3523

Szczegóły
Tytuł 3523
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3523 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3523 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3523 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

WYPALI� CHROM William Gibson To by�a gor�ca noc - noc kiedy wypalili�my Chrom. W pasa�ach i na placach �my t�uk�y si� na �mier� w�r�d neon�w, lecz w pokoiku Bobby'ego jedyne �wiat�o pada�o z ekranu monitora oraz zielonych i czerwonych LED-�w na p�ycie symulatora matrycy. W tym symulatorze znalem na pami�� ka�d� ko��; wygl�da� jak ca�kiem zwyczajny Ono-Sendai VII 'Cyberprzestrze� Siedem', ale przerabia�em go ju� tyle razy, ze trudno by by�o znale�� w ca�ym tym silikonie cho�by milimetr kwadratowy fabrycznego obwodu. Czekali�my przy konsoli obserwuj�c cyfry zegara w lewym dolnym rogu ekranu. - Wchodzisz - rzuci�em, gdy nadszed� w�a�ciwy moment, ale Bobby by� ju� wewn�trz, pochylny lekko, by grzbietem d�oni wepchn�� do gniazda rosyjski program. Zrobi� to z wdzi�kiem dziecka, wciskaj�cego monet� do automatu w salonie, pewnego zwyci�stwa i gotowego na serie darmowych gier. Srebrzysta fala fosfen�w zawrza�a w polu widzenia, gdy matryca rozwija�a si� w moim m�zgu niby tr�jwymiarowa szachownica. Niesko�czona i doskonale przejrzysta. Rosyjski program skoczy� do przodu kiedy tylko weszli�my w siec. Gdyby kto� jeszcze w��czy� si� w ten fragment matrycy, m�g�by dostrzec fale migotliwych cieni p�yn�cych od malej, ��tej piramidy, kt�ra reprezentowa�a nasz komputer. Program by� broni� mimetyczna, zaprojektowana do absorpcji lokalnych barw i udawania komend o najwy�szym priorytecie w ka�dym kontek�cie, jaki napotka. - Gratulacje - us�ysza�em glos Bobby'ego - W�a�nie zostali�my pr�bnikiem inspekcyjnym Agencji Energii Atomowej Wschodniego Wybrze�a... Co oznacza�o, ze opr�niamy �wiat�owodowe ��cza cybernetycznym odpowiednikiem syreny alarmowej. W symulacji matrycy wra�enie by�o takie, jakby�my p�dzili wprost do bazy danych Chrom. Nie widzia�em jej jeszcze, ale wiedzia�em, ze mury ju� czekaj�. Mury ciemno�ci, mury lodu. Chrom: �liczna dzieci�ca buzia, g�adka jak stal, z para oczu, kt�re pasowa�yby do dna jakiego� atlantyckiego rowu; lodowate szare oczy, trwaj�ce pod straszliwym ci�nieniem. Podobno przyrz�dza�a w�asne nowotwory dla ludzi kt�rzy weszli jej w drog�; barokowe indywidualne odmiany, zabijaj�ce przez cale lata. Wiele rzeczy opowiadano o Chrom, a �adna nie dodawa�a odwagi. Dlatego przes�oni�em jej obraz obrazem Rikki. Rikki kl�cz�cej w smudze �wiat�a zakurzonego s�o�ca, wpadaj�cego na poddasze przez kratownice szk�a i stali. Jej wyblak�ego kombinezonu w maskuj�ce laty, r�owych sanda��w, mi�kkiej linii plec�w, gdy szuka czego� w nylonowej torbie na sprz�t. Podnosi g�ow�; kosmyk nie ca�kiem blond w�os�w opada i �askocze ja w nos. U�miecha si�, zapina stara koszule Bobby'ego, naci�gaj�c na piersi bawe�n� w kolorze khaki. U�miecha si�. - To dra� - m�wi Bobby - W�a�nie powiedzieli�my Chrom, ze jeste�my kontrola z Urz�du Podatkowego i trzema pozwami do Sadu Najwy�szego. Trzymaj si� Jack. Na razie, Rikki. Mo�e nie zobacz� ci� ju� nigdy. I ciemno��, czarny mrok w lodowych salach Chrom. Bobby by� kowbojem, a l�d istota jego gry. L�d od LOD, Logicznego Oprogramowania Defensywnego. Matryca jest abstrakcyjna reprezentacja powi�za� miedzy systemami danych. Uprawnieni programi�ci w��czaj� si� do sektora matrycy swego pracodawcy i zostaj� otoczeni jasnymi figurami geometrycznymi przedstawiaj�cymi dane korporacji. Ich wie�e i pola rozci�ga�y si� w bezbarwnej nonprzestrzeni matrycy, elektronicznej konsensualnej halucynacji odwzorowuj�cej obr�bk� i wymian� pot�nych ilo�ci danych. Uprawnieni programi�ci nigdy nie ogl�daj� lodowych mur�w, za kt�rymi pracuj�, mur�w cienia chroni�cych ich dzia�ania przed innymi: przed artystami szpiegostwa przemys�owego i popychaczami typu Bobby'ego Quine'a. Bobby to kowboj, haker, w�amywacz naruszaj�cy wszechobecny elektroniczny system nerwowy ludzko�ci, popychaj�cy dane i kredyt w ciasnej matrycy, monochromatycznej nonprzestrzeni, gdzie jedynymi gwiazdami s� g�ste skupiska informacji, a wysoko nad nimi p�on� korporacyjne galaktyki i zimne ramiona spiralne system�w wojskowych. Bobby to jeszcze jedna m�odo-stara twarz, jakie widuje si� w Eleganckiej Pora�ce, lokalu modnym w�r�d komputerowych kowboj�w, popychaczy, spec�w od cybernetyki. Jeste�my partnerami. Bobby Quine i Automatyczny Jack. Bobby to chudy, blady facet w ciemnych okularach; Jack - twardziel z mioelektrycznym ramieniem. Bobby to software, Jack - hardware; Bobby wciska klawisze, Jack wprowadza wszystkie drobiazgi, kt�re mog� zapewni� przewag�. Tak przynajmniej m�wili bywalcy Eleganckiej Pora�ki zanim Bobby postanowi� wypali� Chrom. Dodawali czasem, �e Bobby traci p�d, zwalnia. Mi�� dwadzie�cia osiem lat, a to sporo jak na kowboja. Obaj byli�my ca�kiem nie�li, ale ten wielki numer jako� nam si� nie trafia�. Wiedzia�em gdzie szuka� odpowiedniego sprz�tu, a Bobby znal wszystkie chwyty. Siedzia� przy konsoli z bia�a frotow� opask� na czole, i wali� w klawisze tak, ze oczy nie nad��a�y. Potrafi� wycisn�� przej�cie przez najwymy�lniejszy l�d. To jednak zdarza�o si� rzadko. Tylko wtedy, kiedy co� wci�ga�o go totalnie, czyli niecz�sto. Nie mia� w�a�ciwej motywacji. Ja z kolei by�em facetem, kt�ry jest zadowolony, kiedy ma z czego zap�aci� czynsz i mo�e w�o�y� czysta koszule. Bobby lubi� dziewczyny. By�y jego osobistym tarotem czy czym� w tym rodzaju. Tak si� zachowywa�. Nie rozmawiali�my o tym, ale tego lata zacz�� sprawia� wra�enie, jakby traci� kontakt, cz�ciej bywa� w Eleganckiej Pora�ce. Siedzia� naprzeciw otwartych drzwi, obserwuj�c przechodz�ce t�umy. Cale noce, kiedy owady atakowa�y neony, a powietrze pachnia�o perfumami i barowym �arciem. Wida� by�o, jak jego ciemne okulary skanuj� p�yn�ce twarze. Musia� uzna�, ze Rikki jest ta, na kt�ra czeka, d�okerem i maskotka. Nowa. Pojecha�em do Nowego Jorku sprawdzi�, co s�ycha� na sofware'owym rynku. Finn mia� nad wejsciem popsuty hologram, METRO HOLOGRAFIX, nad wystawa martwych much pod warstwa kurzu. Z�omu po pas, wzg�rki wznosz�ce si� ku �cianom, prawie niewidocznym zza bezimiennych �mieci i pil�niowych polek uginaj�cych si� pod starymi pismami z go�ymi panienami i po��k�ymi rocznikami National Geographic. - Potrzebujesz spluwy - stwierdzi� Finn. Przypomina� rekombinowan� DNA z eksperymentu, kt�rego celem by�o wyhodowanie cz�owieka do szybko�ciowego rycia tuneli. - Szcz�ciarz z ciebie. Mam tu nowego Smith and Wessona, Tactical cztery-zero-osiem. Ma pod lufa ksenonowy projektor, widzisz? Baterie w kolbie. Na pi��dziesi�t jard�w, w pe�nej ciemno�ci daje dwunastocalowy kr�g, jak s�o�ce w po�udnie. �r�d�o �wiat�a tak ma�e, ze praktycznie prawie nie do wy�apania. Cz�owieku, w nocnej walce to prawdziwe czary. Pozwoli�em, by ramie stukn�o opadaj�c na st� i zacz��em b�bni� palcami. Serwa d�oni brz�cza�y jak ma�e moskity. Wiedzia�em, ze Finn nie cierpi tego d�wi�ku. - Mo�e chcesz to wyciszy�? - pogryzionym czubkiem flamastra dotkn�� duraluminiowego nadgarstka. - Czy raczej kupi� cos mniej ha�a�liwego? Nie przerywa�em. - Nie potrzebuje spluwy, Finn. - Dobra - mrukn�� - dobra. Przesta�em b�bni�. - Mam tylko jedna sztuk�, i nawet nie wiem, co to jest - wygl�da� bardzo nieszcz�liwie. - W zesz�ym tygodniu dosta�em od tych dzieciak�w spod most�w i tuneli w Jersey. - Od kiedy to kupujesz cos, o czym nic nie wiesz? - Spryciarz - poda� mi przejrzysta kopert� z czym� co przez b�belkowan� folie przypomina�o kaset� audio. - Mieli paszport - wyja�ni�. - Mieli karty kredytowe i zegarek. I to. - Chcesz powiedzie�, ze mieli zawarto�� czyich� kieszeni. Kiwn�� g�ow�. - Paszport by� belgijski. Moim zdaniem fa�szywy, wiec wrzuci�em do pieca. Karty tez. Zegarek w porz�dku, porsche, �adna sztuka. Najwyra�niej mia�em do czynienia z jakim� zewn�trznie sprz�ganym programem wojskowym. Wyj�ty z worka wygl�da� jak magazynek niewielkiego karabinka, pokryty matowym czarnym plastikiem. Na rogach i kraw�dziach prze�witywa� srebrny metal, pewnie pojemnik zd��y� ju� przej�� przez wiele rak. - Dam ci rabatu Jack. Przez pami�� dawnych czas�w. Musia�em si� u�miechn��. Finn daj�cy rabat, to tak jakby Pan zawiesi� prawo grawitacji, kiedy musisz taszczy� ci�k� waliz� d�ugim, lotniskowym korytarzem. - Wygl�da na rosyjski - stwierdzi�em. - Pewnie awaryjny system kontroli �ciek�w w jakim� przedmie�ciu Leningradu. Akurat czego� takiego potrzebuje. - Wiesz co - o�wiadczy� Finn. - Mam par� but�w, kt�re s� starsze od ciebie. Czasami wydaje mi si�, ze masz tyle klasy, co ci barbarzy�cy z Jersey. Czy mam ci powiedzie�, ze to klucze do Kremla? Ty powiniene� odgadn��, co to w�a�ciwie jest. Ja tylko sprzedaje. Kupi�em. Bezciele�ni, skr�camy w lodowy zamek Chrom. P�dzimy szybko, bardzo szybko. Wra�enie jakby�my mkn�li na grzbiecie fali inwazyjnego programu, zawieszeni nad zmiennym blaskiem mutuj�cych system�w defekcyjnych. Jeste�my �wiadomymi plamami oleju, sp�ywaj�cymi wzd�u� korytarzy mroku. Gdzie� tam mamy cia�a, bardzo daleko stad, w ciasnym pokoiku na poddaszu, pod sufitem ze stali i szk�a. Gdzie� tam mamy mo�e tylko mikrosekundy, by si� wycofa�. Przebili�my bramy jako poborca podatkowy i trzy pozwy, ale jej obrona by�a specjalnie przygotowana na takie oficjalne wtargni�cia. Najbardziej skomplikowany l�d chroni przed nakazami, pozwami i wezwaniami. Kiedy przeskoczyli�my pierwsza bram�, bloki jej danych znik�y za lodem instrukcji rdzenia, murami kt�re widzimy jako mile korytarzy, labirynty cienia. Piec niezale�nych linii przes�a�o wezwanie o pomoc do firm adwokackich, lecz wirus przej�� ju� parametry lodu. Systemy defekcyjne prze�ykaj� sygna� alarmowy, a nasze mimetyczne programy skanuj� wszystko, co nie zosta�o wyczyszczone instrukcja rdzeniowa. Rosyjski wirus znajduje w�r�d nieekranowanych danych tokijski numer, kt�ry wybiera ze wzgl�du na cz�stotliwo�� po��cze�, przeci�tna d�ugo�� rozm�w i szybko�� z jaka Chrom odpowiada na telefony. - Dobra jest - m�wi Bobby. - Wchodzimy jako kodowana rozmowa od jej kumpla w Japonii. To powinno pomoc. Do dzie�a, kowboju. Bobby odczytuje przysz�o�� z kobiet. Jego dziewczyny to wr�by, zmiany pogody. Ca�ymi nocami siedzi w Eleganckiej Pora�ce i czeka, a� b�dzie m�g� po�o�y� przed sob� nowa twarz, jak kart�. Tamtej nocy do pozna pracowa�em na poddaszu. Musia�em przyci�� jeden chip. Odczepi�em ramie, ��cz�c ma�a spawark� wprost do kikuta. Bobby przyszed� z dziewczyna, kt�rej jeszcze nie znalem. Zwykle czuje si� troch� g�upio, gdy kto� obcy widzi jak pracuje, wszystkie te kable przypi�te do twardych w�glowych ko�c�wek stercz�cych z mojego kikuta. Podesz�a od razu i spojrza�a na powi�kszony obraz na ekranie. Potem zauwa�y�a spawark�, dzia�aj�ca pod hermetyczna os�ona. Nic nie powiedzia�a, patrzy�a tylko. Od razu poczu�em do niej sympatie, to si� zdarza, czasami. - Automatyczny Jack, Rikki. Moj wsp�lnik. Roze�mia� si�, i obj�� ja w talii. Cos w tonie g�osu da�o mi do zrozumienia, ze sp�dz� te noc w jakim� n�dznym hoteliku. - Cze�� - powiedzia�a. Wysoka, dziewi�tna�cie, mo�e dwadzie�cia lat; z pewno�ci� mia�a wszystko co trzeba. I tych kilka pieg�w na nosie, i oczy gdzie� pomi�dzy ciemnym bursztynem a kawa z mlekiem. W�skie, czarne d�insy podwini�te do p� �ydki, w�ski plastikowy pasek, r�owy jak sanda�y. Lecz teraz, kiedy widuje ja czasem, pr�buj�c zasn��, stoi gdzie� na granicy ci�gu miast i dymu, jak hologram wsuni�ty pod �renice. W jasnej sukience, kt�ra musia�a chocia� raz mie� na sobie, kiedy ja znalem - czym� co nie si�ga kolan. Gole nogi, d�ugie i proste. Rozwiane kasztanowe w�osy z jasnymi pasemkami zas�aniaj� twarz. Widz� jak macha na po�egnanie. Bobby demonstracyjnie przerzuca� audio kasety. - Musze lecie� kowboju - powiedzia�em odczepiaj�c spawark�. Patrzy�a z uwaga, jak zak�adam ramie. - Mo�esz cos naprawi�? - spyta�a. - Wszystko, co tylko zechcesz. Automatyczny Jack ci to za�atwi - pstrykn��em jej przed nosem duraluminiowymi palcami. Odczepi�a od paska ma�y dek systemu i pokaza�a z�amany zawias pokrywy kasety. - Jutro - obiecalem. - Nie ma sprawy. No, no my�la�em, gdy senno�� nios�a mnie sze�� pi�ter w d�, na ulice. Jakie szcz�cie b�dzie mia� Bobby przy takiej maskotce? Je�li jego system dzia�a, lada chwila b�dziemy bogaci. Na ulicy u�miechn��em si�, ziewn��em i wezwa�em taks�wk�. Zamek Chrom topnieje, p�yty lodowego cienia migoc� i zanikaj�, poch�aniane przez systemy defekcyjne, kt�re rozwija rosyjski program, kt�re odpryskuj� od osi logicznego pchni�cia i zaka�aj� sama struktur� lodu. Systemy defekcyjne to cybernetyczne analogowy wirus�w, replikuj�ce si� i �ar�oczne. Mutuj� r�wnocze�nie i bezustannie, podkopuj�c i absorbuj�c os�on� Chrom. Czy zdo�ali�my ja sparali�owa�, czy mo�e gdzie� dzwoni alarm i b�yska czerwona lampka? Czy ona wie? Rikki z Dziczy, nazwa� ja Bobby i przez pierwsze kilka tygodni musia�a uwa�a�, ze trafi�a wygrany los. Wielka obfito�� p�yn�a przed ni�, jasna i ostra w �wietle neon�w. By�a nowa, mia�a do zbadania mile deptak�w i plac�w, wszystkie sklepy i kluby, i Bobby'ego do t�umaczenia delikatnych po��cze� na ciemnej, dolnej powierzchni spraw, do przedstawiania graczy, ich imion i ich rozgrywek. Sprawia�, ze czu�a si� jak w domu. - Co si� sta�o z twoja r�k�? - zapyta�a kiedy�, gdy we tr�jk� pili�my przy stoliczku w kacie Eleganckiej Pora�ki. - Lotnia - odpar�em. - Wypadek. - Lot nad polem pszenicy - doda� Bobby. Niedaleko miejsca zwanego Kijowem. Nasz Jack wisia� w ciemno�ci pod p�atem Nightwinga, z pi��dziesi�cioma kilogramami lasera miedzy nogami. I jaki� durny Rosjanin przez pomy�k� odpali� mu �ap� laserem. Nie pami�tam jak zmieni�em temat, ale zmieni�em. Ci�gle sobie powtarza�em, ze to nie Rikki mnie rusza, ale spos�b w jaki Bobby ja traktuje. Znalem go od dawna, od ko�ca wojny. Wiedzia�em, ze u�ywa kobiet jako pionk�w w grze. Bobby Quine przeciw fortunie, przeciw czasowi i nocy. A Rikki pojawi�a si� akurat wtedy, gdy potrzebowa� czego�, co wprawi go w ruch, jakiego� celu. Dlatego powierzy� jej role symbolu wszystkiego, czego pragn�� a nie m�g� zdoby� i tego co zdoby� a nie m�g� utrzyma�. Nie lubi�em s�ucha�, kiedy mi powtarza�, jak bardzo ja kocha, a �wiadomo��, ze naprawd� w to wierzy, tylko pogarsza�a spraw�. By� mistrzem ci�kich upadk�w i b�yskawicznych ozdrowie�. Ogl�da�em ten cykl ju� dziesi�tki razy. R�wnie dobrze m�g� nosi� na okularach zielony, fosforyzuj�cy napis NASTEPNA i b�yska� nim ku pierwszej ciekawej twarzy, jaka przep�ynie miedzy stolikami w Eleganckiej Pora�ce. Wiedzia�em, co z nimi robi, zamienia w emblematy, znaki na mapie �ycia popychacza, nawigacyjne latarnie, za kt�rymi mo�e pod��a� przez morze bar�w i neon�w. Nie potrafi� inaczej sterowa�. Nie kocha� pieni�dzy jako takich, w ka�dym razie nie tak, by �ciga� ich blask. Nie dzia�a� dla w�adzy nad lud�mi; nienawidzi� odpowiedzialno�ci, jaka si� z tym wi��e. Odczuwa� pewna dum� ze swej sztuki, ale nie wystarcza�a, by sk�oni� go do dzia�ania. Dlatego potrzebowa� kobiet. Rikki zjawi�a si�, kiedy by� w tragicznym stanie. Zanika� szybko, a na g�rze ju� szeptali, ze traci talent w grze. Potrzebowa� jednego wielkiego numeru i to szybko, poniewa� nie znal innego �ycia, a wszystkie jego zegary ustawiono na czas popychacza, wyskalowany ryzykiem i adrenalina. I tym nienaturalnym spokojem, kt�ry nadchodzi, gdy ka�dy ruch okaza� si� s�uszny, a s�odka masa cudzego kredytu wskoczy�a na twoje konto. Nadchodzi� czas, by spakowa� manatki i odej��. Dlatego Rikki ustawi� wy�ej i dalej, ni� kt�rakolwiek z poprzednich dziewczyn. A przecie� - mia�em ochot� mu to wykrzycze� - by�a obok nas, rzeczywista, ludzka, g�odna, elastyczna, znudzona, pi�kna, podniecona. By�a wszystkim. Potem wyszed� kt�rego� popo�udnia, mniej wi�cej tydzie� przed moja podr� do Nowego Jorku i spotkaniem z Finnem. Wyszed� i zostawi� nas na poddaszu, w oczekiwaniu na burze. Polowa �wietlika by�a w cieniu nigdy nie doko�czonej kopu�y, druga ukazywa�a niebo, b��kitne i czarne od chmur. Sta�em przy lawie, i patrzy�em w to niebo, og�upia�y od upa�u i wilgoci. Wtedy mnie dotkn�a, musn�a p� calow� granice twardej, r�owej blizny, kt�rej nie kry�o ramie. Kiedy kto� dotyka� tego miejsca, przechodzi� zwykle wy�ej na bark, szyje... Ale nie ona. Mia�a paznokcie pomalowane na czarno, nie ostre, ale owalne, z lakierem o odcie� ja�niejszym od w�glowych w��kien pow�oki ramienia. A jej d�o� zsuwa�a si� w d�, czarne paznokcie g�adzi�y spojenie laminatu, do anodyzowanego �okcia, nadgarstka, palce po dziecinnemu, mi�kkie, roz�o�one by pokry� moje... jej d�o� na perforowanym duraluminium. Druga r�ka musn�a p�ytki sprz�enia zwrotnego; pada�o a� do wieczora, a krople deszczu b�bni�y w stalowa krat� i brudne szyby nad ��kiem Bobby'ego. Mury lodu przemykaj� jak nadd�wi�kowe motyle cienia. Za nimi czeka matrycowa iluzja niesko�czono�ci. Jakbym ogl�da� nagranie budowy z prefabrykat�w, tylko ta�ma puszczona jest od tylu i z du�a szybko�ci�, a �ciany to poszarpane skrzyd�a. Usi�uje nie zapomnie�, ze to miejsce i otch�a� poza nim to tylko reprezentacje, ze nie jeste�my 'w' komputerze Chrom, ale tylko sprz�eni, ze to symulator matrycy na poddaszu Bobby'ego generuje iluzje... Pojawia si� rdze� danych, ods�oni�ty i bezbronny... To przeciwna strona lodu. Obraz matrycy, kt�rego jeszcze nie ogl�da�em, widok na kt�ry patrzy codziennie i nie zwraca uwagi pi�tna�cie milion�w uprawnionych u�ytkownik�w. Dane rdzenia wznosz� si� wok� jak pionowe poci�gi towarowe w kolorach kod�w dost�pu. Jaskrawe barwy podstawowe, niesamowicie jasne w przejrzystej pustce, ��czone niezliczonymi poziomicami w dzieci�cych b��kitach i r�ach. Lecz l�d wci�� okrywa mrokiem cos w samym centrum: serce kosztownej ciemno�ci Chrom, samo serce... P�nym popo�udniem wr�ci�em z wyprawy do Nowego Jorku. Przez �wietlik wpada�o niewiele �wiat�a, ale na monitorze p�on�� wzorzec lodu, dwuwymiarowa reprezentacja ochrony czyjego� komputera, neonowe krzywe splecione jak dywanik modlitewny Art Deco. Wy��czy�em konsole i ekran pociemnia�. Na moim pulpicie le�a�y rzeczy Rikki, nylonowe torby, ubrania, kosmetyki, para czerwonych, kowbojskich but�w, kasety audio i l�ni�ce japo�skie magazyny z gwiazdami systemu na ok�adkach. Pouk�ada�em wszystko na pod�odze i odpi��em ramie. Zapomnia�em, ze program Finna mam w prawej kieszeni kurtki i musia�em niezgrabnie si�gn�� tam lewa r�ka. Wkr�ci�em go w wy�o�one g�bka szczeki jubilerskiego imade�ka. Spawarka przypomina stary gramofon, taki do p�yt, z imad�em pod przezroczysta pokrywa. Dzwignia d�ugo�ci centymetra porusza si� na tym, co w gramofonie by�oby ramieniem. Nie patrz� na ni�, kiedy umocuje przewody do kikuta; patrz� na ekran, bo tam widz� to ramie, czarno bia�e w powi�kszeniu 40x. Przelecia�em kontrole narz�dzi i wzi��em laser. By� troch� ci�ki, wiec przeskalowa�em czujnik ci�aru do �wier� kilograma na gram i wzi��em si� do roboty. Przy 40x bok kasety przypomina� opon� ci�ar�wki. Prze�amanie zaj�o mi osiem godzin, trzy ze spawarka, laserem i czterema tuzinami nak�u�, dwie przy telefonie, kiedy rozmawia�em ze swoim kontaktem w Colorado, i trzy, �eby zainstalowa� dysk leksykalny, kt�ry potrafi� przet�umaczy� techniczny rosyjski sprzed o�miu lat. Znaki cyrylicy pop�yn�y ekranem, w po�owie drogi zmieniaj�c si� w angielski. By�o sporo luk, kiedy leksykon trafia� na specjalistyczne, wojskowe akronimy, bez odpowiednik�w w zbiorze kupionym od mojego cz�owieka z Colorado. W ko�cu jednak zyska�em pewne pojecie o tym, co sprzeda� mi Finn. Czu�em si� jak punk kt�ry wychodzi kupi� spr�ynowiec, a wraca z ma�a bomba neutronowa. Znowu spieprzy�em, pomy�la�em. Po co mi bomba neutronowa w ulicznej b�jce? Zabawka pod pokrywa nie mie�ci�a si� w mojej lidze. Nie wiedzia�em nawet gdzie ja wyl�dowa�, gdzie szuka� nabywcy. Kto� wiedzia�, ale teraz by� martwy; kto� z zegarkiem porsche'a i fa�szywym belgijskim paszportem. Nigdy nie pr�bowa�em dotrze� do tych kr�g�w. Oprychy Finna z przedmie�� Jersey trafi�y na kogo� o niezwyk�ych powi�zaniach. Program w imadle by� rosyjskim lodo�amaczem, morderczym wirusem. �wita�o, gdy wr�ci� Bobby. Sam. Zasn��em z torba kanapek na kolanach. - Zjesz cos? - zapyta�em, nie ca�kiem rozbudzony, podsuwaj�c mu kanapki. �ni�em o programie, o falach jego system�w defekacyjnych, o mimetycznych podprogramach. We �nie by� zwierz�ciem, bezkszta�tnym jak galareta. Odsun�� torb�, podszed� do konsoli i wcisn�� klawisz funkcyjny. Ekran zap�on�� splotem wzorca, kt�ry widzia�em po po�udniu. Lewa d�oni� przetar�em oczy - to jedna z niewielu rzeczy, kt�rych nie potrafi� zrobi� prawa. Usn��em rozwa�aj�c, czy powiedzie� mu o programie. Mo�e powinienem sprzeda� go samodzielnie, zatrzyma� fors�, wyjecha� w nowe miejsce, poprosi� Rikki, by posz�a ze mn�. - Czyje to? - spyta�em. Sta� przed ekranem w czarnym, bawe�nianym dresie, ze stara, sk�rzan� kurtk� narzucon� na ramiona jak peleryna. Nie goli� si� od paru dni, a twarz mia� chudsza ni� zwykle. - Chrom - powiedzia�. Ramie zadygota�o, zacz�o stuka�, gdy translacja strachu p�yn�a do mioelektryki poprzez karbonowe gniazda. Rozsypa�em kanapki: zwi�d�a zielenina i ��te plastry sera na brudnych deskach pod�ogi. - Zwariowa�e�. - Nie. My�lisz, ze nas wy�ledzi�a? Wykluczone, ju� byliby�my martwi. Po��czenie przez potr�jnie chroniony system publiczny w Mombasa i algierskiego satelit� komunikacyjnego. Wie, ze kto� u niej si� rozgl�da�, ale nie potrafi z�apa� tropu. Gdyby Chrom prze�ledzi�a tras�, jaka Bobby dotar� do jej lodu, to byliby�my ju� chodz�cymi trupami. Ale chyba mia� racje. Inaczej rozwali�aby mnie w drodze z Nowego Jorku. - Dlaczego ona, Bobby? Podaj mi chocia� jeden rozs�dny powoda. Chrom: widzia�em ja mo�e z dziesi�� razy w Eleganckiej Pora�ce. Mo�e chcia�a si� upi�, a mo�e sprawdza�a stan cz�owiecze�stwa, do kt�rego sama nie w pe�ni aspirowa�a. S�odka buzia otaczaj�ca par� oczu, najpaskudniejszych jakie znam. Odk�d ja pami�tam, wygl�da�a na czterna�cie lat, pot�nymi dawkami surowic i hormon�w chroniona przed jakimkolwiek typem normalnego metabolizmu. Ulica nie wydala nikogo wredniejszego, cho� ona nie nale�a�a ju� do ulicy. Nale�a�a do Ch�opc�w; mia�a mocna pozycje w lokalnej ga��zi mafii. Kr��y�y plotki, ze zaczyna�a jako handlarz, jeszcze w czasach, kiedy syntetyczne hormony by�y zakazane. Od dawna jednak nie musia�a sprzedawa� hormon�w. Teraz mia�a Dom B��kitnych �wiate�. - Zdurnia�e� Quine. Podaj jeden pow�d, dla kt�rego trzymasz to na ekranie. Skasuj i to natychmiast. - Gadali w Pora�ce - odpar�, zrzucaj�c kurtk�. - Czarna Myron i Wrona Jane. Jane ma oko na wszystkie z��cza w seksie, i twierdzi, ze wie, gdzie p�ynie forsa. K��ci�a si� z Myron, ze Chrom nie jest zwyk�� figurantka Ch�opc�w, ale ma pakiet kontrolny w B��kitnych �wiat�ach. - 'Ch�opcy', Bobby - powiedzia�em - to wa�ne s�owo w tej okolicy. Czy nadal potrafisz to dostrzec? Nie wchodzimy Ch�opcom w drog�, pami�tasz? Dlatego jeszcze �yjemy. - Dlatego ci�gle jeste�my biedni, wsp�lniku - siad� na obrotowym krze�le przed konsola, rozpi�� dres i podrapa� si� w blada, chuda pier�. - Ale mo�e ju� nied�ugo. - Mam wra�enie, ze nasza sp�ka zosta�a w�a�nie permanentnie rozwi�zana. Wtedy si� u�miechn��. Wyszczerzy� �eby jak zupe�ny szaleniec, jak zwierze. Wiedzia�em, ze nie obchodzi go, czy zginie. - Zastan�w si� - poprosi�em. - Mam jeszcze troch� forsy. W�z j�, wsi�d� w metro do Miami, z�ap kopter do Montego Bay. Musisz wypocz�� ch�opie. Musisz si� jako� pozbiera�. - Nigdy nie by�em bardziej pozbierany, Jack - odpar�, wystukuj�c co� na konsoli. Neonowy modlitewny dywan zamigota� i drgn��, gdy zadzia�a� program animacyjny. Linie lodu spl�ta�y si� w hipnotycznym rytmie, jak �ywa mandala. Bobby wciska� klawisze. Tempo spad�o; wzorzec rozwin�� si�, straci� nieco z�o�ono�ci, zmieni� w obraz przej�ciowy mi�dzy dwoma dalekimi konfiguracjami. Robota pierwszej klasy; nie przypuszcza�em, ze nadal jest taki dobry. - Teraz - powiedzia�. - Tutaj, widzisz? Zaczekaj. Tam. I tu. I jeszcze tu. �atwo przeoczy�. Jest. Co godzin� i dwadzie�cia minut ciecie transmisji impulsowej do ich satelity. Mogliby�my prze�y� rok za to, co im p�aci tygodniowo jako ujemne oprocentowanie. - Czyjego satelity? - W Zurychu. Jej bankier�w. To jej konto, Jack. Tam idzie szmal. Sta�em nieruchomo. Moje ramie zapomnia�o o stukaniu. - A jak ci posz�o w Nowym Jorku, wsp�lniku? Znalaz�e� cos, co pomog�oby przeci�� ten l�d? Wszystko mo�e si� przyda�. Patrzy�em mu prosto w oczy, z wysi�kiem powstrzymuj�c si� od spojrzenia na spawark� i jubilerskie imad�o. Tam, gdzie pod przezroczysta os�ona czeka� rosyjski program. D�okery i maskotki. - Gdzie Rikki? - spyta�em, staj�c przy konsoli. Udawa�em, ze studiuje zmienne wykresy na ekranie. Z kumplami - wzruszy� ramionami. - Dzieciaki, wszystkie marz� o symstymie - u�miechn�� si� z rozmarzeniem. - Robie to dla niej, ch�opie. - Musze to przemy�le�, Bobby. Je�li chcesz, �ebym wr�ci�, trzymaj �apy z daleka od klawiatury. - Robie to dla niej - powt�rzy� gdy zamkn��em drzwi. - Wiesz, ze tak. W d�, coraz ni�ej. Program to karuzela w�r�d postrz�pionego labiryntu mur�w cienia, szarych przestrzeni katedr miedzy jasnymi wie�ami, Szale�czy p�d. Czarny l�d. Nie my�le� o tym. Czarny l�d. Zbyt wiele historii w Eleganckiej Pora�ce. Czarny l�d nale�y do mitologii. L�d, kt�ry zabija. Nielegalny, ale przecie� wszyscy dzia�amy poza prawem. Jak ohydne S�owo, kt�re wy�era umy�l. Jak epileptyczny spazm, co trwa i trwa, a� nie pozostaje nic. A my nurkujemy do fundament�w zamku cienia Chrom. Pr�buje si� przygotowa� na nag�y zanik oddechu, s�abo��, ostateczne zwiotczenie mi�ni. L�k przed zimnym S�owem, kt�re czeka gdzie� tam w�r�d czerni. Wyszed�em, i zacz��em szuka� Rikki. Znalaz�em ja w kawiarni, z jakim� ch�opakiem z oczami Sendai i na wp� zagojonymi liniami szw�w, biegn�cymi promieni�cie od ciemnych oczodo��w. Na stoliku le�a�a otwarta, b�yszcz�ca broszur�. Tally Isham u�miecha�a si� z tuzina fotografii. Dziewczyna z oczami Zeiss Ikon. Ma�y dek symstymu by� w�r�d rzeczy, kt�re wczoraj zdj��em ze swojego pulpitu - ten sam, kt�ry naprawia�em drugiego dnia po spotkaniu. Sp�dza�a cale godziny, w��czona w ten zestaw, z kontaktowa opaska niby szarym diademem na czole. Uwielbia�a Tally Isham, a po za�o�eniu opaski odchodzi�a gdzie� w zarejestrowane doznania zmys�owe najwi�kszej gwiazdy symstymu. Symulowana stymulacja: �wiat - a w ka�dym razie jego najciekawsze elementy - postrzegane przez Tally Isham. Tally p�dz�ca czarnym poduszkowcem Fokkera przez p�askowy� Arizony. Tally nurkuj�ca w rezerwatach Truk Island. Tally podczas przyj�cia na prywatnej, greckiej wysepce: zapieraj�ca dech czysto�� i male�kie bia�e przystanie o �wicie. W�a�ciwie by�a troch� podobna do Tally: ta sama kolorystyka, te same ko�ci policzkowe. Mia�a chyba bardziej stanowcza linie ust. Wi�cej charakteru. Nie chcia�a by� Tally Isham, ale marzy�a o jej karierze. Chcia�a by� w symstymie. Bobby wy�miewa� te plany, ze mn� jednak czasem rozmawia�a. - Jak bym wygl�da�a w parze czego� takiego? - pyta�a, pokazuj�c ca�ostronicowe zdj�cie twarzy, z b��kitnymi Zeiss Ikon Tally Isham, w obw�dce w�asnego ciemnego bursztynu. Dwa razy operowa�a rog�wki, ale wci�� nie uzyska�a 20-20. Dlatego chcia�a Ikony. Marka gwiazd. Bardzo drogie. - Ci�gle ogl�dasz oczy? - spyta�em siadaj�c przy nich. - Tygrys w�a�nie kupi� - odpar�a. Wygl�da�a na zm�czon�. Tygrys by� tak dumny ze swych Sendai, �e nie potrafi� skry� u�miechu, cho� w�tpi�, czy u�miecha�by si� w innym wypadku. Dysponowa� ujednoliconym typem wygl�du jaki powstaje po si�dmej wizycie w chirurgicznym butiku; przez reszt� �ycia b�dzie troch� podobny do ka�dej nowej gwiazdy sezonu. Nie nazbyt wyra�nie, ale tez nic oryginalnego. - Sendai, prawda? - u�miechn��em si� tak�e. Przytakn��. Przygl�da�em si�, jak usi�uje obj�� mnie profesjonalnym, symstymowym spojrzeniem. Udawa�, �e nagrywa. Moim zdaniem, za du�o czasu po�wi�ci� na moje ramie. - B�d� �wietne w obrazach peryferyjnych jak tylko mi�snie si� wygoj� - stwierdzi�. Widzia�em jak ostro�nie si�ga po fili�ank�. Oczy Sendai s� znane z defekt�w percepcji g��bi i problem�w gwarancyjnych. Miedzy innymi. - Tygrys wyje�d�a jutro do Hollywood. - A potem mo�e Chiba City - u�miechn��em si� znowu. On zachowa� powag�. - Dosta�e� propozycj�, Tygrysie? Znasz jakiego� agenta? - Chc� si� rozejrze� - odpar� cicho. Potem wsta� i wyszed�. Po�egna� si� pospiesznie z Rikki. Ze mn� nie. - Nerwy wzrokowe tego ch�opaka zaczn� si� rozpada� w ci�gu sze�ciu miesi�cy. Wiesz o tym Rikki? Te Sendai s� nielegalne w Anglii, Danii i jeszcze paru krajach. Nie mo�na wymieni� nerw�w. - Jack, daruj sobie wyk�ady - porwa�a mojego croissanta, i nadgryz�a ro�ek. - My�la�em, ze jestem twoim doradc� dziecinko. - Tak. Wiesz, Tygrys nie jest zbyt bystry, ale wszyscy s�yszeli o Sendai. Na nic innego nie m�g� sobie pozwoli�. Wiec ryzykuje. Je�li znajdzie prac�, wymieni je. - Na takie? - wskaza�em broszur� Zeiss Ikon. - To kupa forsy Rikki. Nie b�dziesz chyba ryzykowa�. Skin�a g�ow�. - Chc� mi�� Ikony. - Je�li idziesz do Bobby'ego, przekaz, �eby siedzia� cicho, dop�ki si� nie odezw�. - Dobra. Jakie� interesy? - Interesy - przytakn��em. Ale to by�o szale�stwo. Dopi�em kaw�, a ona zjad�a oba croissanty. Potem odprowadzi�em j� do Bobby'ego. Wykona�em pi�tna�cie telefon�w, ka�dy z innej budki. Interesy. Zupe�ne szale�stwo. Og�lnie po�wi�cili�my sze�� tygodni na ustawienie skoku. Sze�� tygodni opowie�ci Bobby'ego o tym, jak bardzo ja kocha. Pracowa�em bardziej intensywnie, �eby tylko tego nie wys�uchiwa�. Najwi�cej czasu zajmowa�y telefony. Ka�dy z pi�tnastu pierwszych, bardzo dyskretnych sonda�y prowadzi� do pi�tnastu nast�pnych. Szuka�em kogo�, kto �wiadczy� pewnego rodzaju us�ugi, naszym zdaniem absolutnie niezb�dne w skrytej ekonomii podziemnego �wiata. Ten kto� nigdy pewnie nie mi�� wi�cej niz. pi�ciu klient�w na raz. I nigdy si� nie reklamowa�. Szukali�my najwi�kszego pasera �wiata, nierejestrowanej pralni zdolnej do wyprania w czasie rzeczywistym megi dolc�w got�wkowego transferu. I do zapomnienia o ca�ej sprawie. Wszystkie te rozmowy okaza�y si� strat� czasu, gdy� w ko�cu dopiero Finn naprowadzi� mnie na trop. Pojecha�em do Nowego Jorku kupi� nowy uk�ad czarnej skrzynki - op�aty telefoniczne doprowadza�y nas do bankructwa. Wy�o�y�em mu problem w spos�b mo�liwie hipotetyczny. - Macao - o�wiadczy�. - Macao? - Rodzina Long Hum Maklerzy gie�dowi. Znal nawet numer. Je�li szukasz pasera, pytaj innych paser�w. Ludzie Long Hum m�wili tak og�lnikowo, �e to, co uwa�a�em za subtelne podej�cie, zacz�o przypomina� taktyczny atak nuklearny. Bobby dwa razy lecia� promem do Hongkongu, �eby dogada� szczeg�y. W szybkim tempie ko�czy� nam si� kapita�. Wci�� nie wiem, czemu postanowi�em mu pomaga�; balem si� Chrom, a nigdy nie by�em tak ci�ty na fors�. Pr�bowa�em sobie przet�umaczy�, ze wypalanie Domu B��kitnych �wiate� to �wietny pomys�, bo to wredne miejsce. Ale mi nie sz�o. Nie lubi�em B��kitnych �wiate�, poniewa� sp�dzi�em tam kiedy� wyj�tkowo ponury wiecz�r, ale to �aden pow�d, �eby bra� si� za Chrom. W�a�ciwie by�em prawie pewien, ze zginiemy w tej akcji. Nawet z morderczym programem szanse mi�li�my raczej niewielkie. Bobby sp�dza� czas pisz�c zestaw instrukcji, kt�re chcieli�my w��czy� w samym centrum komputera Chrom. To mia�o by� moje zadanie, gdy on b�dzie powstrzymywa� rosyjski program przed zadaniem ostatecznego ciosu. By� zbyt skomplikowany, �eby�my potrafili go skorygowa�, wiec mi�� go wyhamowa� na potrzebne mi dwie sekundy. Dogada�em si� z ulicznym wojownikiem, niejakim Milesem. Obieca� chodzi� za Rikki w noc akcji nie spuszczaj�c z niej oczu i w um�wionym czasie zatelefonowa� do mnie. Je�li nie podnios� s�uchawki albo nie odpowiem w okre�lony spos�b, mia� ja wepchn�� w pierwsze metro z miasta. Dosta� kopert�, kt�r� powinien jej przekaza�. Pieni�dze i wiadomo��. Bobby w�a�ciwie nie my�la�, co ona zrobi, je�li zawalimy numer. Powtarza� tylko jak bardzo j� kocha, gdzie pojada i na co wydadz� pieni�dze. - Przede wszystkim kup jej Ikony, ch�opie. Marzy o nich. Powa�nie my�li o karierze w symstymie. - Co ty - spojrza� znad klawiatury. - Nie b�dzie musia�a pracowa�. Uda si� na Jack. Ona jest moim szcz�ciem. Ju� nigdy nie b�dzie musia�a pracowa�. - Twoje szcz�cie - mrukn��em. Nie by�em specjalnie szcz�liwy. Nie pami�ta�em ju� kiedy ostatnio by�em. - Widzia�e� je gdzie� ostatnio? Nie widzia�, ale ja te� nie. Mieli�my za du�o roboty. T�skni�em za ni�. I t�sknota przypomnia�a mi o jedynej nocy w Domu B��kitnych �wiate�, poniewa� poszed�em tam t�skni�c za kim� innym. Na pocz�tek si� upi�em, potem ruszy�em do inhalator�w Vasopressinu. Je�li twoja najwa�niejsza paniena w�a�nie postanowi�a odej��, woda i Vasopressin s� ultymatywna mieszanka masochistycznej farmakologii. Gorza�a robi ci� ckliwym, a Vasopressin zmusza, �eby� pami�ta�. To znaczy naprawd� pami�ta�. Klinicznie u�ywaj� go do hamowania starczej sklerozy, ale ulica znajduje w�asne zastosowania. I tak kupi�em sobie ultraintensywn� powt�rk� nieudanego romansu. Problem w tym, ze dostaje si� z�e wspomnienia razem z dobrymi. Polujesz na przesy�k� zwierz�cej ekstazy, a dostajesz przy okazji to, co powiedzia�e�, i co ona na to, i jak odesz�a nie ogl�daj�c si� nawet za siebie. Nie wiem ju�, czemu postanowi�em odwiedzi� B��kitne �wiat�a, ani jak tam trafi�em, do wyciszonych korytarzy i tego naprawd� ostrego, dekoracyjnego wodospadu, kt�ry chlupota� gdzie� w g��bi. A mo�e to tylko hologram. Mi��em wtedy fors�; kto� dobrze zap�aci� Bobby'emu za trzysekundowe okno w czyim� lodzie. Nie sadz�, abym spodoba� si� obs�udze, ale pieni�dze mia�em takie, jak trzeba. Napi�em si� jeszcze, kiedy ju� za�atwi�em to po co przyszed�em. Potem rzuci�em barmanowi jaki� dowcip o gabinetowych nekrofilach. Nie przyj�� tego najlepiej. P�niej taki wielki facet upar� si�, �eby mnie nazywa� Bohaterem Wojennym, czego nie lubi�. Chyba pokaza�em mu par� sztuczek moim ramieniem, jeszcze zanim zgas�y �wiat�a, i obudzi�em si� po dw�ch dniach w nagim module noclegowym, zupe�nie gdzie indziej. Tani lokal, nie by�o nawet miejsca, �eby si� powiesi�. Siedzia�em sobie na w�skim p�acie g�bki i p�aka�em. S� rzeczy gorsze od samotno�ci. Ale to co sprzedaj� w Domu B��kitnych �wiate� jest tak popularne, �e niemal legalne. W sercu ciemno�ci, w martwym centrum, systemy defekcyjne rozdar�y mrok wirami �wiat�a, przejrzystymi brzytwami p�dz�cymi we wszystkie strony. Wisimy w �rodku bezd�wi�cznej, spowolnionej eksplozji, od�amki lodu odpadaj� na zawsze, g�os Bobby'ego nap�ywa przez lata �wietlne elektronicznej iluzji pustki.... - Wypal te dziwk�. Nie utrzymam tego d�u�ej... Rosyjski program wznosi si� poprzez wie�e danych, wymazuj�c pastelowe barwy. A ja w��czam domowej roboty zestaw instrukcji Bobby'ego w sam �rodek zimnego serca Chrom. Strzela impulsowa transmisja, b�ysk skondensowanej informacji tryska w g�r�, obok coraz pot�niejszych wie� ciemno�ci rosyjskiego programu. Bobby walczy o te kluczowa sekund�. Nieuformowane rami� cienia wysuwa si� z mroku; za p�no. Uda�o si�. Matryca sk�ada si� wok� mnie niby origami. Na poddaszu cuchnie potem i spalonymi obwodami. Zdawa�o mi si�, �e s�ysz� krzyk Chrom - ostry metaliczny d�wi�k. Ale to niemo�liwe. Bobby rycza� ze �miechu. Mi�� �zy w oczach. Wy�wietlacz w rogu ekranu wskazywa� czas operacji: 07:24:05. Ca�a akcja nie trwa�a nawet o�miu minut. Rosyjski program roztopi� si� w gnie�dzie. Przekazali�my wi�kszo�� sumy z rachunku Chrom w Zurichu dla dziesi�ciu mi�dzynarodowych organizacji charytatywnych. Za du�o tego mia�a, �eby ruszy�, a wiedzieli�my, ze musimy j� z�ama�, wypali� do szcz�tu. Inaczej mog�aby do nas dotrze�. Dla siebie wzi�li�my nieca�e dziesi�� procent i przerzucili�my do zespo�u Long Hum w Macao. Pobrali sze��dziesi�t procent, a reszt� pu�cili do nas przez najbardziej zagmatwany sektor gie�dy w Hongkongu. Dopiero po godzinie forsa wp�yn�a na dwa konta kt�re otworzyli�my w Zurichu. Patrzy�em, jak za nieistotn� cyfr� na monitorze wyskakuj� kolejne zera. By�em bogaty. Wtedy zadzwoni� telefon: Miles. Niewiele brakowa�o, a zawali�bym zdanie has�a. - Jack, ch�opie, sam nie wiem... O co chodzi z ta twoja dziewczyna? Cholernie dziwna sprawa. - Co? Gadaj! - Szed�em za ni� jak kaza�e�, blisko ale dyskretnie. By�a w Eleganckiej Pora�ce, posiedzia�a troch�, potem z�apa�a metro. Posz�a do Domu B��kitnych �wiate�. - Gdzie? - Boczne drzwi. 'Tylko dla pracownik�w'. Nie mog�em przej�� przez ich ochron�. - Jest tam jeszcze? - Nie, stary. Zgubi�em j�. Tu wszyscy wariuj�. Wygl�da, �e B��kitne �wiat�a zamykaj� interes, chyba na dobre. Wyje siedem ro�nych alarm�w, wszyscy lataj� w k�ko, s� gliny z ci�kim sprz�tem... I jeszcze pe�no ro�nych takich, wiesz, faceci z ubezpiecze�, ci od nieruchomo�ci, furgonetki ze s�u�bowymi rejestracjami. - Co si� z ni� sta�o, Miles? - Zgubi�em j�, Jack. - Miles, zatrzymaj te fors� z koperty, dobra? - Powa�nie? S�uchaj, naprawd� mi g�upio. Ja.... Odwiesi�em s�uchawk�. - Zaczekaj, a� jej powiemy - rzek� Bobby, wycieraj�c r�cznikiem nag� pier�. - Sam jej powiedz kowboju, Ja id� na spacer. Wychodz� w noc i neony, pozwalaj�c, by ni�s� mnie t�um. Id� na �lepo, nie my�l�, chce by� tylko elementem tego zbiorowego organizmu, chipem �wiadomo�ci dryfuj�cym po geodezyjnej. Nie my�l�, po prostu stawiam jedn� nog� przed drug�. Po chwili jednak pomy�la�em i wszystko nabra�o sensu. Potrzebowa�a pieni�dzy. My�la�em te� o Chrom. O tym, �e j� zabili�my, zamordowali�my r�wnie pewnie, jak gdyby�my poder�n�li jej gard�o. Noc, kt�ra mnie nios�a przez ulice i place, jucz na ni� polowa�a. A Chrom nie mia�a gdzie ucieka�. Ilu jej wrog�w kr��y�o cho�by tylko w tym t�umie? Ilu ruszy teraz, gdy nie powstrzymuje ich l�k przed jej pieni�dzmi. Zabrali�my wszystko, co mia�a. Zn�w by�a na ulicy. Nie wierzy�em, aby do�y�a �witu. W ko�cu przypomnia�em sobie kawiarni�, gdzie pozna�em Tygrysa. Jej okulary zdradza�y cal� histori�; wielkie i ciemne, z wiele m�wi�c� plam� kredki w kolorze sk�ry w rogu jednego ze szkie�. - Cze�� Rikki - powiedzia�em. By�em got�w, kiedy je zdj�a. Niebieskie. B��kit Tally Isham. Czysty b��kit, jak znak firmowy, z kt�rego s� s�ynne. I ZEISS IKON otaczaj�ce t�cz�wki male�kimi z�otymi literami, zawieszonymi tam niby drobinki kruszcu. - Pi�kne - stwierdzi�em. Kredka skrywa�a zsinia�� sk�r�. Przy tak dobrej robocie nie by�o �adnych blizn. - Zarobi�a� troch� forsy. - Tak, zarobi�am - zadr�a�a. - Ale ju� nie b�d�. Nie w ten spos�b. - Mam wra�enie, ze tamten lokal wypad� z interesu. - Och - jej twarz nie drgn�a. Nowe, b��kitne oczy by�y nieruchome i bardzo g��bokie. - To bez znaczenia. Bobby na ciebie czeka. Zrobili�my du�y numer. - Nie. Musze wyjecha�. On chyba nie zrozumie, ale musz�. Skin��em g�ow� patrz�c, jak ramie bierze j� za r�k�. Zdawa�o si�, ze nie nale�y do mnie, ale ona trzyma�a je, jakby nale�a�o. - Mam bilet w jedna stron� do Hollywood. Tygrys zna ludzi, u kt�rych mog� si� zatrzyma�. Mo�e nawet trafi� do Chiba City. Mia�a racj�, co do Bobby'ego. Wr�ci�em z ni�. Nie zrozumia�. Ale dla niego spe�ni�a ju� swoje zadanie. Chcia�em jej powiedzie�, by nie cierpia�a z tego powodu. Poniewa� wiedzia�em, ze cierpi. Nie wyszed� nawet na korytarz, kiedy ju� spakowa�a rzeczy. Odstawi�em jej torby, poca�owa�em ja, rozmaza�em kredk� i co� narasta�o we mnie, tak jak morderczy program wyrasta� nad danymi Chrom. Nag�y zanik oddechu, w miejscu, gdzie nie istniej� s�owa. Ale musia�a przecie� zd��y� na samolot. Bobby siedzia� na obrotowym krze�le przed monitorem i patrzy� na sw�j �a�cuch zer. W�o�y� okulary i wiedzia�em, �e wieczorem si�dzie w Eleganckiej Pora�ce, sprawdzi pogod�, b�dzie czeka� na znak, na kogo�, kto mu powie jakie b�dzie jego nowe �ycie. Prawie tak jak przedtem cho� wygodniej. Wci�� musia� czeka� na rozdanie kolejnej karty. Pr�bowa�em wyobrazi� j� sobie w Domu B��kitnych �wiate�, pracuj�c� na trzygodzinne zmiany w aproksymacji szybkich sn�w, gdy cia�o i par� uwarunkowanych odruch�w zajmowa�o si� reszt�. Klienci nigdy si� nie skar�yli ze udaje, poniewa� by�y to prawdziwe orgazmy. Tylko ona czu�a je - je�li w og�le cos czu�a - jako blade, srebrzyste rozb�yski na samej granicy snu. To jest tak popularne, ze prawie legalne. Klienci bywaj� rozdarci miedzy potrzeba towarzystwa a pragnieniem samotno�ci. Zreszt� chyba o to w�a�nie chodzi�o w tej szczeg�lnej grze, nawet przed wprowadzeniem neuroelektroniki, kt�ra pozwala na realizacj� obu tych zachcianek r�wnocze�nie. Podnios�em s�uchawk� i wybra�em numer linii lotniczej. Poda�em jej prawdziwe nazwisko i numer lotu. - Chc� to zmieni� - powiedzia�em. - Na Chiba City. - Zgadza si�, Japonia. - Wcisn��em do szczeliny kart� kredytow� i wystuka�em kod identyfikacyjny. - Pierwsz� klas�. Odleg�y szum, kiedy skanowali stan mojego kredytu. - Powrotny te�. * * * S�dz�, �e odebra�a fors� za bilet powrotny. A mo�e nie potrzebowa�a, gdy� nie wr�ci�a. Czasem, p�no w nocy, mijam wystaw� z plakatami gwiazd symstymu, wszystkie te pi�kne, identyczne oczy patrz� na mnie z niemal r�wnie identycznych twarzy. I czasem to s� jej oczy. Ale nie twarz, �adna z nich, nigdy. I widz� j� bardzo daleko, na skraju ci�gu nocy i miast, a ona macha do mnie na po�egnanie. The End