3124
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 3124 |
Rozszerzenie: |
3124 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 3124 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3124 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
3124 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
GREGORY BENFORD
Przez morze s�o�c
Tom 2 sze�cioksi�gu Centrum Galaktyki
(przek�ad: Cezary Fr�c)
Davidowi Hartwellowi
Po ostatecznym "nie" nie pojawia si� "tak",
A od niego zale�y przysz�o�� �wiata.
"Nie" by�o noc�. "Tak" jest dzisiejszym s�o�cem
Walace Stevens
CZʌ� PIERWSZA
2056 RA
1
Ogie� kot�uje si� za ruf�, pchaj�c statek z pr�dko�ci� blisk� tej, z kt�r� rozchodzi si� �wiat�o. Magnetyczne gardziele marszcz� g�adkie pole dipolowe.
Strza�a mkn�ca poprzez czer�...
Niebiesko-bia�y pi�ropusz sycz�cego wodoru...
Granitowoszara asteroida nap�dzana przez rycz�cy palnik gazowy...
Zasysa py� mi�dzygwiezdny. Miesza go w kotle izotop�w. I wypluwa je, ultrafioletowy p�omie� w przepastnej otch�ani.
Wewn�trz statku Nigel Walmsley jad� ostrygi.Resztka wina, pomy�la� markotnie, zagl�daj�c do kubka. I tak by�o. Je�li mo�na wierzy� plotce, nikt inny na statku nie zabra� wi�cej ni� butelk� i zapas zosta� znacznie nadw�tlony w ci�gu dw�ch minionych lat.
Podni�s� kubek i prze�kn�� ostatni sch�odzony haust. Pinot chardonnay zmy� lekko metaliczny smak ostryg, pozostawiaj�c tylko aromat morza i soczyst� faktur�, wspomnienie Ziemi. Nigel z rozkosz� wys�czy� z muszli resztk� zimnego p�ynu. Osiem lat �wietlnych od Ziemi, wyciszy�o si� echo Golfsztromu.
- Takie jest �ycie - mrukn�� Nigel.
- Aha... co?
Zda� sobie spraw�, �e zaniedbuje swojego go�cia. Z drugiej strony, Ted przyby� bez zapowiedzi, i to dok�adnie w porze kolacji.
- W�tpi�, czy b�d� w stanie zast�pi� czym� kalifornijskie chardonnay, a ju� z pewno�ci� nie ostrygi.
- Aha. Nie, nie s�dz�. Jeste�... jeste� pewien, �e te ostrygi by�y jeszcze dobre? - Ted Landon niezdarnie zmieni� pozycj�.
- Zosta�y zapakowane pr�niowo na lata, wi�c w czym problem? -Nigel wzruszy� ramionami. - Zobaczymy. - Roz�o�y� si� na macie tatami, omal nie str�caj�c �okciem lampki z laki. Teda kr�powa�a jego nago��. Sam siedzia� ze skrzy�owanymi nogami, co nie by�o wygodne. Zn�w si� poruszy�, przesuwaj�c �cierpni�te nogi. C�, nie mia� wyboru; Nigelowi brak�o czasu, �eby skleci� par� krzese� w warsztacie.
Ted wyj�� kapciuch.
- Mog�?
Nigel pokiwa� g�ow�. W czasie posi�ku mia�by zastrze�enia, ale Ted zapewne ju� to wiedzia�. On wiedzia� wszystko. Mieli d�ug� na metr charakterystyk� jego osobowo�ci, nawet w ferrytowym archiwum. Sam j� widzia�.
Ted rozpocz�� niespieszny, wykonywany z pietyzmem rytua� nabijania fajki.
- Wiesz, kiedy us�ysza�em, �e planujesz mieszkanie w Strefie Niskiego Standardu, pomy�la�em, �e lubisz ascetyczny tryb �ycia. Ale tutaj jest kapitalnie.
Nigel pokiwa� g�ow� i rozejrza� si� po salonie, pr�buj�c ujrze� go oczami Teda.
...karmazynowy wazon z blado��tym kwiatem, tacka z samotnym p�atkiem tl�cego si� kadzid�a, szkatu�ka z drewna l�kowego, cienkie jak paj�czyna tapety na �cianach, uko�ne ostrza ��tego �wiat�a poci�gaj�ce w g�r� py�ki kurzu - a niech jeszcze Ted poczuje potrzeb� i znajdzie ubikacj�, otw�r ocembrowany porcelan� prosto z Korei, przykrywany drewnian� klap�, po obu stronach kamienie pod nogi w kszta�cie st�p dla tych, kt�rzy wolno si� ucz�: przykucnij i wypr�nij si�, po co zak�ada� mask� na cenn� chwil� dnia...
- O co biega? - zapyta� Nigel, przeskakuj�c na transatlantycki slang.
Ted popatrzy� na niego bez wyrazu, nadal lekko rozdra�niony.
- Reorganizuj� personel.
- Ty jeste� nowym dyrektorem fabryki.
- To nie jest trafne okre�lenie, ale... s�uchaj, Nigel, czeka mnie par� trudnych decyzji.
- Faktycznie.
Ted u�miechn�� si�. U�miech by� krzepi�cy i szeroki, ale przelotny - znikn�� r�wnie szybko, jak si� pojawi�.
- Dotychczas bra�e� udzia� w operacjach zewn�trznych.
- W sieci, tak. - Nigel by� za stary, by wykonywa� prac�, si�� w�asnych mi�ni, lecz nikt nie mia� zastrze�e� do jego koordynacji ruch�w i refleksu. Z tego wzgl�du, co prawda wspomagany przez sta�y medserwis, zosta� po��czony z serworobotami, kt�re pracowa�y na zewn�trz statku.
- Widzisz, mam d�ug� list� oczekuj�cych na ten rodzaj pracy, a ty jeste�...
- Za stary - dopowiedzia� bez ogr�dek Nigel.
- C�, mn�stwo ludzi tak uwa�a. Kiedy dojdzie do g�osowania, kto i co b�dzie robi� w przestrzeni Izydy, dostaniesz mn�stwo czerwonych chor�giewek.
-Nic dziwnego.
- Jestem tutaj, aby prosi� ci� o rezygnacj�. Wycofanie si� z operacji zewn�trznych.
- Nie.
- Co?
Z pewno�ci� nie mog�o to by� takie trudne do zrozumienia.
- Nie.
- Ale g�osy naszej spo�eczno�ci s� prawie decyduj�ce.
- Nie, s� zaledwie sugesti�. Moi koledzy z zespo�u nie wylej� mnie w taki spos�b. To ty jeste� struktur� dowodzenia, Ted. Z pewno�ci� wiesz, �e mo�esz uchyli� ka�dy wynik g�osowania z wyj�tkiem bezwzgl�dnej wi�kszo�ci.
- C�...
- Mamy tysi�c dwustu sze��dziesi�ciu sze�ciu g�osuj�cych i w�tpi�, �eby wi�kszo�� chcia�a mnie wysiuda�. Wi�kszo�� albo nic nie wie o mojej pracy, albo o ni� nie dba.
Ted mia� drobny nawyk. Zaciska� szcz�ki i napina� usta tak nieznacznie, �e Nigel ledwo dostrzega�, jak blednie czerwie� jego warg. Potem zwiera� z�by i pociera� nimi o siebie delikatnie i metodycznie, jakby je ostrzy�. Mi�nie pofa�dowa�y sk�r� na jego szcz�ce.
- Teoretycznie, Nigel, masz racj�.
- Ot� to.
- Ale ze wzgl�du na dobro spo�eczno�ci musisz zrozumie�, �e aktywna opozycja znacz�cej mniejszo�ci jest, no c�, sprzeczna z d�ugofalowymi interesami naszej misji i...
- Cholera jasna!
Ted zn�w zazgrzyta� z�bami, napinaj�c mi�nie �uchwy.
- Uwa�am, �e alternatywne zaj�cie uzna�by� za ca�kiem atrakcyjne.
- Mianowicie?
- Ci�ka praca w odlewni.
Topienie ska�y asteroidy, wywo�ywanie napr�e� wst�pnych w materiale z celu polepszenia jego w�asno�ci wytrzyma�o�ciowych, pos�ugiwanie si� laserowymi no�ami i wi�zkami elektron�w.
- Wgniazdowany?
- Eee... tak, jasne.
Pod��czaj� ci� do wielkich maszyn przez gniazda umieszczone na biodrze, kolanie, �okciu i nadgarstku. Delikatne elektroniczne interfejsy po��czone s� bezpo�rednio z nerwami. Wtedy czujesz maszyn�, czujesz jak maszyna, pracujesz jak maszyna, s�u�ysz maszynie, jeste� maszyn�.
- Nie.
- Ostatnio cz�sto u�ywasz tego s�owa, Nigel.
- Jest wyj�tkowo ekonomiczne.
Ted westchn�� - spontanicznie czy z wyrachowaniem? Trudno powiedzie� - i zacisn�� wielkie r�ce na kolanach. By�o mu niewygodnie w pozycji zazen, nawet bez but�w. Z jakiego� powodu wi�kszo�� go�ci siada�a w ten spos�b, cho� sam Nigel zwykle rozk�ada� si� na poduszkach. By� mo�e kanciasta prostota orientalnego wn�trza narzuca�a ludziom w nim przebywaj�cym dyscyplin� prostowania kr�gos�upa. Jemu to otoczenie sugerowa�o co� wr�cz przeciwnego.
- Nigel, wiem, �e nie chcesz odchodzi� od operacji zewn�trznych, ale my�l�, �e po przej�ciu do odlewni poczujesz si�...
- Jak ostemplowany znaczek.
Ted poczerwienia�.
- Do licha, od ka�dego cz�onka za�ogi spodziewam si� po�wi�cenia! Prosz� ci� o zmian� pracy, cho� w zasadzie...
Nigel machn�� r�k�, nakazuj�c mu milczenie. Odkry�, �e ten gwa�towny gest, ko�cz�cy si� wysuni�ciem palca wskazuj�cego, prawie zawsze powstrzymuje szybkostrzelne s�owne ataki Teda. Bezcenna sztuczka.
- A je�li nie pos�ucham? Wtedy co, sloty spowalniaj�ce?
To wywar�o zamierzony efekt. Nag�e wyci�gni�cie slot�w spowalniaj�cych na �rodek sceny znacznie podnios�o stawk�, co z kolei zak��ci�o prowadzenie negocjacji w spos�b ulubiony przez administrator�w - w pe�ni kontrolowany. Poza tym przypomnia�o Tedowi, �e Nigel przyczyni� si� do ich rozwoju jako dobrowolny kr�lik do�wiadczalny; ju� zap�aci� cen�, kt�ra by�a bardziej ni� metaforyczna.
- Nigel... - zacz��, powoli kr�c�c g�ow�. - Jestem zdziwiony, �e my�lisz takimi kategoriami. Nikt w spo�eczno�ci "Lansjera" nie chce zapakowa� ci� do spalni. Przyjaciele po prostu pr�buj� da� ci do zrozumienia, �e by� mo�e nadszed� czas odst�pienia od zada� wymagaj�cych refleksu, zr�czno�ci i wytrzyma�o�ci, kt�re to cechy, sp�jrzmy prawdzie w oczy, stopniowo tracisz. My wszyscy...
- Racja. Innymi s�owy, zawsze postrzegali�cie m�j przydzia� do prawdziwej, fizycznej roboty na zewn�trz jako polityczn� rybk� rzucon� tr�jwymiarowej, wysoko postawionej foce.
- Twarde s�owa, Nigel. I, oczywi�cie, zupe�nie nieprawdziwe.
Nigel u�miechn�� si� i spl�t� r�ce na karku. Le�a� teraz z wysoko uniesionymi �okciami, co napina�o mi�nie dolnych partii plec�w.
- Nie tak chybione, jak m�g�by� my�le� - wymrucza� niemal sennie. - Nie tak dalece... - W jego umy�le miga�y stare obrazy: wtargni�cie Obcych do Uk�adu S�onecznego, per�owa sfera "Snarka", statku zwiadowczego, z kt�rym spotka� si� tylko na chwil�, za Ksi�ycem; wrak z Mare Marginis, ksi�ycowego Morza Brzegowego - zmia�d�ona skorupka jaja, kt�ra spad�a z gwiazd milion lat temu; pokr�tna logika komputera obcych z "Marginis", komputera, kt�ry nauczy� ich, jak zbudowa� "Lansjera". By� tam, widzia� to wszystko, ale teraz obrazy sp�owia�y.
- Mia�em nadziej�, �e wywr� na tobie wra�enie wag� g�osowania. - Powiedzia� powa�nie Ted. - Za par� miesi�cy znajdziemy si� w przestrzeni Izydy. Zespo�y powierzchniowe musz� rozpocz�� �wiczenia na serio. Nie mog� wszystkim dogodzi�...
- Przejd� na status wsparcia - rzuci� nonszalancko Nigel.
- Co?
- Wstaw mnie do rezerwowej jednostki badawczej. Z pewno�ci� b�d� si� zdarza�y martwe chwile, kiedy znajdziemy si� na powierzchni. Czas, kiedy wi�kszo�� za�ogi �pi albo pracuje nad czym� innym. Chyba nie chcesz, �eby serwomodu�y sta�y bezczynnie na powierzchni, prawda? Ja b�d� tylko sta� na posterunku, b�d� pe�ni� wart�, dop�ki do akcji nie wkroczy w�a�ciwa ekipa robocza.
- Hmm, nie to dok�adnie mia�em...
- Mam w nosie twoje plany, je�li chcesz zna� prawd�. Proponuj� kompromis.
- Wsparcie nie jest pe�noetatowym zaj�ciem.
- Wezm� jak�� dodatkow� robot�.
- C�...
- Co� w hydro. Mo�e w agro. Tak, to mi si� spodoba.
Przygl�da� si�, jak Ted przetrawia t� now� mo�liwo��. Ten cz�owiek traktowa� pomys� jak ma�e szybkie zwierz�tko, prawdopodobnie niegro�ne, ale nieprzewidywalne, kt�re z r�wn� �atwo�ci� mo�e zatopi� k�y w jego kciuku, co czmychn�� w niespodziewanym kierunku. Nigel nie by� jednak ani w�em, ani jesiotrem, a Ted nie lubi� rzeczy bez etykietek. Za kierowan� grupowo polityk� "Lansjera" kry�a si� tradycyjna drabina kierownicza z instynktami starymi jak Tyr.
Ted u�miechn�� si� niespodziewanie.
- Dobrze. Dobrze. Nigel, jestem szcz�liwy, �e umia�e� spojrze� na to naszymi oczami.
- Niew�tpliwie.
- Nigel...
Zapad�a napi�ta cisza.
- Jest jeszcze co�, Ted.
- Tak, jest. Chyba powiniene� u�wiadomi� sobie, �e jeste�... �e diametralnie r�nisz si� od swoich koleg�w. To mo�e wywrze� wp�yw na g�osowanie.
- Inne pokolenie.
Ted omi�t� wzrokiem stonowane p�aszczyzny pokoju. Wi�kszo�� wn�trz w "Lansjerze" pokrywa�y �wie�e widoki las�w, oceanu, g�r. Tutaj by�y surowe k�ty i �adnych namiastek naturalnych przestrzeni. To budzi�o w Tedzie wyra�ny niepok�j. Nigel patrzy�, jak go�� zn�w zmienia pozycj�, i spr�bowa� odczyta� jego my�li. Przejrzenie ludzi pokroju Teda stawa�o si� coraz trudniejsze bez anga�owania si� w wyczerpuj�cy proces ca�kowitego wnikania w ich �wiadomo��. Poza tym Ted by� Amerykaninem. Nigel mieszka� w Stanach Zjednoczonych przez wi�ksz� cz�� �ycia, ale zachowa� angielski spos�b my�lenia. Wiele z wy�szych stanowisk na "Lansjerze" zajmowali go�cie w rodzaju Teda - ulizane, ugrzecznione ameryka�skie typy z kadry kierowniczej - i Nigela odgradza�o od nich co� wi�cej ni� r�nice wynikaj�ce z wieku.
- S�uchaj - zacz�� znowu Ted g�osem stanowczym i rzeczowym - wszyscy wiemy, �e jeste�... c�, �e twoja aktywno�� nerwowa zosta�a powi�kszona przez komputer "Marginis". Podobnie jak twoje sensory wej�cia, przetwarzania, korelacji danych - to wszystko mo�e u ciebie zachodzi� na mn�stwie poziom�w. Jednocze�nie. Przejrzy�cie.
- Ho-ho.
- Musisz wydawa� si� troch� dziwny, to jasne. - U�miechn�� si� zwyci�sko. - Ale czy musisz zachowywa� si� z tak� rezerw�? Gdyby� cho� spr�bowa� do nas dotrze�, gdyby� cho� odrobin� okaza�, �e chcesz pokaza� nam, jak to jest, to...
- Tanaka i Xiaoping i Klein i Mauscher... - Nigel monotonnym g�osem wyrecytowa� nazwiska. Ci ludzie przyszli po nim i eksperymentowali z sieci� komputerow� obcych na "Marginis". Wszyscy zostali zmienieni, wszyscy my�leli teraz inaczej, wszyscy meldowali, �e postrzegaj� �wiat pod zupe�nie innym k�tem.
- Tak, znam ich prace - przerwa� mu Ted. - Mimo to...
- Czyta�e� ich opisy. Widzia�e� ta�my.
- Jasne, ale...
- Nie wiem, czy to jaka� pomoc. Sam nie do ko�ca rozumiem te materia�y.
- Doprawdy? Przypuszcza�bym, �e wszyscy macie du�o wsp�lnego.
- Mamy. Na przyk�ad, �aden z nas nie umie o tym opowiedzie�.
- Dlaczego?
-A po co? To zaledwie jeden ze sposob�w.
- Raport w tr�jwymiarze, zrobiony przez Xiaopinga, ma dla nas wielkie znaczenie. Gdyby�...
- Ale nie dla mnie. I sam ten fakt jest wa�niejszy ni� wszystko inne, co mog� ci powiedzie�.
- Gdyby� tylko...
- Dobrze. S�uchaj, s� cztery stany �wiadomo�ci. Jest "Aha!" i "Mniam-mniam" i "Ojoj!" Ale przez wi�kszo�� czasu dominuje "Ho-ho". - Nigel ob��ka�czo wyszczerzy� z�by.
- Okay, okay. Powinienem by� m�drzejszy. - Ted u�miechn�� si� lekko. Siorbn�� fusy herbaty. Nigel zmieni� pozycj�, odci��aj�c ko�� ogonow�. Mieszkanie le�a�o w znacznej odleg�o�ci od osi obrotu "Lansjera", wi�c si�a od�rodkowa by�a tutaj wi�ksza ni� w jego starej kwaterze w kopule. Gdy si� poruszy�, jego sk�ra zmarszczy�a si� jak zbyt d�ugo u�ywana torba. Nadal by� �ylasty, wiedzia� jednak lepiej ni� ktokolwiek inny, �e jego mi�nie robi� si� wiotkie i niepewne. Popatrzy� na czerwone plamy na r�kach i pozwoli� sobie na westchnienie. Ted m�g� mylnie zinterpretowa� ten d�wi�k, ale pal go diabli.
Ted za�mia� si�.
- Musz� to zapami�ta�. Ho-ho, tak. Aha, s�uchaj - rzuci� z o�ywieniem, zbieraj�c si� do odej�cia - twoja reakcja na t� spraw� z robot� by�a pierwsza klasa. Ciesz� si�, �e zadzia�a�o. Ciesz� si�, �e rozwi�zali�my problem, zanim sta� si�, no c�, trudniejszy.
Nigel si� u�miechn��. Wiedzia� doskonale, �e nie rozwi�zali absolutnie niczego.
2
- Jak my�lisz, o co naprawd� chodzi Tedowi? - zapyta�a Nikka.
Spacerowali �cie�k�, kt�ra bieg�a wewn�trz obwodu kopu�y. Najlepszy odcinek tworzy� d�ugi na sto metr�w zagajnik, g�sty od sosen, d�b�w i zielonych krzak�w. Mog�a to by� tylko sztuczka wyobra�ni, ale tutejsze powietrze wydawa�o si� lepsze.
- Prawdopodobnie o nic wi�cej ni� m�wi. Na razie.
- My�lisz, �e ze mn� b�dzie to samo?
Delikatna mgie�ka sun�a nad czubkami drzew, przys�aniaj�c pola uprawne, kt�re wisia�y wprost nad ich g�owami. W oddali, wzd�u� osi, Nigel m�g� zobaczy� drug� stron� kopu�y. K�aczki bawe�ny -chmury - zgromadzi�y si� wzd�u� osi o zerowej grawitacji i widzia� przez nie odleg�y zielony dywan, tak daleki, �e dawa�y si� rozr�ni� tylko geometryczne kreski obsadzonych rz�d�w: strefa ogrodu.
- Nic takiego nie m�wi�. - Nigel odwr�ci� si� ku niej i rozpostar� ramiona. - A w og�le, dlaczego pytasz?
- Jestem, zaraz po tobie, najstarszym cz�onkiem za�ogi.
- Do licha, przecie� nie jeste� stara.
- Nigel, mamy po dwadzie�cia lat wi�cej od innych.
Wzruszy� ramionami.
- Moja praca wymaga zdolno�ci motorycznych. Maj� cholern� racj�, robi� si� sztywny i niezdarny. Ale ty jeste� w doskona�ej kondycji. Nie ma...
- Lata, kt�re sp�dzi�e� w spowalniaczu, op�ni�y proces starzenia.
- W pewnym stopniu. Nie tak bardzo.
Nikka przyspieszy�a; jej zniecierpliwienie objawia�o si� w denerwuj�cym sposobie ko�ysania biodrami. Pomy�la�, �e nadal jest w zdumiewaj�cej formie. Proste czarne w�osy, zwi�zane na czubku g�owy, niczym czarna kaskada sp�ywa�y do po�owy plec�w. Nigel zmusi� si� do spojrzenia na ni� tak jakby by�a obca, jakby ocenia� j� z perspektywy Teda. Z wiekiem sk�ra napi�a si� jej na wydatnych ko�ciach policzkowych. Nie mia�a ju� dawnej si�y, to zrozumia�e, ani energii wczesnego wieku �redniego. Ale nadal przypomina�a wspania��, strzelist� budowl�, kt�ra nie wykazuje �adnych tendencji do nachylania si� ku ziemi.
Wdycha�a powietrze z wyra�n� przyjemno�ci�. Tutaj, w pobli�u ro�lin i cystern z algami, by�o ono zdecydowanie �wie�sze. Z zamkni�tymi oczami mo�na by�o niemal uwierzy�, �e jest si� w prawdziwym lesie. Nie s�ysza�o si� nawet st�umionego basowego dudnienia nieustannego p�omienia syntezy j�drowej.
- Nigel, tyle czasu - poskar�y�a si� niespodziewanie Nikka.
Pokiwa� g�ow�. Min�o dwana�cie lat, od kiedy "Lansjer" odstrzeli� akceleratory i przyspieszy�, z wysi�kiem zbli�aj�c si� do pr�dko�ci �wiat�a. Nigel uj�� r�k� Nikki i u�cisn��. Wszyscy wype�niali sobie ten czas prac�, badaniami, eksperymentami w rodzaju slot�w spowalniaj�cych, obserwacjami astronomicznymi. Ale lata mia�y swoj� wag� i odciska�y swoje pi�tno.
"Lansjer" powsta� w ekspresowym tempie.
W dwa tysi�ce dwudziestym pierwszym roku gigantyczna sie� radiowa, rozpi�ta po drugiej stronie Ksi�yca, odebra�a dziwny sygna�. By� to s�aby zmienny wz�r, modulowany amplitudowo. Pojawi� si� wyra�nie na cz�stotliwo�ci stu dwudziestu megaherc�w, na �rodku radiowego pasma komercyjnego. Sie� radiowa do prowadzenia bada� astrofizycznych zosta�a rozpi�ta w zakresie niskiej cz�stotliwo�ci, w d� od dziesi�ciu kiloherc�w. Projektanci w Goldstone, Bonn i Pekinie dopiero niedawno zainstalowali sprz�t zwi�kszaj�cy zakres systemu do megaherc�w, poniewa� pasma komercyjne sta�y si� tak ha�a�liwe, �e z powierzchni Ziemi nie mo�na by�o przeprowadza� pomiar�w astrofizycznych. Ksi�yc stanowi� tarcz� skutecznie eliminuj�c� zak��cenia odbioru.
Emisja, jak m�wili znawcy, wyr�nia�a si� nieprzypadkowymi elementami. Wybija�a si� nad galaktyczny radiowy szum t�a, a potem, zanim sekwencja modulacji amplitudowych mog�a utworzy� sp�jny wz�r, niewyra�ne dr�enie elektromagnetyczne zanika�o.
Najbardziej prawdopodobne wyja�nienie m�wi�o, �e to jaki� sporadyczny proces naturalny, by� mo�e przypominaj�cy emisj� fal decymetrowych przez Jowisza. �r�d�em promieniowania tego typu by�y roje elektron�w w pasach magnetycznych otaczaj�cych planet�. Fale przechodz�ce przez pasy zbija�y elektrony, kt�re w konsekwencji promieniowa�y jak naturalna antena. Emisje Jowisza mia�y fale d�ugo�ci setek metr�w, sporo poni�ej zakresu megaherc�w. Aby wyja�ni� pochodzenie nowych emisji, astronomowie wysun�li postulat gigantycznej gazowej planety z du�o silniejszymi polami magnetycznymi albo wi�ksz� koncentracj� elektron�w.
Kiedy zlokalizowali �r�d�o, ten model nabra� sensu. Chodzi�o o BD +36�2147, nik�� czerwon� gwiazd� oddalon� o osiem i jedn� dziesi�t� roku �wietlnego i maj�c�, jak si� wydawa�o, wielk� planet�. Sytuacja sta�a si� nieco k�opotliwa.
Agencja finansuj�ca program, ISA, zastanawia�a si�, dlaczego gwiazda le��ca tak blisko nie zosta�a rutynowo sprawdzona pod k�tem niezwyk�ych emisji. Nasuwa�o si� oczywiste wyja�nienie: badania i pieni�dze koncentruj� si� na wysokoenergetycznych, spektakularnych obiektach - pulsarach, kwazarach, radio�r�d�ach. Ma�e czerwone gwiazdy nie budzi�y zainteresowania. Og�lnie rzecz bior�c, by�y pospolite, trudne do zobaczenia, a poza tym wiod�y wyj�tkowo nieciekawy �ywot. Obiekt BD +36�2147 nigdy nie zosta� nazwany. Zlepek liter i cyfr oznacza� po prostu, �e gwiazda po raz pierwszy zosta�a zarejestrowana w katalogu Bonner Durchmeisterung w dziewi�tnastym stuleciu. K�t deklinacji wynosi� plus trzydzie�ci sze�� stopni, a 2147 oznacza� numer kolejny w katalogu, nawi�zuj�cy do innej wsp�rz�dnej gwiazdy - rektascensji.
Na podstawie lekkich perturbacji gwiazdy mo�na by�o wydedukowa�, �e wok� niej obraca si� co� wielkiego i ciemnego. Nasuwa� si� logiczny kandydat: planeta typu superjowiszowego. W tym czasie za pomoc� orbitalnych teleskop�w optycznych znaleziono ju� setki ciemnych towarzyszy wok� pobliskich gwiazd, co dowodzi�o, i� systemy planetarne s� naprawd� pospolite - i w ten spos�b zako�czy� si� sp�r trwaj�cy stulecia.
Pierwszy niepokoj�cy fakt wyszed� na �wiat�o dzienne, kiedy ISA pogrzeba�a w starych raportach badawczych radioteleskop�w operuj�cych z Ziemi. Okaza�o si�, �e BD +36�2147 by�a systematycznie obserwowana. Nie wykryto w�wczas �adnych emisji. Obecne transmisje fal radiowych musia�y si� zacz�� w ci�gu trzech ostatnich lat.
Druga niespodzianka wyskoczy�a par� miesi�cy p�niej. W czasie jednego z rzadkich dwuminutowych interwa��w zaznaczy� si� silny wz�r fali. Modulowany amplitudowo sygna� by� fal� no�n�, jak w komercyjnym radiu. Przefiltrowane, przyspieszone i dostarczone do wyj�cia fonicznego, ca�kiem wyra�nie zabrzmia�o "i". Nic wi�cej. Po tygodniu kolejna trzyminutowa porcja zosta�a odczytana jako "Nil". Wielkie ucho radiowe by�o teraz nastawione bez przerwy na BD +36�2147. Siedem miesi�cy p�niej wychwyci�o s�owo "po".
S�owa nadchodzi�y z przera�aj�c� powolno�ci�. Niekt�rzy radioastronomowie dowodzili, �e by� mo�e maj� do czynienia z jakim� dziwacznym sposobem obni�ki koszt�w. Gdy sygna� cz�sto zanika, s�uchacz trac�cy fragment d�ugiego d�wi�ku mo�e nadal rozpozna� s�owo. Teoria ta jednak nie wyja�nia�a, dlaczego sygna� traci ostro�� i zmienia si� tak denerwuj�co. Brzmia�o to tak, jakby jaka� odleg�a stacja zaczyna�a nadawa� jedno s�owo, a potem, jeszcze zanim zosta�o zako�czone, zmienia�a je na inne.
Sygna�y nap�ywa�y, od czasu do czasu wykrztuszaj�c jaki� strz�p, s�owo, sylab� - ale nigdy do��, by wiadomo�� sta�a si� jasna. Ich pochodzenie musia�o by� sztuczne. To unicestwi�o teori� magnetosfery superjowia�skiej. Mimo wszystko badacze trzymali si� w�skiego zakresu cz�stotliwo�ci i to okaza�o si� s�uszne.
Po o�miu miesi�cach pilnego nas�uchu wychwycono zmian� cz�stotliwo�ci wskutek zjawiska Dopplera. Zmiana wyst�powa�a co dwadzie�cia dziewi�� dni. Logiczne wyja�nienie brzmia�o, �e rozproszone impulsy pochodz� z planety, kt�ra, kr���c wok� czerwonego kar�a, na przemian zbli�a si� i oddala od Ziemi. Obserwacje optyczne pozwoli�y okre�li� �wiat�o�� gwiazdy, a teoria niezawodno�ci umo�liwi�a podanie prawdopodobnej masy - trzydzie�ci dwie setne mas s�onecznych, a wi�c gwiazda nale�a�a do klasy M2. Zwa�ywszy na dwudziestodziewi�ciodniowy "rok" planety i mas� kar�a, na podstawie praw Newtona wyliczono, �e odleg�o�� planety od jej zimnej gwiazdy jest dziewi�ciokrotnie mniejsza ni� ma to miejsce w przypadku uk�adu Ziemia-S�o�ce.
To tyle, je�li idzie o obserwacje z Ziemi i jej najbli�szego s�siedztwa. Zespo�y radiowe przez ca�e lata pr�bowa�y si� doszuka� przesuni�cia dopplerowskiego, b�d�cego wynikiem obrotu samej planety. Nie stwierdzono niczego takiego, ale te� nikt si� tego nie spodziewa�. Planeta kr���ca tak blisko swojej gwiazdy musia�a by� unieruchomiona przez si�y p�yw�w, stale zwr�cona jedn� stron� ku swojemu s�o�cu. Ostatecznie ziemski Ksi�yc i galileuszowe satelity Jowisza te� s�, przez oddzia�ywania p�ywowe, w ten spos�b zwi�zane ze swoimi planetami macierzystymi. Gdyby nie konkurencyjne przyci�ganie innych planet, r�wnie� Merkury by�by zwr�cony t� sam� p�kul� w stron� S�o�ca.
Ale unieruchomione p�ywowo �wiaty by�y wrogie dla �ycia. Wszyscy o tym wiedzieli. Jedna strona by�a bez przerwy pra�ona przez s�o�ce, a druga zamarzni�ta. Kto m�g�by w takim miejscu prze�y� i zbudowa� nadajnik radiowy? A mo�e mieszka�cy zajmowali tylko stref� p�mroku?
Prawd� mo�na by�o pozna� tylko w jeden spos�b: polecie� i sprawdzi� na w�asne oczy. W dwa tysi�ce dwudziestym dziewi�tym roku ISA wystrzeli�a do BD +36�2147 ma�e pr�bniki relatywistyczne na misj� bliskiego rozpoznania. Jedna sonda przesta�a funkcjonowa� w wybuchu promieni gamma jeden i trzydzie�ci sze��setnych roku �wietlnego od Ziemi. Diagnostyczne urz�dzenia pok�adowe poinformowa�y o rozb�ysku w komorze fuzyjnej, zanim statek uleg� dezintegracji. ISA poprawi�a komor� w drugiej sondzie i ta przetrwa�a, �eby przemkn�� obok systemu BD +36�2147 niemal z pr�dko�ci� �wiat�a.
Gazowy olbrzym orbitowa� we w�a�ciwym miejscu, powoduj�c dostrze�one z Ziemi chybotanie gwiazdy. Lekki rytm BD +36�2147 umo�liwi� obliczenie orbity gigantycznej planety i sonda zosta�a zaprogramowana w taki spos�b, �eby przej�� jak najbli�ej niej. Ale be�kot radiowy pochodzi� ze �wiata wielko�ci Ziemi, kr���cego bli�ej gwiazdy. Kiedy sonda przelatywa�a obok gazowego olbrzyma, druga planeta znajdowa�a si� dok�adnie po przeciwnej stronie czerwonego kar�a, dlatego automatyczne przyrz�dy, przestrajaj�ce si� w szale�czym tempie, nie zdoby�y wielu danych.
Ma�e, szybkie i tanie sondy by�y ulubionym sprz�tem ISA, Mi�dzynarodowej Agencji Kosmicznej. Nie potrafi�y jednak reagowa� plastycznie, a teoria gier wykaza�a, �e w obliczu nieznanego ryzyka ich wyb�r nie odznacza si� najlepsz� strategi�.
Specjali�ci analizuj�cy modele sytuacji konfliktowych orzekli, �e najlepszym rozwi�zaniem b�dzie rekonesans w pe�nej sile: "Lansjer". I tak trzy supermocarstwa po��czy�y si�y i po�wi�ci�y dopiero co uko�czony projekt Kolonii Libracji. ISA zaj�a stref� �ycia wewn�trz wiruj�cego �wiata asteroidy, wyci�a wi�cej pomieszcze� w skale i doda�a duralitowe komory ci�gu, kt�re mog�y przetrwa� proces fuzji. Projekt by� kopi� wraka z Mare Marginis i sprawowa� si� dobrze. Wzruszyli gleb�, posadzili ro�liny, wyryli korytarze, poci�li ska�� i stworzyli miniaturowy ekosystem wewn�trz wydr��onej elipsoidalnej kopu�y.
Wszystko po to, by polecie� z pr�dko�ci� o u�amek mniejsz� od �wietlnej w kierunku czerwonej radiolatarni BD +36�2147, przemianowanej teraz na Ra. S�owo "Nil" w przekazie, oderwane i najprawdopodobniej �le zrozumiane, sta�o si� pretekstem do przypomnienia mitologii Egiptu. Planeta, z kt�rej pochodzi�y sygna�y, zosta�a nazwana Izyd� od imienia bogini p�odno�ci i urodzaju. Zewn�trzny gazowy olbrzym otrzyma� imi� jej syna, Horusa. Zadecydowanie o tym wszystkim zaj�o �rodowisku astronom�w dwa lata, w londy�skim "Timesie" ukazywa�y si� listy w tej sprawie. Oczywi�cie, in�ynierowie mieli to w nosie.
Gdy szli przez pola, zbo�e szele�ci�o, a ten suchy szelest przypomina� Kansas pod koniec �niw. Nigel ocieni� oczy przed twardym blaskiem lamp fosforowych. Wielkie prostok�ty, regularnie rozmieszczone w zakrzywionej pod�odze kopu�y, o�wietla�y pola po przeciwnej stronie i nap�dza�y ekologiczny system "Lansjera". O�wietlenie panoramiczne dook�lne. Synteza w gardzieli fuzyjnej "Lansjera" dawa�a do�� energii, �eby zasili� panele fosforu, ale Nigel nie potrafi� si� oprze� wra�eniu, �e to rozrzutne marnotrawienie foton�w.
Nikka przerwa�a mu te rozmy�lania.
- Jak my�lisz, jaka b�dzie najlepsza taktyka?
- S�ucham?
- Musimy po�o�y� kres tej krytyce. Nas... naszych...
- Malej�cych zdolno�ci fizycznych.
- W�a�nie.
- Powinni�my zaj�� si� czym� skromnym. Niskich lot�w.
- Dop�ki nie dotrzemy do Izydy.
- Wtedy... c�, wmanewrujemy si� w interesuj�c� prac�.
- Nie pozw�lmy posadzi� si� przy biurkach.
- Racja. Mo�e b�dziemy musieli zadowoli� si� tylko kontrolowaniem robot�w albo czym� takim, ale...
- Zero przek�adania papier�w.
- W�a�nie. Tymczasem...
- ...trzymajmy sukinsyn�w na dystans.
U�miechn�a si� i powt�rzy�a z niejak� ulg�:
- Trzymajmy sukinsyn�w na dystans.
Wiele miesi�cy wcze�niej "Lansjer" wyrzuci� samoczynnie rozk�adaj�c� si� sie� radiow� i zostawi� j�, by kozio�kowa�a za ruf�. Lec�c w kokonie zjonizowanej plazmy, nie mogli kre�li� map radiowych wysokiej rozdzielczo�ci.
Sie� roz�o�y�a si� i rozpostar�a. Alex kontrolowa� zdalnie serwomechanizmy anteny, mozolnie kompiluj�c radiow� map� systemu Ra. Sama gwiazda p�on�a gwa�townie, wyrzucaj�c wysoko w koron� j�zory protuberancji. Szczeg�owe skartowanie celu, czyli Izydy, potrwa o wiele d�u�ej.
Nikka przebudzi�a Nigela, kiedy ich zegar kabinowy wybi� godzin�.
- Daj mi spok�j - warkn��.
- Przesta� udawa� opalaj�cego si� na s�o�cu krokodyla. Masz przegl�d kompilacji pierwszej mapy Izydy. Chcia�e� zobaczy�.
- Aha. Wyobra�am sobie.
Nikka stukn�a w nadgarstek i rozwin�� si� ekran �cienny. �ciszy�a na�o�ony komentarz Aleksa i powi�kszy�a map�. Nigel zerkn�� na okr�g�y obraz. Na tarczy Izydy wi�o si� spaghetti izolinii.
- Planetarny tr�dzik - skomentowa�.
- To tutaj wygl�da jak system doliny rzecznej - pokaza�a Nikka.
- Niemo�liwe. Z�udzenie wzrokowe. To nie radar, pami�taj. Zbieraj� transmisje z Izydy.
- Kt�re pochodz� z ca�ej planety? Jak to mo�liwe?
Przymru�y� oczy.
- Niemo�liwe. Prosty, skuteczny spos�b wys�ania przekazu na odleg�o�ci mi�dzygwiazdowe polega na skorzystaniu z jednej nieruchomej sta�ej anteny.
- Tak... - Nikka przeczesa�a palcami ciemne, l�ni�ce w�osy. - Przynajmniej tak nam si� wydaje.
- Fale elektromagnetyczne s� niezale�ne od kultury. U�ywanie wielu anten po prostu mija si� z celem.
Pod��czy� si� do dyskusji w trybie interaktywnym, nadal le��c w ��ku. Nie wy�oni�y si� �adne interesuj�ce pomys�y.
- Poczekajmy, a� znajdziemy si� bli�ej - zadecydowa�. Nikka maksymalnie powi�kszy�a map�.
- Mimo wszystko uwa�am, �e to wygl�da jak dolina rzeki.
3
Izyda by�a czerwonym �wiatem. Barwy Marsa, pomy�la� Nigel, patrz�c na ni� z g�ry. Ale �wiatem bogatym w powietrze, otulonym przez chmury.
Jedna ciep�a p�kula zawsze zwr�cona ku Ra; druga - patrz�ca w pustk� i skuta wiecznym mrozem: wi� p�yw�w. W trwaj�cej od niepami�tnych czas�w nocy powierzchnia j�cza�a pod ci�arem ogromnych b��kitnych l�dolod�w. Po�owa planety pokryta czasz� lodu.
Wiatr ze strefy zmroku omiata� wielkie, drzemi�ce, otulone biel� g�ry, przynosz�c tchnienie �wie�ej wilgoci. Przy wiecznej linii brzasku, gdzie pe�za�o ciemnor�owe �wiat�o, g�ry lodowe sp�ywa�y do czerwonego oceanu. Morze okr��a�o Izyd� od bieguna do bieguna, oddzielaj�c l�d i l�d. Widziane z g�ry, by�o r�owe i l�ni�ce, porysowane przez wichry, poc�tkowane pomara�czowo��tymi chmurami.
Bli�ej strony s�o�ca szerokie wachlarze fal t�uk�y w podstawy stromych, krzemiennych urwisk. Morze dar�o pazurami wyniesione wa�y obronne jedynego, rozleg�ego i poc�tkowanego br�zowo kontynentu.
Palce wody wciska�y si� w g��b l�du, w kierunku Ra. Doliny rzeczne ��obi�y szary granit, jak gdyby chwytaj�c kurczowo twarz tego �wiata, aby si�� zwraca� jaw stron� ognia. Palce wetkni�te w Oko.
Kana� 11: Tak, moim zdaniem ten wz�r pasuje do teorii. Klasyczny rozk�ad napr�e�, wida� normalne uskoki i zr�by przy biegunach...
Kana� 20: Chwila, tu nie ma wcale biegun�w i je�li dobrze kapuj�, twoje wyliczenia, twoja r�wnowaga jest do kitu od pierwszego kroku...
Kana� 5: ...Rany boskie, sprawd� sk�ad chemiczny, chcia�bym...
Kana� 11: Nie, mam ca�e nadaj�ce si� do wykorzystania kontinuum teoretycznej r�wnowagi i ten przypadek pasuje; wszystko gra, je�li za�o�ymy, �e Izyda wcze�niej si� obraca�a. Wtedy powsta�o wybrzuszenie na r�wniku, a potem, kiedy Ra zahamowa� jej ruch obrotowy, co wyzwoli�o energi� od�rodkow�, spr�bowa�a doprowadzi� powierzchni� do porz�dku, pozby� si� tego wystaj�cego garbu i st�d sp�kania o charakterze globalnym...
Kana� 5: ...zbyt du�a absorpcja w tych oceanach i par� dziwnych linii, patrzcie na te skoki wok� 5480 angstrem�w, to nie jest...
Kana� 18: Zabawne, jeziora w tych g�rach, kawa�ek od Oka, s� b��kitne, ale ocean jest r�owy. Ciekawe, co...
Kana� 5: Na prze��czach pada deszcz, topi �nieg, wi�c powinny by� b��kitne...
Kana� 11: ...uskoki wsteczne rozrywaj� kopu��, a energia uwalnia si� w kierunku obrze�y...
Kana� 20: Okay, nie ma biegun�w, pomin��e� warstw� graniczn� i tylko dzi�ki temu wyliczenia nabra�y sensu. Widzisz te �ciany czo�owe w uk�adzie obrze�y? Przypuszczam, �e �wiadcz� o pewnej relaksacji skorupy, kiedy planeta zwolni�a, kiedy rozpocz�� si� wielki proces tektoniczny...
Kana� 5:.. .struktura 5480 jest tylko rozproszeniem wstecznym z g�r, musi by�, Nigel, bo to grupa krzemianu �elaza, jasne jak s�o�ce, tutaj co prawda cholernie zamulone, i...
Kana� 11: ...masz sieci kompresji, kt�re daj� te uskoki skr�cone czy uskoki poprzeczne, widz� je na powi�kszeniu w podczerwieni, tutaj, mn�stwo row�w tektonicznych, powsta�y nowe formy powierzchni, kiedy planeta przesta�a si� obraca�...
Kana� 3: ...ale, z drugiej strony, czym s� te paskudne skoki dok�adnie na �rodku wykresu polaryzacji, co? Chyba nie b�dziesz mi wmawia�, �e daje je r�wnina b�ota, prawda? Nie bardzo. To morze, a �eby powsta� taki efekt, musi zawiera� tlenki �elaza i bior�c pod uwag� wykresy st�enia...
Kana� 18: B��kitne jeziora oznaczaj�, �e to, co barwi morza na czerwono, nie dzia�a na du�ych wysoko�ciach...
Kana� 5: Bzdura, nie mo�e by� efektu wysoko�ci przy takim �agodnym nachyleniu, to po prostu nie wytrzymuje...
Kana� 18: Okay, zmiana sk�adu chemicznego wymaga czasu, wi�c zanim opad deszczu dotrze do dolnych partii, co�...
Kana� 29: ...pomyli� si� dwa razy, Chryste, wi�c da�em sobie luzu i mrukn��em, �e nic z�ego w tym, �e nie ma si� nic do powiedzenia, jasne, ale nie pr�buj m�wi� tego g�o�no, i ten sukinsyn poszed� prosto do Gulvincha, a potem...
Kana� 20: ...narasta a� do tych kopulastych warstw - tak, niew�tpliwie - skorupa nie wytrzymuje nacisku i p�ka pod lodem, id� o zak�ad, �e na drugiej p�kuli te�, i st�d mn�stwo przesuni�� cyklicznych w materia�ach na powierzchni. Co par�set tysi�cy lat g��bokie pok�ady wy�a�� na wierzch, pomy�l, jak to wp�ywa na atmosfer�., kiedy pra�y si� to �elazo ods�aniane co jaki� czas...
Kana� 5: S�uchaj, wiemy jedno: popatrz na to spektrum, z ca�ym tym �elazem atmosfera by�aby redukcyjna, na pewno, z wyj�tkiem dopompowywanych poziom�w tlenowych, ale to tylko poziom oko�o dwuprocentowy, dwa procent O2, wida� to tutaj, patrz, tylko skok na tym skrzydle, linie st�enia s� zupe�nie inne ni� na Ziemi, ale za�o�� si�, �e to ten sam cholerny proces, �e w ten sam spos�b miliardy lat temu nasze powietrze przekszta�ci�o si� z redukuj�cego. K�opot w tym, �e O2 jest niewiele, no nie? Cholernie niewiele, gdyby� chcia� oddycha� tam na dole.
Kana� 36: To obie postacie, otw�rz oczy, le�� tam jedna na drugiej, trzeba by� �lepym, �eby...
Kana� 3: Aha, �elazawa i �elazowa. Obie. A zatem tam na dole jest mn�stwo tlenu, tyle co na Ziemi, lecz zwi�zanego przez �elazo.
Kana� 29: ...nic, co m�g�bym powiedzie�, nie...
Kana� 20: ...a wi�c ch�opcy od rozpraszania wstecznego maj� racj�, uskoki rozdzieraj� t� cholern� skorup� tak bardzo, �e �elazo ulega przez ca�y czas przemianom, powietrze nie mo�e utrzyma� tlenu, woda ko�czy si� zaraz po deszczu, a morze jest roztworem tego �elazawego g�wna, i w�a�nie tam jest O2, cz�owieku, m�wi� ci...
Kana� 56: Ten kole� w P4 ma jaki� wariacki pomys�, pos�uchajcie go, my�li, �e to wszystko jest �elazo, ale nastawcie sprz�t na t� wielk� plam�, a zobaczycie wielki wulkan. To na pewno siarka, wielkie rynny odprowadzaj�ce schodz� regularnie jak Maybelle, siarkowe wulkany wybuchaj� w �rodku Oka i siarka wi��e mn�stwo tlenu. W dodatku przy takich wiatrach mierzyli�my pr�dko�� w porywach, wiatr mo�e przemiesza� ca�� t� cholern� atmosfer� w dwa, mo�e w trzy lata, wi�c tam na dole wsz�dzie jest tlenek siarki, oto co jest w Oku, to nie wydmy piasku, nie dwutlenek krzemu, to dwutlenek siarki...
Obraz si� wyostrzy�, gdy komputery przefiltrowa�y przypadkowe refrakcje z g�stego powietrza na dole. Izyda si� przybli�y�a.
��cie�. Sucha, odwieczna ��cie�. G�adkie piaszczyste po�acie ��cieni, rozmigotane, urozmaicone p�owymi pasmami zwietrza�ych ska�. Oko wlepia�o si� w Ra, kt�re zawsze wisia�o wprost nad nim. W stron� tego wypra�onego, spieczonego o�rodka, do punktu subsolarnego, d�y wichry ci�kie od �r�cego kwasowego py�u. Przed czo�em wiatru w szeregach d�ugich na setki kilometr�w maszerowa�y wydmy. Powoli odchyla�y si� w bok, gdy pr�dy powietrzne zatacza�y kr�g na podobie�stwo pasat�w, wracaj�c do wypalonej �renicy Oka, wzbieraj�c w pozaczasowym cyklu.
Skraj Oka p�owia� w barw� rdzy, dalej przechodzi� w br�z. Sugestia wilgoci; poro�ni�ta krzakami pustynia. Pomarszczone czerwone wzg�rza tworz�ce koncentryczny pier�cie� g�r: oczod� Oka. �nieg bielej�cy na szczytach. Wysokie doliny wi꿹ce zimne powietrze nad stalowob��kitnymi taflami jezior.
Nieustanna erozja w Oku i wiatr wyg�adzi�y powierzchni�. Podmuchy wzbija�y r�owy py�, g�ste tumany, kt�re przewala�y si� ponad wysokimi zboczami g�r i sp�ywa�y w d�, na zewn�trz od Oka, wype�niaj�c doliny kot�uj�c� si� mgie�k�. Tylko w nielicznych, stale zmieniaj�cych si� miejscach py� nie przys�ania� powierzchni i tam dalekie teleskopy mog�y zobaczy� suche r�wniny i wyrze�bione doliny Izydy.
Pojedyncze, kolosalne, koncentryczne pasmo g�rskie by�o skomplikowane i poci�te uskokami. B�otniste rzeki sp�ywa�y po d�ugich stokach w kierunku opasuj�cego planet� morza. Dalej od Oka poro�ni�ta krzakami pustynia ust�powa�a spl�tanej ro�linno�ci. Br�zowa trawa. Co� jakby drzewa. Odcienie br�zu, r�u, szaro�ci i bladego oran�u.
Delikatny py� wisia� w dolnej warstwie atmosfery, zamazuj�c obrazy optyczne, zmniejszaj�c rozdzielczo��. Bogata flora. Wst�gi ro�linno�ci wij�ce si� wzd�u� rzek.
Teleskop na podczerwie� zerkn�� w d� i wychwyci� szczeg�y. Ciemne kolebki �ycia ro�linnego w morzu. Trawiaste r�wniny. A potem ruch.
- ReppleDex, tu Dow�dztwo. Podnie�li�cie ju� ten system, czy mamy was stamt�d wykopa�?
- W�a�nie uzyskali�my dobry obraz radiowy, Ted. Rzu� na to...
- Patrz�, Alex. Potrzebna mi analiza interferometryczna...
- To �r�d�a punktowe, prawda?
- Nigel, tu Ted. Z�a� z lini komunikacyjnych. Zwolnij ��cza.
- Jestem konsultantem, pami�tasz? Poza tym, tylko pods�uchuj�.
- Dobra, dop�ki nie wejdziesz w drog�... Hej, RD, kiedy dostaniemy...
- On ma racj�, Ted, nadal nie udaje nam si� namierzy� �r�de�. S� cholernie ma�e. Jeste�my w stanie zobaczy� ka�dy poka�ny talerz w promieniu jednej jednostki astronomicznej, wi�c my�l�, �e powinni�my ju� odebra�...
- Tak, tak, to interesuj�ce. Ale...
- ...i znamy ju� pow�d, kt�ry uniemo�liwia� nam doszukanie si� sensu w tych sygna�ach...
- Mianowicie?
- S� tam jakie� �r�d�a punktowe, mo�e by� ich z milion, ale nie nadaj� razem. Chc� powiedzie�, nie s� w synchronizacji fazowej. Wszystkie �r�d�a pr�buj� wys�a� ten sam materia�, ale albo nieco wyprzedzaj�, albo s� lekko op�nione wzgl�dem innych, wi�c to si� m�ci.
- Niech mnie szlag, je�li wiem, czemu kto� mia�by wybiera� taki spos�b ��czno�ci mi�dzygwiazdowej.
- Alex, na jakiej d�ugo�ci sygna�y s� skorelowane?
- Nigel,prosi�em...
- Odpu�� kapk�, dobra? Alex?
- Zaraz, zaraz sprawdz�... Taak, przestrzenna korelacja i go�ci wynosi oko�o trzydziestu kilometr�w, mo�e troch� wi�cej.
- Jak to si� ma do ukszta�towania terenu?
- S�uchaj, Ted, pod��cz mnie do multikana�owej, a... Dobra, mam.
- Na�laduje profil dolin?
- Aha, tak. W pewien spos�b. �r�d�a s� rozci�gni�te wzd�u� dolin. W g�rach jest ich niewiele.
- Doliny s� miejscami najlepszymi do �ycia. Woda. Mikrofi w twoje r�ce, Ted.
- Wielkie dzi�ki, Nigel. Mi�o wtr�ci� s��wko od czasu do czasu. Wyja�nij mi to dok�adnie, Alex. Gdy skanujesz interferometrem w poprzek doliny, stwierdzasz, �e sygna� jest koherentny. Wszystkie �r�d�a punktowe nadaj� razem?
- Zgadza si�.
- Ale gdy przechodzisz do nast�pnej doliny, �r�d�a nadaj� troch� przed lub troch� za wzgl�dem pierwszej?
- Tak. I w�a�nie to jest cholernie dziwne. Szybko�� transmisji bit�w te� jest nadal niska. I �r�d�a nie s� sta�e.
- Jak to?
- Co par� minut jedno z nich wypada. Od czasu do czasu pojawia si� nowe, wi�c liczba pozostaje mniej wi�cej jednakowa.
- Ho-ho. S�uchaj, Alex, mia�em zapyta� o wystrzelony talerz. Mia�e� mie� go na linii przez tysi�c czterysta godzin, a on pojawia si� i znika. Musimy mie� t� anten�, �eby uzyska� potrzebn� rozdzielczo��, i, cholera, potrzebujemy jej natychmiast.
- Daj sobie z tym spok�j, Ted.
- Nigel, my�la�em, �e...
- Tylko kibicuj�, je�li chcesz wiedzie�. Jestem pewien, �e Alex wszystko wyja�ni, gdy tylko przestaniesz si� go czepia�. Potrzebowa�em chwili na zrewidowanie tego wszystkiego, Ted. Jest pewien, �e masz przed sob� profile optyczne i podczerwone.
- Tak, mo�esz przyj�� do Dow�dztwa i obejrze� je, je�li chcesz.
- Ju� widzia�em. Tkwi� przy tej konsoli, �eby wykorzysta� zdolno�ci do samoprogramowania. Poza tym, w Dow�dztwie panuje t�ok.
- Okay, okay. Gdyby� zaczeka� na dane jak reszta za�ogi...
- Zastanawia�em si�, czy wzi��e� pod uwag� implikacje, Ted. Ani �ladu miast. �adnych obszar�w miejskich. Brak du�ych geometrycznych element�w, nie ma p�l ani dr�g. A transmisje elektromagnetyczne s� s�abe, z wyj�tkiem tego sygna�u mi�dzygwiezdnego.
- Taa. Cholernie dziwne. Ale mo�e �yj� pod spodem, wykorzystuj�c ca�� powierzchni� pod upraw�, a informacje przekazuj� przez sie� kablow�. Do diab�a, robimy to samo na Ziemi. Tracili�my moc na transmisje powietrzne tylko w pierwszych dniach radia i telewizji.
- Nawet rolnictwo ma swoj� sygnatur�... z tak bliskiej odleg�o�ci. Musieliby�my zobaczy� pola uprawne.
- Mo�e i tak, mo�e i tak.
- Dokona�em korelacji krzy�owej wst�pnych namiar�w Aleksa na �r�d�a radiowe - punkty EM, jak nazywa je od "elektromagnetyczny" - z danymi z podczerwieni. Czy kto� w Dow�dztwie to zrobi�?
- Eee, ja nie...
- Chcia�bym sprawdzi� swoje wyniki. Wyst�puj� problemy ze wzgl�dnym wska�nikiem szum�w i u�y�em samopogramuj�cych si� podsystem�w, �eby rozwin��...
- S�uchaj, Nigel, byli�my zbyt zaj�ci, �eby robi� wszystko naraz. Proponuj�...
- Rzecz w tym, �e niekt�re punkty EM i punkty podczerwieni pokrywaj� si�.
- Kt�re?
- W tym szkopu�. Wygl�da to na ruchome �r�d�a podczerwieni.
- Te, na kt�re mamy wiarygodne namiary? Nie rozu...
- M�wi�, Ted, �e te nadajniki radiowe wydzielaj� r�wnie� ciep�o. I, najwa�niejsze, przemieszczaj� si�.
- Nie...
- Hej, mamy sprz�t na chodzie, ale wy musicie zestroi� si� z nami, inaczej b�dziemy mieli g�wno do pokazania, kiedy...
- Alex, tu Ted, daj nam nak�adk� swojej mapy. Chc� j� por�wna� z...
- Z podczerwieni�?
- Nigel pl�t� co� na ten temat. Chcia� dosta� wczesne wyniki. Powt�rzy�em i zweryfikowa�em punkty, o kt�re prosi�. S� zmienne. Powoli, ale poruszaj� si�.
- Jeste� pewien?
- Tak. Punkty z podczerwieni s� do�� s�abe, prawie zatarte przez termiczne t�o krajobrazu. Jenkins m�wi, �e to prawdopodobnie wyloty ma�ych komin�w wulkanicznych...
- Wykluczone, nie.
- Od kiedy to jeste� geologiem? S�uchaj, na dole jest py� i pe�no innego g�wna, nikt nie mo�e by� pewien odczyt�w w podczerwieni.
- Racja. Musimy zej�� i zobaczy�.
- Troch� na to za wcze�nie, Nigel. Trzymajmy si� w bezpiecznej odleg�o�ci. Wiesz, �e przej�cie na tryb powierzchniowy pogwa�ci�oby teraz nasze dyrektywy.
- Cholerna racja. Ale b�dziemy musieli to zrobi�.
4
Ted przyby� do mieszkania Nigela i Nikki troch� sp�niony. Przyni�s� sw�j nieod��czny rekwizyt, podk�adk� z notatkami. Nigel zaprowadzi� go najpierw do baru, potem do zarzuconej poduszkami nowej kanapy. Ted usadowi� si� ostro�nie, jakby nie ufa� jej solidno�ci; z krzywymi n�kami i uko�nymi z��czami sprawia�a wra�enie rozklekotanej. Nigel zaprojektowa� mebel odpowiednio do niskiej grawitacji ich mieszkania, u�ywaj�c drewna, kt�re mia� w swoim osobistym przydziale �adunku. Jako jedyny na "Lansjerze" zabra� z Ziemi d�bin� wysokiej jako�ci i pieczo�owicie rze�bi� z niej r�ne rzeczy, poleruj�c drewno w�asnymi r�kami.
- Szkoda, �e nie przyszed�e� do Dow�dztwa na rozmow� - zagadn�� Ted.
- Tam jest istny t�um.
- Tak, niczego sobie. Nic dziwnego, �e zosta�e� w domu, niska grawitacja, mn�stwo wypoczynku...
Zapuka� Alex; Nigel zaprosi� go ruchem d�oni. Ci�ko zbudowany, �ysiej�cy m�czyzna mia� twarz pociemnia�� ze zm�czenia. Usiad� na kanapie jak cz�owiek zrzucaj�cy ci�ar z plec�w. Sk�ra pofa�dowa�a mu si� na ramionach, gdy napi�� mi�nie, pr�buj�c przyj�� czujn� pozycj� na g��bokiej kanapie. Nigel zaprojektowa� j� w taki spos�b, �eby udaremnia�a podobne zap�dy; w ko�cu Alex zrezygnowa� i odpr�y� si�.
- O rany! - sapn��. - Czci�em te konsole jak akolita.
- Napijesz si�?
- Ka� mi i�� spa�, to wszystko.
- Ale zrobi�e�, co trzeba? - docieka� Ted.
- Jasne. Podpi��em je tutaj, do twojego wyj�cia. Czekaj� na twoim ekranie.
Nigel wymrucza� podzi�kowanie i w��czy� p�aski ekran. Wype�ni�a go siatka wsp�rz�dnych. Ma�e bia�e c�tki upstrzy�y zielone t�o.
- To twoje mapy w przedzia�ach czasowych, Alex? - chcia� wiedzie� Nigel.
- Tak, z wielu tygodni. �ledzi�em �r�d�a jedno po drugim. M�wi�c o twojej niskiej szybko�ci transmisji bit�w...
Ted u�miechn�� si� i po�o�y� r�ce na kolanach.
- No, Alex, pierwszorz�dna robota. Wszystko pierwsza klasa.
Nikka siedzia�a w pozycji zazen obok Nigela, uwa�nie przypatruj�c si� m�czyznom.
- A co z wiadomo�ci�? - zapyta�a. - Na to wszyscy czekaj�, na sygna� sp�jny fazowo do tego stopnia, �eby powiedzie�...
- Mamy go. - S�owa zabrzmia�y oschle, w tonie s�ycha� by�o zm�czenie.
- Macie? - zdumia� si� Nigel.
- Tak. To nie takie trudne, gdy si� zrozumie, �e jeden, mo�e dwa miliony �r�de� nadaj� jednocze�nie. Ka�de zapala si� i ga�nie, ale wszystkie, jak si� wydaje, pr�buj� wys�a� sygna�, rozbijaj�c go na cz�ci.
- Jeszcze nie upowszechnili�my tej informacji - zaznaczy� Ted - bo jest ona, c�, niepokoj�ca. Ale Alex rozgryz� problem, tego jeste�my pewni. Dop�ki...
Alex ze zm�czeniem, ale stanowczo oznajmi�:
- To program Arthura Godfreya z tysi�c dziewi��set pi��dziesi�tego sz�stego roku.
- Co? - zawo�a�a Nikka. - Chcesz powiedzie�... dos�ownie?
- Tak. To odtwarzana w bardzo wolnym tempie komediowa audycja radiowa wyemitowana w tysi�c dziewi��set pi��dziesi�tym sz�stym.
- Jezu Chryste - mrukn�� Nigel z ulg�.
- Pr�bowali�my umie�ci� to w jakim� kontek�cie, zrozumie�... - zacz�� Ted.
- Ale jaja! - Nigel wybuchn�� �miechem. Rycza� rado�nie, a� �zy wyp�yn�y mu spod powiek. Pozostali siedzieli zszokowani, pogr��eni w milczeniu, mrugaj�c oczami. Po d�ugiej chwili zacz�li wierci� si� niespokojnie i popatrywa� jeden na drugiego. Nikka powoli rozchyli�a usta w u�miechu. Nigel zachichota� po raz ostatni i ucich�, �eby z�apa� oddech. Nagle jakby na nowo zauwa�y� ich obecno��.
- Hipoteza Bracewella!
Ted pokiwa� g�ow�.
- Paru z nas zaryzykowa�o takie wyja�nienie, ale ja uwa�am, �e jest zbyt wcze�nie...
- Chryste, to oczywiste! Te biedne sukinsyny s� inteligentne, nie ma co do tego w�tpliwo�ci.
- Ale nie bardziej ni� doktor Bracewell - wtr�ci�a Nikka.
- Zgadza si� - przyzna� Nigel - poniewa� wpadli na ten sam pomys�. - Rozpostar� r�ce wn�trzem d�oni w g�r�, w otwartym i oczywistym ge�cie. - Odebrali od nas s�abe sygna�y radiowe. Przemy�leli spraw�. I wykombinowali, �e najsprytniejsza strategia maj�ca na celu zwr�cenie uwagi sprowadza si� do odes�ania przechwyconej transmisji radiowej. Nie jakiego� matematycznego kodu czy obrazu telewizyjnego - do diab�a, nie mog� odbiera� zwyk�ej telewizji, nie m�wi�c o tr�jwymiar�wce.
- C�... - Ted poruszy� si� w�r�d poduszek. - Por�wnali�my transmisj� z nagraniami z naszych rozrywkowych dysk�w, kt�rych mamy ogromny plik. Profil g�osu pasuje do Arthura Godfreya, najpopularniejszego ameryka�skiego prezentera lat pi��dziesi�tych dwudziestego wieku.
- Dok�adnie - powiedzia� Nigel. - Kiepski, stary, wy�wiechtany program radiowy. Skandalicznie banalny. Co�, co z miejsca rozpoznajemy. - Zn�w si� roze�mia�. - Ach, stary Bracewellu, gdyby� m�g� by� teraz z nami...
- Przygn�biaj�ce, je�li chcecie zna� moje zdanie - warkn�� Alex. - Przeby� taki szmat drogi, aby odkry�, �e s�uchamy siebie.
Ted poklepa� Aleksa po pot�nym ramieniu.
- S�uchaj, to fantastyczne odkrycie. Po prostu jeste� zm�czony.
- Taa. Mo�e - westchn�� m�czyzna.
- Czy�by� mia� co� wi�cej, Alex? - zapyta� lekkim tonem Nigel.
Alex rozpromieni� si�.
- Eee... tak, musia�em prze�ledzi� poszczeg�lne �r�d�a fal radiowych, �eby okre�li� pozycj�. Doszed�em do wniosku, �e przecie�, do diab�a, r�wnie dobrze mog� namierzy� je wszystkie. Problem �ledzenia tych wszystkich nadajnik�w sprowadza si� wy��cznie do powtarzania tego, co robimy w przypadku jednego.
- Masz. - Ted postuka� w komunikator na nadgarstku i p�aski ekran zbudzi� si� do �ycia. Bia�e c�tki zacz�y si� porusza�, niekt�re si� zapala�y i gas�y. - Te EM-y s� r�wnie� silnymi �r�d�ami promieniowania podczerwonego. Przypuszczam, �e to temperatura ich cia�. S� �ywe i najwyra�niej ka�dy nosi nadajnik.
- Mo�e to kultura koczownicza? - podsun�a cicho Nikka.
- Tak, pomy�leli�my o tym. Nie maj� stacjonarnych nadajnik�w, to pewne, ale dlaczego...
- Patrzcie - wtr�ci� Alex - mam par� takich, kt�re si� nie ruszaj�.
- Co? - zdziwi� si� Ted. - Czy rozdzielczo�� jest do�� dobra, by...
- Tak. Sp�jrzcie, widzicie to? - Alex poderwa� si� z kanapy i podszed� do ekranu. Wskaza� skupisko kropek, kt�re nie bra�y udzia�u w powolnym ta�cu, przypominaj�cym wir p�atk�w �niegu. - Te nigdzie nie id�. R�cz� za to, bo, je�li przyjrze� si� z bliska, wykazuj� drobne indywidualne cechy w spektrum radiowym. Niewielkie zmiany w fazie i amplitudzie, takie rzeczy.
Nikka przygl�da�a si� c�tkom, kt�re przesuwa�y si� nier�wnymi skokami.
- Kilka jest nieruchomych. Mo�e s� stare? Mo�e ju� nie uczestnicz� w koczowniczym cyklu?
- Moim zdaniem to nie wygl�da na nomad�w - powiedzia� Nigel. - Nie poruszaj� si� razem. Popatrzcie na dziel�ce je odleg�o�ci. Nie zbijaj� si� w gromady.
Ted pokiwa� g�ow�.
- Masz racj�. Alex uwa�a, �e przemieszczaj� si� systemami dolin. Czasami pod��aj� za chmurami py�u, czasami nie.
- Jest ju� jaki� kontakt optyczny? - zapyta� Nigel.
Ted zaprzeczy� ruchem g�owy.
- Py�, chmury, a przede wszystkim cholernie s�abe �wiat�o...
- Zatem jaki b�dzie nasz nast�pny krok? Nie mo�emy na zawsze tkwi� w ciemno�ci - o�wiadczy�a zdecydowanie Nikka.
- C�, nasza propozycja jest... - zacz�� Ted.
- Na tyle dobra, na ile przyniesie efekty - doko�czy� Alex.
- Wobec tego mo�e nadszed� czas na sondy powierzchniowe? -zasugerowa�a delikatnie Nikka.
Statki opada�y, �wie�e i czyste. Przedar�y si� przez wichry. Wybrzuszone spadochrony z�agodzi�y ich upadek. �wiat drzemi�cy poni�ej by� nakrapiany i otulony chmurami. W niekt�rych dolinach przewa�a�a sucho�� siarkowego py�u. Tam s�onawe stawy powita�y pierwsz� powrotn� sond�.
W bardziej wilgotnych dolinach py� przelewa� si� nad zalegaj�cym ni�ej wilgotnym powietrzem. B�oto spada�o z nieba, korkuj�c leniwie p�yn�ce rzeki. Na brzegach ros�y poskr�cane ��te chaszcze. Osobliwe niewielkie stworzenia rozpierzch�y si� w poszukiwaniu kryj�wek, kiedy druga sonda pojawi�a si�, zamrucza�a i wyrzuci�a podryguj�cy zapadkowy czerpak.
Trzeci� sond� przywita�a ziele�-tam, gdzie woda odnios�a d�ugofalowe zwyci�stwo. Na pobliskich g�rskich prze��czach py� kot�owa� si� gwa�townie, ale tutaj tylko opada�. Dla kulistej, ciekawskiej sondy uczta �ycia by�a tu bardziej urozmaicona. A jeszcze bogatsze by�y tereny le�