649

Szczegóły
Tytuł 649
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

649 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 649 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

649 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

.L:32 .S:2 .H: $$$ .H: .X:10 +praktyk1-2+ NEBULA 1982 HUGO 1983 POWIE�� Connie Willis Praktyka dyplomowa (Firewatch) prze�o�y� Marek Cegie�a Edowi Bryantowi Czas to ogie�, w kt�rym si� spalamy DELMORE SCHWARTZ Historia zwyci�a czas, nad kt�rym opr�cz niej mo�e zatriumfowa� jedynie wieczno��. SIR WALTER RALEIGH 20 wrze�nia. Oczywi�cie najpierw szuka�em pami�tkowej p�yty, lecz naturalnie jeszcze jej tam nie by�o. Jest przecie� rok 1940, a wiedzia�em, �e wmurowano j� dopiero w roku 1951, czemu towarzyszy�o przem�wienie dziekana, wielebnego Waltera Mathewsa. Poszed�em jej szuka� wczoraj, maj�c dziwne uczucie, �e obejrzenie tego miejsca jako� mi pomo�e. Nie pomog�o. Jedyne, co mog�oby pom�c, to troch� wi�cej czasu i kurs obrony cywilnej w Londynie podczas wojny z Niemcami. Wtedy jednak brakowa�o mi obu tych rzeczy. - Podr�owanie w czasie, panie Bartholomew, to nie przeja�d�ka metrem - oznajmi� czcigodny Dunworthy, patrz�c na mnie zmru�onymi oczami zza swoich staromodnych okular�w. - Albo dostan� sprawozdanie z dwudziestego wieku, albo w og�le nigdzie pana nie wy�lemy. - Ale� ja nie jestem przygotowany - odpar�em. - Panie profesorze, cztery lata szykowa�em si� do podr�y ze �wi�tym Paw�em. Katedra pod jego wezwaniem? Nie, tylko nie to. Chyba nie przypuszczacie, �e w ci�gu dw�ch dni zdo�am si� przygotowa� do pobytu w bombardowanym Londynie. - Owszem - rzek� Dunworthy. Na tym rozmowa si� sko�czy�a. - Dwa dni! - wykrzykn��em do Kivrin, mojej wsp�lokatorki. - Tylko dlatego, �e komputer pomyli� �wi�tego Paw�a z katedr� jego imienia. A czcigodny Dunworthy nawet nie mrugn�� okiem, kiedy zwr�ci�em mu na to uwag�. "Podr� w czasie, m�odzie�cze, to nie przeja�d�ka metrem", o�wiadczy�. "Proponuj� si� przygotowa�. Wysy�amy pana pojutrze". To cz�owiek ca�kowicie niekompetentny. - Nic podobnego. Jest najlepszy ze wszystkich. Napisa� ksi��k� o Katedrze �w. Paw�a. By� mo�e nale�a�oby go pos�ucha�. Spodziewa�em si� od Kivrin odrobiny wsp�czucia. Sama prawie wpad�a w histeri�, kiedy zmieniono jej termin praktyki w Anglii z XV wieku na XIV. A kt�r� kategori� ma taka praktyka? Najwy�ej pi�t�, uwzgl�dniaj�c choroby zaka�ne. Bombardowania to �sma. Przy moim szcz�ciu sama Katedra �w. Paw�a b�dzie mia�a dziesi�t�. - S�dzisz, �e jeszcze raz powinienem i�� do Dunworthy'ego? - spyta�em. - Tak. - I co potem? Zosta�y mi tylko dwa dni, a nie znam j�zyka, waluty ani historii. Wr�cz niczego. - To przyzwoity cz�owiek - odpowiedzia�a. - Uwa�am, �e je�li mo�esz, lepiej go pos�uchaj. Poczciwa dusza z tej Kivrin. Zawsze wszystko rozumie. �w przyzwoity cz�owiek by� odpowiedzialny za to, �e teraz sta�em przed szeroko otwartym wej�ciem do katedry, gapi�c si� jak wiejski ch�opak, a w takiej roli wyst�pi�em, i szukaj�c p�yty, kt�ra jeszcze nie istnia�a. To w�a�nie dzi�ki temu przyzwoitemu cz�owiekowi okaza�em si� tak s�abo przygotowany do praktyki dyplomowej. M�j wzrok si�ga� do wn�trza ko�cio�a zaledwie na kilka metr�w. Daleko w g��bi migota�a jaka� �wieca, a troch� bli�ej sun�a w moj� stron� bia�a plama. Pewnie ko�cielny albo nawet sam dziekan. Wyci�gn��em list od mego "stryja", pastora z Walii, kt�rego rekomendacja mia�a mi umo�liwi� dost�p do dziekana, i poklepa�em si� po tylnej kieszeni, by si� upewni�, �e nie zgubi�em mikrofilmu "Oksfordzkiego s�ownika j�zyka angielskiego z aneksem historycznym". Nie mog�em z niego korzysta� podczas rozmowy, lecz je�li szcz�cie mi dopisze, jako� przebrn� przez pierwsze spotkanie, domy�laj�c si� z kontekstu, o co chodzi, a nieznane s�owa sprawdz� p�niej. - Jeste� z oce? - zapyta�. Okaza� si� moim r�wie�nikiem, tylko �e o g�ow� ni�szym i znacznie szczuplejszym. Wygl�da� niemal jak asceta. Przypomina� mi Kivrin. Nie by� ubrany na bia�o, ale do piersi przyciska� co� bia�ego. W innych okoliczno�ciach bym wiedzia�, �e to poduszka, a tak�e zrozumia�, o co mu chodzi�o, nie mia�em jednak czasu oduczy� si� �aciny i �ydowskiego prawa, a nast�pnie opanowa� londy�sk� gwar� oraz zasady post�powania w wypadku nalotu. Przez dwa dni czcigodny Dunworthy m�wi� mi o �wi�tych obowi�zkach historyka zamiast powiedzie�, co znaczy oce. - No wi�c jeste�? - natarczywie spyta� tamten. Zastanawia�em si�, czy mimo wszystko nie zajrze� do s�ownika, uzasadniaj�c to tym, �e Walia jest obcym krajem, ale nie mia�em pewno�ci, czy w 1940 oni ju� znali mikrofilmy. Oce mog�o oznacza� wszystko, cho�by ochotnicz� s�u�b� przeciwpo�arow�, a w�wczas udzielenie przecz�cej odpowiedzi by�oby raczej niebezpieczne. - Nie - powiedzia�em. Wtedy nagle mnie omin��, wypad� przez otwarte drzwi i rozejrza� si� na boki. - Cholera - mrukn�� wracaj�c. - W takim razie gdzie one s�? Banda leniwych drobnomieszcza�skich rur! Czy z takiego kontekstu mo�na si� czego� domy�li�? Zacz�� mi si� bacznie przygl�da�, jakby podejrzewa�, �e sk�ama�em, nie przyznaj�c si� do moich zwi�zk�w z oce. - Ko�ci� jest zamkni�ty - oznajmi� w ko�cu. Pokaza�em mu kopert� i rzek�em: - Nazywam si� Bartholomew. Czy zasta�em wielebnego dziekana? Ponownie wyjrza� za drzwi. Tym razem rozgl�da� si� d�u�ej, jakby mimo wszystko oczekiwa� nadej�cia owych leniwych drobnomieszcza�skich rur i chcia� je zaatakowa� bia�ym tobo�kiem. Wreszcie si� odwr�ci�. - T�dy, prosz� - powiedzia� tonem przewodnika wycieczek i ruszy� w mrok �wi�tyni. Skr�ciwszy w prawo, wprowadzi� mnie do po�udniowej nawy. Dzi�ki Bogu zapami�ta�em plan katedry, bo inaczej w tym momencie, kiedy tak szed�em w ca�kowitych ciemno�ciach za w�ciek�ym ko�cielnym, pewnie zawr�ci�bym do wyj�cia pod wra�eniem tej ca�ej dziwnej sytuacji i uciek� do St. John's Wood. Pomaga�o mi troch� to, �e si� orientowa�em, gdzie jestem. Chyba mijali�my numer 26 - obraz "�wiat�o��", namalowany przez Hunta i przedstawiaj�cy Jezusa z latarni�, ale nie mog�em go zobaczy� z powodu mroku. My te� powinni�my mie� latarni�. M�j przewodnik gwa�townie si� zatrzyma�. Wci�� by� w�ciek�y. - Nie potrzebujemy �adnych cholernych luksus�w, tylko kilku polowych ��ek. Nelson mia� lepiej ni� my... przynajmniej dosta� poduszk�. - W ciemno�ciach wymachiwa� bia�ym t�umoczkiem niczym pochodni�. To jednak by�a poduszka. - Ju� od dw�ch tygodni nie mo�emy si� ich doprosi� i dalej �pimy jak ranni genera�owie pod Trafalgarem, bo te suki popijaj� herbatk�, zabawiaj� si� z zupakami i po prostu maj� nas w nosie! Chyba nie spodziewa� si�, �e zareaguj� na ten wybuch, i bardzo dobrze, poniewa� nie wszystko zrozumia�em. Kroczy� przede mn� zamaszy�cie, poza zasi�giem blasku jedynej �wiecy na o�tarzu, co pewien czas przystaj�c przed kolejn� czarn� dziur�. Numer 25 - schody na Galeri� Szept�w pod kopu��, wej�cie do biblioteki (niedost�pnej dla publiczno�ci). Potem kilka stopni i korytarz. Znowu stan��. Zapuka� w �redniowieczne drzwi. - Wracam, �eby dalej na nie czeka�. Je�li mnie tam nie b�dzie, zanios� ��ka do opactwa. Popro� dziekana, �eby jeszcze raz do nich zadzwoni�, dobra? - powiedzia� i zbieg� po kamiennych stopniach, trzymaj�c przed sob� poduszk� niczym tarcz�. Drzwi z litego d�bu mia�y przynajmniej kilkana�cie centymetr�w grubo�ci i dziekan najwyra�niej nic nie us�ysza�. Stwierdzi�em, �e trzeba jeszcze raz zapuka�, ale nie mog�em si� na to zdoby�. C�, cz�owiek zrzucaj�cy bomb� punktow� te� w ko�cu musi si� zdecydowa�, lecz cho�by wiedzia�, �e za chwil� b�dzie po wszystkim, wcale nie �atwiej mu powiedzie� "Ju�!" Sta�em wi�c, przeklinaj�c wydzia� historii, czcigodnego Dunworthy'ego i komputer, bo jego pomy�ka przywiod�a mnie pod te ciemne drzwi jedynie z listem od fikcyjnego stryja, na kt�rym nie mog�em polega�, tak samo jak na nich wszystkich. Zawiod�a mnie nawet solidna stara biblioteka oksfordzka. W tej chwili stacja robocza i prawdopodobnie komplet zam�wionych materia��w badawczych czeka�y w moim pokoju w odleg�o�ci stulecia. Kivrin, kt�ra ju� odby�a praktyk� i powinna s�u�y� mi rad�, milcza�a jak zakl�ta, dop�ki sam nie poprosi�em jej o pomoc. - Widzia�e� si� z Dunworthym? - spyta�a. - Owszem. Chcesz us�ysze�, jakich bezcennych informacji mi udzieli�? "Milczenie i pokora to �wi�te obowi�zki historyka". Doda� jeszcze, �e powinienem si� zachwyca� Katedr� �w. Paw�a, bo to jeden z klejnot�w Pana. Ja za�, niestety, musz� wiedzie�, kiedy i gdzie spadaj� bomby, �eby �adna mnie nie trafi�a. - Rzuci�em si� na ��ko. - Masz jakie� propozycje? - A jeste� dobry w pos�ugiwaniu si� pami�ci�? Usiad�em. - Ca�kiem niez�y. S�dzisz, �e powinienem si� zasymilowa�? - Nie ma na to czasu. Uwa�am, �e powiniene� maksymalnie si� skoncentrowa� bezpo�rednio na pami�ci d�ugotrwa�ej. - Chodzi ci o endorfiny? Najwi�kszy k�opot z u�yciem �rodk�w, kt�re wspomagaj� zapami�tywanie, polega na tym, �e informacje przechodz� wtedy bezpo�rednio do pami�ci d�ugotrwa�ej, z pomini�ciem kr�tkotrwa�ej, gdzie si� nie zatrzymuj� nawet na u�amek sekundy, a to komplikuje ich odzyskiwanie, nie m�wi�c ju�, �e dzia�a na nerwy. Cz�owiek ma w�wczas bardzo deprymuj�ce uczucie, bo nagle co� sobie przypomina, cho� jest absolutnie pewien, �e nigdy tego nie widzia� ani nie s�ysza�. W�a�ciwie jednak g��wnym problemem nie jest to niesamowite wra�enie, lecz samo wydobywanie informacji z pami�ci. Nikt dobrze nie wie, w jaki spos�b przebiega ten proces, ale na pewno uczestniczy w nim pami�� kr�tkotrwa�a. �w u�amek sekundy, czasami wr�cz nieuchwytny, kiedy informacje przebywaj� w pami�ci kr�tkotrwa�ej, najwyra�niej decyduje o tym, �e naprawd� mo�emy sobie co� przypomnie�, a nie �e mamy to jedynie na ko�cu j�zyka. Najprawdopodobniej w pami�ci kr�tkotrwa�ej koncentruj� si� wszystkie z�o�one procesy, zwi�zane z sortowaniem i przechowywaniem rozmaitych informacji w m�zgu, a wi�c bez niej lub bez pomocy naturalnych czy sztucznych substancji, kt�re sprawiaj�, �e informacje dochodz� do tej pami�ci, niczego nie mo�na sobie przypomnie�. Ja przed egzaminami u�ywa�em endorfin i pami�� nigdy nie nastr�cza�a mi k�opot�w. Dzi�ki endorfinom korzysta�em z informacji, kt�re dora�nie by�y mi potrzebne, ale p�niej traci�em �wiadomo��, �e je znam. Nie mia�em nawet wra�enia, �e co� wiem, lecz zapomnia�em. Po prostu nie zdawa�em sobie sprawy, �e to w og�le mo�e si� znajdowa� gdzie� w zakamarkach mojego m�zgu. - Potrafisz korzysta� z pami�ci bez u�ywania syntetycznych �rodk�w? - zapyta�a Kivrin pow�tpiewaj�cym tonem. - Chyba b�d� musia�. - Nawet w stresie? Kiedy jeste� niewyspany? Przy niskim poziomie endorfin w organizmie? W�a�ciwie z czego ona odbywa�a praktyk�? Nigdy na ten temat nic nie m�wi�a, a studentom nie wolno o to pyta�. Stresy w �redniowieczu? My�la�em, �e wszyscy ci, co tam byli, przespali ten okres. - Mam nadziej� - odpar�em. - Tak czy owak chcia�bym spr�bowa�, skoro uwa�asz, �e to mi pomo�e. Spojrza�a na mnie z min� m�czennicy. - Nic ci nie pomo�e. Dzi�kuj�, �wi�ta Kivrin z Balliolu. W ka�dym razie spr�bowa�em. To by�o lepsze ni� przebywanie z Dunworthym, znoszenie spojrze� jego zmru�onych oczu zza tych okular�w, odpowiednich dla historyka, i wys�uchiwanie jego uwag, �e powinienem zachwyca� si� Katedr� �w. Paw�a. Kiedy biblioteka oksfordzka odm�wi�a spe�nienia moich �ycze�, nadu�y�em zaufania, jakim mnie darzono, i potajemnie wynios�em ta�my na temat II wojny �wiatowej. By�a tam literatura celtycka, historia masowych transport�w, przewodniki dla turyst�w i co tylko mo�na sobie wyobrazi�. Nast�pnie wypo�yczy�em szybkoobrotowy magnetofon i wszystko przes�ucha�em, staraj�c si� zapami�ta� ka�dy szczeg�. Uporawszy si� z tym, wcale nie wiedzia�em wi�cej ni� przedtem. Wpad�em w tak� panik�, �e natychmiast uda�em si� metrem do Londynu i pop�dzi�em na Wzg�rze Ludgate, by sprawdzi�, czy widok p�yty upami�tniaj�cej tych, co uratowali Katedr� �w. Paw�a, nie wywo�a jakich� skojarze�. Nie wywo�a�. - Poziom endorfin jeszcze ci si� nie wyr�wna� - mrukn��em do siebie. Pr�bowa�em zachowa� spok�j, co jednak okaza�o si� niemo�liwe wobec perspektywy nieuchronnych wydarze�. Przecie� to prawdziwa wojna i fakt, �e jestem studentem ostatniego roku historii, odbywaj�cym praktyk� dyplomow�, nie oznacza, �e nie mog� zgin��. Czyta�em ksi��ki historyczne przez ca�� drog� powrotn� metrem, a potem jeszcze w domu, a� do chwili, gdy dzi� rano przyszli pacho�ki Dunworthy'ego, by mnie zabra� do St. John's Wood. W�wczas wsadzi�em do tylnej kieszeni mikrofilm ze s�ownikiem oksfordzkim i wyszed�em w prze�wiadczeniu, �e wrodzony spryt umo�liwi mi prze�ycie, i z nadziej�, �e w roku 1940 uda mi si� zdoby� syntetyczne �rodki. S�dzi�em, �e pierwszy dzie� zdo�am przetrwa� bez szczeg�lnych k�opot�w, a tu g�upiej� niemal po pierwszym s�owie, jakie do mnie skierowano. No, mo�e nie ca�kiem. Mimo rady Kivrin, �ebym nie polega� na kr�tkotrwa�ej pami�ci, wbi�em sobie do g�owy angielski system monetarny, linie metra i plan miasta. Dzi�ki temu tu dotar�em. Chyba poradz� sobie z wielebnym dziekanem. Ju� prawie zdoby�em si� na odwag�, �eby zapuka�, gdy otworzy� drzwi, a p�niej wszystko posz�o szybko i bezbole�nie. Ja wr�czy�em mu list, on poda� mi r�k� i rzek� co�, czego nie zrozumia�em: - Ciesz� si�, �e mam jeszcze jednego m�czyzn�, Bartholomew. Wygl�da�o na to, �e jest spi�ty i wyczerpany. Na pewno by upad�, gdybym go poinformowa�, �e lada moment zacznie si� nalot. Wiem, wiem, musz� trzyma� j�zyk za z�bami, bo to nasz �wi�ty obowi�zek itd. - Ka�� Langby'emu oprowadzi� ci� po katedrze, dobrze? Domy�li�em si�, �e chodzi�o mu o ko�cielnego z poduszk�, i mia�em racj�. Spotkali�my go przy schodach. By� troch� zasapany, ale triumfowa�. - Przynios�y te ��ka - poinformowa� dziekana. - My�la�by kto, �e robi� nam �ask�. Wszystkie na wysokich obcasach i takie nabzdyczone. "Wiesz, przez ciebie straci�y�my podwieczorek", m�wi jedna, wi�c ja jej na to: "I bardzo dobrze, bo wygl�dacie tak, �e przyda�oby si� wam zrzuci� wag�". Nawet dziekan zrobi� min�, jakby niezupe�nie go rozumia�. - Rozstawi�e� ��ka w krypcie? - spyta�, a potem mnie przedstawi�: - Bartholomew w�a�nie przyjecha� z Walii. Zg�osi� si� na ochotnika. Na chotnika? Oprowadzaj�c mnie po katedrze, Langby pokazywa� rozmaite rzeczy, majacz�ce w mroku, a p�niej zeszli�my do krypty, gdzie mi�dzy grobowcami rozstawi� dziesi�� polowych ��ek. Po drodze widzia�em sarkofag lorda Nelsona, wykonany z czarnego marmuru. Ko�cielny mi powiedzia�, �e pierwszej nocy nie musz� dy�urowa� i powinienem si� wyspa�, bo sen w czasie nalot�w jest najcenniejszym towarem. No pewnie, �e mu wierzy�em - �ciska� t� g�upi� poduszk� jak ukochan� dziewczyn�. - S�ycha� tu syreny alarmowe? - spyta�em zastanawiaj�c si�, czy Langby chowa g�ow� pod poduszk�. Zerkn�� na niski kamienny sufit. - Niekt�rzy s�ysz�, inni nie. Brinton bierze co� na sen, a Bence-Jonesa nie budz� nawet bomby. Ja musz� mie� poduszk�. Najwa�niejsze to odespa� swoje osiem godzin bez wzgl�du na to, co si� dzieje. Inaczej cz�owiek zmienia si� w chodz�cego trupa i p�niej �atwo daje si� zabi�. Po tej optymistycznej uwadze poszed� rozstawi� warty na noc, przykazawszy mi, �ebym nikomu nie pozwoli� dotkn�� jego poduszki, kt�r� rzuci� na jedno z polowych ��ek. Usiad�em wi�c i w oczekiwaniu na m�j pierwszy alarm lotniczy pr�bowa�em cokolwiek zrozumie�, nim si� stan� chodz�cym czy prawdziwym trupem. Zajrza�em do skradzionego s�ownika, by przynajmniej cz�ciowo rozszyfrowa� to, co m�wi� Langby. Okaza�o si�, �e rura to r�wnie� prostytutka, przymiotnikiem "drobnomieszcza�ski" powszechnie okre�lano wszelkie wady �redniej klasy, a zupak to podoficer. Nigdzie nie mog�em znale�� oce i ju� prawie zrezygnowa�em z szukania, gdy co� mi za�wita�o w d�ugotrwa�ej pami�ci (niech ci� B�g b�ogos�awi, �wi�ta Kivrin), �e w czasie wojny u�ywa si� skr�t�w i akronim�w. Oczywi�cie. OC to obrona cywilna. No, bo niby sk�d te polowe ��ka? 21 wrze�nia. Dopiero w�wczas, gdy min�� pierwszy szok, zda�em sobie spraw�, �e wydzia� historii nie zadba� o to, by powiedzie�, co mam robi� w ci�gu mojej ponadtrzymiesi�cznej praktyki. Wr�czono mi ten dziennik, list od rzekomego stryja i dziesi�� przedwojennych funt�w, a potem natychmiast wys�ano w przesz�o��. Suma ta, ju� zmniejszona o koszty przejazdu kolej� i metrem, mia�a mi wystarczy� do ko�ca grudnia i na powr�t do St. John's Wood, sk�d zostan� zabrany po otrzymaniu listu wzywaj�cego mnie do ci�ko chorego "stryja". W tym czasie b�d� mieszka� w tej krypcie z Nelsonem, kt�ry - jak m�wi� Langby - jest zakonserwowany w alkoholu. Je�li dostaniemy bezpo�rednie trafienie, ciekaw jestem, czy sp�oniemy jak zapa�ka, czy te�, po prostu zmia�d�eni, zmienimy si� w cuchn�c� ma�. Ciep�e jedzenie zapewnia nam jednopalnikowa kuchenka na gaz. Gotujemy na niej pod�� herbat� i jakie� ryby, trudne do opisania. W zamian za ten luksus mam sta� na dachu katedry i gasi� bomby zapalaj�ce. Musz� te� realizowa� cel mojej praktyki, jakikolwiek on jest. W tej chwili jedyny cel, na jakim mi zale�y, to utrzymanie si� przy �yciu do chwili, gdy nadejdzie ten drugi list i b�d� m�g� wr�ci� do domu. Na razie wykonuj� dora�ne prace, p�ki Langby nie znajdzie czasu, by mi pokaza�, "co jest grane". Oczy�ci�em rondel do gotowania tych ohydnych ma�ych ryb i u�o�y�em sk�adane krzes�a w stos, jedno na drugim, bo kiedy sta�y pionowo, zwyk�y w �rodku nocy przewraca� si� z hukiem przypominaj�cym wybuch bomby. Najwidoczniej nie jestem jednym z tych szcz�ciarzy, co mog� spa� podczas nalot�w. Nocami przewa�nie si� zastanawiam, do kt�rej kategorii ryzyka zaliczy� katedr�. W�a�ciwie do sz�stej, ale poprzedniej nocy mia�em pewno��, �e do dziesi�tej, przyjmuj�c zerow� dla krypty, i �e na dobr� spraw� powinienem by� si� stara� o praktyk� w Denver. Dotychczas najciekawsz� rzecz� okaza�o si� to, �e widzia�em kota. Jestem wprost zafascynowany, lecz udaj�, �e nie, bo te zwierz�ta nie budz� tu �adnej sensacji. 22 wrze�nia. Wci�� w krypcie. Chwilami wpada Langby. Przeklina r�ne w�adze, zawsze u�ywaj�c skr�t�w ich nazw, i obiecuje, �e zabierze mnie na dach. Tymczasem zabrak�o dla mnie dora�nych prac, wi�c pomy�la�em sobie, �e si� naucz� obs�ugiwa� pomp� r�czn�. Kivrin niepotrzebnie si� martwi�a o moj� pami��, z kt�r� na razie nie mia�em �adnych k�opot�w. Wr�cz przeciwnie. Poszed�em do stra�y po�arnej i otrzyma�em ilustrowany podr�cznik obrony cywilnej, ��cznie z instrukcj� obs�ugi r�cznej pompy. Je�li w czasie sma�enia ryb zapr�szy si� ogie�, gro��cy spaleniem lorda Nelsona, zostan� bohaterem. Wczoraj wieczorem mieli�my troch� emocji. Wcze�niej ni� zwykle og�oszono alarm i kilka kobiet, kt�re sprz�taj� biura w City, schroni�o si� w naszej krypcie. Jedna z nich wyrwa�a mnie z g��bokiego snu g�o�nym wrzaskiem przypominaj�cym syren� alarmow�. Zdaje si�, �e zobaczy�a mysz. Musieli�my wali� gumiakiem po grobach i pod ��kami, by j� przekona�, �e mysz uciek�a. Chyba wydzia�owi historii chodzi�o o zabijanie myszy. 24 wrze�nia. Langby zabra� mnie na obch�d. Weszli�my na ch�r, gdzie znowu musia�em si� uczy� obs�ugiwania pompy. Rozdawali�my gumiaki i blaszane he�my. Langby powiedzia�, �e komendant Allen za�atwi nam azbestowe p�aszcze, ale jeszcze ich nie przys�a�, wi�c w�o�y�em m�j w�asny we�niany p�aszcz i szalik, bo na dachu jest bardzo zimno, cho� to jeszcze wrzesie�. Ponuro i pochmurno, zupe�nie jak w listopadzie. Wdrapali�my si� na kopu�� i chodzili�my po dachu, kt�ry powinien by� g�adki, ale w rzeczywisto�ci jest tam pe�no wie�, wie�yczek, figur i rynien, a wszystko najwyra�niej zaprojektowano tak, �eby bomby zapalaj�ce mia�y si� gdzie zatrzymywa�. Uczy�em si�, jak gasi� je piaskiem, nim przepal� dach i spowoduj� po�ar katedry. U podstawy kopu�y le�� zwoje lin, gdyby kto� musia� si� dosta� na jej szczyt albo na wie�e. Wr�cili�my do �rodka i zeszli�my na Galeri� Szept�w. Przez ca�y obch�d Langby'emu nie zamyka�y si� usta - udziela� mi praktycznych rad i m�wi� o historii katedry. Przed wej�ciem na g�r� zaci�gn�� mnie do po�udniowego wej�cia, gdzie opowiedzia�, jak Christopher Wren* * Angielski architekt (1632-1723), zaprojektowa� m.in. katedr� �wi�tego Paw�a w Londynie (przyp. t�um.). sta� nad dymi�cymi zgliszczami dawnego ko�cio�a �wi�tego Paw�a i poprosi� jakiego� robotnika, �eby z cmentarza przyni�s� mu kamie� do oznaczenia miejsca budowy przysz�ej �wi�tyni. Robotnik przyd�wiga� p�yt� z �aci�skim napisem: "Znowu powstan�". Wren ogromnie si� wzruszy� i p�niej kaza� umie�ci� to s�owo nad wej�ciem do katedry. Langby by� bardzo z siebie dumny, jakby mi nie opowiedzia� tego, co wie ka�dy student pierwszego roku historii, lecz moim zdaniem, cho� napis ten nie ma takiej wymowy, jak p�yta upami�tniaj�ca obron� cywiln�, to jednak historyjka ta jest do�� ciekawa. Po kamiennych stopniach dostali�my si� na w�ski balkon, biegn�cy doko�a we wn�trzu kopu�y, zwany Galeri� Szept�w. Langby szed� na drug� stron�, krzycz�c co� o wymiarach i akustyce. Wreszcie si� zatrzyma�, stan�� tam naprzeciwko mnie twarz� do �ciany i rzek�: - Cho� m�wi� szeptem, ty wszystko s�yszysz dzi�ki kszta�towi kopu�y. Fale d�wi�kowe ulegaj� wzmocnieniu, rozchodz�c si� po obwodzie. W czasie nalot�w wal� tu grzmoty jak w s�dny dzie�. Kopu�a ma trzydzie�ci dwa metry �rednicy i dwadzie�cia cztery wysoko�ci. Spojrza�em w d�. Wydawa�o mi si�, �e balkon ucieka mi spod st�p, a czarno-bia�a marmurowa posadzka mknie ku mnie z zawrotn� szybko�ci�. Zrobi�o mi si� s�abo. Zachwia�em si� i upad�em na kolana, mocno zaciskaj�c r�ce na barierce. W tym momencie wyjrza�o s�o�ce i z�ocista po�wiata zala�a wn�trze katedry. Dos�ownie wszystko by�o jak ze z�ota - nawet rze�biony drewniany ch�r, bia�e kamienne kolumny i szare piszcza�ki organ�w. Zobaczy�em obok siebie Langby'ego, kt�ry pr�bowa� mnie podnie��. - Bartholomew! - krzykn��. - Co z tob�?! Na mi�o�� bosk�, cz�owieku! Chcia�em mu wyja�ni�, �e na g�ow� zwali�a mi si� katedra i ca�a przesz�o��, lecz nie mog�em tego zrobi�, bo przecie� jestem historykiem. Co� powiedzia�em, ale chyba bez sensu, Langby bowiem gwa�townie oderwa� mnie od barierki, a potem zaci�gn�� na schody, gdzie pad�em bezw�adnie. Patrzy� na mnie, nic nie m�wi�c. - Nie wiem, co mi si� sta�o - b�kn��em. - Dotychczas nigdy nie mia�em l�ku wysoko�ci. - Trz�siesz si� jak galareta - powiedzia� ostrym tonem. - Radz� ci i�� do ��ka. Zaprowadzi� mnie do krypty. 25 wrze�nia. Przypomnia�em sobie podr�cznik OC. Zachowanie ofiar nalot�w. Pierwsze stadium: szok, oszo�omienie, brak �wiadomo�ci odniesionych ran, wypowiadanie s��w, kt�rych sens mo�e rozumie� jedynie ofiara. Drugie stadium: dr�enie cia�a, nudno�ci, u�wiadomienie sobie ran, powr�t do rzeczywisto�ci. Trzecie stadium: nieopanowana gadatliwo��, pragnienie wyja�nienia ratownikom swojego zachowania. Langby z pewno�ci� rozpozna� te symptomy, ale jak wyt�umaczy fakt, �e w�wczas nie by�o nalotu? Nie mog� mu wyja�ni� swojego zachowania i to nie tylko dlatego, �e jako historyk powinienem milcze�. On jednak nic nie powiedzia�, a tylko wyznaczy� mi m�j pierwszy dy�ur na jutrzejsz� noc, jakby nic si� nie sta�o, i nie wydaje si� bardziej mn� przejmowa� ni� ktokolwiek inny. Wszyscy ludzie, kt�rych dotychczas pozna�em, s� nerwowi (cho� spostrzeg�em, �e podczas nalot�w zachowuj� si� spokojnie), mimo �e od chwili, gdy tu jestem, bomby blisko nas nie pada�y. Przewa�nie zrzucano je na East End i port. Dzi� w nocy przeb�kiwano co� o niewybuchach, a ja my�la�em o decyzji dziekana, kt�ry kaza� zamkn�� katedr� - prawie na pewno gdzie� czyta�em, �e przez ca�� wojn� by�a otwarta. Przy najbli�szej okazji spr�buj� sobie przypomnie� wydarzenia z wrze�nia. Nie mam poj�cia, jak wydob�d� z pami�ci w�a�ciwe informacje, p�ki si� nie dowiem, co mam tutaj robi�, je�eli w og�le mam jakie� zadanie. Dla historyk�w nie istniej� �adne wytyczne i nie podlegaj� oni �adnym ograniczeniom. W istocie m�g�bym wszystkim m�wi� o moim pochodzeniu z przysz�o�ci, gdybym uwa�a�, �e kto� mi uwierzy. M�g�bym te� zabi� Hitlera, gdyby jako� uda�o mi si� dosta� do Niemiec. Ale, ale, czy rzeczywi�cie? Na wydziale historii wiele dyskutowano na temat paradoksu czasu, lecz studenci wracaj�cy z praktyk dyplomowych nie wspominali o tym ani s�owem. Czy przesz�o�� jest niezmienna? Mo�e codziennie powstaje nowa i to w�a�nie my, historycy, j� tworzymy? A w takim razie, jakie s� tego konsekwencje? Tylko �e jak mo�emy zdoby� si� na odwag�, by cokolwiek zmienia�, je�li ich nie znamy? Czy mamy �mia�o interweniowa� w nadziei, �e nie sprowadzimy na nas wszystkich zguby? Mo�e jednak, �eby nie zmieni� przysz�o�ci, do niczego nie powinni�my si� wtr�ca�, a tylko sta� z boku i patrze�, jak po�ar doszcz�tnie niszczy Katedr� �w. Paw�a? Wszystkie te kwestie �wietnie si� nadaj� do dyskusji podczas d�ugich wieczornych sesji naukowych, tu jednak s� nieistotne. W�a�ciwie nie mam wp�ywu na to, czy katedra sp�onie, tak samo jak nie mog� zabi� Hitlera. Nie, to nieprawda. Do takiego wniosku doszed�em wczoraj na Galerii Szept�w. M�g�bym zabi� Hitlera, gdybym go przy�apa� na podpalaniu katedry. 26 wrze�nia. Dzi� pozna�em pewn� m�od� kobiet�. (Dziekan otworzy� ko�ci�, �eby�my go posprz�tali, i ludzie znowu zacz�li przychodzi�.) Przypomina mi Kivrin, cho� jest od niej ni�sza i inaczej si� czesze. Wygl�da�a na zap�akan�. Kivrin wygl�da, jakby przed chwil� p�aka�a, dopiero od czasu, gdy wr�ci�a z praktyki. Chyba �redniowiecze okaza�o si� ponad jej si�y. Ciekaw jestem, jak by poradzi�a sobie tutaj. Niew�tpliwie uda�aby si� ze swoimi rozterkami do miejscowego pastora, mia�em jednak szczer� nadziej�, �e tamta kobieta, tak do niej podobna, nie zamierza tego robi�. - Czy mog� w czym� pom�c? - spyta�em, cho� wcale nie chcia�o mi si� jej pomaga�. - Jestem ochotnikiem. Wydawa�a si� rozczarowana. - To ci tu nie p�ac�? - odpar�a wycieraj�c chusteczk� zaczerwieniony nos. - Czyta�am o katedrze, o obronie cywilnej i tak dalej, wi�c pomy�la�am sobie, �e mo�e znajd� tu jak�� posad�. Na przyk�ad w kuchni albo co� w tym rodzaju. Oczywi�cie, p�atn� posad�. W jej oczach, zapuchni�tych od p�aczu, b�yszcza�y �zy. - Niestety, nie prowadzimy kuchni - powiedzia�em najuprzejmiejszym tonem, na jaki mog�em si� zdoby�, my�l�c o tym, �e Kivrin zawsze mnie irytuje. - Ani prawdziwego schronu. Niekt�rzy z nas �pi� w krypcie. Jak wiem, wszyscy jeste�my ochotnikami. - W takim razie nic z tego - stwierdzi�a i wytar�a oczy chusteczk�. - Katedra bardzo mi si� podoba, ale nie mog� pracowa� tu za darmo, bo mam na utrzymaniu ma�ego braciszka. Tom w�a�nie wr�ci� ze wsi. Niezbyt j� rozumia�em. Mimo wszystkich zewn�trznych objaw�w rozpaczy m�wi�a do�� pogodnym tonem i nie by�a bli�sza �ez ni� w�wczas, gdy tu przysz�a. - Musz� znale�� dla nas odpowiednie mieszkanie - ci�gn�a. - Po powrocie Toma nie mo�emy d�u�ej spa� w metrze. Nagle ogarn�o mnie przera�enie a� do b�lu, jak to czasami bywa, kiedy cz�owiek mimowolnie co� sobie przypomni. - W metrze? - spyta�em przetrz�saj�c pami��. - Zwykle na stacji Marble Arch. M�j brat wcze�niej zajmuje nam miejsce, a ja id�... - Urwa�a przy�o�ywszy chusteczk� do nosa i znowu w ni� kichn�a. - Przepraszam. Strasznie si� przezi�bi�am. Czerwony nos, za�zawione oczy, kichanie... Aha, infekcja dr�g oddechowych. Cud, �e tej kobiecie nie powiedzia�em, by przesta�a p�aka�. Na szcz�cie, nie pope�ni�em niewybaczalnego b��du, cho� o to nietrudno i wcale nie dlatego tylko, �e mam k�opoty z d�ugotrwa�� pami�ci�, ale r�wnie� z powodu braku potrzebnych mi informacji, na przyk�ad o kotach, przezi�bieniu i wygl�dzie Katedry �w. Paw�a w pe�nym s�o�cu. To jedynie kwestia czasu, a co�, o czym nie wiem, postawi mnie w bardzo k�opotliwej sytuacji. Ponownie ze dwa razy widzia�em kota. Jest ca�y czarny jak w�giel, ale na szyi ma bia�� plamk�, kt�ra wygl�da, jakby specjalnie j� namalowano ze wzgl�du na zaciemnienie. 27 wrze�nia. W�a�nie wr�ci�em z dachu. Jeszcze si� trz�s�. W pierwszej fazie nalotu bombardowano przewa�nie East End. Niewiarygodny widok. Wsz�dzie reflektory; w Tamizie odbija�o si� niebo r�owe od po�ar�w; eksploduj�ce bomby wygl�da�y niczym fajerwerki. Nieustanny og�uszaj�cy grzmot, a tylko od czasu do czasu s�ycha� by�o monotonny warkot silnik�w samolot�w wysoko w g�rze i rytmiczny ogie� zenit�wek. Oko�o p�nocy bomby zacz�y spada� coraz bli�ej ze straszliwym gwizdem, kt�ry przypomina� odg�os zatrzymuj�cego si� poci�gu. Musia�em u�y� ca�ej si�y woli, �eby nie rzuci� si� plackiem na dach, a Langby wszystko spokojnie obserwowa�. Nie chcia�em, aby mia� satysfakcj�, ogl�daj�c powt�rk� mojego zachowania w Galerii Szept�w. Z podniesionym czo�em mocno trzyma�em wiadro pe�ne piasku i by�em bardzo z siebie dumny. Bomby przesta�y gwizda� niedaleko nas oko�o trzeciej i mniej wi�cej przez p� godziny panowa� spok�j, a p�niej us�ysza�em �oskot, jakby na dach posypa� si� grad. Wszyscy pr�cz Langby'ego rzucili si� do �opat i r�cznych pomp. Obserwowa� mnie, a ja wypatrywa�em bomb zapalaj�cych. Jedna z nich spad�a tu� obok wie�y zegarowej, tylko kilka metr�w ode mnie. By�a du�o mniejsza, ni� s�dzi�em - mia�a zaledwie oko�o trzydziestu centymetr�w d�ugo�ci. G�o�no skwiercz�c, gwa�townie rozpryskiwa�a zielonkawobia�y ogie� a� do miejsca, gdzie sta�em. Za chwil� zmieni si� w roztopion� mas�, kt�ra zacznie przepala� dach. P�niej morze p�omieni i gor�czkowe okrzyki stra�ak�w, a potem nic nie zostanie, dos�ownie nic - nawet p�yta ku czci obrony cywilnej. Znowu sta�o si� to, co na Galerii Szept�w. Co� powiedzia�em i popatrzy�em na twarz Langby'ego. U�miecha� si� krzywo. - Katedra sp�onie do cna - zauwa�y�em. - Nic po niej nie zostanie. - No. �wietny pomys�, prawda? Ca�kowicie spali� katedr�. Czy� nie o to chodzi? - Komu? - spyta�em g�upio. - Hitlerowi, oczywi�cie. A ty my�la�e�, �e komu? - odrzek� i niemal oboj�tnie podni�s� r�czn� pomp�. Nagle przypomnia�em sobie odpowiedni� stron� z instrukcji zwalczania po�ar�w. Bomb�, kt�ra wci�� pryska�a ogniem, obsypa�em dooko�a piaskiem z jednego wiadra, potem chwyci�em drugie i wywali�em na ni� jego zawarto��. W k��bi�cej si� chmurze czarnego dymu ledwie odnalaz�em moj� �opat�. Jej ko�cem odszuka�em bomb�, kt�r� nast�pnie wrzuci�em do pustego wiadra i zasypa�em piaskiem. Gryz�cy dym wyciska� mi z oczu �zy. Odwr�ciwszy g�ow�, otar�em je r�kawem i spojrza�em na Langby'ego. Nawet nie drgn��, �eby mi pom�c. U�miecha� si�. - W�a�ciwie jego plan jest ca�kiem niez�y, ale my, oczywi�cie, do tego nie dopu�cimy. Dlatego stoimy tu na stra�y, aby temu zapobiec. Zgadza si�, Bartholomew? Ju� wiem, co jest celem mojej praktyki. Musz� powstrzyma� Langby'ego od spalenia katedry. 28 wrze�nia. Pr�buj� sobie wyperswadowa�, �e ostatniej nocy pomyli�em si� co do Langby'ego, �e �le zrozumia�em jego s�owa. Niby dlaczego mia�by d��y� do spalenia katedry? Chyba �e jest hitlerowskim szpiegiem. Ale jak hitlerowski szpieg m�g�by przenikn�� do obrony cywilnej? Zadr�a�em pomy�lawszy o moim fa�szywym li�cie polecaj�cym. Co mam zrobi�? Gdybym podda� Langby'ego jakiemu� testowi, kt�ry w roku 1940 zdo�a�by pomy�lnie przej�� jedynie lojalny Anglik, obawiam si�, �e w�wczas tylko sam bym wpad�. Musz� usprawni� korzystanie z mojej pami�ci. Tymczasem zamierzam obserwowa� Langby'ego. To nie powinno nastr�cza� trudno�ci, bo w�a�nie wyznaczy� dy�ury na nast�pne dwa tygodnie i wszystkie noce sp�dzimy razem. 30 wrze�nia. Wiem, co si� sta�o we wrze�niu. Langby mi powiedzia�. Kiedy ostatniej nocy na ch�rze wk�adali�my p�aszcze i buty, oznajmi�: - Wiesz, oni ju� raz pr�bowali. Nie mia�em poj�cia, o czym m�wi�. Czu�em si� tak bezradny jak pierwszego dnia, gdy mnie spyta�, czy jestem z oce. - Chodzi mi o katedr�. Ju� raz pr�bowali j� zniszczy�. Dziesi�tego wrze�nia. Bomb� burz�c�. No, ale ty nie mo�esz tego wiedzie�, bo wtedy by�e� w Walii. Nawet nie s�ucha�em. Kiedy wypowiedzia� s�owa "bomb� burz�c�", od razu wszystko sobie przypomnia�em. Przebiwszy jezdni�, utkwi�a w fundamentach. Saperzy chcieli wykr�ci� zapalnik, ale z uszkodzonego ruroci�gu wydobywa� si� gaz. Postanowili najpierw ewakuowa� ludzi z ko�cio�a, lecz dziekan Mathews nie zgodzi� si� wyj��, wi�c mimo to j� wydobyli, a potem zdetonowali w Barking Marshes. Moja pami�� zadzia�a�a natychmiast i skutecznie. - Tym razem katedr� uratowali saperzy - odezwa� si� Langby. - Dobrze, �e zawsze kto� jest w pobli�u. - Owszem, jest - odpar�em i zostawi�em go samego. 1 pa�dziernika. My�la�em, �e przypomnienie sobie wydarze� z 10 wrze�nia oznacza�o jaki� prze�om, a tymczasem niemal ca�� noc przele�a�em w ��ku, pr�buj�c wydoby� z pami�ci co� o hitlerowskich szpiegach w Katedrze �w. Paw�a i nic z tego nie wysz�o. Czy musz� dok�adnie wiedzie�, czego szukam, �ebym to sobie przypomnia�? Jaki po�ytek z takiej pami�ci? By� mo�e Langby nie jest hitlerowskim szpiegiem. A wobec tego kim? Podpalaczem? Szale�cem? Krypta raczej nie nastraja do my�lenia, bo wcale nie jest w niej cicho jak w grobie. Nocami sprz�taczki prawie ca�y czas rozmawiaj� i s�ycha� st�umione wybuchy bomb, co chyba nawet jest gorsze. �api� si� na tym, �e nadstawiam ucha. Kiedy nad ranem w ko�cu zasn��em, przy�ni�o mi si�, �e bomba trafi�a w stacj� metra, u�ywan� jako schron, uszkodzi�a rur� wodoci�gow� i wszyscy si� potopili. 4 pa�dziernika. Dzi� pr�bowa�em z�apa� kota. Wpad�em na pomys�, �e go nak�oni� do przegonienia myszy, kt�rej ba�y si� sprz�taczki. Poza tym chcia�em go obejrze� z bliska. Wzi��em kube� na wod� do r�cznej pompy, do kt�rego ostatniej nocy wrzuca�em p�on�ce od�amki pocisk�w przeciwlotniczych. Na dnie pozosta�o troch� wody, lecz za ma�o, �eby kot si� w niej utopi�. M�j plan polega� na tym, by nakry� go wiadrem, a potem go wyj��, zanie�� do krypty i pokaza�, gdzie jest mysz. Nawet nie uda�o mi si� do niego zbli�y�. Zamachn��em si� wiadrem i wtedy rozla�em t� resztk� wody. Mia�em wra�enie, jakbym pami�ta�, �e kot jest zwierz�ciem udomowionym, ale widocznie musia�em si� pomyli�, kot bowiem si� nastroszy�, wygi�� grzbiet, wysun�� ostre pazury z tego, co wzi��em za mi�kkie, nieszkodliwe poduszeczki, i wyda� przera�liwy d�wi�k, kt�rym poderwa�by sprz�taczki na r�wne nogi. Zaskoczony pu�ci�em wiadro, kt�re si� potoczy�o pod jedn� z kolumn. Kot uciek� i znikn��. W�wczas za plecami us�ysza�em g�os Langby'ego: - Kota nigdy nie z�apiesz w ten spos�b. - Na to wygl�da - odpar�em, schylaj�c si� po wiadro. - Koty nie znosz� wody - doda� oboj�tnym tonem. - Aha. Nie wiedzia�em - mrukn��em przechodz�c ko�o niego, by odnie�� wiadro na ch�r. - Ka�dy to wie. Nawet durni Walijczycy. 8 pa�dziernika. Od tygodnia mamy dwa dy�ury na dob� z powodu intensywnych bombardowa�. Langby nie pokazywa� si� na dachu, wi�c dzi� poszed�em szuka� go w katedrze, a kiedy znalaz�em, sta� przy zachodnim wej�ciu i rozmawia� z jakim� starcem. Cz�owiek ten trzyma� pod pach� gazet�, kt�r� w pewnej chwili poda� Langby'emu, lecz on wkr�tce j� zwr�ci�. Zobaczywszy mnie, starzec chy�kiem si� oddali�. - To pewnie jaki� turysta - powiedzia� Langby. - Chcia� si� dowiedzie�, gdzie jest Teatr Windmill. Przeczyta� w gazecie, �e wyst�puj� tam nagie tancerki. Chyba moja mina zdradzi�a, �e mu nie wierz�, bo doda�: - Fatalnie wygl�dasz, bracie. Nie wysypiasz si�? Znajd� kogo�, �eby ci� zast�pi� na pierwszej nocnej zmianie. - Nie. Wol� dy�urowa�. Lubi� przebywa� na dachu - odpar�em ch�odno i pomy�la�em: "Tam ci� mam na oku". Wzruszy� ramionami. - Prawdopodobnie to lepsze ni� siedzenie w krypcie - mrukn��. - Na dachu przynajmniej us�yszysz bomb�, kt�ra ci� za�atwi. 10 pa�dziernika. S�dzi�em, �e dodatkowe dy�ury dobrze mi zrobi�, odci�gaj�c moje my�li od trudno�ci z pami�ci�. To tak jak z obserwowaniem czajnika w oczekiwaniu, a� woda si� zagotuje. Czasami to si� rzeczywi�cie sprawdza. Wystarczy, �e przez par� godzin �pi� albo my�l� o czym� innym, a ju� wszystko sobie przypominam bez �adnych sztucznych �rodk�w. Dobry odpoczynek w nocy jest w og�le niemo�liwy. Nie do��, �e sprz�taczki ci�gle gadaj�, to jeszcze kot wprowadzi� si� do krypty, wszystkim ociera si� o nogi i g�o�nym miauczeniem prosi o ryby. Zanim p�jd� na dy�ur, przenios� swoje ��ko z transeptu i postawi� je za sarkofagiem Nelsona. Dobrze, �e admira� jest zakonserwowany, bo przynajmniej si� nie odzywa. 11 pa�dziernika. �ni�a mi si� bitwa pod Trafalgarem - salwy okr�towych dzia�, dym, sypi�cy si� tynk i Langby, kt�ry mnie wo�a�. Obudziwszy si� zobaczy�em, �e znikn�y sk�adane krzes�a. Nie widzia�em ich z powodu dymu, kt�ry wype�nia� krypt�. - Id�, id� - powiedzia�em. W�o�ywszy buty, chwiejnym krokiem ruszy�em tam, sk�d dochodzi� g�os. W transepcie ujrza�em krzes�a przysypane kup� gruzu. Langby j� rozgrzebywa�. - Bartholomew! - krzycza� odrzucaj�c kawa�ki tynku. - Bartholomew! Wci�� mi si� zdawa�o, �e jest pe�no dymu. Przynios�em pomp�, ukl�k�em ko�o Langby'ego i zacz��em wyci�ga� po�amane krzes�o, kt�re stawia�o pewien op�r. Nagle przysz�o mi do g�owy, �e pod gruzem le�y jaki� trup i mog� si� natkn�� na jego r�k�. Przysiad�em na pi�tach, walcz�c z nudno�ciami. Potem zn�w zabra�em si� do roboty. Langby zachowywa� si� jak wariat - d�ga� kup� gruzu od�aman� nog� krzes�a. Chcia�em go powstrzyma�, lecz mnie odepchn�� jak gruz, kt�ry trzeba odrzuci� na bok. Wreszcie podni�s� du�y p�aski kawa� tynku, a dalej by�a ju� tylko pod�oga. Obejrza�em si� za siebie. Obie sprz�taczki sta�y w niszy przy o�tarzu. Chwyci�em Langby'ego za rami�. - Kogo szukasz? - spyta�em. - Bartholomew - odpar�. Zobaczy�em, �e pod warstw� szarego kurzu ma zakrwawione d�onie. - Tu jestem. Nic mi si� nie sta�o - powiedzia�em krztusz�c si� bia�ym py�em. - Przenios�em moje ��ko gdzie indziej. Langby gwa�townie si� odwr�ci�, zobaczy� sprz�taczki, a potem spokojnie zapyta�: - Co tu jest zasypane? - Tylko kuchenka gazowa i torebka pani Galbraith - nie�mia�o odpowiedzia�a jedna z kobiet. Przekopawszy gruz, Langby znalaz� oba te przedmioty. Z kuchenki w dalszym ci�gu wydobywa� si� gaz, cho� p�omienia ju� nie by�o. - A jednak uratowa�e� katedr� i mnie - zauwa�y�em. Sta�em w bieli�nie i butach, trzymaj�c niepotrzebn� pomp�. - Wszyscy mogli�my si� udusi�. Langby si� wyprostowa�. - Ciebie nie powinienem ratowa� - warkn��. Pierwsze stadium: szok, oszo�omienie, brak �wiadomo�ci odniesionych ran, wypowiadanie s��w, kt�rych sens mo�e rozumie� jedynie ofiara. On jeszcze nie wie, �e ma zakrwawione d�onie i nie zdaje sobie sprawy z tego, co m�wi, bo o�wiadczy�, �e nie powinien uratowa� mi �ycia. - Ciebie nie powinienem ratowa� - powt�rzy�. - Mam swoje obowi�zki. - Krwawisz. Radz� ci i�� do ��ka - powiedzia�em ostrym tonem, zupe�nie jak on na galerii. 13 pa�dziernika. To by�a bomba burz�ca. Przebi�a ch�r i zniszczy�a kilka marmurowych rze�b, ale sklepienie krypty wytrzyma�o, cho� pocz�tkowo my�la�em, �e si� zawali�o. Tylko z sufitu odpad�o troch� tynku. Nie s�dz�, �eby Langby mia� �wiadomo�� tego, co wtedy powiedzia�. To w pewnym sensie daje mi przewag�, bo przecie� ju� znam �r�d�o niebezpiecze�stwa. Jaki jednak z tego po�ytek, skoro nie wiem, co on zrobi i kiedy? Informacje o wczorajszej bombie na pewno gdzie� s� w mojej d�ugotrwa�ej pami�ci, lecz nawet w takim momencie nie mog�em ich sobie przypomnie� i ju� nie pr�buj� do nich dotrze�. Le�� w ciemno�ciach czekaj�c, a� zwali si� na mnie strop, i wspominam, jak Langby uratowa� mi �ycie. 15 pa�dziernika. Dzi� znowu przysz�a tamta kobieta. Jeszcze si� nie wyleczy�a z przezi�bienia, ale ju� znalaz�a p�atn� posad�. �adnie wygl�da�a. By�a ubrana w elegancki mundur i pantofle bez nosk�w, mia�a wymy�ln� fryzur�. W dalszym ci�gu usuwamy nieporz�dki po tamtej bombie. Langby poszed� z Allenem po deski do naprawy ch�ru, wi�c pozwoli�em sobie na rozmow� z go�ciem, nie przerywaj�c sprz�tania. Kobieta kicha�a z powodu kurzu, ale tym razem przynajmniej wiedzia�em, co si� z ni� dzieje. Powiedzia�a, �e ma na imi� Enola i pracuje w WVS*, * ang. Ochotnicza S�u�ba Kobieca (przyp. t�um.). gdzie prowadzi jedn� z kuchni polowych dla bezdomnych ofiar bombardowa�. Przysz�a przede wszystkim po to, by wyrazi� mi swoj� wdzi�czno��, kiedy bowiem w WVS oznajmi�a, �e w katedrze nie prowadz� kuchni, natychmiast wys�ali j� z kuchni� polow� do City. - Kiedy wi�c b�d� w pobli�u, to czasem tu wpadn�, �eby panu powiedzie�, jak mi leci, dobrze? Dalej nocuje z bratem w metrze. Zapyta�em j�, czy tam jest bezpiecznie. Odpar�a, �e chyba nie, ale przynajmniej nie us�yszy gwizdu bomby, kt�ra j� zabije, a to ju� wielkie szcz�cie. 18 pa�dziernika. Jestem tak zm�czony, �e ledwie mog� pisa�. Dzi� w nocy mieli�my dziewi�� bomb zapalaj�cych i jedn� min� na spadochronie, kt�ra spada�a prosto na kopu��, ale wiatr skierowa� j� w inn� stron�. Sam unieszkodliwi�em dwie. Od chwili, gdy si� tu znalaz�em, robi�em to przynajmniej ze dwadzie�cia razy, a jeszcze pomaga�em przy gaszeniu kilkudziesi�ciu innych. To jednak nie wystarcza. Przeoczenie jednej bomby zapalaj�cej czy chwila nieuwagi w obserwowaniu Langby'ego mo�e zniweczy� wszystkie te wysi�ki. Wiem, �e cz�ciowo z tego powodu jestem tak wyczerpany. Co noc si� morduj�, �eby dobrze wykona� swoje obowi�zki: obserwowa� Langby'ego i nie przegapi� �adnej bomby zapalaj�cej, kt�ra spada na katedr�. Potem wracam do krypty i znowu si� morduj�, �eby wydoby� z pami�ci jakie� informacje, cho�by cokolwiek o szpiegach, po�arach i Katedrze �w. Paw�a jesieni� 1940 roku. Prze�laduje mnie my�l, �e powinienem zrobi� jeszcze wi�cej, ale nie wiem co. Nie mog�c w pe�ni korzysta� z pami�ci, jestem jak ci tutejsi nieszcz�liwcy, kt�rzy nie maj� poj�cia, co ich czeka jutro. Skoro musz�, dalej b�d� robi� to, co dotychczas, a� mnie odwo�aj� i wr�c� do domu. Langby nie spali katedry, dop�ki tu jestem i gasz� bomby zapalaj�ce. W krypcie powiedzia�: "Mam swoje obowi�zki". A ja mam swoje. 21 pa�dziernika. Bomba wybuch�a w katedrze prawie dwa tygodnie temu, a dopiero teraz u�wiadomi�em sobie, �e od tamtego czasu nie widzia�em kota. Pod kup� gruzu go nie by�o, bo cho� z Langbym mieli�my pewno��, �e tam nikogo nie ma, przesiali�my j� dwa razy. Kot m�g� si� schowa� na ch�rze. Stary Bence-Jones twierdzi, �e niepotrzebnie si� martwi�. - Na pewno nic mu si� nie sta�o - powiedzia�. - Gdyby nawet szkopy doszcz�tnie zburzyli wszystkie domy w Londynie, to koty wysz�yby z gruz�w w pl�sach i lansadach, �eby ich powita�. A wiesz dlaczego? Bo one nikogo nie kochaj�. Ale kupa ludzi przez nie ginie, jak przedwczoraj ta staruszka w Stepney, kiedy wr�ci�a do domu, �eby uratowa� swojego kota. Tymczasem to bydl� siedzia�o w schronie. - W takim razie, gdzie on jest? - Id� o zak�ad, �e w jakim� bezpiecznym miejscu. Je�li go nie ma na terenie katedry, to znaczy, �e koniec z nami. W tym starym powiedzeniu o szczurach uciekaj�cych z ton�cego okr�tu jest b��d. Naprawd�. Bo to koty uciekaj�, a nie szczury. 25 pa�dziernika. Ponownie zjawi� si� ten turysta. To chyba niemo�liwe, �eby wci�� szuka� Teatru Windmill. Tak jak wtedy, pod pach� mia� gazet�. Pyta� o Langby'ego, kt�ry poszed� z Allenem na drugi koniec miasta po azbestowe p�aszcze stra�ackie. Widzia�em tytu� tej gazety. Nazywa si� "The Worker". Czy�by jaki� hitlerowski dziennik? 2 listopada. Od tygodnia siedz� na dachu i pomagam jakim� nieudolnym robotnikom za�ata� dziur�, kt�r� wybi�a tamta bomba. Fatalnie pracuj�, bo zostawili szpar� tak du��, �e zmie�ci�by si� w niej cz�owiek. Oni wprawdzie si� z tym zgadzaj�, ale twierdz�, �e daleko by nie polecia�, bo w niewielkiej odleg�o�ci pod dachem jest sklepienie. Wydaj� si� ca�kiem nie rozumie�, �e mog�aby tam wpa�� jaka� bomba zapalaj�ca i nikt by jej nie zauwa�y�. Langby'emu tylko o to chodzi - je�li chce zniszczy� katedr�, wcale nie musi jej podpala�. Wystarczy, �e przeoczy jedn� bomb� do chwili, gdy b�dzie ju� za p�no. Nie mog�em si� dogada� z robotnikami. Zszed�em z dachu, �eby si� na nich poskar�y� Mathewsowi i wtedy zobaczy�em Langby'ego, jak rozmawia� z tym turyst� za filarem blisko okna, trzymaj�c w r�ku jak�� gazet�. Kiedy po godzinie wychodzi�em z biblioteki, wci�� tam byli. Dziura w dachu r�wnie�. Mathews powiedzia�, �e nale�y przykry� j� deskami i by� dobrej my�li. 5 listopada. Zrezygnowa�em z pr�b sondowania pami�ci. Mam takie zaleg�o�ci w spaniu, �e nawet nie mog� sobie przypomnie� informacji o gazecie, kt�rej tytu� ju� znam. Dwa dy�ury dziennie s� teraz na sta�e. Nasze sprz�taczki si� wyprowadzi�y, tak jak kot, a wi�c w krypcie jest spok�j, lecz mimo to nie mog� spa�. Kiedy chwilami zapadam w drzemk�, od razu mam jakie� sny. Na przyk�ad wczoraj mi si� przy�ni�o, �e na dachu katedry jest Kivrin ubrana jak �wi�ta. Zapyta�em j�: - Co to za tajemnica z t� twoj� praktyk�? W�a�ciwie co mia�a� ustali�? Wytar�a nos chusteczk�. - Dwie rzeczy: po pierwsze, �e milczenie i pokora to �wi�te obowi�zki historyka, a po drugie... - przerwa�a i kichn�a w chusteczk� - ... �e nie nale�y nocowa� w metrze. Jedyna moja nadzieja w tym, �e zdob�d� jaki� �rodek i wprowadz� si� w trans. Mog� by� z tym k�opoty. Jestem pewien, �e oni jeszcze nie maj� sztucznych endorfin. Przypuszczalnie r�wnie� halucynogen�w. Alkohol wprawdzie jest dost�pny, lecz ja potrzebuj� czego� bardziej skoncentrowanego ni� piwo, a znam tylko ten nap�j alkoholowy. Nie mam odwagi pyta� o to koleg�w. Langby i tak jest wobec mnie podejrzliwy. Musz� zajrze� do s�ownika, �eby znale�� pewne s�owo. 11 listopada. Wr�ci� kot. Langby znowu wybra� si� z Allenem na poszukiwanie azbestowych p�aszczy, wi�c pomy�la�em sobie, �e mog� bezpiecznie i�� na miasto. Wyruszy�em po zakupy do sklepu spo�ywczego, maj�c nadziej�, �e zdob�d� tam jaki� sztuczny �rodek pobudzaj�cy. By�o p�no i nim dotar�em do Cheapside, zawy�y syreny alarmowe, co mnie troch� zdziwi�o, bo naloty zwykle rozpoczyna�y si� po zapadni�ciu zmroku. Nieco czasu zaj�y mi same zakupy i zbieranie si� na odwag�, by zapyta� sprzedawc� o alkohol, a on skierowa� mnie do pubu, wi�c kiedy wyszed�em, ju� panowa�y egipskie ciemno�ci. Nie mia�em poj�cia, gdzie jest katedra, jezdnia, a nawet sklep, w kt�rym przed chwil� robi�em zakupy. Sta�em jak g�upi na chodniku, trzymaj�c w r�ku papierow� torb� z chlebem i rybami. By�o tak ciemno, �e nie dojrza�bym swojej d�oni, nawet gdybym podsun�� j� sobie pod nos. Postawi�em ko�nierz i czeka�em, a� m�j wzrok przywyknie do mroku, ale do tego trzeba cho� odrobiny �wiat�a. Modli�em si�, by wyjrza� ksi�yc, mimo �e wszyscy w katedrze go przeklinali, nazywaj�c cz�onkiem pi�tej kolumny. Wystarczy�by autobus z przyciemnionymi reflektorami albo latarka, a nawet b�ysk wystrza�u zenit�wki, �ebym odzyska� orientacj�. Po prostu cokolwiek. I wtedy w oddali zobaczy�em autobus - dwie cienkie ��te kreseczki. Ruszy�em w jego stron�, ale po kilku krokach omal nie spad�em z kraw�nika. Wynika�oby z tego, �e autobus jedzie w poprzek ulicy, a wi�c to nie autobus. Gdzie� blisko us�ysza�em miaukni�cie kota. Po chwili co� zacz�o si� ociera� o moj� nog�. Spojrza�em w d� i zobaczy�em ��te �lepia, kt�re wzi��em za reflektory autobusu. Oczy kota musia�y odbija� jakie� �wiat�o, ale m�g�bym przysi�c, �e w promieniu wielu kilometr�w panowa�y absolutne ciemno�ci. - Jak b�dziesz tak �wieci� oczami, kocurze, to za�atwi ci� policja - mrukn��em do niego, a us�yszawszy nadlatuj�ce samoloty doda�em: - Albo szkopy. Nagle dooko�a zrobi�o si� zupe�nie jasno - prawie r�wnocze�nie zap�on�y reflektory przeciwlotnicze i rozb�ys�a �una nad Tamiz�, o�wietlaj�c mi drog� do domu. - Wyszed�e� po mnie, prawda, kotku? - powiedzia�em weso�o. - Gdzie� si� podziewa�? Wiedzia�e�, �e ryby nam si� sko�czy�y, co? I to si� nazywa wierno��. W drodze powrotnej ca�y czas do niego przemawia�em, cz�stuj�c rybami za to, �e uratowa� mi �ycie. P�niej Bence- Jones powiedzia�, �e kota przyci�gn�� do sklepu zapach mleka. 13 listopada. Przy�ni�o mi si�, �e zab��dzi�em w czasie zaciemnienia. Nie mog�em dojrze� nawet swoich d�oni, a wtedy zjawi� si� Dunworthy i po�wieci� mi latark�, lecz tak, �e zobaczy�em jed