6311
Szczegóły |
Tytuł |
6311 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6311 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6311 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6311 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JOSEPH CONRAD
TAJFUN I INNE OPOWIADANIA
Biblioteka Szkolna
Prze�o�y�y
HALINA CARROLL-NAJDER I ANIELA ZAG�RSKA
PA�STWOWY INSTYTUT WYDAWNICZY
Warszawa 1973
Tytu� orygina�u
�TYPHOON AND OTHER STORIES�
Konsultacja marynistyczna
J�ZEF MI�OB�DZKI
Ok�adk� projektowa�
AN�RZEJ HEIDRICH
Pa�stwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1973 r.
Wydanie pi�te
Nak�ad 100000+290 egz. Ark. wyd. 12,5. Ark. druk. 18,S
Papier sat. kl. V, 65 g rola 84 cm
Druk z klisz uko�czono w pa�dzierniku 1973 r.
Drukarnia im. Rewolucji Pa�dziernikowej
Warszawa, ul. Mi�ska 65
�arn. nr 704/73, R-ll
Cena z� 15
***
Robertowi B. Cunninghame Grahamowi
Przedmowa autora
Ile marynarz z masztu wysokiego
Doko�a widzi morza w dzie� bezwietrzny �
Tak wielka by�a Neptunowa sala...
Keats JEndy�nioni
G��wn� cech� niniejszego tomu stanowi to, �e zawarte w nim nowele nie tylko nale�� do jednego i tego samego okresu, ale zosta�y napisane jedna po drugiej,
w porz�dku, w kt�rym ukazuj� si� w ksi��ce.
�w okres przypada na czas po nawi�zaniu przeze
mnie stosunk�w z �Blackwood's Magazine". Sko�czy�em by� w�a�nie U kresu si� i rozgl�da�em si� za jakim� tematem, kt�ry by mo�na by�o rozwin�� w formie kr�tszej ni� opowiadania sk�adaj�ce si� na tom M�odo�ci;
w�wczas to nasun�o mi si� wspomnienie o parowcu
pe�nym kulis�w, wracaj�cych z Singapuru do jakiego�
portu w p�nocnych Chinach. S�ysza�em o tym na
Wschodzie przed laty jako o niedawnym wydarzeniu.
By� to dla nas tylko jeden z licznych temat�w do rozmowy o sprawach morza. Ludzie, zarabiaj�cy na chleb
w jakimkolwiek bardzo specjalnym zawodzie, m�wi�
o jego sprawach nie tylko dlatego, �e to stanowi najistotniejsz� tre�� ich �ycia, ale i dlatego, �e ma�o maj�
wiadomo�ci z innego zakresu. Nie starczy�o im nigdy
czasu, aby si� z czym innym obezna�. Dla wi�kszo�ci
z nas �ycie bywa nadzorc� nie tyle twardym, co wymagaj�cym.
Nie zetkn��em si� osobi�cie z �adn� z os�b zamieszanych "w t� histori�, kt�ra naturalnie zajmowa�a nas nie
z powodu burzy, ale ze wzgl�du na niezwyk�e komplikacje wprowadzone do �ycia okr�tu w chwili wyj�tkowo trudnej � przez ludzki �ywio� znajduj�cy si�
pod pok�adem. Nigdy tej sprawy szerzej przy mnie nie
omawiano. W�r�d tamtej naszej kompanii ka�dy m�g�
sobie �atwo wyobrazi�, jak si� owa historia odby�a. Jej
finansowe powik�ania, przedstawiaj�ce zarazem problem ludzki, zosta�y rozwi�zane przez umys� tak prosty, �e nic na �wiecie nie mog�o go wprawi� w zak�opotanie � wyj�wszy pr�n� ludzk� gadanin�, do kt�rej
nie by� stworzony.
Od pierwszej chwili sama tre�� tego zdarzenia, samo powiedzmy stwierdzenie faktu, �e si� taka rzecz sta�a na szerokim morzu, wyda�o mi si� dostatecznym tematem do rozmy�la�. Ale w�a�ciwie by� to
przecie� tylko fragment morskiej opowie�ci. Czu�em, �e
aby wydoby� z niego g��bsze znaczenie � tak dla mnie
oczywiste � trzeba jeszcze czego� wi�cej, czego� innego: przewodniego motywu, kt�ry by zharmonizowa� wszystkie te og�uszaj�ce ha�asy, i punktu widzenia, kt�-
ry by wyznaczy� rozp�tanym �ywio�om miejsce dla
nich w�a�ciwe.
Tym, czego potrzebowa�em, by� naturalnie kapitan
MacWhirr. Skoro go tylko dostrzeg�em, poj��em, �e to
jest w�a�nie cz�owiek odpowiedni do danej sytuacji.
Nie chc� przez to powiedzie�, abym widzia� kiedy na
w�asne oczy kapitana MacWhirra czy te� zetkn�� si�
z jego przyziemnym umys�em i nieustraszonym charakterem. MacWhirr nie jest dla mnie kim� poznanym w ci�gu kilku godzin, kilku tygodni lub kilku miesi�cy.
Jest wytworem dwudziestu lat �ycia. Mojego w�asnego
�ycia. �wiadoma inwencja odegra�a nieznaczn� rol�
w odniesieniu do tej postaci. Je�li prawd� jest, �e kapitan MacWhirr nigdy po tej ziemi nie chodzi� (osobi�cie niezmiernie mi trudno w to uwierzy�), to mog� zapewni� mych czytelnik�w, �e jest najzupe�niej autentyczny.
O�mielam si� twierdzi� to samo o wszystkich szczeg�ach opowiadania, a jednocze�nie wyznaj�, �e tajfun z noweli nie jest tajfunem z mych prze�y� osobistych.
Po ukazaniu si� opowiadania niekt�rzy krytycy uznali je z miejsca za planowy opis burzy. Inni wysun�li na pierwszy plan MacWhirra, w kt�rym dostrzegli rozmy�lny symbol. Ani jedno, ani drugie nie by�o moim
wy��cznym celem. I tajfun, i kapitan MacWhirr � oba
te motywy by�y dla mnie niezb�dne, wynika�y z g��bokiego przekonania, z jakim przyst�powa�em do pracy nad tematem noweli. Okoliczno�ci im sprzyja�y.
A i mnie sprzyja�y tak�e; lecz po c� rozwodzi� si� nad
tym, jak rozwin��em sw�j temat na tych oto kartkach,
skoro one same, obj�te ok�adk� ksi��ki, b�d� m�wi� za
siebie.
Ta refleksja jest nieco sp�niona. Gdyby wcze�niej
przysz�a mi na my�l, by�aby mo�e zapobieg�a powstaniu mojej przedmowy, poniewa� to samo mo�na powiedzie� o wszystkich nowelach niniejszego tomu. �adna
z nich nie jest prze�yciem osobistym w dos�ownym znaczeniu. Prze�ycie jest w nich tylko kanw� dla zamierzonego obrazu. Wszystkie maj� wi�cej ni� jeden cel;
ka�da nasuwa pytanie, jak si� autor wywi�za� z nastr�czaj�cego mu si� zadania, i ka�da odpowiada w s�owach, kt�re � je�li mog� si� tak wyrazi� bez niewczesnej emfazy � pisa�em ze �wiadomym szacunkiem dla
prawdy mych w�asnych wra�e�. A ka�da z tych nowel � aby nabra� odpowiedniego znaczenia �musi
znale�� usprawiedliwienie, i to na w�asny spos�b, w sumieniu ka�dego czytelnika.
Falk, drugi z rz�du utw�r w ksi��ce, urazi� delikatno�� co najmniej jednego z krytyk�w przez pewne osobliwo�ci tematu. Ale co jest tematem Falka? Osobi�cie
nie jestem tego ca�kiem pewien. Czytelnik musi sam
to wynale��. Pisz�c Falka nie mia�em zamiaru kogokolwiek gorszy�. Jak w wi�kszej cz�ci mych ksi��ek, chodzi mi tu nie tyle o same wypadki, co o wp�yw, kt�ry
wywieraj� na postaci opowiadania. Ale we wszystkim,
co napisa�em, jest zawsze jeden niezmienny zamiar,
a mianowicie ten, aby przyku� uwag� i obudzi� zainteresowanie, zdobywaj�c sympati� czytelnika dla danego
tematu � takiego czy innego � kt�ry zaczerpn��em
z zakresu widzialnego �wiata i ludzkich wzrusze�.
Mog� �mia�o powiedzie�, �e Folk jest w zupe�nej
zgodzie ze znanymi mi przyk�adami pewnych prostolinijnych charakter�w, w kt�rych wrodzona bezwzgl�dno�� ��czy si� z pewn� moraln� skrupulatno�ci�. Falk
jest pos�uszny swemu instynktowi samozachowawczemu, nie w�tpi�c ani na chwil�, �e ma do tego prawo, ale w momencie zwrotnym tego �ycia, kt�rego broni�
z ca�� bezwzgl�dno�ci�, Falk nie zni�y si� do zatajenia
prawdy. Poniewa� przedstawi�em go jako cz�owieka
do�� wra�liwego, na kt�rym pewne niezwyk�e prze�ycie
wywar�o wp�yw niezatarty, musia�em to prze�ycie plastycznie czytelnikowi pokaza�; nie ono jest jednak tematem opowiadania. Je�li we�miemy pod uwag� same
fakty, w�wczas tematem noweli b�d� usi�owania Falka,
aby si� o�eni�. Narrator opowie�ci wpl�tany jest niespodzianie w te konkury nie tylko z powodu bezwzgl�dno�ci Falka, ale i jego delikatnych uczu�.
Falk � na r�wni z drug� moj� nowel� zatytu�owan�
Powr�t (z Opowie�ci niepokoj�cych) � wyr�nia si�
tym, �e nigdy nie by� drukowany w odcinkach. O ile
pami�tam, Falk znalaz� si� w r�kach redaktora pewnego czasopisma, kt�ry to redaktor odrzuci� z oburzeniem r�kopis na tej jedynie podstawie, �e �dziewczyna nie
odzywa si� ani razu". To jest najzupe�niejsza prawda.
Od pocz�tku a� do ko�ca bratanica Hermanna nie wypowiada ani jednego s�owa � i to nie dlatego, aby by�a niemow�, ale z tej prostej przyczyny, �e ilekro� narrator mo�e j� obserwowa�, dziewczyna albo nie ma
okazji do m�wienia, albo jest zanadto wzruszona, by
si� odezwa�. Redaktor �w, kt�ry widocznie nowel�
przeczyta�, by�by m�g� to sam zauwa�y�. Ale nie zauwa�y�, ja za� powstrzyma�em si� od wykazania mu, i�
inaczej by� nie mog�o; poniewa� nie o�mieli� si� twierdzi�, �e �dziewczyna" nie jest �ywa, wi�c te� jego oburzenie wcale mnie nie obesz�o.
Pozosta�e nowele wychodzi�y wszystkie w odcinkach.
Tajfun ukaza� si� we wczesnych numerach �Pali Mali
Magazine", kt�ry by� wtedy redagowany przez nie�yj�cego ju� p. Haiketta. Przy tej sposobno�ci zobaczy�em po raz pierwszy moje pomys�y wyra�one innymi �rodkami przez drugiego artyst�. Pan Maurice Greiffenhagen umia� po��czy� w ilustracjach w�asn�, niezmiernie subteln� wizj� z wiernym oddaniem my�li pisarza.
Amy Foster pojawi�a si� w �The Illustrated London
News" z pi�knym rysunkiem, kt�ry przedstawia� Amy
w kapeluszu z wielkim pi�rem, odwiedzaj�c� rodzin�
w dzie� swego wychodnego i poj�c� dzieciarni� herbat�. Jutro ukaza�o si� po raz pierwszy w �Pali Mali Mai gazine". O tej noweli powiem tylko to, �e uderzy�a wiele os�b sw� sceniczno�ci�. Nam�wiono mnie, aby j�
przerobi� na scen� pod tytu�em Jeszcze jeden dzie�;
jak dotychczas, jest to jedyny wysi�ek m�j w tym kierunku. Dodam jeszcze, �e ka�da z czterech nowel �
po ukazaniu si� w ksi��ce � zosta�a uznana z r�nych
powod�w za �najlepsz� ze zbioru" przez r�nych krytyk�w, kt�rzy pisali recenzje z gor�cym uznaniem i zrozumieniem, z wnikliwo�ci� pe�n� sympatii i w tak przyjaznych wyrazach, �e trudno mi wyrazi� moj� wdzi�czno��.
J.C.
1919
Prze�o�y�a
Aniela Zag�rska
TAJFUN
Kapitan MacWhirr z parowca �Nan-Shan" mia� oblicze, kt�re w �wiecie zjawisk fizycznych stanowi�o dok�adny odpowiednik jego umys�u: nie odznacza�o si�
ani stanowczo�ci�, ani g�upot�; nie posiada�o �adnych
cech wybitnych; by�o po prostu zwyczajne, beznami�tne i niewzruszone.
Jego wygl�d m�g� czasami sugerowa� co najwy�ej
nie�mia�o��, kiedy przesiadywa� w r�nych biurach na
l�dzie, ze s�abym u�miechem na opalonej twarzy i spuszczonymi oczyma. Skoro je podni�s�, wida� by�o, �e
s� b��kitne i patrz� prosto na rozm�wc�. W�osy jasne
i nadzwyczaj cienkie obejmowa�y od skroni do skroni
�ys� kopu�� czaszki niby k�pa puszystego jedwabiu. Natomiast zarost twarzy, koloru p�omiennej marchwi, wygl�da� jak szcze� miedzianego drutu przyci�ta kr�tko
nad lini� ust: i cho�by nie wiem jak g�adko si� ogoli�,
kiedy tylko poruszy� g�ow�, ogniste, metaliczne b�yski
przebiega�y mu po policzkach. Wzrostu by� mniej ni�
�redniego, o plecach lekko zaokr�glonych, a ko�czynach zbudowanych tak mocno, �e ubrania wydawa�y si� zwykle odrobin� przyciasne na nogach i ramionach.
Jakby niezdolny poj�� r�nicy klimat�w na rozmaitych
szeroko�ciach geograficznych, nosi� zawsze br�zowy melonik, br�zowy garnitur i ci�kie czarne buty. Ten portowy str�j nadawa� jego kr�pej postaci wygl�d sztywnej, niezgrabnej elegancji. Cienki srebrny �a�cuszek zegarka zwisa� na kamizelce, a kiedy schodzi� na l�d, nieodmiennie �ciska� w pot�nej, ow�osionej r�ce sw�j elegancki parasol w najlepszym gatunku, ale zazwyczaj
nie zwini�ty. M�ody Jukes, pierwszy oficer, odprowadzaj�c dow�dc� do trapu, zdobywa� si� czasami na delikatn� uwag�: �Pan pozwoli, panie kapitanie"
�i wzi�wszy z szacunkiem parasol, unosi� dr��ek, potrz�sa� fa�dy, w mgnieniu oka dok�adnie je skr�ca� i oddawa� kapitanowi; a min� mia� przy tym tak uroczyst�,
�e pan Salomon Rout, pierwszy mechanik, pal�c nad
�wietlikiem swoje poranne cygaro, odwraca� g�ow�, aby
ukry� u�miech. �A tak! Ten przekl�ty drapak... Dzi�kuj� panu, dzi�kuj�" � b�ka� kapitan serdecznie, nie podnosz�c oczu.
Maj�c tyle tylko wyobra�ni, ile trzeba na prze�ycie
ka�dego poszczeg�lnego dnia, by� spokojny i pewien
siebie; z tego samego powodu nie by�o w nim ani troch�
zarozumia�o�ci. Zwierzchnik obdarzony wyobra�ni� bywa obra�liwy, wynios�y i trudno go zadowoli�; ka�dy
za� statek dowodzony przez kapitana MacWhirra by�
p�ywaj�cym siedliskiem zgody i spokoju. Prawd� m�wi�c kapitanowi r�wnie trudno by�oby ulec jakiemu�wybrykowi fantazji, co zegarmistrzowi z�o�y� chronometr bez �adnych narz�dzi pr�cz dwufuntowego m�ota
i pi�y. A jednak nieciekawe �ycie ludzi ca�kowicie poch�oni�tych sprawami bie��cej chwili posiada r�wnie�
swoje tajemnice. Na przyk�ad w wypadku kapitana
MacWhirra nie mo�na by�o w �aden spos�b zrozumie�,
co sk�oni�o do ucieczki na morze tego ca�kiem udanego
syna drobnego sklepikarza z Belfastu. A przecie� to
w�a�nie zrobi�, kiedy mia� pi�tna�cie lat. Wystarczy�o
si� nad tym zastanowi�, by wyobrazi� sobie jak�� olbrzymi�, pot�n�, a niewidzialn� r�k�, kt�ra wsuwa si�w ziemskie mrowisko, chwyta za ramiona, uderza g�owami o g�owy i pcha nie�wiadomych ludzi w kierunku
niezrozumia�ych cel�w, w strony, o kt�rych im si� nawet nie �ni�o.
Ojciec nigdy mu w gruncie rzeczy nie wybaczy� tego
g�upiego niepos�usze�stwa. �Mogliby�my si� obej�� bez
niego � mawia� p�niej � ale mamy przecie� sklep,
a to nasz jedyny syn!" Po jego znikni�ciu matka bardzo
p�aka�a. Poniewa� nie przysz�o mu na my�l zostawi� jak�� wiadomo�� o sobie, op�akiwano go jako zmar�ego,
dop�ki po o�miu miesi�cach nie przyszed� pierwszy list
z Talcahuano. By� kr�tki i zawiera� stwierdzenie:
�Mieli�my bardzo pi�kn� pogod� podczas rejsu." Widocznie jednak w przekonaniu pisz�cego jedyn� wa�n� wiadomo�� stanowi� fakt. �e tego� dnia kapitan wci�gn�� go na list� sta�ej za�ogi w stopniu zwyk�ego marynarza. ,,Bo umiem pracowa�" � wyja�ni�. Matka znowu
zala�a si� �zami, a ojciec wyrazi� swoje uczucia s�owami:
�Tom jest os�em." By� to za�ywny m�czyzna sk�onny
do �artobliwych kpin, kt�re do ko�ca �ycia uprawia�
w stosunku do syna, traktuj�c go z lekkim politowaniem, jak osob� niespe�na rozumu.
Wizyty MacWhirra w domu by�y z konieczno�ci rzadkie, ale w miar� jak mija�y lata, wysy�a� rodzicom dalsze listy, zawiadamiaj�c ich o swoich awansach i podr�ach po szerokim �wiecie. By�y w tych listach takie
zdania: �okropny jest tu upa�" albo �w dzie� Bo�ego
Narodzenia o czwartej po po�udniu napotkali�my g�ry
lodowe". Starzy rodzice poznali w ten spos�b nazwy
wielu statk�w, nazwiska kapitan�w, kt�rzy nimi dowodzili, nazwiska szkockich i angielskich armator�w, nazwy m�rz, ocean�w, cie�nin, przyl�dk�w, obce nazwy
port�w drzewnych, port�w ry�owych, port�w bawe�nianych, nazwy wysp i � imi� jego dziewczyny. Nazywa�a si� Lucy. Nie wpad� na pomys�, by napisa�, czy mu
si� to imi� podoba. A potem starzy zmarli.
W odpowiednim czasie nast�pi� wielki dzie� �lubu
MacWhirra, wkr�tce po wielkim dniu, kiedy otrzyma�
swoje pierwsze dow�dztwo.
Wszystkie te wydarzenia mia�y miejsce na wiele lat
przed owym rankiem, kiedy w kabinie nawigacyjnej
parowca �Nan-Shan" stwierdzi�, �e barometr, kt�remu
nie mia� powodu nie ufa� � spada. Spadek barometru � bior�c pod uwag� precyzj� instrumentu, por� roku i po�o�enie statku na kuli ziemskiej � nie wr�y�
nic dobrego, ale czerwona twarz kapitana nie zdradza�a
wewn�trznego niepokoju. Wr�by dla niego nie istnia�y i nie pojmowa� ich tre�ci, dopok�d nie stan�� oko w oko z przepowiedzianym faktem. �Barometr spada,
to nie ulega w�tpliwo�ci � pomy�la�. � Widocznie
gdzie� w okolicy t�ucze si� wyj�tkowo paskudna pogoda.
"Nan-Shan" p�yn�� z po�udnia do wolnego portu Fuczou, wioz�c towar w dolnych �adowniach i dwustu chi�skich kulis�w powracaj�cych po kilku latach pracy
w rozmaitych podzwrotnikowych koloniach do swoich
wiosek w prowincji Fokien. Ranek by� pi�kny, oleiste
morze falowa�o g�adko bez roziskrze�, a na niebie wida� by�o dziwn�, bia��, mglist� plam� podobn� do s�onecznej aureoli. Przedni pok�ad zapchany by� Chi�czykami: ciemne ubrania, ��te twarze, warkoczyki, wszystko to poprzetykane nago�ci� ramion, bo wiatru nie
by�o i panowa� duszny upa�. Kulisi wylegiwali si�, gadali, palili lub stali gapi�c si� za burt�; niekt�rzy czerpali wod� z morza i oblewali si� wzajemnie. Paru spa�o
na pokrywach luk�w, a kilka grup, po sze�ciu, przykucni�tych na pi�tach otacza�o �elazne tace z ry�em i male�kimi fili�ankami herbaty; ka�dy za� z tych obywateli Pa�stwa Niebieskiego wi�z� ze sob� wszystko,
co posiada� na �wiecie � drewniany kuferek z brz�cz�cym zamkiem i miedzianymi okuciami na rogach zawiera� zdobycze pracy: par� szat ceremonialnych,
kilka pa�eczek kadzid�a, mo�e nieco opium, jakie� bezwarto�ciowe drobiazgi i niewielki zapas srebrnych dolar�w zarobionych w trudzie na barkach w�glowych,
zdobytych hazardem lub drobnym handlem, wydartych
pazurami ziemi, wypoconych w kopalniach, na liniach
kolejowych, w zab�jczych d�unglach, pod ci�arem �adunk�w � nagromadzone cierpliwie, ukrywane starannie, strze�one zawzi�cie.
Oko�o dziesi�tej krzy�uj�ca si� martwa fala nadp�yn�a od strony Cie�niny Formoskiej, nie wzbudzaj�c
zbytniego niepokoju w�r�d pasa�er�w, bo �Nan-Shan"
by� bardzo szeroki, mia� p�askie dno i boczne st�pki
przeciwprzechy�owe, a w og�le znany by� jako okr�t
wyj�tkowo stateczny. Pan Jukes, w chwilach wylewno�ci na l�dzie, o�wiadcza�, �e �stara krypa jest tak samo solidna jak i �liczna". Kapitanowi MacWhirrowi
nawet do g�owy by nie przysz�o wyra�a� g�o�no podobnie wyszukane pochwa�y,
Statek by� z pewno�ci� dobry, a przy tym wzgl�dnie
nowy. Zbudowano go w Dumbarton przed trzema laty
na zam�wienie firmy handlowej w Syjamie, �Bracia
Sigg i Syn". Kiedy unosi� si� ju� na wodzie ca�kowicie
wyko�czony i got�w do rozpocz�cia swoich �yciowych
zada�, w�a�ciciele stoczni przygl�dali mu si� z dum�.
� Sigg prosi�, �eby�my mu znale�li odpowiedzialnego kapitana, kt�ry by zabra� st�d statek
� odezwa� si�jeden ze wsp�lnik�w; drugi za�, po chwili zastanowienia, odpowiedzia�: � Zdaje mi si�, �e MacWhirr jest
w�a�nie na l�dzie. � Tak? To wy�lij mu zaraz telegram.
To akurat cz�owiek, jakiego nam potrzeba � bez chwili
wahania o�wiadczy� starszy.
Nast�pnego ranka MacWhirr stan�� przed nimi, jak
zwykle spokojny; przyjecha� z Londynu nocnym ekspresem, po�egnawszy si� z �on� nagle i bez wylewno�ci.
Pani MacWhirr pochodzi�a z dobrej rodziny, kt�rej si�
kiedy� lepiej powodzi�o.
� Obejrzyjmy teraz statek, kapitanie � powiedzia�
starszy wsp�lnik i trzej m�czy�ni udali si� na ogl�dziny wszystkich doskona�o�ci �Nan-Shanu" od dziobu do
rufy i od dna �adowni do szczyt�w dw�ch przysadzistych maszt�w.
Kapitan MacWhirr zacz�� od zdj�cia palta, kt�re powiesi� na kotwicznej windzie parowej, wyposa�onej we wszelkie ostatnie udoskonalenia.
� Wuj poleci� pana wczoraj listownie naszym dobrym znajomym, wie pan � Braciom Sigg, i na pewno zatrzymaj� tam pana na stanowisku � powiedzia�
m�odszy wsp�lnik. � B�dzie si� pan m�g� szczyci�, panie kapitanie, dowodz�c najbardziej sprawnym statkiem tych rozmiar�w na wodach chi�skich � doda�.
� Napisali�cie panowie? Dzi�kuj�... �b�kn�� niewyra�nie MacWhirr, na kt�rym odleg�a perspektywa takiej mo�liwo�ci nie zrobi�a wi�kszego wra�enia ni�
pi�kno rozleg�ego krajobrazu na kr�tkowzrocznym tury�cie; a jego oczy spoczywa�y w�a�nie na zamku od drzwi kabiny, do kt�rej zbli�y� si� zdecydowanym krokiem i energicznie potrz�saj�c klamk� powiedzia� swoim cichym, powa�nym g�osem: � W dzisiejszych czasach rzemie�lnikom nie mo�na ufa�. Nowiutki zamek
i zupe�nie nie dzia�a. Zaci�� si�. Prosz�. Prosz� zobaczy�!
Skoro tylko wsp�lnicy zostali sami w swoim biurze
po przeciwnej stronie stoczniowego placu, siostrzeniec
zapyta� z odcieniem pogardy w g�osie: � Chwali�e�
tego cz�owieka przed Siggiem, ale co ty w nim w�a�ciwie widzisz, wuju?
� Przyznaj�, �e nie ma w nim nic z romantycznego
kapitana, je�li o to ci chodzi � odpowiedzia� oschle
starszy. � Czy jest tam gdzie mistrz stolarski z �Nan-
-Shanu"?... Wejd�cie, Bates. Jak to si� sta�o, �e�cie dopu�cili, �eby ludzie Taita wsadzili wadliwy zamek do drzwi kabiny? Kapitan od razu to zauwa�y�, tylko spojrza�. Prosz� zamek natychmiast wymieni�. Drobiazgi,
Bates... pami�tajcie o drobiazgach...
Zamek zosta� wymieniony jak nale�y i par� dni p�niej �Nan-Shan" wyp�yn�� na Wsch�d. MacWhirr nie robi� ju� �adnych uwag na temat wyposa�enia i nie
s�yszano r�wnie�, aby powiedzia� cho� jedno s�owo,
zdradzaj�ce, �e jest dumny z okr�tu, wdzi�czny za nominacj� albo zadowolony z widok�w na przysz�o��.
Nie by� z usposobienia ani gadatliwy, ani milcz�cy,
ale rzadko kiedy widzia� pow�d do odezwania si�. By�y,
oczywi�cie tematy s�u�bowe � wskaz�wki, rozkazy
i tym podobne; ale w jego mniemaniu przesz�o�� by�a
za�atwiona, a przysz�o�� jeszcze nieobecna, za� bardziej
og�lne sprawy bie��ce nie wymaga�y komentarzy, fakty
bowiem mog� m�wi� same za siebie z przyt�aczaj�c� precyzj�.
Stary Sigg lubi� ludzi ma�om�wnych i takich �co do
kt�rych mo�na mie� pewno��, �e nie b�d� pr�bowali
udoskonala� danych im instrukcji". MacWhirr czyni�
zado�� tym wymaganiom, zosta� wi�c zatwierdzony na
stanowisku kapitana i odt�d po�wi�ca� si� ca�kowicie
ostro�nemu nawigowaniu �Nan-Shanem" po wodach
chi�skich. Na pocz�tku statek by� zarejestrowany jako
brytyjski, ale po pewnym czasie Bracia Sigg uznali za
stosowne przenie�� go pod bander� syjamsk�.
Na wiadomo�� o projektowanej zmianie Jukes sta�
si� niespokojny, jakby stanowi�o to dla niego osobist�
obraz�. �azi� mrucz�c co� do siebie pod nosem i wybuchaj�c od czasu do czasu pogardliwym �miechem. ��
Co� podobnego � jaki� idiotyczny s�o� z Arki Noego
na banderze statku � powiedzia� raz w drzwiach maszynowni. � Niech mnie diabli... je�li to znios�. Cisn� to wszystko. A pan? Panu si� niedobrze nie robi?
�Pierwszy mechanik chrz�kn�� tylko z min� cz�owieka,
kt�ry umie oceni� dobr� posad�.
Pierwszego rana, kiedy nowa bandera powiewa�a na
rufie �Nan-Shanu", Jukes z niesmakiem przygl�da� si�
jej z mostku. Walczy� przez chwil� z w�asnymi uczuciami, a potem zauwa�y�: � Dziwnie p�ywa� pod tak� bander�, panie kapitanie.
� Czy co� nie tak, jak trzeba? � zapyta� kapitan
MacWhirr. � Wydaje mi si� zupe�nie w porz�dku.
�I przeszed� na skrzyd�o mostku, by si� lepiej przyjrze�.
� Dla mnie jest dziwaczna � wybuch� Jukes i wyprowadzony z r�wnowagi, zbieg� z mostku.
Kapitan MacWhirr zdumia� si� tym zachowaniem. Po
chwili wszed� spokojnie do kabiny nawigacyjnej i otworzy� sw�j Mi�dzynarodowy Kod Sygna�owy w miejscu, gdzie w jaskrawych kolorach przedstawione s� dok�adnie flagi wszystkich narod�w. Przesuwa� po nich palcem i natrafiwszy na Syjam, wpatrzy� si� z wielk�
uwag� w czerwone pole i bia�ego s�onia. Nie mog�o by�
nic prostszego, ale dla pewno�ci zabra� ksi��k� na mostek, �eby por�wna� kolorowy rysunek z prawdziw� bander� na drzewcu flagowym na rufie. Kiedy Jukes,
kt�ry tego dnia spe�nia� swoje obowi�zki z hamowan�
w�ciek�o�ci�, pojawi� si� na mostku, kapitan zauwa�y�:
� Nic tej banderze nie brakuje.
� Rzeczywi�cie? � wybe�kota� Jukes, kl�kaj�c
z rozmachem przed skrzyni�, sk�d z furi� wyszarpa�
zapasow� link� sondy.
� Tak. Sprawdzi�em w ksi��ce. Dwa razy tak d�uga
jak szeroka i s�o� dok�adnie po�rodku. By�em pewien,
�e tutejsi ludzie potrafi� zrobi� bander� w�asnego kraju.
To przecie� jasne. Nie mia� pan racji...
� Ale, panie kapitanie � zacz�� Jukes, wstaj�c podniecony � mog� tylko powiedzie�
� trz�s�cymi r�koma szuka� w zwoju ko�ca linki.
� Ju� dobrze, dobrze. � Uspokoi� go kapitan MacWhirr siadaj�c ci�ko na swoim ulubionym p��ciennym sk�adanym krze�le. � Musi pan tylko pilnowa�, �eby
nie wci�gali s�onia do g�ry nogami, zanim si� nie przyzwyczaj�.
Jukes przerzuci� now� link� sondow� na przedni pok�ad, wo�aj�c g�o�no: � Macie j�, bosmanie � nie zapomnijcie dobrze jej zmoczy� � i z gwa�town� stanowczo�ci� zwr�ci� si� do dow�dcy; ale kapitan MacWhirr rozpar� si� ju� wygodnie �okciami na por�czy skrzyd�a.
� Bo przypuszczam, �e to mog�o by by� zrozumiane
jako sygna� wzywania pomocy � ci�gn��. � Jak pan
s�dzi? My�l�, �e ten s�o� przedstawia co� w rodzaju
Union Jacka na banderze...
� Czy�by? � wrzasn�� Jukes, tak �e wszystkie g�owy na pok�adach "Nan-Shanu" zwr�ci�y si� ku mostkowi. Potem westchn�� i z nag�� rezygnacj� w g�osie doda� �agodnie: � Z pewno�ci� to by okropnie wygl�da�o.
P�niej tego samego dnia zaczepi� pierwszego mechanika, szepcz�c poufnie: � S�uchaj no. Opowiem ci ostatni wyczyn starego.
Pan Salomon Rout (cz�sto zwany D�ugim Salem, Starym Salem albo Pap� Routem), jako �e na wszystkich statkach bywa� prawie zawsze najwy�szym cz�onkiem
za�ogi, wyrobi� w sobie postaw� niefrasobliwej pob�a�liwo�ci. W�osy mia� rzadkie, piaskowego koloru, blade p�askie policzki, ko�ciste przeguby i w�skie d�onie naukowca � r�wnie� blade, jak gdyby ca�e �ycie sp�dzi�
w cieniu.
U�miechn�� si� ze swoich wy�yn do Jukesa i dalej pali� rozgl�daj�c si� spokojnie woko�o, niby dobry wujaszek,
gotowy wys�ucha� opowiadania podnieconego
uczniaka. Potem, wielce ubawiony, cho� bynajmniej nie
wytr�cony z r�wnowagi, spyta�:
� No i rzuci� pan posad�?
� Nie � wyrzuci� z siebie Jukes znu�onym, zniech�conym g�osem, usi�uj�c przekrzycze� przykry warkot wind �adunkowych �Nan-Shanu". Pracowa�y wszystkie pe�n� par�, porywaj�c unosy towaru i wznosz�c wysoko a� do ko�ca d�ugich �urawi, jakby tylko po to,
�eby je w biegu niedbale porzuca�. �a�cuchy strop�w
zgrzyta�y na blokach, brz�cza�y na zr�bnicach, obija�y
si� �oskotem po burcie; ca�y statek dygota�, a jego d�ugie, szare burty spowite by�y w k��bach pary. � Nie �
krzykn�� Jukes � nie wym�wi�em. Co by to da�o?
R�wnie dobrze m�g�bym rzuci� swoj� dymisj� o t�
grod�. Nie wierz�, aby taki cz�owiek m�g� cokolwiek
zrozumie�. On mnie po prostu wyka�cza.
W�a�nie w tej chwili ukaza� si� na pok�adzie powracaj�cy z l�du kapitan MacWhirr z parasolem w r�ce;
za nim szed� pos�pny, opanowany Chi�czyk w jedwabnych pantoflach na papierowych podeszwach, r�wnie� trzymaj�cy parasol.
Kapitan "Nan-Shanu", kt�ry swoim zwyczajem m�wi� cicho, spogl�daj�c na w�asne buty, oznajmi�, �e tym
razem musz� zawin�� do Fuczou, wi�c pan Rout ma
mie� statek pod par� jutro punktualnie o pierwszej.
Zsun�� kapelusz, by otrze� pot z czo�a, i o�wiadczy�,
�e nie cierpi schodzenia na l�d; g�ruj�cy nad nim pan
Rout nie raczy� powiedzie� s�owa i pali� z powag�, opieraj�c sw�j prawy �okie� na lewej d�oni. Potem tym samym przyt�umionym g�osem kapitan zakomunikowa�
Jukesowi, �e ma nie �adowa� przednich pomieszcze�
mi�dzy pok�adowych. Umie�ci si� tam dwustu kulis�w.
Firma �Bun Hin" odsy�a ich do domu. Sampan dowiezie zaraz dwadzie�cia pi�� work�w ry�u do magazynu.
Wszyscy ci ludzie wracaj� po siedmiu latach pracy
i ka�dy wiezie kuferek z kamforowego drzewa, powiedzia� kapitan MacWhirr. Trzeba kaza� cie�li poprzybija� trzycalowe listwy w rz�dach wzd�u� mi�dzypok�adu, �eby skrzynie nie przesuwa�y si� podczas podr�y.
Lepiej niech si� Jukes zajmie tym od razu. � S�yszy
pan, Jukes? � Ten Chi�czyk pop�ynie z nimi do Fuczou � b�dzie czym� w rodzaju t�umacza. Jest urz�dnikiem Bun Hina i chce obejrze� pomieszczenie. Niech
go tam Jukes zaprowadzi. � S�yszy pan?
Jukes pilnowa� si�, by we w�a�ciwym momencie wtr�ca� przepisowe �Tak jest, panie kapitanie", cho� m�wi�
to bez entuzjazmu. Rzuci� ostro: �Chod� no, John, zrobi�, zobaczy�", i Chi�czyk ruszy� za nim krok w krok.
� On chcie� patrze� zobaczy�, to m�c patrze� zobaczy� � powiedzia� Jukes, kt�ry nie maj�c zdolno�ci do
obcych j�zyk�w przekr�ca� okropnie nawet �argon angielsko-chi�ski. Wskaza� na otwarty luk.
� On z�apa� prima kawa�ek miejsce do spa�, ech?
By� gburowaty, jak przysta�o jego wy�szo�ci rasowej,
ale nie by� nieprzyjazny. Chi�czyk smutno i bez s�owa
spogl�da� w mrok luku, jakby sta� nad otwartym, ziej�cym grobem.
� Nie z�apa� deszcz tam w d�, rozumie�? � doda� Jukes. � Jak ca�a taka pi�kna pogoda, jeden kawa�ek kulis wyj�� na g�ra � ci�gn�� z o�ywieniem.
�Zrobi� tak: Phuu! � Nabra� do p�uc powietrza i wyd�� policzki. � Rozumiesz, John? Oddycha�... �wie�e
powietrze. Dobre. Co? Pra� sw�j kawa�ek portki, papu
na g�ra... widzisz, John?
Rusza� ustami i �ywo gestykulowa� r�koma, na�laduj�c jedzenie ry�u i pranie odzie�y; Chi�czyk za�,
pokrywaj�c swoj� nieufno�� wobec tej pantomimy spokojnym zachowaniem z odcieniem �agodnej, wytwornej melancholii, rzuca� spojrzenia migda�owych oczu to na
Jukesa, to na luk. � Baldzo dobie � mrukn�� cicho
strapionym g�osem i spiesznie prze�lizn�� si� po pok�adzie, wymijaj�c przeszkody na drodze. Znik�, daj�c nura pod uno� dziesi�ciu work�w jutowych z jakim� cen-
nym towarem, wydzielaj�cym odra�aj�cy zapach.
W tym czasie kapitan MacWhirr przeszed� na mostek,
do kabiny nawigacyjnej, gdzie czeka� na� rozpocz�ty
przed dwoma dniami list. D�ugie listy kapitana zaczyna�y si� zawsze od s��w: "Moja ukochana �ono", a steward w przerwach mi�dzy szorowaniem pod��g i odkurzaniem skrzynek z chronometrami �apa� ka�d� okazj�,
by je czyta�. Interesowa�y go o wiele bardziej ni� kobiet�, dla kt�rej oczu by�y przeznaczone, poniewa� zawiera�y drobiazgowe opisy ka�dej poszczeg�lnej podr�y �Nan-Shanu."
Kapitan, wierny faktom, bo one jedynie znajdywa�y
odbicie w jego �wiadomo�ci, spisywa� je pracowicie na
wielu stronicach. Domek, do kt�rego adresowane by�y
te kartki, sta� na p�nocnym przedmie�ciu, mia� skrawek ogr�dka przed wykuszem okiennym, szeroki, dobrze si� prezentuj�cy ganek i w drzwiach wej�ciowych
kolorowe szybki uj�te w ramki na�laduj�ce o��w. P�aci� za to rocznie czterdzie�ci pi�� funt�w i nie uwa�a�,
�e czynsz jest wyg�rowany, bo pani MacWhirr (pretensjonalna osoba o chudej szyi i pogardliwym sposobie
bycia) uchodzi�a za wytworn� dam� i s�siedzi uwa�ali
j� za �co� lepszego". Jedyn� tajemnic� jej �ycia stanowi� potworny l�k na my�l o powrocie m�a na sta�e do
domu. Pod tym samym dachem mieszka�a r�wnie� c�rka Lydia i syn Tom. Oboje znali ojca bardzo s�abo.
By� on dla nich rzadkim, ale uprzywilejowanym go�ciem, kt�ry wieczorami pali� fajk� w jadalni i sypia�
w ich domu. Mizerna dziewczynka wstydzi�a si� go
w gruncie rzeczy, ch�opak za� by� szczerze i ca�kowicie
oboj�tny z niek�aman� rozkoszn� prostot� w�a�ciw�
ch�opi�co-m�skiej naturze.
Kapitan MacWhirr pisywa� z Chin do domu dwana�cie razy na rok, wyra�aj�c osobliwie sformu�owane �yczenia, by �poleci� go pami�ci dzieci", i podpisywa� si�
�Tw�j kochaj�cy m��" z takim spokojem, jak gdyby
s�owa te, u�ywane od tak dawna przez tylu m�czyzn,
by�y ju� tylko zu�yt� formu�� o wyblak�ym znaczeniu.
Chi�skie morza na p�nocy i po�udniu s� ciasne. S�
to morza pe�ne zwyczajnych fakt�w, kt�re m�wi� same
za siebie � wysp, mielizn, raf, bystrych i zmiennych
pr�d�w � skomplikowanych zjawisk, kt�re jednak
przemawiaj� do marynarza j�zykiem jasnym i precyzyjnym. Ich wymowa tak dalece odpowiada�a poczuciu rzeczywisto�ci kapitana MacWhirra, �e wyni�s� si� ze
swojej kabiny na dole i na dobr� spraw� ca�e dni sp�dza� na mostku, cz�sto jedz�c tam posi�ki i sypiaj�c
w kabinie nawigacyjnej. Tam te� komponowa� swoje
listy do domu. Ka�dy bez wyj�tku zawiera� zdanie:
�mamy w tej podr�y doskona�� pogod�", lub podobne
stwierdzenie w tym sensie. I owo stwierdzenie, powtarzaj�ce si� z zadziwiaj�c� sta�o�ci�, r�wnie �ci�le odpowiada�o prawdzie jak wszystkie inne informacje zawarte w listach.
Pan Rout r�wnie� pisywa� listy; ale nikt na statku
nie wiedzia�, jaki potrafi by� rozgadany z pi�rem w r�ku, bo pierwszy mechanik mia� dosy� wyobra�ni, �eby
zamyka� swoje biurko na klucz. Jego �ona rozkoszowa�a si� stylem tych list�w. Byli ma��e�stwem bezdzietnym. Pani Rout, weso�a czterdziestoletnia kobieta, postawna i z wydatnym biustem, zajmowa�a wraz z bezz�bn� i s�dziw� matk� pana Routa ma�y domek ko�o
Teddington. Podczas �niadania �ywo przebiega�a oczami list i rozbawionym g�osem wykrzykiwa�a g�uchej staruszce ciekawe fragmenty, poprzedzaj�c ka�dy g�o�nym ostrze�eniem: �Salomon powiada!" Mia�a te� dar
zaskakiwania obcych ludzi cytatami z Salomona, wprawiaj�c ich w zdumienie nieznan� tre�ci� i niespodziewanie �artobliwym tonem tych wypowiedzi. Kiedy nowy wikary przyszed� z pierwsz� wizyt�, skorzysta�a
z okazji, by rzuci� uwag� �Salomon powiada: mechanicy p�ywaj�cy na statkach poznaj� dziwy marynarskiej natury", a� urwa�a i wlepi�a oczy w go�cia zauwa�ywszy zmian� na jego twarzy.
� Salomon... Ach!... Prosz� pani � j�ka� si� m�ody
cz�owiek, czerwieniej�c. � Musz� wyzna�... �e nie...
� To m�j m�� � wykrzykn�a, z rozmachem opieraj�c si� w krze�le. U�wiadomiwszy sobie komizm sytuacji, p�ka�a ze �miechu, pocieraj�c oczy chusteczk�, podczas gdy wikary siedzia� z wymuszonym u�miechem na twarzy, poniewa� nie znaj�c weso�ych kobiet pewien
by�, �e ma do czynienia z osob� ci�ko chor� umys�owo. Potem jednak zostali doskona�ymi przyjaci�mi, bo
kiedy przesta� j� podejrzewa� o celowy brak uszanowania, stwierdzi�, �e jest osob� wielkiej zacno�ci; z biegiem czasu nauczy� si� te� bez mrugni�cia okiem wys�uchiwa� innych urywk�w Salomonowej wiedzy.
� Co do mnie � cytowa�a kiedy� pani Rout s�owa
m�a � wol� jako kapitana najg�upszego os�a ni� �obuza. Na g�upca zawsze jest spos�b, ale �obuz jest sprytny
i wykr�tny. � To wznios�e uog�lnienie odnosi�o si� do
osoby kapitana MacWhirra, kt�rego prawo�� charakteru by�a zwali�cie oczywista jak bry�a gliny. Pan Jukes
za�, kt�ry nie mia� zdolno�ci do uog�lnie�, a nie by� ani
�onaty, ani zar�czony, mia� zwyczaj w inny spos�b
zwierza� si� staremu koledze i dawnemu wsp�towarzyszowi w �egludze, obecnie drugiemu oficerowi na transatlantyku.
Przede wszystkim rozwodzi� si� na temat korzy�ci
rejs�w handlowych na Wschodzie, daj�c do zrozumienia, �e g�ruj� one nad �eglug� atlantyck�. Wychwala� niebo, morze, statki i �atwo�� �ycia na Dalekim Wschodzie. Twierdzi�, �e �Nan-Shan" nie ust�puje �adnemu
innemu statkowi.
�Nie mamy galon�w na mundurach, ale jeste�my tu
sobie bra�mi � pisa�. � Jadamy wszyscy razem i karmi� nas jak tuczniki... Smoluchy s� przyzwoici jak rzadko, a stary Sal, pierwszy mechanik, to nudna tyka. Jeste�my w przyja�ni. Co do Starego, to trudno o spokojniejszego kapitana. Czasem si� zdaje, �e nie ma do��
rozumu, by zauwa�y� niedoci�gni�cia. A jednak tak
nie jest. Nie ma mowy. Jest kapitanem ju� od dobrych
paru lat. Nie pope�ni� �adnego wyra�nego g�upstwa i daje sobie rad� ze statkiem nikogo nie zadr�czaj�c. Wydaje mi si�, �e jest za t�py, �eby mu sprawi�o przyjemno�� zrobienie awantury. Nigdy go nie nabieram. Wstydzi�bym si�. Zdaje si�, �e poza zwyk�ym tokiem zaj��
nie rozumie nawet po�owy z tego, co si� do niego m�wi.
Czasem na�miewamy si� z niego, ale na d�u�sz� met�
nudno przebywa� z takim cz�owiekiem. Stary Sal twierdzi, �e on nie jest bardzo rozmowny. Rozmowny! Bo�e, zmi�uj si�! On w og�le si� nie odzywa. Kt�rego� dnia
gada�em z jednym z mechanik�w stoj�c pod skrzyd�em
mostku, i widocznie musia� nas us�ysze�. Id� na g�r�
obj�� wacht�, a on wychodzi z kabiny nawigacyjnej,
rozgl�da si� dooko�a uwa�nie, zerka na �wiat�a burtowe, rzuca okiem na kompas, zezuje na gwiazdy. To jego
zwyk�y obrz�dek. Po chwili m�wi: "Czy to pan roz-
mawia� teraz na lewym korytarzu"? Tak, panie kapitanie. Z trzecim mechanikiem? "Tak, panie kapitanie". Przechodzi na praw� burt�, zasiada na swoim
sk�adanym sto�eczku pod os�on� przeciwwiatrow�
i przez chyba p� godziny nie daje znaku �ycia, tyle �e
us�ysza�em, jak raz kichn��. Potem s�ysz�, jak wstaje
przechodzi do mnie na lew� burt�. "Nie pojmuj�, sk�d wy bierzecie tematy do rozmowy � m�wi. � Przez bite dwie godziny. Nie mam o to pretensji. Ludzie na
l�dzie robi� to ca�ymi dniami, a wieczorem siadaj� i popijaj�c gadaj� dalej. Chyba w k�ko to samo. Nie pojmuj�.
S�ysza�e� kiedy co� podobnego? A taki by� przy tym
cierpliwy. Zrobi�o mi si� go ca�kiem �al. Ale czasem
bywa te� niezno�ny. Oczywi�cie cz�owiek nie zrobi�by
mu nic na z�o�� � nawet gdyby si� to mia�o uda�.
Ale i tak nie warto. On jest tak niebywale naiwny, �e nawet gdyby� mu zagra� na nosie, toby si� tylko g��boko zastanowi�, co ci si� sta�o. Powiedzia� mi raz
ca�kiem po prostu, �e trudno mu zrozumie�, dlaczego
ludzie zawsze tak dziwnie si� zachowuj�. Jest zbyt t�py, �eby si� nim w og�le przejmowa�, i to jest fakt".
Tak oto pisa� Jukes do swego kolegi w �egludze
atlantyckiej, otwieraj�c przed nim swoje serce i puszczaj�c wodze fantazji.
Dawa� wyraz swoim g��bokim przekonaniom. Nie
warto by�o stara� si� zaimponowa� takiemu cz�owiekowi. Gdyby �wiat pe�en by� takich ludzi, �ycie sta�oby si� dla Jukesa zapewne nudne i pozbawione uroku,
Nie by� w swych pogl�dach odosobniony. Nawet morze
zdawa�o si� dzieli� jego �agodn� wyrozumia�o�� i nigdy
nie usi�owa�o zaskoczy� tego milcz�cego cz�owieka, kt�ry rzadko podnosi� wzrok i zasklepiony w swojej niewinno�ci przemierza� oceany maj�c tylko jeden wyra�ny cel: zarobi� na jedzenie, odzienie i dach nad g�ow�
dla trzech os�b na l�dzie. Oczywi�cie zna� i sztormow�
pogod�. Bywa� przemokni�ty, n�kany niewygodami
i zwyk�ym zm�czeniem, kt�re odczuwa si� w danej
chwili i szybko potem zapomina. Dlatego te� jego
wzmianki o pi�knej pogodzie by�y, og�lnie bior�c, uzasadnione. Nie mia� jednak najmniejszego poj�cia o niezmierzonej sile i dzikiej furii �ywio�u, furii, kt�ra wyczerpuje si�, ale nigdy nie zna zaspokojenia � gniewnej furii rozw�cieczonego morza. Wiedzia� tylko, �e
istnieje, podobnie jak my wiemy o istnieniu przest�pstw i pod�o�ci; s�ysza� o tym, podobnie jak mi�uj�cy spok�j mieszkaniec miasta s�yszy o bitwach, g�odzie i powodziach, nie wiedz�c, czym te kl�ski s� naprawd� � cho� m�g� by� nawet kiedy� wmieszany
w uliczn� awantur�, raz nie zje�� kolacji albo przemokn�� do szpiku ko�ci w ulewnym deszczu. Kapitan MacWhirr p�ywa� po powierzchni ocean�w, jak niekt�rzy ludzie prze�lizguj� si� po latach �ycia, by �agodnie
zapa�� w spokojny gr�b, nie�wiadomi �ycia do ostatka,
nie widz�c, ile w nim zdrady, brutalno�ci i przera�enia.
I na morzu, i na l�dzie zdarzaj� si� ludzie tak uprzywilejowani � lub tak lekcewa�eni przez los albo morze.
II Widz�c, �e barometr stale spada, kapitan MacWhirr
my�la� sobie: �Jaka� paskudna pogoda t�ucze si� po okolicy". Tak sobie w�a�nie pomy�la�. Do�wiadczy� ju� kiedy� dosy� paskudnej pogody � wyraz paskudna w odniesieniu do pogody oznacza umiarkowane tylko k�opoty dla marynarza. Gdyby dowiedzia� si� z jakiego� autorytatywnego �r�d�a, �e koniec �wiata nast�pi na skutek katastrofalnych zak��ce� atmosferycznych, przyj��by t� wiadomo�� jedynie w sensie zapowiedzi paskudnej pogody, poniewa� nie zna� dotychczas �adnych
kataklizm�w, a przekonanie nie musi i�� w parze ze
zrozumieniem. M�dro�� jego ojczyzny znajdowa�a wyraz w ustawie parlamentarnej, zgodnie z kt�r�, zanim uznano go za odpowiedzialnego dow�dc� statku, musia�
by� odpowiedzie� na pewne proste pytania dotycz�ce
sztorm�w wirowych � jak huragany, cyklony, tajfuny; najwidoczniej odpowiedzia� na nie, skoro by� teraz kapitanem �Nan-Shanu" na morzu chi�skim, w sezonie tajfun�w. Ale je�li nawet kiedy� na te pytania
odpowiedzia�, to teraz nic ju� nie pami�ta�. Zdawa� sobie jednak spraw�, �e bardzo mu dokucza wilgotny upa�. Wyszed� na mostek, ale i to nie przynios�o ulgi.
Powietrze wydawa�o si� g�ste. Chwyta� je z wysi�kiem
jak ryba i zacz�� podejrzewa�, �e mu dolega co� powa�nego.
�Nan-Shan" ora� zanikaj�c� bruzd� na powierzchni
morza, kt�re iskrzy�o si� jak kawa�ek faluj�cego, szarego jedwabiu. Blade, bezpromienne s�o�ce rzuca�o niezdecydowany blask, kt�ry sp�ywa� potokami o�owianego
�aru, a Chi�czycy na pok�adach le�eli bez ruchu. Ich
��te twarze by�y bezkrwiste i wyn�dznia�e jak twarze
ludzi chorych na w�trob�. Dwaj szczeg�lnie, le��cy na
wznak pod mostkiem, zwr�cili uwag� kapitana MacWhirra. Gdy tylko zamkn�li oczy, wygl�dali na nie�ywych. Bli�ej dziobu trzej inni k��cili si� dziko; jeden
wielki drab, na p� nagi, o herkulesowych barach, zwisa� bezw�adnie na windzie; inny siedzia� na pok�adzie z kolanami podci�gni�tymi pod brod� i g�ow� po dziewcz�cemu przechylon� w bok, splata� sw�j warkocz z wyrazem bezgranicznej oci�a�o�ci, widocznej w ca�ej postawie, a nawet w samych ruchach palc�w. Dym z trudem wydobywa� si� z komina i zamiast odp�ywa� smug�, rozrasta� si� w jak�� piekieln�, cuchn�c� siark�
chmur�, z kt�rej pada� na pok�ady deszcz sadzy.
� C� pan tu, do diab�a, robi, Jukes? � spyta� kapitan MacWhirr.
Ten niezwyk�y zwrot, cho� wymamrotany raczej,
ni� wypowiedziany, sprawi�, �e Jukes drgn�� ca�ym cia�em, jakby go kto� d�gn�� pod pi�te �ebro. Jukes siedzia� na niskiej �aweczce, kt�r� kaza� sobie przynie��
na mostek. Zw�j liny wi� si� u jego st�p, a na kolanach
le�a� rozpostarty kawa�ek p��tna, w kt�ry wbija� energicznie ig�� �aglow�. Podni�s� oczy na kapitana, a zdumienie nada�o im wyraz szczerej niewinno�ci.
� Wszywam lin� w te nowe worki, kt�re zrobili�my
w ostatniej podr�y do wci�gania w�gla � t�umaczy�
si� �agodnie. � B�d� nam potrzebne przy nast�pnym
�adowaniu w�gla, panie kapitanie.
� Co si� sta�o ze starymi?
� Ju� si� w ko�cu zniszczy�y, panie kapitanie.
Kapitan MacWhirr wpatrywa� si� przez chwil� niezdecydowanie w swego pierwszego oficera, po czym wyraziwszy ponure i cyniczne przekonanie, �e �gdyby-
to mo�na by�o doj�� prawdy", okaza�oby si�, �e wi�cej
ni� po�owa tych work�w przepad�a za burt�, wycofa�
si� na drugie skrzyd�o mostku. Jukes, wyprowadzony
z r�wnowagi t� niezas�u�on� napa�ci�, z�ama� ig�� przy
nast�pnym �ciegu i rzuciwszy robot� wsta�, st�umionym
g�osem gwa�townie przeklinaj�c upa�.
�ruba g�ucho wali�a wod�, trzej Chi�czycy na dziobie przerwali nagle sprzeczk�, a ten, kt�ry splata� warkocz, obj�� r�koma kolana i beznadziejnym wzrokiem
gapi� si� przed siebie. Trupi blask s�o�ca k�ad� s�abe
i md�e cienie. Martwa fala stawa�a si� coraz wy�sza
i szybsza, powoduj�c ci�kie przechy�y boczne statku
na g�adkich, g��bokich przepa�ciach wodnych.
� Ciekawym, sk�d si� bierze ta przekl�ta martwa
fala � g�o�no powiedzia� Jukes, �api�c r�wnowag�.
� Z p�nocnego wschodu � odburkn�� MacWhirr
z drugiej strony skrzyd�a mostku, zawsze dos�ownie
rozumiej�cy pytania. � T�ucze si� gdzie� po okolicy
paskudna pogoda. Niech pan p�jdzie spojrze� na barometr.
Kiedy Jukes wyszed� z kabiny nawigacyjnej, na jego
twarzy malowa�y si� zamy�lenie i niepok�j. Uchwyci�
por�cz na skrzydle mostku i utkwi� wzrok w przestrzeni.
Temperatura w maszynowni podnios�a si� do stu
siedemnastu stopni. Ze �wietlika i przez krat� kot�owni
dochodzi� szorstki gwar poirytowanych g�os�w, przeplatany gwa�townym szcz�kiem i zgrzytem metalu, jak gdyby k��c�cy si� tam ludzie mieli ko�czyny z �elaza,
a gard�a z br�zu. Drugi mechanik wymy�la� palaczom za
spadek ci�nienia pary. Mia� i�cie kowalskie bary i budzi� powszechny l�k, ale tego popo�udnia palacze odpowiadali zuchwale, z desperack� furi� zatrzaskuj�c
drzwiczki paleniska. Potem ha�as usta� nagle i drugi
mechanik wynurzy� si� z kot�owni, pokryty smugami
brudu i zlany potem, niby kominiarz wychodz�cy ze
studni. Ledwie wysun�� g�ow� nad krat�, zacz�� ruga�
Jukesa, �e wentylatory kot�owni nie s� porz�dnie wykr�cone ,na wiatr. W odpowiedzi Jukes czyni� r�koma uspokajaj�ce, b�agalne gesty, kt�re mia�y znaczy�: �nie
ma wiatru � nic nie poradz� � sam pan widzi". Ale
tamtemu nie mo�na by�o przem�wi� do rozs�dku. Z�by
b�yska�y mu w�ciek�o�ci� na tle brudnej twarzy. Nie ma
nic przeciwko temu, by porozwala� tym ba�wanom na
dole ich takie owakie �by, niech go diabli, ale czy ci
przekl�ci marynarze my�l�, �e dla utrzymania ci�nienia
pary w kot�ach wystarczy tylko ruga� tych takich owakich palaczy? Nie, do cholery. Musi by� te� przeci�g � �eby go tu na miejscu pokr�ci�o, musi! A jeszcze w dodatku chief miota si� od po�udnia jak wariat ko�o manometru kot�owego. Po jak� choler� Jukes tu siedzi,
je�li nawet nie potrafi kaza� �adnej pok�adowej �amadze nastawi� wentylatory na wiatr?
Stosunki mi�dzy �maszynowni�" a �pok�adem" by�y
na �Nan-Shanie", jak wiadomo, braterskie; Jukes wychyli� si� wi�c nad por�cz� i opanowanym g�osem b�aga� mechanika, by przesta� z siebie robi� durnia; po
drugiej stronie mostku stoi kapitan. Ale drugi mechanik o�wiadczy� buntowniczo, �e kpi sobie z tego, kto
jest po drugiej stronie mostku. W mgnieniu oka pob�a�liwe strofowanie Jukesa zmieni�o si� w irytacj� i nie
dobieraj�c s��w poradzi� tamtemu, by sam wlaz� na g�r� i wykr�ci� przekl�te rury, to z�apie tyle wiatru, na
ile tylko takiego jak on os�a sta�. Drugi mechanik skoczy� do boju. Rzuci� si� na lewoburtowy wentylator,
jakby chcia� ca�y wyrwa� i wyrzuci� za burt�. Z wielkim wysi�kiem uda�o mu si� jedynie przekr�ci� o par�
cali g�owic� nawiewnika i ju� zdawa� si� by� ca�kowicie
wyczerpany. Sta� oparty plecami o tyln� �cian� ster�wki nim Jukes podszed� do niego.
� O Bo�e! � wyrzuci� z siebie mechanik s�abym g�osem. Podni�s� oczy w niebo, a potem opu�ci� szklany wzrok na lini� widnokr�gu, kt�ra przechylona o 40
stopni zdawa�a si� przez chwil� zwisa� ukosem, nim
powoli wr�ci�a na swoje miejsce. � O Bo�e. Uff! Co
to si� w og�le dzieje?
Jukes, stoj�cy jak cyrkiel na swoich rozstawionych,
d�ugich nogach, przybra� ton wy�szo�ci.
� Dostanie nam si� tym razem � powiedzia�.
�Barometr spada na �eb na szyj�, Harry. A ty si� tak
g�upio awanturujesz...
S�owo �barometr" rozbudzi�o na nowo furi� drugiego
mechanika. Zebra� si� w sobie i st�umionym g�osem
brutalnie kaza� Jukesowi wepchn�� sobie ten niewymienialny instrument do w�asnego cholernego gard�a.
Kogo ten parszywy barometr obchodzi? Tu idzie o par� � par�, bo ci�nienie spada, psi jego los mi�dzy mdl�j�cymi palaczami a chiefem, kt�ry dosta� kr��ka; nic go
nie obchodzi, je�li ca�y ten kram p�jdzie w jasne pioruny. Przez chwil� zdawa�o si�, �e zacznie p�aka�, ale
kiedy odzyska� oddech, wymamrota� pos�pnie: �ju� ja im pomdlej�", i zbieg� z mostku. Przystan�� na kratownicy, by pogrozi� pi�ci� dziwnemu s�o�cu i z wojowniczym okrzykiem zapad� si� w ciemn� czelu��.
Odwr�ciwszy si�, Jukes spostrzeg� zaokr�glone plecy
i du�e czerwone uszy kapitana MacWhirra, kt�ry podszed� by� z drugiego skrzyd�a. Nie patrz�c na swego pierwszego oficera, przem�wi� bez wst�pu: � Ten drugi mechanik to bardzo gwa�towny cz�owiek.
� Mimo to doskona�y mechanik � odburkn�� Jukes. � Nie daj� rady utrzyma� ci�nienia � doda� pospiesznie i chwyci� por�cz na widok zbli�aj�cego si�
przechy�u.
Kapitan MacWhirr by� nieprzygotowany, wi�c rzuci�o nim par� krok�w, a� z nag�ym szarpni�ciem zatrzyma� si� ko�o stojaka tentu.
� Ordynus � upiera� si�. � Je�li tak dalej p�jdzie,
przy pierwszej okazji b�d� go musia� zwolni�.
� To z upa�u � powiedzia� Jukes. � Straszna pogoda. �wi�ty by kl��. Nawet tu, na g�rze, czuj�, jakbym
mia� g�ow� owini�t� we�nianym kocem.
Kapitan MacWhirr podni�s� wzrok. � Czy chce pan
przez to powiedzie�, �e mia� pan ju� kiedy� g�ow� owini�t� kocem? Po co?
� To tak si� m�wi � odpar� Jukes t�po.
� Te� macie pomys�y! �wi�ci maj� przeklina�? Po
co pan wygaduje takie bzdury. C� to by�by za �wi�ty,
gdyby kl��? Pewnie taki sam �wi�ty jak pan. I co ma
do tego koc � albo pogoda... Ja nie kln� mimo upa�u.
To po prostu paskudny charakter. Ot, co. Takie gadanie
nie ma sensu.
W ten oto spos�b kapitan MacWhirr wyst�pi� przeciwko obrazowemu wyra�aniu si�, na koniec za� zelektryzowa� Jukesa pogardliwym prychni�ciem, po kt�rym
nast�pi� pe�en w�ciek�o�ci wybuch � Do cholery! Wywal� go ze statku, je�li nie b�dzie si� pilnowa�.
Niepoprawny Jukes pomy�la�: �O nieba! Nowy duch
wst�pi� w starego. Jest naprawd� z�y. Oczywi�cie to
wszystko z upa�u, bo z czeg� innego? Nawet anio� sta�by si� k��tliwy � a c� dopiero �wi�ty".
Wszyscy Chi�czycy na pok�adzie wydawali si� ledwo
�ywi.
Zachodz�ce s�o�ce mia�o zmniejszon� �rednic� i jarzy�o si� bezpromiennym, wygasaj�cym br�zem, jakby
od rana up�yn�y ju� miliony wiek�w, a teraz zbli�a�
si� jego koniec. Na p�nocy pojawi� si� zwa� g�stych
chmur; mia� z�owieszczy, ciemnooliwkowy odcie� i spoczywa� nieruchomo na morzu, niby masywna przeszkoda zagradzaj�ca drog� statkowi. Ten za� brn�� ku niej
niezmordowanie, jak wycie�czone zwierz� p�dzone na
�mier�. Miedziana po�wiata zanik�a stopniowo, ust�puj�c ciemno�ciom, a wraz z nimi pojawi� si� nad sam� ziemi� r�j ogromnych gwiazd, kt�re migota�y niepewnie jak p�omyki w podmuchach wiatru. O �smej Jukes
poszed� do kabiny nawigacyjnej, by Wci�gn�� dane do
dziennika okr�towego.
Starannie przepisa� z brudnopisu liczb� mil, kurs
statku, a w kolumnie �wiatr" nagryzmoli� poprzez ca�e
osiem godzin od po�udnia s�owo �cisza". Irytowa�o go
nieustanne i monotonne ko�ysanie. Ci�ki ka�amarz tak
si� �lizga�, �e mo�na go by�o pos�dzi� o przekorn� ucieczk� przed pi�rem. Napisawszy w obszernej rubryce
pod nag��wkiem �uwagi": �Bardzo dokuczliwy upa�",
wzi�� obsadk� w z�by jak fajk� i pieczo�owicie otar�
twarz z potu.
�Statek silnie rozko�ysany na wysokich, krzy�uj�cych si� martwych falach", ci�gn�� dalej, dodaj�c
w my�li: �silnie, .to za ma�o powiedziane". Potem napisa�: �Gro�ny zach�d s�o�ca i niski zwa� chmur na p�n
i wsch. Nad nami niebo czyste".
Rozparty przy stole z pi�rem w r�ku, wyjrza� przez
drzwi. W polu widzenia, uj�tym w ramy framugi mi�dzy �cianami z ��kowego drzewa, zobaczy� gwiazdy uciekaj�ce w g�r� po czarnym niebie. Wszystkie naraz
poderwa�y si� do lotu i znik�y, pozostawiaj�c za sob�
jedynie bia�o nac�tkowan� czer�, bo morze, r�wnie
czarne jak niebo, ca�e upstrzone by�o pian�. Gwiazdy,
kt�re odfrun�y przy pierwszym przechyle, wr�ci�y
przy nast�pnym, spadaj�c w d� rozmigotanym rojem
ju� nie ognistych punkcik�w, ale ma�ych kr��k�w, po�yskuj�cych czystym mokrym blaskiem.
Jukes przygl�da� si� przez chwil� lataj�cym wielkim
gwiazdom, a potem zapisa�: �8 wiecz�r. Martwa fala
wzrasta. Statek pracuje ci�ko, fale zmywaj� pok�ady.
Kulisi na noc zamkni�ci pod pok�adem. Barometr ci�gle
spada." Przerwa� i pomy�la�: �Mo�e to wszystko sko�czy si� na niczym." Potem, bez wahania, zako�czy� zapis zdaniem: �Wszystkie oznaki zbli�aj�cego si� tajfunu".
Wychodz�c musia� zej�� z drogi kapitanowi, kt�ry
przeszed� przez pr�g bez s�owa i bez gestu.
� Mo�e pan zamknie drzwi! � zawo�a� z g��bi kabiny.
Jukes zawr�ci�, by spe�ni� polecenie, i mrukn�� ironicznie: � Pewnie boi si� zazi�bi�. � By� teraz po wachcie, ale czuj�c potrzeb� zagadania do kogo�, zwr�ci� si� weso�o do drugiego oficera: � Mimo wszystko
nie wygl�da tak �le, prawda?
Drugi chodzi� tam i z powrotem po mostku, to zbiegaj�c w d� ma�ymi kroczkami, to wspinaj�c si� z wysi�kiem w g�r� po ruchomym zboczu pok�adu. Na
d�wi�k g�osu Jukesa stan�� nieruchomo twarz� w kierunku dziobu, ale nie odpowiedzia�.
� O! To b�dzie ci�ki przechy� � powiedzia� Jukes,
ko�ysz�c si� na spotkanie g��bokiej fali, a� r�k� dotkn�� desek pok�adu. Tym razem z gard�a drugiego wydoby� si� nieprzyjazny pomruk.
By� to podstarza�y, wyniszczony facet z popsutymi
z�bami i bez zarostu. Zamustrowano go napr�dce
w Szanghaju podczas tego rejsu, kiedy drugi oficer
sprowadzony z kraju wypad� przez burt� (kapitan MacWhirr nie m�g� poj��, jak to si� sta�o)