3523
Szczegóły |
Tytuł |
3523 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3523 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3523 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3523 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
WYPALI� CHROM
William Gibson
To by�a gor�ca noc - noc kiedy wypalili�my Chrom. W pasa�ach i na placach �my
t�uk�y si� na �mier�
w�r�d neon�w, lecz w pokoiku Bobby'ego jedyne �wiat�o pada�o z ekranu monitora
oraz zielonych i
czerwonych LED-�w na p�ycie symulatora matrycy. W tym symulatorze znalem na
pami�� ka�d� ko��;
wygl�da� jak ca�kiem zwyczajny Ono-Sendai VII 'Cyberprzestrze� Siedem', ale
przerabia�em go ju�
tyle razy, ze trudno by by�o znale�� w ca�ym tym silikonie cho�by milimetr
kwadratowy fabrycznego
obwodu.
Czekali�my przy konsoli obserwuj�c cyfry zegara w lewym dolnym rogu ekranu.
- Wchodzisz - rzuci�em, gdy nadszed� w�a�ciwy moment, ale Bobby by� ju�
wewn�trz, pochylny lekko,
by grzbietem d�oni wepchn�� do gniazda rosyjski program. Zrobi� to z wdzi�kiem
dziecka,
wciskaj�cego monet� do automatu w salonie, pewnego zwyci�stwa i gotowego na
serie darmowych
gier.
Srebrzysta fala fosfen�w zawrza�a w polu widzenia, gdy matryca rozwija�a si� w
moim m�zgu niby
tr�jwymiarowa szachownica. Niesko�czona i doskonale przejrzysta. Rosyjski
program skoczy� do
przodu kiedy tylko weszli�my w siec. Gdyby kto� jeszcze w��czy� si� w ten
fragment matrycy, m�g�by
dostrzec fale migotliwych cieni p�yn�cych od malej, ��tej piramidy, kt�ra
reprezentowa�a nasz
komputer. Program by� broni� mimetyczna, zaprojektowana do absorpcji lokalnych
barw i udawania
komend o najwy�szym priorytecie w ka�dym kontek�cie, jaki napotka.
- Gratulacje - us�ysza�em glos Bobby'ego - W�a�nie zostali�my pr�bnikiem
inspekcyjnym Agencji
Energii Atomowej Wschodniego Wybrze�a...
Co oznacza�o, ze opr�niamy �wiat�owodowe ��cza cybernetycznym odpowiednikiem
syreny
alarmowej. W symulacji matrycy wra�enie by�o takie, jakby�my p�dzili wprost do
bazy danych Chrom.
Nie widzia�em jej jeszcze, ale wiedzia�em, ze mury ju� czekaj�. Mury ciemno�ci,
mury lodu.
Chrom: �liczna dzieci�ca buzia, g�adka jak stal, z para oczu, kt�re pasowa�yby
do dna jakiego�
atlantyckiego rowu; lodowate szare oczy, trwaj�ce pod straszliwym ci�nieniem.
Podobno przyrz�dza�a
w�asne nowotwory dla ludzi kt�rzy weszli jej w drog�; barokowe indywidualne
odmiany, zabijaj�ce
przez cale lata. Wiele rzeczy opowiadano o Chrom, a �adna nie dodawa�a odwagi.
Dlatego przes�oni�em jej obraz obrazem Rikki. Rikki kl�cz�cej w smudze �wiat�a
zakurzonego s�o�ca,
wpadaj�cego na poddasze przez kratownice szk�a i stali. Jej wyblak�ego
kombinezonu w maskuj�ce
laty, r�owych sanda��w, mi�kkiej linii plec�w, gdy szuka czego� w nylonowej
torbie na sprz�t.
Podnosi g�ow�; kosmyk nie ca�kiem blond w�os�w opada i �askocze ja w nos.
U�miecha si�, zapina
stara koszule Bobby'ego, naci�gaj�c na piersi bawe�n� w kolorze khaki.
U�miecha si�.
- To dra� - m�wi Bobby - W�a�nie powiedzieli�my Chrom, ze jeste�my kontrola z
Urz�du
Podatkowego i trzema pozwami do Sadu Najwy�szego. Trzymaj si� Jack.
Na razie, Rikki. Mo�e nie zobacz� ci� ju� nigdy.
I ciemno��, czarny mrok w lodowych salach Chrom.
Bobby by� kowbojem, a l�d istota jego gry. L�d od LOD, Logicznego Oprogramowania
Defensywnego.
Matryca jest abstrakcyjna reprezentacja powi�za� miedzy systemami danych.
Uprawnieni programi�ci
w��czaj� si� do sektora matrycy swego pracodawcy i zostaj� otoczeni jasnymi
figurami
geometrycznymi przedstawiaj�cymi dane korporacji.
Ich wie�e i pola rozci�ga�y si� w bezbarwnej nonprzestrzeni matrycy,
elektronicznej konsensualnej
halucynacji odwzorowuj�cej obr�bk� i wymian� pot�nych ilo�ci danych. Uprawnieni
programi�ci
nigdy nie ogl�daj� lodowych mur�w, za kt�rymi pracuj�, mur�w cienia chroni�cych
ich dzia�ania przed
innymi: przed artystami szpiegostwa przemys�owego i popychaczami typu Bobby'ego
Quine'a. Bobby
to kowboj, haker, w�amywacz naruszaj�cy wszechobecny elektroniczny system
nerwowy ludzko�ci,
popychaj�cy dane i kredyt w ciasnej matrycy, monochromatycznej nonprzestrzeni,
gdzie jedynymi
gwiazdami s� g�ste skupiska informacji, a wysoko nad nimi p�on� korporacyjne
galaktyki i zimne
ramiona spiralne system�w wojskowych.
Bobby to jeszcze jedna m�odo-stara twarz, jakie widuje si� w Eleganckiej
Pora�ce, lokalu modnym
w�r�d komputerowych kowboj�w, popychaczy, spec�w od cybernetyki. Jeste�my
partnerami.
Bobby Quine i Automatyczny Jack. Bobby to chudy, blady facet w ciemnych
okularach; Jack -
twardziel z mioelektrycznym ramieniem. Bobby to software, Jack - hardware; Bobby
wciska klawisze,
Jack wprowadza wszystkie drobiazgi, kt�re mog� zapewni� przewag�. Tak
przynajmniej m�wili
bywalcy Eleganckiej Pora�ki zanim Bobby postanowi� wypali� Chrom. Dodawali
czasem, �e Bobby
traci p�d, zwalnia. Mi�� dwadzie�cia osiem lat, a to sporo jak na kowboja.
Obaj byli�my ca�kiem nie�li, ale ten wielki numer jako� nam si� nie trafia�.
Wiedzia�em gdzie szuka�
odpowiedniego sprz�tu, a Bobby znal wszystkie chwyty. Siedzia� przy konsoli z
bia�a frotow� opask�
na czole, i wali� w klawisze tak, ze oczy nie nad��a�y. Potrafi� wycisn��
przej�cie przez
najwymy�lniejszy l�d. To jednak zdarza�o si� rzadko. Tylko wtedy, kiedy co�
wci�ga�o go totalnie, czyli
niecz�sto. Nie mia� w�a�ciwej motywacji. Ja z kolei by�em facetem, kt�ry jest
zadowolony, kiedy ma z
czego zap�aci� czynsz i mo�e w�o�y� czysta koszule. Bobby lubi� dziewczyny. By�y
jego osobistym
tarotem czy czym� w tym rodzaju. Tak si� zachowywa�. Nie rozmawiali�my o tym,
ale tego lata zacz��
sprawia� wra�enie, jakby traci� kontakt, cz�ciej bywa� w Eleganckiej Pora�ce.
Siedzia� naprzeciw
otwartych drzwi, obserwuj�c przechodz�ce t�umy. Cale noce, kiedy owady atakowa�y
neony, a
powietrze pachnia�o perfumami i barowym �arciem. Wida� by�o, jak jego ciemne
okulary skanuj�
p�yn�ce twarze. Musia� uzna�, ze Rikki jest ta, na kt�ra czeka, d�okerem i
maskotka. Nowa.
Pojecha�em do Nowego Jorku sprawdzi�, co s�ycha� na sofware'owym rynku.
Finn mia� nad wejsciem popsuty hologram, METRO HOLOGRAFIX, nad wystawa martwych
much pod
warstwa kurzu. Z�omu po pas, wzg�rki wznosz�ce si� ku �cianom, prawie
niewidocznym zza
bezimiennych �mieci i pil�niowych polek uginaj�cych si� pod starymi pismami z
go�ymi panienami i
po��k�ymi rocznikami National Geographic.
- Potrzebujesz spluwy - stwierdzi� Finn. Przypomina� rekombinowan� DNA z
eksperymentu, kt�rego
celem by�o wyhodowanie cz�owieka do szybko�ciowego rycia tuneli. - Szcz�ciarz z
ciebie. Mam tu
nowego Smith and Wessona, Tactical cztery-zero-osiem. Ma pod lufa ksenonowy
projektor, widzisz?
Baterie w kolbie. Na pi��dziesi�t jard�w, w pe�nej ciemno�ci daje dwunastocalowy
kr�g, jak s�o�ce w
po�udnie. �r�d�o �wiat�a tak ma�e, ze praktycznie prawie nie do wy�apania.
Cz�owieku, w nocnej walce
to prawdziwe czary.
Pozwoli�em, by ramie stukn�o opadaj�c na st� i zacz��em b�bni� palcami. Serwa
d�oni brz�cza�y jak
ma�e moskity. Wiedzia�em, ze Finn nie cierpi tego d�wi�ku.
- Mo�e chcesz to wyciszy�? - pogryzionym czubkiem flamastra dotkn��
duraluminiowego nadgarstka. -
Czy raczej kupi� cos mniej ha�a�liwego?
Nie przerywa�em.
- Nie potrzebuje spluwy, Finn.
- Dobra - mrukn�� - dobra.
Przesta�em b�bni�.
- Mam tylko jedna sztuk�, i nawet nie wiem, co to jest - wygl�da� bardzo
nieszcz�liwie. - W zesz�ym
tygodniu dosta�em od tych dzieciak�w spod most�w i tuneli w Jersey.
- Od kiedy to kupujesz cos, o czym nic nie wiesz?
- Spryciarz - poda� mi przejrzysta kopert� z czym� co przez b�belkowan� folie
przypomina�o kaset�
audio. - Mieli paszport - wyja�ni�. - Mieli karty kredytowe i zegarek. I to.
- Chcesz powiedzie�, ze mieli zawarto�� czyich� kieszeni.
Kiwn�� g�ow�.
- Paszport by� belgijski. Moim zdaniem fa�szywy, wiec wrzuci�em do pieca. Karty
tez. Zegarek w
porz�dku, porsche, �adna sztuka.
Najwyra�niej mia�em do czynienia z jakim� zewn�trznie sprz�ganym programem
wojskowym. Wyj�ty z
worka wygl�da� jak magazynek niewielkiego karabinka, pokryty matowym czarnym
plastikiem. Na
rogach i kraw�dziach prze�witywa� srebrny metal, pewnie pojemnik zd��y� ju�
przej�� przez wiele rak.
- Dam ci rabatu Jack. Przez pami�� dawnych czas�w.
Musia�em si� u�miechn��. Finn daj�cy rabat, to tak jakby Pan zawiesi� prawo
grawitacji, kiedy musisz
taszczy� ci�k� waliz� d�ugim, lotniskowym korytarzem.
- Wygl�da na rosyjski - stwierdzi�em. - Pewnie awaryjny system kontroli �ciek�w
w jakim�
przedmie�ciu Leningradu. Akurat czego� takiego potrzebuje.
- Wiesz co - o�wiadczy� Finn. - Mam par� but�w, kt�re s� starsze od ciebie.
Czasami wydaje mi si�,
ze masz tyle klasy, co ci barbarzy�cy z Jersey. Czy mam ci powiedzie�, ze to
klucze do Kremla? Ty
powiniene� odgadn��, co to w�a�ciwie jest. Ja tylko sprzedaje.
Kupi�em.
Bezciele�ni, skr�camy w lodowy zamek Chrom. P�dzimy szybko, bardzo szybko.
Wra�enie jakby�my
mkn�li na grzbiecie fali inwazyjnego programu, zawieszeni nad zmiennym blaskiem
mutuj�cych
system�w defekcyjnych. Jeste�my �wiadomymi plamami oleju, sp�ywaj�cymi wzd�u�
korytarzy mroku.
Gdzie� tam mamy cia�a, bardzo daleko stad, w ciasnym pokoiku na poddaszu, pod
sufitem ze stali i
szk�a. Gdzie� tam mamy mo�e tylko mikrosekundy, by si� wycofa�.
Przebili�my bramy jako poborca podatkowy i trzy pozwy, ale jej obrona by�a
specjalnie przygotowana
na takie oficjalne wtargni�cia. Najbardziej skomplikowany l�d chroni przed
nakazami, pozwami i
wezwaniami. Kiedy przeskoczyli�my pierwsza bram�, bloki jej danych znik�y za
lodem instrukcji
rdzenia, murami kt�re widzimy jako mile korytarzy, labirynty cienia. Piec
niezale�nych linii przes�a�o
wezwanie o pomoc do firm adwokackich, lecz wirus przej�� ju� parametry lodu.
Systemy defekcyjne
prze�ykaj� sygna� alarmowy, a nasze mimetyczne programy skanuj� wszystko, co nie
zosta�o
wyczyszczone instrukcja rdzeniowa.
Rosyjski wirus znajduje w�r�d nieekranowanych danych tokijski numer, kt�ry
wybiera ze wzgl�du na
cz�stotliwo�� po��cze�, przeci�tna d�ugo�� rozm�w i szybko�� z jaka Chrom
odpowiada na telefony. -
Dobra jest - m�wi Bobby. - Wchodzimy jako kodowana rozmowa od jej kumpla w
Japonii. To powinno
pomoc.
Do dzie�a, kowboju.
Bobby odczytuje przysz�o�� z kobiet. Jego dziewczyny to wr�by, zmiany pogody.
Ca�ymi nocami
siedzi w Eleganckiej Pora�ce i czeka, a� b�dzie m�g� po�o�y� przed sob� nowa
twarz, jak kart�.
Tamtej nocy do pozna pracowa�em na poddaszu. Musia�em przyci�� jeden chip.
Odczepi�em ramie,
��cz�c ma�a spawark� wprost do kikuta.
Bobby przyszed� z dziewczyna, kt�rej jeszcze nie znalem. Zwykle czuje si� troch�
g�upio, gdy kto�
obcy widzi jak pracuje, wszystkie te kable przypi�te do twardych w�glowych
ko�c�wek stercz�cych z
mojego kikuta. Podesz�a od razu i spojrza�a na powi�kszony obraz na ekranie.
Potem zauwa�y�a
spawark�, dzia�aj�ca pod hermetyczna os�ona. Nic nie powiedzia�a, patrzy�a
tylko. Od razu poczu�em
do niej sympatie, to si� zdarza, czasami.
- Automatyczny Jack, Rikki. Moj wsp�lnik.
Roze�mia� si�, i obj�� ja w talii. Cos w tonie g�osu da�o mi do zrozumienia, ze
sp�dz� te noc w jakim�
n�dznym hoteliku.
- Cze�� - powiedzia�a. Wysoka, dziewi�tna�cie, mo�e dwadzie�cia lat; z pewno�ci�
mia�a wszystko co
trzeba. I tych kilka pieg�w na nosie, i oczy gdzie� pomi�dzy ciemnym bursztynem
a kawa z mlekiem.
W�skie, czarne d�insy podwini�te do p� �ydki, w�ski plastikowy pasek, r�owy
jak sanda�y.
Lecz teraz, kiedy widuje ja czasem, pr�buj�c zasn��, stoi gdzie� na granicy
ci�gu miast i dymu, jak
hologram wsuni�ty pod �renice. W jasnej sukience, kt�ra musia�a chocia� raz mie�
na sobie, kiedy ja
znalem - czym� co nie si�ga kolan. Gole nogi, d�ugie i proste. Rozwiane
kasztanowe w�osy z jasnymi
pasemkami zas�aniaj� twarz. Widz� jak macha na po�egnanie.
Bobby demonstracyjnie przerzuca� audio kasety.
- Musze lecie� kowboju - powiedzia�em odczepiaj�c spawark�. Patrzy�a z uwaga,
jak zak�adam ramie.
- Mo�esz cos naprawi�? - spyta�a.
- Wszystko, co tylko zechcesz. Automatyczny Jack ci to za�atwi - pstrykn��em jej
przed nosem
duraluminiowymi palcami.
Odczepi�a od paska ma�y dek systemu i pokaza�a z�amany zawias pokrywy kasety.
- Jutro - obiecalem. - Nie ma sprawy.
No, no my�la�em, gdy senno�� nios�a mnie sze�� pi�ter w d�, na ulice. Jakie
szcz�cie b�dzie mia�
Bobby przy takiej maskotce? Je�li jego system dzia�a, lada chwila b�dziemy
bogaci.
Na ulicy u�miechn��em si�, ziewn��em i wezwa�em taks�wk�.
Zamek Chrom topnieje, p�yty lodowego cienia migoc� i zanikaj�, poch�aniane przez
systemy
defekcyjne, kt�re rozwija rosyjski program, kt�re odpryskuj� od osi logicznego
pchni�cia i zaka�aj�
sama struktur� lodu. Systemy defekcyjne to cybernetyczne analogowy wirus�w,
replikuj�ce si� i
�ar�oczne. Mutuj� r�wnocze�nie i bezustannie, podkopuj�c i absorbuj�c os�on�
Chrom.
Czy zdo�ali�my ja sparali�owa�, czy mo�e gdzie� dzwoni alarm i b�yska czerwona
lampka? Czy ona
wie?
Rikki z Dziczy, nazwa� ja Bobby i przez pierwsze kilka tygodni musia�a uwa�a�,
ze trafi�a wygrany los.
Wielka obfito�� p�yn�a przed ni�, jasna i ostra w �wietle neon�w. By�a nowa,
mia�a do zbadania mile
deptak�w i plac�w, wszystkie sklepy i kluby, i Bobby'ego do t�umaczenia
delikatnych po��cze� na
ciemnej, dolnej powierzchni spraw, do przedstawiania graczy, ich imion i ich
rozgrywek. Sprawia�, ze
czu�a si� jak w domu.
- Co si� sta�o z twoja r�k�? - zapyta�a kiedy�, gdy we tr�jk� pili�my przy
stoliczku w kacie Eleganckiej
Pora�ki.
- Lotnia - odpar�em. - Wypadek.
- Lot nad polem pszenicy - doda� Bobby. Niedaleko miejsca zwanego Kijowem. Nasz
Jack wisia� w
ciemno�ci pod p�atem Nightwinga, z pi��dziesi�cioma kilogramami lasera miedzy
nogami. I jaki�
durny Rosjanin przez pomy�k� odpali� mu �ap� laserem.
Nie pami�tam jak zmieni�em temat, ale zmieni�em.
Ci�gle sobie powtarza�em, ze to nie Rikki mnie rusza, ale spos�b w jaki Bobby ja
traktuje. Znalem go
od dawna, od ko�ca wojny.
Wiedzia�em, ze u�ywa kobiet jako pionk�w w grze. Bobby Quine przeciw fortunie,
przeciw czasowi i
nocy. A Rikki pojawi�a si� akurat wtedy, gdy potrzebowa� czego�, co wprawi go w
ruch, jakiego� celu.
Dlatego powierzy� jej role symbolu wszystkiego, czego pragn�� a nie m�g� zdoby�
i tego co zdoby� a
nie m�g� utrzyma�.
Nie lubi�em s�ucha�, kiedy mi powtarza�, jak bardzo ja kocha, a �wiadomo��, ze
naprawd� w to wierzy,
tylko pogarsza�a spraw�. By� mistrzem ci�kich upadk�w i b�yskawicznych
ozdrowie�. Ogl�da�em ten
cykl ju� dziesi�tki razy. R�wnie dobrze m�g� nosi� na okularach zielony,
fosforyzuj�cy napis
NASTEPNA i b�yska� nim ku pierwszej ciekawej twarzy, jaka przep�ynie miedzy
stolikami w
Eleganckiej Pora�ce.
Wiedzia�em, co z nimi robi, zamienia w emblematy, znaki na mapie �ycia
popychacza, nawigacyjne
latarnie, za kt�rymi mo�e pod��a� przez morze bar�w i neon�w. Nie potrafi�
inaczej sterowa�. Nie
kocha� pieni�dzy jako takich, w ka�dym razie nie tak, by �ciga� ich blask. Nie
dzia�a� dla w�adzy nad
lud�mi; nienawidzi� odpowiedzialno�ci, jaka si� z tym wi��e. Odczuwa� pewna dum�
ze swej sztuki,
ale nie wystarcza�a, by sk�oni� go do dzia�ania.
Dlatego potrzebowa� kobiet.
Rikki zjawi�a si�, kiedy by� w tragicznym stanie. Zanika� szybko, a na g�rze ju�
szeptali, ze traci talent
w grze. Potrzebowa� jednego wielkiego numeru i to szybko, poniewa� nie znal
innego �ycia, a
wszystkie jego zegary ustawiono na czas popychacza, wyskalowany ryzykiem i
adrenalina. I tym
nienaturalnym spokojem, kt�ry nadchodzi, gdy ka�dy ruch okaza� si� s�uszny, a
s�odka masa cudzego
kredytu wskoczy�a na twoje konto.
Nadchodzi� czas, by spakowa� manatki i odej��. Dlatego Rikki ustawi� wy�ej i
dalej, ni� kt�rakolwiek z
poprzednich dziewczyn. A przecie� - mia�em ochot� mu to wykrzycze� - by�a obok
nas, rzeczywista,
ludzka, g�odna, elastyczna, znudzona, pi�kna, podniecona. By�a wszystkim.
Potem wyszed� kt�rego� popo�udnia, mniej wi�cej tydzie� przed moja podr� do
Nowego Jorku i
spotkaniem z Finnem. Wyszed� i zostawi� nas na poddaszu, w oczekiwaniu na burze.
Polowa �wietlika
by�a w cieniu nigdy nie doko�czonej kopu�y, druga ukazywa�a niebo, b��kitne i
czarne od chmur.
Sta�em przy lawie, i patrzy�em w to niebo, og�upia�y od upa�u i wilgoci. Wtedy
mnie dotkn�a, musn�a
p� calow� granice twardej, r�owej blizny, kt�rej nie kry�o ramie. Kiedy kto�
dotyka� tego miejsca,
przechodzi� zwykle wy�ej na bark, szyje...
Ale nie ona. Mia�a paznokcie pomalowane na czarno, nie ostre, ale owalne, z
lakierem o odcie�
ja�niejszym od w�glowych w��kien pow�oki ramienia. A jej d�o� zsuwa�a si� w d�,
czarne paznokcie
g�adzi�y spojenie laminatu, do anodyzowanego �okcia, nadgarstka, palce po
dziecinnemu, mi�kkie,
roz�o�one by pokry� moje... jej d�o� na perforowanym duraluminium.
Druga r�ka musn�a p�ytki sprz�enia zwrotnego; pada�o a� do wieczora, a krople
deszczu b�bni�y w
stalowa krat� i brudne szyby nad ��kiem Bobby'ego.
Mury lodu przemykaj� jak nadd�wi�kowe motyle cienia. Za nimi czeka matrycowa
iluzja
niesko�czono�ci. Jakbym ogl�da� nagranie budowy z prefabrykat�w, tylko ta�ma
puszczona jest od
tylu i z du�a szybko�ci�, a �ciany to poszarpane skrzyd�a.
Usi�uje nie zapomnie�, ze to miejsce i otch�a� poza nim to tylko reprezentacje,
ze nie jeste�my 'w'
komputerze Chrom, ale tylko sprz�eni, ze to symulator matrycy na poddaszu
Bobby'ego generuje
iluzje... Pojawia si� rdze� danych, ods�oni�ty i bezbronny... To przeciwna
strona lodu. Obraz matrycy,
kt�rego jeszcze nie ogl�da�em, widok na kt�ry patrzy codziennie i nie zwraca
uwagi pi�tna�cie
milion�w uprawnionych u�ytkownik�w.
Dane rdzenia wznosz� si� wok� jak pionowe poci�gi towarowe w kolorach kod�w
dost�pu. Jaskrawe
barwy podstawowe, niesamowicie jasne w przejrzystej pustce, ��czone
niezliczonymi poziomicami w
dzieci�cych b��kitach i r�ach.
Lecz l�d wci�� okrywa mrokiem cos w samym centrum: serce kosztownej ciemno�ci
Chrom, samo
serce...
P�nym popo�udniem wr�ci�em z wyprawy do Nowego Jorku. Przez �wietlik wpada�o
niewiele �wiat�a,
ale na monitorze p�on�� wzorzec lodu, dwuwymiarowa reprezentacja ochrony
czyjego� komputera,
neonowe krzywe splecione jak dywanik modlitewny Art Deco. Wy��czy�em konsole i
ekran pociemnia�.
Na moim pulpicie le�a�y rzeczy Rikki, nylonowe torby, ubrania, kosmetyki, para
czerwonych,
kowbojskich but�w, kasety audio i l�ni�ce japo�skie magazyny z gwiazdami systemu
na ok�adkach.
Pouk�ada�em wszystko na pod�odze i odpi��em ramie. Zapomnia�em, ze program Finna
mam w prawej
kieszeni kurtki i musia�em niezgrabnie si�gn�� tam lewa r�ka. Wkr�ci�em go w
wy�o�one g�bka
szczeki jubilerskiego imade�ka. Spawarka przypomina stary gramofon, taki do
p�yt, z imad�em pod
przezroczysta pokrywa. Dzwignia d�ugo�ci centymetra porusza si� na tym, co w
gramofonie by�oby
ramieniem. Nie patrz� na ni�, kiedy umocuje przewody do kikuta; patrz� na ekran,
bo tam widz� to
ramie, czarno bia�e w powi�kszeniu 40x.
Przelecia�em kontrole narz�dzi i wzi��em laser. By� troch� ci�ki, wiec
przeskalowa�em czujnik ci�aru
do �wier� kilograma na gram i wzi��em si� do roboty. Przy 40x bok kasety
przypomina� opon�
ci�ar�wki.
Prze�amanie zaj�o mi osiem godzin, trzy ze spawarka, laserem i czterema
tuzinami nak�u�, dwie przy
telefonie, kiedy rozmawia�em ze swoim kontaktem w Colorado, i trzy, �eby
zainstalowa� dysk
leksykalny, kt�ry potrafi� przet�umaczy� techniczny rosyjski sprzed o�miu lat.
Znaki cyrylicy pop�yn�y ekranem, w po�owie drogi zmieniaj�c si� w angielski.
By�o sporo luk, kiedy
leksykon trafia� na specjalistyczne, wojskowe akronimy, bez odpowiednik�w w
zbiorze kupionym od
mojego cz�owieka z Colorado. W ko�cu jednak zyska�em pewne pojecie o tym, co
sprzeda� mi Finn.
Czu�em si� jak punk kt�ry wychodzi kupi� spr�ynowiec, a wraca z ma�a bomba
neutronowa.
Znowu spieprzy�em, pomy�la�em. Po co mi bomba neutronowa w ulicznej b�jce?
Zabawka pod
pokrywa nie mie�ci�a si� w mojej lidze. Nie wiedzia�em nawet gdzie ja wyl�dowa�,
gdzie szuka�
nabywcy. Kto� wiedzia�, ale teraz by� martwy; kto� z zegarkiem porsche'a i
fa�szywym belgijskim
paszportem. Nigdy nie pr�bowa�em dotrze� do tych kr�g�w. Oprychy Finna z
przedmie�� Jersey trafi�y
na kogo� o niezwyk�ych powi�zaniach.
Program w imadle by� rosyjskim lodo�amaczem, morderczym wirusem.
�wita�o, gdy wr�ci� Bobby. Sam. Zasn��em z torba kanapek na kolanach.
- Zjesz cos? - zapyta�em, nie ca�kiem rozbudzony, podsuwaj�c mu kanapki. �ni�em
o programie, o
falach jego system�w defekacyjnych, o mimetycznych podprogramach. We �nie by�
zwierz�ciem,
bezkszta�tnym jak galareta.
Odsun�� torb�, podszed� do konsoli i wcisn�� klawisz funkcyjny. Ekran zap�on��
splotem wzorca, kt�ry
widzia�em po po�udniu. Lewa d�oni� przetar�em oczy - to jedna z niewielu rzeczy,
kt�rych nie potrafi�
zrobi� prawa. Usn��em rozwa�aj�c, czy powiedzie� mu o programie. Mo�e powinienem
sprzeda� go
samodzielnie, zatrzyma� fors�, wyjecha� w nowe miejsce, poprosi� Rikki, by
posz�a ze mn�.
- Czyje to? - spyta�em.
Sta� przed ekranem w czarnym, bawe�nianym dresie, ze stara, sk�rzan� kurtk�
narzucon� na ramiona
jak peleryna. Nie goli� si� od paru dni, a twarz mia� chudsza ni� zwykle.
- Chrom - powiedzia�.
Ramie zadygota�o, zacz�o stuka�, gdy translacja strachu p�yn�a do mioelektryki
poprzez karbonowe
gniazda. Rozsypa�em kanapki: zwi�d�a zielenina i ��te plastry sera na brudnych
deskach pod�ogi.
- Zwariowa�e�.
- Nie. My�lisz, ze nas wy�ledzi�a? Wykluczone, ju� byliby�my martwi. Po��czenie
przez potr�jnie
chroniony system publiczny w Mombasa i algierskiego satelit� komunikacyjnego.
Wie, ze kto� u niej
si� rozgl�da�, ale nie potrafi z�apa� tropu. Gdyby Chrom prze�ledzi�a tras�,
jaka Bobby dotar� do jej
lodu, to byliby�my ju� chodz�cymi trupami. Ale chyba mia� racje. Inaczej
rozwali�aby mnie w drodze z
Nowego Jorku. - Dlaczego ona, Bobby? Podaj mi chocia� jeden rozs�dny powoda.
Chrom: widzia�em
ja mo�e z dziesi�� razy w Eleganckiej Pora�ce. Mo�e chcia�a si� upi�, a mo�e
sprawdza�a stan
cz�owiecze�stwa, do kt�rego sama nie w pe�ni aspirowa�a. S�odka buzia otaczaj�ca
par� oczu,
najpaskudniejszych jakie znam. Odk�d ja pami�tam, wygl�da�a na czterna�cie lat,
pot�nymi dawkami
surowic i hormon�w chroniona przed jakimkolwiek typem normalnego metabolizmu.
Ulica nie wydala
nikogo wredniejszego, cho� ona nie nale�a�a ju� do ulicy. Nale�a�a do Ch�opc�w;
mia�a mocna
pozycje w lokalnej ga��zi mafii. Kr��y�y plotki, ze zaczyna�a jako handlarz,
jeszcze w czasach, kiedy
syntetyczne hormony by�y zakazane. Od dawna jednak nie musia�a sprzedawa�
hormon�w. Teraz
mia�a Dom B��kitnych �wiate�. - Zdurnia�e� Quine. Podaj jeden pow�d, dla kt�rego
trzymasz to na
ekranie. Skasuj i to natychmiast. - Gadali w Pora�ce - odpar�, zrzucaj�c kurtk�.
- Czarna Myron i
Wrona Jane. Jane ma oko na wszystkie z��cza w seksie, i twierdzi, ze wie, gdzie
p�ynie forsa. K��ci�a
si� z Myron, ze Chrom nie jest zwyk�� figurantka Ch�opc�w, ale ma pakiet
kontrolny w B��kitnych
�wiat�ach. - 'Ch�opcy', Bobby - powiedzia�em - to wa�ne s�owo w tej okolicy. Czy
nadal potrafisz to
dostrzec? Nie wchodzimy Ch�opcom w drog�, pami�tasz? Dlatego jeszcze �yjemy.
- Dlatego ci�gle jeste�my biedni, wsp�lniku - siad� na obrotowym krze�le przed
konsola, rozpi�� dres i
podrapa� si� w blada, chuda pier�. - Ale mo�e ju� nied�ugo.
- Mam wra�enie, ze nasza sp�ka zosta�a w�a�nie permanentnie rozwi�zana.
Wtedy si� u�miechn��. Wyszczerzy� �eby jak zupe�ny szaleniec, jak zwierze.
Wiedzia�em, ze nie
obchodzi go, czy zginie.
- Zastan�w si� - poprosi�em. - Mam jeszcze troch� forsy. W�z j�, wsi�d� w metro
do Miami, z�ap
kopter do Montego Bay. Musisz wypocz�� ch�opie. Musisz si� jako� pozbiera�.
- Nigdy nie by�em bardziej pozbierany, Jack - odpar�, wystukuj�c co� na konsoli.
Neonowy modlitewny
dywan zamigota� i drgn��, gdy zadzia�a� program animacyjny. Linie lodu spl�ta�y
si� w hipnotycznym
rytmie, jak �ywa mandala. Bobby wciska� klawisze. Tempo spad�o; wzorzec rozwin��
si�, straci� nieco
z�o�ono�ci, zmieni� w obraz przej�ciowy mi�dzy dwoma dalekimi konfiguracjami.
Robota pierwszej
klasy; nie przypuszcza�em, ze nadal jest taki dobry.
- Teraz - powiedzia�. - Tutaj, widzisz? Zaczekaj. Tam. I tu. I jeszcze tu. �atwo
przeoczy�. Jest. Co
godzin� i dwadzie�cia minut ciecie transmisji impulsowej do ich satelity.
Mogliby�my prze�y� rok za to,
co im p�aci tygodniowo jako ujemne oprocentowanie.
- Czyjego satelity?
- W Zurychu. Jej bankier�w. To jej konto, Jack. Tam idzie szmal.
Sta�em nieruchomo. Moje ramie zapomnia�o o stukaniu.
- A jak ci posz�o w Nowym Jorku, wsp�lniku? Znalaz�e� cos, co pomog�oby przeci��
ten l�d?
Wszystko mo�e si� przyda�.
Patrzy�em mu prosto w oczy, z wysi�kiem powstrzymuj�c si� od spojrzenia na
spawark� i jubilerskie
imad�o. Tam, gdzie pod przezroczysta os�ona czeka� rosyjski program.
D�okery i maskotki.
- Gdzie Rikki? - spyta�em, staj�c przy konsoli. Udawa�em, ze studiuje zmienne
wykresy na ekranie.
Z kumplami - wzruszy� ramionami. - Dzieciaki, wszystkie marz� o symstymie -
u�miechn�� si� z
rozmarzeniem. - Robie to dla niej, ch�opie.
- Musze to przemy�le�, Bobby. Je�li chcesz, �ebym wr�ci�, trzymaj �apy z daleka
od klawiatury.
- Robie to dla niej - powt�rzy� gdy zamkn��em drzwi. - Wiesz, ze tak.
W d�, coraz ni�ej. Program to karuzela w�r�d postrz�pionego labiryntu mur�w
cienia, szarych
przestrzeni katedr miedzy jasnymi wie�ami, Szale�czy p�d.
Czarny l�d. Nie my�le� o tym. Czarny l�d.
Zbyt wiele historii w Eleganckiej Pora�ce. Czarny l�d nale�y do mitologii. L�d,
kt�ry zabija. Nielegalny,
ale przecie� wszyscy dzia�amy poza prawem. Jak ohydne S�owo, kt�re wy�era umy�l.
Jak
epileptyczny spazm, co trwa i trwa, a� nie pozostaje nic.
A my nurkujemy do fundament�w zamku cienia Chrom.
Pr�buje si� przygotowa� na nag�y zanik oddechu, s�abo��, ostateczne zwiotczenie
mi�ni. L�k przed
zimnym S�owem, kt�re czeka gdzie� tam w�r�d czerni.
Wyszed�em, i zacz��em szuka� Rikki. Znalaz�em ja w kawiarni, z jakim� ch�opakiem
z oczami Sendai i
na wp� zagojonymi liniami szw�w, biegn�cymi promieni�cie od ciemnych oczodo��w.
Na stoliku
le�a�a otwarta, b�yszcz�ca broszur�. Tally Isham u�miecha�a si� z tuzina
fotografii. Dziewczyna z
oczami Zeiss Ikon.
Ma�y dek symstymu by� w�r�d rzeczy, kt�re wczoraj zdj��em ze swojego pulpitu -
ten sam, kt�ry
naprawia�em drugiego dnia po spotkaniu. Sp�dza�a cale godziny, w��czona w ten
zestaw, z
kontaktowa opaska niby szarym diademem na czole. Uwielbia�a Tally Isham, a po
za�o�eniu opaski
odchodzi�a gdzie� w zarejestrowane doznania zmys�owe najwi�kszej gwiazdy
symstymu. Symulowana
stymulacja: �wiat - a w ka�dym razie jego najciekawsze elementy - postrzegane
przez Tally Isham.
Tally p�dz�ca czarnym poduszkowcem Fokkera przez p�askowy� Arizony. Tally
nurkuj�ca w
rezerwatach Truk Island. Tally podczas przyj�cia na prywatnej, greckiej wysepce:
zapieraj�ca dech
czysto�� i male�kie bia�e przystanie o �wicie.
W�a�ciwie by�a troch� podobna do Tally: ta sama kolorystyka, te same ko�ci
policzkowe. Mia�a chyba
bardziej stanowcza linie ust.
Wi�cej charakteru. Nie chcia�a by� Tally Isham, ale marzy�a o jej karierze.
Chcia�a by� w symstymie.
Bobby wy�miewa� te plany, ze mn� jednak czasem rozmawia�a.
- Jak bym wygl�da�a w parze czego� takiego? - pyta�a, pokazuj�c ca�ostronicowe
zdj�cie twarzy, z
b��kitnymi Zeiss Ikon Tally Isham, w obw�dce w�asnego ciemnego bursztynu. Dwa
razy operowa�a
rog�wki, ale wci�� nie uzyska�a 20-20. Dlatego chcia�a Ikony. Marka gwiazd.
Bardzo drogie.
- Ci�gle ogl�dasz oczy? - spyta�em siadaj�c przy nich.
- Tygrys w�a�nie kupi� - odpar�a. Wygl�da�a na zm�czon�.
Tygrys by� tak dumny ze swych Sendai, �e nie potrafi� skry� u�miechu, cho�
w�tpi�, czy u�miecha�by
si� w innym wypadku. Dysponowa� ujednoliconym typem wygl�du jaki powstaje po
si�dmej wizycie w
chirurgicznym butiku; przez reszt� �ycia b�dzie troch� podobny do ka�dej nowej
gwiazdy sezonu. Nie
nazbyt wyra�nie, ale tez nic oryginalnego.
- Sendai, prawda? - u�miechn��em si� tak�e.
Przytakn��. Przygl�da�em si�, jak usi�uje obj�� mnie profesjonalnym, symstymowym
spojrzeniem.
Udawa�, �e nagrywa. Moim zdaniem, za du�o czasu po�wi�ci� na moje ramie.
- B�d� �wietne w obrazach peryferyjnych jak tylko mi�snie si� wygoj� -
stwierdzi�. Widzia�em jak
ostro�nie si�ga po fili�ank�. Oczy Sendai s� znane z defekt�w percepcji g��bi i
problem�w
gwarancyjnych. Miedzy innymi.
- Tygrys wyje�d�a jutro do Hollywood.
- A potem mo�e Chiba City - u�miechn��em si� znowu. On zachowa� powag�. -
Dosta�e� propozycj�,
Tygrysie? Znasz jakiego� agenta?
- Chc� si� rozejrze� - odpar� cicho. Potem wsta� i wyszed�. Po�egna� si�
pospiesznie z Rikki. Ze mn�
nie.
- Nerwy wzrokowe tego ch�opaka zaczn� si� rozpada� w ci�gu sze�ciu miesi�cy.
Wiesz o tym Rikki?
Te Sendai s� nielegalne w Anglii, Danii i jeszcze paru krajach. Nie mo�na
wymieni� nerw�w.
- Jack, daruj sobie wyk�ady - porwa�a mojego croissanta, i nadgryz�a ro�ek.
- My�la�em, ze jestem twoim doradc� dziecinko.
- Tak. Wiesz, Tygrys nie jest zbyt bystry, ale wszyscy s�yszeli o Sendai. Na nic
innego nie m�g� sobie
pozwoli�. Wiec ryzykuje. Je�li znajdzie prac�, wymieni je.
- Na takie? - wskaza�em broszur� Zeiss Ikon. - To kupa forsy Rikki. Nie b�dziesz
chyba ryzykowa�.
Skin�a g�ow�.
- Chc� mi�� Ikony.
- Je�li idziesz do Bobby'ego, przekaz, �eby siedzia� cicho, dop�ki si� nie
odezw�.
- Dobra. Jakie� interesy?
- Interesy - przytakn��em. Ale to by�o szale�stwo.
Dopi�em kaw�, a ona zjad�a oba croissanty. Potem odprowadzi�em j� do Bobby'ego.
Wykona�em
pi�tna�cie telefon�w, ka�dy z innej budki.
Interesy. Zupe�ne szale�stwo.
Og�lnie po�wi�cili�my sze�� tygodni na ustawienie skoku. Sze�� tygodni opowie�ci
Bobby'ego o tym,
jak bardzo ja kocha. Pracowa�em bardziej intensywnie, �eby tylko tego nie
wys�uchiwa�.
Najwi�cej czasu zajmowa�y telefony. Ka�dy z pi�tnastu pierwszych, bardzo
dyskretnych sonda�y
prowadzi� do pi�tnastu nast�pnych. Szuka�em kogo�, kto �wiadczy� pewnego rodzaju
us�ugi, naszym
zdaniem absolutnie niezb�dne w skrytej ekonomii podziemnego �wiata. Ten kto�
nigdy pewnie nie
mi�� wi�cej niz. pi�ciu klient�w na raz. I nigdy si� nie reklamowa�.
Szukali�my najwi�kszego pasera �wiata, nierejestrowanej pralni zdolnej do
wyprania w czasie
rzeczywistym megi dolc�w got�wkowego transferu. I do zapomnienia o ca�ej
sprawie.
Wszystkie te rozmowy okaza�y si� strat� czasu, gdy� w ko�cu dopiero Finn
naprowadzi� mnie na trop.
Pojecha�em do Nowego Jorku kupi� nowy uk�ad czarnej skrzynki - op�aty
telefoniczne doprowadza�y
nas do bankructwa.
Wy�o�y�em mu problem w spos�b mo�liwie hipotetyczny.
- Macao - o�wiadczy�.
- Macao?
- Rodzina Long Hum Maklerzy gie�dowi.
Znal nawet numer. Je�li szukasz pasera, pytaj innych paser�w.
Ludzie Long Hum m�wili tak og�lnikowo, �e to, co uwa�a�em za subtelne podej�cie,
zacz�o
przypomina� taktyczny atak nuklearny. Bobby dwa razy lecia� promem do Hongkongu,
�eby dogada�
szczeg�y. W szybkim tempie ko�czy� nam si� kapita�. Wci�� nie wiem, czemu
postanowi�em mu
pomaga�; balem si� Chrom, a nigdy nie by�em tak ci�ty na fors�.
Pr�bowa�em sobie przet�umaczy�, ze wypalanie Domu B��kitnych �wiate� to �wietny
pomys�, bo to
wredne miejsce. Ale mi nie sz�o. Nie lubi�em B��kitnych �wiate�, poniewa�
sp�dzi�em tam kiedy�
wyj�tkowo ponury wiecz�r, ale to �aden pow�d, �eby bra� si� za Chrom. W�a�ciwie
by�em prawie
pewien, ze zginiemy w tej akcji. Nawet z morderczym programem szanse mi�li�my
raczej niewielkie.
Bobby sp�dza� czas pisz�c zestaw instrukcji, kt�re chcieli�my w��czy� w samym
centrum komputera
Chrom. To mia�o by� moje zadanie, gdy on b�dzie powstrzymywa� rosyjski program
przed zadaniem
ostatecznego ciosu. By� zbyt skomplikowany, �eby�my potrafili go skorygowa�,
wiec mi�� go
wyhamowa� na potrzebne mi dwie sekundy.
Dogada�em si� z ulicznym wojownikiem, niejakim Milesem. Obieca� chodzi� za Rikki
w noc akcji nie
spuszczaj�c z niej oczu i w um�wionym czasie zatelefonowa� do mnie. Je�li nie
podnios� s�uchawki
albo nie odpowiem w okre�lony spos�b, mia� ja wepchn�� w pierwsze metro z
miasta. Dosta� kopert�,
kt�r� powinien jej przekaza�. Pieni�dze i wiadomo��.
Bobby w�a�ciwie nie my�la�, co ona zrobi, je�li zawalimy numer.
Powtarza� tylko jak bardzo j� kocha, gdzie pojada i na co wydadz� pieni�dze.
- Przede wszystkim kup jej Ikony, ch�opie. Marzy o nich. Powa�nie my�li o
karierze w symstymie.
- Co ty - spojrza� znad klawiatury. - Nie b�dzie musia�a pracowa�. Uda si� na
Jack. Ona jest moim
szcz�ciem. Ju� nigdy nie b�dzie musia�a pracowa�.
- Twoje szcz�cie - mrukn��em. Nie by�em specjalnie szcz�liwy. Nie pami�ta�em
ju� kiedy ostatnio
by�em. - Widzia�e� je gdzie� ostatnio?
Nie widzia�, ale ja te� nie. Mieli�my za du�o roboty.
T�skni�em za ni�. I t�sknota przypomnia�a mi o jedynej nocy w Domu B��kitnych
�wiate�, poniewa�
poszed�em tam t�skni�c za kim� innym. Na pocz�tek si� upi�em, potem ruszy�em do
inhalator�w
Vasopressinu. Je�li twoja najwa�niejsza paniena w�a�nie postanowi�a odej��, woda
i Vasopressin s�
ultymatywna mieszanka masochistycznej farmakologii. Gorza�a robi ci� ckliwym, a
Vasopressin
zmusza, �eby� pami�ta�. To znaczy naprawd� pami�ta�. Klinicznie u�ywaj� go do
hamowania starczej
sklerozy, ale ulica znajduje w�asne zastosowania. I tak kupi�em sobie
ultraintensywn� powt�rk�
nieudanego romansu. Problem w tym, ze dostaje si� z�e wspomnienia razem z
dobrymi. Polujesz na
przesy�k� zwierz�cej ekstazy, a dostajesz przy okazji to, co powiedzia�e�, i co
ona na to, i jak odesz�a
nie ogl�daj�c si� nawet za siebie.
Nie wiem ju�, czemu postanowi�em odwiedzi� B��kitne �wiat�a, ani jak tam
trafi�em, do wyciszonych
korytarzy i tego naprawd� ostrego, dekoracyjnego wodospadu, kt�ry chlupota�
gdzie� w g��bi. A mo�e
to tylko hologram. Mi��em wtedy fors�; kto� dobrze zap�aci� Bobby'emu za
trzysekundowe okno w
czyim� lodzie.
Nie sadz�, abym spodoba� si� obs�udze, ale pieni�dze mia�em takie, jak trzeba.
Napi�em si� jeszcze, kiedy ju� za�atwi�em to po co przyszed�em. Potem rzuci�em
barmanowi jaki�
dowcip o gabinetowych nekrofilach. Nie przyj�� tego najlepiej. P�niej taki
wielki facet upar� si�, �eby
mnie nazywa� Bohaterem Wojennym, czego nie lubi�. Chyba pokaza�em mu par�
sztuczek moim
ramieniem, jeszcze zanim zgas�y �wiat�a, i obudzi�em si� po dw�ch dniach w nagim
module
noclegowym, zupe�nie gdzie indziej. Tani lokal, nie by�o nawet miejsca, �eby si�
powiesi�. Siedzia�em
sobie na w�skim p�acie g�bki i p�aka�em.
S� rzeczy gorsze od samotno�ci. Ale to co sprzedaj� w Domu B��kitnych �wiate�
jest tak popularne,
�e niemal legalne.
W sercu ciemno�ci, w martwym centrum, systemy defekcyjne rozdar�y mrok wirami
�wiat�a,
przejrzystymi brzytwami p�dz�cymi we wszystkie strony. Wisimy w �rodku
bezd�wi�cznej,
spowolnionej eksplozji, od�amki lodu odpadaj� na zawsze, g�os Bobby'ego nap�ywa
przez lata �wietlne
elektronicznej iluzji pustki....
- Wypal te dziwk�. Nie utrzymam tego d�u�ej...
Rosyjski program wznosi si� poprzez wie�e danych, wymazuj�c pastelowe barwy. A
ja w��czam
domowej roboty zestaw instrukcji Bobby'ego w sam �rodek zimnego serca Chrom.
Strzela impulsowa
transmisja, b�ysk skondensowanej informacji tryska w g�r�, obok coraz
pot�niejszych wie� ciemno�ci
rosyjskiego programu. Bobby walczy o te kluczowa sekund�. Nieuformowane rami�
cienia wysuwa si�
z mroku; za p�no.
Uda�o si�.
Matryca sk�ada si� wok� mnie niby origami.
Na poddaszu cuchnie potem i spalonymi obwodami.
Zdawa�o mi si�, �e s�ysz� krzyk Chrom - ostry metaliczny d�wi�k. Ale to
niemo�liwe.
Bobby rycza� ze �miechu. Mi�� �zy w oczach. Wy�wietlacz w rogu ekranu wskazywa�
czas operacji:
07:24:05. Ca�a akcja nie trwa�a nawet o�miu minut.
Rosyjski program roztopi� si� w gnie�dzie. Przekazali�my wi�kszo�� sumy z
rachunku Chrom w
Zurichu dla dziesi�ciu mi�dzynarodowych organizacji charytatywnych. Za du�o tego
mia�a, �eby
ruszy�, a wiedzieli�my, ze musimy j� z�ama�, wypali� do szcz�tu. Inaczej mog�aby
do nas dotrze�. Dla
siebie wzi�li�my nieca�e dziesi�� procent i przerzucili�my do zespo�u Long Hum w
Macao. Pobrali
sze��dziesi�t procent, a reszt� pu�cili do nas przez najbardziej zagmatwany
sektor gie�dy w
Hongkongu. Dopiero po godzinie forsa wp�yn�a na dwa konta kt�re otworzyli�my w
Zurichu.
Patrzy�em, jak za nieistotn� cyfr� na monitorze wyskakuj� kolejne zera. By�em
bogaty.
Wtedy zadzwoni� telefon: Miles. Niewiele brakowa�o, a zawali�bym zdanie has�a.
- Jack, ch�opie, sam nie wiem... O co chodzi z ta twoja dziewczyna? Cholernie
dziwna sprawa.
- Co? Gadaj!
- Szed�em za ni� jak kaza�e�, blisko ale dyskretnie. By�a w Eleganckiej Pora�ce,
posiedzia�a troch�,
potem z�apa�a metro. Posz�a do Domu B��kitnych �wiate�.
- Gdzie?
- Boczne drzwi. 'Tylko dla pracownik�w'. Nie mog�em przej�� przez ich ochron�.
- Jest tam jeszcze?
- Nie, stary. Zgubi�em j�. Tu wszyscy wariuj�. Wygl�da, �e B��kitne �wiat�a
zamykaj� interes, chyba na
dobre. Wyje siedem ro�nych alarm�w, wszyscy lataj� w k�ko, s� gliny z ci�kim
sprz�tem... I jeszcze
pe�no ro�nych takich, wiesz, faceci z ubezpiecze�, ci od nieruchomo�ci,
furgonetki ze s�u�bowymi
rejestracjami.
- Co si� z ni� sta�o, Miles?
- Zgubi�em j�, Jack.
- Miles, zatrzymaj te fors� z koperty, dobra?
- Powa�nie? S�uchaj, naprawd� mi g�upio. Ja....
Odwiesi�em s�uchawk�.
- Zaczekaj, a� jej powiemy - rzek� Bobby, wycieraj�c r�cznikiem nag� pier�.
- Sam jej powiedz kowboju, Ja id� na spacer.
Wychodz� w noc i neony, pozwalaj�c, by ni�s� mnie t�um. Id� na �lepo, nie my�l�,
chce by� tylko
elementem tego zbiorowego organizmu, chipem �wiadomo�ci dryfuj�cym po
geodezyjnej. Nie my�l�,
po prostu stawiam jedn� nog� przed drug�.
Po chwili jednak pomy�la�em i wszystko nabra�o sensu. Potrzebowa�a pieni�dzy.
My�la�em te� o Chrom. O tym, �e j� zabili�my, zamordowali�my r�wnie pewnie, jak
gdyby�my
poder�n�li jej gard�o. Noc, kt�ra mnie nios�a przez ulice i place, jucz na ni�
polowa�a. A Chrom nie
mia�a gdzie ucieka�. Ilu jej wrog�w kr��y�o cho�by tylko w tym t�umie? Ilu ruszy
teraz, gdy nie
powstrzymuje ich l�k przed jej pieni�dzmi. Zabrali�my wszystko, co mia�a. Zn�w
by�a na ulicy. Nie
wierzy�em, aby do�y�a �witu.
W ko�cu przypomnia�em sobie kawiarni�, gdzie pozna�em Tygrysa.
Jej okulary zdradza�y cal� histori�; wielkie i ciemne, z wiele m�wi�c� plam�
kredki w kolorze sk�ry w
rogu jednego ze szkie�.
- Cze�� Rikki - powiedzia�em. By�em got�w, kiedy je zdj�a.
Niebieskie. B��kit Tally Isham. Czysty b��kit, jak znak firmowy, z kt�rego s�
s�ynne. I ZEISS IKON
otaczaj�ce t�cz�wki male�kimi z�otymi literami, zawieszonymi tam niby drobinki
kruszcu.
- Pi�kne - stwierdzi�em. Kredka skrywa�a zsinia�� sk�r�. Przy tak dobrej robocie
nie by�o �adnych
blizn. - Zarobi�a� troch� forsy.
- Tak, zarobi�am - zadr�a�a. - Ale ju� nie b�d�. Nie w ten spos�b.
- Mam wra�enie, ze tamten lokal wypad� z interesu.
- Och - jej twarz nie drgn�a. Nowe, b��kitne oczy by�y nieruchome i bardzo
g��bokie.
- To bez znaczenia. Bobby na ciebie czeka. Zrobili�my du�y numer.
- Nie. Musze wyjecha�. On chyba nie zrozumie, ale musz�.
Skin��em g�ow� patrz�c, jak ramie bierze j� za r�k�. Zdawa�o si�, ze nie nale�y
do mnie, ale ona
trzyma�a je, jakby nale�a�o.
- Mam bilet w jedna stron� do Hollywood. Tygrys zna ludzi, u kt�rych mog� si�
zatrzyma�. Mo�e
nawet trafi� do Chiba City.
Mia�a racj�, co do Bobby'ego. Wr�ci�em z ni�. Nie zrozumia�. Ale dla niego
spe�ni�a ju� swoje zadanie.
Chcia�em jej powiedzie�, by nie cierpia�a z tego powodu. Poniewa� wiedzia�em, ze
cierpi. Nie wyszed�
nawet na korytarz, kiedy ju� spakowa�a rzeczy. Odstawi�em jej torby, poca�owa�em
ja, rozmaza�em
kredk� i co� narasta�o we mnie, tak jak morderczy program wyrasta� nad danymi
Chrom. Nag�y zanik
oddechu, w miejscu, gdzie nie istniej� s�owa. Ale musia�a przecie� zd��y� na
samolot.
Bobby siedzia� na obrotowym krze�le przed monitorem i patrzy� na sw�j �a�cuch
zer. W�o�y� okulary i
wiedzia�em, �e wieczorem si�dzie w Eleganckiej Pora�ce, sprawdzi pogod�, b�dzie
czeka� na znak,
na kogo�, kto mu powie jakie b�dzie jego nowe �ycie. Prawie tak jak przedtem
cho� wygodniej. Wci��
musia� czeka� na rozdanie kolejnej karty.
Pr�bowa�em wyobrazi� j� sobie w Domu B��kitnych �wiate�, pracuj�c� na
trzygodzinne zmiany w
aproksymacji szybkich sn�w, gdy cia�o i par� uwarunkowanych odruch�w zajmowa�o
si� reszt�.
Klienci nigdy si� nie skar�yli ze udaje, poniewa� by�y to prawdziwe orgazmy.
Tylko ona czu�a je - je�li
w og�le cos czu�a - jako blade, srebrzyste rozb�yski na samej granicy snu. To
jest tak popularne, ze
prawie legalne. Klienci bywaj� rozdarci miedzy potrzeba towarzystwa a
pragnieniem samotno�ci.
Zreszt� chyba o to w�a�nie chodzi�o w tej szczeg�lnej grze, nawet przed
wprowadzeniem
neuroelektroniki, kt�ra pozwala na realizacj� obu tych zachcianek r�wnocze�nie.
Podnios�em s�uchawk� i wybra�em numer linii lotniczej. Poda�em jej prawdziwe
nazwisko i numer lotu.
- Chc� to zmieni� - powiedzia�em. - Na Chiba City. - Zgadza si�, Japonia.
- Wcisn��em do szczeliny kart� kredytow� i wystuka�em kod identyfikacyjny.
- Pierwsz� klas�.
Odleg�y szum, kiedy skanowali stan mojego kredytu.
- Powrotny te�.
* * * S�dz�, �e odebra�a fors� za bilet powrotny. A mo�e nie potrzebowa�a, gdy�
nie wr�ci�a. Czasem,
p�no w nocy, mijam wystaw� z plakatami gwiazd symstymu, wszystkie te pi�kne,
identyczne oczy
patrz� na mnie z niemal r�wnie identycznych twarzy. I czasem to s� jej oczy. Ale
nie twarz, �adna z
nich, nigdy. I widz� j� bardzo daleko, na skraju ci�gu nocy i miast, a ona macha
do mnie na
po�egnanie.
The End