6279

Szczegóły
Tytuł 6279
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

6279 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 6279 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 6279 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

6279 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Lucius Shepard S�oneczny Paj�k "... W afryka�skiej pustyni Namib, jednym z najbardziej wrogich �rodowisk na Ziemi, �yje stworzenie zwane paj�kiem s�onecznym. Jego w�ochate cia�o jest bladoz�ote, dok�adnie wi�c takiego koloru jak piasek, kt�ry paj�k przekopuje w poszukiwaniu ofiar, prawie nie naruszaj�c ziarenek w swej w�dr�wce. Wy�ania si� z ukrycia tylko po to, by pochwyci� �up; nawet obserwuj�c z odleg�o�ci paru centymetr�w, mo�na nie dostrzec jego obecno�ci. Natura dzia�a efektywnie i lubi powtarza� sprawdzone recepty na przetrwanie w tak przera�aj�cych miejscach. Je�li tedy - jak zak�adam - na S�o�cu istnieje forma �ycia makromolekularnego, nie by�bym zdumiony dowiedziawszy si�, i� przybra�o zbli�on� posta�." Z Dziennik�w alchemicznych Reynoldsa Dulambre M�j m�� Reynolds i ja przybyli�my na Stacj� Helios po czterech latach sp�dzonych na pustyni Namib, gdzie on sp�odzi� Dzienniki, a w nich kontrowersyjne R�wnania S�oneczne, ja za� dosz�am do perfekcji w czynieniu u�ytku z nudy. Przy w�le cumowniczym zostali�my powitani przez administratora Sekcji Fizycznej, dr Davisa Brenta, kt�ry nast�pnie powi�d� nas na przyj�cie wydane na cze�� Reynoldsa w jednej z kopu� rekreacyjnych pokrywaj�cych jak b�ble pow�ok� stacji. Nawet nie wiedz�c, �e Brem jest jednym z g��wnych oszczerc�w Reynoldsa, zorientowa�abym si�, �e s� przeciwnikami; jak kobra i mangusta stanowili swoje zupe�ne przeciwie�stwo w powierzchowno�ci i w zachowaniu. Brent, p�katy, �ysiej�cy od czo�a m�czyzna �redniego wzrostu, ubrany w bury mundurowy kombinezon, by� tylko dwa lata starszy od trzydziestosiedmioletniego Reynoldsa, ale ten wygl�da� na m�odszego ode� o lat dziesi��. Wysoki i smuk�y, o spadaj�cych na ko�nierz peleryny kasztanowatych w�osach, mia� twarz pe�n� tej wynios�ej szlachetno�ci, jak� kojarzy si� z bohaterami szekspirowskimi. Obaj starali si�, jak mogli, ale z trudem zachowywali uprzejmo��, wi�c odczu�am prawdziw� ulg�, gdy dotar�szy wreszcie do kopu�y zostali�my porwani przez t�um pe�nych uwielbienia technik�w i naukowc�w. Stacja Helios orbitowa�a nad po�udniowym biegunem S�o�ca; przez luki mog�am dostrzec w�ze�, do kt�rego cumowa�o akurat kilka z owych kanciastych statk�w przeznaczonych do bada� koronosfery. Pozostawiwszy Reynoldsa jego admiratorom zaj�am stanowisko przy jednym z wizjer�w i skierowa�am wzrok ku Ziemi, wol�c sobie wyobra�a�, �e obchodz� �wi�to narodowe w Abid�anie, ni� znosi� to zbiegowisko m�drk�w indukcyjnych i dr�czycieli cz�steczek, kt�rzy przewa�nie wlepiali ga�y w Reynoldsa, chyba z nadziej�, �e dor�wna swej legendzie i zademonstruje omdlenie narkotyczne albo wywo�a b�jk�. Przypatrywa�am si�, jak rozmawia z Brentem. Gestykulacja Brenta by�a przymilna, s�u�alcza, jak wygibasy psa staraj�cego si� zapracowa� na pochwa��; chc�c co� podkre�li� klaska� �apkami i przechyla� na bok g�ow�, jakby prosz�c pana, �eby go nie bi�. Reynolds sta� nieruchomo z ramionami za�o�onymi na piersi. W pewnym momencie Brent powiedzia�: - Nie mam poj�cia, jaki cel masz nadziej� osi�gn��, bombarduj�c protonami dziury koronalne. - Reynolds odpar� swym najbardziej lekcewa��cym tonem, �e zaledwie grzebie d�ugim kijem w zaro�lach. Nie zdo�a�am u�owi� nast�pnej wymiany zda�, ale potem us�ysza�am, jak Brent m�wi: - To mo�liwe, ale s�dz�, �e nie rozumiesz, jak otwarta jest nasza spo�eczno��. Bariery, kt�re wznios�e� wok� swoich bada�, nie s� zgodne z duchem, z... - Ca�e moje cholerne �ycie - przerwa� mu Reynolds scenicznym barytonem - dokucza�y mi ma�e ludziki. Ludziki, kt�re najpierw wyd�uba�y sobie przytulne akademickie norki przez opatrywanie moich prac przypisami, a nast�pnie pyskowanie prze ciwko nim. Takie szczurkowate skurwysynki jak ty. I dlatego trzymam wszystko w sekrecie... �eby nie da� myszom zagnie�dzi� si� w moich papierach. Ruszy� do bufetu z napojami pozostawiaj�c Brenta, kt�ry u�miecha� si� do wszystkich pr�buj�c ukaza�, �e nie wzi�� zniewagi do siebie. Do Reynoldsa przyklei�a si� smuk�a brunetka i wci�gn�a go w rozmow�. Akcentowa� swe kwestie przesadn� gestykulacj� i pochyla� si� nad partnerk�, jakby mia� zamiar owin�� j� swoj� peleryn�; wkr�tce potem obydwoje dyskretnie si� zmyli. W por�wnaniu z typowym zachowaniem Reynoldsa w miejscach publicznych by� to popis umiarkowany; i tego jednak starczy�o, �eby wszyscy zapomnieli o mojej obecno�ci. Popija�am drinka; przys�uchiwa�am si� rozmowom, wcale nie czuj�c si� oszukana. Przywyk�am do zdrad Reynoldsa i w istocie nawet czerpa�am z nich si�y. Czu�am rado��, �e znalaz� swoj� brunetk�. Cho� ma��e�stwo nasze nie by�o pozbawione zmys�owo�ci, wi�kszo�� zbli�e� mia�a charakter rytualny, a po czterech latach odosobnienia w pustyni potrzebowa�am tej emocjonalnej strawy, jak� daje kochanek. Helios, mia�am przekonanie, dostarczy jej w ilo�ci dostatecznej. Wkr�tce po znikni�ciu Reynoldsa zbli�y� si� Brent i ku memu ogromnemu zdziwieniu pr�bowa� mnie poderwa�. By�a to jedna z najmniej udolnych pr�b uwiedzenia, jakie mnie dot�d spotka�y. Bez przerwy kombinowa�, jak by tu mnie dotkn��, niby przypadkiem, i kilkakrotnie wyra�a� uznanie dla wielko�ci mych oczu. Zdo�a�am skierowa� nurt rozmowy na bezpieczne szlaki i zacz�� rozprawia� o polityce, w kt�rej to dziedzinie mia� si� za eksperta. - Moja podstawowa filozofia polityczna - o�wiadczy� - pochodzi z opowiadania jednego z dwudziestowiecznych mistrz�w prozy spekulatywnej. W opowiadaniu tym bohater wysy�a sw�j umys� w przysz�o�� i trafia w ten spos�b do rzeczywisto�ci utopijnej, ziele�ca otoczonego bia�ymi gmachami, gdzie przechadzaj� si� przystojni m�czy�ni i pi�kne kobiety... Nie pami�tam, jak d�ugo s�ucha�am wywodu, kt�ry wnet zdradzi� sw� prawdziw� natur� wolnomy�licielskiej fantazji, zanim wybuch�am �miechem. Brem wydawa� si� zbity z tropu moj� reakcj�, ale wnet ukry� zmieszanie i r�wnie� si� roze�mia�. - Ach, Carolyn! - powiedzia�. - Da�a� si� nabra�, prawda? My�la�a�, �e m�wi� serio ! Czu�am wobec niego lito��. By� tylko smutnym cz�owieczkiem o przesadnych wyobra�eniach na w�asny temat; m�wiono mi r�wnie�, i� grozi mu utrata stanowiska. Strawi�am p� godziny pozwalaj�c mu zakosztowa� poczucia wa�no�ci; potem sp�awiwszy go ruszy�am na poszukiwanie odpowiedniejszego partnera. M�j pierwszy kochanek na Stacji Helios, m�ody fizyk cz�steczkowy o imieniu Thom, okaza� si� w swych uczuciach przesadnie zaborczy. Zdawa�o si�, �e porywa go d�wi�k mojego imienia; cz�sto podnosi� g�ow� i m�wi� "Carolyn, Carolyn", jakby m�g� tym aktem ogarn�� moj� istot�. Wydawa� mi si� absurdalny, ale �akn�am uwagi i cho� nie mog�am w �aden spos�b okaza� wzajemno�ci, delektowa�am si� faktem, i� jestem obiektem jego fiksacji. Spotykali�my si� codziennie w jednej z kopu� rekreacyjnych, ta�czyli�my w rytm p�yw�w i pili�my paradyzjaki - ogromnie przypad� mi do gustu Amouriste - a potem zmykali�my w ustronne miejsce, kochali�my si� i obserwowali�my powroty statk�w s�onecznych z ich ognistych wypraw. Thom marzy�, i� kt�rego� dnia zostanie skierowany na taki statek; opiewa� wspania�o�ci towarzysz�ce opadaniu przez kolejne warstwy p�on�cych gaz�w. W ko�cu jego op�tanie przygod� naukow� doprowadzi�o mnie do zerwania tego romansu. Lata obcowania z prac� Reynoldsa uodporni�y mnie na wszelkie dobre opinie o nauce, a poza tym nie �yczy�am sobie, by mi przypominano o blisko�ci S�o�ca; niekiedy wyobra�a�am sobie, �e s�ysz�, jak �wiszcze i ryczy; �e czuj�, jak jego p�omienie li�� �ciany z metalu, gotowe jednym li�ni�ciem przemieni� nas w skwarki. Omawiaj�c w szczeg�ach moje zdrady nie zamierzam tym samym okre�la� swego ma��e�stwa jako pozbawionego mi�o�ci. Kocha�am Reynoldsa, cho� moje uczucia nieco zblad�y. I on mnie kocha� na sw�j spos�b. Tu� przed �lubem o�wiadczy�, �e zamierza uczyni� z naszego zwi�zku "ma��e�stwo dusz". Ale nie by�o to nami�tne wyznanie - raczej deklaracja zamierze� naukowych. Wierzy� w dusze i uwa�a� je za absolutny wyraz �ycia, jako��, co przenika ka�d� drobin� materii tworz�c fundament pomniejszym manifestacjom osobowo�ci i cielesno�ci. Jego poszukiwanie form �ycia makromolekularnego na S�o�cu by�o zasadniczo pr�b� wyizolowania animy i porozumienia si� z ni�, "ma��e�stwo dusz" za� - logicznym celem fizyki dwudziestego pierwszego wieku. Przychodzi mi teraz na my�l, �e te poszukiwania mog�y by� dla niego jedynym �rodkiem wyra�ania najg��bszych uczu�; g��wny nasz problem polega� na tym, i� ja s�dzi�am, �e doczekam si� z jego strony takiej mi�o�ci, kt�ra mnie usatysfakcjonuje, on za� uwa�a�, i� zdo�a mnie usatysfakcjonowa� stosuj�c metody naukowe. Aby precyzyjnie okre�li� nasz zwi�zek, powinnam wspomnie�, �e kiedy� napisa� do mnie, i� "beznami�tne, lekko orientalne pi�kno" mojej twarzy przypomina mu "te pogodne oblicza kre�lone jako symbol S�o�ca na staro�ytnych mapach �eglarskich". I zn�w nie by� to j�zyk nami�tno�ci: widzia� w owym podobie�stwie talizman, szcz�liwe zakl�cie. By� cz�owiekiem my�l�cym magicznie; postrzega� samego siebie w wi�kszym pokrewie�stwie z alchemikami ni� ze wsp�czesnymi naukowcami i, jak alchemicy, dawa� wiar� mocy podobie�stw. Ilekro� kocha� si� ze mn�, kocha� si� ze S�o�cem. I z wielk� szkod� dla naszego ma��e�stwa ka�da pi�kna kobieta stawa�a si� dla� S�o�cem, a w konsekwencji potencjalnym rekwizytem jego rytua��w. Je�li wzi�� pod uwag� przero�ni�te ego Reynoldsa, wierno�� by�a czym� niezgodnym z jego charakterem, gdyby za� nie stosowa� seksu jako rytua�u s�u��cego koncentracji, wymy�li�by - jestem pewna - jakie� inne uzasadnienie dla niewierno�ci. I ja te�, jak s�dz�, musia�abym wykombinowa� na w�asny u�ytek jakie� usprawiedliwienie. Podczas owych pierwszych miesi�cy nie by�am wybredna w doborze kochank�w, nawi�zuj�c romanse tak z technikami, jak i z wieloma kolegami Reynoldsa. Reynolds te� nie przebiera� - i tak oto nasze �ywoty pod��a�y odmiennymi �cie�kami... Rzadko sp�dza�am noce w naszym apartamencie i nie zwraca�am najmniejszej uwagi na prac� Reynoldsa. Ale pewnego popo�udnia, gdy le�a�am z najnowszym kochankiem w prywatnym gabinecie kopu�y rekreacyjnej, rozsun�y si� drzwi i wkroczy� Reynold's. M�j kochanek - technik, kt�rego imi� umkn�o mi z pami�ci - poderwa� si� i nieustannie przepraszaj�c j�� si� mocowa� z ubraniem. Wrzeszcza�am na Reynoldsa i z�orzeczy�am mu. Jakie ma prawo poni�a� mnie w ten spos�b? Nigdy nie zaskoczy�am go z jego kurwami, prawda? Spogl�da� na mnie nieporuszony pozwalaj�c mi wyparska� gniew i patrzy� tak jeszcze w�wczas, gdy technik wymkn�� si� pospiesznie. W ko�cu ju� tylko patrzy�am gro�nie, zadyszana i wci�� w�ciek�a, ale r�wnie� z pewn� doz� poczucia winy... nie zwi�zanego z moim romansem, ale faktem, i� w rezultacie ostatniego stosunku z Reynoldsem zasz�am w ci���. Od wielu lat pr�bowali�my mie� dziecko i jakkolwiek zdawa�am sobie spraw� z wagi tego wydarzenia dla Reynoldsa, odk�ada�am moment oznajmienia mu o tym. Nie mia�am ju� zaufania do jego zdolno�ci wywi�zania si� z roli ojca. - Przepraszam za to - machn�� d�oni� w stron� ��ka. Musia�em ci� pilnie zobaczy� i nie pomy�la�em. Przeproszenie by�o i niego czym� nietypowym i zaskoczenie wywo�ane tym faktem zneutralizowa�o we mnie resztki z�o�ci. - O co chodzi? - zapyta�am. Na jego twarzy rysowa�y si� sprzeczne uczucia. - Mam go - odpar�. Wiedzia�em, co ma na my�li: zawsze personifikowa� obiekt swych poszukiwa�, tym razem jednak ju� dawno zacz�� nazywa� go "Paj�kiem". Uradowa�am si� jego sukcesem, ale z jakiego� powodu odczu�am pewien l�k i �adne s�owa nie przysz�y mi do g�owy. - Chcesz go zobaczy�? - usiad� obok mnie. - Jest zarejestrowany w jednym z holotank�w. Przytakn�am. By�am pewna, �e zamierza mnie obj��. Widzia�am na jego twarzy pragnienie prze�amania tych barier, kt�re wznie�li�my mi�dzy sob�, i wyobra�a�am sobie, �e teraz, skoro dopi�� celu, b�dziemy z sob� tak blisko, jak si� nam kiedy� marzy�o; �e wierno�� i mi�o�� doczekaj� si� wreszcie swego dnia. Ale chwila min�a i rysy jego twarzy zn�w stwardnia�y. Wsta� i pocz�� przemierza� pok�j. Potem zakr�ci� na miejscu, waln�� ku�akiem w d�o� i z ca�� nami�tno�ci�, jakiej nie potrafi� wykrzesa� w stosunku do mnie, powt�rzy�: - Mam go ! "Sam o tym nie wiedz�c, obserwowa�em go ju� od tygodnia: przemieszczaj�cy si� w dziurze koronalnej wielki obszar niskiej temperatury. Rozpozna�em go tylko przez przypadek; w roztargnieniu potr�ci�em regulator barw holotanku wyostrzaj�c obraz strefy niskiej temperatury, co ujawni�o wieloramienny owoid o zmieniaj�cych si� nieustannie kolorach podstawowych. Jego macki rozmywa�y si� i gin�y; zaobserwowa�em, �e niekt�re z nich osi�ga�y dziesi�� tysi�cy kilometr�w d�ugo�ci i nie mam doprawdy poj�cia, jaka jest granica ich rozmiar�w. Sk�ada si� zasadniczo z wewn�trznego kompleksu ultrazimnych neutron�w, zamkni�tego w silnym polu magnetycznym. Ostatnio uzmys�owi�em sobie, �e niekt�re z dziur koronalnych mog� by� jedynie manifestacj� jego ruch�w. Poza garstk� tych fakt�w i przypuszcze� Paj�k pozostaje tajemnic� i zacz��em podejrzewa�, �e jakkolwiek wiele element�w jego natury zostanie odkrytych, tajemnic� na zawsze pozostanie." Z Zapisk�w zebranych Reynoldsa Dulambre Na ekranie zmaterializowa�a si� twarz Brenta, u�o�ona w jeden z tych jego pokornych u�mieszk�w. - Ach, Reynolds - powiedzia�. - Rad jestem, �e ci� z�apa�em. - Jestem zaj�ty - warkn��em si�gaj�c do wy��cznika. - Reynolds ! Jego rozpaczliwy ton zwr�ci� moj� uwag�. - Musz� z tob� pom�wi� - powiedzia�. - Sprawa nader wa�na. - W�tpi� - parskn��em pogardliwie. - Ale tak jest... i to dla nas obu. Do jego g�osu wkrad� si� jaki� o�lizg�y ton, a ja straci�em cierpliwo��. - Zamierzam ci� wy��czy�, Brent. Chcesz si� po�egna�, czy mam ci przerwa� w p� s�owa? - Ostrzegam, Reynolds ! - Ostrzegasz mnie? Trz�s� si� ca�y, Brent. Planujesz jak�� napa��? Obla� si� rumie�cem. - Rzyga� mi si� chce na twoj� arogancj� ! - wrzasn��. Kim, do diab�a, jeste�, �eby tak si� do mnie odzywa�? Ja przynajmniej pracuj�... a ty od tygodni nic nie zrobi�e�! Chcia�em zapyta�, sk�d to mo�e wiedzie�, ale potem uzmys�owi�em sobie, �e przez komputery stacji m�g� odczytywa� moje zu�ycie energii. - My�lisz... - zacz��, ale wy��czy�em go i powr�ci�em do zarejestrowanego w holotanku obrazu Paj�ka, kt�rego ramiona falowa�y w niespiesznym ta�cu. Do tej pory nie wierzy�em, �e jest czym� wi�cej ni�li snem, niejasn� wizj� magiczn�, praojcem czarnoksi�nik�w pojmanym w pu�apk� p�omienia, z�ocistego �wiat�a, w samym sercu pot�gi. Ufa�em, pragn��em uwierzy�. Ale nie by�em w stanie zaakceptowa� jego realno�ci, dop�ki nie przyby�em na Heliosa, gdzie sny nabra�y mocy. Jeszcze teraz si� zastanawiam, czy wiara nie jest przed�u�eniem szale�stwa. Nigdy nie w�tpi�em w skuteczno�� szale�stwa: w chaosie jest mym niezmiennikiem i punktem odniesienia. Pierwszy sen pojawi� si�, kiedy mia�em... ile lat? Jedena�cie, dwana�cie? Nie wi�cej. Ojciec mnie �ciga�, a ja ukry�em si� w jaskini z�otego �wiat�a, mg�y z pulsuj�cego, przemieszczaj�cego si� �wiat�a, kt�re mia�o g�os, ale g�osu tego - zbyt nieogarnionego - prawie nie mog�em us�ysze�. By�em ledwie s�owem przeze� wypowiadanym, a wok� mnie ustawi�y si� inne s�owa, kt�re pragn��em zrozumie�, bo w przeciwnym razie mia�em by� wygnany z tego �wiat�a. R�wnania S�oneczne - kt�re, zda si�, sp�yn�y raczej na mnie, ni� wynik�y z rozumowania - stanowi� wcielenie owych przemieszcze�, tych tajemnych praw, kt�re wyczu�em w z�otym �wietle; wskazuj� z�o�one procesy, zdolno�� ��czenia si� i rozpadu, kt�r� przeczuwa�em w ka�dym �nie. Ilekro� na nie patrzy�em, odczuwa�em dr�enie cia�a i duszy, jakby zapowiada�y nadej�cie g��bokiej przemiany i... Zn�w rozleg� si� brz�czyk, niew�tpliwie kolejne wezwanie Brenta, wi�c go zignorowa�em. Zaj��em si� odczytami z licznik�w cz�steczek, rejestrowanymi przez komputery stacji. Kiedy odkry�em, �e emisje proton�w z dziury koronalnej Paj�ka s� nieprzypadkowe - a� kusi mnie, by powiedzie�: kodowane - wpad�em w uniesienie, szczeg�lnie i� badanie owych rozb�ysk�w zainspirowa�o mnie do rozbudowania R�wna� S�onecznych. Wci�� jednak by�y fragmentaryczne i mia�em przekonanie, �e aby je uzupe�ni�, powinienem znale�� si� bli�ej Paj�ka... mo�e wzi�� udzia� w jednym z lot�w do koronosfery. Nast�pnie pojawi� si� strach. Uzmys�owi�em sobie, i� mo�liwa jest taka pot�ga Paj�ka, �e owe emisje s� �ywymi artefaktami, komponentami strukturalnymi, kt�re zachowuj� cienk� lini� ��czno�ci z reszt� jego cia�a. Skoro tak, pod jego obserwacj� mog� si� znajdowa� komputery, ca�a stacja... albo nawet pod jego w�adz�. Pr�by udowodnienia tej tezy okaza�y si� daremne, ale owa daremno�� by�a sama w sobie odpowiedzi� twierdz�c�: komputery nie s� zdolne do wykr�t�w, a oczywiste, �e mia�em do czynienia z jak�� postaci� wykr�tu. Brz�czyk umilk�, ja za� pocz��em stawia� sobie pytania. Do tej pory dzia�a�em przy za�o�eniu, �e Paj�k wezwa� mnie jakim� sposobem, ale teraz wy�ania�a si� r�wnie� inna mo�liwo��. Czy�bym to ja pobudzi� go do �ycia? Bombardowa�em protonami dziury koronalne, czy� nie? Wi�c mo�e podkszta�ci�em jakiego� bezrozumnego stwora... albo powo�a�em go do �ycia. Czy moje sny by�y wyj�tkowo z�o�onym i skutecznym kompleksem iluzji, czy te� okaza�em si� mo�e szale�cem, kt�ry przypadkowo mia� racj�? Moim kolegom owe rozwa�ania mog�y si� wydawa� nieistotne; kiedy jednak odnios�em je do pragnienia, by jeszcze bardziej przybli�y� si� do Paj�ka, nabra�y nagle niezwyk�ej dla mnie wa�no�ci. Jak mog�em zaufa� takiej potrzebie? Spogl�da�em na Paj�ka, na jego ramiona faluj�ce w rozci�gni�tym na dziesi�� tysi�cy kilometr�w ta�cu, na powolne zmiany ich po�o�enia wzgl�dem siebie, przypominaj�ce pl�s boginii Kali z mit�w jeszcze mniej jasnych. Na m�j strach nie by�o ju� �adnych lekarstw. Przerwa�em prac�, na�adowa�em si� �rodkami przeciwmajakowymi - a przecie� nic nie mog�em uczyni�, aby os�abi� m� podstawow� obaw�; �e Paj�k u�yje swego panowania nad komputerami (je�li istotnie panuje nad nimi) w celu manipulowania moj� osob�. Wy��czy�em holotank i wyszed�em na korytarz z my�l�, �e warto wypi� par� drink�w. Nie uszed�em i dziesi�ciu krok�w, gdy zaczepi� mnie Brent; przepchn��em si� obok niego, ale ruszy� za mn�. Roztacza� aur� fa�szywej serdeczno�ci, jeszcze mniej naturalnej ni� zwyk�a s�u�alczo��. - Wyniki - powiedzia�. - To u nas kluczowa sprawa, Reynolds. Popatrzy�em na� spode �ba. - Nie sta� na rozrzutno�� - ci�gn�� - wi�c je�li masz jaki� problem, mo�e potrzebne ci �wie�e spojrzenie. Ch�tnie zerkn�... Pchn��em go biodrem, a� si� zatoczy�, ale nie zepsu�o mu to nastroju. - Nawet najlepsi z nas trafiaj� na mury nie do przebicia powiedzia�. - A w twoim przypadku, c� - ile to czasu min�o od twojej ostatniej powa�nej pracy? Osiem lat? Dziesi��? Na fali m�odzie�czych sukces�w mo�na tylko p�yn�� przez... M�j niepok�j eksplodowa� w�ciek�o�ci�. W�adowa�em mu pi�� w brzuch, a� siad� na pod�odze dysz�c jak wyci�gni�ta z wody ryba. Mia�em ju� go kopn��, gdy z�apa�y mnie od ty�u r�ce ubranego na czarno stra�nika. Gdy si� wyrwa�em przeklinaj�c Brenta, w��czy�o si� dw�ch nast�pnych. Jeden z nich pom�g� Brentowi wsta� i spyta�, co maj� ze mn� zrobi�. - Pu��cie go - powiedzia� masuj�c ka�dun. - Ten facet jest niepoczytalny. Rzuci�em si� na niego, ale odepchni�to mnie. - Ty sukinsynu ! - wrzasn��em. - Ty wazeliniarski gnojku, zat�uk� ci�, przysi�gam... Stra�nik zafundowa� mi nast�pne pchni�cie. - Prosz�, Reynolds - powiedzia� Brent pojednawczo.- Nie martw si�... dopilnuj�, �eby� zosta� w�a�ciwie potraktowany. Nie mia�em poj�cia, o co mu chodzi, ale by�em zbyt w�ciek�y, �eby si� zastanawia�. Gdy si� oddala� pod opiek� stra�nik�w, pos�a�em za nim jeszcze kilka zniewag. Straciwszy nastr�j na miejsca publiczne wr�ci�em do apartamentu, gdzie siedzia�em skrobi�c bezsensowne notatki i gapi�em si� na wype�niaj�cy ca�� �cian� wizerunek Paj�ka. By�em tak rozstrojony, �e nie zauwa�y�em wej�cia Carolyn, dop�ki nie znalaz�a si� tu� obok mnie. Kolory Paj�ka przep�ywa�y po niej migotliwie, rozpalaj�c na poz�r jej sylwetk�. - Co robisz? - zapyta�a siadaj�c na pod�odze. - Nic. - Odrzuci�em notatnik. - Co� si� sta�o? - Wcale nie... jestem po prostu zm�czony. Przypatrywa�a si� beznami�tnie. - To Paj�k, prawda? Powiedzia�em, �e tak, praca nastr�cza mi trudno�ci, ale nie s� one powa�ne. Nie jestem pewien, czy tak jej po��da�em, jak mi si� zdawa�o, czy te� u�y�em seksu, �eby nie dopu�ci� do kolejnych pyta�. Jakkolwiek by�o naprawd�, opad�em na pod�og� obok niej, poca�owa�em, dotkn��em jej piersi i wkr�tce byli�my w tym sekretnym miejscu, gdzie - jak my�la�em - nie si�gn� nawet oczy Paj�ka. Powiedzia�em, �e j� kocham, w ten pozbawiony tchu gor�czkowy spos�b, jaki jest w mniejszym stopniu wyznaniem intymnym, w wi�kszym za� - posapywaniem, dostosowywaniem oddechu do ruch�w. By� to jedyny spos�b, jakim kiedykolwiek potrafi�em jej przekaza� lepsz� cz�stk� moich uczu�. Dlatego chyba, �e czu�em wstyd, i� nie kochamy si� cz�ciej Gdy by�o po wszystkim, zorientowa�em si�, �e chce powiedzie� co� wa�nego: mia�a to wypisane na twarzy. Ale nie chcia�em s�ucha�, da� si� z�apa� w pu�apk� na jakim� nowym poziomie intymno�ci. Odwr�ci�em si� od Carolyn, uk�adaj�c w my�lach s�owa, kt�re zasygnalizuj� moj� potrzeb� samotno�ci, i rzuci�em spojrzenie na �cian�, gdzie Paj�k wci�� ta�czy�... ta�czy� w taki spos�b, jakiego nigdy dot�d nie widzia�em. Jego barwy przechodzi�y przez spektrum czerwieni i fiolet�w, a ramiona wi�y si� w rytmie ka��cym my�le� o rytmie seksu: wolnym pocz�tku i w�ciek�ej gonitwie ku spe�nieniu... jakby podgl�da�, a teraz przedrze�nia� nasze czynno�ci. Carolyn wym�wi�a moje imi�, ale by�em zahipnotyzowany widokiem i nie potrafi�em odpowiedzie�. Ostro wci�gn�a powietrze, a par� sekund p�niej us�ysza�em, jak przemierza pok�j i wychodzi. Paj�k poniecha� ta�ca zastygaj�c w jednym ze swych normalnych wzor�w. Podnios�em si� ospale, podszed�em do pulpitu i wy��czy�em przycisk projekcji. Ale obraz nie znikn��. Zamiast tego barwy Paj�ka poja�nia�y, przechodz�c od ognistej czerwieni do z�ota, a p�niej bieli tak rozjarzonej, �e musia�em przys�oni� oczy. Niemal czu�em na sk�rze jego �ar, niemal s�ysza�em sycz�cy poca�unek rozpalonego g�osu. By�em pewien, �e jest w pokoju; wiedzia�em, �e sp�on�, zostan� wch�oni�ty przez ten piek�cy �ar, i zawo�a�em Carolyn, nie chc�c, by zosta�y przemilczane te wszystkie rzeczy, kt�re przed ni� skrywa�em. Potem m�j strach si�gn�� takich proporcji, �e omdla�em i zapad�em w sen; nie koszmar, jakiego mo�na by�o oczekiwa�, ale sen o bezkresnym mie�cie, w kt�rym do�wiadczy�em mnogo�ci przyg�d i odnalaz�em spok�j. "Aby zrozumie� Dulambre'a, trzeba przyjrze� si� bli�ej jego stosunkom z ojcem. Alex Dulambre by� muzykiem i poet�, uwa�anym za jednego z tw�rc�w p�ywu: popularnej formy tanecznej z wykorzystaniem improwizacji poetyckiej. By� barokowy, przystojny, amoralny i przymioty te, po��czone z talentem uwodzicielskim, powiod�y go na dwudziestopi�cioletni rajd przez buduary wp�ywowych kobiet, od zespolonych wie�yc Abid�anu do Ogrod�w Nowosybirska i w ko�cu na mozambick� pla��, gdzie w wieku czterdziestu czterech lat poni�s� okropn� �mier� jako ofiara neurotoksyny przypuszczalnie zsyntetyzowanej dla� przez znan� chemiczk� Virgini� Holland. To Virginia jest, jak si� uwa�a, matk� Reynoldsa, ale nie przeprowadzono nigdy �adnych test�w, kt�re potwierdzi�yby t� pog�osk�. Wiemy z pewno�ci� tylko to, �e pewnego ranka Alex otrzyma� skrzyni� ze sztucznym �onem, a w nim embrion syna. Za��czony formularz zawiera� dow�d ojcostwa i notatk�, i� matka nie �yczy sobie pami�tki, kt�ra przypomina�aby jej o pope�nionym b��dzie. Alex nie odczuwa� �adnej odpowiedzialno�ci za dziecko, ale spodoba�o mu si�, �e mo�e do��czy� do swego orszaku cz�onka rodziny. I tym sposobem czterna�cie pierwszych lat swego �ycia Reynolds sp�dzi� w nieustannej podr�y, �pi�c na pod�ogach, po�ywiaj�c si� resztkami z wczorajszego przyj�cia i maj�c og�lnie poczucie, �e je�li nawet nie jest odepchni�ty, to na pewno ignorowany. W akcie samoobrony przed odepchni�ciem i charyzm� ojca Reynolds nauczy� si� kopiowa� barokowo�� Alexa i rozwin�� podobny kunszt oratorski. W wieku lat jedenastu wyst�powa� regularnie z kapel� ojca, tworz�c popularn� sekwencj� p�yw�w, kt�ra opiewa�a czyny wszechmocnego czarnoksi�nika i niedole tych, co wyst�pili przeciwko niemu. Alex by� dumny z tych wyst�p�w: widzia� si� bardziej w roli starszego brata ni� ojca i upiera� si�, by w�a�nie na spos�b braterski edukowa� Reynoldsa w wiedzy o �wiecie. W tym celu nakaza� jednej ze swych kochanek uwie� ch�opca w dniu jego dwunastych urodzin; od tej chwili Reynolds na�ladowa� r�wnie� wszystko�ern� lubie�no�� ojca. W istocie wygl�dali na braci, a widz�c, jak Alex otacza ramieniem barki syna, postronny obserwator m�g�by nawet wyci�gn�� wniosek, �e s� sobie jeszcze bli�si. Ale nie ��czy�a ich silna wi�, tylko historia poni�e�. Nie znaczy to wcale, i� �mier� ojca - kt�rej by� �wiadkiem pozostawi�a Reynoldsa oboj�tnym. Widok agonii Alexa przyprawi� go o silny uraz i l�k przed �mierci� o niemal patologicznym charakterze. Gdy rozwa�ymy �w l�k w po��czeniu z trudno�ci�, jak� sprawia�o mu artyku�owanie s��w mi�o�ci - dziedzictwo oboj�tno�ci ojca - pojmiemy o wiele g��biej tak jego problemy ma��e�skie, jak i obsesj� nie�miertelno�ci w ka�dej formie - nawet takiej, jak� symbolizuje dziecko..." Z Ostatniego alchemika Russella E. Baretta Sze�� miesi�cy po implantacji c�rki Reynoldsa w sztucznym �onie natkn�am si� na Davisa Brenta w jednej z kopu� rekreacyjnych, gdzie zacz�am sp�dza� popo�udnia na s�uchaniu muzyki i spisywaniu pami�tnika moich dni z Reynoldsem, powstrzymuj�c si� wszak�e od niewierno�ci. Dziecko i obawa o stan psychiki Reynoldsa nastroi�y mnie konserwatywnie: nale�a�o podj�� wa�ne decyzje, dzia�y si� rzeczy niepokoj�ce i nie chcia�am, by mnie cokolwiek rozprasza�o. Ta konkretnie kopu�a nale�a�a do mniejszych i mia�a �ciany z hologram�w Maxfielda Parrisha przedstawiaj�cych alabastrowe kolumny i �ukowe, zwie�czone wolutami przej�cia, za kt�rymi rozpo�ciera� si� surowy g�rski pejza� sk�pany w pastelowym blasku zachodz�cego s�o�ca; go�cie zasiadali przy marmurowych sto�ach, a zgrzebno�� burych kombinezon�w gryz�a si� z przepychem wystroju. Siedz�c tam i pisz�c, czu�am si� jak sm�tna i pokrzywdzona damulka z jakiej� zapomnianej epoki, kt�r� �a�osnym szlakiem pami�tnikarstwa pchn�� zaw�d mi�osny. Nie zapytawszy o pozwolenie Brent opad� na �awk� po drugiej stronie stolika i wbi� we mnie wzrok. U�miech wygina� k�ciki jego warg. Czeka�am, a� si� odezwie, ale w ko�cu zapyta�am, czego sobie �yczy. - Tylko z�o�y� gratulacje - odpar�. - Z jakiej okazji? - Z okazji twojej c�rki. Implantacji dokonano w tajemnicy i by�am w�ciek�a, �e odkry� m�j sekret. Nim zdo�a�am wydusi� s�owo, obdarzy� mnie ob�udnym u�mieszkiem i powiedzia�: - Jestem administratorem i niewiele si� tu dzieje bez mojej wiedzy. Z kieszeni kombinezonu wyci�gn�� sk�rzane etui w rodzaju tych, jakich u�ywa si� do noszenia hologram�w. - Ja te� mam c�reczk�, urocze dziecko. Wys�a�em j� na Ziemi� kilka miesi�cy temu. - Otworzy� etui, popatrzy� na zawarto�� i ci�gn�� g�osem przesyconym osobliwym napi�ciem. - Kaza�em komputerowi sporz�dzi� jej portret takiej, jaka b�dzie za kilka lat. Masz ochot� zerkn��? Wzi�am futera� i zdr�twia�am. Przedstawiona w holo dziewczynka mia�a siedem albo osiem lat i by�a uderzaj�co podobna do mnie w tym wieku. - Nie powinienem by� jej odsy�a� - powiedzia� Brent. Wygl�da na to, �e �ono trafi�o nie na ten statek, co potrzeba, i pewnie nie da si� go odnale��. Nawet dokumenty pozamieniano. A technik, kt�ry dokona� implantacji, wr�ci� tym samym statkiem i przepad� z pola widzenia. Zerwa�am si� na nogi, ale z�apa� mnie za rami� i si�� posadzi�. - Sprawd�, je�li sobie �yczysz - o�wiadczy�. - Ale to prawda. Najlepiej przys�u�ysz si� sprawie jej odnalezienia s�uchaj�c tego, co powiem. - Gdzie ona jest? - Chorobliwy dreszcz przepe�z� przeze mnie i wydawa�o si�, �e serce nie bije mi, lecz dr�y. - Kto wie? W Sao Paulo, Pary�u. Mo�e w jednym z Rezerwat�w Miejskich. - Prosz� - wyrzuci�am z trudem. - Sprowad� j� z powrotem. - Jestem pewien, �e zdo�amy j� odnale��, je�li po��czymy si�y. - Czego chcesz, czego m�g�by� ode mnie chcie�? Zn�w si� u�miechn��. - Na pocz�tek kopii tajnych notatek twojego m�a. Chc� wiedzie�, nad czym pracuje. Nie mia�am opor�w przeciwko wyjawieniu mu tej sprawy; ca�a moja troska dotyczy�a dziecka. - Bada mo�liwo�ci �ycia na S�o�cu. Ta odpowied� wyra�nie zbi�a go z tropu. - To �mieszne ! - Ale prawdziwe, znalaz� je ! Wytrzeszczy� oczy. - Nazywa go Paj�kiem S�onecznym. Jest olbrzymi... i zbudowany z jakiego� rodzaju plazmy. Brent paln�� si� w czo�o, jakby wymierzaj�c sobie kar� za przeoczenie. - Oczywi�cie! Ten fragment z Dziennik�w! Ze zdumieniem potrz�sa� g�ow�. - Ten ca�y metafizyczny be�kot o �yciu makromolekularnym... Nie mog� uwierzy�, �e jest oparty na konkretnych podstawach. - Pomog� ci - powiedzia�am. - Ale b�agam, sprowad� j� z powrotem. Wyci�gn�� rami� nad sto�em i pog�aska� mnie po policzku. Zesztywnia�am, ale si� nie odsun�am. - Nie mam najmniejszej ochoty sprawi� ci b�lu, Carolyn. Daj� s�owo, wszystko jest pod kontrol�. Pod kontrol�. Teraz odnosz� wra�enie, i� mia� racj� i �e ow� si�� kontroluj�c� nie by� wcale cz�owiek czy stworzenie, ale taki zbieg prawdopodobie�stw i pragnie�, jaki mo�e spowodowa� ow� pierwsz� iskr�, co rozpali�a gwiazdy. W ci�gu dw�ch najbli�szych tygodni spotyka�am si� z Brentem kilkakrotnie, ka�dorazowo dostarczaj�c mu jakie� pakiety Reynoldsa. W ko�cu pozosta� do zdobycia jeszcze tylko jeden i upewni�am Brenta, �e wkr�tce do� dotr�. Jak�e go nienawidzi�am ! A przecie� byli�my wsp�lnikami. Ilekro� spotykali�my si� w czterech nagich metalowych �cianach jego pracowni wype�nionej tylko terminalami komputer�w, rozwa�ali�my sposoby odwr�cenia uwagi Reynoldsa po to, by mi u�atwi� kradzie�e. Pewnego razu zapyta�am, dlaczego postanowi� paso�ytowa� na pracach Reynoldsa, skoro nigdy go nie podziwia�. - Och, ale� podziwiam go - odpar�. - Naturalnie, gardz� stylem jego �ycia, seansami narkotycznymi i satyryzmem jako metod� naukow�. Ale nigdy nie w�tpi�em w jego geniusz. C�, przecie� to ja zaaprobowa�em jego stypendium tutaj. Na mojej twarzy musia�o odmalowa� si� niedowierzanie, bo m�wi� dalej: - To prawda. Wielu cz�onk�w zarz�du uwa�a�o, �e trzeba mu odm�wi�, wychodz�c z za�o�enia, �e nie jest ju� zdolny do powa�nej pracy. Ale ujrzawszy R�wnania S�oneczne poj��em, �e wci�� stanowi si��, z kt�r� nale�y si� liczy�. Przygl�da�a� si� im? - Nie rozumiem ich strony matematycznej. - Jakkolwiek fragmentaryczne, s� zdumiewaj�ce, eleganckie. W ich strukturze jest co� mistycznego. Masz wra�enie, �e nie musisz ich studiowa�, �e wystarczy wpatrywa� si� w nie odpowiednio d�ugo, a wpe�zn� same do twego m�zgu i co� w nim zmieni�. - Zrobi� palcami kominiarza. - Mia�em nadziej�, �e sko�czy je tutaj, ale... c�, mo�e to ten ostatni pakiet. Powr�cili�my do naszego planowania. Reynolds rzadko teraz opusz�za� mieszkanie i uznali�my z Brentem, �e czas dzia�ania przyjdzie podczas jego przyj�cia urodzinowego w przysz�ym tygodniu. Reynolds bez w�tpienia mocno si� za�pa, a ja b�d� mog�a w�lizgn�� si� do jego gabinetu i zyska� dost�p do komputera. Skoro dyskusja zosta�a podsumowana, Brent podszed� do drzwi swojego apartamentu, odryglowa� je i zaprosi� mnie na drinka. Odm�wi�am, ale nalega� i w ko�cu wesz�am przed nim do �rodka. Mieszkanie urz�dzone by�o z uderzaj�co z�ym smakiem. Jedynego o�wietlenia dostarcza�y meble z przezroczystej substancji, jarz�cej si� niezdrowym, b��kitnozielonym blaskiem. Na jednej ze �cian wisia� pod szk�em dwudziestowieczny plakat z wierszem zatytu�owanym "Desiderata", si�gaj�cym tre�ci� wy�yn ckliwego romantyzmu. Inne �ciany obwieszone by�y czym�, co sprawia�o zrazu wra�enie antycznych gobelin�w, ale przy bli�szej inspekcji okaza�o si� pornograficznymi falsyfikatami przedstawiaj�cymi sceny takie jak kopulacja kobiet z jeleniami. Bior�c pod uwag� te szczeg�y wystroju uzna�am pot�pienie, jakie wobec prywatnego �ycia Reynoldsa okazywa� Brent, za hipokryzj�. Nala� z karafki wina i prowadz�c banalne pogaduszki dotyka� mnie od czasu do czasu, tak samo jak podczas naszego pierwszego spotkania. Niekiedy zdobywa�am si� na u�miech i na koniec, s�dz�c, �e okaza�am si� ju� dostatecznie uleg�a, oznajmi�am, �e musz� i��. - Och, nie - powiedzia� obejmuj�c mnie ramieniem w pasie. - Jeszcze nie sko�czyli�my. Odepchn�am jego rami�; nie by� zbyt silny. - Wi�c dobrze - dotkn�� przycisku w �cianie i drzwi na korytarz stan�y otworem. - Id�. Ostre bia�e �wiat�o wlewaj�ce si� przez drzwi przemieni�o go w mroczn� sylwetk� i nada�o s�owom poz�r gro�by. - No, id�. - Wys�czy� swe wino. = Nie mog� ci� zatrzyma�. Bo�e, my�la�, �e jest sprytny ! I by�... sprytniejszy ni� ja, mo�e nawet sprytniejszy ni� Reynolds. I cho� mia� si� przekona�, �e i spryt, szczeg�lnie skonfrontowany z geniuszem losu, ma swoje granice, tym razem osi�gn�� swoje. - Zostan� - powiedzia�am. "... W ta�cu Paj�ka, w jego tworz�cych wzory zmianach koloru, w rytmicznym falowaniu ognistych ramion, by� rodzaj mowy, tej mowy, kt�r� usi�owa�y wyt�umaczy� R�wnania; mowy moich sn�w. Siedzia�em godzinami obserwuj�c go; zarejestrowa�em na ma�ych hologramach kilka sekwencji i nie rozstawa�em si� z nimi maj�c nadziej�, �e ich blisko�� wyja�ni brakuj�ce partie R�wna�. Osi�gn��em pewien post�p, ale doszed�em do wniosku, �e takiej blisko�ci, jakiej naprawd� potrzebuj�, dostarczy tylko wyprawa ku S�o�cu - i w�tpi�em, czy mam odwag�, by po ni� si�gn��. Tym niemniej z moim tch�rzostwem �ciera�o si� pi�kno, jakie pocz��em dostrzega� w ta�cu Paj�ka, hipnotyczny wdzi�k; n�ci� w podobny spos�b, jak tancerka z Bali. Pocz��em wierzy�, �e ruchy owe przekazuj� wszechwiedz� i wszechmo�liwo��. Moje sny j�y si� zape�nia� postaciami, kt�rych dot�d nie uwa�a�em za prawdopodobne - smokami, skrzatami, lud�mi o rozjarzonych d�oniach albo �wiec�cymi w ca�o�ci, zbudowanymi z upiornej ziarnistej bieli; teraz istoty owe sprawia�y na mnie wra�enie nie tylko mo�liwych, ale wielce prawdopodobnych mieszka�c�w �wiata, kt�rego obraz wyostrza� si� coraz bardziej i bardziej i kt�ry poci�ga� mnie z ogromn� si��. Czasem przez ca�y dzie� wylegiwa�em si� w ��ku licz�c na wi�cej sn�w o tym �wiecie i o czarnoksi�niku, co nim w�ada. Niewykluczone, i� u�ywa�em tych sn�w, aby unika� stawiania czo�a trudnemu i napawaj�cemu strachem wyborowi. Ale prawd� m�wi�c zw�tpi�em ostatnio, �e wyb�r w istocie zale�y ode mnie." Z Zapisk�w zebranych Reynoldsa Dulambre Niewiele pami�tam z przyj�cia, a je�li ju� co�, to zarejestrowane w oszo�omieniu migawki piersi, ud, spoconych cia�, zakrytych powiekami oczu. Pami�tam p�yw wykonywany przez grup� technik�w. Grali muzyk� Alexa jako ho�d i cofn��em si� pami�ci� do moich lat ze starym b�kartorobem, do bicia, zaskakiwania go w ��ku z kochanicami, do wys�uchiwania jego homilii. I, rzecz jasna, przypomnia�em sobie t� noc w Mozambiku, gdy patrzy�em, jak szarpie pazurami oczy i twarz. Jak wyrzyguje bomby krwi, niezdolny do wrzasku, bo odgryz� sobie j�zyk. Wytrze�wiawszy powsta�em na nogi i pow�drowa�em do �azienki, kt�ra wprawdzie by�a ju� mniej zat�oczona, ale wci�� zbyt nabita jak na m�j na str�j. Z�apa�em szlafrok, zawi�za�em go i otworzy�em drzwi do pracowni. Kiedy wszed�em, Carolyn odskoczy�a od komputera. Na ekranie wida� by�o co�, co sprawia�o wra�enie stronicy z moich tajnych pakiet�w. Pr�bowa�a wy��czy� monitor, ale z�apa�em j� za rami� i sprawdzi�em stron�: mia�em racj�. - Co robisz? ! - wrzasn��em odrywaj�c j� od komputera. - By�am ciekawa - pr�bowa�a si� wyszarpn��. Potem spotrzeg�em przyklejony do komputera mikroblok; rejestrowa�a. - Co to jest? - spyta�em wykr�caj�c j�, by go zobaczy�a. Co to jest? Dla kogo, u diab�a, pracujesz? Zacz�a p�aka�, ale mnie to nie rusza�o. Zdradzali�my si� wzajemnie tysi�ce razy, ale nigdy do tego stopnia. - Niech ci� cholera! - spoliczkowa�em j�. - Kto to jest? Wyrzuci�a z siebie opowie�� o planie Brenta, o jego ��daniach. - Przepraszam - powiedzia�a z p�aczem. - Przepraszam. Do�wiadczy�em w�wczas czego�, czego nie potrafi�bym okre�li� mianem strachu, gniewu czy jakiegokolwiek konkretnego uczucia. Wyobrazi�em sobie dziecko, strz�p mojej duszy, gin�ce w otch�aniach jakiego� ziemskiego �cieku. Zrzuci�em szlafrok i wskoczy�em w kombinezon. - Dok�d idziesz? - zapyta�a Carolyn ocieraj�c �zy. Zaci�gn��em suwak kombinezonu. - Nie ! - Carolyn pr�bowa�a oderwa� mnie od drzwi. - Nic nie rozumiesz ! Odepchn��em j�, zaryglowa�em za sob� drzwi i przecisn�wszy si� przez t�um go�ci wypad�em na korytarz. Ogarn�a mnie w�ciek�o��. Musia�em Brentowi do�o�y�. Mia�em w g�owie taki zam�t, �e dotar�szy do jego apartamentu nie dostrzeg�em nic podejrzanego w fakcie, i� drzwi s� otwarte... cho� p�niej zda�em sobie spraw�, �e musia� mie� na przyj�ciu szpicla, kt�ry mia� go ostrzec w razie k�opot�w. Z wyrazem samozadowolenia na twarzy Brent siedzia� rozwalony w jednym z tych groteskowych �wiec�cych foteli i raczej ta mina ni� cokolwiek innego, ni� nawet s�abe szuranie za mymi plecami, ostrzeg�a mnie przed niebezpiecze�stwem. Zakr�ci�em si� na miejscu i zobaczy�em stra�nika unosz�cego laser, �eby we mnie wymierzy�. Rzuci�em mu si� pod nogi czuj�c przy uchu eksplozj� gor�ca, i obaj upadli�my. Pr�bowa� wbi� mi palce w oczy, ale si� wykr�ci�em i chwyciwszy go obur�cz za w�osy zacz��em wali� jego g�ow� o �cian�. Przy trzecim uderzeniu d�wi�k by� �agodniejszy ni� przy dw�ch poprzednich i poczu�em, �e ko�ci czaszki przesuwaj� si� pod sk�r� jak potrzaskane dach�wki w worku. Przera�ony, ale nadal w�ciek�y, zsun��em si� ze stra�nika. A kiedy zobaczy�em, �e fotel Brenta jest pusty, kiedy us�ysza�em wrzask w korytarzu, nawet pojmuj�c, �e te wrzaski �ci�gn� nast�pnych stra�nik�w, zbiesi�em si� do tego stopnia, �e zupe�nie nie przej�ty w�asnym losem chcia�em tylko zobaczy� Brenta martwym. Kiedy wypad�em z apartamentu, mija� w p�dzie zakr�t korytarza. M�j laser osmali� �cian� za jego plecami tu� przedtem, nim znik� mi z oczu. Pobieg�em za nim. Rozsun�o si� kilkoro drzwi wzd�u� korytarza, pokaza�y si� w nich g�owy i znikn�y na m�j widok. Min�wszy zakr�t dostrzeg�em Brenta i wystrzeli�em ponownie... przenosz�c o kilka centymetr�w. Nim zdo�a�em wymierzy� lepiej, z boku korytarza wyprysn�o kilku stra�nik�w, kt�rzy wci�gn�li go za os�on�. Ich promienie nakre�li�y rozjarzone krechy obok mego biodra i u st�p, wi�c pocz��em si� cofa�, wci�� prowadz�c ogie� i wal�c w mijane drzwi z my�l�, �e zabarykaduj� si� w kt�rym� z pomieszcze� i spr�buj� zdemaskowa� k�amstwa Brenta, rozg�osi� jego oszustwo przez interkom. Ale nie otworzy�y si� drzwi �adnego pokoju, mieszka�c�w bowiem najwidoczniej przera�a�a moja bro�. Dwaj stra�nicy wystawili g�owy zza zakr�tu i wystrzelili, a od jednego z promieni zaj�� si� materia� na kolanie mego kombinezonu. Zdusi�em p�omienie i pogna�em co si� w nogach. Z ty�u rozbrzmiewa�y wrzaski, a snopy rubinowego �wiat�a ci�y powietrze nad moj� g�ow�. Dostrzeg�em przed sob� czerwone drzwi wiod�ce do w�z�a cumowniczego, wi�c nie maj�c �adnego wyboru otworzy�em je i pop�dzi�em w�skim korytarzykiem. Pierwsze trzy stanowiska cumownicze by�y puste, ale obok klapy wiod�cej do czwartego pali�o si� niebieskie �wiat�o sygnalizuj�ce obecno�� statku. Wsun�wszy si� do wewn�trz zatrzasn��em pokryw� i pod��y�em tunelem do �luzy; zaryglowa�em j� i os�oni�ty siatk� mostka pobieg�em w kierunku sterowni, do radia. Mia�em w�a�nie wej�� do niej, gdy poczu�em, �e przez statek przebiega dr�enie - poj��em, �e odcumowa� i ruszy� ku S�o�cu. Ogarni�ty panik� wpad�em do sterowni. Fotele ustawione przed pulpitem sterowniczym by�y puste, sam za� pulpit migota� �wiate�kami; statkiem kierowa� komputer. Zasiad�em do instrument�w pr�buj�c przej�� kontrol�, ale �adne wysi�ki nie przynosi�y efektu. Potem z g�o�nik�w dobieg� g�os Brenta. - Zyska�e� troch� czasu, Reynolds - powiedzia�. - Ale nic wi�cej. Dostaniemy ci�, gdy statek powr�ci. Roze�mia�em si�. �ywi�em do tej pory nadziej�, �e to on doprowadzi� do startu, ale z jego s��w wynika�o jasno, �e zmierzam oto ku konfrontacji, kt�rej tak d�ugo pr�bowa�em unikn��, wiedziony przez komputer znajduj�cy si� pod kontrol� istoty �ciganej przeze mnie ca�e �ycie, istoty z ognia i sn�w, z takiej materii, jak dusze. Wiedzia�em, �e tego nie prze�yj�. Cho� jednak zawsze my�l o �mierci mnie przera�a�a, teraz - gdy �mier� by�a tu� tu� - sta�em si� osobliwie pewny i spokojny... na tyle spokojny, by nada� te s�owa, obejrze� wn�trze mojej trumny, a nawet przestudiowa� instrukcj� wyja�niaj�c� jej dzia�anie. Nigdy nie pr�bowa�em zrozumie� funkcjonowania sond s�onecznych i z ciekawo�ci� czyta�em teraz o zasadach wykorzystywanych w ka�dym locie. Zbli�aj�c si� do S�o�ca statek odczytuje kierunek pola magnetycznego i okre�la, czy archimedejska spirala wiatru s�onecznego skierowana jest na zewn�trz. O ile wszystko jest jak nale�y, opu�ci si� na odleg�o�� mniejsz� ni� jedna j.a. i przemknie przez otwarte pole magnetyczne dziury koronalnej. B�dzie gna� z tak ogromn� pr�dko�ci�, �e zachowa si� jak na�adowana cz�steczka schwytana w polu magnetycznym: gdy pole si� otworzy, statek zostanie na powr�t odrzucony w kierunku Heliosa... to znaczy zostanie odrzucony, je�li interesuj�cej nas dziury koronalnej nie zamieszkuje istota �yj�ca z pozbawiania cz�steczek ich �adunku. Ale prawdopodobie�stwo takiej sytuacji jest niewielkie. Zastanawia�em si�, co odczuj� pozbawiany swego �adunku. Nie mam ochoty na takie m�czarnie, jakie wycierpia� ojciec. Im bli�ej jestem S�o�ca, tym staj� si� spokojniejszy. Moje doczesne u�omno�ci zdaj� si� ze mnie opada�. Czuj� si� czysty i nieznaczny, i mam przekonanie, �e wnet b�d� jeszcze prostszy - ot, esencjonalna szczypta cz�owieka. Tak niewiele zosta�o mi pragnie�, �e my�l� tylko, by powiedzie� rzecz jedn�. Carolyn, ja... "... Polem z�otych traw pod jasnym niebem kroczy m�czyzna, kroczy bez ustanku, cho� nie ma widocznego celu, bo r�wnina rozci�ga si� po horyzont, a jego my�li s� kryszta�owo czyste i czyste ma te� serce, gdy� jego przesz�o�� sta�a si� cz�stk� tera�niejszo�ci, a przysz�o�� - dostrzegalna jako dywan z�otej trawy wy�cie�aj�cej dalekie wzg�rza, za kt�rymi na kszta�t b�ysku prawdopodobie�stwa skrzy si� miasto - jest r�wnie potoczysta i jasna jak my�l, i m�czyzna wie, �e kszta�t jego przysz�o�ci nada ten marsz, ta my�l i moc w jego d�oniach, a szczeg�lnie ta moc; i wszystko to sprawia, �e pragnie teraz przem�wi� do kobiety, kt�rej mi�o�� odrzuci�, kt�rej cia�o ma czysto�� jasnego promiennego nieba i z�otych traw, kt�ra zawsze, nawet w krainie �garstw, by�a sercem jego �ycia, a tu, w g��bi krainy prawdy, jest na koniec prawdziwie kochana..." ze �mia�ego Kochanka cz�ci "Cyklu Bia�ego Smoka" Gdy Reynolds ukrad� statek s�oneczny - tak w�a�nie, jak mnie poinformowano, wygl�da�a sprawa - Brent uwi�zi� mnie w areszcie domowym i oskar�y� o knucie wraz z Reynoldsem spisku na jego �ycie. O �mierci Reynoldsa dowiedzia�am si� od stra�nika, kt�ry tego pierwszego wieczoru przyni�s� mi kolacj�; opowiedzia�, �e ze S�o�ca wystrzeli�a protuberancja (wyobrazi�am j� sobie jako ognist� w�dk�) i spopieli�a statek. Szlocha�am bez opami�tania. Nawet w�wczas, gdy komputery zacz�y t�umaczy� emitowane z dziury koronalnej Paj�ka kodowane rozb�yski molekularne, nawet gdy okaza�y si� one pe�nymi R�wnaniami S�onecznymi uj�tymi nie tylko matematycznie, ale tak�e w form� zrozumia�� dla laika, p�aka�am nadal. Zbyt by�am pogr��ona w rozpaczy, by uzmys�owi� sobie, co zapowiadaj�. Mog�am si� z nimi zapozna� za pomoc� komputera Reynoldsa, a gdy opowie�ci z "Cyklu Bia�ego Smoka" wyp�yn�y na �wiat�o dzienne, zrozumia�am, �e ktokolwiek je stworzy� - lub cokolwiek je stworzy�o - mnie w szczeg�lno�ci mia� co� do powiedzenia. Przekona� mnie o tym �mia�y kochanek, pierwszy utw�r cyklu, ze swoimi licznymi odniesieniami do pi�knych skrzywdzonych kobiet. Wci�� na nowo odczytywa�am opowie�� i przypomnia�am sobie w�wczas opis uczu� Brenta podczas studiowania R�wna�. Zogniskowa�y si� na mnie jakie� magiczne soczewki, czu�am pulsowanie w ciele i zamieszanie w g�owie... nie chaos impuls�w, ale my�li, kt�re biegn�c wedle nowego wzoru zderzaj� si� ze sob� jak atomy emitowane przez reaktor, co wymkn�� si� spod kontroli. Straci�am rachub� czasu, �y�am w�r�d fal z�otej trawy, w egzotycznym mie�cie, gdzie poj�cia jedno�ci i rozdzielno�ci sobie nie przecz�, gdzie zbrodniarze, bohaterowie i bestie symbolizuj� rytualne nami�tno�ci, gdzie mi�o�� jest wszechw�adnym pulsem istnienia. Kt�rego� dnia Brent z�o�y� mi wizyt�. Rozd�ty poczuciem w�asnej wa�no�ci i triumfu. I cho� go nienawidzi�am, emocje wydawa�y si� czym� marginalnym wobec mego celu - celu, kt�ry jego wizyta pomog�a okre�li� - i zareagowa�am na� �agodnie, obserwuj�c, jak z u�miechem przemierza pok�j i spogl�da na mnie. - Jeste� spokojniejsza ni� si� spodziewa�em - powiedzia�. Nie mia�am dla niego s��w, tylko spok�j. W mojej g�owie �mia�y Kochanek spogl�da� w kryszta� Poznania oczekuj�c przybycia Mocy. Mam wra�enie, �e te� si� u�miechn�am. - C� - powiedzia�. - Nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Ale rad jestem z rezultatu. Paj�k b�dzie wielkim zwyci�stwem Reynoldsa... tego nie da si� omin��. Ale jednak zdo�a�em za�atwi� sobie rol� Sanczo Pansy przy jego Don Kichocie: racjonalisty, kt�ry powi�d� szale�ca w�a�ciw� drog�. M�j u�miech by� brzytw�, no�em, p�omieniem. - Zupe�nie starczy - ci�gn�� - �eby zagwarantowa� mi stanowisko... a mo�e i nie�miertelno��. Przem�wi�am do� nies�yszalnym g�osem, kt�ry wyrzek� "�mier�". W jego zachowaniu by�o coraz wi�cej podniecenia; kr�ci� si� po pokoju, dotyka� rzeczy. - Co mam z tob� zrobi�? - powiedzia�. - Nie mam najmniejszej ochoty oddawa� ci� pod s�d. Nasze wsp�lne noce... c�, do�� powiedzie�, �e by�bym najszcz�liwszy na �wiecie, gdyby� zosta�a ze mn�. Co my�lisz? Mam �wiadczy� za tob�, czy wolisz odsiadk� w Rezerwatach Miejskich? Brent, Brent, Brent. Jego nazwisko dawa�o swoisty wyb�r. - Mo�e chcesz mie� czas na zastanowienie ? - spyta�. Zapragn�am, �eby m�j oddech sta� si� truj�cy. Ruszy� ku drzwiom. - Gdy podejmiesz decyzj�, powiedz tylko stra�nikowi na zewn�trz. Do przybycia statku masz dwa miesi�ce. Za�o�� si�, �e wybierzesz przetrwanie. Moje oczy pos�a�y mu poca�unek �mierci. - Naprawd�, Carolyn - stwierdzi�. - Nigdy nie by�a� wiern� �on�. Nie s�dzisz, �e ta �a�obna poza troch� koliduje z twym charakterem? Potem wyszed�, a ja wr�ci�am do lektury. Mi�o��. Jak� gra�a rol� w mym pragnieniu zemsty, w mym w�ciek�ym spokoju? Smutek mo�e odgrywa� wi�ksz�, ale mi�o�� by�a z pewno�ci� wa�nym czynnikiem. Taka mi�o��, jak� praktykowa� �mia�y Kochanek. Opowie�� przekazywa�a to niewzruszone uczucie, a moja rozpacz nadawa�a mu m�ciw� form�. Moje poczucie nierzeczywisto�ci, rozedrganego istnienia, pot�gowa�o si� z dnia na dzie� i prawie nie dotyka�am ju� posi�k�w. Nie jestem pewna, kiedy R�wnania wcielone w t� opowie�� zakotwiczy�y si� we mnie; kiedy posiana wiedza przemieni�a si� w si��. S�dz�, �e by�o to dwa tygodnie po wizycie Brenta. Ale cho� czu�am ju� swe mo�liwo�ci, sw� pot�g�, nie przyst�pi�am do dzia�ania natychmiast. W istocie nie by�am pewna, czy potrafi� dzia�a� i czy dzia�anie b�dzie t� drog�, jak� wybior�. By�am ob��kana w taki sam spos�b jak Reynolds: szale�stwem samowch�oni�cia, koncentracji tak intensywnej, �e wszystko o mniejszym nat�eniu nie mia�o �adnego znaczenia. Pewnej nocy przerwa�am czytanie, posz�am do �azienki, za�o�y�am przejrzysty szlafrok, a potem owin�am si� p�aszczem z kapuz�. Nie mia�am poj�cia, dlaczego to robi�. Uwodzicielskie rytmy opowie�ci wi�y si� w mej g�owie nie dopuszczaj�c my�li. Przesz�am do pokoju frontowego i stan�am twarz� do drzwi. Moim cia�em wstrz�sn�y gwa�towne drgawki. Czu�am si� krucha, niematerialna, a przecie� zarazem obdarzona fantastyczn� pot�g�: wiedzia�am, �e nic mi si� nie oprze... ani stal, ani cia�o, ani ogie�. Pchni�ta tym poczuciem pewno�ci wyci�gn�am ku drzwiom praw� r�k�. D�o� jarzy�a si� bia�o, jej kontur migota�, palce wyd�u�a�y si� i traci�y spoisto�� zdaj�c si� falowa� we wdzi�cznym ta�cu. Wcale mnie to nie dziwi�o. Wszystko by�o tak, jak by� powinno. I nie uzna�am za zdumiewaj�ce, �e moja d�o� pogr��y�a si� w metalu drzwi. Czu�am mechanizmy zamka; zna�am, zda si� - czy raczej zna�y moje nierzeczywiste palce - funkcj� ka�dej drobiny metalu; po chwili drzwi rozsun�y si� z sykiem. Zdumiony stra�nik wsun�� g�ow�, a ja schowa�am d�o� za plecami. Cofa�am si�, pozwalaj�c rozchyli� si� po�om mojego p�aszcza. Stra�nik si� zagapi�, a potem zerkn�wszy na lewo i prawo wszed� za mn�. - Jak da�a� sobie rad� z zamkiem? - zapyta�. Nic nie odrzek�am. Na pr�b� przekr�ci� klucz, a potem zatrzasn�� drzwi. Byli�my w pokoju sami. - Hm - powiedzia� - komputer musia� co� pokr�ci�. Podesz�am do� blisko, przechylaj�c g�ow� jakby w oczekiwaniu poca�unku, a on u�miechn�� si� i

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!