5780

Szczegóły
Tytuł 5780
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5780 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5780 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5780 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Adam Wi�niewski-Snerg Dzikus HORDA to po��czona wi�zami rodowymi gromada dzikich ludzi (m�czyzn, kobiet, starc�w i dzieci), kt�ra wzorem pierwotnych plemion przedziera si� w przestrzeni wype�nionej zabudowaniami bezludnej cywilizacyjnej d�ungli. Zamiast g�szczu drzew ziemi� pokrywaj� architektoniczne cuda wzniesione przez konstruktor�w przysz�o�ci. Mieszka�c�w nie ma, wi�c nikt nie wie, jak sterowa� skomplikowanymi urz�dzeniami. Pokolenia hordy walcz� o �ycie w tajemniczych warunkach. Pustka dom�w i ulic w zestawieniu ze sprawno�ci� dzia�aj�cych wsz�dzie mechanizm�w urbanistycznych tworzy osobliwy klimat dla koczuj�cej gromady. Pytanie "Dlaczego las jest ogromny, gro�ny i bezludny?" - jak kiedy� dla cz�owieka urodzonego w d�ungli - nie ma sensu. 1 Urodzi�em si� na peronie metra, a wi�c w scenerii niezwyk�ej dla takich wydarze�. To mo�e niewiarygodne, lecz od pierwszej chwili, gdy otworzy�em oczy, mia�em �wiadomo�� istnienia i my�la�em o wszystkim przytomnie - jak cz�owiek dojrza�y psychicznie. Od razu sta�em si� krytycznym obserwatorem wypadk�w, z czego przecie� nie wynika, �e czu�em si� mniej bezradny ni� inne dziecko. Bezsilno�� moja wysz�a na jaw zaraz po urodzeniu, kiedy wyda�em z siebie dono�ny skrzek noworodka. Bo mia�o to by� ostre przekle�stwo, bezkompromisowe w ocenie odkrytej rzeczywisto�ci i r�wnocze�nie bardzo niesprawiedliwe, wprost pod�e, ale nawet ono nie by�o do�� mocne do wyra�enia grozy doznanego wstrz�su. Na marmurowej p�ycie obok matki le�a�a te� moja male�ka siostrzyczka. Dzi�ki niej nie musia�em zagl�da� do lustra, by mie� poj�cie o w�asnym wygl�dzie. Spuchni�ta i sina twarzyczka uk�ada�a si� do p�aczu, czym dawa�a wyraz niezadowolenia z losu. Po�rodku swego brzuszka widzia�em kikut przegryzionej p�powiny, a po obu jego stronach - male�kie n�ki, dr��ce z zimna nieforemne ko�czyny, kt�re protestuj�c przeciwko nieludzkim warunkom �a�osnymi podrygami kopa�y powietrze. To by� koszmar! Wszystkie si�y zmobilizowa�em w rozrywaj�cym p�uca wrzasku: nie chc�! Poza nami na peronie nie by�o nikogo. Nikt te� nie wyjrza� przez okno wagonu ani nawet z przedzia�u motorniczego, kiedy mija� nas pierwszy elektryczny poci�g. W odpowiedzi na m�j krzyk us�ysza�em pisk hamulc�w i szum szeregu przesuwanych drzwi drugiej automatycznej jednostki. Podstawiona na miejsce poprzedniej, nim ruszy�a dalej, przez kilkana�cie sekund trwa�a w ciszy i bezruchu, jakby zas�uchana w nasze rozpaczliwe g�osy. Z okien bi�a jasno��, otwarte wej�cia zaprasza�y do przedzia��w, wolne �awki czeka�y na pasa�er�w - metro funkcjonowa�o regularnie, pomimo braku obs�ugi. Z tunelu o�wietlonego tablicami wielkich reklam co kilka minut rozlega� si� ha�as i na zwolniony tor przy pustym peronie wje�d�a� nowy poci�g. Wagony l�ni�y czystymi lakierami, ich wahad�owy ruch trwa� nieprzerwanie i najwyra�niej nikomu nie s�u�y�. Ch��d peronowej p�yty przenikn�� mnie ju� na wskro�, gdy w dali ukaza�o si� kilku zagadkowych ludzi. Najpierw rzuci� mi si� w oczy osobliwy fakt, �e wszyscy byli nadzy, jak moja nieprzytomna matka, kt�ra r�wnie� nie mia�a na sobie �adnego ubrania. Przybysze zdumiewali te� swoim zachowaniem: chocia� z g�rnego przej�cia mogli zjecha� po prostu ruchomymi schodami - aby wynie�� nas z metra, zeszli na d� po konstrukcji wspieraj�cej reklamy. Ta karko�omna wspinaczka, zw�aszcza przy transporcie matki, wymaga�a ma�piej zr�czno�ci i si�y, ale wida� w przekonaniu nudyst�w wygodna jazda ruchomymi schodami nie wchodzi�a w rachub�. Po wyj�ciu z podziemia na zalany ostrym �wiat�em chodnik nasi wybawcy skierowali si� w stron� pobliskiego placu. Na poziomie jezdni by�o upalnie. W perspektywie jasnej ulicy sta�o wiele wysokich gmach�w. Patrz�c ponad ramieniem nios�cego mnie m�czyzny, zagl�da�em do mijanych po drodze sklep�w. Nigdzie nie widzia�em ludzi. Zobaczy�em ich dopiero po�rodku placu, skupili si� tam w licznej gromadzie m�czyzn, kobiet, starc�w i dzieci. Jedni le�eli na asfalcie w cieniu pobliskiego wie�owca, inni siedzieli na stopniach wysokiego gmachu. Wszyscy byli nadzy i tak bardzo opaleni, czy mo�e raczej brudni, jakby od urodzenia nie u�ywali myd�a. Porozumiewali si� ruchami r�k pomagaj�c sobie przy tym gard�owymi, urywanymi g�osami. Kud�ate brody, d�ugie potargane w�osy oraz gro�ne miny i gesty, a cz�sto te� t�pe spojrzenia nadawa�y im wygl�d pierwotnych dzikus�w. Zanim dotarli�my do ich obozu, kilkunastu takich nagus�w wybieg�o nam na spotkanie. Dow�dca naszej grupy powiedzia� im co� z o�ywieniem, wskazuj�c kilkakrotnie poza siebie w kierunku schod�w prowadz�cych do metra. Na jego polecenie kobiety zaopiekowa�y si� matk�, kt�ra odzyska�a przytomno�� po wypiciu wody. Ani si� spostrzeg�em, gdy czyje� twarde r�ce po�o�y�y mnie przy niej na rozpalonym chodniku - obok bli�niaczego oseska. Ci ludzie nie znali lito�ci! Czy�by byli a� tak prymitywni? Ogarni�ty przera�eniem, ponownie pr�bowa�em porozumie� si� ze swymi opiekunami i zarazem oprawcami, aby im wyt�umaczy�, do czego doprowadzi takie traktowanie, lecz zamiast wym�wi� sensowne zdanie, raz jeszcze zaskrzecza�em g�osikiem rozkapryszonego niemowlaka. Dope�ni�o to miary mojego cierpienia w tej pierwszej godzinie �ycia: najpierw mro�ony ch�odem marmurowego podziemia, potem torturowany uciskiem zrogowacia�ych d�oni, to znowu wystawiony na dzia�anie upalnego wiatru, po czym zn�w przypalany piek�cymi promieniami s�o�ca, obola�y i wyczerpany - kiedy tylko poczu�em kontakt z piersi� matki, natychmiast - jak w ostatniej nadziei ratunku - pogr��y�em si� we �nie, mimo �e siostra (pewnie te� �wiadoma nik�ej szansy przetrwania) nadal dar�a si� wniebog�osy tu� przy moim uchu. Przez pierwsze tygodnie �ycia spa�em po dwadzie�cia trzy godziny na dob�, wi�c niemal nieustannie, budz�c si� jedynie w okresach posi�k�w lub w chwilach szczeg�lnie bolesnych przykro�ci sprawianych mi przez otoczenie. Siostra przechodzi�a zapalenie p�uc, matka - szkorbut, mnie natomiast najbardziej dolega�y skutki s�onecznego pora�enia. Nast�pi� trudny czas adaptacji do surowych, niemal zwierz�cych warunk�w bytowania. O ka�dej porze dnia i nocy dooko�a placu panowa�a cisza, tym gro�niejsza dla mnie, �e z uwagi na nieustanny ruch automatycznego metra - najzupe�niej zagadkowa. Podczas dnia obszerny plac b�yszcza� w s�o�cu, kt�re �wieci�o z nieskazitelnie czystego nieba. Nigdy nie przys�ania�y go chmury. Dlatego sylwetki kilkunastu okaza�ych wie�owc�w stoj�cych poza terenem o niskiej zabudowie widzia�em zawsze ze swego sta�ego miejsca przy pomniku na tle r�nych odcieni lazuru. Od rana do wieczora d�ugie cienie tych budynk�w, jak ogromne wskaz�wki s�onecznych zegar�w, obraca�y si� po okolicy, przy czym dwa z nich w�drowa�y po nagrzanej p�ycie placu, �agodz�c skutki ca�odziennego skwaru. Najbardziej upalne by�y popo�udnia, za to nocami temperatura spada�a tak nisko, �e trudno by�oby wytrzyma� bez ubrania pod go�ym niebem. Z tego powodu nudy�ci (tak ich czasami nazywa�em w my�lach, bez przekonania by �yli nago z wolnego wyboru) noce sp�dzali przy ognisku. Rozpalali je p�nym wieczorem, po czym ciasno skupiali si� i drzemali do rana w blasku wysokich p�omieni. Widok tej dzikiej, cz�sto pijanej gromady, kt�ra liczy�a oko�o stu dwudziestu osobnik�w, nasuwa� my�l o hordzie pierwotnej. Wi�kszo�� mieszka�c�w placu, jak gdyby w obawie przed nie znanym mi zagro�eniem, stale przebywa�a na jego terenie. Widocznie dawa� tym ludziom poczucie bezpiecze�stwa. Samodzielniejsze dzieci biega�y po nim swobodnie z jednego ko�ca na drugi. Matki zajmowa�y si� tylko najm�odszym potomstwem, nosz�c je wsz�dzie ze sob� - w okolice ogniska, na rozgrzane s�o�cem stopnie, to zn�w gdy by�o zbyt gor�co, aby ukry� je w cieniu. Starcy sp�dzali czas w cieniu siedz�c na og� bezczynnie, podczas gdy zdrowi i silni m�czy�ni kr��yli po ulicach w poszukiwaniu �ywno�ci i opa�u. Nudy�ci opuszczaj�c plac uzbrajali si� prymitywnie w kije najcz�ciej od szczotek. Ze swych d�ugotrwa�ych wypraw wracali o zachodzie, niekiedy z pustymi r�koma, ale zwykle ob�adowani solidnie stolikami i krzes�ami, kt�re zaraz �amano lub rozrywano na cz�ci, aby nocami rzuca� je w ogie�. Zaopatrzeniowcy ci przynosili te� ca�e kartony gumy do �ucia, kakao i cukier w kostkach, s�one orzeszki, soki owocowe i ziarno palonej kawy, sporo czekolady oraz innych s�odyczy, ponadto torebki z jakimi� kremami w proszku, od czasu do czasu puszki zg�szczonego mleka, rzadko kiedy mi�sne lub rybne konserwy, ale niemal zawsze butelki z r�nego rodzaju alkoholem - wszystko to jednak w ilo�ci niedostatecznej do zaspokojenia potrzeb licznej gromady. Asortyment tych dostaw i ich skromna ilo�� zdawa�y si� wskazywa�, �e nasi �ywiciele omijali spo�ywcze sklepy i pl�drowali tylko ma�e dworcowe bufety i kawiarnie. Nocne ch�ody oraz choroby wywo�ane chronicznym niedo�ywieniem razem z pozosta�ymi trudami tej prymitywnej egzystencji - mimo zdumiewaj�cej, chyba wrodzonej odporno�ci moich rodak�w - bardzo im dawa�y si� we znaki, dziesi�tkuj�c ich systematycznie, zw�aszcza niemowl�ta. Kiedy po kilku dniach zmar�a moja siostra, spodziewa�em si� nieustannie, �e i mnie wkr�tce spotka jej los, bo oboje zachorowali�my r�wnocze�nie, ale potem nast�pi�y zno�niejsze miesi�ce i cho� przecierpia�em wiele niewyg�d, �agodzonych troskliwie przez matk� w granicach jej skromnych mo�liwo�ci, przecie� nadal utrzymywa�em si� przy �yciu. Sta�a opieka tej kochanej kobiety przynosi�a mi poczucie bezpiecze�stwa. Ojcem moim okaza� si� �w sprawny fizycznie m�czyzna, kt�ry wyni�s� nas ze stacji kolei podziemnej - omin�wszy ruchome schody, jakby w obawie przed ich mechanizmem. Nie od razu zauwa�y�em, �e ��czy go co� z moj� matk�, gdy� pojawia� si� przy niej sporadycznie. Przewa�nie przebywa� w mie�cie - na wyprawach organizowanych przez wodza naszej hordy. Matka natomiast, po swej samotnej i tak niefortunnej wycieczce do metra, gdzie mnie urodzi�a, nim zemdla�a na peronie, pewnie przestraszona widokiem wje�d�aj�cego poci�gu - bardzo d�ugo nie opuszcza�a placu. Ros�em w przekonaniu, �e kiedy� - gdy o w�asnych si�ach zdo�am wreszcie wyj�� do miasta - by� mo�e w jednej chwili rozwiej� si� wszystkie moje w�tpliwo�ci. Wierzy�em w taki fina� tego okropnie d�ugiego oczekiwania, na razie jednak, dop�ki raczkowa�em w promieniu ledwie kilku metr�w, nie potrafi�em zrozumie� otaczaj�cego mnie �wiata. Nigdy si� specjalnie nie zastanawia�em nad sensem osobliwego trybu wegetacji moich krewnych. Od pocz�tku najbardziej poch�ania�a mnie zagadka miasta oraz dziwnego nieba, kt�re w dzie� stale by�o lazurowe, w nocy za� nieodmiennie czarne, bezgwiezdne i bezksi�ycowe. Nieba tego pewnie te� w nocy nie pokrywa�y chmury, bo nigdy z niego nie pada� deszcz. W okolicy nie dostrzeg�em ani jednego ptaka; ponadto intryguj�cy wydawa� si� brak jakichkolwiek ro�lin - drzew, kwiat�w czy bodaj �d�b�a trawy, nic tu woko�o nie mog�o wyrosn�� - na twardej p�ycie bez skrawka gleby. Plac otacza�a komfortowa, wzniesiona w ramach ze stali i zabudowana wie�owcami oraz niskimi pawilonami, miejscami betonowa, ale z regu�y marmurowa i szklana - zupe�nie martwa pustynia. Niezliczone latarnie, zawieszone nad promenadami w�r�d kr�tych wiadukt�w, efektowne fasady dom�w w ulicach d�ugich a� do horyzontu, pokryte mozaikami b�yskaj�cymi si� cyklicznie, zasobne witryny pod ruchomymi reklamami, �wieci�y si� jasno od zachodu s�o�ca a� po �wit. Ca�y czas nurtowa�o mnie pytanie, kto tymi �wiat�ami operuje, dla kogo je gasi i zapala, a je�li nikt - to w jakim celu to dzieje si�. P�niej, kiedy nieco uros�em i mniej spa�em, baczniej zacz��em przygl�da� si� ludziom ze swego otoczenia i zrozumia�em wkr�tce, �e fa�szywie oceniam przyczyny ich zacofania. Istotnie, chocia� nie nosili ubra�, niewiele mieli wsp�lnego z nudystami. Nie byli bowiem programowymi zwolennikami powrotu do natury czy przebywania nago na �wie�ym powietrzu dla fizycznej i psychicznej higieny - co zrazu przyj��em po odrzuceniu przypuszczenia, �e co� ich zmusza�o do takiego trybu �ycia. Nie, to byli autentycznie dzicy. Odkrycia tego dokona�em z niema�ym zdumieniem w czasie jednego z posi�k�w, kt�re zawsze odbywa�y si� wieczorami, natychmiast po d�ugo oczekiwanym powrocie zaopatrzeniowc�w i po rozdzieleniu zdobyczy. Tym razem przyniesiono konserwy - w monotonnej diecie, przesyconej nadmiarem s�odyczy, rarytas rzadki zw�aszcza dla doros�ych. Wyg�odzeni cz�onkowie hordy rzucili si� na nie z wilczym apetytem. Nie nazwa�bym ich "autentycznie dzikimi" tylko dlatego, �e jedli, a raczej �arli, po prostu jak ma�py, gdy� pasowa�o to do ich manier (demonstrowanych z upodobaniem przy ka�dej okazji). Kiedy jednak spostrzeg�em, jacy byli bezradni przy otwieraniu zwyczajnych puszek (zaopatrzonych przecie� w klucze do konserw), jak je pi�owali tr�c o beton i jak t�ukli nimi o �ciany, a� do p�kni�cia blachy, raz po raz pr�buj�c na niej si�y swych z�b�w, zrozumia�em, �e ich prymitywizm jest absolutnie szczery. Bo niby dlaczego (a zw�aszcza przed kim?) mieliby udawa� idiot�w. Nast�pnym razem, gdy matka znowu mia�a k�opoty z otworzeniem puszki sardynek, dop�ty marudzi�em podniesionym g�osem, a� mi j� poda�a - w swym przekonaniu do zabawy, mnie za� chodzi�o o przeprowadzenie eksperymentu. Mia�em ju� mleczne z�by, ale nadal nie by�em dostatecznie zr�czny, podobnie jak przeci�tne dziecko w tym wieku. Walczy�em wi�c z oporem niesprawnych r�k, a szczeg�lnie palc�w: parali�owane brakiem koordynacji odmawia�y mi pos�usze�stwa, w ko�cu jednak zdo�a�em za�o�y� klucz na wystaj�cy brzeg puszki i obr�ci� nim kilkakrotnie - a� do powstania ma�ej szczeliny. Tyle wystarczy�o, matka domy�li�a si� reszty i zaskoczona - rzuciwszy mi spojrzenie pe�ne uznania - sama nawin�a na klucz pozosta�� cz�� blaszanej pokrywki zamykaj�cej dost�p do sardynek. Zaintrygowana zwr�ci�a si� zaraz do towarzyszy, aby im zademonstrowa� zastosowanie klucza. Wkr�tce wszyscy nauczyli si� otwiera� konserwy innego typu, daj�c dow�d posiadania nie wykorzystanych zdolno�ci. Autorstwo odkrycia przypisano mojej matce, ona natomiast wskazywa�a na mnie, przekonana, �e doszed�em do niego przypadkiem. Zatem moi krewni nie byli ideowymi przeciwnikami techniki ani te� urodzonymi kretynami, niezdolnymi do korzystania z �adnych jej osi�gni��. Czy�by wegetowali na niskim poziomie po prostu dlatego, �e nie znaj�c w og�le dorobku ludzkiej cywilizacji, nie umieli si� nim pos�ugiwa�? Ale kim w takim razie byli i sk�d tutaj przyszli? No i co si� sta�o z budowniczymi miasta? 2 Zaciekawiony zagadkami, niecierpliwi�em si� powolnym up�ywem czasu. Musia�em czeka� kilkana�cie miesi�cy, zanim nieco uros�em i po okresie raczkowania nauczy�em si� chodzi�, aby samodzielnie szuka� odpowiedzi. Aczkolwiek urodzi�em si�, jak s�dz�, obdarzony umys�em o bardzo du�ym wsp�czynniku inteligencji, nie mog�em jeszcze wykaza� istotnej przewagi nad moimi krewnymi, fizycznie bowiem rozwija�em si� zwyczajnie - to znaczy r�wnie wolno jak inne dzieci. Razem z nimi stawia�em pierwsze kroki i wielokrotnie upada�em. Na utrzymaniu r�wnowagi zale�a�o mi najbardziej, poniewa� im wystarcza�a zabawa przy matkach, podczas gdy ja marzy�em ju� o zwiedzaniu miasta. Mimo licznych kontuzji zmusza�em si� do wstawania z asfaltu po ka�dym upadku, a� wreszcie bez niczyjej pomocy mog�em przej�� dystans oko�o dwustu metr�w. Wtedy zaryzykowa�em zbadanie okolicy. Pewnej nocy (szczeg�lnie ciemnej i zimnej) nie zauwa�ony przez nikogo oddali�em si� od ogniska, kt�re ogrzewa�o gromad� nagich postaci. Ludzie ci najwidoczniej nie cierpieli z powodu braku odzie�y, skoro mogli spa� w takich warunkach. Poza zwartym kr�giem panowa� ch��d i p�mrok, od strony ulic akurat tej nocy dociera�o tu ma�o �wiat�a. Jasno by�o dalej - za placem, gdzie blask z witryn sklepowych obejmowa� partery i chodniki. Niezdarnym krokiem poszed�em w kierunku supermarketu. By� mo�e zaintrygowa�y mnie cyfry neonowego zegara na jego fasadzie. Ten du�y dom towarowy sta� tu� obok i by� - jak mi si� zdawa�o - nie�le we wszystko zaopatrzony, zar�wno w produkty tekstylne, jak i spo�ywcze (widzia�em je przecie� przez wystawowe szyby!), ani razu jednak nie dostrzeg�em w nim �adnych ubranych czy te� nagich klient�w. Marzy�em o znalezieniu ciep�ego okrycia na nagie cia�o, a ba�em si� niebezpiecze�stw, kt�re wed�ug relacji do�wiadczonych czai�y si� niemal w ka�dym zakamarku miasta. Od czasu, gdy opanowa�em skromny zas�b s��w j�zyka naszej hordy, matka wielokrotnie ostrzega�a mnie przed ukrytymi tam zagro�eniami. Pr�bowa�a opisa� je r�nymi sposobami, lecz nie pojmowa�em, na czym polega�y. W rezultacie fantazja podsuwa�a mi niesamowite obrazy i tym bardziej chcia�em si� z nimi zapozna�. Wyloty ulic prowadz�cych do placu oraz wszystkie jezdnie i chodniki a� po kres b��kitu nieba w dzie� przy odleg�ym horyzoncie by�y wci�� tak samo puste jak ciemne okna dom�w. Wnioskuj�c o ca�o�ci niesamowitego �wiata z obrazu jego najbli�szej okolicy, musia�em przyj��, �e mieszka�cy miasta tak czy inaczej opu�cili je albo - co nie mniej prawdopodobne - doszcz�tnie w nim wymarli. Zosta�a tylko ta bezradna i zdegenerowana gromada. Oczywi�cie, nie domy�la�em si� przyczyny wydarze�; nie pojmowa�em r�wnie�, dlaczego moi krewni przymierali g�odem, pra�yli si� na s�o�cu albo dygotali z zimna w sytuacji, gdy domy by�y puste, a p�ki sklepowe ugina�y si� pod ci�arem wspania�ych towar�w. Okaza�o si� wkr�tce, �e sposobu na dokuczaj�cy im g��d i zimno nie musia�em daleko szuka�. Wystarczy� kr�tki spacer. Tu� za rogiem najbli�szej ulicy przeszed�em obok szeregu elegancko urz�dzonych i bardzo dobrze zaopatrzonych sklep�w. Chocia� czu�em dotkliwe zimno i wpajany mi od urodzenia strach przed opuszczeniem placu, mija�em je powoli, patrz�c przez wystawowe szyby i oceniaj�c, czy zawiera�y co� cennego z punktu widzenia dzikich. Zapewne wiele towar�w mog�o im si� przyda�, a w�r�d nich zw�aszcza �ywno�� i ubrania, nigdzie jednak nie dostrzeg�em rozbitej szyby, kt�re - co p�niej sprawdzi�em - by�y wykonane z pancernego szk�a. Ale najdziwniejszy w tej zagadkowej sprawie okaza� si� fakt, �e w zamkach wszystkich drzwi tkwi�y klucze. Znajdowa�em je w zamkach pod klamkami od strony ulicy dostatecznie nisko, przekr�ca�em kolejno i drzwi otwiera�y si� bez oporu. Tak dosta�em si� do sklepu spo�ywczego i odzie�owego. Ich wn�trza zachowa�y przyjemne ciep�o. �ywno�� zgromadzona w pierwszym robi�a wra�enie �wie�ej, a garderoba dla doros�ych rozmieszczona na p�kach i stojakach drugiego wystarczy�aby do ubrania ca�ej naszej hordy. Kilka dom�w dalej napotka�em drzwi bez klucza. By�y zamkni�te tylko na klamk� i nale�a�y do ruiny baru, z kt�rego dzicy wynie�li wszystkie artyku�y spo�ywcze oraz krzes�a i stoliki. Wyrwali deski z bufetu i zawieszone nad nim p�ki - s�owem zabrali wszystko, co nadawa�o si� do zjedzenia lub spalenia. A zatem moi krewni potrafili podtrzymywa� ogie� (przyniesiony pewnie z jakiego� po�aru); nieobca im te� by�a zagadka klamki. Ale nie odkryli jeszcze tajemnicy klucza! Kolejne potwierdzenie tego wniosku uzyska�em przy zamkni�tych na klucz drzwiach supermarketu. W �rodku by� nietkni�ty. Przysz�o mi do g�owy, �e stworzony tu dla dzikich problem kluczy ma uniemo�liwi� im demolowanie du�ych sklep�w. Nie dawa�o to odpowiedzi na wiele pozosta�ych pyta�. Nie wzi��em nic z supermarketu. Nast�pnego dnia przyprowadzi�em matk� i pokaza�em jej, �e drzwi s� otwarte. By�a bardzo zdziwiona. Wyda�a gard�owy okrzyk wzywaj�c cz�onk�w hordy. Gdy przybiegli, razem wtargn�li�my do wn�trza. Byli oszo�omieni ogromem bogactwa, pi�trz�cego si� na p�kach. Tu w�a�nie po raz pierwszy przyczyni�em si� do wkroczenia mojej hordy na wy�szy stopie� cywilizacji. Penetruj�c w miar� swych skromnych mo�liwo�ci, wraz z innymi wn�trze supermarketu, znalaz�em si� w dziale odzie�owym, kt�ry nie wzbudzi� zainteresowania moich ziomk�w. Tu si�gn��em po le��c� na pod�odze, zrzucon� ze stojaka m�sk� marynark�. Okaza�a si� dla mnie za du�a, si�ga�a do pod�ogi. Najci�ej by�o z r�kawami, kt�re z niema�ym trudem zawin��em. Penetruj�c supermarket, matka zwraca�a jednak uwag� na to, co robi�. Stan�a przede mn� zdziwiona. Po chwili sama za�o�y�a obszern� m�sk� marynark�. Ze spodniami by�y pewne trudno�ci, zanim nak�oni�em j�, aby je za�o�y�a. Uzupe�niwszy w ten spos�b garderob�, przejrza�a si� w najbli�szym lustrze. Ogl�dziny widocznie wypad�y pomy�lnie, bo na jej okrzyk przybieg�o kilkoro nagus�w, kt�rzy zrazu zaskoczeni jej wygl�dem, wkr�tce zacz�li j� na�ladowa�. Od tej pory moja horda by�a zbiorem ludzi ubranych. 3 Dop�ki potrzebowa�em opieki, matka zajmowa�a si� mn� troskliwie. Gdy si� zm�czy�em, nosi�a mnie na plecach, karmi�a mlekiem z piersi, pod jej kierunkiem stawia�em pierwsze kroki. P�niej, gdy ju� dobrze chodzi�em po schodach, abym szybciej sta� si� samodzielny, nauczy�a mnie pi� wod� z napotkanych zbiornik�w, otwiera� lod�wki i znajdowa� w nich odpowiedni pokarm. Zanim to nast�pi�o, musia�em zapozna� si� z rozk�adem pustych mieszka� na typowej kondygnacji oraz z lokalizacj� r�nych zak�ad�w gastronomicznych. Umiej�tno�� dostrzegania w�a�ciwych bar�w i sklep�w spo�ywczych (w�a�ciwych - to znaczy zamkni�tych, czyli jeszcze nie naruszonych) mia�a du�� warto�� w �wiecie pierwotnej walki o przetrwanie: decydowa�a o losie dzikiego cz�owieka. Zawarto�� ka�dej ch�odni, w��czanej automatycznie dopiero w momencie pierwszego otwarcia szczelnych drzwiczek, kiedy drobnoustroje razem z powietrzem dostawa�y si� do sterylnego wn�trza, ulega�a stopniowemu zamro�eniu, co hamowa�o proces rozpocz�tego rozk�adu �ywno�ci. Jednak - mimo obni�onej temperatury - po kilku latach lub tym bardziej wiekach nie nadawa�a si� do jedzenia. Nic nie s�ysza�em o bakteriach. I nic o nich nie wiedzia�em. I w og�le nie zna�em �adnej teorii. Ale zasadzie omijania lod�wek raz ju� otwartych zawdzi�cza�em dobre zdrowie. Do�wiadczenia pokole� potwierdza�y s�uszno�� tej prostej regu�y, a kto jej nie przestrzega�, ryzykowa� zatrucie i �mier� albo co najmniej chorob�. We wczesnym dzieci�stwie bardzo potrzebowa�em pomocy. Matka rozumia�a to doskonale. Pokaza�a mi wi�c, gdzie w labiryncie korytarzy, pustych pokoi i kuchni rozmieszczone s� �azienki, czym na ulicach rozbija� wystawowe szyby, je�li nie by�y pancerne, dok�d prowadz� liczne drzwi, schody i tunele - s�owem kt�r�dy i��, by bez obawy dotrze� do �r�de� czystej wody i zapas�w �wie�ej �ywno�ci. Ostrzega�a mnie przy tym przed niebezpiecze�stwami czyhaj�cymi na drodze do celu; dzi�ki niej po raz pierwszy w �yciu zwr�ci�em uwag� na wiele ciekawych zjawisk, jakie zachodzi�y w naszym naturalnym �rodowisku. Horda, w kt�rej si� urodzi�em, nale�a�a do niewielkich spo�ecze�stw egzystuj�cych w bezkresie dziewiczej, zbudowanej z betonu, stali, marmuru i szk�a, wielopoziomowej konstrukcji. Sk�ada�a si� z kilkudziesi�ciu ludzi w r�nym wieku, po��czonych wsp�prac� w nieustannych poszukiwaniach, jak i wzgl�dami bezpiecze�stwa oraz - i to by�o najwa�niejsze - bardziej lub mniej �cis�ymi wi�zami rodowymi. Podobnie jak niekiedy spotykane inne gromady, prowadzi�a koczowniczy tryb �ycia podyktowany konieczno�ci� zdobywania �ywno�ci. G��wnym problemem by� dla wszystkich ci�g�y niedostatek wody. Jej brak zmusza� ludzi do cz�stych zmian miejsca postoju. Alkohol - owszem: tego nigdzie nie brakowa�o - ani w ma�ych barach kawowych, ani w restauracjach. Pod ci�arem butelek wype�nionych zagadkowym p�ynem ugina�y si� te� p�ki sklepowe. Etykietki o r�nych rysunkach przyci�ga�y wzrok jaskrawymi kolorami. Butelki �atwo wchodzi�y w r�ce, ich kszta�ty pasowa�y do d�oni. Kry�y w sobie co� fascynuj�cego: ju� my�l o tym wywo�ywa�a dreszcze i sprawia�a, �e pod jej wp�ywem dzieci - w pozorowanych wojnach - ciska�y butelkami o �ciany. Takim zabawom doro�li przygl�dali si� z w�a�ciw� im oboj�tno�ci� na wszelkie poruszenie cia�a, kt�re nie prowadzi�o do celu okre�lonego rych�� konsumpcj�. Tylko czasami kto� z nich, mniej od innych oci�a�y, pochyla� si� nad ka�u�� rozlan� wok� szcz�tk�w butelki, w�cha� j� - szeroko rozdymaj�c nozdrza - i prostowa� si� zaraz, jak zwykle z pustk� na twarzy. Odnosi�o si� mgliste wra�enie, �e z istniej�cej w przyrodzie wielkiej obfito�ci ca�kowicie bezu�ytecznych cieczy, najcz�ciej perfum i rozpuszczalnik�w, a potem ze wszystkich pozosta�ych: od farb i olej�w pocz�wszy poprzez szampony do mycia w�os�w, rzadkie kleje i g�ste lekarstwa, a� po p�ynne �rodki pior�ce, kiedy� - w dalekiej przysz�o�ci - w wyniku jakiego� bardzo z�o�onego procesu rafineryjnego mo�na b�dzie otrzyma� niezb�dn� do �ycia wod�. Do rozpowszechniania tych �mia�ych pogl�d�w przyczyni� si� zw�aszcza Mizenagek, daleki krewny mojej matki. Ka�d� woln� chwil� na postoju sp�dza� on w sklepach z materia�ami pisemnymi, gdzie z samozaparciem pr�bowa� wyt�oczy� wod� z atramentu, filtruj�c go przez podw�jnie z�o�on� bibu��. Poniewa� jego dzienne uzyski nie wychodzi�y poza stadium eksperymentu laboratoryjnego, jedynym w�a�ciwie �r�d�em wody do picia pozostawa�y muszle klozetowe �azienek, zreszt� bardzo komfortowo urz�dzonych i tak czystych, jak �ciany i l�ni�ce posadzki w innych pomieszczeniach mieszkalnych, do kt�rych (przed przybyciem pierwszych ludzi) nie m�g� wtargn�� ani jeden py�ek. Standardowej muszli klozetowej przyroda nada�a posta� wyrafinowanego coko�u. Homo sapiensowi wyprostowanemu przy nim postument �w si�ga� zaledwie do kolan, za� pochylonemu nad lustrem wody w g��bokim sk�onie porcelanowy ko�nierz zakrywa� nawet uszy. W owalnym wn�trzu muszli istnia�y dwa znajduj�ce si� na r�nych poziomach zbiorniki. Dno g�rnego ko�czy�o si� progiem w formie lekko wkl�s�ej p�ki. Obydwa zbiorniki wype�nia�a woda i ten w�a�nie szczeg� sta� si� bod�cem do umys�owego rozwoju cz�owieka. Zbiornik g�rny, cho� dostatecznie szeroki dla g�owy, by� r�wnocze�nie znacznie p�ytszy i zawiera� mniej wody ni� dolny, podobny do ma�ej studzienki, wszelako zbyt w�ski do bezpo�redniej eksploatacji. Na tej podstawie mo�na by�o mniema�, i� zbiornikowi g�rnemu natura nada�a kszta�t obszernej niecki, aby pierwotnego cz�owieka utrzyma� przy �yciu. Natomiast kusz�ca obecno�� nieosi�galnej wody w zbiorniku numer dwa zmusza�a go do intelektualnego wysi�ku tak d�ugo, a� po wiekach pr�b wzi�� do r�ki pierwsze w swych dziejach narz�dzie: kubek lub szklank�. Ruch ten mia� prze�omowe znaczenie w rozwoju dzia�alno�ci ludzkiej: k�ad�c kres d�ugotrwa�ej erze bezmy�lnego ch�eptania, zapocz�tkowa� er� rozumnego czerpania i nada� w�a�ciwy kierunek dalszym poszukiwaniom na drodze do odkrycia tajemnicy KRANU. O rozwi�zanie tej tajemnicy moja gromada otar�a si� w swej historii dwa razy. "Otar�a si�", poniewa� dwa razy znajdowa�a si� blisko jej odkrycia i dwukrotnie straci�a wielk� szans� nawet tego nie podejrzewaj�c. Co gorsza, w obu przypadkach przeoczon� mo�liwo�� dokonania cywilizacyjnego skoku okupiono �mierci� cz�owieka. Pierwsza szansa wy�oni�a si� w okresie, kiedy ludzie cierpieli z powodu wyj�tkowego niedostatku wody; horda przemierza�a poziom zabudowany domami, w kt�rych muszle okaza�y si� doskonale suche. Przyczyna tego stanu rzeczy by�a banalna: zawory p�ywakowe w rezerwuarach wody nad muszlami odwiedzanych �azienek bardzo szczelnie zamyka�y jej dop�yw - to znaczy dzia�a�y sprawnie. (Zwykle niewielki nadmiar wody w rezerwuarze, spowodowany nieszczelno�ci� zaworu, s�czy� si� leniwie przez rur� do muszli, wyr�wnuj�c ubytek wody wywo�any parowaniem.) Pejza� suchej okolicy ogl�dany przez koczownik�w nie r�ni� si� od obrazu region�w dostatecznie zaopatrzonych w wod�. I tutaj wielopi�trowe wie�owce podpiera�y wysoki strop o barwie nieba, wype�niaj�c swymi masywami wi�ksz� cz�� przestrzeni mi�dzy dwoma kolejnymi poziomami, kt�re wyznacza�y granice jednej z wielu gigantycznych kondygnacji. Poszukiwania przebiega�y jak w innych stronach: chodzi�o si� od drzwi do drzwi - po linii nakre�lonej rozk�adem izb badanego lokalu, aby naciska� klamk� za klamk�, lecz tylko tam, gdzie to mia�o sens, bo do du�ych sal, jak na przyk�ad do kina, nie warto by�o zagl�da�. Nie znaleziono �ladu �adnego obcego cz�owieka, co nikogo nie dziwi�o. W domach panowa�a cisza. Jak wsz�dzie mieszkania by�y puste, a sklepy pe�ne. Wystawy mia�y nie uszkodzone szyby. W nocy l�ni�y blaskiem barwnych reklam, dniem - w powodzi �wiat�a padaj�cego z g�ry. Wszelkiego rodzaju wyroby przemys�owe le�a�y na p�kach w pedantycznym porz�dku. I jezdnie zachowa�y pierwotny wygl�d: wi�y si� wok� przystank�w metra b�yszcz�cymi czysto�ci� pasami lub z wielopoziomowych skrzy�owa� bieg�y w dal - do niezbadanej niesko�czono�ci. Wszystko trwa�oby nadal w �nie nie zak��conej przez nikogo g�uszy, gdyby pustki ulic nie naruszy�a gromada wyczerpanych ludzi, kt�rzy setkami klatek schodowych - obok czynnych wind - wspinali si� mozolnie na wysokie pi�tra, padaj�c po drodze. Czas pot�gowa� ich pragnienie i �wiadomo�� gro�nej sytuacji. Dobowy cykl zmian jasno�ci lazurowego stropu odmierzy� ju� czwarty dzie� daremnych poszukiwa�, kiedy w jednej z tysi�cy odwiedzonych �azienek zdarzy�o si� co� niepowszedniego. Znaleziono tam wod�. Jej widok wywo�a� zrozumia�e o�ywienie: kilka niecierpliwych r�k r�wnocze�nie skierowa�o naczynia do wn�trza muszli, kto� straci� r�wnowag� i chwyci� przypadkiem za �a�cuszek zwisaj�cy z rezerwuaru. Zdumiewaj�cy odg�os, kt�ry rozleg� si� nad g�owami zebranych w �azience, �ci�� wszystkim krew w �y�ach i w jednej chwili wyp�oszy� ich na ulic�. Na g�rze pozosta� tylko jeden m�czyzna. Im d�u�ej nie wraca�, tym bardziej by�o pewne, �e zgin�� w niezwyk�y spos�b. Znaleziono go dopiero nad ranem, gdy kilku �mia�k�w wesz�o na podejrzane pi�tro, aby wyja�ni� zagadk�. Ju� przed zamkni�tymi drzwiami mieszkania poczuli nieznany zapach. We wn�trzu mia� on takie st�enie, �e nie mo�na by�o oddycha�. M�czyzna nie dawa� znaku �ycia. Le�a� w kuchni pod otwartym zaworem gazowej rury. Silny podmuch z jej wylotu zwr�ci�by mo�e uwag� obecnych na �r�d�o przykrego zapachu, gdyby ich zainteresowanie nie skupi�o si� na �azience. Nie mogli oderwa� oczu od du�ego strumienia wody p�yn�cej z zaworu nad wype�nion� po brzegi wann�. Szcz�liwym przypadkiem drzwi wej�ciowe na korytarz tym razem pozosta�y szeroko otwarte. Zapewnia�o to dop�yw �wie�ego powietrza. Przez kilkadziesi�t nast�pnych dni nasza gromada przebywa�a w pobli�u nadzwyczajnego �r�d�a. Wieczni w��cz�dzy - widz�c w nim zapowied� czas�w obfito�ci - postanowili w jego okolicy pozosta� na zawsze. Lecz wkr�tce pojawi�y si� w�tpliwo�ci: z jednej strony wszystkich poci�ga�a niewyczerpana ilo�� wody, z drugiej - odpycha�a konieczno�� coraz dalszych wypraw po �ywno��. Kiedy opr�niono lod�wki w promieniu kilkunastu kilometr�w od miejsca, gdzie sta�a cudowna wanna, horda z �alem ruszy�a w dalsz� drog�. Do takiej decyzji przyczyni�o si� te� podejrzenie, �e znaleziona woda ma w�a�ciwo�ci szkodliwe dla zdrowia. W czasie postoju przy �r�dle pewna liczba ludzi cierpia�a na b�le g�owy. Zdarza�y si� wymioty. Nikt tych objaw�w nie kojarzy� z obecno�ci� gazu, kt�ry nieustannie ulatnia� si� w kuchni. Wartki potok p�yn�cy ze �ciany w �azience przyci�ga� wzrok jak p�omie� pierwotnego ogniska. Okoliczno�ci �mierci nie nasun�y nikomu my�li o odkrywcy tajemnicy wodoci�gowego i gazowego zaworu. Cz�owiek ten zabra� j� ze sob� do grobu tylko dlatego, �e po odkr�ceniu pierwszego - dzia�aj�c dalej w genialnym ol�nieniu - przesun�� te� d�wigni� drugiego. A potem zbyt d�ugo cieszy� si� skutkami. I to go zgubi�o. Otwarcie zaworu gazowej rury raz jeszcze sta�o si� przyczyn� tragicznego wypadku. Tym razem straci�a �ycie moja starsza siostra. Jej �mier� by�a wynikiem wyj�tkowego zbiegu okoliczno�ci: dziewczyna znalaz�a si� obok zagadki sycz�cego zaworu akurat w momencie, gdy odkry�a tajemnic� elektrycznego wy��cznika. Istotn� rol� w wypadku odegra�o sztuczne futro - str�j prezentowany przez manekiny na wystawie domu towarowego, do kt�rego wst�pi�a na chwil�, aby zmieni� ubranie. To futro, szczeg�lnie pi�kne, ale zbyt ci�kie przy panuj�cym ca�y dzie� upale, zostawi�a w jednym z mieszka�, kiedy pi�a tam wod�. Nie dostrzegaj�c nigdzie �adnego haka, powiesi�a je w kuchni na d�wigni zaworu gazu. Przypomnia�a sobie o futrze w kilka dni p�niej, podczas ch�odnej nocy, a poniewa� z placu by�o znacznie bli�ej do mieszkania ni� do domu towarowego - wr�ci�a tam po nie. W zamkni�tej kuchni zgromadzi� si� gaz. Krok za progiem zaduch panuj�cy w �rodku zmusi� dziewczyn� do natychmiastowej ucieczki. I wybieg�aby stamt�d bez futra i szk�d, lecz w nocnej ciemno�ci - b��dz�c r�k� po �cianie w poszukiwaniu drzwi, kt�re zatrzasn�y si� o sekund� wcze�niej - musn�a przycisk elektrycznego wy��cznika. Kto wie, czy w u�amku nast�pnej sekundy zd��y�a zauwa�y� iskr� mi�dzy jego stykami? Je�li tak, mog�aby si� zdziwi�, �e na rozkaz jej palca zalewa wn�trze kuchni jasno�� znana tylko z wystaw i latarni ulicznych. W ostatniej chwili �ycia znalaz�a klucz do miliard�w takich �wiate� i - jak odkrywca tajemnicy kranu - zabra�a go do wieczno�ci. 4 Odk�d nauczy�em si� biega�, wi�kszo�� czasu sp�dza�em w gronie r�wie�nik�w i starszych ch�opc�w. Szybko zauwa�y�em, �e dzieci znacznie bardziej ni� doro�li interesowa�y si� zagadkami otaczaj�cego �wiata. Ilekro� gromada zatrzymywa�a si� na d�u�ej, chodzi�em z kolegami po okolicy. Ch�opcy wspinali si� na najwy�sze pi�tra gmach�w oraz zwiedzali rozleg�e partery i piwnice. Cz�sto spotykali ruchome schody i biegn�ce szybciej lub wolniej chodniki. Chocia� mechanizmy te stanowi�y powtarzalny element dom�w towarowych i stacji metra, zatrzymywali si� przy schodach za ka�dym razem, bo mia�y w sobie co� niezwyk�ego. Zdumiewa�a liczba stopni, kt�re ukazywa�y si� wci�� z jednego ko�ca i gin�y w drugim. Obserwacja nieprzerwanego ci�gu metalowych p�yt nasuwa�a my�l o niesko�czono�ci. Inn� jej posta� przywo�ywa� widok kolejowych tor�w. Perony stacji metra mia�y okre�lon� d�ugo��, za� le��ce mi�dzy nimi szyny mierzy�y w mroczn� dal tuneli - nie wiadomo sk�d i dok�d. Pami�ta�em dzie�, w kt�rym pierwszy raz zobaczy�em poci�g. Na przystanek metra zaprowadzili mnie dwaj starsi koledzy w powrotnej drodze z magazynu wyrob�w metalowych, sk�d wynie�li du�y zw�j drutu. W walkach prowadzonych pomi�dzy hordami wa�n� rol� odgrywa�y stalowe w��cznie. Robiono je z grubego spr�ystego drutu, takiego, jaki ch�opcy znale�li w magazynie. Do obrony czy do ataku najlepsze by�y odcinki oko�o dw�ch metr�w. M�czyzna uzbrojony w w��czni� mia� przewag� nad napastnikiem, kt�ry dysponowa� tylko no�em lub siekier�: nie pozwala� podej�� do siebie, a je�li przed walk� �wiczy� rzuty, m�g� zabi� przeciwnika ze znacznej odleg�o�ci. Moi przodkowie zdobyli kiedy� kilka w��czni. Pozosta�y one w r�kach najdzielniejszych wojownik�w hordy, przy czym wszyscy zazdro�cili im gro�nej broni. Materia�u do jej wyrobu nie brakowa�o. Ostrze w��czni mo�na by�o wyg�adzi�, tr�c je o szorstki beton, nikt jednak nie wiedzia�, w jaki spos�b dzieli� drut na kawa�ki o po��danej d�ugo�ci. Znaleziony drut mia� grubo�� palca, a ca�y zw�j - kszta�t kr�gu o �rednicy przewy�szaj�cej m�j wzrost. Kiedy przechodzili�my obok schod�w prowadz�cych do metra, jeden z ch�opc�w zauwa�y�, �e drut mo�na poci�� k�ad�c zw�j na szyny - pod ko�a poci�gu. Pomys� ten bardzo spodoba� si� drugiemu, gdy� wiele razy widzia�, jak ko�a rozcina�y wszystko na swej drodze z wyj�tkiem kolejowych tor�w. Nie bra�em udzia�u w ich rozmowie. Chocia� nie rozumia�em, co zamierzaj� zrobi�, przeczuwa�em niebezpiecze�stwo. Wkr�tce po zej�ciu na peron zobaczy�em pierwszy w swym �wiadomym �yciu poci�g. Najpierw przerazi� mnie zgrzyt hamulc�w i widok wagon�w, kt�re niespodziewanie wytoczy�y si� z tunelu na o�wietlon� stacj�. W przedziale motorniczym nie by�o nikogo. Wszystkie drzwi otworzy�y si� r�wnocze�nie. Skamienia�em przed otwartym wej�ciem do jasnego wn�trza, niezdolny do ucieczki ani do krzyku. Oczekiwa�em, �e zaraz nast�pi co� strasznego, ale d�ugi szerego okien i drzwi trwa� w bezruchu. W podziemiach panowa�a g��boka cisza. Do wagon�w nikt nie wsiada�. Poci�g sta� przy peronie zaledwie kilkana�cie sekund, ruszy� nagle i znik� w tunelu r�wnie szybko, jak si� pojawi�. Po chwili na s�siednim torze zatrzyma� si� drugi - jad�cy z przeciwnej strony. R�wnie� pusty. Matka m�wi�a mi o �mierci czyhaj�cej na torach na niepos�uszne dzieci. Dlatego odczuwa�em silny zam�t, zrozumia�y dla ka�dego, kto po raz pierwszy bezpo�rednio zetkn�� si� z odwieczn� tajemnic� poci�gu. Jego obraz zmrozi� mi krew w �y�ach. Mimo to przez nast�pne lata chodzi�bym bez l�ku po peronach, gdybym nie zobaczy� jeszcze jednej sceny, kt�rej opisem - po samotnym powrocie do hordy - wywo�a�em zdumienie najbardziej do�wiadczonych. Kiedy drugi poci�g zanurzy� si� w tunelu, do podziemia znowu wr�ci�a cisza. Koledzy czekali na ten moment. Wiedzieli, �e za kilka minut nast�pne poci�gi przejad� przez stacj�. Zeskoczyli na tory razem z przyniesionym drutem. Na szynie po�o�yli go symetrycznie, tak, aby ko�a przeci�y zw�j dwukrotnie wzd�u� jego �rednicy. Poniewa� kr�gi z�o�one by�y czterokrotnie, ci�cie w dw�ch przeciwleg�ych punktach musia�o doprowadzi� do powstania o�miu w��czni. Lecz aby drut nie zapl�ta� si� w ko�a wagonu, trzeba by�o zw�j przykr�powa� do podk�ad�w toru. W tym celu ch�opcy zdj�li z niego cz�� cie�szego drutu, kt�rym by� zwi�zany. Zd��yliby wszystko przygotowa�, mimo �e efekt nie by� pewny. Ledwie jednak rozpl�tali kilka skr�t�w, stalowa spirala wyprostowa�a si� nagle ponad ich g�owami. Przez sekund� pr�bowali �ci�gn�� j� do do�u, lecz uwolnionym ko�cem uderzy�a w niski strop tunelu. Koniec ten w o�lepiaj�cym blasku b�yskawicy zwar� si� z przewodem trakcji elektrycznej, a poniewa� drugi koniec wyzwolonej spr�yny tkwi� nadal w r�kach ch�opc�w, mocowali si� z nim, stoj�c boso na szynach. Obaj zastygli w pozach, w jakich pr�d pod wysokim napi�ciem zacisn�� im d�onie i napr�y� roztrz�sione mi�nie - kto wie, mo�e a� do przyjazdu kolejnego poci�gu. Tego nie umia�em powiedzie�. Nurtowa� mnie problem niesko�czono�ci �wiata. Przez ca�e swoje �ycie szed�em z hord� wiecznie pustymi ulicami miasta, kt�rego granice le�a�y w nieosi�galnej dali. W mie�cie tym ka�da dzielnica przylega�a bezpo�rednio do s�siednich: jedna - zwartymi kolumnami dom�w - przenika�a peryferie drugiej, ta z kolei zajmowa�a miejsce przy nast�pnej, a za ni� rozci�ga�a si� jeszcze inna i tak dalej we wszystkich kierunkach - jak si� zdawa�o - bez ko�ca. Rozleg�y obszar ciasno zabudowanej przestrzeni mia� tylko dwie widoczne granice. By�y nimi ogromne kopu�y dwu kolejnych stopni, mi�dzy kt�rymi zawiera�a si� ca�a gigakondygnacja. Granice te to o�wietlony z do�u b��kitny strop na wysoko�ci sze��dziesi�tego pi�tra, dok�d si�ga�y wszystkie wie�owce, oraz poziom ich fundament�w pokryty labiryntem chodnik�w i jezdni. Tylko te granice by�y osi�galne: g�rna - wysoko nad g�ow� (ludzie dotykali jej niekiedy, wyci�gaj�c r�ce z okien ostatniego pi�tra) i dolna - tu� pod nogami. Pozosta�e - je�li w og�le istnia�y, gin�y w g��bi d�ugich ulic poza odleg�ym horyzontem. Odnosi�em czasem wra�enie, �e tam daleko, gdzie stalowe niebo ��czy�o si� pozornie z betonow� ziemi�, b��kit jest nieco ja�niejszy. Zapatrzony we� pr�bowa�em odgadn��, jakie obrazy ukrywa niebieska krzywizna. Jej nie�mia�y blask - widziany w prze�witach mi�dzy wie�owcami - dawa� ludziom nadziej� lepszego jutra, mobilizuj�c ich do niestrudzonych poszukiwa� legendarnej krainy dostatku, we mnie natomiast budzi� pragnienie poznania niewyobra�alnej kraw�dzi �wiata. W miar� jak ros�em, tajemnica g�rnej i dolnej granicy oraz bezkres wszystkiego, co istnia�o dooko�a, nasuwa�a mi coraz wi�cej niespokojnych my�li. Obok pytania o przestrzenny koniec �wiata, intrygowa�a mnie niepewno��, co zakrywaj� powierzchnie nieba i ziemi. I cho� pr�bowa�em to sobie wyobrazi�, by�em w swych domys�ach r�wnie bezradny jak przy kre�leniu wizji niesko�czonego miasta. 5 Aresztowany za rozbicie wystawy i kradzie� w sklepie samoobs�ugowym, gdzie schowa�em do torby niewielki zapas �ywno�ci, oskar�ony o w��cz�gostwo i kradzie� - podczas nocy sp�dzonej w towarzystwie oficera dy�urnego - opowiedzia�em mu histori� swego kr�tkiego �ycia, typow� dla dziecka wychowanego w hordzie. Swego ojca prawie nie zna�em, wi�c nie umia�em go dok�adnie opisa�, natomiast o matce potrafi�em powiedzie� wiele dobrego. Chocia� zajmowa�a si� g��wnie wychowaniem kolejnych, m�odszych dzieci oraz - jak inne kobiety - poszukiwaniem wody i �ywno�ci, do czasu, gdy urodzi�a dwojaczki, po�wi�ca�a mi du�o uwagi. By�em jej jedenastym czy mo�e pi�tnastym potomkiem - liczb� wszystkich dzieci pr�bowa�em ustali� na palcach, ale nie mia�em pewno�ci, ile ich w ko�cu by�o: kilkoro zmar�o zaraz po urodzeniu, za� do rachunku poleg�ych lub zaginionych w starszym wieku braci i si�str (cho� operowa�em te� palcami bosych st�p) wci�� wkrada�y si� nowe b��dy. Urodzi�em si� na peronie metra, gdzie matka schowa�a si� w chwili ataku wrogiej gromady. Oczywi�cie, ani okresu �ycia, jakie sp�dzi�em potem noszony przez matk� na plecach, ani - tym bardziej - gro�nego dla hordy dnia, w kt�rym przyszed�em na �wiat - wcale nie pami�ta�em. Powiedzia�em "oczywi�cie", jednak - po kr�tkim namy�le - wyrazi�em zdziwienie, �e to wszystko tak szybko wylecia�o mi z g�owy, zw�aszcza obraz walki, o kt�rej mi opowiadano, bo sk�din�d mia�em wra�enie, jakby te fakty nale�a�y do bardzo bliskiej przesz�o�ci. W ka�dym razie zna�em kilka szczeg��w ze swego wczesnego dzieci�stwa. Wygl�da�em na osiem, mo�e dziewi�� lat. I pewnie ich tyle mia�em, tak zanotowano w protokole, co potwierdzi� lekarz z zak�adu rehabilitacji, poniewa� w trakcie badania nie potrafi�em swego wieku okre�li�. Ujawniony fakt, �e urodzi�em si� i wychowywa�em w Strefie Ska�onej - gdzie� g��boko mi�dzy powierzchni� kuli ziemskiej i jej �rodkiem, wi�c w obszarze mniejszego ci��enia grawitacyjnego, bardzo wyra�nie zdeterminowa� budow� mojego cia�a. Chocia� by�em wysoki jak na sw�j wiek, mia�em cienkie ko�ci i s�abe, �le rozwini�te mi�nie, kt�re tutaj tu� pod powierzchni� globu, dok�d dotar�em przypadkiem - nie pozwala�y mi d�ugo utrzyma� si� na nogach. Policjant ju� wcze�niej zwr�ci� uwag� na m�j niedorozw�j fizyczny oraz os�abienie; schwytanie i rozbrojenie takiego z�odzieja nie sprawi�o �adnej trudno�ci. By�em dziwacznie ubrany, brudny, wystraszony. Taki dzikus budzi� zainteresowanie policjant�w odwiedzaj�cych komisariat; ten i �w bardziej lub mniej przyjaznym tonem pr�bowa� wci�gn�� mnie do rozmowy. Tematem sta�a si� moja bro�, wy�miewana przez nich butelka po winie, osadzona szyjk� na kiju od szczotki i tak rozbita w po�owie, by szklane gro�ne ostrza odstrasza�y napastnik�w. M�wi�em archaicznym j�zykiem i nie mia�em elementarnego wykszta�cenia. Nos wyciera�em r�kawem koszuli. Przewiduj�c r�ne mo�liwo�ci, porucznik zaprowadzi� mnie do s�u�bowej toalety i na wszelki wypadek wskaza� muszl� klozetow�. W przekonaniu wra�liwego policjanta dyskretny gest precyzyjnie okre�la� jej przeznaczenie. Jednak wkr�tce, w przerwie przes�uchania, zobaczy� na pod�odze pod �cian� podejrzan� ka�u��, do kt�rej zbadania nie trzeba by�o ekipy dochodzeniowej ani laboratoryjnej. Zaskoczony odkryciem i tym bardziej w�ciek�y, �e przedtem - na widok porcelanowego postumentu - zdawa�em si� wyra�a� zrozumienie, chwyci� mnie za ucho i ponownie wszed� ze mn� do toalety. Tam - porywczym tonem, a gdy to nie pomog�o - wzorowym przyk�adem bardziej ni� ostre s�owa wymownym - pouczy� mnie, gdzie wiadome sprawy (w epoce lawinowego rozwoju wiedzy o �wiecie) powinien za�atwia� dobrze wychowany cz�owiek. Zaczerwieni�em si� po uszy. Wywo�any zachowaniem m�czyzny przykry obraz zepsucia cywilizawanych ludzi po prostu nie mie�ci� mi si� w g�owie. Nie mog�em poj��, czemu zmuszaj� mnie do zanieczyszczania jednego z tych cennych �r�de� kryszta�owej wody, w kt�rych od niepami�tnych czas�w za przyk�adem licznych pokole� ja i wszyscy znani mi mieszka�cy Ziemi zawsze gasili pragnienie. * Termin "zak�ad rehabilitacji" us�ysza�em po raz pierwszy w komisariacie policji i ju� nast�pnego dnia (po nocnym przes�uchaniu) dowiedzia�em si�, co on oznacza. Rano jego sens sprowadza� si� do jednego z pi�tnastu ��ek na sali zajmowanej przez kalekie i u�omne dzieci, gdzie zosta�em ulokowany. W po�udnie wzbogaci� swoj� tre�� o ha�a�liw� jadalni� i zat�oczony pok�j telewizyjny. Kilka dni p�niej znaczenie tego terminu uzupe�ni� widok sali gimnastycznej z przyrz�dami do �wicze� dla inwalid�w, a po miesi�cu, kiedy zszed�em przed gmach - o obraz boiska pod murem zak�adu. Wiek ch�opc�w, z kt�rymi dzieli�em sypialni�, waha� si� w granicach od kilku do kilkunastu lat. Prawie wszyscy sp�dzali tu okres rekonwalescencji po leczeniu szpitalnym i chocia� by�em w�r�d nich jedynym ca�kowicie zdrowym cz�owiekiem, wyr�nia�em si� wyj�tkow� s�abo�ci� organizmu. Mimo cielesnych defekt�w, niekiedy bardzo powa�nych, z jakimi �yli od urodzenia lub od wypadku zako�czonego operacj�, przewy�szali mnie si�� i wytrzyma�o�ci�. Patrzy�em na nich z podziwem, nie rozumiej�c, dlaczego chore dziecko lub ch�opiec chodz�cy o kulach potrafi d�u�ej ni� ja utrzyma� si� na nogach, sta� swobodnie z dala od �ciany i bez niczyjej pomocy przebiec niewielk� odleg�o��. Dla mnie - dop�ki czu�em b�l w nadwer�onych mi�niach - przez wiele dni by�o to nieosi�galne. Dawniej chodzi�em lekko i biega�em bez wi�kszej trudno�ci, nie mia�em te� k�opotu z d�wiganiem odpowiednich dla mojego wieku ci�ar�w. W nowych warunkach nie mog�em podnie�� nawet krzes�a, przesun�� ��ka czy sto�u obci��onego talerzami. U�omni koledzy, wcale nie przygn�bieni kalectwem i przekonani o bezwzgl�dnej warto�ci uzyskiwanych tu przewag, z dziecinnym optymizmem rywalizuj�c mi�dzy sob�, codziennie okazywali mi swe lekcewa�enie. Na sali gimnastycznej nie dor�wnywa�em im w najprostszych �wiczeniach: m�czy�em si� szybko, cz�sto upada�em, wsz�dzie by�em ostatni i zawsze prze�ywa�em jakie� niezrozumia�e dla nich problemy. W�r�d r�wie�nik�w nie spotka�em nikogo, kto by mi wyja�ni�, dlaczego nagle sta�em si� taki s�aby. Pami�ta�em, �e nast�pi�o to, zanim mnie aresztowano, dok�adnie w chwili, gdy po d�ugim �nie wyszed�em na korytarz z windy dalekiego zasi�gu. Wcze�niej, jeszcze przed wej�ciem do tego szybkobie�nego d�wigu, zatrzyma�em si� w korytarzu i osadzi�em rozbit� butelk� na kiju, wspieraj�c jego koniec o jeden z przycisk�w wystaj�cych ze �ciany. Wtedy us�ysza�em szmer drzwi, kt�re rozsun�y si� tu� przy mnie. Wind� zobaczy�em po raz pierwszy w �yciu. Poniewa� przechodzi�em tamt�dy w poszukiwaniu legowiska, zainteresowa�em si� mi�kkimi �awami umieszczonymi w g��bi niewielkiego wn�trza. W kabinie dzia�a�a klimatyzacja. Jej drzwi zasun�y si� za mn�, ledwie u�o�y�em si� do snu, a potem kiedy si� obudzi�em, wypocz�ty i zdrowy - wyj�cie by�o otwarte. Chocia� czu�em si� bardzo dobrze, nie mia�em si�y podnie�� si� na nogi. Z windy wyszed�em z wielkim trudem. Zdziwi�a mnie zmiana w wygl�dzie korytarza, bo zapami�ta�em otoczenie wej�cia do windy. Ale jeszcze bardziej przestraszy�em si� z powodu niemocy odczuwanej w mi�niach. Odt�d nieustannie zatacza�em si� pod ci�arem swego cia�a, kt�rego waga wzros�a kilkakrotnie. Wkr�tce zauwa�y�em, �e nie tylko w�asne cia�o, ale r�wnie� wszystkie inne, dobrze znane mi przedmioty maj� tutaj wi�kszy ci�ar. Ponadto - i fakt ten by� g��wn� przyczyn� licznych drwin ze strony koleg�w - zwraca�em na siebie uwag� nienormaln� powolno�ci� reakcji przy chwytaniu spadaj�cych przedmiot�w. Dot�d zawsze, nawet ju� nad pod�og�, potrafi�em dogoni� w locie ka�dy przedmiot wypuszczony z r�ki. Teraz by�em bezradny w podobnych sytuacjach, gdy� wszystko tu spada�o z niewiarygodn� pr�dko�ci�. Efekty tego dziwnego stanu rzeczy szczeg�lnie ostro ujawnia�y si� podczas gry w pi�k�: pr�bowa�em chwyta� j� lub kopa� w niew�a�ciwym momencie, gdy znajdowa�a si� ju� w innym miejscu. Daremne chwytanie lub kopanie powietrza wywo�ywa�o z�o�liwe komentarze b�d� salwy �miechu w kr�gu lepiej graj�cych koleg�w. O przyczyn� zmiany ci�aru zapyta�em lekarza ju� w czasie pierwszego badania w izbie przyj�� nowych rekonwalescent�w. Potem poruszy�em ten temat przy okazji kolejnego spotkania z wychowawc� grupy. Lekarz i pedagog mieli dobre intencje, ale ich wyja�nienia wcale mnie nie uspokoi�y. U�ywali r�wnie niezrozumia�ych termin�w, jak w codziennej praktyce terapeutycznej i dydaktycznej. Kilka wa�nych informacji uzyska�em dopiero po trzech miesi�cach pobytu w o�rodku od starszego od siebie inwalidy z s�siedniej sali. Ch�opiec ten wyja�ni�, �e gmach zak�adu rehabilitacji znajduje si� na szesnastej kondygnacji, a ja pochodz� ze Strefy Ska�onej, kt�ra znajduje si� w pobli�u �rodka planety. I to je