3810

Szczegóły
Tytuł 3810
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3810 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3810 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3810 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Anita Janowska Krzy��wka Siedmior�g Copyright � by Anita Janowska Wydawnictwo �Tower Press � Gda�sk 2001 2 P o c z � t e k Urodzi�am si� w �odzi. Kilka dni wcze�niej Hitler zosta� kanclerzem III Rzeszy. Gdy w Norymberdze wydano ustawy o ochronie czysto�ci rasy germa�skiej, mia�am dwa lata. B�d�c dzieckiem �yd�wki i Niemca, w przepisach ustawy figurowa�am jako: �ydowska krzy��wka pierwszego stopnia � �ein j�discher Mischling ersten Grades�. W Niemczech za czyn karalny uchodzi�o odt�d zar�wno zawarcie �ydowsko-niemieckiego ma��e�stwa, jak i sp�odzenie �ydowsko-niemieckiego dziecka. �Was nicht Rasse ist auf dieser Welt ist Spreu�1 � pisa� Hitler w Mein Kampf. W czasie wojny, gdy ��d� w��czono do III Rzeszy, Lilka, moja starsza siostra, wymalowa�a to zdanie farb� na papierze, oprawi�a w ramki i powiesi�a nad ��kiem. S p o t y k a m E l i s a b e t h W ko�cu lat siedemdziesi�tych, warszawski instytut, w kt�rym pracowa�am, odwiedzili naukowcy z Hamburga � kilku pan�w i jedna pani. Mia�a na imi� Elisabeth. I w�a�nie Elisabeth zapyta�a mnie, sk�d tak dobrze znam niemiecki. Odpowiedzia�am bez wahania: �Weil ich ein Mischling ersten Grades bin�2. Nieoczekiwanie podesz�a i u�ciska�a mnie: �Ich bin auch ein Mischling ersten Grades�3 � powiedzia�a. I doda�a: �Ich bin in Polen geboren�4 A wi�c obie nale�a�y�my do odr�bnego gatunku ludzi, gatunku, kt�ry stworzy� Hitler. Nasza �wiadomo��, nasze do�wiadczenie nie by�o ani do�wiadczeniem niemieckim, ani �ydowskim, ani polskim. Pozosta� po nim wstyd, l�k, poczucie wyobcowania, I nikt nas nie rozumia�, nawet nasi rodzice. Dlatego Elisabeth i ja poczu�y�my si� sobie tak bliskie. W ci�gu kilku dni jej pobytu sp�dza�y�my razem ka�d� woln� chwil�. Gdy wyje�d�a�a, wydawa�o si�, �e wiemy o sobie ju� wszystko. �Zapisz swoje opowie�ci � m�wi�a na po�egnanie. � S� i zabawne, i smutne. Zapisz koniecznie!� No i zapisa�am. 1 Co nie jest r a s � na tym �wiecie � jest �mieciem. 2 Bo jestem krzy��wk� pierwszego stopnia. 3 Ja te� jestem krzy��wk� pierwszego stopnia. 4 Urodzi�am si� w Polsce. 3 I DZIECI�STWO ...w chwili, gdy pojmowa�em, jak je trac�, odczuwa�em zarazem, �e nic innego posiada� nie b�d�, aby si� na to powo�a�. R. M. Rilke, MALTE 1. Przed wojn� T a t u � i d z i a d k o w i e Odk�d pami�tam, m�j ojciec pracowa� w Zgierskiej Manufakturze jako ksi�gowy i w ��dzkim s�dzie � jako przysi�g�y bieg�y s�dowy. Kiedy by�am ma�a, my�la�am, �e ojciec przysi�g� komu�, �e b�dzie biega� od s�du do s�du, a po co mia� tak biega� � nie wiedzia�am. Dyrektorem Zgierskiej Manufaktury by� wujek Rischak, brat babci Sander, matki mego ojca. Ten w�a�nie wujek pom�g� babci wychowa� tr�jk� dzieci: Artura, Ern� i Teodora, mego tat�, bowiem m�� babci Emilii, Roman Sander znikn�� pewnego dnia i nigdy nie wr�ci�. Jedni m�wili, �e pope�ni� samob�jstwo, inni, �e zbrzyd�o mu �ycie rodzinne i uciek�. O samob�jstwie wspominano dlatego, �e by� to w rodzinie ojca wypr�bowany spos�b opuszczania tego �wiata: a� dziewi�� os�b rozsta�o si� z �yciem w kwiecie wieku, z w�asnej woli i bez niczyjej zach�ty. D z i a d k o w i e i m a m a M�j drugi dziadek, Meir Zelig Fajnberg, te� nie by� zwyczajnym dziadkiem. Mawia�o si� przed wojn�, �e jest czym� niezwyk�ym zobaczy� pijanego �yda cwa�uj�cego na koniu. Dziadek wprawdzie konno nie je�dzi�, ale gra� na wy�cigach, kocha� hazard i cz�sto, bardzo cz�sto bywa� pijany. Mieli z babci� Ann� troje dzieci: J�zefa, Izydora i Etn� Min�, moj� mam�. Nazywano j� p�niej �Maniusi��. Jedynym dokumentem zachowanym z tych czas�w jest akt urodzenia mojej mamy. Przepisuj� go w ca�o�ci: �Dzia�o si� to w mie�cie �odzi, dnia dwudziestego trzeciego listopada roku tysi�c osiemset dziewi��dziesi�tego dziewi�tego o godzinie sz�stej po po�udniu. Stawi� si� Meir Zelig Fajnberg, lat czterdzie�ci dwa licz�cy, ksi�gowy, sta�y mieszkaniec miasteczka Dworzec, 4 guberni Grodzie�skiej, w obecno�ci Gabriela Sega�y � miejscowego podrabina, Moszka Kali�skiego, lat trzydzie�ci dwa i Jak�ba Meira Tajcha, lat dwadzie�cia sze�� licz�cego, miejscowych pos�ugaczy b�niczych, i okaza� nam dzieci� p�ci �e�skiej o�wiadczaj�c, �e urodzi�o si� ono w mie�cie �odzi, dziewi�tego pa�dziernika tego roku o godzinie trzeciej rano z �ony jego Anny urodzonej Besser, lat dwadzie�cia cztery licz�cej. Dzieci�ciu temu nadano imi� Etna Mina�. J a k d o s z � o d o m a � � e � s t w a m o i c h r o d z i c � w Mama bardzo cz�sto i bardzo ch�tnie o tym opowiada�a. A wi�c w �odzi, pewnego wiosennego popo�udnia 1924 roku, wybra�a si� ze swym starszym bratem J�ziem do kawiarni �Savoy�. W�a�nie pili herbat� i zajadali tort czekoladowy, gdy od jednego z dalszych stolik�w wsta� i podszed� do nich przyjaciel J�zia, doktor Misza Goldenberg. Przywita� si� grzecznie i zapyta�, czy mogliby si� przysi���: on i jego kolega Teodor Sander, �bardzo porz�dny ch�opiec�, kt�ry � doda� po chwili � �zachwyca si� pann� Maniusi� i gor�co pragnie j� pozna�. Pochlebi�o to mamie, lecz nie marzy�a o nowym konkurencie. Kocha�a do szale�stwa porucznika Skoczenia, bohatera wojny 1920 roku, i w�a�nie jego zamierza�a po�lubi�. J�zio ch�tnie zaprosi� obu pan�w do stolika i tak si� mama z tat� poznali. Wkr�tce po tym, ojciec wys�a� bilecik do dziadka Meira i wprosi� si� z wizyt� do rodzic�w mamy. Przyni�s� babci Annie jeden bukiet kwiat�w, a mamie drugi. Dziadek Meir mia� podobno powiedzie�: �Ja si� dziwi�, �e pan mnie nie przyni�s� trzeci bukiet�. Jak to kupcy, rozmawiali o interesach i dziadkowi bardzo si� podoba�o, �e ojciec ma du�o akcji Zgierskiej Manufaktury i dobr� posad�. Ale kiedy tatu� odwa�y� si� zapyta� dziadka, czy mo�e jego c�rk�, pann� Maniusi�, zaprosi� na kolacj� do restauracji �Tabarin�, dziadek odpowiedzia� opryskliwie: �Chwali� Boga Maniusia ma co je�� w domu�. Dziadek coraz cz�ciej zaprasza� tatusia; chwil� rozmawiali, a potem grali w karty �na pieni�dze�. Mama m�wi�a nam, �e ojciec specjalnie przegrywa� z dziadkiem, �eby zdoby� jego serce. I tak si� sta�o. Pewnego dnia, gdy dziadek wygra� u ojca spor� sumk�, powiedzia� do mamy: �Dlaczego nie masz za niego wyj��? �ydowskiej g�owy to on nie ma, ale jest porz�dny kupiec, a nie �aden wojskowy. Ty wiedz, Maniusia, �e ja ci za wojskowego wyj�� nie dam. Bo co to jest wojskowy? Zb�j albo wariat. Zb�j, bo chce strzela� do kogo�, wariat, bo si� zgadza, �eby do niego strzelali. Niech ten porucznik tu wi�cej nie przychodzi�. Mama rozpacza�a. Porucznik Skocze� �ni� si� jej co noc. M�wi�a nam p�niej, �e by� on tak m�ski, tak pi�kny, jak Wro�ski, kochanek Anny Kareniny. A tatu� co? Ani wysoki, ani pi�kny. Ani w�osy mu si� nie falowa�y, ani w�s�w nie nosi�. A w dodatku wtedy, przed �lubem, straszy� j� po nocy. Co wiecz�r spacerowa� pod oknem matki i grozi�, �e je�li nie zostanie jego �on�, to on si� pod tym oknem zastrzeli! �A w mojej p r z e p o w i e d n i � m�wi�a matka � by�o napisane �Bro� palna zagra�a drugiej osobie, ostro�n� b�d� i nie dopu�� do tragicznej �mierci�. Dlatego wysz�am za waszego ojca�. P r z e p o w i e d n i a Kiedy mama opowiada�a mnie i siostrze o jakiej� p r z e p o w i e d n i, szybko o tym zapomina�y�my. Ale w roku 83, po �mierci mamy, znalaz�am w sk�r� oprawiony jej DZIENNIK z czas�w szkolnych, a w dzienniku tamt� w�a�nie przepowiedni�. Kilka dziwnych zda�: �Bro� palna zagra�a drugiej osobie, ostro�n� b�d� i nie dopu�� do tragicznej �mierci. W 5 �yciu twym b�dzie ch�� wyspecjalizowania si� w jakiej� ga��zi sztuk pi�knych, lecz nie b�dzie ona do ca�kowitego wype�nienia. Znajomo�� z osobami poznanymi do roku 1920 nie da �adnych rezultat�w, lecz za lat kilka powa�ne my�li co do osoby poznanej, wybranej, skieruj� si� na rezultat dodatni. Krytycyzm tw�j silnie rozwini�ty i zbytnia wra�liwo�� uczyni� ci� osob� trudn� we wsp�lnym �yciu i dokuczliw�. Im lepsze warunki materialne, tym wi�kszy nast�pi w ma��e�stwie rozd�wi�k. Byt materialny pozwoli zwiedzi� wa�niejsze centra Europy. Zagra�aj� choroby p�uc, nerek, a pod koniec �ycia reumatyzm. �mier� m�czyzny z grona bliskich, p�niej nie zajdzie �adnych zmian, kt�rymi mog�aby si� przej�� zbytnio�. Dlaczego w ostatnim zdaniu mama pozostawi�a gramatyczny b��d? Ca�y DZIENNIK poprawny, starannie kaligrafowany, cho� nie powiem, �e ca�kiem niewinny... Mama streszcza w nim a� trzy ksi��ki o prostytucji! Czy�by kazano je czyta� m�odym dziewcz�tom �ku przestrodze�? Jedn� ze streszczanych ksi��ek jest �ӣTY PASZPORT Aleksandra Amfiteatrowa, podtytu� ksi��ki: �Losy dziewczyny w odm�tach Petersburga�. �Z ksi��ki tej wynika � pisa�a mama � �e kto raz wejdzie na z�� drog�, ten nie ma powrotu nawet wtedy, gdy szczerze tego �a�uje i pragnie sw�j los odmieni�. Ca�y bowiem �wiat jest skorumpowany i nawet policja nie s�u�y sprawiedliwo�ci, lecz tym, od kt�rych czerpa� mo�e wi�ksze korzy�ci�. P r z e p o w i e d n i a z DZIENNIKA okaza�a si� prorocza. Wszystko, co zawiera�a, spe�ni�o si� w �yciu matki. I ma��e�stwo � w kilka lat po roku dwudziestym, i kariera muzyczna, kt�ra �nie by�a do ca�kowitego wype�nienia�. Mama zacz�a si� uczy� p�no, gdy mia�a ju� lat dwana�cie. Wcze�niej niestety bieda w domu nie pozwoli�a ani na kupno pianina, ani na op�acenie lekcji. Gdy zmar� pradziadek, w jego testamencie odczytano: �Wszystko moje oszcz�dno�ci w got�wce i w akcjach przeznaczam na instrument i na edukacj� muzyczn� mej wnuczki Miny, Etny Fajnberg�. �Najwa�niejsze centra Europy� mama zwiedza�a ju� po wojnie, jako akompaniatorka znanego zespo�u ta�c�w ludowych imienia Harnama. Ale marzenie mojej mamy, by zosta� drug� Klar� Wieck5 � nigdy si� nie spe�ni�o. I dalsze zdania z przepowiedni okaza�y si� prorocze: �im lepsze warunki materialne, tym wi�kszy rozd�wi�k w ma��e�stwie�. Tak by�o: im wi�cej pojawia�o si� w naszym domu pi�knych mebli, dywan�w, antyk�w, tym bardziej rodzice si� k��cili. Mama umia�a si� k��ci� a� w czterech j�zykach: po polsku, po niemiecku, po rosyjsku i po francusku. Ojciec w og�le nie umia� si� k��ci�, a je�li ju� pr�bowa�, to tylko po niemiecku. S�owa �die deutsche Ordnung� pozna�am wcze�nie: mama by�a fanatyczk� porz�dku i ci�gle wypomina�a ojcu, �e cho� jest Niemcem, nic dla niego nie znaczy wielka warto��, jak� jest �die deutsche Ordnung�. Rozumia�am ju� wiele s��w po niemiecku, tote� bardzo si� zdziwi�am, gdy s�owa �die Ordnung� pojawi�y si� w k��tni rodzic�w razem ze s�owami �die Beine�. To mnie zaintrygowa�o. �Co maj� wsp�lnego NOGI z porz�dkiem?� � zapyta�am ojca. U�miechn�� si�: �Bo mama m�wi, �e o�eni�em si� z ni� dlatego, �e mia�a porz�dek w szafie, �niemiecki porz�dek� � wszystko w kostk� u�o�one i tak dalej. A ja powiedzia�em mamie, �e dlatego si� z ni� o�eni�em, �e nie by�o drugiej kobiety w tym mie�cie, kt�ra mia�aby tak pi�kne nogi�. Dalszy ci�g przepowiedni te� si� sprawdzi�: po �mierci ojca, mama ju� si� z nikim nie zwi�za�a. W m�odo�ci chorowa�a na p�uca, potem na nerki, a �w ko�cu �ycia na reumatyzm�. Ale czego� zabrak�o w przepowiedni. Nie by�o tam nawet wzmianki o tym, �e kilka lat przed jej �mierci�, w samo po�udnie lipcowego dnia, w �rodku miasta, bandyta napadnie moj� matk�, zawlecze do bramy i skopie po g�owie tak, �e na zawsze zatraci ona pami�� i wszelk� orientacj� w tym �wiecie. I �e z tej ruiny B�g ocali jedno tylko: jej pi�kne granie. Gdy ostatni raz widzia�am moj� matk� �yw�, by�a w bia�ej halce i boso. Na g�owie upi�a sobie kok z 5 �wiatowej s�awy pianistka, �ona Roberta Schumanna: popularyzowa�a tw�rczo�� m�a przez wiele lat po jego �mierci. By�a tak�e muz� i obiektem nieodwzajemnionej mi�o�ci Johannesa Brahmsa 6 g�stych siwych w�os�w. Upi�a go dwoma widelcami. Siedzia�a przy fortepianie, peda�owa�a bosymi stopami i z pogodnym u�miechem gra�a przedwojenne szlagiery: Titina, ach, Titina, Tango Milonga, Oczy czarne. A potem marsze i pie�ni �o�nierskie: My... Pierwsza Brygada..., Przybyli u�ani pod okienko, Czerwone maki na Monte Cassino. Siedzia�y�my z moj� c�rk� Basi� przy stole. S�ucha�y�my tego grania ze �ci�ni�tym gard�em. Basia ociera�a �zy. Mama przesta�a gra�. Spojrza�a na swoj� dwudziestotrzyletni� wnuczk� i spyta�a: �Kim jeste�, �liczna dziewczynko? Jak si� nazywasz? Dlaczego p�aczesz?� P r z y c h o d z � n a � w i a t i b a w i � s i � z s i o s t r � Po �lubie rodzice zamieszkali najpierw u dziadk�w, a p�niej we w�asnym, czteropokojowym mieszkaniu na ulicy Narutowicza. Lilka, moja starsza siostra, urodzi�a si� jeszcze u dziadk�w, ja � ponad siedem lat p�niej � ju� w nowym mieszkaniu. Lilka od pierwszych chwil �ycia wygl�da�a jak anio� z jase�ek i taka ju� pozosta�a. Ja natomiast przysz�am na �wiat z rudym stercz�cym czubem w�os�w na g�owie. Przypomina�am t�ustego koguta, kt�ry cudem wpad� w r�owy becik z koronkow� falban�. Rodzice oczekiwali ch�opca, nie dogodzi�am im ani p�ci�, ani urod�. Udawali nawet przed Lilka, �e chc� mnie sprzeda�. M�wili po niemiecku: �Wir mussen doch das gr�ssliche Kind verkaufen�, albo �ciszonym g�osem: �Trzeba szybko sprzeda� tego potworka�. Lilka martwi�a si�, nie chcia�a do tego dopu�ci�: czuwa�a nade mn�, wyjmowa�a z ko�yski, nosi�a, tuli�a. Dba�a te� o to, bym si� rodzicom wyda�a �adniejsza: chowa�a m�j rudy czub w�os�w pod czepek, malowa�a policzki sokiem z marchwi, pudrowa�a mi twarz na bia�o. Ju� nie przypomina�am koguta, raczej japo�sk� mask�. Ponure �arty rodzic�w zap�odni�y fantazj� Lilki na d�ugie lata. Gdy nieco podros�am, zwierzy�a mi w tajemnicy, �e rodzice sprzedali nasz� siostr� Klotyld� z�ym ludziom na s�u�b�. Ci ludzie bili Klotyld�, karmili karaluchami i prasowali jej plecy �elazkiem. Biedaczka harowa�a ponad si�y. Ze zm�czenia i g�odu dosta�a �ysiny a tak�e galopuj�cych suchot. Mimo �e znaczn� cz�� moich oszcz�dno�ci oddawa�am na do�ywianie Klotyldy, Lilka o�wiadczy�a pewnego dnia, �e Klotylda zmar�a i musimy si� z�o�y� na wieniec. Rozbi�am skarbonk� i odda�am wszystko, co mia�am. Poczu�am ulg�: �Teraz B�g mi wybaczy, �e nie kocha�am Klotyldy i �e si� ni� z ca�ego serca brzydzi�am�. Ledwo pochowa�y�my Klotyld�, a ju� Lilka zdradzi�a kolejn� straszn� tajemnic�: mia�y�my kiedy� pi�knego brata. Nazywa� si� Ramzes. Rodzice sprzedali go bogatym ludziom do Ameryki i za te pieni�dze kupili szwedzk� sypialni� ze z�oceniami. Mia�am pi�� lat, nie umia�am czyta�, listy od Ramzesa streszcza�a mi Lilka. Wynika�o z nich, �e Ramzes jest czy�cibutem i kominiarzem. Czy�ci dachy na drapaczach chmur i w ka�dej chwili mo�e spa��. Mimo i� tak ci�ko pracuje, nie sta� go nawet na kawa�ek czekolady. Nie �mie prosi�, by siostry przys�a�y mu cho� troch� pieni�dzy, ale kocha nas i �yje nadziej�, �e kiedy� si� jeszcze spotkamy. Ramzes przys�a� te� swoje zdj�cie. Dziesi�� lat p�niej rozpozna�am je w tygodniku FILM. By�o to zdj�cie Roberta Taylora, jednego z gwiazdor�w Hollywoodu. Tak, Ramzes by� pi�kny, dla niego oddawa�am wszystko bez �alu, dla niego wyci�ga�am nawet pieni�dze z portfela taty. Niestety, w�a�nie to Lilk� przestraszy�o � postanowi�a Ramzesa u�mierci�. Pewnego dnia, siedz�c na kanapce, roz�o�y�a gazet� i ze smutkiem powiedzia�a: � Dzi� pisz� tu o naszym bracie, Dzidziu. � O Ramzesie? � Tak... Ale wiadomo�� jest z�a, nawet... tragiczna! � Co� mu si� sta�o?! Powiedz! � Tak, niestety... Nasz brat nie �yje. Ratowa� dziecko z p�on�cego domu. Dziecko �yje, 7 lecz on sam... sp�on��. Po prostu sp�on��... � Sp�on��?! To znaczy spali� si� na �mier�?! Wybuchn�am przera�liwym p�aczem, wprost krzycza�am z rozpaczy. Przybieg�a mama: � Co si� tu dzieje? Czego Dzidka p�acze? Szlochaj�c i j�kaj�c si� powiedzia�am: � Ramzes nie �yje... � Ju� dawno nie �yje � ch�odno zauwa�y�a mama i karc�cym tonem zwr�ci�a si� do Lilki: � Przesta� dziecku w g�owie m�ci�. O faraonach jej opowiesz jak doro�nie. Bardzo prze�ywa�am �mier� Ramzesa, cho� chyba jeszcze nie wiedzia�am co to �mier�. Kiedy� z t�umem dzieciak�w wesz�am do otwartego, parterowego domu i tam na stole le�a� jaki� blady pan. Le�a� na prze�cieradle, w r�ku trzyma� krzy�, na oczach mia� metalowe pieni��ki. Zapyta�am starsz� dziewczynk� po co te pieni�dze. Nie wiedzia�a. Staruszek obok nas szepn��: ��eby �wi�temu Piotrowi zap�aci� za otwarcie wr�t niebieskich�. Drugi staruszek szeptem zaprzeczy�: �Nie. Pieni��ki s� po to, by zmar�ego �wiat�o�� boska nie o�lepi�a�. Tyle �wiec si� wko�o pali�o, �e ba�am si� po�aru. Ludzie wchodzili, wychodzili. Kilka kobiet kl�cza�o i modli�o si�. Potem us�ysza�am g�o�ny p�acz. Szybko opu�ci�am to miejsce. Pachnia�o tam s�odko, md�o i zrobi�o mi si� niedobrze. Kojarzy�am wtedy �mier� z tym, �e kto� le�y, nie rusza si�, a woko�o jest dziwnie i nie wiadomo, jak si� zachowa�. Po �mierci Ramzesa nasz dom zaludni�y duchy. Pami�tam tylko dwa: Duszka Tr�jpaluszka i Ducha Palacza. Duszek Tr�jpaluszek ukazywa� si� w toalecie, wystarczy�o nie zapala� �wiat�a i spu�ci� wod�. W dow�d tego, �e jest Duszkiem Tr�jpaluszkiem podawa� mi w ciemno�ci trzy palce. Wtedy, po raz pierwszy, cz�ciow� prawd� bra�am za ca�� prawd�. Potem cz�sto mi si� to zdarza�o. Duszek Tr�jpaluszek by� weso�y, chichota� jak Lilusia i jak ona lubi� cukierki. Duch Palacz by� ca�kiem inny. Te� ukazywa� si� tylko w ciemno�ci, ale nie wolno mi go by�o dotyka�. By� tajemniczy, straszny, m�wi� grubym, piwnicznym g�osem brzuchom�wcy. Dawa� mi r�ne rozkazy, grozi�, �e jak ich nie wykonam, to on, Duch Palacz, spali ca�e mieszkanie i wszyscy zgin� w p�omieniach! Ba�am si� Ducha Palacza, robi�am co chcia�, ale na sw�j spos�b mnie urzeka�. Cz�sto mi si� �ni� i w tych snach przytula� mnie i ca�owa�, a ja czu�am niebia�sk� rozkosz i ju� wcale si� go nie ba�am. Pewnego dnia duchy nagle znik�y, a Lilka posmutnia�a. �Na pewno dlatego, �e j� wy�miali na akademii �a�obnej� � pomy�la�am. A k a d e m i a � a � o b n a Mama powiedzia�a do mnie: � Dzi� jest rocznica �mierci marsza�ka Pi�sudskiego. W szkole twojej siostry odbywa si� uroczysto��, Lilka zadeklamuje wiersz. Je�li b�dziesz grzeczna, to ci� zabior�. Chcesz? Oczywi�cie, �e chcia�am. By� ciep�y majowy dzie� i mama ubra�a mnie tak jak Lilk�: w bia�� bluzeczk� i ciemn� sp�dniczk�. To, co zdarzy�o si� p�niej, by�o niemi�e, cho� �mieszne. A zdarzy�o si� dlatego, �e mama kocha�a moj� siostr� ob��kan� mi�o�ci� i pragn�a, by charakter Lilki sta� si� doskona�y. W tym celu strasznie j� bi�a; Lilka robi�a si� od bicia nerwowa i gdy co� mocniej prze�ywa�a, to chwyta�a, co by�o pod r�k�, i targa�a, tarmosi�a, rwa�a. Tego dnia, jeszcze za kulisami, wpad� jej w r�k� sznur do mocowania dekoracji. Zacz�a go nawija� na palce. Robi�a to bezwiednie, nie widz�c, �e trzyma w r�ku nie kawa�ek zwyk�ego sznurka, lecz bel� grubej liny. Gdy wesz�a na scen�, bela potoczy�a si� za ni�. Z sali dobiega� szmer, ale ona ju� niczego nie s�ysza�a. Rozpocz�a z przej�ciem: Dzi� w dniu �a�oby przy Twojej trumnie 8 stoim z��czeni my�li wsp�lnemi. Setki tysi�cy zd��aj� t�umnie ostatni Ci odda� ho�d na ziemi... Nieprzerwanie targa�a sznur, a gdy poci�ga�a mocniej, niesforny k��b podskakiwa� i toczy� si� po scenie. Chichoty na sali g�stnia�y, lecz Lilka, nie zwa�aj�c na nic, z g��bokim wzruszeniem m�wi�a dalej: O tym, co dawn� przywr�ci� chwa�� i w sercu nosi� Polski kochanie, pami�� nie zginie! Umar� Marsza�ek, lecz Duch Jego z nami na zawsze zostanie! Po takim wierszu powinna zapa�� uroczysta cisza, a tymczasem rozleg� si� d�ugo t�umiony �miech ca�ej sali. Lilka mocniej szarpn�a sznur i ca�a bela stoczy�a si� z podium na widowni�. Wtedy zacz�li klaska�. Chcieli zag�uszy� sw�j g�upi �miech, wi�c klaskali d�ugo i g�o�no. Mog�o si� wydawa�, �e Lilka wykona�a karko�omny cyrkowy numer, kt�ry wszystkich oszo�omi�. Biedaczka dygn�a i szybko wybieg�a ze sceny. Czu�a si� o�mieszona i jeszcze w domu pop�akiwa�a. Dlatego by�am pewna, �e przyczyn� smutk�w Lilki w ostatnich czasach by�a w�a�nie ta sprawa. Ale myli�am si�. N a s z a p i e r w s z a m i � o � � Zauwa�y�am, �e Lilka przesta�a odrabia� lekcje, przesta�a czyta� ksi��ki i ju� prawie nigdy nie bawi�a si� ze mn�. Godzinami milcza�a, patrzy�a przed siebie, cz�sto otwiera�a kluczykiem pami�tnik i co� w nim pisa�a. Zdarza�o si�, �e p�aka�a przy tym. Pewnego wieczoru, gdy le�a�y�my ju� w ��kach, us�ysza�am nagle g�o�ne szlochanie. � Dlaczego p�aczesz, Lilusiu? � spyta�am przestraszona. � Bo kocham Bronka � chlipa�a. � Jakiego Bronka? � Pozna�skiego. Potem pokaza�a mi go na ulicy: � Patrz, to jest Bronek! � I uciek�a do bramy, a ja za ni�. Bronek mi si� nie podoba�: by� potargany i mia� pryszcze. Mimo to ju� po chwili wiedzia�am, �e ja te� go kocham. Wieczorem, gdy odm�wi�y�my pacierz i mama zgasi�a �wiat�o, zacz�am p�aka�. � Czego p�aczesz? � zdziwi�a si� Lilka. � Bo kocham Bronka. Lilka a� unios�a si� na ��ku: � Chyba zwariowa�a� � zauwa�y�a ch�odno, a po chwili doda�a: � mam nadziej�, �e nie powiesz mamie... � Przysi�gam, �e nie powiem! To by� utarty zwrot. Przysi�ga�am trzy razy dziennie, �e czego� tam nie powiem mamie. Pewnego dnia mi�o�� Lilki do Bronka sta�a si� przyczyn� dramatu. Uczennice z klasy Lilki i uczniowie z klasy Bronka mieli p�j�� razem do teatru. By�a to wspania�a i wyj�tkowa okazja spotkania Bronka. Lilka w przeddzie� przymierza�a sukienki, na noc zakr�ci�a papiloty, a tu nagle, tego wa�nego dnia mama m�wi: � Lileczko, kichasz. Jeste� przezi�biona. Nie p�jdziesz do teatru. My z tat� wybieramy si� z wizyt�, Kasia ma wychodne i ty po�o�ysz Dzidzi� spa�. 9 Trudno opisa� co si� dzia�o, gdy zosta�y�my same. Lilka p�aka�a, krzycza�a, nazywa�a mam� j�dz� i potworem. Potem zdj�a z kredensu kryszta�owy wazon i cisn�a na pod�og�. Z wazonu wypad�o dno. � Lilusiu, co ty wyrabiasz?! Zn�w dostaniesz lanie! � O, nie! Ja ju� n i g d y nie dostan� lania, n i g d y! Odbieram sobie �ycie! I wysz�a z pokoju. Po chwili wr�ci�a z brzytw� ojca w r�ku. Usiad�a na ��ku i p�acz�c przeci�a sobie �y�y. Na szcz�cie nie tam, gdzie trzeba: zobaczy�am du�y czerwony krzy� na wierzchu jej r�ki. Krzy� zmienia� si� powoli w wielk� krwist� plam�. Lilka wsta�a, si�gn�a po pami�tnik, przycisn�a poranion� r�k� do bia�ej kartki i podpisa�a: KRWAWA PIECZ�� SZALE�STWA (pami�tnik ten zachowa� si� do dzi�, a w nim dramatyczny zapis). Krew kapa�a z r�ki na dywan. Lilka le�a�a na ��ku, by�a blada, oczy mia�a zamkni�te. Potem krew przesta�a p�yn��. Lilka otworzy�a oczy, a ja poczu�am, �e si� ju� nic strasznego nie stanie. Inna rzecz, �e wiedzia�am co zaczn� wyrabia� rodzice, gdy wr�c� do domu. Ale Lilka dobrze znosi�a lanie. Chcia�am by� podobna do Lilki, jednak by�y�my ca�kiem r�ne. Na przyk�ad, wystarczy�o, by mama raz mnie uderzy�a, a ja natychmiast zanosi�am si� p�aczem i mama m�wi�a: �No dobrze ju�, dobrze...� I dawa�a mi spok�j. Lilka natomiast po pierwszym klapsie zaczyna�a chichota�. To doprowadza�o mam� do furii i bi�a Lilk� dalej, coraz mocniej i mocniej. A Lilka dalej si� �mia�a. Wygl�da�o na to, �e to nie Lilka, a mama zostaje ukarana, bo si� tak miota, miota i nie mo�e przesta�, a Lilka przeciwnie � roze�miana, spokojna, z politowaniem przygl�da si� mamie. Nie rozumia�am te� sposobu, w jaki Lilka kocha�a Bronka. Robi�a z tego tragedi�: t�uk�a wazony, szlocha�a, przecina�a sobie �y�y. Ja, na jej miejscu, post�powa�abym inaczej: napisa�abym do Bronka list, �e go kocham i bardzo bym chcia�a, �eby mnie odwiedzi�. Dla zach�ty wspomnia�abym, �e dostanie czekolad�. Jestem pewna, �e Bronek by przyszed�. Bronek jednak znikn�� nagle z naszego �ycia. Mo�e wyjecha�, mo�e Lilka o nim zapomnia�a. Nie wiem. Nad jej ��kiem wisia� ju�, w ramce, CIark Gable. Zn�w pomy�la�am, �e si� bardzo r�nimy, bo ja dalej kocha�am Bronka. To, �e go nie widzia�am, nawet mi pomog�o, bo zapomnia�am, �e ma pryszcze. Marzy�am i t�skni�am. Tatu� zauwa�y� moje smutki i powiedzia�: �Dzidzia ma ma�o zabawek�, I kupi� mi kolorowego b�ka. B�k by� wielki, �liczny, ca�y w paski, a gdy si� kr�ci�, �agodnie �piewa�. Pewnego dnia zosta�y�my z Lilk� same i zakr�ci�a b�ka na mojej g�owie. B�k kr�ci� si� tylko przez chwil�, ale zd��y� mi wyrwa� k��b w�os�w. Bardzo bola�o, ale przysi�g�am Lilce, �e tajemnicy dochowam. Wieczorem, przy myciu, mama zauwa�y�a tonsurk�. � Teosiu! � zawo�a�a. � Chod� tu, patrz! Dzidzia �ysieje! Tatu� si� przerazi� i natychmiast za�atwi� wizyt� u s�ynnego doktora Kry�skiego. Ten bez wahania postawi� diagnoz�: � To jest, prosz� pa�stwa, wy�ysienie plackowate na tle nerwowym. Trzeba pi� wapno, smarowa� g��wk� rt�ciow� ma�ci� i du�o przebywa� na �wie�ym powietrzu. Na po�egnanie pog�aska� mnie po mojej �ysince, a ja pomy�la�am: �On to naprawd� musi by� chory na nerwy, bo w og�le nie ma w�os�w na g�owie�. U d a j � s i e r o t k �, b o c h c � b y � k o c h a n a Z tamtych czas�w pami�tam jeszcze inn� smutn� histori�. Blisko naszego domu by� Park Staszica. Mia�am sze�� lat i sama ju� chodzi�am bawi� si� w piaskownicy. Kopa�am, grabi�am, stawia�am babki. Troch� mi by�o smutno, �e nie mam kole�anki, �e bawi� si� sama. 10 A� tu pewnego dnia stan�a przy piaskownicy dziewczynka z warkoczykami. By�a �liczna. � Nazywam si� Zosia � powiedzia�a � a ty? � Dzidzia. � Dlaczego jeste� smutna, Dzidziu? � Nie wiem. � Mo�e jeste� sierotk�? Zapyta�a jako� tak, jakby sobie tego �yczy�a, wi�c ja szybko: � Tak, jestem sierotk�. � M�j Bo�e!... A na co zmarli twoi rodzice? Nie przychodzi�o mi na my�l nic m�drego, wi�c powiedzia�am: � Mamusi� ugryz� skorpion. � To straszne! A tatu�? � Tatu�?... � czu�am w g�owie pustk�. � Tatu�? Tatu� umar� ze zmartwienia. � Moje biedactwo... I z kim teraz jeste�? � Ze z�� macoch�. Nie by�o to zbyt logiczne, by tatu� najpierw pociesza� si� drugim ma��e�stwem, a nast�pnie umiera� z �alu po �mierci mamusi, ale dziewczynka te� o tym nie pomy�la�a i z lito�ci� westchn�a: � �al mi ciebie, Dzidziu. Jeste� nieszcz�liwym dzieckiem. Pobawi� si� z tob�. Bawi�y�my si� d�ugo. Potem przysz�a po mnie Kasia, nasza s�u��ca � Dzidziu! � wo�a�a ju� z oddali, a ja szybko pobieg�am. By�am zadowolona, �e Zosia Kasi� zobaczy�a. Kasia by�a du�a, ko�cista, nos mia�a jak wroni dzi�b i Zosia na pewno wierzy�a, �e to moja z�a macocha. Nast�pnego dnia zn�w spotka�am Zosi�. Ju� na mnie czeka�a i przynios�a cukierki. Dzie� p�niej dosta�am szaliczek dla lalki. � Ja nie mam lalek � powiedzia�am �a�o�nie, I tak jak ojca i matk�, bez wahania u�mierci�am sze�� moich lalek. Zosia pobieg�a do domu i przynios�a lalk�. Lalka nie mia�a nogi. Teraz i ja mog�am si� nad kim� litowa�. Po kilku dniach Zosia powiedzia�a: � Dzi� zapraszam ci� do siebie na podwieczorek. Mia�am wi�c p�j�� na podwieczorek dla sierotki. W progu powita�a mnie mamusia Zosi: � Wejd�, dziecinko, zdejmij paltocik. Podwieczorek, jak podwieczorek, by� taki sam jak w domu: ciasto, krem, owoce, czekolada. � Jak masz na imi�, kochanie? � Dzidzia. � A na nazwisko? � Sander. � I mieszkasz tu zaraz za parkiem, na Narutowicza? � Tak, pod siedemdziesi�tym czwartym. � Na Boga! Przecie� ja znam twoich rodzic�w! � Mamusiu � przerwa�a Zosia i szeptem doda�a: � przecie� ci m�wi�am, ona nie ma rodzic�w, to sierotka. � Co si� sta�o?! � wykrzykn�a ta pani. � Czy jaki wypadek?! � Tak � wtr�ci�a Zosia. � Jej mamusi� ugryz� skorpion, a tatu� umar� ze zmartwienia. � Zg�upia�y�cie, czy co?! Przecie� tydzie� temu widzia�am twoich rodzic�w w teatrze. Pa�stwa Sander�w: Teodora i Mari� � doda�a skrupulatnie. Zosia patrzy�a na mnie jak os�upia�a. Znikn�� z jej twarzy lito�ciwy u�mieszek. � To chyba lepiej, �e nie jestem sierotk� � powiedzia�am hardo, ale zaczerwieni�am si� 11 przy tym do �ez. � To by�a taka zabawa, prosz� pani � b�kn�am po chwili. � Wstr�tna zabawa! � ostro rzuci�a mama Zosi, a Zosia wykrzykn�a z prawdziw� z�o�ci�: � Jeste� k�amczuch�! Wstr�tn� k�amczuch�! Oszuka�a� mnie! W tej samej chwili pomy�la�am: �teraz b�d� udawa�a Lilk�, zachowam si� tak, jakby zachowa�a si� Lilka...� �Wie pani � powiedzia�am spokojnie � ja lubi� si� tak bawi�: zmy�la�, udawa�, k�ama�. Do widzenia pani. Do widzenia Zosiu. Musz� ju� i��, r o d z i c e na mnie czekaj�. Bez po�piechu wsta�am, odstawi�am krzes�o. Na szcz�cie nikt nie pr�bowa� mnie odprowadza�. W�o�y�am �paltocik�, wysz�am na schody, i drzwi za sob� zamkn�am zwyczajnie, bez ha�asu. Tak sko�czy�a si� moja pierwsza przyja��. Zosia przez kilka dni nie przychodzi�a do parku, a kiedy wreszcie przysz�a, udawa�a, �e mnie nie zna. A przecie� k�ama�am, �eby mnie bardziej kocha�a, ta ca�a Zosia. Ju� chyba wtedy wydawa�o mi si�, �e kocha� mo�na tylko albo z lito�ci, albo z podziwu. O s t a t n i e d n i p r z e d w y b u c h e m w o j n y Czy jeszcze co� z tamtych dni pami�tam? Mo�e luksusowy pensjonat w Zaleszczykach, ostatnie lato, sierpie�... Doro�li rozmawiali o wojnie. Nie rozumia�am, nie s�ucha�am, nudzi�am si�. Czyta�am ksi��eczki dla dzieci i pisa�am listy do mego ukochanego taty. Zosta� w �odzi, �bo musi na nas pracowa� � t�umaczy�a Lilka. Po latach znalaz�am kartk�, kt�r� nabazgra�am wtedy w Zaleszczykach: �Kochany Tatusiu! Bardzo za Tatusiom t�skni�. Tak Tatusia kocham, jak nikogo. Chc�, �eby Tatu� przyjecha� i te� mnie kocha�, i przywi�z� wiaderko i szpadelek. Ub�stwiam Tatusia. Dzidzia�. 2. Podczas wojny Wybucha wojna Wtedy, w Zaleszczykach, ju� nie mog�am si� doczeka� powrotu do domu. Mia�am ponad sze�� lat, gotowe zdj�cie do szkolnej legitymacji. Strasznie si� cieszy�am, �e b�d� uczennic�. Pierwszy wrze�nia. Pierwszy dzie� szko�y. A tu od rana wyj� syreny, warcz� samoloty. W radiu jaki� pan powtarza w k�ko: wojna, wojna... Niemcy napad�y na Polsk�, wojna, alarm, I ci�gle to samo. A ludzie? Jakby powariowali. Moi wujowie: J�zio, Idek, bracia mamy, wpadli do nas z walizami, plecakami i nawet nie usiedli: � Uciekamy, uciekamy, uciekajcie z nami! � krzyczeli jak w gor�czce. Tata wyj�� ze spi�arni butelk� nalewki: � We�cie na drog� � powiedzia�, a potem: � My zostajemy. Przed t� wojn� nie da si� uciec. A oni swoje: � Wszyscy uciekaj�. Na drogach wozy, furmanki, auta, ci�ar�wki... � Wkr�tce si� zobaczymy � powiedzia� tata. I rzeczywi�cie, po kilku dniach bracia zn�w si� pojawili. 12 � Ju� wr�cili�my � �mia� si� Idek, cho� wpad� do rowu i zwichn�� nog�. On si� zawsze �mia�. J�zio opowiada� jakie� straszne rzeczy o bombach, trupach na drodze, koniach z rozprutymi brzuchami... Mama kaza�a Lilce i mnie wyj�� z pokoju. Lilka by�a przej�ta, jak nigdy. Zacz�a m�wi� o naszych wujkach. �e J�zio jest najlepszym adwokatem w �odzi, a Idek � najlepszym architektem. �e prawie nikt nie ma samochodu, a J�zio ma. Wujowie s� bardzo m�drzy i sami do wszystkiego doszli... Czy widzia�am ju� c�reczk� wujka J�zia, Ilonk�? Urodzi�a si� miesi�c temu. Czy wiem, �e wujek J�zio o�eni� si� z pann�, kt�ra zosta�a rok temu Kr�low� Pi�kno�ci w naszym mie�cie? Z pi�kn� Heni�? Wszystko to wiedzia�am, bo mama w k�ko powtarza�a. � A czy wiesz � m�wi�a Lilka, jakim� innym, bardzo powa�nym tonem � �e Niemcy prze�laduj� �yd�w? Nasza mama i nasi wujowie s� �ydami, b�dzie im ci�ko. Mo�e nawet ich zabij�... W mojej szkole jeszcze przed wakacjami m�wili, �e b�dzie wojna i �e wygramy. Ale tata m�wi, �e przegramy. Martwi� si�, siostrzyczko... By�am wstrz��ni�ta. Lilka pierwszy raz tak powa�nie ze mn� rozmawia�a. Chcia�am te� co� powa�nego i m�drego powiedzie�, wi�c westchn�am: � Wiem, �e nasz tatu� jest Niemcem. Jest biedny, najbiedniejszy. Bo chyba mu strasznie przykro... � Ty zawsze my�lisz tylko o swoim s�odkim tatusiu! � fukn�a Lilka. � Pomy�l o naszej matce! Milcza�am. Mia�a racj�: kocha�am ojca zupe�nie zwariowan� mi�o�ci�. Wujowie ledwo wr�cili z drogi, a zn�w m�wili o ucieczce. Namawiali tat�: � Ty, Teosiu, p�ki nie dostaniesz kopniaka w ty�ek, nie uwierzysz w hitlerowskie obozy. No i ojciec dosta� kopniaka w ty�ek, i to bardzo szybko. Tego dnia us�ysza� na ulicy krzyki, wyjrza� przez okno i zobaczy�, co dzieje si� w domu naprzeciw nas, w nowoczesnym domu, kt�ry projektowa� wujek Idek. Ten wspania�y dom, pokryty kremowymi kaflami, gestapowcy postanowili zaj�� dla siebie. Mieszka�o w nim kilka rodzin �ydowskich. Nie wiem, ile czasu dano im na spakowanie si�, ale nagle, z bramy, jak z poci�gu, wyroi� si� t�um ludzi z kuframi i tobo�ami. Na dworze by�o zimno, si�pi� deszcz. A ci ludzie stali na ulicy, czekaj�c nie wiadomo na co, chyba na boskie zmi�owanie. I wtedy poszed� tam nasz ojciec. Widzia�y�my przez szyb�, jak pr�buje rozmawia� z gestapowcem. Co� mu t�umaczy, gestykuluje. A gestapowiec krzyczy na niego, popycha ojca, przewraca, kopie. Zobaczy�y�my ojca le��cego na jezdni. Lilka pobieg�a, pomog�a mu wsta�, przyprowadzi�a do domu. By� zielony ze strachu, b�lu, z�o�ci... � T�umacz� temu bydlakowi � m�wi� w�ciek�y � �e nie wolno tak ludzi wyrzuca�. Na bruk. Na zimno. Na deszcz. I z ma�ymi dzie�mi. �e to zbrodnia! A ten cham pcha si� na mnie i wrzeszczy: �Du verfluchter Judenknecht!�6 No i kopn�� mnie w grzebie! podkutym buciorem. Przed naszym domem wystawa� ka�dego dnia pan Mitzer, Volksdeutsch, kulawy szpicel w filcowym kapeluszu. Wymachiwa� drewnian� lask�, tupa�, krzycza�, grozi� � chcia�, �eby wszyscy si� go bali! Naszej pi�knej mamie uni�enie si� k�ania�, ale wiedzieli�my, �e to przez niego, co dzie�, o sz�stej rano, nak�ada p�aszcz z ��tymi gwiazdami, melduje si� na posterunku i wraz z innymi naznaczonymi idzie szorowa� publiczne klozety. B�aga�a ojca, �eby si� za ni� nie wstawia�, bo gdyby jemu si� co� sta�o... Pewnego dnia, pod wiecz�r, przyszed� do nas wujek J�zio w strasznym stanie: w�osy mia� powyrywane, z�by powybijane, pokrwawion� twarz, podpuchni�te oko. Zatrzymali go na ulicy, t�ukli pa�kami. Kazali usi��� na bruku i je�� chochl� z miski. A w misce by�a brudna woda, piasek, kamyki, zbutwia�e li�cie. Wrzeszczeli przy tym: �Lache doch, lache doch, du 6 Ty przekl�ty �ydowski pacho�ku! 13 dummer Jude!�7 Ba� si�, �e zat�uk� go pa�kami, wi�c jad� pos�usznie i �mia� si�, jak mu kazali. Nie wszyscy go bili. Jeden sta� z aparatem i robi� zdj�cia do ST�RMERA8. Mama umy�a wujka, nakarmi�a, po�o�y�a do ��ka. Na tle bia�ej po�cieli jego pokiereszowana twarz wygl�da�a jeszcze �a�o�niej, wprost koszmarnie! A ja pami�ta�am go z s�du: niedawno, tu� przed wakacjami by�am tam z mam�, widzia�am wuja na korytarzu. Smuk�y, przystojny, paradowa� w birecie i czarnej todze. Inni panowie w togach k�aniali mu si� grzecznie i m�wili: �Moje uszanowanie, panie mecenasie�. A teraz le�a� jak kaleki potworek i g�o�no p�aka�. �e musi ucieka�, �e nie mo�e ucieka�. �e Henia nie chce, bo Ilonka, niemowl� jeszcze, bo poniewierka, bo rodzice Heni nie pozwalaj�. Wreszcie postanowi�: ucieknie pierwszy, urz�dzi si�, sprowadzi rodzin�. Tu� przed wyjazdem do Lwowa, bracia zn�w namawiali mam�, �eby jecha�a z nimi: � Je�li uciekniesz, Teo� uratuje dziewczynki, je�li zostaniesz, zginiesz i ty, i twoje dzieci. Ojciec nie chcia� o tym s�ysze�: � Nie straszcie jej, ona zostanie ze mn�! Wujowie pojechali. Henia z rodzicami i ma�� Ilonka przenios�a si� do Warszawy. ��d� w��czono do �Reichu� i miasto nale�a�o odt�d do III Rzeszy; zmieni�o nazw� na Litzmannstadt. Wiele �ydowskich rodzin przenios�o si� do Warszawy. Wierzono, �e w Generalnej Guberni �atwiej b�dzie si� ukry�. Pami�tam dzie�, w kt�rym mama postanowi�a ojca zostawi� z Lilk�, a mnie zabra� do Warszawy. � Teosiu, rozsta�my si�, ja pojad� z Dzidzi�. � Nigdzie nie pojedziesz! � Teosiu, damy sobie rad�. Sprzedam bi�uteri�. Chyba ludzie potrzebuj� pieni�dzy... Henia wyjecha�a... � Przesta�! � ostro przerwa� ojciec. Matka te� podnios�a g�os: � Dosy� mam twojej g�upoty! Zawsze musz� my�le� za ciebie! � To nie my�l! � Teosiu... Zrozum... � Co mam zrozumie�?! � No to... �e Lilka wygl�da jak aryjka, �e mo�esz j� uratowa�... � Mam ratowa� jedno dziecko, tak? A ciebie z Dzidzi� wysta� na �mier�, tak? Ty chyba oszala�a�, kobieto! � Oszala�am! Oszala�am!... Sko�czy si� tak, �e TY si� uratujesz, a NAS wyko�cz�. Ju� Mitzer si� o to postara... � Nie martw si�, przekupi� go. Zamknie sw�j parszywy pysk. Marysiu, zrozum, ja musz� was uratowa�. Musz�! Rozumiesz? No i zostali�my wszyscy razem. Niemcy nie mieli pomys�u na to, co zrobi� z mieszanymi ma��e�stwami i dzie�mi z tych ma��e�stw. Bo te dzieci, pr�cz przekl�tej krwi �ydowskiej, mia�y w sobie tak�e �wi�t� krew germa�sk�. Nale�a�o t� rzecz rozwa�y� pedantycznie i naukowo. Sta�y�my si� wi�c z Lilk� obiektem analiz prowadzonych przez Rassenpolitisches- Amt. By� to hitlerowski urz�d do spraw badania czysto�ci rasy. Sprawdzano tam wzrost, wag�, smuk�o�� cia�a, kszta�t czaszki, nosa, uk�ad twarzy, uz�bienia i tak dalej. By�am za ma�a, �eby odczuwa� te badania � rozbierania do naga, mierzenia, fotografowania � jako co� upokarzaj�cego. Ale Lilka tak je w�a�nie odczuwa�a i buntowa�a si�, i k��ci�a z ojcem � �e nie p�jdzie tam wi�cej, �e nie jest kr�likiem, szczurem ani psem do�wiadczalnym. W roku 41 Lilka sko�czy�a szesna�cie lat; dosta�a polsk� Arbeits-kart� i skierowanie do pracy w fabryce but�w dla wojska. Wychodzi�a z domu o sz�stej rano, a wraca�a o sz�stej wiecz�r. Jedena�cie godzin klei�a cholewki. 7 �miej si�, �miej si�, durny �ydzie! 8 Popularny propagandowy tygodnik antysemicki. 14 Matka mia�a polsk� Kennkart�. Pan Mitzer, mimo rozm�w z ojcem, wskazywa� nasze mieszkanie: �Da wohnen Juden�9. Mo�e si� to wyda� niezrozumia�e, �e donosy pana Mitzera tak nas przera�a�y, skoro najwy�sze w�adze wiedzia�y o przebywaniu poza gettem �ydowskich �on niemieckich obywateli. By�o to dozwolone pod warunkiem, �e ma��e�stwo zawarto przed ukazaniem si� Ustaw Norymberskich, czyli przed rokiem 35. Ale czym innym by�y przepisy na szczytach w�adzy, a czym innym praktyki ich samowolnych, fanatycznych wykonawc�w. Gdyby wskutek donosu zjawi� si� w naszym domu SS-man, gestapowiec czy zwyk�y policjant i zasta� w nim mam�, m�g�by j� pobi� do nieprzytomno�ci czy nawet zastrzeli� bezkarnie. P�niej uznano by zapewne, �e chcia� ukara� �yd�wk�, kt�ra ukrywa�a si� poza gettem. M�g�by nawet zyska� pochwa�� za gorliwo�� w pracy. Szeregowy pracownik s�u�b bezpiecze�stwa Rzeszy nie musia� zna� przepis�w prawnych, kt�re w wielkim mie�cie Litzmannstadt dotyczy�y tylko sze�ciu par ma��e�skich. Zdarza�o si�, �e nasz dom nachodzili Niemcy, ale tego pami�tnego dnia w naszym domu z a m i e s z k a l i Niemcy, a by�o to tak: ostro zabrzmia� dzwonek do drzwi. Mama, jak zwykle, ukry�a si� w kuchni, w spi�arnianej piwniczce os�oni�tej chodnikiem. Do mieszkania wszed� umundurowany m�czyzna, a za nim cywile z walizami, kobieta i m�czyzna. Wygl�dali na ma��e�stwo. Umundurowany m�czyzna wyja�ni� ojcu, �e ci pa�stwo maj� przydzia� na trzy pokoje w naszym czteropokojowym mieszkaniu, no i musimy si� �cie�ni�. �Si� mussen sich beschr�nken� � powiedzia�, a ojciec milcza�. Zrozumia�, �e to kara za �ydowsk� �on�. Umundurowany m�czyzna uni�s� r�k�: �Heil Hitler!� i znikn��. Klamka zapad�a. Przyprowadzona para rozgl�da�a si� bezradnie. Przedstawili si�: Anna i Hans Selbach. On � doktor ekonomii, ona � �piewaczka. Nieoczekiwanie pani Anna powiedzia�a: � Znale�li�my si� w Polsce przypadkowo, jakby �na zes�aniu� � u�miechn�a si�. � Pr�bowali�my wydosta� si� z Niemiec przez szwajcarsk� granic�. Z�apali nas. �Zdumiewaj�ce� � pomy�la� ojciec. � �Sk�d to zaufanie do mnie? Czy�by wiedzieli?� I zawo�a� mam�. � Moja �ona jest pianistk� � powiedzia�. � To cudownie! B�dziemy razem muzykowa� � ucieszy�a si� pani Anna. I tak przysz�o nam zamieszka� z Niemcami, kt�rzy byli wspania�ymi lud�mi. Nie chcieli s�ysze� o zajmowaniu trzech pokoi. Najwy�ej jeden du�y i jeden ma�y �do pracy dla m�a�. �Wy macie przecie� dzieci� � oni nie mieli. Mi�dzy naszymi rodzinami zapanowa�a przyja��. Doktor Selbach uwielbia� mam�, a mnie traktowa� jak w�asne dziecko: gimnastykowa� si� ze mn�, przynosi� czekolad�, opowiada� bajki, uczy� gotyckiego alfabetu. Chodzili�my we dw�jk� na d�ugie spacery, a ja streszcza�am mu nieporadnie, po niemiecku, W pustyni i w puszczy Sienkiewicza. Pewnego dnia mama akompaniowa�a pani Selbach do pie�ni Schuberta Ma�gorzata przy ko�owrotku. Pani Anna �piewa�a: �Meine Ruh' ist hin...� �M�j spok�j prys�...�, gdy nagle us�yszeli�my d�wi�k dzwonka. Wszed� dziwny pan, troch� przypomina� Cygana, a troch� �yda: mia� czarne oczy, bujny w�s, �niad� cer� i garbaty nos. Tata pomy�la�: �M�j spok�j prys�... to na pewno jest �yd, kt�ry ucieka, �yd, kt�rego tropi�, �yd, kt�rego trzeba ukry�. Jednak nieoczekiwanie nieznajomy zacz�� p�ynnie, z radosnym o�ywieniem m�wi� po niemiecku: � Nazywam si� Heinrich Schuld. Mieszkam w tym domu, na trzecim pi�trze. Wczoraj si� wprowadzi�em, a ju� dzi� odkrywam muzykuj�cych s�siad�w. To cud! Poznajmy si�. Tata och�on��, lecz na kr�tko. Bowiem Heini � jak go wszyscy nazywali � natychmiast zakocha� si� w mamie. To by�o niezwyk�e: Niemcy albo si� w mamie kochali, albo j� chcieli 9 Tam mieszkaj� �ydzi. 15 zabija�. Tak, jakby nie by�o po�rednich mo�liwo�ci. Heini przyjecha� do Polski s�u�bowo, na stanowisko pierwszego skrzypka w ��dzkiej filharmonii. Po tamtej, nieoczekiwanej wizycie, ju� nazajutrz zjawi� si� u nas z nutami. �Frau Marieschen� mia�a z nim gra� sonaty Beethovena: Sonat� Wiosenn�, Sonat� Kreutzerowsk�. Potem, przez ca�e �ycie, gdy s�ucha�am tych sonat, zawsze my�la�am o Heinim. Wygl�da� jak Dirk Bogarde w filmie �mier� w Wenecji, ale z usposobienia przypomina� raczej weso�ego gondoliera ni� tragiczn� posta� Aschenbacha. Na przywitanie i po�egnanie ca�owa� w usta wszystkie istoty p�ci �e�skiej, nawet mnie. Hitlera uwa�a� za awanturnika i b�cwa�a, a przedrze�nia� go tak, �e wszyscy p�kali�my ze �miechu. Nikt jako� na Heiniego nie sk�ada� donos�w. Koledzy z filharmonii, jak sam m�wi�, nazywali go: �Der verr�ckte Heini�10. Mo�e uchodzi� za prowokatora? Nie wiem. Po koncertach lubi� sobie popi�. A potem r�nie bywa�o. Kiedy�, w trzaskaj�cy mr�z, wdrapa� si� nago na latarni�. Zdarza�o si� te�, �e w nocy budzi� nas wszystkich przeszywaj�cym dzwonkiem. Zawsze dr�eli�my, �e to gestapo, po mam�. No i Heini wchodzi�. Zataczaj�c si� lekko o�wiadcza� ojcu, �e pragnie z�o�y� ho�d jego ma��once, gdy� nie jest ona zwyk�� kobiet�, lecz bogink�! �Sie ist eine G�ttin, eine G�ttin...� powtarza� w k�ko. Ojciec usi�owa� go w takich chwilach odprowadzi� do jego domu, ale to si� rzadko udawa�o. Heini ba� si� swojej chudej, rudej �ony, kt�ra bi�a go, gdy wraca� pijany. Stanowczo wola� trze�wie� u nas, co bardzo tat� martwi�o. Najgorszym ze wszystkich zwariowanych pomys��w Heiniego by�y w�a�nie te nocne wizyty. Pan Selbach, pani Selbach, Lilka, ja � wszyscy k��bili�my si� na korytarzu w pid�amach, nocnych koszulach, zdenerwowani, wystraszeni. A Heini, kl�cz�c przed ma��e�skim ��kiem rodzic�w, odmawia� litani� do mojej naj�wi�tszej matki. Zdarzy�o si� kiedy�, �e bardzo mamie pom�g�. By� u nas, gdy pan Mitzer zn�w wskaza� nasze mieszkanie. S�ysz�c ostry dzwonek, Heini sam otworzy� drzwi. Zobaczy� umundurowanych facet�w. Krzykn��, wybieg� na schody i zatrzasn�� za sob� drzwi. Od tej chwili zacz�� udawa� owego �yda, kt�rego wskaza� pan Mitzer �pod pi�tk��. Ca�kiem bez sensu, niby w panicznym strachu, pobieg� schodami na g�r�. Oni za nimi. Zatrzyma� si� dopiero na strychu. Dopadli go: �Ausweis bitte!�11 A on, z udanym przestrachem, wyj�� swoje nieskazitelne papiery. K�aniali si�, salutowali, przepraszali. S�ysza�, jak schodz�c jeden do drugiego m�wi�: �Ein ganz toller Mensch. Ein verr�ckter K�nstler�12. l zn�w si� panu Mitzerowi nie uda�o. Ale sta� dalej wytrwale przed bram�, podparty lask�, monstrualny karze� w filcowym kapeluszu. Nie wiem, czemu nienawidzi� mamy. Mo�e z zawi�ci? Mia� paskudn�, k��tliw� �on�. Za to m�odsza c�rka pa�stwa Mitzer�w by�a �adna i mi�a. W�a�nie z ni� najbardziej lubi�am si� bawi�. Bawi�y�my si� w kr�lewicza i kr�lewn�. Lusia mia�a dziesi�� lat i by�a ju� �u�wiadomiona�. Gdy spotyka�a si� ze mn� jako m�j kr�lewicz, wk�ada�a sobie pod sukienk�, w rajtuzy, ostrugan� marchew. T�umaczy�a mi, �e nie tylko ka�dy kr�lewicz, ale ka�dy m�czyzna ma tak� marchew. Nie chcia�am wierzy�, wi�c dodawa�a, �e w�a�nie to jest powodem, dla kt�rego m�czy�ni nosz� spodnie, bo inaczej to by im ta marchew wypad�a. Jednak pewnego dnia zobaczy�am pana, kt�ry robi� siusiu przy drzewie, i powiedzia�am Lusi, �e si� myli: m�czy�ni maj� w spodniach nie marchew, lecz serdelek. Lusia na to: � Teraz serdelki s� drogie, biedni nie maj� na serdelki. � Ale przecie� ty jeste� moim kr�lewiczem, kr�lewicz musi by� bogaty. Lusia chwil� pomy�la�a i odpar�a ze smutkiem: � Bo ojciec kr�lewicza, jak si� dowiedzia�, �e kr�lewicz kocha �ydowsk� kr�lewn�, to mu zabra� wszystkie pieni�dze. Teraz kr�lewicz jest biedny. Wtedy przysz�o mi do g�owy, �e pan Mitzer zabroni� Lusi bawi� si� ze mn�, a ona mimo to 10 Ten zwariowany Heini. 11 Prosz� o dow�d. 12 Ca�kiem pomylony facet. Zwariowany artysta. 16 si� bawi. Coraz bardziej kocha�am Lusi�, kt�rej ojciec chcia� moj� mam� wyprawi� na drugi �wiat. Na naszym podw�rku ma�o by�o polskich dzieci. Secesyjne kamienice w parkowych dzielnicach zamieszkiwali przewa�nie Niemcy. Polakom zostawiano czasem mieszkania parterowe lub mieszkania na strychu. Chodzi�am wi�c najcz�ciej na s�siednie podw�rko, gdzie by�y polskie dzieci. Sta�a tam drewniana rudera. Ruder� oddziela� od Parku Staszica podziemny betonowy bunkier. W tym bunkrze bawili�my si� w chowanego. By�o w nim zupe�nie ciemno i bali�my si� wchodzi�. Czasem kto� mnie w bunkrze dotyka�, ca�owa�, ale si� nie odzywa� i nawet nie wiedzia�am, czy to dziewczynka, czy ch�opak. Na podw�rku, tym ko�o rudery, wcale nie by�o niemieckich dzieci � chyba si� troch� ba�y. Na moim podw�rku wszystkie dzieci bawi�y si� razem: dzieci Polak�w, Reichsdeutsch�w i Volksdeutsch�w. Pami�tam z tego podw�rka dw�ch ch�opc�w: Stefana i Jerzyka. Stefan wspaniale rysowa�. Kiedy�, podczas zabawy w chowanego, wesz�am do beczki i nie mog�am wyj��. Stara�am si�, ale nie umia�am. Stefan sta� wtedy w oknie, patrzy� i rysowa�. Stefan mia� na nazwisko Baran i podpisywa� rysunki tak, �e podpis wygl�da� jak baran. Stefan narysowa� te� Lilk�. Obserwowa� ze swego okna, jak odbija pi�k� rakiet� od �ciany. Ale w jego karykaturze Lilka jest zawzi�t� zawodniczk� podziwian� na stadionach. Tak, w tych dwu rysunkach uj�� r�nic� naszych charakter�w i � proroczo � r�nic� naszych los�w. Stefan nigdy nie schodzi� na podw�rko, nigdy si� z nami nie bawi�. Ca�ymi dniami wysiadywa� w oknie i rysowa�. Raz jeden przyj�� zaproszenie Lilki na urodzinowy podwieczorek. W okamgnieniu narysowa� karykatury wszystkich go�ci. Wiele lat p�niej, w Londynie, znalaz�am w Guardianie rysunek podpisany �Sandor�. By�a to karykatura mego przyjaciela Andrzeja Czajkowskiego, umieszczona pod recenzj� z jego recitalu w Albert Hall. Bez wahania powiedzia�am Lilce, �e to musia� rysowa� Stefan, a ona potwierdzi�a: �Tak, on jest w Anglii. Osi�gn�� wielk� s�aw�. Drugim ch�opcem, kt�rego pami�tam z podw�rka, by� Jerzyk Adamiec. Mieszka� z matk� na czwartym pi�trze. Nie wyrzucono ich, bo matka Jerzyka mia�a swoje zas�ugi w gestapo. Z�o�y�a donos na m�a: �By� przed wojn� w �dw�jce�, ma w piecu schowan� bro�. Nie wiem, dlaczego to zrobi�a, mo�e nienawidzi�a m�a, mo�e ba�a si� o syna. Zabili Jerzykowi ojca. Bawi�am si� z Jerzykiem bardzo ch�tnie. Pochlebia�o mi, �e taki du�y ch�opiec chce si� ze mn� bawi� w berka, w chowanego, w Indian. Ale przesta�am go lubi�, kiedy si� zacz�a ta zabawa z kotami. W piwnicy naszego domu gnie�dzi�y si� koty. By�o ich coraz wi�cej. I Jerzyk wymy�li� zabaw� w topienie ma�ych kotk�w. Wchodzi� na dach i rzuca� je do sadzawki za domem. Potem, na jego rozkaz, m�odsi ch�opcy �owili kotki i zn�w przynosili na dach tak, �eby m�g� je rzuci� jeszcze raz. A gdy kotki, kt�re przynie�li, by�y ju� martwe, Jerzyk ciska� te mokre trupki na niemieckie dzieci wracaj�ce ze szko�y. Tak si� m�ci� za �mier� ojca. Pewnego dnia powiedzia�am do Lusi: � Wiesz, my�l�, �e Jerzyk by�by dobrym gestapowcem. Lusia przyzna�a mi racj� i doda�a: � Jak kogo� nauczy�, �e dobrze jest zabija� koty, to tak samo mo�na nauczy�, �e dobrze jest zabija� �yd�w. � Tak my�lisz? � Tak my�l�, I ciesz� si�, �e nie musz� zabija�, bo jestem dziewczynk�. Tylko ch�opcy musz� zabija�. � Jakby nie chcieli, to by nie zabijali. 17 � G�upia jeste�! Kto ma rozkaz i nie chce zabija�, temu kulka w �eb i ju�. � Lusiu, czy ty rozumiesz, po co jest wojna? � Nie wiem � przyzna�a, I zaraz si� zawstydzi�a, �e nie wie, wi�c doda�a: � Zawsze by�y wojny. Ju� w Biblii by�y wojny. Najpierw Kain zabi� Abla. Z zazdro�ci. Mo�e wojny s� z zazdro�ci?... I dla swoich dzieci, �eby im by�o lepiej? Naszej rodzinie teraz jest lepiej � zako�czy�a. W o j n a t r w a Tatu� du�o m�wi� o wojnie. Rozk�ada� na biurku map� �wiata i przesuwa� po niej moje pionki od �Chi�czyka�. Czarne pionki to byli Niemcy, czerwone � Rosjanie, niebieskie � Anglicy, zielone � Amerykanie, ��te � Japo�czycy. (Czarne pionki zrobili�my z tektury, bo �Chi�czyk� ma tylko cztery kolory.) Ojciec co dzie�, wieczorem, nastawia� Londyn. S�ysza�am cichutki sygna�: bum-bum-bum- Buum! bum-bum-bum-Buum! Potem tata powtarza� mamie r�ne wiadomo�ci. Dziwi�am si� troch�, bo my�la�am, �e ojciec wszystko wie najlepiej, a tymczasem wszystko go zaskakiwa�o: �e Europa tak �atwo pad�a Hitlerowi do st�p, �e Anglicy tacy dzielni w Afryce, �e Hitler napad� na Zwi�zek Radziecki, a Japo�czycy na Ameryk�, �e Hitler przegra� pod Stalingradem, �e nie ma jeszcze �drugiego frontu� i tak dalej. Wszystko go dziwi�o. Kiedy Niemcy zacz�li si� cofa� z Rosji, ojciec by� w tak dobrym humorze, �e pozwala� bym, w czasie gdy s�ucha radia, plot�a mu na g�owie warkoczyki. Wygl�da� w tych warkoczykach troch� jak samuraj, troch� jak wariat. Pewnie to by�a g�upia zabawa, ale lubi�am ojca dotyka� i czu�am si� wtedy szcz�liwa. Od dawna nie mieli�my wiadomo�ci o Heni, �onie wujka J�zia, i o ich dziecku. Dostali�my od niej kilka list�w z warszawskiego getta i fotografi� ma�ej Ilonki: mia�a zadarty nosek, by�a �liczna. Ojciec posy�a� im