3943
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 3943 |
Rozszerzenie: |
3943 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 3943 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3943 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
3943 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Tadeusz Komendant
Lustro i kamie�
Prywatny sylogizm
Wst�p
Ryszard Przybylski
3
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
Ze strychu
Cz�sto si� u nas zdarza, �e tekst, kt�ry wyr�s� z gleby �wiadomo�ci narodowej, le�y
gdzie� zapomniany na strychu jakiego� skazanego na zag�ad� domu. Znajdujemy go niekiedy
zupe�nie przypadkowo. Juliusz S�owacki zapewnia�, �e r�kopis Kr�la Ducha odkry� w podolskim
domu rodzinnym J�zafata Dumanowskiego, kt�ry, �tkni�ty ju� wyra�n� chorob� umys�u�,
wy�piewa� przed �mierci� sw�j egzystencjalny smutek, niew�tpliwie ��wiadectwo �ywota
duchowego u nas�, w dziwacznym rapsodzie rycerskim. Usprawiedliwia� si� w ten spos�b
ze swego poetyckiego szale�stwa, przewiduj�c, �e jego poemat wyda si� wielu czytelnikom
dzie�em ob��dnym, w czym si� zreszt� nie pomyli�.
Ale niekiedy w zakurzonych kufrach spoczywaj� autentyczne pisma, stanowi�ce niek�amane
rewelacje. I ot� na strychu domu po�o�onego na jego rodzinnym polsko-bia�oruskim
pograniczu, Tadeusz Komendant znalaz� taki niezwyk�y tekst, kt�ry najwyra�niej wyda� mu
si� r�wnie� ��wiadectwem �ywota duchowego u nas�. Jego autorem by� ch�opak z kresowej
prowincji, kt�ry w trakcie pisania swych utwor�w, bo bez w�tpienia s� to utwory, mia� mniej
wi�cej tyle lat, ile mia� Dam Mickiewicz, kiedy, ca�kiem niedaleko st�d, r�wnie� na g��bokiej
prowincji, zasiad� do IV cz�ci Dziad�w.
Tekst znaleziony przez Komendanta sk�ada si� z dw�ch cz�ci. Pierwsz� mo�na by nazwa�
za Konwickim Kronik� wypadk�w mi�osnych, jest to bowiem pami�tnik o dziejach
m�odzie�czych zapa��w erotycznych, stanowi�cy w gruncie rzeczy opowie�� o t�sknocie do
�mi�o�ci duchowej�, kt�ra przez typowo prowincjonalne okoliczno�ci jest bezustannie spychana
w trywialno��. Ch�opak nie by� przeci�tniakiem. Wyczulony na honor i elegancj� gestu;
kierowa� si� kodeksem, kt�ry bynajmniej nie by� pozbawiony etosu rycerskiego. Dlatego
jego �cierpienia mi�osne� wzbudzaj� zainteresowanie i szacunek. To by� m�czyzna a nie
wsiowy pata�ach. Jednak�e najbardziej zdumiewaj�c� cech� tego pami�tnika jest fakt, �e
chocia� obejmuje on lata 1938-1945 o dziejach wstrz�saj�cych w�wczas nasz� ojczyzn� w�a�ciwie
w nim g�ucho. Ludzie opuszczali w�wczas ten �wiat w niebywa�ych cierpieniach, wali�y
si� miasta, p�on�y wsie, przez kraj przewala�y si� milionowe armie odwiecznych wrog�w,
zagro�ony by� biologiczny byt narodu, a ten m�odzieniec zajmowa� si� z pasj� jedynie
w�asnym roz�aleniem na dziewczyn�, kt�ra utyt�a�a jego uczucia w prowincjonalnej prozie
�ycia. Przed oczyma naszej wyobra�ni jawi si� jak najbardziej rzeczywisty �parobek�, kt�ry
5
naprawd� zrealizowa� wielkie marzenie Witolda Gombrowicza. W najg��bszych pok�adach
swej �wiadomo�ci by� on ca�kowicie wolny od Polski i jej nu��cych i anachronicznych problem�w.
Na polskiej prowincji �y� sobie nietkni�ty prowincjonalizmem sto�ecznych intelektualist�w.
By� Ponadnarodowym Cz�owiekiem nie�miertelnego Gombra.
Zaciekawia nas pod jednym jeszcze wzgl�dem. Od tych egzystencjalnych md�o�ci postanowi�
bowiem uciec w sztuk�. Udr�czony w�asn� kl�sk�, postanowi� zastosowa� terapi� pisania,
chocia� o Zygmuncie Freudzie zapewne nigdy nie s�ysza�. Poniewa� nie m�g� �zapyli�
sprawczyni swego b�lu, co niew�tpliwie z�agodzi�oby jego rozpacz, przeni�s� pi�ro i
papier ponad konkretn� egzystencj� w nadziei, �e w ko�cu dzi�ki pisaniu dostanie si� do
spostponowanej przez �ycie i mi�o�� idealnej strefy duchowej. To te� w ko�cu zabra� si� do
�najnowocze�niejszej sztuki �wiata w trzech aktach� pt. Rok 1937-1945, kt�ra stanowi w�a�nie
drug� cz�� znalezionego przez Tadeusza Komendanta tekstu.
Z pami�tnika wynika, �e ch�opak nie by� licealist� i nie lizn��, jak J�zefat Dumanowski,
�najnowszej francuskiej literatury�, ale mimo to stworzy� dzie�o, kt�re w moim przekonaniu
mo�e konkurowa� z Kr�lem Ubu Alfreda Jarry. Zadanie mia� trudniejsze, nie pisa� bowiem
racjonalistycznej groteski o tyranii t�poty, lecz absurdalne misterium o losach Polski, od kt�rej,
podobnie jak sam Witold Gombrowicz, w �aden spos�b i mimo wszystko nie potrafi�
uciec. Trudno poj�� czy rzeczywi�cie by� szmirusem na niebywa�� miar�, czy te� tylko pos�ugiwa�
si� szmir�, kiedy upycha� do�wiadczenie ostatniej wojny w form� romantycznego
dramatu, przekszta�conego w komiczny absurd. Jest to zreszt� fascynuj�cy dokument �wiadomo�ci
Polaka �yj�cego w przej�ciowym okresie mi�dzy ko�cem okupacji hitlerowskiej a
tryumfem stalinowskiego terroru, kiedy wielu rodak�w naprawd� nie wiedzia�o ku czemu
zmierza ich �wiat i ich ojczyzna. Ch�opaka niewiele obchodzi Bierut. Polsk� rz�dzi jeszcze
duch Wielkiego Marsza�ka. Nie ma Armii Czerwonej. Natomiast nadal s� Anio�owie wys�ani
przez Opatrzno��. Rozdarty mi�dzy ironi� i patosem, ch�opak kompromituje, trudno poj��
czy �wiadomie, czy bezwiednie, narodowe formy my�lenia i wra�liwo�ci z przebieg�o�ci�, na
kt�r� nie zdoby� si� nawet sam wielki Gombrowicz. Rewolucja �miechu przeciw terrorowi
formy. I tak do ko�ca nie wiadomo, czy uprawia� grafomani� czy te� zrozumia�, �e dzieje
naszej ojczyzny sami Polacy zdo�ali ju� przekszta�ci� w patriotyczno-religijny kicz.
Korzenie kultury rosn� jednak mi�dzy tekstami. Ka�da tradycja potrzebuje co najmniej
dw�ch �ch�opak�w z tej samej wsi�, z tej samej okolicy, z tej samej wsp�lnoty. To te� tym
razem mamy najpierw tekst napisany spontanicznie, jakby we �nie, przez �dzikusa� z prowincji.
Nast�pnie za� czytamy tekst napisany przez intelektualist�, kt�ry opu�ci� strony rodzinne,
wykszta�ci� si� na sto�ecznych uniwersytetach, poch�on�� m�dre ksi�gi stworzone
przez luminarzy europejskiej kultury po to w�a�nie, aby odkry� sens do�wiadczenia zapisanego
przez swojego krajana.
Tekst napisany przez Tadeusza Komendanta jest tedy hermeneutyk� prac literackich �prostaczka�
z kres�w. Ale trudno mu si� dziwi�, �e uleg� tej pokusie, skoro akcja przetacza si� z
werandy pa�stwa Mickiewicz�w do domu pa�stwa Sienkiewicz�w; skoro ca�y pami�tnik jest
ponowieniem narodowego typu inicjacji polskiego m�odzie�ca, opisanej w IV cz�ci Dziad�w;
skoro traktuje on o �mowie cia�a� rozbudzonego przez erotyk�, kt�re zachowuje si�
zgodnie z regu�ami zawartymi w odwiecznym kodeksie polskiej wsi. To te� Tadeusz Komendant
postanowi� ogl�dn�� tekst Witolda Sutu�y w zwierciadle wiedzy uczonej i przy okazji
zbada� mechanizm odbicia. Padaj� wi�c wielkie nazwiska, od �w. Paw�a do Michela Foucaulta.
W niezwyk�ym uniesieniu humanistycznego rozumu, cytuj�c tekst prowincjonalnego Gustawa,
kt�ry nie zechcia� zosta� prowincjonalnym Konradem, chocia� w roku 1946 okazji ku
temu nie brakowa�o, Komendant z rado�ci� dokonuje odkrycia, �e formy my�lenia �prostaczka�,
narzucone mu przez normy obowi�zuj�ce w prowincjonalnej wsp�lnocie, pokrywaj� si�
z modelowym zachowaniem bohater�w narodowych arcydzie�. Wiedza o kulturze potwierdza
6
w ten spos�b przedziwn�, niemal nadprzyrodzon� wsp�zale�no�� mi�dzy ch�opakiem z zapad�ej
wioski a mitycznym protagonist� wsp�lnoty. To, co zosta�o przez mit wyniesione na
niebo, korzeniami si�ga ziemi wioskowej, zapyzia�ej prowincji. Hermeneuta odkrywa tedy,
�e mi�dzy dzisiejszym �yciem a prawd� romantycznego mitu nie ma rozziewu; �e historia
ka�dego wsp�czesnego cz�owieka jest Literatur�. Warto wi�c by�o Tadeuszowi Komendantowi
potraktowa� teksty prowincjusza z ca�� powag�, podszyt�, co prawda, szczeg�lnego
rodzaju przewrotno�ci�, ocieraj�c� si� o wyrafinowan� kpin�. Ale w ko�cu w naszym kr�gu
kulturowym m�dro�� rodzi si� na prowincji, gdzie nie zatracono jeszcze pradawnej wra�liwo�ci.
Tyle, �e ginie ona czasami w anonimowych zapiskach zamkni�tych w kufrach wyrzuconych
na strych.
Ryszard Przybylski
7
Mojemu Ojcu,
Henrykowi Berezie
i Andrzejowi
PAMI�TNE DNIE PRZESZ�O�CI
Mieczys�aw Karasewicz to by� mym stryjecznym bratem, by� o wiele starszym ode mnie,
zaprasza� mnie wci�� do siebie.
Lubia�em dalek� podr� i temu zgodzi�em si� na jego pro�b�. Jecha�em rowerem po szosie
o kt�rej kiedy� wspomina�em co prowadzi w �wiat szeroki. Mija�y druty telegraficzne, mija�y
wierzby rosochate, mija�y kilometry. Dwadzie�cia pi�� kilometr�w drogi szos� i dwa boczn�.
Przyjemne wra�enie odczuwa�em t� jazd� pierwszy raz jad�c rowerem w drog� tak dalek� dla
mnie. Co prawda, by�em tam kiedy� kilka razy z rodzicami kiedy jeszcze �y� m�j ojciec ale
to by�o w dzieci�stwie lat moich i nie jecha�em rowerem lecz fur�. Pami�tam te zabawy dziecinne
z Mietkiem. Pokazywa� mi na strychu ma�e kotki potem oprowadza� mnie w oko�o
swojej zabudowy, kt�ra wygl�da�a star�. Byli�my nad rzeczk� co mnie bawi�o bo u nas nie
przep�ywa �adna rzeka. W tej samej rzece poili�my konie. Po tak stromej g�rce trzeba by�o
jecha� konn� do rzeki i spowrotem. Takie dziwne wra�enia z lat dziecinnych p�dzi�y mnie w
tamte strony. Dzi� Mietek by� po wojsku a ja przed wojskiem. Byli�my doro�li obaj.
Teraz przeje�d�am pod most kolejowy i skr�cam drog� ko�o maj�tku Karolin. Stary pa�ac
bieli si� z daleka. �ciany jak widz� na zewn�cz s� oberwane widocznie na wskutek staro�ci.
Du�e drzewa i krzewy rozci�gaj� si� w ko�o pa�acu, oprowadzone naoko�o siatk� drucian�
te� porwan�. Szeroki dziedziniec na kt�rym le�y tyle zawaliska narz�dzi rolniczych, mury
8
powalone i niedopatrzone. Kiedy� ten dw�r musia� pi�kniej wygl�da� � dzi� nie jest r�wny
wiejskiej zagrodzie. Na lewo od maj�tku ku zachodowi stoi stara browarnia o kt�rej ludzie
wci�� wspominaj�, kiedy je�dzili do Grodna, to nigdy jej nie omieszkali. Po garcu piwa ka�dy
musia� wypi� dla rozgrzewki i ju� by� nieprzytomny. Teraz ta browarnia stoi na p� rozwalona
a wko�o jej rozci�ga si� lotnisko polskie. W Browarni mie�ci si� stra��wka. Jeszcze
dalej na lewo le�y wie� Karolin. Staropolska wie� o s�omianych szczytach zabudowy. Ulica
w�ska kamienista i b�otnista; cho� ziemia wok� jest piaszczysta i nieurodzajna. Ludzie
obecnych wiosek nie maj� pastwisk i temu konie nawet w�r�d lata stoj� w stajniach karmieni
koniczyn� kt�rej maj� wielkie zasiewy i sieczk�. O konie nie dbaj� tylko o ubi�r. Wi�c temu
wszystkie mleko mas�o i sery wywo�� na rynek do Grodna, kt�re jest o 5 kilometr�w. W
n�dzy �yj�, ale �adnie chodz�. W�z jaki spotkasz na drodze to o gnoj�wkach i p�czek s�omy.
Kiedy jad� na targ to si� widzi ma�ego konia zaprz�onego po rusku; m�czyzna jako furman
kl�czy w przodzie wozu a kobieta z tabo�ami pe�nemi mas�a, ser�w i mleka siedzi siadem
tureckim. Rzeczka �ososianka przep�ywa wzd�u� wsi Karolina, maj�tku Karolin, Tarusicz,
Nowik i jakich� kolonji �oso�nej kt�ra s�u�y na wypoczynek bogatym w�r�d wakacji. Na
rzece stoi trzy m�yny w odleg�o�ci wi�cej jak jeden kilometr.
Kiedy zajecha�em przed dom Karasewicza to ca�e rodze�stwo wybieg�o na spotkanie. Potem
po kolei wszyscy zacz�li wypytywa� si� co s�ycha� w domu rodzinnym. I tak przeszed
ca�y dzie� na wsp�lnych gadaniach. Wieczorem poszli�my na wie� z p. Mietkiem. Zatrzymali�my
si� na werandzie p. Mickiewicz�w. Mietek przedstawi� mnie jako brata, gdzie zapozna�em
jego kuzynki: Stefci� i Marysi�. Musia�em grzecznie si� obchodzi� bo nas nazywaj�
w tych stronach �muzykami�. Wi�c stara�em si� m�wi� po polsku zachowa�em grzeczno�� w
obec towarzystwa. Cho� powiem, �e nie d�ugo trwa�a moja grzeczno�� bo obmaca�em najpierw
Stefci� a potem z kolei Marysi�. Kiedy� Marysia by�a si� wyrazi�a przed siostr� Mietka
Stach�: �e �mi by�oby dosy� Witka, innego by nie chcia�a�. Ale czy Witek spogl�da� na takie
Marysie? W my�lach jego �ni�y si� kr�lewny.
Jedno zauwa�y�em grzeczno�� tych ludzi. Kto kolwiek by nie przechodzi� bez wzgl�du na
por�, stary, m�ody, czy dzieciak ka�dy sk�oni g�ow� i powie: dobry wiecz�r! lub dzie� dobry.
Kiedy do domu si� wchodzi to si� m�wi: Niech b�dzie pochwalony Jezus Chrystus, a kiedy
odpowiedz� domownicy m�wi: Dzie� dobry!... Takie wychowanie ludzi bardzo mi si�
spodoba�o. Dlatego zabawy r�ne by�y bez bujek.
U nas tego nie by�o. Nikt nie pozdrowi� swego przechodnia a na zabawie no�e i spr�yny.
Na nast�pny wiecz�r zag��bili�my si� dalej w wie�. Tu zapozna�em zn�w dwie �adne
dziewczynki kt�re by�y kole�ankami Irk� R i Wer� H. W kr�tkiej rozmowie p. Irka zacz�a
mocno na mnie naje�d�a� tak �e nie mog�em si� wstrzyma� i odpali�em jej swymi s�owami. �
Ma si� rozumie� po polsku � ale zatkne�em jej g�b�. Wercia natomiast trzyma�a stron� moj�,
pomimo �e by�y obie kole�ankami.
Jak �mieszne by�o kiedy na nast�pny dzie� chwyci�em jedn� z ich id�cych naprzeciw nam
za pier�. To by�o tak chamskie z mej strony, �e dzi� si� wstydz� wspomina�.
Tyle �miechu narobi�y, �e panny musia�y ucieka�. Zawsze im dokuczali �e uschnie jedna
pier�. To by�a Wera i si� nie gniewa�a na mnie, czemu? Mo�e �e wiedzia�a i� wychodz� z
muzyk�w i do tego jestem m�ody. Darowa�a mi wszystko, cho� wi�cej tego nie uczyni�em, i
sp�dzi�a ze mn� kilka dni w rozmowie. Widzia�em i� czuli�my do siebie wzajemn� sympatj�
lecz pod tym wzgl�dem by�em nie�mia�y. Ale chcia�em j� widzie� jaka� si�a poci�ga�a mnie
za ni� cho� nie mog�em jej dor�wna� bo by�em szczeniak.
Kt�rego� wieczoru wybrali�my si� do Irki gdzie mnie przedstawiono synem dyrektora
jednej z kopal�. �mia�em si� i dzi� si� �miej� jak mnie Mietek z koleg� swym ubierali, a potem
przedstawiali filozoficznie ojcu panny Marysi.
Kiedy wraca�em do domu to z nowemi wra�eniami. Tu zacze�em nak�ania� m�odzie� do
intelegentnego zachowania, przez podaniem r�ki ka�dego dnia i pozdrowienia. I cho� z po-
9
nad najni�szej s�omianej strzechy wychodzi�em jednak by�em lubiany i m�odzie� zacz�a bra�
przyk�ad u mnie tak �e w rok czasu przeistoczy�a si� do niepoznania.
Wr�ci�em spowrotem do Tarusicz by zbudowa� piwnic� Mietkowi.
W toku pracy z okazji �wi�ta pu�kowego na Foluszu 29 P L-u jako �wi�ta pu�kowego,
wr�czenia sztandaru dla 29 PHl-u, ca�a ziemia grodzie�ska zosta�a zaproszona na t� uroczysto��.
Poszli�my i my. Ja, Mietek, Wacek � m�odszy brat Mietka, i mn�stwo koleg�w.
Folusz le�a� o dwa kilometr�w od Tarusicz a kilometr od Nowik. Le�a� w lesie nieco� na
wzg�rzu z lewej strony na wsch�d roztacza� si� widnokr�g Grodna, na zach�d las sosnowy.
Go�ciniec wiod�cy do Grodna przechodzi� oko�o bramy wjazdowej. Nigdy tam nie by�em
wi�c ch�� niezmierna ros�a w mych piersiach zobaczenia jego. Kiedy ju� dzwon kapliczki da�
znak swym g�osem czas rozpocz�cia uroczysto�ci przest�pili�my g��wn� bram� i znale�li�my
si� w �rodku wojskowym. Du�e domy to jest koszary wojskowe by�y dzi� udekorowane flagami
bia�o-czerwonymi. Panowa� ruch �o�nierzy w�r�d tego Foluszu. Jak pi�knie wszystko
wygl�da, jaki tu porz�dek: trawniki, kwiaty r�nych kolor�w �cie�ki r�wniu�kie wysypane
�wirem, drzewa, wszystko to ma odurzaj�ce wra�enie cz�owiekowi kt�ry nie widzia� w swym
�yciu. Nast�pnie zbli�amy si� do du�ego sto�u, gdzie odbywa si� wsp�lny obiad podoficer�w.
Nieomieszkali zaprosi� wojskowi oficerowie swych koleg�w rezerwy do wsp�lnego
sto�u. Co na stole sta�o okre�li� nie mog�, tylko przypominam sobie, �e brak�o widelc�w,
wi�c jeden z ksi�y odezwa� si�: Pan B�g da� wcze�niej palce ni� widelec i chwyci� palcami
za kawa� mi�sa. Ten przypadek wzni�s� du�o ha�a�liwego �miechu i zabawy za kt�rym po�li
wszyscy zebrani bior�c palcami. Najlepiej to mi si� spodoba� kwas wojskowy na obecn� gor�czk�.
Po obiedzie podoficerskim by�o kilka przem�wie� z go�ci dostojniejszych i wr�czenia
radja jednej ze szk� zagrzebanej ziemi grodzie�skiej; nast�pnie wszystko ruszy�o o godz. 12-
tej na du�y plac wsp�lnego obiadu. Tutaj szeregi d�ugich sto��w ci�gn�y si� wzd�u� placu.
Sto�y by�y ubrane wie�cami kwiat�w i zieleni zas�ane smako�ykami nawskro�. Z grzeczno�ci�
i uprzejmo�ci� zapraszali oficerowie ludzi cywilnych do sto��w. Przytem chciano cywila
ugo�ci� to zup� �o�niersk� kt�ra ju� by�a przygotowana. �o�nierze zacz�li nalewa� i roznosi�
do sto��w. Lecz co za dziwo widz� w�r�d wojskowych?! Oficerowie i podoficerowie zabieraj�
z r�k �o�nierzom hohle i menaszki i sami nalewaj� i roznosz�. A szeregowym �o�nierzom
ka�� siada� za sto�y i go�ci� przybysz�w. Powiadaj� � mo�e tam twoja matka jest, siostra,
brat czy ojciec, id� do nich. Zachwyci�em si� tym odnoszeniem. Potem zn�w id� kolejnie
oficerowie, butelkami piwo, papierosy, czekolady, cukierki itd. cz�stuj�c wszystkich na
wzajem.
Naprzeciw tych mn�stwa sto��w stoi jeden st� r�wnie� d�ugi � ale w jednym szeregu �
gdzie siedz� wi�ksze dostojnicy j.n. starosta Sokolski, s. Grodzie�ski, woj. Bia�ostocki, Naj.
pol. grodzie�ska, pu�kownicy i wiele innych mi nieznanych go�ci z wy�szej sfery.
Teraz z podniesieniem kieliszka wznosz� si� wiwaty na cze�� Ojczyzny, pu�ku, pu�kownik�w,
wy�szych oficer�w, wojewody, starost�w itd. Zauwa�y�em jedno co mi si� nie spodoba�o:
Czemu ta wy�sza sfera w dniu tak uroczystym oddali�a si� ze swym sto�em od innych?
Czemu my pili�my piwo a oni wino? My butelkami a oni kieliszkami? Im sta� a prostocie
nie? Czemu nie wznoszono wiwat�w na cze�� �o�nierza a tylko wojewody. Kiedy te wiwaty
odbywa�y si� w�r�d t�umu zauwa�y�em jak niekt�rzy oficerowie stali salutuj�c nieruchomo,
inni jak pi�ki byli podrzucani do g�ry przez swych �o�nierzy. Widocznie by�o to temu ci oficerowie,
kt�rych podrzucano na r�kach w swej s�u�bie wojskowej �o�nierzom byli wsp�bratni?
a ci co stali nieruchomo to musieli by� w swym czasie katami dla �o�nierzy.
Po wsp�lnym obiedzie ruszyli�my na plac zawod�w konnych. Na g�os tr�bki wyje�d�a�
je�dziec na swym koniu i goni� po przeszkody poustawiane na placu. Specjalna komisja s�dzi�a
je�d�ca i nagradza�a jego wedle przepisu jazdy i przepisu nadgrody. Jeden por�cznik
10
otrzyma� t� nadgrod�, �e spad z konia w czasie skoku przez r�w i skr�ci� sobie kark co go
zaraz pogotowie zabra�o do szpitala. Jednak szkoda go by�o bo by� w pi�knym mundurze.
Na koniec zawod�w orkiestra zagra�a i tr�bka sygna�owa da�a znak, i� ju� si� zako�czy�a
uroczysto��. Teraz t�um cywil�w o dziwnym wyobra�eniu dnia, co mo�na by�o widzie� na
ka�dej twarzy zaczo� opuszcza� ten pi�kny dzisiejszy Folusz. Tylko niekt�rzy podoficerowie
rezerwy zatrzymali si� na zabaw� kt�ra ju� nie nale�a�a do toku uroczysto�ci.
Po powrocie du�o ka�dy z nas mia� do opowiadania. Nawet przy pracy majaczy� si� dzie�
uroczysto�ci.
Zn�w kt�rego� dnia odwiedzamy i zwiedzamy Grodno, kt�re mi by�o ma�o znane. Jak nap.
zwiedzili�my w jednym z dni wystaw� higieniczn�, kt�ra mie�ci�a si� na ul. Mostowej,
Bank Polski kilka kin itd.
Teraz miasto Grodno sta�o mi si� wyra�niejsze. Ale kiedy� przyszed� dzie�, �e go znienawidzi�em
i ucieka�em nie ogl�daj�c si� poza siebie. Straszne by�y chwile miasta Grodna.
Przypominam sobie kiedy mnie ze siostr� Gestapo niemieckie chwyci�o z w�dk� na ul.
Orzeszkowej i p�dzono nas na gestapo. Nie wiem co by si� sta�o gdyby nie moja odwaga,
kt�ra pozwoli�a mi wybrn�� z r�k sz�brawc�w?!
Przesz�o wszystko, b�ta niemiecka ju� si� nie powr�ci... Grodno jest wraz z Tarusiczami
poza granic�.
Jesie� 1938 roku przypad�a nienajzgorsza. Siedzia�em w sadzie dnie i noce pilnuj�c owoc�w
przed rabusiami. Dniem czyta�em ksi��ki, kt�re otrzymywa�em od naszego kierownika
szko�y B. Doma�skiego, a noc� przyby�ym ch�opakom opowiada�em r�ne ba�nie, anegdotki
i powie�ci co ich wi�cej mnie do siebie �ci�gn�o. Zacz�li przychodzi� ka�d� noc na pogaw�tki
co mnie uprzejmowa�o czas. W pewno niedziel� rozgada�em si� z jedn� m�od� m�atk�,
kt�ra mnie w dwa tygodnie poci�gn�a za sob� tak �e musia�em j� odwiedza� codziennie.
Wprawdzie by�a nie brzydk� bl�dynka umia�a �adnie ta�czy� to mnie najwi�cej poci�ga�o. I
na zabawach tylko z j� ta�czy�em. Wprawdzie nie grzeszy�em z j� bo opr�cz poca�unku nic
mi�dzy nami nie istnia�o. Ten dziwny poci�g trwa� par� miesi�cy ko�cz�c si� rozstaniem. Po
rekolekcjach jakie odbywa�y si� w naszej parafii dama moja si� zmieni�a i zapomnia�a o bujaniu
co mi posz�o na korzy�� bo niekiedy wiele traci�em grosza na marne przez j�. Da�a mi
spok�j duszy, kt�ry trwa� oko�o dwuch lat.
Zaczn� od ksi��ek kt�re otrzymywa�em od p. D. w Suchodolinie. Mia� on �on� r�wnie�
nauczycielk�, kt�ra na pierszy rzut oka spodoba�a mi si� ale czy mog�em my�le� o jakiej��
mi�o�ci? Tylko my�la�em sobie na kr�tk� chwil� ta by mi si� przyda�a, pomimo �e jest czyj��
�on�. Jednak te my�li odp�dza�em od siebie a w odwiedzinach tylko by�em grzeczny. Ale
moja grzeczno�� wzrasta�a do niej ka�dy dzie� czego i sam nie zauwa�y�em. Jedno, �e by�em
oboj�tny i fruwa�em sobie jak motyl z kwiatka na kwiatek, tak ja bawi�em si� mi�dzy innemi
kobietami w�r�d r�nych wiosek. W okolicy naszej spodoba�em co do zabaw jedno z wi�kszych
wsi, Poko�no. Tu m�odzie� by�a zorganizowan� przez Akcj� Katolick� Szczelcy i
M�oda Wie�. Bardzo �adnie si� bawiono, ma�o kiedy dochodzi�o do jaki� b�jek bo stali ludzie
na czele o wy�szym poziomie. By�em tu kilka krotnie, zapozna�em par� dziewcz�t, kt�re dzi�
s� zam�ne.
By�em w Ma�owistej na zabawie gdzie dosta�em pann� jak dyni�; a kolega Kazik �ma�nu�
jak przezwano. �miech bra� kiedy opuszczali�my wie�. W Zwierzy�cu Wielkim te� byli�my
na zabawie gdzie wsp�lnie mieli�my z Kazikiem dwie mo�liwe kole�anki. Jedn� to Kazik
buja� �e j� we�nie, a ja to nie chcia�em tego bujania, bo to by�o mi nie do twarzy. Zapomnieli�my
wreszcie jak ja tak samo i on. Wreszcie znalaz�em a raczej ujrza�em jedn� z Miedzianowa
niejak� Hel�, ros��, podstawn�, czarn� nieco�, tylko z ma�ym fa�szem by�a panienka a
mianowicie szerokie plecy mia�a w ty�ku. Ale to nic nie przeszkadza�o i jednego razu z Jan-
11
kiem zrobili�my na ni� zasadzk�. W D�browie po sumie wyjechali�my na szos� i tu czatowali�my
kiedy b�dzie wraca�a do domu. Jedne by�o zagatko, czy ona b�dzie wraca�a sam� w
towarzystwie? i czy w towarzystwie damskim czy m�skim? Je�li w damskim to nie b�dzie
nam sprawia�o tr�dno�ci si� zbli�y� do tej �czarnej�? A jak w m�skim towarzystwie to nogi
na peda�y i szos� do domu. Nied�ugo czekali�my zdaleka poznali�my jej sylwetk�. Teraz
chodzi o to jak j� zatrzyma�? A� mija nas a my stoimy. Jedziemy dop�dzami z�azimy z rower�w
i rozmawiamy ze sobo o jednym koloni�cie kt�r�dy by tu do jego dojecha�. W miar�
s��w naszej rozmowy przeszcze� mi�dzy nami si� skraca�a i wtedy to zarzucili�my j� pytaniem
o drog�. Nie bardzo chcia�a wskaza� nam drog�, mo�e wiedzia�a, �e nam nie chodzi o
drog� tylko j� sam�. I temu to zaprasza�a nas ze sob� jakoby ten przejazd jest dalej. I tak w
tej rozmowie zaszli�mi do jej domu bez wskazanej drogi. Wprawdzie nas do domu nie zaprasza�a
bo by�a to cha�upa stara i wal�ca si�. Wi�c zapewne si� wstydzi�a. Ja tu wi�ksz� rol�
odgrywa�em, by�em wi�cej wymowniejszy ni�li Janek, kt�rego ludzie piersi raz widz�cy nie
rozpoznawali jego mowy. Na r�wni jak ja i on chcieli�my j� posi��� i temu cz�sto jako koledzy
gonili za ni� z my�l� ka�dy sobie. Kiedy znalaz�a si� ona w Reszowcach u siostry to te�
tam obaj pop�dzili�my, ale on odjecha� a ja zosta�em i j� jutro odwiedzi�em. By�a zadowolon�
z mojej wizyty, ale by�a na pierwszy raz dzik�. Nie mog�em si� dotkn��. Ale kiedy znalaz�y
si� r�ce pod jej ramionami przycisn�a je silnie do piersi, ... no i wtedy by�a okazja, bo
byli�my sami. Okazja nie czego innego jak poca�unku. A si� �adnie i nami�tnie ca�owa�a co
jej rozpala�o nawet cia�o.
Od tej chwili wi�cej jej nie spotka�em, w nied�ugim czasie wysz�a zam��.
(luka w r�kopisie)
Nazajutrz pyta� si� B. o moim powodzeniu m�wi�c, �e �te dziecko lubi owoc drzewa zakazanego�.
Tu nie odpowiedzia�em nic, jakby nic nie wiedz�c i nie znaj�c. Od tego czasu
odwiedza�em wieczorami do�� cz�sto, prawie ka�dy wiecz�r. Jak nie by�em wiecz�r lub dwu,
to ju� jej rodzice robili mi wym�wk�, czemu nie przyszed�em. Wi�c spe�nia�em ich �yczenia
i jej r�wnie�, bo si� �ali�a, odwiedza�em cz�sto. Ka�dym razem siedzia�em do �witu i to nie
tylko pod domem, ale i w domu. Siadywa�em z ni� w ��ku i w obj�ciach sp�dzali�my ca�e
noce. Brat Witek r�wnie� chodzi� na rantki i wraca� nad �witem, czasem zastaj�c mnie. Ale
nigdy nic nie powiedzia�, ani jej rodzice. Czasem okrywa�em si� wstydem my�l�c, �e nast�pnym
razem zrobi� mi wym�wk�, za takie d�ugie siedzenie. Ale nigdy tego nie by�o, wi�c
wi�cej do tego �ycia si� przyzwyczai�em, sta�em si� bezwstydny. Mi�o�� fizyczna przeistocza�a
si� w coraz to inne formy. Jednak nie by�em zadowolony, bo duchowo jej nie kocha�em,
a ceni�em tylko mi�o�� serca i duszy.
Odchodzi�em z sercem pustym. Wi�cej rodzice mi si� podobali cho� z zachowania, ni�li
ich urocza c�rka. Jej mi�o�� do mnie natomiast nie mia�a granic, wzbija�a si� na najwy�sze
szczyty g�r. A ja �mia�em si� duchowo, to robi�em wyrzuty sumienia poco si� �miej� i wci�gam
si� w gr� mi�o�ci.
W pewn� niedziel� mieli by� go�cie u mych gospodarzy na kt�rych si� spodziewano od
kilku dni. Ja czuj�c si� obcym cz�owiekiem, poszed�em do P. Marysi, by wi�cej by� w samotno�ci,
ni�li we wrzawie ludzi mi obcych. My�la�em �e tam znajd� miejsce dobrego spocznienia.
By�a w domu tym razem, bo rodzice byli w ko�ciele. Ale po obiedzie zjawiaj� si� i
tu go�cie z Suchowoli. Starszy m�czyzna w wieku 72 lat z c�rk� 16-letni�. Znowu czuj� si�
skr�powany tym manewrem �ycia. Nie ucieka�em szybko, zabawi�em si� troch� w ich towarzystwie
dop�ki nie zacz�o si� przygotowanie do sto�u. Wczas wymkn��em si� bez przeproszenia
wol�c i�� do swych darzycieli.
Mija�em sadek jak Zosia z Witkiem dop�dzili mnie i przemoc� zabrali do domu. Dzi�
czuj� jak te chwile by�y drogie...
12
Naprawd�! musia�a mnie kocha�, kiedy zostawi�a go�ci i bieg�a za mn� by wruci�! Widocznie
chcia�a i pragn�a bym by� w jej towarzystwie. Nie wiedzia�em co robi�? Widz�c jej
gor�ce przywi�zanie do mnie chcia�em wynadgrodzi� sw� osob�, spe�nia�em jej �yczenia i
rodziny. Pomimo skr�powania zdobywa�em si� na ostatnie si�y w rozmowie towarzystwa
go�cinnego. Nad wiecz�r poszli�my na zabaw�. Ja, Zosia, Witek, kuzyn z kuzynk�. Szed�em
ale zadowolenia nie mia�em bo to co by�o nie by�o moje serce odpycha�o si�� pr�du. Na zabawie,
kt�ra odbywa�a si� w budynku szkolnym, jej nie widzia�em, bo nie chcia�em. Kiedy
wpad�a mi w k�eczku, to pragn��em czempr�dzej zmieni�. Wydawa�o si� mi �e nie umia�a
ta�czy�. Potem spotka�em j� przed szko�� w towarzystwie jej kuzyn�w powracaj�cych do
domu. Prosi�a bym szed� z ni�, ale odm�wi�em nieznacznie. Sam za� spogl�da�em na jedn�
�cygank� jak j� nazywa�em. By�a j� Jadzia B. Jednak i zat� nie goni�em, a chcia�em si� zabawi�
i by� w towarzystwie. Owa zabawa nie przynios�a mi �adnej pami�ci ani dostatecznego
zadowolenia. Nie zapomnia�em w dalszym �yciu odwiedza� Zosi�. Pewnego razu kiedy
byli�my sam na sam; m�wi�a mi:
�Witek! Jak ja si� do ciebie przyzwyczai�am jako do najdro�szej mi osoby� � I kochasz
mnie? � spyta�em � Szalenie, o Tobie tylko wci�� my�l�. Nie wyci�gn��em z niej tych s��w,
ale same p�yn�li. Z otwartego serca. � I chcesz by� moj�? � spyta�em. Od dzi� i to na zawsze
chc� nale�e� do Ciebie!
Nie wiedzia�em co mam robi�? Co odpowiada�. Za jej s�owa przytuli�em do siebie, m�wi�c
� b�dziesz, b�dziesz... Takie to by�o dziecinne, a co� mia�o w sobie tak silnego �e moje
martwe serce otworzy�o jej male�k� kom�rk�.
Z Bolkiem jecha�em dzi� do Szczuk. Jechali�my obaj rowerami. Bolek mia� spraw� do
Julkowego szwagra. Szczuki jest to wie� nied�uga, a na pierwszy rzut oka jest �adna. Tu zapozna�em
siostr� Stachy Julkowej �ony, Hel�. I ta mi spodoba�a si� na pierwsze wejrzenie. A
by�a do�� uprzejma i grzeczna, ca�y czas mnie bawi�a w domu, a potem w towarzystwie zabawy
by�a przy mnie. Wyzna�em jej �e mnie imponuje jak r�wnie� i ona si� wyrazi�a, �e jej
bardzo si� podobam. Mo�e to by�o nieprawdziwe, ale kiedy wraca�em z ni� do domu prosi�em
o jeden ca�us; na co odpowiedzia�a: zobaczymy. W drodze nie chcia�em tego wybryku,
wola�em zachowa� si� delikatnie. W domu nie zapomnia�em rozmowy s��w, chc�c otrzyma�
zadatek na przysz�o��. Zgodzi�a si�!
Ca�y wiecz�r do �witu sp�dzili�my w mi�o�ci duchowej. Tu nie wiem czemu, martwe serce
o�y�o i zacz�o kocha� prawdziwie t� zapoznan� dzi� osob�. Siedzieli�my jak dwa duchy
zwi�zane mi�o�ci�. R�ce nasze by�y przy wzajemnych u�ciskach. Rano kiedy odje�d�ali�my
odprowadzi�a nas za wie� i to by�o nasze po�egnanie. Odjecha�em z my�l� o niej, z jej obrazem
i t�sknot� za ni�. Na miejscu zn�w szed�em do Zosi ale tylko by zag�uszy� my�li o Heli.
Stacha oznajmi�a mi �e Hela przybywa w sobot� do nas i b�dzie przez niedziel�. Pojecha�em
do domu ubra�em si� nieco�, nazrywa�em p�k bia�ych i malinowych piwonji, wioz�c wszystko
do Pokosnej z my�l� dla Heli. Hel� zasta�em, ju� by�a! O jak si� uradowa�a, kiedy zprezentowa�em
jej p�k kwiat�w gor�cych dzi�k�w nie by�o granic. A i Stacha r�wnie� by�a zadowolon�
i chcia�a by Hela nale�a�a do mnie. Wieczorem siedzieli�my kr�tko. Nazajutrz
zjedli �niadanie jak zn�w przyjecha� jeden mazur z synem, kt�ry mia� jecha� do Szczuk.
Przedstawi� Heli swojego syna, ale ta si� oburzy�a i nieznacznie wysz�a z domu. Wyszed�em
za ni�, prosz�c do mieszkania. � ale Hela wzi�a mi� pod r�k� i poprowadzi�a na prz�d. Spacerowali�my
jak�� chwilk�, a� Stacha zawo�a�a nas do domu, m�wi�c �e tak nie �adnie. Weszli�my
razem troch� wypili�my, mazur wzi�� Stach� i Hel� na furmank� i pojechali do
Szczuk. Wedle umowy i my z B. r�wnie� pojechali�my rowerami na zabaw�. Z jakim zadowoleniem
Hela wje�d�a�a w swoj� wie� rodzinn�, trzymaj�c kwiaty w r�ku. A ile potem da�a
mi odczu� swej sympatji i podzi�ki do mnie. I ta wyzna�a �e si� zakocha�a i �y� bezemnie nie
b�dzie, chce od dzi� nale�e� do mnie. By�em szcz�liwy i snu�em plany zerwania z Zosi�,
kt�ra mi w �aden spos�b nie odpowiada�a. Zn�w by�em z Hel� na zabawie i w jej towarzy-
13
stwie sp�dzi�em ca�y wiecz�r reprezentowany przez ca�y czas jej i jej rodze�stwo. Gdy si�
�egna�em, wi�ksza t�sknota poci�gn�a mnie za ni�, ona by�a taka zgrabna, mi�a, a jakie ruchy
sprytne okazywa�y jej zwinno�� i zdolno��. Helu! Helu! o Tobie z my�l� wci�� jestem,
pos�a�em kilka list�w ona mi na wst�pie wpisa�a si� do pami�tnika. Halino! Halino!
W rozmowie z rodzin� Radziewicz�w dom�wi�em si� sko�czy� im chlew murowany.
Dzi� niedziela, a w poniedzia�ek mam rozpoczyna� prac�. Jeszcze w niedziel� Bolek namawia
pojecha� do Szczuk. Ja, Bolek, Witek R. wybieramy si� od Radziewicz�w do Szczuk, a
Radziewiczowa matka Zosi odprowadzi�a mi� na bok i powiada: �Po co dzi� gdzie jecha�?
Czy nie lepiej jest tutaj? Zosta�! Nie jed�!!!� Wyczu�em �e wielka zazdro�� bi�a z jej oczu,
chcia�a mnie przytrzyma� dla swojej c�rki Zosi. Odpowiedzia�em: � musz� jecha� bo kolega
pragnie � d�ugo nie b�dziemy. Jednak jej zadowolenie widzia�em nadal, wymawia�a moje
zamiary, a nie chcia�a mnie pu�ci�. W rzeczy samej patrz�c na nie obie �al mi si� zrobi�o, bo
przypomnia�em te chwile sp�dzone w towarzystwie Zosi; jak ona �wie�o dojrza�e truskawki
zrywa�a na talerz i wnosz�c oknem podawa�a mnie, zapraszaj�c do jedzenia, a na drog� do
domu r�wnie� dawa�a. Z takiemi my�lami nie mo�na si� pogodzi� i temu nie wiedzia�em co
robi� wspomnienia o Heli i t�sknota przezwyci�y�y; i pojecha�em. Tym razem zabawa zesz�a
nam bardzo przykro nam wszystkim, a to z powodu pianego towarzystwa, kt�re co
chwila zrywa�o si� do b�jki. W tak zastrzytnej walce nie chcieli�my bra� udzia�u i temu spokojnie
przesiedzieli�my w drugim pokoju. Bolek by� niezadowolony bo jego dziewczyna tym
razem ma�o zagl�da�a do niego bo by�a w szalonej wrzawie. Hela natomiast po ka�dym ta�cu
przychodzi�a i siada�a przy mnie. Witek by� samotny.
W drodze powrotnej skr�cili�my do Morg�w, jednej przydro�nej wsi. Moi towarzysze
mieli tam znajomych i kuzyn�w, wi�c chcieli w drodze do domu rozgo�ci� si�. Wypili�my
oko�o litra w�dki; posiedzieli�my chwil� w towarzystwie jakich� brunetek i wracali�my z
powrotem. Witek w�a�nie tym razem wjecha� na drut kolczasty, i tak nawet porz�dnie porwa�
spodnie. Jako� zszyli�my troch� i dalej do domu. W domu stara� si� je wnie�� tak by nikt nie
zauwa�y�. Obawia� si� lub si� wstydzi�. S�ysza�em jak Radziewicz mia� m�wi� kiedy pojechali�my
do Szczuk: �B�dzie praca sz�a, wida� taki sam jak nasz�. A ich Witek co prawda
lubia� si� ci�ga� po wsiach ka�dego dnia. S�ysz�c takie por�wnanie mnie do jego rozebra�em
si� natychmiast, w�o�y�em codzienne ubranie i pomimo snu, kt�ry ci�gn�� mnie do poduszki,
sta�em do zaciek�ej pracy. Samo najprz�d kopali�my r�w pod fundament chlewa. W rzeczy
samej ta robota do mnie nie nale�a�a, ale ju� w pocz�tku chcia�em okaza� �e pracowa� umie.
Czasem dochodzili robotnicy i wtedy robota sz�a ca�� par�. Zosia kiedykolwiek wychodzi�a z
domu zawsze by�a u�miechni�t� i wci�� patrza�a na mnie. Za� jej �mamusia� jak potem nazywa�em,
a to ze wzgl�du �e jej dzieci Witek i Zosia nazywali �mamusia� to i ja czuj�c si�
dzieckiem swej matki nazywa�em mamusi�. Ona za� my�la�a co innego. �e ja pragn� by�
doprawdy jej synem przez zwi�zek ma��e�ski z Zosi�. �wiadczy�o to zachowanie ca�ej rodziny.
Samonajpierw okaza�o si� z dobrym utrzymaniem codziennego �ycia. W�dka by�a
codziennie rano, w obiad, a nawet i w wiecz�r. Gdy przysz�a niedziela, litr na stole i w kieszeni
flaszk� w�dki, o kt�r� nie prosi�em a zawsze mi dawano, a kt�r� wypija�em w ich gronie,
bo nie potrzebowa�em szuka� jakiego� szcz�cia mi�o�ci, gdy je na miejscu mia�em. Bielizna
by�a zawsze czysta najlepsza i ��ko elegancko zas�ane, kt�re sta�o w pokoju, nale�a�o
do mnie. Witek z Antkiem spali w stodole, a mnie nie puszczano z domu. Patrza�em jak Zosia
cz�sto zmienia�a pos�anie ��ka wybieraj�c co najlepsze prze�cierad�a. R�cznik wisia�
osobno, z kt�rym �pieszy�a Zosia po moim umyciu i zn�w zabiera�a �eby nim wi�cej nikt si�
nie utar�. Przy stole by�em pierwszy i najwy�szy stopie� mi nadano! Nikt nie �mia� usi��� do
sto�u jak ja nie by�em got�w do wzi�cia udzia�u przy stole. W�dka na stole sta�a do mojej
dyspozycji... nikt nie �mia� nala� do kieliszk�w opr�cz mnie. W�r�d go�ci jakie odwiedzali w
tym czasie, bez ich wzgl�d�w siadywa�a przy mnie i nieraz jedli�my z jednego p�miska i
pili�my jednym kieliszkiem. Mamusia musia�a zawsze stukn�� si� zemn� kieliszkiem i cho�
14
jedn� kropelk� w�dki wla� do mego naczynia co oznacza�o jej wielkim �yczeniem do mnie.
Zosia r�wnie� dzieli�a si� kieliszkiem w�dki nawzajem. �yli�my jak para z��czona w�z�em
przedma��e�skim. W�r�d go�ci nie kr�powali si� wskazuj�c na nas dwojga jak �adnie wygl�damy
i �e jeste�my par� dobran�. C� mia�em robi�? Za ich dobre odnoszenie si�, musia�em
p�aci� dobrem i grzeczno�ci�. I zn�w nie mog�em pogodzi� my�li wzgl�dem Zosi i Heli.
Mia�em niby wyb�r, w kt�rym bez zdecydowania swej woli. �Jedno dobre, a drugie jeszcze
lepsze�. Pewnego razu przyszed� Bolek wieczorem gdy siedzieli�my pod mieszkaniem. Siedzia�
bardzo d�ugo a� wszyscy poszli spa�; tylko my we tr�jk� pozostali. Wyczu�em jego
my�li: My�la�: �Tobie jest do syta tej mi�o�ci, odst�p mi na dzi��. Pomy�la�em �e kiedy�
mnie z j� zostawia�, a teraz trzeba �ebym ja mu odst�pi� miejsca. I oczywi�cie poprosi�em by
Zosia mi pos�a�a ��ko! � Us�ucha�a � pos�a�a i przysz�a z powrotem a ja natomiast po�egnawszy
ich dwoje poszed�em do spania. Prawd� m�wi�c tak d�ugo nie siedzia�a bo s�ysza�em
jeszcze: k�ad�a si� do spania. Nic sobie z tego nie robi�em, by�em zimny wobec jej i zazdro�ci
nie mia�em ani odrobin�.
Nazajutrz chc�c si� przekona� jak b�dzie wygl�da�a wobec mnie, zacz��em niby si� gniewa�
tj. jest nie odzywa�em si� do niej ani patrza�em w t� stron�, kiedy przechodzi�a ko�o
mnie. Przesz�o kilka dni i zrozumie� nie mog�em, bo i ona nie odzywa�a si�. A Bolek pewnego
razu zrobi� mi wym�wk�, �e si� gniewam na niego za Zosi�. Wyzna�em mu �e jestem
spokojny, po tym zaj�ciu jedynie chcia�em si� przekona� czy ona doprawdy mnie kocha. A w
rzeczy samej ani na Ciebie, ani na ni� si� nie gniewam. Po kilku dniach zacz�li�my zn�w
rozmawia� z Zosi� i przesiadywa� wieczorami. Ona sz�a s�a� ��ko mi ja zatrzymywa�em i
zn�w w mi�osnych u�ciskach sp�dzali�my ca�e noce. I zn�w te same s�owa Wituniu! jak ja do
Ciebie si� przyzwyczai�am�. I zn�w �kocham i chc� by� Twoj��. Ale czemu ja jej nie mog�em
kocha� duchowo? tylko zmys�owo??
By�em w domu rodzinnym i w powrocie zasta�em Zosi� siedz�c� z E. Halick. Usiad�em
chwil� i wszed�em do mieszkania my�l�c, �e Zosia zaraz przyjdzie � ale nie przychodzi�a.
Mamusia wsta�a z ��ka i posz�a po ni�, cho� jej nic nie m�wi�em. Wr�ci�a za chwil� i powiada
�kaza�am i�� do domu, ale Edzio koniecznie chce co� Zosi powiedzie� i m�wili �e
zaraz b�dzie i�� za mn�.� Wiedzia�em co on ma jej powiedzie�: to co ka�dy m�czyzna.
Prawda, d�ugo nie byli, weszli oboje do domu i Pan Edzio po�egnawszy odszed� a ja sp�dzi�em
zn�w z ni� noc. Co o tych odwiedzinach my�la�em, to opowiem w ko�cu mej tragedji.
Zaznacz�, mi si� nie podoba�o takie zachowanie, kiedy chcia�a nale�e� do mnie wi�c powinna
zachowa� si� nale�ycie. Wyrzut�w jeszcze sobie nie robi�em, bo nie kocha�em duchowo.
A mi�o�� duchowa jest najsilniejsz� i wszystko przezwyci�a si�gaj�c w krain� niebios. Pomimo
wszystkiego pozostali�my dalej przy dobrych i nierozerwalnych stosunkach z Zosi�.
Czasem gdzie idzie Zosia to �mamusia� ka�e bym szed� z ni� � Niby za str�a � czy co? Czy
by nie zapomina� o niej a raczej by� na ka�dym kroku. Korzysta�em cz�sto z tej samotnej
okazji.
Przychodz� �niwa. Chc� odjecha� do domu. Ca�a rodzina zacz�a mnie prosi� bym zosta�
u nich na �niwach. Powiedzia�em dobrze zostan�, a kto mnie przyjmnie na zim�? A Radziewicz
Ojciec jak go nazywa�em jako starszego cz�owieka powiada: U nas mo�esz pozosta�,
miejsca b�dzie! Nie zdawa�em si� na tak zbyt d�ug� pro�b� i pozosta�em. �yto kosili�my kosami;
Ja, Witek i Antek. Jak kosi�em to mog� sami oceni�, bo nigdy nie chc� si� przedstawia�
sw� prac�. Kosi�em a Zosia za mn� podbiera�a. �yto by�o s�abe, wi�c ko�czy�em pokos kosi�,
a Zosia ko�czy�a za mn� podbiera� i wtedy za ka�dym pokosem bra�a mnie pod r�k� i
prowadzi�a gdzie zn�w mieli�my zaczyna�. Nie odst�powa�a odemnie ani na krok. Za� naprzeciw
nas by�a kolonja Bolka i oni te� kosili �yto i mogli widzie� na naszej stronie �ycie
moje z Zosi�, a przewa�nie Stacha Julka �ona przygl�da�a si� naszym kochanym spacerom.
To jej si� nie podoba�o. Wzgl�dem tego widoku by�em skr�powany ale czy� mog�em kopn��
15
nog� Zosi�, by mnie nie bra�a pod r�k�? By�em za delikatny w zachowaniu, a s�owa pro�by
nie pomaga�y... wraca�a zawsze pod r�k�.
Kiedy przysz�a niedziela pojecha�em do domu i nad wiecz�r z trzema kolegami przyjecha�em
do Bolka. Po wypiciu par� litr�w w�dki dw�ch posz�o na Leszczany, a my we trzech
do Radziewicz�w. Chcia�em zapozna� Zosi� z kolegami. Zaszli�my i ju� zn�w w�dka, kt�ra
ju� i tak zdawa�o si� b�dzie la�a z powrotem. Kolega jednak d�ugo si� nie bawi� i z B. poszed�
do B. a z tamt�d za�o�y� konia i pojecha�. Ja za� zosta�em z Zosi�. Nazajutrz ten kt�ry poszed�
by� na Leszczany przyszed� do mnie w odwiedziny i zapozna� si� z Zosi�. Nie przewidywa�em
nast�pstwa tych odwiedzin i ich skutk�w. Dzi� powiem bodaj on by� nie zagl�da� i
ja go nie zna�em, lub bym nie zna� rodziny Radziewicz�w. By� nie d�ugo. Odszed� na piechot�.
Zn�w jakie� �wi�to czy niedziela. Jeste�my rowerami w Suchowoli. Ja, Zosia, Witek i
Bolek. Powracamy r�wnie� w tym samym towarzystwie. Doje�d�aj�c do Chlewisk Dolnych
spada na nas deszcz co musieli�my ucieka� do jednego z dom�w. Gdy troch� przesta� ruszyli�my
dalej. Ale na G�rnych zn�w nas napotka� deszcz tak silny �e musieli�my skry� si� do
domu. Siedzieli�my d�ug� chwil� nawet ta�czyli�my bo przyszed� muzykant, panienki i ch�opaki.
Jak niezno�nie patrza�em na Zosi�, kt�ra mi si� tak brzydko wydawa�a, a ta�czy� nie
umia�a, �e nie mog�em patrze�! My�la�em co ma mnie zra�a� do niej? Przecie� nie jestem jej
kuzynem, bratem ani kim bliskim, bym mia� si� wstydzi� w jej towarzystwie. Wiedzia�em �e
by�a obca a jednak wstydzi�em si� by� w jej towarzystwie nagl�c do pr�dkiego odjazdu. I
pomimo deszczu odjechali�my � na drodze dopiero spokojnie odetchne�em czuj�c ju� nieskr�powany.
Jechali�my przez Czerwonk� i tu troch� zatrzyma�em si� w jednym miejscu a
towarzystwo pojecha�o. Nareszcie jad�c dop�dzam jednego z koleg�w swojej wsi jest to Janek
i Franek. Janek pojecha� do Suchodoliny, a Franek bez s�owa skr�ci� w stron� Pokosnej.
Domy�la�em si� od razu �e do Zosi. Czy przyjechali�my z nim razem nie pami�tam. Pami�tam
jak byli�my z nim razem przy stole. Wyczu�em �e Franek rywalizuje przeciw mnie, nic
mi nie m�wi�c... i temu zacz��em gniewa� si�, ale nic nie komu nie m�wi�c. Znalaz�em si� w
kuchni w towarzystwie rodzic�w Zosi i Franek dalej by� z Zosi� i reszt� towarzystwa. Gdy
mnie tak cenili Radziewicze, ze wzgl�du mego zachowania przypomnia�em jej s�owa i zachowanie
wobec jednego ch�opaka, o kt�rym si� wyrazi�a, �e jest z�odziejem; dzi� powiedzia�em
im w skryto�ci �uwa�ajcie, bo to te� jest z�odziej, cho� mo�e wam nic nie skradnie,
ale niech nie psuje wam opinji wobec ludzi.� Przypuszczam �e s�owa moje nie zrobi�y �adnej
uwagi, bo jak potem s�ysza�em od tej �mamusi� �e �ni o Franku, i jest naj�liczniejszy ze
wszystkich jakie kiedy widzia�a. Widzia�em i� gotowa nawet by�a odda� w tej chwili Zosi�
za Franka. W tym wypadku czu�em si� zkr�powany, bo zacz�to mnie str�ca� z wy�yn na jakie
mnie sami wynie�li. Przychodzi niespodziewany dzie� do�ynek Radziewiczom. Rodzice
s� w Suchowoli, a my przy ko�bie �yta. Nie brak�o nam ludzi, kt�rzy przy�li pom�c zrobi�
do�ynek. Co chwila w tym dniu przechodzi�y deszcze jakgdyby naumy�lnie. Jednak sko�czyli�my
kiedy �mamusia� powr�ci�a z Suchowoli. By�a nawet niezadowolona �e tyle zbo�a
zwalili�my w dzie� deszczowy, ale musia�a ju� i�� do domu i robi� przygotowanie do�ynek.
W mokrej koszuli od deszczu i rozgrzany usiad�em pod stodo�� nie wiedz�c �e to b�dzie mi
szkodliwe. Przy stole nie brak�o w�dki ani zak�ski. Ale i tutaj jeszcze by�em pierwszy i reprezentowany
pomimo go�ci. By�em z Zosi� bo tak trzeba by�o.
Po kilku dniach odczu�em to przezi�bienie i po�o�y�em si� do ��ka. Piel�gnowali mnie
wszyscy, najwi�cej Zosia, wci�� i stale zagl�da�a do mnie. Prosi�em w�dki by mi dano na
rozgrzewk� to wzbrania�a i kaza�a nie dawa�. Przyszed� Bolek w odwiedziny do mnie a mi
g�owa p�ka. Kaza� by mi chustk� moczyli w spirytusie i przyk�adali. Zabra�a si� Zosia do
dzie�a i mokr� chustk� po�o�y�a mi na czole, trzymaj�c wci�� r�k� na mojej g�owie. Ul�y�o
mi to i prosi�em o zmian� kompresu, zmienia�a co chwil�, a r�k� zawsze trzyma�a na czole. Z
wieczora siedzieli wszyscy, a potem poszli stare do spania zostawiaj�c nas we tr�jk�. Spiry-
16
tus pom�g�. Zacz��em zasypia�. Wkr�cili lamp� a potem zgasili czy sama zgas�a. Zosia wci��
by�a przy mnie, czu�em jej r�k� na swym czole. Wreszcie s�ysz� lekkie drganie Zosi, kt�re co
pewien czas si� powtarza i silniejsze. Nareszcie opada ca�ym ci�arem na mnie. W tej chwili
gdyby by� cz�owiek z �elaza toby mo�e nic nie odczuwa�, ale �yj�cy to musia� by� poddenerwowany.
Bolek gdyby wiedzia�, �e ju� naprawd� kocham Zosi�, toby tego nie robi�, bo
jak widzia�em bardzo mnie lubia�; mawiaj�c cz�sto: �Tylko ciebie mam jednego koleg�, z
kt�rym zawsze mog� wyruszy�. Sympatj� do siebie czuli�my zawsze. A �e m�wi�em, �e
Zosi nie kocham, to nic dziwnego, �e i jemu zachcia�o si� j� zabawia�. Nareszcie �egnaj� i
odchodzi, a ona zostaje przy mnie. Ja niby si� budz�, jest mi od chwili lepiej, bior� j� do siebie
na ��ko. I jeszcze cho� w chorobie chwile kochania i wreszcie rozstania nocne.
Czy nie prowadzi�em tu �ycia brutalnego? Sam si� wstydz�. Nazajutrz odje�d�am zn�w z
B. do Suchowoli do doktora bo mi by�o zawsze s�abo. Przygada�em mu wczorajsze zaj�cie do
kt�rego si� przyzna�. Pomimo uwagi szacunku ze strony R. w tym dniu nikt mnie si� nie zapyta�
czy mam pieni�dze na doktora i lekarstwo... Mia�em troch� pieni�dzy kt�rych wystarczy�o
wyda�em 1200 z�. ze swego kieszenia. Jak tu zn�w pogodzi� tak dobre odnoszenie si�
do mnie i ch�� wprowadzenia mnie do ich rodziny, z t� chwil� kiedy odje�d�a�em do doktora;
a przecie� sami mnie zatrzymali i przy ichnej pracy zachorowa�em! � Nie mog�em zrozumie�
owego wzgl�du. Jednak bez ich pieni�dzy wyzdrowia�em.
Siostra M. przysz�a w odwiedziny do mnie, bardzo j� uprzyjemnie i z grzeczno�ci� przyjmowali
� w ten spos�b zacz�o si� wi�ksze znajomstwo z moj� rodzin�. Dowiedziawszy si� o
powa�nym stanie choroby mojej matki prosi�em Zosi� by zawioz�a jej troch� zi� leczniczych
i wskaz�wki co do leczenia. Pos�ucha�a i rankiem pojecha�a do Suchodoliny. Matka moja w
tym czasie znajdowa�a si� w Sok�ce, przy najm�odszej swej c�rce Wacki. Z domu mieli
przewie�� zio�a i wskaz�wki co do leczenia matki do Sok�ki. W tym dniu z rana by�em u B.
kiedy przychodzi �mamusia� zabieraj�c do domu. W domu czeka� na mnie jeden ch�opak,
kt�rego wzywa�em we w�asnej sprawie. Chcia�em by zawi�z� list do Heli. Zgodzi� si� ale
nast�pnym razem. I kiedy� zawi�z� we w�a�ciwe r�ce. Gdy pisa�em na brudno list w�o�y�em
do portfela niespodziewaj�c si� zdrady. Zosia jak by�a weso�� w sobot�, tak w niedziel� rano
pos�pna i z�a. Do mnie ca�y dzie� si� nie odzywa�a. Nie wiedzia�em o co chodzi. Ale ju� nad
wiecz�r zacz�a niepostrze�enie robi� mi wym�wki z czego si� domy�li�em �e czyta�a list,
kt�ry pisa�em do Heli. W rzeczy samej stawia�em s�owa mi�o�ci, kt�re ubodzi�y serce Zosi.
Wieczorem jednak da�a si� udobrucha�; przyzna�a si� �e czyta�a list tytu�owany do Heli.
Przet�umaczy�em jej cygani�c, �e to musia�em zrobi�, ze wzgl�d�w innych os�b, a listu nie
mam zamiaru najmniejszego posy�a�. Uwierzy�a mi, i zn�w sp�dzili�my w mi�o�ci ca�� noc.
Ale list �w zosta� przes�any w r�ce Heli; przez owego ch�opaka. Tak mija�y dnie i tygodnie
spokojnie niespodziewaj�c si� �e jeszcze nadci�gaj� straszne chmury zgrozy, kt�re uderz� w
moje �ycie ciche.
Zaobserwowali�my �e p. Zosia jest nie zdrow� � wykaza�y to objawy jej cia�a na kt�re
nikt by nie spostrzeg� najmniejszej uwagi, gdyby w tym czasie nie przegl�dali ksi��ek leczniczych
i tytu�y chor�b zaka�nych. Bolek nie mia� sam �mia�o�ci powiedzie� Zosi, wi�c nale�a�o
mnie si� zapyta� czy jest zdrow�. Ja by�em w tak bliskich stosunkach wi�c mia�em t�
odwag� jej si� zapyta�. Gdy zapyta�em odpowiedzia�a �e to jest niemo�liwo�ci� i �e zupe�nie
czuje si� zdrow�. Wtedy poprosi�em j� czy by si� zgodzi�a stan�� do kontroli przed doktorem?
Odpowiedzia�a � Mog�. Wi�c um�wi�em si� z ni� w najbli�sze �wi�to. By�o to 15 lipca
1945 r. jak B. przyjecha� tam rowerem i razem zn�w z Witkiem mieli�my jecha� do Suchowoli.
Kobiety chcia�y jecha� r�wnie�, ale ju� fur� tylko �e nie mia�y furmana. Na pro�b�
�mamusi� i Zosi usiad�em na bryczk� i pojechali�my. Ch�opcy za� rowerami. Kobiety by�y
bardzo zadowolone, �e ja bior� z niemi udzia�. Przecie� zawsze byli ze mnie zadowoleni i
17
stawiali na pierwsze miejsce. Jad�c my�la�em o Zosi jakby tu zaprowadzi� j� do doktora.
Przedtem um�wili�my si� z Bolkiem jak mamy zrobi�, by j� bez uwagi trzecich os�b zaprowadzi�
do doktora. Wi�c B. mia� i�� sam i zam�wi� doktora, sam za� ulotni� si�, by nie widzia�a
Zosia �e my wsp�lnie dzia�amy. Odje�d�aj�c na wsp�ln� ofiar� wyrzuci� 100 z�.
Zajechawszy do Suchowoli, kaza�em Zosi by po nabo�e�stwie mog�em j� odnale��.
Wprawdzie zaraz j� spotka�em w towarzystwie Bus��wny z Suchowoli. Bez �adnego wahania
si� podszed�em do nich i przeprosi�em Zosi� zabieraj�c j� ze sob�. Ow� scen� widzia�
Alfons Brzozowski z Suchowoli, kt�ry by� na do�ynkach. Ale kt� to m�g� pomy�le�, na co
j� zabieram. Wprawdzie wstydzi�em si� z ni� i�� po chodniku, ale zawsze w �yciu swym robi�
dobre uczynki dla ludzi. Na tem mi dzi� zale�a�o, by tak m�oda dziewczyna nie pad�a
ofiar�. Przeszli�my dom doktora, kaza�em jej zaczeka� na ulicy, a sam poszed�em zobaczy�
czy B. za�atwi� i tu B. zasta�em � zabawia� si� z doktorem. Nagli�em by szybko st�d odchodzi�
zostawiaj�c nam wolne miejsce, sam za� wruci�em do Zosi m�wi�c �e jeszcze doktor nie
jest wolny, s� ludzie i mo�e b�d� Ci znajomi wi�c wolej zaczeka� ni�li by� zkompromitowan�.
Kilkakrotnie chodzi�em do doktora sam zostawiaj�c Zosi� pod domem i zawsze zastawa�em
Bolka, kt�ry si� bawi�. W tym dniu robi� sobie zdj�cie kt�re jest pami�tne wsp�lnej pracy
w tym dniu. Nakoniec wyp�dzi�em Bolka i z Zosi� wszedli�my do pokoju doktora zk�d
mia� nas zabra� do gabinetu. W tej chwili wesz�a jego s�u��ca M. i zacz�a wymy�la� po co
my tu przy�li. Jednak grzecznie poprosi�em, by si� uspokoi�a, zaznaczaj�c, �e nam doktor
pozwoli�. I oczywi�cie uspokoi�a si�, a doktor garbaty zawo�a� Zosi�. Ja za� wyszed�em do
poczekalni. Nie mog�em si� doczeka� Zosi, ani doktora, d�ugie bardzo chwile up�ywa�y mi w
niespokoju i zdenerwowaniu. Dzi� mia�o si� okaza� i to ju� za chwil�, kt�ra tak by�a m�cz�ca
mnie czekaj�c a jej s�ysz�c skutki swego zachowania. Otworzy�em drzwi i spyta�em czy
mo�na wej�� na co mi doktor pozwoli�. Widzia�em odrazu jak doktor pisa� recept�. Nie pytaj�c
o nic spyta�em doktora jak wcze�nie mog�o by� zara�enie? Odpowiedzia�: �Przed paru
dniami�.
Zatrz�s�y si� wszelkie nerwy jakie posiada�em. Wpierw my�la�em �e nasza obserwacja
mo�e jest nies�uszn�, a Zosia jest zdrow�. Teraz jednak nie mog�em tego przetrawi�, by tak
m�oda dziewczynka nie maj�c 17-tu lat by�a zara�on� chorob� weneryczn�??
Wspomnia�em wszystkie swe chwile i zacz��em narzeka� po co wst�pi�em w progi jej
domu i j� zapozna�em. Zap�aci�em za wizyt� i wyszli�my id�c do fury. Nie szed�em ju� z j�
ulic� ale ogrodami miasta. Robi�em jej wym�wki, wstydzi�em a potem kaza�em by si� uspokoi�a
i przybra�a spokojny wyraz twarzy, by nie pozna�a matka. Matka za� niespokojna by�a o
nas pytaj�c si� Antka gdzie my jeste�my i co chwila nas wygl�da�a. Kiedy stan�li�my zapyta�a
nas gdzie byli�my, na co odpowiedzia�em, �e byli�my z kuzynami z Ostr�wka, kt�re s�
bliskie mnie tak Radziewiczom. Z tem odjechali�my z Suchowoli do domu. Ca�� drog� przygadywa�em
�mamusi� o z�ym wychowaniu dziecka, �e tak pozwala przesiadywa� z ch�opakami
po nocach m�odemu dziewcz�ciu. Tak przyjechali do domu. W domu po�o�y�em si� na
��ko by odpocz�� wedle zwyczaju. Gdy nikogo nie by�o wszyscy poszli z