6468
Szczegóły |
Tytuł |
6468 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6468 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6468 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6468 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Gerard Klein
Bogowie Wojny
Prze�o�y�: Andrzej Pruszy�ski
Wyd. pl. 1979 r, fr. 1971 r
Rozdzia� 1
Bestia p�aka�a jak ma�e dziecko. Nie z powodu wyrzut�w sumienia, �e zabi�a trzy tuziny ludzi, lecz dlatego, �e znajdowa�a si� tak daleko od rodzinnej planety. Corson rozumia� t� rozpacz. Musia� w�o�y� wszystkie si�y w to, by jej nie podzieli�.
W ciemno�ci ostro�nie obmacywa� ziemi�, obawiaj�c si� zranienia o traw�, ostr�, wed�ug Instrukcji, jak brzytwa. Wyczu� woln� przestrze� i dopiero wtedy, niesko�czenie powoli, posun�� si� nieco do przodu. Dalej trawa by�a mi�kka jak futro. Corson, zdziwiony, cofn�� r�k�. Trawa POWINNA by� twarda i ostra. Uria by�a planet� wrog� i niebezpieczn�. Wed�ug Instrukcji mi�kka trawa MUSI oznacza� pu�apk�. Uria by�a w stanie wojny z Ziemi�.
Najistotniejsz� jednak spraw� by�o to, czy tubylcy wykryli ju� przybycie Bestii i Georges'a Corsona. Bestia mog�a stawi� im czo�a. Corson nie. Po raz dwudziesty powt�rzy� t� sam� kalkulacj�. Tubylcy widzieli, jak statek rozpada si� w oceanie ognia, i pewnie uznali, �e za�oga nie �yje. Nie podj�liby poszukiwa� w nocy, gdyby d�ungla Urii by�a tylko w po�owie tak niebezpieczna, jak to okre�la�a Instrukcja.
Corson dochodzi� ci�gle do tego samego wniosku. Musi stawi� czo�a trzem �miertelnym niebezpiecze�stwom: Bestii, tubylcom i faunie Urii. Wa��c ryzyko, postanowi� wsta�. Na czworakach nie zaszed�by daleko. Gdyby znajdowa� si� w pobli�u Bestii, kosztowa�oby go to �ycie. M�g� okre�li� kierunek, w kt�rym znajdowa�a si� Bestia, ale nie m�g� oceni� dziel�cej ich odleg�o�ci. Noc poch�ania d�wi�ki. A mo�e te� og�usza� go strach. Podni�s� si� powoli, nie chc�c dotyka� trawy i hipotetycznego listowia. Nad jego g�ow� spokojnie �wieci�y gwiazdy, obce, lecz wcale nie wrogie, gwiazdy podobne do tych, kt�re widzia� dziesi�tki razy z powierzchni planet rozsianych w r�nych cz�ciach galaktyki. Rozgwie�d�one sklepienie by�o widokiem pocieszaj�cym, ale pozbawionym sensu. Kiedy� na Ziemi ludzie ukuli nazwy dla konstelacji s�dz�c, I� s� niezmienne, a by�o to tylko arbitralne i tymczasowe uporz�dkowanie cia� niebieskich obserwowanych z chwilowo uprzywilejowanego punktu. Znikn�� przywilej i razem z nim odszed� religijny porz�dek przyznawany gwiazdom.
Sytuacja jest beznadziejna, my�la� Corson. Dysponowa� dobr�, lecz prawie wy�adowan� broni�. Tu� przed wypadkiem jad� i pi�, co dawa�o mu kilkunastogodzinn� autonomi�. Powietrze by�o rze�kie, a to chroni�o go przed za�ni�ciem. A najwa�niejsze, �e by� jedynym ocala�ym cz�onkiem trzydziestosiedmioosobowej za�ogi i dlatego te� jemu tylko przypad�o w udziale niewiarygodne szcz�cie. Ponadto nic nie kr�powa�o mu ruch�w, nie by� ani ranny, ani kontuzjowany.
Zawodzenia Bestii rozleg�y si� ze wzmo�on� si��, co skierowa�o uwag� Corsona na najbli�szy z problem�w. Gdyby nie znajdowa� si� w bezpo�redniej blisko�ci klatki. Bestii w chwili, gdy ta zaatakowa�a, dryfowa�by prawdopodobnie w stanie pary w g�rnych warstwach atmosfery Urii. Jak tego wymaga� jego zaw�d, pr�bowa� porozumie� si� z Besti�. Z drugiej strony niewidzialnej �cianki Bestia wpatrywa�a si� w niego sze�cioma z osiemnastu oczu otaczaj�cych to, co przyj�to nazywa� jej tali�. Te pozbawione powiek oczy zmienia�y kolor w zr�nicowanym rytmie, b�d�cym jednym ze sposob�w porozumiewania si� Bestii. Sze�� d�ugich, uzbrojonych w pazur palc�w ka�dej z jej sze�ciu n�g r�ba�o po pod�odze klatki w rytm drugiego sposobu porozumiewania si�, a d�uga i monotonna skarga wydobywa�a si� z najwy�szego otworu Bestii, kt�rego Corson nie m�g� dostrzec. Bestia by�a przynajmniej trzykrotnie od niego wy�sza, a jej pysk otoczony by� lasem w��kienek, kt�re z daleka mog�y uchodzi� za grzyw�, lecz z bliska by�y dosy� podobne do tego, czym by�y w istocie: do mocnych jak stal, cienkich witek, mog�cych rozci�ga� si� z zastraszaj�c� szybko�ci� i s�u�y� tak�e jako czu�ki.
Corson nigdy nie w�tpi�, �e Bestia jest inteligentna. Zreszt� twierdzi�a tak r�wnie� Instrukcja. Mo�e nawet by�a inteligentniejsza od cz�owieka. Wielk� s�abo�ci� rodzaju, do kt�rego Bestia nale�a�a, by�o ignorowanie - mo�e by� to wyraz pogardy - tego wielkiego wynalazku, kt�ry uczyni� pot�nym cz�owieka i kilka innych ras: spo�ecze�stwa. Instrukcja wspomina�a, �e nie by� to jedyny przypadek.
Nawet na samej Ziemi, przed er� kosmiczn� i systematyczn� eksploatacj� ocean�w, istnia� w morzu wyj�tkowo indywidualistyczny, inteligentny gatunek, kt�ry nigdy nie zdoby� si� na zbudowanie cywilizacji: gatunek delfin�w.
I jego wymarcie by�o cen� tego zaniedbania. Ale zbudowanie spo�ecze�stwa wcale nie by�o wystarczaj�cym warunkiem przetrwania jakiego� gatunku. Nieustanna wojna mi�dzy Uri� a Ziemi� by�a tego dowodem.
Oczy, palce i g�os Bestii z drugiej strony niewidzialnej �cianki m�wi�y jedn� i t� sam� rzecz, jasn� i oczywist�, chocia� Corson nie m�g� zrozumie� j�zyka Bestii: �Zniszcz� ci�, gdy tylko b�d� mog�a�. Z przyczyn Corsonowi nie znanych nadarzy�a si� okazja. Nie m�g� uwierzy�, �e generatory statku przesta�y dzia�a�. By�o bardziej prawdopodobne, �e si�y Urii wykry�y ich i otworzy�y ogie�. Podczas pikosekundy potrzebnej komputerom do uruchomienia ekran�w, w ci�gu kt�rej obni�y� si� te� potencja� energetyczny klatki, Bestia dokona�a niebywale gwa�townej agresji. Wykorzystuj�c ograniczon� zdolno�� kontroli czasu i przestrzeni, wys�a�a cz�� swego otoczenia daleko w przestrze�, co spowodowa�o katastrof�. By�o to dowodem, o ile dow�d jest tu potrzebny, �e Bestia by�a najwspanialsz� broni� Ziemian w wojnie przeciw Urii.
Ani Corson, ani Bestia nie zostali zabici podczas pierwszego wybuchu, gdy� j� chroni�a klatka energetyczna, a jego zabezpiecza�a podobna strefa, cho� mniejsza, maj�ca go os�ania� przed ewentualnym atakiem Bestii. �Archimedes� zanurkowa� w sk��bione g��biny atmosfery Urii. Z ca�ej za�ogi najprawdopodobniej jedynie Corson i Bestia ocaleli na pok�adzie statku. Corson mia� dosy� refleksu, by z��czy� sw� stref� z klatk�. Kiedy wrak znalaz� si� par�set metr�w nad ziemi�, Bestia wyda�a przera�liwy ryk i zareagowa�a na oczywiste niebezpiecze�stwo. Poci�gaj�c za sob� cz�� otaczaj�cej j� przestrzeni, przemie�ci�a si� o par� u�amk�w sekundy w czasie. Cz�ci� tej przestrzeni by� Corson. Znalaz� si� nagle w towarzystwie Bestii, poza wrakiem, wyrzucony w atmosfer�. Emanacja jego strefy energetycznej z�agodzi�a upadek. Bestia, dbaj�c o w�asne bezpiecze�stwo, zrobi�a reszt�. Corson wyl�dowa� u jej boku i wykorzystuj�c zamieszanie szcz�liwie oddali� si� w ciemno�ciach, po omacku.
Ca�a sprawa by�a przyk�adow� demonstracj� mo�liwo�ci Bestii. Corson zna� niekt�re z nich i domy�la� si� innych, nigdy jednak nie odwa�y�by si� wykaza� w raportach, �e by�a ona tak trudna do zabicia.
Prosz� sobie jednak wyobrazi� zwierz� �cigane i otoczone przez zgraj� napastnik�w, kt�rzy wahaj� si� przez moment. Wydaje si�, �e od �ciganego zwierza dzieli ich niewidzialna bariera. Ruszaj�. I nagle znajduj� si� jedn� sekund� wcze�niej. Albo dwie. W tej samej pozycji, w jakiej znajdowali si� przed przekroczeniem nieuchwytnej granicy. Nigdy nie dosi�gn� zdobyczy, gdy� ta bez wytchnienia odrzuca ich w przesz�o��. A kiedy s� ju� wystarczaj�co zdezorientowani, ona z kolei przyst�puje do ataku.
Prosz� sobie teraz wyobrazi�, i� zwierzem tym jest Bestia, posiadaj�ca inteligencj� przynajmniej r�wn� ludzkiej, z refleksem szybszym ni� w�gorz elektryczny, przejawiaj�ca zimne okrucie�stwo i nieposkromion� nienawi�� do wszystkiego, co do niej niepodobne.
A b�dzie to skromny obraz Bestii.
Mo�e ona kontrolowa� wok� siebie oko�o siedmiu sekund czasu lokalnego, zar�wno w przysz�o�� jak i w przesz�o��. Mo�e wyrwa� przysz�o�ci okruch Wszech�wiata i rzuci� kilka sekund w przesz�o��. Albo odwrotnie, przewidzie�, co wydarzy si� za kilka sekund, zanim zdarzy si� to rzeczywi�cie, przynajmniej dla �lepego obserwatora, na przyk�ad dla cz�owieka.
St�d jej nag�y atak na pok�adzie statku kosmicznego. Bestia wiedzia�a przed lud�mi i maszynami, kiedy wejdzie do akcji flota Urii czy te� naziemne baterie albo zdarzy si� wypadek. Z wystarczaj�c� precyzj� usytuowa�a pikosekund�, podczas kt�rej pr�ty jej klatki z czystej energii sta�y si� s�absze. Uderzy�a w odpowiednim momencie i wygra�a.
Albo przegra�a. To zale�y od punktu widzenia.
I tak Bestia przeznaczona by�a dla Urii. Po trzydziestu latach bezskutecznej walki przeciw Imperium Urii, Mocarstwo S�oneczne obra�o taktyk�, kt�ra mia�a zniszczy� dumnych Ksi���t. Dok�adniej, dziesi�� lat wcze�niej znalaz�o sprzymierze�ca, kt�ry kosztowa� je jedn� flot�, potem pewn� liczb� pojedynczych statk�w, baz� kosmiczn�, jedn� planet�, kt�r� trzeba by�o ewakuowa�, plus jeden Uk�ad planetarny, kt�ry trzeba by�o odizolowa� i nadzorowa�. I jeszcze bli�ej nieznan� liczb� ofiar, co jest tajemnic� wagi pa�stwowej. Kr�tko m�wi�c, by� to eksperyment naprawd� ogromny, chocia� efekty tej chwilowo ostatecznej broni tak naprawd� nie by�y nigdy do ko�ca zbadane. Zastosowanie: rozp�ta� na jednej planecie Imperium, najlepiej na planecie-stolicy, najgorsz� ze znanych w historii plag. Zastrze�enie: nie pogwa�ci� oficjalnie trwaj�cego Zawieszenia Broni, kt�re po�o�y�o kres gor�cemu okresowi wojny, a milcz�co przestrzeganemu od przesz�o dwudziestu lat przez obie strony. Spos�b wykorzystania: wysadzi� Besti� w okre�lonym miejscu Urii unikaj�c wykrycia i pozwoli� jej na dzia�anie.
Sze�� miesi�cy p�niej Bestia da�aby �ycie oko�o osiemnastu tysi�com istot jej podobnych. Najwy�ej w rok p�niej stolic� Imperium Urii ogarn�aby panika. Ksi���ta Urii, by pozby� si� Bestii, musieliby pokona� odraz� i prosi� o pomoc Mocarstwo S�oneczne, i odbudowa�. Od pi�ciu czy sze�ciu tysi�cy lat by�a to nieuchronna konsekwencja wojen. Zwyci�zca odbudowuje dla zwyci�onego. Na sw�j spos�b.
Za wszelk� cen� nie zdradzi� pochodzenia �Archimedesa�. Gdyby Ksi���ta Urii mogli ustali�, �e Bestia wypuszczona zosta�a na ich teren ze statku s�onecznego, Mocarstwo mia�oby niejakie trudno�ci z aprobat� w�asnego punktu widzenia przez Kongres Galaktyczny. Mocarstwo ryzykowa�o banicj�.
Banicja: przerwanie ca�ego mi�dzygwiezdnego handlu, konfiskata statk�w handlowych spoza sieci lokalnej, zniszczenie spotkanych okr�t�w wojennych, wyj�cie spod prawa obywateli. Czas trwania: nieograniczony. Z tych wszystkich powod�w misja �Archimedesa� by�a samob�jcza. Z tego te� punktu widzenia zako�czy�a si� ca�kowitym sukcesem. Z jednym wyj�tkiem: prze�yciem Georges'a Corsona. Ze statku nie pozosta�a ani jedna drobina, pozwalaj�ca na jego identyfikacj�, Ksi���ta Urii Musieliby przyzna�, �e Bestia przyby�a na planet�-stolic� na pok�adzie w�asnego statku. Jedynie Ziemianie znali dok�adne wsp�rz�dne jej rodzinnej planety i technologiczne, niewielkie zreszt�, mo�liwo�ci tego gatunku. Jedynym �ladem pozwalaj�cym Ksi���tom Urii rozpozna� pochodzenie Bestii, by� sam Corson. Gdyby tubylcom uda�o si� go z�apa�, mieliby wa�ki dow�d winy Ziemian. Logicznym dla Corsona rozwi�zaniem by�o samob�jstwo. By� o tym przekonany. Jednak�e nie zna� �adnego sposobu, kt�ry pozwoli�by mu znikn�� zupe�nie. �adunek jego pistoletu wystarczy�by mu tylko do zabicia si�. Bestia rozszarpa�aby go na kawa�ki, lecz na miejscu zosta�oby dosy� pami�tek, by przekona� Kongres Galaktyczny. �adna przepa�� tej planety nie by�aby wystarczaj�co g��boka, aby tropiciele nie mogli znale�� tam jego cia�a. Jedyn� szans�, by zosta� niedostrze�onym, by�o pozostanie przy �yciu.
W ko�cu Bestia zosta�a dostarczona do miejsca przeznaczenia.
Rozdzia� 2
Noc chroni�a Corsona przed Besti�, kt�rej oczy nie reagowa�y na podczerwie� ani nawet na czerwie�, za to widzia�y dosy� dobrze w ultrafiolecie. Posiada�a te� zdolno�� kierowania si� w ciemno�ciach wydaj�c ultrad�wi�ki. Ale zbyt mocno zaj�ta by�a rozczulaniem si� nad sob�, by tropi� Corsona.
Corson rozpaczliwie pr�bowa� zrozumie� przyczyn� lament�w Bestii. W zasadzie pewny by�, �e Bestia nie wie, co to strach. Na jej rodzinnej planecie nie istnia� �aden wr�g, kt�ry m�g�by powa�nie zagra�a� jej �yciu. Nie zna�a niepowodzenia i niew�tpliwie nie wyobra�a�a sobie przeciwnika pot�niejszego od niej, dop�ki nie napotka�a ludzi. Jedyn� granic� demograficznej ekspansji Bestii by� g��d. Mog�a ona rozmna�a� si� tylko wtedy, gdy dysponowa�a wystarczaj�c� nadwy�k� po�ywienia. W innym przypadku pozostawa�a ja�owa. Podczas realizacji projektu jedn� z zasadniczych trudno�ci, na jak� napotkali zoologowie Ziemi, by�o nakarmienie Bestii.
Corson nie m�g� r�wnie� uwierzy�, �e Bestia jest g�odna lub �e odczuwa ch��d. Jej organizm by� pot�n� machin� mog�c� zaspokoi� �aknienie wi�kszo�ci� substancji organicznych lub mineralnych. Obfite prerie Urii mog�y dostarczy� jej wybornego pokarmu. Klimat przypomina� w pewnym stopniu klimat najlepszych rejon�w jej rodzinnej planety. Inny by� sk�ad atmosfery, ale nie do tego stopnia, zaszkodzi� istocie, kt�ra, jak wynika�o z do�wiadcze�, mog�a bez widocznego uszczerbku prze�y� wiele dziesi�tk�w godzin w pr�ni i nurza� si� w kwasie siarkowym. Samotno�� nie mog�a doprowadzi� Bestii do rozpaczy. Eksperymenty badaj�ce ich zachowanie, a polegaj�ce na wypuszczeniu Bestii na niezamieszkane planetoidy wykaza�y, �e jedynie w niewielu przypadkach potrzebuj� one towarzystwa. Cho� gromadzi�y si� w hordy, by zrealizowa� zadanie przekraczaj�ce si�y jednostki, czy te� dla zabawy albo dla wymiany zarodnik�w zawieraj�cych ekwiwalent genowy, to nie wydawa�o si�, by by�y one w jaki� spos�b towarzyskie.
Nie, nic tu nie pasowa�o. Glos Bestii przypomina� �kanie niemowl�cia zamkni�tego przez nieuwag� lub za kar� w ciemnej szafie, kt�re czuje si� zagubione w szerokim �wiecie, niezg��bionym i przera�aj�cym, zaludnionym koszmarami i fantastycznymi si�ami, w pu�apce, z kt�rej samo nie potrafi si� wydosta�. Corson chcia�by wej�� w kontakt z Besti�, aby dowiedzie� si�, co j� dr�czy. Lecz by�o to niemo�liwe. Podczas ca�ej podr�y pr�bowa� si� z ni� porozumie�. Wiedzia�, �e s� jej dost�pne r�norakie sposoby rozumowania, ale podobnie jak jego poprzednicy nigdy nie m�g� poprowadzi� z ni� sensownej rozmowy. A to najwidoczniej z powodu nieuleczalnej wrogo�ci, jak� �ywi�a ona do gatunku ludzkiego. Przyczyny tej wrogo�ci nie by�y znane. Mog�a to by� sprawa zapachu, koloru, d�wi�k�w. Zoologowie usi�owali oszuka� j� na r�ne sposoby. Na pr�no. Dramatem Bestii by�o posiadanie wystarczaj�co du�ej inteligencji, by nie da� si� oszuka�, gdy wykorzystywano do tego jej instynkty, i za ma�o tej�e, by odgadn�� i zapanowa� nad g�uchymi, k��bi�cymi si� w niej si�ami, dzi�ki kt�rym uznawano, �e nale�y j� bezwzgl�dnie t�pi�.
Pr�buj�c przej�� par� krok�w Corson potkn�� si� i dalej ju� czo�ga� kilkaset metr�w na kolanach, a� wreszcie zmordowany postanowi� si� przespa�, obiecuj�c sobie nie rezygnowa� ca�kowicie z czujno�ci. Poderwa� si�, jak mu si� wyda�o, po kilku zaledwie minutach. Zegarek wskazywa� jednak, �e spa� cztery godziny. Nadal panowa�a noc. Bestia uspokoi�a si�. Po niebie najwidoczniej przesuwa�a si� du�a chmura, gdy� z ca�ej jego cz�ci znajduj�cej si� po lewej r�ce Corsona znikn�y gwiazdy. Chmura przesuwa�a si� szybko. Mia�a wyra�ny brzeg. Jakie� olbrzymie cia�o, niew�tpliwie aparat lataj�cy, o kt�rym Corson nigdy nie s�ysza�, mimo �e studiowa� zagadnienia budowy maszyn wojennych stosowanych przez Ksi���t Urii, przelatywa� nad nim bezg�o�nie. Poniewa� urz�dzenie by�o prawie niewidoczne, wszelka ocena jego wysoko�ci i szybko�ci by�a utrudniona. Lecz kiedy by�o ju� nad Corsonem, czarna plama, jak� tworzy�o na firmamencie, szybko si� powi�kszy�a i Corson ledwie mia� czas zda� sobie spraw�, �e obiekt za chwil� go rozgniecie.
Pojawienie si� aparatu uciszy�o Besti� i w�a�nie cisza obudzi�a Corsona. Z kilkusekundowym wyprzedzeniem Bestia wiedzia�a, co si� stanie, o czym niechc�cy ostrzeg�a swego przypadkowego ludzkiego sprzymierze�ca. Corson poczu� jak krew stygnie mu w �y�ach i kurcz� si� mi�nie brzucha. Bez z�udze� �cisn�� sw� bro�. Nie mia� w�tpliwo�ci, i� statek przyby�, by go uj��. Wiedzia� te�, �e jego determinacja niewiele znaczy wobec tej olbrzymiej maszyny. Jedyna taktyka, jak� m�g� przyj��, to, je�li zostanie uwi�ziony, sprowokowa� za�og� statku do wprowadzenia Bestii do �rodka, Nast�pnie nie mia�by ju� nic do roboty, tylko pozwoli�by jej dzia�a�, bez wzgl�du na to, w jak� klatk� czy wi�zienie by�by wyposa�ony statek. Troch� szcz�cia i obcy obiekt b�dzie r�wnie dok�adnie zniszczony jak �Archimedes�, a Ksi���ta Urii nie znajd� �ladu pobytu na tej planecie Georges'a Corsona.
Rozdzia� 3
Z nico�ci wy�oni�y si� szczeg�y statku. Z jego czarnego i wypolerowanego kad�uba trysn�� strumie� �wiat�a i przebieg� zaro�la, w kt�re w�lizgn�� si� Corson. Zatem Ksi���ta Urii byli tak pewni siebie, �e nie u�ywali nawet projektora czarnego �wiat�a. Corson instynktownie wycelowa� bro� w latarni�. Sp�d statku by� g�adki i wypolerowany jak powierzchnia jakiego� cacka. Jego konstruktor wzorowa� si� zapewne na estetyce geodezyjnej, co przejawia�o si� w sposobie klejenia p�atk�w metalu. Statek ten w niczym nie przypomina� okr�tu wojennego.
Corson spodziewa� si� jakiego� wy�adowania albo zapachu gazu czy te� spadaj�cej na jego ramiona stalowej siatki. Spodziewa� si� us�ysze� gdacz�cy g�os jakiego� uria�skiego �o�nierza. Ale wi�zka �wiat�a tylko spocz�a na nim i ju� go nie pu�ci�a. Statek obni�y� si� jeszcze i znieruchomia�. Nawet nie podnosz�c si�, Corson m�g�by go dotkn��. Dooko�a maszyny rozb�ys�y wielkie iluminatory. M�g�by spr�bowa� zniszczy� je przy pomocy swej broni. Lecz nie zrobi� tego. Dr�a� i jednocze�nie bardziej by� zaintrygowany ni� zaniepokojony dziwacznym, przynajmniej z wojskowego punktu widzenia, zachowaniem si� pasa�er�w statku.
Zgi�ty wp� obszed� konstrukcj� woko�o. Przez okna usi�owa� zajrze� do �rodka, lecz widok by� rozmazany. Z rozmieszczenia wn�trza uzyska� tylko zniekszta�cony, nieprecyzyjny obraz. Wyda�o mu si�, �e dostrzega humanoidaln� sylwetk�, co go zreszt� nie zaskoczy�o. Tubylcy, ogl�dani z pewnej, odleg�o�ci, mogli uchodzi� za humanoid�w.
Zaskoczony �wiat�em, zamkn�� na moment oczy. Jasno o�wietlone drzwi otwiera�y si� w kad�ubie ponad zawieszonymi w powietrzu rozk�adanymi schodkami. Corson przysiad� i skoczy� do �rodka. Drzwi zamkn�y si� za nim bezszelestnie. Ale poniewa� spodziewa� si� tego, nie zwr�ci� na to uwagi.
- Niech pan wejdzie, panie Corson - odezwa� si� m�ody kobiecy g�os. - Nie widz� �adnego powodu, aby mia� pan czeka� na korytarzu.
By� to ludzki g�os. Nie jaki� na�ladowany, ale prawdziwy ludzki g�os. Urianie nie umieliby na�ladowa� go z tak� doskona�o�ci�. Mo�e potrafi�aby to maszyna, lecz Corson w�tpi�, by jego wrogowie trudzili si� do tego stopnia przy zastawianiu pu�apki, skoro on ju� w ni� wpad�. Walcz�cy rzadko przyjmuj� napastnik�w w roli turyst�w.
Corson us�ucha�. Popchn�� uchylone drzwi, kt�re znikn�y w �cianie. Przed nim znajdowa�a si� obszerna sala, a jej pod�og� zajmowa� gigantyczny iluminator. Wyra�nie dostrzega� ciemne kontury lasu, nad kt�rym przelatywali, ja�niejsz�, b�yszcz�c� lini� oceanu, nad kt�rym wstawa� dzie�. Zrobi� zwrot o sto osiemdziesi�t stopni. Przed nim sta�a m�oda kobieta. Otacza� j� rodzaj delikatnej jak mgie�ka zas�ony. U�miechni�t� twarz okala�y blond w�osy. W jej szarych oczach nie wykry� �adnej wrogo�ci. Najwyra�niej by�a pani� siebie. Up�ywa�o pi�� lat, odk�d Corson nie widzia� niczego podobnego do kobiety, nie licz�c plastoid�w zajmuj�cych ich miejsce na pok�adzie okr�t�w wojennych. Zbyt wysoka by�a zdolno�� reprodukcji gatunku, by wa�ono si� ryzykowa� obecno�ci� w kosmosie kobiety w wieku nadaj�cym si� do reprodukcji. Ta by�a wyj�tkowo �adna. Odzyska� oddech, przeanalizowa� szybko sytuacj� i st�umi� wyuczone refleksy walki. Obudzi�a si� w nim jakby druga osobowo��. Zapyta�:
- Sk�d pani wie, �e nazywam si� Corson?
Wyraz twarzy m�odej kobiety zdradza� zdziwienie pomieszane z l�kiem. Corson wiedzia� ju�, �e po�o�y� palec na pulsie wydarze�. Fakt, i� kobieta zna�a jego nazwisko, m�g� oznacza�, �e Ksi���ta Urii dysponowali szczeg�owymi informacjami na temat misji �Archimedesa� i znali nazwiska wszystkich cz�onk�w za�ogi. Z drugiej strony kobieta nale�a�a do rodzaju ludzkiego, tak ludzkiego jak i jej g�os, i ju� jej obecno�� na Urii by�a niewyja�nion� zagadk�. �aden chirurg nie m�g�by wyposa�y� Urianina w podobn� aparycj�. �adna operacja nie pozwoli�aby na zast�pienie rogowego dzioba przez te s�odkie usta. Gdyby m�oda kobieta by�a ubrana, Corson w�tpi�by nadal. Lecz wszystkie szczeg�y anatomii zdradza�y jej pochodzenie. Wyra�nie dostrzega� p�pek. By� to szczeg�, kt�rego Urianie, rodz�cy si� w jajkach, nie posiadali, A plastoidy nigdy nie osi�ga�y takiego stopnia doskona�o�ci.
- Przecie� przed chwil� pan mi to powiedzia� - odpar�a.
- To pani najpierw zawo�a�a mnie po nazwisku - rzek� z uczuciem dreptania w miejscu. Jego m�zg pracowa� szybko, ale bezskutecznie. Poczu� silny impuls, by zabi� kobiet� i zaw�adn�� statkiem, lecz na pewno nie by�a sama na pok�adzie i przede wszystkim musia� si� czego� wi�cej dowiedzie�. Mo�e wtedy nie b�dzie musia� jej zabija�.
Corson nigdy nie s�ysza�, by ludzie przeszli na stron� Ksi���t Urii. Zaw�d zdrajcy nie istnia� w wojnie, u kt�rej podstawy jako jedyny chyba pow�d le�a�a r�nica biologiczna po��czona ze zdolno�ci� �ycia na tych samych typach planet. Nagle przypomnia� sobie, �e wkraczaj�c na statek nie poczu� charakterystycznego zapachu Urian. A wyczu�by zapach chloru nawet w�wczas, gdyby cho� jeden Urianin znajdowa� si� na pok�adzie. Tymczasem...
- Czy jest pani uwi�ziona?
Nie mia� nadziei, �e si� przyzna, lecz �e dostarczy mu przynajmniej jakiego� tropu.
- Zadaje pan dziwne pytania.
Otworzy�a szeroko oczy. Jej usta zacz�y dr�e�.
- Pan jest obcy. S�dzi�am... Dlaczego mia�abym by� uwi�ziona? Czy na pa�skiej planecie wi�zi si� kobiety?
Nagle wyraz jej twarzy zmieni� si�. W jej spojrzeniu odczyta� nag�e przera�enie.
- Nie!
Krzycza�a i cofa�a si� szukaj�c przedmiotu, kt�rym mog�aby si� broni�. Wiedzia� ju�, co powinien zrobi�. Przeszed� przez sal�, uchyli� si� przed s�abym uderzeniem, kt�re w niego wymierzy�a, zatka� jej r�k� usta i przycisn�� do siebie unieruchamiaj�c r�ce. Kciuk i palec wskazuj�cy odnalaz�y na szyi witalne punkty. Przesta�a walczy�. Gdyby nacisn�� mocniej, ju� by nie �y�a. Wystarczy�o mu jej omdlenie. Chcia� mie� troch� czasu do namys�u.
Obszed� ca�y statek i przekona� si�, �e s� sami na pok�adzie. Wyda�o mu si� to niewiarygodne. Obecno�� m�odej kobiety na pok�adzie wycieczkowego statku - na pok�adzie nie by�o �adnej broni - unosz�cego si� nad lasami wrogiej planety, by�a dla niego czym� niezwyk�ym. Odkry� pulpity nawigacyjne, lecz systemu sterowania nie zrozumia�. Czerwony punkt, przedstawiaj�cy z pewno�ci� statek, przesuwa� si� po �ciennej mapie, Ale nie rozpozna� ani kontynent�w, ani ocean�w Urii. Czy komendant �Archimedesa� pomyli� planety? Bzdura. Flora, s�o�ce, sk�ad atmosfery wystarcza�y do zidentyfikowania Urii, a przeprowadzony atak rozwiewa� ostatnie w�tpliwo�ci.
Spojrza� przez okno. Wehiku� lecia� na wysoko�ci oko�o trzech tysi�cy metr�w i, wed�ug oceny Corsona, z szybko�ci� oko�o czterystu kilometr�w na godzin�. Za jakie� dziesi�� minut b�d� przelatywali nad oceanem.
Wr�ci� do pierwszej sali i usiad� w barokowym fotelu patrz�c na m�od� kobiet�, kt�r� po�o�y� na pod�odze podsun�wszy jej uprzednio poduszk� pod g�ow�. Rzadko mo�na znale�� poduszki na pok�adzie okr�tu wojennego. Haftowane poduszki. Pr�bowa� przypomnie� sobie dok�adnie, co zdarzy�o si� od momentu, gdy wkroczy� na statek.
Zawo�a�a go po nazwisku.
Zanim otworzy� usta.
Wydawa�a si� przera�ona.
Zanim przysz�o mu do g�owy rzuci� si� na ni�.
W pewnym stopniu to odczytane w jej oczach przera�enie pchn�o go do dzia�ania.
Telepatka?
A wi�c zna�a jego nazwisko i jego zadanie oraz istnienie Bestii i powinna umrze�, zw�aszcza je�eli pracowa�a dla Ksi���t Urii.
Lecz ona cofn�a si�, zanim nawet pomy�la� o tym, by j� uspokoi�.
Porusza�a si�. Zacz�� j� zwi�zywa�, odrywaj�c od tapety d�ugie ta�my materia�u. Zwi�za� jej r�ce i nogi w kostkach. Ale jej nie zakneblowa�. Pr�bowa� zorientowa� si� w rodzaju okrycia, kt�re j� otacza�o. Nie by�a to ani tkanina, ani gaz. Co� w rodzaju �wiec�cej mgie�ki, tak lekkiej, i� myli�a wzrok. Tylko k�tem oka mo�na by�o dostrzec jej kontury. Rodzaj pola, tyle �e na pewno nie pola ochronnego.
J�zyk, kt�rym do niego przem�wi�a, by� czystym pangalem. To jeszcze niczego nie oznacza�o. Urianie u�ywali go r�wnie dobrze jak Ziemianie. Sam nawet pr�bowa� nauczy� podstaw pangalu - j�zyka szczyc�cego si� tym, �e jest ��cznikiem wszystkich istot rozumnych - Besti�, lecz na pr�no. Tak jak i wszystkiego innego.
Tymczasem klucz do rozwi�zania zagadki da�a mu Bestia.
M�oda kobieta mia�a przynajmniej jeden punkt wsp�lny z Besti�. W pewnych granicach zdolna by�a przewidzie� przysz�o��. W chwili, gdy przyby� na pok�ad, wiedzia�a, �e postawi Jej pytanie: �Sk�d pani wie, �e nazywam si� Corson?�. Fakt, i� jej przera�enie pchn�o Corsona do zaatakowania jej, nic nie zmienia, powstaje jedynie problem, kto zacz��. Jak w wi�kszo�ci paradoks�w czasowych. A ci, kt�rzy obcowali z Besti�, uczyli si� czego� na ten temat, najcz�ciej w�asnym kosztem. M�g� zatem oceni� apercepcj� czasow� m�odej kobiety na oko�o dwie minuty. To lepiej ni� Bestia. Nie wyja�nia�o to jednak tajemnicy jej pobytu i na Urii.
Rozdzia� 4
Dzie� trwa� ju� od ponad godziny. Przelatywali nad oceanem daleko od wszelkiego l�du. Gdy Corson zacz�� si� zastanawia�, na co czeka uria�ska flota i czemu nie interweniuje, m�oda kobieta rozbudzi�a si� zupe�nie...
- Jest pan brutalem, panie Corson - odezwa�a si�. - Od barbarzy�skich czas�w Mocarstwa S�onecznego nie widziano r�wnie godnego pogardy �ajdaka. �eby zaatakowa� kobiet�, kt�ra pana go�cinnie przyjmuje!
Przygl�da� si� jej z uwag�. Chocia� wierci�a si� w p�tach, nie widzia� �adnego niepokoju na twarzy, jedynie z�o��. Wiedzia�a zatem, �e w bliskiej przysz�o�ci nie zrobi jej nic z�ego. Jej delikatne rysy rozlu�ni�y si� i z�o�� ust�pi�a miejsca zimnej determinacji. By�a zbyt dobrze wychowana, by naplu� mu w twarz, ale moralnie w�a�nie to zrobi�a.
- Nie mia�em wyboru - powiedzia�. - Taka w�a�nie jest wojna.
Spojrza�a na niego zbita z tropu.
- O jakiej wojnie pan m�wi? Pan zwariowa�, panie Corson.
- Georges - rzek�. - Georges Corson.
Tego przynajmniej nie przewidzia�a tego s�owa b�d�cego jego imieniem, albo te� nie stara�a si� go u�y�... Powoli zacz�� j� rozwi�zywa�. Zrozumia�, �e to dlatego jej twarz rozlu�ni�a si�. Bez s�owa pozwoli�a mu doko�czy�, po czym podnios�a si� jednym ruchem, roztarta przeguby, zbli�y�a si� do niego i zanim si� poruszy�, dwukrotnie go spoliczkowa�a. Nie zareagowa�.
- Tak w�a�nie my�la�am - powiedzia�a z pogard�. - Nie jest pan nawet zdolny przewidywa�. Zastanawiam si�, sk�d wzi�a si� taka regresja. I do czego mo�e si� pan nadawa�. Tylko mnie zdarzaj� si� takie rzeczy.
Wzruszy�a ramionami i odwr�ci�a si�, a jej szare spojrzenie pow�drowa�o ku morzu, nad kt�rym bezszelestnie przelatywa� ich statek.
Zupe�nie jak bohaterka ze starych film�w, pomy�la� Corson. Z przedwojennych film�w. Zabiera�y one r�nych facet�w ze skraju drogi i zdarza�y im si� rzeczy mniej lub bardziej przera�aj�ce. Najcz�ciej zakochiwa�y si� w nich. Mitologia. Tak jak tyto� czy kawa. Albo jak statek taki jak ten.
- B�d� mia�a nauczk� na przysz�o��, je�eli chodzi o zabieranie ludzi, kt�rych nie znam - ci�gn�a, jak gdyby graj�c sw� rol� w jednym z tych mitycznych film�w. - Zobaczymy, kim pan jest, gdy przyb�dziemy do Dyoto. Do tego czasu niech pan b�dzie spokojny. Mam pot�nych przyjaci�.
- Ksi���t Urii - sarkastycznie powiedzia� Corson.
- Nigdy nie s�ysza�am o �adnych ksi���tach. Mo�e w legendarnych czasach...
Corson prze�kn�� �lin�.
- Czy na tej planecie panuje pok�j?
- Od tysi�ca dwustu lat, o ile wiem, i mam nadziej�, �e pozostanie do ko�ca �wiata.
- Czy zna pani tubylc�w?
- Tak, to rodzaj inteligentnych i nieszkodliwych ptak�w sp�dzaj�cych czas na filozoficznych dyskusjach. Maj� lekko dekadenckie pogl�dy. Ngal R'nda jest jednym z moich najlepszych przyjaci�. A pan s�dzi�, �e z kim ma pan do czynienia?
- Nie wiem - przyzna�.
By�a to szczera prawda.
Z�agodnia�a.
- Jestem g�odna - powiedzia�a. - Przypuszczam, �e pan tak�e. Zobacz�, czy jestem jeszcze w stanie przygotowa� dla nas cokolwiek, po tym, co mi si� od pana dosta�o.
Nie wyczuwa� w jej g�osie najmniejszego l�ku. Raczej sympati�.
- Jak si� pani nazywa? - zapyta�. - W ko�cu pani zna moje nazwisko.
- Floria - odpowiedzia�a. - Floria Van Nelle.
Pierwsza kobieta, kt�ra przedstawi�a mi si� od pi�ciu lat. Nie, naprawd� - monologowa� - czy aby nie �ni�, czy to wszystko nie jest jak�� pu�apk� albo z�udzeniem czy te� tr�jwymiarowym delirium w kolorze prze�ywanym przez majacz�cego na �o�u �mierci, od tysi�ca dwustu czy mo�e dw�ch albo trzech tysi�cy lat?
Omal nie upu�ci� szklanki, kt�r� mu poda�a. Kiedy si� posili�, jego m�zg zacz�� pracowa� normalnie. Podsumowa� sytuacj�. Nie rozumia�, co mog�o si� sta� na planecie Uria, je�eli prawd� by�o, i� mi�dzy kilkoma milionami mieszkaj�cych tu ludzi a niewiele liczniejszymi tubylcami panuje pok�j. Wiedzia�, �e udaje si� do Dyoto, do du�ego miasta w towarzystwie najpi�kniejszej dziewczyny, jak� kiedykolwiek widzia�.
I �e Bestia b��dzi�a w lasach Urii, gotowa rozmno�y� si� i da� �ycie osiemnastu tysi�com ma�ym Bestii, kt�re szybko stan� si� r�wnie niebezpieczne jak ona i to w czasie sze�ciu miesi�cy, mo�e nawet mniej, je�eli Bestia bez trudu znajdzie pokarm.
Mia� pewien pogl�d na temat tego, co si� wydarzy�o. Kiedy tu� przed eksplozj� Bestia oddali�a si� od statku, nie skoczy�a do przodu w czasie o kilka tylko sekund, lecz odby�a podr� trwaj�c� tysi�clecia, i poci�gn�a za sob� Georges'a Corsona. Nie istnieli ju� Ksi���ta Urii ani Mocarstwo S�oneczne. Wojna by�a wygrana lub przegrana, ale niezale�nie od tego by�a zapomniana. M�g� si� uwa�a� za zdemobilizowanego i zdj�� mundur �o�nierza. Albo te� m�g� uchodzi� za dezertera mimo woli, rzuconego w Przysz�o��. Teraz by� tylko cz�owiekiem zagubionym w�r�d miliard�w obywateli jakiej� Galaktycznej Federacji, zajmuj�cej ca�� gwiezdn� soczewk� i przelewaj�cej si� na Mg�awic� Andromedy, jednocz�cej �wiaty, kt�rych na pewno nigdy nie zobaczy, a pomi�dzy kt�rymi komunikacj� zapewnia�a transprzestrzenna sie� pozwalaj�ca niemal natychmiast przenosi� si� z planety na planet�. Nie mia� ju� to�samo�ci, przesz�o�ci ani �adnego zadania. Nic ju� nie wiedzia�. Z Dyoto m�g� dotrze� do dowolnej gwiazdy b�yszcz�cej na nocnym niebie i wykonywa� tam jedyny zaw�d, kt�ry potrafi� - wojn�, albo wybra� inny. M�g� odej��, zapomnie� o Ziemi, zapomnie� o Urii, zapomnie� o Bestii i Florii Van Nelle i zgubi� si� na zawsze na szlakach kosmosu.
I zostawi� nowym mieszka�com Urii k�opoty z Besti� i jej osiemnastemu tysi�cami ma�ych.
Lecz nie by� na tyle naiwny, by nie zdawa� sobie sprawy z tego, �e ju� od d�u�szego czasu nurtuje go pewne pytanie.
Dlaczego Floria Van Nelle przyby�a w�a�nie w tym momencie, aby zabra� go na pok�ad? Dlaczego sprawia�a na nim wra�enie odgrywania, i to z�ego, roli znanej na pami��? Dlaczego jej nie udawana z�o�� zmieni�a si� w serdeczno��, gdy tylko przysz�a do siebie?
Rozdzia� 5
Z daleka Dyoto przypomina�o ogromn� piramid�, o podstawie zawieszonej w powietrzu na wysoko�ci ponad jednego kilometra, sprawiaj�c jednocze�nie wra�enie poszarpanej chmury, kt�rej pociemnia�e k��by nakrapiane b�yszcz�cymi punktami pi�trzy�y si� jak warstwy geologiczne w otwartym boku g�ry. Corsonowi zapar�o dech. Piramida zda�a si� rozsypywa�. Chmura sta�a si� labiryntem. Budynki czy te� urz�dzenia tworz�ce miasto rozmieszczone by�y w du�ej odleg�o�ci od siebie. Z ziemi pionowo tryska�a podw�jna rzeka i przecina�a miasto niby kolumna zamkni�ta w niewidzialnej tubie. Wzd�u� tr�jwymiarowych arterii miasta przelatywa�y r�ne aparaty. W chwili, gdy statek unosz�cy Corsona dotar� do przedmie��, dwa du�e bloki w kszta�cie sze�cian�w unios�y si� w atmosfer� i odlecia�y w stron� oceanu.
Dyoto, t�umaczy� sobie Corson, jest pi�knym przyk�adem urbanistyki opartej na antygrawitacji, lecz nosz�cym pi�tno anarchicznej koncepcji spo�ecze�stwa. Dla niego do tej pory antygrawitacja istnia�a tylko na pok�adach okr�t�w wojennych. Je�eli chodzi o anarchi�, by�a ona tylko kategori� historyczn�, kt�r� wojna ca�kowicie wyklucza�a. Ka�dy cz�owiek i ka�da rzecz mia�a swoje miejsce. Ale w ci�gu tysi�ca dwustu lat, a mo�e przez wiele tysi�cleci, to wszystko mia�o czas si� zmieni�. Antygrawitacja sta�a si� na pierwszy rzut oka zjawiskiem r�wnie powszechnym jak energia ��czenia j�der atomowych. A mo�e nawet sta�a si� �r�d�em energii?
Corson s�ysza� o pewnych niejasnych projektach tego rodzaju. Na pok�adach okr�t�w wojennych maszyny anty-G zu�ywa�y przera�aj�ce ilo�ci energii, lecz to nic nie znaczy. Si�y wzajemnego oddzia�ywania, stanowi� tak�e znaczn� energi� potencjaln�.
Miasto to, w przeciwie�stwie do znanych mu, nie by�o zbiorem r�nych konstrukcji. By� to zbi�r stale si� zmieniaj�cy. Mo�na by�o zarzuci� lub podnie�� kotwic�. Jedynie zasadnicza funkcja miasta zosta�a zachowana, to znaczy gromadzenie jednostek dla wymiany d�br i idei.
Okr�t Florii wspina� si� powoli wzd�u� jednej z fasad piramidy. Rozmieszczenie budynk�w by�o takie, zanotowa� Corson, �e nawet ni�sze pi�tra mog�y korzysta� ze znacznego nas�onecznienia. Wynika�o z tego, �e istnia�a centralna w�adza, kt�rej rol� by�o kierowanie cyrkulacj� i przyznawanie miejsc nowo przyby�ym.
- Jeste�my na miejscu - powiedzia�a nagle Floria Van Nelle. - Co pan zamierza robi�?
- Wydawa�o mi si�, �e chce mnie pani wyda� w r�ce policji.
Floria okaza�a zainteresowanie,
- Czy to w�a�nie zdarzy�oby si� w pa�skiej epoce? Gliniarze sami �atwo pana znajd�, je�li b�d� mieli na to ochot�. Chocia� w�tpi�, czy wiedz� jeszcze, w jaki spos�b przyst�pi� do aresztowania. Ostatnie mia�o miejsce dziesi�� lat temu.
- Zaatakowa�em pani�.
Wybuchn�a �miechem.
- Powiedzmy, �e pana sprowokowa�am. A spotka� cz�owieka, kt�ry nie mo�e przewidzie� z minuty na minut�, co zrobi� lub powiem, to pasjonuj�ce do�wiadczenie.
Podesz�a prosto do niego, poca�owa�a w usta i wymkn�a si�, zanim zd��y� j� obj��. Corson sta� z os�upia�� min�. Zaraz te� doszed� do wniosku, �e m�wi�a prawd�. Podnieci�o j� to spotkanie. Nie zna�a tego typu m�czyzn, ale on zna� ten rodzaj kobiet. Odkry� to w jej oczach, gdy u�y� przeciw niej si�y. Zasadnicze rysy ludzko�ci nie zmieniaj� si� w tysi�c dwie�cie lat, nawet je�eli ewoluuj� pewne powierzchowne charakterystyki.
M�g� skorzysta� z sytuacji.
Co� si� w nim cofn�o. Chcia� uciec. Rodzaj instynktu popycha� go do stworzenia mo�liwie najwi�kszego dystansu mi�dzy nim a tym �wiatem. Instynkt ten znajdowa� solidne oparcie w obrazie przysz�o�ci, jaki sobie wytworzy�. By� mo�e gatunek ludzki w ci�gu tych tysi�ca dwustu lat (a mo�e wi�cej) dokona� wystarczaj�cego post�pu, by bez trudno�ci pozby� si� osiemnastu tysi�cy Bestii, lecz w�tpi� w to. A wi�zy, kt�re powsta�yby niew�tpliwie mi�dzy nim a Flori� Van Nelle, powa�nie ograniczy�yby mu wolno��.
- Dzi�kuj� za wszystko - powiedzia�. - Gdybym kt�rego� dnia m�g� si� pani odwzajemni�...
- Jest pan bardzo pewny siebie - odpar�a. - A dok�d zamierza si� pan uda�?
- Na inn� planet�, mam nadziej�. Ja... du�o podr�uj�. Na tej planecie pozostawa�em o wiele za d�ugo.
Floria zrobi�a wielkie oczy.
- Nie pytam pana, dlaczego pan k�amie, panie Corson, lecz zastanawiam si�, dlaczego k�amie pan tak �le.
- Dla przyjemno�ci - odpowiedzia�.
- Nie widz�, �eby pan si� dobrze bawi�.
- Pr�buj�.
P�on�� ch�ci� zadania jej tysi�ca pyta�, lecz hamowa� si�. Trzeba b�dzie samemu odkry� ten nowy wszech�wiat. Nie zale�a�o mu na tym, by ju� w tej chwili zdradzi� swoj� tajemnic�. Musia� si� zadowoli� t� niewielk� ilo�ci� informacji, jak� uzyska� podczas rozmowy przeprowadzonej tego ranka.
- Mia�am nadziej�, �e b�dzie inaczej - powiedzia�a. - No c�, jest pan wolny.
- Niemniej jednak mog� odda� pani pewn� przys�ug�. Wkr�tce opuszcz� t� planet�. Niech pani zrobi to samo. Za kilka miesi�cy mo�e by� tutaj nie do wytrzymania.
- Z panem? - zapyta�a ironicznie. - Nie potrafi pan przewidzie�, co stanie si� za minut�, a bawi si� pan w proroctwa. Ja tak�e dam panu dobr� rad�. Niech pan zmieni ubranie, inaczej b�dzie pan �mieszny.
Corson, za�enowany, wepchn�� r�ce do kieszeni swego wojskowego munduru. Lecz po chwili przebra� si� w rodzaj tuniki, kt�r� mu poda�a. Na Marsie kracz jak Marsjanie... Statek przybija� do kei. W nowym ubraniu Corson czu� si� naprawd� �miesznie. Zatrzymali si�.
- Gdzie tu jest �mietnik? Floria zmarszczy�a brwi.
- Nie rozumiem?
Zagryz� wargi.
- Urz�dzenie, kt�re usuwa odpadki.
- �cieracz? Oczywi�cie.
Pokaza�a mu, jak funkcjonuje �cieracz. Zwin�� sw�j mundur i wrzuci� do aparatu. Fruwaj�ca odzie�, w kt�r� si� przebra�, dosy� dobrze ukrywa�a pistolet pod lew� pach�. By� prawie pewny, �e Floria zauwa�y�a bro�, ale nie mia�a poj�cia o jej zastosowaniu. Mundur znikn�� mu z oczu.
Podszed� prosto do drzwi, kt�re w tym samym momencie otworzy�y si�. Ju� wychodz�c zapragn�� co� powiedzie�, lecz nie znalaz� s��w. Na po�egnanie uczyni� tylko nieokre�lony znak r�k�. W tej chwili my�la� tylko o jednym.
Znale�� spokojne miejsce i pomy�le�.
I opu�ci� jak najszybciej Uri�.
Rozdzia� 6
Peron pod jego butami, nie, teraz pod sanda�ami, by� mi�kki. Sp�yn�a na niego drobna fala l�ku. Powinien pozosta� d�u�ej z dziewczyn� i zebra� mo�liwie najwi�cej informacji. O ile m�g� to oceni�, jego po�piech mia� �r�d�o w starym �o�nierskim refleksie. W prowizorycznym schronieniu nie pozostawa� d�u�ej ani minuty, ni� potrzeba. Porusza� si�, porusza� bez wytchnienia.
Jego aktualne zachowanie zdominowane by�o przez wojn� sprzed ponad tysi�ca lat, a z kt�r� rozsta� si� wczoraj. Ponadto by�a jeszcze jedna rzecz, z kt�rej zdawa� sobie spraw�. Floria by�a m�oda, �adna i ch�tna. Corson przybywa� z wojny, z epoki, w kt�rej niemal ca�a energia ludzka skierowana by�a na walk� lub wysi�ek ekonomiczny maj�cy j� podtrzyma�. I nagle odkry� istnienie �wiata, gdzie indywidualne szcz�cie wydawa�o si� prawem. Za du�y kontrast. Corson opu�ci� statek, poniewa� l�ka� si� o sw� wojskow� skuteczno�� tak d�ugo, jak d�ugo znajdowa� si� w pobli�u Florii.
Dotar� do ko�ca peronu i z nieufno�ci� patrzy� na w�skie, pozbawione reling�w i ponadto mocno nachylone k�adki. Obawia� si�, �e to wahanie mo�e go zdradzi�, ale wkr�tce zorientowa� si�, �e nikt nie zwraca na niego uwagi. W jego �wiecie cz�owiek obcy by�by niew�tpliwie podejrzany o szpiegostwo, chocia� absurdem by�o przypuszczenie, �e Urianin pokusi�by si� o spacer po mie�cie zbudowanym ludzkimi r�kami. S�owo �szpiegostwo� mia�o inny cel ni� zapewnienie bezpiecze�stwa. Zaj�� umys�y. By� wystarczaj�co cyniczny, by zdawa� sobie z tego spraw�.
Mieszka�cy Dyoto okazywali wiele odwagi. Przeskakiwali z jednego poziomu na drugi, nawet wtedy, gdy r�nica wynosi�a kilkadziesi�t metr�w. Przez chwil� Corson my�la�, �e wyposa�eni s� w niewielkie anty-G, ukryte w odzie�y, lecz wkr�tce doszed� do wniosku, �e tak nie jest. Podczas pierwszej swej pr�by skoczy� z wysoko�ci trzech metr�w, wyl�dowa� na ugi�tych nogach i o ma�o nie upad�. Oczekiwa� o wiele gwa�towniejszego zetkni�cia z pod�o�em. O�mielony, zanurkowa� na odleg�o�� oko�o dziesi�ciu metr�w i zauwa�y� p�dz�cy wprost na niego ma�y statek powietrzny. Aparat wykona� unik, a jego pilot odwr�ci� w kierunku Corsona twarz poblad�� z gniewu czy te� ze strachu. Corson pomy�la�, �e pewnie z�ama� jaki� przepis ruchu, i oddali� si� szybko w obawie przed jak�� s�u�b� porz�dkow�.
Przechodnie na og� wydawali si� nie mie� okre�lonego celu. Kr��yli jak owady, opadali trzy poziomy ni�ej, nast�pnie poddawali si� dzia�aniu niewidocznego pr�du wst�puj�cego, kt�ry zostawia� ich sze�� pi�ter wy�ej, zatrzymywali si� na kr�tk� rozmow� ze spotkan� osob�, po czym udawali si� w dalsz� drog�. Od czasu do czasu kto� wchodzi� do jednego z masywnych budynk�w, tworz�cych szkielet miasta.
Samotno�� sta�a si� uci��liwa jakie� trzy godziny p�niej. By� g�odny. I nadesz�o zm�czenie. Pierwotne podniecenie znikn�o. S�dzi� na pocz�tku, �e bez trudu odkryje jak�� restauracj� lub zbiorow� sypialni� albo oba zak�ady razem, jak to by�o na wszystkich planetach utrzymywanych przez Mocarstwo S�oneczne, dla �o�nierzy i podr�nych, lecz rozczarowa� si�. Zapyta� przechodnia nie mia� odwagi. W ko�cu postanowi� wej�� do jednego z wielkich budynk�w. Za drzwiami by�a obszerna sala. Na olbrzymich p�kach porozk�adane by�y artyku�y. Tysi�ce ludzi kr��y�o tutaj i obs�ugiwa�o si�.
Czy wzi�� jak�� rzecz to kradzie�? Kradzie� by�a surowo karana przez Mocarstwo S�oneczne i Corson mia� to g��boko wpojone. Spo�ecze�stwo w stanie wojny nie mo�e tolerowa� tak oczywi�cie aspo�ecznych postaw, Gdy odkry� sektor spo�ywczy, sprawa zosta�a rozstrzygni�ta. Wybra� racje podobne do tych, jakie dosta� od Florii, wpakowa� je do kieszeni, pod�wiadomie oczekuj�c na sygna� alarmu i ruszy� ostro w kierunku wyj�cia, klucz�c po drodze dla zmylenia tropu. A tak�e dobrze uwa�aj�c, by nie przechodzi� t� sam� drog�, kt�r� tutaj dotar�.
W chwili, gdy ju� mia� przechodzi� przez drzwi, us�ysza� g�os i podskoczy�. By� to niski g�os o ciekawym zabarwieniu i raczej przyjemnym tonie.
- Prosz� pana, czy pan niczego nie zapomnia�? Corson rozejrza� si� wok� siebie.
- Prosz� pana? - nalega� bezcielesny g�os.
- Corson - powiedzia�. - Georges Corson.
Po co ukrywa� swoj� to�samo�� w �wiecie, gdzie dla nikogo nic ona nie znaczy?
- By� mo�e zapomnia�em jakiej� formalno�ci - przyzna�. - Jestem tutaj obcy. Kim pan jest?
Najbardziej uderzy�o go to, �e przechodz�cy obok niego zdawali si� tego g�osu nie s�ysze�.
- Jestem ksi�gowym tego zak�adu. Czy �yczy pan sobie rozmawia� z dyrektorem?
Zlokalizowa� miejsce, z kt�rego zdawa� si� wychodzi� g�os. Punkt na wysoko�ci ramienia, dobry metr od niego.
- Czy przekroczy�em jaki� przepis? - zapyta� Corson. - Przypuszczam, �e zamierza mnie pan zatrzyma�.
- Na pa�skie nazwisko nie jest otwarty �aden kredyt, panie Corson. Je�li si� nie myl�, przychodzi pan po raz pierwszy do tego magazynu. Dlatego te� pozwoli�em sobie pana zapyta�. Mam nadziej�, �e nie b�dzie mi pan mia� tego za z�e.
- Obawiam si�, �e nie posiadam �adnego kredytu. Naturalnie mog� panu zwr�ci�.
- Ale� po co, panie Corson? Wystarczy, �e zap�aci pan got�wk�. Przyjmujemy walut� wszystkich zrzeszonych planet.
Corson drgn��.
- Zechce pan powt�rzy�, co pan przed chwil� powiedzia�?
- Przyjmujemy walut� wszystkich zrzeszonych planet. Mog� by� ka�de dewizy.
- Nie... nie mam pieni�dzy - odpowiedzia� Corson przybity.
S�owo to rani�o mu usta. Pieni�dze by�y dla niego poj�ciem czysto historycznym, w jakim� sensie znienawidzonym. Wiedzia�, jak wszyscy, �e na d�ugo przed wojn� pos�ugiwano si� pieni�dzmi jako �rodkiem wymiany na Ziemi, ale te� nigdy ich nie widzia�. Armia wyposa�a�a go zawsze we wszystko, czego potrzebowa�. Praktycznie nigdy nie odczuwa� ch�ci otrzymania wi�cej albo innej rzeczy ni� ta, kt�r� mu przydzielono. Jak wszyscy jemu wsp�cze�ni uwa�a�, �e zwyczaj wymiany pieni�nej sta� si� bezu�yteczny, barbarzy�ski, nie do pomy�lenia w rozwini�tym spo�ecze�stwie. Gdy opuszcza� statek Florii, my�l, i� m�g�by potrzebowa� pieni�dzy, nawet przez sekund� nie pojawi�a si� w jego umy�le.
- M�g�bym... hmm...
Odchrz�kn��.
- Mo�e m�g�bym odpracowa� w zamian za... hmm... za to, co wzi��em.
- Nikt nie pracuje dla pieni�dzy, przynajmniej na tej planecie, panie Corson.
- A pan? - zapyta� z niedowierzaniem Corson.
- Ja jestem maszyn�, panie Corson. Je�li pan pozwoli, to zasugeruj� pewne rozwi�zanie. Na razie, zanim otrzyma pan kredyt, by� mo�e m�g�by pan wskaza� nam osob�, kt�ra mog�aby za pana por�czy�?
- Tutaj znam tylko jedn� osob� - powiedzia� Corson. - Floria Van Nelle.
- Doskonale, ca�kowicie nam to wystarcza, panie Corson. Prosz� wybaczy�, �e pana fatygowa�em. Mam nadziej�, �e jeszcze nas pan odwiedzi.
G�os zamilk�. Definitywnie. Corson wzruszy� ramionami, w�ciek�y, i� czuje si� tak nieswojo. Co pomy�li Floria, gdy odkryje, �e jej kredyt dozna� uszczerbku? Ale nie to go obchodzi�o. Wstrz�sn�� nim g�os. By� on wszechobecny, m�g� rozmawia� jednocze�nie z tysi�cem klient�w, informowa� ich, radzi� i udziela� nagany.
Czy niewidoczne oczy ukryte w fa�dach powietrza, szpiegowa�y go bez przerwy? Ponownie wzruszy� ramionami. Przecie� by� wolny.
Rozdzia� 7
Poszuka� wzgl�dnie spokojnego miejsca i otworzy� puszk�. Po raz wt�ry by�a to z jego strony reakcja �o�nierza. Jedz�c, pr�bowa� pomy�le�. Lecz mimo wysi�k�w nie uda�o mu si� wyobrazi� sobie w�asnej przysz�o�ci.
Problem pieni�dzy. Bez pieni�dzy b�dzie mu trudno opu�ci� Uri�. Podr�e mi�dzygwiezdne by�y zapewne drogie. Pu�apk� w czasie dublowa�a pu�apka w kosmosie. Chyba �e na przestrzeni sze�ciu miesi�cy odkryje spos�b zarobienia pieni�dzy.
Nie przez prac�, gdy� nikt nie pracowa� dla pieni�dzy. Im d�u�ej my�la�, tym problem wydawa� si� trudniejszy. Nie istnia�o nic, co m�g�by robi� i co zainteresowa�oby ludzi z Urii. Gorzej, w ich oczach uchodzi� b�dzie za inwalid� M�czy�ni i kobiety spaceruj�cy ulicami Dyoto mogli przewidzie� wydarzenia z w�asnego �ycia. On tej umiej�tno�ci nie posiada�. I wszystko przemawia�o za tym, �e nigdy jej nie zdob�dzie. Pojawienie si� tej zdolno�ci podnosi�o kilka kwestii, kt�re przez chwil� rozwa�a�. Czy chodzi w tym przypadku o mutacj�, kt�ra pojawi�a si� nagle i szybko rozprzestrzeni�a w�r�d rodzaju ludzkiego? A mo�e by�a to zdolno�� ukryta, kt�r� rozwin�� m�g� szczeg�lny rodzaj �wicze�?
Niezale�nie od tego, istnienie tej zdolno�ci oznacza�o, �e w jego kontaktach z lud�mi z Urii nigdy nie b�dzie m�g� wykorzysta� efektu zaskoczenia. Z jednym tylko wyj�tkiem.
Zna� odleg�� przysz�o�� planety.
Za sze�� miesi�cy r�j Bestii rzuci si� rado�nie i drapie�nie do ataku na Dyoto, �cigaj�c ofiary w labiryncie przestrzeni i czasu. By� mo�e zdolno�� ta pozwoli ludziom na chwil� wytchnienia, i nic wi�cej.
By� to niez�y element przetargu. Mo�e ostrzec centralne w�adze planety, zaleci� ca�kowit� ewakuacj� Urii albo te� spr�bowa� udoskonali� metody walki przeciw Bestii, wypr�bowywane przez Mocarstwo S�oneczne. Bro� obosieczna. Urianie mogli najzwyczajniej w �wiecie postanowi�, �e go powiesz�.
Wyrzuci� poza kraw�d� k�adki puste opakowania i patrzy�, jak spadaj�. Nic nie hamowa�o ich upadku. A zatem pole antygrawitacyjne dzia�a�o tylko na istoty ludzkie. Mo�e pod�wiadomie ich system nerwowy wydawa� dyspozycje, jakie by�y do tego niezb�dne. Corson nie wyobra�a� sobie urz�dzenia, mog�cego spe�ni� takie zadania.
Wsta� i znowu zacz�� si� b��ka�. Projekt: odkry� dworzec mi�dzygwiezdny, miejsce, sk�d wyrusza�y galaktyczne transporty czy te� l�dowa�y transprzestrzenne okr�ty, i dosta� si� na pok�ad, w razie potrzeby u�ywaj�c si�y. Je�eli zostanie zatrzymany, zawsze pozostanie mu jedno rozwi�zanie - zacz�� m�wi�.
W zarysach pozna� ju� rozk�ad miasta, chocia� wydawa� mu si� wyj�tkowo niesk�adny. W jego epoce wszystkie bazy militarne wzorowane by�y na tym samym modelu. Pewne drogi przeznaczone by�y dla pojazd�w, inne dla pieszych. Tutaj nie. Mo�liwo�� przewidywania wydarze� na kilka chwil naprz�d musia�a wywrze� wp�yw na kodeks drogowy. Ponownie stan�� mu przed oczyma wypadek, kt�remu kilka godzin wcze�niej ma�o nie uleg�. Kierowca nie przewidzia� jego pojawienia si� na drodze. Zatem, aby przewidywa�, Urianie musieli podj�� wysi�ek, kierowa� tym dodatkowym zmys�em. A mo�e te� zdolno�� ta rozdzielona by�a nier�wnomiernie?
Spr�bowa� si� skoncentrowa� i wyobrazi� sobie, co si� wydarzy. Przechodzie�. Mo�e i�� nadal prosto, skr�ci� w prawo, p�j�� w g�r� lub w d�. Corson przyj��, �e ten zawr�ci. Cz�owiek szed� dalej. Corson ponowi� do�wiadczenie. Bez powodzenia.
Jeszcze raz i jeszcze raz.
Niepowodzenie, mo�e nawet za cz�sto! Czy te� jaka� blokada systemu nerwowego uniemo�liwi�a mu poprawne przewidywanie i stale zmusza�a do przewidywania czego� przeciwnego? Mo�liwe.
Powoli stan�y mu przed oczyma dawne do�wiadczenia, Intuicje, zbyt pewne, brutalne, sprawdzaj�ce si�. Jak b�yskawice, kt�re w decyduj�cym momencie jakiej� walki rozb�ys�y w polu jego �wiadomo�ci. Albo w ciszy wyczerpania. Nic rozpracowanego, nic przemy�lanego. Przypadki, kt�re wkr�tce si� zapomina i kt�re nazywa si� zbiegami okoliczno�ci.
Zawsze mia� opini� szcz�ciarza. Fakt, �e by� jeszcze przy �yciu, zdawa� si� potwierdza� to, co jego towarzysze - nie�ywi, co do jednego - m�wili �miej�c si� z niego. Czy no Urii szcz�cie sta�o si� czynnikiem wymiernym?
Lekki aparat zatrzyma� si� na jego wysoko�c