1935
Szczegóły |
Tytuł |
1935 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1935 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1935 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1935 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "Nadobnisie"
autor: Stanis�aw Ignacy Witkiewicz
Sa/on w pa�acu Pandeusza Klawista�skiego. Najfantastyczniejsze urz�dzenie w tonach ciemnoniebieskich. Pole do popisu dla najbardziej wyuzdanego dekoratora. Wprost kominek bardzo wysuni�ty naprz�d. Drzwi we wg��bieniu na prawo wprost sceny, na prawo i na lewo. Klawi-sta�ski i P�pkowicz w bia�ych tropikalnych kostiumach siedz� rozwaleni na ceylo�skich le�akach przed kominkiem i pal� olbrzymie czerwone "cherooty". Nina siedzi na fotelu na lewo, ubrana w czerwon� lekk� sukienk�
1 czerwone po�czochy. Pantofle ma koloru vert veronese. Jest zupe�nie oboj�tna. Panowie nie zwracaj� na ni� najmniejszej uwagi. Jest bia�y gor�cy dzie�. Mimo to na kominku pali si� zielony ogie�. Za scen� s�ycha� co pewien czas �piew kanark�w, gdakanie kur i pianie kogut�w. W miejscach oznaczonych [blask] staje si� wprost o�lepiaj�cy. Okien nie na. Wykluczone jest, aby na scenie wisia�y jakiekolwiek Modernistyczne obrazy, np. moje w�asne, chyba �e jest to wyra�nie napisane w informacji. Wykluczona jest r�wnie� dekoracja ze starych rekwizyt�w, np. jaki� "cichy k�cik" z komedii Ba�uckiego, jak r�wnie� kombinacja tej mo�liwo�ci
2 Poprzedni�. Te ostatnie wymagania stosuj� si� nie tylko do tej sztuki, ale do wszystkich, kt�re napisa�em dot�d i mo�e naPisz� jeszcze. , >v ,
Nadobnisie i koczkodan^yij Ziel
470
PANDEUSZ m�wi z wzrastaj�cym patosem
M�wi� ci, Kwiniu, �e problem�w w znaczeniu istotnym dawniejszym, nie ma ju�. W filozofii s� jedynie tak zwane "Scheinprobleme", problemy pozorne, a w �yciu wszystko jest zdefiniowane, sprecyzowane, sko�czone Jeste�my o krok tylko od kompletnej martwoty spo�ecznej, gorszej od tego, co nast�pi po zga�ni�ciu s�o�ca. �mier� za �ycia, prawie �e nieosi�galna dla jednostek^ spe�nia si� rzeczywi�cie w spo�ecze�stwach. M�wi�: "prawie", bo mamy jeszcze parali� post�powy i narkotyki. Ale nie mog� nazwa� tego pe�nym ekwiwalentem samopo�erania si� ludzko�ci w formie wzrastaj�cej specjalizacji. Nawet wiara w katastroficzne zako�czenie ca�ej tej historii jest ostatni� iluzj� degenerat�w dawnego porz�dku. Katastrofa jest czym� zbyt pi�knym, aby mia�o to przydarzy� si� naszemu gatunkowi Istnie� Poszczeg�lnych. Sko�czy�o si� wszystko, co by�o mniej wi�cej znanym. Zdaje mi si� jednak, �e wynalaz�em co� zupe�nie nowego, co�, co mo�e by� sprawdzonym jedynie przez nas obu... TARKWINIUSZ
Pozostaje zawsze mi�o��. (Wskazuje na Nin �, kt�ra ani drgn�a.) Oto jest problemat, od kt�rego oddzieli�e� mnie, Pandziu, murem przedwczesnego zw�tpienia. PANDEUSZ
Chc� ci� uchroni� od wszystkich tych potworno�ci, kt�re prze�y�em; sam kocha�em si� i w niewmnycn panienkach, i w demonach, pocz�wszy od klasy pie szej a� do trzeciej. By�em ofiar�, drobniutk� muszM w �apach straszliwych paj�k�w, by�em sam dem^ i rozgniata�em serca jak truskawki, i �ar�em je P0. jako marmolad� z czystej m�czarni. Przeszed�em dyzm, i masochizm, nie licz�c mi�o�ci wzniosfycn cz�cych do ob��du przez sam� niespefflia prostszych za�o�e�. Jestem m�ody i pi�kny, a
zafflykam z t� lekko�ci� i beztrosk�, jak gdybym zatrzaskiwa� drzwiczki od mej kasy, wybrawszy z niej wszyst-jae warto�ci istotne, (z naciskiem) Musimy wr�ci� do czas�w greckich: odrodzi� zamieraj�c� przyja��. Przyja�� sta�a si� dzi� czym� wstr�tnym, poniewa� znik�o poczucie istotnej wrogo�ci. Ale my nie zejdziemy na manowce obrzydliwego erotyzmu: nasza przyja�� b�dzie wyrzeczeniem si� wszelkich wstrz�s�w zmys�owych. Sublimacja uczu� jednorodnych w najwy�szej sferze �yciowego poznania. B�d� prowadzi� ci� drog� ci�k� ku absolutnej jedno�ci dusz m�skich... TARKWINIUSZ zrywaj�c si�
To jest zamaskowana perwersja. B�agam ci�: pozw�l mi raz jeden cho�by zakocha� si� naprawd�. M�czyzna pi�knym jest tylko w samotno�ci albo kiedy zdobywa swoje najwy�sze marzenie w postaci nieprzypadkowej kobiety. Elementy m�skie w jednorodno�ci po��cze� s� - powiedzia�bym - zbyt psychicznie w�ochate. Si�a musi by� samotna, a �up nie mo�e sta� si� jedno�ci� ze swym zdobywc�.
PANDEUSZ uderzaj�c d�oni� w por�cz Nie, nie, nie. Nie pozwol� ci si� splugawi�. Ach, ile� bym da� w tej chwili, aby m�c wydrze� z siebie to wszystko, co prze�y�em. Ty jeste� czysty, ty masz dane, do czego ja dochodzi� musz� brn�c przez straszliwe Pustynie przesz�o�ci, przezwyci�aj�c na ka�dym kroku Wldma i upiory. Kocham ci� i nie mog� ci na to pozwoli�, aby� zniszczy� w sobie to, co jest najpi�kniej-sze: bfak wspomnie�. A zreszt� wszystkich kobiet i tak "ue� nie b�dziesz. To jest najpotworniejsze w ca�ym TA^m Pr�blemie. r�RK\V!NlUSZ siadaj�c
j 'to Prawda. O, Bo�e, Bo�e. Jak�e straszliwie cier-
?� Pozw�l mi przynajmniej u�ywa� jakich� narkoty-
' "andziu. Ja inaczej nie wytrzymam twojej tresury.
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigu�ka
473
PANDEUSZ
Mo�esz co najwy�ej pali�. Ja przezwyci�y�em morfin�, C2H5OH, and you must know, my dear, �e alkoholizm jest najtrudniejszym do wyleczenia, poniewa� wi�kszo�� pijak�w "will not stop their drinking" - nie chc� przesta� pi�. Pokona�em dalej haszysz i kokain�, nie m�wi�c ju� o wszystkich najnowszych wynalazkach sir Granta, o jego niezwyci�onej cerebro-spinalinie i piekielnych afrodyzjakach z typu trynitrobenzoamidofen-d�w. Znasz jego epokowe do�wiadczenia na brazylijskich gwanxach. By�em we wszystkich zak�adach �wiata, w kt�rych walcz� z truciznami. Walczy�em te� sam, w pustyniach Australii i puszczach Peru i Borneo. Nie - nie dam ci ani kropli niczego. Jestem uosobieniem pot�gi woli w najstraszliwszym, luksusowym wydaniu. Ty, jako czysty i niewinny, przero�niesz mnie w niesko�czono��. TARKWINIUSZ
Ale�, Pandziu. Czy� nie dlatego w�a�nie jeste� tak pot�nym, �e masz ju� to wszystko poza sob�? Czy� b�d� m�g� osi�gn�� t� doskona�o�� nie poznawszy wprz�d niebezpiecze�stw: moich w�asnych i tych tak zwanych zewn�trznych? Czy� wyrzeczenie si� nie stwarza dopiero najistotniejszej ��dzy? Wszystko rzuca si� wtedy na m�zg i opanowuje coraz wi�ksze jego obszary. PANDEUSZ
Der Mensch ist ein sich selbst betriigendes Tier. Cz�owiek jest to samook�amuj�ce si� zwierz�. Przebaczam ci to, ale musisz mi przyrzec, �e by�o to po raz ostatni. Przyrzekasz? TARKWINIUSZ wstaj�c
Przyrzekam. P�kn� od tego ci�g�ego nienasycenia, ale
wytrzymam. Cho�bym mia� nawet dosta� ob��du, a na
wet zwyk�ego bzika, wytrzymam. ".
Akt pierwszy
PANDEUSZ
Nie dostaniesz. Znam twoj� natur� lepiej, ni� ty sam j� zna� mo�esz. Na tle moich w�asnych prze�y� widz� ci� jak przezroczyst� tafelk� kryszta�u w�r�d najjadowit-szych promieni Rutherforda i Bohra. Przy pomocy moich metod uczyni� z ciebie atlet� najistotniejszych niedosyt�w, kt�re dopiero otworz� ci wrota tajemnicy najwy�szej: zasady TO�SAMO�CI FAKTYCZNEJ POSZCZEG�LNEJ. Tajemnica ta ma dwa pi�tra, nieprzepuszczalne, jak dwa mo�liwe �wiaty Einsteina. Ka�dy nawet najg�upszy bydlak wie, �e to jest to, a nie co innego. A jednak w wy�szym zrozumieniu tego rozwi�zuje si� najpiekielniejszy problemat wszystkich-mo�liwych i aktualnych Istnie�.
Z prawej strony wbiega Stary s�u��cy we fraku.
STARY LOKAJ
Pandziu! Zofia z Abencerage'�w Kremli�ska wali tu na sze�ciu autach z ca�ym sztabem. Czterdziestu Mandel-baum�w! B�g nie wie kto! Mia�em wiadomo�� telefonem ze stacji na folwarku Antares. Min�li ju� wa� na rzece Szlifowanych Ryb.
Wybiega. f.,,� �� <.:,,�'..�< t
TARKWINIUSZ niepewnie l "
No i co teraz? ; ��/.?;��'
PANDEUSZ z lekka pow�ci�gnie^ w swoim poprzednim
patosie > ' . ;
Nic - wytrzymamy to.
TARKWINIUSZ
A kiedy wprowadzisz mnie do wy�szej sfery twoich my�li?
PANDEUSZ
Dzi� wiecz�r - mo�e jutro - nie wiem. Obecno�� ca�ej tej ha�astry tutaj b�dzie w�a�nie doskona�� pr�b� dla ciebie. Zobaczysz negatywn� stron� �ycia w jej najbardziej luksusowym egzemplarzu. Id� na wie��
475
474
Akt pierwszy
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigu�k�
popatrze� na widowisko wjazdu tej bandy metafizycznych snob�w.
Przechodzi na prawo.
TARKWINIUSZ
Czy ty znasz t� Kremli�sk� osobi�cie?
PANDEUSZ zatrzymuj�c si�
Zna�em kiedy�. Ale wtedy by�a troch� inn� ni� obecnie.
Wychodzi na prawo.
NINA podnosz�c g�ow� po raz pierwszy
Czy pana nie nudzi ca�y ten patos, kt�rego tak nadu�ywa nasz gospodarz? (Tarkwiniusz milczy.} No, panie Kwiniu, ze mn� mo�e pan by� tak otwarty jak z nikim - nawet z pa�skim mistrzem.
TARKWINIUSZ
Tak - nudzi mnie. Widzi pani, ja znam wiele rzeczy, ale teoretycznie. Ja wi�cej czyta�em, ni� on si� tego domy�la. Znam Kamasutr� i Weiningera, Freuda i babilo�skich erotoman�w. Znam wszystkie mo�liwe powie�ci klasy pierwszej i ca�� prawie poezj� �wiata. Wszystko to razem nudzi mnie ju� zawczasu. Jednak w tym, czego og�lne zarysy rozwin�� przede mn� Pandzio, jest co� nowego i nieznanego.
NINA wstaj�c
Czy pan wierzy w te ostatnie wtajemniczenia? (Tarkwiniusz milczy uporczywie.) Mnie si� wydaje, �e to nie nast�pi nigdy, �e na dnie tego wszystkiego jest tylko artystyczny frazes, tworz�cy rzeczywisto��. Czemu pan Klawista�ski nie mo�e dokona� tego sam? Dlaczego koniecznie pan jest mu potrzebny, w�a�nie pan, a nie kto� inny?
TARKWINIUSZ
Nie wiem. (innym tonem) Pani wie, �e ja nie jestem nawet tak niewinny naprawd�? (tajemniczo) Niech pani sobie wyobrazi, �e ja poca�owa�em kiedy� Liz�, o tu - za ucho.
Wskazuje palcem swoj� szyj� za uchem. > , k. <>
NINA ostro
O - tylko prosz� bez zwierze�. Liza nic mi o tym nie m�wi�a i nie chc� wcale wdziera� si� przypadkiem w jej tajemnice, (innym tonem) Czy pan wie, czym jest dla mnie przyjazd ca�ej tej kompanii? Wuj m�j, sir Tomasz Blazo de Lizo, nale�y do najbli�szych przyjaci� pani Zofii. On jedzie tu z ni� na pewno. To znaczy: koniec mojej swobody. TARKWINIUSZ
Ech - co tam pani swoboda. Pani wyjdzie sobie za m��, b�dzie pani mia�a kochank�w, wszystko, co pani zechce. A ja? Jestem niewolnikiem nowotworu, kt�ry mi przeszczepi� do m�zgu ten piekielny Pandzio. Ja jestem zupe�n� maszynk� w jego r�kach, (nagle) Niech pani powie, czy mi�dzy wami nigdy nic nie by�o? NINA
Daj� panu s�owo, �e nic. On nie przekroczy� w stosunku do mnie granic najnormalniejszego opiekuna. TARKWINIUSZ zaciskaj�c pi�ci
Ja mu nie zazdroszcz� ostatecznie jego przesz�o�ci - to ju� przezwyci�y�em, ale wie pani, �e gdybym si� dowiedzia�, �e on teraz co� takiego robi, czego nie powinien, niech mi [pani] wierzy, zabi�bym go jak psa. NINA patrz�c mu w oczy
Pan jest o niego zazdrosny. Pan go kocha... TARKWINIUSZ ob��dnie
Nie wiem. Nie wiem, czy to jest mi�o��, (z si��) Wiem tylko to, �e je�li tak dalej b�dzie trwa�, je�li on naprawd� mnie nie wprowadzi w inny �wiat, kt�ry by mi m�g� zast�pi� �ycie, to stan� si� potworem, jakiego dot�d nie by�o. NINA
Ee - niech pan nie przesadza. Pan jest biedne dziecko, a nie �aden potw�r. G�adzi go po g�owie.
476
477
Akt pierwszy
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigu�k�
TARKWINIUSZ odsuwaj�c si� od niej z gniewem
Niech pani si� nade mn� nie lituje. To mnie obra�a. Niech pani lepiej powie, co pani o nim my�li.
NINA
Powiem panu otwarcie: ja go te� kocham.
TARKWINIUSZ ze strachem
Co?...
NINA �miej�c si�
Niech pan b�dzie spokojny, z tego nic nigdy by� nie
; mo�e. (powa�nie) On, kiedy by� w pa�skim wieku, by�
kochankiem mojej zmar�ej matki. Moja mama by�a
kobiet� z��. Czyta�am jej dziennik. Ja nie mog� my�le�
o tym bez wstr�tu. r
TARKWINIUSZ gro�nie ;
O czym, o czym?
NINA �miej�c si�
O jego poca�unkach, tylko o poca�unkach. A zreszt� on jest sko�czony, zniszczony na zawsze, (z ironi�) Ach - on jest niezwyci�ony, jemu grozi� zanik ro�k�w przednich z powodu mi�o�ci do pani Kremli�skiej - ona te� jest niezwyci�ona. Mo�e pan go zwyci�y, panie Kwi-niu. Pan jest taki �adny.
TARKWINIUSZ
Wi�c jednak pani go kocha! Pani go prowokuje fa�szyw� oboj�tno�ci�. Co za perfidia.
NINA z ironi�
Ach, co za do�wiadczenie teoretyczne. Ach, co za wznios�o�� duszy, (innym tonem) A zreszt�, ja pana kocham tak�e. Pan jest �liczny, niewinny ch�opczyk. Pan jest jak ma�a gwiazdka w Drodze Mlecznej.
Ca�uje go nagle w usta i wybiega na lewo. Tarkwiniusz
stoi przez chwilk� nieruchomo.
TARKWINIUSZ
A jednak usta to jest piekielna rzecz. Teraz ju� nic
nie wiem. ,-,..,- *",,.,,
Przez drzwi �rodkowe, w g��bi, na prawo od kominka, wchodzi Zofia z Abencerage'�w Kremli�ska ubrana w str�j automobilowy, ze szpicrut� w r�ku. Za ni� r�wnie� w strojach automobilowych: Sir Tomasz, Teer-broom i Oliphant Beedle. Za nimi w stroju kardynalskim dr Don Nino de Gewacz i w pe�nym uniformie kirasjer�w gwardii graf Czub inin- Zalet a -j e w. Za nim t�oczy si� 40 (wyra�nie czterdziestu) Man-delbaum�w. Tarkwiniusz d�bieje na widok Zofii. ZOFIA
Czego pan tak zd�bia�, panie. Jak si� pan nazywa? Gdzie jest w�a�ciciel zamku?
TARKWINIUSZ f
Poszed� si� przebra�. Nazywam si� P�pkowicz. f!:
ZOFIA
�liczne nazwisko. Ja jestem Zofia z Abencerage'�w i tak dalej. Dlaczeg� to pan si� nie poszed� przebra� na moje przybycie? TARKWINIUSZ
Zaj�ty by�em wa�n� rozmow� z ksi�niczk� Passmore St. Edwards. Cierpi� na nieopisane ciemno�ci we �bie, a od niejakiego czasu... SIR TOMASZ
Hullo! Wi�c ona jest tutaj, tak jak to przypuszcza�em. Czy nie wie... TARKWINIUSZ
Mo�esz pan by� zupe�nie spokojny, sir Tomaszu. M�j przyjaciel kocha tylko i wy��cznie mnie. Stworzy� nowy zakon absolutnej, czysto duchowej przyja�ni. Jutro lub nawet dzi� wieczorem mam by� przypuszczony do tajemnic ostatecznych. ZOFIA
A zatem w por� przybywam. (Wskazuj�c na Tarkwiniusz a) Patrzcie, jaki on �liczny. Ci�k� walk�
479
478
Pigu�ka
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona
b�d� mia�a z takim rywalem. (Gro�ny pomruk w t�umie Mandelbaum�w i par� g�os�w ze sztabu g��wne go.) Cicho, Mandelbaumy, i wy, czciciele pierwszej klasy.
TARKWINIUSZ
Pani obra�a mego przyjaciela. Nie mo�e pani obj�� swoim kobiecym m�d�kiem wielko�ci jego ducha. Pani si� zdaje, �e pani ma do niego jakie� prawa. Prosz� si� raz na zawsze rozczarowa�.
ZOFIA do sztabu
S�yszycie? To jest co� niebywa�ego! Taki kwiatek uchowa� si� w domu tego potwora. I on jeszcze mu wierzy. (do Tarkwiniusza) Straszne chwile czekaj� ci�, smutny m�odzie�cze. Nie wiesz jeszcze, czym s� psychiczne zbrodnie. Patrz na mnie: czy� nie jestem pi�kna i m�oda? A jednak nie ma we mnie nic. Jestem mumia, mam lat tysi�ce, a okrucie�stwo moje nie ma granic. To on, pa�ski Pandeusz, uczyni� ze mnie paj�czyc� - ja po�eram duchy, nasyciwszy si� cia�ami. Patrz na ten t�um. (Wskazuje sztab i Mandelbaum�w.) To wszystko sk�rki od poczwarek, z kt�rych ulecia�y motyle. A te motyle, ich dusze, mam w mojej siatce i bawi� si� nimi, kiedy chc� i jak chc�, m�ody idioto. Mo�e i ty zechcesz by� okazem w mojej kolekcji?
T�um milczy.
TARKWINIUSZ . . .
Pani jest banalna, g�upia kura. Ci panowie wydali ju�
s�d na siebie samych, o ile to prawd� jest, co pani
nich m�wi. Ja jestem wy�szy ponad zwyk�y �yc10^
apetyt i to dzi�ki niemu, jedynemu dla mnie cz�owie
wi na tej ziemi, kt�rego pani w jego domu obraza.
ZOFIA
G�upi fanfaronie. Inaczej b�dziesz m�wi� za d Ja ci ods�oni� jego zamiary w ca�ej grozie-
wiesz...
TARKWINIUSZ
Wiem wszystko, co mi trzeba. Prosz� mnie zostawi� w spokoju.
Idzie szybko ku drzwiom na prawo. s
TEERBROOM Panie, panie! czy moja Liza jest te� tutaj?
TARKWINIUSZ
Tak, jest. Poca�owa�em j� wczoraj w ucho. Odpokutuj� to tak, jak pan zechce, i to nie tylko przez wzgl�d na wiek pana i na ni�, ale sam dla siebie, (do Sir Tomasza) A pa�ska siostrzenica poca�owa�a mnie dzi� w usta, plugawi�c tym moj� naj�wi�tsz� mi�o�� z Pandziem. (do Zofii) Nienawidz� was wszystkie i nigdy waszym nie b�d�. Wasze pami�tniki po�miertne i g�upie wierszyki dadz� pozna� �wiatu, ile mog�em u�y� tak zwanej "mi�o�ci", gdybym tylko chcia�. (Wydobywa z kieszeni zw�j papieru i daje go Teerbroomowi.) Oto wiersze pa�skiej c�rki pisane do mnie. (Teerbroom chowa wiersze do kieszeni) Po�wi�cam to wszystko dla zdobycia ostatecznych prawd istnienia, z dala od waszych ohydnych knowa� i zasadzek. Do widzenia!
Wychodzi gwa�townie na prawo.
ZOFIA
Uda� si� nam ten ma�y, krwaw� miazg� z niego zrobi�.
B�d� je�� jego nerwy sma�one na wolnym ogniu. Czuj�,
�e zagra�a we mnie krew wszystkich Abencerage'�w. TEERBROOM
Ale�, pani Zofio: ten automobil po ostatnim carze CT^lizJi dzi� pani dam jeszcze. SIR TOMASZ
Kupi� dla pani opactwo St. Patrick. Niech si� dzieje, co
Tlo nie t0' nie t0' bo oszaleJ?-BEEDLE do Sir Tomasza
o nie co? Oszala�e� ju�, sir Tomaszu, (do Zofii) ni: jacht ksi�cia Yorku od dzi� jest pani w�asno�ci�.
480
481
Nadobnisie i kaczkodany, czyli Zielona pigu�ka
SIR GRANT
Pigu�ki! Zielone pigu�ki! Dzi� napisz� pani na pergaminie moj� najtajniejsz� recept�.
ZALETAJEW
Ca�� platyn� Uralu z�o�� w pani �liczne, drapie�ne r�czki, madame Sofija. B�dziemy "duf wa wsiu".
KARDYNA� NINO
Nie wiesz, pani, o tej rozkoszy i nasyceniu ambicji, jakie towarzyszy uwodzeniu najwy�szych dostojnik�w Ko�cio�a. Dawniej niewarte to by�o funta k�ak�w, ale dzi�. A zreszt� willa Calafutrini ze wszystkimi bezcennymi zbiorami jest twoja. Niech B�g ma mnie w swojej opiece.
Modli si�.
MANDELBAUMY A my? A my? A my?
ZOFIA ucisza gwar ruchem r�ki i tupni�ciem
Nie m�wcie do mnie jak do ulicznej dziewczynki. Mnie si� ju� tym nie zdobywa.
SIR GRANT "
Od kiedy to, od kiedy? b
ZOFIA
Od dzi�, od dzi�, (patrzy na zegarek na nodze) od drugiej po po�udniu jestem �wi�t�. Mnie zdobywa si� tylko skomplikowaniem psychiki, po��czonym z maksymaln� si��.
SIR TOMASZ
Kt� to wykaza� t� w�a�ciwo��, �e �miesz pani o nich m�wi� w ten spos�b, jak gdyby by�y one w kim� rzeczywisto�ci�. Kto jest ten wyrodek?
ZOFIA
Ten ch�opczyk, kt�ry tu by� przed chwil�, ten m�ody P�pkowicz.
Ryk Mandelbaum�w ro�nie z ka�d� chwil�.
NAJSTARSZY Z MANDELBAUM�W
My mamy te w�a�ciwo�ci - my, Mandelbaumy. W imieniu nas wszystkich protestuj�!! ... ,,..,
ZOFIA zamierzaj�c si� na niego szpicrut�
Milcze�!! (Rykucicha.Najstarszy Mandelbaum cofa si�.} S�u�ba!! S�u�ba!!!
Wbiega z prawej strony M�ody Lokaj w czerwonej liberii. M�ODY LOKAJ
S�ucham, Ja�nie Pani! *S
ZOFIA wskazuj�c szpicrut� t�um Mandelbaum�w
Wyprowadzi� t� ho�ot�, da� jej �er� i rozmie�ci� p&
pokojach.
M�ODY LOKAJ X
S�ucham Ja�nie Pani�, (do Mandelbaum�w) PT@N
sz� pan�w. Prosz�.
Pcha ich ku drzwiom �rodkowym. "
ZOFIA #
Zapami�tajcie sobie dobrze, Mandelbaumy, �e jeste
�cie dla mnie tylko i jedynie zmieszanym "t�em" m�sko
�ci bezosobowej i przerywanej, "un fond de masculinite
impersonelle et intermittente". Won!!! (Tamci wychodz�.
Zofia rzuca si� na krzes�o.) Z tego dzieciaka zrobi�
antydot przeciw Pandziowi. Teraz jestem silna, mam
dzi� dobry dzie�.
Z lewej strony wchodzi Pandeusz. Po obu stronach trzymaj� si� go obie dziewczynki: z prawej Nina, z lewej Liza Nina ubrana w czarn� sukienk�, Liza w poprzedniej sukni Niny. Pandeusz w czarnym anglezie. PANDEUSZ
Przepraszam, �e tak d�ugo pozwoli�em Pa�stwu na siebie czeka�. Musia�em si� przebra� i przygotowa� Liz� do tego, co j� czeka, (do Teerbrooma) Panie Teerbroom: pan nie umie wychowywa� c�rki. Zostanie u mnie tak d�ugo, a� p�ki nie uznam za stosowne zwr�ci� jej panu jako kobiet� sko�czon� i niebanaln�.
482
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona
483
Aktj�erwszy
Pigu�ka
TEERBROOM
Przez snobizm jestem got�w nawet na to. Tylko tego pan nie wie, �e pa�ski przyjaciel ju� si� z ni� ca�owa�. Mam w kieszeni ca�y pakiet wierszy napisanych przez ni� do tego P�pkowicza. Panu ufam zupe�nie, ale pa�skim teeee... wychowankom...
PANDEUSZ
To niemo�liwe! Jak pan �mie!
TEERBROOM
Sam to przed chwil� powiedzia�. Prawda, panowie? ZOFIA
Tak, Pandeuszu - mog� to po�wiadczy�. Jeste� mocno zachwiany w twoich hm... zamiarach. Ale ja ci� pociesz� przy pomocy nowych pigu�ek sir Granta. PANDEUSZ
To okropne! Dzi� w�a�nie chcia�em zacz�� zdradza� przed nim tajemnice ostateczne najwy�szego pojmowania �ycia.
SIR TOMASZ
Nie do�� na tym: moja siostrzenica Nina, jak sam zezna� to pa�ski pupil, poca�owa�a go dzi� w usta. Zdawa� si� by� tym bardzo zasmucony, ale s�dz�, �e udawa� ze strachu przede mn�.
PANDEUSZ
Ale� na Aldebarana, sir Tomaszu! Panie leerbroom! Jestem niewinny. Po prostu, po prostu ziemia usuwa mi si� spod n�g. S�abo mi.
Panienki go podtrzymuj�.
ZOFIA
Pandeuszu: twoje wtajemniczenia s� blag�. Wiem, czym si� to sko�czy. Chcesz sobie wr�ci� m�odo��, u�ywaj�c do tego wspomnie� chwil prze�ytych w Harvard-Colle-ge. Pami�taj, �e znikn��e� wtedy z horyzontu. My wiemy, co to by�o: to by� rok karnego domu w Crippen--Heath.
PANDEUSZ
Tak - przyznaj� to. I od tego czasu �y�em wed�ug praw natury, mimo �e s� ludzie, kt�rzy �mi� dowodzi�, �e epoki najwy�szej kultury s� zawsze po��czone z ich lekcewa�eniem. To, o czym marz� obecnie, wy�sze jest ponad wasze plugawe podejrzenia. S�dzisz to po sobie, Zosiu. O - ty jeste� zdolna do rzeczy najgorszych. Ja ciebie znam. Ale nic z tego. B�dziesz ostatni� pokus� dla Kwinia i to pokus�, kt�r� on pokona. A je�li pokona ciebie - nie ma dla� ju� pokus na �wiecie.
ZOFIA
Dzi�kuj� ci za uznanie. Jeste� przynajmniej sprawiedliwy. Ale radz� ci, strze� si� przed samym sob�. Stan pod�wiadomy zawsze tak post�puje. Ty nie znasz sobie. Ciebie znam tylko ja jedna. Ty masz jeszcze przed sob� szata�skie mo�liwo�ci.
PANDEUSZ
Na przyk�ad mo�liwo�� zakochania si� powt�rnie w tobie!! Cha, cha, cha!
ZOFIA
Nic jeszcze nie wiadomo. Pigu�ki - oto ostatnie s�owo tajemnicy. A co do mnie, to nie upad�am jeszcze tak nisko, aby by� przedmiotem twoich idiotycznych eksperyment�w z twoimi mediami.
NINA
W kwestii formalnej: czy pa�stwo nie mogliby od�o�y� tej rozmowy na p�niej? Liza: id� przywita� si� z ojcem. (Liza pada w obj�cia Teerbrooma. Do Pande-u s za) Ci ludzie s� zm�czeni drog�. Mo�e by pan zaj�� si� odpowiednim rozmieszczeniem go�ci. Ja pomy�l� o kwiatach do obiadu.
PANDEUSZ
Rzeczywi�cie ma pani racj�, panno Nino. Prosz� za mn�.
Idzie ku drzwiom �rodkowym, z prawej strony wbiega Tar-
kwiniusz, ubrany jak poprzednio. ;
485
Akt pierwszy
484
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigu�ka
TARKWINIUSZ
Pandziu! Szukam ci� po ca�ym pa�acu. Mam okropne przeczucia. Ta pani (wskazuje na Zofi�) zupe�nie mi si� nie podoba, ale niepokoi mnie strasznie. (Zofia gniewnie uderza szpicrut� po p�aszczu.) Jestem w stanie zupe�nej dywergencji najistotniejszych napi�� kierunkowych.
PANDEUSZ ponuro
Zdradzi�e� mnie. Teraz nie wiem, czy zdo�am ci� uratowa� od �ycia. Nie jeste� ju� czystym duchem bez wspomnie�.
TARKWINIUSZ
Ach, te dziewcz�tka mnie zdradzi�y. Nie - to oni ci powiedzieli, (z szalonym zapa�em) To jest nic: to s� powierzchowne mu�ni�cia, kt�rych ju� nie pami�tam. Musisz mnie wtajemniczy� zaraz. Jestem w stanie straszliwego wewn�trznego napr�enia. Mog� p�kn��: mog� si� przewali� w t� lub tamt� stron� z si�� wulkanu. Ale przysi�gam ci: w istocie jestem czysty. Chod�my do twej leniwni.
PANDEUSZ
Nie - od��my to na jutro. Nie jestem dzi� usposobiony, nie jestem do�� skupiony. Wytrzymaj naprz�d pokus�, oka� si� godnym. Pom�w wpierw z pani� Zofi�.
TARKWINIUSZ bardzo rozczarowany
Ach, tak. Teraz ci powiem rzecz straszn�: ty nie wie
rzysz sam sobie, ty nie wierzysz w prawd� twego syste
mu. Ty si� boisz, ty nie masz si�y. Maskujesz nieistot-
no�� twych pragnie� fa�szyw� teoryjk�. Czemu nie
mo�esz by� sam ze sob�? Dlaczego jestem ci koniecz
nie potrzebny? Przyznaj si�, �e ty jeszcze nie wiesz, co
masz mi powiedzie�. Ty szukasz natchnienia we mnie,
natchnienia dla uwierzenia w siebie, dla zape�nienia tej
okropnej pustki, kt�ra ci nie daje �y�. A �ali� si� nie
masz ju� odwagi. �, > " ,
PANDEUSZ z gorycz�
Oto jak straszne spustoszenie zrobi�y w duszy twej te niby powierzchowne mu�ni�cia. Jestem zdradzony, obrzydliwie ok�amany i zdradzony.
ZOFIA
Tak - Pandzio si� zdemaskowa�. Ja m�wi�am to samo.
PANDEUSZ
Ty nie masz prawa g�osu, Zosiu. Przesta�em dla ciebie istnie� od czasu, jak nie mog�em by� w stosunku do ciebie m�czyzn�. Demaskujesz si� sama.
TARKWINIUSZ
Ale co b�dzie ze mn�? �ycie wdziera si� wszystkimi porami do mego oszala�ego m�zgu.
ZOFIA
Biedny ch�opiec! Dosy�. Wszystko rozstrzygnie si� samo. Uwolnimy si� nareszcie od tego przekl�tego problemu Pandeusza Klawista�skiego. Albo jest zwyk�ym szarlatanem, albo najwi�kszym metafizycznym bydl�ciem, jakie znam. Id�my si� k�pa�, a potem je��.
Idzie ku drzwiom �rodkowym, a za ni� inni. Kardyna�
modli si� id�c.
TARKWINIUSZ do Niny
Panno Nino: musz� pani co� powiedzie�. Gangliony p�kaj� mi od niewyra�alnych my�li.
Chwyta Nin� za r�k� i wywleka na lewo.
PANDEUSZ krzyczy za nim : ;
Oby� tego nie po�a�owa�! Uwa�aj! ';
Zofia wybucha �miechem i wychodzi. Z ni� inni i P a n -
deusz. Zostaje Sir Grant Blaguewell-Padlock,
kt�ry zatrzymuje Oliphanta Beedle.
SIR GRANT
Rozumie pan? Wszystko jest w moim r�ku. (Wyjmuje pude�eczko z kieszeni od kamizelki i stuka w nie palcem.) Zielone pigu�ki. Jednak, pomy�l pan, �ycie w dzisiejszych czasach bez narkotyk�w by�oby czym�
486
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielon
strasznym. Jestem ostatnim dobroczy�c� upadaj�c ' ludzko�ci, o ile naturalnie �rodek m�j nie oka�e si� -;� �miertelnym w dalszych skutkach. Na ludziach nie mia�em odwagi go wypr�bowa�.
OLIPHANT BEEDLE
Tak - albo w�a�ciwie, co nas to wszystko obchodzi? Wytwarzacie sztuczne problemy.
SIRGRANT
Ale� ona musi by� moj�, dzi�, zaraz, kiedy zechc�. (Oliphant robi gro�ny ruch.) Uspok�j si� pan, nast�pn� pigu�k� rezerwuj� dla niej i dla pana. Historia stara jak �wiat, zamiast napoju - pigu�ki. Za� co do problemu Pandeusza, to nie jest on tak nieistotnym, jak pan my�li. Na przyk�adzie tym zademonstruj� pewne prawa wieczne.
M�ODY LOKAJ wchodz�c przez drzwi �rodkowe Prosz� Ja�nie Pan�w do �a�ni.
Wychodz� szybko przed lokajem, kt�ry ich przepuszcza.
KONIEC AKTU PIERWSZEGO
AKT DRUGI
O DS�ONA PIERWSZA
Ten sam pok�j. Wiecz�r, godzina wpoi do dziesi�tej. Przez drzwi �rodkowe wchodzi Zofia, ubrana w czarn� sukni� balow�, w towarzystwie obu panienek. Nina ubrana zielono, Liza ��to. Zofia siada na kanapce, kt�ra stoi obecnie na prawo od kominka, wprost drzwi (na kominku pali si� dalej zielony ogie�) i wk�ada do pude�eczka od pudru co�, co dot�d trzyma�a w zaci�ni�tej r�ce. Nina siada po jej prawej r�ce, Liza - po lewej. Za scen� s�ycha� od czasu do czasu przeci�g�e, ponure ryki.
NINA ���<;;.,
Co pani tam robi, pani Zofio? s J,
ZOFIA
To jest tajemnica dzisiejszego wieczoru. Nigdy nie by�am tak siln� jak teraz. Znalaz�am przeciwwag� dla psychicznej perwersji Pandeusza w postaci tego ch�opczyka. Ale to tylko si�a negatywna. Mam jeszcze co�, ha, ha, mam jeszcze co�.
NINA
Si�a kobiety zawsze jest negatywn�, nawet nie w znaczeniu z�a. LIZA
lak - ja te�; to my�l�. Si�a kobiet jest wkl�s�a - ich si�a jest wypuk�a...
Nadobnisie i
488
NINA
Poczekaj, Liza: pani Zofia m�wi, �e ma co� wi�cej, co� pozytywnego. Co pani ma w tym pude�eczku?
ZOFIA wstaj�c
Mam zielon� pigu�k� sir Granta. Nowy narkotyk stwarzaj�cy nienasycenie tak potworne, �e wobec tych, kt�rzy go za�yj�, Mesalina by�aby owieczk� tylko. Wpu�ci� mi, bestia, do kieliszka. Ale spostrzeg�am i zatrzyma�am mi�dzy z�bami. A potem wyj�am j� nieznacznie. Komu j� dam, ten b�dzie kocha� mnie, jak nikt jeszcze dot�d nikogo nie kocha� od pocz�tku �wiata. NINA
Tylko prosz� oszcz�dza� Tarkwiniusza. Ja go kocham. ZOFIA
Pani nie b�dzie mia�a si�y pokona� wp�ywu Pandeusza. Nie wie pani, z kim pani walczy. Zwyci�y� w nim fikcj� � wy�szego poznania �ycia bez mi�o�ci, kt�r� mu wszczepi� Klawista�ski, mog� tylko ja.
NINA
Tak, ale przy tym zabierze go pani dla siebie. Ja nie chc�. ZOFIA
I c� mi zrobisz, biedna kureczko? Ty nie wiesz, jak ja ich znam. Ja znam ka�dy fibr ich pozornie skomplikowanych dusz. Nie by�o jeszcze takiego, kt�ry by mi si� ;; opar�. NINA ironicznie
Z wyj�tkiem Pandeusza, wobec kt�rego pani negatywna si�a ju� nie wystarcza. ZOFIA
Ale pani zdaje si� te� kocha� Klawista�skiego. Tak mi przynajmniej m�wiono. NINA
i,i Gdyby nie to, �e by� kochankiem mojej n matki, kocha�abym go nawet takim, jaki jest
489
zielonych pigu�ek sir Granta. (b�agalnie) Pani: niech pani nie zabiera mi Tarkwiniusza. B�agam pani�.
ZOFIA
Dobrze: spreparuj� go tylko dla pani. Na tyle tylko, na ile b�dzie mi potrzebnym, aby m�g� zwyci�y� pokusy Pandzia. Ani na tyle wi�cej. ,w " = �,
Pokazuje na palcu. _ :Ihvv..^-> "j. v^�
NINA :-:��. -.' .;.-.-� �� -,--:,. ����: : u,,r- ':
Dzi�kuj� pani. ; . = - ; ';A
Ca�uje j� w r�k�. " f' : �-�'�
LIZA
Jaka pani Zofia jest pi�kna we wszystkim, co m�wi i co robi. (do Niny) Gdyby kto inny m�wi� tak jak ona; by�oby to wstr�tne.
NINA
Niestety, czyny m�czyzn maj� warto�� bezwzgl�dn�. To, co czyni kobieta, zanadto zale�ne jest od jej twarzy, figury i stroju, a nade wszystko od tego, czy ma �adne r�ce i nogi.
Przez drzwi z prawej strony wchodzi Tarkwiniusz we
fraku, Zofia rozpr�a si�.
TARKWINIUSZ
Przychodz� na t� pr�b� mojej si�y. Ale ostrzegam pani�, �e jestem skondensowany jak nigdy. Wszystko wisi na jednym w�osku, kt�ry ma wytrzyma�o�� stalowej liny.
ZOFIA
tym lepiej dla mnie, panie P�pkowicz. Niech pan siada. ^KWINIUSZ siadaj�c mi�dzy dziewczynkami "ani mnie nie rozumie, m�wi�em o rzeczach istotnych, ^zuj� do pani obrzydzenie granicz�ce z b�lem fizycznym prawie. W ka�dym s�owie, kt�re pani wymawia, Jest [Pani] cyniczna i wstr�tna. W ka�dym najoboj�t-niejszym zdaniu tkwi ukryta jaka� my�l lubie�na. Pani 8 s zdaje si� nie wychodzi� z gard�a, tylko diabli Wledz�sk�d..
490
491
Akt drugi
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigu�ka
ZOFIA
Na tym polega moja si�a. Takie powiedzenia zapadaj�
g��boko w najskrytsze zakr�ty waszych cia� i potem tak
. trudno je wam z siebie wyrwa� jak wspomnienia rozko-
szy.
TARKWINIUSZ wstrz�saj�c si�
O, jakie� to obrzydliwe! Nienawidz� pani.
Wstaje.
ZOFIA
Ale poczu� pan jednocze�nie ten dreszcz tajemniczy, kt�rego pan nie zna� dot�d. Wie pan.
TARKWINIUSZ
Sk�d pani wie? Pani jest jasnowidz�ca.
Dziewczynki przychylaj� si� do siebie i patrz� na Zofi�
z uwielbieniem.
ZOFIA
W�a�ciwie jestem ciemnowidz�ca, ale widz� pewnie. Moje tajemne oczy kr��� razem z czerwonymi kulkami twojej m�odej krwi i zagl�daj� w ukryte spr�yny twego ,': jestestwa.
TARKWINIUSZ
Tu si� pani pomyli�a! To zdanie nie budzi we mnie �adnego dreszczu. Jest artystycznie nieudane. G�os si� pani zmieni� i za�ama�. Niech pani nie udaje czego� ponad siebie, bo mo�e si� pani wysypa�.
ZOFIA
Ach - nie m�w tak ordynarnie. Patrz na mnie - nie unikaj mego wzroku. Czy� nie czujesz potwornej rozpaczy na my�l o tym, czego nigdy, nigdy nie b�dzie? Ca�y �wiat nie istnieje w tej chwili dla ciebie. Wszystkie barwy zblad�y gdzie� w oddali, a formy najpi�kniejszych widok�w skurczy�y si� w ohydne, zeschni�te, starcze zmarszczki, jakby je spala� od wewn�trz tajemny �ar bezdennej pustki. Wszystkie twoje uczucia sta�y si� wyrazem najstraszliwszej wewn�trznej nudy i dzie�
jutrzejszy zdaje ci si� niesko�czon� pustyni�, kt�rej przebrni�cie jest niemo�liwo�ci� a� po wieczno�� ca��. Patrz na mnie: czy� to nie prawda? TARKWINIUSZ
Rzeczywi�cie - widzi mnie pani na wylot. W g�owie mi si� kr�ci. ZOFIA wskazuj�c Nin�
Czym�e jest to biedne czyste uczuci�tko, kt�re masz
dla niej, wobec nienasycenia wszystkich ��dz, kt�re
czujesz teraz? Ja mog� spe�ni� to wszystko albo odej��
w tej chwili z okrutnym u�miechem i zostawi� ci�
spalonego na popi�, sparali�owanego, st�a�ego od
niewys�owionej m�ki ogromu nigdy niesytego pragnie
nia. Patrz w moje oczy. Podobasz mi si�.
TARKWINIUSZ zbli�aj�c si� do niej ; � {.
To straszne -ja nie mog� si� oprze�. Ogl�da si� na dziewczynki. NINA zrywaj�c si�
Ja go nie oddam! Ja go kocham, a pani chce si� nin� bawi�. Prosz� go zaraz zostawi� w spokoju. ZOFIA �agodnie
Id� st�d w tej chwili, moje dziecko. We� Liz� i id�cie spa� obie. A przedtem porozmawiajcie sobie o wszystkim.
Nina zgn�biona bierze Liz� za r�k� i obie wychodz� powoli na lewo. Zofia i Tarkwiniusz patrz� na siebie. Z chwil� zatrza�ni�cia si� drzwi Tarkwiniusz rzuca si� na Zofi �, kt�ra obwija go w�owatym u�ciskiem. Ca�uj�c si� padaj� oboje na kanap�. W tej samej chwili przez drzwi �rodkowe wchodzi Sir Gra n t. Tamci rozrywaj� si�. SIR GRANT
Pani Zofio! Ja si� przyznam do wszystkiego, ja pani da�em w winie zielon� pigu�k�. Pani obieca�a mi kiedy�... To ju� zaczyna dzia�a�... Niestety przedwcze�nie...
492
493
Akt drugi
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigu�ka
- Wed�ug moich do�wiadcze� na gwanxach powinno zacz�� si� najwcze�niej w cztery godziny. Ja pani� b�agam... Pani mi przyrzek�a... Tylko my mo�emy to wypr�bowa�.
2�OFIA wstaj�c; Tarkwiniusz siedzi dalej
Jeste� pan sko�czony osio�. Pa�sk� pigu�k� mam tu - patrz pan. (Pokazuje pude�eczko od pudru.) Zatrzyma-
tf. �am j� na z�bach. Id� pan do swoich gwanx�w. (S�ycha�
:> ryki silniejsze od poprzednich.) O - nie s�yszy pan, jak
:, rycz�? Za�yje, kiedy b�d� chcia�a, albo dam j�, komu zechc�. To jeszcze lepsze. Rozumie pan, panie trucicielu? Prosz�!
Wskazuje drzwi. Sir G ran t wychodzi zgn�biony, bez
s�owa.
TARKWINIUSZ ci�gn�c Z ofi � ku sobie na kanapk� Jeszcze... Daj mi twoje usta!
ZOFIA siadaj�c ko�o niego
Nie, dziecinko, teraz porozmawiamy powa�nie. Ja nie chc� tylko twoich ust, cho� tak �licznie umiesz ca�owa�. Ty masz w sobie dane to, czego inni ucz� si� latami. Ale ja ci� kocham, ja chc� twojej duszy. Ty musisz by� m�j naprawd�, przedtem, nim nasycisz twoje pragnienie. Inaczej otrujesz si� mn� tak jak inni.
TARKWINIUSZ
Wi�c naprawd� pani mnie kocha? ;,
ZOFIA
Tak - musisz uwierzy� w twoje szcz�cie. Jestem twoja. Poznaj mnie teraz, �eby� potem nie po�a�owa� tego, �e mnie nie oceni�e�. Ja mog� by� wszystkim. Trzeba mnie tylko bardzo, bardzo kocha�. Mo�e wr�c� jeszcze moje dni dziewcz�ce, kiedy by�am naprawd� szcz�liwa.
TARKWINIUSZ zabieraj�c si� do niej
Wi�c pozw�l mi si� ca�owa�. Dlaczego mnie odpy
chasz? , ..,....,
ZOFIA
Nie, nie - nie teraz. Teraz chc� tylko twojej duszy.
TARKWINIUSZ ponuro
Wie pani - zdaje mi si� w tej chwili, �e duszy nie mam wcale, (g�osem dziecka, kt�re dopomina si� o cukierek) Ja chc� twoich ust.
ZOFIA
Zdaje ci si�. Si�d� tu przy mnie spokojnie, oprzyj twoj� g��wk� o mnie i m�w. M�w do mnie tak jak do Niny, jak do niego... do Pandzia.
TARKWINIUSZ sadowi�c si� ko�o niej
Ja nie mam nic do powiedzenia. Zapomnia�em o wszystkim. Chod� zaraz do mnie, do mego pokoju.
ZOFIA
Nie, nie, nie p�jd�. Ty wcale nie jeste� m�j. Ja ci si� tylko podobam. Ty ci�gle my�lisz o nim, o tym przekl�tym Pandeuszu.
TARKWINIUSZ wstaj�c
To jest w�a�nie fatalne, �e o nim zapomnia�em. Czuj� okropne wyrzuty sumienia. Nie tylko w stosunku do niego, ale do siebie samego. Zdradzi�em siebie. Jestem cz�owiek upad�y.
ZOFIA wstaj�c
Dziecko! Ty nie wiesz, kto jest ten tw�j Pandeusz. To jest wcielenie najgorszej perwersji po��czone z najbardziej plugawym apetytem. Ty si� dopiero dzi� przekonasz, �e wszystkie jego teorie na temat wy�szego �ycia s� zupe�n� blag�. Wy�szego sposobu istnienia naprawd� nie ma. S� to tylko fikcje uspo�ecznionych bydl�t, jakimi jeste�my. Na dnie duszy Pandzia jest tylko zamaskowana ��dza najzwyklejszego u�ycia.
TARKWINIUSZ wstaj�c
Pani si� pomyli�a. Nie wiedzia�a pani, z kim pani ma do czynienia. Ja jestem silniejszym, ni� pani my�li. A przy
494
495
Akt drugi
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigu�k�
tym wiem wi�cej, ni� pani przypuszcza. Prosz� o dowody rzeczowe. Ja nie znam wtajemnicze� ostatecznych ale to, co wiem, wystarcza, abym tego nie uwa�a� za r blag�. Prosz� o dowody rzeczowe.
ZOFIA
Wiem - zasada To�samo�ci Faktycznej Poszczeg�lnej. Wszystko, co jest, jest to, a nie tamto. Ale� o tym wiemy wszyscy. Jest to bezp�odna prawda i nie darmo prze�lepili j� najwi�ksi m�drcy �wiata. C� jest w tym dziwnego?
TARKWINIUSZ
Zasada jest prosta - to przyznaj�. Ale rzeczywiste konsekwencje mog� by� niezwyk�e.
ZOFIA
I to wiem! Ka�da chwila sama dla siebie, przezwyci�enie �ycia nie w Nirwanie, tylko w koncentracji osobowo�ci - oczywi�cie kto� drugi jest tu konieczny. Niechby Pandeusz potrafi� prze�y� to sam! Upad�abym przed nim na brzuch. Jest to nauka istniej�ca jedynie w samym fakcie nauczania, (ze z�o�ci�) Wszystko to blaga! , albo jest czyn okre�lony, taki, a nie inny - wszystko jedno: tw�rczo�� artystyczna czy �yciowa, albo Nirwana. Reszta to fa�sz wymy�lony przez nie umiej�cych �y�
; zdechlak�w.
TARKWINIUSZ
Nieprawda! Ja czuj�, �e poza tym jest jeszcze co�, czego nie pojmuj�. Nie w s�owach, ale w wykonaniu. Tego trzeba dokona�. To si� nie da okre�li� przed stworzeniem.
ZOFIA
Bergsonowskie baliwernie! Jeste�cie obaj idioci. Je
den ok�amuje drugiego, a ka�dy jeszcze ok�amuje
siebie na dodatek. Zobaczysz, czym b�dzie to dokona
nie. Zobaczysz dzi� w nocy. Pami�taj, co ci m�wi�am.
.Pami�taj! , , ;i ; << �>;..; : .
TARKWINIUSZ
Dobrze. Zobaczymy. Je�li to oka�e si� nieprawd�, to mo�e pani mnie uwa�a� za swoj� w�asno��. �ycie moje niewarte jest wtedy zdech�ego gwanxa.
ZOFIA
Ale� ja ciebie wcale "nie chc�. Ju� nie. To by�a chwila z�udzenia. Jeste� dla mnie tylko antydotem: �rodkiem opanowania siebie dla zdobycia jego. O niego mi tylko chodzi, o twego g�upiego, k�amliwego mistrza. Co m�wi�: nie o niego, o jego zewn�trzn�, dotykaln� aparycj� tylko - dusz� jego mia�am ju� i zwomitowa�am dawno, tak by�a wstr�tn� i ma��.
TARKWINIUSZ
Teraz pani obrazi�a �miertelnie i jego, i mnie. Nie wiem ju�, co jest prawd� we mnie. To mo�e rozstrzygn�� przypadek tylko - raczej przeznaczenie.
ZOFIA
W kog� to zechcesz wcieli� to twoje przypadkowe przeznaczenie?
TARKWINIUSZ
W pani�. Idea nie jest tak g�upia, jak si� to pani zdaje. �ycie jest w�a�nie przypadkowym przeznaczeniem. To wyra�a sprzeczno�� inicjaln� istnienia. Dwa te pogl�dy nie dadz� si� po��czy�, a �ycie ��czy je w ka�dej chwili. Tworz�c �wiadomie mo�liwo�� przypadku, wyzywamy objawienie og�lnej determinacji wszystkiego.
Zamy�la si�. >"
ZOFIA i
A wi�c do rzeczy, ch�opczyku. Rzeczywi�cie masz w so
bie jak�� si�� i to zaczyna mnie zaciekawia�.
TARKWINIUSZ
Z�apa�em m�j pomys�, kt�ry si� b��ka� w nie�wiadomych otch�aniach mojej ja�ni. Wiem, �e pani ma trzeci� nagrod� za walk� na florety na mi�dzynarodowym konkursie w Melbourne. Ja te� bij� si� nie�le. B�dzie-
497
496
drugi
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona
my walczy� o niego i o mnie, a mo�e te� i o pani� sam� Od pani to zale�y.
ZOFIA
A wie pan, �e ta my�l jest �wietna. Jeszcze dzi� w nocy o drugiej, zaraz po wtajemniczeniu, o ile naturalnie nie straci pan wiary us�yszawszy wszystko.
TARKWINIUSZ
Nawet wtedy b�d� si� bi� o siebie i o to co�, czego w pani zg��bi� nie mog�. Ja pani tak po prostu uwie�� nie potrafi�.
ZOFIA z ironi�
Uwie��. I takie co�, pokr�cone jak pan, �mie mi co� podobnego m�wi�.
TARKWINIUSZ
Milcze�! Ja musz� wprz�d pozna� wy�sze prawo mego �ycia, a nie zwyk�e codzienne regu�ki. Teraz jest pani dla mnie �rodkiem tylko, papierkiem lakmusowym, kt�rym badam reakcj� mojej duszy. Ale jedno musi mi pani przyrzec: b�dzie si� pani bi� ze mn� bez �adnej lito�ci.
Wyci�ga do niej r�k�. > tti
ZOFIA podaj�c mu r�k� r ft;
Ale� przyrzekam, przyrzekam. Co za zarozumia�o��! Nie chodzi mi o ciebie wcale. Podoba mi si� ten pomys� jako zupe�nie nowy temat, wpleciony w gmatwanin� erotycznych zaburze�.
Tarkwiniusz wyrywa jej r�k�.
TARKWINIUSZ
Wstr�tny babon! Ale mimo to pewne warunki: o ile pani mnie rani, je�li strac� wiar� w Pandeusza, uwa�am si� za pani w�asno��, o ile ja pani� ranie, nigdy wi�cej nie wejdzie mi pani w drog�, chyba �e sam tego za��dam. O ile kt�re� z nas zginie, problemy mi�dzy nami rozwi�zuj� si� oczywi�cie same przez
Si�. . ... ,- �.)�; ,, -: .-�---. �� '� ,��� -.�'..
ZOFIA
Dobrze, m�j ma�y. Zaczynasz mi si� zn�w podoba�.
TARKWINIUSZ
Do widzenia o drugiej w tym pokoju.
Wychodzi na lewo. Jednocze�nie przez drzwi �rodkowe wchodzi towarzystwo m�czyzn z Pandeuszem na czele.
Sztab we frakach. Mandelbaumy jak poprzednio.
ZOFIA do siebie
Zdaje si�, �e przesadzi�am dawk� antydotu. Zanadto mi si� podoba ten ch�opiec.
PANDEUSZ
Jak�e tam pokusy? �a�uj�, �e nie widzia�em. Ale sir Grant upi� si� jak �winia i m�wi� rzeczy tak cudowne" o swoich przyprawach, �e si� oderwa� wprost nie mog�em. A gdzie Tarkwiniusz?
ZOFIA z�a
Poszed� przygotowa� si� do wtajemnicze� ostatecznych. Rzeczywi�cie, masz nad nim w�adz� piekieln�. Tylko tortury mog� was rozdzieli�.
PANDEUSZ z tryumfem
A widzisz. Ja wiedzia�em, �e Kwinio mnie nie zdradzi. Dzi� wtajemnicz� go definitywnie.
SIR TOMASZ
Szans� nasze zwi�kszaj� si�. My�l�, �e nie b�dziemy si� k��ci� i za�o�ymy stowarzyszenie czcicieli tej nowej Astarte.
KARDYNA� NINO
Niech B�g ma nas w swojej opiece. Czuj�, �e stanie si� co� straszliwego.
Pomruk Mandelbaum�w. Z lewej strony wchodz� obie panienki w szlafroczkach.
ZOFIA nagle rozja�nia si�
Panie Teerbroom i ty, sir Tomaszu: pozw�lcie dzi� po raz ostatni zabawi� si� moim ma�ym przyjaci�kom. Mo�ecie by� za to pewni mojej �aski. (Wahanie Te er-
499
498
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielo
'SiPigutka
brooma l Sir Tomasza.} No - zrobione. R0z
poczynamy orgi�. Pandziu: ka� poda�, co masz najlep-: szego. Nie wymieniam tych rzeczy, kt�rych pragn�, aby
nie by� pos�dzon� przez [was] o nieistotny snobizm
albo o z�y gust.
Pandeusz wychodzi przez drzwi �rodkowe. Liza idzie do ojca. M�czy�ni pozostaj� w g��bi. Na froncie Zofia i Nina. NINA
No i co? Uwiod�a go pani? ZOFIA
Ale gdzie tam. Bij� si� z nim na szpady o drugiej
w nocy. Nie b�j si�, Nina. Nic mu si� z�ego nie stanie. NINA
Przyrzek�a mi pani. Ale o co bi� si� b�dziecie? ZOFIA
G�upstwo. On musi odzyska� utracony - jak m�wi -
honor. Musi zobaczy� siebie do dna czy co� podobnego.
Ja si� nie rozumiem na tych subtelno�ciach. Mnie bawi
sam fakt. NINA
Pani bawi si� zawsze, ale ja? ZOFIA
B�d� pewna, �e mu nic z�ego nie zrobi�. Oddam ci go
jeszcze szlachetniejszym, ni� by�. NINA
Tak by�am pewna, �e pani mu da t� pigu�k� - tak si�
ba�am. Ale nie �mia�y�my wej�� z Liz�. ZOFIA
Tarkwiniusz nie potrzebuje �adnych pigu�ek. To cud0^"
ny ch�opczyk. Gdyby nie to, �e kocham naprawa?
jednego tylko Pandeusza, odebra�abym ci go
A teraz s�uchaj, a potem patrz uwa�nie. Nie mam K
si� zwierzy�. Zielon� pigu�k� dam dzi�
W ten spos�b skompromitujemy go wobec
sza, kt�ry i tak jest ju� zachwiany w swojej wierze w niego. A potem, wolny od z�udze� wy�szego �ycia, Tarkwiniusz b�dzie tylko twoim.
NINA Jaka pani jest szlachetna i pi�kna we wszystkim! Dzi�-
kuj� pani za wszystko.
Ca�uje j� w r�k�. Wchodzi Pandeusz z lokajem nosz�-
cym wino i kieliszki. Nalewanie i picie. Mandelbaumy
stoj� ponuro w tle.
ZOFIA wpuszczaj�c pigu�k� do swego kieliszka Pandziu: przyjmij ten kielich ode mnie i wychyl go za zdrowie twego pupila i za skuteczne wtajemniczenie go w nauk� wy�szej �wiadomo�ci �ycia, �ycia bez kobiet. Nie dla Nirwany czynisz to - wiemy o tym wszyscy - tylko dla spot�gowania a� do p�kni�cia naszej n�dznej, plugawej, uspo�ecznionej osobowo�ci. Hurra!
PANDEUSZ przyjmuj�c kieliszek Teraz nareszcie b�dziemy �y� w przyja�ni. Kto wie - mo�e i ty, Zosiu, przejdziesz na moj� wiar�, wyczerpawszy wszystkie rozkosze. A tymczasem pij� za wielko�� zasady To�samo�ci Faktycznej Poszczeg�lnej, kt�r�. poj��em dot�d ja jeden z wszystkich filozof�w �wiata. Niech trwa w�r�d rzadkich okaz�w naszego gatunku. najwi�ksze, bezp�ciowe szcz�cie wy�szej �wiadomo�ci �ycia, bez wiary w za�wiaty, bez teozofii, bez �adnej og�le blagi! Hurra!!
GRANT
Nie pij pan: tam mo�e by� zielona pigu�ka. Ona... andeusz zatrzymuje si� i pytaj�cym wzrokiem patrzy dooko�a.
ZOFIA
Milcze�! Zwariowa� stary! Pij, Pandziu - ciebie nie
.zdradzi�am nigdy. s , " ; i* :
lr Grant cofa si�. ,
500
Nadobnisie i koczkodany, czyli
PANDEUSZ
Tak - wierz� ci zupe�nie, nasze dusze nie rozsta�y si� nigdy. (Wychyla kielich do dna.) A teraz chod�my do sali okr�g�ej na najw�cieklejsz� z orgii. Musz� si� wzmocni� widokiem �yciowego �wi�stwa przed objawieniem Tarkwiniuszowi prawd ostatecznych.
Z lewej strony wbiega Tarkwiniusz.
TARKWINIUSZ
Pandziu! Ja ju� d�u�ej nie mog�. Chod�my zaraz. Wtajemnicz mnie albo przewal� si� ca�kiem na drug� stron�.
PANDEUSZ
Dobrze - niech b�dzie teraz. Czuj� jak�� dziwn� si��, ogarniaj�c� wszystkie wi�zania [?] mego m�zgu, a tajemnicze dreszcze przebiegaj� m�j zmartwia�y mlecz. My�l�, �e sam b�d� mia� jeszcze nowe objawienia. Nie p�jd� na t� orgi�, (do go�ci) Pa�stwo pozwol� sami. (do Zofii) Prowad� ich, Zosiu, do tej okr�g�ej sali, w kt�rej prze�yli�my tyle chwil rozkoszy nieistotnych. My z Tarkwiniu-szem dogonimy was za par� godzin. B�dziemy wtedy na niedost�pnej wy�ynie przyja�ni i absolutnej wiedzy. Jak dwa paraboliczne zwierciad�a zwr�cone ku sobie odbija� si� b�dziemy w sobie, w zamkni�tej Niesko�czono�ci.
ZOFIA
Cha, cha, cha, cha, cha, cha!
PANDEUSZ zimno
Z czego �miejesz si�, Zosiu?
ZOFIA
Ja nic - ja tylko tak - z rado�ci, (do sztabu i Ma�-delbaum�w) Chod�cie, panowie, i wy, moje drogie panienki. (Obejmuje Nin�, kt�ra sta�a dot�d oboK^ niej.) B�dziemy si� bawi� jak nigdy, oczekuj�c dalszyc rozwi�za�.
Idzie ku drzwiom �rodkowym z Nin�. Za ni� t�um. M a ^
d e l b a urny mrucz� g�ucho. Podczas tego Pand�
m�wi:
PANDEUSZ
Chod�, Tarkwiniuszu, teraz dopiero przeniknie ci� wiedza ostateczna. Nie zatracisz twej osobowo�ci, tylko stworzysz nowego siebie ponad przypadkowo�ci� dnia i nocy. B�dziesz jedynym sam dla siebie i dla mnie. Tylko we dw�ch mo�emy tego dokona�. Samotno�� zabija istot� ja�ni i zbli�a nas do Nirwany. Tylko tak zwany wy�szy pustelnicyzm otwiera wrota tajemnicy cierpi�cym na niedosyt absolutu. �adna sztuka ani �aden czyn realny, ani �adna wiara nie mo�e by� wy�sz� nad to, co stworzymy. �wiat uleci w Nico��, zostawiaj�c nas w zimnej, kryszta�owej sferze prawdy o nas samych. Jeste�my jedyni. TARKWINIUSZ
Musz� ci co� powiedzie�. Nie czuj� si� godnym - ca�owa�em si� z twoj� Zofi�. PANDEUSZ zainteresowany
Ca�owa�e� si� jednak. Nie wiem czemu, ale dzi� nawet
to dodaje ci uroku. Kocham twoj� dusz�. ,
Obejmuje go. ��, ! t
TARKWINIUSZ z lekkim dreszczem
Ona m�wi�a mi to samo. f
PANDEUSZ
Ona k�amie. Chod�, idziemy do mojej leniwni w wie�y pomocnej. Czuj�, jak my�l moja niby zimny sztylet wwierca si� w rozpalone �ono Wiecznej Tajemnicy. Nie w poj�ciach, nie w ich systemach ani w intuicyjnym wnikni�ciu w rzeczywisto�� le�y rozwi�zanie. I nie w wyrzeczeniu si� �ycia. Ono jest w samym �yciu, w podw�jnym zrozumieniu jedyno�ci i to�samo�ci ka�dej chwili
Id tnvania sameg� dla siebie.
, % J(r)4 drzwiom naprawo i wychodz�. Za scen� s�ycha� dziki Kch Zofii i pomruk daleki Mandelbaum�w - Potem ryk gwawc�w. Wpada Sir Gra� t przez drzwi Sfodkowe i rozgl�da si�.
502
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielo,
na
SIR GRANT krzyczy
Nie ma ich!
Biegnie ku drzwiom na prawo. We drzwiach ukazuje si� Ml ody Lokaj, a za nim Stary Lokaj z rewolwerami w r�kach. M�ODY LOKAJ
Ani kroku dalej, sir Grant. Ja�nie pan kaza� strzela�
w �eb ka�demu, kto by o�mieli� si� wtargn�� do wie�y*
p�nocnej. SIR GRANT
Za p�no. Za p�no. Wybiega przez drzwi �rodkowe.
KONIEC PIERWSZEJ ODS�ONY AKTU DRUGIEGO l
ODS�ONA DRUGA
Ten sam pok�j, prawie zupe�nie ciemno. Przez chwil� scena pusta. S�ycha� z prawej strony zbieganie ze schod�w z szalon� szybko�ci�. Wpada Tarkwiniusz w jasnej pi�amie i zapala �wiat�o. Po czym pada na kanapk� i zakrywa twarz r�kami.
TARKWINIUSZ
Ach, co za bydl�! Jak on �mia�. To wszystko by�o k�amstwo. Marne uwodzenia bezczelnego, zboczonego �uise-ra. Ach... (Patrzy na zegarek na r�ce) Za trzy minuty druga. Powinna tu by� zaraz. Wszystko tak si� zmiesza�o, �e ju� nic a nic nie wiem. Musz� si� bi�. Czuj�, �e w tym b�dzie rozstrzygni�cie wszystkiego. Prawda wyjdzie na wierzch sama. Nie wiem, kto jest ona ani ja sam. Wiem tylko, ale i to nie na pewno - �e on jest potw�r. Ale potworno�� ta jest tajemnicz� dla mnie w stopniu tak straszliwym, �e nie wiem, jakie fakty zdo�aj� j� rozwik�a�. (Wo�a, le��c bezsilnie) Pani Zofio, pani Zofio!
7 lewej strony wchodzi Zofia, ubrana w czerwony trykot. W r�ku niesie dwie szpady. ZOFIA cicho
Cicho, panie Kwiniu. Cicho. Jestem. Jestem gotowa. TARKWINIUSZ wstaj�c
Pani: co ja prze�y�em! To jest ruina wszystkich moich
marze�, ca�ego wy�szego �ycia.
ZOFIA
Uspok�j si�, dziecinko. (G�adzi go po g�owie.) Opowiedz mi o wszystkim.
TARKWINIUSZ innym tonem Ach - gdybym m�g�! Ale ja pani nienawidz� tak�e.
ZOFIA
Za co? Prawdy absolutnej nigdy nie mo�na po��czy� z �yciem w jedn� �yw� ca�o��. Czego chcesz ode mnie? Kochaj mnie po prostu.
TARKWINIUSZ
Pani k�amie. Pani my�li tylko o nim. Znam pani zasad� antydot�w: system dw�ch kochank�w istotnych - nie licz�c innych.
ZOFIA
To system Pandeusza: zasada dw�ch kochanek. Mnie jednej tylko nie zdradzi� - ani ja jego. By�am ostatni�.
TARKWINIUSZ
Chcia� pani� zdradzi�, ale nie m�g�, bo ja tego nie chcia�em. Prosz� o szpad�.
ZOFIA daje mu szpady do wyboru, on bierze Ale� owszem, owszem. Je�li ten pojedynek jest ci koniecznie potrzebny dla poznania siebie, to si� bij. Wola�abym, aby� sam si� zabi�. Mog� ci zrobi� co� z�ego. Przyrzekam ci, �e bi� si� b�d� na serio.
TARKWINIUSZ
lak - i je�ii dostrzeg� w twoich oczach cho�by �lad zastrzel� ci� jak w�ciek�� suk�. A potem siebie,
505
504
Nadobnlsie i koczkodany, czyli
jego, wymorduj� wszystkich, i te przekl�te dziewczynki razem. Rewolwer mam w kieszeni. ZOFIA zimno
S�dz�, �e najpierw zabije pan wszystkich, a potem siebie - tak b�dzie pro�ciej. Ja te� potrzebuj� wstrz��ni�cia nerw�w po tych wszystkich nieudanych perwersjach i wtajemniczeniach. Pandeusz musi by� m�j.
Staj� w pozycji: Tarkwiniusz na lewo, Zofia -na
prawo, i zaczynaj� si� bi�.
ZOFIA po chwili, zimno
Niech pan uwa�a, zaczynam si� zapala�.
TARKWINIUSZ z w�ciek�o�ci�
Zapalaj si� sobie, ma�po! Zostanie z ciebie kupa p�ynnej zgnilizny, jak ci� przek�uj�. Masz, masz!
ZOFIA
Ho, ho. Nie�le naciera. A teraz na mnie kolej. W ty� dwa kroki; (par� pchni��) w ty� trzy kroki. O tak, o tak! Tak, tak, tak, tak!
Przygwa�d�a go do �ciany, na lewo. Tarkwiniusz pada
pod drzwiami.
TARKWINIUSZ
Umieram! Serce... Wszystkie nienasycenia... o, jak�e mi �al �ycia... (Pr�buje si� podnie�� i pchn�� j�; Zofia wytr�ca mu szpad� z r�ki;pada znowu.) Nienawidz� ci�!
Umiera. Zofia stoi nieruchomo. Po czym obciera szpad�
o prawe udo, rzuca j� i zapala papierosa. S�ycha� szalony
ha�as, zbiegania po schodach, na prawo. Wpada P a nde-
usz w jasnej pi�amie.
PANDEUSZ
To ty, Zosiu! Jestem m�ody i zdr�w jak byk na pampa-sach. Wszystkie objawienia s� g�upstwem. Prawda jest tylko w �yciu, bez �adnej filozofii, bez �adnej metafizycznej przyja�ni, bez �adnej to�samo�ci. To niemo�liwe! Prawda absolutna