1714

Szczegóły
Tytuł 1714
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1714 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1714 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1714 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "DOM NA SEKWANIE" autor:William Wharton PRZE�O�Y�: JACEK WIETECKI tekst wklepa�: SCAN-DAL drobna korekta: [email protected] * * * ROZDZIA� I Przedszkolna pu�apka Moja �ona, Rosemary, przez dwadzie�cia pi�� lat uczy�a w przedszkolu przy Szkole Ameryka�skiej w Pary�u. W zesz�ym roku, w my�l przepis�w obowi�zuj�cych we Francji, musia�a odej�� na emerytur�. Musz� powiedzie�, �e prawie wszystkiego, co mi si� w �yciu naprawd� przyda�o, nauczy�em si� od mojej �ony-nauczycielki - z wyj�tkiem jednego: nigdy jako� nie nauczy�a mnie, jak mieszka� na barce. Jakie� dwadzie�cia lat temu Rosemary mia�a w pracy przemi�� kole�ank�, kt�ra nazywa�a si� Pauline Lee. Pauline uczy�a pierwsze klasy i mieszka�a na barce zacumowanej na Sekwanie. Jej ��d� znajdowa�a si� w ma�ej wiosce Le Port Marly, niedaleko Wersalu i Saint Germain-en-Laye; r�wno dziesi�� mil od granic Pary�a. Kt�rego� dnia Pauline zaproponowa�a, �eby po��czone si�y przedszkolak�w i pierwszoklasist�w zwiedzi�y jej domostwo w ramach szkolnej wycieczki. �on� oczarowa�o to, co tam zobaczy�a. Nie umiem powiedzie�, czy przedszkolaki by�y r�wnie jak ona oczarowane, nie bardzo zreszt� mnie to obchodzi; przede wszystkim obchodzi mnie Rosemary, a jest to kto�, o kogo warto si� troszczy�. Tak czy inaczej, wr�ci�a do domu szalenie podekscytowana, pa�aj�c ch�ci� zamieszkania na barce. Cho� jej pomys� wydawa� si� do�� szalony, wcale mi nie przeszkadza�. Rosemary cz�sto podejmuje tego rodzaju impulsywne, wariackie decyzje, wi�c nauczy�em si� je akceptowa� i czeka�, co przynios�. - Powiedz Pauline, �eby mia�a nas na uwadze, kochanie. Mo�e kto� b�dzie chcia� sprzeda� jak�� tani� ��d�. Niedawno za dobr� cen� sprzeda�em kilka moich obraz�w, tote� czu�em si�, jakbym op�ywa� w nie wiem jakie dostatki. Kiedy tak cz�owiek op�ywa, nietrudno o utoni�cie - i to dos�ownie! M�j k�opot polega� na tym, �e tak naprawd� nie traktowa�em tego wszystkiego zbyt powa�nie. Po trzech tygodniach dzwoni Pauline i informuje nas, �e barka stoj�ca cztery �odzie od niej, w kierunku Pary�a, spali�a si� a� do linii wody podczas sylwestrowych fajerwerk�w. Pauline s�dzi, �e by� mo�e w�a�ciciele b�d� chcieli j� sprzeda�. Kontaktujemy si� z nimi i rzeczywi�cie - barka jest na sprzeda�. Wkr�tce okazuje si�, �e maj� po temu dobry pow�d. Nie �ni�o mi si� nawet, �e mo�e istnie� tyle powod�w do pozbycia si� barki. W weekend wsiadamy do samochodu i jedziemy obejrze� t� ��d�. Jest pi�kny dzie�, marzy mi si� spacer po lesie w Saint Germain-en-Laye. Zatrzymujemy si� i Pauline pokazuje nam t� bark�. My�leli�my, �e Pauline b�dzie nasz� s�siadk�, ale wypad�o inaczej. Jej m��, Bob, mocno zaanga�owa� si� po stronie student�w podczas wypadk�w, kt�re Francuzi nazywaj� "Les evenements de mai", czyli podczas rewolucji studenckiej. Gdy sytuacja si� uspokoi�a, w�adze Ameryka�skiego College'u w Pary�u - w kt�rym Bob pracowa� - poprosi�y go, by ust�pi�. Nie tylko opu�ci� zajmowane stanowisko, ale razem z Pauline opu�cili Francj�. Wr�cili do Michigan, gdzie Pauline ponownie uczy w szkole. Stoj�c na nabrze�u, patrzymy w d� zab�oconego wzg�rza. Na wodzie wida� drewnian� ��d� o p�askim dnie, szerok� na pi�� metr�w i d�ug� na osiemna�cie. Prawd� m�wi�c, bardziej przypomina dom ni� bark�. Trudno si� zorientowa�, gdzie jest dzi�b, a gdzie rufa, taka jest p�aska i prostok�tna. Nie wida� silnika ani �agli. Ma za to drewnian� oblic�wk� w rodzaju tych, kt�re mo�na zobaczy� w ka�dym zwyczajnym domu. W oknach wisz� nawet �aluzje. "A gdzie iluminatory?" - przebiega mi przez my�l. Pauline wyja�nia, �e t� ��d� przerobi� ze starej barki do przewozu piasku polarnik Victor Emile, francuski odpowiednik admira�a Perry'ego; zbudowa� j� dla swojej przyjaci�ki. Brzmi to ca�kiem romantycznie, czego nie da si� powiedzie� o �odzi w jej obecnym stanie. Pauline ma klucz, wi�c schodzimy kamiennymi schodami do ko�ca grz�skiego wybrze�a i po ma�ym pomo�cie przedostajemy si� na bark�. Jest kompletnie osmalona, ogie� strawi� ca�y sufit, tak �e zosta�y tylko wy�a��ce wsz�dzie przewody elektryczne; ale najbardziej wstrz�saj�ce wra�enie robi wypalona do poziomu wody burta od strony rzeki. Wystarczy, �e obok przep�ynie kilku wio�larzy, a woda wlewa si� do �rodka. Nie licz�c ich jednak, na tej martwej odnodze Sekwany, gdzie stoi barka, panuje niewielki ruch. W sumie jest tu oko�o tuzina podobnych �odzi mieszkalnych, kt�rych spokoju strze�e le��ca po�rodku rzeki wyspa. Dzi�ki niej nie podskakuj� one od zawirowa�, kt�re zostawiaj� za sob� ogromne barki transportuj�ce towary z Hawru do Pary�a albo w drug� stron�. Pauline t�umaczy nam to wszystko z werw� i entuzjazmem. Ja najch�tniej wskoczy�bym do wozu i pojecha�bym na spacer do lasu. Ale nasze dzieciaki s� nie mniej oczarowane ni� moja �ona. Teraz dopiero �ycie nabra�oby smaku, tato, nie tak jak w tym brudnym, starym Pary�u. W�asnym uszom nie wierz�. Jak Boga kocham, albo ta przekl�ta �ajba rzuci�a na wszystkich urok, albo nasze dzieciaki zrobi�y si� zanadto blase! - Pow�chaj powietrze, tato. By�oby wspaniale uciec tu od zanieczyszcze� Pary�a. Poci�gam nosem. Na m�j gust cuchnie jak z otwartego �cieku. Bo te� rzeczywi�cie, dwadzie�cia lat temu, kiedy dzieje si� ta historia, Sekwana by�a w�a�ciwie otwartym �ciekiem. Pary� i wioski le��ce bli�ej dolnego biegu rzeki, kt�ra ci�gnie si� pi�knymi, d�ugimi meandrami, zrzuca�y swoje zanieczyszczenia prosto do Sekwany. Oczywi�cie, barka, kt�r� ogl�damy, znajduje si� bli�ej uj�cia rzeki ni� Pary�! �eby uszcz�liwi� wszystkich - to znaczy �on� i dzieciaki - sk�adam absurdalnie nisk� ofert� kupna tego kalekiego drewnianego kad�ubka. Potem idziemy na spacer i jestem got�w zapomnie� o ca�ej sprawie. W tydzie� p�niej nie mog� si� pozbiera� - moja oferta zosta�a przyj�ta. Ma�o powiedziane "przyj�ta", w�a�ciciele barki wprost rzucili si� na ni�. A jednak, cho� zaproponowa�em tak ma�o, musz� si� jeszcze zapo�yczy�, aby sfinalizowa� ten idiotyczny, pokr�cony interes. Rzadko kt�ry artysta �yje w miar� wygodnie, a co dopiero bogato. Cz�sto zak�adam si� z przyjaci�mi, �e nie wymieni� pi��dziesi�ciu ameryka�skich malarzy, kt�rzy utrzymuj� si� z malowania i sprzeda�y w�asnych obraz�w, nie licz�c uczenia w szko�ach, pracy dla telewizji czy filmu ani us�ug reklamowych. Od czasu do czasu panuje moda na jakiego� malarza, kt�ra rzadko trwa d�u�ej ni� kilka lat, po czym nast�puje w ty� zwrot: do starej sztalugi i zupy fasolowej, zw�aszcza je�li zdarzy si� tak, �e malarz musi utrzyma� rodzin�. �aden z moich przyjaci� nie wymieni� dot�d wi�cej ni� dwudziestu, kt�rym si� naprawd� powodzi. Ale to cudowne �ycie. Tak ju� jest na tym �wiecie. Przez nast�pne trzy miesi�ce moje malarstwo idzie w odstawk� na rzecz romantyzmu, podniecenia, przygody i czar�w. To powa�na zmiana dla kogo�, kto �yje sobie ca�kiem szcz�liwie na ulicy lub na polu. Czuj�, �e zaczynam wdeptywa� w co� niedobrego! Nie jestem cz�owiekiem rzeki. Sekwana istnieje dla mnie tylko jako obiekt do malowania. Nieustannie zmieniaj�c si� i poruszaj�c, rzeka pozostaje nieruchoma - jak ka�dy dobry model. Dotychczas �yli�my niemal jak w bajce. Do tysi�c dziewi��set sze��dziesi�tego roku prowadzi�em zaj�cia plastyczne w szko�ach miejskich w Los Angeles. P�niej, poniewa� uwa�a�em si� nie za nauczyciela, lecz za artyst�, wyjechali�my do Europy. Jeden z g��wnych powod�w by� taki, �e chcieli�my uchroni� nasze dzieci przed szkodliwo�ci� ameryka�skiej telewizji. Poza tym �ycie w Europie by�o wtedy ta�sze. W Pary�u zamieszkali�my w bardzo ciasnym mieszkaniu o powierzchni dwudziestu o�miu metr�w kwadratowych, kt�re kupili�my za moj� szkoln� emerytur�. Ci�gle si� przemieszczali�my: wiosn� i jesie� sp�dzali�my w Pary�u, lato i Bo�e Narodzenie w Bawarii, zim� za� w po�udniowej Hiszpanii. Mo�e si� komu� wydawa�, �e �yli�my jak milionerzy, ale tak naprawd� mieli�my wszystkiego trzysta dolar�w miesi�cznie, plus moja renta inwalidzka za udzia� w drugiej wojnie �wiatowej. Rzecz w tym, aby ostro�nie wydawa� pieni�dze. Bieda nigdy nie zagl�da�a nam w oczy. Kiedy urodzi�o nam si� trzecie dziecko, wprowadzili�my si� do starego warsztatu ciesielskiego, kt�ry przerobili�my na mieszkanie. M�wi�c "my", mam na my�li ka�dego, kto by� w stanie unie�� m�otek albo utrzyma� p�dzel w r�ce. Podobnie jak w wypadku barki, g��wny ci�ar prac spocz�� na ca�ej rodzinie. * * * ROZDZIA� II Kr�tkie oczarowanie... Najpierw uszczelniam przeciekaj�c� burt�. Potem skrobi� i oczyszczam zw�glone wn�trze, wyrzucaj�c wszystko, co nieprzydatne. Mi�dzy innymi wymieniam czterdzie�ci pi�� ma�ych szybek w wielodzielnych oknach. S� te� dwa przestronne okna widokowe, kt�re dym i sadza okopci�y tak bardzo, �e nic przez nie nie wida�; przez dwa dni doprowadzam je do porz�dku. �ciany pomieszcze� s�u��cych za pok�j go�cinny i sypialni� nie nadaj� si� do odmalowania - trzeba b�dzie je podda� powa�niejszej kuracji. Na targu Marche Aligre, nie opodal naszego paryskiego mieszkania-studio, wpada mi w r�ce zw�j brokatu przetykanego z�ot� nitk�. Z jakiego� powodu materia� ten kosztuje tyle ile tkanina jutowa, tote� kupuj� wszystko, trzy pe�ne zwoje. Zaczynam nabiera� pewno�ci, �e dostaj� bzika, skoro nie mog� si� ju� doczeka�, kiedy wy�o�� brokatem wszystkie �ciany i sufit. Wyra�nie ponosi mnie wyobra�nia. A mo�e ta ��d� jest zaczarowana? Smaruj� klajstrem �ciany i sufit, �eby przy klei� z�oty brokat, kt�ry w ko�cu przykrywa brzydkie jak siedem grzech�w g��wnych wn�trze. Kupuj� niedrogie lampy i �ar�wki z brunatnego szk�a i po �mudnej pracy, kt�ra daleko wykracza poza moj� znajomo�� elektryczno�ci, udaje mi si� je pod��czy� w taki spos�b, �e �wiec�; mo�na je nawet w��cza� i wy��cza� za pomoc� prymitywnego pstryczka. Podczas weekend�w zapraszam reszt� rodziny do szorowania �azienki, kuchni i innych niezb�dnych do �ycia wyg�d. Wszystkie te przybytki maj� jednolity, dymnobr�zowy kolor. W drugiej po�owie lipca, jeszcze przed ko�cem roku szkolnego, uwijamy si� z ostatnimi pracami. Zdaniem mojej �ony ��d� wygl�da teraz jak prywatny burdel pijanego pirata; Rosemary jest wielk� konserwatystk� w tych sprawach. Plan barki jest bardzo prosty. Po wej�ciu pomostem przechodzi si� przez niskie d�bowe drzwi wysoko�ci pi�ciu st�p i sze�ciu cali. Ja sam mam pi�� st�p i dziesi�� cali wzrostu. Kiedy po raz dziesi�ty nabijam sobie guza, zastanawiam si�, czy nie sprawi� sobie solidnego kapelusza albo nawet starodawnego melonika. D�bowe drzwi prowadz� do male�kiego przedsionka. Skr�ciwszy w prawo, przechodzi si� przez mahoniowe drzwi wahad�owe z pi�knymi mosi�nymi okuciami; pasuj� idealnie do �odzi. Za nimi schodzi si� po dw�ch schodkach do g��wnego pokoju. Po lewej stronie mie�ci si� jedno z dw�ch wielkich okien z widokiem na rzek�, jedno z tych, kt�re wymaga�y takiego skrobania. Okno to ma dwa metry szeroko�ci i ponad metr wysoko�ci. Pok�j go�cinny ma oko�o sze�ciu metr�w d�ugo�ci i czterech i p� szeroko�ci. W jednym ko�cu, bli�ej burty od strony rzeki, znajduje si� wej�cie do ma�ej kuchni. W �rodku tej samej �ciany s� nast�pne drzwi wahad�owe, podobne do tych, kt�rymi wchodzi si� z przedsionka. Za nimi ci�gnie si� w�ski korytarz, kt�rym skr�ca si� w prawo do �azienki, wyposa�onej w toalet�, umywalk� i prysznic. Natomiast dok�adnie na wprost wida� trzy stopnie prowadz�ce do sypialni. To tutaj mie�ci si� drugie wielkie okno, z kt�rego tak�e roztacza si� widok na rzek�. Wzd�u� burty od strony brzegu biegn� cztery ma�e okienka wychodz�ce na nabrze�e. Niczym si� nie r�ni� od zwyczajnych okien domowych z �aluzjami. Po drugiej stronie, w kuchni, jest jeszcze jedno takie okno. Francuski polarnik i jego przyjaci�ka z pewno�ci� czuli si� na tej barce jak w raju. Nie jestem pewny, czy r�wnie dobrze poradzi sobie pi�cioosobowa rodzina. Latem wynajmujemy ��d� m�odej kobiecie (nast�pna czarownica), kt�ra pracuje w Foire de Trone, czym� w rodzaju corocznego karnawa�u odbywaj�cego si� w Le Bois de Vincennes. Podpisany przeze mnie kontrakt zastrzega, �e nie wolno pozostawia� �odzi bez opieki. Ju� w tej chwili �eglarze patrz� na nasz� kalek� �ajb� z wyra�n� podejrzliwo�ci�. Jak co roku wyje�d�amy na wakacje do starego m�yna wodnego w Burgundii, kt�ry kupili�my po przyje�dzie do Francji. Zap�acili�my wtedy za niego niebotyczn� kwot� dw�ch tysi�cy dolar�w. Jeszcze jedno romantyczne coup de foudre. W rzeczywisto�ci ten m�yn to nic innego jak licz�cy trzysta lat kamienny namiot - ale to ju� ca�kiem inna historia. ...I rozczarowanie! Wypoczywamy w m�ynie nieca�e trzy tygodnie, gdy nadchodzi telegram, nasz pierwszy telegram po francusku. Okazuje si�, �e wys�a�o go dwoje starszych Anglik�w, kt�rzy mieszkaj� dwie barki dalej od nas. Poj�cia nie mam, dlaczego napisali go po francusku. Depesza brzmi: VOTRE BATEAU EST COULE. To ostatnie s�owo wymawia si� "kulej", z akcentem na drug� sylab�. Przebiegam przez ulic� do s�siada-Francuza, maj�c nadziej�, �e dowiem si�, co znaczy coule. Tego w�a�nie si� obawia�em! A mimo to a� nie chce mi si� wierzy� w to, co s�ysz�. Niezw�ocznie �api� poci�g do Pary�a, a potem doje�d�am autobusem nad Sekwan�. W rzeczy samej, barka jest totalnie coule. Sponad wody wystaje tylko skrawek dachu. Na brzegu zebra� si� �redniej wielko�ci t�umek gapi�w. T�ocz� si� wok� barki, paplaj�c po francusku. Ka�dy z nich ma inn� teori� co do przyczyn zatoni�cia �odzi. Wszyscy - jak na Francuz�w przysta�o - s� prze�wiadczeni, �e musi by� jaki� konkretny pow�d. C'est logique, n'est-ce pas? Biegam w t� i we w t�, bezskutecznie usi�uj�c znale�� kogo�, kto wyci�gn��by bark� z wody. Wreszcie kto� informuje mnie, gdzie znale�� specjalist�w od wy�awiania zatopionych �odzi. Nazywaj� si� les freres Teurnier. Dzwoni� do nich z kafejki na rogu ulicy. Miasteczko Le Port Marly ma siedem restauracji, ale tylko jedn� kafejk�, kt�ra le�y dok�adnie po drugiej stronie ulicy na przeciwko boisk do gry w boule, przytykaj�cych do helage, czyli dr�ki prowadz�cej obok naszej barki. Ponadto znajduj� si� tutaj dwa routiers, czyli zajazdy dla ci�ar�wek, kt�re robi� za kafejki. Nazajutrz na helage zaje�d�a stary, sfatygowany deux cheveaux i zatrzymuje si� obok naszej �odzi. Przekima�em ostatni� noc na mro�nym le berge. Z samochodu wytaszcza si� sze��dziesi�cioletni m�czyzna, wzrostu oko�o pi�ciu st�p. Ubrany jest w roboczy kombinezon, upaprany i sztywny od oleju i potu, na g�owie za� nosi r�wnie brudn� marynarsk� czapk�. �ciska mi d�o�, szwargocze co� jak naj�ty i u�miecha si�, a potem �ci�ga desk� z dachu swego samochodu. Ze�lizguje si� po stromym brzegu i spuszcza j� na wod�, opieraj�c jednym ko�cem o l�d, a drugim o wystaj�cy kawa�ek dachu barki. Nie mam cienia w�tpliwo�ci, �e zatopi bark� do ko�ca, ale on st�pa po desce jak akrobata, bez przerwy mrucz�c co� do siebie. Ogl�da ��d� ze wszystkich stron, cho� poj�cia nie mam, co takiego mo�na tam zobaczy� opr�cz brudnej, czarnej wody. Wr�ciwszy na brzeg, daje mi do zrozumienia, mieszaj�c francuski z breto�skim - przy udziale mojej �amanej francuszczyzny i jego gwa�townej pantomimy - �e jest w stanie wyci�gn�� ��d� za dwa tysi�ce frank�w, co w�wczas stanowi�o r�wnowarto�� czterystu dolar�w. To dok�adnie tyle, ile jeste�my d�u�ni w�a�cicielom barki, i co mieli�my nadziej� sp�aci� we wrze�niu. Mam nawet te pieni�dze przy sobie, w stufrankowych banknotach wypychaj�cych mi kieszenie, i troch� drobnych. W zasadzie pieni�dze te sk�adaj� si� na ca�y nasz kapita�. Po francusku, zn�w gestykuluj�c ca�ym cia�em, obja�nia mi, �e owinie moj� bark� w wielk� p�acht�, po czym wypompuje z niej wod�; kiedy ��d� wynurzy si� na powierzchni�, b�dzie mo�na zobaczy�, co jest nie tak. Pe�ne szale�stwo. Jednak�e, dodaje, zanim on wstawi pompy do �odzi, �eby pozby� si� wody, ja musz� zej�� na d� i usun�� ze �rodka wszystkie p�ywaj�ce tam przedmioty. Je�li tego nie zrobi�, pozatykaj� mu si� pompy. Po udzieleniu mi swoich rad zbiera si� do odjazdu, przyrzekaj�c, �e wr�ci za trzy dni, aby wznowi� akcj� ratownicz�. Trac� opalenizn� Mierz� ��d� wzrokiem. Jest po�udnie, s�ycha� dzwony bij�ce w okolicznych ko�cio�ach. Dochodz� do wniosku, �e r�wnie dobrze mog� zacz�� od razu. Na szcz�cie t�um ju� si� przerzedzi�. W jasnym blasku s�o�ca rozbieram si� i w�lizguj� do wody, maj�c na sobie tylko spodenki gimnastyczne. Dobrze, �e w ostatniej chwili zabra�em z m�yna wodoodporn� latark�, m�j prezent gwiazdkowy dla Matta, naszego pi�tnastoletniego syna. Zazwyczaj zostawiamy klucz w drzwiach wej�ciowych �odzi. Macam woko�o w ciemnej wodzie, wstrzymuj�c oddech, a� znajduj� klucz. Widocznie nasza lokatorka r�wnie� go tam zostawi�a. Pod�wiadomie boj� si� wej�� do �rodka, spodziewaj�c si�, �e ona mo�e tam w dalszym ci�gu by�, p�ywaj�ca z rozd�tym brzuchem w naszym pokoju go�cinnym. Przekr�cam klucz i drzwi ust�puj� ospale. Gdy p�ywam w �rodku, jest rzeczywi�cie tak, jak twierdzi� monsieur Teurnier: wewn�trz istnieje poduszka powietrzna. Bior� niesamowicie g��boki haust powietrza i rozgl�dam si� wok� siebie. Jest ciemno i wsz�dzie dooko�a unosz� si� na wodzie r�ne przedmioty, co tak�e przewidzia� stary Teurnier, ale na razie nie widz� �adnych cia�. Rozpraszam mrok �wiat�em latarki. M�j Bo�e, wn�trze a� si� roi od wszelkiego mo�liwego �miecia: drzwi do kajut, poduszki, materace, papierzyska, meble i r�norakie drobiazgi. Wszystko to p�ywa w mroku. S� te� inne rzeczy, kt�rych nigdy bym si� tu nie spodziewa� odnale��, cho� pewnie powinienem. Przymocowuj� latark� do g�owy oddartym kawa�kiem prze�cierad�a i bior� si� do dzie�a. Przez reszt� dnia wyci�gam "topielc�w" z barki i rozk�adam na brzegu rzeki. Krzes�a, sto�y i wszystko to, co do tej pory trzyma�o si� kupy dzi�ki klejowi, a w tej chwili rozpad�o si� na kawa�ki. Nurkuj� jak ryba, w d� i do g�ry, tam i z powrotem, a� w ko�cu zapada zmrok i znu�enie powala mnie z n�g. Tu� przed zamkni�ciem piekarni kupuj� sobie bagietk� na kolacj�. Siadam na brzegu i obserwuj� zach�d s�o�ca. Odczuwam siln� pokus�, �eby machn�� na to wszystko r�k�, pozwoli� komu� innemu zaj�� si� tym ca�ym ba�aganem i odej�� st�d. Jest ciep�y wiecz�r. Zwijam si� w k��bek i natychmiast zasypiam. Budz� si� jednak w �rodku nocy, czuj�c skurcze �o��dka. To bagietka wychodzi ze mnie tym samym ko�cem, kt�rym wesz�a, a jednocze�nie wydostaje si� z tego ko�ca, z kt�rego powinna; towarzysz� temu nieproszone odg�osy w rodzaju chrz�kania, st�kania i �a�osnego poj�kiwania. Kiedy w ko�cu nastaje ranek, narzucam co� na siebie i maszeruj� do Cafe Brazza, tej samej, kt�r� Alfred Sisley malowa� kilkakrotnie, gdy wylewa�a rzeka. Nigdy ju� nie b�d� patrzy� na jego obrazy tak jak kiedy�, cho� przyznaj�, �e s� pi�kne. Korzystam z telefonu w kafejce, aby skontaktowa� si� z farm�, na kt�rej jest jedyny telefon znajduj�cy si� w pobli�u naszego m�yna. Stamt�d przeka�� wiadomo�� mojej rodzinie, �e ze mn� wszystko w porz�dku; zatrzymam si� tutaj na d�u�ej i b�d� pr�bowa� wyci�gn�� bark�. Brzmi to ca�kiem prosto, ale ja, przekazuj�c t� wiadomo��, o ma�o nie wybucham szlochem, tocz�c �zy lito�ci dla samego siebie. Wr�ciwszy na berge, zabieram si� od nowa do nurkowania. W tej samej chwili puszczam wiatry, ale jestem pewny, �e nie przeszkadzaj� one Sekwanie. Teraz jestem tak samo zanieczyszczony jak ona. Nie jem obiadu, gdy� w tej sytuacji oznacza�oby to samob�jstwo, a zreszt�, jak ju� m�wi�em, bardzo krucho u mnie z pieni�dzmi. Kto zap�aci�by za m�j pogrzeb? Wtedy spostrzegam, �e sk�ra schodzi ze mnie wielkimi p�atami. Pod spodem jestem r�owiutki jak noworodek. Zacz�tki mojej letniej opalenizny zamieniaj� si� w szar� czer�, a potem z�uszczaj�. Sk�ra schodzi mi z g�owy i twarzy i obwisa jak welon nad brod�. Czuj� si� potwornie; trz�s� si� w �rodku i na zewn�trz. A jednak wyci�gam ostatnie dryfuj�ce w �odzi przedmioty. Pokrzepiam si� my�l�, �e b�d� mia� dzie� lub dwa odpoczynku. Chwilami �mi mi si� w oczach, trac� przytomno��. Czas up�ywa w tajemniczy spos�b, po czym nagle odkrywam, �e le�� plackiem na ziemi, na brzegu rzeki. Najwyra�niej jednak nawet to mnie nie wzrusza, jest ze mn� tak �le, �e chyba jestem ju� jedn� nog� w grobie. Wskrzeszenie zmar�ych Do�wiadczenia, kt�re teraz opisuj�, zdarzy�y si� bez udzia�u mojej �wiadomo�ci. Opowiedziano mi je dziesi�� lat p�niej w niezwyk�ych okoliczno�ciach. Siedmioosobowa rodzina z Kanady wynaj�a bark� w ni�szym biegu rzeki. Rodzice wyszli z dzie�mi na spacer po helage; w dawnych czasach konie i mu�y ci�gn�y t� piaszczyst�, typowo wiejsk� drog� barki do �luz znajduj�cych si� w Bougival. Barki by�y w�wczas znacznie mniejsze ni� dzi�. Spaceruj�c, rodzina spogl�da na brzeg i widzi mnie, prawie nagiego, jak le�� w pozycji embrionalnej i j�cz�. Dzieci upieraj� si�, �eby zej�� i sprawdzi�, co si� dzieje. Doznaj� wstrz�su, gdy podnosz� na nich oczy (tak to przynajmniej wygl�da) i odzywam si� po angielsku, na dodatek z ameryka�skim akcentem. Mam kompletn� pustk� w g�owie - nie przypominam sobie, co wtedy m�wi�em ani co robi�em. W siedmioro wlok� mnie do swojej barki, a przez cz�� drogi nios� na r�kach. Uk�adaj� m�j dychawiczny kad�ub na koi i pr�buj� wepchn�� we mnie co� do jedzenia. Carol, bo tak ma na imi� Kanadyjka, smaruje zimnym kremem zaognione plamy na moim ciele. My�l�, �e uda�o mi si� uratowa� przed chwil� z ton�cej barki, kt�r� widzieli nieco dalej w wodzie. Tego r�wnie� kompletnie nie pami�tam. Noc i nast�pny dzie� sp�dzam na barce u tych �yczliwych ludzi. Ale trzeciego dnia odzyskuj� przytomno�� na tyle, aby wyt�umaczy�, co si� sta�o, i przekonuj� ich, �e monsieur Teurnier b�dzie mnie potrzebowa� przy wyci�ganiu mojej �odzi. Mimo protest�w gospodarzy wstaj� chwiejnie na nogi i pijanym krokiem dotaczam si� do helage, kt�ra prowadzi do zatopionej barki. Monsieur Teurnier i jego pomocnik ju� tam s�. Tym razem przyjechali ci�ar�wk� z przyczep�, na kt�rej spoczywa ma�a ��dka. Wpatruj� si� we mnie pytaj�co. Don, Kanadyjczyk, przyszed� ze mn�, boj�c si�, �e zas�abn� po drodze. M�wi biegle po francusku, przynajmniej dla mnie brzmi to biegle. Wprawdzie niejasno, ale przypominam sobie te wydarzenia. Okazuje si�, �e na tym odcinku Sekwana jest zanieczyszczona kwasem siarkowym, kt�ry fabryka samochod�w Renault odprowadza pro�ciutko do rzeki. Monsieur Teurnier zak�ada�, �e wiem o tym i u�yj� gumowego kostiumu do nurkowania, zanim zamocz� si� w wodzie. On i jego pomocnik dziwi� si�, �e jeszcze �yj�. Zdaj� sobie spraw�, �e wygl�dam jak �azarz, kt�ry powsta� z grobu - moja poszarza�a sk�ra �opocze, jakby kto� okry� mnie zgni�ym ca�unem. Natychmiast bior� si� do pracy, Don pomaga jak mo�e, podczas gdy ja ku�tykam dooko�a, usi�uj�c na co� si� przyda�. Obijaj� dach �odzi ogromnym, nieprzemakalnym brezentem, zatapiaj�c go umieszczonymi po obu burtach ci�arkami. Nast�pnie instaluj� ogromniast� pomp� i w��czaj� j�. Z jej sze�ciocalowego wylotu woda tryska w g�r�. Strumie� strzela w powietrze i z ci�g�ym og�uszaj�cym hukiem spada do rzeki. Znowu zebra� si� t�um, �eby popatrze� na widowisko. W ca�ym zamieszaniu gubi� z oczu Dona. P�niej dowiaduj� si�, �e na ten dzie� zaplanowali wyjazd, i - mimo utyskiwa� dzieci - Don nie m�g� zosta� d�u�ej. Straci�em t�umacza i godnego zaufania pomocnika. Chocia� pompa bez ustanku wypluwa z siebie wod�, barka podnosi si� zaledwie o par� cali, potem osuwa si� powoli na dno; przypomina mi si� wyrzucony na pla�� umieraj�cy wieloryb, kt�rego widzia�em kiedy� w Kalifornii. Wy��czaj� pomp�. Monsieur Teurnier m�wi do brata co�, co rozumiem: w kad�ubie musi by� wielka dziura. Wtedy instaluj� drug� pomp� o wylocie dwa razy wi�kszym od pierwszego. Po jej uruchomieniu, gdy oba urz�dzenia pracuj� pe�n� par�, barka a� si� wyt�a, pr�buj�c si� podnie��. Pompy robi� w�ciek�y ha�as, mimo to ��d� unosi si� tylko odrobin�, po czym z niewypowiedzianym znu�eniem opada z powrotem na dno. Czuj� si� os�abiony. Les scaphandriers Monsieur Teurnier wk�ada na siebie autentyczny str�j nurka: ci�ki brezentowy skafander z butlami doprowadzaj�cymi tlen do mosi�nego he�mu, kt�ry zakrywa mu ca�� g�ow�; wok� szyi ma zawieszone ci�arki. Wchodzi do rzeki, sprawdza przewody i przystaje, a wtedy brat przykr�ca mu do skafandra he�m i zaciska klamry. Monsieur Teurnier podnosi kciuk na znak, �eby tamten odkr�ci� dop�yw tlenu, a potem zanurza si� w wodzie. Domy�lam si�, �e przechodzi tymi samymi drzwiami, przez kt�re i ja przeciska�em si� podczas tych kilku dni, kiedy by�em zdolny do pracy. Co kwadrans wynurza si� na powierzchni� i informuje nas, sygnalizuj�c d�o�mi i potrz�saj�c g�ow�, �e nic nie znalaz�, �adnej dziury. Daje znak, �eby w��czono mniejsz� z pomp. Ponownie woda tryska pod niebo. Nie mija wi�cej ni� pi�� minut, jak monsieur Teurnier wy�azi z wody i wspina si� niepewnie po �liskim brzegu, �ciskaj�c co� w lewej r�ce. Brat wy��cza pomp� i zdejmuje mu he�m. Monsieur Teurnier podtyka mi r�k� pod twarz, spogl�daj�c na mnie fio�kowoniebieskimi oczami. - Vbus avez et� eu - m�wi. Rozumiem go akurat tak dobrze, jak rozumia�em, co znaczy coule. Stoj�ca na brzegu m�oda kobieta krzyczy co� do mnie po angielsku. Nas�uchuj�. S�ysz� j� wyra�nie, gdy� pompy przesta�y ha�asowa�. - Monsieur, on m�wi, �e "wykiwano pana". Co chwila te� powtarza si� inne s�owo, co� jak "skaf-on-drie", mo�e zreszt� jest to zbitka kilku s��w sam nie wiem. - Monsieur - dziwi si� kobieta. - Czy nie zdaje pan sobie sprawy, jak si� panu poszcz�ci�o? Ci ludzie to scaphandriers. Wykonuj� bardzo niebezpieczn� pr�c�. Opuszczam wzrok na monsieur Teurniera. Wygl�da na zak�opotanego. Dotykam zmursza�ego drewna, kt�re trzyma w gar�ci. Jest mi�kkie jak g�bka. Je�li mi si� poszcz�ci�o, to ja jako� tego nie dostrzegam. Monsieu, Teurnier zrzuca z siebie ci�ki skafander, przez moment stoi, dygocz�c z zimna w samych kalesonkach, po czym ubiera si� w swoje rzeczy. Idziemy na piwo do knajpy po drugiej stronie ulicy. Zapraszam m�od� kobiet�, �eby przy��czy�a si� do nas, lecz ona si� oci�ga. Nie ma do mnie zaufania - i wcale jej si� nie dziwi�. B�agam j�, �eby pomog�a nam, t�umacz�c. W�wczas zgadza si�, a zamawiam dla niej piwo. Jest strasznie podekscytowana, zupe�nie jak Rosemary, kiedy zobaczy�a t� przekl�t� �ajb�. Buzia jej si� nie zamyka. - Tych ludzi nazywa si� les pieds-lourds - trajkocze po angielsku - z powodu ci�kich o�owianych but�w, kt�re nosz�. Ta e�uipe, kt�ra pracuje przy pa�skiej �odzi, jest szczeg�lnie znana. Interes rozkr�ci� ojciec wraz z synami. Ojciec zacz�� pracowa� jako scaphandrier w tysi�c dziewi��set dwunastym. Od tamtej pory specjalizuj� si� w renflouers-sauveteur, czyli wyci�ganiu zatopionych �odzi, takich jak pa�ska. Nie bardzo chce mi si� s�ucha� dalszego ci�gu. Ta kobieta chyba oszala�a. Wyba�uszam na ni� oczy. - Sk�d pani to wszystko wie? - pytam. - Zdaje si�, �e to bardzo specjalistyczna ga��� wiedzy. U�miecha si� do mnie. - Studiuj� w Ecole des Mines. A poza tym zawsze interesowa�am si� pracami podwodnymi. Kiedy jeden z przyjaci� powiedzia� mi, �e pa�ska barka zaton�a, natychmiast tu przyjecha�am. Pijemy piwo. Monsieur Teurnier wyja�nia - za po�rednictwem mojej m�odej t�umaczki - �e co najmniej jedna deska spajaj�ca obie burty doszcz�tnie przegni�a, a kiedy w ko�cu trzas�a, ��d� posz�a na dno. - Ale czy mo�na wyci�gn�� bark� na powierzchni�? Jego odpowied� sprowadza si� do tego, �e nale�a�oby w tym celu wepchn�� arkusze sklejki pod uszkodzony segment �odzi, wznowi� pompowanie, sprawdzaj�c, czy barka si� podnosi, a nast�pnie zbada�, jak powa�ne s� uszkodzenia. Wieloryb wynurza si� No wi�c to w�a�nie robimy. Monsieur Teurnier zn�w wdziewa sw�j ci�ki skafander, wciska kawa�y sklejki pod nieszczelne cz�ci kad�uba, w ko�cu daje sygna� do uruchomienia pomp. Tym razem barka porusza si� tylko w jedn� stron�: do g�ry. Raz jeszcze, wy�aniaj�c si� z wody, przypomina ogromnego wieloryba, tyle �e �ywego - no, mniej wi�cej �ywego. St�oczeni na brzegu mieszka�cy Le Port Marly krzycz� i wiwatuj�, kibicuj�c ca�ej operacji. Na dole monsieur Teurnier manipuluje sklejk�, dop�ki dziura lub dziury w kad�ubie nie zostan� za�atane. Po p�godzinie zab�ocona, przemokni�ta ��d� p�ywa ju� na powierzchni. Monsieur Teurnier otwiera jedyne drzwi, kt�re si� osta�y, i resztki wody wyciekaj� na zewn�trz. Przechodz� po �liskim pomo�cie i wchodz� do �rodka barki. Wszystko oblepia ciemnobrunatny mu� o konsystencji starego mas�a orzechowego. Ponownie - niczym dzisiejsi astronauci - monsieur Teurnier przy pomocy brata uwalnia si� ze skafandra i wskakuje w sw�j stary kombinezon. Wracamy do kafejki. M�oda kobieta, kt�ra s�u�y�a nam jako t�umaczka i wprowadza�a mnie w tajemnice les scaphandriers, m�wi, �e musi �pieszy� na zaj�cia. Usi�uj� zap�aci� jej za pomoc nie istniej�cymi pieni�dzmi, ale dzi�ki Bogu nie zgadza si� przyj�� ani grosza, co stanowi akurat sum�, kt�r� m�g�bym jej zaoferowa�. �yczy mi powodzenia i bon courage. Powodzenie i odwaga przydadz� mi si� nade wszystko. Idziemy zje�� obiad w najbli�szym routier. Les freres Teurnier naradzaj� si� mi�dzy sob�. Po butelce wina i stekach z frytkami wsiadamy do ci�ar�wki i jedziemy do sklepu z materia�ami budowlanymi. Monsieur Teurnier kupuje pi�� work�w szybko wi���cego cementu. Wracamy na miejsce zbrodni, gdzie usuwamy zgnilizn� z feralnej deski i zalewamy wszystko cementem, mieszaj�c go z wod�, kt�rej nie brak w rzece. Co chwila musimy stawia� ma�e tamy, �eby cement nie wylewa� si� poza zniszczone fragmenty kad�uba. Monsieur Teurnier wci�� wygl�da przez jedno z pomazanych szlamem okien. Obydwaj zapalaj� papierosy. W pewnej chwili Teurnier pokazuje co� za oknem. Na wodzie unosi si� jeden z kawa�k�w sklejki. Wy�awia go chwytakiem, p�niej udaje mu si� wyci�gn�� jeszcze jeden obluzowany arkusz. U�miecha si� z zadowoleniem. Wreszcie i do mnie dociera, o co chodzi. Usta�o ci�nienie wody na bark�, przyciskaj�ce p�yty sklejki do kad�uba, a to oznacza, �e przeciek zosta� zatrzymany, przynajmniej z grubsza... Promieniejemy u�miechem, brat monsieur Teurniera przynosi z ci�ar�wki kolejn� butelk� wina i w jaki� spos�b udaje mu si� j� otworzy� zgi�tym gwo�dziem. Nie bardzo wiem, co dalej robi�. Monsieur Teurnier poci�ga solidnie z butelki i podaje j� dalej. Chwyta mnie za rami� i prowadzi do barki zacumowanej tu� obok mojej. Potrz�sa dzwonkiem wisz�cym u drzwi, a� w ko�cu pojawia si� w nich jaki� m�czyzna. Wygl�da na bardzo dystyngowanego Francuza. Monsieur Teurnier terkocze co� do niego swoj� breto�sk� francuszczyzn�. Tamten lustruje mnie i odzywa si� po angielsku, wyra�nie, cho� z francuskim akcentem: - Zawsze powtarza�em, �e pewnego dnia ta ��d� zatonie, je�li nikt nie zajmie si� jej drewnianym dnem. Trzeba panu wiedzie�, monsieur, �e kupi� pan bark�, na kt�rej stoi dom, a nie dom, kt�ry ma bark� pod pod�og�. To wielka r�nica. Nie mam ochoty wys�uchiwa� dalszych kaza�. Widz� po pantomimie, kt�r� odstawia monsieur Teurnier, �e obja�nia tamtemu, w jakim znalaz�em si� po�o�eniu. Gestykuluje tak samo zawzi�cie, chocia� m�wi po francusku do Francuza. Zerka w moj� stron�. Dystyngowany m�czyzna, kt�ry nazywa si� monsieur Le Clerc, spogl�da na mnie. Wzrusza ramionami, po czym skupia si� na tym, co ma mi do przekazania. - Nie s�dz�, �eby jaka� chantier, to znaczy stocznia, w tej okolicy wzi�a do naprawy niehandlowy statek o drewnianym coque. M�g�by pan zleci� wykonanie le sabot: metalowego kloca, kt�ry wsuwa si� pod ��d�, ale to droga zabawka. Nie potrafi� panu nic doradzi�, monsieur. Mo�e najlepiej by�oby pogodzi� si� ze strat� i odda� ��d� do kasacji. Inaczej b�dzie z ni� tylko souci, k�opot. Wychodzi jego �ona, nios�c tac� z ch�odnym bia�ym winem i oszronionymi kieliszkami, a tak�e bialutkie serwetki. Podchodzi do ka�dego i cz�stuje. My�l� o czerwonym winie, kt�re przed chwil� ��opali�my, wycieraj�c usta o zaskorupia�e od mu�u r�kawy. Kontrast - interpunkcja �ycia. Kiedy ko�czy si� wino, monsieur Le Clerc �egna nas lekkim skinieniem g�owy, jego urocza, wysoka �ona posy�a nam u�miech i wychodzimy. Ich barka to prawdziwy majstersztyk, pokazuj�cy, �e na Sekwanie mo�na mieszka� w wielkim stylu. Ogl�dam si� za siebie. ��d� siedzi g��boko w wodzie, okna biegn�ce wzd�u� ca�ego g�rnego pi�tra maj� szyby z p�prze�roczystego, brunatnego szk�a. P�niej dowiaduj� si�, �e ��d� ta by�a kiedy� kaplic�. Przychodzili do niej pracuj�cy na Sekwanie marynarze i dzi�kowali bogom rzeki czy te� innym b�stwom, na kt�rych pomoc mogli liczy�. P�ac� monsieur Teurnierowi dwa tysi�ce frank�w, po kt�rych odliczeniu pozostaj� mi w r�ce dwa ostatnie banknoty. Monsieur Teurnier wy�awia z kieszeni kombinezonu o��wek i zapisuje mi sw�j adres i numer telefonu. Wskazuje kciukiem ��d�, a potem palcem d�ga si� w pier�. Wszystko jasne: je�eli b�d� potrzebowa� pomocy, mam dzwoni�. Les freres Teurnier odje�d�aj� Mam nadziej�, �e ustalili zawczasu, kt�ry z nich b�dzie kierowa� ci�ar�wk�, ale jako� nie bardzo mi to pasuje do francuskich zwyczaj�w. Pr�ny trud Przez nast�pne dwa dni sprawdzam wszystko, aby si� przekona�, czy barka nadal przecieka. Wydaje si� w porz�dku. Sp�ukuj� j� wod� z w�a i oczyszczam wn�trze zwracaj�c uwag� na podejrzane zacieki. Niestety, ma�e wilgotne place pozostaj�. Tymczasem op�ukuj� wszystkie meble w rzece, usi�uj�c zmy� z nich zaschni�ty szlam. Osuszone, rozpadaj�ce si� sprz�ty, wilgotne materace i prze�cierad�a, wraz z wszelkiego rodzaju rupieciami przenosz� z powrotem na ��d�, wstawiam wszystkie powyrywane drzwi. Teraz ju� mog� wraca� do domu. Moja sk�ra w wi�kszo�ci si� z�uszczy�a, czuj� si� �miertelnie zm�czony, chory i znu�ony, tak bark�, jak i samym sob�. Zachodz� do pa�stwa Le Clerc�w i pytam, czy zechc� mie� na oku peniche podczas mojej nieobecno�ci. Nie wydaj� si� uszcz�liwieni moim pomys�em, ale zgadzaj� si� zadzwoni� w razie czego na farm� niedaleko mojego m�yna. Zostawiam im numer telefonu. Obydwoje martwi� si� voleurs, rabusiami. Bardzo niech�tnie o tym m�wi�, ale w tamtym momencie by�bym do�� zadowolony, gdyby kto� si� zakrad� i po prostu zwin�� ca�y ten p�ywaj�cy interes. Zasi�gn��em te� j�zyka i okazuje si�, �e aby odholowa� bark� i zniszczy� j�, na przyk�ad spali�, trzeba wybuli� minimum tysi�c pi��set frank�w. Czy� podobny los nie spotyka wszystkich wied�m i czarownic? Wr�ciwszy do domu, �pi� bite dwa dni. "Kamienny namiot" wydaje si� nagle nie wiadomo jakim luksusem. Ostro�nie i powoli usi�uj� odzyska� utracon� opalenizn�. Kiedy przyjecha�em, �ona powiedzia�a, �e wygl�dam jak gigantyczny embrion albo wcze�niak. Istotnie, czuj� si�, jakbym by� na takim w�a�nie etapie, bardzo niedojrza�y. Postanawiam tak�e, wbrew dobrym radom, �e jedynym sposobem zatrzymania przecieku jest uczynienie tego od �rodka �odzi. C� innego mi pozostaje? Pytam syna, pi�tnastoletniego Matta, kt�ry chodzi do og�lniaka, czy mo�e mi pomaga� podczas weekend�w. Nie wydaje si�, aby ta perspektywa specjalnie go przerazi�a. Ach, m�odo��, optymizm i entuzjazm; razem jeszcze zap�dzimy wszystkie czarty i wied�my w kozi r�g! Kiedy wracamy z m�yna na ��d�, stwierdzamy, �e ca�y kad�ub zd��y� nape�ni� si� wod�, jest jej zbyt wiele, aby mo�na zamieszka� na barce. Ca�e szcz�cie, �e nie przechyli�a si� na bok. Przez ca�y dzie� wylewamy wod�. Rozpytujemy tu i tam - dobrze, �e Matt m�wi wy�mienicie po francusku - a� znajdujemy pewien produkt z gwarancj� wodoodporno�ci. Kupujemy go w pi��dziesi�ciolitrowych kanistrach: dwadzie�cia ogromnych pojemnik�w czarnego, smolistego i cuchn�cego �wi�stwa. Zrywamy star� pod�og� w barce i wlewamy to paskudztwo do �adowni, rozsmarowuj�c je szerokimi szpachlami, zatykaj�c ka�dy k�cik i szczelin�. Dodatkowo wciskamy p�yty sklejkowe, a potem nak�adamy jeszcze wi�cej tego czarnego mazid�a wsz�dzie, gdzie tylko mo�emy dosi�gn��. Wydaje nam si�, �e powinno to spe�ni� swoje zadanie. Zn�w si� nam udziela g�upi optymizm. Wracamy do domu umorusani, jakby�my wyszli z kopalni. Przekonujemy si�, �e jedyn� substancj�, kt�ra �ciera z nas to paskudztwo, jest terpentyna. Nacieramy si� nawzajem starymi r�cznikami nas�czonymi tym malarskim specyfikiem. Jednak sk�ra wok� oczu, a tak�e paznokcie nie daj� si� doczy�ci�. Matt wcale si� tym nie przejmuje. Co poniedzia�ek idzie do szko�y, wygl�daj�c jakby w�a�nie wr�ci� z jakiego� teksa�skiego szybu naftowego. W pi�tkowy wiecz�r, kiedy zaczynamy wygl�da� normalnie, wracamy zn�w do naszej brudnej pracy. Mojej �ony i c�rek nie mog� jako� nak�oni�, �eby cho� zbli�y�y si� do tej niewdzi�cznej roboty. Zreszt� nie chc�, wydaje si� to pozbawione sensu. Udaje mi si� kupi� ma��, u�ywan� pomp� elektryczn�. Montujemy te� automatyczny p�ywak, kt�ry uruchomi j�, je�li woda zn�w zacznie wdziera� si� do �rodka. Zak�adam d�ugie plastykowe rury, kt�re odprowadzaj�; wod� przez okno z powrotem do Sekwany, gdzie jest jej; w�a�ciwe miejsce. Dzi�ki temu w nocy �pi� spokojniej, ale ta pechowa �ajba w dalszym ci�gu przecieka. Nie tak, �eby ton�a, przynajmniej na razie, ale wci��, nieustannie, z uporem, woda wcieka do �rodka, a na naszym "czarnym pokryciu" zbiera si� codziennie ka�u�a. Co gorsza, nie potrafimy ustali�, sk�d si� bierze. Mo�na oszale�. Kt�rego� dnia, kiedy akurat zeskrobujemy mu� i wyrzucamy go �opatami za burt�, regularnie sprawdzaj�c nasz� pomp�, zjawia si� lokatorka, kt�ra wcze�niej wynajmowa�a bark�. Bynajmniej nie uton�a - wygl�da �wie�o, ubrana w kwiecist� koszul� i co� na kszta�t torreadorskich spodni. Gramol� si� na brzeg, aby si� dowiedzie�, w jaki spos�b ��d� zaton�a, co si� sta�o i czy wszystko z ni� w porz�dku. U�miecha si�, po czym t�umaczy swoim cudownie z francuska akcentowanym angielskim, co si� wydarzy�o. - No wi�c obudzi�am si� p�no i wysz�am po rogaliki i na fili�ank� kawy. Musia�am wtedy by� w foire o pierwszej. A kiedy wr�ci�am, barka le�a�a ju� na dnie. O, la, la! - pomy�la�am. Nie mia�am poj�cia, co robi�, a poza tym i tak by�am ju� sp�niona do pracy. Wi�c zerwa�am najpi�kniejsz� r�� rosn�c� na brzegu i rzuci�am j� na dach barki. Urz�dzi�am chyba co� w rodzaju poch�wku w stylu wiking�w, tak mi si� przynajmniej wydaje. No, rozumie pan. Nie rozumiem! To tak samo, jak "wiesz"; ludzie bez przerwy dodaj� "wiesz" na ko�cu niemal ka�dego zdania, a ja przez wi�kszo�� czasu w�a�nie nie wiem. Ich tak naprawd� nie interesuje, czyja wiem, czy nie wiem, o co im chodzi. - Ale czy nie mog�a pani do mnie zadzwoni�, powiedzie�, co si� sta�o? Przynajmniej tyle mog�a pani zrobi�. - Mo�e i tak, ale pa�ski adres mia�am zapisany w notatniku, a ten zostawi�am na �odzi. Wiedzia�am tylko, �e mieszkacie gdzie� w Bourgogne, a tutaj w s�siedztwie nikt nie zna� waszego dok�adnego adresu. A propos, czy pan jest ubezpieczony? Bo ja straci�am mn�stwo rzeczy, moj� prac� magistersk� i maszyn� do pisania. - Nie, nie jestem ubezpieczony. Dopiero niedawno kupi�em t� bark�. Ale prosz� przejrze� te �mieci, kt�re wy�owi�em i wysuszy�em. Cz�� le�y tutaj na brzegu, reszta jest na �odzi. Mog� tylko powiedzie�, �e by�y w op�akanym stanie. Nigdzie nie widzia�em maszyny do pisania, a gdybym nawet j� wydoby�, to w�tpi�, czy nadawa�aby si� jeszcze do u�ytku; wszystko by�o dok�adnie oblepione szlamem. - Och, c�, nie ma sprawy. Zdaje si�, �e czasem zdarzaj� si� takie wypadki. Nie mo�na im po prostu zapobiec. Chyba lepiej pobiegn� ju� do pracy. I z tymi s�owami na ustach dziewczyna odchodzi. Prawdopodobnie idzie do jakiego� innego foire w innej cz�ci Francji. By� mo�e powinienem jej powiedzie� dlaczego ��d� zaton�a, wyja�ni�, �e trzasn�a ta cholerna spr�chnia�a deska, ale co� mi si� wydaje, �e i tak nie mia�oby to dla niej wi�kszego znaczenia. Operacja "pielucha" Staje si� jasne, �e tak naprawd� nie uda nam si� zatrzyma� przecieku w �adowni barki, a przynajmniej nie od �rodka. Zalewa mnie coraz czarniejsza rozpacz. W�wczas, w tym samym tygodniu, przyje�d�a z wizyt� z Kalifornii m�j stary przyjaciel, a zarazem klient zainteresowany kupnem moich obraz�w. Jest wstrz��ni�ty tym, co zastaje. Opr�cz mojej rodziny, a tak�e tych cudownych Kanadyjczyk�w, jest to pierwszy prawdziwy odruch wsp�czucia, z jakim si� spotykam. Opowiadam mu o moim ob��dnym, desperackim planie rozwi�zania problemu przecieku. Nocami, le��c w ��ku g��wkuj�, jak si� z tego wykaraska�. Ma na imi� Artur, jest kierownikiem dzia�u naukowo-badawczego w fabryce wyt�aczarek plastyku we wschodnim Los Angeles. Pytam go, czy by�oby mo�liwe wyprodukowanie pokrowca z tworzywa, z kt�rego wykonuje si� przeno�ne baseny wytrzymuj�ce du�e obci��enia, obramowanego sznurowymi pier�cieniami, kt�ry m�g�bym wsun�� pod moj� bark� niczym ogromn� pieluch�. Kiedy poddaj� mu sw�j pomys� pod rozwag�, jego twarz rozpromienia szeroki u�miech. Artur przyznaje, �e jest to frapuj�ce i zarazem realne rozwi�zanie, tyle �e do�� kosztowne. Tego si� w�a�nie obawia�em. - Ile by to mia�o kosztowa�, Arturze? Po co czeka�, niech od razu dowiem si� najgorszego. Artur spogl�da na mnie z b�yskiem w oczach, kt�re widz� za szk�ami grubymi jak denka butelek po mleku. - Co by� powiedzia� na dwa najlepsze obrazy, kt�re namalowa�e� w tym roku? Pozwol� ci je wybra�. Nie mam ju� zbyt wiele czasu. Musz� by� jutro na konferencji w Genewie. To co, umowa stoi? - Stoi. Nie wiem, jak ci dzi�kowa�, Arturze. Jedyn� rzecz�, kt�ra pozwala mi przyj�� tw�j cudowny prezent, jest �wiadomo��, �e moje obrazy osi�gn� warto�� wi�ksz� ni� pokrowiec, barka i po�owa Sekwany, zanim obydwaj zejdziemy z tego �wiata. Dokonujemy pomiar�w barki, a Artur zapisuje je w swoim ma�ym notatniku. - Przy�l� ci ten pokrowiec transportem lotniczym. Moja firma korzysta z taryfy ulgowej. Powinien nadej�� w ci�gu dw�ch tygodni. Jaki kolor sobie �yczysz: niebieski czy zielony? - Zielony, �eby pasowa� do Sekwany. - Ta woda bardziej wygl�da na czarn� ni� na zielon�. - W porz�dku, zatem czarny. - Nie, b�d�my optymistami. Niech b�dzie zielony. Mo�e do czasu, gdy twoje obrazy osi�gn� tak� warto��, na jak� je wyceniasz, Sekwana stanie si� znowu zielona. Artur nie mia� poj�cia, jak prorocze okaza�y si� jego s�owa. Dwa tygodnie p�niej otrzymuj� telefon od przewo�nika lotniczego. Na szcz�cie Matt jest w domu, wi�c mo�e t�umaczy�. Pr�ba zrozumienia Francuza m�wi�cego przez telefon to twardy orzech do zgryzienia. Nie mo�na sobie przy tym pomaga� r�kami. Przewo�nik m�wi, �e jest w posiadaniu paczki zaadresowanej do mnie i chcia�by si� dowiedzie�, czy chc�, �eby mi j� dostarczy�. Twierdzi, �e trzeba zap�aci� c�o oraz koszty przewozu. M�wi� wi�c Mattowi, o co ma go pyta�, zaczynam w�szy� trudno�ci. - Jak wysokie jest c�o, monsieur? Mattowi rzednie mina. C�o wynosi tysi�c sze��set frank�w, czyli ponad trzysta dolar�w. Nie mam nawet u�amka tej sumy. Wiem tylko, �e w zasi�gu r�ki jest pokrowiec, na kt�ry tak czeka�em. Prosz� Matta, aby poinformowa� przewo�nika, �e sami przyjedziemy obejrze� przesy�k�. Matt u�miecha si� do mnie. - Przyjedziemy obejrze� t� paczk�. A tak nawiasem m�wi�c, kto upowa�ni�by kogokolwiek do p�acenia c�a za co� takiego, w ciemno, bez obejrzenia zawarto�ci przesy�ki? Matt m�wi, �e przewo�nik si� w�cieka. Twierdzi, �e ui�ci� ju� op�at� i nie mo�e teraz odebra� pieni�dzy z urz�du celnego. Matt puszcza do mnie oko; weso�o si� bawi. - To ju� pa�skie zmartwienie. Powinien by� najpierw skontaktowa� si� z nami. - Obaj szczerzymy z�by w u�miechu. Po d�u�szej szermierce s�ownej przewo�nik przyznaje, �e prawdopodobnie uda mu si� odzyska� zap�acone wcze�niej c�o, ale musimy przyjecha� i podpisa� jakie� papiery. Podaje nam numer terminalu przewozowej na lotnisku Le Bourget, gdzie przesy�ka jest przechowywana. Ponadto informuje nas, �e je�li nie przyjedziemy w ci�gu dw�ch dni, trzeba b�dzie wnie�� dodatkowe op�aty sk�adowe. Istna farsa. Nazajutrz rano przeciskam si� samochodem przez w�skie i ciasne labirynty przejazd�w w Le Bourget, kieruj�c si� ku terminalowi przewozowemu A-5. Wzi��em Matta ze sob�. Nie zaszkodzi mu, gdy opu�ci jeden dzie� w szkole; wcale nie narzeka z tego powodu. Pob��dziwszy kilkakrotnie, odnajdujemy w ko�cu magazyn, do kt�rego wrzucono nasz pakunek. Hangar jest kolosalnych rozmiar�w, a paczka niewiele mu ust�puje. Urz�dnicy chc� wiedzie�, co to jest pokrowiec na basen. Tak w�a�nie Artur napisa� na formularzu celnym. Matt pr�buje t�umaczy�. Ka�� im otworzy� pakunek, �eby si� przekonali. M�j syn m�wi im, w jaki spos�b zamierzamy wykorzysta� pokrowiec. Ale celnik jakby si� upar�, wci�� zadaje to samo pytanie: - Pokrowiec na basen? Qu'est-que c'est? Przy s�siednim biurku siedzi jaka� kobieta. Odzywa si�, wyra�nie wymawiaj�c poszczeg�lne s�owa: - Piscine. C'est pour une piscine. Matt u�miecha si� i potwierdza. Mimo to celnik bajeruje biednego Matta, nalega, �e musimy zap�aci� c�o. Prosz� syna, aby mu powiedzia�, �e pakunek nie jest tyle wart. Poza tym nie mamy pieni�dzy, �eby zap�aci�. Po d�u�szej przepychance wida�, �e rozmowa nie prowadzi donik�d. Celnik nie ma zamiaru ust�pi�. Tymczasem przewo�nik oblewa si� zimnym potem. Z nadziej� podsuwa mi papiery do podpisu, �eby m�c zaraz odebra� swoje pieni�dze. Nic si� nie stanie tym po�rednikom, je�li od czasu do czasu troch� strac�. Si�gam i podpisuj� je w ko�cu, stawiaj�c wielki znak X. Odwracam si� do Matta. - Powiedz mu, �e pokrowiec nale�y do niego. Je�li chce, to mo�e go sobie poci�� na drobne kawa�ki i u�ywa� jako pieluszek, b�dzie m�g� sobie robi� w nie siusiu. Mam to gdzie�. Wyno�my si� z tego przekl�tego miejsca. Odwracam si� na pi�cie i wielkimi krokami wychodz� z urz�du celnego. Matt sam o ma�o nie robi w majtki ze strachu. Jest pewny, �e lada chwila policja zacznie depta� nam po pi�tach. Miotaj� nami sprzeczne uczucia: to sztywniejemy z przera�enia, to zn�w pok�adamy si� ze �miechu. Matt bez przerwy si� odwraca, patrz�c przez tyln� szyb�, ale nikt za nami nie jedzie. Swoj� drog� ciekaw jestem, co ten celnik powiedzia� tamtego dnia swojej �onie, kiedy jedli obiad. I tak ko�czy si� "operacja pielucha". Nigdy si� nie dowiem, czy m�j pomys� owini�cia barki by si� sprawdzi�. Nie potrafi� te� sobie wyobrazi�, do czego urz�dowi celnemu m�g�by si� przyda� tak ogromny pokrowiec w dziwacznym kszta�cie. Prawd� m�wi�c, nie obchodzi mnie to specjalnie. Pisz� list, w kt�rym streszczam Arturowi te wydarzenia. Potem on dzwoni do mnie i s�ysz�, jak �mieje si� przez telefon. Wsp�czuje mi, ale bynajmniej nie zamierza zrezygnowa� ze swoich obraz�w. Wizyta na cmentarzysku i bezg�owy smok Wracamy z Mattem na bark� i odkrywamy, �e na dnie kad�uba zebra�o si� ju� sze�� cali wody. Automatyczna pompa nie daje znaku �ycia. Pr�bujemy wprawi� j� w ruch, a� wreszcie zaczyna dzia�a�, potem bierzemy si� op�ta�czo do wypompowywania wody. Dwie godziny p�niej kad�ub jest mniej wi�cej suchy. Ogarnia mnie taka furia, �e mam ochot� por�ba� t� bark� go�ymi r�koma! Nast�pnego dnia dzwoni do mnie monsieur Teurnier. M�wi, �e chce mi co� pokaza�. Jest gdzie� w dolnym biegu rzeki, ale wkr�tce przyjedzie i zabierze mnie do swojej przystani. Obiecuje te�, �e po po�udniu odstawi mnie z powrotem. Z trudem rozumiem t� paplanin� przez telefon, tym bardziej �e nie widz� jego pantomimy. Zdaje si� jednak, �e jak przyprze� mnie do muru, m�j francuski nieco si� poprawia. Mam nadziej�, �e zrozumia�em, o co mu chodzi; a� strach pomy�le�, ile m�g�bym przekr�ci� i przeinaczy�. Szkoda, �e nie ma ze mn� Matta. Najwyra�niej moja biografia - a przynajmniej �ycie na barce - ju� taka jest, �e nie rozumiem po�owy tego, co si� wok� mnie dzieje, a co gorsza, druga po�owa nie uk�ada si� po mojej my�li. Ustawiam automatyczn� pomp� i wylewam wod� czerpakiem, kiedy zjawia si� samoch�d monsieur Teurniera. Rzeczywi�cie, przyjecha� tak, jak zapowiedzia� - bezzw�ocznie. Zatrzymuje w�z obok miejsca, gdzie stoj� meble, kt�re pr�bowa�em sklei�. Min�wszy mnie bez s�owa, wchodzi na bark� i ogl�da j� ze wszystkich stron. Po jakim� czasie wy�ania si� z kajuty, kr�c�c g�ow�, i pokazuje, �ebym wspi�� si� do jego rozklekotanego samochodu. G�owa z ledwo�ci� wystaje mu nad tablic� rozdzielcz�; �eby cokolwiek widzie�, podk�ada sobie pod ty�ek trzy z�achmanione poduszki, kt�re daj� mu zar�wno kilka dodatkowych centymetr�w wzrostu, jak i szans� prze�ycia za kierownic�. Odwracam si� i widz�, �e tylne siedzenia zosta�y wyrwane, za� woln� przestrze� zajmuj� powalane smarem narz�dzia i �cinki metalu. Ruszamy. Monsieur Teurnier prowadzi, jakby ucieka� z domu wariat�w. Przez p� godziny skr�camy, nawracamy i jedziemy dalej, po czym nagle przystajemy na kompletnym zadupiu. Okazuje si�, �e dom monsieur Teurniera to wci�gni�ta na skrawek ziemi barka wygl�daj�ca jak ma�a wysepka wci�ni�ta mi�dzy rozga��zione meandry Sekwany. Wymownym gestem r�k pokazuje, jak wysoko si�ga poziom wody, gdy rzeka wylewa. Opowiada mi, �e kiedy�, podczas szczeg�lnie du�ej powodzi, przesun�� bark� na l�d, a potem, gdy woda opad�a, po�o�y� pod �odzi� betonowe fundamenty. M�wi�c mi o tym, zanosi si� od �miechu i klepie w kolano. Trzeba przyzna�, �e jego dom przedstawia do�� osobliwy widok. Wchodzimy do �rodka, poznaj� jego �on�, kt�ra zna troch� angielski. M�wi mi, �e ich c�rka uczy si� angielskiego w szkole i �e lada moment powinna by� w domu. W�a�nie ona b�dzie nasz� t�umaczk�. Monsieur Teurnier poci�ga mnie za rami� i idziemy na brzeg Sekwany, gdzie znajduje si� co� w rodzaju cmentarzyska statk�w. Spoczywaj� tu, pogr��one do po�owy w wodzie, zardzewia�e jednostki wszelkiego typu, od ��dek wios�owych po ogromne barki. Rdza obraca je w nico��. Na burtach wida� ludzi z przecinakami i spawarkami �ukowymi. W powietrzu czu� wo� rozgrzanego metalu, silniejsz� nawet ni� fetor bij�cy od rzeki. Monsieur Teurnier zaci�ga mnie na miejsce, gdzie akurat odbywa si� operacja na jednej z barek; wrak ten przypomina mi gigantycznych rozmiar�w smoka morskiego, kt�remu odci�to �eb. Ca�y pokryty jest rdz�, a nie skorodowane cz�ci ociekaj� stru�kami oleju. Cho� zdaj� sobie spraw�, �e takie miejsce mo�e dla niekt�rych stanowi� raj na ziemi, mnie kojarzy si� ono z piek�em. Zanim naby�em t� "podwodn�" drewnian� bark�, moje do�wiadczenia �eglarskie ogranicza�y si� do p�ywania ��dkami po parkowym stawie, kilku wypraw rybackich na wynaj�tych kutrach w Jersey, dwu wycieczek �agl�wk� Artura z portu Marina w Los Angeles oraz puszczaniu ��deczek w mojej dzieci�cej wannie. Widok rozci�gaj�cy si� przede mn� jest tak upiorny, a� si� wzdragam. Najch�tniej bym st�d nawia�. Monsieur Teurnier prowadzi mnie wzd�u� wodnego kanionu biegn�cego mi�dzy brzegiem a prze�artym rdz� wrakiem barki. Bez przerwy szwargocze i gestykuluje po swojemu. Bo�e, w co ja si� pakuj�? Ogl�dam si� za siebie i my�l� o wygodach, kt�re oferuje dziwaczny dom monsieur Teurniera stoj�cy n