5787
Szczegóły |
Tytuł |
5787 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5787 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5787 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5787 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Stanis�aw Ignacy Witkiewicz
dramaty
tom 1
***.". Wydanie II
rozszerzone i poprawione
Opracowa�
. .i wst�pem poprzedzi� Konstanty Puzyna
Warszawa 1972 Pa�stwowy Instytut Wydawniczy
Obwolut�, ok�adk� i strony tytu�owe
projektowa�a ., * :
DANUTA �UK�WSKA
PKINTED IN P GL AND
Pa�stwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1972 r. Wydanie drugie
� Nak�ad 20 000+290 egz. Ark. wyd. 27,29. Ark. druk. 41,75 Papier sat. kl. IV, 65 g z form. 82X104/32 z Fabryki Papieru w Kostrzyniu Oddano do sk�adania 14. VII. 1971 r. Druk uko�czono w lipcu 1972 r. ��dzka Drukarnia Dzie�owa ��d�, ul. Rewolucji 1905 r. nr 45 Zam. nr 1754/A/71. U-89 Cena t. I/II z� KO.-
WITKACY
l
Jest taki rysunek Linkego: ponury, pusty krajobraz, trzy czarne szkielety usch�ych drzewek, na pierwszym planie twarz Witkiewicza; zza jego ramienia patrzy ku nam druga twarz, drugi Witkacy. Portret pewnie by si� Witkacemu podoba�: ma tzw. dreszczyk metafizyczny. Twarze jednak - twarzy jest tu o kilkana�cie za ma�o.
Bo te� ca�a ta tw�rczo��, jej stylistyka, idee i losy, to osobliwa historia. Bardzo polska, troch� europejska i nies�ychanie pogmatwana. Pogmatwana w kilku znaczeniach. Ju� wielo�� dyscyplin, uprawianych przez Witkacego, budzi zak�opotanie: malarstwo, powie��, dramaturgia, teoria sztuki, teoria kultury, ontologia, wszystko bardzo indywidualne, nie�atwe do okre�lenia jednym zdaniem, frapuj�ce jako propozycja intelektualna, a przy tym splecione ze sob�, nieroz��czne. Za� do wielotorowo�ci zainteresowa� Witkiewicza do��cza si� wewn�trzna wielop�asz-czyznowo�� tej tw�rczo�ci.
Jej wybuchowa dynamika kipi od sprzecznych napi��. �cieraj� si� tu, interferuj� i ��cz� niemal wszystkie problemy artystyczne dwudziestowiecznej awangardy wraz z du�� grup� zagadnie� politycznych, filozoficznych i socjologicznych, gdzie znakomite diagnozy i hipotezy zmiesza�y si� z naiwn� obsesj�, -rzeczy serio z parodi� lub �wiadomym fantazmatem. A na t� mieszank�, do�� ju� i tak intensywn�, nak�ada si� nasza sytuacja narodowa, czterdzie�ci burzliwych lat niezbyt dla Witkacego �askawych, ale przydaj�cych jego dzie�u dodatkowych, osobliwych znacze�. W naszych oczach przemieszczaj� si� akcenty, szydercza fantazja staje si� obserwacj�, obserwacja -
6 Konstanty Puzyna
secesyjnym mitem, a wszystko razem nabiera jakiej� nowej goryczy - goryczy prekursorstwa i zap�nienia zarazem. R�wnie piekielnej zbitki nie by�o w polskiej literaturze od czasu romantyk�w. �atwo tu zaj�� donik�d, id�c prost� drog� po nitce do k��bka: k��b jest zbyt spl�tany, nitek zbyt wiele. Pozostaje wysnu� ich z k��bka tyle, ile si� uda, w nadziei, �e ca�o�� wprawdzie si� nie rozp�acze, ale mo�e stanie si� bardziej przejrzysta.
Na pierwszy rzut oka nic zreszt� nie zapowiada k�opot�w. Pozycja Witkacego zdaje si� ju� ustala�. Od pi�ciu czy sze�ciu lat robi on znowu karier� - powt�rn�, po �wier�wieczu zapomnienia. Teatry si�gaj� do jego sztuk, wystawa jego obraz�w, zorganizowana w Nowym Targu, objecha�a tak�e inne miasta, wznowienie Nienasycenia zosta�o rozchwytane, interesuje si� Witkacym coraz �ywiej m�odzie� artystyczna, nie tylko polska. Co w nim widzi? Najkr�cej ujmuje to notatka w programie do sopockiego spektaklu Szewc�w, do�� perfidnie spreparowana ze szkicu Stawara, z kt�rego wy�awia to, co �w krytyk niech�tnie Witkacemu przyznaje, pomijaj�c wszystko, co mu zarzuca. "Walka Witkiewicza z "bebechowato�ci�", ze zdewaluowa-nymi uczuciami i jego ciekawa teoria gry aktorskiej - wyprzedzaj� Brechta; "katastrofizm" �wiatopogl�dowy Witkacego �ywo przypomina Becketta i ca�� tzw. czarn� literatur� Zachodu; nadrealistyczny, pozornie nonsensowny humor jego staje w zawody z humorem lonesco. U nas Witkiewicz oddzia�a� bardzo silnie na proz� Gombrowicza i Schulza; z niego wywodzi si� Zielona G� Ga�czy�skiego i Bia�oszewski z teatru na Tarczy�skiej." I drugi jeszcze g�os, Ingardena: "By�, w zasadniczej swej postawie, egzy-stencjalist�, na wiele lat przed ukazaniem si� tego kierunku we Francji, a prawdopodobnie wsp�cze�nie z wyst�pieniem Heideggera. Lecz Heideggera, o ile mi wiadomo, nigdy nie czyta�. [...] Od egzystencjalist�w francuskich za� mia� te� w sobie - mimo swego g��bokiego pesymizmu - wi�cej �ywio�owego dynamizmu i pierwotnej samorodno�ci, filozoficznie za� mia� dalej ni� u nich id�ce ambicje stworzenia pe�nego systemu metafizycznego."
S�dy te, jak wida�, brzmi� jednoznacznie: Witkacy to ol�niewaj�cy prekursor na miar� europejsk�, samorodny geniusz, grubo wyprzedzaj�cy, intelektualnie i artystycz-
Wst�p 7
nie, naj�ywsze dzi� orientacje i pr�dy zachodniej literatury. Mimo nutki egzaltacji w przytoczonych wypowiedziach �atwo zreszt� dostrzec, �e zawieraj� najzupe�niej s�uszne obserwacje i por�wnania, wyj�wszy mo�e w�tpliw� paralel� z Brechtem. Nic dziwnego, �e w �rodowiskach tw�rczych nazwisko Witkacego jest coraz popularniejsze: powraca w artyku�ach, w dyskusjach, szumi w kawiarniach. Ro�nie entuzjazm dla Witkacego-awangardysty. W tej sytuacji oczywi�cie nikogo nie trapi pytanie, jakim cudem pod polsk� wierzb� wyr�s� podobny fenomen.
K�opoty zaczynaj� si� za to przy konfrontacjach entuzjazmu z jego przedmiotem. Na razie nie s� gro�ne dla legendy, bo pisma Witkacego, b�d� - jak wi�kszo�� dramat�w - nigdy nie wydane, b�d� zaginione, b�d� od dawna wyczerpane, zna nieliczna tylko garstka ludzi. Ale przy lekturze tych pism niejednemu z entuzjast�w "na wiar�" twarz si� wyd�u�a. Tak, to prekursor, lecz dzi� ju� troch� myszk� tr�ci. Prawda, �e w innych krajach reprezentatywne utwory awangardy lat dwudziestych zestarza�y si� r�wnie, albo i bardziej: we�my cho�by Cycki Tyrezjasza Apollinaire'a, Orfeusza Cocteau, Gaz II Kaise-ra... Gdzie tam jednak Witkacemu do lonesco czy Sartre'a! Prawda, �e rosn�cy w mieszkaniu trup z lonescowskiego Amedee ou comment s'eu debarrasser jest pomys�em idealnie witkacowatym, �e Sartre'a przypomina Witkiewicz nie tylko postaw� filozoficzn�, ale czasem nawet stylistyk�: naturalistyczno-ekspresjonistyczne brutalizmy Dr�g wolno�ci, splecione z ci�g�� autoanaliz� w poj�ciowym j�zyku dysertacji filozoficznej, pochodz� z tego samego kr�gu prozy, co Nienasycenie... Ile� jednak w Witkacym d�u�yzn, gadulstwa, rozwlek�o�ci, jak w�t�a cz�sto akcja w dramatach, jak wiele tasiemcowych dysput. Prawda, �e i u Sartre'a nie lepiej; prawda, �e Witkacy uwa�a� rozmow�, dysput� sceniczn� za element bardziej dramatyczny ni� tzw. wypadki, co w czasach sukces�w Shawa i walki ze schematem piece bien faite mia�o swoje g��bsze uzasadnienia. Wszystko to prawda - b�ka rozczarowany .entuzjasta - ale jednak, wie pan, to nie to. W Witkiewiczu tyle jest zreszt� jeszcze m�odopolszczyzny, niedobrej, irytuj�cej. Prawda, �e i w Na�kowskiej, nie m�wi�c o �e2 romskim czy Kadenie...
8
Konstanty Puzyna
Tak rodzi si� niepok�j. Dobry w ko�cu ten Witkacy czy z�y? Rewelacja czy humbug? Rozczarowany entuzjasta rzuca si� na poszukiwanie autorytet�w. Znajduje ich sporo, bo o Witkiewicza spiera�y si� najwybitniejsze umys�y. K�opoty jednak rosn�. Kotarbi�ski pisze, �e by� to genialny talent filozoficzny, ale niedouczony, ponadto za� "rodzi� nie dzie�a do porodu gotowe, lecz raczej embriony dzie�". Stawar stwierdza: epigon, cho� buntowniczy epigon. Boy: "Nie waham si� og�osi� tego genialnego impro-wizatora jednym z talent�w najt�szych i najoryginalniejszych, jakie wyda�a tw�rczo�� dramatyczna - i nie tylko w Polsce." Irzykowski powiada: "tw�rcza zawzi�to�� i mo�e genialna grafomania". Co pocz�� z takim pisarzem?
A przecie� ta wi�zka cytat�w jest warta uwagi. Szczeg�lnie formu�a Irzykowskiego. Mo�na by ni� bowiem bez wysi�ku obj�� tak�e tw�rczo�� Wyspia�skiego, Mici�skiego, Przybyszewskiego, nawet �eromski czasem a� si� prosi. Co ciekawsze, przynajmniej w wypadku Wyspia�skiego z Przybyszewskim, powt�rzy si� tu identyczna - mo�e mniej jaskrawa jedynie - rozbie�no�� s�d�w mi�dzy Irzy-kowskim i Boyem. �wiadczy to, �e sp�r si�ga g��biej: dotyczy nie tylko Witkacego, lecz oceny pewnej formacji intelektualnej, pewnego kr�gu stylistycznego z epoki M�odej Polski, kt�remu Irzykowski by� od pocz�tku niech�tny, a z kt�rym Boya wi�za�y r�ne sympatie, zar�wno artystyczne, jak towarzyskie. Witkacy z tego kr�gu niew�tpliwie wyrasta; jest tylko o pokolenie m�odszy.
Zatem - epigon, jak chce Stawar? Na pewno nie. Lecz poj�cia "epigon" i "prekursor" s� przecie� wzgl�dne: oznaczaj� jedynie proporcj� nowych i starych element�w. Prekursorzy tak�e nie spadaj� z nieba. Aby pozycj� Witkacego okre�li� bez demagogii, trzeba by zatem - z odrobin� z�o�liwej przekory - obejrze� jego literackie punkty wyj�cia.
Lecz tu czaj� si� nowe pu�apki.
Kr�g moderny, z kt�rego wyrasta Witkacy, wyznaczaj� nazwiska troch� osobliwe, gdy je wymienia� jednym
Wst�p "
tchem, cho� uk�adaj� si� w ca�o�� niezmiernie wyrazist�. Jest ich pi��; trzy z nich zreszt� ju� wymieni�em.
Pierwsze dostrzec �atwo: to Mici�ski. ��czy go z Witkacym przyja�� osobista, wsp�lnie prze�ywaj� w Moskwie ol�nienie Picassem w galerii Szczukina podczas pierwszej wojny �wiatowej, a tragiczne okoliczno�ci �mierci Mici�skiego wywieraj� na Witkiewiczu wra�enie mo�e g��bsze, ni�by si� zdawa�o. O tw�rczo�ci jego wyra�a si� z uwielbieniem: cytuje go co krok, pisze o nim artyku�y, twierdzi, �e jest to "obok Wyspia�skiego jedyny polski geniusz sceniczny naszej epoki od czas�w S�owackiego", jego pami�ci dedykuje Nienasycenie, zapowiada wi�ksz� prac� o nim. Pi�tno Mici�skiego zna� te� na wielu utworach Witkacego, a w trzech najwcze�niejszych dramatach - Macieju Korbowie, Pragmatystach i Tumorze - a� roi si� od natr�tnych reminiscencji z lektury autora Bazylissy Teojanu. Cie� samej Bazylissy k�adzie si� i p�niej na niejedn� z Witkacowskich bohaterek, przede wszystkim na ksi�n� Irin� Wsiewo�odown� z Nienasycenia i Szewc�w. Uwielbienie dla Mici�skiego sprawia jednak, �e Witkacy kontynuuje go na og� biernie, bezkrytycznie i w rezultacie nietw�rczo; spadek po Mici�skim jest tutaj elementem mo�e najbardziej epigo�skim, cho� w p�niejszych utworach Witkiewicza przebija ju� raczej g��bsza inspiracja jego wyobra�ni� i metafizyk�, znikaj� mechaniczne zapo�yczenia.
Drugie nazwisko to Wyspia�ski. Stawia go Witkacy obok Mici�skiego, a wi�c wysoko; lecz traktuje co najmniej osobliwie, jak na lata dwudzieste. S� to lata windowania Wyspia�skiego na piedesta� Czwartego Wieszcza, co przeczu� nie tylko zmartwychwstanie Polski, lecz niemal�e - Pi�sudskiego; w tasiemcowych rozprawach uczeni w pi�mie lej� ba�wochwalcze potoki mistyczno-mesjanistyczno-naro-dowych egzegez my�li nowego Mickiewicza. Tymczasem Witkacy zachwyca si� Wyspia�skim w p�aszczy�nie czysto formalnej, wcale trze�wo zreszt� dostrzegaj�c jego literackie s�abo�ci. "Dla mnie - pisze po latach w eseju Czysta Forma w teatrze Wyspia�skiego ("Studio" 1937, nr 10-12) - Wyspia�ski by� przede wszystkim autorem teatralnym w sferze Czystej Formy, dramaturgiem po-r excellence, o przewadze elementu wzrokowego, a bynaj-
11
10
Konstanty Puzy�a
mniej nie wielkim literatem jako takim i malarzem, kt�re to elementy jego natury, jako samoistne, by�y s�abe, a s�u�y�y za to �wietnie tw�rcy scenicznemu." Co wi�cej, do ideologii Czwartego Wieszcza odnosi si� wr�cz szyderczo: �wiadectwem cho�by owi "kmiotkowie narodowi" w Szewcach, przybywaj�cy "z dziwk� bos� i chocho�em samego pana Wyspia�skiego, z kt�rego idei nawet faszy�ci chcieli zrobi� podstaw� metafizyczno-narodow� ich radosnej wiedzy o u�yciu �ycia" itd.
Nie s� to tylko szyderstwa s�owne; si�gaj� g��biej. W Nowym Wyzwoleniu pojawia si� drwi�ca parafraza kanwy fabularnej Wyzwolenia. Zamiast bezsilnego Konrada z Mickiewiczowskich Dziad�w miota si� unieruchomiony pod filarem Szekspirowski Ryszard III, obok za� na kanapce towarzystwo spokojnie rozmawia przy herbacie. Zamiast Masek otaczaj� bohatera zwykli mordercy z dobytymi sztyletami, a p�niej zamiast Erynii wpada sze�ciu Drab�w, kt�rymi dyryguje Kto� - fina� za� jest nie antyczny, lecz najzupe�niej kafkowski. To, co dla Wyspia�skiego by�o tragiczne, dla Witkacego staje si� zarazem koszmarne i groteskowe: Konradowie s� bezsilni nie wskutek marazmu narodowego i zaczadzenia "poezj� grob�w", lecz dlatego, �e obezw�adniaj� ich nowe anonimowe si�y, kt�re zmiataj� ich ze sceny na r�wni z pij�cym herbatk� towarzystwem, ca�y za� problem wodza--artysty, gigantycznej indywidualno�ci, staje si� po prostu anachroniczny, jak miecz i zbroja Ryszarda.
Witkacy kontynuuje wi�c Wyspia�skiego zgo�a inaczej ni� Mici�skiego. Nie ma ju� mowy o epigonizmie; przeciwnie, spo�r�d wszystkich spadkobierc�w Wyspia�skiego w dramacie - ��cznie z Rostworowskim - Witkacy jedyny nie jest epigonem. Kontynuacja jest buntownicza, szydercza, polemiczna wobec "wieszcza" i jego apologet�w, a zarazem wcale nie tak wy��cznie formalna,
/ jak. nas zapewnia Witkacy-eseista: bezsilno�� duchowych Tytan�w d�wi�czy u niego nie mniej gorzko ni� u Wyspia�skiego i wci�� powracaj� kreacje �uasi-Konradk�w,
; � kt�rych ka�dy "na tyle przerasta wszystkich, �e sam staje si� prawie niczym". Lecz i formalnie Witkacy wiele Wyspia�skiemu zawdzi�cza: mieszanie ludzi wsp�czesnych i historycznych, inwencj� inscenizacyjn�, czu�o�� na barw�,
Wst�p
sprowadzanie na scen� postaci z portret�w (Juliusz II w M�twie, ubrany "jak u Tycjana"), zjawy gubi�ce - na wz�r z�otej podkowy z Wesela - jaki� rekwizyt, np. r�k� (Rycerz w Korbowie). Nawet te drobne nawi�zania maj� jednak odmienny ton: odarte s� ca�kowicie z symboliki, znacz� tyle, ile znacz�.
Trzecie nazwisko, kt�re si� ci�nie na usta, to oczywi�cie
Przybyszewski. T� koligacj� zauwa�ono dawno. "Jak dla
tamtego "metas�owo" by�o wyk�adnikiem "nagiej duszy",
tak dla Witkiewicza "czysta forma" jest symbolem "jed-
no�ci w wielo�ci* - pisa� Irzykowski w Walce o tre��. -
Obaj uprawiaj� to, co nazywam filozofi� raju
utraconego: sztuk� uwa�aj� za �rodek, aby na b�ysk
za�ata� rozdarcia metafizyczne i kulturalne. Obaj jako
poeci zazdroszcz� muzyce. Obaj tkwi� paru korzeniami
w filozofii Schopenhauera." A doda� tu jeszcze trzeba po
dobie�stwo najjaskrawsze: demoniczn� m�odopolsk� ero
tyk�. Niezmiernie u Witkacego wybuja�a, jest ona, prawie
jak u Przybyszewskiego, retoryczna, bardziej referowana
expressis verbis, ni� wyra�ana poprzez sytuacj� czy ry
sunek psychologiczny postaci, cho� i tu, rzecz jasna, prze
nika. Werbalizm ten sprawia, �e erotyka obu autor�w
jest paradoksalnie azmys�owa: obaj musz� j� wci�� roz
�arza� gar�ciami hiperbolizuj�cych przymiotnik�w - per
fidny, ohydny, straszliwy, szata�ski, potworny, gwa�towny,
dziki, rozpasany - aby widz zechcia� uwierzy� w me
tafizyczny dreszcz, kt�ry ma sp�yn�� na niego z przed
stawianych orgii. Przyzna� jednak trzeba, �e w por�wna
niu z Witkacym Przybyszewski �wintuszy bardzo jeszcze
nie�mia�o, a na wi�kszo�� Witkiewiczowskich "perwer-
sji" - szczeg�lnie tych powie�ciowych, w dramatach
dziej� si� rzeczy do�� niewinne - na pewno by si� nie
odwa�y�. Co za� najwa�niejsze, wszystkie "chucie" Przy
byszewskiego pisane s� straszliwie serio, z ponurym prze
konaniem; u Witkacego s� drwi�co wieloznaczne, co chwi
la ju� przep�ywaj� w parodi�, w autoironi�, w szydercz�
grotesk�. t
Ewolucja, jaka si� tu dokona�a, ma swego pioniera przed Witkacym, lecz nie na polskim gruncie. Jest nim Wede-kind. Jego demoniczna Lulu z Erdgeist (1895) i Die Biichse der Pandora (1901), kusz�ca tym, �e chce by� poskromiona,
12
Konstanty Puzyna
13
Wst�p
i najwspanialszych samc�w zmieniaj�ca w bezwolne szmaty, jest nie tylko prototypem modernistycznej jemme fatale w dramacie, lecz i matk� wszystkich "w�ciekle pon�tnych" lwic salonowych Witkacego. Samcy u obu autor�w r�wnie� bywaj� podobni. Ponadto w�a�nie u We-dekinda ca�a przybyszewszczyzna z tonu serio �amie si� nagle w groteskowy grymas. Pierwsze trzy akty Demona ziemi s� normalnym mieszcza�skim dramatem, w akcie IV natomiast zaczyna si� prawie witkacowska heca, podczas kt�rej Lulu pi�cioma strza�ami morduje zazdrosnego kochanka, rzuca si� przed nim na kolana, pr�buje ratowa� go szampanem, wreszcie uwodzi jego syna, a inny jej kochanek - akrobata, oraz ucze� gimnazjalny (te� zakochany) i hr^abina-lesbijka podgl�daj� to wszystko spod sto�u i zza parawan�w, wypadaj�c stamt�d w najdrama-tyczniejszych momentach. Rzecz ko�czy si� szlochem ucz-niaka: "Teraz to ju� na pewno wylej� mnie ze szko�y."
Jest tu jeszcze pewna niezborno�� obu konwencji, przeskok wydaje si� zbyt sztuczny i dezorientuje nawet dzisiaj; nic dziwnego, �e sztuki Wedekinda wywo�ywa�y ci�g�e skandale, a krytyka b�d� zarzuca�a mu, �e niegodnie zwodzi publiczno��, b�d� �e nie umie napisa� "prawdziwej tragedii". Lecz niekt�rzy ju� w�wczas chwytali, o co chodzi. Po premierze Demona w berli�skim Kleines Theater (1902) Friedrich Kayssler pisa� do Wedekinda: "Czy Pan wie, czego Pan dzi� dokona�? Zd�awi� Pan naturalistyczn� besti� prawdopodobie�stwa i wni�s� na scen� �ywio� gry. Niech nam Pan d�ugo �yje!" U�atwia�o zreszt� odbi�r aktorstwo samego Wedekinda, histeryczne i spontaniczne, ale niemal kabaretowe w groteskowych przejaskrawieniach, a fakt, �e Wedekind by� tak�e autorem i aktorem monachijskiego kabaretu o ponuro-witka-cowskiej nazwie "Jedenastu Kat�w" ("Die Elf Scharf-richter") nie by� w tym wszystkim bez znaczenia. Dramaturgia jego to w�a�nie w ca�ej pe�ni demoniczny modernistyczny nadkabaret.
S��wkiem "nadkabaret" okre�li� Boy dramaturgi� Witkacego. Wyja�nia ono, nawiasem m�wi�c, wiele z entuzjazmu Boya do Witkiewicza: to Wedekindowski nadkabaret jest sfer�, w kt�rej spotykaj� si� ich upodobania. Zapewne ta uwaga zirytuje wielu zwolennik�w wy��cznie "francu-
skiej" wizji Boya. Niestety zbyt rzadko zagl�damy pewnym schematom za podszewk�. P�niejsze przek�ady Boya i ataki na niemiecko-skandynawskie ponuractwa zamazuj� nam nieco grzechy jego m�odo�ci: pewno dlatego nikt jako� nie dostrzega, �e np. w s�ynnej Dobrej mamie ze S��wek d�wi�cz� niedwuznaczne echa jednego z przeboj�w kabaretowych Wedekinda, pikantnej Pie�ni o pos�usznej panience...
Istnieje jednak - dodajmy na pociech� - inny jeszcze modernistyczny nadkabaret, przy kt�rym spotykaj� si� Boy z Witkacym, i ten jest ju� na szcz�cie francuski. Mowa o Kr�lu Ubu (1896). Jarry'ego w�a�nie przypomina- cz�ciowo - Witkacowska brutalizacja j�zyka i sk�onno�� do �wiadomie "plugawych" sytuacji czy postaci, zaznaczana niekiedy nawet nazwiskami (Niehyd-Ochluj, Mlaskauer) - wyra�niejsza zreszt� w powie�ciach ni� w dramatach. Pokrewne s� ju� tak�e pomys�y w stylu pure nonsense: parowy nosoro�ec i parowy Napoleon Witkiewicza nale�� do tej samej rodziny co "ko� fynansowy" Jarry'ego. Z Kr�la Ubu wreszcie ro�nie wizja historii jako krwawo-absurdalnej rze�ni, najwyra�niejsza w Ja-nulce, i przede wszystkim Witkacowska galeria straszliwych i groteskowych tyran�w, przyw�dc�w, dyktator�w, z tocz�cym pian� z pyska Gyubalem Wahazarem na czele. Model ojca Ubu nabrzmiewa tu nowymi, dwudziestowiecznymi realiami, zarazem jednak �wietnie pomaga w kompromitacjach nietzschea�skich Ubermensch�w (Nietzschego nazywa� Witkacy "potwornym umys�owym impotentem") i w tej p�aszczy�nie ��czy si� z �uasi-Konradkami, wywiedzionymi z Wyspia�skiego.
Kr�g inspiracji literackich Witkacego tutaj si�, jak wida�, domyka. Mo�na by pewno jeszcze dorzuci� jakie� nazwisko - np. Andriejewa - lecz wa�niejszy jest sam charakter tego kr�gu. Niew�tpliwie jest to moderna, ale do�� szczeg�lna: moderna ekspresjonistyczna. Krzy�owa�y si� w niej i inne tendencje, cho�by symbolizm, tak silny u Mici�skiego i Wyspia�skiego. Wspomnia�em ju� jednak, �e Witkacy parafrazuj�c ich pomys�y odziera je z symbolicznych znacze�, a warto te� wspomnie� o mia�d��cej pogardzie, jak� darzy Maeterlincka, w kt�rego Niebieskim ptaku - powiada - trzeba "ca�y czas pami�ta�, �e to po
15
14
Konstanty Puzyna
Wst�p
scenie lata nie ptak, tylko mi�o�� przez wielkie M." Kontynuuje wi�c spo�r�d kierunk�w moderny nie symbolizm, jak m�odszy od niego Szaniawski, ale tendencj� najbardziej prekursorsk�, t�, kt�ra pe�nym g�osem przem�wi dopiero w latach wojny �wiatowej i bezpo�rednio po niej - chocia� nie w Polsce.
Ekspresjonistycznym gustom w teatrze pozostanie wierny nawet w�wczas, gdy niemal ca�� tw�rczo�� dramatyczn� - z wyj�tkiem Szewc�w - b�dzie ju� mia� poza sob�. W li�cie z 26 sierpnia 1927 roku doradza Wierci�-skiemu, kt�ry w�a�nie zerwa� z Redut� i pasjonuje si� awangard�, czym z nowej tw�rczo�ci warto by si� zainteresowa�. "Co do autor�w polskich, to jest ich bardzo ma�o" - pisze; wymienia tylko zapomniane dzi� sztuki Andrzeja Rybickiego i gar�� nazwisk awangardy poetyckiej (Stern, Wat, Przybo�, Peiper, Kurek, Brz�kowski), lecz poza pr�bami Brz�kowskiego, Peipera i Przybosia chodzi mu chyba o kontakty osobiste lub o sztuki nigdy nie napisane. "Co do obcych, to przede wszystkim Sonata widm Strindberga [...]. Ma�o znam obc� literatur�. Ale z niemieckich Goli Iwan, Hasenclever, Kaiser, Unruh, Bronnen, Paul Kornfeld (Wiede�)." Dorzuca jeszcze Syn-ge'a ("jedn� rzecz Goi�a i jedn� Synge'a mam t�umaczone, ale nie autoryzowane"), 0'Nerlla ("nie znam, ale m�wi�, �e �wietne rzeczy") i oczywi�cie Kr�la Ubu, z zabawnie dzi� brzmi�c� wzmiank�: "zapomnia�em autora".
Ta lista nie wymaga komentarza. Lecz wnioski, jakie chcia�by ju� wyci�gn�� czytelnik, s� tylko cz�ciowo trafne. Witkacy by� ekspresjonist� - i nie by� zarazem. Czy jednak m�g� nim by� - w Polsce dwudziestolecia? Jego k�opoty z poleceniem Wierci�skiemu jakiej� ekspre-sjonistycznej polskiej sztuki z owych lat wydaj� si� niezmiernie charakterystyczne. Co bowiem mia� proponowa�? Grafoman�w ze "Zdroju"? Ko�tu�skie, cho� efektowne Mi�osierdzie Rostworowskiego? Naiwny pacyfizm �mierci na gruszy Wandurskiego, blade echo pacyfizmu niemieckiego, kt�ry w Polsce nie dotyka� �adnej j�trz�cej rany?
Z k��bu, jakim jest sprawa Witkacego, wyci�gn�� teraz trzeba now� nitk�.
Wyobra�my sobie spory kraj gdzie� w �rodku Europy, kt�ry po kilku wiekach mniej lub bardziej szumnej przesz�o�ci przestaje istnie� jako pa�stwo i na przesz�o sto lat zapada w sen zimowy. P�askie pola, cha�upy kryte s�om�, ch�opski w�zek na rozmok�ych drogach; ma�e, senne miasteczka, kocie �by na rynku, czarne �ydowskie cha�aty i sutanna ksi�dza proboszcza; znowu pola, stado kr�w, topole nad stawem, bia�y dworek w�r�d drzew. W dworku na �cianach ciemne w�sate portrety: pradziad - oficer napoleo�ski, dziad - powstaniec z 1830 roku, ojciec - powstaniec z 63-go; przy lampie naftowej m�odzieniec z wypiekami na twarzy czyta ostatnie zdania powie�ci pana Sienkiewicza, i� nie ma takowych termin�w, z kt�rych by si� przy boskich auxiliach podnie�� nie mo�na. Na Zachodzie kwitn� i upadaj� mieszcza�skie fortuny, gie�da, przemys� i handel s� tematem dnia; tu w najwi�kszym mie�cie panowie w surdutach rozprawiaj� u Loursa, �e trzeba by rozwija� przemys�, szerzy� o�wiat�, rozpocz�� prac� od podstaw, ale niejakiego Wokulskiego, co z europejskim rozmachem pr�buje zorganizowa� handel perkalikami, traktuj� z pob�a�liwym lekcewa�eniem i narwaniec ten istotnie ko�czy nie najlepiej. W innym du�ym mie�cie, pe�nym dostojnych zabytk�w i narodowych pami�tek, blady inteligent �eni si� z ch�opk� i przebiera w ludowy str�j, a dziennikarze i arty�ci zje�d�aj� do chaty na weselisko, by brata� si� z ludem: bo tak trzeba, zgubi�y nas wa�nie, jeden tylko, jeden cud, z szlacht� polsk� polski lud. Na �cianach Matka Boska, Wernyhora i Rac�awice, za oknami t�tent: mo�e to wici na nowe powstanie? Rozgrywa si� w tym kraju akcja Kr�la Ubu. "W Polsce, czyli nigdzie..." Z perspektywy Francji czy Niemiec owo "nigdzie" Jarry'ego by�o najzupe�niej uzasadnione: kraina zdawa�a si� lekko zwariowana, dzika, wschodnia i w dodatku nie istnia�a na mapie.
Obrazek jest oczywi�cie migawkowy i stronniczy; co� nieco� jednak wyja�nia. Pozwala na. przyk�ad poj��, czemu Polska prawie nie przesz�a naturalizmu: musia� on pozosta� tworem w�t�ym i kr�tkotrwa�ym w kraju, gdzie nie znano ani silnego mieszcza�stwa, ani rozmiar�w prole-
16
17
Konstanty Puzyna
Wst�p
tariackiej n�dzy w metropoliach przemys�owych, ani dar-winowskiej d�ungli wielkiego kapitalistycznego miasta. Obrazek wyja�nia jednak co� jeszcze: wczesny start polskiego ekspresjonizmu. Krzyk rozpaczy i buntu, bardziej intuicyjne ni� intelektualne diagnozy sytuacji, poczucie tragizmu i bezsilno�ci, gorycz, ironia i patos - trafia�y tu na atmosfer� szczeg�lnie podatn�. Tworzy�a j� pami�� przegranych powsta�, poczucie rozczarowania i destabilizacji poszlacheckiej inteligencji, zast�j i zacofanie ekonomiczne, silne - nie gorsze ni� w Niemczech - zaplecze dramatu romantycznego oraz rozpalone do bia�o�ci marzenia o wyzwoleniu narodowym.
W pocz�tkowej fazie rozwoju ekspresjonizmu Polska �atwo wi�c dotrzymuje kroku Europie, ba, nawet j� wyprzedza w zakresie i rozmachu problematyki. Etapowi Strindberga i Wedekinda na Zachodzie odpowiada u nas Wyspia�ski, Mici�ski, Przybyszewski. Bunt tamtych zwraca si� jednak g��wnie przeciw mieszcza�stwu, nie wychodzi jeszcze poza kr�g obyczajowy; u Wedekinda spotykamy ju� wprawdzie sarkastyczne ataki na wilhelmi�ski militaryzm, zakusy imperialistyczne, kolonializm, policj� i cenzur�, pojawiaj� si� one jednak nie w dramatach, lecz w satyrycznych wierszach z "Simplizissimu�a". U nas od razu wybucha wielka problematyka narodowa i polityczna, a tak�e spo�eczna: d�wi�czy ju� w Kl�twie i Weselu, a rok 1905 odbije si� natychmiast g�uchym echem w dwu niebagatelnych preekspresjonistycznych dramatach - Kniaziu Patiomkinie i R�y. Polska antycypuje wi�c w pewnym sensie drug�, szczytow� faz� rozwoju ekspresjonizmu, kt�ra w Niemczech przypada na lata wojny � �wiatowej i lata dwudzieste. Pojawi� si� wtedy wielkie tematy tego pr�du: wojna i rewolucja, militaryzm i pacyfizm, armia i proletariat, t�um i jednostka, bezrobocie i wyzysk, wreszcie kryzys 1929 roku, momentalnie i drastycznie odbity u Brechta w Mahagonny i �wi�tej Joannie szlachtuz�w. Pojawi si� ostra walka pogl�d�w politycznych, od prehitlerowskiego nacjonalizmu Johsta po ca�� lewic� socjaldemokratyczn� i komunistyczn� z Tol-lerem i Piscatorem na czele. Pojawi si� wreszcie bogata pl�tanina nowych form wyrazu w dramacie i inscenizacji,
spontaniczna, rosn�ca z burzliwych tre�ci, jakimi kipi ta sztuka.
Tymczasem w Polsce druga faza ekspresjonizmu w dramacie - w og�le nie nast�pi. W�t�e, sporadyczne pr�by po 1918 roku b�d� ju� zdecydowanie epigo�skie: wt�rne, ja�owe i puste. Dlaczego? po tak obiecuj�cym starcie? Analiza literacka jest bezsilna wobec tych pyta�, ale rzut oka na sytuacj� kraju pozwala zrozumie�, co si� sta�o. A sta�a si� rzecz do�� paradoksalna. Polska nie prze�y�a - jak Niemcy :- wstrz�su przegranej wojny, krachu cesarstwa, st�umionej rewolucji, zamordowania Liebknechta, r�wnie ostrych walk socjaldemokrat�w z komunistami, chaosu republiki weimarskiej, widma g�odu, bezrobocia
1 niepewno�ci. Nie prze�y�a te� - jak Rosja - dwu kolejnych rewolucji, obalenia caratu, wojny domowej, interwencji, straszliwych lat g�odu, tyfusu, krwi i wyrzecze�, kt�re to lata we wczesnej sztuce radzieckiej zrodzi�y bardzo pokrewne ekspresjonistom kierunki awangardowych poszukiwa�. Polska prze�y�a jedynie - cud, o kt�ry modli�y si� pokolenia przez ca�y wiek XIX: odzyska�a niepodleg�o��, dzi�ki uk�adowi si� mi�dzynarodowych - niewielkim wysi�kiem, i co lepsze, uwierzy�a, �e j� wywalczy�a Zamiast polaryzacji postaw wszystko zaton�o w b�ogim solidaryzmie, kt�rego patronem obwo�ano tego� Wyspia�skiego, co w�a�nie w Weselu szydzi� z jego bezp�odno�ci.
Sko�czy�a si� wreszcie - s�dzono - tradycyjna patriotyczno-wyzwole�cza szarpanina narodowa: teraz rozpocznie si� sielanka, normalne �ycie normalnego pa�stwa, mo�na si� cieszy� wiosn�, mi�o�ci�, ruchem ulicznym, "miastem - mas� - maszyn�". Tak my�le� b�d� i skamandryci, i futury�ci, i tzw. krakowska awangarda, i inni. Nikt prawie - mo�e poza �eromskim - nie umie dostrzec, �e Polska Pi�sudskiego jest tworem o s�omianych nogach, �e w�tpliwe, czy w og�le na polskich terenach rozstrzyga� si� b�d� jej losy, �e wraz z rewolucj� rosyjsk� i w�oskim faszyzmem odwr�ci�a si� jaka� karta si� wiek XIX, lecz tylko pozornie pojmie Alicja w krainie czar�w. Aby sprosta� nowoczesnej �wiadomo�ci politycznej ca�^ stwa - jak�e� tego ��da� w tym
2 - Dramaty t. I
19
Wst�p
Konstanty Puzyna
18
-legionowym Ciemnogrodzie, gdzie nie�mia�y projekt reformy rolnej upada jako bolszewizm, gdzie do 1939 roku dum� armii stanowi kawaleria, gdzie prasa obwo�uje gor-szycielem nieszcz�snego Boya za to, �e domaga si� prawa do rozwod�w, gdzie z ca�� wiar� g�osi si� has�o: "Morze i kolonie to pot�ga Polski." Kolonie!
Kto�, kto to wszystko dostrze�e, b�dzie tak spo�ecznie samotny w swej �wiadomo�ci, �e pozostanie mu tylko w�ciek�a, groteskowo-deformacyjna drwina, kamuflowana "przysz�o�ciow�" fantastyk�. "Nic nie mog�o zachwia� naszego kraju w jego heroicznej obronie idei narodowo�ci w dawnym, przedhistorycznym nieomal, to jest dziewi�tnastowiecznym stylu, przed zalewem V czy VI (najstarsi ludzie nie pami�tali) Mi�dzynarod�wki. A syndykalizm, czy robotniczy, sorelowski, czy ameryka�sko-faszystowsko-
-inteligencki, to wcale nie taka �atwa sztuka do przeprowadzenia. Ile� to czasu up�yn�o od tych czas�w! Polska jak zawsze by�a "odkupicielk�", "przedmurzem", "ostoj�" - na tym przecie od wiek�w polega�a jej historyczna misja. Sama dla siebie by�a niczym." I z tej drwiny wybucha� b�dzie krzyk protestu bez nadziei, krzyk rozpaczy "ostatniego indywidualisty": "Ja nie mam zamiaru by� tym wytw�rc� wzmacniaj�cych zastrzyk�w dla zdychaj�cych narodowych uczu� czy degeneruj�cych si� spo�ecznych instynkt�w, tych wymieraj�cych robak�w na resztkach zgni�ego �cierwa wspania�ego bydl�cia z dawnych wiek�w!" A r�wnocze�nie zal�ni co� mo�e tragicznie j szego jeszcze - autodrwina: "O, wstr�tny by� ten przeci�tny inteligent polski owych czas�w! Lepsi ju� byli nawet wysokiej marki dranie lub po prostu t�um... w kt�rego zwojach i skr�tach czai�a si� z�owroga, bezlitosna przysz�o�� prze�ytych warstw ludzko�ci." To Witkacy.
Takiego Witkacego cz�ciowo tylko odnajdziemy w dramatach. Zobaczymy go w pe�ni dopiero w ostatnich utworach: Szewcach i Nienasyceniu. Ale jest to najwi�kszy Witkacy, ten, kt�rego przeoczaj� nasi "nowocze�ni", szukaj�cy recept na awangardowo�� formaln�: Witkacy z podniesion� przy�bic�, jedyny polski ekspresjonista "drugiej fazy", dor�wnuj�cy swoim europejskim r�wie�nikom drapie�no�ci� widzenia, a przewy�szaj�cy ich perspektyw� filozoficzn� i �wiadomo�ci� proces�w socjologicznych i po-
litycznych, kt�re nast�pi� za lat kilka, kilkana�cie, kilkadziesi�t. Do tych, kt�re dzi� dopiero ujawniaj� si� w ca�ej pe�ni, jeszcze powr�c�. Na razie zosta�my przy sanacyjnej Polsce w krzywym zwierciadle Nienasycenia.
"Sz�a jako� praca, ale co to by�o au fonds des jonds, nikt nie wiedzia�. Idea pa�stwowo�ci jako takiej (i innych wynikaj�cych st�d z�udze�) dawno przesta�a by� wystarczaj�cym motorem najprostszych. nawet po�wi�ce� i rezygnacji z indywidualnej �winiowato�ci. A jednak wszystko sz�o jak�� tajemnicz� inercj�, kt�rej �r�d�a daremnie doszuka� si� chcieli ideolodzy pozornie rz�dz�cej partii: Syndykatu Zbawienia Narodowego. Wszystko dzia�o si� pozornie - to by�o istot� epoki [...]. Pozorni ludzie, pozorna praca, pozorny kraj..." "Polityczne t�o tego wszystkiego by�o chwilowo zbyt dalekie. Ale co� sun�o z mrocznych g�r niewiadomego, jak lodowiec. Ma�e, spieszne, nie maj�ce tyle czasu co on lawinki tworzy�y si� po bokach, ale nikt nie zwraca� na nie uwagi. M��w stanu wszystkich partii, kt�re zatraci�y sw� dawn� odr�bno�� w og�lnym, sztucznym, pseudof aszystowskim bezideowym au jond dobrobycie, ogarn�a nie znana dot�d w kraju szeroko�� pogl�d�w i beztroska, granicz�ca ju� z jakim� zidioceniem na weso�o. [...] W og�le poza Polsk� o narodach nikt nie m�wi�. Ostatnie wyniki antropologii by�y z tym zreszt� w zgodzie."
Ta wizja og�upia�ego spo�ecze�stwa, gdzie wszystko stoi na pozorach i nikt nie zdaje sobie sprawy z rzeczywistej sytuacji - wizja z roku 1927 - jest godna Wesela; i nie bez powodu w Szewcach aluzje do Wesela powracaj� nawet w ostatniej �piewce Gn�bona Puczymordy, w kt�rej �atwo uchwyci� stylizacj� na widmo Hetmana ("A buciska te czerwone / Oczy straszne, wywalone / Takim jest i takim b�d�"). Przewy�sza jednak Wesele przera�liwie jasna �wiadomo�� Witkacego, czym si� sko�czy sanacyjna sielanka. "Przyszed� czas, kiedy wyspa szcz�liwo�ci zacz�a si� dziwnie zw�a�, je�eli nie fizycznie na razie, to moralnie. Mimo �e kraju nie uby�o ani pi�dzi, zdawa� si� by� coraz to mniejszym skrawkiem, zalewanym woko�o rozpalon� magm�. Cz�onkom Syndykatu gorza�y pi�ty, ale jeszcze si� trzymali. W imi� czego? Nie wiedzia� nikt - nie by�o gdzie ucieka� w razie czego."
2"
21
20 Konstanty Puzyna
Nazwanie Witkacego Pi�tym Wieszczem by�oby pomys�em z�o�liwym. I fa�szywym: nie mia� takich ambicji. Lecz jego narodowe proroctwa sprawdzi�y si� znacznie dok�adniej ni� wr�by ksi�dza Piotra. Sprawdzi�y si� we Wrze�niu. Dopiero podczas okupacji zacz�to zdawa� sobie spraw�, �e fantastyczna historia generalnego kwatermistrza Kocmo�uchowicza przeros�a nagle w rzeczywisto��.
Sk�d jednak�e u Witkacego �w bezlitosny wzrok outsi-dera? Kultur� intelektualn� mia� rozleg�� i jak na polskie stosunki wyj�tkowo nowoczesn�: studiowa� Whiteheada i Russella, Husserla, Carnapa, zachwyca� si� Picassem i Strawi�skim, czyta� Spenglera i Freuda, przyja�ni� si� z Ma�inowskim, Chwistkiem, Szymanowskim, Kotarbi�skim, Corneliusem, wiele podr�owa� przed pierwsz� wojn� - ale to wszystko sprawy nie wyja�nia. I sk�d r�s� jego ekspresjonizm, skoro nie by�o dla� atmosfery w polskiej pozornej sielance lat dwudziestych? Odpowied� nasuwa dopiero rosyjski epizod biografii Witkiewicza.
Bo w�a�nie w Rosji Witkacy ujrzy przypadkiem twarz XX wieku. Na wie�� o wybuchu wojny przybywa do Petersburga z Australii, gdzie towarzyszy� Malinowskiemu w jakiej� ekspedycji naukowej. Zg�asza si� do wojska - jest poddanym rosyjskim, uwa�a to za sw�j obowi�zek. Ko�czy carsk� szko�� oficersk� i dzi�ki protekcji stryja dostaje si� do paw�owskiego pu�ku lejbgwardii, roj�cego si� od "bia�ej" arystokracji. Atmosfera �ycia tego pu�ku, rozwydrzenie pijackie, orgie seksualne, ca�e "apres nous le deluge", wielki rosyjski dekadentyzm, o kt�rego rozmiarach i klimacie ma�e ma si� w Polsce poj�cie - od-ci�nie niezatarte pi�tno na wszystkich jego utworach. Gdzie� tutaj w�a�nie ko�cz� si� tradycje - zaczyna si� Witkacy.
Na inspiracje literackie Mici�skiego, Przybyszewskiego, Wedekinda, na niewinne pija�stwa m�odopolskiej bohemy krakowskiej i zakopia�skiej - nak�ada si� teraz, kala-stroficzne i spotwornia�e, nowe do�wiadczenie pisarza. Nie tylko z literatury wyrastaj� przecie� wieczory u ksi�nej
Wst�p
Ticonderogav perwersyjna Persy Zwier�ontkowskaja, likwidacja bojar�w w Janulce, atmosfera Macieja Korbowy, filozoficzne dyskusje przeplatane orgiami, pijatyk� i narkotykami, ci�g�e rosyjskie zwroty i makaronizmy w rodzaju "obszczaja rukopasznaja schwatka", "papojka a la manier� russe", czy dolegliwo�� markiza di Scampi "zwana w rosyjskiej gwardii "suchostoj"". Fascynacja Witkacego' jest tym wi�ksza, �e wychowa� si� w bogobojnej Galicji i �e woko�o trwa wojna i narasta rewolucja, co w �rodowisku paw�owskich oficer�w podsyca jeszcze stan rozprz�enia i "naplewatielstwa". Rytard wspomina, �e Witkacy przez ca�e �ycie wraca� pami�ci� do tego okresu jak do niewyczerpanej kopalni prze�y� i anegdot: nie brak�o w�r�d nich nawet s�ynnej zabawy w kuku�k�, strzelania do luster oraz zbiorowego wyczynu erotycznego na pewnej "wspania�ej dziwie arystokratycznej", kt�rej si� to zreszt� podobno bardzo podoba�o. Ale wstrz�s, jakiego doznaje Witkacy, ma nie tylko charakter obyczajowy - tak�e historiozoficzny, katastroficzny, klasowy: ca�e to �rodowisko mniej lub bardziej �wiadomie prze�ywa swoje ostatnie dni Pompei. St�d szydercza tragigroteska w Witka-cowskim dekadentyzmie. "Prze�ycia bandy zdegenerowra-nych by�ych ludzi na tle mechanizuj�cego si� �ycia" -r-tak sam okre�li p�niej temat swej pierwszej sztuki, Macieja Korbowy.
To dopiero uwertura, pocz�tek rosyjskich do�wiadcze�. Carskiego oficera dosi�ga z kolei przeczuwana rewolucja. ;;Z opowiada� o tym makabrycznym dla niego okresie - pisze Rytard - dowiedzia�em si�, �e by�y to dwa najci�sze i najstraszliwsze lata w jego �yciu - ci�g�e ukrywanie si�, wymykanie i wykr�canie od �mierci, czyhaj�cej zza ka�dego w�g�a." Lecz nic ju� nie m�wi Rytard o innym fakcie - mo�e Witkacy opowiada� o nim nie lubi�. Ot� w jaki� czas po wybuchu rewolucji �o�nierze pu�ku Witkiewicza wybieraj� go - komisarzem politycznym.* Ten dow�d zaufania masy �o�nierskiej nie by� oczywi�cie glejtem bezpiecze�stwa: w zrewoltowanym t�umie by�ym
* Co prawda, wg innej wersji - tylko dow�dc� roty. Ustali�, jak by�o, na razie nie spos�b. Jedno natomiast wydaje si� ju� pewne: obie wersje dotycz� rewolucji lutowej, a nie pa�dziernikowej. (Przyp. aut. do II wydania.)
22
Konstanty Puzyna
23
Wst�p
bia�ym oficerom nawet na takich stanowiskach grozi� co chwila samos�d. Nie bez powodu Lenin w r. 1919 wyda� musia� specjalny dekret zapewniaj�cy wzgl�dn� ochron� oficerskim "wojenspecom". Ale na przewra�liwionym Wit-kiewiczu to zaufanie pozostawia �lad silniejszy, ni� on sam chcia�by mo�e przyzna�. Cz�owiek, kt�ry wraca do Polski w roku 1918, nie jest komunist�. Ale nie jest te� zwyk�ym by�ym oficerem carskim, kt�ry ocala� z katakli-
zmu.
Witkacy widzi teraz �wiat z zupe�nie nowej perspektywy - obcej zar�wno polskiej, jak francuskiej awangardzie tych lat. Nie chodzi wy��cznie o znajomo�� spraw rewolucji i kontrrewolucji, o dostrzeganie pewnych prawid�owo�ci proces�w politycznych i spo�ecznych, kt�rym zaskakuje Witkiewicz nawet dzisiaj, cho� diagnozy s� groteskowo zdeformowane i nieraz splecione z zupe�nie fantastycznymi wywodami. Nie chodzi te� o j�zyk, w kt�rym cz�sto pobrzmiewa �argon polityczny lewicy tamtych lat, ani o tematy dysput bohater�w, gdzie m�wi si� o syn-dykalizmie, anarchizmie, faszyzmie, liberalizmie, demokracji, ani wreszcie o groteskowe Witkacowskie typy, cz�sto �wiadomie charakteryzowane klasowo - bur�uj, kapitalista, proletariusz, arystokratyczny dekadent - w bardzo podobny spos�b, jak to czyni r�wnocze�nie m�oda awangarda radziecka. Ma z ni� zreszt� Witkacy wiele pokrewie�stw tak�e w zakresie ekspresjonistycznej stylistyki - zar�wno z Nagim rokiem Pilniaka i wczesnym Erenbur-giem, jak z �a�ni� i Pluskw� Majakowskiego - a na jego teoriach teatralnych i plastycznych zna� r�wnie� pi�tno rosyjskich konstruktywist�w.
Nie chodzi jednak o to. Ani o podkre�lanie, �e arty�ci po rewolucji b�d� mieli opiek� i mecenat pa�stwa, co dla awangardysty w Polsce, otoczonego - jak cz�sto z gorycz� stwierdza Witkacy - niezrozumieniem, lekcewa�eniem lub drwin�, by�o niew�tpliwie argumentem za rewolucj�, w dodatku potwierdzonym ju� praktyk�, czego Witkiewicz nie tai: o genialnym ultranowoczesnym muzyku Tengierze z Nienasycenia, kt�ry zdaje si� by� po-czwarn� krzy��wk� ojca Ubu z Karolem Szymanowskim, powiada, �e "zawzi�a si� na� ca�a wsp�czesna krajowa muzyka [...], uniemo�liwiano mu w spos�b oficjalny po-
rozumienie si� z bolszewick� zagranic�, gdzie m�g�by jeszcze za �ycia znale�� uznanie". Lecz wszystko to s� marginalia zagadnienia. Wa�niejsze, �e rewolucja staje si� dla Witkiewicza czym� nieuchronnym, wi�cej: koniecznym - a r�wnocze�nie katastrofalnym, bo przy�pieszaj�cym mechanizacj� spo�eczn�, kres wielkich indywidualno�ci. Przyspieszaj�cym jednak, a nie powoduj�cym -'to warto podkre�li�: diagnoza Witkiewicza si�ga g��biej, rewolucja stanowi dla� tylko ogniwo w znacznie og�lniejszych procesach.
Analiza ca�okszta�tu pogl�d�w politycznych Witkiewicza wymaga�aby osobnej rozprawy. Jest na razie zbyt trudna i wypadnie j� chyba pozostawi� nast�pnej generacji. Nie ma obawy zreszt�: Witkacy wy�ywi jeszcze kilka pokole� badaczy. Dla zrozumienia jego dramaturgii, gdzie tkanka polityczna jest znacznie w�tlejsza i mniej istotna ni� w powie�ciach, wystarczy u�wiadomi� sobie samo rozdarcie polityczne Witkiewicza: �wiadomo�� konieczno�ci i zw�tpienie o jej sensie. "Ludzie teraz, to tylko wy - to ka�dy wie - m�wi w Szewcach pod adresem Czeladnik�w. - Ale z drugiej strony nie wierz� ju� w to nowe �ycie, kt�re stworzy� macie wy - oto moja tragedia jak na patelni." "A do tego - dodaje w Po�egnaniu jesieni - z jednej strony nie mog� znie�� k�amstw dzisiejszej demokracji razem z jej r�wnym startem dla wszystkich, parlamentaryzmem, niby-r�wno�ci� wszystkich wobec prawa i'tak dalej, a z drugiej strony - nic, ale to nic mnie nie obchodzi los klas pracuj�cych i walka ich z md�� demokracj�, kt�ra dopiero si� zaczyna." Lecz czy naprawd� nic go nie obchodzi, skoro wci�� my�li o tym i m�wi w powie�ciach, skoro tak bardzo chce od tych spraw uciec w teorii sztuki, filozofii, postulatach Czystej Formy?
Nie, Witkacemu nie zawsze mo�na wierzy� na s�owo, cho� wci�� przecie� interpretuje sam siebie, referuje i komentuje w�asne idee, my�li, odczucia, i to przewa�nie zaskakuj�co trafnie. Mi�dzy pe�n� samo�wiadomo�ci� i na p� �wiadomym ok�amywaniem siebie, mi�dzy demaskowaniem rzeczywisto�ci i konstruowaniem sztucznych raj�w, mi�dzy buntem i ucieczk� - mie�ci si� tw�rczo�� Witkiewicza. W konkretnych scenach z dramat�w lub powie�ci wida� zupe�nie jasno, cho� w groteskowo zdemo-
25
24
Wst�p
Konstanty Puzyna
nizowanych wymiarach, jaki �wiat ginie, gnije, degeneruje si�: "formacja bur�uazyjna", "byli ludzie", sfery arystokracji, finansjery, dyplomacji, cyganerii artystyczno-nauko-wej, oddaj�ce si� "szata�skim" orgiom w oczekiwaniu potopu. W teorii sztuki i w historiozofii Witkiewiczowskiej ^ rozrasta si� to w zag�ad� wszelkiej kultury.
^ �y� w tego typu psychozie nie jest oczywi�cie �atwo. Tote� Witkacy w�asny wewn�trzny niepok�j i -niedosyt przekszta�ca z kolei w teori� nienasycenia metafizycznego: i szuka metafizycznych wstrz�s�w, kt�re by pozwala�y zapomnie� o �wiecie, prze�y� w nag�ym ol�nieniu, bezpo�rednio, prawie mistycznie - indywidualn� Tajemnic� Istnienia. Kiedy� takich prze�y� dostarcza�a ludziom religia; dzi� dostarczy� ich mo�e tylko sztuka, erotyka, alkohol, narkotyki - chocia� i tego nie na d�ugo wystarczy, bo wraz ze wzrostem cywilizacji zanikaj� same uczucia metafizyczne. Ten nieco wy�wiechtany dekadentyzm podnosi Witkacy do rangi wyznania wiary, drwi�c ze� r�wnocze�nie z pozycji i dekadent�w, i nadchodz�cej "masy". Zarazem ca�� spraw� Prze�ywania Tajemnicy Istnienia jako Jedno�ci w Wielo�ci (wszystko z du�ej litery) usilnie stara si� zabsolutyzowa�, "steoretyzowa�" w rozprawach filozoficznych i estetycznych. Poniewa� ca�e kawa�y tych rozpraw z ich dyskursywnym, teoretycznym j�zykiem pakuje bez ceregieli do powie�ci i dramat�w, powstaje stop zupe�nie niepowtarzalny: elementy co chwila dezawuuj� si� wzajemnie, �wiat dramaturgii demaskuje filozofi�,' filozofia przekre�la �w �wiat. Gra sprzeczno�ci ro�nie w potworn� grotesk�, z kt�rej nie ma ju� wyj�cia.
Oto korzenie samotnego ekspres j onizmu Witkacego. Majacz� ju� jego g��bsze �r�d�a: �wie�e do�wiadczenia i subli-macja metafizyczna, z jakich ro�nie. Tylko co pocz�� z nimi w Polsce lat dwudziestych, gdzie aura radosnego rozmachu czyni je niezrozumia�ymi nawet dla awangardy? Bli�szy jej jest konstruktywizm i futuryzm od tej pesymistycznej historiozofii: trzeba budowa� odzyskane pa�stwo, "burzy� muzea" tradycji, jak chcia� Marinetti, konstruowa� maszyny, miasta, szklane domy, now� poezj� pracy. �atwo uchwycimy ten ton u Peipera, u wczesnego Przybosia. A jest w tej orientacji tak�e pokusa intelek-tualizmu, Witkacy za� jest umys�em a� nadto intelektuali-
stycznym: nawet w�asny ekspresjonistyczny krzyk obrze�a zazwyczaj ironi� i trze�wo formu�uje jego teoretyczne zaplecze. Ma te� kult dla logiki, fizyki, matematyki, wysoko ceni spekulacj� filozoficzn�, my�lenie poj�ciowe. Zanim Tengier w Nienasyceniu oszo�omi Zypcia huraganem "potwornej" muzyki, zastrzega si� Genezyp: "Ale ja musz� to wiedzie� w poj�ciach, a to ca�kiem co innego."
Zjawia si� przy tym pokusa ucieczki - od w�asnych niedawnych prze�y�, od tego, co si� wie, od rzeczywisto�ci - w sfer� konstrukcji abstrakcyjnych, w teori� Czystej Formy. Zreszt� s�owa "ekspresjonizm", "formizm", "futuryzm", "konstruktywizm" w latach dwudziestych nieraz bywaj� wymienne, oznaczaj� po prostu awangard�, now� sztuk�. Rozbie�ne orientacje warz� si� jeszcze we wsp�lnym kotle; ich wyznawcy k��c� si� czasem zajadle, lecz zwykle przeocz� j � istotne sprzeczno�ci. To my dopiero zaczynamy je klasyfikowa�, to dla nas absurdalny wydaje si� fakt, �e krakowscy formi�ci sami nazywali si� tak�e "polskimi ekspresjonistami", co jest w�a�ciwie zupe�nym pomieszaniem poj��. Dla Witkacego nazwy te mia�y pewno inne znaczenia. Jego zdrada by�a wyt�uma-czalna, cho� poci�gn�a za sob� niema�e konsekwencje.
Witkacy zdradza bowiem ekspresjonizm z krakowskim formizmem. ��czy si� z t� grup� wkr�tce po powrocie do kraju, staje si� jej czo�owym teoretykiem i reprezentantem. Unia wydaje si� szcz�liwa i dla autora Kurki Wodnej: lata owe to lata jego niebywa�ej p�odno�ci. Mi�dzy rokiem 1918 i 1926 wyrzuca z siebie trzydzie�ci kilka dramat�w, trzy ksi��ki teoretyczne o malarstwie i teatrze Czystej Formy, ponadto maluje, dyskutuje, wyg�asza odczyty, odgryza si� polemistom. Otacza si� wirem spor�w, niech�ci, uwielbie�, skandali i plotek, wy�ywa si� ca�� swoj� nerwow�, przewra�liwion� natur�. Wystawia obrazy, teatry graj� jego sztuki - cz�ciej ni� nam si� dzisiaj mo�e wydawa� - dyskutuj� z nim wszyscy: Rostwo-rowski i Stern, Irzykowski i Kleiner, Boy i Breiter, Chwi-stek i S�onimski. Ma wi�c wcale du�� popularno��, lecz zblednie ona natychmiast, kiedy zacznie przygasa� for-mistyczne wrzenie.
Bo te� jest to popularno�� bardzo powierzchowna, formalna, dotycz�ca nowych recept na sztuk�, nie nowych
26
27
Konstanty Puzyna
jej tre�ci. Nowych tre�ci u Witkiewicza nikt prawie jeszcze nie dostrzega. Ponawiaj� si� natomiast zarzuty, �e tre�ci w jego sztukach jest zbyt wiele w stosunku do teorii Czystej Formy, �e teoria rozmija si� z praktyk�, �e- to ja�owe doktrynerstwo, �e sprzeczno�ci. Pomijam oczywi�cie zwyk�e wymy�lania czy banialuki w rodzaju popularnych i dzisiaj p�inteligenckich pretensji, �e u Picassa kobieta ma oko w brzuchu. Sk��cenie teorii z praktyk� jest jednak niew�tpliwe: Witkacowskie teorie formistyczne wydaj� si� by� dyscyplin� sztucznie narzucon� samemu sobie przez artyst�, kt�rego spontaniczne i �ywio�owe t�sknoty maj� zgo�a inny kierunek. Wprawdzie Witkacy broni swojej Czystej Formy zajadle; tak zajadle jednak, �e trudno oprze� si� podejrzeniu, i� agresywno�ci� przes�ania - niepewno��.
A� raptem, oko�o roku 1926, p�ka formistyczny kaganiec. Czy dlatego, �e mija heroiczny okres krakowskiego formizmu, czy dlatego, �e nad polsk� sielank� gromadz� si� ciemne chmury: przewr�t majowy Pi�sudskiego, narastaj�ca fala wielkiego kryzysu 1929 roku, gro��ca ko�cem "sztucznego dobrobytu", opartego na ameryka�skich kredytach? Zapewne wchodz� tu w gr� tak�e inne, spl�tane przyczyny. Witkacy w�a�ciwie porzuca teraz teatr, podobnie jak malarstwo, cho� portrety dla zarobku b�dzie jeszcze i p�niej produkowa�; porzuca te w�a�nie dyscypliny, w kt�rych w�asn� praktyk� podbudowywa� tak usilnie teori� Czystej Formy. Bierze si� do powie�ci. W roku 1925 zaczyna pisa� Po�egnanie jesieni, wydaje je w 1927 i zasiada do Nienasycenia. Teori� Czystej Formy na tym terenie po prostu wymija: stwierdza, �e nie obowi�zuje ona w powie�ci, poniewa� powie�� jest zbyt d�uga, nie dzia�a bezpo�rednio, jak sztuka, obraz czy poemat. Nie przychodzi mu do g�owy, �e mo�na napisa� kr�tk� powie��, nie d�u�sz� od sztuki.
Brak tego prostego spostrze�enia �wiadczy, �e wyja�nienie jest wykr�tem. Lecz tego w�a�nie trzeba Witkacemu: odrzucenia balastu w�asnej estetyki, stwierdzenia, �e powie�� nie jest dzie�em sztuki, mo�e by� zatem wszystkim, "pocz�wszy od apsychologicznej awantury, przedstawionej od zewn�trz, do czego�, co mo�e graniczy� z traktatem filozoficznym lub spo�ecznym". Teraz, uwolnione z p�t
Wst�p
Czystej Formy, buchnie to, co Witkacy ma naprawd� do powiedzenia: w�ciek�a, ekspres j onistyczna groteska poli-tyczno-spo�eczna, po��czona z katastroficznym traktatem i - krzywym oczywi�cie - zwierciad�em obyczaj�w. W powie�ci - wyzna ca�kiem jawnie - "g��wn� rzecz� jest tre��, a nie forma".
Nowa zdrada wyda� si� mo�e zabawnie naiwna. Tym bardziej, �e Witkacy pisze w tym czasie r�wnie� Szewc�w, w analogicznej ju� jak powie�ci poetyce, cho� r�wnocze�nie utrzymuje: "nie zmieni�em nic a nic pogl�d�w estetycznych, i filozoficznych, tylko przeciwnie, rozwin��em je" (Odpowied� i spowied�, "Linia" 1931, nr 3). Ale ta nowa zdrada jest heroiczna. Jest aktem determinacji, jest odnalezieniem siebie. �wiadczy, �e ucieczka w sztuczne raje formizmu nie wytrzyma�a pr�by. Nie zdusi�a l�ku ani buntu wobec rzeczywisto�ci, cho� pr�bowa�a je zd�awi�. Przynios�a jedynie to, co marzenia senne: poprzez przesuni�cia i obronne przebrania uczu�, pragnie� i l�k�w stworzy�a - jak rzek�by stary Freud - zast�pcze zaspokojenie.
W formistycznym okresie lat 1918-1926 powstaje prawie ca�a dramaturgia Witkiewicza. Mierzy wysoko: ma by� pr�b� - podobnie jak malarstwo - odrodzenia w sztuce zanikaj�cych uczu� metafizycznych poprzez d��enie do Czystej Formy. W zale�no�ci od stopnia zbli�enia do tego idea�u Witkacy oznacza swoje sztuki gwiazdk� lub krzy�ykiem. Traktuje wi�c je troch� doktrynersko, niemal jako egzemplifikacje s�uszno�ci teoretycznych tez; m�ci si� to czasem na samych sztukach, daj�c im posmak wymuszo-no�ci, braku wdzi�ku lub - paradoksalnie - niedopracowani