6848
Szczegóły |
Tytuł |
6848 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6848 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6848 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6848 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
DARIA DONCOWA
ZJAWA W ADIDASACH
(Prze�o�y�a: El�bieta Rawska)
�wiat Ksi��ki
2004
Rozdzia� 1
Je�li dziewczyna zna swoj� cen�, to znaczy, �e nie raz ju� j� podawa�a. Nieszczeg�lnie lubi� ludzi, kt�rzy oznajmiaj� z wielk� pewno�ci� siebie: �Mnie nikt nie oszuka, dobrze wiem, ile jestem wart�.
Ciekawe, sk�d? S�ysz�c od swego interlokutora takie o�wiadczenie, wyg�oszone z dumn� min�, staram si� czym pr�dzej zako�czy� rozmow� - po prostu przerywam j� w p� s�owa i zmykam. Zdaj� sobie spraw�, �e post�puj� niem�drze, ale nie potrafi� si� przem�c. Jednak�e przytoczone wy�ej s�owa, kt�re pad�y dzi� z ust Lenki Karielinej, wcale mnie nie rozz�o�ci�y. Lenka to przypadek szczeg�lny - jej rzeczywi�cie nie mo�na oszuka�.
Kiedy� studiowa�y�my razem i Lenka ju� wtedy by�a osob� niezwykle obrotn�. Ci, kt�rym stukn�a czterdziestka, z pewno�ci� dobrze pami�taj� ugrzecznionych, zawsze u�miechni�tych ludzi p�ci obojga, pojawiaj�cych si� w urz�dach i instytucjach z wielkimi torbami, pe�nymi ubra�, but�w i kosmetyk�w. W latach siedemdziesi�tych nazywano ich handlarzami lub spekulantami. Wystarczy�o, by kto� taki ukaza� si� na korytarzu, a ju� wi�kszo�� pracownik�w - zw�aszcza p�ci �e�skiej - w jednej chwili porzuca�a nawet najpilniejsz� robot� i p�dzi�a do toalety, gdzie nast�pnie oddawa�a si� upajaj�cemu zaj�ciu: przymierzaniu ciuch�w.
Lenka by�a w�a�nie jedn� z takich dostawczy�, tyle �e nie przynosi�a stanik�w, sukienek i nieosi�galnych dla wi�kszo�ci kobiet francuskich perfum, lecz ksi��ki. W czasach, gdy w ZSRR rz�dzili komuni�ci, r�wnie� one by�y towarem absolutnie deficytowym. Przy tym sytuacja na rynku wydawniczym przedstawia�a si� wr�cz paradoksalnie. Ksi�garnie p�ka�y w szwach od wspaniale wydanych tom�w w twardej oprawie. Jednak przy bli�szym rozpoznaniu okazywa�o si�, �e jest to lektura ca�kowicie niestrawna - zbiory uchwa� i rezolucji KC KPZR, wiersze jakich� Pupkin�w i Lapkin�w pod porywaj�cymi tytu�ami Proletariuszu, r�wnaj krok i powie�ci o po�ytkach p�yn�cych z socjalistycznego wsp�zawodnictwa pracy. Krymina��w, literatury naukowej na przyzwoitym poziomie, po prostu dobrych ksi��ek - poezji lub prozy ulubionych autor�w - mo�na by�o szuka� ze �wiec�.
Oczywi�cie, w ZSRR byli i prozaicy, i poeci - Katajew, Kawierin, Wozniesie�ski, Jewtuszenko... Ich ksi��ki nigdy jednak nie le�a�y na ladzie ksi�garskiej, lecz dostawa�o si� je zawsze tylko spod niej. W ksi�garniach obowi�zywa�a zasada tak zwanej sprzeda�y wi�zanej. Polega�a ona na tym, �e kiedy chcia�o si� zakupi� upragniony tomik Cwietajewej, nale�a�o obowi�zkowo naby� r�wnie� zbi�r postanowie� Rady Ministr�w w zakresie hodowli kr�lik�w b�d� powie�� W �wietle elektryfikacji.
W czasach radzieckich posiadanie w domu dobrze zaopatrzonej biblioteki by�o spraw� presti�ow�. Kr�gi elity partyjnej otrzymywa�y z tak zwanego rozdzielnika nie tylko lepsze gatunki w�dlin czy importowan� odzie�, ale i ksi��ki.
No i oczywi�cie chwalono si� nimi, eksponowano je na widocznym miejscu, obok kryszta�owych kieliszk�w do wina i serwis�w �Madonna�. Konspiracyjnego biurokr��c�, handluj�cego ksi��kami, witano nie mniej, a niekiedy nawet bardziej entuzjastycznie ni� sprzedawc� kosmetyk�w.
Tak wi�c Lenka odwiedza�a najr�niejsze instytucje z du�� torb� na k�kach, jakiej u�ywa si� do wi�kszych zakup�w. Miewa�a w niej Achmatow�, Andrieja Bie�ego, dzie�a zebrane Dostojewskiego, Czechowa, Kuprina. A tak�e Mayne Reida, Jacka Londona, Dumasa...
Dzisiejsze m�ode pokolenie, kt�re przywyk�o do tego, �e u wej�cia do metra, na ulicznym stoisku, mo�na kupi� w�a�ciwie ka�d� ksi��k�, nigdy nie zrozumie nas, kt�rzy�my tomiki ulubionych autor�w przegl�dali na parapetach w toalecie, pomi�dzy muszl� klozetow� a umywalk�. Nie pojmie, jak� burz� zachwyt�w wywo�ywa�a powie�� Chandlera czy Agathy Christie.
Gdy tylko da�o si� w kraju wyczu� pierwsze tchnienie wolno�ci, ludzie zacz�li organizowa� �sp�dzielnie�. Pami�tacie czasy, kiedy co drugi obywatel handlowa� �ywno�ci�? Wiecznie g�odnemu cz�owiekowi radzieckiemu wydawa�o si�, �e to najlepszy, najpewniejszy interes: mi�so, ryby, mas�o... Brezentowe budy i kioski wyrasta�y jak grzyby po deszczu.
Ale Lenka wybra�a inn� drog� - otworzy�a ksi�garni�. Male�k�, wr�cz miniaturow�, w piwnicy, gdzie dawniej sypiali bezdomni. Punkt jednak by� doskona�y, niemal tu� przy stacji metra. Ludzie wychodzili z podziemnej stacji na ulic� i natychmiast rzuca� im si� w oczy szyld: �KRAM. Ksi��ki i artyku�y pi�mienne po cenie hurtowej�. Po roku Lenka by�a ju� w�a�cicielk� dw�ch ksi�gar�, a w 2000 uroczy�cie, z orkiestr�, fajerwerkami, szampanem i w obecno�ci kamer telewizyjnych otworzy�a dziesi�ty kolejny punkt handlowy. Teraz chodzi w norkach do kostek, je�dzi mercedesem i uwa�a si� za rekina finansjery. Dlatego te� w�a�nie ona ma pe�ne prawo powiedzie�: �Znam swoj� cen�.
- Wyobra� sobie tylko - z westchnieniem opowiada�a przyjaci�ka, nie�wiadoma moich my�li - �e ludziom kompletnie si� poprzewraca�o w g�owach. Nie mog� znale�� nikogo, kto by si� nadawa� na kierownika ksi�garni.
- Otwierasz now�? - zainteresowa�am si�.
- Tak, przy Fiedosiejewa.
- Gdzie to jest?
- W centrum, w okolicach Sadowego Kolca.
- Sadowe jest du�e.
- Przecznica Sadowo-Kudri�skiej.
Uprzytomni�am sobie, w kt�rym to miejscu.
- Tam s� same stare kamienice.
- I co z tego? - zdziwi�a si� Lenka.
- No bo ty przecie� lubisz projektowa� wszystko sama od a do z.
Lenka roze�mia�a si�.
- Fakt, lubi�, ale nie wsz�dzie mo�na postawi� nowy budynek. W �r�dmie�ciu to w og�le koszmar, nie ma skrawka wolnego miejsca. �eby� wiedzia�a, jakie �ap�wki trzeba dawa�! Prawd� m�wi�c, z t� lokalizacj� przy Fiedosiejewa mia�am po prostu szcz�cie. Tam zawsze by�a ksi�garnia, rozumiesz? Najpierw pa�stwowa, p�niej prywatna. Tylko �e w�a�ciciel splajtowa� i lokal trafi� mi si� po prostu za bezcen. No, ale za to mam problem z kierownikiem.
- Naprawd� tak trudno znale�� kogo� odpowiedniego? - zdziwi�am si�. - Przecie� tyle os�b szuka pracy, to chyba nie taka wielka sztuka poprowadzi� ksi�garni�?
Lenka tylko machn�a r�k�.
- Ka�dy idiota opanuje j� w miesi�c pod warunkiem, �e ma dobrego ksi�gowego i magazyniera.
- No to we� pierwszego ch�tnego, kt�ry ci si� trafi!
Lena westchn�a.
- Odnosz� ostatnio wra�enie, �e uczciwi ludzie po prostu wygin�li. Ka�dy, kto tylko pod�apie jak�� prac�, natychmiast zaczyna okrada� w�a�ciciela.
- W jaki spos�b?
- Ach - zn�w machn�a r�k� - istnieje sto sposob�w na to, jak zrobi� w konia pracodawc�, i zatrudnione u mnie osoby przyswajaj� je sobie bardzo szybko. Kierownik ksi�garni to dla mnie straszliwy problem. Wiesz, musz� ci si� przyzna� do pewnych niezbyt chwalebnych posuni��. Przy Polance jest ksi�garnia �M�oda Gwardia�. S�ysza�a� o niej?
- No jasne, to moja ulubiona, wpadam tam co najmniej raz w tygodniu. Ale� oni maj� zaopatrzenie! I krymina�y, i podr�czniki, i literatura obcoj�zyczna, wszystko!
- W�a�nie, w�a�nie. - Lenka kiwn�a g�ow�. - Lokal funkcjonuje bez zarzutu. Sama cz�sto tam zagl�dam, oczywi�cie incognito, �eby podpatrzy�, co nowego kierowniczka wymy�li�a... Znasz j�?
- Sk�d�e!
- A no tak, rzeczywi�cie. Kierowniczka nazywa si� Nina. Powiadam ci, ka�dy powinien si� od niej uczy�! Fryzura, makija�, eleganckie dodatki i bi�uteria, a zreszt� to pi�kna kobieta. Cz�sto ludzie, zw�aszcza m�czy�ni, my�l� sobie, �e taka �adna babka, a w dodatku zadbana, rozumiesz, kolczyki, pier�cionki, to musi by� g�upia. Tyle �e jeszcze nikomu nie uda�o si� Niny oszuka�. Za t� czaruj�c� aparycj� kryje si� �elazna bizneswoman. Wsz�dzie panuje idealny porz�dek - w cz�ci sklepowej, w ksi�gowo�ci, w magazynie. Wida�, �e ster dzier�y pewna r�ka. A w dodatku, musisz wiedzie�, Nina troszczy si� o pracownik�w jak rodzona matka. Zorganizowa�a bufet dla personelu, dogada�a si� z jakim� sowchozem, dostarczaj� im stamt�d mleko, ser, �mietan�. Fryzjer przychodzi czesa� ekspedientki na miejscu. Nie uwierzysz, ale zatrudni�a dla nich nawet nauczycielk� angielskiego i niemieckiego.
- Po co? - zdumia�am si�.
Lenka wzruszy�a ramionami.
- Chc� zna� obce j�zyki. Co roku te� uroczy�cie �wi�tuj� rocznic� powstania swojej ksi�garni, i to nie byle gdzie, tylko w eleganckiej restauracji. Rezultat wida� jak na d�oni - zesp� tworzy jedn� wielk� rodzin�. �aden dra� si� tam nie utrzyma, po prostu wyleci na pysk. Ekspedientki doskonale si� orientuj� w ca�ym asortymencie, klienci dos�ownie si� k��bi� i pieni��ki strumieniem p�yn� do kasy. W dodatku Ninie udaje si� utrzyma� w ksi�garni najni�sze ceny! Marinina kosztuje wsz�dzie czterdzie�ci rubli, a u niej trzydzie�ci pi��! Stale organizuje si� tam jakie� konkursy dla klient�w, loterie, spotkania autorskie.
- A to po co?
- Bo�e, Daszka! - Lena u�miechn�a si� z politowaniem. - Ludzie zawsze prosz� ulubionego pisarza o autograf, nie zauwa�y�a�?
- A-a-a... I dlatego musz� kupi� jego ksi��k�?
- M�dra dziewczynka! - pochwali�a Lena. - Wszystko chwytasz w lot. Kr�tko m�wi�c, postanowi�am zwabi� Nin� do siebie. Chwyta�am si� r�nych sposob�w. Pensj� proponowa�am jej tak�, �e jak ci powiem, i tak nie uwierzysz. Nie m�wi�c o procencie od obrot�w.
- I co?
- Nic. - Lenka westchn�a. - Powiedzia�a tylko: �Dzi�ki, bardzo mi to pochlebia, ale �M�oda Gwardia� to moje dziecko, a rodzonego dziecka matka nie porzuci nawet za najwi�ksze pieni�dze�.
- I co ty na to?
Lenka wyj�a papierosy.
- Jest tam jeszcze jej zast�pczyni, Ludmi�a, i Luba, magazynierka. Zastartowa�am prosto do nich, ale nic z tego. Te� odesz�am z kwitkiem. Zreszt� by�y szalenie uprzejme, grzeczne, ca�e w u�miechach, uk�onach, niczym chi�scy mandaryni. �Ach, Jeleno Niko�ajewno, pani propozycja to dla nas zaszczyt!�. Czytaj: �A skacz ty, babo, na drzewo!�. No i teraz zosta�am z b�lem g�owy. Sk�d wzi�� kierownika? Chocia� ju� wiem, jaki powinien by�.
- No?
- Kobieta, po czterdziestce, nieobarczona rodzin�, taka, u kt�rej praca jest na pierwszym miejscu. By�oby te� po��dane, �eby mia�a ju� mieszkanie, dacz�, samoch�d, czyli brak motywacji do przekr�t�w finansowych. Poza tym powinna by� uczciwa, pe�na inicjatywy, przebojowa, inteligentna, s�owem, taka jak ty, Daszka!
Zakrztusi�am si� kaw�.
- Zwariowa�a�?
- Nic podobnego.
- Ale ja mam dwoje dzieci, Arkadego i Mani�. No i jest jeszcze Olga, moja synowa, oraz wnuki - A�ka i Wa�ka, bli�niaki!
- Tw�j Arkady to ju� du�y ch�opczyk - powiedzia�a Lena - nied�ugo stuknie mu trzydziestka; Kicia, czyli Olga, ca�ymi dniami siedzi w telewizji, stale j� widz� na ekranie, Ma�ka te� tylko patrze�, jak sko�czy szko��, a na temat bli�niak�w nie wa� si� nawet zaj�kn��. Maj� nia�k�, Serafim� Iwanown�, a z ciebie, moja kochana, nie gniewaj si�, babcia jak z koziej dupy tr�ba, nie potrafisz nawet dzieciakowi pampersa za�o�y�.
Musia�am przyzna�, �e to prawda, Serafima nie dopuszcza mnie nawet w pobli�e bli�niak�w.
- Gotuje ci Katierina - wylicza�a dalej przyjaci�ka - sprz�ta Irka, forsy macie tyle, �e starczy wam na trzy �ycia...
Zn�w si� zgodzi�am: wszystko prawda, pieni�dzy nam nie brak, s�u�b� te� mamy.
- Przecie� umierasz z nud�w - atakowa�a bezlito�nie Lenka - a mnie nie chcesz pom�c! Co robisz ca�ymi dniami? No co?
- Czytam krymina�y - wymamrota�am.
- To teraz zaczniesz je sprzedawa�!
- Ale ja si� w og�le nie znam na rachunkach! Ledwie do dziesi�ciu zlicz�!
- To g�upstwo, ksi�gowo�� jest dobrze prowadzona.
- I nie mam wykszta�cenia zawodowego.
- Ja te� - odparowa�a Lenka i widz�c, �e moje argumenty si� wyczerpa�y, wykrzykn�a rado�nie: - Daszutka, zg�d� si�, nie na d�ugo, no, powiedzmy, na jakie� dwa miesi�ce.
- Dlaczego na dwa?
- Jest tam - mrukn�a w zadumie Lenka - pewna osoba, A��a Riumina, kt�ra na pierwszy rzut oka doskonale by si� nadawa�a. Do�wiadczona, rzutka, ca�e �ycie pracuje w bran�y ksi�garskiej. Wszystkich innych pracownik�w wywali�am, zostawi�am tylko j�.
- Wi�c o co chodzi? - ucieszy�am si�. - Daj jej posad� kierownika i sprawa za�atwiona.
- Co� mi m�wi, �ebym si� z tym wstrzyma�a. - Lenka zn�w ci�ko westchn�a.
- C� takiego?
- Nie wiem - przyzna�a. - No i wymy�li�am, �e zrobi� tak. Popracujesz u mnie par� miesi�cy, a ja tymczasem b�d� mia�a na A��oczk� oko. Co jest dla niej wa�niejsze: powodzenie ca�ego przedsi�wzi�cia czy osobiste ambicje.
- Czyli eksperyment?
Przyjaci�ka skin�a g�ow�.
- Mo�na i tak to nazwa�. No, pom� mi, prosz�!
- A je�eli si� nie sprawdz�?
- Wywal� ci� z hukiem. - Lena roze�mia�a si�, ale widz�c, �e mina mi zrzed�a, doda�a: - Nie b�j si�, tam nawet ma�pa sobie poradzi, byle tylko mia�a dobre ch�ci.
Wiedzia�am ju�, �e z�ama�a m�j op�r, ale usi�owa�am si� jeszcze broni� resztkami si�:
- Pogadam dzi� o tym w domu, mo�e b�d� mieli jakie� zastrze�enia?
- S� zdecydowanie za - przypiecz�towa�a spraw� Lenka. - Wszyscy jak jeden m�� uwa�aj�, �e dobrze ci to zrobi. Bo, jak to uj�� Kiesza: �Matka zacz�a przypomina� camembert�.
- Co to znaczy? - zdziwi�am si�.
- To znaczy, �e zaczynasz porasta� ple�ni� - wyja�ni�a Lenka. - Dobra, nie ma o czym gada�. Pensja jest godziwa, stanowisko odpowiednie, do roboty, towarzysze! Jutro o dziesi�tej czekam na ciebie przy Fiedosiejewa. Przedstawi� ci personel.
- O dziesi�tej! - �achn�am si�. - Przecie� b�d� musia�a wsta� o �smej.
- I co z tego?
Oczywi�cie, nic. Kiedy by�am jeszcze lektork� j�zyka francuskiego, co dzie� zrywa�am si� o �wicie, ale odk�d rzuci�am prac� - czyli od dobrych kilku lat - nie otwieram oczu przed wp� do jedenastej.
- �sma to akurat odpowiednia pora, �eby wyle�� z bet�w - o�wiadczy�a Lenka. - D�ugi sen szkodzi.
C�, z tym akurat mo�na by polemizowa�.
- No dobra. - Karielina klepn�a otwart� d�oni� w kanap�. - Wszystko ju� om�wione.
Nazajutrz, punktualnie za pi�� dziesi�ta, wesz�am do ksi�garni. Grupka paplaj�cych z o�ywieniem dziewcz�t przycich�a, po czym jedna z nich poinformowa�a:
- Przepraszam bardzo, otwieramy o jedenastej.
Ju� mia�am zapyta� o Lenk�, ale moja przyjaci�ka w�a�nie wesz�a do lokalu i poleci�a surowo:
- Wszystkie na g�r�, do gabinetu kierownika.
W ci�gu pi�ciu minut w niewielkim pomieszczeniu zrobi�o si� ciasno.
- Prosz� o cisz�! - rzuci�a Lena.
Rozmowy momentalnie umilk�y.
- Przedstawiam - zacz�a Karielina - Dari� Iwanown� Wasiljew�, now� kierowniczk�. Wiek mog� pomin��, widzicie same, �e to osoba m�oda, energiczna i pe�na plan�w. Daria Iwanowna ma wy�sze wykszta�cenie specjalistyczne, uko�czy�a najpierw instytut poligraficzny, a nast�pnie kurs dla mened�er�w bran�y ksi�garskiej.
Szcz�ka mi opad�a. Co ta Lenka, zwariowa�a czy co? Przecie� razem studiowa�y�my w instytucie j�zyk�w obcych!
- Los sprawi� - ci�gn�a dalej Lenka - �e Daria Iwanowna w po�owie lat siedemdziesi�tych znalaz�a si� w Pary�u, gdzie przez d�ugie lata kierowa�a jedn� z najwi�kszych francuskich ksi�gar� przy bulwarze Rivogy. Prawda? - zwr�ci�a si� do mnie.
- Przy ulicy Rivoli - poprawi�am j� odruchowo. - W Pary�u nie ma bulwaru Rivogy.
- Aha. - Lenka skin�a g�ow�. - Ale nie o to chodzi.
S�uchaj�c, jak wynosi pod niebiosa moje kwalifikacje zawodowe, z wolna oblewa�am si� zimnym potem. Och, Lenka, ty wariatko. Chocia� jaka� cz�� prawdy w jej s�owach by�a. Rzeczywi�cie przez wiele lat mieszka�am w Pary�u, je�d�� tam nadal kilka razy do roku, a wymow� mam tak�, ze rdzenni mieszka�cy ojczyzny trzech muszkieter�w bior� mnie za rodowit� Francuzk�. Co prawda, jaki� cie� obcego akcentu chyba zachowa�am, gdy� Gasko�czycy uwa�aj� mnie za Bretonk�, a Breto�czycy za Gaskonk�, pary�anie za� s� przekonani, �e dzieci�stwo i m�odo�� musia�am sp�dzi� w departamencie Cognac. Niekiedy co bardziej dociekliwi pytaj�:
- Jest pani Niemk�?
A wi�c z tym Pary�em to prawda, znam go jak w�asn� kiesze�, ale nigdy nie pracowa�am tam w ksi�garni. Nie wiem nawet, czy przy rue Rivoli jaka� w og�le istnieje.
- Zatem c�, Dario Iwanowno - grzmia�a dalej Lenka - prosz� zaczyna�, przekazuj� pani ster.
Kiwn�am g�ow� i wyrzek�am ochryple:
- Witam.
W ci�gu d�ugich lat pracy jako wyk�adowca nic innego nie robi�am, tylko m�wi�am do ludzi. Nigdy nie peszy� mnie t�um, bez trudu radzi�am sobie w ka�dej sytuacji, a je�li by�am s�abo przygotowana do zaj��, ucieka�am si� do sposobu wypr�bowanego przez wszystkich nauczycieli - zarz�dza�am prac� kontroln� czy kartk�wk�. Radz� pami�ta� o tym, �e je�li pedagog was albo wasze dzieci bezustannie dr�czy sprawdzaniem przekazywanych im umiej�tno�ci, to jest najprawdopodobniej zwyk�ym leniem. O wiele �atwiej bowiem kaza� studentom rozwi�zywa� testy czy pisa� dyktanda, ni� wysila� si�, z uporem wbijaj�c wiedz� w t�pe g�owy. Tak wi�c, je�li chodzi o wyst�py przed licznym audytorium, do�wiadczenie mam ogromne, ale dzisiaj oblecia� mnie jaki� strach, i pewnie dlatego oznajmi�am przesadnie surowym tonem:
- A wi�c do�� gadania, pora otwiera� ksi�garni�. Czas to pieni�dz, klienci ju� czekaj� pod drzwiami.
M�ode ekspedientki w jednej chwili znalaz�y si� za lad�, A��a Siergiejewna z g�o�nym szcz�kni�ciem odsun�a rygiel.
- Bardzo dobrze - pochwali�a mnie szeptem Lenka. - Doskona�y pocz�tek, Rosjanin musi czu� nad sob� bat, to nie Francja, kole�anko!
I roze�mia�a si�, ukazuj�c rz�d r�wnych, bia�ych z�b�w. Poczu�am si� jako� dziwnie. Bo�e, w co ja si� znowu wpakowa�am? I czy to mi wyjdzie na dobre?
Rozdzia� 2
Oko�o pierwszej A��a Siergiejewna wsun�a do mojego gabinetu idealnie ostrzy�on� g�ow� i powiedzia�a:
- Dario Iwanowno, inspektor ze stra�y po�arnej.
Szybko zamkn�am notes, w kt�rym bezmy�lnie rysowa�am diabe�ki, i zapyta�am zdziwiona:
- Po co? - I zaraz si� poprawi�am: - Czy co� si� u nas pali?
A��a Siergiejewna wycofa�a si� w milczeniu i do pokoju wszed� dosy� m�ody, t�gi ch�opak z tekturow� teczk� pod pach�.
- Dzie� dobry - przywita� si� uprzejmie. - Prosz� mnie oprowadzi� po powierzonym pani obiekcie.
- W jakim celu? - Wci�� nie mog�am tego zrozumie�.
Inspektor uni�s� brwi i spojrza� na A��� Siergiejewn�.
- Prosz� to zrobi�, Dario Iwanowno. - Kobieta westchn�a. - Trzeba sprawdzi� lokal pod k�tem zagro�enia po�arowego, zw�aszcza �e jest nowy.
Zacz�li�my od sali sprzeda�y.
- To wbrew przepisom. - Stra�ak wymierzy� palec w stela�e z ksi��kami.
- Dlaczego?
- Odleg�o�� mi�dzy nimi jest mniejsza ni� metr.
- I co z tego?
- W razie zagro�enia po�arowego ewakuacja personelu b�dzie utrudniona.
- Ale pomieszczenie jest w�skie!
- To mnie nie interesuje. Te szafki musz� zosta� st�d usuni�te.
- A co z ksi��kami?
- Nie moja sprawa.
- Dobrze. - Skin�am g�ow�. - W porz�dku. Przepis�w nale�y przestrzega�.
- �aluzje te� s� nieodpowiednie.
- Dlaczego?
- Nie s� zaimpregnowane. Je�eli wybuchnie po�ar, stworz� dodatkowe zagro�enie.
- Za�atwimy to.
Ale inspektor nie dawa� za wygran�.
- Gdzie jest plan ewakuacji personelu na wypadek po�aru?
- Nie zamierzamy tu sp�on�� �ywcem - rozz�o�ci�am si�.
- Plan powinien wisie� na widocznym miejscu. Brak r�wnie� skrzyni z piaskiem.
- My�li pan, �e hodujemy tu kory? Piasku ju� dawno nikt nie u�ywa, jest specjalny �wirek do kocich toalet.
Ch�opak przez chwil� patrzy� na mnie w milczeniu, a potem prychn��:
- �arty sobie pani stroi, tak? No c�, to dobrze, zawsze lepiej na weso�o, ale skrzynia z piaskiem potrzebna jest do wyrzucania niedopa�k�w. Nale�y wydzieli� miejsce dla palaczy i wyposa�y� je we wszystkie konieczne urz�dzenia.
- Zastosujemy si� do zalece�.
Chodzili�my po lokalu ca�� godzin�, inspektor poczerwienia� i spoci� si�. We wszystkich kolejnych pomieszczeniach - w magazynie, ksi�gowo�ci, kasach - dopatrzy� si� licznych uchybie�, kt�re skrupulatnie zapisa� w notatniku.
Gdy wr�cili�my do mojego gabinetu, zapyta� zwi�le:
- A wi�c jak?
- Uwzgl�dnimy wszystkie uwagi.
- Aha, i co dalej?
- Jak to? - zdziwi�am si�. - Zrobimy, co nale�y.
- No i?
- Prosz� si� nie obawia�, za�atwimy to w ci�gu tygodnia.
- Wi�c jak?
Kompletnie nie rozumiej�c, o co mu chodzi, wybuchn�am:
- Jak, jak! Prosz� przyj�� za siedem dni, a zobaczy pan, �e wszystko b�dzie w idealnym porz�dku.
- Dobrze - odezwa� si� ch�opak g�osem niewr�cym nic dobrego. - Wszystko jasne, zamykam lokal.
- Dlaczego? - A� podskoczy�am.
- Punkt handlowy nie jest wyposa�ony zgodnie z przepisami.
- Przecie� m�wi�, �e zrobimy, co nale�y.
- I wtedy sprawdzimy, czy wszystko gra.
- Ale�... - zaj�kn�am si� - ...ale� tak nie mo�na!
- Tak? - Inspektor u�miechn�� si�. - Mo�na, a nawet trzeba! Najwa�niejsze jest bezpiecze�stwo pracownik�w.
By�am ju� zupe�nie sko�owana, gdy do gabinetu wpad�a A��a Siergiejewna.
- Ach - za�wiergota�a - drogi, e... e... e...
- W�adimirze Iwanowiczu - uzupe�ni� z godno�ci� wstr�tny inspektor.
- Drogi W�adimirze Iwanowiczu - moja zast�pczyni rozp�ywa�a si� w u�miechach - bardzo prosz�, mam tu ma�y upominek od pracownik�w naszej ksi�garni, ot, r�ne ksi��eczki...
Inspektor wzi�� do r�ki wypchan� torb� reklamow� z nadrukiem �Firma �Kram�� i zajrza� do �rodka.
- Krymina�y? �wietnie, ale moja te�ciowa bardzo lubi romanse.
- Chwileczk�. - A��a Siergiejewna uchyli�a drzwi i zawo�a�a: - Szybciutko, przynie�cie no Collins, Brown, Bates...
Po kr�tkiej chwili �adna ruda ekspedientka przyd�wiga�a jeszcze jedn� reklam�wk�.
- No dobrze - rzek� z namys�em ch�opak - w porz�dku, pracujcie. Wiecie, co i jak, a ja te� nie lubi� ludziom szkodzi�. Przepisy, oczywi�cie, to podstawowa rzecz, ale trudno przecie� wszystkie przestrzec. Prawie niemo�liwe.
Dziwna forma �przestrzec� roz�mieszy�a mnie, lecz opanowa�am si� i rzek�am z godno�ci�:
- Dzi�kuj�, W�adimirze Iwanowiczu, mam nadziej�, �e zostaniemy przyjaci�mi.
- Co do tego, to cz�owiek ze mnie kontaktowy - zapewni� z u�miechem stra�ak - nie wdaj� si� w sytuacje konfliktowe, jak niekt�rzy. Gdyby tak przyszed� tu na inspekcj� Pop�awski, dopiero by�by bal! Prosz� spokojnie pracowa�, ksi��ki to przyzwoita bran�a, nie to co w�dka i �led�. Ale plan ewakuacji trzeba powiesi�. Powinien by� pi�knie wyrysowany, ze strza�kami wskazuj�cymi, w kt�r� stron� ucieka� w razie po�aru.
- Oczywi�cie, oczywi�cie - gi�a si� w uk�onach A��a Siergiejewna - wszystkie polecenia b�d� wykonane, zaznaczymy strza�ki kolorowymi flamastrami.
- No to �wietnie - podsumowa� inspekcyjn� wizyt� W�adimir Iwanowicz, po czym opu�ci� lokal.
Ledwie drzwi si� za nim zamkn�y, u�miech spe�z� z umiej�tnie umalowanej twarzy A��y Siergiejewny.
- A to bydl�! - rzuci�a ze z�o�ci�. - �ap�wkarz!
- Dobrze pani wymy�li�a z tymi ksi��kami - pochwali�am j�.
Roze�mia�a si�.
- Dario Iwanowno, kochana, w torbie by�a jeszcze koperta z dolarami.
- Da�a mu pani �ap�wk�? - dotar�a do mnie z op�nieniem ta nieskomplikowana informacja.
- Naturalnie, same romanse niewiele zdzia�aj�.
- Ile?
- Pi��dziesi�t dolar�w.
- I nie ba�a si� pani? A gdyby tak facet si� w�ciek� i rozrobi� spraw�?
A��a Siergiejewna nie przestawa�a si� �mia�.
- Dario Iwanowno droga, ja ca�e �ycie pracuj� w handlu. Jako� nikt do tej pory nie poczu� si� ura�ony przy wr�czaniu koperty. Wszystkim zreszt� trzeba b�dzie si� op�aca�, tylko patrze�, jak si� zlec� po swoj� dol�, hieny.
- Chwileczk�. A sk�d pani wzi�a pieni�dze? - zainteresowa�am si�.
- Galina W�adimirowna mi da�a. To nasza g��wna ksi�gowa.
- A jak to wygl�da od strony formalnej? W ksi�gach nie ma przecie� rubryki ��ap�wki�?
A��a Siergiejewna wyja�ni�a z rozbawieniem:
- Oczywi�cie, �e nie. Galina W�adimirowna ju� dobrze wie, jak sobie z tym poradzi�.
- To znaczy?...
- O, o te sprawy najlepiej zapyta� j� sam�, to jej tajemnica. Do mnie nale�y poprosi� ksi�gow� o pieni�dze dla inspektora, a do niej - przekaza� mi odpowiedni� sum�. Czy�by w Pary�u by�o inaczej?
- Owszem - odpar�am ostro�nie. - Francuzi dzia�aj� w zgodzie z przepisami.
- Pewnie! - A��a Siergiejewna westchn�a. - Europa! A my, wsiowa ciemnota, dzika Ru�, wleczemy si� zawsze w ogonie. U nas, jak cz�owiek nie posmaruje, to nie pojedzie.
- Dzi�kuj�, A��o Siergiejewno - powiedzia�am uprzejmie. - Prosz� wybaczy�, z pocz�tku na pewno b�d� pope�nia�a wiele gaf.
- Doradz� pani, jak ich unika�! - zaoferowa�a si� z gotowo�ci� moja zast�pczyni. - Tylko bardzo prosz� m�wi� mi po prostu �A��a�.
- Dobrze. - U�miechn�am si�. - Jestem Dasza.
- To rozumiem! - ucieszy�a si� A��oczka. - Niech si� pani nie boi, b�d� zawsze w pobli�u. Oczywi�cie francuskie do�wiadczenia s� na pewno bardzo cenne, ale tu, w Rosji, wszystko wygl�da troch� inaczej. Mo�e si� napijemy herbatki?
I zacz�� si� dzie� jak co dzie�. O �smej ksi�garni� zamykano. Ekspedientki ca�ym stadkiem pobieg�y do szatni. Zacz�am si� zbiera� do wyj�cia.
- Och, mamo! Mamusiu! - dobieg� nagle z do�u dziewcz�cy pisk. - Ojej, ratunku! Na pomoc!
Wyskoczy�am z gabinetu i p�dem rzuci�am si� na d�.
- Dasze�ko, spokojnie - mitygowa�a mnie biegn�ca z ty�u A��oczka. - Zar�czam, nic si� nie sta�o!
- Ale taki okropny krzyk... - Zwolni�am troch�.
- Pewnie g�upie dziewuchy przestraszy�y si� myszy - wyja�ni�a A��a. - Zaraz im powiem par� s��w do s�uchu.
Wesz�y�my do szatni, rzuci�am okiem na st�oczone pod �cian� ekspedientki i zapyta�am:
- No, o co chodzi? Przestraszy�y�cie si� ma�ej myszki?
- Tam - wybe�kota�a jedna z dziewcz�t, wskazuj�c palcem w stron� szafek na ubrania. - Tam...
- Swieta! - Moja zast�pczyni surowo �ci�gn�a brwi. - Jak ci nie wstyd, zachowuj si� przyzwoicie! Pomy�l tylko, co taka mysz mo�e wam zrobi�? Zje was? Sama pewnie jest ledwo �ywa ze strachu.
- Tam, A��o Siergiejewno, tam... - powtarza�a w k�ko dziewczyna.
- To nie mysz - doko�czy�a cicho inna, wysoka, bardzo atrakcyjna blondynka. - To...
- No dobrze, wi�c szczur - przerwa�a jej stanowczym g�osem A��a i podesz�a do otwartej szafki ze s�owami: - My�la�by kto, wielka rzecz, ja go tu zaraz... A-a-a-a!
Przera�liwy krzyk rozleg� si� w piwnicy, odbi� echem od �cian i zamar� pod sufitem. A��a osun�a si� na pod�og�. Rzuci�am si�, �eby zajrze� do metalowej szafki.
W �rodku, wci�ni�ta do ciasnej, niewysokiej przegr�dki, lega�a m�oda kobieta. Jej cia�o by�o przedziwnie skr�cone. Kto� j� tam wepchn��, dos�ownie z�o�on� na p�. G�ow� mia�a przyci�ni�t� do st�p obutych w eleganckie sk�rzane botki. Twarzy nie widzia�am, jedynie pi�kne, g�ste blond w�osy, l�ni�ce niczym fryzura modelki reklamuj�cej szampon Pantene. Nieszcz�nica by�a z ca�� pewno�ci� martwa, gdy� �adna �ywa istota nie wytrzyma�aby w takiej pozycji d�u�ej ni� pi�� minut.
Na u�amek sekundy pociemnia�o mi w oczach. Po chwili jednak, u�wiadomiwszy sobie, �e przecie� jestem tu szefow�, wzi�am si� w gar�� i zadysponowa�am:
- Wszystkie macie zachowa� spok�j! Owszem, zdarzy� si� nieprzyjemny incydent, ale wierzcie mi, po�ar to co� o wiele gro�niejszego!
Ekspedientki szcz�ka�y z�bami ze strachu, a ja sama mia�am ochot� g�o�no wrzasn�� i co si� w nogach rzuci� si� do ucieczki. Opanowawszy si� z trudem, wycelowa�am palec w stadko dziewcz�t.
- Swieta!
- Tak - odezwa�a si� dr��cym g�osikiem najm�odsza, rudow�osa ekspedientka.
- Dobierz sobie kt�r�� z kole�anek, zanie�cie A��� Siergiejewn� na g�r� i posad�cie j� w fotelu.
- Ale... - zacz�a dziewczyna.
- Swieto - przerwa�am g�osem zimnym jak stal - prosz� wykona� polecenie.
- To mo�e my wszystkie razem, dobrze? - szepn�a.
Gromadka dziewcz�t boja�liwie podesz�a do A��y, po czym, uj�wszy kobiet� za r�ce i nogi, powlok�y j� w stron� drzwi. Ja r�wnie� opu�ci�am szatni�, przykaza�am, �eby wszystkie zosta�y w cz�ci sklepowej - �adnej nie wolno si� stamt�d ruszy� - wr�ci�am do gabinetu i zadzwoni�am na milicj�.
Od wielu ju� lat ��czy mnie bliska przyja�� z pu�kownikiem Diegtiariowem. Tylko przyja��, a w�a�ciwie stosunki bratersko-siostrzane, chocia� teraz nawet mieszkamy razem, w jednym domu, w podmiejskim osiedlu willowym �o�kino. Moje dzieci lubi� Aleksandra Michaj�owicza, a on odp�aca im tym samym. Przywyk�am ju� do tego, �e przyjaciel wyci�ga nas ze wszystkich - mniejszych i wi�kszych - k�opot�w. Bez namys�u zwracamy si� do niego z pro�b� o wsparcie, je�li tylko zdarzy si� co�, co wymaga interwencji odpowiednich s�u�b. Pu�kownik pom�g� Kieszy wyrobi� na nowo zgubiony dow�d osobisty, Kicia kilka razy odzyska�a dzi�ki niemu prawo jazdy, kt�re odebrano jej za przekroczenie dozwolonej pr�dko�ci, a w szkole Maszy Diegtiariow wyg�osi� prelekcj� na temat niewdzi�cznej s�u�by funkcjonariuszy wydzia�u kryminalnego. Gdy zdarza�y si� wi�ksze nieprzyjemno�ci, niezawodny pu�kownik za ka�dym razem trwa� przy nas jak opoka.
Ale nie dzi�. Na dworze szala�a styczniowa zamie�, wi�c zwierzchnicy pu�kownika uznali, �e b�dzie to dla niego najlepsza pora na wypoczynek. Kr�tko m�wi�c, Aleksander Michaj�owicz nigdy nie dostaje urlopu latem. Jest kawalerem, nie ma innej rodziny pr�cz naszej, dlatego te� w miesi�cach letnich musi pracowa�. Czerwiec, lipiec i sierpie� zarezerwowane s� na urlopy dla os�b, kt�re maj� rodziny i dzieci, musz� skopa� ogr�d te�ciowej pod Riazaniem lub do sp�ki z te�ciem zbudowa� saun�. Mo�e to i sprawiedliwie, tyle �e ten biedak Diegtiariow od B�g wie jak dawna nie k�pa� si� w ciep�ym morzu ani nie wylegiwa� na rozgrzanym piasku pla�y. W dodatku facet panicznie boi si� lata� samolotem.
Na Nowy Rok Kieszka i Kicia zrobili przyjacielowi prezent. Kiedy wszyscy, wypiwszy szampana przy wt�rze kremlowskich kurant�w, rzucili�my si� do otwierania toreb i paczek, Aleksander Michaj�owicz zapyta� ze zdziwieniem:
- Co to?
- Maszynka do golenia - wyja�ni�am. - Najlepsza, firmy Brown, najnowszej generacji. W sklepie zapewniano, �e to wyr�b ekstraklasa, nawet gra podczas golenia.
- Ale� nie o ni� pytam - rzek� pu�kownik, wskazuj�c na plik r�nokolorowych papierk�w. - Co to jest?
- To prezent od nas - odpowiedzieli ch�rem Kicia i Arkady.
- A to ode mnie, na dok�adk� - pisn�a rado�nie Mania, stawiaj�c na stole litrow� butelk� koniaku.
- No, no! - Diegtiariow, w zasadzie niepij�cy, pokr�ci� g�ow�. - I kt� to ci podsun�� taki pomys�?
- Jak si� wybierzesz do Tajlandii - chichocz�c, wyja�ni�a Marusia - a zwa�, �e to jakie� dziewi��, dziesi�� godzin lotu - ze strachu wypijesz w samolocie ca�� butelk�!
- Do Tajlandii! - wykrzykn�� przera�ony Aleksander Michaj�owicz. - Ciekawe, za co?
- No, nie ma powodu do narzeka�! - oburzy�a si� Olga. - Najlepszy turnus, pi�ciogwiazdkowy hotel, trzy tygodnie z pe�nym programem odnowy biologicznej, osiem wycieczek, zwiedzanie fermy krokodyli...
- Tylko krokodyli mi brakuje - wyb�ka� oszo�omiony pu�kownik, ogl�daj�c bilet. - Co to, pi�tego odlot? Chyba�cie zwariowali!
- Dlaczego? - zdziwi� si� Kiesza.
- Przecie� musz� si� jako� przygotowa� - zacz�� marudzi� pu�kownik. - Kupi� szorty, k�piel�wki...
- Wszystko ju� za�atwione - zatrajkota�a Mania. - Kicia nawet walizk� ci zorganizowa�a, zobacz sam, le�y w sypialni na ��ku.
Diegtiariow poszed� do swojego pokoju.
- Co� mi si� zdaje, �e nie bardzo jest zadowolony - zauwa�y�am nie�mia�o.
- Nonsens - o�wiadczy�a Mania. - Ka�dy by chcia� sp�dzi� urlop w Tajlandii.
Ja jednak nie by�am nastrojona tak optymistycznie. Nigdy nie nale�y uszcz�liwia� innych na si��.
- A to co? - zapyta� pu�kownik, kt�ry zn�w pojawi� si� w drzwiach.
Kiesza wzi�� do r�ki kartonowe pude�eczko i oznajmi�:
- Prezerwatywy, sto sztuk, starczy ci? Tajlandia to kraj seks-turystyki. No wiesz, masa� erotyczny i te rzeczy...
Pu�kownik sp�sowia�. Mania zachichota�a i wybieg�a na korytarz.
- Dacie tu sobie rad� bez nas - szybko powiedzia�a Olga, chwyci�a mnie za r�kaw i czym pr�dzej wywlok�a do holu.
- Czyj to by� pomys�, �eby mu kupi� prezerwatywy? - zapyta�am.
- M�j - przyzna�a si� ze �miechem Kicia. - To mia� by� �art. Kto m�g� wiedzie�, �e facet tak si� rozw�cieczy?
Ma�o powiedziane - grubas omal nie dosta� apopleksji. Pi�tego odprowadzali�my Aleksandra Michaj�owicza - bladego, z rozbieganymi oczyma - na lotnisko.
- Mam nadziej� - be�kota� pu�kownik, przesuwaj�c si� w kolejce oczekuj�cych na odpraw� celn� - mam gor�c� nadziej�, �e podczas mojej nieobecno�ci w domu nic si� nie zdarzy. Bo tak zgrany zesp� jak wy strach cho� na chwil� spu�ci� z oka...
- Nic si� nie martw - usi�owa�am podtrzyma� go na duchu. - Tajlandia czeka. Owoce, kwiaty, morze, dziewczyny... Korzystaj ze wszystkich dost�pnych rozrywek.
Powiedzia�am najwyra�niej o jedno zdanie za du�o, gdy� m�j przyjaciel rozz�o�ci� si�.
- Wiesz, Daria, jak ci� nazywaj� u mnie w wydziale?
- Nie. - To by�a szczera prawda.
- NGK.
- Co to znaczy?
- Niezawodny Generator K�opot�w - wyja�ni� z westchnieniem pu�kownik. - A Witka Riemizow, m�j zast�pca, mierzy nawet k�opoty w daszkach.
- S�ucham? - zdumia�am si�.
- Zwyczajnie. - Diegtiariow wzruszy� ramionami. - No, na przyk�ad ta sprawa zbli�a si� do poziomu dw�ch daszek, a tamto zab�jstwo to murowanych pi�� daszek. Opracowa� ca�� skal�. Najwy�sza warto�� to dwadzie�cia daszek.
- A co si� powinno sta�, �eby zosta�a osi�gni�ta? - zainteresowa�a si� Mania.
- No... - Pu�kownik podrapa� si� w g�ow�. Powiedzmy, musia�yby run�� mury Butyrek, a wszyscy tamtejsi wi�niowie wyrwa� si� na wolno�� i uciec...
- A dwie daszki? - nie ust�powa�a moja c�rka.
Aleksander Michaj�owicz chwyci� walizk� i postawi� j� na ruchomej ta�mie.
- Jaki� drobiazg, dajmy na to par� nagich trup�w bez dokument�w i znak�w szczeg�lnych, znalezionych w kuluarach Dumy Pa�stwowej.
Zatka�o mnie z oburzenia. Wi�c to tak, Riemizow! No, d�ugo teraz poczekasz na to, �eby przyjecha� do nas do �o�kina na kulebiak Katieriny!
I oto dzisiaj, zgrzytaj�c z�bami, b�d� zmuszona zadzwoni� do tego przebrzyd�ego Witki, gdy� powiadamia� komisariatu dzielnicowego o zw�okach znalezionych w szafce nie mam najmniejszej ochoty. Do�wiadczenie �yciowe podpowiada mi, �e zawsze lepiej si� zwr�ci� do kogo� znajomego - czy jest to dentysta, ginekolog czy milicjant.
Nie min�a godzina, gdy po ksi�garni, zagl�daj�c we wszystkie k�ty, snuli si� niezbyt szykownie odziani faceci. A��oczce, kt�ra tymczasem odzyska�a przytomno��, doktor zaaplikowa� walerian�. Ekspedientki zosta�y zap�dzone do pomieszczenia socjalnego, gdzie mie�ci�a si� r�wnie� kuchenka. Dziewczyny wzi�y si� w gar��, a stwierdziwszy, �e wi�kszo�� przyby�ych gliniarzy to faceci oko�o trzydziestki, i to bez obr�czek, natychmiast zacz�y ich ostro kokietowa�.
Witka rozsiad� si� w moim gabinecie i wszcz�� wst�pne �ledztwo. Kiedy ju� zada� mi kup� bezsensownych pyta�, na kt�re doskonale zna� odpowiedzi - o moje imi�, nazwisko, imi� ojca, rok urodzenia i miejsce zamieszkania - zainteresowa� si� wreszcie:
- Co mo�esz mi powiedzie� na temat to�samo�ci denatki?
- Nic.
- Nie by�a twoj� pracownic�?
- Nie.
- Jak si� dosta�a do szatni?
- Nie mam poj�cia.
- Mo�esz poda� nazwisko denatki?
- Sk�d�e! Nie widzia�am nawet jej twarzy, tylko w�osy i ubranie. Mog� ci opisa� �akiet.
- Aha - mrukn�� Witka, skwapliwie co� zapisuj�c w notesie. - W�osy, to jasne, �akiet niewa�ny.
Ju� mia�am zapyta�, co jest dla niego takie jasne, ale akurat wszed� wysoki, chudy m�odzian w czarnym swetrze i po�o�y� przed Witk� dow�d osobisty. Ten otworzy� bordow� ksi��eczk� i a� gwizdn�� z wra�enia.
- No, no! A wi�c nie wiesz, jak si� nazywaj� zw�oki?
Jednak�e milicjanci nie maj� za grosz wyczucia j�zykowego. �Jak si� nazywaj� zw�oki�!
Witka jednak�e mia� gdzie� subtelno�ci stylu.
- A wi�c nie wiesz, jak si� nazywaj�? A ja wiem!
- No, jak?
- Daria Iwanowna Wasiljewa.
Z zaskoczenia upu�ci�am fili�ank� z kaw� na pod�og�. Rozleg� si� trzask i naczynie rozpad�o si� na kilka kawa�k�w. Ciemnobr�zowy p�yn momentalnie wsi�k� w jasn� wyk�adzin� dywanow�, pozostawiaj�c na niej brzydk� plam�. Ma�o mnie jednak obesz�a ta szkoda. Daria Iwanowna Wasiljewa! Co za zbieg okoliczno�ci!
Rozdzia� 3
Nazajutrz zesz�am do ksi�garni oko�o po�udnia. C�, i tym razem Lenka si� nie pomyli�a. Miejsce na kolejny lokal wybra�a po prostu idealne. Dom by� naro�ny, jedn� stron� zwr�cony do ruchliwego Sadowego Kolca, dok�adnie naprzeciwko zlokalizowano przystanek trolejbusu, a dwa kroki dalej znajdowa�o si� wej�cie na stacj� metra Majakowska. Od podw�rka budynek graniczy� z dwiema szko�ami - og�lnokszta�c�c� i muzyczn�.
Przypomnia�am sobie, jak nami�tnie pustoszy moja Maszka dzia�y papiernicze w sklepach, i westchn�am. Klienci chyba nigdy nie przestan� nap�ywa�. O prosz�, cho�by teraz, zegar wskazuje po�udnie, a w ksi�garni jest t�um ludzi. Wok� stela�y z romansami k��bi� si� podstarza�e damulki, m�odszy narybek kr�ci si� przy krymina�ach, kilka kobiet przegl�da ksi��ki na temat wychowania dzieci, grupka m�odzie�y, najwyra�niej wagarowicz�w, g�o�no dyskutuje, czy lepsze s� zwykle d�ugopisy, czy pisaki.
Obejrza�am sobie wreszcie spokojnie ca�e pomieszczenie. Ksi�garni� najprawdopodobniej przerobiono swego czasu z dw�ch mieszka�, ogromnych, starych moskiewskich landar, jakie tak ch�tnie budowano na pocz�tku dwudziestego wieku. Jedno mieszkanie by�o na parterze, drugie na pierwszym pi�trze. Obecnie ��czy�y je do�� szerokie schody. Na dole mie�ci�a si� cz�� handlowa, pe�na ksi��ek i poradnik�w na temat prowadzenia gospodarstwa domowego i wychowania dzieci, krymina��w, fantastyki; mo�na tu te� by�o kupi� materia�y pi�mienne i poczt�wki. Na g�rze sprzedawano podr�czniki, r�ne pomoce naukowe, by� r�wnie� kiosk z pami�tkami, dzia� kompakt�w i gier komputerowych. Magazyn, ksi�gowo��, pomieszczenie socjalne, szatnia i toalety znajdowa�y si� w piwnicy Gabinety - m�j i A��oczki - na pi�trze; dzieli� je niewielki holik, w kt�rym sta�y dwa fotele i okr�g�y stolik na czasopisma; wychodz�c ze swoich pokoi, trafia�y�my z A��� od razu do dzia�u gad�et�w komputerowych. Moja zast�pczyni uprzedzi�a mnie:
- Dasze�ko, je�eli wychodzi pani z gabinetu, prosz� koniecznie go zamkn��. W�r�d klient�w pe�no jest z�odziei. Zobacz�, �e pok�j jest otwarty, i wynios� wszystko, co si� da.
Do ksi�garni prowadzi�o tylko jedno, g��wne wej�cie, zabezpieczone �elaznymi kratami. Wszystkie ksi��ki umieszczono na stela�ach, �eby by� do nich swobodny dost�p, i ka�d� zaopatrzono w magnetyczny klips z sygnalizatorem. Gdyby kto� chcia� wynie�� j� ze sklepu, w progu natychmiast rozleg�by si� g�o�ny brz�czyk. Sta�y tam ju� zreszt� w pogotowiu dwie ekspedientki. Popatrzy�am na drobne dziewcz�tka i westchn�am. Nie podoba�o mi si� takie rozwi�zanie. Dzi� wieczorem b�d� musia�a o tym pogada� z Len�. W ksi�garni powinna by� jaka� ochrona. Je�eli kt�ry� z klient�w zacznie si� awanturowa�, nie poradzimy sobie z nim. Personel sk�ada si� w stu procentach z kobiet.
Na ty�ach, od podw�rza, jest jeszcze jedno wej�cie, co� w rodzaju w�skiego luku. Parkuj� przy nim samochody dostawcze, kt�re przywo�� ksi��ki. Kierowca naciska dzwonek, kierowniczka magazynu Lidoczka otwiera drzwi, i facet zaczyna rzuca� na ruchom� ta�m� ci�kie paczki - niekt�re zawieraj� dziesi�� tom�w, inne czterna�cie. Dziewcz�ta odbieraj� je w piwnicy i roznosz� na miejsca. To tak�e mi si� nie podoba, trzeba by zatrudni� kogo� do tej roboty. Troch� mnie dziwi�o podej�cie Lenki do spraw organizacyjnych. To chyba zrozumia�e, �e szczup�ym, drobnym dziewcz�tom trudno jest d�wiga� przez ca�y dzie� ci�kie jak kamienie paczki. Mog� sobie wyobrazi�, jak pod koniec dnia bol� je plecy. W dodatku te dziewczyny zarabiaj� marne grosze.
Do piwnicy mo�na si� dosta� r�wnie� z pomini�ciem ta�my transportowej. To oczywiste, �e ka�dy, kto chce zajrze� do ksi�gowo�ci czy wst�pi� do toalety, nie biegnie na podw�rze i nie skacze w otwarty luk. Z cz�ci handlowej prowadz� do pomieszcze� na dole �elazne drzwi z kodowanym zamkiem. Pracownicy znaj� szyfr, klienci, oczywi�cie, nie.
Dzisiaj rano starannie przepyta�am wszystkie swoje podw�adne. �adna nigdy w �yciu nie s�ysza�a o dziewczynie nazwiskiem Daria Iwanowna Wasiljewa. Szczerze m�wi�c, zak�ada�am, �e ofiara musia�a by� znajom� kt�rej� ze sprzedawczy�. Przysz�a odwiedzi� kole�ank�, ta wpu�ci�a j� do szatni... W tym miejscu moja wyobra�nia przestawa�a dzia�a�. Kto, jak i po co wepchn�� nieszcz�sn� do szafki i dlaczego j� zabi�? Postanowi�am o tym nie my�le�. Ale teraz okaza�o si�, �e ofiary nikt nie zna. Wi�c jak si� dosta�a do piwnicy?
- To pewnie klientka - zasugerowa�a Swieta. - Ma�o ich si� tutaj kr�ci?
- Z�odziejka - o�wiadczy�a kategorycznie zadartonosa Lila.
- Dlaczego tak my�lisz? - zapyta�am.
- Niech pani pos�ucha - zacz�a wyja�nia� dziewczyna - drzwi do piwnicy znajduj� si� mi�dzy dzia�ami. Na prawo jest dzia� gospodarstwa domowego, na lewo fantastyka. Wsz�dzie t�um ludzi. Pewnie zaczeka�a na odpowiedni moment i w�lizn�a si� do �rodka.
- Po co?
- To jasne. Chcia�a si� dosta� do piwnicy. Jest ogromna, w magazynie mo�na zab��dzi�, nasze dziewczyny wci�� pokrzykuj� do siebie, �eby si� nie zgubi�, kiedy strac� si� nawzajem z oczu. Widocznie postanowi�a zw�dzi� wi�ksz� ilo�� ksi��ek.
- Ale jak zamierza�a si� stamt�d wydosta�? Przecie� ksi��ki maj� zabezpieczenia magnetyczne.
Lila u�miechn�a si�.
- Nie, te, kt�re s� w piwnicy, nie. Klipsy przyczepia si� dopiero przed wystawieniem ksi��ek do sprzeda�y. Taka z�odziejka mog�a sobie na�adowa� ca�� torb� ksi��ek i wyj��, nic by nie zapiszcza�o, bo kr��ki jeszcze nie by�y przymocowane.
- Interesuj�ca hipoteza - zgodzi�am si� - tyle �e widz� w niej jeden s�aby punkt. Drzwi do piwnicy maj� kodowany zamek, wi�c sk�d zna�a szyfr?
- Wielka mi rzecz! - prychn�a Lila. - Przecie� to proste jak cep. Ca�y dzie� tamt�dy biegamy. To do toalety, to na kaw�, to do ksi�gowo�ci, przechodz� przez te drzwi kasjerki, przyje�d�aj� z magazynu w�zki z ksi��kami i wyje�d�aj� z powrotem puste.
- I co z tego?
- A to, �e dziewczyny co chwila wystukuj� kod! Wystarczy, �e posta�a d�u�sz� chwil� przy stela�ach z poradnikami i podpatrzy�a go. Tyle os�b si� tam k��bi! A potem w�lizn�a si� do �rodka. Drzwi przecie� nikt nie pilnuje.
Postanowi�am sama to sprawdzi� i stan�am w pobli�u stoiska ze wzmiankowanymi poradnikami dla gospody� domowych. Nie musia�am d�ugo czeka�. Obok mnie przebieg�a dziewczyna w s�u�bowym czerwonym mundurku. Wymanikiurowanym paluszkiem nacisn�a guziczki: 976. Jakie to proste! Kiwaj�c g�ow� w zadumie, wesz�am na g�r�. Trzeba b�dzie co� wymy�li�, inaczej do piwnicy dostanie si� ka�dy co sprytniejszy z�odziejaszek.
I zn�w dzie� potoczy� si� zwyk�ym trybem. Najpierw zaj�y�my si� obie z A��� papierkow� robot�, potem moja zast�pczyni posz�a co� przegry��. Nie chcia�o mi si� je��, wi�c postanowi�am zej�� do piwnicy i przynie�� troch� wi�cej nowych krymina��w. Akurat dzisiaj przywieziono moj� ulubion� Polakow�. Przy okazji zajrz� do szatni, zdaje si�, �e szafki nie s� tam zamykane, musz� sprawdzi�, bo nale�a�oby to zmieni�.
W ciemnawym pomieszczeniu by�o pusto. Nie wiem dlaczego, poczu�am si� jako� nieswojo. Gania� si� w duchu za tch�rzostwo, obejrza�am metalowe szafki na odzie�. W ksi�garni ca�y personel, obs�uguj�cy klient�w, z wyj�tkiem kierowniczek, nosi� s�u�bowe mundurki, rodzaj kostiumik�w. Sp�dnice i �akieciki w ciemnomalinowym kolorze, ze z�otym wyszyciem KRAM na klapie. Po przyj�ciu do pracy dziewcz�ta si� przebiera�y. Szafki by�y podzielone poziomo na trzy cz�ci. G�rn�, najw�sz�, przeznaczono na czapki czy chustki, �rodkow�, najobszerniejsz�, na p�aszcze, kurtki, kostiumy i torby, doln� za�, kt�ra by�a w�a�ciwie wysuwan� szuflad� - na obuwie.
Zajrza�am do kilku pustych szafek, stwierdzi�am, �e istotnie si� nie zamykaj�, po czym otworzy�am jedn� z szuflad. Wysun�a si� �atwo, g�adko, ukazuj�c r�wnie� puste wn�trze. Kiedy jednak chcia�am j� szybkim ruchem zamkn��, poczu�am wewn�trz jaki� op�r. Szarpa�am si� chwil� z szuflad�, wreszcie mocnym poci�gni�ciem ga�ki wysun�am j� do ko�ca. W g��bi, na pod�odze, le�a� jaki� p�aski, niedu�y przedmiot. Si�gn�am po� odruchowo. Portmonetka! Chocia� nie, raczej ma�a, p�aska torebeczka, tak zwana koperta. W �rodku zobaczy�am p�k kluczy, z kt�rych dwa, z przywieszonym breloczkiem-pilotem, by�y niew�tpliwie od samochodu, a poza tym dwie�cie dolar�w, oko�o tysi�ca rubli w banknotach sturublowych, szmink� i batystow� chusteczk� do nosa.
Wsun�am znalezisko do kieszeni i jeszcze raz uwa�nie obejrza�am szafk�. To w niej w�a�nie odkryto wczoraj zw�oki mojej imienniczki. Przykucn�am i przesun�am r�k� po dnie �rodkowej, najwi�kszej przegr�dki. No jasne! Pomi�dzy tyln� �ciank� szafki a p�k� wymaca�am do�� szerok� szczelin�. Wr�ci�am do gabinetu, ledwie zauwa�aj�c k��bi�cy si� wok� ha�a�liwy t�um. A wi�c torebka nale�a�a do zamordowanej dziewczyny. Najprawdopodobniej sytuacja wygl�da�a tak.
Zab�jca wepchn�� cia�o ofiary do metalowej szafki. Naturalnie nie zmie�ci�o si� tam ono w pozycji pionowej, dlatego te� z�oczy�ca musia� z�o�y� biedaczk� na p�. Torebk� dziewczyna mia�a najwidoczniej w kieszeni �akietu, sk�d ta wysun�a si� i wpad�a w szczelin�. A poniewa� szuflada nie by�a dopchni�ta do ko�ca, torebka znalaz�a si� na pod�odze.
Zdarzy�o si� pewnego razu, �e przekopa�am w domu ca�e biurko w poszukiwaniu ksi��eczki op�at za gaz i energie. Kiedy ju� uzna�am, �e musia�am j� zgubi�, do pokoju wpad�a Mania, wyszarpn�a doln� szuflad� i pokaza�a mi kwitariusz, kt�ry wygnieciony poniewiera� si� z ty�u, na pod�odze.
Podw�adni Witki nie zadali sobie wiele trudu, przeszukuj�c pomieszczenie. I taki facet pozwala sobie nazywa� cz�owieka Niezawodnym Generatorem K�opot�w! Lepiej by pilnowa� swoich Sherlock�w Holmes�w. �eby przegapi� tak wa�ny dow�d rzeczowy!
Chocia�... nie zawiera� w�a�ciwie nic szczeg�lnie godnego uwagi. C� - klucze, szminka... To dziwne! Obr�ci�am par� razy w palcach srebrzyste etui pomadki firmy Givenchy, przypominaj�ce kszta�tem rakiet�. Givenchy to droga firma, jedna z najdro�szych. Ja sama u�ywam takiej szminki i dobrze wiem, ile kosztuje - pi��dziesi�t dolar�w. Pozwoli� sobie na kosmetyk w tej cenie mo�e tylko osoba doskonale sytuowana. Szminka to przecie� nie wszystko, do pe�nego makija�u potrzebny jest jeszcze make-up, puder, r�, tusz do rz�s, r�ne o��wki i korektory. Tyle �e trzyma si� je w �azience; przy sobie kobieta nosi na og� jedynie szmink� i puderniczk�. I teraz powstaje pytanie: po co dama, kt�ra u�ywa kosmetyku ekskluzywnej firmy i trzyma w torebce du�� sum� pieni�dzy, mia�aby kra�� ksi��ki z magazynu? Przecie� mog�a je po prostu kupi�!
Pieni�dze! Jeszcze raz przeliczy�am banknoty. D�ugie lata, kiedy �y�am w biedzie, by nie powiedzie�: w n�dzy, nauczy�y mnie traktowa� z szacunkiem �w wynalazek ludzko�ci. Mo�e tej nieszcz�nicy wyp�acono akurat pensj�, za kt�r� mia�a si� utrzyma� przez ca�y miesi�c? Tak, to jasne, torebk� trzeba zwr�ci� rodzinie. Witce do niczego nie b�dzie potrzebna, nie ma w niej �adnego notesu ani lu�nych zapisk�w. A wi�c postanowione: po pracy pojad� do domu tej biedaczki i oddam znalezione pieni�dze m�owi, je�li, oczywi�cie, taki istnieje. Adres znam. Wczoraj, kiedy Witka oznajmi�, �e zamordowana nazywa�a si� Daria Iwanowna Wasiljewa, nie uwierzy�am, wyrwa�am mu z r�ki dow�d ofiary i przejrza�am go. Na jednej ze stron widnia�a piecz�tka: �Szosa Wo�oko�amska 1 m. 1�.
Oko�o dziewi�tej wieczorem wjecha�am na podw�rze du�ego szarego domu i zaparkowa�am ko�o kontener�w na �mieci. Mieszkanie numer jeden znajdowa�o si� tu� przy wej�ciu. Nacisn�am dzwonek.
- Hura! - rozleg�o si� za drzwiami. - Tatu� wr�ci�!
Drzwi otworzy�y si� natychmiast i ukaza�a si� w nich dziewczynka z szyj� owini�t� szalikiem.
- Co przynios�e� choremu, cierpi�cemu dziecku... - zacz�a ma�a, ale zobaczywszy nagle, �e to wcale nie ojciec, wychrypia�a: - Pani do kogo?
- Mama w domu?
Dziewczynka odwr�ci�a si�, ale nie zd��y�a zawo�a�, gdy� z g��bi mieszkania ju� nadchodzi�a m�oda, t�ga kobieta, wycieraj�c r�ce o fartuch.
- Co� wcze�nie przyszed�e� - m�wi�a, zbli�aj�c si� ku drzwiom. - Kotlety jeszcze si� nie dosma�y�y.
- To nie tatu�! - poinformowa�a zachrypni�ta dziewczynka.
- Widz� ju�, widz� - odpar�a matka i zapyta�a: - Szuka pani kogo�?
- Przepraszam -