2590
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2590 |
Rozszerzenie: |
2590 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2590 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2590 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2590 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
MERCEDES LACKEY
Wiatr furii
T�umaczy�a Joanna Wo�y�ska
Dedykowane nauczycielom �wiata
ROZDZIA� PIERWSZY
Ancar, kr�l Hardornu, opar� si� o poduszki tronu i zapatrzy� w pust� sal�. Pust�, bo ju� dawno przesta� sobie zawraca� g�ow� audiencjami: wys�uchiwanie narzeka� ludu uzna� za ca�kowicie zb�dne. To poddani mieli go s�ucha� i kiedy chcia� ich poinformowa� o swej woli, mia� znacznie lepsze sposoby ni� urz�dzanie zgromadzenia w pa�acu.
To nie on mia� im s�u�y� - jak o�mieli� si� twierdzi� pewien �a�osny biurokrata, zanim Ancar odda� go swym magom - lecz oni jemu, jego zachciankom, jego woli, jego kaprysom. Tego nauczy�a go matka, a Hulda tylko przypomina�a mu owe nauki. Po tych wszystkich latach poddani nareszcie zacz�li to pojmowa�. Ancar rz�dzi� przy pomocy swej armii, mia� w�adz� nad narodzinami, �mierci� i wszystkim, co si� dzia�o pomi�dzy tymi dwoma faktami.
D�ugo to do nich nie dociera�o...
S�u��cy zapalili w�a�nie kandelabry na �cianach pokrytych brzozow� boazeri�. Ta�cz�ce p�omyki odbija�y si� w granitowej pod�odze, tworz�c tysi�ce odblask�w w kryszta�owych zwie�czeniach i wydobywaj�c z mroku sztandary zwieszaj�ce si� z sufitu. Kiedy� tym krajem rz�dzi�y mi�czaki, teraz Ancarowi pozosta�o niewielu godnych przeciwnik�w. Reszt� narod�w podbi� albo wymaza� z mapy: zosta�y po nich jedynie sztandary, kt�re kr�l Hardornu trzyma� w swoim pa�acu ku przestrodze innym.
Ka�dy ruch Ancara odbija� si� echem w pustej sali. Dziwna ironia, a mo�e sarkazm - tak, sarkazm wype�nia� jego my�li: nikt ju� nie rzuca� mu wyzwa�. Nie by�o kraju, kt�ry m�g�by podbi�.
Podporz�dkowa� sobie ca�y Hardorn i ju� bardziej nie m�g� poszerzy� granic swego pa�stwa. Nawet nie my�la� o wschodzie, rzecz jasna, na wschodzie le�a�o Imperium, kt�rym rz�dzi� dwustuletni imperator Charliss. Tylko sko�czony g�upiec pr�bowa�by walczy� z Charlissem, albo kto� od niego silniejszy. Ancar zna� swe mo�liwo�ci i na pewno nie by� g�upi.
Na p�nocy mia� Iftel, a sama my�l o tym, czym si� sko�czy� jedyny atak przypuszczony na jego granic�, przyprawia�a go po dzi� dzie� o dreszcze: ca�� jego armi� przerzucono z powrotem do stolicy, a magowie po prostu znikn�li. Mi�dzy Hardornem a Iftelem zbudowano niewidoczn� �cian�, kt�rej nie mo�na by�o przekroczy�. To, co chroni�o kraj na p�nocy, dor�wnywa�o sw� moc� imperatorowi i nale�a�o pozostawi� to w nie zmienionym stanie.
Po�udnie: Kars. Rz�dzony przez kap�an�w, od setek lat walcz�cy z Valdemarem, m�g�by wydawa� si� �atwym �upem. Jasne, ale Ancar nie posun�� si� nigdy dalej ni� kilka staj w g��b kraju. Ziemia sama si� broni�a, a kap�ani S�o�ca na pewno wezwali na pomoc demony, kt�re wygubi�y jego �o�nierzy. A kiedy wielkim kap�anem zosta�a kobieta, straci� nawet te kilka staj. Jednak nie �a�owa�: Kars to by�y kamienie i g�ry. Z iftelskim upokorzeniem te� sobie poradzi�. Jednak�e Valdemar...
Kiedy spuszcza� oczy, na posadzce tu� przed tronem widzia� map� Hardornu: Imperium zaznaczone czarnym marmurem, Iftel zielonym, Kars ��tym, a Valdemar niezmiennie od wiek�w bia�ym. Mia� go po lewej r�ce, r�ce rzucaj�cej zakl�cia, jak twierdzi�y stare bajarki. Valdemar niezdobyty, Valdemar, kt�ry pierwszy powinien by� pa��...
Valdemar...
...owoc, kt�ry Hulda obieca�a mu da� na srebrnej tacy.
Poczu�, �e wargi wykrzywia mu grymas i czym pr�dzej nakaza� sobie ca�kowity spok�j. Nie wiedzia�, czy w�ciek�o�� ogarn�a go na my�l o Valdemarze i tej suce kr�lowej, czy o Huldzie, tej suce adeptce.
Poruszy� si� niespokojnie. Hulda obieca�a mu Valdemar, kiedy tylko zacz�a go uczy� czarnej magii, a razem z nim �liczn� ma�� ksi�niczk� Elspeth; przyrzek�a, �e dostanie jedno i drugie, kiedy tylko obejmie tron po ojcu. Lubi� ma�e dziewczynki; co prawda jako szesnastolatka Elspeth by�a ju� odrobin� za dojrza�a, ale jeszcze ci�gle mog�a zaspokoi� jego ��dze. Nie tylko podwoi�by obszar kr�lestwa, ale zdoby�by dogodn� pozycj� do uderzenia i na Kars, i na Rethwellan. A wtedy m�g�by wyzwa� imperatora albo samemu sta� si� imperatorem zachodu. To te� przyrzek�a mu Hulda. Zaklina�a si�, �e we wszystkich siedmiu kr�lestwach nie ma pot�niejszego od niej adepta! Obieca�a mu sw� pomoc i wiedz�. Wiedzy mu nie szcz�dzi�a, ale... o swym ciele. Jednak on nie mia� powod�w, aby w�tpi� w prawdziwo�� jej obietnic...
Co prawda nigdy ich nie dotrzyma�a. W jaki� spos�b paskudnym heroldom, kt�rzy mieli wynegocjowa� jego kontrakt �lubny z Elspeth, uda�o si� poinformowa� kr�low� o jego planach i okoliczno�ciach �mierci jego ojca. Jednemu z nich uda�o si� zbiec z wi�zienia, zaalarmowa� Selenay i powstrzyma� jego armi�.
Innym razem posz�o znacznie gorzej. Kr�lowa zgromadzi�a najemn� armi�, pobi�a jego mag�w i zawar�a uk�ad z Karsem.
A Hulda, "najpot�niejsza adeptka siedmiu kr�lestw", nie mia�a o tym zielonego poj�cia. Dziwka Selenay utrzyma�a sw�j tron; kolejna dziwka, kapitan najemnik�w, zwana Kerowyn, trzyma�a stra� na granicy i doskonale zna�a wszystkie sztuczki, jakich pr�bowali jego magowie. Nie tylko zna�a, potrafi�a si� przed ka�d� obroni�. Ta suka Talia zosta�a kap�ank� S�o�ca i wesz�a w uk�ady z t� suk� Solaris, najwy�sz� kap�ank�, i armi� Vkandis. Natomiast Elspeth znikn�a, zapewne szukaj�c pomocy, a poniewa� w Valdemarze nikt nie wpada� w panik� z powodu jej nieobecno�ci, wi�c ucieczka si� uda�a. Zreszt� jego agenci nie potrafili jej odnale��.
Hulda tylko bezradnie rozk�ada�a r�ce.
Kobiety zaczyna�y go m�czy�. A Hulda w szczeg�lno�ci.
Wypowiedzia� jej imi�; d�wi�k odbi� si� echem w pustej sali. Parskn�� z w�ciek�o�ci�.
O tak, Hulda bardzo go dra�ni�a. Mia� dosy� jej foch�w, jej pretensjonalno�ci i gierek. To, co go podnieca�o, kiedy mia� szesna�cie lat, teraz go nudzi�o albo wywo�ywa�o obrzydzenie. Za stara by�a na bawienie si� w kokietk� i udawanie ma�ej dziewczynki. A kiedy zaprzestawa�a swoich gierek, zachowywa�a si� tak, jakby to ona rz�dzi�a kr�lestwem.
To denerwowa�o go prawie tak mocno, jak jej ci�g�e niepowodzenia; to pierwsze m�g� znie��, ale drugie... Gdyby nie to, �e by�a adeptk�, spali�by j� �ywcem dawno temu. W m�odszym wieku akceptowa� fakt, �e by� tylko marionetk� w jej r�kach, jednak�e wtedy zgadza� si� na wiele rzeczy. Teraz postarza� si� i zm�drza�.
O tak, zm�drza�.
Traktowa�a go ci�gle tak, jak w dniu, kiedy wst�powa� na tron. Oczekiwa�a, �e b�dzie s�ucha� wszystkiego, co mu powie, a potem zrobi dok�adnie to, czego za��da.
"Mo�e bym si� na to godzi�, gdyby dotrzyma�a swych obietnic. Wtedy m�g�bym j� przechytrzy�..."
Kiedy wst�powa� na tron, przysi�ga�a, �e nied�ugo zrobi z niego adepta pot�niejszego ni� ona sama. Obieca�a, �e b�dzie przenosi� g�ry i zmienia� bieg rzek, �e nauczy go wszystkiego, co sama wie, �e posi�dzie wielk� moc, o jakiej nawet nie marzy�.
Nigdy nie dotrzyma�a �adnej z tych obietnic. Nie wzni�s� si� ponad poziom mistrza i nie nauczy�a go u�ywania ca�ej mocy, kt�r� potrafi� wyczu�, a gdy pr�bowa� sam, ko�czy�o si� to zawsze niepowodzeniem.
Dwa lata temu, kr�tko po tym, jak zosta� mistrzem, kiedy by� pewien, �e ca�a moc adepta le�y na wyci�gni�cie r�ki i �e wystarczy tylko troch� wi�cej nauki, ona zacz�a wymy�la� najprzer�niejsze wym�wki.
Najpierw zawiesi�a regularne lekcje, twierdz�c, �e on jest zdecydowanie za dobry, aby musia� ucz�szcza� na takie zaj�cia. Ancar jednak szybko przekona� si�, �e aby osi�gn�� to, czego tak bardzo pragnie, trzeba ci�ko i systematycznie pracowa�. Kiedy szuka� jej i ��da�, aby go uczy�a, nigdy nie mia�a czasu...
Na samym pocz�tku bra� jej usprawiedliwienia za dobr� monet�: po kl�skach na zachodzie nie chcia�a ju� zdawa� si� na przypadek i rozstawi�a na granicy posterunki, wygl�daj�ce najdrobniejszych szpar w magicznym systemie obrony Valdemaru. T�umaczy�a si�, �e nie ma czasu go uczy�, gdy� musi zaj�� si� lud�mi, wyszkoli� ich odpowiednio i upewni� si�, �e na�o�one na nich zakl�cie pos�usze�stwa jest wystarczaj�co silne, aby wykonywali sw� prac� niezale�nie od okoliczno�ci. Jednak takie wym�wki nie mog�y trwa� wiecznie.
Po kilku miesi�cach postanowi� wzi�� sprawy w swoje r�ce.
Sprowadzi� mag�w po pierwszym nieudanym ataku na Valdemar. Teraz, opr�cz przymuszania ich do swej woli, zacz�� systematycznie wyci�ga� z nich wszystko, co wiedzieli. Rekrutowa� ka�dego, kto zdradza� nawet najs�absze oznaki mocy, od g�rskich szaman�w poczynaj�c, na absolwentach r�nych szk� ko�cz�c, a potem zmusza� ich do przekazania mu ca�ej wiedzy, jak� posiadali. Opr�cz tego zbiera� wszystkie zapisane informacje, do kt�rych m�g� dotrze�: ka�d� notatk�, ka�dy zeszycik, dawne opowie�ci i inne rzeczy, znajduj�ce si� na terenie imperium. Wiele z nich mu si� przyda�o. Do niekt�rych tylko on mia� dost�p. Jednak nadal nie osi�gn�� tego, czego najbardziej pragn��...
Tylko adept potrafi� u�y� mocy p�yn�cej z "w�z��w", w kt�rych spotyka�y si� linie energetyczne. Ka�da pr�ba ko�czy�a si� niepowodzeniem; ci�gle nie by� adeptem i nie mia� poj�cia, jak d�ugo jeszcze b�dzie musia� si� uczy�, aby nim zosta�.
Pr�bowa� znale�� jakiego� adepta, kt�ry by�by sk�onny zosta� jego nauczycielem, ale bez powodzenia. Omijali oni Hardorn szerokim �ukiem albo, tak jak Hulda, nie mieli ochoty dzieli� si� z nim sw� wiedz� i moc�. Mo�e zreszt� Hulda nakaza�a im trzyma� si� z daleka od niego? Nie zdziwi�oby go to: nie wyrzek�aby si� tak �atwo w�adzy, jak� nad nim mia�a.
Jednak chyba przeceni�a jego cierpliwo��; mia� do�� bycia w�adc� tylko z nazwy. Hardornem mog�a rz�dzi� tylko jedna osoba i na pewno nie mia�a na imi� Hulda...
W drzwiach stan�a s�u��ca, czekaj�c, a� raczy j� zauwa�y� i przywo�a�. Przez chwil� podziwia� j�; nie jej wygl�d, ale szaty. Nakaza� wszystkim, aby ubierali si� w szkar�at i z�oto: szkar�at krwi i z�oto bogactw, jakie zyska. Szaty pasowa�y do nowego herbu zawieszonego nad tronem: z�otego, uskrzydlonego, gotowego do uk�szenia w�a, na szkar�atnym tle. Zast�pi� on zu�yty d�b jego ojca.
Hulda powinna odwo�a� si� do swej znajomo�ci heraldyki...
My�la�a, �e go kontroluje, ale zapomnia�a o bardziej przyziemnych sposobach, jakimi pos�ugiwano si� od wiek�w. Tymczasem Ancar wpad� na pomys�, by umie�ci� swych szpieg�w po�r�d jej s�u�by. Byli wobec niego lojalni, s�u�yli z oddaniem, ale nie za spraw� na�o�onego na� zakl�cia, nie. Oni si� go bali. To strach sprawia�, �e byli mu wierni. Ka�dy z nich mia� co�, za co odda�by �ycie; co� lub kogo�. Kochank�, cz�onka rodziny... w innych przypadkach jak�� tajemnic�. Takie nami�tno�ci otwiera�y drog� do sprawowania w�adzy nad lud�mi.
S�u��cy �ledzili ka�dy krok Huldy i powiadamiali Ancara, gdy adeptka zajmowa�a si� czym� absorbuj�cym ca�� jej uwag�. Nie ma ludzi bez wad, a ona mia�a ich kilka. Na przyk�ad nie potrafi�a rzuci� zakl�cia pozwalaj�cego na wgl�d w przesz�o��, nie umia�a te� czyta� w cudzych my�lach. To by� jej s�aby punkt: nie mog�a odgadn��, �e Ancar kontroluje jej s�u��cych, chyba �e podda�aby ich torturom.
Najprawdopodobniej sama uciek�a si� do podobnej sztuczki i szczerze m�wi�c, Ancar na to liczy�. Jego sk�onno�� do ma�oletnich dziewczynek by�a powszechnie znana, jak i fakt, �e rzadko kt�ra uchodzi�a z �yciem z jego �o�nicy. Bardzo lubi� takie rozrywki, ale coraz cz�ciej zdarza�o si�, �e dziewcz� by�o tylko narz�dziem w jego magicznych poczynaniach. �mier� w m�czarniach by�a �r�d�em wielkiej mocy.
Jego preferencje seksualne dawno przesta�y j� dziwi�. Tak wi�c Ancar wybiera� moment, kiedy adeptka by�a zaj�ta i z prywatnego stadka przywo�ywa� owieczk� na przyjemne igraszki w swych komnatach.
A s�u��cy pilnowali, aby Hulda si� nie dowiedzia�a....
Kobieta czekaj�ca w drzwiach by�a osobist� pokoj�wk� Huldy; wiedzia�a o wszystkich ruchach swej pani. By�a na tyle nie rzucaj�ca si� w oczy, �e zapominano o niej, kiedy tylko znika�a z pola widzenia: ani brzydka, ani �adna, ani gruba, ani chuda. I dobrze wyszkolona: jej obecno��, tak bardzo dyskretna, sta�a si� Huldzie niezb�dna. Szkoda, �e nie by�a m�odsza...
Podni�s� oczy i skin�� na ni�; przesz�a szybko komnat� i pad�a przed nim na kolana.
- M�w - poleci� cicho.
- Hulda uda�a si� do swych komnat razem z tym poganiaczem mu��w, o kt�rym wspomina�am Waszej Wysoko�ci - odpowiedzia�a natychmiast. Specjalnie wybra� t� sal�, gdzie nikt nie m�g� ich pods�ucha� ani szpiegowa�. Komnat� zbudowano w samym �rodku wiecznie zat�oczonego dworu z my�l� o p�prywatnych audiencjach.
Zaskoczony Ancar podni�s� brwi. Poganiacz mu��w musia� by� niezwyk�ym m�czyzn�, skoro ju� czwarty raz zaszczyca� sw� obecno�ci� ��ko Huldy. Ancar s�ysza�, �e dor�wnywa� wytrzyma�o�ci� i potencj� swoim mu�om, a poza tym mia� pewnie z nimi wi�cej wsp�lnego, ni� ktokolwiek my�la�...
Nie ba� si�, �e Hulda skaptuje go na swego agenta: wiedzia� o tym cz�owieku wszystko. Na samym pocz�tku dotar�y do niego plotki wychwalaj�ce zdolno�ci poganiacza, kt�rego potencja by�a odwrotnie proporcjonalna do inteligencji. Mia� mi�nie ze stali i zakuty �eb, a od wiejskiego g�upka dzieli�a go nadzwyczaj cienka linia. Ancar postara� si� o to, aby wie�ci o poganiaczu dotar�y do jego nauczycielki, i nie zdziwi� si�, kiedy Hulda pogna�a do stajni jak na z�amanie karku, aby osobi�cie obejrze� obiekt plotek. I kiedy przekona�a si�, �e nie jest on przyn�t�, ochoczo przygarn�a go pod swe skrzyd�a.
"Pewnie. Ten to potrafi zaj�� kobiet� na kilka miarek �wiecy i sprawi�, �e zapomni ona o ca�ym �wiecie. Chocia� Hulda tak usilnie stara�a si� do tego nie dopu�ci�..."
Tak. Zn�w si� bawi�a now� zabawk�. Ancar zastanawia� si�, ile ta zabawka wytrzyma. Hulda nie grzeszy�a delikatno�ci�.
- Doskonale - powiedzia�. - Mo�esz odej��.
S�u��ca podnios�a si� z kolan i wysz�a, zamykaj�c za sob� drzwi. Ancar odczeka� chwil�, daj�c Huldzie czas na zapomnienie o ca�ym �wiecie w ramionach poganiacza mu��w. Nie, Hardornem mo�e rz�dzi� tylko jedna osoba, a on pr�dzej czy p�niej pozb�dzie si� Huldy.
Szczerze m�wi�c, troch� tego �a�owa�. By�a jedyn� kobiet� powy�ej pi�tnastego roku �ycia, kt�ra go podnieca�a, pewnie dlatego, �e zna�a wszystkie sztuczki �wiata i zawsze potrafi�a go zachwyci� czym� nowym. Jednak zrobienie z niej s�u��cej b�dzie bardzo podniecaj�ce: zniszczy jej zdolno�ci, ale zostawi inteligencj� i wiedz�. Ha, nawet podbicie Valdemaru nie b�dzie r�wnie wspania�e.
"Ale nigdy do tego nie dojdzie, bez wzgl�du na to, jaki pot�ny si� stan�. Nie znajd� sposobu na pozbawienie jej mocy bez obawy, �e j� odzyska, a poza tym ona nie zaakceptuje roli s�u��cej. Strata czasu. Kiedy zostan� adeptem, jedynym sposobem, aby j� pokona�, b�dzie �miertelny cios."
Kiedy w ko�cu uzna�, �e da� kochankowi Huldy wystarczaj�co du�o czasu, wsta� i ruszy� ku w�asnym komnatom. Nieoficjalnym komnatom...
- Pilnuj - rzuci� stra�nikowi, jednemu ze starannie wyselekcjonowanych i pos�usznych zakl�ciom. - A drugi niech powie szambelanowi, �e nie wolno mi przeszkadza�, chyba �e sprawa b�dzie pilna.
Ruszy� korytarzem u�ywanym zazwyczaj przez s�u��cych; stra�nik szed� trzy kroki za nim. Korytarz nie by� ucz�szczany, wchodzono do� tylko po to, aby wymieni� stare pochodnie na nowe. Prowadzi� do ciemnych schod�w wiod�cych prosto do najstarszej cz�ci zamku: okr�g�ej wie�y, kt�ra kiedy� strzeg�a przed napa�ciami. Jej okr�g�e pokoje bardzo mu by�y przydatne...
Tylko on mia� klucz do tych drzwi; otworzy� je, sprawdzaj�c, czy zakl�cia i mechanizmy strzeg�ce jego prywatno�ci nie zosta�y naruszone. Zamek wykonano z miedzi wra�liwej na wszelkie odmiany magii. Ancar wszed� do komnaty i zamkn�� drzwi.
Zgromadzi� tu sw� gromadk� wie�niaczek, trzymanych w pokoikach. Wybiera� je starannie razem ze swym szambelanem: on szuka� potencja�u emocjonalnego, szambelan dyskretnie dowiadywa� si�, czy krewni nie narobi� k�opot�w. Zakl�cie milczenia uniemo�liwia�o dziewcz�tom komunikowanie si�. Ka�dego dnia s�u��cy dostarczali im po�ywienie i wod�. Pokoiki pe�ni�y rol� komnat go�cinnych, by�y czyste, wyposa�one we wszystkie niezb�dne do utrzymania higieny przedmioty. Ancar przyk�ada� wielk� wag� do czysto�ci, wi�c na ka�d� dziewczyn� na�o�ono zakl�cie zmuszaj�ce j� do jedzenia, picia i za�ywania k�pieli.
Strach by� nieomal namacalny, a zakl�cie milczenia doprowadza�o wi�niarki do szale�stwa. Hulda przypuszcza�a, �e kr�l u�ywa wie�y tylko w wiadomym jej celu; nigdy nie zajrza�a do izby na pi�trze. Nie mia�a poj�cia, co znajduje si� w pokoju bez okien tu� pod dachem.
Ancar nie musia� pos�u�y� si� dzi� kt�r�� z dziewcz�t: wczoraj zaczerpn�� z nich wystarczaj�co du�o mocy, a ta odrobina, kt�ra wyciek�a ze� w nocy, nie mia�a �adnego znaczenia. Skierowa� si� ku spiralnie zakr�conym schodom, wiod�cym do pokoju na g�rze, przeszed� przez niego bez zwracania najmniejszej uwagi na zgromadzone w nim sprz�ty: nie b�dzie wszak potrzebowa� ani kanapy, ani pejcza. W ko�cu znalaz� si� w ostatnim, trzecim pomieszczeniu.
Panowa�a tam niemal ca�kowita ciemno��. Zapali� latarni� bez u�ywania magii - b�dzie potrzebowa� ca�ej swej mocy, aby dokona� tego, czego pragn��. Manuskrypt nie pozostawia� w tej kwestii �adnych w�tpliwo�ci. Ancar odpali� od latarni par� �wiec i w pokoju bez okien zrobi�o si� jasno jak w dzie�.
Wzd�u� �cian izby umieszczono p�ki. Le�a�y na nich plony jego poszukiwa�, skarby przywiezione z d�ugich i niebezpiecznych wypraw po wiedz�: setki ksi��ek, zwoj�w, manuskrypt�w. Wszystkie napisane r�cznie: �aden mag nie powierzy�by wiedzy drukarzowi. Od dw�ch lat, odk�d gorzko rozczarowa�a go jego kiepska mentorka, wyszuka� i wypr�bowa� prawie wszystkie zakl�cia.
Jedno z nich zostawi� na dzi�.
Nie mia� poj�cia, jak ono zadzia�a, ale mia� nadziej�, �e stworzy mu bezpieczny dost�p do mocy w�z��w, �e oka�e si� zakl�ciem, kt�re uczyni z niego adepta. W�a�nie w tym manuskrypcie natkn�� si� po raz pierwszy na s�owo "w�ze�" i zda� sobie spraw�, �e opisuje ono po��czenie dw�ch lub wi�cej linii energetycznych, do kt�rego nie umia� dotrze�.
R�kopis by� niekompletny, wielu stron brakowa�o i dlatego w�a�nie Ancar zwleka� tak d�ugo. Znikn�y gdzie� stronice, na kt�rych wyt�umaczono prawdziwe znaczenie rzucanego zakl�cia, a reszta by�a mocno nadjedzona przez insekty i grzyb. Jednak�e nie znalaz� nic lepszego i od dw�ch tygodni by� przekonany, �e powinien wypr�bowa� "zakl�cie poszukiwania". Wyczuwa�, �e nadszed� w�a�ciwy czas.
Mia� nadziej�, �e nie b�dzie mu potrzebne zabezpieczenie. Hulda nigdy go nie u�ywa�a, kiedy ci�gn�a moc z w�z��w. Jednak mog�a si� zabezpieczy�, zanim by� w stanie podejrze� j� w akcji. Mog�a to przed nim ukrywa�.
Hulda nie u�ywa�a opisanego zakl�cia, tego by� pewien. Wymaga�o ono skonstruowania "portalu"; Ancar przypuszcza�, �e chodzi�o o portal do mocy w�z�a. To nabiera�o sensu, poniewa� wiedzia� ju�, �e w�z�a nie mo�na bezpo�rednio dotkn��.
Usiad� na krze�le i wzdrygn�� si� lekko. Doskonale pami�ta� pierwszy i ostatni raz, kiedy spr�bowa�... Potrafi� zobaczy� w�ze� i linie do niego prowadz�ce, odk�d zosta� czeladnikiem. Kiedy tylko Hulda wprowadzi�a go w �wiat magii, ujrza� moc wszystkich rzeczy i stworze�, jej kolory i intensywno��. Ale a� do momentu, kiedy Hulda zaczerpn�a mocy, aby przebi� niebo nad Valdemarem i pos�a� przez dziur� chmar� jadowitych owad�w, nie wiedzia�, �e w�z�y w og�le do czego� s�u��. Wtedy te� powiedzia�a mu butnie, �e nie b�dzie w stanie p�j�� w jej �lady, dop�ki nie zostanie adeptem. Kiedy przekona� si�, �e przy jej pomocy tego statusu nie osi�gnie, postanowi� sprawdzi� prawdziwo�� jej s��w.
Moc by�a dzika i pora�aj�ca; od razu zrozumia�, �e nie potrafi jej kontrolowa�. Poczu� si� tak, jakby �onglowa� roz�arzonym do czerwono�ci �elazem i szybko zerwa� s�aby kontakt, wdzi�czny wszystkim bogom, �e nie pr�bowa� nawi�za� silniejszego. Przez cztery dni mia� wra�enie, �e przypiekano go na wolnym ogniu i ju� nigdy wi�cej nie ponowi� pr�by.
Ale teraz, dzi�ki portalowi...
Jedn� spraw� manuskrypt stawia� jasno: moc potrzebna do zbudowania portalu musia�a by� w�asn� moc� rzucaj�cego zakl�cie. Nie w�tpi� w te s�owa. Dzi� by� got�w jak nigdy.
Pok�j doskonale nadawa� si� na prywatn� pracowni� maga: na drewnianej pod�odze mo�na by�o pisa�, a umeblowanie sk�ada�o si� z dw�ch krzese�, sto�u i p�ek na ksi��ki. Nie by�o okien, a grube mury nie przepuszcza�y �adnego d�wi�ku. W wie�y sk�adowano kiedy� stare meble, zanim to on j� przej�� i zaadaptowa� do w�asnych cel�w.
Do zbudowania portalu potrzebowa� materialnej podp�rki: u�y� pustego rega�u, bo nie mia� zamiaru nara�a� swych cennych wolumin�w na kontakt z nieznanym. Usiad� prosto na krze�le, zaczerpn�� powietrza i rozpocz��... Wzni�s� d�onie i zamkn�� oczy: nie musia� widzie� rega�u, a poza tym to, czego pragn��, znajdowa�o si� poza sfer� widzialno�ci. Wewn�trz �cianek mebla zbudowa� kolejne �cianki: ich energia pochodz�ca od Ancara po��czy�a si� z drewnem.
"Wzywam portal..."
Tak mia�o rozpoczyna� si� zakl�cie. Tymi s�owami budowa� bram� mocy, kawa�ek po kawa�ku, coraz silniejsz�, coraz bardziej si� z ni� ��cz�c. S�owa by�y czyst� pami�ci�wk�, potrzebn� do zakotwiczenia g��wnych punkt�w zakl�cia, cztery sylaby na cztery strony �wiata. Skupi� si� na dzia�aniu dok�adnie wed�ug wskaz�wek. A potem doszed� do miejsca, gdzie r�kopis si� ko�czy�; od tej chwili by� zdany wy��cznie na siebie.
Mia� nadziej�, �e we w�a�ciwym momencie portal przypnie si� do jednego z w�z��w, z kt�rego on zaczerpnie moc. My�la� o tym ca�y czas, licz�c na to, �e opanuje t� si��, jak to si� cz�sto zdarza�o w wy�szej magii. Przecie� umys� skoncentrowany na jednej rzeczy nie m�g� wypaczy� zakl�cia.
"Spokojnie; kontroluj i pilnuj. Ty tu rz�dzisz; nagnij moc do swej woli, trzymaj j� w r�kach."
Wn�trze rega�u nagle odsun�o si� i znikn�o, zostawiaj�c po sobie czarn� pustk�. Zacz�� traci� si�y, jakby pr�nia wysysa�a z niego �ycie.
"Nie panikuj. R�kopis ostrzega�, �e to si� zdarzy. Musisz tylko pilnowa�, �eby pr�nia nie wyssa�a wszystkiego."
A potem nast�pi�o nieoczekiwane.
Kraw�dzie portalu rozb�ys�y i we wszystkich kierunkach wyprysn�y z nich macki. Moc zacz�a uchodzi� ze starannie zbudowanej bramy, a macki czepia�y si� wszystkiego, najwyra�niej czego� szukaj�c; kiedy po kr�gos�upie przesz�y mu ciarki, macki zareagowa�y na ten strach i ruszy�y w jego kierunku! A on siedzia� jak sparali�owany, pozbawiony mocy!
"Bogowie i demony! Nie!"
Nie wiedzia�, czy co� posz�o �le, czy te� tak mia�o by�... Nie, co� tu nie gra�o... Je�li macki go dotkn�, zabior� mu reszt� energii, zanim doliczy do trzech. Wiedzia� o tym, patrz�c na ich kolor. Co� zrobi� �le, ale ju� by�o za p�no. Nie m�g� odci�� si� od tego, co stworzy�! Z r�wnym powodzeniem m�g�by sobie odci�� r�k�!
Macki by�y ju� bardzo blisko niego i w ka�dej chwili mog�y go schwyci� i po�re�. Zastanawia� si�, jak w tej sytuacji post�pi�by adept. Ancar z rado�ci� powita�by jakiegokolwiek adepta: Huld�, wschodniego maga, nawet jednego z tych obrzydliwie czystych adept�w Bia�ych Wiatr�w, kogokolwiek, kto zapanowa�by nad tym chaosem!
Nagle macki przesta�y si� porusza�, zadr�a�y i jakby w odpowiedzi na jego my�li rozmy�y si� w pustce.
"Co...?"
Nie mia� ju� si�, aby my�le�; moc wycieka�a z niego jak krew ze �miertelnej rany. Opad� ci�ko na krzes�o. G�owa ci��y�a mu, zmys�y zawodzi�y i m�g� tylko bezradnie szamota� si� w walce z tym, co stworzy�. Nagle, mi�dzy jednym a drugim uderzeniem serca, pot�na fala energii wr�ci�a i uderzy�a w niego. Pod powiekami eksplodowa�o o�lepiaj�ce �wiat�o. Ancar wrzasn�� z b�lu. Zemdla� na moment, bo nap�ywaj�ca moc zala�a go i prawie zatopi�a; kana�y magiczne w jego ciele nap�cznia�y i zdawa�o mu si�, �e rozerw� go na strz�py.
Odetchn�� w ko�cu; p�uca mia� ca�e, nie spali� si� na popi�. Mrugn��; by� zdziwiony, �e jeszcze ma oczy. Kiedy odzyska� ostro�� widzenia, zda� sobie spraw�, �e nie jest sam.
U jego st�p le�a�o co�, co wygl�da�o jak zwierz�. Portal znikn��, a z nim rega� na ksi��ki.
Najpierw ucieszy� si�, �e opr�ni� p�ki przed eksperymentem, a potem w�ciek� si�, �e zn�w nie uda�o mu si� dosta� do mocy w�z��w. Kolejn� my�l� by�a ta, w jaki spos�b sprowadzi� tu to stworzenie. Czy dlatego manuskrypt kaza� budowa� portal? Czy�by by�y to drzwi do innego miejsca, a nie do w�z�a? Je�li tak, to to zwierz� pochodzi�o z miejsca, o jakim nigdy nie s�ysza�. By�o og�uszone, ale oddycha�o. Ancar odwr�ci� je stop�.
"Zwierz�? Nie, zdecydowanie nie. Nie wiem..."
Stworzenie by�o w bardzo z�ym stanie. Zbudowane jak cz�owiek, przypomina�o bardziej wielkiego kota: z�ota sk�ra, grzywa, ostre k�y. Przy bli�szych ogl�dzinach Ancar nabra� pewno�ci, �e przydano mu te "atrybuty". Stworzenie potrafi�o zmienia� sw�j kszta�t, czego Ancar nie umia�, a Hulda zrobi�a tylko raz. Zdolno�� ta przydawa�a si� znacznie bardziej ni� tworzenie iluzji, kt�r� mo�na wykry� lub zniszczy�".
"Zaraz, zaraz. M�g� si� taki urodzi�, a nie zmieni� magicznie. Mo�e jest zupe�nie innej rasy."
Rozczarowa�oby go to, ale mimo wszystko oznacza�oby, �e przybysz pochodzi z bardzo daleka. Musia� mie� co� wsp�lnego z magi� R�wniny i zna� pewnie wi�cej sztuczek, ni� Ancar potrafi� sobie wyobrazi�. Wi�cej ni� Hulda...
U�miechn�� si�.
Zaczerpn�� energii z uwi�zionych dziewcz�t i podszed� do stworzenia. Przykl�kn�� przy nim i bardzo ostro�nie zacz�� bada� jego m�zg.
Wszelkie os�ony znikn�y, co pozwala�o Ancarowi wnikn�� tak g��boko w jego umys�, jak tylko chcia�. To, co odkry�, wyrwa�o z jego ust okrzyk rado�ci.
Dziwne p�zwierz� by�o adeptem! Pot�nym adeptem... na co wskazywa�y �lady manipulowania energi� tak wielk�, �e Ancar nie �mia� nawet o niej marzy�. Bez os�on i z otwartym umys�em znajdowa� si� ca�kowicie we w�adzy kr�la. Ancar od dawna pragn�� mie� w�asnego adepta. Wygl�d nie mia� znaczenia.
Stworzenie zadr�a�o i otworzy�o oczy. Ancar ujrza� pionowe �renice. Domy�li� si�, �e to p�zwierz� jest ci�gle zdezorientowane i oszo�omione i �e w takim stanie na pewno nie mo�e sprawnie my�le�. Rzuci� na nie najprostsze zakl�cie kontroluj�ce, jakie mu przysz�o do g�owy: u�pi� je. Potykaj�c si� z podniecenia, run�� schodami g�ow� w d�.
Nie mia� czasu na finezj� i subtelno�ci: z pierwszej celi wywl�k� za w�osy przera�on� dziewczyn�. Na szyi mia�a obro�� i nic poza tym. Czerwon� obro��: by�a dziewic�. Bardzo dobrze. Szarpn�� j� za przypi�ty do obro�y �a�cuch i powl�k� za sob�.
Ancar po�o�y� n� obok cia�a dziewczyny; rozczarowa�a go. Dostarczy�a mu znacznie mniej mocy, ni� si� spodziewa�, ale mia� nadziej�, �e to wystarczy. Wyci�gn�� d�onie nad nieprzytomnym adeptem, na kt�rego sk�rze l�ni�y runy pos�usze�stwa wypisane krwi� dziewicy. To zakl�cie opanowa� doskonale. Wyrecytowa� je po cichu, a potem za�mia� si� rado�nie, kiedy runy rozb�ys�y i znik�y. Usiad� zn�w na krze�le i przypatrywa� si� nowemu nabytkowi. Zdj�� z niego zakl�cie snu i kocie oczy otworzy�y si�.
Tym razem w spojrzeniu by�a �wiadomo��, ostro�no�� i bezsilno��. Stworzenie spr�bowa�o wsta� i upad�o. Ancar zaryzykowa�: w swym zakl�ciu wyraz glif oznaczaj�cy "wzrok" zmieni� na "g�os", maj�c nadziej�, �e umo�liwi im to porozumiewanie si�.
- Kim jeste�? - zapyta�.
Stworzenie podnios�o si� i utkwi�o w nim nieruchomy wzrok. Ancar zacz�� si� zastanawia�, czy zakl�cie dzia�a. A potem dostrzeg� b�ysk powolnego zrozumienia...
Nagi�� to p�zwierz� delikatnie do swej woli. By� usatysfakcjonowany. Nagle zauwa�y� grymas b�lu.
- Zmora Soko��w. - G�os by� niski i przyjemny. - Mornelithe Zmora Soko��w.
"Jakie pretensjonalne." Rozumia� go...
- Sk�d pochodzisz?
Bardzo r�owy j�zyk przesun�� si� po szerokich wargach; Ancar z niedowierzaniem wpatrywa� si� w istot� o tak zdumiewaj�cych zdolno�ciach regeneracji - w kilka chwil przezwyci�y� �pi�czk� i m�g� m�wi�! Ale pytanie najwyra�niej zbi�o go z tropu.
"No pewnie, g�upcze! Nie wie, gdzie jest, wi�c jak ma ci odpowiedzie�?"
- Niewa�ne. Czym jeste�? Czy to tw�j naturalny kszta�t?
- Jestem... zmieniony - odpowiedzia� powoli Zmora Soko��w. Zakl�cia pos�usze�stwa zmusza�y go do odpowiedzi. - Zmieni�em si�.
Ancar wyci�gn�� z niego tyle, ile m�g�. Pewnych s��w nie rozumia�, ale liczy� na to, �e zrozumie je przy szczeg�owym przes�uchaniu. Co to takiego "Sokoli Brat" albo "kamie�-serce"?
Na pocz�tek wystarczy�o: Zmora Soko��w by� adeptem; zna� zakl�cie, kt�re Ancar zepsu�, chocia� nie zdawa� sobie sprawy z niedo�wiadczenia kr�la, a ten nie mia� zamiaru si� tym chwali�. Nazywa�o si� "Brama". Zmora Soko��w wpad� w pr�ni� rozci�gni�t� mi�dzy dwiema Bramami, z kt�rej wyci�gn�� go Ancar swym �yczeniem, aby jaki� adept mu pom�g�. Jaki� adept? Najprawdopodobniej jeden z najpot�niejszych! Mia� wrog�w, tych "Sokolich Braci" i "innych z przesz�o�ci", w�asn� fortec� i z opisu Ancar domy�li� si�, �e mie�ci�a si� na po�udniowy zach�d od Rethwellanu, na ziemiach ci�gle rz�dzonych dzik� magi�. Czasami m�wi� o sobie "Zmiennolicy" i kr�l podejrzewa�, �e adept potrafi� dokonywa� zmian nie tylko we w�asnym ciele. Ancara podnieca�a taka mo�liwo��: m�g�by wys�a� szpieg�w wsz�dzie, gdzie tylko zamarzy!
Zmora Soko��w ca�kowicie nale�a� do kr�la...
Stan Zmiennolicego pogorszy� si� po ostatnich kilku pytaniach; si�y usz�y z niego i ci�gle by� bardzo zdezorientowany. Powinien wypocz��, aby by� z niego jaki� po�ytek.
"Musz� postawi� go na nogi i ukry� przed Huld�. Mam szcz�cie, zak��cenia mocy uzna ona za wynik swej w�asnej magii. A je�li nie, wymy�l� dla niej jak�� bajeczk�."
Nie mia� w�tpliwo�ci, �e Hulda zabi�aby Zmor� Soko��w albo go omami�a. Zakl�cie pos�usze�stwa znacznie �atwiej by�o z�ama� z zewn�trz, ni� przem�c od wewn�trz.
"Gdzie mam ukry� mojego go�cia?" - zastanawia� si�.
Zostawi� Mornelithe'a na �rodku pod�ogi i zszed� po kilku zaufanych s�u��cych; Hulda nie zna�a ich twarzy, a oni mogli wkrada� si� wsz�dzie, udaj�c stajennych czy pomocnik�w kucharza. Przynie�li ze sob� nosze i u�o�yli na nich Zmor� Soko��w. Nie zdziwi� ich ani jego wygl�d, ani cokolwiek innego. Ciekawo�� by�a w zamku kr�la Hardornu pierwszym stopniem do piek�a.
- Zabierzcie go do lorda Alistaira - poleci� im Ancar. - Powiedzcie mu, �eby zaj�� si� tym cz�owiekiem najlepiej, jak potrafi. I �eby zapewni mu najlepsz� ochron�. - Zdj�� z palca pier�cie� i wr�czy� oficerowi. - Daj mu to, zrozumie.
"Lord" Alistair nale�a� do osobistych mag�w Ancara; kr�l sam go znalaz� i na�o�y� na niego tyle zakl��, �e nie m�g� on skorzysta� z �azienki bez jego zgody.
"Hulda nie zajmie si� tym stworzeniem, bo jest za s�abe, za brzydkie i niewarte uwagi. A je�li si� nim zainteresuje, zostawi swoje odciski na moich zakl�ciach i zd��� przenie�� zdobycz gdzie indziej."
Oficer wzi�� pier�cie� i sk�oni� si�, wrzucaj�c go do sakiewki. Skin�� na reszt� s�u�by, aby zacz�li znosi� nieznajomego na d�, ale zanim uszli krok, zatrzyma� ich g�os dochodz�cy z noszy.
- Zaczekajcie.
Stan�li. Ancar podszed� bli�ej i spojrza� w l�ni�ce oczy Zmory Soko��w.
- Kim... jeste�?
Ancar wyszczerzy� z�by, by� tu w�adc� i nie m�g� si� oprze� pokusie, by poinformowa� o tym adepta.
- Kr�lem Ancarem z Hardornu - powiedzia� cicho, a potem doda� stalowym g�osem: - Dla ciebie - panem.
Roze�mia� si�, widz�c gniew w oczach Zmory Soko��w i machn�� na noszowych. On tu rz�dzi i nie b�dzie inaczej.
ROZDZIA� DRUGI
Herold Elspeth, nast�pczyni tronu Valdemaru, adeptka w trakcie szkolenia, Skrzydlata Siostra klanu k'Sheyna Tayledras, po raz kolejny moczy�a si� w gor�cej wodzie. Siedzia�a zanurzona po szyj� w paruj�cym �r�dle, otoczona przez mag�w i zwiadowc�w Sokolich Braci oraz cz�onk�w legendarnego klanu Kaled'a'in, k'Leshya, z kt�rych nie wszyscy byli lud�mi...
- To jest wspania�e. Powtarzam to codziennie, ale co tam, us�yszycie to jeszcze raz: nie mamy czego� takiego w Valdemarze. Na razie! - U�miechn�a si� do swych towarzyszy. - Gwena m�wi�a mi, �e niekt�rzy wynalazcy pracuj� nad podgrzewaniem wody za pomoc� palenisk. Spr�buj� ich nam�wi�, �eby odwa�yli si� stworzy� co� takiego.
Lodowy Cie� k'Sheyna owin�� wok� palca kilka kosmyk�w swych d�ugich, bia�ych w�os�w i zamy�li� si�. Elspeth nie wiedzia�a, ile mia� lat, ale na pewno by� od niej starszy. Wyprostowa� ramiona i przeci�gn�� si�.
- Przyniesiesz swemu ludowi wiele nowych sposob�w my�lenia. Ale k'Sheyna zawsze b�dzie twym domem.
- Tak. Jestem dumna z bycia Skrzydlat� Siostr� i kocham Doliny, ale... chcia�abym zobaczy� m�j kraj. Lubi� podr�owa�, to prawda, ale nie mam duszy nomady. Ch�tnie spotka�abym si� nawet z tymi, kt�rych kiedy� nie mog�am znie��!
- Rozumiem ci�. Sam zaczynam t�skni� nawet za tymi cz�onkami klanu, kt�rych nie lubi�em. Czas i odleg�o�� to sprawiaj�. Ale przyznaj�, �e chocia� spotkanie z klanem strasznie mnie cieszy, troch� si� niepokoj� o wasz� Bram�. W samym centrum Doliny...
Elspeth nie zd��y�a mu odpowiedzie�. �piew Ognia, od pewnego czasu zajmuj�cy si� wy��cznie swym czarnow�osym towarzyszem, Srebrnym Lisem, pos�a� im radosny u�miech.
- Nie mamy tu uszkodzonego kamienia-serca, kuzynie. Nie masz powod�w, �eby si� denerwowa�. A przynajmniej nie Bramami.
Kiedy �piew Ognia si� u�miecha�, cz�owiek musia� mu odpowiedzie� tym samym. Ob��dnie przystojny adept z p�nocy przy odrobinie wysi�ku potrafi� oczarowa� wszystko i wszystkich.
- Czerpiemy moc z w�z�a znajduj�cego si� tutaj i z w�z�a przebiegaj�cego pod ruinami gryf�w. Nie przejmuj si� wi�c. Poza tym mamy dosy� mag�w, aby utrzyma� zakl�cie, nawet podczas burzy.
Starszy m�czyzna roze�mia� si� g�o�no.
- Trudno mi zmieni� stare przyzwyczajenia, m�odzie�cze. Za d�ugo �y�em w pobli�u mocy, kt�rej nie ufa�em. Ka�dy sta�by si� ostro�ny.
�piew Ognia wykrzywi� si�, ale przy�wiadczy� skinieniem g�owy. Zna� t� moc, bo przyczyni� si� do jej poskromienia. Elspeth wiedzia�a, o co chodzi Lodowemu Cieniowi, bo czasu, kt�ry sp�dzi�a w pobli�u uszkodzonego kamienia-serca Doliny k'Sheyna nie wspomina�a najlepiej.
Jednak szkody wyrz�dzone przez moc nie by�y widoczne. Kiedy rozgl�da�a si� wok�, widzia�a w Dolinie ksi�stewko bog�w, male�ki raj: luksus, pi�kne kwiaty, kwitn�ce krzaki i winoro�l, kamienie otaczaj�ce gor�ce sadzawki...
A potem zobaczy�a co�, co nie pasowa�o do sielanek �piewanych przez Valdemarskich bard�w...
...wielkie drzewa, podtrzymuj�ce z tuzin ekele - nadrzewnych dom�w; srebrnow�osych mag�w i brunatnow�osych zwiadowc�w k�pi�cych si� w sadzawkach; ich egzotyczne ptaki siedz�ce na ga��ziach. Kolibry. Kaled'a'in, kt�rzy nale�eli do Tayledras, ale inaczej wygl�dali: mieli okr�g�e twarze, zielone i br�zowe oczy zamiast jasnob��kitnych, jasne lub nawet rude w�osy. Przypomnia�a sobie szelest jedwabiu przemieszany ze skrzypieniem wys�u�onych sk�r.
I na sam koniec gryfy, wygrzewaj�ce si� w s�o�cu: szaroz�ote i br�zowe, c�tkowane i pasiaste, parskaj�ce i gruchaj�ce, rozmawiaj�ce z Sokolimi Bra�mi...
Nagle poczu�a si� oszo�omiona. Potrz�sn�a g�ow�. Gdyby rok temu ktokolwiek jej powiedzia�, �e b�dzie si� moczy� w ciep�ym �r�dle w towarzystwie p� tuzina Sokolich Braci i ogl�da� gryfy, kaza�aby mu p�j�� do domu i wytrze�wie�. Gdyby doda� do tego, �e b�dzie mia�a sw�j udzia� w pokonaniu z�ego adepta, �e jeden z Sokolich Braci zostanie jej kochankiem, a herold Skif znajdzie sobie kobiet� bardzo egzotyczn�, p�koci� c�rk� tego� adepta, Nyar�, i �e to Nyara b�dzie nosi� przy boku Potrzeb�, miecz Elspeth... "Spokojnie posadzi�abym go na krze�le, a potem zwi�za�a, zakneblowa�a i jak najszybciej wezwa�a uzdrowicieli, �eby zabrali go do jakiego� mi�ego pokoju, w kt�rym �ciany s� z gumy, a drzwi nie maj� klamek."
Jednak to wszystko si� zdarzy�o, a przysz�o�� zapowiada�a si� jeszcze ciekawiej.
Na drugim skraju sadzawki, tu� przy wodospadzie, pojawi�a si� o�lepiaj�co bia�a posta�; jednocze�nie przez chmury przebi� si� promie� s�o�ca, oblewaj�c Gwen�, Towarzyszk� Elspeth, t�czowym blaskiem i nadaj�c jej wygl�d konia, kt�rego dosiadaj� bogowie. Kilku Sokolich Braci westchn�o z podziwu.
- �wietne wej�cie - roze�mia� si� �piew Ognia. - Sam bym nie wymy�li� lepszego. - Srebrny Lis zachichota� i powr�ci� do zaplatania mu w�os�w w wyszukany warkocz. �piew Ognia sp�dza� wi�kszo�� czasu z Kaled'a'in i, co niekt�rych zaskakiwa�o, nie tylko ze Srebrnym Lisem. Kaled'a'in znali inne sposoby u�ywania magii ni� Tayledras, podniecaj�ce i fascynuj�ce m�odego adepta. Mi�dzy innymi nauczyli si� budowa� Doliny bez kamienia-serca; wspomina�y o tym stare kroniki, ale Tayledras utracili t� zdolno��. Elspeth te� chcia�a si� nauczy� tej sztuczki, bo mog�aby wtedy stworzy� spokojne i ciep�e kryj�wki na nieprzyjaznych terenach Valdemaru. Powiedzmy, dla uzdrowicieli. "Albo dla herold�w... Wspania�a my�l."
- Pi�knie wygl�dasz - ci�gn�� �piew Ognia.
Dzi�kuj� za komplement, kochanie - odpar�a z niezm�conym spokojem Gwena. - W twych ustach to najwy�sza pochwa�a.
Elspeth parskn�a �miechem; o ile� �atwiej �y�o si� z Gwen�, kiedy ta nie pr�bowa�a narzuca� jej swej woli. Widocznie ju� dawno pogodzi�a si� z tym, �e ksi�niczka robi to, na co ma ochot�.
I jak, s�oneczko, sko�czy�a� plotkowa� z Rolanem?
Gwena przez kilka ostatnich tygodni zdawa�a codziennie raporty Rolanowi, Towarzyszowi osobistego herolda kr�lowej. W tym czasie zima przesz�a w wiosn� i w Dolinie �y�o si� nieco spokojniej. Pocz�tkowy plan, uk�adany w euforii zwyci�stwa, zak�ada� natychmiastowy powr�t do domu i sprawdzenie, co si� w�a�ciwie dzia�o w Lesie �al�w. Czasami podczas zmaga� z Mornelithe'em Zmor� Soko��w odnosili wra�enie, jakby jaka� si�a przychodzi�a im z pomoc�. Jednak plan zosta� zmieniony: zanim �piew Ognia powr�ci� do swej Doliny, musia� udzieli� Elspeth wielu lekcji, a poza tym, jaki by� sens wyrusza� przed ko�cem zimy? Ancar zosta� pokonany przez armie Valdemaru, Rethwellanu i - cud nad cudy - Karsu, a jego magowie �atwo si� poddali. Poza tym Elspeth nie chcia�a wraca� do domu przed ko�cem zimy...
...zanim nie os�abn� wspomnienia tego tajemniczego b�lu g�owy, na kt�ry pewnego dnia cierpieli wszyscy heroldowie i ich Towarzysze; to by�o dok�adnie tego dnia, kiedy Zmora Soko��w na dobre straci� kontrol� nad kamieniem-sercem. W tym te� dniu gdzie� w pa�acu pojawi� si� ma�y, nowy, bierny kamie�-serce, jakby w Haven mia�a powsta� Dolina...
Dopiero po fakcie Elspeth dowiedzia�a si�, �e wszyscy heroldowie i Towarzysze znajduj�cy si� o kilka staj od Haven zostali pora�eni nag�ym, potwornym b�lem g�owy. Wi�kszo�ci przeszed� on ju� po kilku godzinach, ale kilku leczy�o si� par� dni. Mia�a nadziej�, �e nikt jej nie b�dzie o to obwinia�. W ko�cu, sk�d mog�a wiedzie�, �e tak si� stanie? Moc mia�a przenie�� si� do przygotowanego wcze�niej w�z�a i nowego kamienia-serca. K'Sheyna wybaczyli jej t� kradzie� i podeszli do straty filozoficznie.
Jednak czy u�agodzi tych herold�w, kt�rzy ni z tego, ni z owego, wyl�dowali twarz� w zaspie, zupie lub stracili godno��, nieprzystojnie upadaj�c? W�tpi�a, a poza tym sama my�l o t�umaczeniu si� przed zbrojmistrzem Alberichem i Kerowyn napawa�a j� przera�eniem. Za��daj� dok�adnych i szczeg�owych odpowiedzi i nie uwierz�, �e naprawd� nie mia�a o niczym poj�cia. Je�li dorzuci do tego opowie�� o jakiej� tajemniczej sile z Lasu �al�w... Kero i Alberich nie wierzyli w duchy. Nawet w duchy maga herold�w.
Na szcz�cie Rolan okaza� si� odporny na magiczny rykoszet, kt�ry trafi� w sie� ��cz�c� wszystkich herold�w, i uda�o mu si� zapobiec panice, pom�c uzdrowicielom i odnale�� wszystkich, kt�rzy pomdleli w zau�kach Haven. Talia otrz�sn�a si� pierwsza i wspomog�a wysi�ki swego Towarzysza. A Gwena uspokoi�a go, t�umacz�c, �e to nie by� kolejny atak Ancara, tylko, delikatnie m�wi�c, wypadek.
Od tego czasu, na rozkaz Selenay, Gwena codziennie kontaktowa�a si� z Rolanem. Rozkaz nie pochodzi� od rozhisteryzowanej matki, tylko Jej Wysoko�ci kr�lowej; ca�e szcz�cie, bo rozhisteryzowanej matki Elspeth nie znosi�a, natomiast obowi�zki wobec kr�lestwa zawsze stawia�a na pierwszym miejscu. Od pos�ania Zmory Soko��w w pr�ni� rozci�gaj�c� si� mi�dzy Bramami - i jego �mierci, zapewne - �ycie w Dolinie k'Sheyna sta�o si� znacznie spokojniejsze i Elspeth mog�a podporz�dkowa� si� rozkazom.
Promie� zgas� i Gwena, nie wygl�daj�ca ju� jak wcielenie jakiego� b�stwa, okr��y�a sadzawk�, kieruj�c si� ku swej wybranej. Elspeth sp�dza�a wi�kszo�� czasu z Kaled'a'in: uczyli j� nie tylko magii, ale r�wnie� nowych sztuk walki. Znali wiele sposob�w walki go�ymi r�koma, kt�re umo�liwia�y obron� przed uzbrojonym napastnikiem. Dla kogo�, kto ju� raz natkn�� si� na skrytob�jc�, lekcje by�y bardzo po�yteczne. Chocia� bolesne...
Nie plotkowa�am, moja droga. - My�lmowa Gweny by�a przeznaczona tylko dla Elspeth. - Chocia� ostatnio rzeczywi�cie nie po�wi�cali�my zbyt du�o czasu wymianie naj�wie�szych wiadomo�ci. W Haven i Dolinie nic si� nie dzia�o. Nie mia�am �adnej informacji od twojej matki przez ostatnie dwa tygodnie!
- Pami�taj tylko, �e "Oby� �y� w ciekawych czasach!" jest najgorszym przekle�stwem Shin'a'in! - roze�mia�a si� Elspeth.
Lodowy Cie� rzuci� jej zdziwione spojrzenie.
- Ach, rozmawiam z Gwen�. Twierdzi, �e nie jest tu tak ciekawie, jak niegdy�.
- Rzeczywi�cie. Ale ja ju� czekam z ut�sknieniem na budow� Bramy i przeniesienie si� w jeszcze mniej ciekawe czasy!
Wyszed� z sadzawki i zanim zd��y� si� wyprostowa�, pojawi� si� przy nim ma�y, jaszczurkopodobny hertasi z grubym r�cznikiem. Lodowy Cie� podzi�kowa� i zacz�� si� wyciera�, a Elspeth jeszcze raz podkre�li�a, jak bardzo si� zmieni�a.
Po pierwsze, zaakceptowa�a przero�ni�t� zwink� jako stworzenie r�wne sobie. Po drugie, ju� nie rumieni�a si� na widok Lodowego Cienia wychodz�cego z gor�cego �r�d�a bez ubrania, tylko z wpi�tymi we w�osy paciorkami. Inni w sadzawce te� nie byli szczeg�lnie wstydliwi. Rok temu zaczerwieni�aby si� po korzonki w�os�w i nie wiedzia�a, co zrobi� z oczami; teraz by�a �wiadoma tego, �e cia�o ka�dego Sokolego Brata i Kaled'a'in to tylko pow�oka, skrywaj�ca przez jaki� czas dusz�.
Hertasi spojrza� na ni�; ci przebywaj�cy ze straconym klanem byli znacznie �mielsi ni� hertasi w Dolinie. Tych ostatnich prawie nie widywa�a, podczas gdy ci pierwsi ca�y czas uwijali si� pomi�dzy ro�linami, naprawiaj�c dziesi�cioletnie zaniedbania i prawie nie zwracaj�c uwagi na ludzi. Chyba �e kto� czego� potrzebowa�; uwielbiali dba� o innych. Srebrny Lis napomkn�� kiedy� co� o byciu "cz�ci�", ale nie rozwin�� tego tematu, powiedzia� tylko, �e to wynik dawnego szoku. Chcia�aby dowiedzie� si� czego� wi�cej; ma tak ma�o czasu, a tyle si� musi nauczy�!
- R�cznik? - spyta� hertasi. - Co� do picia?
Hertasi instynktownie wyczuwali potrzeby Tayledras i Kaled'a'in, ale z Elspeth mieli problemy. Gwena i Mroczny Wiatr usi�owali jej to wyt�umaczy�, ale spowodowali tylko zam�t w g�owie. Hertasi byli w stosunku do niej uprzejmi i otwarci, chcieli z ni� rozmawia�, czasami w my�lmowie, czasami na g�os, a ona nie mia�a nic przeciwko temu.
- Nie, dzi�kuj� - odpowiedzia�a. - Ale kiedy Mroczny Wiatr si� zjawi, b�dzie chcia� je�� i pi�.
- Jasne! - sykn�� hertasi i znikn��.
Lodowy Cie� u�miechn�� si� i pomaszerowa� boso do swego ekele. Elspeth odwr�ci�a si� do �piewu Ognia, rozci�gni�tego leniwie, gdy� masowa� go Srebrny Lis. Trudno jej by�o my�le� o konkretach, ale za kilka dni b�d� musieli opu�ci� Dolin� i lepiej, �eby zacz�a o tym my�le�.
- Czy Treyvan i Hydona zdecydowali ju�, co chc� robi�? - spyta�a. - By�abym bardzo szcz�liwa, gdyby udali si� do Haven w roli ambasador�w, ale je�eli wi�cej Kaled'a'in chce wr�ci�, jak m�wi�e�, lepiej, �eby najpierw wyruszyli do k'Treva.
�piew Ognia westchn�� i odpowiedzia�, nie otwieraj�c oczu:
- My�l�, kuzynko, �e przekona�em ich do mojego planu. KTreva nied�ugo przenios� si� do nowej Doliny, od roku nie mieli�my �adnych k�opot�w. Przenie�liby�my si� tej zimy, gdyby�cie nas nie poprosili o pomoc. I wierz mi, nie przechwalam si�, m�wi�c, �e Dolina k'Treva jest najlepsza. My�l�, �e Kaled'a'in b�d� bardzo szcz�liwi, przejmuj�c j� po nas.
- To dla mnie ten cudowny wst�p, shaya? - wtr�ci� Srebrny Lis. - Naprawd�, nie trzeba nas przekonywa�. Nie oczekiwali�my, �e zaoferujecie nam schronienia i domy. To chyba kolejny cud Hydony i Treyvana. Im to zawdzi�czamy. I nikt z was nie b�dzie m�g� powiedzie�, �e oddali�cie Doliny w z�e r�ce - doda�, masuj�c nadgarstek adepta.
Nadal trudno jej by�o my�le� o �piewie Ognia jako o krewnym, nawet dalekim. Nie mia�a poj�cia, �e Vanyel, mag herold�w, mia� dzieci, nie m�wi�c o tym, �e ona i adept Sokolich Braci byli ich potomkami! Wi�cej si� dowiedzia�a o sobie ni� nauczy�a magii...
- My�l�, �e to najlepszy pomys� - stwierdzi�a. - Ciesz� si�, �e ich przekona�e�. Mroczny Wiatr i Zmiennolica, pojawiaj�c si� w Valdemarze, narobi� wystarczaj�co du�o zamieszania. Nie wiem, czy moi ziomkowie poradziliby sobie z gryfami i ich potomstwem.
- Ale czy w towarzystwie gryf�w Zmiennolica i Sokoli Brat nie straciliby swego uroku? - spyta� z�o�liwie Srebrny Lis.
- My�la�am o tym - przyzna�a. - Gryfy zawsze mog� zmieni� zdanie, kiedy Mroczny Wiatr i ja b�dziemy tworzy� Bram� z k'Treva.
- A gryfy maj� zwyczaj tak post�powa� - doda� Mroczny Wiatr, rozbieraj�cy si� za jej plecami. Odwr�ci�a si� do niego z szerokim u�miechem, a on wskoczy� do sadzawki. - Bogowie mych ojc�w! - j�kn��. - Jak wspaniale! My�la�em, �e zmieni�em si� w sopel. Nie ma nic zimniejszego ni� wiosenny deszcz.
Elspeth przysz�o na my�l kilka zimniejszych rzeczy, cho�by burza �nie�na, w kt�r� wpadli tu� po zwyci�stwie nad Zmor� Soko��w, ale to nie ona tkwi�a ca�y dzie� na granicy. Temperatura, jak wiele innych rzeczy, podlega�a prawu wzgl�dno�ci.
- Ciesz si�, �e do k'Treva przenosimy si� Bram� - poradzi�a. - Ja i Skif jeste�my przyzwyczajeni do niewyg�d podr�y. Na p�nocy jest zdecydowanie zimniej.
Poklepa�a go po ramieniu, zmuszaj�c do odwr�cenia si� do niej plecami, aby mog�a mu wymasowa� kark. Jego sk�ra by�a ci�gle zimna; musia� przemokn�� do suchej nitki, patroluj�c po raz ostatni granice k'Sheyna. Nied�ugo jego obowi�zki przejm� Kaled'a'in; ich zwiadowcy od pewnego czasu towarzyszyli Tayledras, aby zapozna� si� z terenem. Mroczny Wiatr poszed� sam i wr�ci� p�no. Nie pyta�a, dlaczego. Wiedzia�a, �e chcia� po�egna� si� z drzewami i wzg�rzami, w�r�d kt�rych �y� tyle czasu.
- Gryfy zazdroszcz� Treyvanowi i Hydonie - ci�gn�� Mroczny Wiatr, wpatruj�c si� bacznie w Srebrnego Lisa. - W jeziorze le��cym niedaleko k'Treva musi by� co� specjalnego. W Valdemarze nazywaj� je Jezioro Evendim?
Srebrny Lis przy�wiadczy�:
- W tym miejscu Czarny Gryf pokona� mrocznego adepta Ma'ara.
Elspeth roze�mia�a si�.
- Usi�owa�am wyt�umaczy� gryfom, �e nic nie zobacz�, bo wszystko zala�a woda, ale im to nie przeszkadza. Podnieca je sama my�l, �e ka�dy inny gryf odda�by wszystko, �eby si� tam dosta�. Nied�ugo was zalej� wycieczki gryf�w!
- Wezm� to pod rozwag�, kuzynko - obieca� �piew Ognia. - Chocia� nie s�dz�, aby to by�a tragedia. Gryfy s� wspania�ymi towarzyszami i za�o�� si�, �e reszta mego klanu przyj�aby je z otwartymi ramionami.
- Jasne, mo�esz tak m�wi�, bo to nie ty karmisz te opierzone �o��dki na nogach! - parskn�� Mroczny Wiatr. - Id� na polowanie i spr�buj znale�� co� wi�kszego od kr�lika, a wtedy pogadamy!
- Je�li to jest dla ciebie trudne, to wyobra� sobie Dolin� pe�n� gryfi�tek - wytkn�� mu Srebrny Lis. - Dop�ki si� nie opierz�, te male�stwa codziennie jedz� trzy razy wi�cej, ni� wa��.
Elspeth spr�bowa�a to sobie wyimaginowa�, ale wyobra�nia j� zawiod�a.
- Nie dziwi� si�, �e chcecie si� przeprowadzi�. Jak wam si� udaje nie ogo�oci� okolicy ze wszystkiego, co �yje?
- Mamy stada - wyja�ni� Srebrny Lis. - Nie b�j si�, nauczyli�my si� zachowywa� r�wnowag� pomi�dzy naszymi potrzebami i potrzebami ziemi, na kt�rej �yjemy. Nasze zwierz�ta szybko rosn� i bardzo ma�o jedz�. Sprowadzimy stada, kiedy tylko odejdziecie.
"Kiedy tylko odejdziecie." Mroczny Wiatr u�miechn�� si� do Elspeth; jego oczy b�yszcza�y, by� podekscytowany i nagle zapragn�a by� ju� w domu. On chcia� opu�ci� sw�j klan i r�d, zobaczy� nowe kraje, a j� tyle omin�o: dorastanie bli�ni�t, uk�ad z Karsem, Talia og�oszona kap�ank� Vkandis.
"Dom..."
Pomimo wszystkich spor�w i zadra�nie� ci�gle za nim t�skni�a. I nie mog�a si� doczeka� powrotu.
* * *
Elspeth zwin�a jedn� ze szkar�atnych, jedwabnych koszul, jakie zaprojektowa� dla niej Mroczny Wiatr; po z�o�eniu, jak wszystkie ubrania Tayledras, zajmowa�a zaskakuj�co ma�o miejsca. Kiedy nast�pczyni tronu Valdemaru wr�ci, na pewno zrobi wra�enie. Mog�a si� za�o�y�, �e ludziom opadn� szcz�ki na jej widok.
Po zwyci�stwie nad Zmor� Soko��w sprawy nie potoczy�y si� wcale tak, jak oczekiwano. Odnalezienie drogi do nowej Doliny zaj�o wi�ksz� cz�� zimy: wzi�li to na siebie magowie, kt�rych bliskich krewnych i przyjaci� odes�ano razem z dzie�mi i rzemie�lnikami; poradzili sobie, wysy�aj�c kolibry wyczulone na ich bliskich.
W ko�cu, kiedy wszyscy mieli nerwy napi�te jak postronki, odnale�li miejsce i z pomoc� gryfich wojownik�w, Ciszy, adeptki k'Sheyna i adeptki Kaled'a'in zdo�ali do niego dotrze�, zapami�ta�, jak wygl�da i powr�ci�. Bez dok�adnego obrazu nie mo�na by�o zbudowa� Bramy ��cz�cej dwa punkty w przestrzeni. Elspeth uzna�a zakl�cie "Bramy" za ma�o praktyczne. Chocia�, z drugiej strony, ta niepraktyczno�� bardzo j� cieszy�a, bo gdyby Ancar umia� je rzuca�, z �atwo�ci� dosta�by si� wsz�dzie tam, gdzie chcia�.
Cisza powr�ci�a wychudzona i zm�czona podr�, ale radosna i gadatliwa, a tak�e z nowym imieniem: �nie�ny Ogie�. M�wi�o ono wszystkim, �e Cisza wyleczy�a ju� rany, jakie zada�o jej zniszczenie kamienia-serca i �mier� wielu spo�r�d k'Sheyna. Pozwolili jej odpocz��, a potem pozosta�o ju� tylko zbudowa� Bram� mi�dzy star� a now� Dolin� i zjednoczy� klan. Wtedy Kaled'a'in wyci�gn�li kolejnego asa ze swych wyszywanych r�cznie r�kaw�w: zakl�cie rzuci dwoje adept�w z obu Dolin, �nie�ny Ogie� i Letnia �ania; zaoszcz�dzi im to czasu i podwoi moc zakl�cia.
"Jutro." Tyle rzeczy jutro si� rozpocznie i tyle sko�czy, szczeg�lnie dla Mrocznego Wiatru.
Elspeth pakowa�a wszystko, czego przez najbli�sze dwa czy trzy dni nie b�dzie potrzebowa�. Ilo�� rzeczy, jak� zgromadzi�a podczas pobytu w Dolinie, przerazi�a j�, ale potem przekona�a si�, �e wi�kszo�� z nich stanowi�y ubrania, kt�re sk�ada�y si� w bardzo por�czne pakuneczki. Pewnie dlatego, �e uszyto je g��wnie z jedwabiu.
Mroczny Wiatr by� jaki� niesw�j, przez ca�y czas milcza�, cho� pakowa� si� z r�wn� werw�.
"Ciekawe, czy Gwena poinformowa�a ju� matk�, �e mieszka�am z jednym z moich nauczycieli? Pewnie nie. Po co j� denerwowa�?" G�upio by�oby mie� dwa ekele, kiedy potrzebowali tylko jednego, szczeg�lnie �e po przybyciu Kaled'a'in zacz�o brakowa� miejsca. Wprowadzi�a si� do niego, bo jego ekele by�o wi�ksze i znajdowa�o si� bli�ej wej�cia do Doliny.
Mo�e powinni byli zrobi� na odwr�t. Mo�e Mroczny Wiatr czu�by si� lepiej, gdyby ju� opu�