2934

Szczegóły
Tytuł 2934
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2934 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2934 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2934 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Charles R. Tanner Tumitak na powierzchni Ziemi (Tumithak in Shawm) prze�o�y� Wiktor Bukato WST�P Pi�� tysi�cy lat ju� min�o od najazdu szylk�w, kt�re opu�ciwszy sw� rodzinn� planet� Wenus, na dwadzie�cia wiek�w zepchn�y ludzko�� z powierzchni Ziemi do Loch�w i Korytarzy. Gdy w ko�cu rodzaj ludzki z nich wyszed�, zapocz�tkowa� tym samym nowy Wiek Bohaterski; dzi� patrzymy na wodz�w owego powstania jak na p�bog�w. A w�r�d wszystkich przeinaczonych i przesadzonych poda� z tamtych czas�w najwi�cej magii i cud�w jest w historii Tumitaka z Loru. By� to pierwszy i chyba najwybitniejszy z licznego grona Zab�jc�w Szylk�w, i od samego pocz�tku ludzie sk�onni byli przypisywa� mu nadprzyrodzon� lub co najmniej nadludzk� pot�g�, a nawet bezpo�redni� opiek� mocy boskich. Wzi�wszy, jednak pod uwag� wiedz� uzyskan� w wyniku ostatnich bada� archeologicznych, mo�na cho� w przybli�eniu odtworzy� �ycie owego bohatera w racjonalnej i prawdopodobnej wersji. Bez proroctw, cud�w i dziw�w jest to historia m�odzie�ca, kt�ry pod wp�ywem opowie�ci o wielkich czynach dokonywanych w przesz�o�ci postanowi� zaryzykowa� swe �ycie, by dowie��, �e szylki mo�na zabija� i zwyci�a� nawet teraz. O tym, jak dowi�d� tego swemu ludowi, autor s��w niniejszych opowiedzia� ju� czytelnikom; ta historia - dalszy ci�g przyg�d zawartych w "Tumitaku z podziemnych korytarzy" - obejmuje wydarzenia, kt�re nast�pi�y p�niej. I. D�ugi korytarz ci�gn�� si� jak okiem si�gn��, a jego pi�kne marmurowe �ciany po�yskiwa�y w blasku r�nokolorowych lamp starannie ukrytych w �cianach, kt�re rzuca�y wok� �agodn� mleczn� po�wiat�. Obrazy i figury geometryczne wyryte w szlachetnym bia�ym kamieniu, z kt�rego zbudowano �ciany, wygl�da�y, jakby umieszczono je tu celowo, by w po��czeniu ze �wiat�ami osi�gn�� jednolity, harmonijny efekt sko�czonego pi�kna. Gdzieniegdzie ukazywa�y si� ozdobne o�cie�a zamkni�te wielkimi odrzwiami z br�zu, na kt�rych wyrze�biono postacie i sceny rodzajowe dor�wnuj�ce pi�knem p�askorze�bom na murach. W niekt�rych o�cie�ach drzwi nie by�o; zawieszono je barwionymi na wszystkie kolory t�czy wielkimi kotarami i kobiercami ci�kimi od z�otych i srebrnych nici. Jednak wszystkie te wspania�o�ci pozostawa�y niedocenione, gdy� w ca�ym korytarzu nie by�o ani jednej ludzkiej istoty, kt�ra mog�aby je podziwia�; w istocie grube pok�ady kurzu pokrywaj�ce dno korytarza oraz liczne paj�czyny na �cianach �wiadczy�y, �e pomieszczenia by�y opuszczone od miesi�cy. Tak te� by�o - od kilku ju� lat nikt nie wchodzi� do tej cz�ci korytarza, od kiedy przybysz z g��bokich podziemi wyszed� z szybu prowadz�cego do jednego z pomieszcze�, by przedosta� si� tym korytarzem w kierunku Powierzchni znajduj�cej si� wysoko w g�rze. Nawet przed jego przyj�ciem rozleniwieni mieszka�cy korytarza zawsze obawiali si� i unikali tego odcinka, prowadzi� bowiem do loch�w zamieszkanych przez "dzikus�w", a wiod�cy sybaryckie �ycie Esteci wystrzegali si� najmniejszych zwiastun�w niebezpiecze�stwa. Dlatego te� przej�cie to by�o zawsze puste, mimo swego wyj�tkowego pi�kna. Teraz jednak, po d�ugim czasie cisz� korytarza zam�ci�y jakie� odg�osy. Ciche szmery, ostro�ne szepty i �ciszone okrzyki dochodzi�y z pomieszcze�; po paru chwilach w drzwiach pojawi�o si� dzikie oblicze. Jego w�a�ciciel stwierdziwszy, �e korytarz jest zupe�nie pusty, ukaza� si� nast�pnie w ca�ej okaza�o�ci. Popatrzy� w obie strony korytarza, jak gdyby obawia� si� ataku ze strony jakiego� niewidzialnego wroga; gdy jednak zajrza� do kilku pomieszcze� i przekona� si�, �e ca�e przej�cie jest rzeczywi�cie puste, schowa� do pochwy trzymany w r�ku olbrzymi miecz i cofn�� si� do drzwi, z kt�rych poprzednio wyszed�. Intruz by� olbrzymim m�czyzn� o dzikim wygl�dzie, licz�cym ponad sze�� st�p wzrostu, o pot�nej, ow�osionej klatce piersiowej i szerokich barach; twarz jego pokrywa� g�sty rudy zarost. Ubrany by� w jednocz�ciowy str�j sk�adaj�cy si� z szerokiej tuniki si�gaj�cej do kolan. W jej workowe p��tno wszyto dziesi�tki kawa�k�w metalu i ko�ci; t� ostatnie zabarwione by�y na r�ne kolory, a wszystko razem uk�ada�o si� w do�� prymitywny wz�r. Mia� d�ugie, rude w�osy, a na piersiach nosi� naszyjnik wykonany z kosteczek ludzkich palc�w nanizanych na cienki rzemyk. Nim opu�ci� korytarz, zatrzyma� si� na chwil�, nast�pnie wszed� do pomieszczenia i cicho zawo�a�. Odpowiedzia� mu �ciszony gwizd, po czym do��czy� do niego inny m�czyzna, ni�szy i-m�odszy, ubrany odmiennie. Nowy przybysz nosi� szat� z najszlachetniejszego materia�u, jaki mo�na sobie wyobrazi�: by� to przejrzysty mu�lin w najdelikatniejszych odcieniach opalizuj�cych r��w, zieleni i b��kit�w. Szata nie by�a nowa, lecz zniszczona, podarta i pocerowana, jak gdyby w�a�ciciel ceni� sobie j� bardzo i mia� zamiar nosi�, dop�ki nie rozpadnie si� ze staro�ci. W talii spina� j� szeroki pas z wieloma kieszeniami i ogromn� klamr�, a od pasa zwiesza� si� miecz i - c� za dziwny anachronizm! - pistolet! Na g�owie m�czyzna mia� metalow� przepask� przypominaj�c� koron�, jak� nosili wodzowie wrog�w ludzko�ci, szylk�w. Drugi m�czyzna nie mia� olbrzymiej si�y ani atletycznej budowy pierwszego, ale odznacza� si� r�wnie� nieprzeci�tnym wzrostem i si�� mi�ni i wyra�nie g�rowa� nad swym towarzyszem inteligencj�, co m�g�by stwierdzi� najgorszy psycholog. Odnosi�o si� wra�enie, �e ci dwaj tworz� par� zdoln� stawi� czo�o ka�dej sytuacji i wyj�� z niej zwyci�sko. Stali przez chwil� w milczeniu rozgl�daj�c si� na obie strony, a� w ko�cu drugi m�czyzna przem�wi� do swego towarzysza. - I c� my�lisz o Korytarzach Estet�w, Datto? - zapyta�. - Czy� nie s� r�wnie cudowne i pi�kne, jak opisywa�em? - S� rzeczywi�cie pi�kne, Tumitaku - odrzek� jego towarzysz - cho� nie potrafi� poj��, jakiemu celowi mia�yby s�u�y� owe dziwne rysunki. Nie rozumiem r�wnie�, dlaczego s� tutaj tak misterne zas�ony w drzwiach. - Zamilk� na chwil�, a gdy ponownie przem�wi�, oczy mu b�yszcza�y. - Lecz owe drzwi z metalu to doskona�y pomys�. Musimy zabra� kilka sztuk do dolnych korytarzy. Za takimi drzwiami cz�owiek mo�e z powodzeniem broni� si� przed setk� nieprzyjaci�. - Teraz naszymi jedynymi nieprzyjaci�mi s� szylki - przypomnia� mu Tumitak. - A w�tpi�, by drzwi z metalu mog�y powstrzyma� te dzikie bestie, Datto. Datto chrz�kn�� pod nosem i dalej z lekcewa�eniem lustrowa� korytarz. Najwyra�niej, nie mia� poczucia pi�kna, kt�re nie�mia�o ko�ata�o si� ju� w piersi Tumitaka. - Kt�ra droga prowadzi na Powierzchni�? - zapyta� szorstko Datto, a gdy Tumitak mu pokaza�, ci�gn�� dalej: - Wezwijmy naszych towarzyszy. Na pewno czekaj� niecierpliwie na nasz znak. - Tumitak wyrazi� zgod�, jego towarzysz znowu wszed� do pomieszczenia i powt�rzy� ten sam cichy okrzyk, kt�ry wyda� poprzednio. Nast�pi�a chwila ciszy, a potem z bocznej komnaty pocz�li wychodzi� ludzie. Do tej pory czekali z napi�ciem w podobnym pomieszczeniu u do�u szybu; na wezwanie Datty wspi�li si� po drabinie na wy�szy poziom, gdzie stali ich przyw�dcy. Pierwszy pojawi� si� szczup�y m�odzieniec o jastrz�biej twarzy; kr�tko strzy�one w�osy i szeroki pas z kieszeniami �wiadczy�y, �e pochodzi� z tego samego miasta co Tumitak. Imi� jego brzmia�o Nikadur; jako przyjaciel Tumitaka z lat ch�opi�cych by� jednym z pierwszych, kt�rzy poprzysi�gli p�j�� za Zab�jc� Szylk�w wsz�dzie, dok�d on poprowadzi. Za tym m�odzie�cem wy�oni� si� inny i o ile wygl�d Nikadur a �wiadczy� o powi�zaniu z Tumitakiem, wygl�d drugiego m�odzie�ca �wiadczy� o pokrewie�stwie z Datt�. Nazywa� si� Torp i by� bratankiem Datty, kt�remu pomaga� w sprawowaniu rz�d�w w mie�cie Jakra g��boko pod Powierzchni�. W �lad za tymi dwoma pojawi�o si� wielu innych: Tumlok - ojciec Tumitaka; Nenapus - w�dz miasta Nonon wraz z synami i bratankami; a za nimi jeden za drugim obywatele o mniejszej, randze ze wszystkich miast dolnych korytarzy: ludzie, kt�rzy nigdy niczym si� nie wyr�nili, a pragn�li zyska� s�aw� za cen� �lepej lojalno�ci wobec swych wodz�w. Po�r�d nich mo�na by�o napotka� cz�onk�w osobliwego plemienia, na kt�rych wci�� jeszcze mieszka�cy dolnych korytarzy patrzyli spode �ba: dzikich z mrocznych korytarzy z oczami zas�oni�tymi wieloma warstwami tkaniny, kt�ra chroni�a ich wra�liwe nerwy wzrokowe przed ra��cym �wiat�em. Dzicy byli teraz niewolnikami, dopiero niedawno podbitymi przez mieszka�c�w dolnych korytarzy, lecz ju� teraz obfito�� �ywno�ci uczyni�a z nich wierne s�ugi. W sumie z szybu wysz�o ponad dwustu m�czyzn; stan�li teraz w szeregu w korytarzu oczekuj�c na s�owa Tumitaka, kt�ry mia� ich poprowadzi� przeciwko Estetom. Stali w milczeniu, gdy Tumitak w skr�cie przekazywa� im to, co wiedzia� o przej�ciach i korytarzach w tej okolicy; potem za� na cich� komend� ca�a gromada- ruszy�a szybko w g��b korytarza. Wyprawa przeciwko Estetom by�a pierwsz� tego rodzaju, kt�r� pod j�li mieszka�cy dolnych korytarzy. Od czasu gdy Tumitak powr�ci� z Powierzchni przed dwoma laty i zosta� ich wodzem, wi�kszo�� czasu sp�dzi� na umacnianiu swej w�adzy. Pomi�dzy Jakranami, a nawet pomi�dzy Lorianami by�o wielu niezadowolonych; nowy w�adca wkr�tce da� im pozna� sw� ci�k� r�k�. Gdy w ko�cu wszystkie miasta uzna�y jego zwierzchnictwo, w bocznych korytarzach pozosta�y jeszcze liczne ma�e "wioski", kt�re Lorianin musia� podporz�dkowa� swej w�adzy. A gdy wreszcie wszystkie dolne korytarze bez wahania uzna�y Tumitaka za wodza, ich mieszka�cy wtargn�li do mrocznych korytarzy i po kr�tkim czasie dzicy zostali pokonani i ujarzmieni. Odt�d wszystkie lochy poni�ej Korytarzy Estet�w oddawa�y pok�on nowemu panu. Wtedy w�a�nie Tumitak uzna�, �e nadszed� w�a�ciwy czas, aby podj�� wypraw� w korytarze zamieszka�e przez ow� ras� olbrzymich artyst�w, kt�rzy oddawali cze�� szylkom i byli im pos�uszni. Lorianin wiedzia� dobrze, co to oznacza. Cho� nie potrafi� dok�adnie ustali� rodzaju zale�no�ci mi�dzy Estetami i szylkami, wiedzia� jednak, �e te opas�e stwory uznawa�y szylk�w za swych pan�w i w razie niebezpiecze�stwa z pewno�ci� wezwa�yby ich na pomoc. I dlatego te� Tumitak zdawa� sobie spraw�, �e napa�� na Estet�w r�wnoznaczna jest z napa�ci� na ich w�adc�w. Szylki "udomowi�y" Estet�w przeznaczaj�c ich do tych samych cel�w, do kt�rych my hodujemy byd�o; ich podejrzenia zag�usza�y ob�udnymi k�amstwami i pochlebstwami, a jednocze�nie drog� krzy�owania utrwala�y w nich ciel�c� g�upot� i ufno��. Tak wi�c Tumitak odk�ada� wypraw� do czasu, a� zjednocz� si� wszystkie dolne korytarze; gdy to nast�pi�o, nie widzia� powodu do dalszej zw�oki. Wezwa� dwie grupy ochotnik�w: tych, kt�rzy byli wystarczaj�co dzielni, by wspom�c atak na owe istoty wyhodowane przez szylki, i tych, kt�rzy poszliby za przyw�dc� gdziekolwiek, nawet na Powierzchni�. Tumitak wiedzia�, �e mo�e zabra� ze sob� tylko ochotnik�w. Gdy z tysi�cy mieszka�c�w dolnych korytarzy zg�osi�o si� jedynie oko�o dwustu wojownik�w, chc�c nie chc�c musia� zadowoli� si� t� garstk� i wyruszy� w drog�. Na szcz�cie, jak mu si� zdawa�o, obie grupy ochotnik�w by�y niemal jednakowe. I oto Korytarze Estet�w zaroi�y si� od owych dw�ch setek �mia�k�w z obna�onymi mieczami i okrzykami wojennymi na ustach, czekaj�cych na chwil�, gdy Tumitak da sygna� do .ataku. W�dz jednak nie widzia� potrzeby po�piechu i prowadzi� ich przed siebie korytarzem, chc�c przede wszystkim dotrze� jak najbli�ej centrum miasta, nim zostanie odkryty. Gdy przekona� si�, �e jest ju� nie opodal Wielkiego Placu, da� sygna� i w jednej chwili w Korytarzach Estet�w rozp�ta�o si� piek�o. Nie ma potrzeby opisywa� przebiegu bitwy. Nie .by�a to w�a�ciwie bitwa, raczej rze�, i gdyby nie dyktowa�a jej absolutna konieczno��, Tumitak wola�by unikn�� walki z Estetami. Pami�ta� jednak o Latrumidorze, arty�cie, kt�ry chcia� go zdradzi� podczas poprzedniej wyprawy na Powierzchni�, i �wiadom wiaro�omnej natury Estet�w postanowi�, �e musz� zgin��. I zgin�li wszyscy, co do jednego; a gdy zwyci�ski oddzia� zebra� si� w g�rnym odcinku korytarza Estet�w jakie� czterdzie�ci godzin p�niej, prezentowa� istn� pstrokacizn� ubior�w. Jedni nosili delikatne mu�liny Estet�w, inni za� nadal ubrani byli w szorstk� odzie� z rodzinnych stron. Niekt�rzy dzier�yli w d�oniach miecze, kt�re przynie�li ze sob�, niekt�rzy za� mieli inn� bro� - miecze i w��cznie wykonane przez Estet�w nie tyle do walki, co jako wyszukane przedmioty zbytku. Teraz stanowi�y or�, podobnie jak wiele innych dzie� r�k artyst�w. Kto� dzier�y� nawet w d�oni delikatny pos��ek z br�zu, kt�rego koniec zbrukany by� zakrzep�� krwi� z przylepionymi w�osami w miejscu, gdzie dosi�gn�� jakiego� Estety. Do tych ludzi przem�wi� Tumitak, ponownie przypominaj�c o konieczno�ci natychmiastowego wymarszu. M�wi�, �e szylki cz�sto odwiedzaj� Estet�w. Nikt nie wie, kiedy przyjd� znowu. A lepiej b�dzie, �eby to nie szylki zaskoczy�y mieszka�c�w loch�w, lecz raczej �eby oni natychmiast udali si� na Powierzchni�, by tam zaskoczy� szylki! - Tak wi�c - zako�czy� - ci wszyscy, kt�rzy chc� i�� za mn�, niech b�d� gotowi po najbli�szej porze snu, bo wtedy mam zamiar poprowadzi� m�j oddzia� do ataku. - Da� rozkaz do rozej�cia si�, a sam r�wnie� oddali� si�, by za�y� troch� odpoczynku, kt�rego bardzo potrzebowa�. Po porze snu Tumitak z przyjemnym zaskoczeniem stwierdzi�, �e nie wi�cej ni� dziesi�ciu ludzi postanowi�o pozosta� w Korytarzach Estet�w. Tych odda� pod komend� Turanena, syna Nenapusa; sam za� nast�pnie, maj�c za sob� prawie dwustu wojownik�w, wyruszy� na Powierzchni� - ku szylkom! Doszli- w ko�cu do w�skiego przej�cia wykutego w czarnym kamieniu, po kt�rym Tumitak pozna�, �e znajduj� si� niebezpiecznie blisko Powierzchni. Zwo�a� swoich wodz�w i rozpocz�� rad� wojenn�. By�a to donios�a rada, zapewne po raz pierwszy bowiem od dziewi�tnastu lub wi�cej wiek�w ludzie rozmy�lnie planowali kampani� przeciwko szylkom. Rada stwierdzi�a �e ludziom z loch�w brak przede wszystkim znajomo�ci Powierzchni i zwyczaj�w szylk�w. Zdaniem rady, ten brak rozeznania nale�y jak najpr�dzej uzupe�ni�, inaczej wszelka szansa zwyci�stwa zostanie zaprzepaszczona ju� na pocz�tku. Bez w�tpienia konieczne b�dzie wys�anie zwiadowc�w na Powierzchni�, by ustali�, jakie panuj� tam warunki. Na t� propozycj� (przedstawion� przez Nenapusa) Jakranin Datto za�mia� si� g�o�no i pogardliwie. W ci�gu dw�ch tysi�cy lat, m�wi�, znalaz� si� tylko jeden cz�owiek do�� dzielny, by stawi� czo�o niebezpiecze�stwom Powierzchni. A oto Nenapus m�wi o wysy�aniu zwiadowc�w, jakby chodzi�o o napad na jeszcze jeden mroczny korytarz! Mo�e Nenapus zaproponuje, komu powierzy� funkcj� zwiadowcy? Nenapus mocno wzburzony mia� ju� odpowiedzie�, gdy przerwa� mu Tumitak. . - Datto - o�wiadczy� Lorianin - gdy ludzie z jednego korytarza atakuj� pomieszczenia innego, funkcja zwiadowcy czy szpiega jest niebezpieczna, lecz -niezbyt wa�na czy zaszczytna. Lecz w naszej obecnej wojnie zwiadowca jest niezmiernie wa�ny, gdy� nie tylko nasze �ycie, ale ca�a przysz�o�� cz�owieka zale�y od tego, jakie informacje zdo�a przynie��. Z tego grona tylko jeden cz�owiek widzia� w �yciu Powierzchni�; je�li on uwa�a, �e powinien poprowadzi� zwiadowc�w, kt�rzy p�jd� przed armi�, kt� mo�e mu tego prawa odm�wi�? Ni�si wodzowie os�upieli. - Ale my ciebie potrzebujemy, Tumitaku! - zacz�ci protestowa�. - Nigdy przedtem> w�adca nie podejmowa� ryzyka pozostawienia swych ludzi bez przyw�dcy. Je�li ciebie by zabrak�o, ca�y Wielki Bunt upadnie. Tumitak u�miechn�� si�. - Zwo�ajcie wi�c armi� - zaproponowa� - i wezwijcie ochotnik�w, by wyszli na Powierzchni� przede mn�! \- Wodzowie zamilkli. Nawet oni nie stan�liby sami twarz� w twarz z Powierzchni�, cho� z rado�ci� oddaliby �ycie id�c za Tumitakiem. Zab�jca Szylk�w odczeka� chwil�. - Widzicie? - m�wi� dalej. - Nie ma w�tpliwo�ci, �e to ja musz� poprowadzi� zwiadowc�w. I z tego samego powodu w�a�nie �w zwiad musi sk�ada� si� z wodz�w, z przyw�dc�w. To mi�dzy wami, cz�onkowie mojej rady, pragn� znale�� ochotnik�w. . Natychmiast dwadzie�cia mieczy, v g�owniami przed siebie, wyci�gn�o si� w kierunku Tumitaka. Ka�dy cz�onek rady ch�tnie zgodzi� si� i�� za Zab�jc� Szylk�w, cho� poprzednio nikt nie chcia� i�� przed nim. Tumitak zawaha� si� i wybra� trzech m�czyzn. Wybra� Nikadura, towarzysza lat ch�opi�cych, czu� bowiem, �e zna go tak dobrze, i� potrafi przewidzie� jego zachowanie w ka�dej sytuacji. Poza tym Nikadur by� wybornym �ucznikiem i posiada� t� jedyn� znan� mieszka�com loch�w bro�, kt�ra potrafi�a zabija� na odleg�o��. Wybra� Datt� ze wzgl�du na ch�odny zmys� praktyczny i niezawodne m�stwo Jakranina, a tak�e ze wzgl�du na jego olbrzymi�-, niewyczerpan� si��. W ko�cu wybra� Torpa, bratanka Datty, z tych samych powod�w, dla kt�rych wybra� Datt�. Kilka godzin p�niej ca�a czw�rka posuwa�a si� w g�r� w�skiego korytarza o czarnych �cianach, z mieczami w d�oniach i pakunkami na plecach; za nimi za� armia pod dow�dztwem Tumloka i Nenapusa z niepokojem oczekiwa�a na ich powr�t. Zwiadowcy doszli do w�skich schodk�w, wspi�li si� na nie i w pewnej odleg�o�ci ujrzeli przed sob� otw�r - wyj�cie na Powierzchni�. Jednak ku zdumieniu Tumitaka nie wida� by�o czerwonego �wiat�a jak podczas jego poprzednich odwiedzin. Istotnie, �adne �wiat�o z Powierzchni nie pada�o do przej�cia! Tumitak nie umia�, tego wyja�ni�. Gestem nakaza� trzem towarzyszom zatrzyma� si�, a nast�pnie podpe�z� ostro�nie do otworu, kt�ry by� celem ich d�ugiej w�dr�wki korytarzami. Zab�jca Szylk�w uni�s� wzrok ponad kraw�d� otworu i rozejrza� si�. Tak jak my�la�, ca�a Powierzchnia pogr��ona by�a w ciemno�ci! Poczu� uk�ucie strachu. Czy�by szylki odkry�y nadej�cie jego ludzi, zastanawia� si�, i jakim� sposobem pogr��y�y Powierzchni� w ciemno�ciach? Mo�e nawet czeka�y teraz w ukryciu na wyj�cie mieszka�c�w dolnych korytarzy, by ich pozabija�? >. Mimo woli Tumitak cofn�� si� do korytarza i sta� tam, zbieraj�c odwag�, kt�ra zaczyna�a go zawodzi�. Raz jeszcze, jak w�wczas gdy przeszed� t� drog� samotnie, jego ch�odny, �elazny rozs�dek pokona� emocje. Przypomnia� sobie, �e wszystkie legendy, kt�re kiedykolwiek s�ysza� o szylkach, wspomina�y o ich wstr�cie do ciemno�ci. Zaiste, jego cudowna ksi�ga, ten r�kopis, kt�ry znalaz�, gdy by� jeszcze ch�opcem, powiedzia� mu, �e szylki pochodz� z okolic, gdzie nigdy nie jest ciemno. Teraz i ta historia wraz z zatartymi legendami Jego plemienia, kt�re g�osi�y, �e �aden szylk nigdy z w�asnego wyboru nie podejmie walki w ciemno�ci, przekona�a go, �e owa ciemno�� nie powsta�a z zamys�u szylk�w. Raz jeszcze wi�c powr�ci� do kraw�dzi otworu i zdobywaj�c si� na odwag�, wyskoczy� i stan�� na Powierzchni! Po kr�tkiej chwili oczy zacz�y przyzwyczaja� si� do ciemno�ci; w oddali ujrza� niewyra�nie jeszcze jakie� kszta�ty. Drzewa, owe s�upy, kt�rych szczyty pokrywa�y osobliwe zielone fale, widzia� jako zag�szczone ciemne plamy na tle troch� tylko rzadszej ciemno�ci. O kilkaset st�p prosto przed nim wznosi�y si� domy szylk�w, obeliskowe wie�e nachylone pod przer�nymi k�tami, rysuj�ce si� konturami na tle nieba. A spojrzawszy w g�r� Tumitak ze zdumieniem ujrza�, �e sklepienie, za kt�re uwa�a� niebo, pokryte by�o setkami, nie, tysi�cami drobnych punkcik�w jasno�ci, bez przerwy migocz�cych i po�yskuj�cych, a mimo to daj�cych tak ma�o �wiat�a, �e z trudem mo�na by�o powiedzie�, i� ciemno�� przy nich si� zmniejsza. Lorianin sta� tak przez jaki� czas, a nast�pnie, gdy nic nie m�ci�o ciszy i spokoju, powr�ci� do otworu i krzykn�� do przyjaci�. Po kilku chwilach wynurzy� si� Datto, a zaraz za nim ukazali si� Torp i Nikadur. Rozejrzeli si� wok�, wyra�nie zaniepokojeni ciemno�ci�, obawiali si� jednak zadawa� jakie� pytania, aby d�wi�k g�os�w nie zdradzi� ich obecno�ci. Stali bez ruchu, oczekuj�c od Tumitaka rozkaz�w, a� Zab�jca Szylk�w, powodowany nag�ym impulsem, pad� p�asko na ziemi� i pocz�� si� czo�ga� powoli w kierunku szylkowych wie�, daj�c jednocze�nie znak swym towarzyszom by uczynili podobnie. Dotarcie do budowli zabra�o troch� czasu, gdy� najl�ejszy szum wiatru w drzewach przera�a� mieszka�c�w loch�w, kt�rzy zamierali w�wczas bez ruchu na wiele minut;. w ko�cu jednak unie�li si� z ziemi i stan�li w cieniu jednej z wie�. Dyszeli, nie tyle zm�czeni czo�ganiem si� po trawie, co przera�eni czyhaj�cym na nich strasznym niebezpiecze�stwem; w ko�cu jednak po wielu minutach nas�uchiwania w napi�ciu uspokoili si� nieco i zacz�li rozgl�da� si� wok� siebie zaciekawieni otoczeniem. Dziwaczna by�a to budowla, w cieniu kt�rej si� znale�li: czworoboczny budynek, zbudowany z nieznanego metalu, wznosi� si� w g�r� na ponad sto st�p, a u podstawy mia� nie wi�cej ni� pi�tna�cie st�p kwadratowych. Nachylony by� pod k�tem co najmniej dwudziestu pi�ciu st�p w kierunku, z kt�rego nadeszli ludzie. Gdy tak stercza� nad nimi, zdawa�o si�, �e w ka�dej chwili mo�e run�� i zmia�d�y� ich; a jednak gdy popatrzyli na jego solidn� i mocn� podstaw�, u�wiadomili sobie, �e budynek �w zapewne stoi tak ju� od wiek�w. Ca�y ten wypad wyczerpa� odwag� mieszka�c�w loch�w. Bali si� zapuszcza� w g��b miasta szylk�w; stali niezdecydowani przez d�u�szy czas, niepewni, co maj� robi� dalej. Mimo �e d�ugo stali w ca�kowitej ciszy, ani razu nie s�yszeli d�wi�k�w wydawanych przez szylki,. ani nie ujrzeli poruszaj�cych si� sylwetek. , W ko�cu jednak Nikadur zaszepta� Tumitakowi do ucha. - Co� si� dzieje na �cianie Powierzchni po prawej stronie, Tumitaku - szepn��. - Zdaje si�, �e widz� s�ab� po�wiat�. Tumitak wzdrygn�� si�. By�a to prawda! S�abe, nier�wne �wiat�o mgli�cie ja�nia�o po prawej stronie nieba. Wpatruj�c si�, poj��, �e owa jasno�� pada na ca�� Powierzchni�. M�g� dojrze� twarze towarzyszy i nier�wno�ci ziemi. Datto i Torp. cichym g�osem wymieniali uwagi na temat zdumiewaj�cego dziwu - drzew, na tyle ju� widocznych, �e mo�na je by�o rozr�ni�. Tumitak przem�wi� do towarzyszy. - �wiat�o powraca albo powstaje nowe. Dziwna sprawa, gdy� �wiat�o to znajduje si� po przeciwnej stronie Powierzchni ni� tamto, kt�re widzia�em, gdy by�em tu poprzednio. - Wkr�tce b�dzie do�� jasno, by pojawi�y si� szylki - szepn�� Datto. - Mo�e lepiej wr��my pod ziemi�, Tumitaku? Lorianin mia� w�a�nie da� odpowied� twierdz�c�, gdy Torp wyda� okrzyk przera�enia i dygocz�c gwa�townie wskaza� r�k� ku drzewom w okolicy jamy. Pod nimi wida� by�o niewyra�ne sylwetki sun�ce w kierunku wie�, a z oddali dobieg� d�wi�k klekocz�cych g�os�w. Grupa szylk�w zbli�a�a si� w ich kierunku! W jednej chwili ca�� czw�rk� sparali�owa� okropny, czysto instynktowny strach. Zdj�ci panik�, rozgl�dali si� za mo�liwo�ci� ucieczki. Powr�t do jamy by� niemo�liwy - grupa paj�kowatych istot ju� j� min�a. Pr�ba ucieczki w kierunku drzew po przeciwnej stronie by�a r�wnie� niemo�liwa - intruzi prawie natychmiast zostaliby wykryci. Jeden tylko kierunek oferowa� kryj�wk� - ale w�osy zje�y�y im si� na g�owach na my�l udania si� w t� stron�. Gdyby jednak tego nie uczynili, i to natychmiast, ich wykrycie by�o tylko kwesti� chwili. Rzucili si� wi�c biegiem obok wie�y, w g��b miasta szylk�w, �eby unikn�� przynajmniej bezpo�redniego niebezpiecze�stwa w nadziei, �e przysz�o�� sama si� jako� u�o�y. Ju� w trakcie ucieczki r�ne szelesty i dobiegaj�ce z r�nych stron klekocz�ce g�osy u�wiadomi�y im, �e miasto budzi si� do �ycia. P�ywi z przera�enia przywarli do muru wie�y - wtem pojawi�y si� przed nimi drzwi, stare, zniszczone, drewniane drzwi, kt�re Tumitak otworzy� pchni�ciem i zacz�� wpycha� przyjaci� do wn�trza wie�y. Gdyby w �rodku znajdowa� si� jaki� nieprzyjaciel, m�g�by ich bez trudu pozabija�, jak tylko weszli, bo przeskok z warunk�w szybko rosn�cego �wiat�a na zewn�trz do ponurych ciemno�ci w �rodku sprawi�o, �e pomieszczenie zda�o si� im ciemne niczym g��bia Erebu. Wkr�tce jednak oczy przywyk�y do ciemno�ci i ludzie mogli ju� mniej wi�cej rozr�ni� zarysy wn�trza wie�y. Wielka by�a ich ulga, gdy u�wiadomili sobie, �e dom ten nie mo�e by� zamieszka�y przez nieprzyjaci�. Pod�oga nie by�a niczym pokryta, stanowi�a j� go�a ziemia - ten dziwny, zbity py� pokrywaj�cy pod�o�e Powierzchni; nie wida� by�o r�wnie� niczego, co przypomina�oby jakie� umeblowanie, chyba �e wi�zka "s�omy w k�cie mia�a s�u�y� za legowisko. Jednak tu i �wdzie wisia�y stare, poszarpane liny, a Tumitak patrz�c w g�r� dostrzega� niewyra�nie, �e owe liny prowadz� do wysoko�ci oko�o dwudziestu st�p, gdzie wielka masa poskr�canych lin, powroz�w i sznur�w krzy�owa�a si� wielokrotnie na ca�ej szeroko�ci wie�y. By�o to istne k��bowisko lin, sie�, pomy�la�, gdy� znowu nasun�o mu si� podobie�stwo szylk�w- do paj�k�w. W rzeczywisto�ci bliski by� pomy�ki, gdy� szylki u�ywa�y wie� tylko jako miejsc noclegowych i w nocy chroni�y si� w ich g�rnych cz�ciach, gdzie sp�dza�y godziny ciemno�ci w legowiskach sporz�dzonych z setek krzy�uj�cych si� lin i sznur�w. Na szcz�cie wie�a, w kt�rej znalaz� si� Tumitak z towarzyszami, by�a stara, a jej budowniczowie uznali, �e nie nadaje si� ju� do zamieszkania. Wkr�tce zobaczymy, jakie znalaz�a zastosowanie. Przera�eni mieszka�cy loch�w stali przez kilka chwil w ciemnym wn�trzu wie�y, a serca ich powoli zaczyna�y powraca� do normalnego rytmu, gdy raz jeszcze rozleg� si� z�owieszczy klekot szylka, tym razem prawie za drzwiami. Wzmaga� si� coraz bardziej i ludzie zrozumieli nagle z zupe�n� jasno�ci�, �e szylki zbli�aj� si� do tej wie�y! Zacz�li si� rozpaczliwie rozgl�da� wok�, szukaj�c jakiej� kryj�wki, lecz ca�y czas mieli �wiadomo��, �e schronienie mo�e by� tylko jedno. Pr�ba ukrycia si� w labiryncie lin i sznur�w rozpi�tych na niewielkiej wysoko�ci ponad ziemi� r�wna�a si� dobrowolnej kapitulacji, tak si� przynajmniej wydawa�o. Wobec braku innego wyj�cia Tumitak i jego towarzysze po chwili gramolili si� ju� w g�r� po linach, gin�c w g�stych zwojach poskr�canych sznur�w i powroz�w. Tu� nad ziemi� krzy�uj�ce si� liny nie by�y liczne, jednak na wysoko�ci dziesi�ciu st�p wieszano je tak g�sto, �e z do�u zupe�nie nie mo�na by�o dostrzec kogo�, kto by si� w nich chowa�. Tam wi�c nasi poszukiwacze przyg�d wstrzymali wspinaczk� i pochowani w g�stej sieci le�eli, nas�uchuj�c d�wi�k�w, kt�re rozlega�y si� tu� za drzwiami. Rozchylaj�c spl�tane liny Tumitak stwierdzi�, �e ma prawie swobodny widok na dno wie�y. Ukryli si� ani troch� za wcze�nie, czego dowi�d� fakt, �e ledwie zaj�li wygodne miejsca w�r�d lin, gdy drzwi si� otworzy�y i pojawi�o si� w nich osobliwe towarzystwo. II. Pierwszy wkroczy� szylk i Tumitak poczu� jak liny, na kt�rych le�a� wraz z towarzyszami, zatrz�s�y si�, gdy pozostali mieszka�cy loch�w zadygotali ze strachu na pierwszy widok dzikich bestii z Wenus. Istota by�a typowym przedstawicielem swego rodzaju: mia�a oko�o czterech st�p wzrostu, dziesi�� paj�kowatych odn�y i g�ow�, kt�ra, gdyby nie brak w�os�w i nosa, mog�aby uchodzi� za g�ow� ludzk�. Wysoko mi�dzy dwoma odn�ami, tak jak cz�owiek ujmuje ga��zk� mi�dzy kciukiem i palcem wskazuj�cym, szylk trzyma� metalowy pr�t, kt�rego koniec �arzy� si� jasnym �wiat�em. Na grzbiecie mia� dziwaczn� skrzynk�, do kt�rej przymocowany by� w��, zwini�ty i zako�czony d�ugim pr�tem, schowanym w pochwie umieszczonej na skrzynce. Za nim pojawi� si� nast�pny osobnik, kt�ry m�g�by by� jego bratem bli�niakiem, a na ko�cu dziwnej kompanii szli dwaj ludzie! Osobliwy wygl�d tych lodzi sprawi�, �e obserwatorom w g�rze zapar�o dech ze zdumienia. M�czy�ni byli wysocy, wy�si nawet ni� Tumitak; w rzeczywisto�ci wy�szy z tej dw�jki musia� mie� prawie siedem st�p wzrostu. Jednak to nie ich wzrost zdumia� Tumitaka i jego przyjaci�, lecz raczej ich niewiarygodna smuk�o�� i dziki wyraz twarzy. Ich r�ce i nogi by�y d�ugie i �ylaste; uda mieli mo�e nieco grubsze ni� rami� Tumitaka. W pasie byli zaskakuj�co w�scy; szyje te� by�y chude. Natomiast mieli pot�nych rozmiar�w klatki piersiowe, podobnie jak g�owy. Nie mo�na powiedzie�, �e cia�a ich by�y nieproporcjonalne; nie, by�o w nich co�, co kaza�o si� domy�la�, �e do okre�lonych cel�w ci ludzie byli mo�e bardziej funkcjonalnie zbudowani ni� nawet Datto, ten si�acz z korytarzy. Obserwuj�c t� dw�jk� wida� by�o, �e stanowi� oni inn� ras�, tak jak oczywiste by�o, �e Esteci r�wnie� nale�eli do innej rasy. Gdyby por�wna� obraz dawnych .ps�w ze Z�otego Wieku, zwanych chartami, z dzisiejszymi psami, mo�na by�oby zrozumie� r�nic� mi�dzy mieszka�cami korytarzy, a owymi stworzeniami wyhodowanymi przez szylki. Ludzie ci odziani byli tylko w tkanin� okr�con� w po�owie tu�owia i opadaj�c� do kolan; tkanina spi�ta by�a pasem, z kt�rego zwiesza� si� miecz. W ka�dej d�oni trzymali gro�nie wygl�daj�cy bicz ze sk�ry jakiego� zwierz�cia, a gdyby ta jeszcze nie wystarczy�o, by ich wyr�ni�, ich w�osy i obfite brody by�y czarne! Mieszka�cy loch�w, kt�rzy nigdy nie widzieli w�os�w- innej barwy ni� ruda (opr�cz jasnych w�os�w Estet�w)v nie zdziwiliby si� bardziej, gdyby w�osy tamtych by�y zielone. Owi ludzie weszli za szylkami do pomieszczenia i od razu roz�o�yli si� na legowiskach ze s�omy. Szylki mrukn�y co� do nich cichym klekocz�cym szeptem, a nast�pnie, zgasiwszy lampy, odwr�ci�y si� i wysz�y z wie�y. Ludzie pozostali na miejscu le��c na s�omie i okazuj�c wyra�ne oznaki zm�czenia. Po chwili jeden z nich przem�wi� s�abym g�osem. - W Kajmaku widzia�em prawdziwe polowania, T�oku - powiedzia�, a w g�osie jego da�o si� s�ysze� wyra�ne szyderstwo. - Pami�tam czasy, gdy �apano trzech, a nawet czterech dzikus�w, nim noc zapad�a. Powiniene� zobaczy� takie polowania w wielkim mie�cie, T�oku. Cz�owiek zwany T�okiem odpowiedzia� mrukni�ciem. - Gdy zobaczysz polowanie w Szemie, Traku, b�dziesz wiedzia�, �e gonisz za prawdziwym dzikusem. Ci tak zwani dzicy, na kt�rych polujesz w Kajmaku, s� oswojeni, specjalnie hoduje si� ich do �ow�w. Wiesz o tym dobrze. Trak wygl�da� na zbitego z tropu; odwr�ciwszy si� w stron� legowiska wyj�� spod s�omy niewielki dzbanek. Wyla� z niego na d�o� troch� oliwy i pocz�� smarowa� sw�j bicz. Po chwili znowu o�mieli� si� na tyle, by zabra� g�os. - Nie bez powodu Hun-Pna nazywany jest "ostro�nym" - zauwa�y�. - Nigdy nie widzia�em �owcy post�puj�cego z tak� ostro�no�ci�. Mo�na by pomy�le�, �e spodziewa si�, �e kt�ry� z dzikich odwr�ci si�, by nas u�mierci�. Mogli�my powali� t� dzikusk�, kt�r� �cigali�my wczoraj wieczorem, i dotrze� do Szemu jeszcze przed zmrokiem, gdyby nie to, �e Hun-Pna ba� si� nas wypu�ci�. T�ok uni�s� si� na legowisku i popatrzy� na swego towarzysza. Wida� by�o, �e podziela jego opini� o szylku, kt�ry by� ich panem i w�adc�. - Gdy b�dziesz s�u�y� Hun-Pnie tak d�ugo jak ja - o�wiadczy� - przywykniesz do jego obyczaj�w. - Pogrzeba� w s�omie, wydoby� inny, wi�kszy dzban, napi� si� g�o�no, po czym m�wi� dalej. - Widzia�em raz, jak zaprzesta� po�cigu i odwo�a� nas po wielu godzinach pogoni tylko dlatego, �e osaczony dzikus broni� si�! - Ale przecie� oni zawsze broni� si�, gdy s� osaczeni, prawda? - zapyta� Trak, kt�ry by� najwyra�niej m�odszy i do�wiadczeniem ust�powa� towarzyszowi. - Tylko mniej wi�cej jeden na pi�ciu walczy naprawd� - odpowiedzia� starszy. - Pozostali opieraj� si� s�abo, tak �e nie warto przejmowa� si� t� obron�. Maj� do�� rozs�dku, by zdawa� sobie spraw�, �e je�li zdob�d� nad nami przewag�, szylkowie natychmiast ich dobij�. Rozm�wcy zamilkli znowu na jaki� czas, a wysoko nad nimi czterej milcz�cy obserwatorzy w zdumieniu zastanawiali si� nad tym, co us�yszeli. Po chwili starszy z dw�jki odezwa� si� ponownie. -t Chocia�... widzia�em par� zajad�ych walk z udzia�em dzikus�w. Kobiety Tain�w znane s� z furii. Przypominam sobie �owy sprzed dw�ch lat i najci�sz� walk�, jak� w �yciu stoczy�em. By�a to r�wnie� kobieta. Ona jednak nie ucieka�a, jak ta wczoraj. Jej skalp ozdabia teraz wie�� Hun-Phy. Tlok wydawa� si� zaciekawiony. - Opowiedz mi o tym - zaproponowa�. - No wi�c - zacz��- ten starszy, a w jego zachowaniu zaznaczy�a si� pewna pysza�kowato��, kt�ra do w�ciek�o�ci doprowadza�a s�uchaj�cych na g�rze mieszka�c�w korytarzy - widzisz, Hun-Pna wydawa� wielk� uczt� na cze�� Koniunkcji i zaprosi� po�ow� szylk�w z Szemu. By�a ich prawie setka, by� nawet sam stary Hach-Klotta; oczywi�cie jednym z g��wnych punkt�w programu uczty mia�a by� ofiara po�wi�cona ojczystej planecie. Jak pewnie wiesz, w czasie obchod�w Koniunkcji nie sk�ada si� Ofiary z Estet�w, wi�c nas wypuszczono, �eby�my spr�bowali pochwyci� �ywcem jakich� dzikich. Postanowili�my poszuka� Tain�w; Hun-Pna zawsze na nich poluje, bo ich korytarze s� blisko Powierzchni. Dla "ostro�nego" wyprawa do g��bszych korytarzy oznacza�aby ryzykowanie g�ow�. Wpu�ci� nas po prostu wej�ciem do lochu i usiad� czekaj�c, a� wystawimy kilku dzikich .i nap�dzimy do niego. Tak wi�c ja i jeszcze dw�ch Mog�w ruszyli�my AV g��b korytarzy Tain�w. Mia�em oczywi�cie miecz i bicz, podobnie jak ka�dy z pozosta�ych, co wystarcza za obron� przed Tainami. Ci Tainowie s� sprytni, lecz boj� si� w�asnego cienia. Niewiele czasu up�yn�o, kiedy jeden z pozosta�ych Mog�w wy�ledzi� Taina i pogoni� go ku Powierzchni. Gdy znikn�� w korytarzu, ja sam wpad�em na kobiet� z dzieckiem w ramionach. No, przyznasz chyba, �e to by�a gratka, szylkowie s� zadowoleni, gdy schwyta si� �ywe szczeni�. Rzuci�em si� wi�c na ni�, oczekuj�c �atwej zdobyczy, lecz ona skoczy�a na mnie jak wilk. W r�ku mia�a kij i nim zdo�a�em unie�� bicz, oszo�omi�a mnie ciosem w kark, po czym momentalnie umkn�a kieruj�c si� ku Powierzchni. Musia�a z przera�enia straci� rozum, inaczej nigdy nie pobieg�aby w t� stron�, bo na ca�ej drodze na Powierzchni� nie by�o ju� bocznego przej�cia ani odga��ziaj�cego si� korytarza. Cios og�uszy� mnie i sta�em przez chwil�, �eby doj�� do siebie, nim ruszy�em za ni�. Poszed�em za ni� ku wyj�ciu, nie �piesz�c si� .zanadto. Mia�em nadziej�, �e szylki pochwyc� j�, kiedy tylko si� poka�e, lecz niestety, zaj�ci byli tym Tainem, kt�rego wystawi� drugi Mog, i kiedy dotar�em do wyj�cia, ujrza�em ku swemu zdumieniu, �e kobieta wydosta�a si� poza t�um i biegnie jak szalona w kierunku lasu. Zawo�a�em do Hun-Pny o pomoc i ruszy�em w po�cig, nie ogl�daj�c si� za siebie, by sprawdzi� czy kto� mi towarzyszy. Oczywi�cie by�em pewien, �e tak. No wi�c owa Tainka mia�a nade mn� spor� przewag�, a wiesz, jak nier�wne i kamieniste s� okolice loch�w Tain�w. I dopiero kiedy nogi zacz�y odmawia� mi pos�usze�stwa i nios�y mnie zbyt wolno, bym m�g� j� dogoni�, zacz�a traci� oddech. W ko�cu opar�a si� o zbocze i zwr�ci�a si� ku mnie, warcz�c zajadle. Zbli�y�em si� do niej ostro�nie pami�taj�c, �e musz�, je�li to mo�liwe, schwyta� j� �yw�. Odwr�ci�em si�, by popatrze�, jak daleko s� szylki i ku memu zdziwieniu nie zobaczy�em ich nigdzie! Przez chwil� zacz��em si� obawia�, �e b�d� musia� porzuci� �up, bo nikt z nas nie jest przyzwyczajony do walki bez szylka za plecami, chyba rozumiesz, lecz w ko�cu podj��em �mia�� decyzj�. Zaatakuj� t� Taink� i pokonam j� samodzielnie. Podszed�em wi�c do niej tak ostro�nie, jak si� da�o. Sta�a, dysz�c ze zm�czenia i wci�� przyciskaj�c do siebie dziecko; gdy si� zbli�y�em, zacz�a wywija� wok� siebie kijem. - Poddaj si�, g�upia - powiedzia�em - nie zabij� ci�, chc� ci� pojma� �yw�. - �yw�! - zakpi�a. - Do jakiego celu? Do ��ka czy na st�? Nie odpowiedzia�em. Po co? Nie mia�em ochoty sp�kowa� z �adn� z dzikich kobiet, nawet gdyby mia�o mnie to kosztowa� �ycie; gdybym za� jej powiedzia�, �e potrzebna jest na ofiar�, nic by to nie pomog�o. �mign��em wi�c biczem i walka rozpocz�a si�. A by�a to prawdziwa walka! Gdy tak �cierali�my si� przez d�ugie minuty, niejeden raz dosi�gn�� mnie cios jej diabelnego kija, ona za� broczy�a krwi� z miejsc, gdzie m�j bicz rozci�� jej sk�r�. W ko�cu wpad�em na pomys� i zacz��em kierowa� uderzenia biczem nie w jej kierunku, ale ku dziecku! Odt�d wydawa�o si�, �e zwyci�stwo przyjdzie mi z �atwo�ci�. Dzikuska tak by�a poch�oni�ta os�anianiem dziecka, �e nie mia�a czasu na walk�. Po chwili zacz�a p�aka� i przeklina� mnie. Powiedzia�a, �e jestem diab�em wcielonym i nie zas�uguj�, by nazywa� mnie cz�owiekiem. Wiesz, o co chodzi, sam s�ysza�e� te brednie dzikich. Taka gadanina nigdy mnie nie obchodzi�a. Urodzi�em si� Mogiem i Mogiem Umr�. Gdy zacz�a tak m�wi�, wiedzia�em ju�, �e nadchodzi dla niej moment za�amania, i na nowo wst�pi�a we mnie nadzieja, �e uda mi si� dostarczy� �ywcem matk� i dziecko. Lecz w�a�nie gdy czeka�em a� upadnie i podda si�, krzykn�a nagle "Nie!" i uni�s�szy dziecko wysoko nad g�ow� cisn�a nim o ziemi� i rozbi�a mu kijem g�ow�. Nast�pnie rzuci�a, si� na mnie z w�ciek�o�ci�, drapi�c, gryz�c i pluj�c, a� w ko�cu faktycznie w obronie w�asnej musia�em u�y� przeciwko niej miecza. Powr�ci�em z polowania z niczym poza skalpem kobiety, lecz Hun-Pna Dowiesi� go, w�r�d swych trofe�w, gdzie dot�d si� znajduje. M�wi�cy umilk� wreszcie; nakry� si� s�om� i najwyra�niej uk�ada� si� do drzemki. Drugi m�czyzna po chwili mia� zamiar p�j�� w jego �lady, lecz jego przygotowania zosta�y gwa�townie przerwane w wyniku decyzji, kt�r� mieszka�cy loch�w podj�li u g�ry w�r�d lin. W czasie opowiadania tej ponurej historii obserwatorzy na g�rze s�uchali jej z przera�eniem. Nigdy przedtem nie za�wita�o im w g�owie przypuszczenie, �e mog� istnie� ludzie do tego stopnia podli i nikczemni, �e poluj� na istoty swego rodzaju li tylko dla przyjemno�ci szylk�w. Opowie�ci Tumitaka przygotowa�y ich na zetkni�cie si� z Estetami, ale ta rasa czcicieli szylk�w znajdowa�a si� na jeszcze ni�szym poziomie cz�owiecze�stwa ni� Esteci! Gdy tak s�uchali historii Mog�, w umys�ach Tumitaka i jego towarzyszy r�s� wstr�t do tych stworze�, a gdy T�ok zako�czy� opowie��, w oczach wszystkich pojawi� si� przeb�ysk tej samej my�li - owe stwory �yj� ju� o wiele za d�ugo. Mieszka�c�w loch�w d�awi� mroczny, �lepy gniew. Po pytaj�cym spojrzeniu Datty i Torpa oraz potakuj�cym ge�cie Tumitaka ca�a czw�rka bez s�owa opad�a na ziemi� przed zdumionymi Mogami z zamiarem pozbawienia ich �ycia. Nie ulega w�tpliwo�ci, �e seria zwyci�stw odnoszonych przez ludzi w korytarzach nape�ni�a ich zbytni� pewno�ci� siebie. Dzicy z mrocznych korytarzy ulegli wobec przewagi ich broni, Esteci za� zostali pokonani bez walki; Tumitak i jego towarzysze my�leli, �e czeka ich nie bitwa, lecz raczej egzekucja. By�o ich wi�cej, ponadto zaatakowali znienacka, byli wi�c pewni, �e w jednej chwili wyprawi� Mog�w na tamten �wiat. Jednak�e gdy si� ju� znale�li na ziemi, w mig poj�li sw�j b��d. W okamgnieniu Mogowie stali ju� plecami do siebie i dzier��c miecze w d�oniach bronili si� tak bohatersko, �e przez chwil� wynik walki by� niepewny. Ponadto w czasie walki Mogowie wo�ali - g�o�no wo�ali swych pan�w na pomoc! Tumitak zda� sobie spraw� z szale�stwa ataku prawie natychmiast po jego podj�ciu; ale nawet gdy sobie to u�wiadomi�, by� przekonany, �e zryw by� w jaki� spos�b usprawiedliwiony. Gdyby przynajmniej uda�o si� zabi� Mog�w, ich �ycie nie zosta�oby po�wi�cone na pr�no. Jeden z wysokich, czarnow�osych osobnik�w le�a� ju� na ziemi, Torp rzuci� si� na niego i dobi� silnym ciosem w szyj�. Przez kr�tk� chwil�, gdy uwaga dw�ch innych mieszka�c�w .loch�w by�a tym zaj�ta, drugi Mog odwr�ci� si� i pop�dzi� jak r�czy jele� obok Datty i przez drzwi, nadal wo�aj�c szylki na pomoc. Datto zarycza� z gniewu i chcia� pu�ci� si� w pogo�, lecz Tumitak powstrzyma� go chwytaj�c za rami�. - Szybko, Datto, musimy si� zn�w ukry� - szepn�� wzburzony. - W g�r�, na liny! Szybko! Bez chwili wahania skoczy� Nikadur ku linom i pocz�� si� wspina�, a pozosta�a tr�jka natychmiast posz�a za jego przyk�adem. Na zewn�trz wzmaga�y si� klekoty i trzaski wydawane przez szylki i ledwo mieszka�cy loch�w dobrze si� ukryli w�r�d splecionych sznur�w, gdy Mog wpad� ponownie do wie�y, a zaraz za nim pojawi�a si� gromada szylk�w. Wszystkie stwory by�y uzbrojone: ka�dy mia� na sobie skrzynk� z w�em, tak� sam�, jak� nosi� �w pierwszy szylk, kt�ry zagl�da� tu poprzednio. Teraz jednak w kleszczach szylk�w znajdowa�y si� d�ugie, dziwaczne rury wylotowe. Szylki rozejrza�y si� wok� ze zdumieniem, a potem jeden z nich wskaza� w g�r�. Mieszka�cy loch�w nie zaprzestali wspinaczki, gdy� wed�ug wszelkiego prawdopodobie�stwa sie� lin si�ga�a a� do szczytu wie�y; pi�li si� wi�c uparcie chc�c tylko znale�� si� jak najdalej od dzikich w�adc�w Powierzchni. Mieli jednak przeczucie, �e ucieczka nie ma szans powodzenia, a ostatnie ich nadzieje run�y, kiedy dwa szylki schowa�y rury wylotowe broni do pochew i z wielk� wpraw� zacz�y wspina� si� za nimi. Czterej zdesperowani mieszka�cy loch�w nie mieli innego wyj�cia, tylko kontynuowa� beznadziejn� wspinaczk� i b�aga� los o jakie� cudowne wybawienie. Nikadur w dalszym ci�gu znajdowa� si� na czele, zaraz za nim wspina� si� zwinny Tumitak, lecz olbrzymie rozmiary. Datty i jego pot�nego bratanka hamowa�y ich ruchy, tote� znajdowali si� oni o wiele ni�ej ni� Lorianie. Labirynt lin i powroz�w zag�szcza� si� w miar� wspinaczki, a� w ko�cu nie mo�na ju� by�o dostrzec pod�ogi wie�y; lecz dochodz�ce z do�u d�wi�ki kaza�y pami�ta�, �e szylki zbli�aj� si� w szybkim tempie. Nagle gdzie� pod Tumitakiem rozleg� si� krzyk - krzyk cierpienia. Potem nast�pi�a dzika szamotanina, ha�as, �omot cia� staczaj�cych si� po linach i g�o�ny trzask! Tumitak obejrza� si�, lecz widok zas�ania�a mu pl�tanina lin; nagle liny rozsun�y si� i pojawi�a si� w nich przera�ona twarz Datty, kt�rej �miertelna blado�� dziwnie kontrastowa�a z rudym zabarwieniem brody i w�os�w. - Torp! - krzykn�� z b�lem w g�osie - Tumitaku, z�apali mojego bratanka Torpa. To on spad�. Rzucili si� na niego i chcieli si�gn�� mu do gard�a tymi piekielnymi kleszczami! Broni� si�, lecz straci� r�wnowag� i upad�. Ale szylki te� przyp�aci�y to �yciem! Te� przyp�aci�y �yciem! Ju� nie jeste� jedynym Zab�jc� Szylk�w, �, w�adco Loru! Olbrzymi Jakranin p�aka�, przesuwaj�c si� w g�r�, gdy� bratanek by� dla niego wszystkim i mia� zosta� jego nast�pc� jako w�adca Jakran. Tumitak r�wnie� uczu� b�l w sercu na my�l o tym, �e Torpa nie ma ju� z nimi. Jednak nic nie odrzek� wodzowi Jakran, pragn�c reszt� si� oszcz�dzi� na wspinaczk�. Nagle Nikadur, kt�ry znikn�� mu z oczu w sieci u g�ry, wyda� okrzyk i w jednej chwili serce Tumitaka pogr��y�o si� w jeszcze wi�kszej rozpaczy. Czy�by i tego przyjaciela mia� utraci�? Czy�by szylki zaatakowa�y ich od g�ry? Zacz�� posuwa� si� jeszcze spieszniej zastanawiaj�c si�, czy zdo�a dotrze� do przyjaciela na czas, by mu pom�c. Rozsun�� liny nad sob�, wspi�� si� wy�ej i ujrza� przy�mione �wiat�o przedostaj�ce si� przez sie�. Po chwili w polu widzenia pojawi�a si� sylwetka Nikadura, ciemno rysuj�ca si� na tle tego nowego �wiat�a. Blask pada� od jednej ze �cian i gdy Tumitak dotar� do przyjaciela, zrozumia� pow�d jego okrzyku. �wiat�o wydobywa�o si� z ma�ego okr�g�ego okienka umieszczonego na samym szczycie wie�y. Nikadur krzykn�� odruchowo, gdy przez nie popatrzy� i po raz pierwszy ujrza� Powierzchni� w pe�nym blasku dnia. Kiedy Tumitak wyjrza� poza kraw�d� okienka, sam ledwie m�g� powstrzyma� si� od okrzyku. Przez szyb� wida� by�o miasto szylk�w, a z parapetu zwiesza� si� p�k lin. Ich ko�ce przymocowano do okien w innych wie�ach; szylki zapewne u�ywa�y tych lin do przenoszenia si� z jednej wie�y do drugiej bez schodzenia na ziemi�. W dole Tumitak widzia� inne wie�e oraz stale powi�kszaj�cy si� t�um szylk�w, w�r�d kt�rych gdzieniegdzie pojawia�a si� zaro�ni�ta twarz Mog�. Jednak�e nie t�um na dole ani liny ��cz�ce wie�e, ani nawet nie szeroka panorama z okna wyrwa�a okrzyk zdumienia z piersi Nikadura. Powodem by�o pierwsze spojrzenie na s�o�ce! Nawet w tak rozpaczliwej sytuacji s�o�ce wywar�o najwi�ksze wra�enie na nim, gdy pierwszy raz w �yciu ujrza� w pe�ni o�wietlon� Powierzchni�. Co prawda Tumitak, kt�ry widzia� s�o�ce ju� przedtem, by� zdumiony prawie tak samo. S�o�ce, kt�re widzia� poprzednio, by�o czerwon� kul� po�yskuj�c� przy�mionym blaskiem i opadaj�c� na zachodzie, podczas gdy �w olbrzymi kr�g, o�lepiaj�cy intensywnym bia�ym �wiat�em, wisia� dok�adnie po przeciwnej stronie nieba. Przez chwil� zastanawia� si� nad t� zagadk�, lecz szybko zatai� zdumienie w g��bi duszy i spr�bowa� skupi� si� nad obmy�laniem mo�liwo�ci ucieczki. Metalowe �ciany opadaj�ce w d� poza kraw�dzi� okna by�y r�wnie g�adkie jak szkliste �ciany jego rodzinnego korytarza - t�dy mo�liwo�ci ucieczki nie by�o. Gdyby nawet uda�o mu si� zsun�� po murze wie�y, nic by mu z tego nie przysz�o, poniewa� t�um szylk�w zwi�ksza� si� tak szybko, �e zajmowa� ca�y teren wok�; Tumitak widzia�, jak co� sobie -pokazywa�y i gestykulowa�y gwa�townie, zupe�nie tak samo, jak zachowuje si� t�um ludzi w podobnych okoliczno�ciach. Mi�dzy Lorianami znalaz� si� nagle Datto i wychyli� sw�j pot�ny tu��w ponad kraw�d� okna. Oczy mia� wci�� pe�ne �ez z powodu �mierci Torpa, ale nie wspomina� ju� o swym nieszcz�ciu. My�li jego r�wnie� zajmowa�a sprawa ucieczki. - Nadchodz�, Tumitaku - powiedzia�. - Inne szylki wspinaj� si� po linach. Co teraz zrobimy? Wracamy, by z nimi walczy�? Lorianin uczu� ciep�o w sercu, gdy u�wiadomi� sobie gotowo�� Datty do walki z szylkami. Przynajmniej ten cz�owiek zrozumia� nauki, kt�re g�osi� tak d�ugo i �arliwie w�r�d mieszka�c�w loch�w. Jednak teraz pokr�ci� g�ow� na propozycj� Datty i dalej wygl�da� przez okno. Pozostawa�a im jedna mo�liwo�� ucieczki, tak nik�a, �e z niech�ci� nawet o niej my�la�. W ko�cu jednak, gdy us�ysza� ha�as gdzie� niedaleko w dole i poj��, �e �cigaj�ce ich szylki wkr�tce dobrn� do okna, zdecydowa� si� przyst�pi� do wykonania swego desperackiego planu. Ko�ce lin zwieszaj�cych si� z parapetu si�ga�y do wie�, kt�re w wi�kszo�ci by�y zamieszkane. Tumitak widzia� w oknach twarze szylk�w, w jednym pojawi�o si� nawet zaro�ni�te oblicze Mog�. Dwa okna by�y jednak puste i Tumitak wskaza� na bli�sze z nich. - To nasza jedyna szansa - powiedzia�, staraj�c si� ukry� rozpacz w g�osie. - Szansa jest niewielka, ale mo�e uda nam si� przej�� i uciec potem z drugiej wie�y. Nikadur, kt�ry zajmowa� najlepsze stanowisko przy oknie, w lot pochwyci� ten pomys� i wychyliwszy si� przez otw�r zawisn�� na linie. Przesuwa� si� po sznurze na r�kach. Tumitak skin�� na Datt�, by poszed� za nim. Wielki Jakranin potrz�sn�� g�ow�. - Nie czas na bohaterskie gesty, o w�adco Loru - powiedzia�. - Dolne korytarze bardziej potrzebuj� ciebie ni� mnie. Szansa ucieczki jest i tak niewielka, wi�c po co j� jeszcze zmniejsza�? Id� ty, a ja p�jd� za tob� i b�d� was os�ania� z ty�u. Ta koncepcja nie podoba�a si� Tumitakowi, kt�ry przez chwil� chcia� zaoponowa�, lecz narastaj�ce niebezpiecze�stwo-u�wiadomi�o mu, �e czas jest cenny:, stan�� wi�c w oknie i ruszy� za Nikadurem, przesuwaj�c si� na r�kach. Lorianin raz jeden spojrza� w-d�, gdy wisia� niczym ma�pa na sznurze, ,lecz od razu dosta� zawrotu g�owy i musia� po�piesznie skierowa� wzrok w g�r�. Gdy przekona� si�, �e ma Nikadura tu� przed sob�, zwolni� tempo posuwania si� na tyle, by obejrze� si� i sprawdzi�, czy Datto poszed� w �lad za nim. Obraz, jaki ujrza� w tym przelotnym momencie, mia� na d�ugie lata pozosta� w jego pami�ci. Szylki dotar�y do okna i Datto zmuszony by� odwr�ci� si� i stawi� im czo�o. Tumitak widzia�, jak wielki w�dz Jakran, kt�rego jeden szylk stara� si� za wszelk� cen� dosi�gn�� kleszczami z ty�u, porwa� innego szylka i cisn�� go przy wt�rze klekotu i pisk�w przez okno. Doby� nast�pnie miecza i krzykn�� do Tumitaka. - Maj� mnie, Tumitaku - zawo�a�. - Nie zdo�am ich zatrzyma�. Jest wiele... - zawaha� si� i wtem za�wita� mu jaki� pomys�. - Trzymaj si� mocno liny, Tumitaku! W�dz Lorian patrzy� w zdumieniu pomieszanym z rozpacz�, jak Datto uderza mieczem. - Trzymaj si� mocno liny! - ponownie krzykn�� Jakranin, a ostrze miecza uderzy�o w sznur przecinaj�c go do po�owy. Pe�en obaw, nie rozumiej�c motyw�w post�powania Datty, Tumitak przywar� jeszcze mocniej do liny i wtedy miecz ponownie uderzy�, g�adko odcinaj�c sznur w miejscu, gdzie by� umocowany do okna. Tumitak zdo�a� jeszcze dojrze�, jak Datt� wci�gni�to do wn�trza w momencie uderzenia mieczem; w nast�pnej chwili Lorianin odlatywa� ju� od wie�y. My�la� ju� tylko o niechybnej �mierci, a jednak jaki� wewn�trzny instynkt kaza� mu zastosowa� si� do ostatniego ��dania Datty i trzyma� si� liny jak ostatniej deski ratunku. Ujrza�, jak ze straszn� szybko�ci� zbli�a si� do ziemi, zobaczy�, �e dolatuj� do wie�y, do kt�rej przymocowany by� drugi koniec sznura; nagle nast�pi� pot�ny wstrz�s i z g�ry dobieg� go okrzyk przera�enia Nikadura. Lina przenios�a ich poza pochylon� wie��; jej koniec, obci��ony Lorianami, zadzia�a� jak wahad�o ,i po chwili ziemia, kt�ra dot�d zbli�a�a si� w tempie przyprawiaj�cym o md�o�ci, zacz�a si� znowu oddala�! Ledwie obaj Lorianie mgli�cie zdali sobie spraw�, �e jakim� cudem" ( uda�o im si� unikn�� �mierci, gdy r�ka Tumitaka zacz�a si� ze�lizgiwa� z liny. Lorianin schwyci� za najbli�szy przedmiot, kt�rym okaza�a si� noga Nikadura; us�ysza� jeszcze jeden okrzyk, a po chwili obaj wirowali ju� w powietrzu, by wkr�tce wyl�dowa� w ga��ziach drzewa, kt�re ros�o opodal wie�. Cho� oszo�omieni i podrapani na skutek upadku, Lorianie nie tracili ani sekundy chc�c wykorzysta� now� mo�liwo�� ucieczki. W jednej chwili zsuwali si� ju� po ulistnionych ga��ziach. Tumitak zastanowi� si� przelotnie nad dziwnym obiektem, w kt�rym si� znalaz�, ale gdy doszed� do wniosku, �e nic mu z tej strony nie zagra�a, ca�� uwag� skupi� na ucieczce. Szylki zosta�y widocznie zaskoczone nag�ym rozwojem wypadk�w, skoro nie od razu podj�y po�cig. W istocie Lorianie znajdowali si� ju� poza drzewem, gdy dosz�y ich okrzyki i klekoty od strony wie�, �wiadcz�ce o tym, �e szylki zorganizowa�y pogo�. Rozejrzeli si� wok�, na pr�no staraj�c si� dostrzec otw�r prowadz�cy do ich w�asnych korytarzy. Znajdowa� si� on daleko na prawo ukryty w�r�d drzew; krzykn�wszy wi�c do Nikadura, by bieg� za nim, Tumitak zag��bi� si� w las oddalaj�c si� od Szemu. Bez tchu, poranieni, wyzbyci wszelkich zamiar�w podboju Powierzchni, dwaj mieszka�cy loch�w uciekali przez zaro�la jak kr�liki, a za nimi coraz bardziej wzmaga�y si� odg�osy po�cigu. III. Trudno pisarzowi naszych czas�w odtworzy� my�li, kt�re przebiega�y przez g�owy Lorian w czasie ich ucieczki przez las w rozpaczliwym pop�ochu. Od tamtych bohater�w �wiat dzisiejszy dzieli trzy tysi�ce lat, lat nieustannych zmian i post�pu; w bezpiecznym i jednostajnym �yciu, kt�re prowadzimy, niewiele jest mo�liwo�ci odtworzenia ich gw