2360

Szczegóły
Tytuł 2360
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2360 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2360 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2360 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Margit Sandemo Saga o czarnoksi�niku tom 4 Oblicze z�a (Prze�o�y�a Iwona Zimnicka) Ksi�gi z�ych mocy Przyczyna wszystkich dziwnych i przera�aj�cych wypadk�w, przez jakie musia�a przej�� pewna m�oda dziewczyna z zachodniego wybrze�a Norwegii na prze�omie siedemnastego i osiemnastego wieku, zawiera si� w trzech ksi�gach z�a, dobrze znanych z najbardziej mrocznego rozdzia�u w historii Islandii. Ksi�gi pochodz� z czas�w, gdy w Szkole �aci�skiej w Holar, na p�nocy Islandii, rz�dzi� z�y biskup Gottskalk, czyli z okresu pomi�dzy latami 1498 a 1520. Biskup uprawia� prastar� i ju� wtedy surowo zakazan� czarn� magi�; Gottskalk Z�y nauczy� si� wiele o magii w os�awionej Czarnej Szkole na Sorbonie. Szko�a �aci�ska w Holar by�a za panowania Gottskalka tak niebezpieczna, �e macki z�a rozci�ga�y si� stamt�d zar�wno w czasie, jak i w przestrzeni; ��dza posiadania owych trzech ksi�g o piekielnej sztuce rozpala�a si� w ka�dym, kto o nich us�ysza�. Ani jedna dusza nie pozosta�a wobec nich oboj�tna. Zreszt�... A� do naszych dni przetrwa�a ich ponura, budz�ca l�k s�awa. Rozdzia� 1 Jak mo�na t�skni� za kim�, kogo si� nigdy nie zna�o? T�skni� tak mocno, �e tchu braknie w piersiach? Nie wiedzie�, daremnie czeka� na wie�ci, ukrywa� b�l, z�eraj�cy od �rodka - oto najwi�ksza gorycz, jakiej mo�e zazna� cz�owiek. Skuli�a si� w rogu podokiennej �awy, otoczy�a r�kami kolana, kieruj�c wzrok na spowity porann� mg�� krajobraz. Na jasnym tle rysowa�y si� wykrzywione sylwetki d�b�w, krople wilgoci skapywa�y z drzew. Ch��d jakby chcia� si� przecisn�� do niej przez szpary w oknach. To niepotrzebne, pomy�la�a. Moj� dusz� ju� dawno sku� l�d. Nosz� w sobie ca�y wszech�wiat t�sknoty. Niesko�czon� pustk�, kt�rej nic nigdy nie zape�ni. Jestem uosobieniem t�sknoty, wiecznego niespe�nionego pragnienia, kt�re musi by� jedn� z najstraszliwszych katuszy czy��ca. Mnie niepotrzebny czy��cowy ogie�. Do�wiadczam go tu, na ziemi, dzie� po dniu. Niestraszne mi piek�o, ju� do niego przywyk�am. Gdzie szuka� spokoju? Jak d�ugo mam gna� po p�nocnych krainach, zanim moje serce znajdzie ukojenie? Wiem. Dla mnie nie ma spokoju. Wybacz mi, moja droga. Wybacz mi wszystko! Tak wiele chcia�am uczyni�, tak wiele chcia�am da�! Ale dla mnie nie ma wybaczenia. M�ri, najbardziej chyba samotny ze wszystkich czarnoksi�nik�w �wiata, sta� w swoim pokoiku w pensjonacie w Christianii. Przeprowadzili si� tutaj, bo poprzednia gospoda okaza�a si� brudna i za ciasna. Wci�� mieli nadziej�, �e prze�ladowcom Tiril nie uda�o si� wpa�� na ich trop. Smuk�e d�onie M�riego ostro�nie dotyka�y zwoj�w pergaminu, odnalezionych w starym zamczysku. - Formu�y, zakl�cia. Pot�ne czary - szepn�� do siebie. - Ale zapisano je w j�zyku, kt�rego nie rozumiem, znakami, kt�rych nie potrafi� odczyta�. - Po jego twarzy przemkn�� cie�. - Ale tu co� jest... Rozleg�o si� delikatne pukanie do drzwi, charakterystyczny sygna� Tiril, zaraz te� i ona sama wsun�a si� do �rodka. Spostrzeg�szy, jak g��boko M�ri zatopi� si� w my�lach, cichutko przycupn�a na jedynym w pokoju krze�le i zacz�a si� przygl�da� przyjacielowi. Nikogo na tym �wiecie nie kocha�a r�wnie mocno jak tego cz�owieka. A jednak nie wolno jej by�o go kocha�. On nie zosta� stworzony do ziemskiej mi�o�ci. Gdyby jej pokosztowa�, przez swe zwi�zki z mrocznym �wiatem wci�gn��by r�wnie� j�, Tiril, do krainy ch�odnych cieni. Tiril wiedzia�a, �e i tak znaczy dla M�riego zbyt wieje. Musieli teraz zamieszka� w oddzielnych pokojach, nie mogli d�u�ej sypia� wsp�lnie jak rodze�stwo czy dobrzy przyjaciele. Ju� dwukrotnie zanadto si� do siebie zbli�yli. Zdawali sobie spraw�, �e nast�pnym razem nie zdo�aj� si� pohamowa�. - Co sprawia, �e tak surowo marszczysz brwi? - spyta�a z u�miechem w g�osie. Ockn�� si�. - Tu co� jest, Tiril. Co�, co, jak s�dz�, ma zwi�zek z twoim pochodzeniem. Niemo�no�� zrozumienia, o co chodzi, ogromnie irytuje. - Czy nie mo�esz zwr�ci� si� o pomoc do jakiego� specjalisty od niemieckich run? M�ri u�miechn�� si�. - A gdzie takiego szuka�? Tiril wzburzy�y domys�y przyjaciela. - Ale� to nieprawdopodobne! Czarnoksi�skie formu�y spisane co najmniej czterysta lat temu mog�yby mie� co� wsp�lnego ze mn�? - Nie z tob� osobi�cie, lecz z ca�ym dziedzictwem Habsburg�w i Tierstein�w. Faktem pozostaje, �e wci�� tropi� ci� dwaj m�czy�ni pa�aj�cy ��dz� mordu. A jeste� przecie� naj�yczliwsz� osob�, jak� spotka�em! - Dzi�kuj� za te s�owa, M�ri! Mimo wszystko niczego nie pojmuj�. Bo przecie� ten tak zwany skarb, kt�ry znale�li�my, mia� do�� skromn� warto��. - Zgadzam si�. Owszem, czarownica albo czarnoksi�nik co� w nim dla siebie znajd~ ale pozosta�e przedmioty... Nic nadzwyczajnego. - C� wi�c ci� niepokoi? Co w�r�d tych rzeczy, kt�re otrzyma�e� jako czarnoksi�nik, naprowadza ci� na my�l o dziedzictwie maj�cym zwi�zek za mn�? - Trzy punkty. Po pierwsze, trzy kawa�ki figurki demona, kt�ra okaza�a si� kluczem do skarbca. Wielu ludzi z zapa�em go poszukiwa�o. Po drugie, co� w tych zwojach pergaminu przyku�o moj� uwag�... Sp�jrz na to! Tiril wpatrywa�a si� w postrz�pione, kruche arkusze, dostrzeg�a jednak tylko dziwaczne znaki, mog�ce pochodzi� z okresu, kiedy to stylizowane runy ryte w kamieniu zacz�y przybiera� bardziej mi�kki, gi�tki kszta�t pisma na papierze. - Zwr�� uwag� na to s�owo! - wskaza� M�ri. Ach, by� tak blisko i nie m�c go dotkn��! - No c�, nie jestem specjalist� od run - rzek�a ostro�nie. - Ale to s�owo odczyta�abym jako IRBI. W�a�nie. A poniewa� d�wi�ki I i E zapisywano tym samym znakiem, mo�emy odczyta� je jako ERBE. To oznacza dziedzictwo. Ale przecie� napisano to tak dawno temu! C� oni wtedy wiedzieli o spadku? - Nie wiem, przecie� to tylko domys�y. Ach, te oczy pe�ne tajemnic! Patrz na mnie, M�ri, pozw�l mi uton�� w ich nios�cym �mier� mroku! - Jeszcze co� tu jest - powiedzia�a, by odwr�ci� my�li, bo czu�a, �e stoj�cy tu� obok m�czyzna coraz bardziej j� fascynuje. - Owszem - odpar�. - Ale uda�o mi si� odcyfrowa� zaledwie kilka s��w i nadal nic nie rozumiem. Tiril przeczyta�a - VFIR? C� to na mi�o�� bosk� mo�e znaczy�? To ca�e s�owo, ale ca�kiem bez sensu! - Zastan�w si� chwil�! W pi�mie runicznym tym samym znakiem zapisywano litery V i U. - Wobec tego UFIR? Albo UFER? - Tak. A co to znaczy? - Brzeg? - W�a�nie. - Nic nam to nie m�wi. - Niestety. A jeszcze mniej ten urywek s�owa ...IMVR... - IMUR? Wygl�da na to, �e jest to �rodkowa cz�� , wyrazu. A mo�e to ma by� ...EMUR...? - Bystra jeste� - u�miechn�� si� M�ri. - A je�li potrafisz znale�� niemieckie s�owo, kt�re ma w �rodku EMUR, to powiem, �e jeste� jeszcze bystrzejsza. Zastanawiali si� przez chwil�, ale �adne nie mog�o si� pochwali� doskona�� znajomo�ci� niemieckiego. W�r�d liter znajdowa� si� te� rysunek s�o�ca z wyra�nie zaznaczonymi promieniami. - Poradzimy si� Erlinga - zdecydowa�a Tiril, a M�ri od razu si� z ni� zgodzi�. Zwin�� stary, zbutwia�y pergamin. - S�dz�, �e to wa�ne. By� mo�e najwa�niejsze ze wszystkiego, co znale�li�my w starym skarbcu. - No tak, bo przecie� pozosta�e przedmioty niewiele by�y warte. Ale wspomina�e� o trzech rzeczach. Czym jest ta trzecia? Nareszcie podni�s� na ni� wzrok i Tiril z rado�ci� pozwoli�a si� wci�gn�� magicznej, sugestywnej g��bi jego oczu. - Pami�tasz komor� grobow� starego hrabiego? Pierwsz� krypt�, kt�r� odkryli�my? - Tak. - Ozdoby na �cianach? - Tylko na jednej, o ile dobrze pami�tam. Jaki� reliefowy wz�r. - W�a�nie. Zanim opu�cili�my krypt�, w po�piechu go odrysowa�em. Mia�em do dyspozycji jedynie tyln� �ciank� jednej z moich magicznych run, a czas nas goni�, ale s�dz�, �e najwa�niejsze elementy zdo�a�em skopiowa�. Pokaza� przyjaci�ce niedu�e drewienko. - Chyba si� zgadza - stwierdzi�a Tiril, dok�adnie przyjrzawszy si� wzorowi. - Jak s�dzisz, co mo�e znaczy�? Bo z pewno�ci� nie s� to znaki pisma. - O, nie, �adn� miar�. Wydaje mi si� raczej, �e to przypomina jaki� labirynt, ale nie wiem na pewno. I zn�w promieniste s�o�ce. - Pozw�l mi przerysowa� ten wz�r na zwyk�y papier, zanim zetrze si� z drewna! - Nie, sam to zrobi�, przyrzekam, �e zajm� si� tym jeszcze dzi�. Im mniej b�dziesz mia�a do czynienia z tymi strasznymi rzeczami, tym lepiej dla nas. - Sk�d wiesz, �e one s� straszne? - Po prostu wiem - odpar� kr�tko. - A w ka�dym razie na pewno niebezpieczne. - Jak chcesz. Tylko o tym nie zapomnij! M�ri, przysz�am do ciebie, �eby si� z tob� podzieli� swoimi rozterkami. Je�li naprawd� wybieramy si� na ten okropny bal na zamku, to jak my si� ubierzemy? M�ri u�miechn�� si� do dziewczyny i siad� na ��ku. - Ja te� si� zastanawia�em. Nie p�jd� przecie� w tym - wskaza� na sw� brunatn� jak ziemia peleryn�. - Wiem, �e pod ni� nosisz pi�kne ubranie - powiedzia�a Tiril. - Ale chyba troch� ju� zniszczone? - Troch�? Ledwie si� trzyma i tylko po ciemku mo�na si� domy�la�, �e koszula by�a kiedy� �nie�nobia�a. Moja sytuacja te� nie jest lepsza - roze�mia�a si� Tiril. - Musimy zdoby� nowe stroje, ale nie wiem, jak nale�y si� ubra� na dworski bal. - Zamy�li�a si� na chwil�. - Mam co prawda naszyjnik z szafir�w... - Nie - przerwa� jej M�ri. - Powinna� go zabra� ze sob�, ale nie zak�ada�. Tiril popatrzy�a na niego pytaj�co. Wyja�ni�: - To ze wzgl�du na twoj� matk�. Je�li nagle ujrzy sw�j klejnot na szyi nieznajomej, mo�e prze�y� wstrz�s. - No tak, racja. Ale potem wykorzystamy go jako dow�d mojej to�samo�ci. - Ot� to! Pilnuj tylko, by nie wpad� w szpony Catherine, zanim znajdziemy si� na Akershus, bo zrobi si� prawdziwe zamieszanie. Tiril od razu zrozumia�a, o co chodzi M�riemu. Gdyby Catherine wyst�pi�a w szafirach na �ab�dziej szyi, a matka Tiril rozpozna�a naszyjnik, mog�aby pomy�le�, �e... M�ri wyrwa� j� z zadumy. - Poprosimy Catherine o rad� co do stroj�w. - Tak b�dzie najlepiej. Catherine czasami nam si� do czego� przydaje. - Rzeczywi�cie - przyzna� niech�tnie. - Ale b�d� si� cieszy�, kiedy ju� si� z ni� rozstaniemy. - Ja tak�e - cicho powiedzia�a Tiril. - Nawet przez moment jej nie ufam. Biedny Erling! - Gdyby� chcia�a, Erling by�by tw�j. - By� taki czas, kiedy "odkry�am" Erlinga - zamy�li�a si� Tiril. Z rado�ci� zauwa�y�a, �e M�ri wyra�nie spos�pnia�. - W drodze z Bergen do Christianii - przypomnia�a z u�miechem. - Pami�tam, dostrzeg�am nagle, �e jest przystojnym, poci�gaj�cym kawalerem, nie tylko narzeczonym Carli. Ale to trwa�o jedynie par� dni - zako�czy�a beztrosko. - Erling nie jest w moim typie. M�ri nie �mia� pyta�, jaki w�a�ciwie jest jej typ. Musz� poradzi� si� moich towarzyszy, pomy�la� nag�ej desperacji. Tiril sama mnie o to prosi�a. Spyta�, czy wolno nam jest si� kocha�. Co si� stanie, je�li przekroczymy granic�? Czy poci�gn� j� za sob� do milcz�cego kr�lestwa nocy, do krainy cieni, przez kt�r� musz� w�drowa�, cho� tak jej nienawidz�? Boj� si� jednak odpowiedzi, l�kam si� nawet kontaktu z mymi strasznymi towarzyszami. Ale trzeba si� na to zdoby�, d�u�ej zwleka� si� nie da. Tiril i ja igramy z ogniem. Wiem, �e gdy nast�pnym razem spoczn� w jej ramionach, nie zapanuj� nad sob�. Ona tak�e si� nie powstrzyma, ta my�l jeszcze bar- dziej podnieca. W jego rozwa�ania wdar� si� g�os Tiril. Pyta�a, w co powinna si� ubra� na bal. Westchn��. - Wygl�da�a� tak pi�knie tamtego wieczoru w zaje�dzie - odpowiedzia�. - S�u��ca pomog�a ci si� ubra�, pami�tasz? - Naprawd� tak uwa�asz? Dzi�kuj�! Ale ta suknia jest za skromna. Chyba �e... Zaczekaj! Tiril rozwa�a�a co� w my�lach, a M�ri pos�usznie czeka�. Z nieskrywan� czu�o�ci� obserwowa� wyrazist� twarz dziewczyny. - Mam jeszcze jedn� sukienk� - rzek�a z wahaniem. - Erling zabra� j� z domu, z Bergen. Nie chcia�am jej wk�ada�, bo nale�a�a do Carli. Ale ta suknia by�aby odpowie- dnia na ka�dy bal, nawet na kr�lewski. - Wobec tego w ni� si� ubierz - powiedzia� M�ri cichym, lecz dobitnym g�osem, jak zawsze wtedy, gdy chcia� kogo� do czego� nak�oni�. Ale wspomnienie ukochanej siostry wci�� pozostawa�o dla Tiril zbyt bolesne. Po wyrazie jej twarzy pozna�, jak musi ze sob� walczy�. Spr�bowa� jeszcze raz: - Carl� z pewno�ci� zasmuci�oby, �e suknia niszczeje, poniewa� nie chcesz jej nosi�. Jestem prze�wiadczony, ze tobie jedynej pragn�aby j� przekaza�. Tiril kiwa�a g�owa, jakby chcia�a sama si� przekona�, ale nie zdo�a�a. Wspomnienie Carli wci�� by�o dla niej �wi�te, lecz sama posta� siostry nieco przyblak�a, nie by�a ju� tak wyrazista. Gdy zda�a sobie z tego spraw�, ogarn�y j� wyrzuty sumienia. - Ale w co ja si� ubior�? - M�ri zorientowa� si�, �e musi oderwa� Tiril od z�ych my�li. - To o wiele wi�kszy k�opot. - W Tiveden pi�knie wygl�da�e� bez peleryny, w bia�ej koszuli. U�miechn�� si�. - Kochana, wtedy by�o ciemno. Ta koszula ju� nie znosi �wiat�a dziennego. - Nie m�g�by� po�yczy� czego� od Erlinga? Jeste�cie przecie� mniej wi�cej r�wnego wzrostu. - On jest troch� wy�szy, ale nie zawadzi spyta�. - Westchn�� niezadowolony. - Wiele bym da�, �eby nie i�� na ten bal. - Ja tak�e. To nie w moim stylu. Po twarzy M�riego przemkn�� jeden z jego rzadkich u�miech�w. - Jeste�my bardzo do siebie podobni. Ale i�� musimy. Ty ze wzgl�du na matk�... - Ona chyba nie pragnie mnie odszuka�, raczej przeciwnie? - Nic o tym nie wiemy. A ja b�d� ci towarzyszy� i czuwa� nad twym bezpiecze�stwem. - Dzi�kuj�, przyjacielu! Najlepszy, najwierniejszy przyjacielu! - Zapominasz o Nerze. - Rzeczywi�cie. Wierno�� cz�owieka nie mo�e r�wna� si� z psi�. M�ri, drogi m�j, co my w czasie balu poczniemy z Nerem? - Musi zaczeka� tutaj. - Ale� on nie przywyk� zostawa� sam. Nie zrozumie. Odbierzemy mu jego obowi�zek pilnowania stadka. B�dzie zrozpaczony! M�ri, a je�li nam si� co� stanie? Je�li stamt�d nie wr�cimy? Oczy czarnoksi�nika zal�ni�y czu�o�ci�. - A je�li ca�y masyw g�rski Jotunheimen zawali si� na niego? Albo zaleje go morze wyst�puj�ce z brzeg�w? - Nie kpij ze mnie - roze�mia�a si�. - Nie mamy jednak wyboru, musimy zostawi� go tutaj. Chyba nie uda nam si� go przemyci� na sal� balow�. - Raczej nie. Tiril zadr�a�a. - Och, M�ri, tak si� boj�! Ja tak�e, mia� ju� na ko�cu j�zyka, ale nie �mia� wyzna�, co rano znalaz� w jej �niadaniu. Trutk� na lisy! Intuicja podszepn�a mu, �e z talerzem Tiril co� jest nie w porz�dku. Nie podejrzewa� w�a�cicieli pensjonatu ani ~nikogo ze s�u�by, lecz chocia� czworo przyjaci� mog�o zamyka� pokoje na klucz, nie mieli jednak kontroli nad kuchni� ani nad korytarzem. A starym zwyczajem, dop�ki tu mieszkali, ka�de z nich korzysta�o z w�asnego, osobnego talerza, oznaczonego imieniem. Da�o si� w ten spos�b unikn�� niepotrzebnego zmywania... A wi�c zostali odkryci. Z pewno�ci� prze�ladowcy Tiril uczyni� wszystko, by nie dopu�ci� jej na dworski bal na zamku Akershus. Rozdzia� 2 Czu�o si�, �e lato mija. Ci�gn�o ch�odem, coraz cz�ciej pada�o. Przygn�bienie ogarnia�o wielu mieszka�c�w Christianii, szczeg�lnie tych bez dachu nad g�ow�, kt�rzy ka�dej nocy musieli szuka� sobie nowej bramy na nocleg. Wracajcie do domu, powiadano im. Wracajcie do domu, na wie�, nic tu po was! A c� oni mieli pocz�� w rodzinnej wiosce? Wi�kszo�� przyby�a do wielkiego miasta w poszukiwaniu pracy albo szcz�cia. Wkr�tce jednak przekonali si�, �e z deszczu wpadli pod rynn�. Po�o�enie Tiril i jej przyjaci� by�o znacznie lepsze, cho� nie czuli si� dobrze w ciasnych pokoikach pensjonatu. Dziewczyna nie mog�a poj��, dlaczego nagle zabroniono jej opuszcza� pok�j. Pod �adnym pozorem nie wolno jej by�o wychodzi�. Przyjaciele nie chcieli nic m�wi� Tiril o atakach na jej �ycie, kt�rym zdo�ali zapobiec. Niestety, nie uda�o im si� schwyta� czyhaj�cych na ni� �otr�w, zawsze zd��yli zbiec. Erling i M�ri na zmian� wyprowadzali Nera na spacer b�d� wyprawiali si� do miasta za�atwi� rozmaite sprawy. Bali si� te� wypuszcza� Catherine, samotna dama nie by�a na ulicy bezpieczna, cho� Georg i jego kompan z kozi� br�dk� nie na ni� si� zasadzali. W dzie� poprzedzaj�cy bal na zamku przysz�a kolej , M�riego na wieczorn� przechadzk� z Nerem. Pies zaraz na schodach si� zatrzyma�, cicho powarkuj�c. Zdenerwowany po�o�y� uszy po sobie i zacz�� cichutko piszcze�, niepewny, czy ma i�� dalej, czy te� raczej zawr�ci�. - Co si� sta�o, piesku? - szepn�� M�ri. Z oczu Nera bi�o przera�enie. Nigdy jeszcze tak si� nie zachowywa�, to by�o co� nowego. W ko�cu M�ri tak�e wyczu� to, co pies: zapach spalenizny. - Chod� - nakaza� i pr�dko zbiegli po schodach. Tu� przy drzwiach wej�ciowych p�on�a kupa szmat, p�omienie ledwie zd��y�y j� obj��. M�ri z�apa� w�ze�ek i cisn�� go na ulic�. Rozejrza� si� w poszukiwaniu podpalaczy - doskonale wiedzia�, czyja to sprawka - nikogo jednak nie zobaczy�. Wr�ci� wi�c do pensjonatu i opowiedzia� w�a�cicielowi o tym, co zasz�o. Zrobi�o si� zamieszanie, ko�ca nie by�o podzi�kowaniom dla M�riego za jego b�yskawiczn� reakcj�. - Tak, tak, wielu �otr�w w��czy si� teraz po ulicach - pokiwa� g�ow� w�a�ciciel. - Ca�y czas trzeba mie� si� na baczno�ci. M�ri przyzna� mu racj�, nie wspomnia� jednak ani s�owem o swoich podejrzeniach. Prosi� tylko, by przez ca�� noc trzymano stra�, bo szaleniec mo�e po raz drugi pr�bowa� pu�ci� z dymem pensjonat. Wstrz��ni�ty w�a�ciciel przyrzek�, �e tego dopilnuje. Wreszcie M�ri m�g� p�j�� z Nerem na wieczorny spacer. Uprzedzi� przyjaci�, �e ma zamiar wybra� si� na d�u�sz� przechadzk�, by nie martwili si� ich nieobecno�ci�. Wia� do�� silny wiatr, si�pi� deszcz. M�ri skierowa� si� ku brzegom fiordu po drugiej stronie Viken. Odszed� daleko, chc�c mie� pewno��, �e b�dzie ca�kiem sam, w ko�cu wdrapa� si� na wysokie urwisko. W oddali migota�y �wiat�a spowitego zas�on� deszczu miasta. M�riego otacza�a ciemno��, tylko wody fiordu po�yskiwa�y od czasu do czasu i piana na grzbietach fal majaczy�a szarym cieniem w mroku. W oddali na horyzoncie raczej przeczuwa� ni� dostrzega� ostatnie po�egnanie odchodz�cego dnia. Fale z hukiem rozbija�y si� o nadbrze�ne g�azy. M�ri wyci�gn�� r�ce w g�r� i zawo�a�: - S�uchajcie mnie, duchy otch�ani, kt�re od dawna mi towarzyszycie! Ja, M�ri z rodu islandzkich czarnoksi�nik�w, wzywam was! Opu�ci� ramiona i czeka�. Zapad�a niezwyk�a cisza. Z pocz�tku wydawa�o si�, �e to tylko powiew wiatru zab��ka� si�, zaczepi� o okaleczone drzewo i bezradny wy�piewywa� swoj� skarg�. Potem �wist przemieni� si� w narastaj�cy szum, a� wreszcie przeszed� w huk, jakby niebiosa zes�a�y huragan, szalej�cy wok� M�riego. Islandczyk wiedzia�, �e Nero jest gdzie� w pobli�u, s�dzi� jednak, �e pies nie zauwa�a niezwyk�ych zjawisk. Wicher nie by� bowiem �ywio�em przyrody, nadci�gn�� z innego �wiata. Ze �wiata znienawidzonego przez M�riego, z kt�rym jednak musia� �y�. Ze �wiata, kt�rego blisko�� Tiril czasami wyczuwa�a, patrz�c M�riemu g��boko w oczy. Nagle niebo i ziemia otworzy�y si� przed nim, osun�� si� w przepa��, wisia� w powietrzu, a wok� rozlega�o si� wycie i drwi�cy, przera�liwy �miech. Granatowoczarny mrok... Jak dobrze go zna�! Wszystko, co si� w nim porusza�o, przemyka�o obok niego niczym ja�niejsze cienie i znika�o, kolejne warstwy zmar�ych, z biegiem stuleci zapadaj�ce si� coraz g��biej w ziemi�. S�ysza� ich pie��, mroczne, mamrocz�ce g�osy przysuwaj�ce si� do niego, by zaraz zn�w si� oddali�. Nie zbli�aj si� do siedzib �mierci, cz�owieku, us�ysza� szept we w�asnej g�owie. Ale on ju� to raz uczyni�. O ten raz za du�o. Kiedy�, w starym ko�ciele w Holar, na p�nocy Islandii. Czyn, kt�rego mia� �a�owa� przez ca�e �ycie. Wszystko wok� niego si� zmienia�o. Nie wiedzia� ju�, gdzie si� znajduje, lecz wir ci�gn�� go w d�, nieustannie w d�... Wci�� co� si� dzia�o. Pojawia�y si� jakie� chmury, lecz M�ri nie by� w stanie stwierdzi�, w jakim wymiarze si� znajduje, bo jednocze�nie nie opuszcza�o go wra�enie, �e wci�� przebywa w g��bokiej grocie �mierci. Widzia� ob�oki niebywa�ej ,wielko�ci, wznosi�y si� niczym buroszkar�atne twierdze, kt�re krusza�y i obraca�y si� w ruin� na jego oczach. Wybucha�y i opada�y bastiony p�omieni, krwistoczerwone wie�e otoczone fosami l�ni�cego bursztynu rozsypywa�y si�, ods�aniaj�c postrz�pione szczeliny z opalu. Wy�oni�a si� z nich b��kitnawa czer� i zn�w zwyci�y�a kraina cieni. Wszystko odbywa�o si� b�yskawicznie, lecz M�riemu , ka�da chwila zda�a si� rokiem. Zakry� oczy d�o�mi, na wp� j�cz�c, na wp� szlochaj�c, lecz nie potrafi� os�oni� si� przed czym�, co tkwi�o w nim samym. Ostry przera�liwy krzyk wdar� mu si� w uszy, wydawa�o si�, �e nigdy nie przebrzmi. W oszala�ym p�dzie przed oczami przesuwa�y si� obrazy: biskupi w ko�ciele w Holar, Mag-Loftur odmawiaj�cy zakl�cia z kazalnicy, m�odziutki ch�opak, kt�ry potkn�� si� o sznur od dzwonu. M�ri prze�ywa� bezsiln� rozpacz diakona z Myrka wywo�an� konieczno�ci� opuszczenia ukochanej, desperack� pr�b� wci�gni�cia jej do grobu... - Nie, nie - szepta� M�ri, lecz na nic nie zda�y si� jego b�agania. Nag�a g��boka cisza by�a niczym uderzenie w twarz. Okaza�o si� jednak, �e nie jest ca�kiem bezd�wi�czna. Rozbrzmiewa� w niej g�uchy huk, tak silny, �e ziemia pod stopami M�riego zatrz�s�a si� w posadach. Dotar�em na miejsce, pomy�la�. Osi�gn��em sw�j cel. I jestem bliski szale�stwa ze strachu! Nie powinienem si� ba�. Ale l�kam si� odpowiedzi, jak� us�ysz�. Kilkakrotnie g��boko odetchn��, g��boki ton rozp�yn�� si� w powietrzu, zn�w zapanowa�a cisza wieczno�ci. M�ri czeka�. Nie trwa�o to d�ugo. - Najwy�szy czas - rozleg� si� obok czyj� sarkastyczny g�os. Zorientowa� si�, �e pasmo l�du dziel�ce go od morza zaludni�o si�, je�li w og�le mo�na u�y� takiego okre�lenia. Dostrzeg� wysok� posta� Nauczyciela, to on przem�wi�. Wyczu� obecno�� Zwierz�cia i Nidhogga, a tak�e pi�knych pa�, Powietrza i Wody. Duch�w by�o jeszcze wi�cej. Najprawdopodobniej znalaz�a si� tu kobieta - jego opiekunka, dla kt�rej z pewno�ci� nie okaza� si� �atwym podopiecznym, i ten, kt�ry m�g� by� jego ojcem, Hraundrangi-M�ri. Pustka? Nie potrafi� stwierdzi�, czy jest obecna, bowiem nagle powr�ci� �wist wichru i huk fal bij�cych o brzeg, ha�as uniemo�liwia� skupienie si� na �wiecie wyobra�ni. Tak, pojawi� si� jeszcze kto�, jego dawny przewodnik, Duch Zgas�ych Nadziei, ten, kt�ry kiedy� by� taki pi�kny, a potem przybra� straszliw� posta�, bo ludzie niszczyli wi�cej ni� tworzyli, wszystko, co jasne, sta�o si� ciemne, przysz�o�� zmieni�a si� w bolesn�, splamion� krwi� przesz�o��. Milcz�cy towarzysze nie pragn�li doda� mu otuchy. W�a�ciwie widzia� ich zawsze, przynajmniej jako cienie. Teraz jednak w pe�ni si� zmaterializowali, prawdopodobnie m�g�by ich dotkn��. Po raz pierwszy wezwa� ich z w�asnej nieprzymuszonej woli i, prawd� m�wi�c, ba� si�. - Dlaczego wcze�niej nie szuka�e� naszej pomocy? - spyta� Nauczyciel, hiszpa�ski czarnoksi�nik o wielkiej, ci�kiej g�owie. - Jeste�my wszak po to, by ci pomaga�. Niestety towarzyszyli�my ci na pr�no. Tylko twoja m�oda przyjaci�ka mia�a do�� rozumu, by raz poprosi� nas o pomoc. Jego m�oda przyjaci�ka. Tiril! Na jej wspomnienie cieplej mu si� zrobi�o na sercu. - I tak kilkakrotnie mnie wspomogli�cie - rzek� M�ri do�� nie�mia�o. - Winien wam za to jestem ogromn� wdzi�czno��. Ale tym razem chodzi w�a�nie o Tiril. - Wiemy. Po��dasz jej. M�ri poczu�, �e si� rumieni. - Nie tylko - odpar� do�� ostro. - Pragn�, by zawsze by�a u mego boku, aby zosta�a moj� �on�. Czy to mo�liwe? Czy nie grozi jej niebezpiecze�stwo? - Dlaczego mia�oby to by� niemo�liwe? - niewinnie spyta� Nauczyciel. - Wszyscy wiecie to r�wnie dobrze jak ja - stwierdzi� M�ri odrobin� zniecierpliwiony. - Doskonale zdajecie sobie spraw�, jak trudne s� moje noce: wci�� w�druj� przez bezdenne otch�anie w poszukiwaniu tego, czego nigdy nie zdo�a�em odnale��: "R�dskinny". Moj� kar� s� sny, w kt�rych odzywa si� dawne pragnienie zdobycia wiedzy, nie dla mnie przeznaczonej. Wprawdzie porzuci�em ju� wszelkie marzenia z tym zwi�zane, lecz moje sny wci�� nie potrafi� si� oderwa� od tego, czego cz�owiek nie powinien poszukiwa�. - Masz racj� - przyzna� Duch Utraconych Nadziei. - To obszary z�a - podj�� M�ri. - Tiril czasami dostrzega je w moich oczach, widzi mroczne otch�anie, bladoniebieskie welony mg�y, bezdenne przepa�ci i niesko�czon� pustk�. Przera�a j� to, co widzi. Nie chc�, by tego do�wiadczy�a. - Tiril p�jdzie za tob� wsz�dzie, dobrze o tym wiesz - stwierdzi� Nidhogg. - Owszem. Ale nie chc�, by cierpia�a. Co� otar�o si� o jego kolana. Poczu� od�r bij�cy z rozj�trzonych ran Zwierz�cia, ale wzi�� t� blisko�� za dobry znak. - Masz racj� - rzek� Nauczyciel jakby w odpowiedzi na jego my�li. - Zwierz� jest wobec ciebie przyja�nie nastawione. Twoje �zy owej nocy, gdy spotka�e� je po raz pierwszy, wyleczy�y cz�� bol�cych ran. A wsp�czucie Tiril jeszcze bardziej w tym pomog�o. Lepszej dziewczyny nie m�g�by� sobie wybra�. - Dzi�kuj� za te s�owa! Ale co mam robi�? Nie chc� poci�gn�� jej za sob� do krainy zimnych cieni. Nie chc� patrze� na jej cierpienia. - O, nie b�dzie tak �le - beztrosko o�wiadczy� Nauczyciel. - Ona nigdy nie zagl�da za b��kitnawe welony, kt�re tak wiele kryj�. M�ri nie m�g� uwierzy� w�asnym uszom. - To znaczy, �e radzicie mi, abym uczyni� j� moj�? - A dlaczego nie? Tego akurat nie ma si� co ba�. M�ri powinien by� bardziej wyczulony na niuanse. Niestety, wiatr poni�s� wda� g�os czarnoksi�nika, a M�riemu serce wali�o zbyt mocno, by m�g� dos�ysze� nutk� drwiny. Widzia� teraz wyra�niej. Mia� wra�enie, �e kt�remu� z przybysz�w towarzyszy blask i �e ich grupka stoi na smaganym wichrem cyplu w �wietle, kt�rego �r�d�a na pr�no by szuka�. Przenosi� wzrok z jednego na drugiego, u ka�dego szukaj�c przyzwolenia. W oczach Nauczyciela czai� si� szelmowski u�mieszek, potworna twarz Ducha Zgas�ych Nadziej nie wyra�a�a nic. W oczach Nidhogga wyczytywa� m�dro�� i znajomo�� tajemnej wiedzy. Zwierz� ociera�o si� o jego nogi, a panie Woda i Powietrze spogl�da�y na� przyja�nie. Tylko jego duchy opieku�cze, kobieta o jasnych w�osach i jego ojciec, odwr�cili wzrok. Nie wiedzia�, jak ma to rozumie�, ale poczu� w sercu uk�ucie �alu. Teraz wyczu� tak�e obecno�� Pustki, ale jakiej odpowiedzi m�g� si� spodziewa� od niej? �adnej! Zwr�ci� si� z pro�b� do ros�ego, przystojnego Hraundrangi-M�riego: - Ojcze... Bo jeste� mym ojcem, panie, prawda? -Tak, synu. - Porad� mi wi�c! Co przede mn� skrywacie? Duch czarnoksi�nika z Islandii westchn��, a fale jakby mocniej uderzy�y o brzeg. - Tiril jest jedyn� kobiet�, kt�r� pragn��bym mie� za synow�, jest odpowiedni� �on� dla ciebie. Ale to musi by� twoja decyzja, nie nasza. - I nic jej si� nie stanie? - Nie. Po pierwsze, tw�j �wiat cieni nie jest dla niej niezno�nym krzykiem b�lu jak dla ciebie, a po drugie cieszy j� mo�liwo�� towarzyszenia ci i wspierania w nocnych w�dr�wkach przez mroczne doliny i ��ki �mierci. - To znaczy, �e mam wasze b�ogos�awie�stwo? Hraundrangi-M�ri milcza�, jego syn czeka� z niecierpliwo�ci�. - Masz nasze b�ogos�awie�stwo - rzek� wreszcie ojciec. - Ale mimo to si� zastan�w. - Nie widz� ju� innych przeszk�d - odetchn�� M�ri z ulg�. - Dzi�kuj�! Dzi�kuj� wam wszystkim! - Nie ma za co - odpowiedzia� Nauczyciel. - A w przysz�o�ci wzywaj nas cz�ciej. Nudzimy si�, gdy nie zlecasz nam interesuj�cych zada�. M�ri z dr�eniem wspomnia� wydarzenia, jakie rozegra�y si� na statku, wioz�cym ich z Islandii. Niewidzialni towarzysze wyrzucili za burt� dw�ch jego prze�ladowc�w. A p�niej zepchn�li porywaczy Tiril ze wzg�rza. - B�d� o tym pami�ta� - obieca� uroczy�cie. - Mo�esz uwa�a� si� za szcz�liwca, poniewa� znalaz�e� Tiril - u�miechn�a si� jedna z pi�knych kobiet. - Ciesz� si� tym codziennie. Dlatego wasze s�owa sprawi�y mi tak wielk� rado��. Jeszcze raz dzi�kuj�! - Ale strze�cie si� znaku! - rzuci� kto� na po�y powa�nie, na po�y ze �miechem. - Znaku? - powt�rzy� M�ri pytaj�co, lecz nie doczeka� si� odpowiedzi. �wiat�o przygas�o, zapad�a ciemno��. Po wysokim, urwistym brzegu hula� wiatr. Jego powiewy uderza�y z g�ry i okr��a�y m�odego czarnoksi�nika niczym nurkuj�ce w powietrzu ptaki. A potem M�ri wyczu� raczej ni� spostrzeg�, �e jest ca�kiem sam. Wra�enie pustki sta�o si� niezwykle dotkliwe. Nagle przypomnia� sobie o Nerze. Ca�kiem wylecia�o mu z pami�ci, �e przyszed� tu z psem. - Nero? Rozleg�o si� mi�kkie cz�apanie po trawie. - Jeste�, stary przyjacielu - ciep�o powita� go M�ri. - Gdzie si� podziewa�e�? Domy�la� si�: jego towarzysze oszo�omili psa, by� mo�e pogr��yli go we �nie na czas rozmowy. - Chod�, wracamy do domu! Mamy dobre wie�ci dla tej, kt�r� obaj kochamy. Nero wyra�nie si� ucieszy�. W jesiennym mroku pow�drowali do miasta. Spotkanie uda�o si� ponad wszelkie oczekiwania. Dlaczego wi�c M�ri nie m�g� pozby� si� uk�ucia niepokoju? Rozdzia� 3 M�ri wybra� si� na ow� bardzo szczeg�ln� wieczorn� przechadzk� z Nerem, a tymczasem w pensjonacie nie ustawa�y dyskusje. W ostatnich dniach przed balem Catherine s�u�y�a im wielk� pomoc�, staraj�c si� dobra� str�j i fryzur� dla Tiril. Erling, zabieraj�c rzeczy dziewczyny z jej dawnego domu w Bergen, wzi�� te� od�wi�tn� sukni� nale��c� do Carli. Teraz wesp� z Catherine usi�owa� nak�oni� Tiril, by w�o�y�a j� na bal, lecz, niestety, nie by�o to wcale naj�atwiejsze. Tiril gwa�townie si� wzbrania�a. Wci�� powtarza�a to, co m�wi�a ju� tyle razy wcze�niej: nie chce bruka� pami�ci Carli nosz�c jej najlepsz� sukni�, to po prostu niemo�liwe. - Czego by� wi�c chcia�a? - spyta� w ko�cu zirytowany Erling. - �eby�my j� komu� oddali? Albo spalili? A mo�e wyrzucili na �mietnik lub schowali do skrzyni, �eby tam gni�a? Tiril wreszcie ust�pi�a. Przyzna�a, �e jest pierwsz� osob�, kt�ra powinna przyj�� sukni� Carli. - B�d� j� nosi� z godno�ci� - o�wiadczy�a grubym od �ez g�osem. - Je�li oka�e si� na mnie dobra. Suknia pasowa�a jak ula�. Tiril nie mog�a tego poj��, Carla by�a wszak delikatna niby anio�ek i smuk�a, natomiast ona... No c�, raczej kwadratowa. Ale z up�ywem lat jej sylwetka bardzo si� zmieni�a, jedynie ona sama nie potrafi�a tego dostrzec. No, suknia mo�e troch� cisn�a w biu�cie, ale kto by si� przejmowa� takim drobiazgiem. Suknia by�a zjawiskowa, idealna jako str�j na dworski bal. Carli, ukochanemu dziecku, nie sk�piono niczego. Jasnoniebieska, odpowiednia do niewinnych, b��kitnych oczu Carli. Ale Tiril tak�e mia�a niebieskie oczy, cho� o nieco ciemniejszym odcieniu i z br�zowymi plamkami. Kolor sukni podkre�la� w�a�nie ich b��kit, nadaj�c im bardziej intensywny odcie�. Jasnoniebieski jedwab prze�wieca� przez morze bia�ych koronek, ca�o�� wygl�da�a jak z porcelany. W�osy Tiril z latami �ciemnia�y i �adnie kontrastowa�y z blado�ci� stroju. Catherine dokona�a prawdziwego cudu z fryzur� Tiril, oporne kosmyki podda�y si� wreszcie wysi�kom szczypiec do karbowania i Tiril nagle sta�a si� ca�kiem inn� osob�. Nigdy jeszcze tak g��boko nie ods�ania�a dekoltu i teraz dopiero zobaczyli, jak pi�kn�, z�otobr�zow� ma sk�r�. W�a�nie wtedy M�ri wr�ci� ze spaceru. - No i co wy na to? - spyta�a Catherine z dum� w g�osie. M�czy�ni nie potrafili znale�� s��w. M�ri prze�kn�� �lin�, ale powiedzie� nic nie zdo�a�. - Podziwiajcie z umiarem! - ostrzeg�a Catherine. - Ona nie mo�e mnie przy�mi�! Po jej g�osie poznali jednak, �e naprawd� nie bierze pod uwag� takiego niebezpiecze�stwa. Erling doszed� do siebie. - Naszyjnik z szafir�w - o�wiadczy� zdecydowanie. - B�dzie doskonale pasowa�. - Nie! - Catherine i M�ri zaprotestowali jednog�o�nie, aczkolwiek z ca�kiem r�nych powod�w. M�ri nie chcia� nara�a� matki Tiril na wstrz�s, a Catherine sama mia�a ochot� na klejnot. Baron�wna by�a w najlepszej formie. Ubra�a si� w granatow� sukni� - M�ri by� pewien, �e wybra�a kolor z my�l� o szafirach - i nikt nie umia� porusza� si� z takim wdzi�kiem jak ona. Tiril nigdy szczeg�lnie nie troszczy�a si� o stroje. Tym razem jednak zale�a�o jej, by zrobi� dobre wra�enie - na ludziach, kt�rych przyjdzie jej spotka� na balu, na Erlingu, przyk�adaj�cym wielk� wag� do zewn�trznego wygl�du, na Catherine, z powod�w nie do ko�ca szlachetnych, lecz przede wszystkim Tiril chcia�a by� pi�kna dla M�riego. W ostatnich dniach mia�o to dla niej ogromne znaczenie. M�ri przejawia� zniecierpliwienie, zapa� i... czy�by si� z czego� cieszy�? Jakby chcia� jej co� powiedzie�, lecz nie m�g�, bo wci�� kto� im przeszkadza�? Tym razem tak�e nie uda�o im si� zosta� samym, bo Catherine krz�ta�a si� po pokoju, a w ko�cu kaza�a Tiril po�o�y� si� do ��ka. "Nie, M�ri, dzi� wieczorem nie b�dzie �adnych rozm�w z nasz� ksi�niczk�, ona musi si� wyspa�! Id� ju� do siebie, nie denerwuj jej, jutro musi pi�knie wygl�da�". M�ri westchn��, lecz pogodzi� si� z tym, �e zosta� wyp�dzony. Tiril nie mog�a oprze� si� wra�eniu, �e bez wzgl�du na to, o czym mia� zamiar z ni� rozmawia�, postanowi� od�o�y� to na po balu. Ciekawo�� nie dawa�a jej spokoju. Tiril, znu�ona d�ugotrwa�� izolacj�, zaintrygowana, co te� M�ri zamierza, zbuntowa�a si�. Wprawdzie by� to wiecz�r poprzedzaj�cy bal, lecz wszystko mieli przygotowane. Dziewczyna uzna�a, �e pora wyrwa� si� z wi�zienia. Kiedy przyjaciele po�o�yli si� ju� spa�, gestem da�a znak zawsze czujnemu Nerowi. Pies natychmiast si� poderwa� i bezszelestnie podeszli do drzwi. Catherine, dziel�ca z ni� sypialni�, nic nie s�ysza�a, kiedy Tiril przekr�ca�a klucz. Na korytarzu skierowali si� do pokoju M�riego. Do diaska, dobiega� stamt�d g�os Erlinga! Panowie najwidoczniej omawiali ostatnie szczeg�y dotycz�ce balu. No c�, nic si� na to nie poradzi. Skoro Tiril nareszcie uda�o si� wyrwa� na wolno��, Nerowi nie zaszkodzi dodatkowa przechadzka. Bez przeszk�d dotarli na d�, zatrzeszcza�o tylko kilka stopni, ale nikt niczego nie us�ysza�. Do sforsowania pozostawa�o jeszcze g��wne wej�cie, trudniejsza sprawa, bo w zamku nie by�o klucza. Tiril wyci�gn�a si� na palcach, by sprawdzi�, czy klucz przypadkiem nie le�y na framudze, i przy tej okazji zerkn�a przez w�skie, zakurzone okienko, umieszczone w g�rnej cz�ci drzwi. Wystraszy�a si� nie na �arty. Zza szyby spogl�da�y na ni� z�e oczy m�czyzny, kt�ry zorientowawszy si�, �e zosta� odkryty, natychmiast si� schyli�, znikaj�c jej z pola widzenia. To by� Georg. Prawdopodobnie us�ysza�, jak Tiril mocuje si� z zamkiem, i zajrza� do �rodka. Nie podejrzewa�, �e dziewczyna wyci�gnie si� a� tak wysoko. - Chod� - szepn�a do Nera i pospiesznie zawr�cili na g�r�. Przez nikogo nie zauwa�eni dotarli do pokoju. Tiril, ju� le��c w ��ku, pomy�la�a z wdzi�czno�ci� Dzi�kuj� wam, wierni przyjaciele, za to, �e trzymacie mnie w ukryciu! Dwaj nieznajomi, o�mielaj�cy si� podj�� takie ryzyko, musieli by� naprawd� zdesperowani. Czego oni ode mnie chc�? zastanawia�a si� ze smutkiem. Co ja zrobi�am? Zna�a jednak odpowied�. Ju� sam fakt, �e istnia�a, by� im cierniem w oku. Wiedzia�a, �e Erling poczyni� wiele stara�, by dowiedzie� si�, kim s� Georg i m�czyzna z kozi� br�dk�. Jak dot�d jednak pozostawali oni ca�kowicie anonimowi. Wielu ludzi ich widzia�o, lecz nikt, absolutnie nikt ich nie zna�. Erling zwr�ci� si� z pro�b� o pomoc nawet do ludzi w�jta, niestety, bez rezultatu. Wyja�ni�, �e z�oczy�cy winni s� co najmniej trzech morderstw - na ma��onkach Dahl i lichwiarzu. Przedstawiciele w�adz wzruszyli tylko ramionami, twierdz�c, �e to sprawa Bergen, nie Christianii. Ale przecie� teraz zab�jcy znajduj� si� w�a�nie tutaj! Niestety, do�� maj� pracy z miejscowymi przest�pcami, o�wiadczyli ludzie w�jta. Erling nie m�g� oprze� si� przykremu wra�eniu, �e ca�a sprawa zosta�a z g�ry ukartowana, ale, rzecz jasna, podpowiada� mu to gniew. Nadszed� wreszcie dzie� balu. Stolic� ju� wcze�niej ogarn�a gor�czka. Przybyli znakomici go�cie, odbywa�y si� przyj�cia ku czci, powiewa�y flagi, wsz�dzie wyczuwa�o si� od�wi�tn� atmosfer�. Po�owa posp�lstwa chodzi�a ogl�da� wielmo��w, drug� po�ow� nic a nic nie obchodzi�o to, co si� dzieje w mie�cie. Catherine z trudem panowa�a nad podnieceniem. Uczyni�a, co mog�a, by wygl�da� jak najwytworniej, i prezentowa�a si� zaiste wspaniale. Zar�wno ona, jak i Erling godni byli miana szlachcic�w najb��kitniejszej krwi. Inaczej natomiast by�o z Tiril i M�rim. Tiril kr��y�a po pokoju, w kt�rym zebrali si� wszyscy czworo, jak lew po klatce. Na przemian otwiera�a i zaciska�a spocone d�onie. Tego wieczoru ogarn�� j� wi�kszy strach ni� podczas spotkania z niewidzialnymi towarzyszami M�riego czy w Tiersteingram. Erling ch�tnie po�yczy� M�riemu sw�j prawie najlepszy str�j. Dba�y o wygl�d potomek Hanzeat�w zabra� z Bergen a� trzy komplety. Jeden zniszczy� si� w czasie podr�y, a dwa pozosta�e by�y teraz jednocze�nie wykorzystane. Sam Erling mia� na sobie odpowiadaj�cy wymogom najnowszej mody brokatowy kaftan z d�ugimi po�ami, spodnie do kolan, bia�e po�czochy i czarne trzewiki ozdobione srebrnymi zapinkami. Fioletowy kaftan i kamizela wyko�czone by�y koronkami: pod szyj�, przy r�kawach i wsz�dzie tam, gdzie znalaz�o si� na nie miejsce. M�ri natomiast, w mniej modnym stroju, prezentowa� si�, zdaniem Tiril, bardziej m�sko. Czarnoksi�nik w�o�y� bia�� koszul� z szerokim ko�nierzem, kamizelk� ze sk�ry �osia, zielone spodnie i kr�tkie mi�kkie buty. Tiril nigdy jeszcze nie widzia�a, by wygl�da� r�wnie pi�knie. Nad jego czarnymi k�dziorami nikt nie zdo�a� , zapanowa�, tak jak przedtem opada�y na ramiona i na czo�o, niemal ca�kiem zas�aniaj�c oczy. Mo�e i lepiej, niemniej jednak nie zdo�a� ukry�, kim naprawd� jest istot�, kt�ra przysz�a na �wiat obdarzona iskr� magii, cz�owiekiem poruszaj�cym si� po zakazanych sferach, w�druj�cym przez krain� zimnych cieni. Tiril nagle jeszcze mocniej poczu�a, jak bardzo go kocha, nie za jego nieziemsk� urod�, lecz z powodu tragicznych wymiar�w jego �ycia, krzycz�cej g�ucho samotno�ci i owych przera�aj�cych obszar�w duszy, do kt�rych nie mog�a dotrze�. Dostrzeg�a je w jego oczach, kiedy zbli�yli si� do siebie bardziej, ni� tego chcieli. Nie mog�a wtedy powstrzyma� �ez. Ale kocha�a go przede wszystkim bez powodu. Nikt wszak nie wie, dlaczego obdarza uczuciem konkretnego cz�owieka. Mi�o�� nie potrzebuje wyja�nie�, ona po prostu si� rodzi. - Jeste�my gotowi? - spyta� Erling, kt�ry jak zawsze obj�� przyw�dztwo. M�ri posiada� autorytet r�wnie silny jak on, lecz rzadko si� nim pos�ugiwa�. Wola� raczej trzyma� si� z ty�u. Tiril du�o czasu po�wi�ci�a na po�egnanie z Nerem. - Nero, pilnuj domu, pilnuj pokoju. Pilnuj ubrania Tiril. I tego. Masz, Nero, po�� si� na moim swetrze, b�dziesz wiedzia�, �e na pewno wr�cimy. Wygodnie ci teraz? - Tiril, doprawdy... - zacz�a Catherine, lecz M�ri uciszy� j� gestem. Podszed� do psa, z kt�rego szeroko otwartych oczu bi�a rozpacz. Wida� by�o, �e Nero niczego nie rozumie, uszy zwiesi�, a pysk wykrzywi� jakby do p�aczu. Ca�ym sob� zdawa� si� pyta�: "Zostawiacie mnie? A kto was b�dzie strzeg�? Co z�ego zrobi�em, �e tak mnie traktujecie?" M�ri przykucn�� i uj�� go za �eb. Nero siedzia� spokojny, prosty jak �wieca. Us�yszeli, �e czarnoksi�nik d�ugo co� do niego szepcze, a w ko�cu pies wczo�ga� si� na sweter Tiril. Rozlu�ni� si� nieco, z g��bokim westchnieniem po�o�y� �eb na �apach, ale nawet na chwil� nie spu�ci� z nich oczu. - Dziewcz�ta, naci�gnijcie ju� kaptury - rozkaza� Erling. - Ale� zniszczy mi si� fryzura! - zaprotestowa�a Catherine. -Zrozumieli jej k�opot. Catherine ufryzowa�a w�osy tworz�c z nich wysok�, skomplikowan� konstrukcj�, kt�ra, przypudrowana na bia�o, wygl�da�a na bardzo wyrafinowan�. - No c�, wobec tego przynajmniej Tiril powinna si� zas�oni� - stwierdzi� Erling. - Tiril, ty musisz si� ukrywa�! - S�dzisz, �e oni nie znaj� ju� ca�ej naszej czw�rki? - spyta� M�ri, bo i Tiril mia�a specjaln� fryzur�, cho� zachowa�a w�asny kolor w�os�w. Dlaczego to robi�? my�la�a dziewczyna. Dlatego, �e chc� spotka� matk�? Udr�ka! Stan�o wi�c na tym, �e dziewcz�ta posz�y z go�ymi g�owami. Starali si� tylko jak mogli os�ania� Tiril, kiedy wychodzili do zam�wionego uprzednio powozu. Catherine nalega�a, by przyby� na Akershus odpowiednio wytwornie, nie piechot� niczym banda �ebrak�w. Na ulicy nie by�o wida� ani Georga, ani cz�owieka z kozi� br�dk�, sta� tam tylko pow�z, do kt�rego zaprz�ono dwa wyczesane do po�ysku konie, i stary wo�nica w filcowym kapeluszu. - Co to ma znaczy�? - mrukn�� Erling. - Przestali si� ju� stara�? - Mo�e zrezygnowali - powiedzia�a Tiril z nadziej�. - To raczej tylko pobo�ne �yczenie z twojej strony. Panowie pomogli dziewcz�tom wsi��� do powozu i Erling zastuka� w dach, daj�c wo�nicy znak, by rusza�. A wi�c zacz�o si�, pomy�la�a Tiril. Najtrudniejsze chwile mego �ycia. A je�li nie odnajd� matki na zamku? Mog�a wszak umrze� ju� dawno temu lub z jakich� powod�w nie przyjecha� do Christianii. Albo, je�li tam b�dzie... Mo�e mnie odepchnie? Odwr�ci si�, nie przyzna do mnie, nie b�dzie chcia�a mnie zna�? A je�li jej si� nie spodobam? Poczu�a u�cisk d�oni M�riego. On zawsze j� rozumia�. M�ri wydawa� si� jaki� dziwny, odmieniony. Oczy mu p�on�y... tak, p�on�y szcz�ciem, jakby pragn�� jej co� powiedzie� i nie m�g� si� ju� tego doczeka�. Tak samo jak poprzedniego wieczora! C�, na mi�o�� boska, mia� jej do powiedzenia, o czym by jeszcze nie wiedzia�a? - Pami�taj, Catherine - rzek� Erling surowo, �ci�gaj�c swymi s�owami Tiril z powrotem na ziemi�, a raczej do powozu. Musia�a oderwa� si� od my�li i od oczu M�riego, kt�re tak cz�sto poci�ga�y j� w obce obszary. - Catherine, pos�uchaj mnie przez chwil� i przesta� si� wreszcie wpatrywa� w lusterko, wygl�dasz naprawd� uroczo! Nie wolno ci podj�� �adnych nie przemy�lanych krok�w, na balu b�dziesz odgrywa� rol� ozdobnika, swoje ju� zrobi�a�. Wprowadzenie nas na zamek to doprawdy wielkie osi�gni�cie. Pozw�l, �e my zatroszczymy si� o reszt�. - Brakuje mi czego� na szyi, czuj� si�, jakbym by�a naga. - Twoje per�y doskonale pasuj� na t� okazj�. O naszyjniku z szafir�w zapomnij! Obra�ona wyd�a usta. - Kt�re z was ma go przy sobie? - Tego si� nie dowiesz. Pos�u�ymy si� nim tylko w razie konieczno�ci. - Nie ufacie mi. - Catherine podnios�a swe niewinne, b��kitne oczy. - Nie - kr�tko odrzek� Erling. - Ale i tak ci� kocham. Stopnia�a i pos�a�a mu promienny u�miech. - Bardzo szybko jedziemy - zauwa�y�a Tiril. Catherine wyjrza�a przez okno powozu. - A c� to, na mi�o�� bosk�, za droga? Ona nie prowadzi do Akershus. Przeciwnie! Konie gna�y przed siebie jak podcinane batem. Catherine j�kn�a: - Wo�nica! Rozdzia� 4 Erling zastuka� w dach, ale z takim jedynie rezultatem, �e tempo jazdy jeszcze wzros�o. - Przecie� wo�nica mia� d�ug� siw� brod� - naiwnie zauwa�y�a Tiril. - Z pewno�ci� by�a sztuczna - odpar� M�ri. - Poza tym nic nam nie wiadomo, czy Georg i jego kompan nie znale�li sobie pomocnik�w. Pow�z gwa�townie przechyli� si� na bok. Zostawili ju� za sob� ulice miasta, kierowali si� teraz w stron� lasu przez du�e, nier�wne pole. -Co zrobimy? -pyta�a Tiril. -Wyskoczymy w biegu. - Za szybko jedziemy - stwierdzi� Erling. - Sp�nimy si� - denerwowa�a si� Catherine. - Po przybyciu pary kr�lewskiej nikt nie dostanie si� do �rodka. M�ri popatrzy� na Erlinga. - W lesie mo�e czai� si� wi�cej zbir�w. - Tak. Musimy natychmiast zatrzyma� ekwipa�. - Pozostaje nam wi�c jedno. Erling kiwn�� g�ow�, po czym wyj�� pistolet i na�adowa�. Tiril zacisn�a powieki i zatka�a palcami uszy. Huk wystrza�u wstrz�sn�� powozem. Tiril tego nie widzia�a, lecz Erling strzeli� w dach. Trafi�. Przez okienko zobaczyli, jak ci�kie cia�o osuwa si� na ziemi�. Teraz do akcji wkroczy� M�ri. Otworzy� drzwiczki powozu i podci�gn�� si� w g�r�, z�apa� lejce i wreszcie zdo�a� powstrzyma� szale�czy p�d koni. Zawr�ci� pow�z w stron� miasta. Kiedy mijali cia�o wo�nicy, Erling wychyli� si� na moment i zaraz cofn��. - To by� Georg, spad� mu kapelusz, a broda si� oderwa�a. Nie �yje. - Niech B�g si� zmi�uje nad jego dusz� - szepn�a Tiril. - A to dlaczego? - obruszy�a si� Catherine. - Do�� nam przysporzy� k�opot�w. - Nikt nie zna jego motyw�w - stwierdzi�a Tiril. - Przecie� nigdy nie chcieli z nami rozmawia�. Mo�e by�my co� zrozumieli? Doszli do porozumienia? Erling poblad�. Catherine i Tiril pociesza�y go jak umia�y, nie by� wszak z natury morderc�, zabijaj�cym z zimn� krwi�. Catherine wyra�nie co� gryz�o. N�kana pytaniami wyzna�a wreszcie: - Jeszcze nie wymy�li�am, jak mam przedstawi� Tiril. Z tob�, Erlingu, nie b�dzie k�opotu. "M�j narzeczony, Erling von M�ller". Z M�rim te� powinno p�j�� g�adko: "M�j nadworny medyk, s�ynny doktor M�ri z Islandii, ze wzgl�du na z�y stan mego zdrowia musi mi zawsze towarzyszy�". Catherine nie wygl�da�a wcale na osob� cierpi�c�! - Z Tiril natomiast sprawa przedstawia si� nieco gorzej. Zaanonsowa�am ci� jako swoj� przyjaci�k�, hrabiank�, i jak na razie wszystko jest w porz�dku. Ale ci arystokraci, z kt�rymi si� spotkamy, na pami�� znaj� drzewa genealogiczne wszystkich ksi���cych rod�w. Nie mog� dopu�ci� do �adnego potkni�cia. No nic, na pewno co� wymy�l�. Najwy�szy czas, pomy�la�a zatroskana Tiril. Bo�e, dlaczego ja to robi�? Przybyli na zamek w czas i weszli do �rodka obrzuceni badawczym spojrzeniem lokaj�w. Tiril zosta�a przedstawiona jako "hrabianka van der Dalen", brzmi�cym bardziej z flamandzka odpowiednikiem nazwiska Dahl. Catherine liczy�a, �e o flamandzkiej szlachcie nie wiedziano w Norwegii zbyt wiele, mniej si� bowiem z ni� liczono. Doprawdy ju� to, �e zdo�a�a zdoby� zaproszenia dla ca�ej czw�rki, graniczy�o z cudem. Ona, Catherine, rzeczywi�cie pochodzi�a z baronowskiego rodu, pozosta�ych jednak nie da�o si� zaliczy� do arystokracji. M�ri podejrzewa�, �e zap�aci�a komu� za t� przys�ug� w naturze, lecz g�o�no nic nie m�wi�. Lokaje zachowywali si� wzorowo, czyli z lodowatym ch�odem. Arystokratycznie zblazowani unosili w g�r� jedn� brew na znak, jak dalece poni�ej ich godno�ci jest odbieranie okry� innych ludzi. Catherine widz�c to prychn�a ze z�o�ci�. - Ci�gle to samo. Nikt tak nie zadziera nosa jak s�u�ba - o�wiadczy�a. - Ale wystarczy, �e otworz� usta, a ju� mo�na si� przekona�, co to za jedni. Z pocz�tku wszyscy czworo tak jak pozostali go�cie stan�li pod �cian�, gaw�dz�c w oczekiwaniu na par� kr�lewsk�. W�r�d opar�w �rodk�w przeciwmolowych i lawendy panowa�a uroczysta atmosfera, dop�ki nie podano napoj�w, po kt�rych zewn�trzna fasada szybko opad�a. Nie wszystko pachnia�o lawend�. Perfumy nie zdo�a�y ukry�, �e od wielu go�ci cuchn�o potem, brudn� bielizn� i innymi nieprzyjemnymi zapachami cia�a. W sali unosi� si� g�sty, nieprzyjemny od�r. Strach by�o my�le�, co tu si� mo�e dzia� za kilka godzin. Tiril zawstydzona musia�a przyzna�, �e nie wie, kim s� otaczaj�cy j� ludzie. Trudno �ledzi� losy arystokracji, kiedy si� przebywa na odleg�ym od l�du male�kim szkierze, na bezdro�ach Islandii czy te� w le�nych ost�pach Tiveden. Czu�a si� tu bardzo nieswojo, bezustannie obci�ga�a sukni� i stara�a trzyma� jak najbli�ej przyjaci�. Obecno�� Erlinga i Catherine dawa�a jej poczucie bezpiecze�stwa. M�ri natomiast troch� j� przera�a�. Jego ciemne oczy omiata�y sal�, jakby szukaj�c czego� na twarzach zebranych. Ostrzegawczo u�cisn�� Tiril za r�k�. - Tutaj te� nie jeste� bezpieczna - szepn��. - I tu wyczuwam zagro�enie. - Co masz na my�li? - Przypuszczam, �e cz�owiek z kozi� br�dk� jest w�r�d go�ci. Tyle �e nie nosi ju� brody. A bez niej trudno b�dzie go rozpozna�. Tiril przysun�a si� bli�ej. -Masz racj�. Szukam tej samej kobiety co ty. - Ale nie tylko za nim si� rozgl�dasz? - Czy zauwa�y�e� jak��, kt�ra mog�aby... - Nie. A ty? Jeszcze raz rozejrza�a si� po wytwornych apartamentach Christiana IV, powiod�a wzrokiem po wspania�ych gobelinach, wypolerowanych do po�ysku meblach. Wszystko to przedstawia�o si� zaiste imponuj�co, lecz Tiril nie by�a w nastroju, by si� zachwyca�. - Nie - odpar�a, przyjrzawszy si� z uwag� od�wi�tnie ubranym ludziom. - Chyba jej tu nie ma. - Je�li nasze domys�y si� potwierdz�, powinna przyby� wraz z par� kr�lewsk� Jest wszak ksi�n� Holstein-Gottorp, wywodzi si� z cesarskiego rodu Habsburg�w. Nie wiemy tylko, kt�rego z Holstein�w po�lubi�a. Te rody s� tak ze sob� skoligacone, �e prawie niemo�liwe jest, zdaniem Catherine, stwierdzenie, kto jest z rodu Schleswig-Holstein, kto Holstein-Gottorp, a kto Holstein-Oldenburg. - Je�li moja matka w og�le jeszcze �yje... M�ri nie zd��y� odpowiedzie�, bo w�a�nie weszli dostojni go�cie. Tiril, zaskoczona, o ma�y w�os nie zapomnia�a wszystkiego, czego Catherine nauczy�a j� o kr�lewskim uk�onie. W pokoiku w pensjonacie �wiczyli go z zapa�em. Na szcz�cie Tiril zdo�a�a opami�ta� si� na tyle, by przykucn�� wraz z innymi damami. Nie �mia�a podnie�� wzroku, przez to widzia�a jedynie d� ol�niewaj�cych kreacji z jedwabiu, aksamitu i innych szlachetnych tkanin, na kt�re zu�yto tyle materia�u, �e jedna sp�dnica starczy�aby na odzianie mieszkanek ca�ego kwarta�u w ubogiej portowej dzielnicy Bergen. Jedwabne po�czochy pan�w l�ni�y biel�, a w srebrnych ozdobach przy trzewikach odbija�o si� �wiat�o. Niekiedy zaszele�ci� tren, kt�rego id�cy dalej starali si� nie przydepta�. Pierwsz� osob�, jaka si� pojawi�a - zaraz za dwoma nad�tymi lokajami, a mo�e ochmistrzami - musia� by� Jego Kr�lewska Mo�� Frederik IV, ubrany by� bowiem w wytworn� szat� z gronostaj�w. Wiele zwinnych zwierz�tek musia�o odda� na ni� �ycie, teraz martwo zwisa�y wok� cia�a kr�la. Jego Kr�lewskiej Mo�ci towarzyszy�a kr�lowa, druga �ona, Anna Sofie Reventlow, kt�rej nie darzono szczeg�lnym szacunkiem. Tiril zobaczy�a tylko doln� kraw�d� jej obszernej sukni i spuchni�te stopy w za ma�ych jedwabnych trzewiczkach. Tiril dochodzi�y s�uchy, �e podobno Frederik IV to dobry kr�l. S�ucha� ludu i stara� si� mu pomaga�. �wiadczy� o tym ju� sam fakt, �e odwiedzi� Norwegi�, odleg�� prowincj�. By� jednak s�abego zdrowia, cierpia� na chorob� p�uc i okresowo na puchlin� wodn�. Catherine, stoj�ca z drugiej strony Tiril, najwyra�niej o�mieli�a si� patrze� odwa�niej, bo w miar� jak wkraczali kolejni dostojni go�cie, szepta�a: - Hrabia Frederik Ahlefeld i jego wywodz�ca si� z kr�lewskiego rodu ma��onka, nie pami�tam, jak si� nazywa, bo to takie zero. Ulrik Christian Gyldenlove. Stary ksi��� Pfalzu, elektor, ze swoj� Wilhelmin� Ernestyn� z Oldenburg�w, m�j Bo�e, oboje jedn� nog� s� ju� na tamtym �wiecie, op�niaj� ca�� procesj� upiornych staruszk�w, nieopierzonych szlachcic�w i arystokratycznych idiotek. Namiestnik, czyli jeszcze jeden Gyldenlove, a mo�e to tamten, kt�ry szed� pierwszy, myl� mi si�, bo ulubionym zaj�ciem du�skich kr�l�w by�o p�odzenie pozama��e�skich dzieci i nadawanie im nazwiska Gyldenlove, mno�yli si� jak chwasty... Catherine mog�a szepta� stosunkowo swobodnie, znajdowali si� bowiem w sporej odleg�o�ci od pochodu wielmo��w, a i �aden z mniej dostojnych go�ci nie siedzia� im na plecach. - Arcyksi��� Schleswig-Holstein, prosz�, prosz�! Tajny radca, wida� sporo ju� wypi�! Nos mu si� �wieci jak pochodnia. Tych dwojga prawie nie znam. Jaka� ksi�niczka szwedzka i jej m��. Kochanek idzie