2534
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2534 |
Rozszerzenie: |
2534 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2534 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2534 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2534 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
RUDYARD KIPLING
Druga Ksi�ga D�ungli
(przek�ad autoryzowany J�zefa Birkenmajera)
Ka�u�e wysch�y - stan wody spad� -
wi�c �yjem z sob� za pan brat!
Z py�em na sier�ci i z ogniem w paszczy
t�oczym si� w�r�d nadbrze�nych chaszczy.
W�r�d l�ku, spieki ani nam w g�owach
cho�by przelotna my�l o �owach!
Sarni�t nie p�oszy burymi kud�y
wilk - jako one trwo�ny, wychud�y;
�ania te� �mia�o spogl�da na�,
cho� on jej ojcu przegryz� krta�!...
Ka�u�e wysch�y - stan wody spad� -
bawmy� si� z sob� za pan brat!
O �owach nawet marzy� nie �miejmy,
zanim deszcz sp�ucze wszelkie rozejmy!
SK�D SI� WZI�� STRACH
Prawo D�ungli - kt�re jest chyba najstarszym prawem w �wiecie - uwzgl�dnia i przewiduje niemal wszystkie przypadki, jakie si� zdarzy� mog� Plemionom Le�nym, a czas i praktyka uczyni�y ze� wprost wz�r doskona�o�ci, prawdziwe zwierciad�o ustawodawstwa. Kto czyta� poprzednie opowie�ci o Mowglim, ten wie, �e ch�opak sp�dzi� znaczn� cz�� �ycia w Wilczej Gromadzie Seeonee�skiej, pobieraj�c od brunatnego nied�wiedzia Baloo nauk� Prawa. Ot� ilekro� Mowgli niecierpliwi� si� i nudzi� s�uchaniem ci�g�ych nakaz�w, Baloo wyja�nia� mu, �e Prawo jest podobne do olbrzymiego pn�cza, gdy� okr�ca si� ka�demu doko�a grzbietu i nikt nie potrafi ze� si� wywik�a�.
- Gdy po�yjesz tak d�ugo jak ja, Ma�y Braciszku, przekonasz si� ku wielkiej swej zgryzocie, �e ca�a d�ungla podlega jednemu Prawu. Nie wiem, jak ci si� w�wczas spodoba ten widok.
Tak mawia� Baloo - ale te s�owa wchodzi�y jednym uchem, a wychodzi�y drugim, bo� m�okos, kt�rego ca�� trosk� jest my�l o jedzeniu i spaniu, nie zwyk� przejmowa� si� niczym, chyba �e mu ju� bieda ca�kiem otwarcie zajrzy w oczy. Nadszed� jednak�e w ko�cu taki rok, kiedy sprawdzi�y si� co do joty przepowiednie starego Baloo - i oto Mowgli obaczy�, �e ca�a d�ungla we wszystkim, co czyni, trzyma si� jednego Prawa.
Zacz�o si� od tego, �e zimowe deszcze zawiod�y niemal zupe�nie, a je�ozwierz Ikki, spotkawszy si� z Mowglim w bambusowych zaro�lach, zwierzy� si� mu, i� dzikie yamy1 wysch�y ju� do cna. Wiadomo powszechnie, �e Ikki jest do �mieszno�ci wybredny w jedzeniu i �e bierze do pyska tylko rzeczy co najlepsze i najdojrzalsze. Roze�mia� si� wi�c Mowgli, s�ysz�c jego zrz�dzenie, i odburkn��:
- A c� to mnie mo�e obchodzi�?
- Na razie wolno ci drwi� sobie z tego - odpowiedzia� Ikki szeleszcz�c kolcami oschle i nieprzyjemnie - ale zobaczymy, jak� min� b�dziesz mia� niezad�ugo. A zreszt�, gdy chodzi i o chwil� obecn�... czy potrafi�by�, Ma�y Bracie, da� nura w g��bok� roztok� ko�o siedliska pszcz� skalnych?
- Sk�d�e znowu? G�upia woda k�dy� wyciek�a, a ja nie pragn� rozbija� sobie g�owy o kamienie na dnie! - odhukn�� Mowgli przekonany, �e ma w tej g�owie wi�cej oleju ni� pi�ciu razem wzi�tych mieszka�c�w puszczy.
- Szkoda! Przyda�by ci si� w �epecie ma�y otw�r, by przeze� naciek�a cho� odrobina m�dro�ci! - doci�� mu Ikki i czym pr�dzej zaszy� si� w g�stwin�, nie chc�c, by go ch�opak wytarmosi� za szczeciaste w�sy.
Mowgli natychmiast powt�rzy� swemu nauczycielowi wszystko, co by� opowiada� je�ozwierz. Baloo spos�pnia� i mrukn�� jakby sam do siebie:
- Gdyby tu sz�o tylko o mnie, ju� bym teraz zmieni� �owisko, zanim inni o tym samym pomy�l�. Atoli �owy w�r�d obcych zawsze ko�cz� si� zwad�... a moje Cz�owiecz�tko mog�oby przy tym oberwa� jakiego guza. Zaczekajmy jeszcze troch� i zobaczymy, jakim kwiatem zakwitnie mohwa.
Wkr�tce nasta�a wiosna - atoli drzewo mohwa, kt�re Baloo tak ukocha�, nie zakwit�o wcale. Zielonawe, ��to nakrapiane woszczyste p�ki powi�d�y od gor�ca, a gdy Baloo, stan�wszy na dw�ch �apach, potrz�sn�� drzewem, na ziemi� spad�o zaledwie par� p�atk�w o niemi�ej woni.
Ale to by� dopiero pocz�tek. P�niej by�o znacznie gorzej. Skwar niepohamowany j�� wdziera� si� pi�d� za pi�dzi� w sam matecznik d�ungli, zmieniaj�c jej ziele� w barw� ��t�, nast�pnie brunatn�, wreszcie czarn�. Zio�a i krzewy, rosn�ce na zboczach parow�w, wypali�y si� doszcz�tnie, przeobraziwszy si� w k��bowisko po�amanych badyli i obwisaj�cego martwo pr�towia. Jeziorka ukryte w le�nej g�szczy skurczy�y si� i zg�stnia�y, a najl�ejszy �lad stopy na ich brzegu utrwala� si� tak wyrazi�cie, jak gdyby by� odlany w �elazie. Dzikie pn�cza, zazwyczaj j�drne i soczyste, teraz traci�y sw� gi�tko�� i pr�no��, sztywnia�y i odrywa�y si� od pni drzewnych, zamieraj�c na �cielisku le�nego podszycia; bambusy poschni�te stercza�y beznadziejnie, chrz�szcz�c za ka�dym podmuchem gor�cego wiatru, a mech odpada� ze ska� utajonych w g��bi puszczy, tak i� sta�y ogo�ocone i rozpalone jak migotliwe, sinawe g�azy w �o�ysku rzeki.
Ptactwo oraz Ma�pie Plemi�, widz�c, na co si� zanosi, z pocz�tkiem roku pow�drowa�y na p�noc; za� jelenie i dziki zap�dza�y si� daleko na zniszczone posuch� niwy wiejskie, gin�c cz�stokro� przed oczyma ludzi, kt�rzy byli tak wycie�czeni, i� nic my�leli wcale o urz�dzaniu polowa�. �cierwnik Chil trzyma� si� t�go, a nawet uty�, bo mia� pod dostatkiem padliny; co wiecz�r znosi� zwierz�tom zbyt os�abionym, by mog�y wyprawi� si� na nowe �owiska, wie�ci o tym, �e s�o�ce szerzy rze� w ca�ej d�ungli na obszarze, jaki zasi�gn�� mo�na przez trzy dni lotu.
Mowgli, kt�ry dot�d nie zazna� prawdziwego g�odu, musia� teraz poprzesta� na starym trzyletnim miodzie wyskrobanym z opuszczonych ul�w skalnych - czarnym jak owoce tarniny i okrytym warstw� skrusza�ej patoki. �owi� te� czerwie owad�w ryj�cych kor� drzewn� i zabiera� osom ich g�sieniczki. Na zwierzynie w kniei pozosta�a jedynie sk�ra i ko�ci, tak i� pantera Bagheera nigdy nie bywa�a syta, cho�by jej si� uda�o trzy razy w ci�gu nocy upolowa� zdobycz. Najwi�cej jednak dawa� si� we znaki brak wody, bo Plemiona D�ungli pij� wprawdzie rzadko, ale gdy pij� - musz� si� o��opa� obficie.
A posucha posuwa�a si� wci�� dalej i dalej, spijaj�c wszelk� wilgo�, a� w ko�cu macierzysty nurt Wajngangi zamieni� si� w strumie� przeciekaj�cy nik�ym pasemkiem wody przez zamar�e wydmy piaszczyste. Gdy dziki s�o� Hathi, kt�ry �yje sto lat i wi�cej, ujrza� d�ugi, w�ski pas sinej opoki, wy�aniaj�cy si� na samym �rodku rzecznego koryta, poj�� od razu, �e spogl�da na Ska�� Pokoju. W�wczas zadar� do g�ry tr�b� i og�osi� has�o Wodnego Rozejmu, podobnie jak to przed p� wiekiem uczyni� jego ojciec. Has�o to niezw�ocznie podj�y jelenie, dziki i bawo�y, grzmi�c chrapliwymi g�osy, a �cierwnik Chil j�� zatacza� w powietrzu olbrzymie kr�gi, pogwizduj�c i rzucaj�c ostrzegawcze krzyki.
Prawo D�ungli karze �mierci� ka�dego, kto by o�mieli� si� polowa� ko�o wodopoj�w z chwil� og�oszenia Wodnego Rozejmu. Pow�d le�y w tym, �e picie jest wa�niejsz� rzecz� ni� jad�o. Gdy zabraknie zwierzyny, ka�dy z mieszka�c�w d�ungli potrafi jeszcze jako� przetrzyma� bied�; ale co woda, to woda, obej�� si� bez niej niepodobna! Wi�c gdy pozostanie jedno tylko jej �r�dlisko, ustaj� wszelkie �owy - i wszystko, co �yje w d�ungli, �pieszy tam, by ugasi� pragnienie. Za lat szcz�liwych, gdy wody by�o pod dostatkiem, zwierz�ta nieraz na szwank wystawia�y swe �ycie, �piesz�c po ten nap�j ku brzegom Wajngangi lub ku innym strumieniom; jednak�e to niebezpiecze�stwo jeno dodawa�o uroku nocnym przedsi�wzi�ciom. Rozkosz to by�a prawdziwa skrada� si� tak zr�cznie, by nie potr�ci� nawet najdrobniejszego listka - brn�� po kolana w hucz�cych wodnych odmia�ach przyg�uszaj�cych wszelkie szmery na ty�ach - pi�, ogl�daj�c si� poza siebie i trzymaj�c ka�dy musku� w gotowo�ci rozpaczliwej do skoku za pierwszym odruchem trwogi - tarza� si� po piaskowych usypiskach i powraca� z mokrym pyskiem i nap�cznia�ym od wody bandziochem do stada stoj�cego opodal w niemym podziwie. Szczeg�lne upodobanie w tym znajdowa�y m�ode koz�y o rogach b�yszcz�cych - i to w�a�nie dlatego, �e wiedzia�y, i� lada chwila mo�e im skoczy� na kark Shere Khan lub Bagheera i rozszarpa� je w kawa�ki. Teraz jednak sko�czy�a si� ta gra na �mier� i �ycie, a wyg�odnia�e i trudem zmo�one Plemiona D�ungli - tygrysy, nied�wiedzie, jelenie, dziki i bawo�y - wlok�y si� posp�lnie ku zmala�ej rzece, pi�y st�ch�� wod� i stercza�y ponad ni�, zbyt os�abione, by odej�� w inne miejsce.
Jelenie i dziki drepta�y bezradnie przez dzie� ca�y, szukaj�c po�ywienia, kt�re by by�o strawniejsze ni� zesch�a kora i zesch�e li�cie. Bawo�om zabrak�o bajor, w kt�rych dawniej si� ch�odzi�y, nie mia�y te� gdzie spasa� zielonych zasiew�w. W�e wype�z�y z g�szczy le�nej i wlok�y si� ku rzece, �udz�c si� nadziej�, �e uda si� im pochwyci� cho�by zb��kan� �ab�; okr�ca�y si� doko�a wilgotnych kamieni i le�a�y w bezruchu, nie gotuj�c si� do ciosu nawet wtedy, gdy poszukuj�cy korzonk�w odyniec wyrzuca� je bezceremonialnie z miejsca swym ryjem. ��wie rzeczne dawno ju� wymordowa�a mistrzyni �ow�w, pantera Bagheera, a ryby pochowa�y si� g��boko w sp�kanym mule. W�r�d p�ytkich odmia��w widnia�a jedynie Ska�a Pokoju, podobna do d�ugiego w�a, a drobne, oci�a�e wodne rozbryzgi sycza�y za ka�dym mu�ni�ciem jej rozpalonych bok�w.
Tam to przebywa� noc� Mowgli szukaj�c towarzystwa i och�ody. Nawet najbardziej wyg�odniali jego nieprzyjaciele nie zwr�ciliby na� w tak� chwil� najmniejszej uwagi; nieow�osiona sk�ra sprawia�a, �e wygl�da� n�dzniej i mizerniej od wszystkich towarzysz�w niedoli. W�os mu wyblak� od s�o�ca jak lniane paczesie, �ebra uwydatnia�y si� silnie jak pr�ty koszyka, a zgrubienia na kolanach i �okciach, powsta�e wskutek czo�gania si� na czworakach, nadawa�y jego ko�czynom wygl�d k��czastych badyli; jedynie oczy spod zwichrzonej czupryny spogl�da�y ch�odno i spokojnie, gdy� pantera Bagheera, jako jego przyboczny doradca w onych ci�kich chwilach, zaleci�a mu, by porusza� si� spokojnie, polowa� bez po�piechu, przede wszystkim za� nie unosi� si� gniewem, cho�by nie wiedzie� z jak s�usznego powodu.
- Z�e nasta�y czasy - odezwa�a si� Czarna Pantera w pewien wiecz�r, gdy na ca�ym �wiecie by�o gor�co jak w piecu piekarskim. - Ale kiedy� to przeminie... byleby�my tylko dotrwali do ko�ca. Czy aby masz pe�ny �o��dek, moje Cz�ecz�tko?
- Mam co� nieco� w �o��dku, ale niewielki mi z tego po�ytek. Jak my�lisz, Bagheero, czy deszcze zapomnia�y o nas i nigdy ju� do nas nie przyjd�?
- Nie mam tak czarnych my�li. Zobaczymy jeszcze mohw� obsypan� kwieciem oraz m�ode sarniuki wypasione �wie�� traw�. Zejd�my ku Skale Pokoju i pos�uchajmy nowin. Hops, na m�j grzbiet, Ma�y Bracie!
- E, teraz nie czas na noszenie ci�ar�w. Potrafi� jeszcze sta� o w�asnej sile, ale... dalib�g, �e oboje jeste�my nie bardzo podobni do tuczonych bawo��w.
Bagheera obejrza�a swe wyszargane, kurzem pokryte boki i szepn�a:
- Zesz�ej nocy ubi�am wo�u w jarzmie. Tak ju� nisko upad�am, �e nie odwa�y�abym si� skoczy� na niego, gdyby by� wolny. Hu-u!
Mowgli roze�mia� si�.
- Nie ma co m�wi�, t�dzy z nas teraz my�liwi! Ja zdobywam si� na t� odwag�... i� zjadam g�sienice!
Przedzieraj�c si� przez trzeszcz�ce, suche krzaki, dowlekli si� we dw�jk� do brzegu rzeki, od kt�rego, na kszta�t koronkowej rob�tki, snu�y si� na wszystkie strony pasmami �achy wodne i wst��ki n�dznych ponik�w.
- Nie na d�ugo starczy tej wody! - odezwa� si� Baloo, kt�ry spotka� ich w drodze. - Patrzcie no tylko! Ot tam wida� ca�e szlaki, podobne do ludzkich go�ci�c�w.
Na p�askim brzegu przeciwleg�ym twarda trawa le�na ju� dawno wysch�a i st�a�a w martwym bezruchu. T� bezbarwn� r�wni� przerzyna�y w pewnych odst�pach szerokie szlaki, wydeptane i ubite racicami dzik�w i jeleni, a zmierzaj�ce zawsze w stron� rzeki; w�r�d wysokiego na dziesi�� st�p �anu oczeret�w wydawa�y si� jakby przekopami s�cz�cymi nie wod�, lecz kurzaw�. Godzina by�a wczesna - mimo to ka�dy z tych go�ci�c�w roi� si� od rych�ych przechodni�w �piesz�cych ku rzece. Ju� z dala s�ycha� by�o pokaszliwanie �a� i jelonk�w krztusz�cych si� k��bami lotnego py�u.
W g�rze rzeki, gdzie gnu�na �acha skr�tem swym op�ukiwa�a stra�niczk� zgody - Ska�� Wodnego Rozejmu - sta� ze swymi trzema synami dziki s�o� Hathi: wychud�y, os�dzia�y w ksi�ycowej po�wietli - i ko�ysa� si� wci�� to w jedn�, to w drug� stron�. Nieco poni�ej sta�a przednia stra� jeleni; jeszcze poni�ej biwakowa�y dzikie �winie i bawo�y; na przeciwnym za� brzegu, gdzie gonne �niaty drzew podchodzi�y niemal do samego skraju wody, by�o ustronie przeznaczone dla tygrys�w, wilk�w, lampart�w, nied�wiedzi i innych mi�so�erc�w.
- Tak jest! Teraz wszyscy podlegamy jednemu Prawu! - m�wi�a Bagheera, brodz�c po wodzie i spogl�daj�c ku szeregom dzik�w i jeleni popychaj�cych si� wzajem, zderzaj�cych si� rogami i wyba�uszaj�cych przera�one �lepia. - Szcz�liwych �ow�w, krewniacy - doda�a wyci�gaj�c si� ca�� d�ugo�ci� cia�a, przy czym jednak jeden bok wynurza� si� z p�ytkiej wody. - Gdyby nie przepisy Prawa, mo�na by tu mie� doprawdy �owy bardzo szcz�liwe!
S�owa te wypowiedzia�a przez zaci�ni�te z�by, jednak�e strzyg�ce uchem jelenie podchwyci�y ko�cowe zdanie - i przez ich zast�py przelecia� szmer trwogi:
- Rozejm! Rozejm! Pami�taj o rozejmie!
- Spok�j tam, spok�j! - wybe�kota� dziki s�o� Hathi. - Dzi� mamy rozejm, Bagheero; nie pora gaw�dzi� o �owach!
- Kt� o tym wie lepiej ode mnie? - odpowiedzia�a Bagheera �ypi�c ��tawymi �lepiami w stron�, gdzie sta� Hathi. - Przecie� �ywi� si� ��wiami... i po�awiam �aby. Ngaayah! O, gdybym jeszcze mog�a g��d zaspokoi� prze�uwaniem ga��zek.
- O, my by�my sobie tego bardzo �yczy�y! - zabecza� m�ody jelonek, kt�ry w�a�nie na wiosn� przyszed� na �wiat i by� mocno z tego niezadowolony.
Pomimo ca�ej biedy, jaka nawiedzi�a d�ungl�, zwierz�ta - nie wy��czaj�c Hathiego - nie mog�y powstrzyma� si� od rz�sistego �miechu pos�yszawszy te s�owa. Mowgli, le��c na brzuchu w ciep�ej wodzie, �mia� si� najg�o�niej i bi� stopami wod�, rozbryzguj�c k��b piany.
- Dowcipny jeste�, roczniaku! - mrukn�a Bagheera. - Mie� b�d� w pami�ci twe s�owa, gdy sko�czy si� okres rozejmu.
I rzuci�a bystre spojrzenie w pomrocz przed�witow�, by w razie potrzeby m�c kiedy� rozpozna� owego jelonka.
Od s�owa do s�owa - i po ca�ej rzece, tak w g�rnym, jak i w dolnym biegu, rozgwarzono si� w najlepsze. S�ycha� by�o, jak szamota� si� i pochrz�kiwa� odyniec, rozpychaj�c si�, by zdoby� sobie wi�cej miejsca; jak post�kiwa�y bawo�y brn�c z trudem przez �awice piaskowe; jak jelenie skar�y�y si�, i� okrwawi�y sobie nogi w bezskutecznych poszukiwaniach paszy. Od czasu do czasu rzucano jakie� pytanie mi�so�ercom obozuj�cym za rzek� - atoli wszystkie wie�ci brzmia�y sm�tnie. Od strony d�ungli, w�r�d ska� i chrz�szcz�cych ga��zi, z hukiem przeci�ga� gor�cy dech wiatru, sypi�c na wod� kurz i u�amki badyli.
- Ludzie te� gin� - og�asza� m�ody sambhur. - Padaj� przy orce. Wczoraj po zachodzie s�o�ca natkn��em si� na trzy ludzkie trupy. Le�a�y bez ruchu, a przy nich nie�ywe wo�y. Maluczko, maluczko, a i nas czeka los podobny.
- Rzeka bardzo opad�a od nocy ubieg�ej! - stwierdzi� Baloo. - Hathi, czy widzia�e� kiedy tak� susz�?
- E, to przejdzie, to przejdzie! - odpar� Hathi spryskuj�c sobie wod� grzbiet i boki.
- W naszym gronie jest stworzenie, kt�re nie potrafi d�ugo znosi� tej spiekoty - rzek� Baloo spogl�daj�c na ukochanego ch�opaka.
- Mo�e ja? - obruszy� si� Mowgli siadaj�c w wodzie. - Prawda, �e nie mam futra, by okry� gnaty, ale... gdyby z ciebie, Baloo, �ci�gn�� sk�r�...
Hathi drgn�� na sam� my�l o czym� podobnym, a Baloo odezwa� si� tonem surowym:
- Szczeniaku Ludzki! Nie godzi si� m�wi� w ten spos�b o swym nauczycielu Prawa. Odk�d �yj� na tym �wiecie, jeszcze mnie nie widziano bez sier�ci.
- Dalib�g, nie chcia�em ci� urazi�, m�j Baloo. Przysz�o mi tylko na my�l, �e ty jeste� podobny do orzecha kokosowego w �upinie, ja za� do takiego orzecha ju� wy�uskanego. Ot� ta twoja brunatna �upina...
M�wi�c to Mowgli siedzia� w kucki i wed�ug swego obyczaju podkre�la� gestami palca wskazuj�cego rzecz ka�d�. Naraz w powietrzu �mign�a puszysta �apa Bagheery i przewr�ci�a go na wznak w wod�.
- Coraz to gorzej! - odezwa�a si� Czarna Pantera, gdy ch�opak wsta� mamroc�c co� pod nosem. - Najpierw chcia�e� swojego mistrza ob�upi� ze sk�ry, a teraz wymy�lasz mu od kokos�w! Uwa�aj, bo on mo�e z tob� post�pi� tak jak kokos, gdy dojrzeje!
- C� on mo�e mi zrobi�? - zapyta� Mowgli zapominaj�c na chwil� o wszelkich �rodkach ostro�no�ci, mimo �e mia� do czynienia z jednym z najbardziej oklepanych �art�w spotykanych w d�ungli.
- Nabije ci guza! - odpowiedzia�a spokojnie Bagheera, str�caj�c go powt�rnie w wod�.
- Nie powiniene� stroi� �art�w ze swego nauczyciela! - odezwa� si� nied�wied�, gdy Mowgli da� nurka po raz trzeci.
- Nie powinien! - ozwa� si� naraz g�os jaki� gro�ny. - I c�! Ten nagus hasa sobie, gdzie mu si� podoba, p�ata ma�pie psoty tym, kt�rzy niegdy� byli t�gimi my�liwcami, i pozwala sobie dla p�ochej zabawy targa� najlepszych z nas za w�sy!
By� to Shere Khan, Tygrys Kuternoga, kt�ry w�a�nie oci�a�ym krokiem przywl�k� si� nad rzek�. Przystan�� na chwil�, by napawa� si� wra�eniem sprawionym pomi�dzy stadem jeleni na przeciwnym brzegu, potem za� spu�ci� kanciasty, nastroszony �eb i zacz�� ��opa� wod�, mrucz�c przy tym:
- D�ungla zamieni�a si� w wyl�garni� nieow�osionych szczeni�t... Sp�jrz no na mnie, Ludzki Szczeniaku!
Mowgli spojrza� - a raczej wytrzeszczy� oczy z ca�� zuchwa�o�ci�, na jak� sta� go by�o. Po nied�ugiej chwili Shere Khan odwr�ci� si� z niech�ci�.
- Ludzkie Szczeni� tu, Ludzkie Szczeni� tam! - zrz�dzi� pod nosem, zabieraj�c si� zn�w do picia. - Ani to cz�owiek, ani szczeni�... nie boi si� wcale! Je�eli tak p�jdzie dalej, to za par� miesi�cy b�d� musia� prosi� tego berbecia, �eby pozwoli� mi si� napi�. Uu-a!
- Mo�e doj�� i do tego! - potwierdzi�a Bagheera patrz�c na� uporczywie spod oka. - Tak, mo�e doj�� i do tego!... A fe, Shere Khanie! Jak�� to now� zaka�� zawlok�e� w nasze grono?
Z zanurzonej w wod� szcz�ki Kulasa sp�ywa�a jaka� czarna ma� snuj�ca si� pasmami po powierzchni rzeki.
- To krew Cz�owieka! - odrzek� Shere Khan najspokojniej w �wiecie. - Zabi�em go przed godzin�.
I zacz�� zn�w mrucze� i zrz�dzi� pod nosem.
Drgn�y i zako�ysa�y si� zwierz�ce zast�py; przebieg� po nich szept, kt�ry spot�nia� w ogromne wo�anie:
- Krew Cz�owieka! Krew Cz�owieka! Kulas zabi� Cz�owieka!
Wszystkie spojrzenia zwr�ci�y si� w stron�, gdzie si� znajdowa� dziki s�o� Hathi - ale on sta� nieporuszony, jakby nic nie s�ysza�. Hathi nigdy niczego nie przedsi�bierze, p�ki nie nadejdzie odpowiednia pora; jest to jeden z powod�w jego d�ugowieczno�ci.
- Jak�e mo�na zabija� Cz�owieka w czasach tak strasznych jak obecne! Czy� nie mia�e� innej zwierzyny? - zadrwi�a Bagheera wy�a��c ze splugawionej wody i otrzepuj�c, wedle kociego obyczaju, ka�d� �ap� z osobna.
- Polowa�em dla przyjemno�ci, nie z g�odu! - odburkn�� Kulas.
Zn�w si� podni�s� szept zgrozy, a Hathi �ypn�� w stron� Shere Khana bia�kami swych ma�ych, czujnych oczu.
- Dla przyjemno�ci - wycedzi� Shere Khan. - A teraz przychodz� napi� si� i umy�. Kt� mo�e mi tego zabroni�?
Grzbiet Bagheery zacz�� gi�� si� i pr�y� jak trzcina bambusowa na silnym wichrze, w tej�e jednak chwili Hathi wzni�s� tr�b� i przem�wi� spokojnie:
- Polowa�e� dla przyjemno�ci?
Gdy Hathi zapytuje, nie ma co zwleka� z odpowiedzi�, tote� Shere Khan odezwa� si� tonem ugrzecznionym:
- Nie inaczej. Moja to by�a noc i m�j przywilej. Wiesz przecie� o tym, Hathi.
- Owszem, wiem - odpowiedzia� Hathi, a po chwili doda�: - Czy napi�e� si� do syta?
- Tak, na dzi� mi wystarczy.
- W takim razie oddal si� st�d. Rzeka jest na to, by z niej pi�, a nie na to, by j� brudzi�. Pr�cz Kulawego Tygrysa nikt nie zdoby�by si� na to, by przechwala� si� swym przywilejem, gdy ludzie na r�wni z Plemionami D�ungli cierpi� bied�. Ale czy� czysty, czy nieczysty - wracaj na swe le�e, Shere Khanie!
Ostatnie s�owa brzmia�y jak g�os srebrnych tr�b. Na to has�o trzej synowie Hathiego post�pili p� kroku naprz�d - zgo�a bez potrzeby zreszt�; w tej�e chwili bowiem Shere Khan da� drapaka, nie �miej�c cho�by jednym mrukni�ciem wyrazi� swego niezadowolenia. Wiedzia� dobrze - i nie on tylko jeden - �e ostatecznie Hathi jest przecie najwy�szym dygnitarzem ca�ej d�ungli.
- O jakim to przywileju wspomina� Shere Khan? - szepn�� Mowgli w ucho Bagheerze. - Wszak Prawo D�ungli g�osi, �e zabijanie Cz�owieka jest zawsze czynem ha�bi�cym. A jednak Hathi powiada...
- Spytaj go sam o to, Ma�y Bracie! Ja nie potrafi� ci na to odpowiedzie�. Zreszt� c� mnie obchodz� jego przywileje! Gdyby Hathi nie wda� si� w t� spraw�, da�abym ja temu kulawemu rze�nikowi t�g� nauczk�! Przychodzi� do Ska�y Pokoju tu� po zamordowaniu Cz�owieka... i jeszcze przechwala� si� tym zab�jstwem... to zaiste post�pek godny szakala! Nie m�wi� ju� o tym, �e nam ten �otr zanieczy�ci� wod�!
Poniewa� nikt jako� nie zwraca� si� wprost do Hathiego z owym zapytaniem, przeto Mowgli po chwili namys�u zdoby� si� w ko�cu na odwag� i zawo�a�:
- Jakim �e to przywilejem szczyci si� Shere Khan? Powiedz nam, o Hathi!
Oba brzegi odkrzykn�y te s�owa, bo� wszystkie Plemiona D�ungli s� niebywale ciekawe - a oto by�y �wiadkami czego� takiego, czego nikt nie rozumia�... co najwy�ej tylko jeden Baloo, kt�ry w�a�nie zamy�li� si� g��boko.
- Stare to dzieje - odrzek� Hathi - starsze ni�li sama d�ungla. Uciszy� mi si� tam na brzegach, to wam opowiem!
Dziki i bawo�y szturcha�y si� jeszcze i tryka�y przez d�u�sz� chwil�, ale ju� si� w t� spraw� wmieszali przodownicy trz�d, oznajmiaj�c kolejno:
- Czekamy! Czekamy!
Hathi ruszy� naprz�d, stan�� po kolana w wodzie przed sam� Ska�� Pokoju. By� chudy, pomarszczony, a k�y dawno mu po��k�y - mimo to wygl�da� istotnie na W�adc� D�ungli.
- Wiadomo wam, moje dzieci - przem�wi� - �e ze wszystkiego, co �yje na ziemi, najwi�kszym strachem przejmuje was Cz�owiek.
Szmer potakiwania by� odpowiedzi� na jego s�owa.
- Ta opowie�� ciebie dotyczy, Ma�y Bracie - rzek�a p�g�bkiem do Mowgliego Bagheera.
- Mnie? - �achn�� si� Mowgli. - Nale�� przecie� do wilczej dru�yny... jestem my�liwcem Wolnego Plemienia! C� ��czy mnie z lud�mi?
- Ale pewno nie wiecie, co jest przyczyn� waszej boja�ni? - ci�gn�� dalej Hathi. - Oto jaka jest przyczyna. W pocz�tkach istnienia d�ungli (nikt nie wie, jak dawno to by�o) Plemiona D�ungli chodzi�y pospo�u, nie �ywi�c obaw wzajemnych. W owych to czasach nie bywa�o posuchy; na drzewach nigdy nie brak�o li�ci, kwiat�w i owoc�w, a zwierz�ta nie �ywi�y si� niczym, jak tylko li��mi, kwiatami, traw�, kor� i owocami.
- Jak�e si� ciesz�, �e nie by�o mnie w�wczas na �wiecie - zauwa�y�a Bagheera. - Kora to rzecz dobra jedynie do ostrzenia pazur�w.
- W�adc� D�ungli by� na�wczas Tha, praojciec S�oni. On to tr�b� sw� wydoby� d�ungl� z w�d g��bokich; tam, gdzie k�ami swymi poczyni� bruzdy w ziemi, pop�yn�y rzeki, gdzie zasi� st�pi� nog�, tworzy�y si� stawy pe�ne wybornej wody, a gdy zarycza� na tr�bie - o tak, jak ja w tej chwili - drzewa wali�y si� pokotem. W ten spos�b Tha stworzy� d�ungl� i w ten spos�b opowiedziano mi t� legend�.
- Nie schud�a ona na pewno w opowiadaniu - szepn�a Bagheera, a Mowgli pocz�� si� �mia�, zakrywszy twarz d�oni�.
- W owym to czasie nie by�o ani zbo�a, ani melon�w, ani pieprzu, ani trzciny cukrowej, nie by�o te� owych ma�ych chatynek, kt�re nam wszystkim tak dobrze s� znane. Plemiona D�ungli nie wiedzia�y o istnieniu Cz�owieka i �y�y spo�em, tworz�c jedn� gromad�.
Ale w czas jaki� zacz�y k��ci� si� o jad�o, mimo �e paszy by�o w br�d dla wszystkich. Ot, po prostu rozleniwi�y si�; ka�dy chcia� mie� �er tu� pod nosem, nie ruszaj�c si� z miejsca, jak to czasem i nam si� przytrafia, gdy na wiosn� spadn� obfite deszcze. Tha, praojciec S�oni, by� na�wczas zaj�ty tworzeniem nowych d�ungli i wprowadzaniem strumieni w �o�yska. Poniewa� nie m�g� przebywa� wsz�dzie, przeto mianowa� Pierwszego z Tygrys�w wielkorz�dc� i s�dzi� d�ungli i zaleci�, by Plemiona D�ungli zwraca�y si� do niego ze swymi sprawami spornymi i za�aleniami. W owych b�ogich czasach praojciec Tygrys�w �ywi� si�, jak inne stworzenia, traw� i owocami. By� on tego wzrostu co ja, odznacza� si� wielk� urod�, a barwa jego sier�ci przypomina�a kwiat ��tych powoj�w. Na ca�ym jego ciele nie by�o ani jednego pasma, ani pr�gi. Wszystkie Plemiona D�ungli stawa�y przed nim bez trwogi, a jego s�owo by�o Prawem dla ca�ej d�ungli. Pami�tajcie, �e byli�my w�wczas jednym plemieniem. Atoli pewnej nocy powsta�a pomi�dzy dwoma koz�ami zwada - ot, taki sp�r o pasz�, jaki teraz zwykli�my rozstrzyga� za pomoc� przednich odn�y i rog�w - a gdy si� prawowa�y z sob� wobec tygrysa, wyleguj�cego si� na kwiecistej ��ce, zdarzy�o si� (jak opowiadaj�), �e jeden z nich tr�ci� go nieostro�nie rogami. W�wczas Pierwszy z Tygrys�w zapomniawszy, �e jest namiestnikiem i s�dzi� d�ungli, rzuci� si� na winowajc� i po�o�y� go trupem.
Do owej nocy nie wiedzieli�my jeszcze, co to �mier�, przeto Pierwszy z Tygrys�w widz�c, co uczyni�, i odurzony zapachem krwi, zbieg� na trz�sawiska w kraju p�nocnym, a Plemiona D�ungli, zdane na w�asny rozs�dek (czy nierozs�dek), j�y �re� si� i walczy� mi�dzy sob�. Pos�ysza� Tha wrzaw� tej walki i wr�ci� co rychlej. Zwierz�ta stara�y si� go zagada�, m�wi�c o tym i owym, atoli on dostrzeg� nie�ywego koz�a, le��cego w trawie, i nu�e pyta� o zab�jc�. Nikt jednak nie odpowiedzia�, bo zapach krwi oszo�omi� i oszaleni� wszystkie zwierz�ta, jak to si� dzieje i dzisiaj w podobnym wypadku; kto �yw, biega� tam i sam, jak w ko�owaci�nie, potrz�sa� �bem, fika� koz�y i krzycza� przera�liwie. Tha, nie mog�c doczeka� si� odpowiedzi, wyda� rozkaz obwis�ym krzewom i przyziemnym pn�czom, by napi�tnowa�y onego koz�ob�jc�, tak i�by m�g� go rozpozna�. I spyta� wielki Tha: "Kto b�dzie teraz w�adc� Plemion D�ungli?". Szara Ma�pa, �yj�ca w�r�d konar�w, skoczy�a ku niemu i zawo�a�a: "Ja teraz b�d� pani� d�ungli!". Tha rykn�� �miechem, ale odrzek�: "Niech si� stanie zado�� twej woli!" - i odszed�, wielce zagniewany.
Dzieci, wszak wszyscy znacie Szar� Ma�p�. W owym czasie by�a ona taka sama jak dzisiaj. Zrazu stroi�a m�dre miny, ale niebawem zacz�a si� iska�, hasa� po drzewach, skaka� to w d�, to do g�ry - a gdy Tha powr�ci�, ujrza� Szar� Ma�p� wisz�c� �bem w d� na ga��zi i wykrzywiaj�c� si� do stoj�cych w dole swych podw�adnych; ma si� rozumie�, �e i podw�adni nie zostawali jej d�u�ni, tote� w d�ungli nie by�o �adu ani Prawa. Jeden w drugiego pl�t� gorsze androny; niedorzeczno�ciom i g�upocie nie by�o ko�ca.
W�wczas Tha zwo�a� wszystkie stworzenia i rzek�: "Pierwszy z waszych rz�dc�w �ci�gn�� na d�ungl� �mier�, drugi za� Sromot�. Czas, by�cie otrzymali Prawo - i to takie Prawo, kt�rego nikt z was nie zdo�a prze�ama�. Przeto poznacie Strach, gdy za� go obaczycie, poznacie, i� on jest waszym panem... Reszta ju� nie od was zale�y". Zwierz�ta j�y pyta�: "Co to jest Strach?". A Tha odrzek�: "Szukajcie, a znajdziecie". Posz�y wi�c zwierz�ta i j�y przetrz�sa� ca�� d�ungl�, nie mog�y jednak znale�� Strachu. A� dopiero bawo�y...
- My-y! - zarycza� Mysa, stadnik bawo��w, podnosz�c �eb znad �awicy piaskowej.
- Tak, Myso, bawo�y! - potwierdzi� Hathi. - Przyby�y z wiadomo�ci�, �e w jednej jaskini w�r�d puszczy mieszka Strach... tak, Strach, straszyd�o nieow�osione, chodz�ce na dw�ch nogach! Plemiona D�ungli, poruszone t� wie�ci�, posz�y za stadem bawolim i dotar�y do owej jaskini. U wnij�cia jaskini sta� istotnie Strach... By� nieow�osiony - jak go opisa�y bawo�y - i chodzi� na dw�ch nogach. Gdy ujrza� zwierz�ta, krzykn�� przera�liwie, a g�os jego nape�ni� nas strachem, kt�ry nam pozosta� po dzi� dzie�. Zwierz�ta pocz�y ucieka�, tratuj�c si� i rozdzieraj�c wzajemnie w pop�ochu. W ow� noc, jak mi opowiadano, mieszka�cy d�ungli nie le�eli pospo�u, jak to by�o dot�d ich obyczajem, ale ka�dy szczep obra� sobie oddzielne legowisko: dziki z dzikami, jelenie z jeleniami - rogi przy rogach - racica przy racicy - s�owem: sw�j do swego.
Tak dr��c i dygoc�c ze strachu, zwierz�ta przele�a�y noc ca��. Jedynie praojca Tygrys�w nie by�o pomi�dzy nimi; wci�� bowiem ukrywa� si� w�r�d trz�sawisk na p�nocy. Gdy dotar�a do niego wie�� o Istocie, kt�r� zwierz�ta widzia�y w jaskini, powiedzia� sobie: "P�jd� tam i ukr�c� kark tej Istocie". Bieg� wi�c przez ca�� noc, p�ki nie dotar� do jaskini. Atoli znajduj�ce si� po drodze krzewy i pn�cza, pomne rozkazu wydanego przez Tha, zni�y�y swe ga��zie i zacz�y pi�tnowa� przebiegaj�cego winowajc�, smagaj�c go swymi pr�tkami po grzbiecie, bokach, czole i szcz�kach. Gdziekolwiek go dotkn�y, tam pozostawa� odcisk lub pr�ga na jego ��tej sk�rze. Takie pr�gi s� po dzi� dzie� znamieniem jego dzieci. A gdy podszed� do jaskini, w�wczas Bezw�osa Istota - Strach wyci�gn�� r�k� i przezwa� go pr�gatym nocnym w��cz�g�; za� Pierwszy z Tygrys�w przerazi� si� Bezw�osej Istoty i w�r�d przera�liwego wycia zbieg� z powrotem na trz�sawiska.
W tym miejscu Mowgli zachichota� z cicha, pogr��ywszy podbr�dek w wodzie. Tymczasem Hathi m�wi� dalej:
- A wy� tak g�o�no i przera�liwie, i� us�ysza� go Tha i zapyta�: "C� to ci� boli?". A Pierwszy z Tygrys�w podnosz�c pysk w stron� �wie�o stworzonego nieba, kt�re dzi� ju� tak jest wiekowe, odrzek�: "Przywr�� mi moc dawn�, o Tha! Sta�em si� po�miewiskiem ca�ej d�ungli! Uciek�em przed Bezw�os� Istot�, a ona obdarzy�a mnie ha�bi�cym przezwiskiem". "Czemu� to?" - zapyta� Tha. "Dlatego, �e jestem umazany b�otem trz�sawisk" - odrzek� Pierwszy z Tygrys�w. "Wyk�p si� wi�c i wytarzaj w mokrej trawie, a na pewno pozb�dziesz si� b�ota" - poradzi� mu Tha. Pierwszy z Tygrys�w pocz�� p�ywa� po rzece i tarza� si� po trawie, a� mu ca�a puszcza zawirowa�a przed oczyma, jednak�e ani jedna pr�ga nie znik�a z jego sier�ci. Widz�c to, Tha �mia� si� serdecznie. W�wczas Pierwszy z Tygrys�w zapyta�: "C� ja z�ego uczyni�em, i� pad�o na mnie takie nieszcz�cie?". Tha odpowiedzia�: "Zabi�e� koz�a i wprowadzi�e� do puszczy �mier�; wraz ze �mierci� za� wtargn�� tu Strach, a Plemiona D�ungli boj� si� jedne drugich, podobnie jak ty boisz si� Bezw�osej Istoty". Pierwszy z Tygrys�w rzek� na to: "One mnie nie b�d� si� ba�y, bo� znam si� z nimi od dawien dawna". Odrzek� mu Tha: "Id�, przekonaj si�". W�wczas Pierwszy z Tygrys�w j�� biega� na wszystkie strony, przywo�uj�c g�o�no to jelenie, to dziki, to sambhury, to je�ozwierze, to inne jeszcze Plemiona D�ungli. One jednak ucieka�y przed swoim by�ym s�dzi�, bo przejmowa� je strach wielki.
Pierwszy z Tygrys�w wr�ci� jak niepyszny. Bij�c pokornie �bem w ziemi� i drapi�c si� pazurami, przem�wi�: "Pami�taj, �e by�em niegdy� zwierzchnikiem d�ungli! Nie zapominaj o mnie, o Tha! Niechaj dzieci moje pami�taj�, �e w swoim czasie by�em bez skazy i trwogi!". A Tha odpowiedzia�: "Uczyni� zado�� twej pro�bie przez wzgl�d na to, �e obaj jednocze�nie byli�my �wiadkami powstawania d�ungli. Przez jedn� noc ka�dego roku tobie i twoim dzieciom przys�ugiwa� b�d� te przywileje, jakimi cieszy�e� si� przed zabiciem koz�a. Je�eli w t� noc spotkasz Bezw�os� Istot� (a jej imi� jest Cz�owiek), nie b�dziesz si� jej l�ka�, owszem, ona b�dzie ba�a si� ciebie i twoich potomk�w, jak gdyby�cie to wy byli s�dziami d�ungli i panami wszechrzeczy. Oka� si� dla niej wspania�omy�lnym w ow� noc strachu, bo� sam do�wiadczy�e� na w�asnej sk�rze, czym jest Strach".
Na to odrzek� Pierwszy z Tygrys�w: "Zgadzam si� na to!". Atoli wkr�tce potem, gdy stan�� nad rzek�, by napi� si� wody, obaczy� czarne pr�gi na swym grzbiecie i bokach, a przypomniawszy sobie przezwisko, nadane mu przez Bezw�os� Istot�, wpad� w gniew wielki. Rok ca�y sp�dzi� w�r�d oczeret�w czekaj�c chwili, w kt�rej Tha zi�ci sw� obietnic�. I oto pewnej nocy, gdy Szakal Ksi�yca (gwiazda wieczorna) ja�nia� nad d�ungl�, Tygrys wyczu�, �e nadesz�a noc upragniona. Ruszy� wi�c ku wiadomej pieczarze, by spotka� si� z Bezw�os� Istot�. W�wczas zi�ci�o si� to, co by� przyrzek� Tha. Istota Bezw�osa upad�a przed Tygrysem i rozci�gn�a si� na ziemi, zasi� Pierwszy z Tygrys�w jednym uderzeniem zdruzgota� jej kr�gos�up. Mniema�, i� w d�ungli �ywie jedna taka istota i �e uda�o mu si� zg�adzi� Strach. Gdy obw�chiwa� trupa, naraz pos�ysza� st�panie s�onia Tha, nadchodz�cego z las�w p�nocnych, a wnet potem zabrzmia� mu w uszach g�os Pierwszego ze S�oni, kt�ry w�a�nie s�yszymy w tej chwili.
Po wysch�ych, sp�kanych wzg�rzach przebieg� huk piorunu, ale nie sprowadzi� za sob� ulewy - jego �yska�ce, upa�u b�d�ce oznak�, zamigota�y za sin� ich kraw�dzi�. Hathi ci�gn�� dalej:
- Taki g�os on w�wczas pos�ysza�, a g�os ten m�wi�: "Taka� to twoja wspania�omy�lno��?". Pierwszy z Tygrys�w obliza� sobie wargi i odrzek�: "O c� znowu chodzi? Przecie� zabi�em Strach!". A Tha odezwa� si�: "O nierozumny i �lepy! Zdj��e� p�ta z n�g �mierci, przeto ona b�dzie sz�a twym �ladem, p�ki nie zemrzesz. Ty�e� Cz�owieka nauczy� zab�jstwa".
A Pierwszy z Tygrys�w, przystan�wszy nad ubitym Cz�owiekiem, rzek�: "To� on taki sam jak �w kozio�. Ju� po Strachu! Teraz ja b�d� ponownie s�dziowa� Plemionom D�ungli". Zasi� Tha odpowiedzia�: "Ju� nigdy tobie podlega� nie b�d� Plemiona D�ungli. Nigdy nie przejd� w poprzek twej �cie�ki, nie b�d� spa�y ko�o ciebie, nie p�jd� za tob� ani nie b�d� si� pas�y w pobli�u twego legowiska. Sam jeno Strach chadza� b�dzie za tob� i niewidzialnymi ciosy b�dzie ci� zmusza� do s�u�enia jego zachciankom. Za jego spraw� ziemia b�dzie si� rozst�powa�a pod twymi stopami, pn�cza okr�ca� si� b�d� doko�a twej szyi, a pnie drzew woko�o ciebie wyrosn� �cian� tak wysok�, �e nie zdo�asz jej przeskoczy�. Na domiar wszystkiego z�upi on z ciebie sk�r� i b�dzie otula� ni� swe szczeni�ta, by uchroni� je od ch�odu. Nie okaza�e� mu lito�ci - i on jej nie oka�e wzgl�dem ciebie".
Pierwszy z Tygrys�w czu� si� wielce pewnym siebie, bo jego noc jeszcze si� nie sko�czy�a, przeto odpar�: "Obietnica, kt�r� z�o�y� Tha, winna go obowi�zywa�! Chyba nie odbierzesz mi prawa mej nocy?". A Tha na to: "Noc ta jedyna, jakom powiedzia�, do ciebie nale�y - atoli musisz z�o�y� za ni� okup. Oto nauczy�e� Cz�owieka, jak si� zabija, a trzeba ci wiedzie�, �e znalaz�e� w nim poj�tnego ucznia".
Pierwszy z Tygrys�w odrzek�: "Ale� on le�y u st�p moich, bom po�ama� mu �ebra! Rozg�o� w d�ungli ca�ej, �em zg�adzi� Strach!". Na to roze�mia� si� Tha i rzecze: "Zabi�e� jednego z wielu... a wie�� t� rozg�aszaj sobie sam, bo noc twoja ju� si� sko�czy�a".
Zaszarza� dzie� i oto z czelu�ci jaskini wysz�a druga Bezw�osa Istota, a ujrzawszy Pierwszego Tygrysa nad zw�okami swej ofiary ko�o wydeptanej �cie�ki, uj�a kij z ostrym ko�cem.
- Oni teraz rzucaj� czym� takim, co przecina sk�r� - wtr�ci� je�ozwierz Ikki, sun�c z chrz�stem po wybrze�u. Gondowie, kt�rzy zw� je�ozwierza Ho-Igoo, uwa�aj� go za wielki przysmak, przeto Ikki wiedzia� co� nieco� o paskudnych, cho� drobnych siekierkach gondyjskich, kt�re fruwaj� niby wa�ki poprzez le�ne uroczyska.
- By� to k� zaostrzony, podobny do tych, jakie oni umieszczaj� na dnie pu�apek - ci�gn�� dalej Hathi. - K� taki, rzucony przez Istot� Bezw�os�, utkwi� g��boko w boku tygrysa. Sta�o si� zatem, jako by� przepowiedzia� Tha. Albowiem Pierwszy z Tygrys�w j�� z wyciem przera�liwym biega� po ca�ej puszczy, p�ki na koniec nie uda�o mu si� wyszarpn�� pocisku. Ca�a puszcza dowiedzia�a si�, �e Istota Bezw�osa umie zrani� nawet na odleg�o��, przeto zwierz�ta ogarn�� jeszcze wi�kszy strach ni� wprz�dy. Tak wi�c dosz�o do tego, i� Pierwszy z Tygrys�w nauczy� Bezw�os� Istot� sztuki zabijania - a wiecie wszak, ile st�d spad�o na nas szk�d i nieszcz��... komu� nie znane s� p�tlice, sid�a, oklepce, lataj�ce kije, k�uj�ce muchy wylatuj�ce z bia�ego dymu (Hathi mia� na my�li kule my�liwskie) i Czerwone Kwiecie, kt�re wygania nas z kryj�wek? Atoli przez jedn� noc w roku Istota Bezw�osa boi si� tygrysa, jako przepowiedzia� Tha, a trzeba przyzna�, �e tygrys czyni, co w jego mocy, by strach ten uzasadni� i powi�kszy�. Gdziekolwiek wtedy napotka Bezw�os� Istot�, zabija j� na miejscu, maj�c w pami�ci ha�b�, jak� okry� si� praojciec Tygrys�w. Poza tym jednak Strach kr��y wci�� po ca�ej d�ungli, zar�wno dniem, jak i noc�.
- Ahi! Aoo! - ozwa�y si� jelenie rozmy�laj�c nad nauk� moraln� p�yn�c� dla nich z tej powie�ci. A Hathi ci�gn�� dalej:
- I jedynie wtedy, gdy ponad wszystkimi zaci��y Wielki Strach, jako w obecnej chwili - jedynie wtedy my, mieszka�cy d�ungli, zdolni jeste�my pozby� si� pomniejszych strach�w i zgromadzi� si� posp�lnie, jako teraz, na jednym miejscu.
- Czy tylko przez jedn� noc Cz�owiek boi si� tygrysa? - zapyta� Mowgli.
- Tak jest, tylko przez jedn� noc - potwierdzi� Hathi.
- No, ale ja... ale i my... ale wszystkie Plemiona D�ungli wiedz�, �e Shere Khan zabija ludzi po dwa i trzy razy na miesi�c.
- Prawda. Ale w�wczas skacze z ty�u, a uderzaj�c zwraca w bok g�ow�, bo przepe�niony jest l�kiem. Uciek�by, gdyby zetkn�� si� ze wzrokiem Cz�owieka. Atoli w swoj� noc zachodzi jawnie do osiedli ludzkich, przechadza si� pomi�dzy domami i wtyka �eb do sieni; ludzie upadaj� na twarz przed nim, a on wybiera sobie spo�r�d nich zdobycz - jedn� tylko zdobycz w ci�gu owej nocy.
- Hoho! - rzek� Mowgli do siebie, staczaj�c si� w wod�. - Teraz ju� wiem, dlaczego Shere Khan domaga� si�, bym spojrza� mu w oczy. Nie przysz�o mu nic z tego, bo nie potrafi� znie�� mojego spojrzenia... a ja bynajmniej nie upad�em mu do n�g. Zreszt� nie jestem Cz�owiekiem; zaliczam si� przeto do Wolnego Plemienia.
- Umm! - mrukn�a nagle Bagheera z g��bi w�ochatej gardzieli. - Czy� tygrys potrafi rozpozna� sw� noc?
- Nie potrafi, p�ki Szakal Ksi�yca nie wy�oni si� jasno z wieczornej mg�y. Noc ta niekiedy przypada podczas skwar�w letnich, niekiedy za� w mokrej porze deszczowej. W ka�dym razie, gdyby nie Pierwszy z Tygrys�w, nie zdarzy�oby si� to nigdy, a nikt z nas nie wiedzia�by nawet, co to Strach...
Jelenie pocz�y chrz�ka� smutnie, a wargi Bagheery wykrzywi�y si� z�o�liwym u�miechem.
- Czy ludzie znaj� t�... powiastk�? - zapyta�a Czarna Pantera.
- Nie zna jej nikt pr�cz tygrys�w i pr�cz nas, s�oni, dziatwy wielkiego Tha. Teraz pos�yszeli�cie j� i wy, kt�rzy�cie obsiedli ka�u�e i bajora. Sko�czy�em!
To rzek�szy Hathi zanurzy� tr�b� w wod� na znak, �e nie ma ochoty m�wi� d�u�ej.
- Ale... ale... ale... - zwr�ci� si� Mowgli do nied�wiedzia Baloo - czemu� to Pierwszy z Tygrys�w nie �ywi� si� nadal traw�, li��mi i ga��zkami? Przecie� tylko po�ama� gnaty koz�u, ale go nie po�ar�? C� to go przywiod�o do �ywienia si� �wie�ym mi�sem?
- Drzewa i pn�cza napi�tnowa�y go i zrobi�y ze� tak� pr�gat� stwor�, jak� teraz widzisz, Ma�y Braciszku! - odrzek� Baloo. - Odt�d ju� tygrys nigdy nie chcia� kosztowa� ich owoc�w, a za to wywiera� zemst� na jeleniach i innych zjadaczach trawy.
- Aha, wi�c ty znasz t� powiastk�? Czemu� nigdy mi jej nie powiedzia�?
- D�ungla pe�na jest takich opowie�ci, Ma�y Braciszku. Gdybym raz zacz��, ju� bym nigdy nie m�g� sko�czy� opowiadania. Zostawisz ty wreszcie moje ucho w spokoju?
PRAWO D�UNGLI
A�eby da� wam jakie takie poj�cie o przeogromnej rozmaito�ci Prawa D�ungli, przet�umaczy�em wierszem gar�� przepis�w, odnosz�cych si� do Gromady Wilczej (Baloo wyg�asza� je zawsze jakby monotonnym p�piewem). Przepis�w tych, trzeba wam wiedzie�, jest po stokro� i jeszcze raz po stokro� wi�cej, mo�e jednak wiersze poni�sze wystarcz� wam jako wzory prostszych prawide�.
Oto jest zbi�r Praw D�ungli - jak niebo wieczysty, niemylny.
Ginie wilk, co je �amie; wilk, co ich s�ucha, jest szcz�liwy i silny.
Jak pn�cza, co pie� opasuj�, tak prawo wko�o nas si� winie:
Bo wilk jest si�� dru�yny, a wilka si�a - w dru�ynie.
Pij do syta, lecz w miar�. K�p si� codziennie od kity do g�owy,
A pomnij, �e dzie� jest od spania, a noc przeznaczona na �owy.
Niechaj szakal si� �asi tygrysom! Lecz ty, gdy wyro�niesz, o szczeni�,
Pami�taj, �e wilk jest �owc� - i sam ma zdobywa� jedzenie.
Nie k��� si� z kniei w�adcami: Tygrysem, Nied�wiedziem, Lampartem,
Nie dra�nij Hathiego, gdy milczy, a dzika w komyszy nie obra� z�ym �artem!
Gdy si� spotkaj� dwa stada i nie chc� sobie ust�pi� uprzejmie,
Le� spokojnie - bo mo�e starszyzna bezkrwawo sp�r ten rozejmie.
Gdy zwa�nisz si� z wilkiem z dru�yny, sam na sam si� bijcie we dw�jk�,
By z�ego przyk�adu nie dawa� i nie os�abia� dru�yny przez b�jk�.
Nora jest wilka schronieniem, a gdzie on sw�j dom ustanowi,
Nie wolno tam wej�� ani Radzie, nawet Dru�yny Hersztowi.
Nora jest wilka schronieniem, lecz gdy j� wykopa� nazbyt widocznie,
Rada mu przy�le przestrog�, a�eby si� przeni�s� niezw�ocznie.
Gdy� zacz�� ��w przed p�noc�, milcz - nie bud� lasu szczekaniem,
Bo sp�oszysz nam wszystk� zwierzyn� i my bez �upu zostaniem.
Poluj dla siebie, dla szczeni�t, dla druh�w. Krew taka nie brudzi!
Lecz bez potrzeby nie poluj! - Po siedemkro� wara polowa� na ludzi
Gdy porwiesz zdobycz s�abszemu, nie po�rej wszystkiego w pr�no�ci.
N�dzarz jest w Prawa opiece - wi�c zostaw mu sk�r� i ko�ci!
Zdobycz dru�yny ma s�u�y� za jad�o ca�ej dru�ynie,
A kto by t� zdobycz chcia� unie�� do w�asnej nory - niech zginie!
Zdobycz wilka jest jego w�asno�ci�. On rz�dzi ni� prawem wszelakiem;
Lecz p�ki sam wilk nie pozwoli, dru�yna musi obywa� si� smakiem.
Szczeni�, nim rok uko�czy, powinno si� suto od�ywia�,
Gdy ono jad�a od kogo za��da, nie wolno si� jemu sprzeciwia�.
Wilczyca ma prawo do le�a. Gdy samcom powiod� si� �owy,
Wolno jej ��da� dziesi�cin dla wilcz�t - i nigdy nie dozna odmowy!
Wilk-ojciec jest panem w swej norze. To wolny my�liwiec-w��cz�ga!
S�dzi go jeno Rada, a w�adza dru�yny go nie dosi�ga.
Gdy Prawo jest w czym� niedok�adne, szukajcie pomocy w swym Herszcie:
On starszy, mocniejszy i m�drszy - wi�c jego przepis�w si� dzier�cie!
Takie s� Prawa Puszcza�skie. Wyliczy� je - niepodobie�stwo!
Lecz sercem Prawa i g�ow�, i ko��cem jest... pos�usze�stwo!
Czuj�c, �e ziemia w gruz si� wali,
na pomoc jemu szli�my t�umnie
w noc ow� - bo�my go kochali
�wiadomie, chocia� nierozumnie.
A gdy z �oskotem p�k�y ska�y,
gdy pow�d� rwa�a wszelkie tamy,
ocali� go nasz Ludek Ma�y...
Lecz dzi�... ach!... czy� go odzyskamy?
Kochali�my go ubo�uchn�
mi�o�ci� co w zwierz�tach drzemie...
Och, �al!... Nasz brat na wieki usn��,
a dzi� nas gn�bi - jego plemi�...
� a � o b n a p i e � � l a n g u r � w
CUD PURUN BHAGATA
Pewnego razu �y� w Indiach cz�owiek, kt�ry by� pierwszym ministrem jednego z na p� zawis�ych pa�stewek tubylczych w p�nocno-zachodniej cz�ci kraju. By� on braminem, kasty tak wysokiej, i� kasta po prostu przesta�a mie� dla� jakiekolwiek znaczenie. Ojciec jego piastowa� w swoim czasie wa�ny urz�d na pewnym dworze indyjskim, gdzie zachowywano staro�wieckie obyczaje i gdzie wszystko stroi�o si� w pstre i jaskrawe szaty pe�ne fr�dzli, obszywek i figlas�w. Purun Dass, doszed�szy lat m�skich, nabra� przekonania, �e stary porz�dek ju� w gruzy si� wali, a wobec tego ka�dy, kto chce si� utrzyma� przy w�adzy, powinien �y� w przyja�ni z Anglikami i na�ladowa� wszystko, co Anglicy uwa�aj� za dobre. Z drugiej strony nie nale�y zapomina� i o tym, �e urz�dnik-krajowiec musi stale dba� o wzgl�dy swego w�a�ciwego zwierzchnika i liczy� si� z jego wol�. Pogodzenie tych dw�ch stanowisk jest hazardem nie lada, ale m�ody bramin, z natury spokojny, przezorny i ma�om�wny, przeszed�szy wyborn� tresur� na uniwersytecie w Bombaju, gra� z zimn� krwi�, posuwaj�c si� krok za krokiem naprz�d, a� w ko�cu doszed� do stanowiska pierwszego ministra przy boku kr�lewskim, inaczej m�wi�c, zdoby� sobie faktycznie w�adz� wi�ksz� ni� jego zwierzchnik maharad�a.
Gdy stary kr�l, zawsze niech�tnym okiem spogl�daj�cy na Anglik�w, na ich koleje i telegrafy, zszed� z tego pado�u p�aczu, Purun Dass uzyska� przemo�ny wp�yw na jego m�odego nast�pc�, kt�ry dot�d wychowywa� si� pod opiek� guwernera Anglika. Dbaj�c pilnie o to, by do jego w�adzy odnoszono si� z pe�nym szacunkiem i zaufaniem, zak�ada� jednak do sp�ki z nim przer�ne szk�ki dla dziewcz�t, budowa� go�ci�ce, urz�dza� wystawy narz�dzi rolniczych, uruchamia� apteki publiczne, a z ko�cem ka�dego roku og�asza� b��kitn� ksi�g� o "Moralnym i materialnym post�pie pa�stwa". Angielskie ministerstwo spraw zagranicznych oraz rz�d indyjski nie posiada�y si� z rado�ci. Ma�o jest takich pa�stw tubylczych, kt�re przyjmuj� bez zastrze�e� post�p narzucony im przez Anglik�w; jako� bowiem nie bardzo chce im si� wierzy� - jak wierzy� Purun Dass - �e to, co Anglikom bywa na r�k�, musi by� na r�k� i Azjatom.
Nie dziwota przeto, �e pierwszy minister zosta� zaszczycony przyja�ni� wicekr�l�w, gubernator�w, wicegubernator�w, misyj sanitarnych i duchownych oraz twardo w siodle siedz�cych oficer�w angielskich zje�d�aj�cych co pewien czas na polowania w le�nych rezerwatach pa�stwowych - nie m�wi�c ju� o rzeszach turyst�w, kt�rzy w porze ch�odnej w�drowali tam i z powrotem po ca�ych Indiach, nie szcz�dz�c nikomu swych cennych rad z zakresu administracyjno-gospodarczego. W chwilach zbywaj�cych mu od pracy zaprawia� m�odzie� do r�kodzie� i studi�w lekarskich - id�c i w tym za przyk�adem Anglik�w; pisywa� te� korespondencje do "Pioniera", najwi�kszego pod�wczas dziennika w Indiach, wyja�niaj�c zapatrywania i d��no�ci swego w�adcy.
W ko�cu wybra� si� w podr� s�u�bow� a� do samej Anglii. Po powrocie musia� z�o�y� ogromny okup kap�anom, albowiem nawet bramin tak wysokiej kasty, jakim by� Purun Dass, mo�e utraci� godno�� kastow�, gdy przeby� tak wielki szmat morskich przestwor�w. W Londynie spotyka� si� i rozmawia� z wszystkimi osobisto�ciami s�awnymi i zas�uguj�cymi na poznanie - a widzia� znacznie wi�cej, ni� zwyk� by� w s�owach wyjawi�. Zdobywa� honorowe stopnie akademickie na najs�ynniejszych uniwersytetach, wyg�asza� przem�wienia na towarzyskich i publicznych zebraniach, a wieczorami bawi� strojne damy wytworn� i ciekaw� rozmow� o hinduskich reformach spo�ecznych, a� w ko�cu wszystkie kobiety londy�skie pocz�y wo�a� jak jeden m�� - a raczej, jak jedna kobieta:
- Od czasu, jake�my po raz pierwszy w�o�y�y d�ugie suknie, nie zdarzy�o si� nam siedzie� przy stole i rozmawia� z tak czaruj�cym m�czyzn�!
Jeszcze �ywszym ogniem zap�on�a jego chwa�a, gdy stan�� znowu na ziemi indyjskiej. Oto sam wicekr�l wybra� si� ze specjaln� wizyt�, by wr�czy� maharad�y Wielki Krzy� Gwiazdy Indyjskiej - ca�y w brylantach, wst�gach i emalii; podczas tego� obrz�du, przy huku dzia�, Purun Dass zosta� mianowany Komandorem Orderu Cesarstwa Indyjskiego; odt�d pe�ne jego nazwisko brzmia�o: Sir Purun Dass K.C.I.E.2
Tego� wieczoru by�a w wielkim namiocie wicekr�la wspania�a uczta, podczas kt�rej Purun Dass powsta�, maj�c na piersi god�o i wst�g� swego orderu, i w odpowiedzi na toast ku czci swego w�adcy wyg�osi� mow� tak �wietn�, i� ma�o kt�ry z rodowitych Anglik�w powa�y�by si� i�� z nim w zawody.
W miesi�c p�niej, gdy stolica kraju powr�ci�a do dawnej, skwarnej i s�onecznej ciszy, Purun Dass uczyni� rzecz tak�, o jakiej nawet by si� nie �ni�o �adnemu z Anglik�w - ot, m�wi�c po prostu, umar� dla �wiata... Wysadzany brylantami order komandorski pow�drowa� z powrotem do kancelarii wicekr�la, kierownictwo spraw pa�stwowych wzi�� w swe r�ce nowy minister, a g��wna dyrekcja poczt i telegraf�w wszcz�a wielki ruch we wszystkich jej podleg�ych urz�dach. Kap�ani wiedzieli, a gmin odgadywa�, co si� sta�o - atoli Indie s� na ca�ej kuli ziemskiej jedynym terytorium, gdzie cz�owiek mo�e robi�, co mu si� �ywnie podoba, i nikt nie zapyta go o przyczyn�. Tote� nie widziano w tym nic osobliwego, �e Dewan3 Sir Purun Dass wyrzek� si� swego stanowiska, pa�acu i politycznego znaczenia, by wzi�� w r�k� miseczk� �ebracz� i przywdzia� ceglastego koloru str�j, w jakim chodz� �wi�tobliwi p�tnicy, zwani sanyasi. Zgodnie z przepisami starodawnego prawa by� on przez dwadzie�cia lat m�odzieniaszkiem, przez drugie dwadzie�cia wojownikiem (aczkolwiek nigdy w �yciu nie tkn�� or�a), a przez trzeci� dwudziestk� g�ow� rodziny. U�ywa� swych bogactw wedle warto�ci, jak� umia� w nich dostrzec; przyjmowa� zaszczyty, gdy na� sp�ywa�y; przyjrza� si� wielu ludziom i ludzkim siedliskom, zar�wno dalekim, jak bliskim - wsz�dy doznawa� czci, wsz�dy witano go ch�tnie. Teraz postanowi� z tym zerwa� - porzuci� to wszystko, podobnie jak porzucamy p�aszcz, kt�ry sta� si� ju� nam niepotrzebny.
Gdy bosy, samotny, z oczyma utkwionymi w ziemi� szed� przez ulice sto�eczne, nios�c pod pach� sk�r� antylopy i okuty mosi�dzem kostur, a w r�ku miseczk� �ebracz� z brunatnej, g�adkiej �upiny kokosu, s�ysza� poza sob� wystrza�y armatnie, grzmi�ce z bastion�w na cze�� jego szcz�liwego nast�pcy. S�ysza� je i kiwa� g�ow�. Ca�e dotychczasowe �ycie sta�o si� dla� ju� bezpowrotn� przesz�o�ci�; odnosi� si� do niego z tak� oboj�tno�ci�, z jak� cz�owiek, ze snu wytrze�wiony, zwyk� si� odnosi� do szarych, mglistych mar nocnych. Teraz by� sanyasi - bezdomnym �ebrakiem-w��cz�g�, z �aski s�siad�w po�ywaj�cym chleb powszedni; trzeba za� wiedzie�, �e p�ki zostanie cho�by k�s do podzia�u, �aden kap�an ani �ebrak w Indiach nie umrze z g�odu. Purun nigdy w �yciu nie skosztowa� mi�sa, a nader rzadko jada� ryb�. Banknotem pi�ciofuntowym potrafi�by op�dzi� wydatki osobiste na wikt przez ka�de z tych lat, w ci�gu kt�rych by� niezale�nym panem milionowych sum pieni�nych. Nawet w czasie pobytu w Londynie, gdy go ugaszczano i podziwiano, marzy� o spokoju i ciszy - o tym d�ugim, bia�ym, zakurzonym trakcie indyjskim poznaczonym �ladami bosych st�p, o p�yn�cej z wolna, ale nieprzerwanie fali ludzkiej; i o gryz�cym dymie k��d drzewnych, wij�cym si� o zmroku pod figowcami, gdzie w�drowcy zatrzymywali si� celem spo�ycia wieczerzy.
Gdy nadszed� czas, w kt�rym ten sen mia� si� zi�ci�, pierwszy minister "poczyni� odpowiednie kroki" - a w trzy dni potem �atwiej by� odszuka� ba�k� piany na roz�cie�ach Oceanu Atlantyckiego ani�eli Purun Dassa w�r�d w�druj�cych, to skupiaj�cych si�, to rozpraszaj�cych si� milion�w ludno�ci indyjskiej.
Noc� roz�ciela� sk�r� antylopy w miejscu, gdzie zaskoczy�a go ciemno��. Miejscem tym za� by� czasem przydro�ny klasztor sanyasi, czasem pr�g ceglanej, na filarach wspartej kapliczki Kala Pir, gdzie ludzie �wi�ci odr�bnego, cho� niezbyt wyra�nego typu, zwani jogami, przyjmowali go, jak przysta�o tym, co znaj� si� na warto�ci kast i odr�bno�ci spo�ecznych; czasem przysi�ek jakiej� niewielkiej osady hinduskiej, gdzie przekrada�y si� do� dzieci, nios�c warz� przygotowan� przez rodzic�w; czasami wzg�rek po�r�d nagiego stepu, gdzie blask ogniska, roznieconego przeze� z suchych badyli, budzi� drzemi�ce wielb��dy. By�o to zgo�a oboj�tne Purun Dassowi - czyli r