed� na pu�ap 150 metr�w. By�a to minimalna wysoko��, jakiej potrzebowa�y do uzbrojenia bomby Mark 82. Zosta�y wyposa�one w metalowe �migie�ka, uruchamiane w momencie zwolnienia bomb, kt�re uzbraja�y zapalniki dopiero po odpowiedniej liczbie obrot�w, co dawa�o samolotowi czas na wydostanie si� poza obszar ra�enia od�amk�w.
Wskaz�wka pr�dko�ciomierza oscylowa�a przy 900 kilometrach na godzin�. Dr��ek reagowa� na najdrobniejszy ruch r�ki pilota, ca�a za� maszyna przy najmniejszym nawet jej ruchu natychmiast wznosi�a si� lub opada�a. Jake musia� jednocze�nie nadzorowa� funkcjonowanie wska�nik�w pracy silnik�w, odczyt komputerowy VDl, wy�wietlaj�cy parametry lotu i uwa�a�, by nie nadzia� si� na jak�� przypadkow� seri� ��tych lub czerwonych pocisk�w smugowych. Wprowadzi� si� w stan zbli�ony do euforii, po��czony z nies�ychanym wyostrzeniem zmys��w. Jednym spojrzeniem ogarnia� ka�d� wskaz�wk�, ka�dy wska�nik czy ka�dy wybuch pocisku w ciemno�ciach nocy. K�tem oka widzia�, jak McPherson w��cza radar wieloczynno�ciowy APQ-148, s�u��cy do precyzyjnego atakowania cel�w.
- Cel namierzony. - BN odczyta� wskazania radaru, przekaza� je koledze i dos�ownie przyklei� twarz do monitora. Poza b�yskaj�cymi na nim zielonymi �wiate�kami nic innego nie mia�o dla niego znaczenia.
- Tym razem ich dorwiemy.
Radar namierzy� cel i przekaza� komputerowi dok�adne dane co do azymutu i k�ta podej�cia.
Tej pa�dziernikowej nocy 1972 roku Diabe� 505 dotar� nad cel, kt�rym by�, jak to okre�lano w �argonie wywiadu, �domniemany post�j ci�kiego sprz�tu zmechanizowanego". Bli�ej nie znany planista wszelkie podejrzane miejsca w d�ungli zaznacza� o��wkiem na mapach w postaci tr�jk�tnych znak�w - i tak je w�a�nie nazywano. Tu� pod drzewami, zas�oni�ty przed w�cibskimi kamerami samolot�w zwiadowczych, m�g� si� kry� jaki� ci�ki sprz�t. Czy istotnie si� tam znajdowa�, nie mia�o w�a�ciwie wi�kszego znaczenia; dla nich by�o to tylko miejsce na ziemi, kt�re nale�a�o zniszczy�. Dla Jake'a Graftona ten nalot by� tak wa�ny, i� skupi� na nim ca�� sw� uwag�, jakby poza nim nie by�o przesz�o�ci ani przysz�o�ci. Wszystko zale�a�o od tego, jak precyzyjnie podprowadzi maszyn� nad wyznaczony punkt, tak aby komputer m�g� we w�a�ciwym momencie zwolni� bomby, by spad�y tam, gdzie trzeba.
Kursor oznaczaj�cy miejsce zrzutu niestrudzenie pod��a� w d� ekranu, w miar� jak samolot rwa� do przodu z pr�dko�ci� 900 kilometr�w na godzin�. Pi��setfuntowe bomby odpad�y od belek uzbrojenia dok�adnie w chwili, gdy kursor znikn�� z monitora. Pod�wietlony napis ATAK zgas�, gdy zwolniona zosta�a ostatnia bomba. Grafton pochyli� si� nieco w bok i spojrza� na zewn�trz. Pociski smugowe i b�yski wystrza��w nadal przeorywa�y ciemno�ci nocy.
- Obejrzyj si� za siebie - zwr�ci� si� do bombardiera, gdy wykonali ju� nawr�t.
Morgan McPherson zerkn�� przez lewe rami� pilota tam, gdzie w ciemno�ciach kry� si� cel ich ataku. Dostrzeg� wybuchy bomb, kt�re niczym tuzin bia�ych zwiastun�w �mierci rozb�yskiwa�y jeden po drugim w r�wnych, niespe�na sekundowych odst�pach. Jake obserwowa� wybuchy we wstecznym lusterku. Po wyj�ciu ze skr�tu pod��y� wprost na wsch�d. Pozbawione obci��enia dwa silniki pcha�y teraz bombowiec z jeszcze wi�ksz� moc�; A-6 przemierza� bezkresn� noc z pr�dko�ci� ponad tysi�ca kilometr�w na godzin�.
- Uzbr�j Rockeye, Morg.
BN dotkn�� odpowiednich prze��cznik�w, pozwalaj�cych pilotowi na r�czne zwolnienie wisz�cych ci�gle na w�z�ach podskrzyd�owych czterech bomb kasetowych Rockeye.
Grafton utrzymywa� pe�n� moc silnik�w, bacznie lustruj�c ciemno�� w poszukiwaniu stanowisk artylerii przeciwlotniczej, kt�re mo�na by za�atwi� subamunicj� w pojemnikach kasetowych. By�oby najkorzystniejsze, gdyby le�a�y gdzie� na linii lotu i prowadzi�y ogie� na jedn� tylko stron�, tak by mogli si� do nich zbli�y� bezpiecznie z drugiej. Tego typu wypady okre�lali w �argonie pilot�w mianem �polowania na grzechotniki".
Tymczasem... gdzie� na dole, pod nimi, p�nocnowietnamski wie�niak us�ysza� wzmagaj�ce si� wycie silnik�w odrzutowych, zrazu ciche, by ju� po kilku chwilach przybra� si�� grzmotu. W�wczas przystawi� do ramienia swojego przedpotopowego Mosina, czyni�cego na og� wi�cej ha�asu ni� szkody, wymierzy� w czarne niebo pod k�tem 45 stopni i �ci�gn�� spust.
Pocisk kalibru 7,62 mm przestrzeli� ma�� dziurk� w dolnej cz�ci pleksiglasowej os�ony kabiny, przebi� mask� tlenow� Morgana McPhersona, ze�lizgn�� si� po �uchwie, przeszed� przez gard�o, przebijaj�c �ciank� t�tnicy szyjnej, wyszed� przez kark i utkwi� w oparciu fotela. Morgan odruchowo zdo�a� jeszcze uruchomi� lew� stop� interkom, po czym otworzy� usta i chwyci� si� za kark. Jake Grafton spojrza� na bombardiera. Spod palc�w McPhersona wytrysn�a struga krwi, kt�ra na tle po�yskuj�cych czerwonym �wiat�em kontrolek wydawa�a si� czarna.
- Morg?
McPherson z szeroko rozwartymi ustami i wyba�uszonymi oczami wpatrywa� si� w pilota. Marszcz�c bole�nie brwi, w pewnym momencie wypluwszy krew, zacharcza�:
- Jake...
Nieustannie wstrz�sa� nim kaszel, gdy pr�bowa� powiedzie� co� przez mikrofon.
Jake oderwa� od niego na chwil� wzrok i ma�o co nie podskoczy�, gdy zerkn�� na wska�niki tablicy przyrz�d�w. Zorientowa� si�, �e �ci�gaj�c bezwiednie dr��ek na siebie wzni�s� si� na wysoko�� ponad 200 metr�w, lec�c nad p�ask� jak st� delt� rzeki. Wszystkie wietnamskie radary w tym rejonie mia�y go teraz na swych ekranach jak na d�oni. Natychmiast pchn�� dr��ek do przodu.
- Nic nie m�w Morg, dowioz� ci� bezpiecznie do domu, zobaczysz.
Poni�ej 100 metr�w, nisko nad ziemi�, znowu by� niewidoczny dla radar�w. Jezu, Jezu Chryste! Co� musia�o trafi� w kabin�, mo�e jaki� od�amek pocisku przeciwlotniczego lub zab��kana kula.
Us�ysza� szept:
- Jake...
R�ka McPhersona �cisn�a rami� Jake'a, cofn�a si� na moment, by za chwil� ponowi� u�cisk, ale ju� znacznie s�abiej. Morgan osun�� si� do przodu, jego g�owa spocz�a na os�onie monitora radaru. Prz�d jego kamizelki ratunkowej by� przesi�kni�ty krwi�. Jake, trzymaj�c dr��ek lew� r�k�, praw� usi�owa� zdj�� McPhersonowi mask� tlenow�. Spod gumowej hauby chlusn�a krew. Lewy r�kaw kombinezonu Jake'a by� poplamiony krwi� w miejscu gdzie chwyci� go McPherson.
Przed nimi ponownie odezwa�a si� bateria przeciwlotnicza, znacz�c sw� obecno�� kr�tkimi wybuchami pomara�czowych pocisk�w smugowych kalibru 37 mm. Smugi k�ad�y si� w prawo, wi�c Jake Grafton skr�ci� nieco w lewo i znalaz� si� tu� nad wylotami luf, pluj�cych co i raz ogniem. Wzni�s� si� troch� wy�ej, a nast�pnie gwa�townie wcisn�� guzik na dr��ku zwalniaj�c bomby. Rockeye odskoczy�y w u�amku sekundy, jeden po drugim.
- Macie, skurwysyny! - wrzasn�� w mask� tlenow�.
Znowu zwr�ci� wzrok na McPhersona, kt�rego r�ce zwisa�y bezw�adnie na pod�og� kabiny. Krew ci�gle skapywa�a mu z gard�a na obudow� monitora.
Trzymaj�c jedn� r�k� na dr��ku, drug� popchn�� Morgana na oparcie fotela, tak by mog�y go przytrzymywa� naramienne pasy bezpiecze�stwa. Nast�pnie �ci�gn�wszy lew� r�k� r�kawic�, spr�bowa� wymaca� ran� palcami. Skierowawszy wzrok na chwil� na przyrz�dy, u�wiadomi� sobie, �e jest za bardzo rozkojarzony, co mo�e mie� fatalne skutki dla niego i McPhersona. Samolot nie m�g� si� przecie� sam prowadzi� na tym pu�apie, a �mier� czyha�a tu� pod nimi. Podni�s� nos samolotu i wszed� na pu�ap ponad 200 metr�w - dopiero wtedy ponownie zaj�� si� rannym koleg�. Nacisn�� ran� mocno palcami i ponownie skupi� uwag� na pilotowaniu maszyny. Teraz dla odmiany by� zbyt wysoko, wystawiaj�c si� na ogie� obrony przeciwlotniczej. Musia� znowu zej�� ni�ej. Szybkim ruchem przeni�s� lew� r�k� z dr��ka na d�wigni� ci�gu, kt�r� popchn�� w prz�d do oporu. Jednocze�nie wyczu�, �e up�yw krwi z rany na szyi McPhersona znacznie os�ab�. Modli� si�, by to poskutkowa�o. R�wnocze�nie u�wiadomi� sobie, �e chyba tylko cudem wyl�duje w takich warunkach.
Znowu spojrza� na nieprzytomnego koleg� i zauwa�y�, �e jego cia�o bezw�adnie ko�ysze si� przy ka�dym najmniejszym nawet wstrz�sie p�dz�cej maszyny. Stara� si� uciska� jego ran� jak m�g� najmocniej, a� w ko�cu zacz�a bole� go r�ka na skutek nienaturalnej pozycji. Przypomnia� sobie o tak zwanym gor�cym prze��czniku mikrofonu, kt�ry pozwala� na rozmow� z bombardierem, bez konieczno�ci ka�dorazowego nadeptywania przycisku interkomu. Na chwil� pu�ci� dr��ek i uderzy� lew� d�oni� w prze��cznik.
- Hej, Morg. Trzymaj si�, dasz rad�, zawioz� ci� do domu. Ale nie wyczuwa� ju� nic, nie by�o pulsu, nawet krew przesta�a
sp�ywa� mu po palcach. Po chwilowym wahaniu cofn�� wi�c r�k�, wytar� o udo i mocno chwyci� dr��ek. Wymaca� guzik radiostacji, poczeka� a� zadzia�a urz�dzenie koduj�ce, i nada�:
- Czarny Orze�, zg�o� si�, tu Diabe� Pi�� Zero Pi��, odbi�r.
- Diabe� Pi�� Zero Pi��, tu Czarny Orze�, co si� dzieje?
- M�j bombardier zosta� trafiony, zg�aszam powr�t awaryjny. Przygotujcie pok�ad. Powtarzam, m�j bombardier dosta�. - Jego g�os by� wyra�ny i dono�ny. Dziwi� si�, jak to mo�liwe, skoro by� prawie u kresu si�.
- Pi�� Zero Pi��, oczekuj na potwierdzenie.
W oczekiwaniu na ponown� ��czno��, znowu spr�bowa� porozumie� si� z McPhersonem.
- Hej sukinsynu, s�yszysz mnie!? Nie porzucaj swojego kumpla nad Wietnamem. Nigdy dot�d nie spasowa�e�, to i teraz si� nie poddasz.
Znowu da�a o sobie zna� artyleria przeciwlotnicza. Machinalnie popchn�� d�wigni� ci�gu, by zwi�kszy� pr�dko��. Mia� teraz na liczniku prawie 1.050 kilometr�w. Zastanawia� si�, czy nie zrzuci� pewnej ilo�ci paliwa, kt�rego mia� jeszcze dobre pi�� ton. Nie, lepiej nie. Nawet gdyby to uczyni�, to ta stara krowa i tak by szybciej nie polecia�a, a w razie gdyby lotniskowiec nie by� gotowy na jego przyj�cie, mia�by jeszcze zapas paliwa na lot do Da Nang. Wreszcie w dole zaja�nia� znajomy piasek pla�y. Grafton nastawi� IFF na cz�stotliwo�� alarmow�.
- Diabe� Pi�� Zero Pi��, mokre stopy. - McPherson tkwi� nadal bez ruchu.
- Pi�� Zero Pi��, tu Czarny Orze�. Matka zosta�a powiadomiona o twoim wypadku. Masz jeszcze jakie� problemy, inne uszkodzenia? Odbi�r. - Matka by�a kryptonimem lotniskowca.
Jake Grafton lecia� szybko wzrokiem po przyrz�dach pomiarowych i jeszcze raz rzuci� okiem na Morgana McPhersona.
- Nie, tylko ten cholerny BN ledwie dycha - zameldowa� Czarnemu Or�owi.
- Zrozumia�em. Mamy ju� ci� na radarze. Id� kursem zero-trzy-zero. Przejd� na cz�stotliwo�� jeden-sze��-zero-zero.
- Zrozumia�em.
Pilot obra� podany mu przez radio kurs, nast�pnie przesun�� prze��cznik TACAN, systemu nawigacyjnego naprowadzaj�cego na radio-latarni� lotniskowca. Wskaz�wka namiaru kierunku kilkakrotnie wolno przesun�a si� z prawa na lewo i z powrotem, gdy Jake wyszukiwa� podan� cz�stotliwo��. Wskaz�wka TACAN zatrzyma�a si� przy 132 stopniach. Jake nadal korygowa� lot. Wzni�s� si� na pu�ap 1.500 metr�w, utrzymuj�c pe�n� moc silnik�w. Wska�nik TACAN wy�wietli� 150 kilometr�w; taka odleg�o�� dzieli�a go od okr�tu.
Chmury szczelnie zakry�y ksi�yc i gwiazdy. Lec�c w nich odnosi� wra�enie, jakby by� jedyn� �yw� istot� na ca�ym �wiecie. Co chwila zerka� na McPhersona, kt�rego g�owa przechyla�a si� raz do przodu, raz do ty�u, zgodnie z rytmem samolotu. �cisn�� mu mocno r�k�, ale gest ten nie spotka� si� z �adn� reakcj�. Mimo to Jake nie zwalnia� u�cisku, w nadziei, �e McPherson poczuje, i� jego przyjaciel jest tu� obok. Spr�bowa� powiedzie� co� przez interkom, lecz jego w�asny g�os wyda� mu si� tylko jakim� chrapliwym rz�eniem.
Dow�dca USS �Shiloh" przebywa� na mostku kapita�skim w chwili, gdy dotar� do niego meldunek o k�opotach Diab�a 5-0-5. Komandor
Robert Borna mia� za sob� 27 lat czynnej s�u�by w marynarce; na piersiach po lewej stronie nosi� skrzyd�a pilota. Wysoki, szczup�y i nieco ju� posiwia�y m�czyzna przywyk� do �ycia z trzema godzinami snu i jedn� drzemk� w ci�gu dnia. Zawsze te� siedzia� na swoim fotelu, ilekro� samoloty z grupy powietrznej lotniskowca znajdowa�y si� w powietrzu.
- Jak daleko st�d do Da Nang? - zapyta� oficera wachtowego, rozmy�laj�c nad r�nymi wariantami.
- Ponad 350 kilometr�w, sir.
- We�miemy go na pok�ad. - Komandor pochyli� si� i prztykn�� w prze��cznik systemu nag�a�niaj�cego.
- Tu kapitan, uprz�tnijcie pas, przygotujcie pok�ad. Mamy awaryjne l�dowanie.
W ci�gu kilku sekund na pok�adzie zawrza�o jak w ulu. Momentalnie usta�o tankowanie i uzbrajanie innych maszyn; zaj�to si� natomiast ich przemieszczaniem w stron� dziobu, robi�c miejsce na sko�nym pok�adzie startowym, wyposa�onym w liny hamuj�ce. Zaledwie w pi�� minut od przekazania komendy pas startowy lotniskowca by� uprz�tni�ty, za� okr�t ustawiony pod wiatr. Helikopter ratunkowy, zwyczajowo zwany Anio�em, wzbi� si� w powietrze od strony sterburty. Przyodziana w azbestowe kombinezony za�oga pok�adowego wozu stra�ackiego zapu�ci�a silnik. Na pok�adzie zjawi� si� lekarz w otoczeniu sanitariuszy; wszyscy skupili si� przy pot�nej nadbud�wce pomostu wyspowego lotniskowca.
Wsp�lokator Graftona, Sammy Lundeen, pali� cygaro w sali odpraw dywizjonu A-6, gdy interkom przymocowany do �ciany tu� przy biurku oficera dy�urnego dywizjonu przekaza� wiadomo��. Dow�dca dywizjonu, komandor podporucznik Frank Camparelli od�o�y� gazet�, ws�uchuj�c si� w trzeszcz�cy g�o�nik. Lundeen wyj�� cygaro z ust i skierowa� oczy na metalowe pude�ko interkomu.
- Sam, zamelduj si� natychmiast na pomo�cie LSO (oficer sygnalizacyjny, odpowiedzialny za naprowadzanie samolot�w w ostatniej fazie l�dowania) i b�d� w pogotowiu przy radiostacji.
Camparelli przeni�s� z kolei wzrok na oficera dy�urnego.
- Hargis, id� do centrum kontroli lot�w, a ty �ci�gnij tu X0** i ka� mu tu czeka� a� do odwo�ania.
Komandor podporucznik Camparelli wybieg� z sali odpraw, a tu� za nim pod��y� Sammy Lundeen, kieruj�c si� na wskazany pomost. Jego cygaro nadal tli�o si� le��c na biurku, dok�adnie w miejscu, gdzie je upu�ci�.
Executive Officer- zast�pca dow�dcy.
- Mocno dosta� BN? - zapyta� oficer operacyjny, wykorzystuj�c gor�ce po��czenie kontrolera obszaru, kt�ry w s�siednim pomieszczeniu ca�y czas �ledzi� ma�y zielony kursor przesuwaj�cy si� wolno ku �rodkowi ekranu radarowego. Kontroler w��czy� nog� mikrofon.
- Diabe� Pi�� Zero Pi��. Tu Matka, zamelduj o sytuacji i podaj, jakich obra�e� dozna� tw�j BN, odbi�r.
G�os Jake'a Graftona rozbrzmia� we wszystkich megafonach w centrali kontroli ruchu powietrznego.
- Tu Pi�� Zero Pi��. Chyba dosta� w szyj�. Trudno co� dok�adniej powiedzie�. Jest nieprzytomny. Dajcie mi Charlie* od razu na podej�ciu.
- Diabe� Pi�� Zero Pi��, zrozumia�em, dostaniesz Charlie na podej�ciu.
- Przyj��em.
- Pi�� Zero Pi��, prze��cznik numer trzy przerzu� na zbli�anie, a p�niej przejd� na cz�stotliwo�� jeden-trzy-zero-zero, odbi�r.
- Tak jest, zbli�anie i jeden-trzy-zero-zero...
Kontroler siedz�cy przy konsoli s�siedniego radaru, kt�ry mia� za zadanie prowadzi� samolot a� do lotniskowca, dostrzeg� ma�y b�ysk na swym ekranie, kt�ry po chwili przemieni� si� w kod identyfikacyjny ffF. Po przej�ciu pilota na now� cz�stotliwo�� kontroler poda� mu parametry l�dowania.
Szef operacji powietrznych odwr�ci� si� do dow�dcy dywizjonu A-6, kt�ry w�a�nie wszed� do pomieszczenia kontroli lot�w.
- Frank, wygl�da na to, �e jeden z twoich ch�opak�w nie�le oberwa�. B�dzie na pok�adzie za jakie� sze��, siedem minut.
Komandor podporucznik Camparelli pokiwa� tylko g�ow� i zaj�� miejsce na krze�le tu� obok szefa operacji. Ca�e wn�trze o�wietlone by�o jedynie md�ym czerwonym �wiat�em. Na �cianie, naprzeciw nich, widnia� wielki pleksiglasowy, p�prze�roczysty planszet, 3,5 metra na 7, pokazuj�cy aktualne dane o liczbie samolot�w w powietrzu, jak r�wnie� tych przygotowuj�cych si� do startu. Uwijali si� za nim marynarze ze s�uchawkami na g�owie, przez kt�re komunikowali si� z centrum operacyjnym. Uaktualniali dane pos�uguj�c si� ��tymi mazakami, u�ywaj�c zwierciadlanego pisma, czytelnego dla ludzi stoj�cych po drugiej stronie planszetu. Czarna kurtyna zawieszona poza nimi i czerwone o�wietlenie czyni�y ich prawie niewidocznymi, za to litery na tablicy bardziej wyra�nymi.
Camparelli spojrza� na tablic�.
Zgoda na l�dowanie.
- Pi�� Zero Pi��, Grafton, 4.0.
Nieweso�e my�li przebieg�y mu przez g�ow�. Grafton i McPherson. Morgan mia� �on�, czarnow�os� stewardess� z United Airlines i dwuletniego ch�opczyka. O Bo�e, pomy�la�, spraw bym nie musia� pisa� do niej listu.
- Jaki pilot z tego Graftona? - zagadn�� go szef operacji powietrznych.
- To jego pierwsza tura. Do tej pory zaliczy� w tym rejonie dwa loty. Spokojny ch�opak - odpowiedzia� Camparelli i po chwili doda�: - Dobry pilot.
Oficer ju� go jednak nie s�ucha�, gdy� odwr�cony plecami sam z kolei zastanawia� si�, kogo pu�ci� w g�r�, gdy tylko Grafton usi�dzie na pok�adzie.
Frank Camparelli oddycha� g��boko, pr�buj�c zachowa� spok�j. Przez dwadzie�cia lat sp�dzonych na rozko�ysanych pok�adach, w�r�d p�dz�cych samolot�w i sztormowych nocy nie raz widzia�, jak ludzie umierali. I nauczy� si� �y� z takimi widokami. Teraz te� mia� oczy otwarte, w uszach st�umione szepty os�b kr�c�cych si� wok� niego, a w sercu modlitw�.
Wiatr wiej�cy na pomo�cie LSO szarpa� w�osami Sammyego Lundeena, gdy ten sta� na samotnie wysuni�tym w morze cyplu, w miejscu, gdzie wzd�u� lewej burty przebiega� pas startowy. Obserwowa� Anio�a, helikopter ratunkowy, kr���cy nieustannie w g�rze, sto kilkadziesi�t metr�w powy�ej sterburty. W tyle widzia� fosforyzuj�cy kilwater okr�tu, za� w jeszcze wi�kszym oddaleniu, jak�� mil� dalej, ta�cz�ce na wodzie �wiat�a pozycyjne niszczyciela eskorty, kt�rego za�oga wypatrywa�a na wodzie ewentualnych rozbitk�w. Dobre sze�� mil dalej b�yska�y pojedyncze �wiate�ka zdradzaj�ce obecno�� jeszcze dw�ch innych niszczycieli.
- Masz tu radio, Lundeen. - Oficer pe�ni�cy tej nocy dy�ur przy sygnalizacji, porucznik Bob Battles, wr�czy� mu przeka�nik radiowy, przypominaj�cy wygl�dem aparat telefoniczny, a nast�pnie zwr�ci� si� do �M�wcy", jak nazywano operatora bezbateryjnego telefonu.
- Gdzie on jest w tej chwili? - zapyta� Battles.
M�wca odpowiedzia�, kieruj�c s�owa do sporych rozmiar�w mikrofonu przytwierdzonego za pomoc� specjalnych szelek do klatki piersiowej.
- Mniej wi�cej 13 mil, na pu�apie 400 metr�w, sir.
- Na jakiej cz�stotliwo�ci pracuje'
- Guzik numer trzy.
LSO przerzuci� selektor kana��w umieszczony na du�ej konsoli kontrolnej mieszcz�cej si� prawie na skraju pok�adu. On oraz Lundeen przystawili uszy do przeka�nik�w, ws�uchuj�c si� w to, co m�wi� kontroler obszaru nadzoruj�cy zbli�anie si� samolotu.
- Pi�� Zero Pi��, nie wypuszczaj podwozia do pi�tej mili.
- Zrozumia�em zabrzmia� wyra�nie zm�czony g�os jake'a.
Oficer sygnalizacyjny, sam b�d�c pilotem A-7 - podobnie zreszt� jak wszyscy inni piloci, przydzieleni do pe�nienia funkcji oficer�w sygnalizacyjnych - mia� uprawnienia do sprowadzania wszelkich typ�w maszyn, jakie tylko stacjonowa�y na lotniskowcach. By� w stanie sprowadzi� samolot na okr�t jedynie obserwuj�c jego sylwetk� i manewry. Umiej�tno�ci te zdoby� asystuj�c przy ponad dziesi�ciu tysi�cach l�dowa� na morzu oraz przy podobnej liczbie symulacji naziemnych. Wyposa�ony by� w specjalny pulpit z sensorami umieszczony przy jego stopach. Rzadko jednak z niego korzysta�, gdy� przewa�nie nie mia� na to czasu.
- Sam, kto pilotuje Pi�� Zero Pi��?
- Grafton.
- Lata z McPhersonem?
- Tak.
Bob pokiwa� g�ow�. Obaj jeszcze raz mieli okazj� us�ysze� Graftona, gdy ten zameldowa� o wypuszczeniu podwozia. Kontroler rozpocz�� ko�cowy manewr naprowadzania Diab�a 5 0 5, schodz�cego specjalnie wytyczon� �cie�k�.
- Pi�� Zero Pi��, podaj strza�ki.
- Jedna wskaz�wka w g�rze, druga na prawo.
- Kontynuuj schodzenie po ustalonej �cie�ce.
Komputer okr�towy zlokalizowa� A-6 i przekaza� mu ko�cowe parametry l�dowania plus azymut, kt�re wy�wietli�y si� w kabinie samolotu. B�d�c zdany tylko na przyrz�dy, Jake musia� sam doprowadzi� maszyn� a� do pasa startowego. Wywo�ane tym napi�cie nerwowe trudno by�o por�wna� z czymkolwiek, co mog�o si� przytrafi� pilotowi gdziekolwiek w s�u�bie lotniczej.
Tkwi�cy na pomo�cie oficera sygnalizacyjnego Battles i Lundeen wpatrywali si� w ciemno��. LSO uruchomi� mikrofon i przekaza� komend�.
- W��cz �wiat�a pozycyjne.
Jake Grafton zapomnia� w��czy� ponownie �wiat�a pozycyjne, gdy mija� wietnamskie wybrze�e w drodze powrotnej nad morze. Teraz zapali� je natychmiast po us�yszeniu polecenia. Lundeenowi przysz�o do g�owy, �e je�li Jake nie pami�ta� o �wiat�ach, to m�g� r�wnie dobrze zapomnie� o zabezpieczeniu system�w uzbrojenia samolotu.
- Sprawd� g��wny prze��cznik uzbrojenia - poradzi� mu i us�ysza� dwa klikni�cia prze��cznikiem mikrofonu, b�d�ce potwierdzeniem. Pilot dawa� je zawsze, ilekro� by� zbyt poch�oni�ty innymi czynno�ciami i nie mia� czasu na rozmowy.
- Zielony pok�ad! - krzykn�� operator telefonu.
- Zrozumia�em, zielony pok�ad - potwierdzi� Battles. �Zielony pok�ad" oznacza�, �e pas startowy jest wolny, za� liny hamuj�ce gotowe na przyj�cie A-6. Intruder schodzi� coraz ni�ej i ni�ej pod odpowiednim k�tem, lecz wida� by�o, �e zbacza nieco w prawo.
Battles od razu zareagowa�, uruchamiaj�c ponownie mikrofon.
- Pi�� Zero Pi��, za bardzo si� odchyli�e� w lewo, trzymaj si� �cie�ki.
A-6 natychmiast skorygowa� lot.
- Zachowaj spok�j i tak trzymaj. Jak si� czujesz?
- W porz�dku. - W g�osie pilota da�o si� jednak wyczu� ogromne zm�czenie.
- Uwa�aj na ci�g i powiedz jak widzisz Pi�k�. - Ta informacja mia�a bardzo istotne znaczenie. Pilot informowa� w ten spos�b kontrolera, �e widzi ju� �wiat�a optycznego systemu naprowadzania rozmieszczonego po lewej stronie pasa startowego. Urz�dzenie to sk�ada�o si� z ��tych i zielonych �wiate�, i umo�liwia�o pilotowi wizualn� orientacj� podczas schodzenia. Utrzymuj�c Pi�k� dok�adnie mi�dzy zielonymi �wiat�ami przez ca�y czas, a� do momentu zetkni�cia z pasem, pilot powinien chwyci� hakiem hamuj�cym trzeci� z czterech rozci�gni�tych w poprzek pok�adu lin.
- Diabe�, 3.0.
Na dole niewidoczne postacie w centrum kontroli lot�w natychmiast wymaza�y poprzednie dane informuj�ce o ilo�ci paliwa, jak� poprzednio mia� Diabe� 5 0 5, i wpisa�y obok nazwiska pilota 3.0, czyli �e pozosta�y mu jeszcze trzy tony. Camparelli wraz z szefem operacji powietrznych spojrzeli na monitor wewn�trznego systemu telewizji, otrzymuj�cego obraz bezpo�rednio z kamery umieszczonej tu� nad pok�adem i maj�cej w polu widzenia obszar w obr�bie �cie�ki schodzenia samolot�w. Czekali.
Ze swego stanowiska na pok�adzie, tu� obok pasa startowego, oficer sygnalizacyjny coraz wyra�niej widzia� �wiat�a pozycyjne zbli�aj�cego si� samolotu. W centrum kontroli lotu i pozosta�ych pomieszczeniach operacyjnych wszystkie oczy zapatrzone by�y w monitory telewizyjne pokazuj�ce tor �agodnego schodzenia wraz ze skrzy�owanymi nitkami oznaczaj�cymi �rodek pasa oraz, widoczne ju� na ekranie, �wiat�a maszyny.
Lundeen pos�ysza� prac� silnik�w, kt�rych st�umione buczenie stawa�o si� coraz g�o�niejsze; pod�wiadomie wyczuwa�, jak pracuj� turbiny pos�uszne d�wigni ci�gu, kt�r� operowa� pilot, staraj�c si� utrzyma� maszyn� na �cie�ce schodzenia.
- Jeste� troch� za nisko - powiedzia� przez radio Battles. Turbiny nieco zwi�kszy�y obroty. - Jeszcze troch� ci�gu... Teraz za du�o. Jeste� za wysoko.
A-6 by� ju� bardzo blisko kraw�dzi pasa startowego. Battles sta� tu� za relingiem na rufie, walcz�c z wiatrem o sile przekraczaj�cej 50 kilometr�w na godzin� i staraj�c si� skupi� ca�� sw� uwag� na zbli�aj�cym si� szybko Intruderze. Dostrzeg�, �e samolot wci�� jest nieco za wysoko, chocia� s�ysza� wyra�nie, �e silniki zredukowa�y obroty.
Intruder, niczym ogromny ptak, �mign�� obok niego pr�buj�c wpasowa� si� hakiem hamuj�cym i podwoziem w pok�ad. Ko�c�wka lewego skrzyd�a przemkn�a zaledwie o cztery metry od g�owy oficera sygnalizacyjnego. A-6 ci�ko usiad� na pok�adzie startowym - hak zaczepi� o drug� lin�. Sun�c po pok�adzie samolot zacz�� wyhamowywa�, w��czaj�c wsteczny ci�g. Lundeen zerwa� si� do biegu niemal w tej samej chwili, gdy tylko spostrzeg�, �e hak z�apa� lin�.
Trening i refleks sprawi�y, �e Jake Grafton pchn�� d�wigni� ci�gu mocno do przodu i schowa� hamulce aerodynamiczne, na wypadek, gdyby hak nie trafi� w liny, za� on musia� ponownie si� podrywa� do g�ry na przeciwleg�ym skraju pok�adu. Gdy poczu�, �e hak chwyci� lin�, natychmiast ustawi� d�wigni� ci�gu w pozycji biegu ja�owego i wy��czy� �wiat�a zewn�trzne. Bombowcem mocno szarpn�o, po czym zacz�� si� toczy� w ty�. Pilot wci�gn�� hak i w��czy� hamulce. Intrudera mocno osadzi�o w miejscu i tym razem stan�� na dobre.
Jake ujrza�, jak z pomostu wyspowego zacz�li si� wysypywa� ludzie i biec do samolotu. Szybko wy��czy� prawy silnik i otworzy� kabin�. Od strony bombardiera-nawigatora zacz�� pi�� si� po schodkach sanitariusz w bia�ym kitlu. Od razu te� zaj�� si� McPhersonem. Uni�s� mu g�ow�, zbada� pobie�nie szyj� i si�gn�� do w��cznika �wiat�a przytwierdzonego do stalowej pod�u�nej listwy, rozdzielaj�cej wiatrochron na p� i zmru�y� oczy pod wp�ywem rz�sistego �wiat�a, kt�re rozla�o si� po wn�trzu kabiny. Wsz�dzie by�o pe�no krwi; na McPhersonie, na pulpitach po jego stronie; wida� j� by�o tak�e na prawej r�ce Graftona i na uchwycie dr��ka, oraz na wszystkich przyrz�dach, kt�rych dotyka� pilot. Kabina przypomina�a rze�ni�.
Na obu skrzyd�ach pojawili si� marynarze z personelu pok�adowego. Najpierw zabezpieczyli fotel, tak by katapulta nie uruchomi�a si� przypadkiem, nast�pnie odpi�li pasy przytwierdzaj�ce bombardiera, unie�li jego bezw�adne cia�o w g�r� i powoli sprowadzili w d�, przekazuj�c je z r�k do r�k. Jake z�o�y� skrzyd�a i wy��czy� ca�y system elektroniczny. Dopiero teraz dostrzeg� Sammyego, tkwi�cego na drabince tu� przy nim. Lundeen si�gn�� r�k� do wn�trza kabiny i zaci�gn�� hamulce postojowe. Na koniec wy��czy� lewy silnik. Grafton w tym czasie zdj�� mask� tlenow� i he�m. Jego oczy pod��y�y za noszami, na kt�rych u�o�ono McPhersona, i towarzyszy�y im a� do chwili, gdy te znikn�y za metalowymi drzwiami obrotowymi ogromnej nadbud�wki lotniskowca.
W kabinie zapanowa�a cisza. Wiatr hulaj�cy po pasie startowym osuszy� przepocon� twarz i w�osy Jake'a, kt�remu nagle zrobi�o si� zimno. Jeszcze raz spojrza� na krew na r�ce, na dr��ku, widoczn� prawie we wszystkich miejscach, do kt�rych dociera�o jaskrawe �wiat�o. Pilot odwr�ci� wzrok i spojrza� przyjacielowi w twarz.
- Sammy... - zdo�a� wyszepta�. Nagle poczu� piek�ce md�o�ci podchodz�ce mu do gard�a i zwymiotowa� wprost do he�mu.
Nazajutrz wczesnym popo�udniem Jake Grafton uda� si� do hangaru, w kt�rym zgromadzono najr�niejsze maszyny; sta�y tam rz�dem samoloty rozpoznawcze RA-5 Vigilante, my�liwce F-4 Phantom, bombowce A-7 Corsair i A-6 Intruder oraz kilka helikopter�w - wszystkie poustawiane w taki spos�b, by optymalnie wykorzysta� ka�dy centymetr powierzchni. W hangarze dokonywano rutynowych przegl�d�w i powa�niejszych napraw, kt�re by�y nie do pomy�lenia na pok�adzie w�r�d szalej�cego wiatru i si�pi�cego deszczu. W razie potrzeby wymieniano tam tak�e ca�e podzespo�y dostarczane przez samolot zaopatrzeniowy. Ta imponuj�ca hala o powierzchni kilkuset metr�w kwadratowych zawsze sprawia�a rado�� oczom Jake'a -jednak nie dzisiaj. Skierowa� si� prosto do pomieszczenia, w kt�rym naprawiano silniki; po drodze min�� rz�d podw�jnych grodzi ogniotrwa�ych. M�odzi m�czy�ni w roboczych mundurach marynarki, na kt�re sk�ada�y si� rozszerzane na dole d�insy i wyblak�e drelichowe koszule, poplamione olejem, smarem i p�ynem hamulcowym, uwijali si� przy sze�ciu silnikach odrzutowych spoczywaj�cych na specjalnych, si�gaj�cych pasa, stela�ach. Z kieszeni zwisa�y im szmaty do wycierania r�k oraz wystawa�y w nie�adzie klucze i �rubokr�ty. W Stanach musieli z pewno�ci� wygl�da� podobnie, gdy w d�ugie letnie wieczory zwykli majstrowa� przy swych Chewroletach i Fordach.
Jake podszed� do szczup�ego m�czyzny w �rednim wieku, w stopniu starszego bosmana, kt�ry rz�dzi� warsztatem.
- Szefie, nie ma pan czasem na zbyciu jakiego� starego klucza czy czego� w tym rodzaju?
M�czyzna zmierzy� wzrokiem oficera w mundurze khaki. Mierz�cy ponad metr osiemdziesi�t i wa��cy ponad 85 kilogram�w Jake Grafton nosi� skrzyd�a pilota nad lew� kieszonk�, za� nad praw� b��kitn� naszywk� dywizjonu A-6. Przenikliwe szare oczy wyziera�y spoza jego nosa, przynajmniej o jeden rozmiar za du�ego jak na ten profil twarzy. Ciemnokasztanowe w�osy, nieco przerzedzi�y si� na czole. Oficer trzyma� pod pach� zwini�ty kombinezon pilota.
- Ju� si� robi, panie Grafton. - Podoficer pogrzeba� w metalowym pudle stoj�cym obok biurka, zarzuconego stosami papier�w. Wydoby� z niego dwa nieforemne, pordzewia�e kawa�ki stali, oba wa��ce na oko ze dwa lub trzy kilogramy, i wr�czy� je pilotowi.
- Dzi�ki, szefie.
Jake opu�ci� warsztat i pod��y� w stron� rufy. Przeszed� obok sponsonu i wkroczy� na przypominaj�c� ogromny ganek platform�, wystaj�c� pi�� metr�w ponad wod�, nad kt�r� przebiega�a kraw�d� sko�nego pomostu startowego. Zwykle to znajduj�ce si� na uboczu miejsce wykorzystywali mechanicy do testowania silnik�w odrzutowych. Zaokr�towana na �Shilohu" piechota morska cz�sto urz�dza�a tu tak�e �wiczenia z broni� paln�, strzelaj�c do puszek i szmat rzucanych w kilwater. Jednak dzi� miejsce to �wieci�o pustk�.
Jake rozpostar� kombinezon, umie�ci� oba kawa�ki metalu w jednej z dw�ch kieszeni na piersiach i zasun�� zamek b�yskawiczny. Ciemnordzawe plamy wyschni�tej krwi rozsiane by�y na prawym r�kawie i innych fragmentach jednocz�ciowego stroju. Pilot cisn�� go w kipi�c� wod� za ruf�, w kt�rej spieniony kilwater ci�gn�� si� a� po horyzont. Oliwkowa tkanina unosi�a si� jaki� czas w kipieli, po czym znikn�a pod wod�, rozpoczynaj�c sw� d�ug� w�dr�wk� na dno. Mog�a tam przetrwa� nawet kilka lat, zanim ca�kowicie zgnije. Owini�ta w ni� stal mog�a wytrzyma� nawet ca�e tysi�clecie, ale w ko�cu i ona - tego Jake by� pewien - musia�a ulec wiecznemu morzu.
Kombinezon pogr��a� si� stopniowo w g��binie, kilkaset metr�w za ruf�, a Jake nadal tkwi� w tym samym miejscu, jakby zauroczony widokiem wody rozbijanej czterema pot�nymi �rubami okr�towymi, tworz�cymi bia�aw� kipiel z odcieniem zieleni. Kilka mil dalej woda znowu przybierze normalny wygl�d i tylko opadaj�cy na dno skrwawiony kombinezon pilota z kawa�kami stali b�dzie jedynym �ladem tego, i� by� tu cz�owiek.
Mo�e i ja tam kiedy� sko�cz�, pomy�la� Jake. Uwi�ziony w kabinie zestrzelonego samolotu lub zapl�tany w linki spadochronu po katapultowaniu. Wyobrazi� sobie kr���ce wok� rekiny, kt�re zwabione zapachem krwi lub drganiem wody w miejscu, gdzie walczy�by o utrzymanie si� na jej powierzchni, wysun� z ciemno�ci swe szare cielska i rozszarpi� go na sztuki.
Kabina komandora podporucznika Camparelliego znajdowa�a si� dwa pok�ady ni�ej, w tym samym co i hangar pionie. Jake poprawi� krawat, zapuka� i wszed� do �rodka.
Camparelli siedzia� na fotelu za biurkiem. Kapitan marynarki �Kowboj" Parker, pe�ni�cy w dywizjonie bombowc�w funkcj� oficera operacyjnego, siedzia� na koi, za� X0, Harvey Wilson, rozsiad� si� na sofie. Obok biurka Camparelliego sta�a lod�wka, kt�rej wierzch lokator kajuty wykorzystywa� jako miejsce do sk�adowania segregator�w. Wyposa�enie wn�trza uzupe�nia�y: niski, si�gaj�cy do kolan stolik, oraz przeszklona szafka przytwierdzona na sta�e do grodzi.
Jako dow�dca dywizjonu A-6 stacjonuj�cego na pok�adzie lotniskowca �Shiloh" Frank Camparelli by� odpowiedzialny za 16 samolot�w, 40 oficer�w oraz 360 podoficer�w i marynarzy. Na swoj� pozycj� musia� pracowa� pe�ne 20 lat i uwa�a� j� za ukoronowanie ca�ej swej kariery. Przyzwyczai� si�, �e w jego obecno�ci zwracano si� do niego per skipper, nie przeszkadza�o mu tak�e, i� za jego plecami m�wiono o nim po prostu �stary". Tak nazywano zreszt� i innych dow�dc�w, lecz gdy zdarza� si� taki wiecz�r jak ten, Camparelli szczeg�lnie lubi� tamto okre�lenie. Niski i muskularny, z przepisowymi, kr�tko ostrzy�onymi w�osami, mia� zwyczaj urz�dza� w nich palcami delikatne harce, ilekro� trafi� mu si� szczeg�lnie trudny problem do rozwi�zania. Tego wieczoru jego palce by�y w ustawicznym ruchu.
Jednym z jego zmartwie� by�o to, i� mia� nad sob� kilku prze�o�onych, z kt�rych bezpo�rednim by� dow�dca grupy powietrznej, formacji sk�adaj�cej si� z o�miu dywizjon�w stacjonuj�cych na lotniskowcu. Oficera na tym stanowisku zwyk�o si� okre�la� skr�tem CAG (Commander Air Group - dow�dca grupy powietrznej). W sprawach administracyjnych Camparelli odpowiada� bezpo�rednio przed kontradmira�em dowodz�cym wszystkimi eskadrami Floty Pacyfiku, kt�ry mia� sw� kwater� w Stanach. Sporo do powiedzenia zar�wno w sprawach operacyjnych, jak i administracyjnych mia� r�wnie� dow�dca okr�tu, komandor Borna, poniewa� dywizjon stacjonowa� na jego pok�adzie. W tym i�cie bizantyjskim �wiatku stanowi�cym mozaik� silnych osobowo�ci i r�nych spraw rozgrywaj�cych si� w powietrzu i za biurkami, w takim g�szczu nak�adaj�cych si� kompetencji Camparelli musia� si� wykaza� cechami rasowego polityka, by nie p�j�� na dno. W wi�kszo�ci wypadk�w udawa�o mu si� to.
- Siadaj, Jake. - Camparelli wskaza� mu miejsce na koi. Grafton usiad� obok Kowboja.
- Opowiedz jeszcze raz co si� sta�o podczas tamtego lotu. Chcieliby�my zada� ci te� par� pyta�. Kowboj przygotowuje w�a�nie raport na temat strat poniesionych w akcjach powietrznych, a �ledztwo w sprawie tego wypadku nadzoruje X0. Przeczytali�my tw�j raport. - Skipper skin�� g�ow� w kierunku papier�w le��cych na biurku.
Jake powt�rzy� g��wne tezy raportu. Obecni w kajucie m�czy�ni rzucali od czasu do czasu pytanie, przewa�nie jednak s�uchali. �Kowboj" Parker robi� notatki. Jego obowi�zkiem jako oficera operacyjnego dywizjonu by�o ustalenie, czy pilotowanie samolot�w odbywa�o si� w zgodzie z przepisami Regulaminu Lotnictwa Marynarki USA. Nadzorowa� r�wnie� opracowywanie harmonogram�w lot�w i odpowiedzialny by� za poziom wyszkolenia. By� instruktorem, trenerem, a w razie potrzeby poganiaczem niewolnik�w. G��wnie do niego te� zwracano si� o rady, a gdy pojawia�y si� prawdziwe k�opoty, zawsze by� jednym z pierwszych, kt�remu udzielano g�osu. Mimo swojej w�adzy, Parker by� lubiany, zw�aszcza w�r�d m�odszych oficer�w, kt�rzy cenili go za fachowo��, a najbardziej podoba�o im si� to, �e od czasu do czasu dawa� si� nam�wi� na jaki� zwariowany numer. Tego wieczoru jego k