4146

Szczegóły
Tytuł 4146
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4146 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4146 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4146 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

MARY WESTMACOTT CZYLI AGATHA CHRISTIE NIE DOKO�CZONY PORTRET PRZE�O�Y�A BOGUMI�A MALARECKA TYTU� ORYGINA�U UNFINISBED PORTRAIT PRZEDMOWA Moja droga Mary, wysy�am ci to, poniewa� ja sam nie mam poj�cia, co si� z czym� takim robi. Chyba chcia�bym, by to co� ujrza�o �wiat�o dzienne. Przypuszczam, �e tylko absolutny geniusz ukrywa swoje obrazy i nie pokazuje ich nikomu. Ja nigdy tak nie post�powa�em, lecz te� nigdy nie zalicza�em si� do geniuszy; bytem jedynie panem Larrabym, m�odym, obiecuj�cym portrecist�. C�, moja droga, ty wiesz najlepiej, co to znaczy by� odci�tym od wszystkiego, co si� lubi�o robi� i co si� dobrze robi�o. To dlatego byli�my przyjaci�mi, ty i ja. No, a na pisaniu z nas dwojga znasz si� ty. Je�li przeczytasz ten r�kopis, zobaczysz, �e us�ucha�em rady Barge�a. Pami�tasz? Powiedzia�: �Spr�buj nowego sposobu wyra�ania my�li�. To jest swego rodzaju portret � prawdopodobnie piesko z�y; nie mam przecie� poj�cia o tym moim nowym �sposobie wyra�ania my�li�. No wi�c, je�li uznasz, �e to, co napisa�em, to czyste grafoma�stwo, uwierz� ci na s�owo, lecz je�li ci si� spodoba, cho�by odrobin� � c�, nie widz� powodu, dla kt�rego nie mia�oby zosta� opublikowane (czy� oboje nie uwa�amy s�owa pisanego za fundament wszelkich sztuk?). Nie odst�pi�em od prawdziwych imion, lecz daj� ci woln� r�k� � mo�esz je zmieni�. Tylko komu mia�yby one przeszkadza�? Przecie� nie Michaelowi. A co do Dermota, ten nigdy nie rozpozna samego siebie! To do niego niepodobne. Zreszt�, jak powiedzia�a nie bez racji sama Celia, jej historia jest bardzo zwyk�� histori�. Mog�aby si� przydarzy� ka�demu. Mnie nie interesowa�a historia jako taka. Interesowa�a mnie sama Celia. Tak, sama Celia� Widzisz, najch�tniej utrwali�bym jej obraz na p��tnie, ale poniewa� cos takiego w og�le nie wchodzi�o w gr�, spr�bowa�em �uwieczni� j� w inny spos�b. Ale c� � s�owa, zdania, przecinki i kropki to nie moja specjalno��. Zauwa�ysz, przypuszczam, que �a se voil! Przygl�da�em si� jej dwojako. Po pierwsze zastanawia�em si�, jak ja j� postrzegam. Po drugie, interesowa�o mnie, co ona sama o sobie my�li� mog�em zajrze� w g��b jej duszy (chwilami), gdy dzi�ki zbiegowi okoliczno�ci dane mi by�o sp�dzi� z ni� ca�� dob�. C�, dwoje nigdy nie widzi jednakowo. W�a�nie to mnie i zwodzi�o, i jednocze�nie fascynowa�o! Szkoda, �e nie jestem Panem Bogiem i nie mog� zna� prawdy. Cho�, co tu ukrywa�, powie�ciopisarz, kreuj�c swoje postaci, zachowuje si� jak B�g: mo�e zrobi� z nimi wszystko, co zamy�li. Mimo to zdarza si�, �e ostatecznie spotykaj� go z ich strony niespodzianki. Ciekawe, czy prawdziwy B�g prze�ywa to samo� Tak, ciekawe� No, do�� tych bredni. Zr�b dla mnie to, co mo�esz. Zawsze tw�j J. L. KSI�GA I WYSPA Jest taka wyspa samotna Zagubiona Po�rodku morza Gdzie ptaki odpoczywaj� chwile W swym d�ugim locie Na po�udnie Odpoczywaj� noc A potem lec� dalej Ku po�udniowym morzom� Jestem wysp� samotn� Po�rodku morza A ptak ze sta�ego l�du Odpoczywa� na mnie� 1. KOBIETA W OGRODZIE Czy znacie to uczucie, gdy cz�owiek u�wiadamia sobie, �e oto styka si� z czym�, co jest mu dobrze znane, co tkwi w jego pami�ci, a jednak w �aden spos�b nie potrafi sobie tego przypomnie� ani wyja�ni�? Ja nie mog�em si� pozby� owego uczucia podczas ca�ej powrotnej drogi do miasteczka. Towarzyszy�o mi od pierwszej chwili, to znaczy od kiedy zostawi�em za sob� tamten zawieszony nad morzem cypel, tamte ogrody i tamt� wille, i narasta�o z ka�dym krokiem, i z ka�dym krokiem stawa�o si� coraz bardziej natarczywe. W ko�cu, w miejscu, gdzie aleja palmowa zbiega ku pla�y, zatrzyma�em si�; zrozumia�em, �e nale�y natychmiast rozprawi� si� z w�asn� pami�ci� i wyrwa� z niej to, co przede mn� ukrywa, cho�by to co� by�o nie wiedzie� jak zagadkowe i mgliste. Wyrwa� i przyszpili�. Natychmiast. Inaczej mog�oby by� za p�no. Post�pi�em tak, jak ludzie zwykle post�puj�, kiedy usi�uj� co� sobie przypomnie�; prze�ledzi�em w my�lach fakt po fakcie. Spacer w tamt� stron�, z miasteczka, w bia�ym kurzu i w rozgrzewaj�cym moje plecy s�o�cu. Nic, nad czym warto by�oby si� zastanawia�. Tereny wok� domu � ch��d i �wie�o��, rysuj�ce si� na tle nieba ciemne, wysokie cyprysy. Zielona trawa �cie�ki prowadz�cej na cypel, ku �awce z widokiem na morze. Nast�pnie� tak, nast�pnie zaskoczenie i lekkie zdenerwowanie: jedyn� �awk�, cel mojej wycieczki, zajmowa�a jaka� kobieta. Przez chwil� poczu�em si� niezr�cznie. Ona obr�ci�a g�ow� i popatrzy�a na mnie. Angielka. Wiedzia�em, �e wypada co� powiedzie�, co�, co wyt�umaczy�oby m�j natychmiastowy odwr�t. ���adny st�d widok. Tylko tyle. Kilka banalnych, stereotypowych s��w. S�owa i ich ton by�y dok�adnie takie, jakimi pos�uguje si� na co dzie� kto� dobrze wychowany. ��Urzekaj�cy � powiedzia�a. � A przy tym taki uroczy dzie�. ��Cho�, aby si� tu znale��, trzeba si� d�ugo wspina�. Zgodzi�a si� ze mn� i powiedzia�a, �e istotnie spacer zakurzon�, wij�c� si� drog� nie nale�a� do najkr�tszych. I to wszystko. Zwyk�a wymiana uprzejmo�ci mi�dzy Anglikami za granic�, kt�rzy nie spotkali si� nigdy przedtem i kt�rzy prawdopodobnie nie spotkaj� si� nigdy potem. Wycofa�em si� z tamtego miejsca, obszed�em kilka razy will�, podziwiaj�c pomara�czowe berberysy (mam nadziej�, �e u�ywam w�a�ciwej nazwy) i ruszy�em w drog� powrotn�. To by�o absolutnie wszystko, cho� � no w�a�nie: wszystko, a jednak nie wszystko. Bo inaczej sk�d wzi�oby si� we mnie to uczucie, �e jest jeszcze co�, czego nie potrafi� sobie przypomnie�? Czy to co� odnosi�o si� do tamtej kobiety, do sposobu, w jaki zwr�ci�a ku mnie g�ow�, czy mo�e do jej spojrzenia? Nie, tamta kobieta zachowa�a si� absolutnie normalnie, co wi�cej, sympatycznie. Zachowa�a si� tak, jak zachowa�oby si� dziewi��dziesi�t dziewi�� kobiet na sto. Poza tym, �e� ale� tak, to prawda, poza tym, �e nie spojrza�a na moje r�ce. No i prosz�! Patrz� sobie na sw�j tekst i sam si� dziwi� powy�szym s�owom. S� niedorzeczne. A jednak� a jednak zast�pienie je w�a�ciwymi nie odda�oby tego, co zamierzam przekaza� czytelnikowi. Nie popatrzy�a na moje r�ce, a przecie� wszystkie kobiety patrz� na nie. Kobiety s� bystre. I maj� mi�kkie serca. Przyzwyczai�em si� do wyrazu ich twarzy, kt�ry w takich momentach przybieraj� i kt�ry sprawia, �e kln� je w duchu i jednocze�nie b�ogos�awi�; wsp�czuj� mi, lecz s� dyskretne i absolutnie zdeterminowane, aby nie pokaza�, �e co� zauwa�y�y. No a przy tym ta natychmiastowa zmiana w ich zachowaniu, ta delikatno�� Kobieta z �awki na cyplu niczego nie zauwa�y�a, ani nawet na nic nie spojrza�a. Zacz��em my�le� o niej intensywniej. Dziwne, lecz w chwili, kiedy odwr�ci�em si� od niej, chc�c odej��, jej �ysy natychmiast zatar�y si� w mojej pami�ci. Nijak nie potrafi�bym jej opisa�. M�g�bym jedynie powiedzie�, �e by�a urodziwa i �e mia�a oko�o trzydziestu lat � to wszystko. A mimo to przez ca�� drog� powrotn� ze wzg�rza obraz jej twarzy i postaci powoli odzyskiwa� swe barwy i kontury, na podobie�stwo zjawiska, kt�re zachodzi w ciemnej piwnicy przy wywo�ywaniu kliszy fotograficznej. (To jedno z moich najwcze�niejszych wspomnie�: ciemna piwnica, ja i m�j ojciec, i wywo�ywanie negatyw�w). Nigdy nie zapomn� tamtego dreszczyku emocji. Pusta, bia�a powierzchnia na dnie naczynia z wywo�ywaczem, l nagle ni st�d, ni zow�d pojawia si� na niej malusie�ka plamka, kt�ra gwa�townie si� poszerza i ciemnieje. Tamten dreszczyk podniecenia i� niepewno�ci. Klisza ciemnieje gwa�townie, lecz wci�� jeszcze nie zdradza utrwalonej na sobie tajemnicy. Czer� przeplata si� z biel�. I nagle� i nagle� tak, to znajoma ci ga��� drzewa albo czyja� twarz, albo oparcie krzes�a i ju� wiesz, czy negatyw le�y do g�ry nogami, czy nie, a je�li tak, to go odwracasz i przygl�dasz si� ca�emu obrazowi, wy�aniaj�cemu si� z nico�ci, przygl�dasz si� i przygl�dasz, a� ten obraz zaczyna ciemnie� i zn�w znika ci z oczu. Tak, to najlepszy spos�b na opisanie tego, co mi si� przydarzy�o. Przez ca�� drog� powrotna do miasta twarz tamtej kobiety robi�a si� coraz wyra�niejsza. Oto jej ma�e uszy, ciasno przylegaj�ce do g�owy, a w ich p�atkach d�ugie kolczyki z lapis�lazuli, oto fala bardzo p�owych w�os�w, zataczaj�ca �agodny �uk tu� nad czubkiem jednego ucha, oto zarys jej twarzy, rozstawienie oczu, oczu bardzo jasnych, oczu nieskazitelnie niebieskich, oto kr�tkie, bardzo g�ste, ciemnobr�zowe rz�sy i lekko podkre�lona o��wkiem linia brwi, a w samych brwiach wyraz lekkiego zaskoczenia, oto w ca�ej swej krasie ma�a, powa�na twarz z bruzd� goryczy wok� ust. Szczeg�y tej twarzy pojawia�y si� przed moimi oczami powoli, jeden po drugim, dok�adnie tak jak w ciemnej piwnicy odkrywa�a swe tajemnice fotograficzna klisza. Nie potrafi� wyt�umaczy� tego, co nast�pnie si� zdarzy�o. Proces wywo�ywania w�a�ciwie dobieg� ko�ca; dotar�em do punktu, kiedy m�j obraz zaczyna� ciemnie�. Lecz, prosz� zauwa�y�, tym razem mia�em do czynienia nie z klisz� fotograficzn�, lecz z ludzk� istot�. Zatem wywo�ywanie trwa�o. Odkrywa�em ci�gle nowe punkty na bia�ej p�aszczy�nie i widzia�em wszystko coraz wyra�niej � jakby wewn�trz kliszy i poza ni�; nie potrafi� tego zjawiska dok�adniej wyt�umaczy�. Prawdopodobnie zna�em prawd� ca�y czas, od pierwszej chwili, to znaczy od kiedy stan��em na tamtym cyplu i spojrza�em w tamt� twarz. I prawdopodobnie przez ten ca�y czas zachodzi� we mnie proces wywo�ywania. Obraz, kt�ry jak za zwolnieniem migawki w aparacie fotograficznym zapad� w moj� pod�wiadomo��, teraz wyp�ywa� na powierzchni� �wiadomego my�lenia� Prawdopodobnie zna�em prawcie, lecz nie wiedzia�em, �e j� znam, a� nagle mi si� objawi�a. Wystrzeli�a z czarnej bieli! Ma�a plamka, a po niej obraz. Ponownie, tym razem prawie biegiem, pokona�em pokryt� kur/cm drog�. By�em w ca�kiem niez�ej kondycji, a mimo to tempo mojego ni to biegu, ni to marszu zdawa�o mi si� zbyt wolne. Jeszcze furtka w ogrodzeniu, jeszcze rz�d cyprys�w, trawiasta �cie�ka� Kobieta siedzia�a dok�adnie tam, gdzie j� zostawi�em. Nie mog�em z�apa� tchu. Ci�ko dysz�c, opad�em na �awk�, obok niej. ��Prosz� pos�ucha� � powiedzia�em. � Nie wiem, kim pani jest. Niczego o pani nie wiem. Lecz nie musi pani tego robi�. S�yszy pani? Nie musi pani tego robi�. 2. WEZWANIE DO DZIA�ANIA Przypuszczam, �e najdziwniejsz� rzecz� (przysz�o mi to na my�l p�niej) by�o to, �e nie pr�bowa�a �adnej u�wi�conej zwyczajem obrony. Mog�a powiedzie�: Jak pan �mie?� lub �Chyba pan sam nie wie, o czym pan m�wi�. Albo mog�a po prostu popatrze�. Zmrozi� mnie spojrzeniem. Mog�a, lecz prawcie m�wi�c, nie obchodzi�y j� ju� �adne konwenanse. By�a skrajnie przygn�biona i ca�kiem mo�liwe, �e w tamtej chwili nic nie mog�oby jej zaskoczy�. Na jej twarzy malowa� si� absolutny spok�j i zdeterminowanie i w�a�nie to przera�a�o mnie najbardziej. Mo�na upora� si� ze z�ym nastrojem � z�e nastroje mijaj�. Lecz spok�j i determinacja to zupe�nie inna historia � spok�j i determinacja kumuluj� si� wolno i nie nale�y si� spodziewa�, �e min� same z siebie. Popatrzy�a na mnie w zamy�leniu. Nie odezwa�a si�. ��A przynajmniej � nie ust�powa�em � prosz� mi powiedzie� dlaczego? Pochyli�a g�ow�, jak gdyby przyznaj�c mi s�uszno��. ��Dlatego � rzek�a � �e uwa�am to za najlepsze rozwi�zanie. ��I tu si� pani myli. Kompletnie i ca�kowicie. Moje gwa�towne s�owa wcale jej nie poruszy�y. By�a opanowana i daleka duchem. ��Sporo o tym rozmy�la�am � powiedzia�a. � To naprawd� jest najlepsze rozwi�zanie. Proste, �atwe i� takie pr�dkie. No i niek�opotliwe dla innych. Ostatnie zdanie dobitnie �wiadczy�o o tym, �e moja rozm�wczyni odebra�a, jak to si� m�wi, �dobre wychowanie�. �Wzgl�d na innych�, czy chcia�a tego czy nie, po prostu by� jej drug� natur�. ��A potem? Co b�dzie potem? � zapyta�em. ��C�, to istotnie jest ryzyko. ��Wierzy pani w to �potem�? � zapyta�em zaciekawiony. ��Obawiam si� � zacz�a wolno � �e tak. Wierz�. Odej�cie w nico�� by�oby czym� zbyt pi�knym, aby mog�o by� prawdziwe. Zasn�� spokojnie i nie obudzi� si�? Nie, to by�oby zbyt pi�kne. Przymkn�a oczy w rozmarzeniu. � Jaki kolor mia�y tapety w pani pokoju dziecinnym? � zapyta�em znienacka. ��Fiolkowor�owy. Fio�kowor�owe irysy wij�ce si� wok� kolumny� � Urwa�a. � Jak pan na to wpad�? Sk�d pan wiedzia�, �e w�a�nie o tym my�l�? ��Po prostu zgad�em. To wszystko. � Indagowa�em dalej: � A co pani s�dzi�a o niebie, b�d�c dzieckiem? ��Zielone pastwiska� zielone doliny z owcami i pasterzami. Wie pan, jak w tamtym psalmie. ��Kto go pani czyta�? Matka czy niania? � Niania� � u�miechn�a si� leciutko. � Dobry Pasterz� Wie pan, chyba nigdy nie widzia�am pasterza. Za to na polu blisko naszego domu by�y jagni�ta. � Doda�a: � Teraz pole jest zabudowane. Dziwne, pomy�la�em. Gdyby tamto pole nie zosta�o zabudowane, mo�liwe, �e la kobieta nie znalaz�aby si� tutaj. � Mia�a pani szcz�liwe dzieci�stwo? ��O tak! � zapewni�a po�piesznie, z g��bokim przekonaniem. � A� nazbyt. ��Jak to? ��Ano tak. Zbyt wiele szcz�cia sprawia, �e nie jest si� przygotowanym na rzeczy, kt�re potem si� zdarzaj�. Bo i jak mo�na by� przygotowanym na co�, czego sobie nawet nie wyobra�amy? ��Zapewne przesz�a pani przez tragiczne do�wiadczenia� � zasugerowa�em. Potrz�sn�a przecz�co g�ow�. ��Nie, nie s�dz�. Raczej nie. Przytrafi�a mi si� banalna historia, co�, przez co przechodzi wiele kobiet. Nie by�am nieszcz�liwa w jaki� szczeg�lny spos�b. By�am po prostu g�upia. Tak, w�a�nie g�upia. A na tym �wiecie nie ma miejsca dla g�upc�w. ��Moja droga � powiedzia�em � niech�e pani mnie pos�ucha. Wiem, o czym m�wi�. Kiedy� by�em w pani po�o�eniu i zdawa�o mi si�, �e �ycie jest nic niewarte. Do�wiadczy�em na w�asnej sk�rze tego uczucia �lepej rozpaczy, kiedy to cz�owiek widzi przed sob� tylko jedno jedyne wyj�cie. Zapewniam jednak pani�, moje dziecko, �e to mija. Smutek nie trwa wiecznie. Nic nie trwa wiecznie. Jest tylko jeden prawdziwy pocieszyciel i uzdrowiciel. Jest nim czas. Trzeba da� mu szans�. Och, moim s�owom nie brakowa�o �arliwo�ci, a jednak, co by�o oczywiste, pope�ni�em b��d. ��Pan mnie nie rozumie � us�ysza�em w odpowiedzi. � Wiem, o czym pan my�li. Wiedzia�am od pocz�tku. Istotnie, podj�am kiedy� tak� pr�b�, lecz bez powodzenia. Zreszt�, ku mojemu p�niejszemu zadowoleniu. Tym razem chodzi o co� innego. ��Zatem s�ucham. ��Do stanu ducha, w jakim si� obecnie znajduj�, dochodzi si� ca�kiem powoli. Widzi pan, nawet nie wiem, jak to panu wyja�ni�. Mam trzydzie�ci dziewi�� lat, jestem silna i zdrowa. Prawdopodobnie mog�abym do�y� siedemdziesi�tki, a mo�e mog�abym �y� d�u�ej. Ot� ja nie jestem w stanie ud�wign�� na swych barkach kolejnych d�ugich, pustych trzydziestu lat. To wszystko. ��Ale� moja droga, one wcale nie musia�yby by� puste. Tu w�a�nie pani si� myli. By� mo�e co� by je zn�w wype�ni�o. Popatrzy�a na mnie. ��To jest to, czego obawiam si� najbardziej � powiedzia�a p�g�osem. � I to my�li o tym nie potrafi� stawi� czo�a. ��W gruncie rzeczy jest pani tch�rzem. ��Tak � zgodzi�a si� ochoczo. � Zawsze nim by�am. Czasami �mia�am si� w duchu, �e inni ludzie nie widz� tego tak wyra�nie jak ja sama. Ma pan racj�. Ja si� boj�, boj� si�, boj�. Zapad�a cisza. ��A czy nie s�dzi pan � podj�a w�tek na nowo � �e strach powinien by� wiernym towarzyszem cz�owieka? Je�li z ognia wyskoczy w�gielek i oparzy psa, pies ju� zawsze b�dzie si� ba� ognia. Nigdy nie b�dzie wiedzia�, kiedy ten go zn�w oparzy. Pies jest na sw�j spos�b inteligentny. Natomiast kompletny g�upiec traktuje ogie� jako co� przyjemnego i ciep�ego. Nic nie wie o parz�cych w�gielkach. ��Tak naprawd� � odrzek�em � tym, z czym pani nie chce stan�� twarz� w twarz, jest ewentualne szcz�cie. Zabrzmia�o to dziwnie, a jednak by�em przekonany o prawdziwo�ci swoich s��w. Mia�em troch� do�wiadczenia, je�li chodzi o nerwy i psychik� ludzka. Trzech z moich najlepszych przyjaci� wysz�o z wojny z nerwic�. Dobrze wiem, co znaczy dla m�czyzny by� okaleczonym fizycznie; wiem, co takie okaleczenie mo�e z niego zrobi�. Wiem tak�e, �e kto� mo�e by� okaleczony umys�owo. Szkody nie musz� by� widoczne, kiedy rana jest zaleczona, a jednak s�. Zawsze pozostaje jakie� s�abe miejsce, jaka� skaza, a to sprawia, �e jest si� u�omnym na ca�e �ycie. ��To wszystko z czasem przeminie � powiedzia�em do niej z przekonaniem, cho� za bardzo nie wierzy�em w to, co m�wi�. Powierzchowne zaleczenie nigdy nie prowadzi do niczego dobrego. Ci�cie idzie g��biej. � Nie chce pani podejmowa� jednego ryzyka, za to podejmuje pani inne, i to kolosalne. ��Bo te� jedno i drugie jest kra�cowo r�ne, kra�cowo � odparowa�a bez chwili namys�u. � Nie chc� ryzykowa�, bo znam t� rzecz, dla kt�rej nie chc� ryzykowa�. Natomiast ryzyko nieznane kusi, to rodzaj przygody. Mimo wszystko, �mier� mo�e by� niczym� �mier� Nale�a�o si� spodziewa�, �e pr�dzej czy p�niej to s�owo zostanie wypowiedziane. Moja rozm�wczyni przekr�ci�a odrobin� g�ow� i zapyta�a, nagle zaciekawiona: ��A w�a�ciwie to sk�d pan wiedzia�? ��Wiedzia�em? Wcale bym tego tak nie uj��. Widzi pani, ja sam przeszed�em przez co� takiego. Troch� si� na tym znam� ��Rozumiem � odpar�a. Nie okaza�a �adnego zainteresowania rodzajem mojego do�wiadczenia i, jak my�l�, to w tamtej chwili postanowi�em, �e zaopiekuj� si� ni�. Ot� mnie ju� do�� okazano pomocy. Do�� ju� mia�em kobiecego wsp�czucia i czu�o�ci. A potrzeb� mojego serca, cho� nie zdawa�em sobie z tego sprawy, by�o nie branie, lecz dawanie. Celia nie mia�a w sobie ani iskierki czu�o�ci czy wsp�czucia dla innych. Roztrwoni�a je dawno temu, zmarnowa�a tak jedno, jak drugie. Dosz�a do takiego stanu duszy, w kt�rym widzi si� jedynie swoje nieszcz�cie. A o tym, �e by�a nieszcz�liwa i �e wiele przecierpia�a, �wiadczy�a niezaprzeczalnie gorzka bruzda wok� jej ust. Nie musia�em jej d�ugo t�umaczy�, �e i mnie �co� si� przydarzy�o�. Zrozumia�a to od razu. Nie litowa�a si� nad sob� i nie widzia�a sensu w tym, by litowa� si� nade mn�. Moje nieszcz�cie by�o dla niej wystarczaj�cym wyt�umaczeniem faktu, �e odgad�em co�, co pozomie zdawa�o si� nie do odgadni�cia. W owej chwili zrozumia�em, �e mam do czynienia bardziej z dzieckiem ni� z kobiet�. Jej prawdziwym �wiatem by� ten, kt�rego granice sama sobie wytyczy�a. �wiadomie wr�ci�a do �wiata dzieci�stwa, znajduj�c w nim schronienie przed okrucie�stwem �wiata doros�ych. Przyznaj�, ta jej postawa podzia�a�a na mnie niezwykle stymuluj�ce. To by�o to, czego potrzebowa�em przez ostatnie dziesi�� lat. To by�o� to by�o jak wezwanie do dzia�ania. No c�, poszed�em za nim. Zacz��em dzia�a�. Ba�em si� o ni�, wi�c nie spuszcza�em jej z oka. Przyssa�em si� do niej jak przys�owiowa pijawka. Nie musia�em jej d�ugo namawia�, by wr�ci�a razem ze mn� do miasteczka. Przysta�a na to do�� ch�tnie. Mia�a w sobie du�o zdrowego rozs�dku. Zdawa�a sobie spraw�, �e jej zamiary, przynajmniej chwilowo, spali�y na panewce. Nie zarzuci�a ich, zaledwie od�o�y�a na p�niej. Domy�la�em si� tego bez s��w. Nie b�d� wchodzi� w detale, to, co pisz� bowiem, nie pretenduje do miana kroniki czy czego� takiego. Nie widz� zatem potrzeby rozwodzenia si� nad osobliwo�ciami ma�ego hiszpa�skiego miasteczka czy nad posi�kiem, kt�ry zjedli�my razem w hotelowej restauracji, czy cho�by nad sposobem, w jaki potajemnie przenios�em walizki z mojego hotelu do tego, w kt�rym ona si� zatrzyma�a. Nie, przedstawiam tu jedynie sprawy zasadnicze. Wiedzia�em, �e nie powinienem jej odst�powa� a� do czasu, kiedy co� si� wydarzy, kiedy w jaki� spos�b ulegnie i poniecha swoich zamiar�w. Tak wi�c trwa�em uparcie przy jej boku. Kiedy udawa�a si� do swojego pokoju, powiedzia�em: ��Daje pani dziesi�� minut, potem wchodz� do �rodka. Nie o�mieli�bym si� da� wi�cej. Dlaczego? Ano dlatego, �e jej pok�j znajdowa� si� na czwartym pi�trze, mog�a zatem zlekcewa�y� sobie �w �wzgl�d na innych�, b�d�cy cz�ci� jej wychowania i przysporzy� k�opotu prowadz�cemu hotel skokiem z okna, zamiast ze skalnego urwiska. Zrobi�em, jak zapowiedzia�em. Wszed�em do �rodka. Siedzia�a w ��ku z odrzuconymi do ty�u, p�owoz�otymi w�osami. Nie s�dz�, by w tym, co robili�my, dopatrywa�a si� czego� dziwnego. Ja tym bardziej. Natomiast co my�leli sobie inni, tego nie wiem. Je�li s�u�ba hotelowa zauwa�y�a, �e wszed�em do tamtego pokoju o dziesi�tej wieczorem, a wyszed�em o si�dmej nast�pnego ranka, zapewne dosz�a do jednego i tylko jednego wniosku. Jednak nie dba�em o to. Stara�em si� ocali� czyje� �ycie i nie mog�em przejmowa� si� czym� takim jak reputacja. No wi�c, usiad�em na jej ��ku i zacz�li�my rozmawia�. Rozmowa trwa�a ca�� noc. Dziwn� noc. Tak�, jakiej jeszcze nigdy nie prze�y�em. Wcale nie zainteresowa�em si� jej k�opotami, jakiekolwiek by one by�y. Zamiast tego zacz�li�my od pocz�tku, od fio�kowor�owych irys�w na jej tapetach i od jagni�t na polu, i od doliny w pobli�u stacji kolejowej, i od kwitn�cych w tej dolinie pierwiosnk�w� Wkr�tce to ona m�wi�a, nie ja. Aby j� ocali�, ograniczy�em si� do roli automatu w ludzkiej postaci, kt�ry znajdowa� si� tam po to, aby do niego m�wi�. M�wi�a tak, jak si� rozmawia jedynie z samym sob� albo z Bogiem. Bez jakiegokolwiek �aru, bez uniesienia. Ot, po prostu, wspomina�a jeden po drugim, nie zwi�zane ze sob� incydenty z przesz�o�ci. To by�o tak, jakby za ich pomoc� wznosi�a gmach swego �ycia, jakby budowa�a co� w rodzaju mostu, kt�rego filarami by�y w�a�nie one, owe incydenty. To dziwna sprawa, jakby si� nad tym zastanowi�, ten nasz wyb�r rzeczy do zapami�tania. Poniewa� jakiego� wyboru zawsze si� dokonuje, cho�by ca�kiem nie�wiadomie. Spr�bujcie cofn�� si� my�l� w przesz�o��; spr�bujcie wybra� jaki� rok z waszego dzieci�stwa, a oka�e si�, �e pami�tacie pi��, mo�e sze�� incydent�w. I to prawdopodobnie nie najwa�niejszych. Dlaczego zapami�tali�cie w�a�nie te, spo�r�d wszystkich, kt�re wydarzy�y si� w ci�gu trzystu sze��dziesi�ciu pi�ciu dni? Niekt�re z nich nie znaczy�y dla was wiele nawet w�wczas. A jednak to one w jaki� spos�b przetrwa�y w waszej pami�ci. I to one sz�y z wami w dalsze lata� To od tamtej nocy, kt�r� teraz �wspominam, mam swoj� prywatn�, wewn�trzn� wizj� Celii. Do pisania o tej kobiecie, jak ju� powiedzia�em, zabieram si� z punktu widzenia Boga� Do�o�� wszelkich stara�, aby tego dokona�. Ot� Celia powiedzia�a mi wszystko: zar�wno to, co mia�o znaczenie, jak i to, co znaczenia nie mia�o. Nie usi�owa�a u�o�y� tego w jak�� sp�jn� opowie��. Ona nie, za to ja � tak. Ja usi�owa�em! Ja odnosi�em wra�enie, �e mi�dzy jednym a drugim zdarzeniem z jej �ycia chwytam, jaki� w�tek, kt�rego ona sama nie by�a w stanie dostrzec. By�a si�dma, kiedy opuszcza�em tamten pok�j. Ona przekr�ci�a si� na bok i zasn�a jak dziecko� Niebezpiecze�stwo min�o. Mo�na by powiedzie�, �e ci�ar, jaki d�wiga�y jej ramiona, zosta� teraz przerzucony na moje. Ona by�a bezpieczna� P�niej, tego ranka, odprowadzi�em j� na statek i po�egna�em. W�a�nie wtedy zdarzy�o si� to, co, jak mi si� zdaje, spi�o niby klamr� ca�� histori� Mo�e si� myl� Mo�e by� to jedynie zwyk�y, nic nie znacz�cy przypadek� Tak czy inaczej, nie chc� teraz o tym pisa� Nie teraz: najpierw zmierz� si� z rol� Boga i albo ponios� kl�sk�, albo odnios� sukces. Nie teraz, nie. Najpierw spr�buj� utrwali� jej obraz za pomoc� nowego, nie znanego mi �rodka wyrazu� za pomoc� s�owa� Za pomoc� kolejno nizanych paciork�w s��w� �adnych p�dzli, �adnych tub z farbami, nic z drogiego memu sercu, starego, dobrze mi znanego warsztatu. Portret w czterech wymiarach, poniewa� w twoim zawodzie, Mary, czas istnieje tak samo jak przestrze�. KSI�GA II P��TNO Przygotujmy p��tno. Motyw ju� mamy. 1. DOM 1 Celia le�a�a w dziecinnym ��eczku i przygl�da�a si� fio�kowor�owym irysom na �cianie. Czul� si� szcz�liwa i senna. W nogach jej ��eczka sta� parawan. Chroni� j� od �wiat�a lampy, przy kt�rej, niewidoczna dla Celii, siedzia�a nianiusia i czyta�a Bibli�. Lampa nianiusi by�a wyj�tkow� lamp� � solidn�, mosi�n�, z kloszem z r�owej porcelany. Nigdy nie pachnia�a naft�, poniewa� Susan, pokoj�wka, bardzo o ni� dba�a. Celia wiedzia�a, �e Susan to z gruntu poczciwa dziewczyna, aczkolwiek czasami mawiano do niej, �e �mog�aby si� tak nie miota�. Kiedy Susan si� �miota�a�, prawie zawsze potr�ci�a jakie� ma�e cacko znajduj�ce si� w bezpo�rednim zasi�gu jej du�ego, krzepkiego cia�a, a zw�aszcza jej �okci koloru surowej wo�owiny. Celii kojarzy�y si� one z tajemniczymi s�owami �urobi� sobie r�ce po �okcie�. Zza parawanu dobiega� monotonny, koj�cy pomruk s��w nianiusi. Nianiusia nie umia�a czyta� bezg�o�nie. W momencie, kiedy powieki Celii opada�y, otworzy�y si� drzwi i do pokoju wesz�a Susan z tac�. Pokoj�wka usi�owa�a porusza� si� bezszelestnie, lecz przeszkadza�y jej w tym ci�kie, skrzypi�ce buty. ��Przepraszam, prosz� niani. Sp�ni�am si� z kolacj� � powiedzia�a p�g�osem. � Ciiicho. Dziecko ju� �pi � mrukn�a niania. ��Och, nie zbudzi�abym jej za �adne skarby, bro� Panie Bo�e. � Susan, sapi�c, zerkn�a przez szczelin� w parawanie. � To� to takie �liczne i m�dre male�stwo. Gdzie tam mojej siostrzeniczce do naszej panienki � przyzna�a pogodnie i ruszy�a po�piesznie w stron� sto�u. Na pod�og� upad�a �y�ka. ��Nie powinna� si� tak miota�, moja droga � �agodnie upomnia�a j� niania. ��To tak niechc�cy, prosz� niani � odpar�a Susan p�aczliwym tonem. Opu�ci�a pok�j na palcach, przez co jej buty zaskrzypia�y g�o�niej ni� przedtem. ��Nianiusiu � szepn�a Celia. ��Tak, kochanie? ��Ja nie �pi�, nianiusiu. ��Tak, kochanie � zgodzi�a si� nianiusia, kt�ra najwyra�niej nie chcia�a zrozumie� aluzji. Celia nie rezygnowa�a. Po chwili milczenia szepn�a raz jeszcze: ��Nianiusiu? ��S�ucham, kochanie. ��Smakuje ci kolacja, nianiusiu? ��Bardzo, kochanie. ��A co to takiego? ��Gotowana ryba i placek z melas�. ��Och! � westchn�a Celia niemal z ekstaz�. Zn�w zapad�o milczenie. Nianiusia obesz�a parawan i stan�a obok Celii. By�a to drobna, leciwa niewiasta z siwymi w�osami ukrytymi pod zwi�zanym pod brod� batystowym czepeczkiem. Trzyma�a w r�ku widelec. Na jego czubku znajdowa� si� male�ki kawa�eczek placka z melas�. ��No, a teraz b�dziesz dobr� dziewczynk� i natychmiast za�niesz � powiedzia�a niania ostrzegawczo i znikn�a za parawanem. ��Och, tak! � przytakn�a �arliwie Celia. Okruszyna placka z melas� znalaz�a si� w jej ustach. Niewiarygodne pyszno�ci! Co� niebia�skiego! Celia zwin�a si� w k��bek. Na �cianie ta�cz�ce w blasku p�on�cego w kominku ognia, fio�kowo� r�owe irysy. W ustach mi�y smak placka z melas�. Koj�ce, szeleszcz�ce odg�osy Kogo� w pokoju. Pe�nia szcz�cia. Celia zasn�a� 2 Trzecie urodziny Celii. Podwieczorek w ogrodzie. By�y ptysie. Celia musia�a si� zadowoli� tylko jednym. Cyril zjad� a� trzy. Cyril by� jej bratem. By� du�ym ch�opcem, mia� jedena�cie lat. Chcia� jeszcze jednego, lecz matka powiedzia�a: �Wystarczy, Cyrilu�. Potem nast�pi�a typowa wymiana zda�. Cyril jak zwykle dopytywa� si� w niesko�czono��, �dlaczego?� Po bia�ym obrusie przebieg� ma�y, czerwony paj�czek. ��Popatrzcie � powiedzia�a matka. � Paj�k przynosz�cy szcz�cie. Biegnie do Celii, poniewa� to jej urodziny. To zapowied� wszelkiej pomy�lno�ci. Celia, podekscytowana, poczu�a si� wyj�tkowo wa�na. Dociekliwy Cyril zainteresowa� si� jednak czym innym. � Dlaczego paj�ki przynosz� szcz�cie, mamusiu? W ko�cu Cyril poszed� sobie i Celia zosta�a sama z matk�. Mia�a j� tylko dla siebie. Matka u�miechn�a si� do niej przez szeroko�� sto�u. U�miechn�a si� mi�o i wcale nie dlatego, �e ona, Celia, by�a ma��, zabawn� dziewczynk�. Matka zawsze u�miecha�a si� mi�o. ��Mamusiu, opowiedz mi historyjk� � poprosi�a Celia. Uwielbia�a historyjki wymy�lane przez matk�. One wcale nie przypomina�y historyjek opowiadanych jej przez innych ludzi. Inni ludzie, poproszeni, opowiadali jej o Kopciuszku, o Jacku na pn�czu fasoli, o Czerwonym Kapturku. Nianiusia opowiada�a o J�zefie i jego braciach, o Moj�eszu w sitowiu. (Celia zawsze wyobra�a�a sobie sitowie* w postaci drewnianych szop wype�nionych bykami). Czasami opowiada�a o dzieciach kapitana Strettona w Indiach. Ale mamusia! Trzeba zacz�� od tego, �e nigdy, ale to przenigdy si� nie wiedzia�o, o czym b�dzie kolejna historyjka. Mog�a by� o myszce albo o dzieciach, albo o ksi�niczkach. O wszystkim� Jedyn� wad� mamusinych historyjek by�o to, �e mamusi nie zdarza�o si� powtarza� jednej dwa razy. M�wi�a, �e nie potrafi ich zapami�ta� (dla Celii by�o to absolutnie nie do poj�cia). ���wietnie � powiedzia�a mamusia, u�miechaj�c si� do niej. � Tylko o czym? Mo�e mi podpowiesz? Celia wstrzyma�a oddech. ��O myszce B�yszcz�ce Oczka � podpowiedzia�a bez chwili zastanowienia. � I o D�ugim Ogonku i serze. ��Och! Zupe�nie ju� je zapomnia�am. Nie, zaczniemy now� historyjk�. � Zapatrzy�a si� przed siebie. W jej inteligentnych, orzechowych oczach zata�czy�y weso�e b�yski; ma�y, lekko wygi�ty nosek zadar� si� odrobin� wy�ej, a delikatna, owalna twarz nabra�a wyrazu skupienia. ��Ju� wiem� � zawo�a�a, nagle przytomniej�c. � Nasza historyjka b�dzie si� nazywa� Dziwna �wieczka� ��Och! � Celia by�a tak zachwycona, �e niemal wstrzyma�a oddech. Z g�ry wiedzia�a, �e historyjka j� zaintryguje, �e urzeknie� Dziwna �wieczka! 3 Celia by�a powa�n� ma�� dziewczynk�. Wiele rozmy�la�a o Bogu i o byciu dobr� i �wi�t�. Kiedy razem z Cyrilem wr�y�a sobie z ko�ci kurczaka, jej �yczenie zawsze brzmia�o tak samo: �Obym by�a dobra�. Oczywi�cie �wiadczy�o to o zwyk�ej zarozumia�o�ci, lecz przynajmniej, trzeba to przyzna�, Celia kry�a si� z ni� przed innymi. Niekiedy ba�a si� straszliwie, �e jest osob� ��wiatow�� (s�owo zatrwa�aj�ce, tajemnicze!). Ba�a si� zw�aszcza wtedy, kiedy wystrojona w wykrochma� Ion� mu�linow� sukienk� przewi�zan� wielk�, z�o� cisto��t� szarf� schodzi�a na d� na deser. Jednak na og� by�a z siebie zadowolona. By�a jedn� z �wybranych�. By�a �oszcz�dzona�. To prawda, ona tak. Lecz co z rodzin�? To straszne, nie mie� absolutnej pewno�ci co do matki. Przypu��my, �e mamusia nie p�jdzie do nieba? Co wtedy? Dr�cz�ca, bolesna my�l� Wszelkie regu�y by�y raz na zawsze ustalone. W niedziel� nie godzi�o si� grad na pianinie (chyba �e pie�ni religijne). W niedziel� nie godzi�o si� gra� w krokieta. Celia raczej wola�aby umrze� lub by� poddan� torturom, ni� dotkn�� m�otka w �dzie� Pa�ski�, mimo �e w inne dni nie posiada�a si� z rado�ci, kiedy pozwalano jej wybi� z trawnika kilka przypadkowych pi�ek. Jej matka grywa�a w krokieta w niedziel� i to samo robi� jej ojciec. A ojciec ponadto grywa� na pianinie i �piewa� piosenki o kim�, kto �na herbatk� do pani C wskoczy�, kiedy pan C do miasta wyskoczy��. Na pewno nie by�a to religijna pie��! To Celi� martwi�o. Ze swym zmartwieniem uda�a si� do nianiusi. Nianiusia, poczciwa i szczera z natury, znalaz�a si� w k�opotliwym po�o�eniu. ��Ojciec i matka, to ojciec i matka � odpar�a. � Wszystko, co oni robi�, jest dobre i s�uszne, i �eby� mi nie my�la�a inaczej. ��Ale gra w krokieta w niedziel� jest czym� z�ym � upiera�a si� Celia. ��Tak, kochanie. Dzie� Pa�ski powinno si� �wi�ci�. ��No wi�c� no wi�c� ��To nie twoje zmartwienie, kochaneczko. Wystarczy, jak wype�niasz swoje obowi�zki. No wi�c kt�rej� niedzieli Celia odm�wi�a ojcu, kiedy ten uprzejmie zaproponowa� jej jedno uderzenie m�otkiem. ��Dlaczego, na mi�y B�g? � zapyta� zdziwiony. � To sprawka niani. Powiedzia�a ma�ej, �e to co� z�ego � mrukn�a jego �ona, po czym doda�a, zwracaj�c si� do Celii: � W porz�dku, skarbie, nie graj, je�li nie chcesz. Jednak czasami matka Celii mawia�a mniej wi�cej tak: ��Wiesz, kochanie, Pan B�g stworzy� dla nas wspania�y �wiat i chce, �eby�my byli szcz�liwi. Jego dzie� jest dniem szczeg�lnym, dniem, kt�ry powinni�my traktowa� inaczej ni� pozosta�e dni tygodnia, to znaczy, �e nie powinni�my kaza� pracowa� innym ludziom, na przyk�ad s�u�bie. Je�li sami sp�dzamy go pogodnie i rado�nie, to naprawd� nie ma w tym niczego z�ego. Jednak, mimo g��bokiej mi�o�ci do matki Celia nie zachwia�a si� w swych przekonaniach. Powinno by� tak, jak powinno, nianiusia wie, co m�wi. Mimo to przesta�a zamartwia� si� matk�. Jej matka mia�a na �cianie obraz �wi�tego Franciszka, a przy ��ku male�k� ksi��eczk� pod tytu�em Na�ladowanie Chrystusa. B�g, jak si� Celii zdawa�o, m�g� w takiej sytuacji patrze� przez palce na gr� w krokieta w niedziel�. Natomiast nadal �ywi�a powa�ne obawy co do ojca. Ojciec cz�sto �artowa� z rzeczy �wi�tych. Kt�rego� dnia podczas lunchu opowiedzia� zabawn� histori� o wikarym i o biskupie. Dla Celii nie by�o w niej nic zabawnego. Celia uzna�a, �e opowie�� ojca jest po prostu okropna. W ko�cu pewnego dnia wyszlocha�a swoje koszmarne l�ki do matczynego ucha. ��Ale� kochanie, tw�j ojciec jest bardzo dobrym cz�owiekiem. I bardzo religijnym. Kl�ka i odmawia pacierz ka�dego wieczoru, jak dziecko. To jeden z najlepszych ludzi na �wiecie. ��On si� �mieje z duchownych � powiedzia�a Celia. � I gra w r�ne gry w niedziele i �piewa piosenki, �wiatowe piosenki. Tak bardzo si� boj�, �e spali go ogie� piekielny. ��Co ty wiesz o czym� takim jak ogie� piekielny?� powiedzia�a matka ze z�o�ci�. ��Wiem, ogie� piekielny to jest takie miejsce, gdzie trafiaj� niegodziwi ludzie. ��A kt� to ci� straszy takimi opowie�ciami? ��Ja si� wcale nie boj� � powiedzia�a Celia, zdziwiona. � Przecie� ja tam nie trafi�. Ja zawsze b�d� dobra i p�jd� prosto do nieba. Ale � wykrzywi�a �a�o�nie usta � ja chc�, �eby tatu� te� poszed� do nieba. Wtedy matka powiedzia�a jej o mi�o�ci Boga do ludzi i o jego dobroci, i o tym, �e B�g nie m�g�by! zachowa� si� tak brzydko, by wtr�ca� ludzi do ognia j na ca�� wieczno��. Celia nie da�a si� przekona� ani troch�. By�o piek�o i by�o niebo, by�y owce i by�y koz�y. Niechby chocia�� tak, niechby chocia� mia�a te absolutnie; absolutn� pewno��, �e tatu� nie jest koz�em! Oczywi�cie, by�o piek�o, tak samo jak by�o niebo. To jedna z niezachwianych prawd w �yciu, prawd tak prawdziwych jak pudding ry�owy lub konieczno�� wymywania brudu zza uszu, lub m�wienia: �tak, prosz� i �nie, dzi�kuj�. 4 Celii �ni�o si� du�o sn�w. Niekt�re z nich by�y po prostu �mieszne i dziwne; stanowi�y przemieszanie wszystkiego, co si� jej przydarzy�o za dnia. Za to kilka innych sprawia�o jej szczeg�ln� przyjemno��. To by�y sny o miejscach, kt�re istnia�y naprawd�, i ona o tym wiedzia�a, lecz w jej snach wygl�da�y ca�kiem inaczej. Trudno wyja�ni�, dlaczego w�a�nie te miejsca mia�yby by� tak ekscytuj�ce, lecz jako� (w snach) tak si� dzia�o. Obok stacji kolejowej by�a dolina. W rzeczywisto�ci t� dolin� przecina�a kolej �elazna, lecz w dobrych snach Celii p�yn�a tamt�dy rzeka, a na jej brzegach i w pobliskim lasku ros�y pierwiosnki. Celia, zapytana za dnia o rzek�, odpowiedzia�aby z czaruj�cym zdziwieniem: �Rzeka w dolinie? Ale� sk�d� przecie� wiem, �e tamt�dy biegnie kolej �elazna�. Przemilcza�aby istnienie �licznej, zielonej doliny i b�yszcz�cej po�r�d niej tafli wody. Nast�pnym miejscem, o kt�rym cz�sto �ni�a, by�o pole w jakim� najdalszym zak�tku ogrodu, gdzie tak naprawd� sta� zwyk�y, brzydki dom z czerwonej ceg�y. Jednak tym snem, kt�ry dostarcza� jej najwi�kszego dreszczyku emocji, by� sen o tajemniczych pokojach w jej w�asnym domu. Czasami dostawa�a si� do nich przez spi�arni�, a czasami w najbardziej niezwyk�y spos�b, bo przez gabinet tatusia. �ni�y jej si� cz�sto, lecz za ka�dym razem inaczej i za ka�dym razem odkrywaniu owych pokoi i ich tajemnic nieodmiennie towarzyszy�a dziwna, sekretna rado�� Oczywi�cie Celia miewa�a tak�e sny nieprzyjemne. Najgorszym, najstraszniejszym, najbardziej przera�aj�cym by� sen o Uzbrojonym Bandycie. Uzbrojony Bandyta mia� upudrowane w�osy, niebieskie oczy, czerwony mundur i strzelb�. I, co najgorsze, z r�kaw�w jego munduru zamiast r�k wystawa�y kikuty. Kiedy zjawia� si� we �nie, budzi�a si� z krzykiem. Tak by�o najbezpieczniej, okazywa�o si� bowiem, �e le�y w swoim ��eczku, �e nianiusia jest tu� obok i �e wszystko jest jak zawsze. Prawd� m�wi�c, nie by�o istotnego powodu, by a� tak bardzo ba� si� Uzbrojonego Bandyty. Przecie� nie m�g�by jej zastrzeli�. Jego strzelba by�a tylko symbolem. A jednak ba�a si�. Ba�a si� tego czego�, co kry�o si� w jego twarzy, w jego zimnych, intensywnie niebieskich oczach, ba�a si� jadu jego spojrzenia. Ba�a si� tak, �e dostawa�a md�o�ci. Nast�pnie trzeba przej�� do rzeczy, kt�re si� dzia�y w ci�gu dnia. Nikt nie wiedzia�, �e kiedy Celia, jak przysta�o na grzeczn� dziewczynk�, spaceruje statecznym krokiem po �cie�ce, to w istocie dosiada bia�ego rumaka (jej wyobra�enia o rumaku by�y do�� mgliste: zgodnie z nimi rumak mia� by� jakim� nadzwyczajnym koniem o rozmiarach s�onia); �e kiedy idzie obok w�skiego murku z cegie�, ogradzaj�cego grz�dki z og�rkami, tak naprawd� balansuje nad bezdenn� przepa�ci�; �e si� przeistacza w r�ne postaci i �e raz jest ksi�n�, raz kr�lewn�, raz g�siareczk�, a jeszcze innym razem �ebraczk�. I tak, z jednej strony Celia �y�a we w�asnym, bardzo interesuj�cym �wiecie, a z drugiej� Z drugiej doro�li nazywali j� �dobrym dzieckiem�, maj�c na my�li to, �e jest cicha i spokojna, �e umie si� sama bawi� i �e si� im nie naprzykrza. Lalki? Tak, obdarowywano j� lalkami, lecz nie przepada�a za nimi. Bawi�a si� lalkami pos�usznie tylko w�wczas, gdy nianiusia podsuwa�a jej tak� my�l, cho� i w�wczas bez wi�kszego entuzjazmu. ��Dobre z niej dzieci�tko � powiedzia�a kiedy� nianiusia. � Bez �adnej wyobra�ni, ale wiadomo, nie mo�na mie� wszystkiego. Panicz Tommy, najstarszy synek kapitana Strettona, ten tak, ten zawsze zadr�cza� mnie pytaniami. Celia rzadko zadawa�a pytania. Mia�a sw�j w�asny �wiat. �wiat zewn�trzny niezbyt j� interesowa�. 5 Co�, co wydarzy�o si� kiedy� w kwietniu, sprawi�o, �e zacz�a si� ba� tego zewn�trznego �wiata. Razem z nianiusia wybra�y si� na pierwiosnki. Dzie� by� jasny i s�oneczny, z nielicznymi chmurkami na b��kitnym niebie. Przesz�y przez tory kolejowe (tam, gdzie w snach Celii p�yn�a rzeka), wspi�y si� na pobliskie wzg�rze i znalaz�y si� w zagajniku, gdzie pierwiosnki pokrywa�y ziemi� ��tym dywanem. Zrywa�y ich ca�e nar�cza. To by� naprawd� �liczny dzie�, a pierwiosnki mia�y delikatny, cytrynowy zapach, dok�adnie taki, jaki Celia uwielbia�a. I wtedy, prawie jak we �nie o Uzbrojonym Bandycie, ni st�d, ni zow�d, kto� �ykn�� opryskliwie: ��Hej, co wy tam robicie? By� to m�czyzna, ogromne ch�opisko o czerwonej twarzy. Na sobie mia� sztruksowe ubranie. Popatrywa� na nie spode �ba. ��To prywatny teren. A jak tak, to wiadomo, �e obcym wst�p wzbroniony. ��Bardzo mi przykro, naprawd�. Nie wiedzia�am o tym � powiedzia�a niania. ��Jazda st�d. Ale to ju�. � Gdy odchodzi�y, jeszcze us�ysza�y za plecami: � Ugotuj� was �ywcem. Ugotuj� jak nic. Niech mi tylko jedna z drug� nie wyjdzie z tego zagajnika w trzy minuty! Celia par�a do przodu co si� w nogach, niecierpliwie ci�gn�c za sob� nianiusi�. Dlaczego nianiusia nie przy�pieszy kroku? Jeszcze troch�, a� tamten cz�owiek ruszy za nimi w pogo�. Z�apie je. Ugotuje �ywcem w olbrzymim garze. Robi�o jej si� niedobrze ze strachu� Par�a, potykaj�c si�, byle dalej, byle do przodu, a jej ma�e cia�ko dr�a�o z przera�enia. On nadchodzi� jest tu��tu�� za chwil� wrzuci je do wrz�tku� Pr�dzej� och, pr�dzej! Kiedy znalaz�y si� na drodze, z gard�a Celii wydar�o si� g�o�ne westchnienie ulgi. ��On� on ju� nas nie z�apie � mrukn�a do siebie. Niania, widz�c jej �miertelnie blad� twarzyczk�, zapyta�a przestraszona: ��Co ci jest, kochaneczko? � Nagle zrozumia�a. � Chyba nie wystraszy�a� si� tego gadania o gotowaniu? Przecie� to by� tylko �art. Naprawd� nie wiedzia�a�? ��Tak, nianiusiu. Wiedzia�am, �e to by� �art � sk�ama�a Celia dla �wi�tego spokoju. Up�yn�o sporo czasu, nim potrafi�a zapanowa� nad tamtym strachem. Odczuwa�a go jednak przez j ca�e �ycie. By� przera�aj�co realny. 6 Na czwarte urodziny Celia dosta�a kanarka, kt�rego nazwano banalnym imieniem Z�otko. Bardzo pr�dko si� oswoi� i ch�tnie przysiada� na palcu Celii. Kocha�a go. Karmi�a ziarnem. By� jej i tylko jej. Poza tym mia�a w nim nieod��cznego towarzysza sekretnych przyg�d. W wyobra�ni Celii kanarek by� ksi�ciem o imieniu Dicky. Ksi��� Dicky, bardzo przystojny m�odzian, nosi� szaty ze z�otego aksamitu z czarnymi r�kawami. Mniej wi�cej po roku Dicky dosta� �on� o imieniu Daphne. Daphne by�a wielkim, nastroszonym ptaszyskiem o br�zowym upierzeniu. Nie mia�a wdzi�ku ksi�cia � by�a niezdarna. Rozlewa�a swoj� wod� i przewraca�a wszystko, na czym przysiada�a. Nigdy nie oswoi�a si� tak jak Dicky. Z racji jej niezdarno�ci i �miotania si� ojciec Celii nazywa� j� Susan. Susan natomiast lubi�a poszturchiwa� ptaki zapa�k�, aby, jak mawia�a, �zobaczy�, co te� one zrobi��. Ptaki ba�y si� jej i na jej widok trzepota�y skrzyd�ami o klatk�. Susan wszystko wydawa�o si� zabawne. Susan potrafi�a si� �mia� nawet z mysiego ogonka przytrza�ni�tego pu�apk�. Susan przepada�a za Celia, i uwielbia�a bawi� si� z ni� w chowanego. Kry�a si� za zas�on� i wyskakiwa�a zza niej z g�o�nym krzykiem. Celia jednak nie odwzajemnia�a jej uczu� � Susan by�a dla niej za du�a, za ha�a�liwa i za energiczna. Celia wola�a kuchark�, pani� Rouncewell, kt�r� nazywa�a zdrobniale Rouncy. Rouncy, kobieta o monumentalnych kszta�tach, by�a uosobieniem spokoju. Rouncy nie zna�a, co to po�piech. Kr��y�a po kuchni pe�na godno�ci i z powag� dope�nia�a kuchennych rytua��w. Nigdy nie narzeka�a i nigdy nie traci�a g�owy. Podawa�a posi�ki r�wno z wybiciem godziny. Nie mia�a wyobra�ni. Kiedy matka Celii pyta�a: �No wi�c co proponujesz dzisiaj na lunch?�, zawsze odpowiada�a jednakowo: �Wi�c, prosz� pani, mogliby�my zje�� smacznego kurczaka i imbirowy pudding�. Pani Rouncewell mog�a, oczywi�cie, poda� suflety, vol�au�vent, �mietan�, dzikie ptactwo, najr�niejsze paszteciki i najbardziej wyszukane francuskie potrawy, lecz nigdy nie zaproponowa�a nic poza kurczakiem i imbirowym puddingiem. Celia uwielbia�a chodzi� do kuchni, kt�ra by�a taka sama jak Rouncy � ogromna wszerz i wzd�u�, b�yszcz�ca czysto�ci�, bardzo u�adzona. Nad ca�ym tym �adem i w og�le nad ca�ym miejscem panowa�a niepodzielnie Rouncy. Jej szcz�ki pracowa�y nieustannie, poniewa� stale co� jad�a. Ma�y kawa�ek tego, tamtego i jeszcze czego�. ��Chcia�abym wiedzie�, panienko Celio, dlaczego panienka tak tutaj myszkuje � mawia�a zwykle, a jej szeroka twarz powoli rozci�ga�a si� w u�miechu. Nast�pnie podchodzi�a do kredensu, otwiera�a puszk� i wsypywa�a do nadstawionych r�czek pe�n� gar�� rodzynek. Czasami trafia�y si� Celii porzeczki, czasami kromka chleba z melas�, a jeszcze innym razem nad�amany ro�ek placka z konfitur�. Nigdy nie zdarzy�o si�, by wysz�a z kuchni z niczym. Celia unosi�a sw�j �up do ogrodu i zaszywa�a si� i w krzakach pod ogrodowym murem, aby przetnie� j ni� si� w �cigan� przez wrog�w ksi�niczk�, kt�r� oddana �wita pod os�on� nocy zaopatruje w jedzenie� Tymczasem jej nianiusia siedzia�a w pokoju dziecinnym i jak zwykle co� szy�a. To takie mi�e, my�la�a sobie, �e panienka Celia ma do zabawy przyjemny, bezpieczny ogr�d, a nie jakie� tam stawy czy inne tego rodzaju miejsca. Nianiusia, im by�a starsza, tym bardziej lubi�a siedzie� i szy�, a przy tym rozmy�la� o r�nych rzeczach� o ma�ych Strettonach, kt�rzy dawno przestali by� ma�ymi ch�opcami i ma�ymi dziewczynkami� o ma�ej panience Lilian, kt�ra ju� zd��y�a wyj�� za m��� o paniczu Rodericku z Winchesteru i o paniczu Philu, te� z Winchesteru� Nianiusia lubi�a wraca� my�lami ku minionym latom� 7 Zdarzy�o si� co� strasznego. Zgin�� Z�otko. Zd��y� si� ju� tak bardzo oswoi�, �e drzwiczki jego klatki zawsze by�y otwarte. Zwykle fruwa� tu i tam po pokoju dziecinnym. Siadywa� na czubku g�owy nianiusi i szczypa� dziobkiem jej czepeczek. �No, no, paniczu Z�otko, to mi si� ani troch� nie podoba�, przemawia�a �agodnie nianiusia. Przysiada� te� na ramieniu Celii i wyjmowa� ziarna z jej warg. By� jak rozpuszczone dziecko. Je�li nie zwraca�o si� na niego uwagi, wpada� w z�o�� i g�o�no si� wydziera�. No i tamtego strasznego dnia Z�otko zgin��. Okno w pokoju by�o otwarte. Na pewno wyfrun�� na dw�r! Celia p�aka�a i p�aka�a. Nianiusia i matka pociesza�y j�. ��Mo�e jeszcze wr�ci, moja duszko. ��Pewnie chcia� pofruwa� na wolno�ci. Lepiej b�dzie, jak wystawimy klatk� za okno. Do Celii nie dociera�y �adne s�owa pociechy. Ptaki zadziobi� go na �mier�. Przecie� sama s�ysza�a, jak kto� tak m�wi�. Z�otko nie �yje, le�y gdzie� pod drzewem, a ona ju� nigdy nie poczuje uszczypni�cia jego ma�ego dziobka. Rozpacza�a ca�y dzie�. Nie jad�a obiadu ani podwieczorku. Klatka Z�otka, wystawiona za okno, wci�� by�a pusta. Wreszcie przysz�a pora na spanie. Celia le�y w swoim ma�ym, bia�ym ��eczku. Jeszcze wstrz�sa ni� �kanie. Trzyma matk� za r�k�. Bardzo mocno. Chce mamusi, nie nianiusi. Nianiusia powiedzia�a, �e tatu� mo�e jej podarowa� innego ptaszka. Mamusia wie lepiej. Mamusia rozumie, �e ona nie chce innego ptaszka (poza tym jest przecie� Daphne). Mamusia rozumie, �e ona chce swojego kanarka, Och! Z�otko, Z�otko, Z�otko� Ona kocha Z�otko, a Z�otko przepad�, Z�otko jest zadziobany na �mier�! Szale�czo �ciska r�k� matki. Matka oddaje jej u�cisk. I nagle, po�r�d ciszy przerywanej jedynie ci�kim oddechem Celii, rozlega si� nie�mia�y ptasi �wiergot. To panicz Z�otko raczy� sfrun�� z karnisza, gdzie przesiedzia� cicho ca�y dzie�. Przez ca�e �ycie Celia pami�ta�a niewyobra�alnie cudown� rado�� tamtej chwili� Od tamtej pory, gdy w domu kto� si� zaczyna� smuci�, kto� inny mawia�: �No, no, do�� tych �al�w. Nie pami�tasz Dicky�ego i jego karnisza?� 8 Tymczasem sen o Uzbrojonym Bandycie zmieni� si�. Sta� si� jeszcze bardziej przera�aj�cy. Zaczyna� si� ca�kiem zwyczajnie, jakim� piknikiem czy proszonym przyj�ciem. I nagle, po�r�d najlepszej zabawy, ogarnia�o Celi� jakie� dziwne uczucie. Co� by�o nie tak� Co takiego? No jasne, w�r�d go�ci pojawia� si� Uzbrojony Bandyta. Nawet nie musia� by� sob� � m�g� by� jednym z go�ci� Tak, najbardziej przera�aj�ce by�o to, �e m�g� si� wcieli� w ka�dego. Celia powoli lustrowa�a ka�d� twarz. Wszyscy byli w wy�mienitym nastroju i dobrze si� bawili. I nagle wiedzia�a. Mog�a to by� mamusia czy tatu�, czy nianiusia, kto�, z kim w najlepsze rozmawia�a. Patrzy�a w twarz mamusi � oczywi�cie, to jest mamusia � a widzia�a jasne, stalowoniebieskie oczy. Patrzy�a na sukienk� mamusi, a tu z r�kawa mamusinej sukienki � och, ratunku! � wystaje kikut. To nie jest mamusia, to jest Uzbrojony Bandyta� Budzi�a si� z krzykiem. No i nie potrafi�a nikomu wyt�umaczy� swoich l�k�w: ani mamusi, ani nianiusi; nie potrafi�a, bo sen opowiedziany nie wydaje si� ju� tak przera�aj�cy. Kto� g�aska� j� i m�wi�: �Dobrze ju�, dobrze, mia�a�, kochaneczko, z�y sen�. Wkr�tce zasypia�a, cho� wcale nie lubi�a zasypia�, bo jej sen zn�w m�g� powr�ci�. Zanurzona w mrok nocy, powtarza�a sobie w k�ko, rozpaczliwie: �Mamusia nie jest, naprawd� nie jest Uzbrojonym Bandyt�. Nie jest. Nie jest. Wiem, �e nie jest. Ona jest zwyczajn� mamusi�. Moj� mamusi��. ��Panienka Celia zn�w mia�a z�y sen, prosz� pani. ��Wiesz o czym, nianiu? ��Chyba o jakim� obcym cz�owieku i o jego strzelbie, prosz� pani. ��Nie, mamusiu � w��cza�a si� Celia. � Nie o obcym cz�owieku ze strzelba. O Uzbrojonym Bandycie. O moim Uzbrojonym Bandycie. ��Czy ba�a� si�, �e ci� zastrzeli, kochanie? Tego si� ba�a�? Celia, dygocz�c, potrz�sa�a przecz�co g�ow�. Nie potrafi�a wyrazi� swoich l�k�w. Matka nie nalega�a. M�wi�a �agodnie: � Jeste� absolutnie bezpieczna, kochanie. Jeste� w�r�d swoich. Nikt nie mo�e ci� skrzywdzi�. To by�o pokrzepiaj�ce. 9 ��Nianiusiu, jakie to jest s�owo? O tam, to du�e na afiszu? ���Pokrzepiaj�c��, kochanie. �Pocz�stuj si� pokrzepiaj�c� fili�ank� herbaty�. I tak by�o ka�dego dnia. Celia wykazywa�a niezwyk�e zainteresowanie znaczeniem s��w. Mia�a swoje ksi��eczki, lecz jej matka �ywi�a nieuzasadnion� niech�� do zbyt wczesnej nauki czytania. ��Celia zacznie si� uczy� czyta� dopiero wtedy, kiedy sko�czy sze�� lat. C�, teorie dotycz�ce kszta�cenia dzieci nie zawsze pokrywaj� si� z praktyk�. Zanim Celia sko�czy�a pi�� i p� roku, czyta�a wszystkie bajeczki z p�ki w dziecinnym pokoju, a tak�e wszystkie s�owa na afiszach. Cho� prawd� jest, �e czasami myli�y jej si� pojedyncze s�owa. Bywa�o, �e przychodzi�a do niani z zapytaniem: �Prosz� nianiusi, czy to s�owo �chciwy� czy �samolubny�? Wci�� zapominam�. Dzia�o si� tak dlatego, �e Celia czyta�a ca�e s�owa, a nie przyk�ada�a znaczenia do pisowni. Pisownia mia�a jej sprawia� k�opot przez ca�e �ycie. Uwielbia�a czyta�. Ta umiej�tno�� otworzy�a przed ni� nowy �wiat, �wiat ba�ni, czarownic, chochlik�w, trolli. Pasjonowa�a si� ba�niami. Opowiadania o �yciu dzieci z krwi i ko�ci nie bardzo j� interesowa�y. W otoczeniu Celii by�o niewielu r�wie�nik�w, Z kt�rymi mog�aby si� bawi�. Jej dom sta� na uboczu, a samochody stanowi�y nie lada rzadko��. Od czasu do czasu jej rodzice zapraszali na podwieczorek Margaret McCrae, dziewczynk� starsz� od Celii o rok. I r�wnie� od czasu do czasu Celia by�a zapraszana do Margaret. Przy takich okazjach usilnie b�aga�a o pozostawienie jej w domu. ��Dlaczego, kochanie? Czy�by� nie lubi�a Margaret? ��Nie, mamusiu. Lubi� j�. ��No wi�c? Celia uparcie potrz�sa�a g�ow�. ��Ona si� wstydzi � rzuca� pogardliwie Cyril. ��To absurd nie chcie� si� bawi� z innymi dzie�mi � wtr�ca� si� do rozmowy ojciec. � To wr�cz nienaturalne. ��Mo�e Margaret si� z ni� dra�ni? � docieka�a matka. ��Nie! � wo�a�a Celia i w