4782

Szczegóły
Tytuł 4782
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4782 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4782 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4782 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ROBIN COOK SFINKS T�umaczy�a Ma�gorzata Pacyna Je�li chodzi o sam Egipt, moje uwagi b�d� do�� d�ugie; nie ma bowiem innego kraju o tylu wspania�o�ciach, spo�r�d kt�rych tak wiele nie poddaje si� prostemu ludzkiemu opisowi. Herodot, Historia Prolog 1301 r. p.n.e., Grobowiec Tutenchamona Dolina Kr�l�w, nekropolia Teb Rok 10 panowania Jego Wysoko�ci, Kr�la G�rnego i Dolnego Egiptu, Syna Re, Faraona Setiego I Czwarty miesi�c pory wylewu Nilu Dzie� 10 Emeni wsun�� miedziane d�uto mi�dzy szczelnie przylegaj�ce wapienne bloki i poczu�, jak uderza ono w tward� zapraw�. Dla pewno�ci powt�rzy� t� czynno��. Nie mia� w�tpliwo�ci, �e dotar� do wewn�trznych drzwi. Tu� za nimi kry�y si� skarby, jakich nie potrafi� sobie wyobrazi�; tu wznosi� si� dom wieczno�ci m�odego faraona Tutenchamona pochowanego przed pi��dziesi�cioma laty. Ze wzmo�onym entuzjazmem przyst�pi� do kopania w g�stym t�uczniu. Kurz uniemo�liwia� mu oddychanie, a pot sp�ywa� strumieniem po jego kanciastej twarzy. Egipcjanin le�a� na brzuchu w mrocznym tunelu, zbyt w�skim nawet jak na jego wychudzone, �ylaste cia�o. Z�o�y� d�onie, wygrzeba� spod siebie kawa�ki wapienia i przesun�� je pod stopy. Nast�pnie niczym ryj�cy insekt wypchn�� za siebie kamienne od�amki, a nosiwoda Kemese zebra� je do trzcinowego koszyka. Emeni nie poczu� b�lu, gdy jego otarta d�o� natrafi�a w ciemno�ciach na gipsow� �cian�. Palce przesuwaj�ce si� po zablokowanych wrotach wyczu�y piecz�� Tutenchamona, nie naruszon� od czasu poch�wku m�odego faraona. Opieraj�c g�ow� na lewym ramieniu, Emeni rozlu�ni� os�abione cia�o. B�l rozp�yn�� si� po jego cz�onkach. Za sob� s�ysza� ci�ki oddech Kemese wrzucaj�cego kamienie do kosza. - Dotarli�my do wewn�trznych drzwi - odezwa� si� Emeni z uczuciem l�ku i podniecenia. Bardziej ni� czegokolwiek pragn��, aby ta noc dobieg�a wreszcie ko�ca. Nie by� z�odziejem, a jednak przedziera� si� do wiecznego sanktuarium nieszcz�snego Tutenchamona. - Niech Iramen przyniesie m�j drewniany m�otek. Emeni zauwa�y�, �e w w�skim tunelu jego g�os przypomina ptasi szczebiot. S�ysz�c to, Kemese a� zapiszcza� z zachwytu i wygramoli� si� z tunelu, ci�gn�c za sob� trzcinowy kosz. Potem nasta�a cisza. Emeni czu�, jak �ciany tunelu �ciskaj� go ze wszystkich stron. Przez chwil� walczy� z klaustrofobicznym l�kiem, wspominaj�c swego dziadka, Amenemheba, kt�ry kierowa� budow� tego ma�ego grobowca. Emeni zastanowi� si�, czy Amenemheb dotyka� znajduj�cej si� nad nim powierzchni. Obracaj�c si� na plecy, przytkn�� d�onie do twardej ska�y i uspokoi� si�. Plany grobowca Tutenchamona, kt�re Amenemheb podarowa� swemu synowi, Per Neferowi, ojcu Emeniego, a kt�ry z kolei przekaza� je synowi, okaza�y si� dok�adne. Emeni wykopa� tunel g��boki na dwana�cie �okci i natrafi� na wewn�trzne drzwi. Za nimi znajdowa� si� przedsionek. �mudna praca, kt�ra zaj�a im dwie noce, mia�a by� uko�czona przed �witem. Emeni pragn�� jedynie zabra� cztery z�ote statuetki, kt�rych po�o�enie zlokalizowa� na planie. Jedn� przeznaczy� dla siebie, pozosta�e dla wsp�towarzyszy spisku. Potem zamierza� zapiecz�towa� drzwi. Mia� nadziej�, �e bogowie oka�� zrozumienie. Nie krad� dla siebie. Z�ota statuetka potrzebna by�a na zabalsamowanie i pogrzeb rodzic�w. Do tunelu wcisn�� si� Kemese, popychaj�c przed sob� trzcinowy kosz, w kt�rym znajdowa� si� drewniany m�otek i oliwna lampka. Na dnie le�a� br�zowy sztylet z drewnianym uchwytem. Kemese by� prawdziwym rabusiem, w swej ��dzy z�ota ca�kowicie pozbawionym skrupu��w. Wprawne d�onie Emeniego uzbrojone w m�otek i d�uto szybko poradzi�y sobie z zapraw� murarsk� utrzymuj�c� kamienne bloki. Znikome rozmiary grobowca faraona Tutenchamona w por�wnaniu z przepastnym grobowcem Setiego I, przy kt�rego budowie aktualnie pracowa�, pozostawa�y dla niego tajemnic�. A jednak nik�e rozmiary budowli mia�y swe zalety; w przeciwnym razie Emeni nigdy nie dotar�by do celu. Formalny edykt faraona Horemheba zabraniaj�cy czci� pami�� Tutenchamona znosi� regularn� stra� kap�an�w Ka z Amen. Emeni przekupi� jedynie wartownika strzeg�cego chat robotnik�w, oferuj�c mu dwie miski ziarna i piwo. Prawdopodobnie i to by�o zb�dne, gdy� wypraw� do krypty Tutenchamona zaplanowa� na czas wielkiego �wi�ta Ope. Ca�a s�u�ba nekropolii, w tym wi�kszo�� mieszka�c�w wioski Emeniego, Miejsca Prawdy, zabawia�a si� w Tebach, na wschodnim brzegu pot�nego Nilu. Nie zwa�aj�c na �rodki ostro�no�ci, jak szalony wymachiwa� m�otkiem i d�utem. Przez ca�e �ycie nie dozna� takiego podniecenia. Skalny blok zazgrzyta� i z g�uchym �omotem zwali� si� na pod�og� przedsionka. Serce Emeniego zamar�o na chwil�. Spodziewa� si�, �e otocz� go demony �wiata zmar�ych. W nozdrzach poczu� aromatyczn� wo� cedrowego drewna i kadzid�a, w uszach d�wi�cza�a mu pustka wieczno�ci. Z l�kiem ruszy� do przodu i z pochylon� g�ow� wkroczy� do krypty. Panuj�ca w niej cisza og�uszy�a go, jego wzrok b��dzi� w ciemno�ciach. Spojrza� na siebie, w kierunku tunelu, i dostrzeg� s�abe, niewyra�ne �wiat�o ksi�yca. Us�ysza� kroki Kemese, kt�ry poruszaj�c si� jak �lepiec, pr�bowa� poda� mu lampk� oliwn�. - Czy mog� wej��? - rzuci� w mrok Kemese, podawszy lampk� i hubk�. - Jeszcze nie teraz - odpar� Emeni, pr�buj�c wskrzesi� ogie�. - Wracaj i przeka� Iramenowi i Amasisowi, �e za p� godziny zaczniemy zasypywa� tunel. Kemese mrukn�� co� pod nosem i ty�em wycofa� si� z tunelu. Pojedyncza iskra przeskoczy�a na hubk�. Zwinnym ruchem Emeni zapali� knot lampki. Rozb�ys�o �wiat�o i przeszy�o ciemno�� niczym nag�e ciep�o rozchodz�ce si� po zimnej komnacie. Egipcjanin zamar� w bezruchu na ugi�tych nogach. W migoc�cym p�wietle ujrza� twarz boga Amnuta - po�eracza zmar�ych. Oliwna lampka zako�ysa�a si� w dr��cych d�oniach Emeniego, a on sam opar� si� plecami o �cian�. Ale b�g ani drgn��. Gdy �wiat�o przesun�o si� po z�otej g�owie b�stwa, ods�aniaj�c z�by z ko�ci s�oniowej i stylizowane, smuk�e cia�o, Emeni u�wiadomi� sobie, �e widzi przed sob� sarkofag. By�y tam jeszcze dwa inne - jeden z g�ow� krowy, drugi z g�ow� lwa. Z prawej strony, pod �cian� sta�y dwa pos�gi naturalnej wielko�ci przedstawiaj�ce m�odego kr�la Tutenchamona, kt�re strzeg�y wej�cia do komnaty grobowej. Podobnie z�ocone pos�gi Emeni widzia� ju� wcze�niej w warsztacie mistrz�w. Ostro�nie omin�� wieniec z zasuszonych kwiat�w zawieszony na progu. Porusza� si� szybko, rozsuwaj�c poz�acane pud�a. Z namaszczeniem otworzy� drzwiczki i podni�s� z piedesta�u z�ote pos��ki. Jeden z nich by� wizerunkiem bogini G�rnego Egiptu, Nechebet; drugi przedstawia� Izyd�. �aden z nich nie by� oznaczony imieniem Tutenchamona, a to by�o istotne. Emeni chwyci� m�otek i d�uto, prze�lizn�� si� pod sarkofagiem Amnuta i pewnym ruchem otworzy� komor� boczn�. Zgodnie z planem Amenemheba pozosta�e dwie statuetki, kt�rych poszukiwa�, znajdowa�y si� w skrzyni w tej male�kiej komnacie. Nie zwa�aj�c na z�e przeczucia, Emeni wszed� do komory, trzymaj�c przed sob� oliwn� lampk�. Na szcz�cie nie dostrzeg� nic przera�aj�cego. �ciany zbudowane by�y z chropowatych blok�w skalnych. Po wspania�ym wizerunku na przykrywie Emeni rozpozna� skrzyni�, na kt�rej mu zale�a�o. P�askorze�ba przedstawia�a m�od� kr�low� ofiarowuj�c� faraonowi Tutenchamonowi bukiety kwiat�w lotosu, papirusu i mak�w. Pojawi� si� jednak problem. Wieko zamkni�te by�o w niezwykle wyrafinowany spos�b i nie mo�na go by�o otworzy�. Ostro�nie postawi� lampk� na czerwono-br�zowym stojaku z cedrowego drewna i baczniej przyjrza� si� skrzyni. Nie mia� poj�cia, co dzia�o si� w tunelu. Kemese dotar� w�a�nie do skraju wykopu, tu� za nim kroczy� Iramen. Amasis, pot�ny Nubijczyk, zosta� z ty�u, gdy� z trudem przeciska� swe opas�e cielsko przez w�skie przej�cie. Dwaj pozostali widzieli ju� cie� Emeniego ta�cz�cy groteskowo na posadzce i na �cianie przedsionka. Kemese zacisn�� w zepsutych z�bach br�zowy sztylet i pochylony prze�lizn�� si� z tunelu na pod�og� grobowca. W milczeniu pom�g� Iramenowi stan�� na r�wne nogi. Obaj czekali teraz z zapartym tchem na Amasisa, kt�ry str�caj�c kilka drobnych kamyk�w, wcisn�� si� do komory. Gdy tylko ich oczom ukaza�y si� niewyobra�alne bogactwa, ich strach przerodzi� si� w dzik� zach�anno��. Nigdy przedtem nie widzieli tak wspania�ych okaz�w, kt�re czeka�y tylko, aby je zabra�. Jak stado wyg�odnia�ych wilk�w rzucili si� na starannie u�o�one przedmioty, otworzyli szczelnie zapakowane skrzynie i spenetrowali ich zawarto��. Z mebli i rydwan�w zdarli z�oto. Emeni us�ysza� pierwszy �oskot i serce zabi�o mu mocniej. By� pewien, �e przy�apano go na gor�cym uczynku. Po chwili jednak dotar�y do niego wrzaski podnieconych towarzyszy i zda� sobie spraw� z przebiegu wydarze�. Koszmar. - Nie! Nie! - krzykn��, chwytaj�c oliwna lampk� i przeciskaj�c si� do przedsionka. - Zatrzymajcie si�! W imi� wszystkich bog�w, zatrzymajcie si�! Jego g�os odbi� si� echem w male�kiej komorze, zaskakuj�c na chwil� z�odziei. Kemese w mgnieniu oka pochwyci� sw�j sztylet. Na ten widok Amasis u�miechn�� si�. By� to u�miech pe�en okrucie�stwa; �wiate�ko oliwnej lampki odbija�o si� w jego pot�nych z�bach. Emeni nie mia� poj�cia, jak d�ugo le�a� bez czucia, ale kiedy odp�yn�a ciemno��, koszmar powr�ci�. W pierwszej chwili us�ysza� st�umione g�osy. Ze szpary w �cianie wydobywa�a si� z�ocista po�wiata. Odwr�ci� g�ow�, by z�agodzi� b�l i wbi� wzrok w komor� grobow�. Przykucn�wszy mi�dzy posmo�owanymi pos�gami Tutenchamona, dostrzeg� sylwetk� Kemese. Wie�niacy pl�drowali �wi�ty przybytek, miejsce naj�wi�tsze ze �wi�tych. Emeni spr�bowa� bezszelestnie porusza� ko�czynami. Lewe rami� i d�o� pozostawa�y bez czucia, lecz poza tym czu� si� �wietnie. Potrzebowa� pomocy. Oceni� odleg�o�� do wylotu tunelu. By� blisko, ale nie m�g� dotrze� do niego, nie czyni�c ha�asu. Skuli� si� czekaj�c, a� minie zawr�t g�owy. Niespodziewanie powr�ci� Kemese, trzymaj�c ma��, z�ot� statuetk� Horusa. Zauwa�y� Emeniego i zastyg� w bezruchu. Po chwili z przera�liwym rykiem skoczy� na �rodek przedsionka, w stron� oszo�omionego kamieniarza. Nie zwa�aj�c na b�l, Emeni zanurkowa� w tunelu, ocieraj�c piersi i brzuch o gipsowe kraw�dzie. Kemese jednak porusza� si� zwinniej - chwyci� go za kostk� i zawo�a� Amasisa. Emeni obr�ci� si� na plecy i silnym ruchem kopn�� Kemese woln� nog�, trafiaj�c go w szcz�k�. Uchwyt zel�a�, a Emeni zdo�a� przecisn�� si� przez tunel, nie zwa�aj�c na liczne rany zadawane przez wapienne bloki. Poczu� suche, wieczorne powietrze i p�dem rzuci� si� w stron� stra�nicy nekropolii przy drodze do Teb. W grobowcu Tutenchamona wybuch�a panika. Trzej grabie�cy wiedzieli, �e ich jedyn� szans� jest natychmiastowa ucieczka, cho� wkroczyli dopiero do pierwszej z�otej krypty grobowej. Amasis niech�tnie opu�ci� to miejsce chwiejnym krokiem, �ciskaj�c pod pach� z�ote pos��ki. Kemese zawin�� kilka pot�nych, z�otych pier�cieni w skrawek materii, lecz w zamieszaniu upu�ci� zawini�tko na pokryt� �wirem posadzk�. Gor�czkowo pakowali swe �upy do trzcinowych koszy. Iramen postawi� oliwn� lampk� i wepchn�� sw�j kosz do tunelu. Za nim ruszyli Kemese i Amasis, gubi�c na progu alabastrowy puchar w kszta�cie kwiatu lotosu. Gdy tylko wydostali si� z grobowca, rozpocz�li w�dr�wk� na po�udnie, jak najdalej od stra�nicy nekropolii. Amasis ugina� si� pod ci�arem swych zdobyczy. Aby oswobodzi� praw� d�o�, schowa� pod ska�� niebieski fajansowy puchar i do��czy� do pozosta�ych. Min�li szlak wiod�cy do �wi�tyni Hatszepsut i skierowali si� w stron� wioski robotnik�w pracuj�cych w nekropolii. Opu�cili dolin� i ruszyli na zach�d, wkraczaj�c na niezmierzone przestrzenie Pustyni Libijskiej. Byli wolni i bogaci, bardzo bogaci. Emeni nie mia� poj�cia, co znacz� tortury, cho� czasami zastanawia� si�, czy by�by w stanie je znie��. Doszed� do wniosku, �e nie jest to mo�liwe. B�l wzmaga� si� z zadziwiaj�c� pr�dko�ci� a� do granic wytrzyma�o�ci. Powiedziano mu, �e zostanie przebadany kijem. Nie mia� poj�cia, co to znaczy, do chwili gdy czterech pot�nych stra�nik�w z�o�y�o go na niskim stoliku, rozci�gaj�c szeroko jego ko�czyny. Pi�ty zacz�� smaga� podeszwy st�p Emeniego. - Przesta�cie, wszystko opowiem - wydusi� z siebie Emeni. Prawd� m�wi�c, wszystko opowiedzia� ju� pi��dziesi�t razy. Pragn�� umrze�, ale to nie by�o �atwe. Czu�, �e stopy p�on� mu niczym roz�arzone w�gle. M�czarnie wzmaga�o jeszcze pal�ce s�o�ce po�udnia. Emeni wrzeszcza� jak zarzynany pies. Pr�bowa� ugry�� d�o� �ciskaj�c� jego prawy nadgarstek, ale kto� szarpn�� go za w�osy. Kiedy ju� by� pewny, �e oszaleje, Prince Maya, dow�dca stra�y nekropolii, machn�� niedbale sw� wypiel�gnowan� d�oni�, nakazuj�c przerwanie tortur. Stra�nik trzymaj�cy pa�k� raz jeszcze uderzy� Emeniego. Prince Maya, rozkoszuj�c si� zapachem kwiatu lotosu, zwr�ci� si� do swych go�ci: Nebmare-nahkta, zarz�dcy Teb Zachodnich i Nenephty, nadzorcy i g��wnego architekta jego wysoko�ci Setiego I. �aden z nich nie odezwa� si� ani s�owem, wi�c Maya odwr�ci� si� do Emeniego, kt�ry uwolniony le�a� na plecach z p�on�cymi z b�lu stopami. - Kamieniarzu, odpowiedz raz jeszcze, w jaki spos�b pozna�e� drog� do grobowca faraona Tutenchamona. Emeni zdo�a� usi���, a przed nim zamajaczy�y postacie trzech dostojnik�w. Powoli ich obraz stawa� si� bardziej wyra�ny. Rozpozna� wysoko postawionego architekta Nenepht�. - M�j dziadek - wydusi� z siebie Emeni. - To on przekaza� plany grobowca memu ojcu, a ten z kolei podarowa� je mnie. - Tw�j dziadek by� kamieniarzem w grobowcu faraona Tutenchamona? - Tak - odpar� zapytany i zacz�� wyja�nia�, �e potrzebowa� jedynie pieni�dzy na zabalsamowanie rodzic�w. B�aga� o lito��, podkre�laj�c, �e odda� si� w r�ce stra�nik�w, gdy tylko zauwa�y�, jak jego kompani bezczeszcz� grobowiec. Nenephta obserwowa� soko�a, kt�ry w oddali szybowa� lekko na szafirowym niebie. Przez moment zapomnia� o przes�uchaniu. Grabie�ca grobu zaniepokoi� go. Zaszokowany architekt u�wiadomi� sobie, i� wszelkie wysi�ki maj�ce na celu zabezpieczenie grobowca Setiego I mog� p�j�� na marne. Niespodziewanie przerwa� Emeniemu w p� s�owa. - Czy jeste� kamieniarzem w grobowcu faraona Setiego I? Emeni skin�� g�ow�. Jego b�agania usta�y. Ba� si� Nenephty. Wszyscy bali si� Nenephty. - Czy uwa�asz, �e grobowiec, kt�ry wznosimy, mo�e sta� si� obiektem grabie�y? - Ka�dy grobowiec mo�e by� ograbiony, je�li nie jest strze�ony. Nenepht� ogarn�� gniew. Z trudem powstrzyma� si� od w�asnor�cznego wych�ostania tej ludzkiej hieny, kt�ra uosabia�a wszystko to, czego tak bardzo nienawidzi�. Emeni wyczu� wrogo�� i skuli� si� ze strachu. - A jak, wed�ug ciebie, mo�emy ochroni� faraona i jego skarby? - spyta� architekt g�osem dr��cym z hamowanej z�o�ci. Emeni nie wiedzia�, co powiedzie�. Zwiesi� g�ow� i pogr��y� si� w milczeniu. Pomy�la�, �e nale�y wyjawi� prawd�. - Faraona nie mo�na ochroni� - odezwa� si� w ko�cu. - Podobnie jak w przesz�o�ci, tak i w przysz�o�ci grobowce b�d� okradane. Z szybko�ci� niezwyk�� dla tak korpulentnego cia�a Nenephta poderwa� si� z miejsca i uderzy� Emeniego. - Ty �mieciu! Jak �miesz tak zuchwale wyra�a� si� o faraonie? - Zamierzy� si� po raz drugi, ale b�l, kt�ry czu� w r�ce po pierwszym ciosie, powstrzyma� go. Poprawi� swe lniane szaty i rzek�: - Skoro jeste� ekspertem w grabieniu grob�w, to dlaczego twoje przedsi�wzi�cie zako�czy�o si� tak� pora�k�? - Nie jestem ekspertem. Gdybym nim by�, przewidzia�bym wp�yw skarb�w faraona Tutenchamona na moich pomocnik�w. Zach�anno�� doprowadzi�a ich do szale�stwa. Mimo jasnego �wiat�a �renice Nenephty rozszerzy�y si� a mi�nie twarzy zwiotcza�y. Zmiana by�a tak widoczna, �e zauwa�y� j� nawet ospa�y Nebmare-nahkt, zatrzymuj�c daktyla w po�owie drogi mi�dzy miseczk� a rozdziawionymi ustami. - Czy Ekscelencja czuje si� dobrze? - Nebmare-nahkt pochyli� si�, by lepiej przyjrze� si� twarzy Nenephty. Ale w mgnieniu oka oblicze Nenephty zmieni�o si� ca�kowicie. S�owa Emeniego okaza�y si� nag�ym ol�nieniem. Na ustach pojawi� si� p�u�miech. Obracaj�c si� w stron� sto�u, odezwa� si� w podnieceniu do Mayi: - Czy grobowiec faraona Tutenchamona zosta� ponownie zapiecz�towany? - Oczywi�cie - odpowiedzia� Maya. - Natychmiast. - Otw�rzcie go! - nakaza� Nenephta, kieruj�c sw�j wzrok ku Emeniemu. - Mamy go otworzy�? - zdziwi� si� Maya. Nebmare-nahkt z wra�enia upu�ci� daktyla. - Tak. Chc� osobi�cie wej�� do tego n�dznego grobowca. S�owa kamieniarza przypomnia�y mi wielkiego Imhotepa. Teraz ju� wiem, jak ustrzec skarb�w naszego faraona Setiego I na wieki. Nie mog� uwierzy�, �e nie przysz�o mi to wcze�niej do g�owy. Po raz pierwszy w umy�le Emeniego za�wita� promyk nadziei. Ale u�miech Nenephty znikn��, gdy tylko spojrza� na wi�nia. �renice zw�zi�y si�, a twarz pociemnia�a jak niebo, gdy nadchodzi burza. - S�owa twoje okaza�y si� pomocne - stwierdzi� architekt - ale nie usprawiedliwiaj� one twych niecnych czyn�w. B�dziesz os�dzony, a ja b�d� twym oskar�ycielem. Zginiesz w bardzo wyj�tkowy spos�b; zostaniesz �ywcem wbity na pal na oczach twych towarzyszy, a twoje zw�oki rzucone b�d� hienom na po�arcie. - Nakaza� s�ugom, by przynie�li lektyk� i zwr�ci� si� do pozosta�ych dostojnik�w: - Dzi� bardzo dobrze przys�u�yli�cie si� faraonowi. - Panie, to zawsze jest mym gor�cym pragnieniem - zabra� g�os Maya. - Nic jednak nie rozumiem. - Nie musisz niczego rozumie�. Odkrycie, kt�rego dzi� dokona�em, b�dzie naj�ci�lej strze�onym sekretem we wszech�wiecie. Trwa� b�dzie wiecznie. 26 listopada 1922 r. Grobowiec Tutenchamona, Dolina Kr�l�w, nekropolia Teb Podniecenie sta�o si� zara�liwe. Nawet s�o�ce Sahary p�on�ce na bezchmurnym niebie nie by�o w stanie os�abi� napi�cia. Fellachowie przy�pieszyli kroku, wynosz�c z wej�cia do grobowca Tutenchamona kosze pe�ne wapiennych blok�w. Dotarli ju� do drugich drzwi, trzydzie�ci st�p poni�ej pierwszego wej�cia. One tak�e zapiecz�towane by�y przez trzy tysi�ce lat. Jakie kry�y tajemnice? Czy i ten grobowiec oka�e si� pusty jak wszystkie pozosta�e ograbione w staro�ytno�ci? Tego nikt nie by� w stanie przewidzie�. Sarwat Raman, nadzorca w turbanie, wspi�� si� na wysoko�� szesnastu st�p i wydosta� si� na powierzchni�. Jego twarz pokryta by�a warstw� py�u. Szybkim krokiem ruszy� w stron� wielkiego namiotu, kt�ry w tej bezlito�nie s�onecznej dolinie by� jedynym cienistym schronieniem. - �miem oznajmi� Waszej Ekscelencji, �e g�rny korytarz uprz�tni�ty zosta� z kamieni - o�wiadczy� Raman, pochylaj�c si� lekko. - Dost�p do drugich drzwi stoi otworem. Howard Carter odstawi� lemoniad� i spojrza� spod czarnego, filcowego kapelusza, kt�ry nosi� mimo pal�cego skwaru. - �wietnie, Raman. Sprawdzimy te drzwi, jak tylko opadnie kurz. - B�d� czeka� na zaszczytne instrukcje. - Nadzorca odwr�ci� si� i wyszed�. - Jeste� niezwykle opanowany, Howardzie - odezwa� si� lord Carnarvon, o imionach George Edward Stanhope Molyneux Herbert. - Jak mo�na siedzie� tu, popijaj�c lemoniad�, nie wiedz�c, co jest za tymi drzwiami? - Carnarvon u�miechn�� si� i mrugn�� do swej c�rki, lady Evelyn Herbert. - Teraz rozumiem, dlaczego Belzoni pos�u�y� si� taranem, gdy odkry� grobowiec Setiego I. - Moje metody r�ni� si� diametralnie od metod stosowanych przez Belzoniego - broni� si� Carter. - Jego wysi�ki nagrodzone zosta�y odkryciem pustego grobowca, w kt�rym sta�y jedynie sarkofagi. - Jego wzrok pow�drowa� mimowolnie w stron� wej�cia do grobowca Setiego I. - Carnarvon, nie jestem pewien, jakiego dokonali�my odkrycia. Moim zdaniem nie powinni�my si� zbytnio podnieca�. Nie jestem nawet pewien, czy jest to prawdziwy grobowiec. Model nie jest typowy dla faraona z osiemnastej dynastii. By� mo�e jest to tylko kryj�wka skarb�w Tutenchamona sprowadzonych z Achetaton. Co wi�cej, ubiegli nas grabie�cy grob�w, i to nie raz, lecz dwa razy. Mam nadziej�, �e przybytek ten ograbiony zosta� w staro�ytno�ci i kto� uzna� go za tak wa�ny, by ponownie zapiecz�towa� drzwi. Prawd� m�wi�c, nie mam poj�cia, co tam znajdziemy. Zachowuj�c angielsk� pewno�� siebie, Carter ogarn�� wzrokiem spustoszon� Dolin� Kr�l�w. Co� jednak �ciska�o go w �o��dku. Przez czterdzie�ci dziewi�� lat swego �ycia nigdy nie by� tak podniecony. W ci�gu sze�ciu poprzednich ja�owych sezon�w wykopaliskowych niczego nie odkry�. Wydobyto dwie�cie tysi�cy ton piachu i �wiru; wszystko na darmo. A teraz, zaledwie po pi�ciu dniach kopania... Nag�o�� odkrycia by�a parali�uj�ca. Mieszaj�c lemoniad�, stara� si� nie my�le� i nie �ywi� �adnej nadziei. Czekali. Czeka� ca�y �wiat. Kurz pokrywa� r�wn� warstw� pochy�� pod�og� korytarza. Wchodz�ca grupa stara�a si� nie czyni� zamieszania. Na przodzie kroczy� Carter, za nim Carnarvon, jego c�rka i A. R. Callender, asystent Cartera. Raman poda� Carterowi �elazny dr�g i stan�� przy wej�ciu. Callender trzyma� w d�oniach ogromn� pochodni� i �wiece. - Jak ju� wspomnia�em, nie jeste�my pierwszymi lud�mi, kt�rzy naruszyli ten grobowiec - odezwa� si� Carter, wskazuj�c nerwowo na lewy g�rny r�g korytarza. - Kto� przeszed� przez te drzwi i zapiecz�towa� je na tym ma�ym skrawku. - Po�rodku dostrzeg� jeszcze jeden wi�kszy kr�g. - I na tym szerszym r�wnie�. To bardzo dziwne. Lord Carnarvon pochyli� si�, by spojrze� na kr�lewsk� piecz�� nekropolii przedstawiaj�c� szakala z dziewi�cioma zwi�zanymi wi�niami. - Wok� podstawy drzwi widniej� �lady oryginalnej piecz�ci Tutenchamona - ci�gn�� archeolog. �wiat�o pochodni o�wietli�o drobny py� wisz�cy w powietrzu, a nast�pnie ukaza�o staro�ytne piecz�cie na gipsie. - A teraz - nakaza� ch�odnym tonem Carter, jakby proponowa� popo�udniow� herbatk� - przekonamy si�, co jest za tymi drzwiami. �o��dek podchodzi� mu do gard�a, a wrz�d dawa� o sobie zna� ze wzmo�on� si��. D�onie mia� wilgotne; nie z powodu panuj�cego upa�u, lecz z napi�cia. Chwiej�c si� na nogach, uni�s� dr�g i stukn�� kilkakrotnie w staro�ytny gips. Wapienne od�amki spad�y u jego st�p. W ko�cu da� upust emocjom, a jego uderzenia stawa�y si� coraz silniejsze. Nagle �om przebi� gipsow� �cian�. Carter wpad� na drzwi. Z male�kiego otworu dobywa�o si� ciep�e powietrze. Archeolog, mocuj�c si� z zapa�kami, zapali� �wiec� i przytkn�� p�omie� do dziury. By� to najprostszy test na obecno�� tlenu. �wieca p�on�a nadal. Nikt nie odezwa� si� ani s�owem, kiedy Carter poda� �wiec� Callenderowi i zaj�� si� �omem. Ostro�nie powi�kszy� otw�r, pilnuj�c, aby od�amki gipsu i kamienia spada�y na korytarz, a nie do wn�trza komnaty. Ponownie wzi�� �wiec� i w�o�y� j� w otw�r. P�on�a r�wnym p�omieniem. Nast�pnie wsun�� tam g�ow�, wyt�aj�c w ciemno�ciach wzrok. Na chwil� stan�� czas. Kiedy oczy przywyk�y do mroku, trzy tysi�ce lat zgas�o w ci�gu minuty. Z ciemno�ci wynurzy�a si� z�ota g�owa Amnuta, szczerz�c w u�miechu z�by z ko�ci s�oniowej. Ukaza�y si� te� inne z�ocone przedmioty, migoc�ce w �wietle �wiecy. - Widzisz co�? - spyta� podniecony Carnarvon. - Tak, wspania�o�ci - odpar� Carter g�osem po raz pierwszy zdradzaj�cym wzruszenie. Zamieni� �wiec� na lamp� i wszyscy pozostali mogli ujrze� komnat� wype�nion� nieprawdopodobnym bogactwem. Trzy krypty grobowe ozdobione by�y z�otymi g�owami. Przesuwaj�c strumie� �wiat�a w lew� stron�, Carter dostrzeg� kilka z�oconych i inkrustowanych rydwan�w u�o�onych w rogu. Spojrza� w prawo i zastanowi� si� nad dziwnym chaosem panuj�cym w komorze. Zamiast majestatycznego �adu widzia� bezmy�lnie porozrzucane przedmioty. W prawym rogu sta�y dwa pos�gi Tutenchamona, oba naturalnej wielko�ci. Ka�dy z nich mia� na sobie z�ot� sp�dnic� i sanda�y ze z�ota. W ich d�oniach widnia�y bu�awy i ber�a. Mi�dzy statuami znajdowa�y si� kolejne zapiecz�towane drzwi. Carter odszed� od otworu i pozwoli� pozosta�ym zajrze� do �rodka. Podobnie jak Belzoniego kusi�o go, by rozbi� �cian� i wej�� do komnaty. Powstrzyma� si� jednak i spokojnie obwie�ci�, �e reszta dnia po�wi�cona zostanie na fotografowanie zapiecz�towanych drzwi. Do nast�pnego dnia nie pr�bowali nawet wkroczy� do pomieszczenia, kt�re z pewno�ci� by�o jedynie przedsionkiem. 27 listopada 1922 r. Ponad trzy godziny zaj�o Carterowi rozmontowanie staro�ytnej blokady drzwi wiod�cych do przedsionka. Pomaga� mu Raman wraz z grup� fellach�w. Callender za�o�y� prowizoryczn� instalacj� elektryczn� i po chwili tunel rozb�ysn�� jasnym �wiat�em. Kiedy zadanie zosta�o wykonane, do korytarza wkroczyli lord Carnarvon i lady Evelyn. Na zewn�trz wyci�gano ostatnie kosze pe�ne gipsu i kamienia. Nadszed� moment otwarcia - wszyscy zamilkli. Liczna grupa reflektor�w zgromadzonych przy wej�ciu do grobowca w napi�ciu czeka�a na pierwsze wra�enia. Carter zawaha� si� przez sekund�. Jako naukowiec interesowa� si� najdrobniejszymi szczeg�ami budowli; jako istota ludzka czu� si� niezr�cznie, naruszaj�c �wi�te kr�lestwo zmar�ych; jako badacz doznawa� podniecenia wielkiego odkrycia. B�d�c jednak Brytyjczykiem z krwi i ko�ci, poprawi� jedynie muszk� i przekroczy� pr�g, nie odrywaj�c wzroku od przedmiot�w znajduj�cych si� w dole. Bez s�owa wskaza� na przepi�kny puchar w kszta�cie kwiatu lotosu wykonany z przezroczystego alabastru stoj�cy na progu. Nast�pnie pod��y� w kierunku zapiecz�towanych drzwi umieszczonych mi�dzy dwiema naturalnej wielko�ci statuami Tutenchamona. Ostro�nie zbada� piecz�cie. Serce zamar�o mu w piersiach, gdy u�wiadomi� sobie, �e drzwi te zosta�y ju� wcze�niej naruszone przez staro�ytnych grabie�c�w i zapiecz�towane ponownie. Carnarvon wkroczy� do przedsionka, zachwycaj�c si� urod� przedmiot�w niedbale rozrzuconych doko�a. Odwr�ci� si� i chwyci� sw� c�rk� za r�k�, pomagaj�c jej wej�� do �rodka. W tym samym momencie dostrzeg� zw�j papirusu oparty o �cian� z prawej strony alabastrowego kielicha. Po lewej stronie le�a� wieniec zasuszonych kwiat�w, jakby pogrzeb Tutenchamona odby� si� zaledwie wczoraj. Obok sta�a okopcona lampka oliwna. Lady Evelyn zrobi�a krok naprz�d, trzymaj�c si� ojca. Za ni� ruszy� Callender. Raman zajrza� do wn�trza przedsionka, ale wycofa� si� z powodu braku miejsca. - Niestety, komora grobowa zosta�a naruszona, a potem zapiecz�towana ponownie - odezwa� si� Carter, wskazuj�c na drzwi. Carnarvon, lady Evelyn i Callender zbli�yli si� ostro�nie do archeologa, �ledz�c wzrokiem jego palec. Do przedsionka wszed� Raman. - To zadziwiaj�ce - ci�gn�� Carter - �e naruszono j� tylko raz, a nie dwa razy podobnie jak drzwi wiod�ce do przedsionka. Istnieje zatem nadzieja, �e z�odzieje nie dotarli do mumii. - Odwr�ci� si� i dostrzeg� Ramana. - Raman, nie otrzyma�e� pozwolenia na wej�cie do przedsionka. - Prosz� Ekscelencj� o wybaczenie. Pomy�la�em, �e mog� si� przyda�. - Zaiste, mo�esz si� przyda� pilnuj�c, by nikt nie wszed� do tej komory bez mojego osobistego pozwolenia. - Oczywi�cie, Ekscelencjo. - Nadzorca chy�kiem wymkn�� si� z komnaty. - Howardzie - odezwa� si� Carnarvon. - Bez w�tpienia Raman oczarowany jest znaleziskiem, tak jak my wszyscy. By� mo�e powiniene� by� nieco bardziej wyrozumia�y. - Robotnicy otrzymaj� zezwolenie na obejrzenie tej komnaty, ale to ja wyznacz� por� - odpar� Carter. - Jak ju� wspomnia�em, �ywi� nadziej� co do mumii, gdy� moim zdaniem grabie�cy zostali zaskoczeni w trakcie �wi�tokradczego czynu. Spos�b, w jaki te bezcenne przedmioty rozrzucone s� doko�a, kryje w sobie jak�� tajemnic�. Wydaje si�, �e kto� stara� si� pouk�ada� te rzeczy po z�odziejach, ale nie zdo�a� ich postawi� na pierwotnym miejscu. Dlaczego? Carnarvon wzruszy� ramionami. - Sp�jrzcie na ten wspania�y puchar stoj�cy na progu - kontynuowa� Carter. - Dlaczego go nie uprz�tni�to? A ta z�ocona trumna z otwartym wiekiem? Z pewno�ci� pos�g zosta� skradziony, ale dlaczego nie zamkni�to wieka? - Cofn�� si� do drzwi. - A ta pospolita lampka oliwna? Dlaczego porzucono j� w grobowcu? Proponuj�, aby�my starannie opisali po�o�enie ka�dego przedmiotu w tej komnacie. Te �lady pr�buj� nam co� przekaza�. Jest w nich co� niezwyk�ego. Wyczuwaj�c podniecenie Cartera, Carnarvon stara� si� spojrze� na grobowiec fachowym okiem przyjaciela. Rzeczywi�cie, pozostawienie oliwnej lampki mog�o dziwi�, podobnie jak bez�adne rozrzucenie przedmiot�w. Niemniej jednak znalezisko by�o tak wspania�e, �e nie m�g� my�le� o niczym innym. Wpatruj�c si� w przezroczysty, alabastrowy puchar tak od niechcenia pozostawiony na progu, zamarzy�, by przez moment potrzyma� go w d�oniach. Zachwyci� si� jego osza�amiaj�cym pi�knem. Nagle dostrzeg� jaki� ruch przy wie�cu zasuszonych kwiat�w i lampce oliwnej. Ju� mia� co� powiedzie�, gdy z g��bi komory dobieg� go podniecony g�os Cartera: - Tam jest jeszcze jedna komnata. Patrzcie! Archeolog przykucn�� i o�wietli� pochodni� doln� cz�� sarkofagu. Carnarvon, lady Evelyn i Callender rzucili si� w jego stron�. W l�ni�cym kr�gu �wiat�a pochodni pojawi�a si� komnata wype�niona po brzegi z�otem i klejnotami. Podobnie jak w przedsionku drogocenne przedmioty poniewiera�y si� chaotycznie po ziemi. W tym momencie jednak egiptolodzy byli zbyt przej�ci samym znaleziskiem, by spekulowa�, co wydarzy�o si� w tym miejscu trzy tysi�ce lat temu. P�niej, gdy byli gotowi rozwi�za� ow� zagadk�, Carnarvon zapad� na straszliw� chorob� - zatrucie krwi. Zmar� 5 kwietnia 1923 roku o godzinie drugiej nad ranem, dwadzie�cia tygodni po otwarciu grobowca Tutenchamona i w czasie nie wyja�nionej, pi�ciominutowej awarii elektrycznej, kt�ra sparali�owa�a ca�y Kair. Utrzymywano, �e �mierteln� chorob� spowodowa�o ugryzienie owada, lecz ju� wtedy narodzi�y si� liczne w�tpliwo�ci. W ci�gu kilku nast�pnych miesi�cy w tajemniczych okoliczno�ciach zmar�y cztery inne osoby uczestnicz�ce w otwarciu grobowca. Jedna z nich znikn�a z pok�adu jachtu zakotwiczonego na spokojnym Nilu. Zainteresowanie dawn� grabie�� grobowca wyra�nie zmala�o. Ludzi zafascynowa�a wiedza staro�ytnych Egipcjan w dziedzinie nauk okultystycznych. Ale z cienia przesz�o�ci wynurzy�o si� wspomnienie kl�twy faraon�w. Nowojorski "Times", poruszony tajemniczymi zgonami, tak pisa�: "To niezg��biona tajemnica, kt�rej nie nale�y lekcewa�y�". W �rodowisku uczonych zapanowa� strach. Zbyt wiele by�o zbieg�w okoliczno�ci. Dzie� pierwszy Kair, godz. 15.00 Reakcja Eryki Baron by�a czysto odruchowa. Zacisn�a mi�nie ud i po�ladk�w, wyprostowa�a si� i odwr�ci�a twarz w stron� intruza. Pochyla�a si� w�a�nie nad grawerowan�, mosi�n� czar�, gdy otwarta d�o� wsun�a si� mi�dzy jej uda i spocz�a na bawe�nianych spodniach. Od chwili wyj�cia z hotelu Hilton by�a obiektem licznych oble�nych spojrze�, a nawet wyra�nie erotycznych uwag, nie przypuszcza�a jednak, �e kto� o�mieli si� j� tkn��. Prze�y�a szok. By�by to szok w ka�dym innym miejscu, ale tu, w Kairze, ju� pierwszego dnia, odczu�a to ze zdwojon� si��. Napastnik mia� oko�o pi�tnastu lat i prowokuj�cy u�miech ods�aniaj�cy r�wne rz�dy ��tych z�b�w. Nie cofn�� wyci�gni�tej d�oni. Nie zwa�aj�c na sw� p��cienn� torb�, Eryka pchn�a ch�opaka lew� r�k�. Ku w�asnemu zdziwieniu zacisn�a praw� d�o� w tward� pi�� i wycelowa�a w szyderczo wykrzywion� twarz, wk�adaj�c w uderzenie ca�� si��. Skutek by� zaskakuj�cy. Cios nie by� gorszy od profesjonalnego uderzenia karate. Ch�opak przetoczy� si� przez chybotliwe stoliki rozstawione przed sklepikiem z artyku�ami mosi�nymi. Sto�y poprzewraca�y si� pod jego ci�arem, a towary rozsypa�y si� po ulicznym bruku. Niespodziewana lawina wypad�a wprost na ch�opca nios�cego wod� i kaw� na metalowej tacy zawieszonej na tr�jnogu. Nieszcz�nik upad�, powoduj�c jeszcze wi�ksze zamieszanie. Eryka wpad�a w pop�och. Samotna na zat�oczonym bazarze Kairu zapina�a wolno torb�, jakby nie zdaj�c sobie sprawy, �e kogo� uderzy�a. Zadr�a�a w przekonaniu, �e t�um zwr�ci si� przeciwko niej, ale us�ysza�a jedynie g�o�ny �miech. Nawet sklepikarz, kt�rego towary nadal toczy�y si� po bruku, trz�s� si� ze �miechu, trzymaj�c si� pod boki. Ch�opak podni�s� si� z ziemi i przyciskaj�c d�o� do twarzy, zmusi� si� do u�miechu. - Maareish - rzuci� sklepikarz. P�niej Eryka dowiedzia�a si�, �e znaczy to mniej wi�cej "c�, sta�o si�" lub "nic nie szkodzi". Udaj�c zagniewanie, pomacha� swym m�oteczkiem i przegoni� intruza. Pos�a� dziewczynie ciep�e spojrzenie i zabra� si� do zbierania rozrzuconego dobytku. Eryka ruszy�a przed siebie, ale serce wali�o jej nadal. Zda�a sobie spraw�, �e jeszcze wiele musi nauczy� si� o Kairze i wsp�czesnym Egipcie. By�a z zawodu egiptologiem, a to niestety ogranicza�o jej wiedz� do staro�ytnej cywilizacji tego pa�stwa. Znajomo�� hieroglif�w Nowego Pa�stwa nie przygotowa�a jej do spotkania z Egiptem roku 1980. Od chwili przyjazdu jej zmys�y poddawane by�y bezlitosnym pr�bom. Przede wszystkim zapach. Wszechogarniaj�cy aromat baraniny, kt�ry wype�ni� ka�dy zak�tek miasta. I ha�as; przera�liwy ryk klakson�w zmieszany z og�uszaj�c� muzyk� arabsk� wydobywaj�c� si� z tysi�cy tranzystor�w. Na dodatek otacza� j� brud, kurz i piach, patyna pokrywaj�ca �redniowieczny, miedziany dach. Doko�a panowa�o niewyobra�alne ub�stwo. Epizod z ch�opakiem podwa�y� jej pewno�� siebie. By�a przekonana, �e u�miechy wszystkich m�czyzn w arabskich myckach i powiewnych galabijach odbijaj� ich brudne my�li. Gorzej ni� w Rzymie. Tu otacza�a j� chmara ch�opc�w, niekiedy kilkuletnich, kt�rzy chichocz�c, zadawali jej pytania w j�zyku stanowi�cym mieszanin� arabskiego, francuskiego i arabskiego. Kair wyda� jej si� obcy, bardziej obcy, ni� si� spodziewa�a. Nawet znaki uliczne wypisane by�y ozdobnym, lecz niezrozumia�ym pismem arabskim. Spogl�daj�c przez rami� na Nil, w kierunku Shari el Muski, pomy�la�a o powrocie do zachodniej dzielnicy miasta. By� mo�e rzeczywi�cie pomys� przyjazdu do Egiptu na w�asn� r�k� by� idiotyczny. Tak przynajmniej twierdzi� Richard Harvey, jej narzeczony od trzech lat. Podobnego zdania by�a jej matka, Janice. Raz jeszcze odwr�ci�a g�ow� i spojrza�a na serce �redniowiecznego miasta. W w�skiej uliczce panowa� niewyobra�alny t�ok. - Bakszysz - szepn�a sze�cioletnia dziewczynka. - Na szkolne o��wki. - Jej angielski by� szorstki i zadziwiaj�co zrozumia�y. Eryka spojrza�a na dziecko. W�osy dziewczynki pokrywa� uliczny kurz. Ubrana by�a w wystrz�pion� pomara�czow� sukienk�. Eryka pochyli�a si� z u�miechem nad bosonogim stworzeniem i wstrzyma�a oddech. Wok� rz�s dziewczynki gromadzi�y si� niezliczone ilo�ci l�ni�cych, zielonych much, kt�rych nie pr�bowa�a nawet odgoni�. Sta�a nieruchomo z wyci�gni�t� d�oni�. Eryka zdr�twia�a. - Safer! Policjant w bia�ym mundurze z nalepk� TOURIST POLICE wypisan� du�ymi, wyra�nymi literami przepycha� si� ulic� w ich stron�. Dziewczynka wtopi�a si� w t�um. Znikn�li te� mali podrywacze. - W czym mog� pom�c? - zapyta� z wyra�nym angielskim akcentem. - Wygl�da na to, �e zgubi�a pani drog�. - Szuka�am bazaru Khan el Khalili - odpowiedzia�a Eryka. - Tout � droite - obja�ni� policjant, wskazuj�c przed siebie. Po chwili stukn�� si� w czo�o. - Prosz� mi wybaczy�. To ten upa�. Mieszam ju� j�zyki. Prosz� i�� przed siebie. To ulica el Muski, potem przetnie pani g��wn� promenad� Shari Port Said. Bazar Khan el Khalili znajduje si� po lewej stronie. �ycz� udanych zakup�w, ale prosz� pami�ta� o targowaniu si�. Tu, w Egipcie to sport. Eryka podzi�kowa�a i zacz�a przedziera� si� przez t�um. Gdy tylko znikn�� policjant, jak spod ziemi wyro�li ch�opcy, a ze wszystkich stron otoczy�a j� gromada handlarzy. Min�a jatk� na otwartym powietrzu, obwieszon� d�ugim rz�dem �wie�o ubitych jagni�t obdartych ze sk�ry i pokrytych r�owymi rz�dowymi piecz�ciami. Martwe cia�a zwisa�y �bami w d�, ich nie widz�ce oczy wzbudza�y groz�, a smr�d odpadk�w przyprawia� Eryk� o md�o�ci. St�chlizna szybko miesza�a si� z zapachem zgni�ych owoc�w mango dolatuj�cym z pobliskiego straganu i odorem �wie�ego o�lego �ajna. Kilka krok�w dalej dziewczyna poczu�a orze�wiaj�cy aromat zi�, przypraw i �wie�o zaparzonej arabskiej kawy. W w�skiej, zat�oczonej uliczce unosi� si� kurz przes�aniaj�cy s�o�ce, zamieniaj�cy skrawek bezchmurnego nieba w niewyra�ny, odleg�y b��kit. Piaskowe budowle po obu stronach ulicy drzema�y w popo�udniowym upale. Eryka wtopi�a si� w t�um na bazarze. Ws�uchuj�c si� w stukot pradawnych drewnianych k� na granitowym bruku, przenios�a si� w my�lach do �redniowiecznego Kairu. Wyczuwa�a chaos, ub�stwo i �yciowe niedostatki; pulsuj�ca, surowa �ywotno�� przera�a�a j� i podnieca�a, intrygowa�a j� tajemniczo�� tego �wiata, tak starannie kamuflowana i skrywana przez kultur� Zachodu; �ycie obna�one do ko�ci, lecz pe�ne spokoju; los przyjmowany z rezygnacj�, a nawet ze �miechem. - Masz papierosa? - spyta� nachalnie dziesi�cioletni ch�opiec. Ubrany by� w szar� koszul� i bufiaste spodnie. Jeden z jego kompan�w wypycha� go do przodu, bli�ej Eryki. - Papierosa - powt�rzy�, wij�c si� w arabskim ta�cu i zapalaj�c wyimaginowanego papierosa ze �miertelnie powa�n� min�. Krawiec zaj�ty prasowaniem wykrzywi� twarz, a siedz�cy w szeregu m�czy�ni pal�cy mokre od �liny nargille wbili w ni� przeszywaj�cy, nieruchomy wzrok. Eryka po�a�owa�a, �e ubra�a si� w tak rzucaj�ce si� w oczy, zagraniczne ciuchy. Widz�c jej bawe�niane spodnie i prost�, tkan� bluzk�, nikt nie mia� w�tpliwo�ci, �e by�a turystk�. �adna ze spotkanych kobiet nie mia�a na sobie spodni. Wi�kszo�� Arabek odziana by�a w tradycyjne, czarne meliye. Eryka zdawa�a sobie spraw�, �e nawet jej cia�o by�o inne. Cho� mia�a kilka funt�w nadwagi, by�a szczuplejsza od Egipcjanek. Jej delikatna twarz wyr�nia�a si� na tle okr�g�ych, ci�kich twarzy wype�niaj�cych bazar - du�e szarozielone oczy, l�ni�ce, kasztanowe w�osy i doskonale wyrze�bione usta o pe�nych wargach, nadaj�cych im lekko gryma�ny wyraz. Wiedzia�a, �e jest pi�kna. M�czy�ni nie pozostawali oboj�tni na jej widok. Jednak w tej chwili, przepychaj�c si� przez zat�oczony bazar, zacz�a �a�owa� swego atrakcyjnego wygl�du. Jej str�j sprawia�, �e nie chroni�a jej miejscowa uliczna moralno��, a co wa�niejsze, by�a sama. Sta�a si� doskona�ym katalizatorem erotycznych fantazji wszystkich m�czyzn, kt�rzy na ni� patrzyli. Przyciskaj�c do boku wypakowan� torb�, dziewczyna pod��y�a w�sk� uliczk� w stron� ha�a�liwych zau�k�w wype�nionych po brzegi lud�mi, zaj�tymi ka�d� mo�liw� form� produkcji i handlu. Nad g�owami powiewa�y dywany i tkaniny, przes�aniaj�c s�o�ce, ale wzmagaj�c ha�as i kurz. Eryka zawaha�a si� ponownie, widz�c barwn� mozaik� twarzy. Gruboko�ci�ci fellachowie o szerokich ustach i grubych wargach odziani byli w tradycyjne galabije i ma�e czapeczki. Arabowie czystej krwi - Beduini - o ostrych rysach i szczup�ych, gi�tkich cia�ach; Nubijczycy o hebanowej sk�rze, o niezwykle silnych i muskularnych torsach, cz�sto obna�eni do pasa. Strumie� postaci pchn�� j� naprz�d i wcisn�� w g��b Khan el Khalili. Teraz ociera�a si� o gromad� r�norodnych typ�w. Kto� uszczypn�� j� w siedzenie, ale kiedy odwr�ci�a g�ow�, nie by�a w stanie rozpozna� winowajcy. Wci�� otacza�a j� grupa pi�ciu, sze�ciu ch�opak�w. Czu�a si� jak zaj�c po�r�d ps�w go�czych. Eryka zmierza�a do sektora z�otnik�w. Tam chcia�a kupi� kilka pami�tek. Jednak gdy czyje� brudne palce przesun�y si� po jej w�osach, zapa� jej zmala�. By�a wyczerpana i my�la�a tylko o powrocie do hotelu. Sw� fascynacj� Egiptem t�umaczy�a staro�ytn� cywilizacj�, sztuk� i tajemnic�. Wsp�czesny, zurbanizowany Egipt by� nie do zniesienia, zw�aszcza kiedy widzia�o si� go po raz pierwszy. Eryka marzy�a o zwiedzeniu zabytk�w, o podr�y na Sahar�, a ponad wszystko pragn�a pojecha� do G�rnego Egiptu, jak najdalej od miejskiego zgie�ku. Pewna by�a, �e tam spe�ni� si� jej marzenia. Na kolejnym rogu skr�ci�a w prawo i min�a os�a, martwego lub w�a�nie dokonuj�cego �ywota. Zwierz� nie porusza�o si� i nikt nie zwraca� na� najmniejszej uwagi. Przed opuszczeniem hotelu Eryka przestudiowa�a map� miasta i teraz domy�la�a si�, �e pod��aj�c na po�udniowy wsch�d, dojdzie do placu przed meczetem Al Azhar. Przyspieszy�a kroku, przepychaj�c si� mi�dzy handlarzami targuj�cymi si� nad wychudzonymi go��biami w trzcinowych klatkach. W oddali spostrzeg�a minaret i zalany s�o�cem plac. Nagle stan�a jak wryta. Ch�opak, kt�ry prosi� o papierosa i uparcie pod��a� jej �ladem, wpad� na ni� z pe�nym impetem. Nie zwr�ci�a na niego uwagi. Jej oczy utkwione by�y w wystawie sklepowej. W oknie sta�o naczynie w kszta�cie p�ytkiej urny - okruch staro�ytnego Egiptu l�ni�cy po�rodku wsp�czesnego brudu i ub�stwa. Jego brzeg by� nieco p�kni�ty; poza tym naczy�ko by�o nie naruszone, podobnie jak gliniane otwory s�u��ce do jego zawieszania. Eryka, zdaj�c sobie spraw�, �e bazar wype�niony jest drogimi falsyfikatami maj�cymi przyci�ga� turyst�w, sta�a nieruchomo urzeczona autentyczno�ci� przedmiotu. Podr�bki przedstawia�y zazwyczaj rze�bione statuetki w kszta�cie mumii. To naczy�ko by�o doskona�ym przyk�adem predynastycznej ceramiki egipskiej, dor�wnuj�cym najwspanialszym eksponatom, kt�re mia�a okazj� podziwia�, pracuj�c w Bosto�skim Muzeum Sztuk Pi�knych. Je�li by�o prawdziwe, mog�o mie� ponad sze�� tysi�cy lat. Dziewczyna zrobi�a krok w ty� i rzuci�a okiem na �wie�o wymalowany szyld nad oknem. G�rna cz�� pokryta by�a tajemniczymi zawijasami arabskiego alfabetu. Poni�ej widnia� napis "Antica Abdul". Wej�cie po lewej stronie okna zakrywa�a zas�ona z g�sto utkanych, ci�kich koralik�w. Kiedy jeden z natr�t�w poci�gn�� jej torb�, odwa�nie wkroczy�a do sklepiku. Setki pomalowanych paciork�w wyda�y ostry, przeszywaj�cy d�wi�k i zasun�y si� za jej plecami. Sklepik by� niewielki, szeroki na dziesi�� st�p, d�ugi na dwadzie�cia i zadziwiaj�co zimny. �ciany pokryte by�y tynkiem i pobielone wapnem. Na pod�odze le�a�y zdarte, orientalne dywany. Znaczn� cz�� pomieszczenia zajmowa�a pokryta szk�em lada w kszta�cie litery L. Nikt nie wyszed� Eryce na spotkanie, wi�c poprawi�a pasek torby i pochyli�a si� nad niezwyk�ym eksponatem, kt�ry zauwa�y�a na wystawie. Mia� lekko z�otawy kolor i delikatnie wymalowane zdobienia w odcieniach br�zu i purpury. Jego wn�trze wypchane by�o zgniecion� arabsk� gazet�. Ci�kie, czerwonobr�zowe kotary z ty�u sklepu rozsun�y si� i do lady podszed� jego w�a�ciciel, Abdul Hamdi. Eryka rzuci�a kr�tkie spojrzenie w jego stron� i odetchn�a z ulg�. Mia� oko�o sze��dziesi�ciu pi�ciu lat, a jego ruchy i wyraz twarzy by�y pe�ne �agodnego spokoju. - Interesuje mnie ta urna - odezwa�a si� Eryka. - Czy mog� j� dok�adnie obejrze�? - Oczywi�cie - odpar� Abdul, wynurzaj�c si� zza lady. Podni�s� naczy�ko i zdecydowanym ruchem w�o�y� je w dr��ce d�onie Eryki. - Prosz� postawi� je na ladzie. Odwr�ci� si� i zapali� nieos�oni�t� �ar�wk�. Dziewczyna z namaszczeniem ustawi�a urn� na ladzie i zdj�a torb� z ramienia. Ponownie unios�a naczy�ko i wolno przesun�a palcami po zdobieniach. Opr�cz typowo ornamentalnych wzor�w dostrzeg�a wizerunki tancerek, antylop i prostych ludzi. - Ile? - zapyta�a, przygl�daj�c si� uwa�nie malowid�om. - Dwie�cie funt�w - rzuci� sprzedawca, zni�aj�c g�os do tajemniczego szeptu. W jego oczach pojawi� si� b�ysk. - Dwie�cie funt�w! - powt�rzy�a Eryka, licz�c w my�lach. Oko�o trzystu dolar�w. Postanowi�a potargowa� si� nieco, by sprawdzi�, czy naczy�ko nie jest podrobione. - Mog� da� sto funt�w. - Sto osiemdziesi�t, to moje ostatnie s�owo - zareplikowa� Abdul, udaj�c bezgraniczne po�wi�cenie. - Przypuszczam, �e mog� zaproponowa� sto dwadzie�cia - ci�gn�a Eryka, badaj�c zdobienia. - Okay. Dla pani... - przerwa� i dotkn�� jej ramienia. Nie zaprotestowa�a. - Amerykanka? - Tak. - To dobrze. Lubi� Amerykan�w. Bardziej ni� Rosjan. Dla pani zrobi� co� wyj�tkowego. Strac� na tym kawa�ku, ale potrzebuj� pieni�dzy, bo sklep jest zupe�nie nowy. Jak dla pani, niech b�dzie sto sze��dziesi�t funt�w. - Abdul wyci�gn�� d�onie, zabra� z jej r�k naczy�ko i postawi� je na dole. - Wspania�y okaz, najlepszy jaki mam. To moja ostatnia oferta. Eryka spojrza�a na Abdula. Mia� ci�kie rysy fellacha. Zauwa�y�a, �e pod zniszczon� marynark� zachodniego garnituru nosi� br�zow� galabij�. Odwracaj�c urn� dostrzeg�a spiralny wz�r na jej dnie i wilgotnym palcem delikatnie potar�a wymalowan� kompozycj�. Ciemnobr�zowa farba pozosta�a na kciuku. Przedmiot wykonany by� bardzo precyzyjnie, ale z ca�� pewno�ci� nie by� antykiem. Czuj�c si� niezr�cznie, Eryka odstawi�a urn� na lad� i podnios�a torb�. - No c�. Dzi�kuj� bardzo - mrukn�a, unikaj�c wzroku handlarza. - Mam jeszcze inne - nalega�, otwieraj�c wysoki, drewniany sekretarzyk pod �cian�. Jego lewanty�ski instynkt odpowiedzia� na pocz�tkowy entuzjazm dziewczyny, ale ten sam instynkt wyczu� nag�� zmian�. Hamdi zmiesza� si� nieco, ale nie chcia� straci� klientki bez walki. - By� mo�e spodoba si� pani. - Wyj�� z sekretarzyka podobny kawa�ek ceramiki i postawi� go na stole. Eryka chcia�a unikn�� konfrontacji z najwyra�niej poczciwym staruszkiem, kt�ry pr�bowa� j� oszuka�. Niech�tnie wzi�a do r�ki drugie naczy�ko. Mia�o bardziej owalny kszta�t i umieszczone by�o na w�skiej podstawie, a jego jedyn� ozdob� by�y lewosko�ne spirale. - Mam tego jeszcze wi�cej - m�wi� antykwariusz, wyci�gaj�c pi�� kolejnych skorup. Gdy tylko odwr�ci� si� plecami do Eryki, dziewczyna zwil�y�a palec i potar�a wz�r na drugiej urnie. Farba pozosta�a bez skazy. - Ile za to? - spyta�a, kryj�c podniecenie. Mog�a przypuszcza�, �e ceramika, kt�r� trzyma�a w d�oniach, mia�a sze�� tysi�cy lat. - Ceny zale�� od wk�adu pracy i stanu, w jakim znajduje si� dany okaz - rzuci� wymijaj�co Abdul. - Prosz� obejrze� wszystkie i wybra� ten, kt�ry si� pani spodoba. Potem porozmawiamy o cenie. Eryka bacznie studiowa�a ka�d� z urn i w ko�cu z siedmiu wybra�a dwie najprawdopodobniej autentyczne. - Interesuj� mnie te dwie sztuki - powiedzia�a powoli odzyskuj�c pewno�� siebie. Cho� raz jej wiedza egiptologiczna nabra�a praktycznej warto�ci. W tym momencie zat�skni�a za Richardem. Abdul ogarn�� spojrzeniem naczy�ka, po czym przeni�s� wzrok na Eryk�. - Przecie� to nie s� najpi�kniejsze sztuki. Dlaczego wybra�a pani w�a�nie te? Spojrza�a na niego i zawaha�a si�. - Bo pozosta�e to podr�bki - rzuci�a �mia�o. Twarz m�czyzny ani drgn�a. Powoli w jego oczach pojawi�y si� ogniki, a w k�cikach ust zawita� u�miech. W ko�cu parskn�� �miechem, a do oczu nap�yn�y mu �zy. Eryka wykrzywi�a twarz. - Prosz� mi powiedzie�... - Abdul z trudem opanowywa� �miech. - Prosz� mi powiedzie�, sk�d pani wiedzia�a, �e to falsyfikaty? Wskaza� na odstawione urny. - Spos�b jest bardzo prosty. Nie trzymaj� koloru. Farba pozostaje na wilgotnym palcu. W przypadku antyku jest to niemo�liwe. Zwil�aj�c palec, Hamdi zbada� pigment. Ciemny br�z rozmaza� si� na sk�rze. - Ma pani ca�kowit� racj�. - Podobny test przeprowadzi� na dw�ch autentycznych naczy�kach. - Wystrychni�to mnie na dudka. Takie jest �ycie. - A zatem jaka jest cena tych dw�ch prawdziwych antyk�w? - zapyta�a Eryka. - One nie s� na sprzeda�. Mo�e kiedy�, ale nie teraz. Do spodu szklanego blatu przyklejony by� oficjalnie wygl�daj�cy dokument z rz�dowymi piecz�ciami Departamentu Zabytk�w, z kt�rego wynika�o, �e "Antica Abdul" by� w pe�ni licencjonowanym sklepem z antykami. Obok widnia�o o�wiadczenie, �e na pro�b� klienta wydaje si� pisemne certyfikaty. - Co pan robi, kiedy klient prosi o certyfikat? - Wydaj� go. Dla turysty to i tak nie ma �adnego znaczenia. Jest zadowolony z pami�tki i nie zadaje sobie trudu, by to sprawdzi�. - Nie ma pan wyrzut�w sumienia? - Ani troch�. Praworz�dno�� jest przywilejem bogatych. Kupiec zawsze stara si� osi�gn�� jak najwy�sz� cen� za swoje towary. Tury�ci, kt�rzy tu przychodz�, prosz� o pami�tki. Je�li zainteresowani s� prawdziwymi antykami, to maj� o nich jakie� poj�cie. Ich sprawa. Sk�d pani wiedzia�a o pigmencie na staro�ytnej ceramice? - Jestem egiptologiem. - Egiptolog! Na Allacha! Dlaczego tak pi�kna kobieta chcia�a zosta� egiptologiem? Ach, �wiat zbyt szybko idzie do przodu. Chyba si� starzej�. A zatem by�a pani ju� wcze�niej w Egipcie? - Nie, to moja pierwsza wizyta. Chcia�am przyjecha� wcze�niej, ale podr� by�a zbyt kosztowna. By�o to moim marzeniem ju� od d�u�szego czasu. - C�, b�d� si� modli�, by spe�ni�y si� wszystkie pani marzenia. Wybiera si� pani do G�rnego Egiptu? Do Luksoru? - Oczywi�cie. - Dam pani adres sklepu z antykami, kt�ry nale�y do mojego syna. - �eby m�g� sprzeda� mi jaki� falsyfikat? - za�artowa�a Eryka z u�miechem. - Nie, nie. On mo�e pani pokaza� kilka �adnych rzeczy. Ja te� mam par� "pere�ek". Co pani my�li o tym? - Wyci�gn�� z sekretarzyka figurk� w kszta�cie mumii i po�o�y� j� na ladzie. Wykonana by�a z drewna, pokryta gipsem i bogato ozdobiona. Cz�� przedni� zdobi� rz�d hieroglif�w. - To podr�bka - zareagowa�a b�yskawicznie Eryka. - Nie - zaprotestowa� Abdul. - Hieroglify nie s� prawdziwe. Niczego nie oznaczaj�. To tylko rz�d bezsensownych znak�w. - Potrafi pani odczytywa� tajemne pismo? - To moja specjalno��, zw�aszcza pismo z okresu Nowego Kr�lestwa. Hamdi odwr�ci� statuetk� i przyjrza� si� hieroglifom. - Zap�aci�em krocie za ten kawa�ek. Jestem pewny, �e okaz jest prawdziwy. - By� mo�e figurka jest prawdziwa, ale nie napis. Prawdopodobnie umieszczono go po to, by nada� statuetce bardziej warto�ciowy wygl�d. - Eryka spr�bowa�a zetrze� czarny kolor z figurki. - Pigment nie daje si� usun��. - Hmmm, poka�� pani co� jeszcze. - Abdul zanurzy� d�o� w oszklonym sekretarzyku i wyci�gn�� ze� ma�e kartonowe pude�ko. Zdj�� pokryw� i wyj�� kilka skarabeuszy. U�o�y� je w szeregu na ladzie i palcem pchn�� jednego z nich w stron� Eryki. Podnios�a go i przyjrza�a si� dok�adnie. Wykonany by� z porowatego materia�u, a jego g�rna cz�� wyrze�biona zosta�a po mistrzowsku, na kszta�t pospolitego chrz�szcza czczonego przez staro�ytnych Egipcjan. Eryka zerkn�a na sp�d i ze zdziwieniem dostrzeg�a wyryte imi� faraona Setiego I. Hieroglify stanowi�y istne arcydzie�o. - To wyj�tkowa sztuka - odezwa�a si�, k�ad�c figurk� na kontuarze. - Chcia�aby pani j� mie�? - Pewnie. Ile kosztuje? - Nale�y do pani. To podarunek. - Nie mog� przyj�� takiego prezentu. Dlaczego chce mi pan j� ofiarowa�? - To arabski zwyczaj. Ale musz� pani� ostrzec. Nie jest prawdziwa. Eryka, zaskoczona, unios�a skarabeusza do �wiat�a. Jej pierwotne wra�enie nie uleg�o zmianie. - A ja my�l�, �e jest prawdziwy. - Nie. Wiem, �e jest to falsyfikat, poniewa� wykona� go m�j syn. - Co� podobnego - zdziwi�a si� dziewczyna, spogl�daj�c na hieroglify. - M�j syn jest w tym �wietny. Skopiowa� hieroglify z prawdziwej figurki. - Z czego jest zrobiona? - Prastare ko�ci. W Luksorze i Asuanie w staro�ytnyc