5120

Szczegóły
Tytuł 5120
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5120 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5120 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5120 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Aleksander Krawczuk PERYKLES I ASPAZJA Ksi��ka ta opowiada nie tylko o losach s�awnego polityka ate�skiego i jego pi�knej przyjaci�ki. Imiona ich w tytule nale�y rozumie� nieco przeno�nie: chodzi o wielkie wydarzenia dziejowe i o zwyk�e sprawy codziennego �ycia, a wi�c po prostu o ludzk� rzeczywisto�� Aten w czasach ich �wietno�ci. Epoka to bardzo odleg�a, dzieli nas od niej dwadzie�cia pi�� wiek�w. A jednak w�a�nie owe Ateny s� wsp�ln� ojczyzn� nas wszystkich, kolebk� naszej rodzinnej Europy!Zaniem�g� Perykles dopiero jesieni�; epidemia ju� wygasa�a, lecz w�a�nie on sta� si� jedn� z ostatnich jej ofiar. Choroba mia�a przebieg wzgl�dnie �agodny, jednak�e organizm starszego ju� cz�owieka � Perykles liczy� w�wczas lat dobrze ponad sze��dziesi�t � nie m�g� jej sprosta�. Aspazja szuka�a pomocy wsz�dzie, nawet w magii i w czarach (cho� przed kilku laty sta�a przed s�dem oskar�ona o bezbo�no��). Na szyi chorego zawiesi�a amulet. Kiedy do pokoju weszli przyjaciele, Perykles wskaza� na� z bezradnym u�miechem. M�wi� ju� tylko szeptem, a i to z trudem; wkr�tce zapad�, zdawa�o si�, w omdlenie. By�o oczywiste: �mier� stoi blisko. Tote� tamci rozmawiali g�osem �ciszonym � o nim, tylko o nim, ale tak jakby ju� le�a� martwy. Z �a�obnym wsp�czuciem wspominali, jak wielki odchodzi cz�owiek. Sprawia�o to, wra�enie, �e sposobi� si� do wyg�oszenia mowy pogrzebowej na pa�stwowym cmentarzu zas�u�onych za Bram� Dipylo�sk�. I chyba rzeczywi�cie rozmy�lali w cicho�ci swych serc, komu przypadnie ten zaszczyt � nieb�ahy, bo oznaczaj�cy przej�cie politycznego spadku po zmar�ym. A przecie� on, mia�o si� okaza�, by� wci�� �wiadom tego, co si� dzieje w pokoju. By� �wiadom tak bardzo, �e s�uchaj�c rozm�w zacz�� si� nawet niepokoi�: � Te przem�wienia nie wypadn� dobrze. Po c� wylicza� wszystkie bitwy i budowle? Wyg�osi�em tyle pi�knych m�w pogrzebowych, a ci nie nauczyli si� niczego! �eby wzruszy� s�uchaczy, musi si� rzec co� pozornie bardzo prostego, a jednak nieoczekiwanego. Co�, co by by�o zwyczajnie ludzkie, lecz zarazem poetyczne. W mrokach dogasaj�cej �wiadomo�ci uformowa�o si� dziwne pytanie: � A c� takiego powiedzie� by mo�na o tobie, Peryklesie? Jaka� to prosta, a jednak poetyczna pochwa�a tobie tylko przys�uguje? Nawet nie wiedz�c o tym umieraj�cy zacz�� czyni� przegl�d swego �ycia. P�yn�a szybko wielka rzeka obraz�w � wyra�nych, lecz nieco bez�adnych. Bo przecie� nie by�o to tylko jego �ycie, lecz dziesi�tki lat dziej�w ca�ego miasta. Nie potrafi� ju� oddzieli� si� od tego, co stanowi�o tre�� i cel wszystkich jego poczyna� przez prawie pot wieku. Tote� nawet tkliwe wspomnienie matki ci�gn�o za sob� �a�cuch spraw politycznych. Poczyna� si� �w �a�cuch w mglistych oparach legendy, ale jego ostatnie ogniwa wi�y si� tu� ko�o cia�a, po�yskuj�c jak w�e.Rozdzia� pierwszy R�D MATKI PERYKLESA: WYKL�CI I DEMOKRACI ZALOTY W SYKIONIE Matka Peryklesa zwa�a si� Agarysta. By�a wnuczk� tej Agarysty, kt�rej imi� powtarza�a niegdy� ca�a Hellada; wsz�dzie bowiem s�awiono pot�g� i bogactwa jej ojca, wsz�dzie te� opowiadano z u�miechem, jak to trzynastu zalotnik�w przez okr�g�y rok ubiega�o si� o r�k� dziewczyny i jak w ostatniej chwili odpad� ten, kt�ry ju� pewny by� zwyci�stwa. Agarysta, matka Peryklesa, pochodzi�a z rodu Alkmeonid�w. Kiedy by�a przy nadziei, �ni�a pewnej nocy, �e urodzi lwa. Tak przynajmniej opowiadano w domu Peryklesa i tak zapisa� to p�niej jego przyjaciel, historyk Herodot. Wielu jednak w Atenach kpi�o sobie z tego snu wieszczego, i to nawet w�wczas, kiedy Perykles ju� odszed� ze �wiata �ywych, s�awny i �a�owany. Ze sceny komediowej pozwalano sobie na takie �arciki: �Jest niewiasta, co lwa porodzi� ma w �wi�tych Atenach. Lew przeciw rojom komar�w za lud b�dzie walczy� tak dzielnie, jakby szczeni�t swych broni�; ochrania� ci go przykazuj� mur zbudowawszy drewniany, a na nim baszty z �elaza.�1 Ten mur, jak wyja�nia si� zaraz, to drewniane dyby okute �elazem. A w innej komedii, podaj�c przyk�ady niewie�ciej przewrotno�ci, m�wi si� o takiej kobiecie, kt�ra sama i wprawdzie dzieci mie� nie mo�e, ale jako� sobie radzi: �A zna�am jeszcze tak�, co dziesi�� dni w b�lach rodzi�a � p�ki sobie nie kupi�a wreszcie dzieciaka. M�� po mie�cie biega�, szuka� lek�w, co przy�pieszaj� por�d... Przysz�a baba z dzieckiem w garnku; by nie krzycza�o, zatka�a mu g�b� kawa�kiem plastra miodu. Data znak, kobieta wnet wo�a: � Id�, id�, m�u! Zda mi si�, �e rodz�! Bo ju� dzieciak n�kami uderzy� w brzuch... garnka. Wybieg� uradowany. Ona dzieciakowi mi�d z g�by wyci�gn�a, malec w krzyk. A pod�a baba, ta, co przynios�a rodz�cej dzieciaka, p�dzi w cwa�, roze�miana, i do m�a wo�a: � Lew, lew ci si� urodzi�! Wykapany tata! Ca�y jak ty, a zw�aszcza ten ogonek � ca�kiem jak tw�j: zgrabniutki, kr�ty, niczym szyszka m�oda!�2 Zapewne, �art to niezbyt przystojny i wyszukany jak na smak naszej epoki. Ale lud ate�ski lubowa� si� w�a�nie w takich plotkach i dowcipach � zwykle zreszt� podawanych w formie 1 Arystofanes, Rycerze, w. 1057�1061 (przek�ad S. Srebrnego: Arystofanes, Komedie, Warszawa 1962). 2 Arystofanes, Tesmoforie, w. 508�522 (przek�ad S. Srebrnego: Arystofanes, Wyb�r komedii, Warszawa 1955).tak dosadnej, �e t�umacz�c �wczesne komedie wiele wyra�e� trzeba �agodzi� i omawia�. Ta wyuzdana swoboda wyszydzania wszystkiego i wszystkich by�a jedn� z podstaw ate�skiej demokracji. Swawolny �art rozwiewa�, jak mocny podmuch wiatru, nawet najl�ejszy dymek kadzidlanych pochlebstw, kt�re w innych pa�stwach wznosi�y si� ku ludziom w�adzy g�st� chmur�, powoduj�c nudno�ci u samych p�aszcz�cych si�, a gro�ne zawroty g�owy u wywy�szonych. Kiedy jednak Perykles by� jeszcze ma�ym lwi�tkiem, przysz�o�� nie tylko jego w�asna, lecz i ca�ego domu zgo�a nie zapowiada�a si� �wietnie. I to w�a�nie ze wzgl�du na r�d matki! Los nigdy nie szcz�dzi� Alkmeonid�w i ludzi z nimi zwi�zanych. Ch�opiec mia�by prawo pyta�: � Czy to tylko przypadek powodowa� owe nieszcz�cia, czy te� naprawd�, jak g�osz� wrogowie, nasza rodzina jest pod kl�tw� bog�w? Wci�� i bez przerwy wypominano Alkmeonidom �w �mia�y uczynek (zbrodni�, jak twierdzi�o wielu), kt�ry poci�gn�� za sob� upadek ca�ego rodu. Przyjaciele natomiast powtarzali: � W tym mie�cie s�awa przodk�w twej matki �y� b�dzie na wieki, bo to oni wygnali tyran�w! Ch�opiec wi�c uczy� si� dziej�w ojczyzny s�uchaj�c, jak walczyli o w�adz� dziadowie i pradziadowie matki; byli to dumni arystokraci, a przecie� bez wahania sprzymierzyli si� z posp�lstwem, byle tylko zgubi� rywali � arystokrat�w. Nawet ucieszn� histori� stara� o r�k� Agarysty, pierwszej tego imienia, nale�a�o dobrze zapami�ta�. To bowiem, co si� w�wczas sta�o, roz�arzy�o do bia�o�ci star� wa�� dw�ch wielkich rod�w, wa�� od�ywaj�c� p�niej w ka�dym pokoleniu i wci�� jeszcze niewygas��. W wy�cigu rydwan�w zwyci�y� zaprz�g Klejstenesa, czw�rka wspania�ych rumak�w. Jego herold zacz�� natychmiast g�osi� po ca�ym �wi�tym okr�gu Olimpii, gdzie tylko gromadzili si� widzowie: � Kto z was, Hellenowie, uwa�a, �e godzien jest zosta� zi�ciem Klejstenesa, niech za dni sze��dziesi�t przyb�dzie do nas, do Sykionu. Licz�c od owego dnia za rok Klejstenes postanowi, komu da za �on� swoj� jedyn� c�rk� Agaryst�. Dlatego to, kiedy sko�czy�y si� igrzyska 52 Olimpiady (wed�ug obecnej rachuby lat by�by to rok 572 p.n.e.), spotka�o si� w Sykionie trzynastu m�czyzn z naj�wietniejszych rod�w ca�ej Hellady. Dw�ch przyjecha�o a� zza morza, z bogatych miast Italii. Ojczyzn� czterech by�y krainy p�nocne, gdzie g�ry s� gro�ne, a barbarzy�cy podchodz� blisko. Ateny mia�y dw�ch przedstawicieli, wyspa Eubeja tylko jednego. Natomiast mieszka�c�w Peloponezu stawi�o si� czterech, ci bowiem mieli do Sykionu drog� niedalek�; le�y on u p�nocnych wybrze�y ich p�wyspu. Przybyli do miasta pi�knie zbudowanego u st�p stromych g�r, na szerokiej r�wninie przeci�tej potokami. Od zatoki morskiej szed� zdrowy, ch�odny powiew, a po drugiej, p�nocnej jej stronie widnia�y wysokie g�ry Hellady �rodkowej: na wschodzie Kitajron, za kt�rym rozci�ga�a si� Attyka, ziemia Ate�czyk�w; na wprost Helikon, siedziba Muz, skalne przedmurze r�wnin Beocji; ku zachodowi ogromny Parnas, kt�rego wierzcho�ki przez ca�y prawie rok b�yszcza�y p�atami �niegu. Bardziej jednak od wspania�ych widok�w ciekawi�o przyjezdnych samo miasto, rojne i bogate. Okoliczne ziemie by�y �yzne, jak ma�o kt�re w Helladzie. Chwalono tutejsze oliwki i warzywa, a tak�e i konie wypasane na g�rskich ��kach. Port le�a� o godzin� drogi od samego miasta; by� niewielki, bo zbudowany r�k� ludzk�, zawsze jednak pe�en okr�t�w i �odzi. Rozkwita�o rzemios�o; wyroby sykio�skich kowali i garncarzy nie ust�powa�y korynckim. Tutejsi rze�biarze cieszyli si� szerok� s�aw�; pono� w�a�nie w Sykionie zrodzi�a si� umiej�tno�� wypalania glinianych pos�g�w w piecach. Pracowano jednak i w marmurze, ucz�c si� wiele od mistrz�w przyby�ych a� z Krety. Zna� to, powiadano, �e niegdy� tworzy� na Krecie sam Dedal; jego pos�gi �a�cuchami p�tano, aby nie uciek�y � tak wydawa�y si� �ywe! Klejstenes by� czwartym w�adc� Sykionu z rodu Ortagoryd�w. Nazywano go tyranem, Ortagorydzi bowiem osi�gn�li rz�dy si��. Jednak�e lud raczej chwali� Klejstenesa, kt�ry sprzyja� ch�opom i rzemie�lnikom, gn�bi� natomiast arystokrat�w; nawet ich zwi�zkom ro-dowym da� nowe nazwy � od �wini, os�a i prosi�cia! By� zr�cznym politykiem, �mia�ym wodzem. Wzni�s� wiele budowli; jedn� z nich by�a hala kolumnowa przy rynku. A przy tym wszystkim Klejstenes nie zachowywa� si� wynio�le. Zdarzy�o si� kiedy�, �e osobi�cie stan�� do zawod�w w czasie igrzysk, kt�re ustanowi� ku czci Apollona. S�dzia przyzna� zwyci�stwo komu� innemu. Tyran nie tylko gniewu nie okaza�, lecz obdarzy� s�dziego wie�cem � aby prawo�� mia�a swoj� nagrod�! By�o co w Sykionie ogl�da�, by�o czym si� zaj��. Zreszt� sam Klejstenes dba� o urozmaicenie pobytu swym go�ciom. Podejmowa� ich wystawnie. Cz�sto rozmawia� z m�odymi lud�mi, cz�sto te� przypatrywa� si�, jak �wicz� na boisku. Wkr�tce sta�o si� widoczne, �e najbardziej przypadli mu do serca obaj Ate�czycy: Megakles Alkmeonida oraz Hippoklides z rodu Filajd�w. Ten ostatni spokrewniony by� przez matk� z tyranami Koryntu. A to miasto le�a�o tak blisko Sykionu! Wychodz�c rankiem i maszeruj�c ca�kiem niespiesznie by�o si� w Koryncie dobrze przed zmierzchem. Lepiej wi�c � duma� Klejstenes � wybra� Hippoklidesa; zreszt� i w zapasach wydaje si� on zr�czniejszy. A co do Megaklesa Alkmeonidy, to r�d jego wprawdzie staro�ytny, mo�ny i bogaty, napi�tnowany jednak, jak m�wi�, zmaz� zbrodni i kl�tw� bog�w! Wreszcie nadszed� dzie� og�oszenia wyboru. Klejstenes z�o�y� bogom ofiar� ze stu wo��w. Spalono ich cz�ci niejadalne, aby niebianie po�ywili si� dymem, z mi�sa za� przyrz�dzono uczt� dla go�ci i obywateli Sykionu. By�a to ostatnia pr�ba, przy winie bowiem popisywano si� jeszcze �piewem i dowcipem. Uczta przeci�ga�a si�, wszyscy byli podochoceni. Pewny ju� zwyci�stwa Hippoklides zawo�a� nagle do fletnisty: � A teraz zagraj mi co� do ta�ca! I zata�czy�. Tyran patrzy� na te popisy bez zachwytu. Tymczasem Hippoklides, bardzo z siebie zadowolony, znowu rozkaza�: � Przynie�cie mi st�! Zaraz na� wskoczy� i zacz�� pokazywa�, jak ta�cz� w Lacedemonie, potem za�, jak w jego ojczystej Attyce. W ko�cu stan�� na g�owie i wywija� nogami. Tego ju� Klejstenes nie �cierpia�. Powiedzia� g�osem dono�nym: � A wi�c, Hippoklidesie, przeta�czy�e� swoje ma��e�stwo! Ten ju� sta� na nogach. W�r�d g�uchej ciszy wyczekiwania zabrzmia�y spokojne s�owa, wyrzeczone z niedba�ym u�miechem, godnym potomka wielkiego rodu: � Na tym Hippoklidesowi nie zale�y! Odpowiedzia� mu gromki �miech biesiadnik�w. Klejstenes wsta� i rzek� zwracaj�c si� do swoich go�ci: � M�owie, kt�rzy staracie si� o r�k� mej c�rki! Chcia�bym przede wszystkim wyrazi� wam wdzi�czno��, uczynili�cie bowiem temu domowi wielki zaszczyt. Gdyby to by�o mo�liwe, nikogo z was bym nie odrzuci�. Ale c�rk� mam tylko jedn�. Dlatego postanawiam tak: dwunastu was otrzyma jako dar po minie srebra � za to, �e byli�cie �askawi ubiega� si� o Agaryst�, i za to te�, �e tak d�ugo przebywacie z dala od swych dom�w. A c�rk� moj� oddaj� Megaklesowi, synowi Alkmeona, Ate�czykowi! STRONNICTWA Z tego ma��e�stwa przysz�a na �wiat c�rka i trzech syn�w. Najstarszy z nich otrzyma� imi� dziada, Klejstenes. Tak odwdzi�czy� si� Megakles za wyb�r swej osoby i za posag Agarysty. Jak ogromne skarby przywi�z� do Aten wraz z �on�, �atwo odgadn��: przecie� nawet odrzuconych zalotnik�w Klejstenes obdarzy� po kr�lewsku. Sta� si� wi�c Megakles jednym z najmaj�tniejszych ludzi w Helladzie, by� bowiem bogaty i przed po�lubieniem c�rki tyrana. Mia� dziedziczne w�o�ci w Attyce, a tak�e i z�oto, kt�re przed laty zyska� w Azji jego ojciec. Kr�-�y�y o tym z�o�liwe plotki. Pono� w czasie podr�y po Azji Alkmeon odwiedzi� te� miasto Sardes, stolic� kr�la Lidii. Szczodry w�adca tamtejszy pozwoli� go�ciowi wzi�� ze skarbca tyle z�ota, ile zdo�a zabra� ze sob�. Alkmeon wdzia� obszern� szat� z g��bokimi kieszeniami, buty za� wci�gn�� wysokie i lu�ne. Napcha� sobie w komorze ziaren z�ota, gdzie tylko m�g�, nawet do ust, nawet w�osy posypa� z�otym py�em. Wyszed� ledwie pow��cz�c nogami, jakby nabrzmia�y i opuchni�ty. Na widok niezwyk�ej postaci kr�l nie m�g� powstrzyma� �miechu. Darowa� Alkmeonowi i to, co wyni�s� ze sob�, i jeszcze drugie tyle. Lubi� bowiem Hellen�w, czcicieli boga Hermesa, opiekuna poet�w, kupc�w, z�odziei. Wydawa�o si� Ate�czykom, �e Megakles osi�gn�� wszystko, co bogowie mog� da� �miertelnikowi. On jednak s�dzi� inaczej. Uwa�a� te dary losu i niebian tylko za �rodek do uzyskania w�adzy. Powodowa�a Megaklesem nie tylko ambicja, lecz i wci�� �ywa pami�� kl�ski, kt�ra spad�a na r�d przed dwoma pokoleniami. Wrogowie rozprawili si� w�wczas z Alkmeonidami bezwzgl�dnie. Wyrzucili z grob�w nawet ko�ci ich zmar�ych. Teraz wreszcie � duma� Megakles � nadchodzi czas pomsty. Oto dzi�ki swym bogactwom b�dzie m�g� stanowi� o losach Aten! Upokorzy potomk�w ludzi, kt�rzy niegdy� chcieli usun�� z Aten nawet pami�� o Alkmeonidach! Tak wi�c prowadzi� Megakles coraz niebezpieczniejsz� gr� polityczn�. Skupi� wok� siebie ca�e stronnictwo. Zwa�o si� ono Wybrze�e, bo przewa�ali w nim ludzie nad morzem mieszkaj�cy lub z morza �yj�cy: �eglarze i kupcy, rybacy i rzemie�lnicy, a tak�e ch�opi osiadli u brzeg�w p�wyspu. Stronnictwem przeciwnym by�a R�wnina. Ta skupia�a posiadaczy ziemskich z �yznej doliny rzeki Kefizos. W�r�d rod�w R�wniny du�o znaczyli Filajdzi, a wi�c dom Hippoklidesa i jego krewnych. Starania o r�k� Agarysty zaogni�y dawn� niech�� tej rodziny do Alkmeonid�w. O co wiod�y sp�r owe dwa stronnictwa? Wybrze�e broni�o ustroju, kt�ry przed trzydziestu prawie laty, w roku 594, wprowadzi� Solon. Zniesiono w�wczas wiele przywilej�w arystokracji, prawo za� do piastowania urz�d�w uzale�niono tylko od stopnia zamo�no�ci. To odpowiada�o ludziom Wybrze�a, kt�rzy na og� nie szczycili si� znakomitym pochodzeniem, przewa�nie jednak byli maj�tni. R�wnina natomiast g�osi�a powr�t do dawnego porz�dku, kiedy to w�adz� sprawowali �najlepsi�. Naturalne miejsce Alkmeonid�w by�oby w�r�d rod�w R�wniny, bo przecie� i oni nale�eli do wysokiej arystokracji, czyli, jak to nazywano w Attyce, byli eupatrydami. Jednak�e przed dwoma pokoleniami, w r. 630, Alkmeonid�w wyrzucono z kraju. Wszystkich: �ywych i zmar�ych. S�dziowie z najmo�niejszych rod�w wydali w�wczas wyrok: Alkmeonidzi winni s� zbrodni wobec bog�w i ludzi. Dopiero Solon zezwoli� tu�aczom na powr�t do ojczyzny. C� wi�c dziwnego, �e Megakles tak gorliwie broni� praw Solona i tak wrogi by� rodom R�wniny, kt�re niegdy� wykl�y jego przodk�w? Ale R�wnina by�a pot�na, zasobna, zasiedzia�a. Jej rody cieszy�y si� w�r�d ludu powag�, bo wywodzi�y swych przodk�w od mitycznych bohater�w i kr�l�w. Mimo wi�c wysi�k�w Megaklesa nie by�o widok�w pe�nego zwyci�stwa. Nie by�o i dlatego, �e dzia�a�o w kraju trzecie stronnictwo. Nazywano je Wy�yn�, bo przewa�ali w nim ubodzy g�rale z nieurodzajnych g�r w p�nocnej Attyce. Szli niemal �lepo za swym przyw�dc� Pizystratem, kt�ry mia� zreszt� dobre imi� w�r�d mieszka�c�w ca�ej Attyki, bo dzielnie stawa� w wojnie z Megar�, a w czasie pokoju zawsze broni� spraw ludzi prostych. W dziesi�� lat po �lubie Megaklesa i Agarysty, a wi�c oko�o r. 560 p.n.e., Pizystrat sta� si� panem Aten. I to bez walki, bez rozprawy z przeciwnikami! Sta�o si� to tak.PIZYSTRAT Na ate�ski rynek wpad�y oszala�e ze strachu mu�y. Ci�gn�y w�z, na kt�rym siedzia� brocz�cy krwi� m�czyzna. By� to Pizystrat. Krzycza�, �e jad�c przez pola wpad� w zasadzk� i tylko cudem uszed� z �yciem. B�aga� o lito��: wrogowie czyhaj� wsz�dzie, musi wi�c mie� stra� dla obrony. Wkr�tce potem odby�o si� zgromadzenie wszystkich obywateli zwane eklezja. Wyst�piono z wnioskiem, by przychyli� si� do pro�by cz�owieka, kt�remu � wszyscy byli �wiadkami! � grozi �mier� ka�dej chwili. Odezwa�y si� g�osy sprzeciwu. Jedni przypominali, �e prawo zabrania obywatelom utrzymywania w�asnych dru�yn. Inni twierdzili: zasadzk� wymy�li� sam Pizystrat i sam si� nawet zrani�, aby oczerni� swych wrog�w. Nikt jednak nie �mia� wyst�powa� zbyt ostro, aby nie �ci�gn�� na siebie podejrzenia o udzia� w zamachu. Wi�kszo�� zreszt� obraduj�cych by�a wci�� pod wra�eniem krwi i pop�ochu na rynku. Tak wi�c zezwolono Pizystratowi na utworzenie przybocznej dru�yny, z tym jednak, �e b�dzie ona uzbrojona tylko w drewniane pa�ki. I to jednak wystarczy�o. Podejrzliwi mieli racj�. Pewnego dnia pa�karze Pizystrata obsadzili Akropol. A kto by� panem tego wzg�rza o kredowobia�ych, urwistych �cianach, kt�re wyrasta�o w �rodku miasta, ten w�ada� Atenami i Attyk�. Rz�dy sprawowa� Pizystrat m�drze. Dba� o �ad i bezpiecze�stwo, troszczy� si� o los ch�op�w, w niczym nie narusza� Solonowych ustaw. Ustr�j na poz�r pozosta� niezmieniony. Ka�dy jednak urz�dnik i s�dzia liczy� si� z wol� cz�owieka, za kt�rym sta�a si�a. Terror nie by� potrzebny, tch�rzliwa uleg�o�� stanowi�a fundament tyranii. Wrogie dot�d stronnictwa, R�wnina i Wybrze�e, zbli�y�y si� ku sobie. Pizystrat wiedzia�, jakim to grozi niebezpiecze�stwem. Nale�a�o uprzedzi� powstanie sojuszu tamtych. O tym, by przeci�gn�� na swoj� stron� ambitnego Megaklesa, Pizystrat nawet nie my�la�. Czy jednak nie mo�na by os�abi� rod�w R�wniny? Przewodzi� im w�wczas Likurg, mia� on jednak rywala. By� nim Miltiades, po Hippoklidesie g�owa rodu Filajd�w, cz�owiek s�awny w ca�ej Helladzie, jego to bowiem konie zwyci�y�y ostatnio w olimpijskich wy�cigach. Powiadano, �e w pocz�tkach rz�d�w Pizystrata zdarzy�a si� Miltiadesowi rzecz niezwyk�a. Siedz�c pewnego dnia w przedsionku swego domu ujrza� kilku cudzoziemc�w. Przybywali z daleka. Dowodzi� tego ich str�j, a tak�e i w��cznie, kt�re trzymali w r�ku; bo w Helladzie nikt ju� nie zabiera� ich w podr�. Miltiades zawo�a�: � Podejd�cie bli�ej, cudzoziemcy! W moim domu mo�ecie zatrzyma� si� i rozgo�ci�! Tamci spojrzeli na siebie z u�miechem i przyj�li zaproszenie. A kiedy ju� wypocz�li, opowiedzieli gospodarzowi, sk�d przybywaj� i jaki jest cel ich podr�y: � Jeste�my Trakami, pochodzimy ze szczepu Dolonk�w. Zamieszkujemy d�ugi i w�ski p�wysep, kt�ry od p�nocy strze�e wej�� do cie�nin ku Morzu Go�cinnemu; wy zwiecie ten p�wysep Chersonezem. Wiod�oby si� nam dobrze, bo i ziemia nie najgorsza, i morze w ryby bogate, i na �egludze mo�na zarobi�. C� z tego, kiedy s�siednie plemiona gn�bi� nas po zb�jecku! Przywiedzeni do ostateczno�ci, znik�d nie widz�c ratunku, wybrali�my si� w dalek� drog�, a� do wyroczni boga Apollona w Delfach. Tam wieszczka powiedzia�a nam przez usta kap�ana: zapro�cie jako w�adc� do swego kraju cz�owieka, kt�ry pierwszy u�yczy wam go�ciny po opuszczeniu tego przybytku! Ot� idziemy z Delf ju� dni kilka. Przeszli�my ziemie Focejczyk�w i Beot�w. W�drujemy po waszej Attyce. Wsz�dzie rozgl�damy si� pilnie za mi�ym gospodarzem. Nikt jednak nie otworzy� przed nami swego domu. Wida� nasz cudzoziemski str�j wzbudza obawy. Ty, Miltiadesie, jeste� pierwszy. Dlatego prosimy pos�uszni wyroczni: przyb�d� do naszego kraju, obejmij w�adztwo, odeprzyj wrog�w! Nie odmawiaj naleganiom: to przecie� wola boga.Tak� to opowie�� o go�ciach Miltiadesa przekazywano z pokolenia w pokolenie w rodzie Filajd�w. Cho� brzmia�a jak ba��, to przecie� wiele wskazywa�o, �e jest w niej nieco prawdy. Miltiades rzeczywi�cie wyjecha� a� na Chersonez, wiod�c z sob� gar�� osadnik�w. Dolonkowie od razu przyj�li go przyja�nie, obdarzyli ziemi�, uczynili swym w�adc�. Wp�ywy kap�an�w delfickich by�y ogromne i si�ga�y daleko. Niejedna �mia�a wyprawa w odleg�e krainy ruszy�a z ich namowy i przez nich by�a kierowana. Czemu� by i w tym wypadku nie mia�a dzia�a� z ukrycia ich r�ka? By�o za� oczywiste, �e pomaga� Miltiadesowi w opanowaniu Chersonezu sam Pizystrat; bez zgody bowiem tyrana osadnicy nie mogliby wyjecha� z Attyki. W ka�dym razie Dolonkowie dokonali bardzo dobrego wyboru. Miltiades powstrzyma� nap�r wrog�w, dla poddanych za� by� panem rozumnym i dba�ym; dlatego te� otrzyma� przydomek Za�o�yciela. A cho� Dolonkowie musieli ust�pi� cz�ci swych ziem przybyszom z Attyki, nie czuli si� zbyt pokrzywdzeni, mog�c za to korzysta� z dobrodziejstw pokoju. Po �mierci Miltiadesa rz�dy nad Chersonezem przej�� jego bratanek Stesagoras. Natomiast Pizystrat omyli� si� w swych rachubach. Wyjazd Miltiadesa nie os�abi� rod�w R�wniny. Przeciwnie, powodzenie jednego rozpali�o ��dze innych. Megakles dzia�a� teraz w �cis�ym sojuszu z Likurgiem. Tyran nie m�g� sprosta� po��czonym si�om obu stronnictw i po kilku latach musia� opu�ci� Ateny. Kiedy tylko nie sta�o wsp�lnego wroga, oba stronnictwa znowu wszcz�y walk�. Tym razem R�wnina by�a wyra�nie pot�niejsza. Megakles znalaz� si� w trudnym po�o�eniu. Wreszcie wpad� na pomys� niezwyk�y, lecz � jak s�dzi� � zbawienny. Czemu by nie pom�c Pizystratowi w odzyskaniu w�adzy? Pom�c, ale nie bez pewnego warunku: tyran musi poj�� za �on� jego c�rk�! Skoro on sam, Megakles, nie mo�e sta� si� panem Aten, niech rz�dzi jego zi��, potem za� ich potomstwo! Pizystrat by� ju� poprzednio �onaty, i to dwa razy. Z obu ma��e�stw mia� syn�w. Na pomys� Megaklesa przysta� jednak ch�tnie, bo innego sposobu powrotu do Aten w�wczas nie widzia�. Ca�a Hellada �mia�a si� p�niej z naiwno�ci ate�skiego ludu. C� bowiem wymy�lili Megakles i Pizystrat, aby zaj�� Akropol bez rozlewu krwi? Oto wyszukali gdzie� dziewczyn� ros�� i pi�knie zbudowan�. Na�o�yli jej kosztown� zbroj� i kazali sta� na wozie w takiej postawie, w jakiej zwykle przedstawiano bogini� Aten�. Jechali z ni� do miasta, a wys�ani przodem heroldowie wie�cili g�osem wielkim: � Ludu ate�ski, oto pani nasza we w�asnej osobie zst�pi�a z Olimpu! Prowadzi na Akropol Pizystrata, m�a mi�ego wszystkim bogom! T�umy prostaczk�w wyleg�y na drogi i ulice, modl�c si� do b�stwa objawionego i rado�nie witaj�c cz�owieka, kt�rego tak zaszczycaj� niebianie. Zapewne, nie wszyscy dawali wiar� cudownemu wydarzeniu. Ale nawet najbardziej podejrzliwi przezornie zachowywali milczenie. Chwile og�lnego entuzjazmu nie sprzyjaj� trze�wej krytyce. Zreszt� obawiano si� gotowych na wszystko dru�yn obu przyw�dc�w. Pizystrat dotrzyma� uk�adu. Wkr�tce po obj�ciu w�adzy wzi�� c�rk� Megaklesa za �on�. Mija�y jednak lata, a potomstwa z tego zwi�zku nie by�o. Wreszcie dziewczyna wyjawi�a matce tajemnice swego �o�a: m�� nie �yje z ni� tak, jak si� godzi. Ze swego punktu widzenia Pizystrat post�powa� s�usznie. Mia� ju� trzech syn�w, po c� by�o gmatwa� sprawy dziedziczenia maj�tku i w�adzy przez mno�enie spadkobierc�w? Kiedy za� ura�ony te�� za��da� wyja�nie�, tyran broni� si� wywodz�c otwarcie: � Na Alkmeonidach ci��y kl�twa. Nic nie wyma�e z ludzkiej pami�ci tego, co sta�o si� za naszych przodk�w. Tw�j dziad z�ama� �wi�te prawa bog�w! Rzeczywi�cie, tamten uczynek trudno by�o usprawiedliwi�. By�o bowiem tak: Ludzie Kilona oblegani na Akropolu umierali z g�odu i z pragnienia. Resztkami si� dowlekli si� do o�tarza Ateny. W�wczas dziad Megaklesa, w�dz oblegaj�cych, pozwoli� im odej�� w spokoju i bez obawy. Przyrzek� uroczy�cie: Nie spotka was nic z�ego! Zaledwie jednakb�agalnicy opu�cili przybytek, posypa� si� na nich z jego rozkazu grad kamieni. Kilku szuka�o jeszcze ratunku u o�tarza Eumenid. Tych, z rozkazu tego� samego cz�owieka, uduszono � aby przypadkiem kropla krwi nie splami�a ziemi po�wi�conej boginiom i nie wzbudzi�a ich gniewu. Pizystrat wi�c mia�by prawo utrzymywa�: � Wyrok s�dzi�w by� s�uszny. Zbrodni� i �wi�tokradztwo nale�a�o ukara� przyk�adnie, w�a�nie wygnaniem. Dzi�ki Solonowi Alkmeonidzi powr�cili do kraju. Godz� si� na to, jego bowiem ustaw przestrzegam �ci�le. Wy natomiast, r�d wykl�tych, powinni�cie doceni� �ask� przebaczenia i post�powa� rozwa�nie! A co do twej c�rki, to poj��em j� za �on�, bo tak si� zobowi�za�em. Nie by�o jednak mowy o potomstwie. I czemu� to mia�bym p�odzi� z ni� dzieci? Czy po to, aby przekle�stwo bog�w spad�o r�wnie� na nast�pne pokolenia mojej krwi? Megaklesowi trudno by�o znale�� na to odpowied�. Kim�e bowiem by� �w Kilon, kt�rego ludzi jego dziad wymordowa�? Opanowa� on Akropol, chcia� bowiem � jak teraz Pizystrat � sta� si� tyranem Aten. Przegra� na skutek niez�omnej postawy dziada Megaklesa. Ten wi�c nie zwa�a� na nic, byle tylko ocali� wewn�trzn� wolno�� kraju przed zakusami jednostki. Natomiast sam Megakles podst�pnie sprowadzi� na Akropol tyrana i da� mu c�rk� za �on�! Po zerwaniu z Megaklesem dni Pizystrata w Atenach by�y ju� policzone. Ale on mo�e i chcia� tego, bo ambicje te�cia by�y niezno�ne, dwuw�adza za� nie do utrzymania. Unikaj�c zbrojnej rozprawy Pizystrat umkn�� z miasta chy�kiem. Przez kilka lat tu�a� si� po r�nych krainach. Zebra� du�y maj�tek i zyska� sobie wielu sprzymierze�c�w. Wreszcie znowu stan�� na ojczystej ziemi. Na r�wninie pod Maratonem wy�adowa� tysi�c swych najemnik�w. a wnet do��czyli do� ch�opi z okolic. Z Maratonu do Aten droga wiod�a przez szerok� prze��cz pomi�dzy g�rami Himettos i Pentelikon. Tam, ko�o �wi�tyni Ateny Pallene, zebrali si� ludzie R�wniny i Wybrze�a. Byli pewni zwyci�stwa, gardz�c posp�lstwem w obozie przeciwnika. Rankiem wi�c, zaraz po �niadaniu, jedni powt�rnie u�o�yli si� do drzemki, inni za� w cieniu zabawiali si� gr� w ko�ci. Atak Pizystrata zaskoczy� bezbronnych i rozproszonych. Kto nie zdo�a� uciec, gin�� w chaotycznym boju. Megakles i jego synowie szukali schronienia a� u st�p Parnasu. APOLLON I WYGNA�CY Delfy zdawa�y si� zupe�nie odci�te od �wiata i zagubione w g�uchej ciszy skalnego kot�a. Prawie prostopad�e turnie Parnasu pi�trzy�y si� od p�nocy i wschodu. Pot�ny masyw g�ry Kirfizos wyrasta� od po�udnia, tu� za przepa�cistym w�wozem. Tylko ku zachodowi otwiera� si� rozleg�y widok na g��bok� dolin� poros�� srebrnozielonym lasem oliwek i na po�yskuj�c� w dali tafl� morza. A jednak w�a�nie do tego dzikiego ustronia w�r�d rumowiska g�az�w pod��a�y ze wszystkich kra�c�w �wiata rzesze pielgrzym�w i urz�dowe poselstwa, bo gro�ne jego pi�kno upodoba� sobie Apollon, przenikaj�cy przysz�o�� b�g �wiat�o�ci. Co cztery lata, kiedy odbywa�y si� tu igrzyska zwane pytyjskimi, uczestnik�w i widz�w by�o tylu�, co w Olimpii. Sta�y si� Delfy duchow� stolic� ludu rozbitego na setki sk��conych pa�stewek. Wiedziano tu o wszystkim, co dzieje si� w ka�dym mie�cie helle�skim i w krajach o�ciennych, cz�sto te� prowadzono przy udziale kap�an�w tajne rokowania i podejmowano wa�kie decyzje polityczne. Z wol� boga i powag� wyroczni liczyli si� nie tylko Hellenowie, lecz i ludy s�siednie; obj�cie przez Miltiadesa w�adzy nad Dolonkami by�o tylko jednym z tego przyk�ad�w. Megakles post�pi� roztropnie, tutaj obieraj�c swoj� siedzib�; tak samo zreszt� uczyni� ju� przed dwoma pokoleniami jego dziad, kiedy musia� uchodzi� z Aten po wymordowaniu ludzi Kilona. Nie ustawa� te� Megakles w zabiegach o uzyskanie poparcia kap�an�w dla swej sprawy, b�g bowiem przemawia� w�a�nie przez ich usta. Wieszczenie odbywa�o si� w taki spos�b:W g��bi �wi�tyni kap�anka zwana Pyti� siedzia�a nad rozpadlin� skaln�, z kt�rej dobywa�y si� opary. W odurzeniu wypowiada�a s�owa bez �adu. Kap�ani t�umaczyli je i ubierali w form� wiersza; wszystko wi�c zale�a�o od tego, jaki uk�ad wyraz�w i zda� zastosuj� w danym wypadku. Megaklesowi chodzi�o o to, aby wyrocznia wyra�nie i cz�sto dawa�a do zrozumienia zasi�gaj�cym jej rady: Pizystrat nie jest mi�y bogu, trzeba wi�c pom�c tym, kt�rzy pragn� przywr�ci� Atenom wolno��. Tymczasem jednak � mi�y czy niemi�y bogu � Pizystrat rz�dzi� dobrze, tak samo jak poprzednio. By� wyrozumia�y, zasad ustroju pozornie w niczym nie narusza�, okazywa� szacunek prawu. Kiedy kto� pozwa� go przed s�d, stawi� si� pokornie. Do rozprawy zreszt� nie dosz�o, sam bowiem oskar�yciel przerazi� si� swej �mia�o�ci. Przeciwnik�w w kraju Pizystrat nie mia� wielu. Najzaci�tsi z nich zgin�li w bitwie pod Pallene lub uciekli wraz z Alkmeonidami. Dla mas ludno�ci Attyki najwa�niejsza by�a dba�o�� tyrana o sprawy gospodarki. Rozwija� budownictwo i �eglug�, nade wszystko za� opiekowa� si� rolnictwem. Maj�tki swych wrog�w rozparcelowa� pomi�dzy ch�op�w, kt�rzy dotychczas uprawiali je jako dzier�awcy oddaj�cy sz�st� cz�� plon�w. Za�o�y� te� nowe gospodarstwa na ziemiach bezpa�skich lub le��cych od�ogiem. Aby nie odrywa� ch�op�w od zaj�� przy roli, utworzy� s�dy objazdowe. Dokona� si� wi�c w Attyce prawdziwy przewr�t w stosunkach w�asno�ciowych, co silnie zwi�za�o ch�op�w z now� w�adz�. R�wnie� i niekt�rzy arystokraci usi�owali pogodzi� si� z tyranem. Kimon, brat owego Miltiadesa, kt�ry w�ada� nad Chersonezem, po bitwie pod Pallene przebywa� na wygnaniu. Mia� jednak szcz�cie: jego czw�rka koni zwyci�y�a w czasie igrzysk 62 Olimpiady (532 r. p.n.e.). Ta sama czw�rka, rzecz niebywa�a, odnios�a te� zwyci�stwo w Olimpiadzie nast�pnej. W�wczas to zha�bi� si� Kimon n�dznym pochlebstwem: kaza� og�osi�, �e te wspania�e rumaki nale�� w istocie do Pizystrata, jemu wi�c przypada chwa�a i nagroda! Tyran natychmiast odwdzi�czy� si� za to ust�pstwo, kt�re da�o jego imieniu rozg�os w�r�d wszystkich Hellen�w: zgodzi� si� na powr�t Kimona do Aten i odda� mu maj�tek. Wkr�tce potem Pizystrat zmar�. W�adz� obj�li jego synowie Hippiasz i Hipparch, ich bowiem brat przyrodni Tessalos niewiele znaczy�. W tych�e latach zeszed� ze �wiata wr�g i te�� Pizystrata, Megakles. G�ow� rodu Alkmeonid�w sta� si� jego najstarszy syn, Klejstenes. Tak wi�c wa�� rod�w zosta�a przekazana drugiemu ju� pokoleniu. Pizystratydzi starali si� i�� w �lady ojca. Rozumny i przezorny by� zw�aszcza Hippiasz. Jego brat natomiast oddawa� si� tylko urokom �ycia. Ugania� za mi�ostkami, sprowadza� do Aten poet�w i artyst�w, bawi� si� i ucztowa�. W igrzyskach 64 Olimpiady (524 r. p.n.e.) konie Kimona znowu pierwsze przysz�y do mety! Wkr�tce po powrocie do Aten zwyci�zca zosta� skrytob�jczo zamordowany. Powszechnie utrzymywano, �e sta�o si� to z rozkazu Hippiasza. Przerazi�a go, jak s�dzono, zbytnia s�awa Kimona. Istotnie: cz�owiek, kt�rego trzykrotnie uwie�czy�a w Olimpii bogini Nike, uchodzi� za ulubie�ca nie�miertelnych, by� wy�szy i s�awniejszy od tyran�w ca�ego �wiata! W jaki� czas potem Hippiasz bardzo �askawie wyprawi� na Chersonez syna swej rzekomej ofiary, Miltiadesa m�odszego. Powiadano w Atenach: � W�a�nie to dowodzi, �e Hippiasz jest zab�jc�. Pozbywa si� teraz z miasta m�ciciela, a jednocze�nie chce odwr�ci� od siebie podejrzenia � st�d ta �askawo��. Ani w�wczas, ani potem prawdy nikt nie doszed�. Co do Miltiadesa, to wyjecha� on g��wnie dlatego, �e jego brat Stesagoras poni�s� �mier� na Chersonezie. Trzeba by�o utrzyma� w rodzinie to w�adztwo, kt�re utworzy� niegdy� Miltiades Za�o�yciel dzi�ki pomocy Pizystrata. Dopiero po kilkunastu latach wyda�o si� wygna�com w Delfach, �e nadesz�a chwila obalenia tyranii. Dowiedzieli si�, �e Hipparch, wmieszany w jak�� mi�osn� awantur�, zosta� zamordowany, Hippiasz za�, by pom�ci� �mier� brata, rz�dzi surowo. Alkmeonidzi natychmiastwyruszyli do Attyki ze swoj� dru�yn�. Byli przekonani, �e kiedy tylko poka�� si� w ojczy�nie, lud powstanie przeciw ciemi�cy. Za�o�yli ob�z w g�rskiej miejscowo�ci Lejpsydrion. Zamiast jednak t�um�w do��czy�y do ich szereg�w tylko drobne grupy wrog�w Hippiasza. Wi�kszo�� mieszka�c�w Attyki przezornie wyczekiwa�a, kto b�dzie g�r�. Najemnicy tyrana wkr�tce otoczyli Lejpsydrion. Alkmeonidzi przedarli si� przez pier�cie� oblegaj�cych, stracili jednak wielu ludzi. Klejstenes wyci�gn�� z tej bolesnej pora�ki taki wniosek: o w�asnych si�ach wygna�cy nigdy nie zdo�aj� wyrzuci� tyran�w! Aby jednak uzyska� rzeczywist� pomoc, trzeba by mie� ogromne pieni�dze. Tymczasem r�d rozporz�dza� tym tylko, co zdo�ano wywie�� uciekaj�c w pop�ochu po bitwie pod Pallene. Co prawda, w ci�gu lat owe zasoby powi�kszono, w Delfach bowiem �atwo by�o dokonywa� korzystnych transakcji finansowych z ca�ym �wiatem helle�skim. Mimo to podstawa pieni�na dla prowadzenia wielkiej dzia�alno�ci by�a zbyt skromna. Nadarzy� si� jednak Alkmeonidom doskona�y interes. Przed dwudziestu pi�ciu laty sp�on�a w Delfach �wi�tynia Apollona. Rada opieku�cza wyroczni postanowi�a j� odbudowa�, i to w okazalszej postaci. Obliczono, �e koszt wyniesie oko�o trzystu talent�w, co by�o sum� ogromn�. �wi�tynia posiada�a wprawdzie bogate dary pa�stw i os�b prywatnych, te jednak jako w�asno�� boga by�y nienaruszalne. Przeprowadzono zbi�rk� w ca�ej Helladzie i nawet poza jej granicami: nie odm�wi� ofiary na zbo�ne dzie�o r�wnie� i faraon Egiptu. W ten spos�b zebrano po wielu latach czwart� cz�� koniecznej sumy. Reszt� miano pokry� w trakcie budowy ze skarbca �wi�tyni i z wp�at pa�stw�opiekun�w. W�a�nie wkr�tce po kl�sce Alkmeonid�w pod Lejpsydrion rozpocz�to pierwsze prace budowlane. Og�lne kierownictwo nad nimi powierzono Klejstenesowi. By�o to nie tylko zaszczytne wyr�nienie, lecz i stanowisko nader zyskowne. Dzi�ki niemu Alkmeonidzi mogli pos�ugiwa� si� dla swych cel�w znacznymi kwotami wyp�acanymi im zaliczkowo w miar� post�pu rob�t. Klejstenes zreszt�, cz�owiek energiczny i obrotny, wywi�zywa� si� ze swego zadania dobrze. Fronton �wi�tyni odbudowa� nawet okazalej, ni� tego wymaga�a umowa: nie z wapienia, lecz z drogiego marmuru paryjskiego. Kap�ani byli zadowoleni. Co prawda, kr��y�y te� uporczywe pog�oski: rzeczywiste koszty rob�t s� ni�sze od tych, kt�re przedstawia Klejstenes radzie opieku�czej w swych rachunkach; r�nic� dzieli si� z kap�anami. Sprawdzi� tego nikt nie by� w stanie. By�o natomiast powszechnie wiadome, �e obecnie, gdy tylko przybywa� do wyroczni kto� ze Sparty, stolicy Lacedemonu, nieodmiennie odje�d�a� z tak� sam� odpowiedzi� Pytii: jest obowi�zkiem Lacedemo�czyk�w, najpot�niejszego ludu Hellady, wyzwoli� Ateny spod jarzma tyran�w. Od zamordowania Hipparcha i nieudanej wyprawy pod Lejpsydrion up�yn�y ju� cztery lata. W�tpliwe, czy nawo�ywania delfickiej wieszczki same przez si� sk�oni�yby rz�d lacedemo�ski do jakichkolwiek dzia�a�, gdyby nie pewne fa�szywe posuni�cie tyrana Aten. Wiedzia� on dobrze o radach Pytii dla Sparty, bo g�o�no o tym by�o we wszystkich krajach Hellady. Postanowi� wi�c Hippiasz ostrzec Lacedemo�czyk�w przed pr�b� wtr�cania si� w wewn�trzne sprawy swego pa�stwa. W tym celu nawi�za� ostentacyjnie przyjazne stosunki z s�siadem i odwiecznym wrogiem Lacedemonu � miastem Argos. Odpowied� Spartan by�a natychmiastowa. Wiosn� roku 510 ich korpus wyl�dowa� w Zatoce Falero�skiej, niedaleko Aten. Jednak�e tyran zdo�a� w por� �ci�gn�� posi�ki od swych sojusznik�w a� z Tesalii. Wszystkie drzewa na rozleg�ej r�wninie nadmorskiej by�y ju� wyci�te. �wietna jazda tesalska mog�a tu swobodnie rozwija� swe szyki. Spartanie zostali zaatakowani, nim zdo�ali si� umocni�. Wielu z nich leg�o trupem na wybrze�u, reszta za� czym pr�dzej schroni�a si� na okr�ty i odp�yn�a. Lecz jeszcze tego samego roku wkroczy�a do Attyki drog� l�dow� silna armia lacedemo�ska pod wodz� kr�la Kleomenesa. Wraz z ni� szli wygna�cy. Wkr�tce przy��czyli si� do Spartan i Alkmeonid�w wszyscy, kt�rzy do�� ju� mieli tyranii, a tak�e przezorni, uwa�aj�cy, �e nale�y w por� znale�� si� po stronie silniejszego.Hippiasza obl�ono na Akropolu. By� dobrze zaopatrzony w �ywno�� i wod�, zanosi�o si� wi�c na to, �e znowu wyjdzie obronn� r�k�; Spartanie bowiem ani my�leli traci� czas pod niedost�pn� ska�� i ju� gotowali si� do odmarszu. Przypadkowo jednak schwytano syn�w Hippiasza. Maj�c takich zak�adnik�w mo�na by�o stawia� twarde warunki. Hippiasz i jego brat musieli opu�ci� Attyk� w ci�gu pi�ciu dni, zabieraj�c ze sob� tylko mienie ruchome. Wyjechali do Azji Mniejszej, w okolice Troi, gdzie ojciec ich posiada� osad� Sygejon; stali si� wi�c poddanymi kr�la Pers�w, kt�rego w�adza si�ga�a w�wczas na zachodzie po Morze Egejskie, a nawet poza Hellespont, a� ku dolnemu biegowi Dunaju. Tak zako�czy�a si� w roku 510 tyrania rodu Pizystrata nad Atenami. Trwa�a ona, cho� z pewnymi przerwami, prawie p� wieku. USTAWY KLEJSTENESA Syn Megaklesa chodzi� w s�awie wyzwoliciela, mia� jednak w odzyskanej ojczy�nie wi�cej wrog�w ni� przyjaci�; by�o bowiem wielu sprzyjaj�cych w cicho�ci serca wygnanemu tyranowi. Poniekt�rzy za�, w jeszcze wi�kszej skryto�ci, sami pragn�liby zaj�� miejsce Hippiasza. A prawie wszyscy niemal jawnie zazdro�cili Klejstenesowi jego triumfu. Od�y�a te� niech�� starych rod�w R�wniny do Alkmeonid�w. Szeptano: Odszed� syn Pizystrata, a oto ju� mamy na karku nowego pana, potomka wykl�tych! Ch�opi i rzemie�lnicy zachowywali si� biernie lub wr�cz �a�owali czas�w tyranii, kiedy to wiod�o im si� nie najgorzej: pierwsi otrzymali ziemi�, drudzy za� mieli prac� i zarobek przy budowlach oraz dzi�ki rozwojowi �eglugi. Czeg� wi�cej mieliby si� spodziewa� po obecnej wolno�ci, kt�rej grozi�o zreszt�, �e rych�o wyrodzi si� w walk� mo�nych o w�adz�? Przyw�dc� wszystkich wrog�w Klejstenesa sta� si� Izagoras. Pochodzi� z rodziny arystokratycznej, mia� wi�c za sob� rody od pokole� zwalczaj�ce Alkmeonid�w. Nie kry� si� te� z sympati�, przynajmniej w s�owach, do wygnanego Hippiasza, co znowu zjednywa�o mu poparcie jego stronnik�w. Jak wielkie by�y wp�ywy Izagorasa, pokaza�o si� ju� w trzecim roku po oswobodzeniu: w�a�nie jego wybrano g��wnym archontem! By�o to stanowisko bardzo zaszczytne, bo archont �w by� przez ca�� swoj� roczn� kadencj� g�ow� pa�stwa. Dlatego te� datowano w Atenach m�wi�c: sta�o si� to, kiedy archontem by� ten a ten. Ale g��wny archont mia� te� znaczn� w�adz�, przewodniczy� bowiem kolegium archont�w, z�o�onemu z dziewi�ciu os�b; kierowa�o ono og�lnie wszystkimi sprawami pa�stwa, a cz�ciowo sprawowa�o te� w�adz� s�downicz�. Je�li Klejstenes chcia� si� utrzyma� jako polityk, musia� zdoby� poparcie mas. Syn Megaklesa poj�� to szybko. Wyst�pi� przed zgromadzeniem ludowym z projektem zasadniczych reform ustrojowych; przyj�to je entuzjastycznie. Oczywi�cie, naiwno�ci� by�oby przypuszcza�, �e idea tych reform zrodzi�a si� nagle i tylko w g�owie Klejstenesa. Na pewno r�ne podobne pomys�y kie�kowa�y ju� wcze�niej; na pewno te� niekt�re nowe w Atenach prawa by�y tylko na�ladownictwem urz�dze� istniej�cych gdzie indziej od dawna. Nie trzeba te� dowodzi�, �e lud ate�ski nie by� biern� mas�, kt�ra tylko czeka�a na czyj�� zbawcz�, ol�niewaj�c� my�l, lecz w jaki� spos�b dawa� wyraz swym d��eniom. Z drugiej jednak strony jest faktem, �e nowa konstytucja (bo tak wypada nazwa� owe reformy) zawdzi�cza�a sw�j ostateczny kszta�t jednemu tylko cz�owiekowi, w�a�nie Klejstenesowi; i jest te� faktem, �e walki polityk�w o w�adz� bardzo przyspieszy�y jej i powstanie, i przyj�cie. Mo�na rzec bez przesady, �e demokracja, w�adztwo ludu, zaczyna si� w Atenach w�a�nie od Klejstenesa. P�niej niewiele ju� zmieniano w istocie tego ustroju; przydawano mu tylko rysy bardziej radykalne. Szacunek wi�c dla Klejstenesowych praw by� w Atenach powszech-ny; szczeg�ln� za� czci� otaczano je w domu, w kt�rym wzrasta� Perykles: by� przecie� Klejstenes stryjem jego matki. Agarysty. Autor musi przyzna�, �e przyst�puje z pewnym wahaniem do zobrazowania istoty tych praw. Zdaje sobie bowiem spraw�, �e wi�kszo�� czytelnik�w i tak pominie ten rozdzia� jako zbyt drobiazgowy, uczeni za� koledzy i tak b�d� utyskiwa�: ile� tu opuszcze�, ile uproszcze�! Jednym i drugim autor pragnie przypomnie�, �e chodzi tu tylko o fakty najwa�niejsze, konieczne dla zrozumienia, jak funkcjonowa� ustr�j Aten za czas�w Peryklesa. Ca�a Attyka, ��cznie z miastem, dzieli�a si� od Klejstenesa na ponad sto dem�w, czyli gmin. Te dba�y g��wnie o sprawy lokalne, ale ich zwi�zek z ustrojem pa�stwa by� �cis�y. Ka�dy bowiem obywatel ate�ski musia� nale�e� do kt�rej� z gmin: owa przynale�no�� by�a dziedziczna i nie zwi�zana z rzeczywistym miejscem zamieszkania. Tak wi�c Alkmeonidzi wpisani byli do gminy Alopeke, ojciec za� Peryklesa, czyli i on sam, do gminy Cholagros; obie le�a�y tu� obok Aten. Wpisanie na list� cz�onk�w gminy nast�powa�o po uko�czeniu przez ch�opca lat osiemnastu i po stwierdzeniu przez �wiadk�w: dziecko pochodzi z ma��e�stwa prawnie zawartego i jest wolne. Sporz�dzaj�c spisy po raz pierwszy uwzgl�dniono te� te osoby, kt�re straci�y obywatelstwo za rz�d�w tyrana, oraz wyj�tkowe te, kt�re z r�nych powod�w w og�le go nie posiada�y dotychczas; ci nowi obywatele stali si� bezwzgl�dnie oddani Klejstenesowi. Nie nale�y jednak s�dzi�, �e obywatelstwo uzyskali w�wczas wszyscy mieszka�cy Attyki. Nie dano go, to oczywiste, niewolnikom. Nie dopuszczono te� do obywatelstwa osiad�ych tu cudzoziemc�w, tak zwanych metojk�w. Wa�niejsze jednak od dem�w by�y inne wprowadzone przez Klejstenesa instytucje. Od pradawnych czas�w istnia�y w Attyce tak zwane file, czyli zwi�zki rodowe. By�o ich cztery: mia�y pewne znaczenie ustrojowe, z nich to bowiem wywodzi�a si� rada zwana bule. Liczy�a ona czterystu cz�onk�w, po stu z ka�dej fili; nadzorowa�a sprawy bie��ce. Ot� Klejstenes pozostawi� owe file rodowe, ostoj� arystokracji, tylko jako zwi�zki religijne dla dokonywania ofiar ku czci wsp�lnych przodk�w. Ustanowi� natomiast dziesi�� fil terytorialnych, czyli po prostu dziesi�� okr�g�w. Nie by�y to jednak okr�gi zwarte, lecz cz�ciami rozrzucone po ca�ym kraju � i to tak, by w ka�dej fili znalaz�y si� okolice b�d�ce dot�d podstaw� stronnictw R�wniny, Wybrze�a, Wy�yny; jednostk� utworzon� z tych trzech cz�ci nazywano tryti�; w ka�dej fili by�o owych trytii trzy. Dzi�ki takiemu porz�dkowi stare przeciwie�stwa polityczne musia�y ulec zatarciu. Rada, bule, sk�ada�a si� odt�d z pi�ciuset cz�onk�w. Wylosowywano ich corocznie po pi��dziesi�ciu z ka�dej fili. W ci�gu roku ka�da pi��dziesi�tka kolejno sprawowa�a przewodnictwo rady; by�a w�wczas stale czuwaj�cym rz�dem pa�stwa. Okres ten zwano prytani�, urz�duj�cych za� prytanami. Trzecia ich cz�� przebywa�a bez przerwy w budynku rady przy agorze, wszyscy za� prytanowie nawet posi�ki spo�ywali wsp�lnie. Co dzie� losem wybierali spo�r�d siebie przewodnicz�cego, kt�ry na ten kr�tki okres stawa� si� g�ow� pa�stwa: otrzymywa� on piecz�� oraz klucze od �wi�ty�, gdzie znajdowa�y si� archiwa i skarbce. Posiedzenia ca�ej rady odbywa�y si� codziennie, z wyj�tkiem �wi�t i dni nieszcz�snych. Przedmiot obrad wyznaczali prytanowie. Oni te� zwo�ywali zgromadzenia ludowe i og�aszali ich porz�dek dzienny. Miejscem tych zgromadze� by�o zwykle wzg�rze Pnyks, niewielkie wzniesienie na zach�d od Akropolu. Mog�o si� tam pomie�ci� na amfiteatralnie u�o�onych �awach drewnianych kilkana�cie tysi�cy ludzi. M�wcy przemawiali z kamiennej trybuny pod �cian�, przy kt�rej zasiada� te� przewodnicz�cy i prytanowie. Uczestniczy� w zgromadzeniu m�g� ka�dy obywatel, kt�ry nie by� skazany na nies�aw�. Nawet w szczytowym okresie nie by�o w Atenach wi�cej nad 40 000 obywateli, a tylko ich cz�� przybywa�a na zgromadzenie; ch�opom bowiem i rzemie�lnikom trudno by�o oderwa� si� od pracy na ca�y dzie�. Obowi�zywa�a zasada, �e w ka�dej prytanii winno si� odby� przynajmniej jedno zgromadzenie ludowe; p�niej w tym samym okresie by�o ich zwykle a� cztery. Bo te� eklezja by�apodstawow�, a zarazem i najwy�sz� instancj� ustrojow�. Ka�dy obywatel mia� tutaj jednakowe prawo bezpo�redniego g�osowania i przemawiania. Uprawnienia eklezji by�y w zasadzie nieograniczone. Ona wybiera�a urz�dnik�w i ona te� mog�a ka�dej chwili zdj�� ich ze stanowiska. Tutaj decydowano o wojnie i pokoju, ale rozpatrywano te�, w pewnych wypadkach, nawet drobne sprawy s�dowe. W praktyce obrady zgromadzenia ogranicza�y si� zazwyczaj do punkt�w zaleconych i opracowanych uprzednio przez rad�. Przyj�� si� jednak p�niej taki porz�dek, �e drugie zgromadzenie w ka�dej prytanii by�o w ca�o�ci przeznaczone na osobiste wnioski obywateli � w kwestiach publicznych i prywatnych. Kto pragn�� w�wczas zabra� g�os, sk�ada� ga��zk� oliwn� na o�tarzu i wchodzi� na m�wnic�. Natomiast zgromadzenie pierwsze, zawsze nazywane g��wnym, mia�o program obrad z g�ry i zwyczajowo okre�lony. Najpierw g�osowano przez podniesienie r�k nad tym, czy urz�dnicy dobrze si� wywi�zuj� ze swych obowi�zk�w. Potem omawiano sprawy zaopatrzenia w �ywno��, zw�aszcza za� chodzi�o o zbo�e; uboga bowiem i nieurodzajna Attyka by�a od dawna ju� skazana na jego sprowadzanie. W trzeciej kolejno�ci dyskutowano nad wszystkim, co si� wi�za�o z obronno�ci� kraju, nast�pnie za� przyjmowano skargi o zdrad� stanu i za�atwiano wnioski dotycz�ce maj�tk�w prywatnych. Przemawia� mia� prawo ka�dy obywatel z wyj�tkiem tych, kt�rzy: �le traktowali swoich rodzic�w, uchylali si� od s�u�by w wojsku, stch�rzyli na polu bitwy, roztrwonili odziedziczony maj�tek. M�wca wk�ada� na g�ow� wieniec mirtowy; oznacza�o to, �e w danej chwili s�u�y pa�stwu i jest nietykalny. Taki bowiem wieniec by� poza tym oznak� tylko radnych, urz�dnik�w i kap�an�w w czasie pe�nienia przez nich czynno�ci oficjalnych. G�os przemawiaj�cemu m�g� odebra� tylko przewodnicz�cy eklezji. Pr�cz dziesi�ciu fil i nowego porz�dku rady wprowadzi� Klejstenes do ustroju pa�stwa jeszcze jeden, nie znany dot�d element � kolegium dziesi�ciu strateg�w. By�o owych strateg�w dziesi�ciu, bo wybierani byli po jednemu z ka�dej fili. Jak wskazywa�a nazwa, mieli oni dowodzi� wojskiem i czuwa� nad jego sprawami. Jednak�e ich uprawnienia sta�y si� rych�o znacznie szersze, bo przecie� obronno�� kraju wi�za�a si� bardzo �ci�le zar�wno z polityk� zagraniczn�, jak i ca�� gospodark�. We wszystkich tych dziedzinach strategowie musieli � i chcieli � mie� co� do powiedzenia. Byli urz�dnikami wielce wp�ywowymi r�wnie� i dlatego, �e godno�� stratega mo�na by�o piastowa� nieograniczon� ilo�� razy, i to rok po roku. Archontat natomiast, formalnie nadal stanowisko najwy�sze, sprawowa�o si� tylko jeden raz w �yciu! Tote� ka�dy, kto pragn�� rzeczywistej kariery politycznej, ubiega� si� w�a�nie o urz�d stratega. Taka wi�c by�a owa Klejstenesowa demokracja, przez wielu uwa�ana za zbyt �mia��, w istocie jednak jak�e� ograniczona! I to nie tylko dlatego, �e nie uczestniczyli w �yciu politycznym niewolnicy i metojkowie. R�wnie� i obywatele ate�scy nie byli sobie r�wni, nie wszyscy mogli uchodzi� za pe�noprawnych. Utrzyma� bowiem Klejstenes podzia� wprowadzony przed stu prawie laty przez Solona. By�y cztery klasy maj�tkowe w zale�no�ci od dochod�w z maj�tku. Klas� pierwsz� stanowili ci, kt�rych doch�d wynosi� przynajmniej 500 miar zbo�a, oliwy i wina ��cznie lub odpowiedni� ilo�� pieni�dzy. Klasie drugiej wystarcza�o przynajmniej 300 miar, trzeciej za� tylko 200. Wszyscy, kt�rzy nie osi�gali tego minimum maj�tkowego, nale�eli do klasy czwartej. Byli to tak zwani teci, ludzie �yj�cy przewa�nie tylko z pracy w�asnych r�k. Wprawdzie mogli oni uczestniczy� w zgromadzeniu ludowym, mogli g�osowa� i wybiera�, im samym jednak nie wolno by�o piastowa� wy�szych urz�d�w. Wobec tego nie wchodzili te� do rady zwanej Areopagiem, ta bowiem sk�ada�a si� tylko z by�ych archont�w. A kompetencje Areopagu, zw�aszcza w zakresie wymiaru sprawiedliwo�ci, by�y bardzo szerokie. Owszem, teci mogli zasiada� w trybuna�ach ludowych jako s�dziowie oraz wchodzi� w sk�ad rady pi�ciuset. Jednak�e niewielu obywateli czwartej klasy korzysta�o z tego przywileju, bo posiedzenia trybuna��w oraz rady by�y cz�ste i d�ugotrwa�e. Cz�owiek pracy nie m�g� rezygnowa� z zarobku dla samej przyjemno�ci s�dziowania i rajcowania.Przedstawiciele warstw zamo�nych uwa�ali, �e ich przywileje s� usprawiedliwione. W razie bowiem wojny oni stanowili trzon wojska jako hoplici, czyli ci�kozbrojni piechurzy, jako �e tylko ich sta� by�o na zakup pe�nej zbroi. Ubodzy albo w og�le nie byli poci�gani do s�u�by wojskowej, albo te� walczyli tylko jako �ucznicy. A wi�c bogaci mieli prawo twierdzi�: � My sk�adamy pa�stwu danin� najci�sz�, bo z krwi i �ycia. Nie odbieramy tetom g�osu, lecz nie mo�emy da� im pe�nego udzia�u w rz�dach. Klejstenes podziela� takie stanowisko i w�a�nie dlatego nie naruszy� w tym punkcie zasad Solona. Mieli to uczyni� dopiero jego nast�pc