5175

Szczegóły
Tytuł 5175
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5175 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5175 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5175 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

STANIS�AW LEM �LEDZTWO ROZDZIA� I Staro�wiecka winda o szybach wyrzynanych w kwiatki sun�a w g�r�. S�ycha� by�o miarowe szcz�kanie kontakt�w na pi�trach. Stan�a. Czterej m�czy�ni szli korytarzem, mimo dnia pali�y si� lampy. Obite sk�r� drzwi otwar�y si�. � Pozw�lcie, panowie � powiedzia� stoj�cy w nich cz�owiek. Gregory wszed� za doktorem ostatni. I tu by�o prawie ciemno. Za oknem sta�y we mgle nagie ga��zie drzewa. G��wny Inspektor wr�ci� do biurka, czarnego, wysokiego, z rze�bion� balustradk�. Mia� przed sob� dwa telefony i p�aski mikrofon wewn�trznej instalacji. Na wypolerowanej p�ycie le�a�a jego fajka, okulary i p�atek zamszu, nic wi�cej. Siadaj�c z boku, w g��bokim fotelu, Gregory dostrzeg� twarz kr�lowej Wiktorii, patrz�c� z ma�ego portreciku nad g�ow� G��wnego Inspektora. Ten spojrza� na nich kolejno, jakby ich liczy� czy przypomina� sobie ich twarze. Boczn� �cian� zakrywa�a wielka mapa po�udniowej Anglii, naprzeciw sta�a d�uga, czarna p�ka z ksi��kami. � Panowie orientujecie si� w tej sprawie � powiedzia� Inspektor � kt�r� ja znam tylko z protoko��w. Dlatego chc� prosi� o kr�tk� rekapitulacj� fakt�w. Mo�e pan zacznie, kolego Farquart. � Tak, panie inspektorze, ale pocz�tek ja te� znam tylko z protoko��w. � Na samym pocz�tku nawet protoko��w nie by�o � zauwa�y� Gregory nieco za g�o�no. Wszyscy spojrzeli na niego. Z przesadn� nonszalancj�, energicznymi ruchami j�� przetrz�sa� kieszenie w poszukiwaniu papieros�w. Farquart wyprostowa� si� w swoim fotelu. � Rzecz zacz�a si� mniej wi�cej w po�owie listopada ubieg�ego roku. By� mo�e, pierwsze wypadki zasz�y wcze�niej, ale by�y bagatelizowane. Pierwszy meldunek policyjny dostali�my na trzy dni przed Bo�ym Narodzeniem i dopiero o wiele p�niej, bo w styczniu, skrupulatne dochodzenia wykaza�y, �e te historie ze zw�okami zdarza�y si� ju� poprzednio. Pierwszy meldunek pochodzi� z Engender. Mia� on, �ci�le rzecz bior�c, charakter p�oficjalny. Nadzorca kostnicy, Plays, skar�y� si� komendantowi miejskiego posterunku, kt�ry, nawiasem m�wi�c, jest jego szwagrem, �e kto� rusza� w nocy zw�oki. � Na czym polega�o to ruszanie? Inspektor czy�ci� metodycznie okulary. � Na tym, �e zw�oki znajdowa�y si� rano w innych pozycjach ni� poprzedniego wieczora. �ci�le m�wi�c, chodzi�o o jedne tylko zw�oki, zdaje si�, pewnego topielca, kt�ry� � �Zdaje si�? � wci�� tak samo oboj�tnym tonem powt�rzy� G��wny Inspektor. Farquart jeszcze bardziej wyprostowa� si� w fotelu. � Wszystkie zeznania s� wt�rnymi rekonstrukcjami, bo pod�wczas nikt nie przywi�zywa� do nich wagi � wyja�ni�. � Nadzorca kostnicy nie jest teraz zupe�nie pewny, czy sz�o w�a�nie o zw�oki tego topielca, czy jakie� inne. Zasz�a w samej rzeczy nieformalno��: komendant posterunku w Engender, Gibson, nie zaprotoko�owa� tego doniesienia, bo my�la�� � Nie b�dziemy chyba wdawali si� w podobne szczeg�y? � rzuci� ze swego fotela m�czyzna siedz�cy pod p�k� z ksi��kami. Przybra� on najswobodniejsz� poz�. Nog� za�o�y� na nog� tak wysoko, �e wida� by�o ��te skarpetki i pasek nagiej sk�ry nad nimi. � Obawiam si�, �e to konieczne � odpar� oschle Farquart, nie patrz�c na niego. G��wny Inspektor na�o�y� wreszcie szk�a i twarz jego, dot�d jakby nieobecna, nabra�a przychylnego wyrazu. � Stron� formaln� �ledztwa mo�emy sobie darowa�, przynajmniej na razie. Prosz�, niech pan m�wi, kolego Farquart. � Tak, panie inspektorze. Drugi meldunek mieli�my z Planting, w osiem dni po pierwszym. Tak�e i tam sz�o o to, �e kto� rusza� w nocy zw�oki w kostnicy cmentarnej. Zmar�ym by� robotnik portowy nazwiskiem Thicker, kt�ry chorowa� od d�u�szego czasu i stanowi� ci�ar dla rodziny. Farquart spojrza� k�tem oka na Gregory�ego, kt�ry poruszy� si� niecierpliwie. � Pogrzeb mia� si� odby� rano. Cz�onkowie rodziny,, zjawiwszy si� w kostnicy, zauwa�yli, �e zw�oki le�� na twarzy, to znaczy plecami do g�ry, i mia�y ponadto porozrzucane r�ce, co wywo�a�o wra�enie, �e ten cz�owiek� o�y�. To znaczy, tak s�dzi�a rodzina. W okolicy pocz�y kr��y� plotki o letargu; m�wiono, �e Thicker zbudzi� si� z pozornej �mierci i tak si� przel�k� tego, �e le�y w trumnie, �e umar�, tym razem ju� na dobre. � By�y to oczywi�cie bajki � podj�� Farquart, � Zgon zosta� stwierdzony przez miejscowego lekarza ponad wszelk� w�tpliwo��. Gdy jednak plotki rozesz�y si� po okolicznych miejscowo�ciach, zwr�cono uwag�, �e o tak zwanym �ruszaniu zw�ok�, a w ka�dym razie o znajdywaniu ich, po up�ywie nocy, w zmienionej pozycji, ludzie m�wili ju� od niejakiego czasu. � Od �niejakiego�, to znaczy? � spyta� Inspektor. � Tego niepodobna ustali�. Plotki odnosi�y si� do Shaltam i Dipper. Z pocz�tkiem stycznia przeprowadzono pierwsze jako tako systematyczne �ledztwo si�ami miejscowymi, gdy� sprawa nie wydawa�a si� powa�na. Zeznania miejscowej ludno�ci by�y cz�ciowo przesadzone, cz�ciowo sprzeczne, wyniki �ledztwa w�a�ciwie bez warto�ci. W Shaltam sz�o o cia�o Samuela Filtheya, zmar�ego na udar serca. Mia� si� �przewr�ci� w trumnie� w noc Bo�ego Narodzenia. Grabarz, kt�ry tak twierdzi�, jest znany jako na�ogowy alkoholik, jego s��w nikt nie m�g� potwierdzi�. W Dipper zn�w sz�o o zw�oki umys�owo chorej kobiety, znalezione rano na ziemi obok trumny w kostnicy. M�wiono, �e wyrzuci�a je pasierbica, kt�ra zakrad�a si� w nocy do kostnicy, a uczyni�a to z nienawi�ci. Doprawdy niepodobna zorientowa� si� w tych wszystkich plotkach i pog�oskach. Ogranicza�y si� do podawania nazwiska rzekomo naocznego �wiadka, ten za� odsy�a� zn�w do kogo� innego. � Spraw� od�o�y�oby si� pewnie �ad acta� � Farquart m�wi� teraz szybciej � lecz szesnastego stycznia z kostnicy w Treakhill znik�y zw�oki niejakiego Jamesa Trayle�a. Spraw� t� prowadzi� sier�ant Peel, odkomenderowany przez nasz CIC. Zw�oki usuni�to z kostnicy mi�dzy dwunast� w nocy a pi�t� rano, kiedy to przedsi�biorca pogrzebowy wykry� ich nieobecno��. Zmar�y by� m�czyzn�� lat bodaj�e czterdziestu pi�ciu� � Pan nie jest pewny? � zagadn�� G��wny Inspektor. Siedzia� z pochylon� g�ow�, jakby si� przygl�da� sobie w lustrzanej politurze. Farquart odkaszln��. � Jestem pewny. Tak mi si� powiedzia�o� Ot� zmar� on wskutek zatrucia gazem �wietlnym. By� to nieszcz�liwy wypadek. � Sekcja? � podni�s� brwi G��wny Inspektor. Pochyliwszy si� w bok, poci�gn�� za r�koje��, kt�ra odmyka�a lufciki. W nieruchome, nagrzane powietrze pokoju wp�yn�� wilgotny powiew. � Sekcji nie by�o, ale o tym, �e to by� nieszcz�liwy wypadek, przekonali�my si� dok�adnie. W sze�� dni p�niej, 23 stycznia, zaszed� drugi wypadek, w Spittoon. Znik�y tam zw�oki dwudziestoo�mioletniego Johna Stevensa, robotnika, kt�ry uleg� �miertelnemu zatruciu dzie� wcze�niej, czyszcz�c kocio� w gorzelni. Zgon nast�pi� ko�o trzeciej po po�udniu, cia�o odtransportowano do kostnicy, gdzie po raz ostatni widzia� je dozorca o dziewi�tej wieczorem. Rano go ju� nie by�o. I t� spraw� prowadzi� sier�ant Peel, jak w pierwszym wypadku, r�wnie� bez wynik�w. Poniewa� w tym czasie nie brali�my jeszcze pod uwag� mo�liwo�ci zaz�biania si� tych dwu wypadk�w z poprzednimi� � Mo�e zechce pan na razie wstrzyma� si� od komentarzy, dobrze? To u�atwi nam przegl�d fakt�w � zauwa�y� G��wny Inspektor. U�miechn�� si� uprzejmie do Farquarta. Such�, lekk� r�k� po�o�y� na biurku. Gregory zapatrzy� si� mimo woli w t� starcz� d�o� bez rysunku �y�, zupe�nie bezkrwist�. � Trzeci wypadek zaszed� w Lovering. To jest ju� w obr�bie Wielkiego Londynu � m�wi� dalej Farquart matowym g�osem, jakby straci� ochot� do kontynuowania swej przyd�ugiej relacji. � Wydzia� lekarski ma tam swoje nowe prosektoria. Zgin�y z nich zw�oki pi��dziesi�cioletniego Stewarta Aloneya, zmar�ego na przewlek�� chorob� tropikalna, kt�rej nabawi� si� jako marynarz podczas rejsu do Bangkoku. Wypadek ten zdarzy� si� dziewi�� dni po drugim znikni�ciu, drugiego lutego, to znaczy w nocy z drugiego na trzeciego. Tym razem �ledztwo obj�� Yard. Prowadzi� je porucznik Gregory, kt�ry potem obj�� jeszcze jedn� spraw�: znikni�cia zw�ok z kostnicy podmiejskiego cmentarza w Bromley. Sta�o si� to dwunastego lutego, chodzi�o o zw�oki kobiety zmar�ej po operacji raka. � Dzi�kuj� panu � powiedzia� G��wny Inspektor. � Dlaczego sier�ant Peel jest nieobecny? � Choruje, panie inspektorze. Le�y w szpitalu �J odezwa� si� Gregory. � Tak? A co mu jest? Porucznik zawaha� si�. � Nie jestem pewny, ale zdaje mi si�, �e co� z nerkami. � Panie poruczniku, mo�e pan stre�ci nam teraz przebieg �ledztwa? � Tak, panie inspektorze. Gregory odchrz�kn��, zaczerpn�� tchu i, strzepuj�c popi� obok popielniczki, powiedzia� niespodzianie cicho: � Nie mam si� czym poszczyci�. Zw�oki znik�y we wszystkich przypadkach w ci�gu nocy. Na miejscu nie by�o �adnych �lad�w ani oznak w�amania. W kostnicach by�o to zreszt� niepotrzebne. Na og� nie s� zamykane albo tak, �e otworzy je dziecko zgi�tym gwo�dziem� � Prosektorium by�o zamkni�te � odezwa� si� po raz pierwszy lekarz policyjny, S�rensen. Siedzia� z g�ow� odrzucon� do ty�u, uchodzi� w�wczas uwagi jej niemi�y kanciasty kszta�t. Masowa� delikatnie palcem podpuch�� sk�r� pod oczami. Gregory zd��y� pomy�le�, �e S�rensen dobrze zrobi� obieraj�c zaw�d, w kt�rym przestaje przewa�nie z nieboszczykami. Sk�oni� si� z dworsk� niemal uprzejmo�ci� przed doktorem. � Wyj�� mi pan to z ust, doktorze. Na sali, z kt�rej znik�y zw�oki, odkryli�my otwarte okno. To znaczy, by�o przymkni�te, ale nie zamkni�te, jakby kto� przez nie wyszed�. � Pierwej musia� wej�� � niecierpliwie rzuci� S�rensen. � To �wietne spostrze�enie � odpali� Gregory, po�a�owa� tego i zerkn�� na G��wnego, kt�ry milcza�, nieruchomy, jakby nic nie s�ysza�. � Sala ta mie�ci si� na parterze � podj�� porucznik po sekundzie niezr�cznego milczenia. � Wieczorem okno by�o zamkni�te jak inne, tak brzmi� zeznania s�u��cego, kt�ry obstawa� przy tym, �e wszystkie okna by�y zamkni�te. Sam to sprawdza�, poniewa� bra� mr�z i obawia� si�, �e mog� zamarzn�� kaloryfery. Tam i tak ma�o pal�, jak to w prosektoriach. Profesor Harvey, zawiaduj�cy katedr�, wystawi� s�u��cemu najlepsz� opini�. Ma to by� cz�owiek wr�cz nadmiernie pedantyczny. Mo�na mu bezwzgl�dnie wierzy�. � Gdzie mo�na si� ukry� w tym prosektorium? � spyta� G��wny Inspektor. Popatrzy� na zebranych, jakby na nowo uprzytomni� sobie ich obecno��. � Wi�c to� jest w�a�ciwie wykluczone, panie inspektorze. Wymaga�oby to wsp�lnictwa s�u��cego. Poza sto�ami sekcyjnymi nie ma tam �adnych mebli, ciemnych k�t�w, schowk�w� S� szafki w �cianach na p�aszcze student�w i narz�dzia, ale w �adnej nawet dziecko by si� nie zmie�ci�o. � Czy pan rozumie to dos�ownie? � Prosz�? � Wi�c � dziecko te� nie? � spyta� spokojnie Inspektor. � No� � porucznik zmarszczy� brwi. � Dziecko panie inspektorze, zmie�ci�oby si�, ale najwy�ej siedmio�, o�mioletnie. � Czy pan mierzy� te szafki? � Tak � pad�a natychmiastowa odpowied�. � Mierzy�em wszystkie, bo my�la�em, �e kt�ra� jest mo�e wi�ksza, ale nie. �adna. Poza tym s� ubikacje, toaleta, sale do �wicze�, w piwnicy � ch�odnia i magazyn preparat�w, a na pi�trze � pokoje asystent�w i gabinet profesora. Wszystkie te pomieszczenia s�u��cy obchodzi wieczorem, nawet po kilka razy, z w�asnej gorliwo�ci, �e tak powiem. M�wi� mi o tym profesor. Nikt nie m�g� si� tam ukry�. � A gdyby dziecko�? � podda� mi�kko Inspektor. Zdj�� okulary, jakby rozbraja� ostro�� spojrzenia. Gregory potrz�sn�� energicznie g�ow�. � Nie, to niemo�liwe. Dziecko nie otworzy�oby okna. To s� bardzo wielkie, wysokie okna z dwoma zamkami, na g�rze i na dole, kt�re uruchamia tkwi�ca we framudze d�wignia. Podobnie jak tutaj � Gregory wskaza� na okno, z kt�rego ci�gn�� zimny wiew. � Te d�wignie chodz� bardzo ci�ko, s�u��cy skar�y� si� nawet na to. Sam zreszt� pr�bowa�em. � On zwraca� uwag� na to, jak ci�ko chodz�? � powiedzia� S�rensen ze swym tajemniczym u�mieszkiem, kt�rego Gregory nie cierpia�. Przemilcza�by to pytanie, ale G��wny Inspektor patrza� na niego wyczekuj�co, odrzek� wi�c niech�tnie: � S�u��cy powiedzia� mi o tym, dopiero gdy przy nim otwiera�em i zamyka�em okna. Jest to nie tylko pedant, ale porz�dny nudziarz. Zrz�da � o�wiadczy� dobitnie Gregory, patrz�c niby to przypadkiem na S�rensen. By� z siebie zadowolony. � To zreszt� naturalne w tym wieku � doda� pojednawczo � ko�o sze��dziesi�tki, sklero� � Urwa�, zmieszany. Inspektor nie by� m�odszy. Pr�bowa� rozpaczliwie wymanewrowa� z ostatnich s��w, ale nie umia�. Obecni trwali w absolutnej nieruchomo�ci. Gregory wzi�� im to za z�e. G��wny Inspektor na�o�y� okulary. � Czy pan sko�czy�? � Tak � Gregory waha� si� � w�a�ciwie tak. To znaczy, co si� tyczy tych trzech wypadk�w. W ostatnim zwr�ci�em szczeg�ln� uwag� na otoczenie, mam na my�li przede wszystkim nocny ruch w okolicy prosektorium. Konstable, kt�rzy mieli w tym rejonie s�u�b�, nie zauwa�yli nic podejrzanego. Kiedy obj��em spraw�, dowiedzia�em si� mo�liwie dok�adnie o szczeg�ach poprzednich wypadk�w, zar�wno od sier�anta Peela, jak i bezpo�rednio: by�em w tych wszystkich miejscowo�ciach. Nie znalaz�em jednak �adnej nici, �adnego �ladu. Nic, zupe�nie nic. Kobieta, kt�ra zmar�a na raka, znik�a z kostnicy w podobnych okoliczno�ciach, jak �w robotnik. Rano, gdy przyszed� kto� z rodziny, trumna by�a pusta. � Tak � powiedzia� G��wny Inspektor. � Na razie dzi�kuj� panu. Kolego Farquart, mo�e pan teraz? � Mam przej�� do nast�pnych? Tak, panie inspektorze. �Powinien s�u�y� w marynarce, zachowuje si� jak przy porannym podnoszeniu flagi, i to przez ca�e �ycie� � pomy�la� Gregory. Zachcia�o mu si� westchn��. � Nast�pne znikni�cie nast�pi�o w Lewes siedem dni p�niej, dziewi�tnastego lutego. Sz�o o m�odego robotnika portowego, kt�ry uleg� wypadkowi samochodowemu. Dozna� wewn�trznego krwotoku wskutek p�kni�cia w�troby. By� operowany z sukcesem, jak m�wili lekarze� ale nie wytrzyma� operacji. Zw�oki znik�y nad ranem. Czas mogli�my okre�li� z wyj�tkow� dok�adno�ci�, poniewa� ko�o trzeciej nad ranem zmar� niejaki Burton, kt�rego siostra (on mieszka� z siostr�) tak ba�a si� pozostawa� z nieboszczykiem w jednym mieszkaniu, �e postawi�a na nogi w�a�ciciela zak�adu pogrzebowego. Zw�oki zawieziono wi�c do kostnicy w�a�nie o trzeciej nad ranem. Dwaj pracownicy tego zak�adu po�o�yli cia�o obok cia�a tego robotnika� � Pan chcia� co� powiedzie�? � podda� G��wny Inspektor. Farquart przygryz� nieznacznie w�s. �� Nie� � powiedzia� wreszcie. Nad gmachem da� si� s�ysze� przeci�g�y, narastaj�cy miarowo grzmot motor�w lotniczych. Niewidzialny samolot przelecia� na po�udnie. Szyby odezwa�y si� cichym unisono. � To znaczy� � zdecydowa� si� Farquart � sk�adaj�c przyniesione zw�oki, jeden z pos�ugaczy przesun�� trupa tego robotnika, gdy� utrudnia� mu dost�p. Ot� on twierdzi, �e to cia�o � nie by�o zimne. � Mhm � przytakn�� G��wny Inspektor, jakby sz�o o rzecz najzwyklejsz� w �wiecie. � Nie by�o zimne? A jak on to okre�li�? Czy potrafi pan powt�rzy� jego s�owa? � Powiedzia�, �e nie by�o zimne � Farquart m�wi� niech�tnie, robi�c przerwy mi�dzy s�owami. � To brzmi idiot� to jest bezsensowne, ale ten pos�ugacz upiera� si�, �e tak by�o. Twierdzi, �e powiedzia� to swemu towarzyszowi, ale tamten o niczym nie pami�ta. Gregory przes�uchiwa� ich obu, osobno, dwa razy� G��wny Inspektor bez s�owa zwr�ci� twarz ku porucznikowi. � C�, to bardzo gadatliwy i niezbyt wiarygodny cz�owiek ten pos�ugacz � pospieszy� z obja�nieniem Gregory. � Takie odnios�em wra�enie. Facet z gatunku g�upich, co to ogromnie lubi� skupia� na sobie uwag�, got�w w odpowiedzi na ka�de pytanie opowiada� histori� �wiata. Upiera� si�, �e to by� letarg �albo jeszcze gorzej� � to jego wyra�enie. Sk�din�d zdziwi�o mnie to, bo ludzie zawodowo pracuj�cy przy zw�okach w letargi nie wierz�, temu przeczy ich do�wiadczenie. � A co m�wi� lekarze? Gregory milcza�, oddaj�c g�os Farquartowi, kt�ry, jakby niezadowolony, �e b�ahostce po�wi�ca si� tyle uwagi, rzek�, wzruszaj�c ramionami: � Zgon nast�pi� poprzedniego dnia. Wyst�pi�y plamy opadowe, st�enie po�miertne� by� nie�ywy jak kamie�. � Czy jeszcze co��? � Tak. Podobnie jak� w poprzednich wypadkach�, zw�oki by�y ubrane do poch�wku. Tylko zw�oki Trayle�a, kt�re znik�y w Treakdown, nie by�y ubrane. Przedsi�biorca pogrzebowy mia� si� tym zaj�� dopiero nazajutrz. Sta�o si� tak dlatego, poniewa� rodzina nie chcia�a zrazu da� ubrania. To znaczy zabra�a je. A kiedy przynie�li inne, cia�a ju� nie by�o� � A w innych wypadkach, powiada pan? � Zw�oki tej kobiety te� by�y ubrane. Tej po operacji raka. � Jak? � No� w sukni�. � A buciki? � spyta� G��wny Inspektor tak cicho, �e Gregory pochyli� si� do przodu. � Buciki te� mia�a� � A ostatnie? � Te ostatnie� ot�, nie by�y ubrane, ale r�wnocze�nie (jak mo�na s�dzi�) znik�a zas�ona, kt�ra odgradza�a niewielk� wn�k� w g��bi kostnicy. By�a to czarna p�achta, poruszaj�ca si� na pr�cie, a zawieszona na metalowych k�kach, do kt�rych by�a przyszyta jak portiera. Na tych k�kach zosta�y strz�py p��tna. � Zosta�a zdarta? � Nie. Pr�t jest cienki i nie wytrzyma�by mocnego szarpni�cia. Ten strz�p� � Pan pr�bowa� z�ama� ten pr�t? � Nie. � Wi�c sk�d pan wie, �e nie wytrzyma�by? � Tak, na oko� G��wny Inspektor zadawa� pytania spokojnie, wpatruj�c si� w szk�o szafki, odbijaj�ce prostok�t okienny, czyni� to jakby my�l�c o czym� innym, a jednak pada�y one po sobie szybko, tak szybko, �e Farquart ledwo nad��a� z odpowiedziami. � Dobrze � zakonkludowa� G��wny Inspektor. � Czy te strz�py by�y badane? � Tak. Doktor S�rensen� Lekarz przesta� masowa� sw�j spiczasty podbr�dek. � P��tno zosta�o przerwane, czy raczej przetarte ze znacznym mozo�em, a nie odci�te. To pewne. Tak jakby je� jakby je kto� odgryz�. Zrobi�em nawet par� pr�b. Obraz mikroskopowy jest taki sam. W kr�tkim milczeniu, kt�re zapanowa�o, odezwa� si� daleko silnik samolotowy, st�umiony przez mg��. � Czy opr�cz tej zas�ony jeszcze co� zgin�o? � spyta� wreszcie Inspektor. Doktor spojrza� na Farquarta, kt�ry skin�� g�ow�. � Tak. Rolka plastra, du�a rolka plastra, zapomniana na stoliku przy drzwiach wej�ciowych. � Plaster? � uni�s� brwi Inspektor. � Oni go u�ywaj� do podtrzymania brody� �eby szcz�ka nie opada�a � wyja�ni� S�rensen. � Kosmetyka grobu � doda� z sardonicznym u�miechem. � To wszystko? � Tak. � No, a zw�oki z prosektorium? Czy te� by�y ubrane? � Nie. Ale t� spraw� o tym wypadku m�wi� ju� Gregory� � Zapomnia�em o tym powiedzie� � zacz�� szybko porucznik z niemi�ym uczuciem, �e przy�apano go na roztargnieniu. � Cia�o by�o nie ubrane, ale s�u��cy nie m�g� si� dorachowa� jednego p�aszcza lekarskiego i paru bia�ych p��ciennych spodni, jakich studenci u�ywaj� w lecie. Podobno brak�o te� kilku par tekturowych trep�w. Co prawda, m�wi� mi, �e tych rzeczy nigdy nie mo�e si� doliczy�, podejrzewa� praczk� o niedbalstwo, a nawet o kradzie�. Inspektor odetchn�� g��boko i stukn�� okularami w biurko. � Dzi�kuj�. Doktorze Sciss, czy mog� teraz pana prosi�? Sciss nie zmieni� swej nonszalanckiej pozy. Mrukn�� co� niewyra�nie, ko�cz�c pospiesznie notowa� w otwartej teczce, kt�r� podtrzymywa� ostrym, wysoko uniesionym kolanem. Przekrzywiwszy ptasi� g�ow�, troch� ju� �ysiej�c�, z rozmachem zamkn�� teczk�. Schowa� j� pod fotel, wyd�u�y� cienkie wargi, jakby chcia� gwizdn��, i wsta�, zacieraj�c r�ce o wydatnych, artretycznych stawach. � Zaproszenie mnie traktuj� jako po�yteczne novum � powiedzia� wysokim g�osem, zatr�caj�cym o falset. � Z natury rzeczy popadam �atwo w ton wyk�adu, co mo�e panom nie odpowiada�, ale jest to nie do unikni�cia. Seri�, o kt�rej mowa, zbada�em � o ile by�o to mo�liwe. Klasyczne metody �ledztwa � kolekcjonowanie �lad�w i poszukiwanie motyw�w � zawiod�y zupe�nie. Musia�em zatem u�y� metody statystycznej. C� ona daje? Na miejscu przest�pstwa mo�na cz�sto okre�li�, jaki fakt ma z nim zwi�zek, a jaki nie. Na przyk�ad kszta�ty krwawych plam w pobli�u zw�ok zamordowanego maj� zwi�zek ze zbrodni� i mog� sporo rzec o jej przebiegu. Natomiast fakt, czy w dniu zab�jstwa p�yn�y nad domem cumulusy czy cirrostratusy albo te� czy druty telefoniczne przed domem s� z aluminium, czy z miedzi, mo�na uzna� za nieistotny. Co si� natomiast tyczy naszej serii, to z g�ry niepodobna w og�le okre�li�, jakie fakty towarzysz�ce by�y zwi�zane z przest�pstwem, a jakie nie. � Gdyby zaszed� jeden tylko wypadek � ci�gn�� Sciss � byliby�my bezradni. Szcz�liwie zdarzy�o si� ich wi�cej. Oczywiste, �e ilo�� przedmiot�w i zjawisk, jakie w krytycznym czasie znajdowa�y si� czy zachodzi�y w pobli�u miejsca wydarze�, jest praktycznie niesko�czona. �e jednak mamy przed sob� seri�, musimy oprze� si� na tych g��wnie faktach, kt�re towarzyszy�y wszystkim b�d� prawie wszystkim wypadkom. B�dziemy zatem post�powali metod� statystycznego zestawiania zjawisk. Metoda ta nie by�a dot�d prawie stosowana w �ledztwie i rad jestem, �e mog� panom j� dzisiaj przedstawi� � wraz z pierwszymi jej wynikami� Doktor Sciss, kt�ry sta� dot�d za swoim fotelem, jak za katedr�, zrobi� na d�ugich nogach kilka krok�w w stron� drzwi, zawr�ci� niespodzianie, przekrzywi� g�ow� i ci�gn��, patrz�c w przestrze� mi�dzy siedz�cymi: � Ot�, po pierwsze, mieli�my przed zjawiskiem w�a�ciwym stadium � nazwiemy je tak umownie � �zwiastun�w�. Zw�oki zmienia�y pozycj�. Jedne obr�cono plecami do g�ry, inne na bok, inne zn�w znaleziono na ziemi obok trumny. Po drugie, wszystkie, kt�re znik�y, z jednym wyj�tkiem, by�y zw�okami m�czyzn w sile wieku. Po trzecie, za ka�dym razem, z , wyj�tkiem zn�w pierwszego, zatroszczono si� o jakie� okrycie dla cia�a. Dwa razy by�o to ubranie, raz prawdopodobnie p�aszcz lekarski i bia�e spodnie, a raz � czarna p��cienna zas�ona. Po czwarte, zawsze by�y to zw�oki nie poddane sekcji, dobrze zachowane i mo�liwie nie uszkodzone. Od �mierci up�yn�o w ka�dym przypadku nie wi�cej ni� trzydzie�ci godzin. I to godne jest uwagi. Po pi�te, wszystkie wypadki, znowu z wyj�tkiem jednego, nast�pi�y w kostnicy cmentarnej ma�ego miasteczka, do kt�rej dost�p jest z regu�y do�� �atwy. Nie daje si� tylko w��czy� tu znikni�cia cia�a z prosektorium. Sciss zwr�ci� si� do Inspektora: � Potrzebny mi jest silny reflektor. Czy mog� dosta� co� takiego? Inspektor w��czy� mikrofon i powiedzia� cicho kilka s��w. W zaleg�ym milczeniu Sciss wydobywa� powoli ze swej obszernej jak miech sk�rzanej torby z�o�ony wielokrotnie arkusz kalki, pokrytej kolorowymi rysunkami. Gregory przypatrywa� si� temu odczuwaj�c mieszanin� niech�ci i ciekawo�ci. Dra�ni�a go wy�szo��, jak� okazywa� im naukowiec. Zdusi� papierosa i usi�owa� na pr�no zorientowa� si�, co kryje p�achta kalki, szeleszcz�ca w nieporadnych r�kach Scissa. Ten naddar� j� z boku, po�o�y� na biurku, wyg�adzi� przed nosem Inspektora, niby go nie dostrzegaj�c, podszed� do okna i zacz�� wygl�da� na ulic�, trzymaj�c si� jednocze�nie palcami jednej r�ki za przegub drugiej, jakby liczy� uderzenia pulsu. Drzwi otwar�y si�, wszed� policjant z aluminiowym reflektorem na wysokim statywie i w��czy� go do kontaktu. Sciss za�wieci� lamp�, zaczeka�, a� drzwi zamkn� si� za policjantem, i skierowa� mocny kr�g �wiat�a na wielk� map� Anglii. Potem nakry� kalk� map�. Poniewa� mapa nie przeziera�a spod mlecznego papieru, zabra� si� do przesuwania reflektora. Zdj�� te� map� ze �ciany (przy czym niebezpiecznie zachwia� si� na krze�le) i niezgrabnie rozwiesi� j� na wieszaku, kt�ry przeci�gn�� z k�ta na �rodek pokoju. Reflektor umie�ci� z ty�u, tak �e teraz jego blask prze�wietla� na wylot map� i na�o�on� na ni� kalk�, kt�r� trzyma� w szeroko rozpostartych r�kach. By�a to pozycja � z wyprostowanymi i wzniesionymi ramionami � nad wyraz niewygodna. Sciss przesun�� jeszcze stojak nog�, wreszcie znieruchomia�. Trzymaj�c kalk� u samej g�ry, odezwa� si�, zwracaj�c g�ow� w bok: � Prosz� zwr�ci� uwag� na okolic�, w kt�rej zdarzy�y si� nasze wypadki. G�os doktora by� jeszcze wy�szy ni� przedtem, mo�e z powodu starannie ukrywanego wysi�ku. � Pierwsze znikni�cie nast�pi�o w Treakhill, szesnastego stycznia. Prosz� zapami�ta� miejsca i daty. Drugie � dwudziestego trzeciego stycznia � w Spit�ton. Trzecie w Lovering, drugiego lutego. Czwarte � w Bromley, dwunastego lutego. �smego marca w Lewes zaszed� wypadek ostatni. Je�eli za punkt wyj�ciowy przyjmiemy miejsce pierwszego wypadku i zatoczymy wok� niego rosn�cym promieniem ko�a, to stwierdzimy to, co przedstawia rysunek na mojej kalce. Plama �wiat�a mocno i wyra�nie odgranicza�a cz�� po�udniowej Anglii, przylegaj�c� do Kana�u. Pi�� wsp�rodkowych k� obejmowa�o pi�� miejscowo�ci, zaznaczonych czerwonymi krzy�ykami. Pierwszy widnia� w centrum, nast�pne coraz dalej ku obwodowi najwi�kszego ko�a. Gregory zm�czy� si� ju� niemal oczekiwaniem na objawy znu�enia Scissa, kt�rego r�ce wzniesione w g�r� i trzymaj�ce brzeg kalki nawet nie zadr�a�y. � Je�eli panowie b�d� sobie tego �yczyli � powiedzia� ostrym g�osem Sciss � to mog� p�niej przedstawi� szczeg�y mych oblicze�. Teraz podam tylko ich wynik. Ka�dy wypadek nast�powa� w ten spos�b, �e im p�niej si� zdarza�, tym dalej by� po�o�ony od o�rodka, to jest miejsca pierwszego. Wyst�puje nadto druga prawid�owo��: czasy mi�dzy poszczeg�lnymi wypadkami s�, licz�c od pierwszego, coraz d�u�sze, nie tak, co prawda, aby mia�y si� do siebie w jakiej� o�kre�lonej proporcji. Je�eli jednak uwzgl�dni� dodatkowy czynnik � temperatur� � to oka�e si�, �e zachodzi pewna nowa regularno��. Mianowicie iloczyn z czasu, jaki up�yn�� mi�dzy dwoma wypadkami, i odleg�o�ci dziel�cej dwa kolejne miejsca znikni�cia cia� od centrum, staje si� wielko�ci� sta�� � gdy pomno�y� go przez r�nic� panuj�cej w obu razach temperatury� � W ten spos�b � podj�� po chwili Sciss � otrzymujemy liczb� sta�� o wielko�ci pi�� do dziewi�ciu centymetr�w na sekund� i stopie�. M�wi� pi�� do dziewi�ciu, poniewa� dok�adny moment znikni�cia nie zosta� w �adnym wypadku stwierdzony. Zawsze mamy do czynienia z szerokim, kilkugodzinnym przedzia�em czasu, w ci�gu nocy albo �ci�lej: w drugiej po�owie nocy. Je�eli za warto�� rzeczywist� sta�ej przyjmiemy �redni� siedem centymetr�w, to w�wczas po dokonaniu oblicze�, kt�re zrobi�em, uderza ciekawa rzecz. Przyczyna zjawiska, kt�re posuwa�o si� miarowo od �rodka ku obwodowi tego obszaru, nie le�y w Treakhill, ale jest przesuni�ta w stron� zachodni�, ku miejscowo�ciom Timbridge�Wells, Engender i Dipper� to znaczy tam, gdzie kr��y�y pog�oski o �ruszaniu� trup�w. Je�li za� wa�y� si� na eksperyment, polegaj�cy na zupe�nie ju� �cis�ym umiejscowieniu punktu stanowi�cego geometryczne centrum zjawiska, �to znajdzie si� on nie w �adnej kostnicy, ale osiemna�cie mil na po�udniowy zach�d od Shaltam � na terenie moczar�w i nieu�ytk�w Chinchess� Inspektor Farquart, kt�ry s�ucha� tego wywodu z czerwieniej�cym coraz bardziej karkiem, nie wytrzyma�. � Czy pan chce przez to powiedzie� � wybuchn�� � �e z tych przekl�tych bagien wylaz� jaki� duch, kt�ry p�yn�c powietrzem, niewidzialny, porywa� kolejno jedne zw�oki za drugimi?! Sciss zwija� powoli sw�j rulon. W �wietle ukrytego reflektora, chudy i czarny na tle zielonkawo ja�niej�cej mapy, podobny by� bardziej ni� kiedykolwiek do ptaka (bagiennego � doda� w duchu Gregory). Schowa� starannie kalk� do swej przepa�cistej teczki i wyprostowawszy si�, z twarz� naznaczon� czerwonymi plamami, popatrzy� zimno na Inspektora. � Nic nie chc� powiedzie� poza tym, co wynika ze statystycznej analizy � o�wiadczy�. � Istniej� zwi�zki bliskie, na przyk�ad mi�dzy jajkami, w�dzonka i �o��dkiem, oraz zwi�zki odleg�e, trudniej dostrzegalne, na przyk�ad mi�dzy politycznym ustrojem kraju a przeci�tnym wiekiem zawierania ma��e�stw. Zawsze jednak chodzi o okre�lon� korelacj�, daj�c� podstawy do m�wienia o skutkach i przyczynach. Du��, starannie z�o�on� chustk� do nosa wytar� drobne kropelki potu znad g�rnej wargi, schowa� chustk� do kieszeni i ci�gn�� dalej: � Ta seria wypadk�w jest trudna do wyja�nienia. Nale�y si� powstrzyma� od jakichkolwiek uprzedze�. Je�libym mia� si� spotka� z nimi ze strony pan�w, zmuszony b�d� porzuci� t� spraw�, jak i wsp�prac� z Yardem. Wyczeka� chwil�, jakby w nadziei, �e kto� podejmie rzucon� r�kawic�, po czym, podszed�szy do �ciany, zgasi� reflektor. Zrobi�o si� prawie zupe�nie ciemno. � Sciss szuka� przez chwil� kontaktu wodz�c r�k� po �cianie. Blask sufitowej lampy zmieni� pok�j. Sta� si� pozornie mniejszy, a o�lepiony, mrugaj�cy oczami G��wny Inspektor przez mgnienie przypomnia� Gregory�emu jego starego wuja. Sciss wr�ci� do mapy. � Gdy podj��em badania, od pierwszych dwu wypadk�w up�yn�o ju� tyle czasu, albo, �eby nie upi�ksza�, policja po�wi�ci�a im w swych �dossiers� tak ma�o uwagi, �e �cis�a rekonstrukcja fakt�w, pozwalaj�ca stwierdzi�, co si� dzia�o godzina po godzinie, by�a rzecz� niemo�liw�. Ograniczy�em si� zatem do pozosta�ych trzech wypadk�w. We wszystkich trzech panowa�a mg�a � dwa razy g�sta, a raz nadzwyczaj g�sta. Nadto w promieniu kilkuset metr�w przeje�d�a�y rozmaite samochody � nie by�o, co prawda, �adnych �podejrzanych�, ale nie bardzo wiem, na czym mia�oby si� takie podejrzenie oprze�. Przecie� nikt nie wybiera�by si� na podobn� wypraw� autem z napisem �przew�z skradzionych cia��? Auto mog�oby ewentualnie parkowa� w do�� znacznej nawet odleg�o�ci od miejsca kradzie�y. Wreszcie dowiedzia�em si�, �e we wszystkich trzech wypadkach w okresie zmierzchu (przypominam, �e znikni�cie nast�powa�o zawsze noc�) zauwa�ono w pobli�u� � Sciss zrobi� male�k� przerw� i g�osem cichym, lecz dobitnym zako�czy�: � �jakie� zwierz� domowe, kt�rego tam normalnie nie spotykano, a przynajmniej, kt�rego moi rozm�wcy nie znali i nigdy tam nie widzieli. Dwa razy by� to kot, a raz pies. Rozleg� si� kr�tki �miech, kt�ry przeszed� zaraz w lich� imitacj� kaszlu. �mia� si� S�rensen. Farquart ani si� nie poruszy�, ani odezwa�, nawet gdy Sciss robi� w�tpliwe dowcipy na temat �podejrzanych� samochod�w. Przez u�amek sekundy Gregory pochwyci� spojrzenie, kt�re G��wny Inspektor skierowa� na S�rensena, Nie by�o; w nim napomnienia, nie by�o nawet surowo�ci, tylko a� fizycznie wyczuwalny ci�ar. Doktor kaszln�� raz jeszcze dla uratowania pozor�w i nasta�a cisza. Sciss patrza� nad ich g�owami w ciemniej�ce okno. � Statystyczna wa�ko�� ostatniego spostrze�enia jest pozornie niewielka � ci�gn��, popadaj�c coraz cz�ciej w falset. � Stwierdzi�em jednak, �e w tych okolicach bezdomne psy lub koty praktycznie nigdy si� niemal nie w��cz�. Poza tym jedno z tych zwierz�t � mianowicie psa � znaleziono nie�ywe w czwartym dniu po znikni�ciu zw�ok. Bior�c to pod uwag�, pozwoli�em sobie og�osi� w ostatnim wypadku, w kt�rym pojawi� si� wieczorem kot, nagrod� za wykrycie zw�ok tego stworzenia. Dzi� !rano otrzyma�em wiadomo��, kt�ra uczyni�a mnie ubo�szym o pi�tna�cie szyling�w. Kot le�a� pod �niegiem w k�pie krzak�w, znalaz�y go dzieci szkolne � w odleg�o�ci nieca�ych dwustu krok�w od cmentarnej kostnicy. Sciss podszed� do okna zwr�cony plecami do pokoju, jakby chcia� wyjrze� na dw�r, ale tam nic ju� nie by�o wida� opr�cz lampy ulicznej, chwiej�cej si� w porywach wiatru, miarowo przeb�yskuj�cej zza cienia rzucanego przez gruby konar drzewa. Zamilk� na dobre. Ko�cami palc�w g�adzi� brzeg swej zbyt lu�nej, szarej marynarki. � Czy pan sko�czy�, doktorze? Na g�os Shepparda Sciss si� odwr�ci�. Nik�y, ch�opi�cy prawie u�miech odmieni� znienacka jego ma�� twarz, w kt�rej wszystkie rysy by�y nieproporcjonalne, z drobnymi poduszeczkami policzk�w pod szarymi oczami, prawie bez podbr�dka, tak cofni�t� mia� szcz�k�. �Ale� to po prostu ch�opiec, wieczny niedorostek� i jaki mi�y!� � ze zdumieniem pomy�la� Gregory. � Chcia�bym jeszcze powiedzie� par� s��w, ale jako ostatni � rzek� Sciss i wr�ci� na swoje miejsce. Inspektor zdj�� okulary. Oczy mia� zm�czone. � Dobrze. Kolego Farquart, prosz�, je�eli ma pan co� do powiedzenia w tej sprawie. Farquart odezwa� si� niech�tnie: � Prawd� m�wi�c, niewiele. Tradycyjnie i po staremu zastanawiam si� nad t� ca�� �seri��, jak j� nazywa doktor Sciss. My�l�, �e niekt�re, przynajmniej niekt�re pog�oski musia�y by� prawdziwe. Rzecz chyba prosta � sprawca chcia� w Shaltam czy gdzie indziej ukra�� zw�oki, ale zosta� sp�oszony. Uda�o mu si� dopiero w Treakhill. By� wtedy jeszcze �nowicjuszem�, cia�o znik�o nagie. Wida� nie orientowa� si�, �e transport w takim stanie musi nastr�czy� si�� rzeczy znacznych trudno�ci, wi�kszych w ka�dym razie ni� przewiezienie nie rzucaj�cych si� tak w oczy zw�ok ubranych. To w�a�nie spowodowa�o, �e zmieni� taktyk�, staraj�c si� o przyodziewek. Ponadto i wyb�r zw�ok nie by� za pierwszym razem �najlepszy� � my�l� o tym, co doktor Sciss okre�li� jako poszukiwanie cia�a �w dobrym stanie�. Kostnica w Treakhill mie�ci�a innego jeszcze zmar�ego, cz�owieka m�odego, zachowanego lepiej od tego, kt�ry znikn��. To chyba wszystko� � Pozostaje motywacja dzia�ania � podj�� po chwili. � Widz� takie mo�liwo�ci: nekrofilia, ob��d b�d� dzia�anie jakiego�, jakiego�, powiedzmy, naukowca. Wola�bym, �eby si� w tej sprawie wypowiedzia� doktor S�rensen, � Nie jestem psychologiem ani psychiatr� � prawie opryskliwie rzuci� doktor. � Nekrofili� mo�na w ka�dym razie wykluczy�. Dotkni�ci ni� bywaj� wy��cznie osobnicy ci�ko upo�ledzeni umys�owo, debile, kretyni, na pewno niezdolni do planowania jakiej� bardziej skomplikowanej akcji. To nie ulega w�tpliwo�ci. Dalej, ob��d, moim zdaniem, mo�na wykluczy�. Nic nie pozostawiono przypadkowi, za du�o skrupulatno�ci, �adnych potkni�� � takiej logiki dzia�ania ob��kani na og� nie wykazuj�. � Paranoja? � cicho podda� Gregory. Lekarz spojrza� na niego niech�tnie. Przez chwil� zdawa� si� smakowa� z pow�tpiewaniem to s�owo na j�zyku, potem wykrzywi� cienkie, �abie usta. � Nie. To znaczy, nie wydaje mi si� � os�abi� kategoryczno�� swego sprzeciwu. � Ob��d nie jest, prosz� pan�w, workiem, do kt�rego mo�na pakowa� wszystkie czyny ludzkie o niepoj�tych dla nas motywach. Ob��d ma swoj� struktur�, swoj� logik� post�powania. Na upartego nie da si� wykluczy� ewentualno�ci, �e jaki� ci�ki psychopata, tak, psychopata, w�a�nie psychopata m�g�by by� sprawc�. To jedyna mo�liwo�� � Psychopata ze sk�onno�ciami do matematyki � zauwa�y� niby od niechcenia Sciss. � Jak pan to rozumie? S�rensen zagl�da� w twarz Scissowi z g�upawo�szyderczym u�mieszkiem, w kt�rym by�o co� obra�liwego. Nie domkn�� ust. � No, psychopata, kt�ry obliczy� sobie, jak to b�dzie zabawnie, je�eli iloczyn z odleg�o�ci i czasu mi�dzy kolejnymi wypadkami, pomno�ony przez r�nic� temperatur, b�dzie pewn� sta��, constans. S�rensen nerwowym ruchem g�aska� si� po kolanie, potem zab�bni� po nim palcami. � Bo ja wiem� Mo�na mno�y� i dzieli� przez siebie r�ne rzeczy, d�ugo�� lasek przez szeroko�� kapeluszy, i mog� z tego wynikn�� r�ne sta�e albo niestale. � Pan s�dzi, �e o�miesza w ten spos�b matematyk�? � zaczai Sciss. Wida� by�o, �e ma na j�zyku co� ostrego. � Przepraszam. Chcia�bym us�ysze� pana zdanie o trzecim mo�liwym motywie � Sheppard patrzy� na S�rensena jak przedtem. � O tym uczonym? Kt�ry kradnie zw�oki? Nie. Ale� sk�d, co znowu. Taki uczony, kt�ry dokonuje eksperyment�w na trupach? Nigdy w �wiecie! Pomys� rodem z trzeciorz�dnego filmu. Po c� kra�� trupa, kiedy mo�na go dosta� w byle prosektorium, i to bez najmniejszej trudno�ci, albo i od rodziny odkupi�? Zdarzaj� si� takie rzeczy. Poza tym �aden uczony nie pracuje dzi� sam i gdyby nawet ukrad� trupa (nie wiem tylko, po co), nie m�g�by^ ukry� tego przed kolegami, wsp�pracownikami. Ten motyw mo�na spokojnie wykluczy�. � Co wi�c wed�ug pana pozostaje? � spyta� Sheppard. Jego ascetyczna twarz by�a bez wyrazu. Gregory z�apa� si� na tym, �e wpatruje si� w swego prze�o�onego do impertynencji � jakby studiowa� .obraz. Czy on naprawd� taki jest, czy te� to po prostu znudzenie i rutyna? My�la� tak w ci�kim, niemi�ym milczeniu, kt�re zapanowa�o po ostatnich s�owach G��wnego Inspektora. Zn�w daleki silnik odezwa� si� w g��bi zaokiennych ciemno�ci, przep�yn�� basowym �oskotem w g�rze i �cich�. Szyby dr�a�y. � Psychopatia albo nic � powiedzia� naraz doktor Sciss. U�miecha� si�, by� naprawd� w dobrym humorze. � Jak rozs�dnie orzek� doktor S�rensen, dzia�anie psychopaty wygl�da zazwyczaj odmiennie, cechuje je impulsywno��, niedomy�lenia, wywo�ane emocjonalnym zw�eniem pola uwagi, b��dy. Pozostaje nam wi�c � nic. To znaczy, �e te wypadki nie mog�y si� zdarzy�. � Jest pan nad wyraz dowcipny � burkn�� S�rensen. � Panowie � odezwa� si� Sheppard � jest rzecz� zdumiewaj�c�, jak �agodnie dot�d traktuje nas prasa. Nale�a�o to przypisa� konfliktowi ma�oazjatyckiemu, jak my�l�. Opinia publiczna zbyt by�a zaj�ta t� spraw� � ale do czasu. Obecnie mo�emy oczekiwa� nagonki na Yard. Ot�, co si� tyczy strony czysto formalnej � �ledztwo musi biec dalej. Chcia�bym si� dowiedzie�, co ju� zosta�o zrobione, a zw�aszcza, jakie kroki podj�to, aby odnale�� skradzione cia�a. � To jest rzecz porucznika � powiedzia� Farquart. � Dosta� od nas pe�nomocnictwa dwa tygodnie temu i od tej pory wszystko robi� sam. Gregory przytakn��, udaj�c, �e nie dos�ysza� wyrzutu tkwi�cego w tych s�owach. � Pocz�wszy od trzeciego wypadku � powiedzia� � zastosowali�my bardzo radykalne �rodki. Bezpo�rednio po meldunku o zagini�ciu zw�ok zamkn�li�my ca�� okolic� w promieniu bez ma�a stu kilometr�w, posi�kuj�c si� wszystkimi si�ami miejscowymi, jak posterunkami drogowymi i lotnymi, oraz �ci�gn�li�my z Londynu dwa oddzia�y woz�w radiowych z central� taktyczn� w Chichester. Wszystkie skrzy�owania, przejazdy kolejowe, rogatki, wyloty autostrad i dr�g z zamkni�tego obszaru by�y kontrolowane � bez rezultatu. Zatrzymali�my przy tej okazji pi�ciu ludzi poszukiwanych za r�ne sprawki, ale co si� tyczy naszego problemu, wynik�w nie by�o. Chcia�bym zwr�ci� przy tym uwag� na ostatni wypadek. Zamykanie terenu w promieniu stu kilometr�w jest nader uci��liwe i praktycznie nie daje stu procent gwarancji, �e oczka sieci s� wystarczaj�co ma�e, by wykluczy� mo�liwo�� prze�li�ni�cia si� sprawcy. Jest prawdopodobne, �e w wypadkach poprzednich, to znaczy drugim i trzecim, sprawca opu�ci� teren zamkni�ty, zanim wszystkie nasze posterunki rzeczywi�cie go zamkn�y. Mia� bowiem sporo czasu, raz bodaj sze��, a drugi raz oko�o pi�ciu godzin nocy. Zak�adam naturalnie, �e dysponowa� autem. W ostatnim jednak wypadku znikni�cie nast�pi�o mi�dzy trzeci� a czwart� pi��dziesi�t rano. Sprawca mia� maksymalnie godzin� i trzy kwadranse na ucieczk�. Ot� by�a to noc z typow� marc�wk�, na przemian wichura i �nie�yca po wieczornej mgle, wszystkie drogi by�y do po�udnia nast�pnego dnia zasypane i zatarasowane zaspami. Sprawca musia�by chyba u�y� pot�nego traktora. Wiem co� o tym, bo mieli�my nies�ychane trudno�ci z wyci�ganiem naszych woz�w patrolowych, zar�wno miejscowych, jak i tych, kt�re spieszy�y na nasze wezwanie z rejonu Wielkiego Londynu, z rezerwy, wyznaczonej przez Crime Investigation Departament. � Wi�c pan twierdzi, �e �aden samoch�d nie m�g� si� wydosta� do po�udnia z okolicy Lewes? � Tak. � A sanki? � Technicznie by�oby to mo�liwe, ale nie w czasie, kt�ry sprawca mia� do dyspozycji. Sanki nie ujad� przecie� wi�cej ni� kilkana�cie kilometr�w na godzin�, a w takim �niegu ledwo kilka. Nawet najlepszymi ko�mi nie wyrwa�by si� do po�udnia z ko�a o promieniu osiemdziesi�ciu kilometr�w. � Dobrze, poruczniku, ale sam pan m�wi� przecie�, �e takie zamykanie terenu nie daje bezwzgl�dnej pewno�ci � �agodnie powiedzia� Sheppard. � Stuprocentowa kontrola jest tylko idea�em, do kt�rego d��ymy� � On m�g� zreszt� wynie�� zw�oki w worku, pieszo, id�c polami na prze�aj � zauwa�y� Farquart. � Upiera�bym si� przy tym, �e to niemo�liwe � powiedzia� Gregory. Chcia� by� spokojny, ale czu� ju� pa�anie policzk�w. Mia� ogromn� ochot� wsta�, ledwo si� od tego powstrzyma�. � Po sz�stej rano �aden pojazd nie m�g� si� wydosta� ze strefy zamkni�tej, za to mog� r�czy� � o�wiadczy�. � Przez �niegi m�g� si� w ko�cu przebi� piechur, ale nie z takim ci�arem, jaki przedstawia cia�o doros�ego cz�owieka. Raczej by je rzuci�� � Mo�e i rzuci� � zauwa�y� S�rensen. � My�la�em i o tym. Przetrz�sn�li�my ca�� okolic�, u�atwi�a nam prac� odwil�, kt�ra rozpocz�a si� zaraz nazajutrz. Nic nie znaleziono. � Pa�skie rozumowanie nie jest tak bez zarzutu, jak pan s�dzi � wtr�ci� si� znienacka do rozmowy Sciss. � Po pierwsze, nie znale�li�cie zdech�ego kota, co nast�pi�oby, gdyby�cie szukali do�� skrupulatnie� � Pan wybaczy, ale my�my szukali ludzkich zw�ok, a nie zdech�ego kota � o�wiadczy� Gregory. � Dobrze. Zbyt wiele jest jednak mo�liwo�ci ukrycia zw�ok w tak rozleg�ym terenie, by mo�na orzec, �e ich tam na pewno nie ma. � Sprawca m�g� te� zakopa� cia�o � dorzuci� Farquart. � Skrad� je po to, aby je zakopa�? � z niewinn� min� spyta� Gregory. Farquart prychn��. � M�g� je zakopa� widz�c, �e nie umknie. � A sk�d�e m�g� wiedzie�, �e nie umknie? Przecie� nie og�aszali�my zamkni�cia dr�g przez radio � odparowa� Gregory. � Chyba �e mia� informatora � albo �e sam jest oficerem policji� � A to nawet niez�a my�l � u�miechn�� si� Sciss. � Poza tym, panowie, nie wyczerpali�cie wszystkich mo�liwo�ci. Pozostaje helikopter. � To nonsens! � doktor S�rensen nie ukrywa� lekcewa�enia. � Dlaczego? Czy w Anglii nie ma helikopter�w? � Doktor s�dzi, �e �atwiej u nas o psychopat� ni� o helikopter � zauwa�y� Gregory i u�miechn�� si� z satysfakcj�. � Przepraszam, ale na tak� rozmow� szkoda mi czasu. Sciss otworzy� zn�w swoj� teczk�, wydoby� z niej gruby maszynopis i j�� go przegl�da� z pi�rem w r�ku. � Panowie! Na g�os Shepparda wszyscy zamilkli. � Mo�liwo�ci wymkni�cia si� sprawcy z zamkni�tego obszaru niepodobna wykluczy�. To musi pan wzi�� pod uwag� tak�e na przysz�o��, kolego Gregory. Co si� tyczy helikoptera� mo�emy zostawi� go sobie jako ostateczno��, na p�niej� � A tak�e wszelk� padlin� � doda� S�rensen. Sciss nie odezwa� si�, pozornie zag��biony w lekturze. � Poszukiwanie cia� nale�y kontynuowa� � ci�gn�� Sheppard. � Trzeba planowa� t� akcj� szeroko, obj�� ni� i porty. Dyskretna kontrola statk�w, zw�aszcza �adunk�w drobnicowych, nie b�dzie zbyteczna. Czy kt�ry z pan�w ma jeszcze co� do powiedzenia? Jaka� hipoteza? Jaka� my�l? Mo�e by� bardzo odwa�na, nawet za odwa�na. � Wed�ug mnie nie mo�na� � odezwali si� jednocze�nie Gregory i Farquart. Spojrzeli na siebie i urwali. � S�uchani. Nikt si� nie odezwa�. Zabrz�cza� telefon. Inspektor wy��czy� go i popatrzy� na siedz�cych. Dym tytoniowy sinawym ob�okiem rozpo�ciera� si� pod lamp�. Przez chwil� panowa�a cisza. � Wobec tego ja � rzek� Sciss. Skrupulatnie sk�ada� we dwoje i chowa� do teczki sw�j maszynopis. � Zastosowa�em sta�� rozprzestrzeniania si� zjawiska, o kt�rej wspomnia�em, aby przewidzie� jego ci�g dalszy. Wsta� i czerwonym o��wkiem zakre�li� na mapie pas otaczaj�cy cz�� hrabstw Sussex i Kent. � Je�eli nast�pny wypadek zdarzy si� mi�dzy dniem dzisiejszym a ko�cem przysz�ego tygodnia, to zajdzie w tym sektorze, ograniczonym od p�nocy przedmie�ciami East Wickham, Croydon i Surbiton, od zachodu przez Horsham, od po�udnia � pasmem, brzegowym Kana�u, a od wschodu � przez Ashord. � Bardzo wielka przestrze� � burkn�� pow�tpiewaj�co Farquart. � Bynajmniej, poniewa� trzeba z niej wyeliminowa� ca�y kr�g wewn�trzny, w kt�rym nast�pi�y dotychczasowe wypadki. Zjawisko odznacza si� ekspansj� na zewn�trz, w gr� wchodzi wi�c tylko okr�g�y pas szeroko�ci do trzydziestu pi�ciu kilometr�w. Na terenie tym znajduje si� oko�o osiemnastu szpitali oraz ponad sto sze��dziesi�t ma�ych cmentarzyk�w. To wszystko. � I pan� pan jest pewny, �e t o nast�pi? � paln�� S�rensen. � Nie � odpar� po d�u�szej chwili Sciss. � Nie jestem pewny. Ale je�eli to nie nast�pi, o, je�li to nie nast�pi� Z uczonym dzia�o si� co� dziwnego; wszyscy patrzyli na� w zdumieniu, widz�c, jak ca�y dr�y, a� naraz glos mu si� za�ama�, niczym imituj�cemu ch�opcu. Sciss parskn�� g�o�no. Ale� tak, �mia� si� do rozpuku, rozbawiony jak�� my�l�, nic sobie nie robi�c z martwej ciszy, jak� przyj�to jego niepohamowan� weso�o��. Podni�s� spod fotela teczk�, sk�oni� g�ow� w nieznacznym uk�onie i podryguj�c jeszcze ramionami, szybkim, przesadnie d�ugim krokiem wyszed� z gabinetu. ROZDZIA� II Silny wiatr rozerwa� chmury � nad domami zaja�nia�a ��tawa zorza. Lampy zblad�y, �nieg czernia� i rozp�ywa� si� na chodnikach i jezdni. Gregory szed� szybko, z r�kami w kieszeniach p�aszcza, nie patrz�c na przechodni�w. U skrzy�owania stan��, oci�ga� si� chwil�, przest�puj�c na swych d�ugich nogach, bo robi�o mu si� zimno w przesyconym wilgoci� odwil�owym powietrzu. Z�y na w�asne niezdecydowanie poszed� wreszcie w lewo. Konferencja zako�czy�a si� niemal natychmiast po wyj�ciu Scissa � w�a�ciwie na niczym. Sheppard nie zdecydowa� nawet, kto b�dzie dalej prowadzi� spraw�. Gregory prawie nie zna� G��wnego Inspektora, widzia� go dzi� pi�ty czy sz�sty raz w �yciu. Zna� sposoby zjednywania uwagi prze�o�onych, lecz nie stosowa� ich w swej nied�ugiej karierze detektywa. Teraz �a�owa� jednak, �e tak niski ma stopie�. Zmniejsza�o to powa�nie szans� obj�cia �ledztwa. Przy po�egnaniu Sheppard spyta� go, co ma zamiar robi� dalej. Odpowiedzia�, �e nie wie. By�o to zgodne z prawd�, ale taka szczero�� zazwyczaj nie pop�aca. Czy Sheppard nie uzna� tych s��w za przejaw ograniczenia umys�owego, je�li nie nonszalancji? A co za jego plecami powiedzia� o nim G��wnemu Farquart? Na pewno nie wystawi� mu naj�wietniejszego �wiadectwa. Gregory stara� si� doj�� do przekonania, �e mu to tylko pochlebia, c� bowiem wart by� s�d Farquarta? Od jego nieciekawej osoby przeszed� my�lami do Scissa. By� to doprawdy osobliwy cz�owiek. S�ysza� o nim niewiele. Doktor pracowa� w czasie wojny w sekcji operacyjnej przy Sztabie G��wnym i mia� pono� kilka oryginalnych osi�gni�� na swym koncie. W jaki� rok po wojnie wylecia� stamt�d z krachem. Mia� rzekomo naur�ga� jakiej� grubej rybie, bodaj �e marsza�kowi Alexandrowi. Znany by� z tego, �e zra�a� sobie wszystkich wsp�pracownik�w. M�wiono, �e jest osch�y, z�o�liwy, pozbawiony cienia taktu i tak nieub�agany w m�wieniu innym, co o nich my�li, jak chyba tylko dziecko. Gregory m�g� doskonale zrozumie� niech��, jak� wzbudza� uczony. Zbyt dobrze pami�ta� w�asne zmieszanie podczas wyk�adu Scissa, gdy niczego nie umia� przeciwstawi� jego logicznym wywodom. Zarazem jednak mia� szacunek dla klasy intelektu, kt�r� wyczuwa� w tym cz�owieku, przypominaj�cym ptaka o zbyt ma�ej g�owie. �Trzeba si� b�dzie tym zaj�� � zako�czy� ten ci�g swych rozwa�a�, nie precyzuj�c, na czym to �zaj�cie si� ma w�a�ciwie polega�. Dzie� gas� szybko, tym szybciej, �e zapala�y si� ju� wystawy. Ulica zw�zi�a si�, by� to bardzo stary, chyba od �redniowiecza nie przebudowany zak�tek �r�dmie�cia, z ciemnymi, niezgrabnymi domami, w �kt�rych l�ni�y nienaturalnie wielkie i przezroczyste, przeszklone pud�a nowych sklep�w. Wszed� w pasa�, by skr�ci� drog�. U wej�cia le�a�a cienka warstwa nawianego �niegu; zdziwi� si�, �e nie jest zdeptany. Samotna kobieta w czerwonym kapeluszu ogl�da�a woskowo u�miechni�te manekiny, prezentuj�ce balowe suknie. Dalej pasa� zakr�ca� �agodnie, na suchym betonie le�a�y liliowe i bia�e kwadraty wystawowych �wiate�. Gregory szed� troch� wolniej, nie my�l�c o tym, gdzie jest. Przypomnia� sobie �miech Scissa i usi�owa� odgadn�� jego przyczyn�. Chcia� sobie dok�adnie uzmys�owi� brzmienie tego �miechu, wyda�o mu si� to wa�ne. Sciss nie by�, wbrew pozorom, efekciarzem; zadufany by� na pewno, tote� �mia� si�, by tak rzec, tylko dla siebie i z sobie tylko znanych powod�w. Z g��bi pustego pasa�u szed� naprzeciw Gregory�ego cz�owiek. Wysoki, szczup�y, porusza� g�owa, jakby m�wi� do siebie. Gregory zbyt by� sob� zaj�ty, aby go obserwowa�, ale mia� go gdzie� na peryferii spojrzenia. Tamten by� ju� niedaleko. Wok� zrobi�o si� ciemniej, trzy sklepy mia�y wygaszone �wiat�a, szyby czwartego ochlapa�o wapno � remont. Tylko tam, sk�d szed� samotny przechodzie�, b�yszcza�o kilka wielkich wystaw. Gregory podni�s� g�ow�. Tamten zwolni� kroku, szed� dalej, ale z oci�ganiem. Naraz obaj stan�li w odleg�o�ci kilku krok�w. Gregory nie otrz�sn�� si� jeszcze ze swych my�li i cho� patrza� na wysok� sylwetk� stoj�cego naprzeciw m�czyzny, nie widzia� jego twarzy. Zrobi� krok, tamten post�pi� tak samo. �Czego on chce?� � pomy�la� Gregory. Obserwowali si� spode �ba. Tamten mia� niewyra�n� od cieni, szerok� twarz, kapelusz przesadnie naci�ni�ty na czo�o, przykr�tki p�aszcz, �ci�gni�ty pasem nieporz�dnie, tak �e jego koniec okr�ca� si� wok� klamry. Z ta klamr� by�o co� nie w porz�dku, ale Gregory mia� na g�owie do�� w�asnych spraw. Ruszy�, chc�c wymin�� obcego, lecz ten zast�pi� mu drog�. � Ej, bo zaraz� � zaczai Gregory gniewnie i zaj�kn�� si�. Obcy � to b