1689
Szczegóły |
Tytuł |
1689 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1689 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1689 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1689 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "PLAN IKAR"
autor:Robert Ludlum
Tom I
Prze�o�y�: Wiktor T. G�rny
Wydawnictwo AiB
Warszawa 1992
Tytu� orygina�u
"The Icars Agenda"
Copyright (c) by Robert Ludlum 1988
Redaktor
Janusz W. Piotrowski
Zdj�cie na ok�adce
Rafa� Wojew�dzki
Opracowanie graficzne serii
sk�ad i �amanie
Studio Q
For the Polish Edition
Copyright (c)1992
by Wydawnictwo AiB
Adamski i Bieli�ski s.j.
Wydanie I
ISBN 83-85593-03-9
Wydawnictwo AiB Adamski i Bieli�ski s.j.
Warszawa 1992
ark wyd. 20, ark druk. 22
Druk i oprawa: Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca
w Krakowie, ul. Wadowicka 8
zam. 6528/92
* * *
Jamesowi Robertowi Ludlumowi
Witaj Przyjacielu
Niech Ci si� w �yciu wiedzie
* * *
Prolog
Sylwetka m�czyzny przemkn�a do wn�trza ciemnego, pozbawionego okien pokoju. Zamkn�wszy drzwi, posta� szybkim krokiem przesz�a po omacku po nieskazitelnie czystej, pokrytej czarnym winylem pod�odze do mosi�nej lampki z lewej strony. M�czyzna w��czy� �wiat�o; w w�skim, wy�o�onym boazeri� gabinecie zaroi�o si� od cieni. Pok�j by� ma�y i ciasnawy, ale nie pozbawiony ornament�w. Jednak objets d'art nie pochodzi�y ze staro�ytno�ci ani te� z prze�omowych okres�w sztuki nowo�ytnej, lecz stanowi�y najnowocze�niejszy sprz�t zaawansowanej technologii. "Prawa �ciana l�ni�a odblaskami najszlachetniejszej stali, a cicho mrucz�ce urz�dzenie wentylacyjne usuwaj�ce kurz zapewnia�o nieskaziteln� czysto��. W�a�ciciel i jedyny u�ytkownik tego pokoju podszed� do krzes�a przed komputerem i usiad�. Nacisn�� wy��cznik i gdy ekran o�y�, wystuka� na klawiaturze has�o. Jaskrawozielone literki natychmiast odpowiedzia�y: - DOKUMENT MAKSYMALNIE ZABEZPIECZONY POD��CZE� ZEWN�TRZNYCH BRAK MO�NA PISA� Posta� zgarbi�a si� nad klawiatur� i w gor�czkowym napi�ciu zacz�a wprowadza� dane. Rozpoczynam ten dziennik teraz, bowiem nast�puj�ce wydarzenia zmieni� zapewne losy ca�ego narodu. Pewien cz�owiek pojawi� si� pozornie znik�d jako poczciwy, nie�wiadomy swego powo�ania ani przeznaczenia Mesjasz. Los wyznaczy� mu misj�, kt�rej nie ogarnie rozumem i je�li moje przewidywania s� trafne, w dzienniku tym opisz� dzieje jego podr�y... Jej pocz�tek mog� sobie tylko wyobrazi�, lecz wiem, �e zacz�a si� w chaosie.
* * *
KSI�GA I
Rozdzia� 1
Maskat, Oman. Bliski Wsch�d Wtorek, 10 sierpnia, 18:30
Wzburzone wody Zatoki Oma�skiej zwiastowa�y sztorm p�dz�cy przez Cie�nin� Ormuz ku Morzu Arabskiemu. Por� zachodu s�o�ca oznajmia�y mod�y wznoszone w minaretach przenikliwym, nosowym dyszkantem przez brodatych muezin�w. Niebo ciemnia�o pod czarnymi, burzowymi k��bami, nadci�gaj�cymi z�owrogo jak rozjuszone potwory. Dwie�cie mil dalej, na drugim brzegu morza, w Pakistanie, b�yskawice raz po raz zapala�y wschodni horyzont nad g�rami Makran w Turbacie. Na p�nocy, za granic� z Afganistanem, nadal trwa�a okrutna wojna. Na zachodzie wrza�a jeszcze bardziej bezsensowna wojna, w kt�rej walczy�y dzieci prowadzone na �mier� przez ob��kanego tyrana Iranu. Na po�udniu za� le�a� Liban, gdzie zabijano si� bez skrupu��w i gdzie ka�de ugrupowanie w religijnym za�lepieniu nazywa�o przeciwnik�w terrorystami, gdy w istocie wszystkie bez wyj�tku uprawia�y barbarzy�ski terroryzm. Bliski Wsch�d p�on��, tam za�, gdzie niegdy� udawa�o si� zapobiec po�ogom, zabiegi te okazywa�y si� ju� nieskuteczne. Gdy wody Zatoki Oma�skiej w�ciekle pomrukiwa�y tego wczesnego wieczora, a niebo obwieszcza�o wybuch sza�u, ulice Maskatu, stolicy su�tanatu Oman, nie odbiega�y nastrojem od nadchodz�cej burzy. Po modlitwach t�umy zebra�y si� na powr�t z p�on�cymi pochodniami, wyl�gaj�c z bocznych uliczek i mrocznych zau�k�w. W histerycznym zapami�taniu kolumna skierowa�a si� ku celowi protestu - o�wietlonym reflektorami bramom Ambasady Stan�w Zjednoczonych. Zdobiony r�ow� sztukateri� fronton patrolowa�y obdarte, d�ugow�ose dzieciaki, �ciskaj�ce niezdarnie bro� automatyczn�. Naci�ni�cie spustu oznacza�o �mier�, lecz w swym szale�czym fanatyzmie wyrostki nie dostrzega�y tej ostateczno�ci, nauczono ich bowiem, �e nie istnieje co� takiego jak �mier�, bez wzgl�du na to, co sami widzieli na w�asne oczy. Nagroda za m�cze�stwo by�a dla nich wszystkim, a im bole�niejsza ofiara, tym bardziej b�ogos�awiony m�czennik - cierpienie wroga nie liczy�o si� wcale. �lepota! Ob��d! Mija� w�a�nie dwudziesty, drugi dzie� tego szale�stwa, dwadzie�cia jeden dni, odk�d cywilizowany �wiat kolejny raz stan�� w obliczu �lepego sza�u. Burza fanatyzmu w Maskacie przysz�a nie wiadomo sk�d, lecz raptem ogarn�a ca�e miasto i nikt nie wiedzia� dlaczego. Nikt pr�cz garstki specjalist�w obeznanych z ciemnymi arkanami podst�pnych insurekcji, pr�cz kobiet i m�czyzn, kt�rzy ca�ymi dniami i nocami przeprowadzali badania, analizy, a� w ko�cu dokopywali si� do korzeni zorganizowanej rewolty. Kto? Po co? Czego chc� i jak ich powstrzymamy? Fakty: Schwytano dwustu czterdziestu siedmiu Amerykan�w i pod lufami automat�w przetrzymywano jako zak�adnik�w. Jedenastu zastrzelono, a ich cia�a wylatywa�y przez okna ambasady z brz�kiem t�uczonego szk�a, ka�dy zabity z innego okna. Kto� powiedzia� tym dzieciom, jak podkre�la� egzekucje elementem zaskoczenia. Przed �elaznymi bramami zahipnotyzowani krwi� fanatycy z wrzaskiem zbierali w�r�d podekscytowanego t�umu zak�ady. Kt�re okno nast�pne? Czy poleci trup m�czyzny, czy kobiety? Ile stawiasz? Nie zwlekaj! Na dachu ambasady, pod go�ym niebem znajdowa� si� luksusowy basen, okolony a�urowym, arabskim ogrodzeniem, kt�rego konstrukcja bynajmniej nie przewidywa�a ochrony przed kulami. W�a�nie wok� tego basenu kl�czeli rz�dami zak�adnicy, a grupki ciemi�zc�w kr��y�y z pistoletami automatycznymi wycelowanymi w ich g�owy. Dwustu trzydziestu sze�ciu przera�onych, wycie�czonych Amerykan�w czekaj�cych na egzekucj�. Szale�stwo! Decyzje: Mimo szlachetnych ofert Izraelczyk�w, nie wolno ich w to miesza�! To nie lotnisko Entebbe i przy ca�ym szacunku dla izraelskiego kunsztu antyterrorystycznego, rozlew krwi w Libanie sprawia�, �e ka�da pr�ba interwencji Izraela zosta�aby przyj�ta przez Arab�w ze wstr�tem: oto Stany Zjednoczone op�aci�y terroryst�w, by zwalczali terroryst�w. Nie ma mowy. Oddzia�y szybkiego reagowania? Kt� wspi��by si� na cztery pi�tra albo zeskoczy� ze �mig�owc�w na dach i zd��y� powstrzyma� egzekucje, gdy .kaci tylko czekali na sposobno��, aby zgin�� m�cze�sk� �mierci�? Blokada morska i gotowy do inwazji Omanu batalion piechoty morskiej? C� by to da�o opr�cz demonstracji mia�d��cej przewagi? Wszak su�tan i jego ministrowie byli ostatnimi lud�mi na ziemi, kt�rym zale�a�oby na rzezi w ambasadzie. Pokojowo nastrojona Policja Kr�lewska usi�owa�a st�umi� histeri�, ale gdzie� jej do grasuj�cych, dzikich watah agitator�w. Po latach spokoju w mie�cie nie umia�a si� odnale�� w tym chaosie; z kolei przerzucenie Armii Kr�lewskiej z granic jeme�skich mog�o wywo�a� fatalne nast�pstwa. Oddzia�y wojska patroluj�ce ten rezerwat mi�dzynarodowego terroryzmu brutalno�ci� nie ust�powa�y swoim wrogom. Nie do��, �e wraz z ich powrotem do stolicy tereny graniczne nieodwo�alnie obr�ci�yby si� w perzyn�, to ulicami Maskatu pop�yn�aby krew, a rynsztoki zatka�yby si� trupami zar�wno niewinnych, jak i z�oczy�c�w. Szach mat. Rozwi�zania: Ulec ��daniom oprawc�w? Wykluczone, o czym wiedzieli prowokatorzy, lecz nie ich marionetki - wyrostki, kt�re �wi�cie wierzy�y w wykrzykiwane, d�wi�czne slogany. Za �adn� cen� rz�dy Europy i Bliskiego Wschodu nie pozwoli�yby sobie na uwolnienie przesz�o 8000 terroryst�w z takich ugrupowa� jak Czerwone Brygady, OWP, BaaderMeinhof, IRA i ca�e kopy ich zwa�nionego, plugawego potomstwa. Tolerowa� bez ko�ca rozg�os, wsz�dobylskie kamery i tomy artyku��w przykuwaj�cych uwag� �wiata do tych ��dnych reklamy fanatyk�w? Dlaczego nie? Nieustaj�cy rozg�os powstrzymywa� niew�tpliwie dalsze egzekucje zak�adnik�w, "czasowo zawieszone", aby "pa�stwa wyzyskiwaczy" mia�y czas na podj�cie decyzji. Blokada informacyjna rozjuszy�aby jedynie zacietrzewionych kandydat�w na m�czennik�w. Cisza stworzy�aby potrzeb� szoku. Szok idzie na pierwsze strony gazet, a mord najskuteczniej wywo�uje szok. Kto? Co? Jak? Kto...? Oto zasadnicze pytanie, na kt�re odpowied� przynios�oby rozwi�zanie - rozwi�zanie konieczne w ci�gu najbli�szych pi�ciu dni. Egzekucje zawieszono na tydzie�, a dwa dni ju� up�yn�y na gor�czkowych dyskusjach zebranych w Londynie szef�w s�u�b wywiadowczych sze�ciu kraj�w. Wszyscy przybyli samolotami ponadd�wi�kowymi zaledwie kilka godzin po podj�ciu decyzji �cis�ego wsp�dzia�ania, ka�dy z nich bowiem doskonale zdawa� sobie spraw�, �e jego ambasada mo�e by� nast�pna. Pracowali bez przerwy czterdzie�ci osiem godzin. Wyniki: Oman pozosta� zagadk�. Kraj ten uwa�ano do tej pory za ostoj� stabilno�ci na Bliskim Wschodzie; su�tanat z wykszta�conym, �wiat�ym przyw�dztwem, z rz�dem na tyle reprezentatywnym, na ile pozwala�a �wi�ta muzu�ma�ska rodzina. W�adcy pochodzili z uprzywilejowanego rodu, kt�ry potrafi� wszak�e uszanowa� to, czym obdarzy� ich Allach - nie tylko gwoli szczodrego dziedzictwa, lecz tak�e z powodu poznania odpowiedzialno�ci, w drugiej po�owie dwudziestego wieku. Wnioski: Insurekcja zosta�a zaprogramowana z zewn�trz. Najwy�ej dwudziestu z przesz�o dwustu obszarpanych, rozwrzeszczanych g�wniarzy zidentyfikowano jako obywateli oma�skich. Tote� oficerowie s�u�b tajnych wraz z informatorami w ka�dym z ekstremistycznych ugrupowa� osi Morze �r�dziemne - Bliski Wsch�d niezw�ocznie przyst�pili do pracy, odnawiaj�c kontakty, nie szcz�dz�c bakszyszu ani pogr�ek.
- Kto za tym stoi, Aziz? Tylko garstka pochodzi z Omanu i wi�kszo�� z nich to prostaczki. Nie b�d� g�upi, Aziz. Po�yj jak su�tan. Cena nie gra roli. Nie po�a�ujesz!
- Masz sze�� sekund, Mahmet! Za sze�� sekund twoja prawa r�ka b�dzie le�e� na pod�odze i to bez nadgarstka! Potem poleci lewa, Odliczam, z�odzieju. Gadaj! Sze��, pi��, cztery...Krew. Nic. Zero. Ob��d. I nagle prze�om. Dokona� si� za spraw� s�dziwego muezina, kap�ana, kt�rego s�owa i pami�� by�y tak chwiejne jak chwia�oby si� jego mizerne cia�o smagane p�dz�cym teraz od Cie�niny Ormuz wichrem. - Nie szukajcie tam, gdzie podpowiada wam logika. Szukajcie gdzie indziej.
- Gdzie?
- Tam, gdzie �al�w nie zrodzi�a bieda ani zacofanie. Tam, gdzie Allach nie sk�pi� �ask na tym �wiecie, cho� mo�e nie na drugim. - Prosz� ja�niej, najczcigodniejszy muezinie.
- Allach nie �yczy sobie takiej jasno�ci sta� si� wola Jego! Mo�e On nie jest stronniczy - niechaj wi�c tak zostanie.
- Ale� na pewno macie powody, czcigodny muezinie, �eby m�wi� to, co m�wicie!
- Allach da� mi powody, przeto sta� si� wola Jego.
- A jak to by�o?
- Pog�oski szemrane w zakamarkach meczetu. Szepty, kt�rym Prorok kaza� doj�� mych starych uszu. Mam tak s�aby s�uch, �e nie powinienem by� nic us�ysze�, gdyby Allach nie zawyrokowa� inaczej. - C� wi�cej wiadome?
- Szepty m�wi� o tych, co skorzystaj� z rozlewu krwi.
- Kto?
- Nie s�ycha� �adnych nazwisk, �adnych znanych osobisto�ci. - A mo�e jakie� ugrupowanie, organizacja? B�agam! Sekta, kraj, nar�d? Szyici, Saudyjczycy...Irakijczycy, Iranczycy...Sowieci? Nie. Nie m�wi si� ani o wiernych, ani o niewiernych, s�ycha� tylko "oni".
- Oni?
- To s�ysz� w pog�oskach szeptanych w ciemnych zakamarkach meczetu i wida� Allach chce, bym to w�a�nie us�ysza� - niech si� stanie Jego wola. Nic, tylko "oni".
- Czy czcigodny muezin m�g�by zidentyfikowa� kogo� z tych, kt�rych s�ysza�?
- Jestem prawie �lepy, a w �wi�tyni jest zawsze s�abe �wiat�o, gdy ci nieliczni spo�r�d wiernych przem�wi�. Nie potrafi� zidentyfikowa� ani jednego. Wiem tylko, �e musz� podzieli� si� tym, co s�ysz�, taka bowiem jest wola Allacha.
- Dlaczego, muezin murderris? Dlaczego taka jest wola Allacha? - Albowiem nie wolno wi�cej przelewa� krwi. Koran m�wi, �e gdy krew przelewaj� i usprawiedliwiaj� m�ode, rozpalone dusze, nami�tno�ci ich nale�y zbada�, m�odo�� bowiem...
- Ju� dobrze! Wy�lemy dw�ch naszych ludzi z wami do meczetu. Wska�cie nam, gdy co� us�yszycie!
- Za miesi�c, ja szajch. Przede mn� ostatnia pielgrzymka do Mekki, Jeste� zaledwie cz�ci� mej podr�y. Taka jest wola... - O Bo�e!
- To twego Boga wzywasz, ja szajch. Nie mojego. Nie naszego.
* * *
Rozdzia� 2
Waszyngton DC �roda, 11 sierpnia, 11:50
Na bruk stolicy la� si� �ar po�udniowego s�o�ca; letnie powietrze wci�� bucha�o niezno�nym gor�cem. Przechodnie brn�li z mozoln� determinacj� - m�czy�ni z rozpi�tymi ko�nierzykami i rozlu�nionymi krawatami. Teczki i torby ci��y�y jak balast, gdy ich w�a�ciciele stawali na skrzy�owaniach czekaj�c z b��dnym wzrokiem na zielone �wiat�o. Wprawdzie dziesi�tki m�czyzn i kobiet - przewa�nie w s�u�bie pa�stwowej, a przeto w s�u�bie narodowi - mia�y zapewne pilne sprawy na g�owie, pilno�ci jednak nijak nie da�o si� na ulicy zauwa�y�. Ot�piaj�cy ca�un opad� na miasto, tumani�c tych, co odwa�yli si� wyj�� z ch�odzonych wentylacj� pokoi, biur i samochod�w. Na rogu Dwudziestej Trzeciej ulicy i Virginia Avenue dosz�o do wypadku drogowego. Nie by�o rannych ani powa�nych szk�d, czemu zdawa�y si� przeczy� temperamenty uczestnik�w kolizji. Taks�wka zderzy�a si� z samochodem rz�dowym wyje�d�aj�cym w�a�nie z podziemnego parkingu pod gmachem Departamentu Stanu. Kierowcyobaj �wi�cie przekonani o w�asnej racji, zgrzani i spoceni ze strachu przed prze�o�onymi - stali przy swoich autach oskar�aj�c si� wzajemnie i wrzeszcz�c w pora�aj�cym upal�, czekaj�c na wezwan� przez przechodz�cego obok urz�dnika policj�. W jednej chwili zrobi� si� gigantyczny korek; rycza�y klaksony, a z otwieranych z oci�ganiem okien dochodzi�y w�ciek�e wrzaski. Zniecierpliwiony pasa�er taks�wki wygramoli� si� z tylnego siedzenia. By� to wysoki, szczup�y m�czyzna poczterdziestce. sprawia� wra�enie nie Oswojonego z otoczeniem, w kt�rym dominuj� letnie garnitury, modne wzorzyste sukienki i teczkidyplomatki. Mia� na sobie pomi�te spodnie khaki, wojskowe buty i rozche�stan� bawe�nian� bluz� safari zamiast koszuli. Wszystko to sk�ada�o si� na wizerunek cz�owieka spoza metropolii, by� mo�e zawodowego przewodnika, kt�ry zszed� z wy�szych i dzikich partii g�r. TWarz jednak k��ci�a si� z ubiorem - g�adko ogolona, o regularnych, ostrych rysach i b��kitnych, bystrych oczach, to zw�aj�cych si�, to zn�w rozbieganych i oceniaj�cych sytuacj� przed podj�ciem decyzji. Po�o�y� d�o� na ramieniu rozsierdzonego kierowcy, ten obr�ci� si� natychmiastdosta� od pasa�era dwa banknoty dwudziestodolarowe.
- �piesz� si� - rzek� pasa�eR.
- Hej, b�d� pan cz�owiekiem! Pan widzia�! Ten skurczybyk wyjecha� bez sygna�u, jakby nigdy nic!
- Przykro mi, ale nie b�d� m�g� panu pom�c. Nie widzia�em ani nie s�ysza�em nic przed sam� kolizj�.
- Patrzcie go! Nic nie jad�em, nic nie pi�em, do lasu nie chodzi�em! Nie chce si� nam anga�owa�, co?
- Jestem zaanga�owany - odpar� spokojnie pasa�er, wyci�gaj�c jeszcze jeden banknot i wk�adaj�c go kierowcy do kieszeni marynarki. - Ale nie tutaj. Dziwacznie ubrany m�czyzna przecisn�� si� przez t�um gapi�w i pogna� w kierunku Trzeciej ulicy - ku imponuj�cym szklanym drzwiom Departamentu Stanu. By� w okolicy jedynym biegn�cym cz�owiekiem. Wyznaczone centrum dowodzenia mie�ci�o si� w podziemnej cz�ci gmachu i opatrzone by�o kryptonimem OHIOCzteryZero, co t�umaczy�o si� na "Oman, najwy�sze pogotowie". Za metalowymi drzwiami nieprzerwanie stuka�y rz�dy komputer�w, a raz po raz jedna z maszyn - po natychmiastowym sprawdzeniu z centralnym bankiem danych - emitowa�a kr�tki, wysoki sygna� zwiastuj�cy nowe lub dot�d nie przekazane dane. Personel w napi�ciu studiowa� wydruki, staraj�c si� oceni� przydatno�� informacji. Nic. Zero. Ob��d! W tym du�ym, t�tni�cym �yciem pokoju znajdowa�y si� inne metalowe drzwi, mniejsze ni� wej�ciowe i bez dost�pu bezpo�rednio z korytarza. Mie�ci� si� za nimi gabinet wy�szego urz�dnika odpowiedzialnego za kryzys w Maskacie; na odleg�o�� wyci�gni�tej r�ki mia� centralk� telefoniczn� zpo��czeniami do wszystkich o�rodk�w w�adzy i wszelkich �r�de� informacji w Waszyngtonie. W gabinecie tym rezydowa� obecnie m�czyzna w �rednim wieku, zast�pca dyrektora Wydzia�u Operacji Konsularnych, ma�o znanej kom�rki Departamentu Stanu, zajmuj�cej si� tajn� dzia�alno�ci�. Nazywa� si� Frank Swann i w tej w�a�nie chwili w samo po�udnie, cho� s�o�ce tu nie dociera�o jego g�owa spoczywa�a na z�o�onych ramionach na biurku Nie przespa� ani jednej nocy przez bez ma�a tydzie�, zadowalaj�c si� jedynie takimi w�a�nie drzemkami w gabinecie. Wyrwany ze snu ostrym brz�czykiEm na konsoli, wyci�gn�� machinalnie praw� r�k�, nacisn�� pod�wietlony guzik i podni�s� s�uchawk�. - Tak? ... o co chodzi? - Swann potrz�sn�� g�ow� i odetchn��, tylko nieznacznie pocieszony, �e dzwoni jego sekretarka z gabinetu znajduj�cego si� pi�� pi�ter wy�ej. Chwil� s�ucha�, po czym odeZwa� si� znu�onym g�osem. - Kto? Kongresman, kongresman? Tylko kongresmana mi jeszcze brakowa�o. Sk�d do cholery wzi�� moje nazwisko? ... Wszystko jedno, sp�aw go. Powiedz mu, �e mam konferencj�... niech b�dzie, �e z Panem Bogiem... albo uderz oczko wy�ej i powiedz, �e z sekretark�..
- Przygotowa�am go na tak� ewentualno��. Dlatego dzwoni� z twojego gabinetu. Powiedzia�am mu, �e mog� si� z tob� po��czy� tylko z tego telefonu. Swann zmru�y� oczy. - Troch� za wiele jak na mojego pretoriana, Ivy Gro�nej. Sk�d te ust�pstwa, Ivy?
- Powiedzia� co� dziwnego, Frank. Musia�am to zapisa�, bo nie rozumia�am, co m�wi.
- Dawaj.
- Powiedzia�, �e przyszed� w sprawie, kt�r� si� zajmujesz... - Przecie� nikt nie wie, czym .. no, dobrze. Co jeszcze?
- Zapisa�am to fonetycznie. Kaza� mi przekaza� ci co� takiego: Ma efham zajn. Rozumiesz co� z tego, Frank? Dyrektor Swann zdumiony zn�w potrz�sn�� g�ow�, staraj�c si� bardziej wyostrzy� umys�, aczkolwiek nie mia� ju� w�tpliwo�ci, �e natychmiast przyjmie czekaj�cego pi�� pi�ter wy�ej go�cia. Nie znany mu kongresman w�a�nie da� do zrozumienia po arabsku, �e mo�e si� przyda�. - Powiedz wartownikowi, �eby go tu przyprowadzi� - rzek� Swann. Po siedmiu minutach sier�ant marines otworzy� drzwi podziemnej cz�ci gmachu. Go�� wszed� do �rodka, podzi�kowawszy wartownikowi, kt�ry natychmiast zamkn�� za nim drzwi. Zaniepokojony Swann wsta� zza biurka. "Kongresman" w znacznym stopniu odbiega� od jego wyobra�enia przeci�tnego pos�a do Izby Reprezentant�w - przynajmniej z Waszyngtonu. Mia� na sobie buty z cholewami, spodnie khaki i letni� kurtk� my�liwsk�, obficie poznaczon� �ladami bliskiego i cz�stego kontaktu z pryskaj�c� zawarto�ci� patelni na traperskich ogniskach. Czy to aby nie jaki� kiepski dowcip?
- Kongresman...? zacz�� z wyci�gni�t� na powitanie r�k� zast�pca dyrektora i zawiesi� g�os, nie znaj�c nazwiska go�cia.
- Evan Kendrick, panie Swann - odpowiedzia� przybysz, podchodz�c do biurka i podaj�c d�o�. - Jestem pos�em pierwszej kadencji z dziewi�tego okr�gu stanu Kolorado.
- Ach tak, oczywi�cie, dziewi�ty okr�g Kolorado. Prosz� wybaczy�, �e od razu...
- Doskonale rozumiem, to raczej ja powinienem pana przeprosi� za m�j wygl�d. Nie ma powodu, by wiedzia� pan, kim jestem.,. - Pozwol� sobie doda� w tym miejscu wtr�ci� stanowczo Swann - �e nie ma r�wnie� �adnego powodu, by pan wiedzia�, kim ja jestem, panie kongresmanie.
- Rozumiem, ale nie by�o to takie trudne. Nawet �wie�o upieczeni reprezentanci maj� swoje �cie�ki - przynajmniej odziedziczona przeze mnie sekretarka wiedzia�a, gdzie szuka�. Musia�em tylko dokona� rozs�dnej selekcji, Potrzebowa�em kogo� z Operacji Konsularnych, kto...
- To nie jest nazwa, kt�r� wymienia si� w ka�dym domu, panie Kendrick - przerwa� drugi raz Swann, znowu z naciskiem.
- U mnie "W domu, owszem, cho� niecz�sto. Jednym s�owem nie chodzi�o mi o pierwszego z brzegu cz�owieka od Bliskiego Wschodu, ale o znawc� problem�w arabskich w po�udniowo-zachodniej Azji, kogo�, kto p�ynnie zna j�zyk i z tuzin dialekt�w. Szuka�em w�a�nie takiego cz�owieka... Pan tam by�, panie Swann.
- Widz�, �e pan nie pr�nowa�.
- Pan te� nie - rzek� kongresman wskazuj�c g�ow� na drzwi i ogromne s�siednie biuro z ca�ym zestawem komputer�w. - Zak�adam, �e zrozumia� pan moj� wiadomo��, bo w przeciwnym razie chyba nie dost�pi�bym zaszczytu tego spotkania.
- Tak - przyzna� zast�pca dyrektora.
- Powiedzia� pan, �e m�g�by nam pom�c .Czy to prawda?
- Nie wiem. Wiedzia�em tylko, �e musze wyj�� z propozycj�. - Propozycj�? Na jakiej podstawie?
- Pozwoli pan, �e usi�d�?
- Prosz�. Nie chc� by� nieuprzejmy, jestem po prostu zm�czony. - Kendrick usiad�; Swann tak�e, taksuj�c podejrzliwie pocz�tkuj�cego polityka. Do rzeczy, paniepo�le. Czas jest cenny, ka�da minuta si� liczy, a borykamy si� z tym "problemem", jak okre�li� to pan w rozmowie, z moj� sekretark�, ju� od kilku koszmarnych tygodni. Nie wiem wprawdzie, co pan ma do powiedzenia i czy jest to dla nas istotne, czy nie, lecz je�li tak to chcia�bym wiedzie�, dlaczego przyby� pan dopiero teraz.
- Nie s�ysza�em nic o wydarzeniach w Omanie. Nie wiem, co si� ju� sta�o, ani co si� teraz dzieje.
- Doprawdy trudno mi w to uwierzy�. Czy�by reprezentant z dziewi�tego okr�gu stanu Kolorado sp�dza� przerw� mi�dzy sesjami Izby w klasztorze benedyktyn�w?
- Niezupe�nie.
- A mo�e nasz nowy ambitny kongresman, kt�ry zna troch� arabski - ci�gn�� Swann jednym tchem, cicho i niesympatycznie - dyskontuje par� zakulisowych pog�osek na temat pewnej sekcji tej instytucji, postanawia w�lizn�� si� do wewn�trz i zdoby� dodatkowe punkty na drodze politycznej kariery? Nie pierwszy to przypadek. Kendrick siedzia� nieruchomo z kamienn� twarz�, ale z pe�nymi ekspresji oczami, czujnymi, a zarazem gniewnymi. - Obra�a mnie pan - rzek�.W tych okoliczno�ciach nietrudno wyj�� z r�wnowagi. Jedenastu naszych rodak�w zosta�o zabitych, prosz� szanownego pana, w tym trzy kobiety. W kolejce na egzekucj� czeka dwustu trzydziestu sze�ciu innych! I gdy ja si� pana pytam, czy mo�e nam pan pom�c, pan mi na to, �e nie wie, ale ma propozycj�! S�ysz� tu syk w�a i mam si� na baczno�ci. Toruje sobie pan drog� j�zykiem, kt�rego najprawdopodobniej nauczy� si� pan zbijaj�c fors� w jakiej� kompanii naftowej i wyobra�a sobie, �e to ju� upowa�nia go do specjalnych wzgl�d�w ... mo�e jest pan "konsultantem", co brzmi atrakcyjnie. �wie�y polityk zostaje z miejsca konsultantem Departamentu Stanu podczas narodowego kryzysu. Bez wzgl�du na fina� pan wygrywa. Wielu obywateli dziewi�tego okr�gu Kolorado b�dzie si� panu k�ania�o w pas, prawda?
- Niewykluczone, gdyby ktokolwiek si� o tym dowiedzia�.
- Co? Jeszcze raz zast�pca dyrektora przyjrza� si� bacznie kongresmanowi, tym razem nie z irytacj�, lecz z innego powodu. Czy�by go zna�?Ma pan do�� stres�w, nie chcia�bym wi�c pot�gowa� ich swoj� osob�. Ale je�li to, co pan ma na my�li ma by� barier�, usu�my j� od razu. Gdyby orzek� pan, �e mog� si� wam na co� przyda�, zgodz� si� tylko pod warunkiem, �e dostan� pisemn� gwarancj� anonimowo�ci, bez tego ani rusz. Nikt nie mo�e si� dowiedzie�, �e tu by�em. Nie rozmawia�em ani z panem, ani z nikim innym. Zbity z tropu Swann odchyli� si� na krze�le i po�o�y� r�k� na brodzie. - A jednak znam pana - rzek� cicho.
- Nigdy si� nie poznali�my.
- Niech pan wreszcie powie, co ma pan do powiedzenia. Od czego� trzeba zacz��.
- Cofn� si� o osiem godzin - zacz�� Kendrick. - Ot� od prawie miesi�ca sp�ywam samotnie wzburzonymi wodami Kolorado do Arizony ... oto benedykty�skie odosobnienie, kt�re wymy�li� pan dla mnie na okres parlamentarnych wakacji. Przep�yn��em wodospad Lava i zatrzyma�em si� na du�ym polu biwakowym. Obozowa�o tam oczywi�cie wi�cej ludzi i wtedy w�a�nie po raz pierwszy od prawie czterech tygodni s�ucha�em radia.
- Czterech tygodni? - powt�rzy� Swann. - Bez kontaktu ze �wiatem przez ten ca�y czas? Cz�sto pan to robi?
- Prawie co rok - odpowiedzia� Kendrick. - Sta�o si� to ju� dla mnie rytua�em - doda� cicho. - Podr�uj� samotnie; ale to nie ma nic do rzeczy.Wspania�y polityk - rzek� zast�pca, chwytaj�c bezwiednie o��wek. - Mo�e pan zapomnie� sobie o bo�ym �wiecie, panie po�le, ale ma pan przecie� swoich wyborc�w.�aden ze mnie politykodpar� Evan Kendrick, u�miechaj�c si� p�g�bkiem. - A m�j wyb�r to sprawa przypadku, prosz� mi wierzy�. Tak czy owak us�ysza�em wiadomo�ci i zacz��em dzia�a� najszybciej jak tylko mog�em. Wynaj��em samolot patroluj�cy rzek� i kaza�em si� podrzuci� do Flagstaff, sk�d pr�bowa�em za�atwi� czarterowy odrzutowiec do Waszyngtonu. By�o ju� p�no w nocy, za p�no na uzgodnienie planu lotu, polecia�em wi�c tylko do Phoenix i tam z�apa�em najwcze�niejszy lot. Te telefony do dyspozycji podczas lotu to cudowny wynalazek. Przyznaj�, �e zmonopolizowa�em jeden z nich, rozmawiaj�c z moj� bardzo do�wiadczon� sekretark� i wieloma innymi lud�mi. Przepraszam za sw�j wygl�d; w samolocie dosta�em maszynk� do golenia, ale nie chcia�em ju� traci� czasu i jecha� do domu, �eby si� przebra�. Jestem tutaj, a pan jest cz�owiekiem, z kt�rym chcia�em si� spotka�. By� mo�e na nic si� panu nie przydam i jestem pewien, �e powie mi pan to bez ogr�dek. Ale, powtarzam, musia�em wyst�pi� z propozycj�. Podczas gdy przybysz m�wi�, zast�pca dyrektora napisa� nazwisko "Kendrick" w notatniku. �ci�lej m�wi�c, zapisa� je i podkre�li� kilka razy. Kendrick, Kendrick, Kendrick. Jak� propozycj�? - spyta� zniecierpliwionym tonem, taksuj�c dziwacznego intruza. Jak�, panie po�le?
- Proponuj� wszystko, co wiem na temat regionu i r�nych dzia�aj�cych w nim ugrupowa�. Oman, Emiraty, Bahrajn, Katar - Maskat, Dubaj, Abu Dhabi po Kuwejt z jednej strony i Rijad z drugiej. Mieszka�em w tych wszystkich miejscach. Pracowa�em tam. Znam je bardzo dobrze,
- Mieszka� pan i pracowa� na ca�ej mapie Bliskiego Wschodu? - Tak, W samym Maskacie sp�dzi�em osiemna�cie miesi�cy. W ramach kontraktu zawartego z rodzin� kr�lewsk�.
- Su�tanem?
- Nieod�a�owanej pami�ci su�tanem; umar� dwa lub trzy lata temu, je�li si� nie myl�. A wi�c tak, w ramach kontraktu z su�tanem i jego ministrami By�a to wymagaj�ca i kompetentna grupa. Nie dawali si� nabra� na byle co.
- A zatem pracowa� pan dla jakiej� firmy - stwierdzi� Swann jakby nie oczekiwa� wcale odpowiedzi.
- Owszem.
- Czyjej?
- Mojej - odpar� �wie�o upieczony kongresman.
- Pa�skiej?
- Tak jest Zast�pca dyrektora spojrza� na przybysza, po czym spu�ci� wzrok na zapisane wielokrotnie w notatniku nazwisko. - M�j Bo�e - szepn��. - Grupa Kendricka! Tu jest zwi�zek, kt�rego si� nie dopatrzy�em. Nie s�ysza�em pa�skiego nazwiska od czterech czy pi�ciu lat... mo�e sze�ciu.
- Trafi� pan za pierwszym razem. Dok�adnie od czterech lat - Wiedzia�em, �e gdzie� dzwoni. M�wi�em panu nawet...
- Zgadza si�, ale nigdy si� nie poznali�my.
- Budowali�cie wszystko od wodoci�g�w po mosty tory wy�cigowe, osiedla mieszkaniowe, kluby my�liwskie, lotniska - wszystko, - Budowali�my to, na co dostali�my zam�wienie.
- Pami�tam. Dziesi�� albo dwana�cie lat temu to w�a�nie wy byli�cie kwiatem m�odzie�y ameryka�skiej w Emiratach .. wcale nie przesadzam z t� m�odzie��... tuziny dwudziesto i trzydziestolatk�w m�odych gniewnych.
- Nie wszyscy z nas byli a� tak m�odzi...
- Nie - przerwa� mu Swann, chmurz�c si� w duchu. - Mia� pan w r�kawie asa - starego �yda, genialnego architekta. Izraelczyka, na mi�o�� bosk�, kt�ry potrafi� projektowa� w stylu islamskim i �ama� si� chlebem z ka�dym bogatym Arabem w okolicy.
- Nazywa� si� Emmanuel Weingrass... nazywa si� Manny Weingrass... pochodzi z Garden Street w nowojorskim Bronxie, Wyjecha� do Izraela, aby unikn�� prawnych utarczek ze swoj� drug� czy trzeci� �on�. Ma teraz prawie osiemdziesi�t lat i mieszka w Pary�u, ca�kiem nie�le, s�dz�c z rozm�w telefonicznych.
- W�a�nie - rzek� zast�pca dyrektora. - Pa�sk� firm� wykupi� chyba Bechtel. Za trzydzie�ci czy czterdzie�ci milion�w.
- Nie Bechtel, tylko TransInternational, i nie za trzydzie�ci ani czterdzie�ci, tylko dwadzie�cia pi��. Ubili�my interes i wycofa�em si�. Wszystko by�o w porz�dku. Swann obserwowa� twarz Kendricka, zw�aszcza jasnob��kitne zagadkowe oczy. - Nie bardzo - powiedzia� cicho, nawet wsp�czuj�co, ju� bez �lad�w wrogo�ci. Teraz sobie przypominam. Na jednej z waszych bud�w pod Rijadem zdarzy� si� wypadek - zapad� si� strop, gdy wybuch� wadliwy ruroci�g gazowy - zgin�o ponad siedemdziesi�t os�b, w tym pa�scy wsp�lnicy, wszyscy pracownicy i kilkoro dzieci.
- Ich dzieci - doda� spokojnie Evan. - Wszyscy pracownicy, ich �ony i dzieci. Fetowali�my zako�czenie trzeciej fazy. Wszyscy tam byli�my. Za�oga, moi wsp�lnicy, wszystkie �ony z dzie�mi. Ca�a kopu�a run�a, gdy byli w �rodku, ja z Manny'm byli�my na zewn�trz .. przebierali�my si� w w jakie� idiotyczne kostiumy klaun�w. - Ale p�niejsze dochodzenie ca�kowicie oczy�ci�o Grup� Kendricka. Firma podwykonawcza zainstalowa�a felerne przewody z fa�szywym atestem.
- W zasadzie tak.
- Wtedy w�a�nie spakowali�cie manatki, tak?
- To nie ma nic do rzeczy rzek� kr�tko kongresman. - Tracimy czas. Skoro ju� pan wie, kim jestem, a przynajmniej kim by�em, czy mog� si� na co� przyda�?
- Pozwoli pan, �e zadam jeszcze jedno pytanie? Nie s�dz� aby�my tracili czas. Skrupulatny wywiad to nieodzowna czynno�� na tym terenie, zanim podejmie si� decyzje. Powa�nie traktuj� to, co wcze�niej powiedzia�em. Sporo ludzi z Kapitolu pr�buje przejecha� si� na naszym w�zku, realizuj�c swoje ambicje polityczne. - Prosz� pyta�.
- Dlaczego jest pan kongresmanem, panie Kendrick? Z pa�skimi pieni�dzmi i zawodow� reputacj� nie jest to panu potrzebne do szcz�cia. Wprost nie mog� sobie wyobrazi�, co pan z tego ma, a z pewno�ci� por�wnanie wypada na korzy�� dzia�alno�ci w sektorze prywatnym. " Czy�by ka�dym, kto ubiega si� o urz�d kierowa�y wy��cznie korzy�ci osobiste?
- Nie, sk�d�e znowu. - Swann przerwa� i potrz�sn�� g�ow�. Przepraszam, odpowiedzia�em bez namys�u. To banalna odpowied� na banalne, tendencyjne pytanie... Tak, panie po�le, s�dz�, �e wi�kszo�� ambitnych m�czyzn - i kobiet tak�e - kt�rzy ubiegaj� si� o te zaszczytne urz�dy robi to dla rozg�osu i, je�li wygra, dla wp�yw�w. W obu przypadkach to �wietna reklama. Jeszcze raz przepraszam, przemawia przeze mnie cynizm. Ale siedz� w tym mie�cie kawa� czasu i nie widz� powodu, by zmienia� swoj� opini�. Ale pana nie mog� rozgry��. Niby wiem, sk�d pan jest, lecz pierwszy raz s�ysz� o dziewi�tym okr�gu Kolorado. G�ow� daj�, �e nie obejmuje Denver. - Trudno go nawet znale�� na mapie - powiedzia� Kendrick. Le�y u podn�a po�udniowozachodnich G�r Skalistych, z dala od zgie�ku. Dlatego tam w�a�nie budowa�em dom, na uboczu od g��wnych dr�g.
- Ale po co? Po c� panu polityka? Czy�by cudowne dziecko Emirat�w Arabskich wykroi�o sobie dystrykt na w�asn� baz�, polityczn� odskoczni�?Nic podobnego nawet nie przysz�o mi do g�owy.To stwierdzenie, a nie odpowied� na moje pytanie, panie po�le. Evan Kendrick przez chwil� milcza�, krzy�uj�c wzrok ze Swannem, po czym wzruszy� ramionami. Swann dostrzeg� u niego objawy zak�opotania. - No dobrze - rzek� stanowczo. - Nazwijmy to aberracj�, kt�ra si� ju� nie powt�rzy. Panoszy� si� tam pr�ny, bezczelny kongresman, kt�ry wypycha� sobie portfel w oboj�tnym na podobne wybryki okr�gu. Mia�em du�o czasu i g�b� nie od parady. Mia�em te� do�� pieni�dzy, �eby go. wyko�czy�. Nie jestem wcale dumny z tego, co zrobi�em ani jak to zrobi�em, ale facet jest sko�czony, a ja si� wycofam za dwa lata albo jeszcze wcze�niej. Do tego czasu zd��� znale�� kogo� bardziej kompetentnego na swoje miejsce.'
- Dwa lata? - spyta� Swann. - W listopadzie up�ynie rok od pa�skiego wyboru, prawda?
- Tak.
- A obowi�zki kongresmana podj�� pan w styczniu?
- Wi�c?
- Z przykro�ci� musz� wi�c wyprowadzi� pana z b��du, ale pa�ska kadencja trwa dwa lata. Ma pan zatem jeszcze ca�y rok albo trzy lata, nie dwa czy mniej.
- W dziewi�tym okr�gu nie ma licz�cej si� opozycji, ale dla pewno�ci, �e mandat nie wr�ci do starej politycznej maszyny, zgodzi�em si� kandydowa� po raz drugi, a potem ust�pi�.
- Ciekawy uk�ad. Je�li o mnie chodzi, zamierzam dotrzyma� s�owa. Chc� si� wycofa�.
- Jasne, ale chyba nie bierze pan pod uwag� mo�liwego skutku ubocznego?
- Nie.
- Przypu��my, �e przed up�ywem tych dwudziestu kilku miesi�cy dojdzie pan do wniosku, �e dobrze tu panu. Co wtedy?
- To niemo�liwe i tak si� nie stanie, panie Swann. Wr��my do Maskatu. Niez�e zamieszanie, ale nie wiem, czy zosta�em ju� dostatecznie "prze�wietlony", �eby wypowiada� takie s�dy?
- Jest pan prze�wietlony, i o to ja prze�wietlam. Zast�pca dyrektora potrz�sn�� siw� g�ow�. - Koszmarne zamieszanie, panie po�le, i w naszym przekonaniu sterowane z zewn�trz.
- Co do tego nie ma najmniejszej w�tpliwo�ci - zgodzi� si� Kendrick.
- Ma pan jakie� pomys�y?
- Kilka - odrzek� przybysz. Chodzi tam przede wszystkim o ca�kowit� destabilizacj�, zamkni�cie kraju, niewpuszczanie obcych. - Zamach stanu? - spyta� Swann. - Pucz w stylu Chomeiniego? .. Ten numer nie przejdzie; zupe�nie inna sytuacja. Nie ma tam zapiek�ych resentyment�w, nie ma SAVAK - Swann umilk� i po chwili doda� sentencjonalnie: - Nie ma ani szacha z armi� z�odziei, ani Ajatollaha z armi� fanatyk�w, To nie to samo.
- Wcale tego nie sugerowa�em. Oman to tylko pocz�tek. Ktokolwiek za tym stoi, nie chce przechwyci� w�adzy w tym kraju; chce on - albo oni - zapobiec temu, �eby inni zgarn�li pieni�dze. - Co? Jakie pieni�dze?
- Miliardy. Zakrojone na wiele lat projekty na deskach kre�larskich w ca�ej Zatoce Perskiej, Arabii Saudyjskiej i ca�ej Po�udniowej Azji, jedynych stabilnych regionach tej cz�ci �wiata. To, co si� tam teraz dzieje ma podobny skutek do unieruchomienia naszego transportu i przedsi�wzi�� budowlanych albo zamkni�cia port�w w Nowym Jorku i Nowym Orleanie, Los Angeles i San Francisco. Niczego nie osi�ga si� drog� legalnych strajk�w ani spor�w zbiorowych - tylko terrorem i gro�b� dalszego terroru ze strony op�tanych fanatyk�w. I wszystko staje. Ludzie z pracowni projektowych, eksperci z terenowych zespo��w badawczych i personel kompleks�w maszynowych - wszyscy tylko marz�, �eby uciec jak najpr�dzej. - I gdy ju� si� wynios� - doda� po�piesznie Swann - zza plec�w terroryst�w wychodz� ich animatorzy i terror si� ko�czy. Jakby nic si� nie sta�o. Bo�e, to� to brzmi jak desant mafii! "
- W stylu arabskim - rzek� Kendrick. - By u�y� pa�skich s��w, nie pierwszy to raz.
- Mia� ju� z tym pan do czynienia?
- Tak. Naszej firmie gro�ono wielokrotnie, ale powt�rz� zn�w za panem, mieli�my nasz� tajn� bro�: Emmanuela Weingrassa.
- Weingrass? A c� u diab�a on m�g� zdzia�a�?
- K�ama�; z niesamowitym wprost przekonaniem] Raz by� genera�em armii izraelskiej w stanie spoczynku, zdolnym spowodowa� nalot bombowy na ka�de ugrupowanie arabskie, kt�re wesz�oby nam w drog� lub nas zast�pi�o, innym zn�w razem stawa� si� wysokiej rangi agentem Mosadu, gotowym nas�a� szwadrony �mierci i zlikwidowa� nawet tych, co nas ostrzegali. Jak wielu podstarza�ych geniuszy, Manny przejawia� sk�onno�� do dziwactw i lubowa� si� w teatralnych gestach. �wietnie si� przy tym bawi�, czego niestety nie mo�na powiedzie� o jego �onach. Jednym s�owem, nikt nie chcia� zadziera� ze zwariowanym Izraelczykiem. Taktyka by�a nazbyt znajoma.
- Sugeruje pan aby�my go zwerbowali? spyta� zast�pca dyrektora.
- Nie. Wiek ju� nie ten, a poza tym woli na stare lata przebywa� w Pary�u z najpi�kniejszymi kobietami, na jakie go sta�, a ju� na pewno popija� najdro�szy koniak, jaki mo�e znale��. Nie pom�g�by... Ale jest co�, co mo�ecie zrobi�.
- Co mianowicie?
- Niech pan pos�ucha. - Kendrick pochyli� si� do przodu. - My�la�em o tym przez ostatnie osiem godzin i z ka�d� godzin� jestem coraz bardziej przekonany, �e jest to w�a�ciwy trop. Problem polega na tym, �e jest tak ma�o fakt�w, w istocie prawie �adnych, ale mamy pewien schemat i to zgodny z tym, co s�yszeli�my pi�� lat temu. - Z czym? Jaki schemat?
- Zacz�o si� od pog�osek, potem przysz�y gro�by, ca�kiem powa�ne. NikomU nie by�o do �miechu.
- Niech pan m�wi. S�ucham.
- Oddalaj�c te gro�by swoimi sposobami, zazwyczaj za pomoc� zakazanej przez islam whisky, Weingrass us�ysza� co�, co brzmia�o na tyle rozs�dnie, �e nie zas�ugiwa�o na zbycie jako pijacki be�kot. Powiedziano mu, �e po cichu powstaje konsorcjum czy przemys�owy kartel, jak pan woli, kt�ry dyskretnie przechwytuje kontrol� nad tuzinami r�nych przedsi�biorstw i powi�ksza maj�tek w personelu, technologii i sprz�cie. Cel by� w�wczas oczywisty, a je�li informacje te s� prawdziwe, jeszcze bardziej oczywisty sta� si� teraz. Zamierzaj� podporz�dkowa� sobie rozw�j przemys�u na Bliskim Wschodzie. Z tego, co zas�ysza� Weingrass, podziemne zrzeszenie mia�o sw� baz� w Bahrajnie i nie by�oby w tym nic dziwnego, gdyby nie szokuj�ca wie��, z kt�rej Manny boki zrywa�, �e w tajnym zarz�dzie konsorcjum zasiada cz�owiek, pos�uguj�cy si� imieniem "Mahdi", jak ten muzu�ma�ski fanatyk, kt�ry sto lat wcze�niej wyrzuci� Anglik�w z Chartumu.
- Mahdi? Z Chartumu?
- W�a�nie tak. Symbol jest:nader wymowny. Z tym jednak wyj�tkiem, �e ten nowy Mahdi ma g��boko w nosie islam, a jeszcze g��biej jego wrzaskliwych fanatyk�w. Wykorzystuje ich" by zniszczy� konkurencj� i zatrzyma� j� poza granicami regionu. Chce, �eby kontrakty i zyski pozosta�y w r�kach arabskich, a dok�adniej - w jego r�kach. - Chwileczk� - przerwa� z namys�em Swann, podnosz�c s�uchawk� i naciskaj�c guzik na konsoli. - To si� wi��e z wczorajszym raportem MI-6 z Maskatu - wyja�ni� po�piesznie, patrz�c na Kendricka. - Nie poszli�my tym tropem, bo urywa si� on wraz z raportem, �adnych �lad�w, ale sam tekst robi piorunuj�ce wra�enie .. Prosz� mnie po��czy� z Geraldem Brycent... Halo, Jeny? Wczoraj w nocy, a w�a�ciwie dzi� oko�o drugiej nad ranem, dostali�my zerozero od Angoli w sprawie OHIO. Chcia�bym, �eby� to znalaz� i odczyta� mi wolniutko, bo b�d� zapisywa� ka�de s�owo. - Dyrektor przykry� r�k� s�uchawk� i rozmawia� z go�ciem, kt�rego zainteresowanie gwa�townie wzros�o. - Je�li to, co pan m�wi ma jaki� sens, by� mo�e natrafili�my na pierwszy konkretny �lad w tej sprawie.
- Dlatego tu jestem, panie Swann, prawdopodobnie cuchn�c w�dzon� ryb�. Zast�pca dyrektora skin�� odruchowo g�ow�, czekaj�c z niecierpliwo�ci�, a� cz�owiek nazwiskiem Bryce wr�ci do telefonu. Prysznic by panu nie zaszkodzi�, panie po�le .. Tak, Gerry, czytaj!... "Nie szukajcie tam, gdzie podpowiada wam logika. Szukajcie gdzie indziej." Tak, zapisa�em. Pami�tam to. Chyba nast�pne zdanie .. "Tam, gdzie �al�w nie zrodzi�a bieda ani zacofanie." O to chodzi! I jeszce co� ko�o tego .. "Tam, gdzie Allach nie sk�pi� �ask na tym �wiecie, cho� mo�e nie na drugim." .. Tak. A teraz przejd� troch� ni�ej, zapami�ta�em tylko, �e by�o co� o szeptach... O! W�a�nie. Jeszcze raz .. "Szepty m�wi� o tych, co skorzystaj� z rozlewu krwi." Dobra, Jeny, to mi wystarczy. Reszta by�a nieistotna, o ile sobie przypominam. �adnych nazwisk, organizacji, be�kot .. Tak my�la�em .. Jeszcze nie wiem. Jak tylko co� znajdziemy, pierwszy si� o tym dowiesz. Tymczasem posmaruj maszyny i zr�b mi wydruk z list� wszystkich firm budowlanych w Bahrajnie. I je�li s� dane o tym, co nazywamy "przedsi�biorstwami og�lnoprzemys�owymi, chcia�bym r�wnie� dosta� ich list�... Na kiedy? Na wczoraj, do licha! - Swann odwiesi� s�uchawk�, spojrza� najpierw na zapisany tekst, potem na Kendricka.,
- S�ysza� pan te s�owa, panie Kendrick. Czy mam powt�rzy�? - Nie ma potrzeby. Nie s� one czasem kalamfaregh?
- Nic z tych rzeczy. �adnych bredni. Wszystko si� zgadza i nie wiadomo tylko, co z tym fantem teraz robi�.
- Zwerbowa� mnie, panie Swann - rzek� kongresman. - Niech mnie pan wy�le do Maskatu najszybciej jak si� tylko da.
- Dlaczego? - spyta� dyrektor, obserwuj�c przybysza, - co takiego mo�e dokona� czego nie potrafi� nasi do�wiadczeni ludzie w terenie? Nie tylko m�wi� p�ynnie po arabsku, wi�kszo�� z nich to Arabowie.
- Kt�rzy pracuj� dla Operacji Konsularnych - doko�czy� Kendrick.
- No to co?
- S� naznaczeni. Byli naznaczeni ju� pi�� lat temu i pozostali do dzisiejszego dnia. Wystarczy jeden nierozwa�ny ruch z ich Strony, a obci��y was tuzin egzekucji.
- To do�� niepokoj�ce stwierdzenie - rzek� powoli Swann, zw�onymi oczami wpatruj�c si� w twarz go�cia. - Naznaczeni? M�g�by pan wyja�ni�?
- Wspomnia�em kilka minut temu, �e nazwa waszego OPKON by�a tam przez pewien kr�tki okres popularnym s�owem. Oskar�y� mnie pan pochopnie o dyskontowanie zakulisowych pog�osek z Kongresu, ale nic z tych rzeczy. M�wi�em prawd�.
- Popularnym s�owem?
- Powiem wi�cej, je�li pan pozwoli. By�a obiegowym dowcipem. Pewien by�y in�ynier armii i Manny Weingrass wycieli wam nawet niez�y numer.
- Numer...?
- Na pewno macie to w kartotekach. Zg�osili si� do nas ludzie Husseina z zam�wieniem plan�w nowego lotniska, gdy zako�czyli�my budow� podobnego obiektu w Kafarze w Arabii Saudyjskiej. Nazajutrz odwiedzi�o nas dw�ch waszych pracownik�w zainteresowanych szczeg�ami technicznymi projektu, podkre�laj�c z naciskiem, �e jako Amerykanie mamy obowi�zek przekazywa� takie informacje, poniewa� Hussein cz�sto naradza� si� z Sowietami, co oczywi�cie nie mia�o �adnego znaczenia. Lotnisko jest lotniskiem i ka�dy idiota rozpracuje konfiguracj� pas�w, przelatuj�c nad terenem budowy,
- A co to za numer?
- Manny i ten in�ynier powiedzieli im, �e dwa g��wne pasy startowe maj� dziesi�� kilometr�w d�ugo�ci, co niew�tpliwie wskazuje na bardzo szczeg�lne jednostki powietrzne. Faceci wybiegli z biura jakby pogoni� ich nag�y atak sraczki.
- No i? - Swann pochyli� si� do przodu.
- Nast�pnego dnia zadzwonili ludzie Husseina i kazali nam zapomnie� o ca�ym przedsi�wzi�ciu. Wszak byli u nas go�cie z Operacji Konsularnych. To im si� nie podoba�o. Zast�pca dyrektora z powrotem odchyli� si� do ty�u ze znu�onym u�miechem. Czasem wszystkie wysi�ki wydaj� si� g�upie.Tym razem nie s� takie g�upie - pocieszy� go Kendrick. - Nie, jasne, �e nie. - Swann raptownie wyprostowa� si�. - A wi�c pan uwa�a, �e w tej ca�ej przekl�tej aferze chodzi tylko o fors�. Parszyw� fors�!
- Je�li si� tego nie powstrzyma, sprawy przybior� gorszy obr�t - rzek� Kendrick. - Du�o gorszy.
- Jaki, do diab�a?
- Bo jest to sprawdzony schemat ekspansji gospodarczej. Kiedy ju� opanuj� rz�d w Omanie, zastosuj� podobn� taktyk� gdzieindziej. W kolejce stoj� Emiraty, Bahrajn, Katar, a nawet Saudyjczycy. Ten, kto kontroluje fanatyk�w, dostaje kontrakty, a przy tak rozleg�ych operacjach podleg�ych jednemu podmiotowi cho�by pos�ugiwa� si� wieloma nazwami - powstaje niebezpieczna si�a polityczna, kt�ra po�knie coraz wi�cej smakowitych k�sk�w w tym regionie, na co z pewno�ci� nie mo�emy sobie pozwoli�.
- Wielki Bo�e, przemy�la� pan wszystko w szczeg�ach.
- Nic innego nie robi�em przez ostatnie osiem godzin.
- Powiedzmy, �e wy�l� tam pana, co m�g�by pan zrobi�?
- Nie b�d� wiedzia�, dop�ki tam nie pojad�, ale mam par� pomys��w. Znam garstk� wp�ywowych os�b, wysoko postawionych Oma�czyk�w, kt�rzy wiedz�, co si� dzieje i sami nigdy nie dadz� si� porwa� temu szale�stwu. Z r�nych powod�w - nie wy��czaj�c tej samej nieufno�ci, jak� my �ywili�my wobec waszych niezgu�z OPKON - nie b�d� zapewne sk�onni do rozm�w z obcymi, lecz mnie nie powinni si� kr�powa�. Maj� do mnie zaufanie. Sp�dzi�em ca�e dnie i weekendy z ich rodzinami. Znam ich �ony z odkrytymi twarzami i dzieci...
- �ony z odkrytymi twarzami i dzieci - przerwa� powtarzaj�c Swann. - Najwy�szy szorbet w s�owniku arabskim. Kwintesencja przyja�ni.
- Doborowy zestaw sk�adnik�w - zgodzi� si� kongresman z Kolorado. - B�d� wsp�pracowali ze mn�, wam posz�oby chyba gorzej. Mam znajomo�ci w�r�d portowych dostawc�w i urz�dnik�w biur za�adunkowych, a nawet ludzi unikaj�cych wszelkiej oficjalno�ci, bo �yj� z tego, czego oficjalnie nie mo�na dosta�. Chc� p�j�� tropem pieni�dzy i instrukcji, kt�re z tymi pieni�dzmi przychodz�, by w ko�cu wyl�dowa� w ambasadzie. Kto� gdzie� wysy�a jedno i drugie.
- Dostawc�w? - spyta� Swann pe�nym niedowierzania g�osem i uni�s� brwi. Ma pan na my�li �ywno�� i lekarstwa, takie rzeczy? - To tylko...
- Czy pan zwariowa�? - wykrzykn�� zast�pca dyrektora. - Ci zak�adnicy to przecie� nasi ludzie! Otworzyli�my magazyny, maj� tam wszystko, czego chc�, wszystko czego mo�na im dostarczy�! - Amunicj�, bro� i cz�ci zamienne do uzbrojenia te�?
- Jasne, �e nie!
- Z tego, co zd��y�em przeczyta� z gazet, kt�re wpad�y mi w r�ce w Flagstaff i Phoenix wynika, �e co noc w el Maghreb trwaj� cztero czy pi�ciogodzinne fajerwerki - tysi�ce wystrzelonych naboi, ca�e sekcje ambasady podziurawione ogniem z karabin�w i pistolet�w maszynowych.
- Na tym mi�dzy innymi polega ich przekl�ty terror! - wybuch� Swann. - Czy wyobra�a sobie pan, co prze�ywaj� nasi ludzie w �rodku? Siedzi pan. w rz�dku pod �cian�, reflektory �wiec� panu w twarz wszystko doko�a sypie si� pod gradem kul i my�li pan tylko o jednym: "Bo�e, mog� mnie zabi� w ka�dej sekundzie"! Je�li kiedykolwiek] uda nam si� wyci�gn�� stamt�d tych biedak�w, ca�e lata przesiedz� na kanapie u psychiatr�w dr�czeni koszmarami! Kendrick spokojnie przeczeka� wybuch gospodarza. - Ci narwa�cy nie maj� tam wszak�e arsena�u, panie Swann. Nie s�dz�, aby ich zwierzchnicy na to pozwolili. A wi�c polegaj� na dostawach. T� sam� drog� dostaj� powielacze, bo przecie� nie potrafi� obs�ugiwa�: waszych kopiarek i edytor�w tekstu, �eby sporz�dzi� codzienne biuletyny pokazywane przed kamerami telewizji. Niech pan zrozumie. Mo�e jeden na dwudziestu z tych szale�c�w ma odrobin� intelektu, znacznie trudniej jednak doszuka� si� u nich przemy�lanej ideologii. S� manipulowanymi wyrzutkami spo�ecznymi, kt�rym raz nadarzy�a si� okazja, by wyj�� ze swoj� histeri� na �wiat�o dzienne. Mo�e to nasza wina, nie wiem, wiem jednak tak jak i pan, �e s� zaprogramowani. A za ich plecami stoi cz�owiek, kt�ry chce podporz�dkowa� sobie ca�y Bliski Wsch�d.
- TenMahdi?
- Imi� nie ma znaczenia.
- S�dzi pan, �e uda si� panu go odnale��?
- B�d� potrzebowa� pomocy. Transportu z lotniska, arabskiego stroju; sporz�dz� list�. Zast�pca dyrektora zn�w odchyli� si� do ty�u i drapa� si� po brodzie. - Dlaczego, panie po�le? Dlaczego panu na tym zale�y? Dlaczego multimilioner Evan Kendrick chce ryzykowa� swoje bardzo dostatnie �ycie? Przecie� tam ju� nic dla pana nie zosta�o. Dlaczego?
- Odpowiem panu najpro�ciej i najuczciwiej: dlatego, �e m�g�bym pom�c. Jak pan sam zaznaczy�, zarobi�em tam sporo pieni�dzy. Mo�e nadesz�a w�a�nie pora, bym da� co nieco z siebie w zamian. - Gdyby chodzi�o tylko o pieni�dze lub "co nieco" z siebie, nie �ama�bym sobie g�owy - rzek� Swann. - Ale je�li pozwol� panu jecha�, wdepnie pan napole minowe bez saperskiego przygotowania. Czy zdaje sobie pan z tego spraw�, panie po�le? Powinien pan si� zastanowi�.
- Nie zamierzam szturmowa� ambasady - odpar� Evan Kendrick. - Nie musi pan. Wystarczy, �e, zada pan niew�a�ciwej osobie niew�a�ciwe pytanie, a skutek b�dzie ten sam.
- M�g�bym te� jecha� taks�wk� dzi� w po�udnie i na skrzy�owaniu Dwudziestej Trzeciej z Virginia Avenue mie� wypadek.
- Domy�lam si�, �e w�a�nie tak by�o.
- Szkopu� w tym, �e nie ja prowadzi�em auto. Jecha�em jako pasa�er. Jestem ostro�ny, panie Swann, a w Maskacie umiem znale�� bezkolizyjn� tras�, co jest znacznie �atwiejsze ni� w Waszyngtonie. - S�u�y� pan w wojsku?
- Nie.
- Chyba by� pan w wieku poborowym podczas wojny wietnamskiej. Jak pan to wyja�ni?
- Dosta�em odroczenie, bo kontynuowa�em nauk�. Uda�o mi si�. - Ma pan do�wiadczenie z broni�?
- Nader ograniczone.
- Co oznacza, �e wie pan, gdzie jest spust i kt�r� stron� celowa�. - Powiedzia�em ograniczone, a nie debilne. Przez pierwsze lata pracy w Emiratach chodzili�my na budowach uzbrojeni. Zdarza�o si�, �e p�niej te�.
- A zrobi� pan kiedy� z tego u�ytek? - naciska� zast�pca dyrektora. - Owszem - odpar� Kendrick spokojnym tonem, nie zbity z tropu.�eby si� dowiedzie�, gdzie jest spust i kt�r� stron� celowa�. - Bardzo zabawne, ale chodzi�o mi o to, czy by� pan cho� raz zmuszony strzeli� do cz�owieka?
- Czy to konieczne?
- Tak. Musz� podj�� decyzj�.
- A wi�c dobrze: tak, strzela�em do cz�owieka.
- Kiedy to si� sta�o? Sugeruje pan mylnie, �e tylko raz - sprostowa� kongresman.W�r�d moich partner�w i naszej ameryka�skiej ekipy by� geolog, zaopatrzeniowiec, i kilku odrzutk�w z korpusu wojsk in�ynieryjnych w charakterze brygadzist�w. Cz�sto organizowali�my wyprawy na potencjalne place budowy, �eby przeprowadzi� testy gleby i �upk�w oraz ogrodzi� sk�ady maszyn. Je�dzili�my samochodem z naczep� mieszkaln� i kilkakrotnie zaatakowali nas bandyci, w�druj�ce gangi nomad�w czyhaj�cych na �up z dala od ucz�szczanych szlak�w. Od lat s� utrapieniem podr�nych, tote� w�adze ostrzegaj� ka�dego, kto zamierza zapu�ci� si� w g��binterioru, by mia� si� na baczno�ci. Prawie tak jak we wszystkich wi�kszych miastach u nas. Wtedy zmuszony by�em u�ywa� broni.
- Do odstraszania czy zabijania, panie Kendrick?
- Najcz�ciej do odstraszania intruz�w. Ale bywa�o i tak, �e musieli�my zabija�, bo nas chcieli zabi�. Ka�dy taki incydent zg�aszali�my w�adzom.Rozumiem - rzek� zast�pca dyrektora Wydzia�u Operacji Konsularnych. - A jak u pana z kondycj�? Go�� pokiwa� g�ow� z rezygnacj�. - Zdarza mi si� zapali� cygaro albo papierosa po posi�ku, panie doktorze; alkoholu nie nadu�ywam. Nie uprawiam te� podnoszenia ci�ar�w ani bieg�w marato�skich. Natomiast p�ywam kajakiem po wodach g�rskich pi�tego stopnia trudno�ci i chodz� z plecakiem po g�rach, kiedy tylko mog�. A poza tym s�dz�, �e ten wywiad to pieprzenie w bambus.
- Niech pan s�dzi, co pan chce, panie Kendrick, ale czas nagli. Proste, bezpo�rednie pytania mog� pom�c nam oceni� cz�owieka r�wnie dok�adnie jak uczone raporty psychiatryczne z naszych klinik w Wirginii.
- S�abych macie psychiatr�w.
- Od pana si� wszystkiego dowiem - rzek� Swann z wrogim u�mieszkiem.
- A mo�e ja si� wreszcie czego� dowiem od pana - ripostowa� przybysz. - Pa�ska gra w dwadzie�cia pyta� ju� mi si� znudzi�a. Jad� czy nie jad�, a je�li nie, to dlaczego? Swann podni�s� wzrok. - Jedzie pan, panie kongresmanie. Nie dlatego bynajmniej, �e to dla mnie najlepszy wyb�r, lecz dlatego, �e nie mam �adnego wyboru. Spr�buj� wszystkiego, ��cznie z aroganckim skurczybykiem, kt�ry prawdopodobnie ukrywa si� pod t� prostolinijn� mask�.
- Prawdopodobnie ma pan racj� - powiedzia� Kendrick. - Czy m�g�bym dosta� od pana wszelkie zebrane dot�d informacje? - Dostanie je pan przed samym odlotem z bazy Si� Powietrznych Andrews. Ale nie mog� one opu�ci� tego samolotu, panie po�le, i nie wolno panu sporz�dza� �adnych notatek. B�dzie pan pod obserwacj�.
- Jasne.
- Na pewno? Damy panu wszelk� g��boko zakonspirowan� pomoc, na jak� pozwalaj� ograniczenia regulaminowe, lecz pozostaje pan nadal prywatn� osob� dzia�aj�c� na w�asn� r�k�, cho� nie zapo