2407

Szczegóły
Tytuł 2407
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2407 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2407 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2407 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Bram Stoker - Dracula przepisa�: Kesek - [email protected] * * * Rozdzia� 1 - Notatnik Jonathana Harkera (zapis stenograficzny) 3 maja, Bystrzyca Pierwszego maja o godz. 20:30 opu�ci�em Monachium i wczesnym rankiem przyby�em do Wiednia. Poci�g mia� godzinne op�nienie. Z Wiednia pojecha�em do Budapesztu. Tam, wykorzystuj�c kr�tki post�j, zwiedzi�em okolice dworca. Wszystko, co ujrza�em, �wiadczy�o, i� posuwam si� w kierunku wschodnich obrze�y Europy. Po przebyciu mostu nad Dunajem, znalaz�em si� nagle w otoczeniu licznych �lad�w niedawnego zaboru tureckiego. Przed zmrokiem nasz poci�g zatrzyma� si� na ca�onocny post�j w mie�cie Klu�. Postanowi�em sp�dzi� noc w hotelu "Royal". Na kolacj� zam�wi�em paprykarz z drobiu. To pyszna potrawa (musz� zdoby� dla Miny przepis), z tym, i� p�niej trudno ugasi� pragnienie. Kelner pouczy� mnie, �e danie ma nazw� "paprika hendl". T� narodow� potraw� mo�na spotka� wzd�u� Karpat wsz�dzie. Oj! jak bardzo przydawa�a mi si� znajomo�� niemieckiego; mog�em si� jako tako porozumiewa� z obs�ug� hotelu. Jeszcze b�d�c w Londynie odwiedzi�em Muzeum Brytyjskie, gdzie przestudiowa�em wszystkie znajduj�ce si� tam ksi��ki i mapy dotycz�ce Transylwanii; zak�ada�em bowiem, i� podczas spotkania z tamtejszym szlachcicem przydadz� mi si� chocia�by podstawowe wiadomo�ci o jego ojczy�nie. Dowiedzia�em si�, �e cel mojej podr�y znajduje si� na pograniczu Transylwanii, Mo�dawii i Bukowiny, w samym sercu Karpat - w jednym z najdzikszych i najmniej znanych zak�tk�w Europy. Nie natrafi�em jednak�e na �adn� map�, ani na �adn� ksi��k�, ani w og�le nic, co by mi pomog�o bli�ej zlokalizowa� zamek hrabiego Draculi. Dowiedzia�em si� tylko tyle, i� miasto Bystrzyca (w pisowni oryginalnej "Bistrica"), kt�re hrabia Dracula podaje jako ostatni� poczt�, znane jest szeroko i daleko. W tym miejscu pragn� zanotowa� kilka uwag, kt�re od�wie�� pami��, gdy b�d� Minie opowiada� o mojej podr�y. W sk�ad mieszka�c�w Transylwanii wchodz� przedstawiciele czterech r�nych narod�w: na po�udniu �yj� Sasi i zmieszani z nimi Wo�osi, kt�rzy s� potomkami Drak�w; na zachodzie W�grzy, a na wschodzie Sekele. Udaj� si� do tych ostatnich, kt�rzy twierdz� o sobie, i� s� potomkami Attyli i Hun�w. My�l�, �e jest w tym troch� prawdy, albowiem kiedy w jedenastym wieku ziemie te zdobyli Madziarzy - zastali tu Hun�w. Czyta�em gdzie�, �e w tej karpackiej podkowie przetrwa�y wszystkie przes�dy, jakie wymy�lono od pocz�tku �wiata. Je�eli to prawda, moja podr� zapowiada si� ciekawie. (Musz� o to wszystko wypyta� hrabiego.). Pomimo wygodnego �o�a nie wyspa�em si� dobrze. Mia�em dziwne, m�cz�ce sny, a poza tym pod moim oknem wy�o jakie� paskudne psisko. Na dodatek mia�em po paprykarzu nieustanne pragnienie: wypi�em ca�y dzban wody i wci�� chcia�o mi si� pi�. Zasn��em dopiero nad ranem. Na �niadanie zn�w by� paprykarz, jaka� kukurydziana kasza zwana "mamaliga", bak�a�an faszerowany mielonym mi�sem, czyli "impletata" (i na to wzi�� recept�!). Musia�em si� spieszy�, poniewa� poci�g mia� odchodzi� o �smej. Mia�... Na stacji by�em ju� o wp� do �smej, lecz jeszcze godzin� przesiedzia�em w wagonie, zanim ruszyli�my w dalsz� drog�. Zdaje si�, �e im dalej na wsch�d, tym gorzej z punktualno�ci� poci�g�w. Jak w takim razie musz� kursowa� w Chinach? Przez ca�y dzie� ogl�da�em cudowne krajobrazy. Mijali�my miasteczka i wsie, niekt�re z nich jakby przylepione do stromych zboczy, na wysokich wzg�rzach widnia�y zamki i pa�ace, twierdze i prastare warownie, przeje�d�ali�my nad rzekami i bystrymi potokami, kt�re - s�dz�c po podmytych brzegach - cz�sto wylewaj�. Na stacjach mo�na by�o obserwowa� grupy ludzi w bardzo kolorowych strojach. Niekt�rzy wygl�dali zupe�nie jak nas ch�opi, albo jak ci, kt�rych widzia�em we Francji i w Niemczech: mieli na sobie kr�tkie szuby, okr�g�e kapelusze i w�asnor�cznie za�atane spodnie, wygl�dali bardzo oryginalnie. Kobiety, z wi�kszej odleg�o�ci, mog�y si� nawet podoba�, ale z bliska uwidacznia� si� ich brak elegancji i jaka� niemrawo�� w ruchach. Mia�y d�ugie, bia�e r�kawy, szerokie fartuchy z mn�stwem kolorowych wst��ek, fruwaj�cych na wietrze jak sp�dnica baleriny. W�r�d t�umu wyr�niali si� S�owacy, kt�rzy przedstawiali si� bardziej barbarzy�sko ni� ca�a reszta: nosili du�e, pasterskie kapelusze, szerokachne, zwisaj�ce lu�no i brudne jak nieszcz�cie spodnie, bia�e, lniane koszule i masywne, na pi�� szerokie pasy, nabijane mosi�nymi �wiekami. Na nogach wysokie buciory z cholewami, za� w�osy i w�sy mieli d�ugie i czarne, zawsze w okropnym nie�adzie. Na scenie mo�na by ich wzi�� za band� wschodnich zb�jc�w, ale ja wyczuwalem, i� s� raczej nieszkodliwi i �e brak im bojowo�ci. �ciemnia�o si�, kiedy dotarli�my do Bystrzycy, ciekawego, historycznego miasta. Bystrzyca le�y w�a�ciwie tu� nad granic� - przez prze��cz Borsza (tutaj pisz�: Borsa) mo�na st�d przedosta� si� bezpo�rednio do Bukowiny. W mie�cie do dzi� wida� liczne �lady burzliwej przesz�o�ci. Przed p� wiekiem szala�o tu kilka du�ych po�ar�w. Na pocz�tku siedemnastego stulecia, podczas obl�enia, �ycie straci�o tu trzyna�cie tysi�cy os�b, przy czym pewna liczba mieszka�c�w zgin�a wskutek g�odu i chor�b. Zgodnie z instrukcj� hrabiego skierowa�em si� do zajazdu "Golden Krone". Ku mojemu zadowoleniu zajazd by� przyzwoicie wiekowy: pragn��em przecie� pozna� jak najwi�cej tutejszych osobliwo�ci. Je�li o to chodzi, pewnie si� nie zawiod�. Gdy tylko zbli�y�em si� do wej�cia, wysz�a mi na spotkanie starsza kobieta, odziana w ludowy str�j ch�opski: bia��, lu�n� kieck� i d�ug�, podw�jn� zapask�, z przodu i z ty�u ciasno przylegaj�c� do cia�a. - Czy pan raczy by� Anglikiem? - zapyta�a, wykonuj�c komiczn� figur�, maj�c� by� chyba reweransem. - Tak - odpowiedzia�em - odwzajemniaj�c uk�on. Nazywam si� Jonathan Harker. Gospodyni u�miechn�a si� do mnie, odwr�ci�a si� do stoj�cego w progu m�czyzny i w jakim� niezrozumia�ym j�zyku wyda�a mu kr�tkie polecenie. Ch�opina znikn�� w �rodku i po chwili wr�ci�, wr�czaj�c mi list: "Drogi przyjacielu! Witam w Karpatach. Nie mog� si� pana doczeka�. Prosz� si� dobrze wyspa�. Jutro o trzeciej odchodzi dyli�ans do Bukowiny, ma pan w nim zarezerwowane miejsce. Na prze��czy Borsza b�dzie na pana oczekiwa� m�j kocz, kt�ry przywiezie pana do mnie. Ufam, i� mia� pan dobr� podr� z Londynu i �e spodoba si� panu moja ojczyzna. Z przyjacielskim pozdrowieniem Dracula" 4 maja Dowiedzia�em si�, �e m�� gospodyni otrzyma� od hrabiego list, a w nim polecenie, �eby mi w dyli�ansie zapewni� najlepsze miejsce, lecz gdy zacz��em wypytywa� o szczeg�y, cz�owiek ten przejawia� niezrozumia�� wprost pow�ci�gliwo�� i udawa�, i� wcale nie rozumie mojego niemieckiego. By�em zdumiony, albowiem przedtem rozumia� doskonale, poprawnie odpowiadaj�c na wszystkie moje pytania. Spojrza� boja�liwie na swoj� �on�, ow� starsz� kobiet�, kt�ra mnie powita�a. Wymamrota� tylko, �e razem z listem otrzyma� pieni�dze i �e niczego wi�cej nie wie. Nast�pnie zapyta�em, czy zna hrabiego Dracul� i czy m�g�by mi opisa� jego zamek. Wtedy oboje si� prze�egnali, o�wiadczaj�c, �e o zamku nic im nie wiadomo i zwyczajnie odm�wili rozmowy na ten temat. Wkr�tce musia�em uda� si� w dalsz� drog�, nie mia�em wi�c czasu wypyta� kogo� jeszcze. W ka�dym razie zachowanie gospodarzy oddzia�ywa�o na mnie dziwnie przygn�biaj�co. Zanim wyszed�em, starsza pani wpad�a do mojego pokoju, zwracaj�c si� do mnie niemal histerycznie: - Czy koniecznie musi pan tam jecha�? M�j Bo�e, m�odzie�cze, czy to naprawd� konieczne?! By�a tak zdenerwowana, i� od razu pl�ta�a sw�j mierny niemiecki z jakim� innym, niezrozumia�ym dla mnie j�zykiem. Chc�c wiedzie� o czym gada, musia�em jej przerywa� pytaniami. Kiedy jej wyja�ni�em, �e moja wizyta w zamku ma charakter zawodowy, klasn�a w d�onie i zapyta�a troskliwie: - A czy pan wie, jaki dzi� dzie�? Odpowiedzia�em, �e czwarty maja. Kiwn�a potakuj�co g�ow�. - Jutro b�dzie �wi�tego Jerzego. Czy pan si� orientuje, �e dzisiejszej nocy, gdy zegar wybije p�noc, �wiat opanuj� wszelkie z�e moce? Czy pan w og�le wie, dok�d jedzie i do kogo? Bez w�tpienia bardzo si� o mnie martwi�a. Pr�bowa�em j� uspokoi�, ale bez skutku. W ko�cu pad�a przede mn� na kolana, prosz�c w imi� wszystkich �wi�tych, bym nigdzie si� nie wybiera�, �ebym zaczeka� chocia� dwa dni. Sytuacja by�a po trosze komiczna, a ja czu�em si� za�enowany. Nie mog�em przecie� dopu�ci�, �eby co� przeszkodzi�o w wykonaniu mojej misji. Przybra�em powa�n� min� i o�wiadczy�em, �e moja sprawa wymaga natychmiastowego za�atwienia, i dlatego musz� do zamku uda� si� bezzw�ocznie. Kobieta, widz�c moj� zdecydowan� postaw�, wsta�a z pod�ogi, zdj�a ze swojej szyi krzy�yk i zawiesi�a mi go na piersi. Nie bardzo wiedzia�em jak si� zachowa�, poniewa�, jako cz�onek Ko�cio�a Anglika�skiego, uwa�a�em wszystkie dewocjonalia za ba�wochwalstwo - ale nie mog�em obrazi� tak szczerze przej�tej moim losem kobiety, dzia�a�a w jak najlepszej wierze! My�l�, �e zauwa�y�a moje w�tpliwo�ci, gdy� powiedzia�a: "Na pami�� pa�skiej matki" - i z tymi s�owami wysz�a. Notuj� to zdarzenie czekaj�c na dyli�ans, kt�ry oczywi�cie si� sp�nia. Krzy�yk wci�� wisi na mojej szyi. Nie wiem, czy tylko z powodu wyra�onych przez starsz� pani� obaw, jako� nielekki mi na duszy. Nadje�d�a dyli�ans. 5 maja, w zamku Poranna, siwa mgie�ka opad�a, nad horyzontem pojawi�o si� s�o�ce. Nie czuj� si� senny, a poniewa� mog� spa� jak d�ugo zechc�, b�d� pisa� do chwili, dop�ki nie zmorzy mnie sen. Musz� zanotowa� wiele dziwnych rzeczy. Zaczn� od mojego wyjazdu z Bystrzycy. Po obfitym �niadaniu, na kt�re sk�ada�a si� specjalno�� tamtejszej kuchni, potrawa zwana "zb�jeck�", a przypominaj�c� londy�sk� konin� przyrz�dzon� specjalnie dla kot�w, wsiad�em w dyli�ans. Wo�nica jeszcze przez chwil� rozmawia� z w�a�cicielk� zajazdu. Co chwila zerkali w moj� stron�, wko�o nich zebra�o si� kilka os�b i wszyscy bez wyj�tku kierowali ku mnie lito�ciwe spojrzenia. A zatem, z niewiadomych przyczyn, dyskutowano o mnie. Niekt�re s�owa cz�sto si� powtarza�y, ale nie rozumia�em ich znaczenia. Si�gn��em po zabrany z Londynu s�ownik, odnalaz�em angielskie odpowiedniki i dech mi zapar�o. Stwierdzi�em bowiem, �e ludzie ci miel� j�zykami takie paskudztwa, jak diabe�, piek�o, strzyga, wilko�ak. Te dwa ostatnie terminy oznaczaj� mniej wi�cej to samo - upiora czy wampira. (Musz� o to wypyta� hrabiego.). Kiedy wreszcie mieli�my ruszy�, t�um przed zajazdem by� ju� do�� spory. W�wczas nast�pi�o w nim dziwne poruszenie, wszyscy si� �egnali znakiem krzy�a i wysuwali w moim kierunku dwa palce. Zwr�ci�em si� do jednego z wsp�pasa�er�w o wyja�nienie tego symbolu, lecz nie chcia� o tym rozmawia�. Dopiero kiedy powiedzia�em, i� jestem Anglikiem, prze�kn�� �lin� i b�kn�� p�g�bkiem, �e ludzie wypowiadaj� zakl�cie przeciwko z�ym duchom. Nie by�a to dla mnie przyjemna informacja. Przecie� udaj� si� do obcego kraju, gdzie mam mie� do czynienia z nieznanym mi bli�ej cz�owiekiem - a wszyscy dooko�a okazuj� mi wprost wzruszaj�ce wsp�czucie z oznakami sympatii. Nie wiedzia�em, co o tym wszystkim s�dzi�. Jeszcze raz zerkn��em w stron� zebranych przez zajazdem postaci. Wszyscy �arliwie kre�lili znak Krzy�a i wypowiadali swoje zakl�cia. Zajazd znikn�� za zakr�tem, wo�nica - kt�rego szerokie p��cienne spodnie, zwane tu gaciami, zas�ania�y ca�y prz�d koz�a - teraz strzeli� z bata, a czterokonny zaprz�g ruszy� z kopyta, unosz�c mnie ku przeznaczeniu. Droga by�a wyboista, p�dzili�my z diablim po�piechem. Widocznie wo�nica chcia� jak najpr�dzej dotrze� do prze��czy Borsza. Po prawej i po lewej ci�gn�y si� urocze pag�rki, za kt�re powoli chowa�o si� popo�udniowe s�o�ce. Na horyzoncie bieli�y si� malownicze, za�nierzone szczyty. Tu i tam srebrzy�y si� g�rskie wodospady. Od czasu do czasu mijali�my grupki Czech�w i S�owak�w. Odziani byli w barwne stroje ludowe i prawie wszyscy - co stwierdzi�em z prawdziw� przykro�ci� - byli garbaci. Wzd�u� drogi sta�o wiele krzy�y, na widok ka�dego z nich pasa�erowie �egnali si� z powag�. Przy kapliczkach M�ki Pa�skiej kl�czeli wie�niacy, tak pogr��eni w �arliwych modlitwach, i� nie zwracali na nas najmniejszej uwagi. Mijali�my wozy drabiniaste - zwyk�e ch�opskie wozy o pod�ugowatym szkielecie. Siedzieli na nich ludzie w barwnych ko�uchach. M�czy�ni mieli zarzucone na plecy d�ugie jak lanca ciupagi. Wiecz�r by� ch�odny. W g�stniej�cej szaro�ci mg�a opada�a na d�by, buki, sosny. Z jasn� jeszcze zachodni� po�aci� nieba dziwnie kontrastowa�y ciemne chmury o poczwarnych kszta�tach. Doliny zacz�y ton�� w ciemno�ciach, w Karpaty wkracza�a noc. Droga stawa�a si� miejscami tak stroma, �e konie tylko z najwi�kszym wysi�kiem posuwa�y si� do przodu. Chcia�em, zanim �ciemni si� na dobre, zej�� z kocza, by ul�y� zziajanym koniom i troch� rozprostowa� ko�ci, ale wo�nica nie chcia� o tym nawet s�ysze�. - Prosz� tego nie robi� - zawo�a� do mnie z koz�a. - Pe�no tu wa��saj�cych si� w�ciek�ych ps�w! - Nast�pnie, niby �artem, poniewa� odwr�ci� si� od pasa�er�w, wymuszaj�c na ich twarzach aprobuj�cy u�miech, doda�: - Zanim si� pan dzisiaj po�o�y, b�dzie mia� przyg�d po dziurki w nosie! Zatrzymali�my si� tylko raz, i to na kr�tko, by wo�nica m�g� zapali� latarnie. Po zapadni�ciu nocy w�r�d pasa�er�w zapanowa� niepok�j. Nieustannie ponaglali wo�nic�, kt�ry i tak wyciska� z koni si�dme poty, strzela� z bata i pokrzykiwa� w�ciekle. Hen przed nami b�ysn�o jakie� zielone �wiate�ko i prawie natychmiast zgas�o. Niepok�j pasa�er�w wzrasta� z ka�d� chwil�. Dyli�ans - w szalonym p�dzie - ko�ysa� si� na boki niczym ��dka miotana sztormem. Musia�em mocno trzyma� si� uchwytu, by nie wypa�� na zewn�trz. Droga przez chwil� prowadzi�a r�wnin� i wtedy wydawa�o si�, �e lecimy ponad ni�. Nagle, z obu stron, wyros�y wysokie g�ry. Wjechali�my w prze��cz Borsza. Kilku pasa�er�w zacz�o mi wr�cza� dziwaczne prezenty. Robili to z tak� powag�, �e bez s�owa przyjmowa�em wszystko, co i dawali. Tym bardziej, �e obdarowywali mnie w dobrej wierze, z przyjaznym s�owem i tym dwupalcowym symbolem, jakim �egnano mnie przed zajazdem w Bystrzycy. Wszyscy, razem z wo�nic�, rozgl�dali si� boja�liwie naoko�o, jakby w tym ciemno�ciach mo�na by�o cokolwiek wypatrzy�. Wpijali wyt�ony wzrok w czarn� kniej�, a kiedy ich zapyta�em o �r�d�o tego niesamowitego zatrwo�enia, unikali odpowiedzi. W ponurych nastrojach wjechali�my w prze��cz. Gdzie� tutaj powinien na mnie czeka� kocz hrabiego Draculi. Od teraz i ja zacz��em si� wpatrywa� w ciemno��, spodziewaj�c si� w ka�dej chwili zobaczy� �wiat�o lamp zapowiedzianego powozu. Czas mija�, a �adnego kocza jak nie by�o, tak nie by�o. Podr�ni odetchn�li z ulg�. Sprawiali wra�enie, jakby cieszy� ich taki w�a�nie stan rzeczy i jakby m�j zaw�d by� �r�d�em ich rado�ci. Wo�nica spojrza� na zegarek, odwr�ci� si� do moich wsp�towarzyszy i powiedzia� przyt�umionym g�osem: - Jeste�my o godzin� za wcze�nie - po czym zwr�ci� si� do mnie po niemiecku: Nikt tu na pana nie czeka, nie ma �adnego powozu. Najlepiej pan zrobi, je�eli pojedzie z nami do Bukowiny i wr�ci tu jutro, albo pojutrze. Lepiej pojutrze. Ledwie sko�czy�, konie niespodziewanie zadr�a�y i zacz�y si� p�oszy�. W tej samej chwili us�yszeli�my zbli�aj�cy si� turkot k�. Pasa�er�w ogarn�a trwoga, zacz�li kre�li� znak krzy�a i - w tym dziwnym j�zyku - odmawia� modlitwy, czy mo�e zakl�cia, nie wiem. Nie wiedzie� jak dop�dzi� nas czterokonny zaprz�g, zr�wna� si� z nami, wyprzedzi� i ostro zahamowa�. By� to kocz. Od razu odgad�em, �e b�d� mia� ostatni� przesiadk� na mojej trasie z Londynu. W �wietle latar� zauwa�y�em, �e konie w tamtym zaprz�gu s� czarne jak w�giel. Powozi� nimi wysoki m�czyzna z d�ug� brod�, kt�rego twarzy, ukrytej pod szerokim kapeluszem, nie mo�na by�o dostrzec. Zauwa�y�em tylko b�ysk jego oczu, kt�re - w bladym �wietle kilku lamp - mia�y jakby czerwonawy odcie�. Przybysz odwr�ci� si� w stron� naszego wo�nicy, wo�aj�c: - Dzisiaj przyjecha�e� grubo przed czasem, przyjacielu! - Temu Anglikowi bardzo si� �pieszy - odrzek� wo�nica, wskazuj�c mnie ko�cem bata. - I dlatego chcia�e� go odstawi� do Bukowiny? - warkn�� nieznajomy. - Mnie, bracie nie oszukasz! Wiem wszystko, a konie mam szybkie - roze�mia� si� i latarnie o�wietli�y jego usta o grubych, jasnoczerwonych wargach, zza kt�rych na moment b�ysn�y ostre i bia�e jak ko�� s�oniowa z�by. Jeden z moich wsp�pasa�er�w wyszepta� fragment z "Leonory" B�rgera: - Tylko �mier� �ciga si� z wiatrem... Nieznajomy to chyba us�ysza�, bowiem podni�s� wzrok na recytuj�cego m�czyzn� i u�miechn�� si� szyderczo. Pasa�er odwr�ci� g�ow�, prze�egna� si� i podni�s� w g�r� dwa palce. - Podajcie mi baga�e tego pana - zawo�a� rozkazuj�co tajemniczy przybysz, na co wszyscy moi towarzysze podr�y zareagowali bardzo �ywo, pomagaj�c mi ochoczo prze�o�y� walizy do drugiego powozu. Poniewa� kocz niemal�e dotyka� boku naszego dyli�ansu, m�g�bym bez trudu przej�� z jednego powozu do drugiego nie dotykaj�c ziemi, lecz nieznajomy wychyli� si� z koz�a, z�apa� mnie w p�, uni�s� w g�r� jak pi�rko i mi�kko posadzi� w swoim koczu. Potem potrz�sn�� lejcami, konie zawr�ci�y i skierowa�y si� w ciemn� prze��cz. Obejrza�em si� za siebie: pasa�erowie, jeszcze widoczni w blasku latar�, wci�� �egnali si� trwo�liwie. Wo�nica strzeli� z bata i dyli�ans wyruszy� w dalsz� drog� do Bukowiny. Poczu�em si� nagle bardzo senny. Dr�a�em na ca�ym ciele, nie mog�em si� uspokoi�, s�owem ba�em si�. Nieznajomy zarzuci� mi na plecy p�aszcz, na kolana po�o�y� ciep�y pled i czysto po niemiecku powiedzia�: - Noc jest ch�odna, mein Herr, a hrabia poleci�, �ebym pana przywi�z� nie tylko ca�ego, ale i zdrowego. Gdyby mia� pan ochot�, to pod siedzeniem jest flaszka �liwowicy. Zrobi�o mi si� niedobrze. Gdybym mia� jak�kolwiek inn� mo�liwo��, ch�tnie bym zrezygnowa� z tej nocnej przeja�d�ki. Kocz przez chwil� jecha� na wprost, potem nawr�ci� i zn�w pop�dzi� przed siebie. Zdawa�o mi si�, �e ju� drugi raz przemierzamy ten sam odcinek drogi. Kiedy min�li�my powt�rnie zapami�tany przeze mnie uprzednio charakterystyczny punkt, by�em tego pewien. Mia�em ochot� zapyta�, co znaczy ten manewr, lecz ba�em si� otworzy� usta. Zak�ada�em zreszt�, �e �w nieznajomy i tak moje uwagi pu�ci mimo uszu. Przy �wietle zapa�ki spojrza�em na zegarek: za par� minut p�noc. Przeszy� mnie dreszcz. Ostatnie wydarzenia nie pozwoli�y mi ani na chwil� zapomnie� o przes�dach, zwi�zanych z t� nocn� godzin�. Gdzie� w oddali, pewnie w jakiej� ch�opskiej zagrodzie, zaszczeka� pies. Zaszczeka� raz jeszcze i przera�liwie zawy�, jakby si� ba�. Na to odezwa�y si� inne psy i po chwili w�ciek�e ujadanie i jego tysi�ckrotne echo wype�ni�o ca�� prze��cz. Konie zar�a�y, szarpn�y i stan�y d�ba, ale nieznajomy szybko je uspokoi�. Zacz�y biec r�wno, chocia� nieustannie strzyg�y uszami i nerwowo prycha�y. Potem gdzie� w okolicy zawy�y wilki, co w jednakowym stopniu wystraszy�o i konie, i mnie - chcia�em wyskoczy� z kocza i pobiec w nieznane. Ca�kiem oszala�em konie r�a�y ze strachu i ka�dy z nich szarpa� w inn� stron�. Nieznajomy z najwy�szym trudem zatrzyma� pow�z, zszed� z koz�a, poklepywa� konie po szyjach i co� do nich m�wi�. Uspokoi�y si� na tyle, �e mogli�my jecha� dalej, niemniej bez przerwy dr�a�y jak w febrze. P�dzili�my teraz jak z wiatrem w zawody i nied�ugo osi�gn�li�my przeciwn� stron� prze��czy, gdzie konie ostro skr�ci�y w prawo, w boczn�, o wiele w�sz�, le�n� �cie�k�. Pochylone nad dr�k� drzewa ��czy�y si� koronami, tworz�c jakby d�ugi, ciemny tunel. Z obu stron je�y�y si� strome ska�y, a za nimi wyrasta�y wysokie szczyty. Och�odzi�o si� jeszcze bardziej. Wysoko nad konarami zahucza� ostry wiatr i zacz�� pada� �nieg. Dochodzi�o nas jeszcze s�abn�ce ujadanie ps�w, za to wzmocni�o si� wycie wilk�w; wydawa�o mi si�, �e te bestie otaczaj� nas z wszystkich stron. Konie - a mnie tak�e - zn�w ogarn�� paniczny strach. Tajemniczy stangret zdawa� si� by� niewzruszony. Rozgl�da� si� tylko na prawo i lewo, jakby czego� szuka�. Nagle z lewej strony b�ysn�� p�omyczek. Stangret dostrzeg� go tak�e. Ostro zatrzyma� zaprz�g, zeskoczy� z koz�a i wtopi� si� w mrok. Czu�em si� bezsilny, wycie wilk�w by�o coraz bli�sze. Zanim zd��y�em oceni� swoje tragiczne po�o�enie, z ciemno�ci wynurzy� si� m�j towarzysz, wskoczy� na kozio� i kontynuowali�my podr�. Zatrzymywali�my si� kilkakrotnie, tam, gdzie tylko zab�ys�o �wiate�ko. Raz p�omyczek b�ysn�� tu� przy drodze, w�wczas pomimo ciemno�ci, mog�em �ledzi� poczynania mojego przewodnika. Pobieg� tam, gdzie pojawi� si� �w p�omyczek i u�o�y� w tym miejscu z kamieni co� na kszta�t piramidki. Na nic si� to zda�o, blady p�omyk hasa� nadal, co mnie wielce zdziwi�o. P�dzili�my dalej, wycie wilk�w dochodzi�o ju� z wszystkich stron. Wydawa�o mi si�, i� kr�cimy si� w k�ko. Kolejne �wiate�ko, i kolejny post�j. Tym razem nieznajomy zapu�ci� si� o wiele dalej. Konie zn�w zacz�y r�e� i parska�, a nawet wierzga� kopytami. Nie rozumia�em, co je tak zaniepokoi�o, gdy� od jakiego� ju� czasu nie s�ycha� by�o wilk�w. Nagle, zza czarnych chmur, wyszed� ksi�yc, zalewaj�c okolic� blad� po�wiat�. To, co ujrza�em, �ci�o mi krew w �y�ach. Kocz otoczony by� przez sfor� wilk�w. Szczerzy�y z�by, wywala�y czerwone j�zory, a na wygi�tych grzbietach je�y�a si� g�sta sier��. Na widok tego milcz�cego stada omal�e nie postrada�em zmys��w. Jak na komend� bestie zacz�y wy� do ksi�yca. Oddaj�c si� wiecznemu rytua�owi, nie zwraca�y uwagi ani na mnie, ani na szalej�ce konie. Wilk�w by�o tak du�o, �e otacza�y kocz g�stym ko�em. O ucieczce nie by�o zatem mowy, �aden desperat nie przedosta�by si� przez ich obl�enie. Krzycz�c, wzywa�em nieznanego. Potem wali�em pi�ci� w bok kocza, my�l�c, �e tym wilki odstrasz� i umo�liwi� wo�nicy powr�t do bryki. Wtem us�ysza�em jego g�os. Zobaczy�em go stoj�cego na drodze i machaj�cego d�ug� r�k�. Co� wo�a�, jakby wydawa� rozkazy. To niewiarygodne, ale wilki od razu si� uspokoi�y! W tej samej chwili ksi�yc zn�w zas�oni�y chmury i zapanowa�a okropna ciemno��. A gdy zn�w si� wynurzy�, stangret wdrapywa� si� na kozio�, a po wilkach ani �ladu! Wszystko to zrobi�o na mnie tak niesamowite wra�enie, �e ba�em si� odezwa�, ba�em si� poruszy�. Strach unieruchomi� mnie jak kaftan bezpiecze�stwa i zamurowa� mi usta. Ksi�yc zn�w znikn�� na chmurami, a droga zdawa�a si� nie mie� ko�ca. �cie�ka wi�a si� coraz to wy�ej i wy�ej. W ko�cu konie stan�y na drodze. Stwierdzi�em, �e znale�li�my si� na dziedzi�cu du�ego, cz�ciowo zburzonego zamku. Wszystkie okna by�y ciemne, nigdzie nie zauwa�y�em ani jednego promyka �wiat�a. Na wp� rozwalone mury obronne ciemnia�y wysoko na tle ja�niejszego skrawka nieba, na kszta�t grzebienia z powy�amywanymi z�bami. Rozdzia� 2 - Notatnik Jonathana Harkera (ci�g dalszy) 5 maja Musia�em si� zdrzemn��, bowiem wcale nie zauwa�y�em kiedy wjechali�my do zamku. W mroku podw�rze wydawa�o mi si� by� o wiele wi�ksze, ni� w rzeczywisto�ci by�o. Za dnia jeszcze go nie widzia�em. Kocz zatrzyma� si�, nieznajomy zeskoczy� z koz�a i pom�g� mi wysi���. Raz jeszcze dozna�em jego niezwyk�ej si�y. Palce wo�nicy mia�y uchwyt stalowego imad�a, a� dziw, �e nie zmia�d�y� mi ramion. Nast�pnie wy�adowa� moje baga�e i ustawi� je przed masywn�, obit� r�nym �elastwem i obsadzon� w kamiennym obramowaniu bram�. Pomimo panuj�cego mroku zauwa�y�em wyciosane w kamieniu jakie� symbole, nadgryzione z�bem czasu i erozj�, wywo�an� zapewnie surowym klimatem. Nieznajomy wr�ci� na miejsce wo�nicy, szarpn�� lejcami, konie ruszy�y i bryka znikn�a w jakim� ciemnym otworze. Sta�em przed bram� jak przykuty, nie wiedz�c co robi�. Nie widzia�em �adnego dzwonka, ani ko�atki; nawet gdybym zawo�a�, m�j g�os nie by�by w stanie przenikn�� przez ponure mury i ciemne otwory okienne. Wydawa�o mi si�, �e stoj� ju� wieki ca�e i zn�w opad�y mnie w�tpliwo�ci i strach. Gdzie� to si� znalaz�em? Do jakich ludzi przyby�em? Jaka� przygoda sta�a si� moim udzia�em? Czy�by i to mia�o nale�e� do zwyk�ych obowi�zk�w adwokata, kt�ry otrzyma� zlecenie po�redniczenia w kupnie pewnej londy�skiej nieruchomo�ci na rzecz nieznajomego obcokrajowca? Adwokat! Mina nie by�aby zachwycona. Adwokat! No w�a�nie... Tu� przed wyjazdem z Londynu otrzyma�em wiadomo��, �e m�j egzamin ko�cowy oceniany zosta� pozytywnie, a zatem zosta�em pe�noprawnym adwokatem! Przeciera�em oczy i szczypa�em si� w policzek, by ostatecznie stwierdzi�, czy nie �ni�. Wszystko to wydawa�o mi si� by� senn� mar� i wci�� mia�em nadziej�, �e nagle obudz� si� w swoim pokoju, do kt�rego przez okno wpadaj� pierwsze promienie porannego s�o�ca. Ale ani moje cia�o, ani oczy nie k�ama�y. Naprawd� nie �ni�em i naprawd� znajdowa�em si� w Karpatach. Nie pozosta�o mi nic innego opr�cz uzbrojenia si� w cierpliwo�� i czekania, co ranek przyniesie. Nagle moje my�li zosta�y przerwane... Zza bramy da�y si� s�ysze� ci�kie kroki, w szparze zab�ys�o �wiate�ko, zabrz�cza�y �a�cuchy, zazgrzyta�y ci�kie zasuwy. W od dawna nie u�ywanym zamku zaskrzypia� klucz i brama si� uchyli�a. Za progiem sta� wysoki starzec z d�ug� siw� brod�, od st�p do g��w odziany na czarno. W r�ku trzyma� staro�wieck� latarni� bez �adnych os�onek, tak �e drgaj�cy w przeci�gu otwarty p�omyk rzuca� na �ciany kamiennego korytarza dziwaczne cienie. Starzec eleganckim ruchem r�ki zaprosi� mnie do �rodka, po czym poprawn�, lecz nieco dziwnie akcentowan� angielszczyzn� rzek�: - Witam pana w moim domu! Prosz� dalej! Nie wyszed� do mnie. Sta� w p�mroku jak pos�g jakby w swoim powitalnym ge�cie nagle skamienia�. Ledwie przekroczy�em pr�g, poda� mi r�k�. By�a trupio zimna, lodowata. U�cisk mia� tak silny, �e a� przeszy� mnie b�l. Powt�rzy� raz jeszcze: - Witam pana w moim domu! Prosz� dalej! I prosz� przynie�� mi okruch szcz�cia, kt�re z panem tu wkracza. Jego stalowe palce przypomina�y mi wo�nic�, kt�rego twarzy ani razu dobrze nie widzia�em. Przez chwil� uleg�em wra�eniu, �e mam do czynienia z tym samym cz�owiekiem. Zapyta�em grzecznie: - Czy pan hrabia Dracula? Skin�� g�ow� na znak, �e tak jest. - Hrabia Dracula. I serdecznie witam w moim domu, panie Harker. Prosz� wej��, noc mamy ch�odn�, a pan pewnie g�odny i zm�czony. Odstawi� latarni� na kamienn� p�k�, wyszed� przed bram� i zanim zd��y�em mu w tym przeszkodzi�, wni�s� moje baga�e do �rodka. Na moje protesty odpowiedzia� dobrodusznie: - O, nie m�j panie. Pan raczy by� moim go�ciem. Jest p�no i nie mam pod r�k� s�u�by. A zatem prosz� przyj�� moj� osobist� pomoc. Podni�s� moje walizy jak gdyby nic nie wa�y�y. Poleci� jak gdyby nic nie wa�y�y. Poleci� mi i�� za sob� wzd�u� d�ugiego, kamiennego korytarza. Na jego ko�cu otworzy� ci�kie drzwi. Ujrza�em jasn� komnat� z rozpalonym kominkiem i nakrytym sto�em. Widok ten prawdziwie mnie ucieszy�. Hrabia odstawi� baga�e, przeszed� przez ca�� komnat� i otworzy� drugie drzwi, prowadz�ce do s�siedniego, o�miok�tnego pokoiku, chyba pozbawionego okien, o�wietlonego tylko jedn� latarni�. Da� mi znak r�k�, �ebym podszed�. Z przyjemno�ci� stwierdzi�em, �e to sypialnia, dobrze ogrzana w�asnym kominkiem. Hrabia przeprosi� mnie na chwil�, ale zanim zamkn�� za sob� drzwi, odwr�ci� si� w moim kierunku m�wi�c: - Prosz� si� rozgo�ci�. Po tak d�ugiej podr�y musi si� pan od�wie�y� i odpocz��. Mam nadziej�, �e znajdzie tu pan wszystko, co mu potrzeba. Wieczerza czeka obok w komnacie. �wiat�o, ciep�o i wyszukane maniery hrabiego rozwia�y uprzednie moje w�tpliwo�ci i towarzysz�cy mi nieustannie strach. Kiedy ju� otrz�sn��em si� z pierwszych, mocno mieszanych uczu�, u�wiadomi�em sobie jak bardzo jestem g�odny. Po�piesznie doko�czy�em toalet� i wkroczy�em do przyleg�ej do mej sypialni komnaty. Kolacja ju� sta�a na stole. M�j gospodarz, opieraj�c si� plecami o surow� obudow� okaza�ego kominka, jakby od niechcenia wskaza� r�k� w kierunku nakrytego sto�u: - Pan �askawie zajmie miejsce i naje si� do syta. Prosz� wybaczy�, nie zasi�d� z panem razem, jestem bowiem po sutym obiedzie i z zasady nie wieczerzam. Poda�em mu opiecz�towany list, kt�ry mu przywioz�em od pana Hawkinsa. Z�ama� piecz�cie i czyta� z powag�. Kiedy sko�czy�, u�miechn�� si� do mnie zach�caj�co, bym i ja zapozna� si� z tre�ci� tego pisma. Jeden akapit po�echta� mnie w spos�b szczeg�lny: "Niestety, ale ostatnie ataki mojego chronicznego artretyzmu uniemo�liwiaj� mi podr�owanie, lecz na szcz�cie mam pod r�k� bardzo zdolnego zast�pc�, kt�rego wysy�am w moim imieniu. To cz�owiek ze wszech miar godny zaufania. Tego m�odziana rozpiera energia, posiada ogromny talent, doskona�e maniery i umiej�tno�� dotrzymywania danego s�owa. Jest przy tym dyskretny i kiedy trzeba potrafi milcze� jak gr�b - sam go wykszta�ci�em. Na pewno wykona wszystkie pana polecenia". Hrabia podszed� do sto�u i zdj�� pokryw� z du�ego srebrnego p�miska. Pieczone kurcz�ta! Wbrew temu co zosta�o napisane w li�cie o moich manierach, rzuci�em si� na jad�o z zapa�em wyg�odnia�ego wilka. Po kurcz�tach kosztowa�em wybornego sera, pysznej sa�atki, zapijaj�c wszystko wspania�ym, starym tokajem. Podczas gdy z przyjemno�ci� pope�nia�em grzech ob�arstwa, hrabia wypytywa� mnie o szczeg�y podr�y, a ja - kawa�ek po kawa�ku - odpowiada�em mu wszystkie swoje przygody i spostrze�enia. Kiedy zaspokoi�em g��d, hrabia zaprosi� mnie bli�ej kominka. Usiedli�my w staro�wieckich, lecz bardzo wygodnych fotelach. Zaproponowa� mi cygaro, usprawiedliwiaj�c si� jednocze�nie, �e on sam nie pali. Wreszcie mia�em okazj� przyjrze� mu si� bli�ej. Stwierdzi�em, �e hrabia ma bardzo ciekaw� fozjonomi�. Jego twarz jest poci�g�a, noc cienki z wysoko wzniesion� nasad� i wydatnymi nozdrzami, czo�o znaczne, a w�osy - poza skroniami - raczej g�ste. Podobnie g�ste mia� i brwi, niemal�e ��cz�ce si� nad nosem. Usta - o ile by�y widoczne spod bujnych w�s�w - mia� przewa�nie zaci�ni�te, jak u osobnik�w bezwzgl�dnych; ja�nia�y w nich bia�e, anormalnie ostre z�by, ba, niekt�re z nich nawet wystawa�y zza warg, warg nienaturalnie czerwonych. Uszy za� blade, spiczaste. Brod� mia� szerok� i mocn�, policzki raczej chude. Najbardziej rzuca�a si� w oczy jego niezwyk�a blado��. Do tego momentu widzia�em d�onie hrabiego tylko z wierzchu - tak jak trzyma� je na kolanach. W �wietle kominka wydawa�y si� bia�e i delikatne, ale kiedy przyjrza�em im si� nieco bli�ej, zauwa�y�em, �e w rzeczywisto�ci s� one szorstkie, szerokie, o chudych palcach. A co najdziwniejsze - wn�trza obu d�oni mia� poro�ni�te w�osami. Wra�enie wywiera�y tak�e jego d�ugie i ostre paznokcie. Kiedy pochyla� si� ku mnie i dotyka� mnie r�k� odczuwa�em odraz�, po��czon� z nieprzyjemnym mrowieniem. W dodatku ten jego niezdrowy, cuchn�cy chuch, przyprawia� mnie o md�o�ci, czego nie potrafi�em przed nim ukry�, chocia� bardzo si� stara�em. Hrabia w trakcie rozmowy musia� to zauwa�y�, poniewa� w pewnej chwili u�miechn�� si� gorzko i wycofa� si� na sw�j fotel po drugiej stronie kominka. Przez jaki� czas w milczeniu patrzyli�my na p�omienie. Kiedy zerkn��em w kierunku okna zobaczy�em, �e ju� �wita. Otacza�a nas cisza, na dworze panowa� b�ogi spok�j. Nagle, gdzie� w dolinie, odezwa�y si� wilki. W oczach hrabiego pojawi� si� b�ysk. - S�yszy pan? To dzieci nocy. Co za cudowna muzyka! Zauwa�y� moj� niewyra�n� min�, bo doda�: - No tak. Wy, ludzie z miasta, nigdy nie zg��bicie duszy my�liwego. Zn�w zapad�a cisza. Hrabia uni�s� si� z fotela i rzek�: - No, pan pewnie zm�czony. ��ko przygotowane, mo�e si� pan po�o�y�, kiedy tylko zechce. Ja pojawi� si� dopiero po po�udniu. �ycz� przyjemnych sn�w! - rzuci� na po�egnanie i uprzejmie otworzy� przede mn� drzwi do o�miok�tnej sypialni... Co krok to niespodzianka, w�tpliwo�ci, obawy. Przychodz� mi do g�owy przedziwne my�li, kt�rych nie wa�� si� nawet wypodziedzie�. 7 maja To drugi ju� ranek. Przez ostatnie dwadzie�cia cztery godziny tylko odpoczywa�em. Spa�em d�ugo, bardzo d�ugo, a� obudzi�em si� w spos�b naturalny, rze�ki i wspaniale wypocz�ty. Wykonawszy porann� toalet� ubra�em si� i zajrza�em do s�siedniej komnaty, w kt�rej jad�em kolacj�. Z przyjemno�ci� stwierdzi�em, �e �niadanie ju� na mnie czeka. Dzbanek z kaw� sta� na kominku, �eby nie wystyg�a zanim wstan�. Na stole le�a� bilecik z nast�puj�cym tekstem: "Musia�em wyj��. Prosz� na mnie nieczeka�. D". Usiad�em do �niadania, a kiedy zaspokoi�em g��d chcia�em zadzwoni� na s�u�b�, lecz nigdzie nie znalaz�em dzwonka. Pomy�la�em, �e w zamku istniej� jednak pewne mankamenty, kt�re - w por�wnaniu z ogromnym bogactwem naoko�o - sprawiaj� wra�enie niefortunnego b��du w sztuce. Sztu�ce, wykonane ze szczerego z�ota, musz� przedstawia� ogromn� warto��. Zas�ony, tapicerka mebli i baldachim nad moim ��kiem - to najdro�sze i najpi�kniejsze tkaniny, kt�rych ceny nawet sobie nie wyobra�am; chocia� licz� sobie kilka stuleci, wygl�daj� na nowe. Co� podobnego widzia�em kiedy� w Hampton Court, ale tam wszystko by�o zu�yte, obszarpane, prze�arte przez nieprzeliczone generacje moli. Ani w komnacie, ani w sypialni nie by�o lustra. Nie by�o go nawet w wyposa�eniu stolika toaletowego, wi�c chc�c si� goli�, musia�em wygrzeba� z walizy ma�e, podr�czne lusterko. Jak dot�d, nie dostrzeg�em ani jednego lokaja, czy innego s�u��cego, a dooko�a zamku - opr�cz okresowego wycia wilk�w - panowa�a nieustanna, cmentarna cisza. Wsta�em od sto�u i postanowi�em rozejrze� si� za czym� do czytania, poniewa� nie chcia�em zwiedza� posiad�o�ci bez uprzedniej na to zgody mojego gospodarza. S�dzi�em, �e biblioteka powinna si� znajdowa� gdzie� w rejonie g��wnego korytarza, to znaczy niedaleko mojej kwatery. Wyszed�em wi�c z komnaty, badawczym wzrokiem omiot�em ca�y korytarz i przyst�pi�em do sprawdzenia, co znajduje si� za poszczeg�lnymi drzwiami. Nieczego si� nie dowiedzia�em, bo wszystkie by�y zamkni�te na g�ucho. Wszystkie, z wyj�tkiem tych ostatnich, w samym ko�cu niezbyt jasnego korytarza. Te by�y lekko uchylone, jakby w zapraszaj�cym ge�cie. Kiedy je otworzy�em szerzej ujrza�em wspania�e rega�y pe�ne wolumin�w. Trafi�em do zamkowej biblioteki. W �yciu nie widzia�em tak wspania�ych zbior�w! Istny raj dla ka�dego bibliofila. Mnie najbardziej ucieszy�a du�a kolekcja angielskich ksi��ek. Po�rodku sali sta� du�y st�, zawalony r�nymi angielskimi czasopismami i gazetami, wszystkie niestety starszej daty. Le�a�o tu tak�e kilkana�cie ksi��ek dotycz�cych r�nych dziedzin - historii, geografii, polityki, ekonomii, geologii, prawa - wszystkie odnosi�y si� do Anglii, �ycia tego kraju, jego obyczaj�w i tradycji. Dostrzeg�em tu tak�e materia�y informacyjne, jak: ksi��k� adresow�, wykaz szlachcic�w, protoko�y z posiedze� parlamentu, Almanach Whitakera, katalogi wojskowe i morskie, ba, nawet bliski mojemu sercu Kodeks Praw. Zanim na dobre zanu�y�em si� w lekturze do sali bezszelestnie wkroczy� hrabia Dracula. Pozdrowi� mnie serdecznie, po czym wyrazi� nadziej�, �e wyspa�em si� dobrze. - To dobrze, �e pan tu trafi�. Na pewno wiele z tych ksi��ek pana zainteresuje. Te oto - wskaza� na kilka wolumin�w - to moi d�ugoletni przyjaciele. Od czasu, kiedy zdecydowa�em si� przenie�� do Londynu, sprawiaj� mi wiele przyjemno�ci. To w�a�nie za ich po�rednictwem zapoznaj� si� z waszym wielkim krajem, a pozna� Angli� znaczy pokocha� j�. Marz� z spacerze po ruchliwych ulicach Londynu, bardzo pragn� znale�� si� w tym wirze ludzkiej codzienno�ci, chc� uczestniczy� w �yciu tego miasta, w jego wzlotach, upadkach, przemianach i w tym wszystkim, co sprawia, �e jest ono takie, jakie jest. lecz uwaga! Wasz j�zyk znam li tylko z tych oto ksi��ek. Pan, przyjacielu, musi mnie nauczy� bieg�ego w�adania waszym j�zykiem. - Ale� pana angielski jest doskona�y - odrzek�em. - Dzi�kuj� za mi�y komplement, przyjacielu, ale obawiam si�, �e jestem dopiero w po�owie drogi. Znam gramatyk� i wiele s��wek, lecz nie umiem si� pos�ugiwa� �ywym j�zykiem. - S�owo honoru - oponowa�em - �e m�wi pan bezb��dnie. - Ale� nie - sprzeciwia� si� hrabia uparcie. - Gdybym w ten spos�b, jak obecnie, odezwa� si� w Londynie, to ka�de dziecko pozna od razu, �em obcokrajowiec. A to mnie nie zadawala. Tutaj jestem szlachcicem, bojarem; lud mnie tu zna i wie, �em ich pan, ale u was obcokrajowiec nic nie znaczy. Nie znaj� go, a wi�c i nie szanuj�. Zadowolony b�d� wtedy, kiedy b�d� m�wi� jak wszyscy; �eby mnie nikt nie zaczepia�, �ebym - kiedy tylko otworz� usta - nie dostrzeg� u�mieszk�w i wytykania cudzoziemskiego pochodzenia. Pan przyby� do mnie nie tylko jako przedstawiciel mojego przyjaciela Petera Hawkinsa z Exeteru, nie tylko w charakterze adwokata, kt�ry ma udzieli� wyczerpuj�cych informacji dotycz�cych mojej nowej posiad�o�ci w Londynie. Jestem przekonany, �e zechce pan przez jaki� czas tu wypocz��, a ja podczas naszych rozm�w spr�buj� sobie przyswoi� r�wnie� poprawny akcent angielski. B�d� wdzi�czny za zwracanie mi uwagi na ka�dy b��d lingwistyczny. Przykro mi z powodu mojej dzisiejszej d�u�szej nieobecno�ci, ale wierz�, �e sta� pana na wybaczenie cz�owiekowi maj�cemu tak wiele nie cierpi�cych zw�oki obowi�zk�w. Zapewni�em go, �e mo�e na mnie liczy� i poprosi�em o zgod� na korzystanie z jego biblioteki. - Ale� to oczywiste - odrzek� i doda�: - Wolno si� panu porusza� po ca�ym zamku, z wyj�tkiem tych pomieszcze�, kt�re s� zamkni�te. Mam ku temu wa�ne powody i s�dz�, �e gdyby pan rozpatrywa� ca�� rzecz z mojego punktu widzenia, przyzna�by mi pan racj�. Odpowiedzia�em, �e w pe�ni rozumiem jego polecenie, kt�re zapewne wynika z troski o moje bezpiecze�stwo. Hrabia chrz�kn�� i kontynuowa�: - Jeste�my w Transylwanii, a Transylwania to nie Anglia. Panuj� tu inne zwyczaje, zasady. Rozumiem, �e wiele rzeczy mo�e tu pana zaskoczy�, a nawet wprowadzi� w zdumienie. Dotychczasowe do�wiadczenia zapewne wystarczaj�co przekona�y pana, �e mo�na tu napotka� wiele dziennych zjawisk i sytuacji. Tak gaw�dzili�my. Kiedy ju� sta�o si� dla mnie oczywiste, �e hrabia rozmawia ze mn� z samej tylko potrzeby konwersacji, zacz��em go wypytywa� o wszystko, czego dotychczas by�em �wiadkiem. Wtedy zmienia� temat, b�d� umiej�tnie kierowa� rozmow� na inne tory, niekiedy udawa�, �e nie rozumie, czasem odpowiada� mniej wi�cej szczerze na zadane pytania. Wreszcie odwa�y�em si� skierowa� rozmow� na dziwne zjawiska, jakie towarzyszy�y mojej nocnej podr�y do zamku. Zapyta�em na przyk�ad o te blade ogniki, kt�re tak bardzo zainteresowa�y mojego przewodnika. Hrabia wyja�ni�, �e wed�ug pradawnych poda� raz w roku, noc�, kiedy z�e moce obejmuj� nie ograniczon� w�adz�, blade p�omyki ukazuj� si� wsz�dzie tam, gdzie zakopano jaki� skarb. W okolicach, przez kt�re przeje�d�ali�cie owej nocy - wyja�ni� ochoczo - ukryto wiele skarb�w. Kraina ta by�a �wiadkiem stuletnich walk mi�dzy Wo�ochami, Sasami i Turkami. Trudno by�o by panu znale�� tu skrawek ziemi, kt�ry nie by�by przesi�kni�ty ludzk� krwi� - wszystko jedno, czy miejscowych patriot�w, czy te� naje�d�c�w. Kiedy wtargn�li tu Austriacy i W�grzy, miejscowa ludno�� - m�czy�ni, kobiety, starcy i dzieci - czatowa�a na nich w ska�ach nad prze��czami, aby spuszcza� na naje�d�c�w lawiny kamieni. Wr�g - w przypadku zwyci�stwa - niewiele mia� korzy�ci, bowiem wszystko, co przedstawia�o jak�kolwiek warto��, zosta�o pieczo�owicie ukryte - zakopane. P�omyki zdradzaj� te miejsca. Wystarczy mie� oczy otwarte - podkre�li� - i wyszczerzy� wystaj�ce z�biska, po czym doda� z przekonaniem. - Okoliczni ch�opi, to w zasadzie tch�rze i durnie. Ogniki ukazuj� si� tylko raz w roku. I tej w�a�nie nocy nikt nie wystawia nosa z cha�upy. Nawet gdyby ten czy �w zobaczy� blady p�omyk i tak by nie wiedzia�, co nale�y robi�. Za� nazajutrz nikt w to samo miejsce nie trafi. Id� o zak�ad, �e pan nie potrafi odnale�� miejsc, gdzie widzia� pan hasaj�ce p�omyki. - To prawda, panie hrabio - przyzna�em szczerze. - Poj�cia nie mam, gdzie powinienem ich szuka�. - A widzi pan - pokiwa� g�ow� hrabia, po czym zmieni� temat: - Mo�e mi pan opowiedzie� co� o Londynie i o zakupionym domu? - Ale� oczywi�cie, panie hrabio - odpowiedzia�em ochoczo. - Przynios� tylko z mojego pokoju odpowiednie dokumenty. Podczas, gdy kompletowa�em w mojej sypialni akta, z s�siedniej komnaty dochodzi� brz�k porcelany i srebra. Gdy wr�ci�em st� w komnacie by� ju� uprz�tni�ty, a nad nim pali�a si� naftowa lampa. Biblioteka zosta�a tak�e dobrze o�wietlona; hrabia le�a� na kanapie i studiowa� podr�cznik angielskiego Bredshawa. Po moim wej�ciu wsta� i sprz�tn�� se sto�u wszystkie ksi��ki, czasopisma i gazety. Pochylili�my si� nad planami, szkicami, umowami i kolumnami cyfr. Hrabiego interesowa�y najdrobniejsze szczeg�y, wi�c zadawa� mi mn�stwo pyta�. Widocznie ju� wcze�niej przestudiowa� wiele spraw, wiedzia� bowiem o swoim nowym nabytku i jego okolicy wi�cej ni� ja. Na wyrazy mojego uznania odpowiedzia� rzeczowo: - Bo tak w�a�nie trzeba. Kiedy ju� znajd� si� w Londynie nie b�dzie komu prowadzi� mnie za r�k�. M�j przyjaciel Harker, przepraszam, Jonathan Harker, b�dzie ju� w Exeterze, odleg�ym o �adne kilka mil i najprawdopodobniej mojemu kolejnemu przyjacielowi, Peterowi Hawkinsowi, zleci zupe�nie inne dokumenty prawne. Takie ju� �ycie! Om�wili�my kolejno wszystkie problemy, wynikaj�ce z kupna domu w Purfleet. Kiedy hrabia wreszcie podpisa� umow� kupna i do��czy� do niej sw�j osobisty list do pana Hawkinsa, zapyta� mnie, w jaki spos�b uda�o mi si� znale�� dla niego tak odpowiedni dom. Odczyta�em mu zatem swoje notatki, sporz�dzone jeszcze w Londynie, i kt�re tutaj za��czam: "W Purfleet, przy jednej z bocznych uliczek, zauwa�y�em na ogrodzeniu pewnego domu tabliczk�, �e obiekt jest na sprzeda�. Dom otacza� starodawny wysoki mur, od dawna nie naprawiany. Okucia ci�kiej, d�bowej bramy z�arte by�y przez rdz�. Posiad�o�� ta nazywa si� Corfax, co jest niew�tpliwie przekr�con� wersj� dawnej nazwy Quatre Face. Dom ma bowiem cztery alkierze, zwr�cone dok�adnie w cztery geograficzne strony �wiata. Posiad�o�� zajmuje teren o powierzchni o�miu hektar�w. W ogrodzie ro�nie wiele drzew, kt�re miejscami sprawiaj� przygn�biaj�ce wra�enie, a g��boki staw, czy jeziorko zasila jaki� strumyk. Sam dom jest stosunkowo obszerny, o �redniowiecznej architekturze. Jedno skrzyd�o - z grubo ciosanego kamienia z zakratowanymi oknami - przypomina fragment umocnionej baszty. Przy nim znajduje si� stara kapliczka. Nie mia�em kluczy, wi�c nie by�em w �rodku budowli, ale sfotografowa�em j� ze wszystkich stron. W s�siedztwie znajduje si� zaledwie kilka dom�w, a najwi�kszy z nich zosta� niedawno przebudowany na prywatny szpital psychiatryczny." - Z pa�skiej posiad�o�ci zak�ad ten nie jest widoczny - doda�em na zako�czenie. - Czy pan hrabia chce o co� zapyta�? - Na razie nie - odpowiedzia� hrabia z nutk� zadowolenia w g�osie. - Ciesz� si�, �e dom jest wiekowy i taki du�y. Pochodz� ze starego rodu i gdybym nie mieszka� w historycznych murach, by�aby to moja �mier�. Rad jestem, �e znajduje si� tam tak�e kaplica. My, transylwa�scy szlachcice, nie godzimy si� z my�l�, �e nasze ko�ci mog�yby le�e� pospo�u z prochami zwyk�ych �miertelnik�w. Nie jestem ju� m�ody. Nie poci�gaj� mnie hulanki, ani zabawy, czy inne swawole, nie t�skni� za s�o�cem, nie potrzeba mi ani blasku, ani �wiat�a. A mojego serca, kt�remu ju� t�skno do krainy umar�ych, ju� nic nie jest w stanie pocieszy�. Kocham szaro��, mrok i ciemno�� nocy, lubi� by� sam, a za najodpowiedniejsze towarzystwo uznaj� w�asne my�li. Nagle hrabia rzek�, �e musi jeszcze co� za�atwi�, uk�oni� si� i wyszed�. Postanowi�em, �e podczas jego nieobecno�ci przejrz� niekt�re z jego cz�stych lektur. Pierwszy wpad� mi w oko atlas, otwarty oczywi�cie w tym miejscu, gdzie zamieszczona by�a mapa Anglii. Od razu zauwa�y�em naniesione ma map� trzy k�eczka: jedno zakre�la�o miejsce nowej posiad�o�ci hrabiego Draculi na wschodnim obrze�u Londynu; pozosta�e dwa lokalizowa�y Exeter i port Whitby na wybrze�u yorkshirskim. Hrabia wr�ci� mniej wi�cej po godzinie. - Hej! - zawo�a� do progu. - Jeszcze pan szpera w tych ksi��kach? Przecie� nie mo�e pan tak bez przerwy pracowa�. Prosz� za mn�. W�a�nie mi oznajmiono, �e wieczerza na stole. W znajomej jadalni zn�w czeka�y na mnie wspania�e dania. Hrabia i tym razem wym�wi� si� od kolacji, powiedzia�, �e ju� jad� poza domem. Przysiad� si� tylko do sto�u i podczas gdy jad�em zadawa� mi mn�stwo pyta�. Po kolacji przypali� mi cygaro, usiedli�my przy kominku wdaj�c si� w wielogodzinn� rozmow�. Po uprzednim d�ugim odpoczynku nie czu�em si� senny. Odczuwa�em tylko ch��d, jaki ogarnia cz�owieka nad ranem. Nagle gdzie� w pobli�u zapia� kogut, hrabia �wawo uni�s� si� z fotela i zawo�a�: - Ojej, zn�w mamy ranek! Przepraszam, �e nie daj� panu spa�! Ale pan tak ciekawie opowiada o swoim kraju, �e nawet nie zauwa�y�em, jak czas szybko mija. Kurtuazyjnie zapewni�em hrabiego, �e ca�a przyjemno�� po mojej stronie, on za� z�o�y� mi uprzejmy uk�on i wyszed�. Uda�em si� do swojej sypialni. Rozsun��em ci�k� kotar� zas�aniaj�c� jedyne okno, kt�rego poprzednio nie zauwa�y�em. Nie zobaczy�em przez nie niczego ciekawego. Wychodzi�o na podw�rze. Niebo ju� nie by�o takie ciemne. Lada chwila zacznie �wita�. Zaci�gn��em kotar� z powrotem i usiad�em nad swoim notatnikiem. 8 maja Z pocz�tku mia�em obawy, �e opisuj� wszystko zbyt rozwlekle, ale teraz doceniam notowanie wszelkich szczeg��w. Co� mi si� tu nie widzi - czuj� si� jak nagi w pokrzywach. Najch�tniej i ja najszybciej chcia�bym znajdowa� si� daleko st�d. A mo�e wcale nie powinienem tu przyje�d�a�? Skonstatowa�em, �e wyczerpuj� mnie te dziwne nocne rozmowy. Gdybym chocia� m�g� zmienia� partner�w... ale rozmawia� wy��cznie z hrabi�? Obawiam si�, �e hrabia - poza mn� - jest w ca�ym zamku jedyn� �yw� istot�. Spa�em tylko kilka godzin. Kiedy wsta�em zawiesi�em przy oknie swoje podr�czne zwierciade�ko i przyst�pi�em do golenia. Nagle poczu�em na ramieniu r�k� hrabiego i us�ysza�em jego kordialne "Dzie� dobry!". By�em kompletnie zaskoczony, bo w lusterku, kt�re przecie� odbija�o ca�e wn�trze pokoju za moimi plecami, nie zauwa�y�em Draculi. Odwzajemni�em jego pozdrowienie i szybko raz jeszcze spojrza�em w lusterko, by si� upewni� co do mojego pierwszego spostrze�enia. Rzeczywi�cie! Nie mog�em si� myli�. Tym razem tak�e nie by�o wida� postaci hrabiego, chocia� sta� wyprostowany tu� za moimi pochylonymi plecami! Widzia�em w lusterku ca�y pok�j, ale bez hrabiego. Zdumia�em si� bezgranicznie, uczu�em md�o�ci, jakie towarzyszy�y mi zawsze, kiedy tylko hrabia Dracula znajdowa� si� zbyt blisko. R�ka mi zadr�a�a, zaci��em si�. Cienki strumyczek krwi sp�ywa� mi po policzku, zatrzymuj�c si� na brodzie. Z�o�y�em brzytw� i rozgl�da�em si� za jakim� tamponikiem. Kiedy hrabia ujrza� moj� zakrwawion� twarz, w jego oczach pojawi�y si� dziwne b�yskawice, a jego prawa r�ka wystrzeli�a w kierunku mojego gard�a. Zrobi�em unik. D�o� hrabiego natrafi�a na wisz�cy na mojej szyi krzy�yk. W tym momencie nast�pi�a w hrabim gwa�towna przemiana - r�ka si� cofn�a, oczy z�agodnia�y, a ja - ca�kowicie os�upia�y - nie bardzo mog�em uwierzy� w to, co przed chwil� zasz�o. - Niech�e pan b�dzie ostro�ny - odezwa� si� hrabia z naciskiem. Trzeba uwa�a�, je�eli ju� si� pan skaleczy. W tych stronach jest to o wiele niebezpieczniejsze, ni� pan my�li - poucza� mnie dalej. - A wszystko za przyczyn� tego oto idiotycznego przedmiotu! Tego n�dznego wymys�u ludzkiej pr�no�ci. Precz z nim! Hrabia otworzy� okno i jednym b�yskawicznym ruchem swojej straszliwej r�ki wyrzuci� lusterko. Potem wyszed� bez s�owa po�egnania. Utrata lusterka, kt�re na kamiennym podw�rzu roztrzaska�o si� na tysi�ce kawa�k�w, sta�o si� dla mnie wielce przykre. Na szcz�cie koperta mojego zegarka i dno miseczki do golenia wykonane s� z doskonale wypolerowanego metalu. W przeciwnym razie mia�bym trudno�ci z goleniem. Kiedy wszed�em do jadalni �niadanie sta�o na stole, ale hrabiego w jadalni nie by�o. Jad�em wi�c w samotno�ci. W�a�ciwie dotychczas jeszcze nie widzia�em, by hrabia cokolwiek jad� lub pi�. Po posi�ku uda�em si� na zwiedzanie zamku. Wszed�em po stromych schodach na wy�sze pi�tro, gdzie znalaz�em jedn� komnat� zwr�con� na po�udnie. Widok z jej okien by� przecudowny, nie mog�em si� napatrze�. Zamek stoi nad straszn� przepa�ci�. Gdybym przez okno wyrzuci� kamie�, to lecia�by on w d� trzysta metr�w i jeszcze by nie osi�gn�� dna. Gdzie okiem si�gn�� wsz�dzie strzela�y w niebo wierzcho�ki drzew, za� tam, gdzie ich nie by�o, rysowa�y si� g��bokie w�wozy o stromych zboczach. Gdzieniegdzie b�yszcza�y w�skie nitki bystrych g�rskich potok�w. Nie b�d� dalej opisywa� urok�w przyrody. Kontynuowa�em penetracj� wn�trz zamku. Drzwi, drzwi same drzwi - i wszystkie pozamykane, wszystkie zaryglowane. Nie znalaz�em �adnego wyj�cia na zewn�trz. Jakby zamek by� wi�zieniem, a ja w nim wi�niem! Rozdzia� 3 - Notatnik Jonathana Harkera (ci�g dalszy) Kiedy stwierdzi�em, �e jestem wi�niem, wpad�em w sza�. Biega�em schodami w g�r� i w d�, szarpa�em si� z klamkami, dobijaj�c si� do ka�dych drzwi, wychyla�em si� przez ka�de dost�pne mi okno, a� w ko�cu stwierdzi�em, �e jestem bezsilny. Czu�em si� jak szczur w pu�apce. P