2602
Szczegóły |
Tytuł |
2602 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2602 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2602 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2602 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Klucz do ZaporyKlucz do Zapory
Theodore Sturgeon
Parszywa misja. Oczywi�cie chodzi�o o misj� na ochotnika (to znaczy samob�jcz�),
a wi�c bra�e� co dawali. Wiadomo, jakie to ryzyko. Fetuj�, obsypuj� honorami
ciebie i trzy pokolenia twoich przodk�w i potomk�w - przed startem, ale kiedy
ju� wyruszysz, nie oczekuj, �e to b�dzie przyjemno��. Rzecz w tym, �e ca�e
samob�jstwo, a nie tylko sam fina�, to �mier�.
Potter bezwiednie chwyta� si� za nos, nawet wtedy gdy patrzy� ci prosto w oczy i
m�wi� do ciebie. Spr�bujcie co� takiego wytrzyma� podczas lotu. To w�a�nie
martwi�o mnie najbardziej. Reszt� chyba wkurza� Donato. Mia� kaszel
psychosomatyczny, kt�rego nie zauwa�ono podczas tych wszystkich przedstartowych
bada� lekarskich, po prostu dlatego, �e nigdy przedtem czego� takiego nie mia�,
bo te� nigdy dot�d nie wysy�ano go na �mier�. Ja, jak s�dz�, przesi�kn��em owym
"g��bokim wsp�czuciem" Luanan, kt�re chroni�o mnie przed tego rodzaju
nieprzyjemno�ciami. Za to Potter - obecnie "Szczypawa" - mnie wnerwia�, musz� to
przyzna�.
Ma�y Donato usi�owa� si� zawsze przypodoba�. Niekt�rzy ludzie s� irytuj�cy, bo
nie zadaj� sobie nigdy trudu, �eby innym sprawi� jak�� przyjemno��. Donato
natomiast popad� w przesad� w drug� stron� i wiecznie ust�powa�, nigdy si� nie
sprzeciwia�, zawsze potrafi� pom�c lub za�agodzi� sytuacj�, albo wycofa� si�,
przynie��, powiedzie� co� czy nie powiedzie�, w zale�no�ci od potrzeb, a� w
ko�cu mia�o si� ochot� przedziurawi� statek kosmiczny, �eby tylko pozby� si�
jego i wszystkich innych przy okazji. S�k w tym, �e by� tak us�u�ny, �e nigdy
nie dawa� ani cienia powodu do skargi. Nieraz by�em �wiadkiem, jak ten czy �w z
za�ogi ni z tego ni z owego rzuca� si� na Donata, ka��c mu si� wynosi� do
diab�a.
- Jasne, przyjacielu - m�wi� zawsze Donato, u�miecha� si� i wynosi� do diab�a, a
ten drugi, oboj�tnie kt�ry z nas to by�, puka� si� w czo�o.
Potter to spec od mechaniki p�l, Donato od balistyki, England - brzydal o
wielkich uszach i za�zawionych oczach, milczek, kt�ry g�o�no tylko jada� - to
ekspert od pocisk�w rakietowych. Ja si� nazywam Palmer; s�ysza�em, �e na Alfie
Sigma IV by� kiedy� go��, kt�ry wiedzia� wi�cej ode mnie o napr�eniu
mi�dzyprzestrzennym, ale ja w to nie wierz�.
Ka�dy z naszej czw�rki wyznawa� odmienny pogl�d na to, jak prze�ama� Zapor�
Luan, a tego w�a�nie mieli�my dokona� podczas naszej wyprawy. Owe cztery teorie
by�y naci�gane i wszystko przemawia�o raczej za tym, �e to Zapora nas pokona -
ale takie dostali�my zadanie. Zastosowano ju� wszystkie racjonalne metody, by
dokona� tego, co nale�a�o, a czego nie udawa�o si� dokona�, odwo�ano si� wi�c do
pomyle�c�w.
Musia�em zweryfikowa� swoj� teori� nie do obalenia z trzema maniakami, bo to by�
jedyny spos�b, �eby j� kiedykolwiek wypr�bowa�. Nasza czw�rka stanowi�a trzon
ekspedycji. Reszta to po prostu personel operacyjny. Kapitan Steev, dow�dca
statku, a �ci�le bior�c promu kosmicznego, kt�ry wie wszystko, co powinien
wiedzie� o kierowaniu promem, by doprowadzi� go na miejsce, i nie zna si� na
innych rzeczach, nie interesuje si� nimi i nie b�dzie si� o nich wypowiada�.
Niekt�rzy utyskuj�, �e mamy w�a�nie takiego kapitana, ale ja nie. Powinien by�
got�w umrze� w razie czego i taki jest. Powinien zna� sw�j fach i zna. No wi�c o
co chodzi?
Pomagier, ch�opak do wszystkiego, �mieszy� nas mniej wi�cej przez p� godziny,
potem za� jego obecno�� zrobi�a si� nie do zniesienia. By� jaki� niewydarzony,
g�ow� mia� o wiele za du�� w stosunku do tu�owia i utyka� na lew� nog�. Od tylu
wiek�w ludzie nie maj� �adnych drastycznych u�omno�ci, tote� trudno przywykn��
do czego� takiego. Wiadomo, jak si� zachowa�, kiedy si� z czym� takim zetkniesz,
i na Ziemi cz�owiek zaraz zapomina, ale w tym pudle kosmicznym nie masz takiej
szansy.
Osobi�cie jestem przekonany, �e powinni�my byli wyruszy� bez pomagiera. Nie
przypuszczam, �ebym si� czu� specjalnie pokrzywdzony, gdybym musia� sam si�
para� brudn� robot� na statku, no ale mo�e kt�ry� z naszej czw�rki by si� czu�.
My�l�, �e niezale�nie od post�pu ludzko�ci zawsze znajdzie si� zaj�cie dla
osobnik�w niewykwalifikowanych: noszenie, sprz�tanie i przetykanie kanalizacji,
kiedy si� zapcha. Ten nasz pomagier nazywa� si� Nils Blum i nikt nie zwraca� na
niego specjalnej uwagi.
Mamy te� bezrobotn� dziewczyn� za�ogi - dezetk�. Czy s�yszeli�cie kiedykolwiek o
bezrobotnej dziewczynie za�ogi, i to na statku? Nie chodzi mi o to, �e si�
wa��sa po portach kosmicznych oczekuj�c na zaokr�towanie - to nie takie
bezrobocie. Chodzi mi o to, �e ona tu, na pok�adzie, nie ma nic do roboty.
Dezetki to w og�le czupirad�a. Nie ma sensu stroi� si�, upi�ksza� czy perfumowa�
na pok�adzie pud�a kosmicznego. Nic na si��, wszystko przyjdzie samo w
odpowiednim momencie. Ale one zawsze umyte czekaj� tylko okazji. S� to osoby
grubosk�rne i t�pawe, bo wra�liwo�� w ich przypadku nie jest po��dana. Sprawia
tylko k�opot.
Wirginia, kt�ra lecia�a z nami, by�a najzupe�niej denna, uciele�nia�a to, co
odr�nia dezetk� od prawdziwie kobiecej mieszkanki Ziemi. Mia�a szerok� twarz,
zamkni�t� i niedost�pn� jak drzwi skarbca bankowego w szabas, i figur� ani tak�,
ani siak�, po prostu najzupe�niej przeci�tn�. Gdyby obdarzono j� normaln�
osobowo�ci�, albo gdyby nie mia�a �adnej, mog�aby znale�� jakie� zaj�cie i
wykonywa� je, jak trzeba. Ale z jej osobowo�ci�... � No wi�c na pocz�tku po
prostu si� jej nie lubi�o, wkr�tce nie mo�na jej by�o znie��, w ko�cu wydawa�o
ci si�, �e to jaki� stw�r ni�szego rz�du, �e nie zniesiesz tego, co pomy�leliby
o tobie inni, gdyby� si� do niej zbli�y�. Na pok�adzie naszego statku nie
brakowa�o rozbie�nych opinii w rozmaitych kwestiach, lecz akurat nie w tej.
Tak wi�c mieli�my, wierzycie czy nie wierzycie, bezrobotn� dezetk�. Czyta�em
gdzie� o pewnym badaczu Arktyki z dawnych czas�w, gdy bieguny Starej Ziemi
pokrywa� l�d. Zwykle zabiera� ze sob� jako kuchark� najbrzydsz� kobiet�, jak�
uda�o mu si� znale��. Mia�a te� dodatkow� funkcj�: kiedy zaczyna�a mu si�
wydawa� do rzeczy, by� to znak, �e zbyt d�ugo przebywa z dala od cywilizacji.
By� mo�e znalaz�oby si� wreszcie zaj�cie dla Wirginii. Tylko �e pewnie wtedy nie
by�oby nas ju� w�r�d �ywych. O, tak, ona, to znaczy Wirginia, by�a na pok�adzie
wielce u�yteczna. Ta osobowo��... my�la�em du�o o jej osobowo�ci, po prostu
dlatego, �e na d�ugiej wyprawie ma si� pod dostatkiem czasu na rozmy�lania... -
ot� zna�em w szkole ch�opaka, kt�ry mia� tak obra�liwy wyraz twarzy, tak
okropnie arogancki, gdy si� nie pilnowa�, �e nauczyciele wyrzucali go za drzwi
tylko dlatego, �e siedzia� w klasie. W ka�dym razie dop�ki si� nie zorientowali,
�e to tylko sprawa fizyczna, i dop�ki go nie przemodelowali. Mo�e wi�c z
osobowo�ci� Wirginii jest podobnie. Mo�e ona te� nie jest temu winna.
Wytwarza�a wok� siebie atmosfer�, kt�r� Potter nazwa� kiedy� "retroaktywn�
w�tpliwo�ci�". Je�li Wirginia znajdowa�a si� w pobli�u, musia�e� oddycha� t�
atmosfer�. Powiedzia�e� co�, a ona to powt�rzy�a w spos�b - nie potrafi� tego
opisa�, ale m�wi� szczer� prawd� - w spos�b, kt�ry zamienia� wszystko, co
powiedzia�e�, w fa�sz. Czasami zabrzmia�o to nagle jak k�amstwo, czasami jak
pomy�ka, a czasami po prostu jak co� takiego, w co masz uwierzy�, bo taki z
ciebie dure�. I to przez samo powt�rzenie twoich s��w.
Za��my, �e powiedzia�e�:
- W domu mam lask� ze srebrn� ga�k�.
- Taak, ma pan lask� ze srebrn� ga�k� - powt�rzy�aby tym swoim g�uchym,
bezbarwnym g�osem.
I, do diab�a, cz�owiek zaraz zaczyna� si� z ni� wyk��ca�, �e naprawd� ma tak�
lask�. To znaczy walczy�, broni� si�, jakby mia� jakie� w�tpliwo�ci. Po czym ona
sobie odchodzi�a, a ty siedzia�e� i zamartwia�e� si� o t� lask�, zastanawia�e�
si�, gdzie j� ostatnio widzia�e�, czy rzeczywi�cie jeszcze j� masz, czy ga�ka
jest naprawd� srebrna.
Nie musi to by� zreszt� nic wa�nego: po prostu Wirginia potrafi wywo�a� takie
uczucie. No a je�li to jest co� wa�nego ... o, to ju� lepiej o tym przy niej nie
wspominaj. My�l�, �e we w�asne nazwisko m�g�by� zw�tpi�, gdyby� si� jej
przedstawi�. Prawd� m�wi�c, jak sobie teraz u�wiadamiam, to tak w�a�nie by�o ze
mn� w dniu, gdy zobaczy�em j� po raz pierwszy (tradycyjnie w dzie� po odlocie).
Podchodz� do niej w mesie i powiadam:
- Nazywam si� Palmer.
A ona patrzy na mnie bez mrugni�cia okiem i m�wi beznami�tnym tonem:
- Nazywa si� pan Palmer. - I zmusza mnie do tego, �e zanim zdo�a�em si�
opanowa�, dodaj�:
- Naprawd�. - No i czuj� si� cholernie g�upio.
Wyruszyli�my za holownikiem zerograwitacyjnym i weszli�my w ci�gu sze�ciu godzin
w matryc� drugiego rz�du - wszystko to bardzo szybko i bezbole�nie, dzi�ki
Luananom. To s� urz�dzenia ich pomys�u, podobnie jak si�ownia statku, a tak�e
podprzestrzenna ��czno�� o wyra�nej s�yszalno�ci przez blisko cztery doby po
starcie. Czy wiecie, jaka to odleg�o��? Prosz�, wyobra�cie sobie - w cztery doby
przebywa si� p� drogi do Syriusza, a to niezwykle daleki zasi�g jak na aparat
nadawczy modulowany na normaln� przestrze� i lokalizuj�cy wasz odbiornik.
Utkwi�y mi w pami�ci szczeg�lnie biuletyny z czwartego dnia, bo wszyscy
zeszli�my si�, �eby si� nimi nasyci� i dok�adnie je prze�u�. Wiedzieli�my, �e
odt�d nie us�yszymy ju� niczego wi�cej z Ziemskich �wiat�w przez te sze��
tygodni lotu do Zapory Luan, daleko po drugiej stronie Worka W�gla.
Uczcili�my owacjami wyniki zawod�w w pi�ce powietrznej i rozgrywek szachowych i
�miali�my si� mo�e troch� zbyt g�o�no z dziecka, kt�re przynios�o do szko�y
�mierdzipsa z Nowego Marsa, a potem us�yszeli�my ze Starej Ziemi ostatni�
naprawd� wa�n� wiadomo��, a mianowicie: Chicago zosta�o zamro�one od Northern
Ontario Parish po granice miasta Joplin na po�udniu.
- PSS... - wyrwa�o si� ka�demu.
- No c� - odezwa� si� Potter spogl�daj�c na sw�j palec - przypuszczam, �e nie
by�o innego wyj�cia.
- Podczas zamro�enia zawsze gin� ludzie - rzek� England o wielkich uszach.
Pami�tam, �e zauwa�y�em: - Wi�cej ginie w zamieszkach.
Z grubsza wtedy sygna� zanikn�� raptownie, jak to bywa, gdy si� statek znajdzie
poza zasi�giem radia podprzestrzennego - a my siedzieli�my troch� strapieni. To
zabawne, �e t� wiadomo�� nad wiadomo�ciami us�yszeli�my jako ostatni�. By�a jak
kuksaniec na drog�. Przypomnienie.
Stara Ziemia to niejedyne miejsce, gdzie dochodzi do rozruch�w, bynajmniej.
Spo�r�d osiemnastu planet w dwu tak zwanych Ziemskich Galaktykach jedynie
Ragnarok i Luna-Luna nie p�kaj� w szwach, ale i je to czeka w ci�gu jednego
pokolenia. Og�lnie bior�c, ludzie zachowuj� si� poprawnie... tylko �e jest ich
tak wielu! Z rachunku prawdopodobie�stwa wynika, �e przy takiej liczbie musi si�
znale�� wielu m�cicieli i musi dochodzi� do rozruch�w, i �e b�dzie coraz wi�cej
buntownik�w i rozruch�w. O ile nie uda si� nam pokona� Zapory Luan.
Zawdzi�czamy mn�stwo Luananom. Jak ju� wspomnia�em, znaczn� cz�� naszych
najbardziej zaawansowanych osi�gni�� technicznych zawdzi�czamy przekazom z Luan.
To bardzo stara cywilizacja, jeszcze z czas�w, kiedy Sol Jeden nie by�o s�o�cem.
Luananie s� m�drzy i lito�ciwi. To wygl�da na frazes: lito�ciwi Luananie, ale
tak jest rzeczywi�cie. Naturalnie nikt ich nigdy nie widzia� - Zapora ju� si� o
to postara�a. Nikt nie zg��bi� systemu ich przekaz�w, chocia� oni sami starali
si� usilnie to wyja�ni�. Dostawa�e� si� w ich zasi�g i tyle, a oni przemawiali
do ciebie w twojej �epetynie. Wszystko, co m�wi�, to prawda - mo�esz na to
liczy�, mo�esz na to przysi�c, da� sobie nawet uci�� r�k� albo i g�ow�.
Niekt�rych rzeczy trzeba dowie��. Ale nie tego, co powiedzieli Luananie. Mo�esz
nie wierzy�, kiedy us�yszysz to ode mnie; id� i pos�uchaj sam, co m�wi� - a
b�dziesz wiedzie�, �e tak jest naprawd�. W ci�gu tych trzystu lat kontakt�w z
nimi nigdy ich s�owa nie okaza�y si� nieprawdziwe, zawsze si� wszystko zgadza�o
co do joty. M�wili, �e ludzko�� pocz�tkowo traktowa�a to cum grano salis, bo
podejrzliwi jeste�my z natury. I cho� Luananie nie potrafili da� nam plan�w tej
swojej maszyny - bo twierdz�, �e ich przeka�nik my�li to tylko maszyna - to
jednak zdo�ali opisa� osobliwy ma�y rejestrator, kt�ry odtwarza wiernie wersj�
oryginaln�. Kiedy wyprodukowano i rozdano kilka milion�w takich aparacik�w,
w�tpliwo�ci ust�pi�y. Po prostu si� rozwia�y.
Niestety zamieszek wywo�ywanych przez przeludnienie nie mo�na si� tak �atwo
pozby� jak wrodzonej podejrzliwo�ci. Je�li si� wpakuje du�� liczb� os�b na
ograniczony obszar, musz� by� k�opoty. Wpakuj zbyt wielu osobnik�w na ten sam
teren i... zobaczysz. Mamy teraz szesna�cie przeludnionych planet i na dodatek
dwie nast�pne bliskie ju� stanu, w kt�rym zaczynaj� si� k�opoty. A my mo�emy
jedynie mie� si� na baczno�ci, pilnowa� i zamra�a� ca�e regiony, jak tylko
zaczyna si� kot�owa�.
Po ka�dym zamro�eniu funkcjonariusze Planet Zjednoczonych kr��� po ca�ym terenie
zbieraj�c pokiereszowane zw�oki z samochod�w i samolot�w, kt�re si� rozbi�y,
kiedy wszyscy stracili przytomno��, oraz uk�adaj�c wygodnie miliony ludzi tam,
gdzie upadli. Obudz� si� w odpowiednim momencie, nie zdaj�c sobie sprawy z
up�ywu czasu, tymczasem zmarli zostan� dawno pogrzebani, buntownicy
unieszkodliwieni, a bezpo�rednie przyczyny rozruch�w - oboj�tnie jakie, (nie
bywa ich wiele) - rozs�dzone i usuni�te.
Podejrzewano og�lnie, �e faceci z PZ rozdmuchuj� wie�ci o rozruchach i zamra�aj�
rejon pod byle jakim pretekstem, ma�o kto jednak protestowa�. Przynajmniej za
ka�dym razem kilka milion�w os�b nie rozmna�a�o si� przez sze�� do o�miu
miesi�cy. Nikt jednak nie przeczy, �e to czyste prowizorium.
Je�li chodzi o ca�kowite zahamowanie rozrodczo�ci na jaki� okres, to sugestia ta
wyp�ywa�a nieustannie na sesjach Rady i r�wnie� nieustannie by�a odrzucana.
Przymusowa sterylizacja jest w niezgodzie z najbardziej podstawowymi prawami
cz�owieka, a Ziemskie �wiaty zgin� raczej, ni� wyrzekn� si� podstawowych praw
ludzkich. Tote� gin�y.
Tymczasem poza ich zasi�giem znajdowa�y si� Ziemie Luanan - osiem wspania�ych
ziemiopodobnych planet obracaj�cych si� wok� trzech s�o�c w Galaktyce III.
Osiem pi�knych �wiat�w, gotowych i czekaj�cych - i my ich bowiem pragn�li�my, i
Luananie sobie tego �yczyli A my mogli�my jedynie patrze�, jak si� obracaj� w
przestrzeni kosmicznej, i marzy� sobie o nich - z powodu Zapory.
Mieszka�cy Luanae nie s� humanoidami. O ile wiadomo, istoty t( maj� metabolizm
borowy i w �adnym razie nie konkuruj� z nami, w�glowodorowcami. Niczego od nas
nie potrzebuj�, a zreszt� i nie wzi�liby nam niczego, gdyby nawet potrzebowali.
Kiedy informuj�, �e mog� nam zaoferowa� te �wiaty, kiedy zapowiadaj�, �e s� to
�wiaty odpowiednie, a przy tym z ca�� pewno�ci� jedyne jeszcze nie zamieszkane
planety w ca�ym tym kwadrancie Wszech�wiata - no c�, to mur-beton, �e tak jest.
(To oni w�a�nie znale�li dla nas Luna-Luna i Ragnarok, kiedy Ziemskie �wiaty
wpad�y w rozpacz, �e nigdy nie znajd� �adnej nadaj�cej si� dla ludzi planety).
Zapewniaj� nas te� co do tego, �e w innych kwadrantach s� dos�ownie tysi�ce
takich planet: �eby si� na nie dosta�, niezb�dna by jednak by�a ca�kiem nowa
technika, a to wymaga�oby chyba ze czterech stuleci, nawet z ich pomoc� Ziemskie
�wiaty nie przetrwaj� czterech stuleci bez planet Luanan. Z nimi jednak - z nimi
mo�e... Musimy tylko si� do nich dosta�. Musimy tylko prze�ama� Zapor�.
Zapora to sfera w przestrzeni - nie cia�o, �ci�le m�wi�c, lecz po prostu
miejsce, kt�re mo�na przedstawi� na mapie Kosmosu jako sfer�. Jest to sfera
sporych rozmiar�w, obejmuj�ca jedn� trzeci� Galaktyki Luan, w tym naturalnie
trzy ma�e rodzime planety Luanan i osiem pi�knych niedosi�nych Ziemi Luan.
Zapora ma funkcj� obronn�. Wszystko, co znajduje si� po stronie zewn�trznej,
pozostaje poza niebezpiecze�stwem; wszystko, co przeniknie do wewn�trz,
natychmiast zostaje wytropione i zniszczone przez pociski Luanan. To, co okaza�o
si� na tyle przemy�lne, �eby przemkn�� si� do �rodka, a potem z powrotem,
niszczy sama Zapora obdarzona zdolno�ci� zmieniania znaku materii z grubsza
trzeciej cz�ci atom�w w ka�dej dotkni�tej przez ni� substancji. Mo�na sobie
wyobrazi�, co si� dzia�o ze wszystkim, poczynaj�c od mikrometeorytu do s�o�ca,
je�li zosta�o na to nara�one. P�cznia�o wprost od antymaterii i znika�o w jednym
o�lepiaj�cym b�ysku.
Galaktyk� Luan odkry� trzysta lat temu stary i dychawiczny ziemski statek
badawczy z silnikiem atomowym Tellera i prymitywnym nap�dem podprzestrzennym,
kt�ry zaledwie czterokrotnie przekracza� pr�dko�� �wiat�a. * Pierwsz� rzecz�,
jak� statek - nazwany "Luany" na cze�� �ony i c�rki kapitana, kt�re obie nosi�y
imi� Luana - a wi�c pierwsz� rzecz�, jak� zobaczyli, by�a Galaktyka Luan, d�uga,
w�ska, eliptyczna, z ciemnym pasem o kszta�cie �uku na jednej trzeciej jej
d�ugiej osi. Pas wygl�da� na sztuczny, wobec tego kr�cili si� w pobli�u, �eby
rzecz ca�� zbada�.
By� istotnie sztuczny. By�a to Zapora, czy te� raczej odcinek przestrzeni, z
kt�rego Zapora usuwa�a ca�� wdzieraj�c� si� materi�. A poniewa� dotarli na
odleg�o�� dwunastu lat �wietlnych do niej, znale�li si� w zasi�gu istot znanych
obecnie pod t� sam� nazw� co statek i galaktyka - Luany, Luanan.
Istoty powiedzia�y: Stop.
Rozleg�o si� to jednocze�nie w g�owach wszystkich os�b na pok�adzie statku, w
specyficznej oprawie bezwzgl�dnej prawdy i ca�kowitej wiarygodno�ci. Luananie
powiedzieli to (jak nam potem wyja�nili) za po�rednictwem nastawionego przed
eonami lat automatu, maj�cego ostrzega� ka�d� my�l�c� istot� przed Zapor�. Lecz
kiedy statek "Luany" zareagowa� (zatrzyma� si�), to ju� nie maszyna przem�wi�a.
Owe dziwne istoty urz�dzi�y im takie powitanie, zala�y ich tak� powodzi�
serdeczno�ci, podziwu i gratulacji, �e podobno wszyscy na pok�adzie spogl�dali
na siebie w os�upieniu i pop�akiwali. A wraz z powitaniem ostrze�enie. Nie
zbli�a� si�.
Luanie wyrzucili z wn�trza Zapory kilka milion�w metr�w sze�ciennych gruzu i
pozwolili zdumionej za�odze statku ogl�da� przez trzy godziny piekielny pokaz
zniszczenia - na najbli�szych kraw�dziach niewidzialnej Zapory. Zach�cali do
dokonania do�wiadcze�, proponuj�c, �eby ze statku rzucono co� na Zapor�.
Rzucono. Wszystko, co przenik�o przez pow�ok� Zapory, zosta�o do�cigni�te i
zniszczone, jak si� wydawa�o, przez niewielkie samonaprowadzaj�ce si� pociski.
Ka�da materia, przenikaj�ca przez pow�ok� Zapory po ci�ciwie i pojawiaj�ca si�
ponownie, bucha�a p�omieniem przy wyj�ciu. Ludzie na pok�adzie statku odczuli a�
do szpiku ko�ci, �e s� witani - gor�co i �arliwie. Wiedzieli te�, �e ich
ostrze�ono.
Statek przebywa� w pobli�u Zapory przez ponad rok, zbieraj�c to, co si� okaza�o
najcenniejszym skarbem, jaki od niepami�tnych czas�w przywi�z� na Ziemi�
kt�rykolwiek statek kosmiczny - wiedz�. Wiedz�, dzi�ki kt�rej we wszystkich
fabrykach na wszystkich planetach ziemskich zbudowano si�ownie rhigonuklearne.
Nowe projekty. Nowe regu�y matematyki i mechaniki przestrzennej. Nowe metody,
nowe idee, takie, kt�re Ziemianie mogliby prawdopodobnie odkry� sami za jaki�
tysi�c lat, oraz takie, do kt�rych nigdy by bez czyjej� pomocy nie dotarli.
Najdrobniejszy szczeg� by� istotny. Ka�dy zawiera� obietnic� dalszych
osi�gni��, kiedy tylko przyswoimy sobie �w niewiarygodny �adunek wiedzy.
Statek inspekcyjny "Luany" dotar� do Ziemskich �wiat�w, spotka� si� tam w�wczas,
jak m�wi�, ze znacznie silniejsz� podejrzliwo�ci�, ni� mo�na to sobie wyobrazi�
dzisiaj. Podobno zamierzano kapitana postawi� przed s�d wojenny za to, �e
zmarnowa� ca�y ten czas na wymy�lanie niestworzonych historii. M�wi si� te�, �e
powsta� pot�ny ruch zmierzaj�cy do utajnienia wszystkiego, co przywie�li - w
obawie, �e nowa technika mog�aby si� okaza� koniem troja�skim. Lecz czysto
ludzka przewrotna ciekawo�� przewa�y�a i, cho� niespiesznie si� do tego zabrano,
wkr�tce urz�dzenia i zasady Luanan sprawdzi�y si�, i to wprost nadzwyczajnie.
Nied�ugo potem ludzie wr�cili. W du�ej liczbie. Zmierzali do pokonania Zapory -
pokojowego, o ile to mo�liwe, niemniej pokonania. Wi�kszo�� statk�w, wi�kszo��
�mia�k�w nie podj�a tej pr�by, tak wielki wp�yw mia�a prawdom�wno�� i przyjazne
uczucia mieszka�c�w Luan.
Niekt�rzy jednak podejmowali pr�by, taranuj�c, bombarduj�c, �ci�gaj�c statki
nap�dzane generatorami hipermagnetycznymi, �eby spr�bowa� naruszy� nieuchwytn�
struktur� Zapory. Wszystkie te usi�owania ko�czy�y si� niepowodzeniem; ci,
kt�rzy dotkn�li Zapory, gin�li. W takich wypadkach zawsze rozlega� si� wielki
bezd�wi�czny krzyk �alu ze strony Luanan, a Zapora pozostawa�a.
Kiedy statek badawczy ich odkry�, Luananie wyja�nili w spos�b prosty i jasny,
dlaczego jest tam Zapora i dlaczego pozostanie. Ta historia wydawa�a si� zbyt
prosta, a ponadto zaciemnia�a j� taka masa innych informacji, �e j� przeoczono,
czy te� w og�le w ni� nie uwierzono. Trzeba pami�ta�, wydarzy�o si� to, zanim
utrwalono s�owa Luanan, zanim miliony ludzi mog�y same "us�ysze�", jaki naprawd�
jest ich przekaz. Zapewne mieszka�cy Luan zdawali sobie z tego spraw�; w ka�dym
razie historia Zapory znalaz�a si� w pierwszym zapisie, kt�ry szeroko
rozpowszechniono, i jej wp�yw by� przemo�ny.
Taka prosta historia... istoty pod wieloma wzgl�dami podobne do ludzi, mo�e
nieco bardziej uzdolnione technicznie, mo�e pod pewnymi wzgl�dami mniej
wymagaj�ce... no c�, �y�y znacznie d�u�ej, czerpa�y znacznie mniej z ziemi,
�eby utrzyma� si� przy �yciu. Istoty owe te� mia�y powody do dumy - cho�by
sztuk� mo�liw� do wyobra�enia tylko poza Zapor� i pewnego rodzaju muzyk�.
"Przes�ali" nam nieco ze swojej literatury, jak wiecie... hmm. Mia�y r�wnie�
czego si� wstydzi�. Na przyk�ad wojen, wielkich wojen. Trzykrotnie o ma�o si�
nie za�atwili wszyscy i musieli zaczyna� od nowa. Potem nast�pi� d�ugi okres
rozkwitu, kt�ry wydawa� si� czym� dobrym, wspania�ym. Rozwin�li w sobie uczucie
lito�ci, filozofi� szacunku dla tego, co �yje, i d��enie do harmonii z prawami
Wszech�wiata - a to co� wi�cej ni� religia, wi�cej ni� po prostu spos�b �ycia i
my�lenia. Dzi�ki temu mn�stwo rzeczy sta�o si� im niepotrzebne i zapomnieli, �e
maj� r�ce...
Kiedy zaatakowano ich z Kosmosu (zdarzy�o si� to przed tysi�cami lat), nie
potrafili si� w ogol� broni�. Wi�kszo�� ich bajecznej techniki popad�a w
zapomnienie; maszyny zardzewia�y, umiej�tno�ci zanik�y, a co gorsza zapomnieli,
jak si� organizowa�, jak si� zjednoczy� pod wodz� jednego cz�owieka - na czas
wojny. I tak popadli w niewol�.
Wreszcie - po jakich� trzydziestu tysi�cach lat - uda�o im si� zerwa� okowy. -
Kiedy wyp�dzili naje�d�c�, pod��yli za nim i zniszczyli go wraz z jego
planetami; byli ludem przera�onym i trze�wo my�l�cym. Zami�owanie do spokoju,
samorealizacji osobistej, indywidualnej sta�o si� dla nich wspomnieniem -
niezwykle bole�nie odczuwali jego utrat�. Powr�t do pot�gi materialnej (w ich
opinii) oznacza� upadek, degeneracj�. Niemniej dostali nauczk� i dobrze j� sobie
zapami�tali. Zdecydowali si� broni� w taki spos�b, �eby ju� nigdy -
kategorycznie, absolutnie, i na wieczne czasy, w najodleglejszej przysz�o�ci i
niezale�nie od tego, jak g��boko pogr��� si� w swoich nieokre�lonych
przyjemno�ciach - nie mo�na ich by�o zaatakowa�.
I tak po odpowiednich deliberacjach zdecydowali si� na Zapor�. Przestawili ca��
produkcj� - olbrzymi� od czas�w ostatniej wojny - i ca�� sw� pomys�owo�� na
skonstruowanie obrony nad obronami. Wyznaczyli odcinek otaczaj�cej ich
przestrzeni kosmicznej, �wiadomie powi�kszaj�c dziesi�ciokrotnie obszar
okre�lony przez ich komputery jako maksimum tego, czego mogliby kiedykolwiek
potrzebowa�. Skonstruowali planetoid� i umie�cili j� na orbicie wok� wygas�ego
s�o�ca niedaleko swojego centrum kulturalnego. Ta planetoida nadzoruj�ca -
poniek�d wci�� jeszcze zbyt zaawansowana technicznie jak na nasze ludzkie
mo�liwo�ci - wytworzy�a i utrzymywa�a Zapor�. Ponadto �ci�ga�a i wch�ania�a
kosmiczne odpady, a jej mamucia maszyneria przetwarza�a je, przetapia�a i
odlewa�a, produkuj�c niezliczone pociski, du�e i ma�e. Zmagazynowano ich setki
tysi�cy lokuj�c na najprzer�niejszych, automatycznie wyliczonych orbitach w
obr�bie przestrzeni strze�onej przez Zapor�. Dlatego te� wszystko, co
przenikn�o przez Zapor� z jakiegokolwiek kierunku, by�o natychmiast niszczone.
Pocz�tkowo niepokojono si�, �e Zapora musi z samej swej natury zniszczy�
wszystko, co opuszcza strze�on� przestrze�, tak jak pociski niszcz� ka�dy obiekt
dostaj�cy si� w ich zasi�g. Lecz wydaje si�, �e odpowied� na pytanie: "Dlaczego
by nie?" jest zbyteczna, Luananie nie wybierali si� nigdzie. Mieli pod
dostatkiem przestrzeni, a nawet dziesi�� razy wi�cej, ni� trzeba na ka�d�
wypraw�, jak� postanowiliby zrobi�. A robili raczej niewiele, sk�aniali si�
bowiem ku przesz�o�ci, ku temu z�otemu wiekowi introspekcji, kontemplacyjnej,
wewn�trznej autorealizacji, i t�sknili do niej przemo�nie.
I w ten oto spos�b odizolowali si� od Wszech�wiata, zamykaj�c si� na klucz. A
klucz wyrzucili.
Planetoida nadzoruj�ca to maszyna - automatyczna, samoreperuj�ca si�, nap�dzana
rhigonuklearn� reakcj� dwu izotop�w wodoru, kt�rego zawsze b�dzie pod
dostatkiem. Wytwarza ona pociski i robi z nich u�ytek. Gdy ich u�yje, zbiera
pozosta�y py�, regeneruje go i wytwarza nast�pne pociski. Kiedy jaka� zd��aj�ca
na zewn�trz materia zostaje zniszczona przez wewn�trzn� pow�ok� Zapory, kumuluje
ona energi� promienist� stosu i popio�y, nast�pnie wch�ania je i wykorzystuje.
Jest nie do pokonania, niewyczerpalna, niestrudzona i wieczna. Przynios�a
bezpiecze�stwo i pok�j.
Przynios�a te� zag�ad� koczowniczemu ludowi o tak nieprzeci�tnym intelekcie i
"wielkiej duszy", jak to przet�umaczono z przekaz�w Luanan, �e ci - w owym
czasie ju� znowu pogr��eni w swojej niepoj�tej metafizyce - ockn�li si� i
patrzyli, przej�ci l�kiem, pe�ni wsp�czucia i �wiadomi, jak lud �w si� zbli�a.
Nigdy si� ju� nie dowiemy, kim byli przybysze. Nawet Luananie tego nie wiedz�.
Twierdz� tylko, �e trzydzie�ci tysi�cy lat ich niewoli po naje�dzie to ledwie
dra�ni�cie czy b�l wywo�any przez nadepni�cie palca u nogi w por�wnaniu z ran�
zadan� przez �wiadomo��, i� spowodowali zag�ad� bezimiennych koczownik�w. Istoty
owe, nie znaj�ce tego czego�, co nigdzie indziej we Wszech�wiecie nie istnia�o,
bez ostrze�enia i przygotowania zosta�y rzucone na Zapor�, kt�ra je poch�on�a.
Nie spos�b opisa�, jaki wp�yw mia�o to wydarzenie na Luanan. Ju� i tak uwik�ani
w swoj� pradawn� filozofi� harmonii ze Wszech�wiatem i respektowania
wszystkiego, co naturalne, lito�ciwi, pe�ni szacunku dla �ycia, skromni i
dobrotliwi - obserwowali z wielkim przera�eniem zag�ad� istot tak ogromnie ich
przewy�szaj�cych. U�wiadomili sobie w�wczas rozmiary swojego szale�stwa, swoj�
zbrodni� - stworzenie Zapory.
W tym okresie dalecy ju� byli od szczyt�w osi�gni�� technicznych, ponownie wi�c
ku nim zmierzali, by je nawet przekroczy�. Zmobilizowali si� do rozmontowania
tego, co stworzyli, powodowani poczuciem winy i groz� wywo�an� przez sw�j czyn.
By�o to ukrzy�owanie nad ukrzy�owaniami, morderstwo nad morderstwami, Mesjasz
nad Mesjaszem - ich niezr�wnana ofiara.
I doznali pora�ki. Zrobili Zapor� zbyt dobrze. Planetoida niszczy�a wszystko, co
si� do niej zbli�y�o. Otacza�y j� miniaturowe wersje wielkiej Zapory, niekt�re z
nich skierowane do �rodka, tak �e z ka�dej strony natrafia�o si� najpierw na
warstw� bojow�. Roznosi�a na strz�py w przeci�gu mikrosekundy cokolwiek na ni�
rzucili, poch�ania�a to, trawi�a, �ywi�a si� tym.
Luananie podj�li wtedy przera�liw� pr�b� za kolosaln� cen� - wystrzelili tysi�ce
pocisk�w, pojazd�w kosmicznych, wyrzucili ska�y, odpady, manewruj�c, jak tylko
si� da�o, mi�dzy gwiazdami i planetami. Planetoida nieub�aganie lokalizowa�a
nieproszon� materi�, por�wnywa�a j� z zakodowanymi w swej* pami�ci danymi
odnosz�cymi si� do dopuszczalnych cia� i dozwolonych orbit, po czym odnajdowa�a
i niszczy�a niepo��dane obiekty, zupe�nie nie dbaj�c o to, �e wiele z nich,
tragicznie wiele, mia�o za�ogi.
Luananie w pewnym momencie odkryli, �e planetoida wytwarza pociski i energi�
ponad swe pierwotne mo�liwo�ci, poch�aniaj�c wi�cej, ni� planowano, tworz�c
wi�cej i szybciej. Wobec tego zaprzestali atak�w, zdawszy sobie spraw�, niestety
poniewczasie, �e sami przyczynili si� do jej powi�kszenia i umocnienia - by� to
oczywisty skutek przeci��enia ponad przewidywan� pocz�tkowo wytrzyma�o��
samoreperuj�cej si� maszyny.
W tej sytuacji pozosta�o im, jako istotom wra�liwym, jedynie wysy�anie
ostrze�e�. Wynale�li spos�b przekazywania ca�ej gamy informacji, przewy�szaj�c
pod ka�dym wzgl�dem j�zyk, a nawet wszelk� symbolik�. Zbudowali automatyczne
radiolatarnie, kt�re nieustannie wysy�a�y we wszystkich kierunkach ostrze�enia.
Z uczuciem goryczy ustanowili kontroler�w do nadzorowania automat�w, kt�rym ju�
nigdy wi�cej mieli nie ufa�. Kontroler�w poddano ostrym rygorom, niczym
kap�an�w, musztruj�c ich jak legiony niewolnik�w, zakodowuj�c im poczucie
obowi�zku.
Kiedy Luananie ju� to zrobili i wypr�bowali, wykluczaj�c mo�liwo�� omy�ki czy
niepowodzenia, zacz�li nowe �ycie: nie �lepo mechaniczne, kt�rego produktem by�a
planetoida, i nie wegetacyjno-kontemplacyjne, przez kt�re popadli w niewolnictwo
- wiedli teraz �ycie jakby po�rodku, oparte na pradawnych zasadach respektowania
natury i jej form w surowym i wspania�ym uk�adzie Wszech�wiata, ale dope�nione
nie z�eran� przez rdz� technik�.
I tak oto mieszka�cy Luan zdo�ali wreszcie dokona� swojego najwi�kszego i
najbardziej dojrza�ego odkrycia - rzeczy znanej ka�demu z nich jako jednostce,
lecz dot�d nie u�wiadomionej przez zbiorowo��. Cz�owiek nie mo�e �y� w izolacji.
Musi by� cz�ci� czego�, elementem, sk�adnikiem wi�kszej ca�o�ci. Ludzie tworz�
miasta, miasta ��cz� si� w okr�gi, a te w kraje, wreszcie w �wiaty, i nigdy
jednostka, odizolowana i odci�ta od innych, nie mog�a si� osta�. ��czno�� i
stosunki wzajemne s� niezb�dne i istotne dla �ycia, bez nich pojedyncza
jednostka to jedynie kr�tkie wydarzenie, nie zauwa�one przez Wszech�wiat i
zapomniane na zawsze.
Tak wi�c ukryci za swoj� gigantyczn�, straszn� barykad� Luananie uznali si� w
ko�cu za cz�onk�w ugrupowania wi�kszego ni� gatunek i zadeklarowali, i�
przynale�� do �ycia i pragn� przetrwania wszystkich cz�onk�w wsp�lnoty.
Wtedy w�a�nie �w lud, kt�ry sam si� uwi�zi�, zosta� odkryty przez statek wys�any
na poszukiwanie planet nadaj�cych si� do zamieszkania przez Ziemian. Luananie
o�ywili si� na jego widok, powstali z okrzykiem rado�ci. To by�o �ycie, �ycie,
kt�remu mo�na pom�c i kt�re mo�na dzieli�. Zanim bowiem przysz�a do nich Ziemia,
uwa�ali si� za dogorywaj�cych, jak obl�one miasto, jak samotny w�drowiec, jak
amputowana cz�� cia�a, jak ka�de �ycie oddzielone od podtrzymuj�cego je
organizmu. Ziemia przynios�a �ycie Luananom, a Luananie zaoferowali jej
wsp�prac� w poszukiwaniu �ycia.
Parszywa wyprawa. Samob�jcza wyprawa, z kapitanem i pomagierem o ograniczonych
horyzontach, dostrzegaj�cymi tylko swoje obowi�zki, z trzema pomyle�cami i
bezrobotn�, bezu�yteczn� dezetk�. I ja, Palmer, dysponuj�cy tym, co mog�o by�
w�a�ciw� odpowiedzi�.
Wierzy�em w swoje rozwi�zanie; podoba�a mi si� jego matematyka. Mam s�ab�
nadziej� albo w og�le �adnej na jego zastosowanie - rzeczywiste zastosowanie w
ca�ej pe�ni i na dodatek w�a�ciwie przeprowadzone. Ludzie za ma�o wiedz�. Nie
my�l� nale�ycie. Przekr�caj� niew�a�ciwe pokr�t�a i naciskaj� niew�a�ciwe
guziki. Palmer musia�by mie� tysi�c r�k i zdolno�� przebywania jednocze�nie w
tysi�cu miejsc. Wtedy ockni�cie si� w punkcie w�z�owym historii �ycia i �ycia
dwu kultur - mia�oby wi�kszy sens.
Zostan� wyrzucony na �mietnik historii, powiedzia�em sobie, kiedy znale�li�my
si� w nico�ci podprzestrzennej - podprzestrzeni Luan, zape�nionej przez
generatory rhigonuklearne Luanan. Przybywam, przybywam, przybywam, powiedzia�em
cicho Luananom, ale przybywam wraz z nieprzyjacielem, z fuszerk�; a wy, moi
wspaniali, nie oprzecie si� g�upocie tak jak ja, bo to ostatni inajsilniejszy
nieprzyjaciel ze wszystkich, wobec kt�rego i wy, i ja mo�emy si� okaza�
bezsilni.
Obserwowa�em, jak Potter chwyta si� za koniec nosa, i w milczeniu znosi�em
pokas�ywanie Donata, i aprobowa�em Englanda o wielkich uszach, bo tak rzadko si�
do nas odzywa�; pr�bowa�em sobie uzmys�owi�, co w�a�ciwie mnie tak rozbawi�o,
gdy po raz pierwszy ujrza�em Nilsa Bluma, tego naszego pomagiera; mia�em
nadziej�, �e sobie to przypomn� i znowu si� roze�miej�, ale nie uda�o mi si�
niestety.
Przeklina�em wi�c wieczn� ch�� pomocy ze strony Donata i ignorowa�em kapitana,
bo kt� chcia�by przez ca�y czas gada� o statku i sprawach zwi�zanych ze
statkiem? Nie odzywa�em si�, je�li nasza dezetka mog�a mnie us�ysze�, i robi�o
mi si� nieprzyjemnie, kiedy widzia�em, jak ten czy inny z moich towarzyszy j�ka
si�, broni i w�tpi w swoje w�asne s�owa powt�rzone przez ni�.
Je�li chodzi o te utrapienia, to nie zrobi�em nic, poza tym, �e zaproponowa�em
kapitanowi, �eby wydawano dezetce posi�ki o innej porze ni� nam, �ebym nie
musia� by� �wiadkiem bezsensownego podwa�ania nawet najoczywistszych rzeczy.
Kupi� moj� propozycj�, co da�o podw�jn� korzy��. Zaoszcz�dzono nam nie tylko jej
widoku przy posi�kach, lecz w og�le jej widoku, bo zacz�a sp�dza� czas w
"klicie" w�r�d miote�, �rodk�w czyszcz�cych i przepychaczy do kanalizacji. Je�li
Nils Blum mia� co� przeciwko temu, to m�g� dla odwr�cenia uwagi zaj�� si�
drapaniem czy �uciem s�omki.
Przechodzi�em tamt�dy kiedy� i widzia�em, �e siedz� po przeciwleg�ych stronach
ma�ego stolika Bluma, niemal stykaj�c si� �okciami, nie odzywaj�c si� i nie
patrz�c na siebie. I, na Boga, ona p�aka�a, co, musz� przyzna�, sprawi�o mi
satysfakcj�. Pomy�la�em, �e spytam Bluma, jak mu si� uda�o tego dokona�, ale nie
zadawa�em si� z osobnikami z personelu niewykwalifikowanego.
Dotarli�my tam, dok�d zmierzali�my, i umkn�li�my z niczego - w co�. Wzi�li�my
namiar na Galaktyk� Luan i musz� powiedzie�, �e by� to niez�y widok - d�uga,
nieregularna kiszka galaktyki z nieomylnym drogowskazem; d�ugim, czarnym pasmem
Zapory, tam gdzie j� postawiono i odci�to ni� reszt� cia� tego uk�adu.
Zanurkowali�my na p� godziny i wynurzyli�my si� znowu zbyt blisko, �eby widzie�
to pasmo, ale wystarczaj�co blisko przynajmniej na to, �eby odebra� pozdrowienia
Luanan. O tym nie warto opowiada�.
Kapitan Steev wezwa� nas wszystkich do mesy przed po�udniem, co by mnie
zirytowa�o, gdybym zdo�a� wymy�li� co� innego, ale po prostu nie mieli�my nic do
roboty czy te� nic, co by si� mia�o ochot� robi�.
Powlok�em si� wi�c tam z nimi wszystkimi: z Potterem, Englandem, Donatem. Blum i
dezetka zostali w�r�d swoich miote�, jak s�dz�. Kapitan poleci� nam usi���, sam
za� stan�� przy ko�cu sto�u i troch� zak�opotany stukn�� w kubek od kawy.
- Przybyli�my na miejsce akcji. Mamy w waszej czw�rce czterech specjalist�w z
czterech rozmaitych dziedzin, reprezentuj�cych, jak rozumiem, cztery r�ne
metody sforsowania Zapory Luan. Nie musz� m�wi� - powiedzia� i ci�gn�� dalej,
jakby jednak musia� - nie musz� m�wi� o donios�o�ci tego zadania. Ca�a historia
ludzko�ci mo�e zale�e�, a w�a�ciwie nie tylko mo�e, lecz naprawd� zale�y od
niego. Je�li wam lub takim jak wy nie uda si� szybko rozwi�za� tego problemu,
mo�emy oczekiwa�, �e ca�a nasza cywilizacja eksploduje jak gasn�ce s�o�ce na
skutek wewn�trznego ci�nienia w�asnej kurcz�cej si� masy.
Zakas�a�, �eby pokry� kwiecisto�� swego stylu, i ma�y Donato skwapliwie
przy��czy� si� do niego. Zobaczy�em, �e jedna z du�ych d�oni Englanda poruszy�a
si� na stole, nakrywaj�c i przyciskaj�c drug� do blatu.
- A wi�c... - podj�� kapitan. Zgi�� si� w pasie i wyj�� r�k� z kieszeni. Mia� w
niej ma�y, l�ni�cy mikrofon. - Trzeba to nagra�, panowie. Pan Palmer pierwszy?
- Ja pierwszy? Ale co? - chcia�em wiedzie�.
- Pa�ski plan. Pa�ska metoda, atak, jak pan zreszt� zechce to okre�li�.
Proponowany przez pana spos�b sforsowania Zapory.
Rozejrza�em si� po swoim audytorium, kaszl�cym, chwytaj�cym si� za nos,
spogl�daj�cym spode �ba �zawym okiem.
- Przede wszystkim m�j plan zosta� przedstawiony ze wszystkimi szczeg�ami
odpowiednim w�adzom, ludziom znaj�cym si� na mojej dziedzinie. Wierz�, �e kopie
tych papier�w ma pan do dyspozycji. Proponuj�, �eby je pan przejrza� i
zaoszcz�dzi� nam obu fatygi.
- Obawiam si�, �e pan �le zrozumia� - odpar� kapitan jakby podniecony. Wskaza�
na mikrofon. - Ma to by� nagrane. Musz� mie� ustn� relacj�. To jest... to
jest... no... do nagrania.
- Wobec tego powiem, niech zostanie nagrane - warkn��em prosto w mikrofon. - Nie
jestem przyzwyczajony do tego, �eby proszono mnie o wyg�aszanie przem�wie� przed
niefachowym audytorium, od kt�rego nie mo�na oczekiwa� zrozumienia nawet jednej
dziesi�tej tego, co mam do powiedzenia. Odsy�am wi�c nagrywaj�cych i s�uchaczy,
kimkolwiek s�, do archiwum, gdzie znajduje si� moje szczeg�owe sprawozdanie,
�eby przekonali si� o istnieniu mojego projektu, a tak�e o tym, �e zar�wno
zgromadzeni tu, jak i bez w�tpienia s�uchaj�cy niniejszego nagrania nic z niego,
wed�ug wszelkiego prawdopodobie�stwa, nie zrozumiej�. Absolutnie nic. -
Spojrza�em na kapitana. - Czy to wystarczy, je�li chodzi o ^zapis, poruczniku?
- Kapitanie - poprawi� mnie �agodnym tonem. - Wystarczy.
- B��d - uzna�em.
- Nigdy nie robi� b��d�w przypadkowo, rozumie pan. - Machn��em r�k� w stron�
mikrofonu. - Czy pan ma co� przeciwko temu, �eby ju� tak zosta�o?
- Pan Potter - powiedzia� kapitan, a ja odchyli�em si� do ty�u zadowolony z
siebie. ^ Potter na chwil� zostawi� sw�j nos w spokoju, ale potem znowu zacz��
si� za niego chwyta�.
- Ja nie bab nic przeciwko opowiedzeniu o boib planie - rzek�, jakby mia� katar.
- Pracuj� w dziedzinie bechaniki, jak wiadobo. Wykonaleb pewne obliczenia, kt�re
wskazuj�, �e napr�enia na pow�oce Zapory podlegaj� chwilowyb zniekszta�ceniob
na skutek napr�enia ba�ych p�l, wysokie napi�cie zogniskowa�o pola bagnetyczne
o warto�ci oko�o stu bilion�w gaus�w na centymetr kwadratowy. To znaczy bilion�w
- u�ci�li� - bilion�w.
Zastanawia�em si�, jak w nagraniu wyjdzie ta r�nica.
- Bardzo dobrze, panie Potter - skonstatowa� kapitan. - O ile si� nie myl�, to
proponuje pan chwilowe naruszenie ci�g�o�ci Zapory przy u�yciu skupionego pola
magnetycznego o wysokim nat�eniu. Czy tak?
Potter potwierdzi� gestem prawego nadgarstka.
- Bardzo dobrze - powt�rzy� kapitan.
Wydmuchn��em powietrze przez nos, ze wstr�tem patrz�c na Pottera. Jego pomys�
by� tak samo wstr�tny jak to jego szczypanie si� w nos. Gdybym wiedzia� tak ma�o
w swej dziedzinie, jak on w swojej, nie da�bym si� wci�gn�� w dyskusj�.
- A pan Donato?
- Tak jest, panie kapitanie, tak jest! - zawo�a� Donato, ca�y zarumieniony i
ochoczy. - Tak, panie kapitanie, zajmuj� si� balistyk�. Je�li chodzi o mnie, to
proponuj� pocisk dwucz�ciowy. Ma on musn�� Zapor� w taki spos�b, �eby si� w
chwili zetkni�cia z ni� rozdzieli�; jedna cz�� odbije si� i poleci na zewn�trz,
druga przeniknie do �rodka. Teoretycznie jest tak, �e chocia� planetoida
kontroluj�ca reaguje natychmiast, to jej czujniki melduj� tylko o jednym
wydarzeniu w jednym miejscu w danym momencie. Wydaje mi si�, �e wobec tego mam
po�owiczn� szans� na przedostanie si� jednej cz�ci pocisku, podczas gdy druga,
zgodnie z meldunkami, dra�nie tylko Zapor� i zniknie. My�l�, �e najmniej sto
trzydzie�ci pocisk�w wystrzelonych w czterech grupach i pod czterema r�nymi
k�tami wykaza�oby, czy ta teoria si� sprawdza.
- Sprawdza? - wykrztusi�em. - Ach, ty pajacu... - Po raz pierwszy w �yciu
nazwa�em tak kogo�, ale patrz�c na Donata, kt�ry czerwieni� si� i szczerzy�
z�by, �eby si� za wszelk� cen� przypodoba�, nie mog�em znale�� odpowiedniejszego
epitetu. - Co ci� upowa�nia do my�lenia...
- A pan England? - odezwa� si� kapitan znacznie g�o�niej ni� kiedykolwiek
przedtem.
Musz� wyzna�, �e to mnie zaskoczy�o. Zanim zdo�a�em si� otrz�sn�� ze zdumienia,
England zabra� g�os.
- W zakresie pocis... - powiedzia� szeptem i w tym miejscu g�os odm�wi� mu
pos�usze�stwa. Prze�kn�� z trudem �lin�, nast�pnie przez jego twarz przemkn��
s�aby u�miech. - W dziedzinie pocisk�w interesuj� mnie g��wnie: po pierwsze,
seria pr�b, kt�re okre�li�yby w�a�ciw� natur� wewn�trznych impuls�w sterowania w
pociskach samonaprowadzaj�cych si� na cel, cz�stotliwo�� i wysoko�� fali
impuls�w naprowadzaj�cych w pociskach kierowanych, z punktu widzenia mo�liwo�ci
zag�uszania lub zmiany ich kierunku. Po drugie, zamierzam przerzuci� pewne cia�a
sta�e przez Zapor� przy niskiej pr�dko�ci, �eby zbada� sk�ad stopu w pociskach,
maj�c na wzgl�dzie zaprojektowanie urz�dze� unikowych i mo�e jakiego� pola
odpychania powoduj�cego zboczenie pocisku z toru.
- Bardzo zwi�z�e - orzek� kapitan, a ja zdziwi�em si�, sk�d on wie, co jest, a
co nie jest zwi�z�e w tej dziedzinie. - Teraz, kiedy nasza ma�a dyskusja si�
rozwin�a, by� mo�e pan Palmer zechcia�by zrewidowa� swoje stanowisko i wzi�� w
niej udzia�.
- Mo�e zechcia�bym... - odpar�em, przerywaj�c, �eby sobie to przemy�le�.
Ostatecznie warto by przyda� nieco sensu temu pokazowi bredzenia i braku
kompetencji, cho�by tylko dla r�wnowagi.
- Zatem je�li musi pan koniecznie wiedzie� - odezwa�em si� - jedynej daj�cej si�
obroni� metody podej�cia do tej kwestii trzeba szuka� w dziedzinie napr�enia
wybuchowego. Nikt pr�cz mnie, jak si� wydaje, nie zauwa�y� niemal idealnie
kulistego kszta�tu Zapory. Kula z ka�dego elastycznego materia�u to niezawodna
wskaz�wka napi�cia dynamicznego, zasobnik i zas�b w r�wnowadze, analogicznie jak
powietrze wewn�trz i na zewn�trz nadmuchanego balonika. Nie nad��a pan za moim
rozumowaniem.
- Prosz� kontynuowa� - powiedzia� kapitan, tak przechylaj�c g�ow�, jakby mnie
s�ucha�.
- Trzeba wi�c tylko toroidalnej masy wyposa�onej w generator podprzestrzenny
oraz alternator. Je�li to zostanie umieszczone na kraw�dzi Zapory i wprawione w
drganie w kierunku do wewn�trz i na zewn�trz podprzestrzeni, to cz�� Zapory,
ta, kt�ra otacza toroid, wpadnie w wibracj�. W rezultacie osi�gnie si� nast�pnie
to, �e kulisty wycinek Zapory znajdzie si� okresowo w stanie niebytu. Wnioskuj�
zatem, �e owo ma�e naruszenie spowoduje zniszczenie Zapory, podobnie jak w
wypadku balonika, o kt�rym wspomnia�em. Quod erat demonstrandum, panie
poruczniku. - Odchyli�em si� do ty�u.
- Kapitanie - poprawi� ze znu�eniem. Potem spojrza� mi w oczy i oznajmi�: -
Przykro mi, panie Palmer, ale musz� pana poinformowa�, �e myli si� pan
ca�kowicie. Blum! - rykn�� nagle. - Dawa� kaw�!
- Ehm! - Dobieg� do moich uszu g�os pomagiera. To by�a w jego ustach odpowied�
najbardziej zbli�ona do "Tak jest, prosz� pana".
Musia� chyba ju� wcze�niej wszystko przygotowa�, zanim kapitan zawo�a�, bo
prawie natychmiast pojawi� si� z tac� pe�n� dymi�cych fili�anek. Postawi� j� na
�rodku sto�u, sam wycofa� si� w r�g mesy. K�tem oka dostrzeg�em dezetk�, kt�ra
wynurzy�a si� z "klity" i stan�a w milczeniu obok niego. Nie obchodzi�o mnie
jednak nic, pr�cz tego niedorzecznego twierdzenia kapitana. Zerwa�em si� na
r�wne nogi, mog�em wi�c patrze� na niego z g�ry.
- Czy mam rozumie� - wycedzi�em ze spokojem godnym Neptuna - �e pa�skim zdaniem
ja si� myl�?
- Myli si� pan, i to ca�kowicie. Zapora to po�o�enie, miejsce w przestrzeni; to
nie substancja materialna, a wobec tego nie podlega prawom i oddzia�ywaniu
materii jako takiej.
Znany jestem z tego, �e bryzgam �lin�, kiedy ogarnie mnie z�o��, a nie pr�buj�
si� opanowa�. Okaza�o si�, �e tym razem staram si� opanowa�, i to ze wszystkich
si�.
- Sprowadzi�em wszelkie informacje dotycz�ce tej pow�oki znane cz�owiekowi -
poinformowa�em go - do symboli matematycznych, po czym zapisa�em kolejne
sekwencje okoliczno�ci, kt�re dowodz� bez najmniejszej w�tpliwo�ci, �e pow�oka
jest taka, jak m�wi�em, i b�dzie si� zachowywa� tak, jak m�wi�em. Pan, admirale,
zdaje si� zapomina�, �e wszystko zosta�o nagrane, co mo�e oznacza�, �e zrobi pan
z siebie g�upca, i to na zawsze, nie na chwil�.
Siad�em, poczu�em si� lepiej.
- Kapitanie - poprawi� mnie ze znu�eniem w g�osie kapitan.
Odwr�ci� si� i wzi�� jaki� papier ze sterty teczek, kt�re, jak zobaczy�em
dopiero teraz, le�a�y za nim. Spojrza� na ten papier; na pierwszy rzut oka
wygl�da� on jak stronica z wykresami, na kt�rych jaki� dzieciak nabazgra�
prymitywn� choink� �wi�teczn�.
- R�wnanie sto trzydzie�ci dwa, cztery pi sigma przez theta plus pierwiastek
kwadratowy z czterech pi sigma do kwadratu - wyrecytowa�, a ja nie mog�em nie
spostrzec, �e ca�y czas macha� tym papierem, nie czytaj�c z niego.
- Poznaj� to r�wnanie - przyzna�em. - No i co?
- Nic - burkn�� kapitan. - Niedobre, powiedzia�bym. Hm. - Przysun�� mi arkusz. -
Jak zechce pan zauwa�y�, �eby by� w zgodzie z poprzednimi ci�gami, liczba
ca�kowita sigma to silnia, wobec tego wprowadza si� tu rosn�cy b��d, ale niech
pan sam zobaczy.
Popatrzy�em. To, co przypomina�o prymitywny rysunek choinki, by�o zrobion� na
czerwono poprawk� symbolu, wspomnianego przez kapitana, i nagryzmolonych
wykres�w trzech skorygowanych wsp�czynnik�w w nast�pnym r�wnaniu, i siedmiu w
trzecim, a� w ko�cu czerwone znaki zamieni�y si� w jedn� lini�.
- M�g�bym si� dowiedzie�, kto by� na tyle bezczelny, �eby gryzmoli� po tych
obliczeniach?
- Ja - odpar� kapitan. - My�la�em, �e mo�e okaza� si� u�yteczne przerobienie
wszystkich tych ci�g�w, na wszelki wypadek, i jestem rad, �e to zrobi�em. Pan
te� powinien by� rad.
Spojrza�em raz jeszcze na ten arkusz i prze�kn��em przekle�stwo. Trzeba si�
specjalizowa� przez d�u�szy czas w wysoce tw�rczej matematyce, �eby potrafi�
zrobi� to, co tu zrobiono. Na ko�cu j�zyka mia�em to i owo, ale wola�em milcze�,
bo to, co mia�em do powiedzenia, przemawia�o na korzy�� moich oblicze�,
przeciwko jego obliczeniom, a tymczasem nie mog�em zaprzeczy�, �e to jego
obliczenia by�y poprawne.
- My�l�, panie kapitanie - warkn��em w jego stron�, chc�c ratowa� sytuacj� - �e
nale�y mi si� wyja�nienie, dlaczego postanowi� pan skompromitowa� mnie
publicznie?
- Nie skompromitowa�em pana. To te obliczenia pana kompromituj� - odpar�
wzruszaj�c ramionami.
Spojrza�em na Pottera i Englanda. U�miechali si� szyderczo. Podnios�em nagle
g�ow� i natkn��em si� na beznami�tne szare oczy dezetki.
- S� to pa�skie obliczenia - mrukn�a i ka�dy przysi�g�by, �e ona wie z ca��
pewno�ci�, �e przepisa�em je z cudzej pracy. Gorza�o we mnie tak p�omienne
przekonanie, �e s� to moje w�asne obliczenia, �e z trudem mog�em si� opanowa�.
Opanowa�em si� jednak, nie by�y to przecie� obliczenia, do kt�rych w tym
momencie chcia�em si� przyznawa�.
Czu�em si� bardzo zmieszany. Opad�em na krzes�o.
- Kolej na pana, panie Potter. Przykro mi, ale musz� pana poinformowa�, �e cho�
teoretycznie Zapora zachowuje si� pod dzia�aniem pola magnetycznego tak, jak pan
tu opisa�, to jednak �eby osi�gn�� tak� jego warto��, trzeba by generatora
wi�kszego ni� ten statek; zasi�g pola by�by z grubsza taki, jak pan m�wi�...
centymetr kwadratowy; i wreszcie, nie by�aby to dziura w Zaporze, lecz raczej
co�, co m�g�by pan okre�li� mianem �atki. Inaczej m�wi�c, zaatakowane pole, gdy
zostanie otoczone przez tak zwan� pow�ok� Zapory, b�dzie si� zachowywa� pod
ka�dym wzgl�dem identycznie jak cz�� owej pow�oki.
Potter wyci�gn�� ulubiony palec, �eby go sobie obejrze�, ale by� tak
przygn�biony, �e zapomnia� na� popatrze�.
- Czy jest... jest pan pewien? - spyta�.
- Tak by�o podczas ostatnich siedmiu pr�b.
Potter wyda� jaki� nieartyku�owany d�wi�k, j�k czy westchnienie. Nie mia�em
ochoty �mia� si� z niego, jak on ze mnie. England te� jako� nie szczerzy� z�b�w,
bo, Jak s�dz�, wiedzia�, co si� szykuje. Siedzia� zastanawiaj�c si�, Jak� to
przybierze form�.
Najpierw dosta�o si� Donatowi.
- Pan Donato...
- S�ucham, panie kapitanie.
- Pan proponuje dwucz�ciowy pocisk. Wydaje si�, �e pan zapomnia�, podobnie jak
wielu przed panem, �e Zapora nie stawia oporu, kiedy si� przez ni� przenika, a
wobec tego przedostanie si� do �rodka nie wymaga skomplikowanych sztuczek.
Ponadto nie jest istotne, czy obiekt wyczuje pow�oka i zawiadomi centrum
kontrolne, czy te� zostanie on do�cigni�ty w minut� albo godzin� p�niej przez
jeden z pocisk�w samonaprowadzaj�cych si� na cel. Podszed� pan do ca�ego
problemu z punktu widzenia przenikni�cia w obr�b Zapory, co nie stanowi
problemu, a zignorowa� pan kwesti�, co tam wewn�trz robi�, kt�ra w�a�nie stanowi
sedno sprawy.
- Och, panie kapitanie, przepraszam - powiedzia� Donato, dotkni�ty do �ywego.
Dosta� ataku gwa�townego kaszlu przypominaj�cego szczekanie. �zy pojawi�y mu si�
w oczach. - Och, przepraszam, przepraszam.
- Nie ma co przeprasza� - odpar� kapitan. - Kapuje pan ju�, panie England?
- H�? Och - odezwa� si� specjalista od pocisk�w. - Przypuszczam, �e paln��em
byka z tym zag�uszaniem. Nagle mi si� wyda�o rzecz� oczywist�, �e musiano ju�
tego pr�bowa� i nie uda�o si�.
- W�a�nie, nie uda�o si�. A to dlatego, �e cz�stotliwo�� i amplituda impuls�w
sterowniczych na�laduj� najczystszy szum, s� autentycznie przypadkowe. Zatem
pr�ba zag�uszania ich przypomina pr�b� zag�uszania sygna�u modulacji
cz�stotliwo�ci za pomoc� sygna�u modulacji amplitudy. Trafia si� tak rzadko, �e
r�wnie dobrze mo�na nie pr�bowa�.
- Co to znaczy przypadkowe? Nie mo�na niczego kontrolowa� za pomoc�
przypadkowego d�wi�ku.
Kapitan wskaza� kciukiem przez rami� w stron� Galaktyki Luan.
- Oni mog�. W poc