4196

Szczegóły
Tytuł 4196
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4196 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4196 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4196 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marek Nowakowski gdzie jest droga na Walne? Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 Kiedy ranne wstaj� zorze... 5 Autokar koleba� si� po wybojach. By� to najgorszy odcinek g��wnej arterii miasta. Nawierzchni� zmieniono tutaj i tylko w�ska cz�� drogi, pe�na dziur i ka�u�, pozosta�a dla przejazdu. Mijali stacj� benzynow�. Z ty�u budyneczku placyk z jaskrawym szyldem: �Samoobs�ugowy k�cik napraw.� Popatrzy� z szoferki kierowca, pan W�adziu, i powiedzia� wrogo: � K�cik samoobs�ugowy! Co to nie wymy�l�... A spr�buj co� naprawi�! � Chyba skacowany po sobocie, oczy mia� przekrwione i nieogolon� szcze� na brodzie. Nast�pnie na widok wielkiego napisu, kt�ry ni st�d, ni zow�d zdobi� mur nieczynnej cegielni: �Kultura i estetyka miejsca pracy nasz� spraw� nadrz�dn�� � tylko ju� splun��. � Tak... � przyzna� in�ynier Jundzi��, kt�ry siedzia� najbli�ej kierowcy � za du�o wsz�dzie tej literatury. Za du�o. Niby prawid�owo, a co� nie tak. Ja � przypomina� sobie � jecha�em tak� taks�wk�, gdzie z osiem napis�w: �Nie plu�, �Nie pali�, �Nie trzaska� drzwiami�, �Nie zanieczyszcza� siedzenia�, �Nie otwiera� okienka�, tak jecha�em sobie i czu�em si� jak w wi�zieniu. Same zakazy. A jakie staranne te tabliczki, metalowe, lakierowane... � zawodzi� �miesznie. kresowym za�piewem Dyrektor s�ysza� ten wyw�d. Jundzi�� zreszt� obr�ci� si� do ty�u i szuka� w jego oczach aprobaty. Ale tamten nie podj��. Zag��bi� si� w lekturze Atlasu grzyb�w jadalnych i truj�cych. � Taks�wkarze maj� ci�kie �ycie... � odezwa� si� kierowca, pan W�adziu � rozmaita swo�ocz... Ju� wje�d�ali na szos� wylotow� z miasta. Nagle zgrzyt hamulc�w, i wszyscy podskoczyli na siedzeniach. Pan W�adziu wychyli� si� z okienka szoferki. To trabant wyskoczy� z bocznej ulicy i wpakowa� si� prosto pod autokar. Gdyby nie r�ka pana W�adzia, pewna i szybka, by�by wypadek jak nic. Wi�c wychyli� si� kierowca, twarz mia� czerwon� z w�ciek�o�ci, i wrzasn��: � Gdzie si� wpierdalasz t� mydelniczk�! Ten w trabancie a� skuli� si� przy kierownicy. W�adziu, warszawski cwaniaczek, zawsze co� takiego powie. Nawet Dyrektor zakry� d�oni� usta. � Chwa�a Bogu � pan W�adziu otar� pot z czo�a. Sko�czy�a si� ju� zwarta miejska zabudowa. Badylarskie pola, go��bniki i teren, gdzie wznoszono nowe osiedle mieszkaniowe. Szare, ospowate pud�a wie�owc�w, poryta buldo�erami ziemia, d�wigi z zastyg�ymi w niedzielnym odpoczynku �apami. Niekt�re bloki ju� zamieszka�e, z dach�w stercz� anteny telewizyjne, a w�r�d stos�w cegie� i prefabrykat�w bawi� si� dzieci. � A m�wi�, �e demografia spada � zauwa�y� in�ynier Jundzi��, kt�ry nie lubi� dzieci. � To, jak pa�stwo widzicie, typowa architektura linearna, czyli wzd�u� arterii komunikacyjnej... � m�drzy� si� kierownik rachuby, a m�dry by� tym, co us�ysza� w telewizji. Co� jeszcze perorowa�, ale nikt go nie s�ucha�. Kiedy ju� na dobre zacz�y si� pola i cha�upy ze s�omianymi strzechami, zetemesowski dzia�acz Zbro�ek, jak wprawny dyrygent, uni�s� si� z siedzenia, roz�o�y� r�ce i zaproponowa�: � Mo�e co� za�piewamy? � I zaraz te� dono�nym, wy�wiczonym na r�nych akademiach i obozach g�osem zacz��: � �Sz�a dzieweczka do laseczka, do zielonego...� � Cz�� uczestnik�w wycieczki podchwyci�a i tak sobie �piewali: � �Napotka�a my�liweczka bardzo �warnego, ha, ha...� � ko�ysz�c si� w takt. 6 A in�ynier Dopiera�a, przezywany Tylko do Przodu, przy�apa� si� na tym, �e zupe�nie bezwiednie wbrew ch�ralnej pie�ni nuci: � �Kiedy ranne wstaj� zorze...� � To chwyci�o go z samego rana. Ju� przy goleniu i p�niej, w drodze na miejsce zbi�rki niedzielnej wycieczki, te�. Wi�c zdusi� w sobie te natr�tne �zorze�, ale i bzdurnej �dzieweczki� nie �piewa�. Popatrzy� w okno. Pogoda �adna, jesienna, z p�l sz�y w g�r� i rozwiewa�y si� sinawe mg�y. Troch� samochod�w na szosie, motocykle, kilku rowerzyst�w, te� chyba na grzybobranie. Taki sam jelcz jak ich zatrzyma� si� na poboczu i wycieczka wysypa�a si� z wn�trza autobusu na dwie strony szosy w krzaki: m�czy�ni na lewo, kobiety na prawo. � Mo�e i my... � zwolni� kierowca, pan W�adziu. Ale nikt nie mia� takiej potrzeby. Patrzy� in�ynier Dopiera�a na polno-��kowy pejza�. Krowy � �aciate pos�gi, rozbrykany �rebak, stary ch�op wsparty o kij gapi si� nieruchawo gdzie� w g�r�. U�miechn�� si� in�ynier Dopiera�a do swego s�siada na siedzeniu obok. By� to jego kolega jeszcze z polibudy, Prawiczek. � Fajna pogoda � rzek� � odetchniemy troch�, no nie?... Prawiczek przytakn��. Zaraz in�ynier Dopiera�a obr�ci� si� do ty�u i zacz�� rozmow� z Dyrektorem o nowych prototypach z licencji szwajcarskiej, nad kt�rymi w�a�nie pracowali. � Tak, tak... � powtarza� � s�usznie pan dyrektor to podkre�li�... � I raz po raz te swoje jasne, czyste oczy w Dyrektora wlepia�. Patrzy� na niego ukradkiem Prawiczek, ci�gle zadziwiony. Ta zimna bieg�o�� kolegi, grzeczno��, b�yskotliwo�� i pe�ne szacunku potakiwania. W�a�nie jego d�wi�czny, ciep�y g�os: � ...bez w�tpienia, nale�y skorygowa�, zgadzam si� z panem dyrektorem, ponadto parametry... Dyrektor, oty�y i posiwia�y, z twarz�, kt�ra nie wyra�a�a nic, kiwa� g�ow�. I tak dyskutowali. A ca�a wycieczka wybuchn�a gromkim �miechem. Oto na polnej dr�ce kar�owaty kundel zabiera� si� do amor�w. Dopad� du�� suk� i nieudolnie pr�bowa� sobie z ni� poradzi�. � Ale napalony! � zawo�a� kierowca, pan W�adziu, i pokaza� r�k� to widowisko. Suka ogania�a si� gniewnie. Kundel nie ust�powa�. Za�miewali si� wszyscy. � Takie to �ycie, pani Mariolu... � doda� pan W�adziu z ob�udnym westchnieniem. Z tym komentarzem zwr�ci� si� do naj�adniejszej dziewczyny w biurze projektowym. Ona siedzia�a majestatyczna i od�ta jak gwiazda filmowa. Spojrza�a na niego pogardliwie. � Fordanserka... � zamrucza� pan W�adziu � przed wojn� takie nadzianym go�ciom czeczot� na stole ta�czy�y. Do Marioli ca�y czas robi� ma�lane oczy jej wierny wielbiciel, in�ynier Pawlu�kiewicz. Chudy jak tyka, jechali na grzybobranie, a on w czarnym garniturze, bia�ej koszuli i pod krawatem. Czekoladki jej podtyka� i zalatywa�o od niego jak�� niedzieln� wod� kolo�sk�. �mieszny amant. R�wnocze�nie dwaj najstarsi urz�dnicy z ksi�gowo�ci zacz�li sw�j odwieczny sp�r. � To m�wisz pan, �e s�u�y�e� w Grudzi�dzu? � Tak, w 11 pu�ku kawalerii, panie kolego... � Nie przypominam sobie, �eby tam sta�a taka jednostka, najwy�ej mog�e� pan by� na szkole, Centrum Wyszkolenia Kawalerii, kolego... � A porucznika Arciszewskiego pan pami�ta? � Arciszewskich, drogi kolego... pi�ciu by�o o tym samym nazwisku oficer�w. Sp�r zaostrza� si�. Jak zacietrzewione koguty wy�apywali ze swych wspomnie� rozmaite nie�cis�o�ci. Szykowali na siebie chytre pu�apki. Ale i ta dyskusja wkr�tce te� wygas�a. Autokar mkn�� asfaltow� szos�. G�adko i mi�kko jecha�o si� teraz. Sennie zacz�y opada� g�owy. Niekt�rzy nawet pochrapywali. Jedynie in�ynier Dopiera�a, przezywany Tylko do Przodu, nie drzema�. Siedzia� wyprostowany spr�y�cie 7 i patrzy� w okno. Jesienny pejza�, k�py drzew, czarna, zaorana ziemia. Smutne i przygn�biaj�ce wyda�o mu si� to naraz. Przypomnia� mu si� ostatni wyjazd s�u�bowy do Anglii. Pewien fragment w�a�ciwie, niezwykle wyrazisty, dok�adny, jak zarejestrowany na ta�mie filmowej. Bo prawie nic z pobytu w samym Londynie nie zosta�o mu w pami�ci. Konferencje w kooperuj�cej firmie, jego nie�mia�a angielszczyzna, trema, tamci faceci, zapoznawanie si� z nowymi przyrz�dami pomiarowymi, potem �az�ga ulicami z planem miasta, zakupy w tanich sklepikach, nocne Soho... To nie by�o wa�ne i ju� prawie zatar�o si� ca�kowicie. Mgliste i pe�ne luk. Tylko ten wypad na weekend. Zaproszony zosta� przez m�odego in�yniera. Walter mia� na imi�, by� raz w Polsce, u nich w biurze projektowym w�a�nie. Wi�c ten Walter, wysoki, opalony, ca�y czas szeroki u�miech. Jak�� knajp� z Warszawy sobie zapami�ta�. Aha, �Krokodyl�. W jego wieku ten Walter. I tak jakby czuli do siebie wzajemn� sympati�. R�wie�nicy... Autostrada, volvo ju� za miastem, �wietny sportowy w�z. Walter prowadzi niedbale, ale pewnie. Parkowy pejza�, osiedle ma�ych, troch� jak zabawki, domk�w. Te� jesie� wtedy. Mo�e tylko cieplej. Ju� s� na miejscu. Podjazd, klomb, trawniki, wysokie drzewa, czy gra w tenisa, pyta Walter. Niestety, nie gra�. Teraz chodzi dwa razy w tygodniu na korty Legii. Nie�le ju� sobie daje rad�. Drewniany dom z ganeczkiem, kolumienki oplecione purpurow� winoro�l�. Z ty�u kort, s�ycha� klekot pi�ki. To dzieci Waltera graj� w tenisa. Ciemne wn�trze, hall, kominek, ogie� w kominku, b�yski p�omienia i cienie, przytulnie, nastrojowo, whisky, a mo�e gin, grzechot kostek lodu. �ona Waltera, Kate, wysoka, bardzo zgrabna, mo�e zbyt chuda. �yczliwi oboje, chwal� jego angielszczyzn�, correctly, really correct�y... Jeszcze jaki� s�siad czy kto� przychodzi. Ogorza�y, w pumpach. Starszy. W wojn� styka� si� z Polakami. Pod Tobrukiem. Bardzo chwali. A w nim ca�y czas takie cholerne napi�cie, dygot, poczucie zagubienia, obco��, wrogo��, wstyd, �al... Poci�y mu si� d�onie. Nieznacznie wyciera� o spodnie. Tamci m�wi� o swoich zarobkach. Pytaj� jego. Odpowiada. A jakiego ma bossa? Wtedy pomy�la� o swoim za�artym, bezwzgl�dnym pojedynku z Dyrektorem. Dobry boss, odpar�, �wietny fachowiec, organizator. Fine, fine, powtarzaj� Walter i ten starszy w pumpach. Czy spodziewa si� awansu? Wtedy by� prawie pewien. Ju� tak jednoznacznie dali do zrozumienia w komitecie powiatowym. Jak oni to powiedzieli? Aha, witamy towarzysza dyrektora. Niby tak �artem, a jednak serio, bo dni Dyrektora by�y wtedy policzone. Ale tego nie m�g� powiedzie� Anglikom. Tylko: spodziewa si�, b�dzie przeniesiony do innej plac�wki badawczej na kierownicze stanowisko. Znowu si� ucieszyli. Great, fine, that�s right... U�miechali si� do niego, on do nich. I ca�y czas ten mur, szczelny, mocny, nie do usuni�cia. Bola�o go to, uwiera�o natarczywie, m�czy�o. Czy lubi lekk� muzyk�, czy powa�n�? Powa�n�, odpar� machinalnie. Zaraz Bach z adapteru stereo. �ona Waltera rozpromieniona. Ona te� lubi tylko powa�n�. Walter oprowadza go po domu, sypialnia, �azienka, pokoje dzieci, znowu �azienka, salon, biblioteka. A to pracownia, u�miecha si� z dum�. Warsztat stolarski. W wolnych chwilach tym si� zabawia. For rest... Szafka, p�ki, sto�eczki. Kiwa� g�ow�, podziwia� i u�miecha� si�, kiedy wypada�o. R�wnocze�nie to dra�skie, natarczywe przygn�bienie nie opuszcza�o go ani na chwil�. I tak staro si� poczu�. Walter, cho� r�wie�nik, jak szczeniak, ��todzi�b dla niego. I tym w�a�nie si� pociesza�. U�miechaj�c si� szeroko, a ob�udnie do niego, powtarza� sobie: Co ty tam wiesz o �yciu, neptku... Nareszcie noc, nareszcie by� sam, pok�j na g�rze, go�cinny pok�j, d�ugo nie m�g� zasn��. A wok� tego dra�skiego wrzenia w sobie czu� spok�j, r�wnowag�, to by�o w powietrzu, otacza�o go, przychodzi�o wraz ze szmerami nocy... Jeszcze bardziej wyprostowa� si�, przywar� twarz� do szyby i �eby t� dokuczliw� babranin� przegoni�, ca�kiem bezwiednie �Kiedy ranne wstaj� zorze� zanuci�. Tak samo jak przy �dzieweczce�, dopiero po chwili zorientowa� si�, �e nuci. Urwa� zaraz i zacisn�wszy wargi, rozejrza� si� po siedzeniach. Spali wszyscy. Obr�ci� si� do ty�u i napotka� oczy Dyrektora. Poczu� si� nieswojo. Uwa�ne, przenikliwe oczy. Popatrzyli na siebie. Zaraz in�ynier Dopiera�a, przezywany Tylko do Przodu, u�miechn�� si� jak automat, szeroko i ujmuj�co. Po chwili 8 za� poczu� �liski metal w palcach. Ca�y czas, Angli� wspominaj�c, bawi� si� tym ronsonem, gazow� zapalniczk�, w�a�nie tam kupion�. Wzrok Dyrektora przypomnia� mu o tym. Szybko schowa� j� do kieszeni. Dyrektor ju� nie patrzy� na niego. Przymkn�� oczy. A mo�e wcale nie patrzy�? I zdawa�o mu si� tylko? Chwil� zastanawia� si� nad tym. * Zatrzymali si� na bocznej drodze mi�dzy wysokopiennym lasem li�ciastym a sosnowym zagajnikiem. S�o�ce sta�o ju� wysoko i jesienna przyroda rozb�ys�a wielobarwnie, a piach by� nagrzany, przyjemny. Miejsce wyda�o si� wszystkim odpowiednie. Chyba z pi�� kilometr�w od szosy w g��b lasu wjecha� pan W�adziu. In�ynierowie, technicy, ich �ony, kre�larze, urz�dnicy z planowania i rachuby, kadrowiec i jego referenci wysiadali ochoczo, przeci�gaj�c si� i prostuj�c zdr�twia�e nogi i krzy�e. Pusto tutaj i w pobli�u nie wida� by�o ani nie s�ycha� �adnych innych grzybiarzy. A jedna z in�ynierskich �on przypomnia�a sobie, �e w zesz�ym roku w tym w�a�nie lesie zebrano niezwyk�� obfito�� grzyb�w. � Nawet rydze... � powiedzia�a i w oczach jej zab�ys�o podniecenie. Rozejrza�a si�. W�a�ciwym wyda� si� jej kierunek w stron� sosnowego m�odnika. Zaraz te� ruszy�a tam z wiklinowym koszykiem. Za ni� kilku najbardziej niecierpliwych poszukiwaczy. Pan W�adziu, sko�czywszy obstukiwanie opon, wlaz� pod autokar i co� tam sprawdza� zacz��. �miesznie wystawa�y mu szeroko roz�o�one nogi. Rozpocz�o si� wi�c niedzielne grzybobranie. Niekt�rzy udali si� od razu w g��b lasu. Inni, przewa�nie m�odzi, roz�o�yli si� wygodnie na piaszczystym wzg�rzu, nastawili tranzystorowe radio i spierali si� na temat zawieszenia podwozia nowego fiata. Wo�a� te� zacz�li na rozjemc� kierowc�, pana W�adzia, ale on ci�gle by� zaj�ty pod autokarem. Przewodnicz�cy rady zak�adowej, stary ochlapus, si�ga� ju� po butelk�, ale zatrzyma� si� napotkawszy karc�cy wzrok Dyrektora. � Wszystko rozumiem, kolego � powiedzia� Dyrektor � s�dz� jednak, �e troch� powietrza, ruchu nale�y za�y� w pierwszym rz�dzie... Na tym te� stan�o. Przewodnicz�cy przytakn�� i butelk� schowa� ponownie do torby. Zreszt� kto go tam wie... Poszed� w krzaki, mo�e sobie goln��? Mariola w otoczeniu kilku wielbicieli wybra�a si� na spacer. Odprowadza�y j� niezbyt �yczliwe spojrzenia kobiet. Sz�a ko�ysz�c zadkiem, a jej wysokie obcasy zapada�y si� w piachu. Wielbiciele zbierali dla niej bukiet z paproci i li�ci. Dotarli do rozleg�ej polany. Wiejskie dziewczynki pas�y tutaj krowy. � Co za uroczy spok�j � Mariola przeci�gn�a si� kocio. By�a w wielkich okularach, tak zwanych goglach. Jej wysokie piersi stercza�y obci�ni�te sweterkiem. Dziewczynki pas�ce krowy rozpocz�y ha�a�liw� k��tni�. Targa�y si� za warkocze i wrzeszcza�y. � G�wno! � wykrzykiwa�a jedna z nich. � A w�a�nie g�wno! � Jak ty nie�adnie m�wisz � powiedzia�a surowo Mariola. � Fe!! � �adnie, prosz� pani � odpowiedzia�a rezolutnie ma�a � to nowoczesne m�wienie. Roze�mieli si�. Tylko in�ynier Pawlu�kiewicz, kt�ry w swoim czarnym garniturze wygl�da� w lesie jak zjawa, oburzy� si� gwa�townie: � Wstr�tny bachor! I poszli dalej. W ostatniej grupie ruszy� w las Dyrektor. Szed� z nim g��wny konstruktor z �on�, kierownik rachuby, kadrowiec i in�ynier Dopiera�a. A nieco z ty�u nie�mia�y Prawiczek. In�ynier Dopiera�a zapewne tylko ze wzgl�du na Dyrektora. Grzybami raczej si� nie interesowa�. W og�le niewielk� mia� ochot� na t� niedzieln� wycieczk�. Ale skoro Dyrektor... Wi�c zdecydowa�. Zadzwoni� do narzeczonej i um�wili si� na wiecz�r. 9 I tak id�c u boku Dyrektora, uwa�nie ws�uchany w jego wyw�d o nowych wska�nikach niezawodno�ci i w�asno�ciach przys�anych materia��w, rozmy�la� sobie na marginesie, �e ta sprawa z narzeczon� te� go ustawia jako�. By�a to badylarska c�rka. A by� mo�e � druga jego �ona wkr�tce. Z pierwsz� rozwi�d� si� przed dwoma laty. Przez chwil� nawet wyobrazi� sobie siebie prowadz�cego czerwony samoch�d marki ,,Volvo�. Ten typ wozu ceni� najwy�ej. Wstydliwe to jednak marzenie i kr�tko tylko pozwoli� swojej wyobra�ni na takie rozmam�anie. Z energi� i swad� zacz�� rozprawia� o nowym przyrz�dzie pomiarowym na zasadzie laserowej, o kt�rym wyczyta� niedawno w ameryka�skim kwartalniku technicznym. R�wnie� z satysfakcj� zorientowa� si�, �e o tych najnowszych zdobyczach naukowo-technicznych Dyrektor mizern� posiada raczej wiedz�. Wi�c brylowa� na ten temat jeszcze bardziej ochoczo. Tymczasem pozostali cz�onkowie tej grupy zacz�li si� ju� rozprasza�, wpatrzeni w ziemi�, ogarni�ci rosn�c� grzybow� pasj�. Bo w�a�nie zacz�y si� pojawia� pierwsze grzyby. �ona g��wnego konstruktora znalaz�a dwa ma�e, ale niezwykle kszta�tne kozaczki. Najosobliwiej wygl�da� kadrowiec. Szed� z pochylon� g�ow�, jakby w�szy�. Skupiona, tropicielska twarz. � Pies policyjny � powiedzia� ponuro kierownik rachuby, kt�ry za kultu jednostki przesiedzia� si� par� �adnych lat. A dlatego tak powiedzia�, �e stary kadrowiec by� z tamtej ekipy w�a�nie. Ale teraz nawet ca�kiem ludzki i specjalnie si� nie czepia�. Pierwsze grzyby zwr�ci�y r�wnie� uwag� Dyrektora, wkr�tce te� i in�ynier Dopiera�a, przezywany Tylko do Przodu, coraz cz�ciej zacz�� popatrywa� w ziemi�. Je�li z pocz�tku tak sobie szli spacerkiem, rozprawiaj�c o rozmaitych wska�nikach i prototypowych przyrz�dach, to ju� p�niej m�wi� przestali, a ich oczy pilnie wypatrywa� grzyb�w zacz�y w le�nym podszyciu. Coraz cz�ciej trafia�y si� kozaki i betki. In�ynier Dopiera�a odkry� w k�pie brz�z ca�� koloni� czerwonych kozak�w. Ucieszy� si� ca�kiem dziecinnie. Zrywa� i pakowa� do plastykowej torby. � Dziesi��! � wykrzykn��. � Obfity �up � przyzna� Dyrektor. Ruszyli dalej. Ju� coraz cz�ciej pochylali si� gwa�townie, znajduj�c zdobycz lub prze�ywaj�c rozczarowanie z powodu fa�szywej urody grzyb�w truj�cych. W�tpliwo�ci w tej kwestii rozstrzygali, korzystaj�c obaj z ksi��eczki, kt�r� zabra� ze sob� Dyrektor. By� to Atlas grzyb�w jadalnych i truj�cych. Wi�c stoj�c tak nad jakim� podejrzanym okazem wertowali stronice i napotykali na odpowiedni� kolorow� ilustracj�. � Niestety � stwierdza� Dyrektor. � Przykra pomy�ka � przyznawa� in�ynier Dopiera�a. Trafi� si� te� fa�szywy rydz, �udz�co podobny do prawdziwego, tylko kiedy przeci�li scyzorykiem korze�, nie by�o w nim czerwonej, krwawej pr�gi, kt�ra jest zawsze znamieniem rydza. Rozwin�� si� przy tym poszukiwaniu pewien zabawny rodzaj pojedynku mi�dzy nimi. Ot� Dyrektor, okaza�o si�, by� erudyt� z grzybiarskiego podr�cznika. Ale i Dopiera�a fachowiec. Tylko z wiedz� praktyczn�. I �ciera�y si� te dwie szko�y: nazewnictwa pospolitego i nazewnictwa w literaturze fachowej obowi�zuj�cego. Wi�c je�li napotkali na swym szlaku ��tego grzyba o strz�piastym, nieregularnym kapeluszu na cienkiej �ody�ce, to � pieprznik jadalny � Dyrektor powiada�, a in�ynier Dopiera�a po prostu � kurka � m�wi�. Kiedy zn�w odkryli gatunek g��boko ukryty w piachu, z zielon� g��wk�, to Dyrektor nazwa� grzyb g�sk�, natomiast in�ynier Dopiera�a � zieleniatka � powiedzia�. Dyrektor w tym momencie pomy�la� chwil� i �aci�sk� nazw� tego grzyba jeszcze dorzuci�: � Tricholoma equestre... � Niez�� ma pami��, musia� przyzna� in�ynier Dopiera�a, przezywany Tylko do Przodu. Szli teraz w�skim, wydeptanym przez grzybiarzy tropem. Grunt by� podmok�y, grubo wy�cielony li��mi. � Uwaga � ostrzega� Dopiera�a � powoli... 10 A pod m�odym bukiem obaj r�wnocze�nie zauwa�yli dorodnego prawdziwka. Okaz po prostu. Taki jak to czasem Wicherek pokazuje w telewizji. Obaj ogarni�ci gor�czk� odkrycia podbiegli do grzyba. I pierwszy ju� schyla� si� in�ynier Dopiera�a. Ju� mia� zrywa�. Nagle jego r�ka znieruchomia�a, cofn�� si� zaraz. Dyrektor, kt�ry podbieg� do grzyba z drugiej strony, r�wnie� znieruchomia�. � Prosz�, panie dyrektorze... � in�ynier Dopiera�a wykona� szeroki, go�cinny gest. � Ale� pan by� pierwszy, kolego � odpar� Dyrektor i jego d�o� cofn�a si� od grzyba. � Sk�d? � zaprzeczy� in�ynier Dopiera�a. Wyprostowa� si� i odsun�� o krok od grzyba. Pogr��yli si� w takim swoistym wersalu, odst�puj�c sobie nawzajem zdobycz. � Jak�e to... � broni� si�, ale coraz s�abiej Dyrektor. � Ale� tak, tu licz� si� sekundy, jak w biegu � Dopiera�a. � Przecie� pan... � Dyrektor ju� wpatrzony w tego pot�nego, o roz�o�ystym kapeluszu borowika. � Sk�d, pan pierwszy � Dopiera�a. � No, skoro tak... � ust�pi� wreszcie Dyrektor. Kucn�� i delikatnie wyci�gn�� z mchu borowika. Za�wieci�y mu si� do niego oczy. � Okaz � powiedzia�. � �eby tylko nie szatan � zatroska� si� in�ynier Dopiera�a, przezywany Tylko do Przodu. Wyskuba� �dziebe�ko spod kapelusza. Skosztowa�. � Dobry � uzna�. I pomy�la� o skutkach swojej pora�ki z Dyrektorem... Bo przecie� od czasu kiedy jego akcja podjazdowa sko�czy�a si� fiaskiem, ani razu nie wyjecha� w podr� s�u�bow� do kapitalistycznych kontrahent�w. Ani razu. A przedtem: Belgia raz, NRF trzy razy, Anglia dwa razy... Teraz tylko KDL-e. Najcz�ciej ta nudna Bu�garia. Uziemi� go Dyrektor... I zacisn�� m�ciwie usta. Ogarn�a go gorycz, r�wnocze�nie rosn�ca zawzi�to��. Kr�tko, u�amek sekundy to trwa�o, popatrzy� spod przymru�onych powiek na Dyrektora. Grubawy, wy�ysia�y, z resztkami k�dzierzawych szpakowatych w�os�w. Ogl�da� zdobycz. U�miecha� si� z upodobaniem. G�adzi� kapelusz grzyba. Ta zawzi�to�� w nim by�a jak kamie�. I cierpliwo�� jednocze�nie. Wi�c znowu u�miechn�� si� ujmuj�co i powiedzia�: � Cudowny. Chyba rekord. S�dz�, �e nikt podobnego nie znajdzie... Dyrektor r�wnie� odwzajemni� mu si� u�miechem. � Jakby w prezencie od pana, kolego � powiedzia�. A Prawiczek, ten nie�mia�y, delikatny jak panienka in�ynier, przycupn�� w krzakach i patrzy� na t� scen� jak urzeczony. * Zm�czeni kilkugodzinnym penetrowaniem lasu, rozsiedli si� pod wielkimi d�bami, co ros�y na wzg�rzu. Kr�lem grzybobrania zosta� obwo�any Dyrektor. Jego borowik okaza� si� najwi�kszym grzybem spo�r�d wszystkich zebranych dzisiaj. Wi�c z grzybami sprawa ju� zako�czona i wygodnie sobie siedzieli pod d�bami. Cicho by�o i przyjemnie tutaj. Tak jako� zapatrzyli si� wszyscy w las rudopurpurowy, �cian� przed nimi wyst�puj�cy, po drugiej stronie ciemna ziele� sosnowego m�odnika i ta polana nagrzana s�o�cem, a �agodna jesienna mgie�ka spowija�a wszystko. � Oj, patrzcie!! � Mariola wskaza�a w g�r�. Puszysta br�zowa wiewi�rka jak tanecznica �mign�a z ga��zi na ga���. Coraz to zatrzymywa�a si� i zerka�a bystro czarnymi �lepkami na siedz�cych na dole wycieczkowicz�w z biura projektowego Elektromotu. � Mi�e stworzonko � przyzna� kierowca, pan W�adziu. Jego wilcza, cwaniacka twarz te� z�agodnia�a. A zwierz�tko zsun�o si� na ziemi� i hasa�o w pobli�u ludzi. Niekiedy stawa�o s�upka, z przednimi �apkami wysuni�tymi przed siebie. Patrzyli na wiewi�rk�. A� wreszcie 11 znikn�a gdzie�. Siedzieli sobie w cieniu d�b�w, niekt�rzy nawet pok�adli si� i dobrze im by�o, jesiennie i b�ogo. � Wspomnienia budz� czar � powiedzia�a nagle Mariola. Jej cierpliwy adorator, in�ynier Pawlu�kiewicz, wpatrzy� si� w ni� z nadziej�. Ale ona nie patrzy�a na niego. Przebiera�a palcami w bukiecie z�otych li�ci i po��k�ych paproci, bukiet szele�ci� lekko. � Ona kocha si� w jakim� aktorze... � zauwa�y� z�o�liwie Lesiak z kadr i tr�ci� in�yniera Pawlu�kiewicza w plecy. � Taki amant, Amerykaniec, zapomnia�em, psiakrew, jak si� nazywa... In�ynier Pawlu�kiewicz nie us�ysza�. Nada� patrzy� w �adn�, nieco lalkowat� twarz dziewczyny. Siedzia�a ta Mariola wyzywaj�co. Nogi trzyma�a wysoko uniesione, sp�dniczka kr�tka i wida� tam du�o pod spodem. Za�wieci�y si� oczy kierowcy, pana W�adzia, i �urawia tam zapu�ci�. Mariola jak w transie, rozmarzona, nieobecna. Mo�e romantyczny kochanek jej si� objawi�? Przychodzi z nag�a i porywa j� gdzie� w inny, wspania�y �wiat... U�miechn�a si� nie�mia�o i westchn�a. Taka to by�a chwila liryczna na tym wzg�rku pod d�bami. Prawiczek, nie�mia�y i cichy obserwator, patrzy� na ludzi i wydawali mu si� biedni, wzruszaj�cy jacy� i �a�o�ni. Szarpi� si�, chc� si� zrywa�, a �a�cuch nie puszcza. I sam te� by� na tym �a�cuchu. A ta b�ogo�� w jesiennym s�o�cu to pauza tylko. I przypomnia� mu si� Nicnowski Las. By� na pierwszych studenckich wakacjach z dziewczyn�. Zgubili si� w tym lesie, kr��yli zm�czeni wiele godzin, las rozrasta� si� jak puszcza, a potem okaza�o si�, �e w k�ko kr��yli. Niewielki ten Nicnowski Las. Niby las tylko, nic w�a�ciwie... Dyrektor le�a� na murawie, r�ce pod g�ow� pod�o�y� i patrzy� w niebo. By�o czyste, niebieskie i tylko tu i �wdzie �nie�ne chmurki jak puch. Miasteczko rodzinne mu si� przypomnia�o. Ojciec krawiec, stukot maszyny do szycia, szepcz� rodzice noc�, chc� go wys�a� do gimnazjum na dalsz� nauk�, s�yszy te szepty jakby dzi�, obliczaj�, drobiazgowo nad tym noc� rozprawiaj�. I na chwil� nieustanne napi�cie ust�pi�o w nim bez �ladu. Poczu� si� lekki, swobodny. Warkot maszyny do szycia, spokojny rytm, �ad i ci�g�o��. A� wierzy� si� nie chce, �e przyszed� taki czas: ani �ladu maszyny do szycia, domu, ojca, nikogo. I pomy�la� o tych latach, kt�re p�niej przysz�y. Wyda�y mu si� ja�owe i zmarnowane. Poczu� si� starym, bezsilnym cz�owiekiem. Troch� jeszcze chocia� s�o�ca, tylko tyle, nic wi�cej, dobre jest jesienne s�o�ce, �agodne, nieostre... Podni�s� g�ow� i napotka� czujne, zimne oczy in�yniera Dopiera�y. Wzdrygn�� si�. Zn�w wr�ci�o napi�cie. Ju� szykowa� si� piknik. Ju� rozpakowywano torby. Ju� zapobiegliwe kobiety rozk�ada�y na serwetkach kanapki z w�dlin�, ser, kurczaki, salaterki z sa�atkami, jajka na twardo i kotlety, pomidory i kwaszone og�rki. M�czy�ni wyci�gali butelki i termosy. Nape�niano plastykowe kubeczki. Patrzy� in�ynier Dopiera�a, przezywany Tylko do Przodu, na t� gospodarn� krz�tanin� i by�a w nim pogarda. Barach�o � my�la�. Ale twarzy jego ani przez chwil� nie opu�ci� szczery, szeroki u�miech. Ten u�miech ca�y czas towarzyszy� przygotowaniom do biesiady. Sam te� wyci�gn�� ze swojej granatowej torby podr�cznej z napisem �Sabena� butelk� jarz�biaku w plecionym koszyczku. � Pan in�ynier zawsze taki elegancki � powiedzia�a kt�ra� z kobiet. Nie zauwa�y� nawet kt�ra, ale uk�oni� si� szarmancko. � Aby�my... � zacz�� kierowca, pan W�adziu, i zwr�ci� si� w stron� Dyrektora. � Zdrowie pana dyrektora... � Stropi� si� naraz. Przecie� prowadzi w�z. U�miechn�� si� niepewnie i wyja�ni�. � Ja, panie dyrektorze, tylko symbolicznie, �e tak powiem, troszk� odpij� i ani �yka wi�cej... � Ale wypi� stary oszust do dna. Tak zacz�� si� ten piknik grzybiarskiej wycieczki Elektromotu, w jesiennym s�o�cu, w�r�d nitek babiego lata �agodnie muskaj�cych twarze. G�odni wszyscy, wi�c i apetyt by�, i w�dka 12 nie�le sz�a. Panie krztusi�y si� i poci�ga�y po �yczku, a m�czy�ni do spodu. Nawet in�ynier Pawlu�kiewicz o�mieli� si� i do Marioli przepi�. Ona u�miechn�a si� do niego ca�kiem sympatycznie. Dyrektor zadzwoni� scyzorykiem w talerzyk i uni�s� do g�ry sw�j plastykowy kubeczek. Ucich�a wrzawa i �miechy. Wpatrzono si� w niego. A on powiedzia� tak: � Korzystaj�c z mi�ej okazji, chcia�bym podzi�kowa� radzie zak�adowej za pi�kn� inicjatyw�... Przewodnicz�cy rady, nie�le ju� zaprawiony, zacz�� klaska� i wo�a� dono�nie: � Hura! Hura! � Uciszono go jako�. Dyrektor m�wi� dalej: � ... to znaczy za zorganizowanie tej naszej niedzielnej wyprawy, kt�ra si� tak przyjemnie ko�czy w�a�nie teraz. Po prostu my�l� o swoich osobistych wra�eniach. Wi�c, koledzy, odsapn�o si� troch� w s�oneczku na �onie natury. Wszyscy ochoczo przytakn�li. � Za zdrowie wszystkich obecnych i nieobecnych, za pomy�lno�� ka�dego z nas, za nasze biuro konstrukcyjne i jego wyniki, za nowe sukcesy zespo�u i jednostek, pozwol� sobie... � wychyli� do dna plastykowy kubeczek. Oklaski. Bardzo to �adnie powiedzia�. In�ynier Dopiera�� wsta� i klaska� najg�o�niej. Patrzy� Prawiczek na Dyrektora i zastanawia� si�, czy on naprawd� tak wszystkim zdrowia �yczy, czy naprawd� szczer�, zgran� gromad� widzi tylko? Czy nie widzi w�r�d obecnych tego Brz�kowskiego, kt�ry w tamtym, pami�tnym czasie tak na niego szczu� i rywalizowa� z Dopiera��? Czy nie widzi tego wrednego Jundzi��a, co tak ostentacyjnie powiedzia�: � No, teraz koniec, wreszcie i na naszym podw�rku zrobi si� porz�dek... � i patrzy� wyzywaj�co na Dyrektora... Tak my�la� Prawiczek i czu� si� zupe�nie zagubiony. Ale po chwili jego uwag� zwr�ci� zn�w toast in�yniera Dopiera�y Dyrektorowi w odpowiedzi. � Chcia�bym... � zacz�� uroczy�cie ten jego kolega jeszcze ze studi�w, przezywany Tylko do Przodu za pazern� sk�onno�� do kariery � chcia�bym w imieniu ca�ego naszego biura konstrukcyjnego, my�l� bowiem, �e b�d� wyrazicielem wszystkich, podzi�kowa� towarzyszowi dyrektorowi za te ciep�e, serdeczne s�owa skierowane do nas... � tu lekki sk�on i spojrzenie w stron� Dyrektora � w tej atmosferze kole�e�skiego wypoczynku na tej bardzo udanej wycieczce tak przecie� wyra�nie, dobitnie wyst�pi�y mocne wi�zi ��cz�ce nasz kolektyw, pokaza�y jego integracj� i nadrz�dny cel, ka�demu bliski, ka�demu najwa�niejszy. W tym miejscu nale�y podkre�li�, my�l� r�wnie�, �e b�d� wyrazicielem wszystkich, rol� naszego zwierzchnika, �le, zbyt sztywno to powiedzia�em, rol� naszego zwierzchnika i przyjaciela, kt�ry potrafi� stworzy� prawdziw� wi� mi�dzy nami i powodowa� tak nasz� prac�, �e �mia�o mo�emy nazwa� si� przoduj�c� plac�wk� prototypowo-badawcz� w skali krajowej naszego przemys�u elektrotechnicznego... Za dalsze sukcesy i za zdrowie naszego dyrektora!! � tak m�wi� in�ynier Dopiera�a Z�otousty i ca�y czas patrzy� w oczy Dyrektora. A Dyrektor sta� (bo wsta� w�a�nie podczas tego toastu) i patrzy� na niego. I wtedy przypomnia� si� Prawiczkowi tamten czas. Te spojrzenia dwuznaczne, nachalnie �widruj�ce Dyrektora. Te szepty i u�mieszki. Dyrektor trzyma� si� jako�, nadrabia� min�, ale postarza� si� w tamtym czasie znacznie. Ten nieustanny, lekki dygot palc�w, kiedy pi� herbat�. Dzwoni�a tym dygotem powodowana �y�eczka. I te napisy, kt�re zacz�y si� pojawia� w klozetach. Kto� mia� talent, bardzo udana karykatura Dyrektora powtarza�a si� wielokrotnie. A Dopiera�a w tym wszystkim jak ryba w wodzie, pogodny, kipi energi� i rado�ci�. Dzia�a, ca�y czas dzia�a. Zachodzi do pracowni, do personelu administracyjnego, niby co� sprawdzi�, skorygowa� polecenie, i gada, otaczaj� go ludzie, a on gada ze swad�. A potem to pami�tne zebranie, ludzie jak zg�odnia�e psy na Dyrektora, wszystkie braki, �ale, wadliwo�ci, �wi�stwa i uchybienia zwalaj� na niego. I ci�gle w tym u�miech Dopiera�y. I ta jego troska obywatelska. Pod koniec zebrania prosi o g�os: � Nale�y zlikwidowa�, towarzysze, dotychczasowe 13 b��dy, uzdrowi� atmosfer� i usprawni� zarz�dzanie, czas ju� najwy�szy powiedzie� wszystko pe�nym g�osem... � Pochylona nisko g�owa Dyrektora. Te chwile w bufecie, klepie Dopiera�a Prawiczka po plecach: � No, m�j stary, nowe czasy, zmiany, czystka, mo�na ju� to powiedzie� � zawiesza g�os � mo�e ja troch� zabawi� si� w dyrektora, jak s�dzisz, dam rad�?... � Zm�czona, poszarza�a twarz Dyrektora. Zrywa si� Dopiera�a, podsuwa mu krzes�o. � Prosz�, towarzyszu!! � Grymas na twarzy Dyrektora, ju� mu nawet trudno udawa� u�miech. Tak to trwa�o miesi�cami... � Dzi�kuj�, kolego in�ynierze � pos�ysza� Prawiczek g�os Dyrektora. Cichy, jakby wzruszony g�os. I znowu by�y oklaski. I k�aniali si� sobie, i u�miechali. Kr�g biesiaduj�cych patrzy� na nich i r�wnie� u�miecha� si� serdecznie. In�ynier Dopiera�a usun�� si� skromnie na ubocze, zapali� papierosa i otar� pot z czo�a. R�wnocze�nie zauwa�y� to spojrzenie Prawiczka. Wstr�t i obrzydzenie odczyta� w jego oczach. U�miechn�� si� wi�c do kolegi, tak tym u�miechem o wyrozumia�o�� prosi�, uj�� go pod rami� i jeszcze bardziej usun�li si� na ubocze. � Czy my�lisz, �e ja go naprawd� nienawidz�... � in�ynier Dopiera�a m�wi� szeptem prawie, rozejrzawszy si� uprzednio, czy kto� niepowo�any nie s�ucha czasem � sk�d? g�wno prawda... � za�wieci�y mu si� kpiarsko oczy � ja po prostu id� do przodu, gram, punktuj�, wtedy by� taki czas i tylko sposobem mo�na by�o, skorzysta�em, wr�g, nam trzeba swoich ludzi i tak dalej, tym si� pos�ugiwa�em, zgoda, bo taki by� regulamin gry, cynizm, powiesz, zgoda, ale szlachetne zasady, kochasiu, dawno ju� zbankrutowa�y, plajta, �mietnik, tam sobie gnij�, licz� si� tylko sposoby... � zamy�li� si�, �u� trawk�. Prawiczek patrzy� na niego ci�gle z obrzydzeniem, ale narodzi�o si� te� w nim co� nowego: fascynacja. � Taki w�a�nie by� czas... � podj�� in�ynier Dopiera�a � wredny czas, zgadzam si�, ale w�a�nie w zwi�zku z tym on by� na s�abej pozycji, sam wiesz, a ponadto wychyla� si�, ci�gle wychyla� si�, ja wiem, dobrze wiem, wyst�powa� w imi� zdrowego rozs�dku... � uprzedzi� protest Prawiczka � walczy� o podniesienie poziomu pracy badawczej, zabiega� o kontakty z o�rodkami na Zachodzie, sensowne umowy, nowoczesna organizacja pracy, gryz� si� z tymi z ministerstwa, to prawda, ale wszystko razem wtedy obr�ci�o si� przeciw niemu, ot� to, mia�em nie skorzysta�, jak mecz, to mecz, skorzysta�em... A teraz w�a�nie w tym swoim toa�cie, kt�ry ci� tak niech�tnie przeciw mnie nastawi�, odda�em mu ho�d, no, czy �le m�wi�em?... � zamy�li� si�, mr�wki oblaz�y mu go�e, wysoko obna�one �ydki, ale nic nie czu�. � Teraz jest inna sytuacja, jego pozycja poprawi�a si�, przetrwa� nawa�nic�, ale to wcale nie znaczy, �e ja si� wycofa�em, za stary nasz szef, zm�czony, rep po prostu, a tu nowa ekonomika, komputery, futurologia wkracza, kapujesz, nowe siuchty te� b�d�, g�odne, pazerne, nowy pic na wod�, nie bardzo sobie z tym nasz poczciwy szefunio da rad�, a ja osobi�cie czuj� si� w formie znakomitej, ci�gle na wybiegu, celuj�, przymierzam, w�sz�, jakie warunki, taki start, kapujesz... � przerwa�. G�os kierowcy, pana W�adzia, us�yszeli. Opowiada� pan W�adziu: � ... ta wycieczka to jeszcze nic, po p�askim ca�kiem przyjemnie si� pochodzi�o, dobrze czasem nogi pogimnastykowa�, jeszcze dla mnie, ci�gle za k�kiem, ale pami�tam, jak w MPC je�dzi�em i by�a wycieczka na dwa dni do Zakopanego, nawet szybko si� zajecha�o i dali�my sobie w gaz, w hotelu, a potem knajpa, zaraz, �Watra� si� nazywa�a, do spodu poszli�my, ma�o kobiet by�o i ka�d� tak obta�cowali�my, �e nast�pnego dnia jak na szczud�ach chodzi�y, no w�a�nie, w planie by�a wycieczka w g�ry, trzeba i��, ka�dy zreszt� my�la�, przejdziemy si� kawa�ek gdzie� na piwko i koniec, ale z nami by� jeden Ruski, wa�na figura, go�� samego ministra, taki pod sze��dziesi�tk�, te� zdrowo gorza�k� pompowa�, idziemy w te g�ry, dochodzimy na tak� polan�, gdzie hotel stoi, i ka�dy ju� mia� do��, ale ten Ruski nic, tylko chce wy�ej, co zrobi�, go�� przecie�, telepiemy si� pod g�r�, 14 ka�dy ledwie dyszy, a ten Ruski jak czo�g, nawet nie sapa� za bardzo, cz�� z naszych w po�owie odpad�a, inni z�bami zgrzytaj� , ale id�, no bo wstyd tak wysi��� przy go�ciu, m�wi� pa�stwu, to by�a Golgota, jako� doszli�my, g�ra z krzy�em, tak, Giewont, to Zakopane w dole takie malutkie, a ten Ruski tak stoi, rozkraczy� si�, by� w kr�tkich gatkach, czyli dynam�wkach, pot z czo�a wyciera i powiada, nu tak wpieriod!, taki twardziel, ledwie mu wyt�umaczyli�my, �e dalej ju� nie ma drogi � zako�czy� kierowca, pan W�adziu. � Tak to jest � przytakn�� jeden z najstarszych pracownik�w � �wi�ta prawda, tacy to ludzie silni na Syberii, by� taki jeden, dziesi�ciu mu nie mog�o da� rady... A pij� jak smoki... � Kto� zanuci� sm�tn� rosyjsk� pie�� o poszukiwaczach z�ota. Nast�pnie czastuszki. W czastuszkach najlepszy okaza� si� kierowca, pan W�adziu. Zna� przer�ne, �mieszne takie... A� rozochocony na dobre, zacz��: � Bo m�j diadia nie kaleka, zabi�... � No, no... � w por� przyhamowa� go Dyrektor. Przy czastuszkach by�y te� nieudolne zaloty przewodnicz�cego rady do jednej z kobiet. Pochla� sobie i do jej piersi si� rwa�. Ale ta niewiasta z sekretariatu bardzo ostra. Trzepn�a go w �eb. Zaraz obwis�, przyj�� ju� swoj� dawk� alkoholu i mia� do��. Nast�pnie �mieszna sprawa z �on� in�yniera Paj�ka. R�wnie� podpi�a sobie i naraz, tak ni st�d, ni zow�d, na r�kach stan�a. Par� metr�w przesz�a i upad�a. Wszyscy zdziwieni. In�ynier Paj�k co� mamrocze. Ona wsta�a, w�osy pe�ne li�ci, trawy, i m�wi: � Czasem czuj� si�, jakby mnie co� unosi�o jak na skrzyd�ach, naprawd�, najcz�ciej jak za miasto wyjedziemy, woda, las, tylko m�� strasznie wolno prowadzi w�z, m�wi� wam, kochani, przyroda, pi�kno, tak jako� si� czuj�, chodz� sobie na r�kach, tra-la-la... � zanuci�a ta niem�oda ju� kobieta. In�ynier Paj�k w�ciek�y. Daje jej znaki. Ludzie chichocz�. A ona uparcie: � Bo ja to jestem pogodna, tylko m�� po nocach nie sypia, to nie jest normalne, j�czy, biedaczek, co� go prze�laduje... W tym momencie in�ynier Paj�k ju� nie wytrzyma� i do�� brutalnie odci�gn�� j� od towarzystwa. Zaraz in�ynier Dopiera�a roz�adowa� t� nieprzyjemn� sytuacj� wznosz�c toast za jej popis akrobatyczny. � Efektowny i lekki � tak to nazwa�. W�dki jeszcze nie brakowa�o. Raz po raz kto� wyci�ga� piersi�weczk� i polewa�. Biesiada trwa�a dalej. In�ynier Dopiera�a, kt�ry w zasadzie pi� nie lubi�, te� nie�le sobie poci�ga�. Przepija� prawie do ka�dego. Szybko opr�nia� przykrywk� od termosu i na zak�sk� zapala� papierosa. P�niej zdoby� musztard�wk� i z niej si� raczy�. � No to zdrowie szanownego kolegi... � nagabywa� natarczywie in�yniera Jundzi��a. A przecie� nie lubili si� cholernie. Jundzi�� nie odm�wi�. U�miechn�� si� krzywo i wypili. Potem dosiad� si� do tych z sekretariatu i kadr. Kawa�y opowiada�. Kobiety popiskiwa�y. Jemu ju� mocno �wieci�a si� twarz i g�os coraz bardziej podnosi�. Coraz bardziej pieprzne kawa�y. Brudzia wypi� z panem Wichrowskim. Obejmowa� si� zacz�� z kadrowcem. Jeszcze p�niej prosto z butelki pi�. Akurat kto� sobie nalewa�. In�ynier Dopiera�a cap, wyrwa� mu butelk�. I �apczywie si� przyssa�. Wszystko wytr�bi�. Butelk� odrzuci� za siebie w krzaki. Podszczypywa� zacz�� przewodnicz�cego rady, kt�ry spa� smacznie. Wrednie szczypa� w policzki i ci�gn�� za uszy. Chichota� rado�nie. Ale stary tak mocno �ci�ty, �e ani drgn��. Wi�c znudzi�a mu si� ta zabawa. Wsta� spr�bowa�. Niesporo mu to sz�o. Dwa razy na ziemi� upada�, a� wreszcie d�wign�� si� jako�. Tak sta� na szeroko rozstawionych nogach i chwia� si�. Wodzi� wzrokiem po zebranych. � W�dki dajcie! � wrzasn��. Dyrektor przyjrza� mu si� ze zdziwieniem. Kto� poda� mu kubeczek. 15 � Chcia�bym... � zacz�� rozci�gliwie in�ynier Dopiera�a, przezywany Tylko do Przodu, a s�owa mu z gard�a ci�ko si� wydobywa�y, niewyra�ne takie, be�kotliwe � toast wznie��, znaczy idzie mi o to, �eby... Nie bardzo go s�uchali. Ka�dy czym� innym zaj�ty. Rozbawieni wszyscy. Pi�� zacisn�� i do g�ry podni�s�. � Toast... � powt�rzy� � istotny, we wsp�lnym d��eniu, �eby wyniki nam... trud i wysi�ek... znaczy wspania�a perspektywa... � tak powiedzia� i dalej s��w mu zbrak�o. Patrzy� przed siebie i nic. Takie przesuni�cie w g�owie, nawet fizyczne uczucie tego przesuni�cia, jakby te klepki, co trzyma�y szczelnie w ukryciu wszystko, co zatajone, wa�ne, a nie wypowiadane nigdy, nagle pu�ci�y i tamto ze spodu wy�azi� zacz�o nachalnie, ta �wiadomo�� przesuni�cia przez chwil�, bo potem ju� by� to tylko niepohamowany �ywio�. I bach, kubeczek w�dk� nape�niony z rozmachem o ziemi� cisn��. � Ta w�da bezsensowna! � zarycza�. � Te toasty zapieprzone, bzdura cholerna, puste, �mierdz�ce s�owa, mowa-trawa, trociny zgni�e, co to znaczy, to nic nie znaczy! Czy wy nie rozumiecie! Biesiadna wrzawa gasn�� zacz�a. Patrzyli na niego zdumieni. I s�uchali ju� pilnie. Tak t� mow�-wazelin� smarujemy ozory, buzi, buzi, cacy, cacy rodacy, a w plecy szpil�, tak, szpil�, do samego serca... I ci�gle te mowy za�mierd�e, na ka�d� okazj� odgrzewane w try-miga, s�odko, szcz�liwie, wspaniale, coraz lepiej, jak to tam kiedy� bywa�o, w pa�skie r�ce, panie bracie, dopraszam si� �aski wielmo�nego pana, a w �lepiach sztylety, i tak si� zezem obmacuj�, jeden drugiemu ju� d� kopie... � prawie zawy�, psio jako�, przenikliwie. � Do you understand... � nie wiadomo do kogo si� zwraca�, bo tak oczyma nieustannie toczy� po zas�uchanym kr�gu biesiadnik�w, a jakby nic nie widzia� � sprawiedliwo��, wiara, wszystko to z dymem posz�o, cholernie dawno min�o, ja te�, psiama�, te studia, ten angielski, s�uchawki, konwersacja, te szczebelki pieprzone, stopie� po stopniu, wska�niki i parametry, projekty i prototypy, a tu trzeba tylko sposobem, od ty�u go, nelsonem sukinsyna, a� mu kr�gi zachrupi�... Nogi mu si� ugi�y, z trudem z�apa� r�wnowag�, a po chwili jedn� nog� wysun�wszy, zaciekle zacz�� przewraca� te wszystkie butelki, termosy, p�miski, salaterki, kubeczki, miseczki rozstawione na serwetkach. � Bzdura! � wrzeszcza�. � Bzdura! � I przesun�wszy ci�ko butem po tej piknikowej zastawie, za�ka�: � I am innocent! Wszyscy usta szeroko rozdziawili, durno�� chwyci�a wszystkich i tak na niego patrz�. Co dalej powie... Ale in�ynier Dopiera�a, przezywany Tylko do Przodu, ju� nic wi�cej nie powiedzia�. Co� nim we wn�trzu zatarga�o, skuli� si�, wyprostowa�, znowu skuli�. Policzki wzd�y mu si� niebezpiecznie i jeszcze tylko zd��y� usta d�oni� przycisn��. Odbieg� na stron�. Wtedy to w oczach Dyrektora zamigota�o co� jak satysfakcja, kpina. By� mo�e istotne jakie� spostrze�enie zanotowa� sobie na przysz�o��. Pan Wichrowski skrzywi� si� z obrzydzeniem i spojrza� na Dyrektora. On zawsze z nim trzyma�. A kierowca, pan W�adziu, roze�mia� si� gromko. � Z�ama�o go � powiedzia�. I zapatrzy� si� w strzeliste nogi Marioli. Siedzia�a ta Mariola bezwstydnie. Nogi wysoko uniesione, a sp�dniczka kr�ciutka, czyli mini, i wszystko tam wida�. � Zdarza si�... � podj�� po chwili kierowca, ockn�wszy si� z zapatrzenia � jeden by� taki ze mn� w wojsku i za�o�y� si�, �e litra wypije pod tre�ciw� zak�sk� w godzin�, chlapn�� tylko po��wk�, �ar� przy tym jak wilk, no i zwr�ci� wszystko, ja tam zak�szam jak najmniej... � zako�czy�. Jesienne s�o�ce chowa�o si� ju� za �cian� wysokiego lasu po drugiej stronie wzg�rza. Z�ote li�cie poszarza�y w tym zanikaj�cym �wietle dnia. W pobliskich krzakach s�ycha� by�o st�ka- 16 nie i j�ki. To rzyga� in�ynier Dopiera�a. Mi�osierny Prawiczek zatroska� si� i poszed� tam w krzaki z termosem herbaty. Le�a� in�ynier Dopiera�a, przezywany Tylko do Przodu, na zesch�ych li�ciach, nogami wierzga�, tak mu trzewia targa�o, za brzuch obur�cz si� trzyma�. Podsun�� mu Prawiczek termos. � Gorzka... � powiedzia� � pomaga... � Chwilowa niedyspozycja � in�ynier Dopiera�a spr�bowa� u�miechn�� si� dziarsko. � Tylko do przodu... A kierunek okre�laj�... � ale nie doko�czy�, znowu zamiota�o mu w brzuchu i krztusi� si� zacz��. R�wnocze�nie kierowca, pan W�adziu, nacisn�� klakson w autokarze. Koniec grzybobrania. 17 Pracusie 18 � Dominuj�cy jest kolor szary... � ci�gn�� Kazik. � Szary? � zdziwi� si� Czarny. Kazik siedzia� wygodnie na kozetce obitej zielonym pluszem, z oparcia wy�azi�o w�osie, wyskubywa� to w�osie i rozrzuca� po pod�odze. W kuchni panowa� nie�ad: na stole �cinki materia��w, nici, krawieckie no�yce i niedojedzony pikling. Bury spasiony kot buszowa� mi�dzy tym wszystkim. I jego w�a�nie wskaza� r�k� Kazik, dalej �uk ni� zatoczy�, ogarniaj�c w ten spos�b mroczne, zamazane wn�trze izby. Nast�pnie wyci�gn�� r�k� w stron� okna. Dzie� by� d�d�ysty, z ponurym, m�tnym �wiat�em, gruba jak paku�y warstwa chmur, go�e drzewa, uliczna pompa, gromadka dzieci podrzucaj�ca szmacian� pi�k�, w dalszym planie drewniane i murowane domki, pokraczne, byle jakie, a w oddali masywny zarys fabrycznej budowy. � A tak... � podj�� Kazik � nawet cho�by s�o�ce, to znaczy i latem te�, nic to nie zmienia, wszystko szare, rozmazuj�ce si� i nijakie, kleiste i m�tne, oczywi�cie, m�j drogi, to nie kwestia daltonizmu czy obsesyjnego umi�owania koloru szarego, jest to pogl�d na �wiat, odczytanie �wiata, a wi�c odbi�r wynikaj�cy z wewn�trznych przemy�le�, no i z do�wiadcze�, samo przez si� to wynika. Bo cho�bym nie wiem jak chcia�, ta ob�a��ca szaro�� nie ust�puje, nachalnie ogarnia, a wszelkie ruchy i dzia�ania w tym jak szczurze, odpychaj�ce prze�lizgiwanie... Czarny troch� zainteresowa� si� tym wywodem, przesta� pie�ci� u�o�on� misternie fal�czub nad czo�em i za r�k� Kazika wodzi� oczyma po �wiecie. � Ka�dy kolor, kolor, ma si� rozumie�, jako przeno�nia w tym wypadku, najbardziej weso�y, dynamiczny, szarzeje mi od razu, zaraza szaro�ci jest niepokonana, przyk�adowo: pi�kna dziewczyna, pi�kne uczucie, du�a emocja, bieganina, spotkania, s�owem �ycie jak na skrzyd�ach, niby s�onecznie i wspaniale, czysto i cudownie, ale we� pewien skr�t perspektywiczny, no, przymierz si� uwa�nie, od razu �ysieje to i zapluskwia si�, ob�azi, zwyci�a szaro��, kapujesz? � trzepn�� opas�ego kocura, kt�ry nachalnie zabiera� si� do pozostawionego na stole piklinga. Radio u s�siad�w zagrzmia�o nagle muzyk� ludow�, obertasy jakie� z przytupem, piskliwe g�osy ch�rzystek � oj, dana, dana... � Czarny otrz�sn�� si� z zamy�lenia jak pies wyskakuj�cy z wody. � Z tob� traci si� ch��. Cholera! � powiedzia�. � Traci si� ch��! � Na co? Czarny wymownie ogarn�� przestrze� przed sob�. W tej chwili wygl�da� tak, jakby i jemu poszarza�o wszystko: i to z przesz�o�ci, i to z tera�niejszo�ci, a nawet z przysz�o�ci ewentualnej te�. Kazik natomiast straci� ochot� na dalsz� gadanin� i apatycznie przegl�da� ksi��ki ciasno poutykane na eta�erce stoj�cej przy kozetce. Ksi��ek te� nie lubi�, by�y dla niego nud� i naiwnym oszustwem, zawsze przecie� proponowa�y jak�� przygod�, dramat, napi�cie, a w to ju� nie wierzy�. Wi�c tylko d�oni� przesuwa� po zakurzonych grzbietach. � �... Skrzypki jesiennej szloch nieodmienny, ta sama nuta nud� osnuta serce m�czy...� � zacytowa� Czarny z emfaz� wiersz g�o�nego poety w kiczowatym przek�adzie. I zarechota�. Kazik te�. Rechotali tak d�ugi czas, delektuj�c si� nasilaniem tego sztucznego, obrzydliwego jak darcie zbutwia�ych �ach�w �miechu. 19 * Dziewczyna jecha�a z daleka. Rozchodzi�o si� jej o wa�n� spraw�. Nie chcia�a mie� dziecka. A rzecz by�a ju� znacznie posuni�ta naprz�d. Tam dok�d jecha�a, s� dobrzy od tego specjali�ci. Tak m�wi�y kole�anki, te oblatane, z GS-u czy z innych biur. Zawsze to podkre�la�y, w Warszawie, ho, ho... Tam ponadto mia�a znajomego. Kiedy� przyjecha� do tej wioski, gdzie mieszka�a. Znali si� kilka tygodni. Pami�ta�a go jeszcze bardzo dobrze. Wysoki, wygadany i �mia�y. Czarny, tak kaza� na siebie m�wi�. Podoba� si� jej i imponowa�. Wi�c wybra�a si� w t� dalek� podr�. Piechot�, potem autobusem, wreszcie kolej�. Porz�dnie zaniepokojona. Na stacji i kilka razy w drodze, rozejrzawszy si� wok�, ukradkiem obmacywa�a brzuch. Czujnie, z wyt�on� uwag�. Na to wszystko przeznaczy�a par� tysi�cy. Pieni�dze trzyma�a w lakierowanej torebce, ukryte w s�u��cej do puderniczki i szminki kosmetyczce. Zdoby�a te pieni�dze przemy�lnym sposobem. Jej ojciec mia� gospodark�. Wyzna�a mu, �e zrobi�o si� jej manko w sklepie. Ojciec nie bardzo chcia� da�, ale pod wp�ywem matki da� wreszcie. Do tego, co da�, do�o�y�a jeszcze swoje oszcz�dno�ci. Wi�c ten do�� gruby zwitek banknot�w wyczuwa�a palcami przez materia� kosmetyczki. Zna�a warto�� got�wki i cel, na kt�ry by�a przeznaczona, przejmowa� j� z�o�ci�. Ale nie widzia�a innego wyj�cia przecie�. Przed wyjazdem wys�a�a do Czarnego list. Rozmy�la�a o tym li�cie w poci�gu. Czy doszed�? Czy Czarny przeczyta�? Czy b�dzie czeka� na dworcu? Kilka razy otwiera�a torebk� i dotyka�a kosmetyczki. Banknoty szele�ci�y. Zna�a warto�� got�wki i podczas jazdy wcale nie spa�a. Bacznie spogl�da�a na podr�nych. Miejsce przy oknie zajmowa� wojskowy z dwoma belkami na pagonach. Pr�bowa� nawi�za� z ni� rozmow�. � Czy dym pani nie przeszkadza? � Wyci�gn�� papierosy i u�miecha� si� do niej. Zby�a go wrogim milczeniem, pe�na urazy do wszystkich ch�op�w w og�le. Ten z belkami by� niebrzydki i postawny. Wsta�. � Czy to pani nie przeszkadza? � powt�rzy� i otworzy� okno. Pokr�ci�a tylko g�ow�. Do przedzia�u wpad�o ch�odne powietrze nocy. Odetchn�a g��boko. Ten ch�odny powiew rozproszy� nieco natarczyw� senno��. Turkot i �wist. Iskry sypi� si� z parowozu. Pos�pny las, czarno i m�ysto, stru�ki deszczu na szybie. * Czarny zaszed� do ciotki i otrzyma� list od wsiowej dziewczyny. Sam by� w k�opotach. Z ciotk� pok��ci� si� i ju� od paru dni nocowa� na strychu lub w pralni, poszukuj�c jakiego� sublokatorskiego k�ta. Wi�c wzi�� t� kopert� zaadresowan� kulfoniastym pismem, rozerwa� i przeczyta� tekst na kratkowanym papierze, zaczynaj�cy si� od tradycyjnego: ,,W pierwszych s�owach mego listu pozdrawiam Ci� i donosz� Ci, �e ja czuj� si� dobrze...� � a dalej wszystko przeczy�o temu samopoczuciu. S�abo j� pami�ta� i tylko roz�mieszy�a go ta afera z brzuchem. Zaraz zreszt� humor popsu� mu wrogi jazgot ciotki, wyszed� trzaskaj�c drzwiami. Jeszcze na dodatek to wredne spojrzenie prywaciarza Zarembskiego. Zapasiony, w non-ironie, pochyla� si� nad mask� swego Wartburga. Pie�ci� i chucha� ten w�z. A zza maski �wi�skie oczka ob�lizgiwa�y Czarnego. Jakby kpi�co, z wy�szo�ci�. Odchodzi� Czarny czym pr�dzej. W trakcie drogi wymy�li� sobie historyjk�, tak� dla �artu, troch� te�, �eby podnie�� si� na duchu. Nawiedza�y go nieraz s�odkie wizyjki. Karmi� si� nimi jak pies. Wcale niez�e dla odpoczynku. Ogl�da� wczoraj kolorowy magazyn ameryka�ski, �Playboy� czy co�. Pe�no tam pi�knych dziw reklamuj�cych papierosy, koniaki i samochody. Ol�niewaj�ce twarze, cia�a, przedmioty. Elegancki, daleki �wiat. Wi�c z tego magazynu ilustrowanego �wietne tworzywo do bajeczki. R�wnocze�nie przypomnia� sobie �teori� szaro�ci� Kazika i ogarn�a go z�o��. 20 Ciotka, wype�z�a starucha, jaszczur pomarszczony, emerytka za siedemset, ka�dy grosik starannie oblicza, jej g�os � do roboty si� we� � prze�laduje Czarnego jak ko�cielny dzwon... I taki szary w�a�nie ci�g przypomnie�... W tamt� sobot� s�siad przechla� tygodni�wk�, bitwa z bab�, dzieci p�acz�, baba wrzeszczy � za co b�dziemy �y�! � s�siad rozwala graty w pijackim szale. A ten cwaniak kaprawy, co gwizdn�� dwa tysi�ce ze sklepowej kasy, upi� si� od razu, fors� rzuca�, milionera oczy. Potem dosta� rok. A zn�w Zarembski, non-ironowiec ohydny, d�ugi czas chwali� si�, �e przechla� w knajpie osiemset z�otych, zak�ski wylicza�, w�dk�, gatunki i ilo��, dania gor�ce te� pami�ta� � by�o nas trzech � pryska� �lin� � ka�dy tyle wy�o�y�... � Karaluch�w wymiary � piekli� si� bezsilnie Czarny � �adnego rozmachu... Tym bardziej bezsilnie, �e w kieszeni mia� dok�adnie pi�tna�cie z�otych. A twarz mu si� dopiero wtedy wyg�adzi