1805
Szczegóły |
Tytuł |
1805 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1805 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1805 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1805 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Kurt Vonnegut
"Tabakiera z Bagombo"
Z angielskiego prze�o�y�a El�bieta Zychowicz
Przedmowa
Kurt Vonnegut zyska� szerokie uznanie jako jeden z najlepszych pisarzy ameryka�skich drugiej po�owy dwudziestego wieku powie�ciami Rze�nia numer pi��, Kocia ko�yska, �niadanie mistrz�w i Sinobrody. Jego talent tw�rcy kr�tkich form by� mniej doceniony. W pierwszej dekadzie jego kariery pisarskiej i p�niej opowiadania Vonneguta cieszy�y si� powodzeniem u szerokiej rzeszy czytelnik�w w najpoczytniejszych czasopismach.
W latach pi��dziesi�tych oraz na pocz�tku lat sze��dziesi�tych napisa� wiele opowiada�, kt�re zosta�y opublikowane w "Collier's", "The Saturday Evening Post", "Cosmopolitan", "Argosy", "Redbook" oraz innych magazynach. Dwadzie�cia trzy opowiadania zosta�y zebrane w Witajcie w ma�piarni, a teraz inne znalaz�y si� w obecnym zbiorze.
Nowele Vonneguta trafi�y na podatny rynek, poniewa� ukazywa�y si� w najlepszych ilustrowanych czasopismach o szerokim zasi�gu, i cieszy�y si� powodzeniem, gdy te periodyki si� rozwija�y. By�y pomys�owe, zr�nicowane i �wietnie napisane. Zebrane w Witajcie w ma�piarni, nadal mia�y ogromn� rzesz� czytelnik�w. By�y pe�ne �ycia, humoru i m�dro�ci. Jest rzecz� nader wa�n�, �e dwadzie�cia kilka znanych opowiada�, kt�re nie znalaz�y si� w Witajcie w ma�piarni, b�dzie wydanych w formie ksi��kowej, poniewa� mieszcz� si� w kanonie Vonneguta tak niezawodnie, jak jego uznane powie�ci. W�a�nie w tych opowiadaniach, gdzie doskonali� swoje pisarskie umiej�tno�ci, widzimy dojrzewanie talentu Vonneguta oraz tematy i techniki, rozwini�te w jego p�niejszej pracy.
Vonnegut zacz�� pisa� opowiadania pod koniec lat czterdziestych, pracuj�c w biurze prasowym General Electric w Schenectady, w stanie Nowy Jork. Wcze�niej ostrzy� swoje pi�ro, stawiaj�c pierwsze kroki w pracy dziennikarskiej, gdy ucz�szcza� do liceum Shortridge High School w Indianapolis (1936-1940). By� sta�ym autorem tekst�w i naczelnym redaktorem ukazuj�cej si� codziennie szkolnej gazetki "The Shortridge Echo", a
w college'u pisa� dla "Cornell Daily Sun". W swych rubrykach tworzy wyraziste postacie i zaczynamy dostrzega� humor i dowcipne spo�eczne obrazoburstwo w pe�ni widoczne w jego dojrza�ej tw�rczo�ci. Przeszkodzi�a mu wojna, stwarzaj�c dramatyczne okoliczno�ci, kt�re pos�u�y�y za kanw� arcydzie�a Rze�nia numer 5, jednak�e podwaliny pod jego pisarstwo zosta�y po�o�one.
Po wojnie nast�pi� w Stanach Zjednoczonych rozkwit popularnych czasopism, drukuj�cych opowiadania. Pod koniec lat czterdziestych i na pocz�tku pi��dziesi�tych telewizja wci�� jeszcze by�a w powijakach, istnia� wi�c ogromny popyt na zabawne teksty do czytania. W 1949 roku Vonnegut wys�a� Raport w sprawie efektu Barnhouse'a do "Collier's". Knox Burger, b�d�cy tam redaktorem literackim, zwr�ci� uwag� na nazwisko autora, kt�rego zna� z Cornell, gdzie Burger by� redaktorem satyrycznego czasopisma campusu, "The Widow", i zainteresowa� si� opowiadaniem. Po wprowadzeniu kilku zmian zosta�o ono przyj�te jako pierwsze opowiadanie Vonneguta do druku. Burger przedstawi� r�wnie� Vonneguta Kennethowi Littauerowi i Maxowi Wilkinsonowi, dw�m agentom o du�ym do�wiadczeniu w kierowaniu m�odymi ambitnymi pisarzami. Ich rady w dziedzinie pisania dobrze skonstruowanej prozy by�y wr�cz nieocenione (i nawet zosta�y uwzgl�dnione przez Vonneguta
w jego o�miu zasadach, kt�re przedstawi� we wst�pie do niniejszego zbioru). Po wydaniu wi�kszej liczby opowiada� i wyra�nym popycie na jego utwory Vonnegut zrezygnowa� z pracy w General Electric, przeni�s� si� na Cape Cod i po�wi�ci� si� ca�kowicie pisarstwu.
Niniejszy zbi�r zawiera kilka opowiada�, w kt�rych znalaz�y odzwierciedlenie do�wiadczenia Vonneguta
z okresu drugiej wojny �wiatowej. Wydarzenia, na kt�rych zosta�a oparta Rze�nia numer 5, s� obecnie og�lnie znane - jak Vonnegut zosta� wzi�ty przez Niemc�w do niewoli podczas kontrofensywy niemieckiej w Ardenach pod koniec 1944 roku, by� przetrzymywany jako jeniec wojenny w Dre�nie, znalaz� schronienie w podziemnym magazynie mi�sa, gdy miasto p�on�o wskutek zmasowanych atak�w powietrznych, a po kl�sce nazist�w w�drowa� kr�tko z uciekinierami niemieckimi, dop�ki nie przy��czy� si� do wojsk ameryka�skich. Der Arme Dolmetscher, Pami�tka i Rejs "Weso�ego Rogera" opowiadaj� o nast�pstwach wojny z humorem, ale i przejmuj�co.
Wiele z opowiada� daje nam fascynuj�cy wgl�d w zachowanie i obsesje Amerykan�w w latach pi��dziesi�tych. Motto obowi�zuj�ce w General Electric brzmia�o: "Post�p jest naszym najwa�niejszym produktem". By� to slogan, kt�ry stanowi� sum� optymizmu tamtej dekady i przed�u�enia wojennego nastroju "potrafi� zrobi�". Panowa�a w�wczas og�lna wiara w wielkie mo�liwo�ci nauki i techniki w dziedzinie ulepszania �ycia codziennego. Koncepcja stabilnego spo�ecze�stwa, kt�re mo�e zaoferowa� przeci�tnej rodzinie szcz�liwy dom, coraz lepsza sytuacja finansowa, �atwiejsze warunki �yciowe i coraz bardziej fascynuj�ce sprz�ty mechaniczne, dostarczy�a pomys�u na wspomniane ni�ej opowiadania. Vonnegut podwa�a t� �wietlan� wizj�, wykazuj�c, �e taki rzekomy post�p mo�e by� przeprowadzany ludzkim kosztem. A zatem bohaterowie Pakietu odkrywaj�, �e nie odpowiada im blichtr ich nowego, wyposa�onego w wymy�lne urz�dzenia domu w drogiej eleganckiej podmiejskiej dzielnicy, i dochodz� do wniosku, �e woleli solidno�� swego dawnego �ycia. Podobnie mieszka�cy Biednego bogatego miasteczka przedk�adaj� dawne sposoby nad nowe, a skromne �rodki nad dostatek, obiecywany przez inwestor�w. Ten sam temat powtarza si� w pierwszej powie�ci Vonneguta, pisanej r�wnocze�nie, Pianoli (1952), oraz w wielu p�niejszych utworach.
Vonnegut ostro rozprawia si� w tych historyjkach z pozorami. Ludzie, kt�rzy wynosz� si� ponad innych, s� zwykle demaskowani, cz�sto przez dzieci. Dzieciaki demaskuj� gangstera-egotyst� w Prezencie dla Wielkiego �wi�tego Nicka, a dziewi�ciolatek przy�apuje na b��dzie popisuj�cego si� akwizytora w Tabakierze z Bagombo. Czasami pozory staj� si� sposobem na uporanie si� z �yciowymi problemami, jak w przypadku m�a s�awnej gwiazdy w Bezp�atnym konsultancie, kt�ry wynajduje sobie wyimaginowan� rol�, by zachowa� poczucie w�asnej warto�ci. Kitty Cahoun z Panny m�odej na zam�wienie buntuje si� przeciwko wyst�powaniu w roli Falloleen,
w kt�r� wt�oczy� j� m�� projektant. A m�ody Kiah z Niebieskoszarego smoka zostaje odarty ze z�udze�, gdy pr�buje udawa� przynale�no�� do bardziej wyrafinowanego �wiata, kupuj�c egzotyczny sportowy samoch�d. Te opowiadania zapowiadaj� ostrze�enie zawarte w Matce nocy: "Jeste�my tym, za kogo chcemy uchodzi�, tote� musimy by� bardzo ostro�ni, kogo udajemy".
Podobnie jak w powie�ciach, zaj�cie cz�sto okre�la to�samo�� przynajmniej w przypadku m�czyzn. Stosunki ojciec-syn, kt�ry to w�tek powtarza si� cz�sto tak�e w powie�ciach, mog� pom�c w okre�leniu to�samo�ci zar�wno ojca, jak i syna - patrz: Ten m�j syn. Owe stosunki rzadko bywaj� �atwe, cz�ciowo z powodu sk�onno�ci ojc�w, by narzuca� synom, kim maj� zosta�, a cz�ciowo dlatego, �e ojcowie boj� si� tego, jak s� odbierani przez swoje dzieci.
Jest pewien aspekt tych opowiada�, kt�ry bardziej ni� cokolwiek innego sprawia, �e wydaj� si� troch� przebrzmia�e, a mianowicie chodzi o rol� kobiet. Przecie� w tamtych czasach wiele zam�nych kobiet nie pracowa�o poza domem i cz�sto kierowa�y si� przy wyborze tego, jak maj� si� ubiera�, gotowa�, urz�dza� mieszkanie, z jakich korzysta� rozrywek, jak post�powa� z dzie�mi, lektur� czasopism, w kt�rych ukazywa�y si� te opowiadania. Chocia� trudno oczekiwa� od opowiada� pisanych w latach pi��dziesi�tych, by wykazywa�y wra�liwo�� na sprawy kobiet, tak silnie wyra�on� w powie�ciach Galapagos i Sinobrody, d��� ju� w tym kierunku. Nawet romantyczne historie, Noc dla mi�o�ci i Znajd� dla mnie marzenie, pokazuj� uci��liwe oczekiwania �wiata m�czyzn wobec kobiet. Nowela Anonimowi kochankowie, opublikowana w 1963 roku, traktuje z humorem spo�eczne zak�opotanie, spowodowane nowo powsta�ym ruchem "wyzwolenia kobiet".
Kr�tkie formy literackie wymagaj� szybkiego nakre�lenia postaci i w�a�nie one ujawniaj� bieg�o�� Vonneguta w zarysowaniu indywidualnej osobowo�ci w kilku akapitach. Ta umiej�tno�� widoczna jest r�wnie�
w powie�ciach, gdzie posta� cz�stokro� wydaje si� podporz�dkowana przes�aniu. I rzeczywi�cie, bardziej skomplikowane psychologicznie postacie, jak na przyk�ad Howard Campbell w Matce nocy czy Rabo Karabekian w Sinobrodym, s� tworzone niemal z pomini�ciem opisu ich cech fizycznych. Niekt�re portrety z opowiada� - przychodzi mi tu na my�l dyrygent szkolnej orkiestry, George M. Helmholtz, wyst�puj�cy w trzech nowelach - mo�e by� prototypem tych powie�ciowych bohater�w.
W niekt�rych opowiadaniach wyst�puje narrator, na przyk�ad sprzedawca zimowych okien czy doradca finansowy, kt�ry ma dost�p do rozmaitych �rodowisk spo�ecznych. Taka osoba odwiedza domy bogatych znakomito�ci, jak to si� dzieje w Pannie m�odej na zam�wienie i Bezp�atnym konsultancie, i czyni rzeczowe uwagi. Owi narratorzy nadaj� wi�ksz� autentyczno�� relacji dzi�ki bezpo�rednio�ci przekazu. Cz�sto bywaj� g�osem zdrowego rozs�dku, kt�ry neutralizuje dziwactwa dnia codziennego, a ich ironiczny komentarz lub drwi�cy ton s� �r�d�em humoru.
Zabawne opowiadania Vonneguta pasuj� do ameryka�skiej tradycji nieprawdopodobnych historii, kt�rych reprezentantem by� Mark Twain. Pies Edisona, nowela zawarta w Witajcie w ma�piarni, jest klasycznym przyk�adem tej formy. Zar�wno Mnemonika, jak i Ka�da godziwa propozycja w niniejszym zbiorze ko�cz� si� niespodziewan� �artobliw� puent�. Nowatorskie u Vonneguta jest zastosowanie humoru w opowiadaniach science fiction. W swoisty spos�b wykorzystuje zabawne sytuacje pozaziemskich uk�ad�w i dziwnych wydarze� typowych dla science fiction. Thanasfera nale�y do kategorii humorystycznej prozy fantastycznej, opowiada o podr�y kosmicznej (w tamtych czasach by�a to jedynie podniecaj�ca perspektywa) w po��czeniu z konwencjonalnymi wyobra�eniami duch�w przebywaj�cych "tam w g�rze". Fakt, �e humor opowiadania ma cierpki posmak, jest r�wnie� charakterystyczny dla Vonneguta. Fabu�a Pianoli i Syren z Tytana, powie�ci napisanych w konwencji science fiction, obfituje w wydarzenia, kt�re s� jednocze�nie zabawne i przykre, podobnie jak klasyczne opowiadanie Epicac, wchodz�ce w sk�ad antologii Witajcie w ma�piarni.
Telewizja przyczyni�a si� do zako�czenia kariery Vonneguta jako autora kr�tkich form literackich. Czasopisma, kt�re ch�tnie kupowa�y jego opowiadania, zacz�y skar�y� si� na brak czytelnik�w i dochod�w z reklam. Dotychczasowi odbiorcy coraz cz�ciej szukali rozrywki w telewizji, a zleceniodawcy reklam, kt�rzy stanowili g��wne �r�d�o zysk�w dla owych periodyk�w, uznali to nowe medium za nieodparte. Niekt�re czasopisma zrobi�y klap�, inne zmieni�y szat� zewn�trzn�, jeszcze inne obj�to��. Vonnegut przestawi� si� na pisanie powie�ci - najpierw wydawane w mi�kkich ok�adkach, jak Syreny z Tytana (1959) i Matka noc (1961), a nast�pnie
w twardych, pocz�wszy od Kociej ko�yski (1963). Wszystkie jego powie�ci, obecnie w liczbie czternastu, s� ci�gle w sprzeda�y.
Jak ju� wspomnia�em wcze�niej, antologia Witajcie w ma�piarni (1968) zawiera�a dwadzie�cia trzy opowiadania. Jedena�cie z nich ukaza�o si� we wcze�niejszym zbiorze Canary in a Cat House (1961), ale obecnie nak�ad jest wyczerpany. Cudowna lampa Hala Irwina, kt�ra by�a zawarta w tamtym zbiorze, ale nie ukaza�a si� w Witajcie w ma�piarni, znajduje si� r�wnie� w niniejszym zbiorze, cho� w wersji znacznie r�ni�cej si� od orygina�u. Pozosta�e opowiadania nigdy dot�d nie by�y publikowane w wydaniu ksi��kowym. Pisz�c studium The Short Fiction of Kurt Vonnegut.(Greenwood Press, 1997), trafi�em do st�ch�ych archiw�w i odszuka�em publikacje Vonneguta w takich periodykach, jak: "The Saturday Evening Post" czy "Collier's". Wyda�o mi si� oczywiste, �e te rozproszone opowie�ci zas�uguj� na osobne wydanie, nie mniej od zebranych w Witajcie w ma�piarni. Naturalnie, by�em zachwycony, �e Kurt Vonnegut podzieli� m�j entuzjazm w tej materii.
Chcia�bym zdradzi� pewn� ciekawostk� tym, kt�rzy interesuj� si� szczeg�ami literackimi. Opowiadanie Der Arme Dolmetscher figuruje na stronie copyrightowej Wit�jcie w ma�piarni, ale nie znalaz�o si� w zbiorze. Ze wzmianki dowiadujemy si�, �e zosta�o zamieszczone w "The Atlantic Monthly" pod tytu�em Das Ganz Arm Dolmetscher, cho� w rzeczywisto�ci "Atlantic" u�y� kr�tszego, gramatycznie poprawnego tytu�u. I jeszcze jedna ciekawostka. Aczkolwiek opowiadanie ukaza�o si� dopiero w lipcu 1955 roku, mog�o by� przyj�te znacznie wcze�niej; w przedmowie bowiem jest mowa o tym, �e Vonnegut pracuje w General Electric, gdy tymczasem odszed� stamt�d w 1950 roku.
Peter Reed
Wst�p
M�j d�ugoletni przyjaciel i krytyk, profesor Peter Reed, wyk�adowca na wydziale filologii angielskiej University of Minnesota, uzna� za sw�j obowi�zek zebranie tych opowiada� z odleg�ej przesz�o�ci. W przeciwnym razie nigdy nie ujrza�yby �wiat�a dziennego. Ja sam nie zachowa�em nawet skrawka papieru z tamtego okresu mojego �ycia. W naj�mielszych marzeniach nie przypuszcza�em, �e do czego� dojd�. Chcia�em jedynie utrzyma� rodzin�.
Peter podszed� do swoich poszukiwa� w spos�b naukowy. Mimo to poprosi�em go, �eby zrobi� dla mnie co� wi�cej, a mianowicie opatrzy� nieoficjalnym wst�pem to, co w gruncie rzeczy jest raczej jego ni� moim zbiorem.
Niech ci� B�g b�ogos�awi, doktorze Reed.
Te opowiadania, jak r�wnie� dwadzie�cia trzy opowiadania podobnego rodzaju, wydane w zbiorze Witajcie w ma�piarni, powsta�y pod koniec z�otego wieku literatury drukowanej w czasopismach w naszym kraju. Przez mniej wi�cej pi��dziesi�t lat, powiedzmy a� do 1953 roku, podobne historyjki stanowi�y �agodn�, acz popularn� form� rozrywki w milionach dom�w, nie wy��czaj�c mojego.
Stary cz�owiek musi mie� nadziej�, �e niekt�re, je�li nie wszystkie jego najwcze�niejsze opowie�ci, mimo swej �agodno�ci i niewinno�ci, mog� wci�� bawi� w tych trudnych czasach.
Nie by�yby teraz wznowione, gdyby powie�ci, kt�re napisa�em mniej wi�cej w tym samym okresie, nie zyska�y, lepiej p�no ni� wcale, zainteresowania krytyk�w. Moje dzieci by�y ju� w�wczas doros�e, a ja w �rednim wieku. Spodziewa�em si�, �e te opowiadania, drukowane w czasopismach p�kaj�cych w szwach od tego typu utwor�w i najrozmaitszych reklam, czasopismach, kt�re obecnie w wi�kszo�ci ju� nie istniej�, b�d� mia�y r�wnie d�ugie �ycie jak robaczki �wi�toja�skie.
To, �e wszystko, co napisa�em, nadal znajduje si� w sprzeda�y, zawdzi�czam staraniom jednego wydawcy, Seymoura "Sama" Lawrence'a (1927 -1994). Gdy w 1965 roku, kompletnie sp�ukany, nie drukowany, prowadzi�em warsztaty pisarskie w University of Iowa, gdzie pojecha�em sam, zostawiwszy rodzin� na Cape Cod, po to by zarobi� na jej utrzymanie, Sam kupi� za bezcen od wydawc�w prawa do moich ksi��ek, zar�wno tych w twardych, jak i mi�kkich ok�adkach, i przela� je na mnie. To Sam podsun�� z powrotem moje ksi��ki pod kr�tkowzroczne oczy czytelnik�w.
Sercowo-p�ucna reanimacja autora, kt�ry by� ju� prawie martwy!
Tak to podniesiony na duchu �azarz napisa� dla Sama Rze�ni� numer 5. Ta ksi��ka uczyni�a mnie znanym. Jestem humanist�, nie mam wi�c prawa spodziewa� si� �ycia pozagrobowego dla siebie ani dla kogokolwiek. Jednak�e podczas nabo�e�stwa �a�obnego Seymoura Lawrence'a w New York City's Harvard Club powiedzia�em z pe�nym przekonaniem: "Sam jest teraz w niebie".
Nawiasem m�wi�c, 7 pa�dziernika 1998 roku wr�ci�em do Drezna, miejsca akcji Rze�ni numer S. Zaprowadzono mnie do piwnicy, w kt�rej, wraz z setk� innych ameryka�skich je�c�w wojennych, przetrwa�em straszliw� po�og� powsta�� w wyniku zrzucenia bomb zapalaj�cych, kiedy to udusi�o si� lub sp�on�o oko�o stu trzydziestu pi�ciu tysi�cy os�b. Florencja nad �ab� przypomina�a po niej ksi�ycowy krajobraz.
Gdy znalaz�em si� jeszcze raz w tamtej piwnicy, przesz�a mi przez g�ow� nast�puj�ca my�l: "Poniewa� �yj� tak d�ugo, jestem jednym z niewielu ludzi na Ziemi, kt�rzy widzieli Atlantyd�, zanim pogr��y�a si� na zawsze w falach".
Kr�tkie formy literackie bywaj� naprawd� wspania�e. Niekt�re opowiadania zrobi�y na mnie ogromne wra�enie jeszcze w czasach, gdy by�em w szkole �redniej. My�l� tutaj o Kr�tkim szcz�liwym �yciu Franciszka Macombera Ernesta Hemingwaya, Otwartym oknie Sakiego, Mirrze, kadzidle i z�ocie O'Henry'ego i Przy mo�cie nad Sowim Potokiem Ambrose'a Bierce'a. Ja natomiast nie pretenduj� do wielko�ci ani je�li idzie o opowiadania zamieszczone w niniejszym zbiorze, ani w innym.
Mimo to jednak moje nowele mog� by� interesuj�ce, jako relikty epoki "przedtelewizyjnej", kiedy autor m�g� utrzyma� rodzin� dzi�ki pisaniu opowiada�, kt�re podoba�y si� bezkrytycznym czytelnikom, i w ten spos�b zyskiwa� do�� wolnego czasu na pisanie powa�nych powie�ci. Gdy w 1950 roku sta�em si� "pe�noetatowym" wolnym strzelcem, spodziewa�em si�, �e b�d� to robi� przez reszt� mojego �ycia.
Cieszy�a mnie ta perspektywa, znajdowa�em si� bowiem w doborowym towarzystwie. Hemingway pisywa� dla "Esquire", F. Scott Fitzgerald dla "The Saturday Evening Post", William Faulkner dla "Collier's", John Steinbeck dla "Woman's Home Companion"!
M�wcie sobie o mnie, co chcecie, nie napisa�em nigdy niczego dla czasopisma o nazwie "Woman's Home Companion", ale by� czas, kiedy uczyni�bym to z najwy�sz� przyjemno�ci�. Chcia�bym jeszcze doda� t� my�l: to, �e kobieta tkwi z konieczno�ci w domu wtedy, gdy jej m�� jest w pracy, a dzieci w szkole, nie oznacza bynajmniej, �e jest imbecylem.
Publikacja niniejszej ksi��ki sk�ania mnie do rozwa�a� na temat dobroczynnego wp�ywu, jaki wci�� mo�e wywiera� na nas lektura opowiada�, co czyni je tak r�nymi od powie�ci, filmu, sztuki teatralnej czy przedstawienia telewizyjnego.
Je�li mam jednak przedstawi� m�j punkt widzenia, musicie wyobrazi� sobie najpierw razem ze mn� dom z mojego dzieci�stwa i m�odo�ci w Indianapolis, w samym �rodku wielkiego kryzysu. Poprzedni wielki kryzys trwa� od krachu na gie�dzie dwudziestego czwartego pa�dziernika 1929 roku a� do momentu, gdy Japo�czycy wy�wiadczyli nam przys�ug�, bombarduj�c nasz� znajduj�c� si� w stanie �pi�czki flot� wojenn� w Pearl Harbor, si�dmego grudnia 1941 roku. Ma�e ��te sukinsyny, jak ich nazywali�my, by�y �miertelnie znudzone wielkim kryzysem. My r�wnie�.
Wyobra�my sobie, �e jest znowu 1938 rok. Mam szesna�cie lat. Wracam do domu po kolejnym okropnym dniu w Shortridge High School. Matka, kt�ra nie pracuje poza domem, m�wi mi, �e na ma�ym stoliku le�y nowy numer "The Saturday Evening Post". Na dworze pada deszcz, a ja czuj� si� nie lubiany. Ale nie mog� w��czy� czasopisma, tak jak si� w��cza odbiornik telewizyjny. Musz� wzi�� je z blatu stolika albo b�dzie tam nadal le�a�o, martwe jak kamie�. Bez mojego udzia�u nie funkcjonuje.
Gdy ju� je podnios�em, musz� usadowi� wygodnie osiemdziesi�t kilogram�w �ywej wagi m�odego m�skiego cia�a w fotelu klubowym. Nast�pnie musz� przewraca� strony, by trafi� na opowiadanie o inspiruj�cym tytule i ciekawych ilustracjach.
W z�otym wieku ameryka�skiej prozy drukowanej w czasopismach graficy otrzymywali tyle samo pieni�dzy co autorzy, kt�rych opowiadania ilustrowali. Cz�stokro� byli r�wnie albo nawet bardziej znani od autor�w. Ich Micha�em Anio�em by� Norman Rockwell.
Gdy rozgl�dam si� za opowiadaniem, moje oczy trafiaj� r�wnie� na reklamy samochod�w, papieros�w, krem�w do r�k i tak dalej. To zleceniodawcy reklam, nie czytelnicy, p�acili prawdziwe koszty takich n�c�cych publikacji. I niech ich B�g za to b�ogos�awi. Ale pomy�lcie tylko, jak� niewiarygodn� rzecz ja sam z kolei musz� zrobi�. W��czam m�j m�zg!
A to przecie� dopiero pocz�tek. Gdy m�j m�zg pracuje ju� na pe�nych obrotach, przyst�puj� do niemal niemo�liwej rzeczy, kt�r� ty w tej chwili robisz, drogi czytelniku. Nadaj� sens idiosynkratycznym uk�adom w linii horyzontalnej, licz�cym zaledwie dwadzie�cia sze�� fonetycznych symboli, dziesi�� cyfr arabskich i mo�e osiem znak�w przestankowych, na wybielonej i sp�aszczonej miazdze drzewnej!
Ale kiedy zaczynam czyta�, puls mi si� uspokaja, oddech staje si� wolniejszy. Szkolne k�opoty gdzie� odp�ywaj�. Znajduj� si� w przyjemnym stanie, czym� po�rednim mi�dzy snem a odpoczynkiem.
Co wy na to?
A potem, po jakim� czasie - ile mo�e zaj�� czytanie opowiadania, dziesi�� minut? - zrywam si� z fotela. Odk�adam "The Saturday Evening Post" z powrotem na stolik, dla kogo� innego.
Co wy na to?
Wtedy m�j tata architekt przychodzi do domu po pracy, a raczej po braku pracy, albowiem ma�e ��te sukinsyny nie zbombardowa�y jeszcze Pearl Harbor. M�wi� mu, �e przeczyta�em opowiadanie, kt�re mo�e mu si� spodoba�. Zapraszam go, by usiad� w fotelu klubowym, kt�rego mi�kkie poduszki wci�� jeszcze s� wg��bione i ciep�e od mojego m�odzie�czego ty�ka.
Tata siada. Bior� czasopismo i otwieram je na tamtym opowiadaniu. Tata jest zm�czony i przygn�biony. Zaczyna czyta�, puls mu si� uspokaja, oddech staje si� wolniejszy. K�opoty gdzie� odp�ywaj�. I tak dalej.
Tak! I co udowadnia, drogi czytelniku, nasza ma�a domowa jednoakt�wka, odgrywana w latach trzydziestych? Ot� udowadnia, �e opowiadanie, z powodu swego fizjologicznego oraz psychologicznego wp�ywu na cz�owieka, jest bli�ej zwi�zane z buddyjskimi stylami medytacji ni� z jak�kolwiek inn� form� narracyjnej rozrywki.
A zatem, przy lekturze niniejszego zbioru, podobnie jak ka�dego innego zbioru opowiada�, znajdziesz sposobno�� do kr�tkiej buddyjskiej medytacji.
Gdy czytasz, na przyk�ad, Wojn� i pok�j, takiej sposobno�ci nie masz. Poniewa� powie�� jest bardzo d�uga, czytanie przypomina ma��e�stwo na ca�e �ycie z kim�, kogo nikt inny nie zna albo kto nikogo nie obchodzi. Zdecydowanie nie jest to pokrzepiaj�ce!
Och, jasne, zanim nasta�a telewizja, mieli�my radio. Ale radio nie potrafi�o przyci�gn�� na d�u�ej naszej uwagi ani zapanowa� nad naszymi emocjami, z wyj�tkiem czas�w wojny. Radio nie potrafi sprawi�, by�my siedzieli spokojnie. W przeciwie�stwie do materia��w drukowanych, przedstawie�, film�w i telewizji, radio nie daje nam niczego, na czym mog�yby spocz�� nasze niespokojne oczy.
Pos�uchajcie. Gdy wr�ci�em do domu po zako�czeniu drugiej wojny �wiatowej, jako dwudziestojednoletni kapral, nie zamierza�em zosta� pisarzem. Po�lubi�em moj� ukochan� jeszcze z dzieci�stwa, Jane Marie Cox, kt�ra r�wnie� pochodzi�a z Indianapolis, a obecnie znajduje si� w niebie, i zapisa�em si� jako absolwent szko�y �redniej na wydzia� antropologii University of Chicago. Ale wcale nie chcia�em te� zosta� antropologiem. Mia�em jedynie nadziej� dowiedzie� si� czego� wi�cej o istotach ludzkich. Postanowi�em zosta� dziennikarzem!
W tym celu podj��em r�wnie� prac� w charakterze dziennikarza policyjnego w Chicago City News Bureau. W tamtych czasach News Bureau by�o utrzymywane przez wszystkie cztery chicagowskie gazety codzienne, jako czujnik przekazywania wiadomo�ci, penetruj�cy miasto we dnie i w nocy, i jako teren szkoleniowy. Jedynym sposobem dostania pracy w kt�rej� z tych gazet, gdzie nie istnia�o zjawisko nepotyzmu, by�o przej�cie najpierw przez ci�k� har�wk� w News Bureau.
Sta�o si� jednak oczywiste, �e przez nast�pne kilka lat nie b�dzie wolnych posad w gazetach w Chicago czy gdziekolwiek indziej. Dziennikarze wracali po wojnie do domu i chcieli odzyska� swoje stanowiska, ale kobiety, kt�re ich zast�powa�y, nie zamierza�y zrezygnowa� z pracy. Kobiety by�y wspania�e. Nie powinny by�y odchodzi�.
A potem wydzia� antropologii odrzuci� moj� prac� magistersk�, kt�ra dowodzi�a, �e nie nale�y lekcewa�y� podobie�stw mi�dzy paryskimi przedstawicielami kubizmu z 1907 roku a przyw�dcami Native American Party lub przyw�dcami powsta� Indian pod koniec dziewi�tnastego wieku. Na wydziale stwierdzono, �e praca jest nieprofesjonalna.
Powoli, lecz pewnie, Przeznaczenie, kt�re oszcz�dzi�o moje �ycie w Dre�nie, obecnie zacz�o tworzy� ze mnie pisarza i nieudacznika, a� do wieku czterdziestu siedmiu lat! Najpierw jednak musia�em pracowa� przez pewien czas w biurze prasowym General Electric w Schenectady, w stanie Nowy Jork.
Moim szefem podczas pracy w General Electric, polegaj�cej na pisaniu tekst�w reklamowych, by� facet o imieniu George. George przyklei� na drzwiach swego gabinetu, na zewn�trz, satyryczne rysunki, kt�re jego zdaniem mia�y zwi�zek z firm� lub rodzajem wykonywanej przez nas pracy. Jeden z nich przedstawia� dw�ch m�czyzn w biurze fabryki produkuj�cej baty do ma�ych powozik�w. Wykres na �cianie pokazywa�, �e sprzeda� ich produkt�w spad�a do zera. Jeden m�wi� do drugiego: "Tu nie mo�e chodzi� o jako�� naszych wyrob�w. Produkujemy najlepsze na �wiecie baty do powoz�w". George wywiesi� ten rysunek, by uczci� fakt, �e GE ze swoimi wspania�ymi nowymi produktami sprawia, �e wiele firm czuje si�, jak gdyby pr�bowa�y sprzedawa� baty do powozik�w.
Za�amany aktor filmowy, Ronald Reagan, pracowa� w�wczas w General Electric. Przez ca�y czas by� w trasie, wyk�adaj�c w izbach handlowych i pot�nych firmach na temat szkodliwo�ci socjalizmu. Nigdy si� nie spotkali�my, tote� pozosta�em socjalist�.
W 1950 roku, gdy m�j przysz�y prezydent dw�ch kadencji kipia� w�ciek�o�ci� na bankietach z pod�ym �arciem, ja zacz��em pisa� opowiadania nocami i podczas weekend�w. Mieli�my w�wczas z Jane dw�jk� dzieci. Potrzebowa�em wi�cej pieni�dzy, ni� zarabia�em w General Electric. Chcia�em r�wnie� mie� w miar� mo�no�ci wi�cej szacunku dla samego siebie.
W latach pi��dziesi�tych by� szalony popyt na kr�tkie opowiadania. Cztery tygodniki zamieszcza�y po kilka w ka�dym numerze. Sze�� miesi�cznik�w czyni�o to samo.
Zatrudni�em agenta. Gdy przysy�a�em mu opowiadanie, kt�remu co� brakowa�o, kt�re nie zadowoli�oby czytelnika, m�wi� mi, jak mam je przerobi�. Agenci i wydawcy w tamtych czasach mogli m�wi� autorowi, w jaki spos�b ma podrasowa� tekst, jak gdyby byli mechanikami, a utwory samochodami wy�cigowymi. Z pomoc� agenta sprzeda�em jedno opowiadanie, potem dwa, a nast�pnie trzy, i zarobi�em wi�cej pieni�dzy, ni� wynosi�o moje roczne wynagrodzenie w General Electric.
Rzuci�em prac� w General Electric i zacz��em pracowa� nad moj� pierwsz� powie�ci�, czyli Pianol�. Jest to satyra na GE. Ugryz�em d�o�, kt�ra mnie karmi�a. Ksi��ka przepowiada�a to, co naprawd� musia�o nadej��, dzie�, kiedy maszyny z racji tego, �e s� takie niezawodne, wydajne, niestrudzone i coraz ta�sze, odbior� ludziom po�ow� przyzwoitych miejsc pracy.
Nasza czteroosobowa rodzina przenios�a si� na Cape Cod, najpierw do Provincetown. Pozna�em tam Normana Mailera. By� w moim wieku. Podobnie jak ja by� szeregowym piechoty z wy�szym wykszta�ceniem i zyska� ju� �wiatowy rozg�os dzi�ki swej wspania�ej powie�ci wojennej Nadzy i martwi. Podziwia�em go w�wczas i podziwiam obecnie. Jest majestatyczny. Jest kr�lewski. Taka by�a Jacqueline Onassis. Taki by� r�wnie� Joe DiMaggio. Taki jest Muhammad Ali. Taki jest Arthur Miller.
Przenie�li�my si� z Provincetown do Osterville, nadal na Cape. Nie min�y jednak nawet trzy lata, odk�d opu�ci�em Schenectady, gdy zleceniodawcy reklam zacz�li wycofywa� swoje pieni�dze z czasopism. Opowiadania, kt�re schodzi�y z mojej maszyny do pisania, stawa�y si� tak przestarza�e jak baty do powozik�w.
Pewien miesi�cznik, kt�ry kupi� ode mnie kilka opowiada�, "Cosmopolitan", obecnie egzystuje jako wstrz�saj�co niedwuznaczny podr�cznik seksu.
W tym samym 1953 roku Ray Bradbury wyda� swoj� powie�� Fahrenheit 451. Tytu� odnosi si� do temperatury zap�onu papieru. Do takiej temperatury trzeba rozgrza� ksi��k� lub czasopismo, �eby stan�y w p�omieniach. G��wna posta� m�ska stawia sobie za cel �yciowy palenie wszelkich drukowanych materia��w. Nikt ju� nie czyta. Wiele zwyk�ych tanich dom�w, takich jak m�j i Raya, ma pok�j ze �cianami pokrytymi od g�ry do do�u ekranami telewizyjnymi i z jednym krzes�em ustawionym po�rodku.
Aktorzy i aktorki na czterech telewizyjnych �cianach s� przygotowani do zaakceptowania ka�dego, kto usi�dzie na tym krze�le, nawet je�li nikt na nim nie siedzi, jako przyjaciela lub krewnego. �ona m�czyzny, kt�ry podpala� papier, jest nieszcz�liwa. Sta� go zaledwie na trzy ekrany. �ona cierpi, poniewa� nie wie, co dzieje si� na brakuj�cym czwartym ekranie, a telewizyjni aktorzy i aktorki s� jedynymi lud�mi, kt�rych kocha, jedynymi, kt�rzy j� obchodz�.
Fahrenheit 451 by� wydany, zanim my i wi�kszo�� naszych s�siad�w w Osterville stali�my si� posiadaczami telewizor�w. Sam Ray Bradbury chyba go nie mia� i by� mo�e nie ma go do tej pory. Do dzisiaj Ray nie potrafi prowadzi� samochodu i nienawidzi lata� samolotami.
W ka�dym razie Ray by� cholernie przewiduj�cy. Podobnie jak ludzie z zaburzeniem czynno�ci nerek otrzymuj� w dzisiejszych czasach w szpitalu nowe, doskona�e nerki, Amerykanie z zaburzeniami �ycia towarzyskiego, tak jak w ksi��ce Raya, dostaj� idealnych przyjaci� i krewnych z odbiornik�w telewizyjnych. I to przez dwadzie�cia cztery godziny na dob�!
Ray pomyli� si� jedynie co do liczby ekran�w, kt�re s� potrzebne do udanej transplantacji ludzi. Jeden n�dzny ma�y sony w zupe�no�ci do tego wystarczy, noc� i dniem. Potrzeba do tego jedynie aktor�w i aktorek, kt�rzy przekazuj� wiadomo�ci i karmi� nas bzdurami w mydlanych operach lub czym� w tym rodzaju i kt�rzy traktuj� ka�dego, kto ich ogl�da, jak cz�onka rodziny.
"Piek�o to inni ludzie" - powiedzia� Jean-Paul Sartre. "Piek�o to inni prawdziwi ludzie" - powinien by� powiedzie�.
Nie mo�na walczy� z post�pem. Mo�na go najwy�ej ignorowa�, dop�ki ostatecznie nie odbierze nam �rodk�w do �ycia i szacunku do samych siebie. Po pewnym czasie firma General Electric musia�a poczu� si� jak fabryka bat�w do powozik�w, gdy Bell Labs oraz inne firmy zmonopolizowa�y patenty na tranzystory i ich wykorzystanie, a ona nadal bocznikowa�a elektrony w pr�niowych lampach elektronowych.
Jednak�e, w przeciwie�stwie do mnie, zbyt wielka, by upa��, GE wysz�a z kryzysu wystarczaj�co dobrze, by zwolni� z pracy tysi�ce ludzi i zatru� rzek� Hudson dwufenylem polichlorowanym.
W 1953 roku mieli�my z Jane ju� tr�jk� dzieci. Uczy�em wi�c angielskiego w szkole z internatem na Cape. Potem pisa�em teksty reklamowe dla agencji przemys�owej w Bostonie. Napisa�em dwie powie�ci wydane w mi�kkich ok�adkach: Syreny z Tytana i Matka noc. Nigdy nie zosta�y zrecenzowane. Otrzyma�em za ka�d� z nich tyle, ile dostawa�em zwykle za jedno opowiadanie.
Pr�bowa�em sprzeda� kilka z pierwszych samochod�w marki Saab, kt�re wchodzi�y na nasz rynek. Drzwi otwiera�y si� pod wiatr. Za przedni� krat� znajdowa�a si� os�ona, kt�r� mo�na by�o zwija� za pomoc� �a�cucha pod tablic� rozdzielcz�. Mia�a za zadanie chroni� w zimie silnik przed wyzi�bieniem. W pierwszych saabach trzeba by�o miesza� olej z benzyn� za ka�dym razem, gdy nape�nia�o si� bak. Gdyby si� o tym zapomnia�o, silnik nadawa�by si� na z�om. Gdy pewnego razu wyd�uba�em za pomoc� d�uta i m�ota kowalskiego silnik z saaba, przypomina� wygl�dem meteor!
Je�li saab sta� zaparkowany d�u�ej ni� dzie�, olej opada� na dno zbiornika benzyny jak syrop klonowy. Gdy w��cza�o si� silnik, wydech z rury zatruwa� do nieprzytomno�ci ca�e s�siedztwo. Kiedy� za�atwi�em w ten spos�b Woods Hole. Kas�a�em jak wszyscy inni i nie potrafi�em zrozumie�, sk�d si� bierze ca�y ten dym.
Nast�pnie uczy�em tw�rczego pisania, najpierw w Iowa, potem w Harvardzie, jeszcze p�niej w City College w Nowym Jorku. Joseph Heller, autor Paragrafu 22, r�wnie� wyk�ada� w City College. Powiedzia� mi, �e gdyby nie wojna, pracowa�by w bran�y pralni chemicznych. Ja odpowiedzia�em mu na to, �e gdyby nie wojna, prowadzi�bym dzia� ogrodniczy w "Indianapolis Star".
A teraz prosz� s�ucha� uwa�nie. Oto zasady tw�rczego pisania:
1. Wykorzystuj czas ca�kiem obcej osoby w taki spos�b, �eby nie mia�a wra�enia, �e zmarnowa�a ten czas.
2. Daj czytelnikowi przynajmniej jedn� posta�, kt�rej m�g�by si� trzyma�.
3. Ka�da posta� powinna czego� chcie�, nawet je�li jest to tylko szklanka wody.
4. Ka�de zdanie musi s�u�y� jednej z dw�ch rzeczy-ujawnianiu charakteru lub rozwijaniu akcji.
5. Zaczynaj tak blisko ko�ca, jak to tylko mo�liwe.
6. B�d� sadyst�. Niewa�ne, jak urocze i niewinne s� twoje g��wne postacie, stawiaj je w sytuacjach, w kt�rych przytrafiaj� im si� okropne rzeczy - aby czytelnik m�g� zobaczy�, z jakiej gliny s� ulepione.
7. Pisz w taki spos�b, by zadowoli� tylko jedn� osob�. Je�li otworzysz okno i, nazwijmy to, b�dziesz kocha� si� z ca�ym �wiatem, twoje opowiadanie nabawi si� zapalenia p�uc.
8. Podaj czytelnikom jak najwi�cej informacji w jak najkr�tszym czasie. Do diab�a z suspensem. Czytelnicy powinni mie� tak pe�ne rozeznanie w tym, co si� dzieje, gdzie i dlaczego, �eby mogli sami doko�czy� opowiadanie, gdyby karaluchy po�ar�y ostatnich kilka stron.
Najwybitniejsz� autork� kr�tkich form literackich z mojego pokolenia by�a Flannery O'Connor (1925-1964). �ama�a praktycznie wszystkie moje zasady, z wyj�tkiem pierwszej. Wielcy pisarze maj� tak� tendencj�.
Pani O'Connor mo�e �ama�a moj� si�dm� zasad�, a mo�e wcale nie. "Pisz w taki spos�b, by zadowoli� tylko jedn� osob�". Nie uda nam si� dowiedzie� si� tego z ca�� pewno�ci�, chyba �e jednak istnieje niebo i ona tam jest. Je�li tam r�wnie� p�jdziemy, b�dziemy mogli j� o to spyta�.
Ja jestem jednak niemal pewny, �e nie z�ama�a si�dmej zasady. Nie�yj�cy ju� ameryka�ski psychiatra, doktor Edmund Bergler, kt�ry twierdzi�, �e traktuje pisarzy bardziej profesjonalnie od innych lekarzy jego specjalno�ci, napisa� w swojej ksi��ce Pisarz a psychoanaliza, �e wi�kszo�� pisarzy tworzy, by zadowoli� jedn� osob�, kt�r� znaj� dobrze, nawet je�li nie zdaj� sobie z tego sprawy. Nie jest to �adna sztuczka, lecz naturalna ludzka rzecz, niezale�nie od tego, czy wychodzi to opowiadaniu na dobre, czy te� nie.
Doktor Bergler uwa�a�, �e zwykle potrzebna by�a psychoanaliza, by jego pacjenci u�wiadomili sobie, dla kogo pisali. Ale ja natychmiast po sko�czeniu ksi��ki i zaledwie kilkuminutowym namy�le, wiedzia�em, �e pisa�em dla mojej siostry Allie. To dla niej s� przeznaczone opowiadania zamieszczone w tej ksi��ce. Wykre�la�em wszystko, co moim zdaniem nie podoba�oby si� Allie. Zostawia�em wszystko, co mog�oby sprawi� jej frajd�.
Allie jest obecnie w niebie, razem z moj� pierwsz� �on� Jane, Samem Lawrence'em, Flannery O'Connor i doktorem Berglerem, ale ja wci�� pisz�, by sprawi� jej przyjemno��. Allie by�a zabawna, co upowa�nia mnie, bym r�wnie� by� zabawny. Allie i ja byli�my sobie bardzo bliscy.
Moim zdaniem, opowiadanie napisane dla jednej osoby sprawia przyjemno�� czytelnikowi, poniewa� czyni go uczestnikiem akcji. Sprawia, �e czuje si� - sam nawet o tym nie wiedz�c - jak gdyby pods�uchiwa� fascynuj�c� rozmow� pomi�dzy dwojgiem ludzi przy s�siednim stoliku, powiedzmy, w restauracji.
Tak przynajmniej przypuszczam.
A oto jeszcze jeden pow�d. Czytelnik lubi opowiadania, pisane dla jednej osoby, poniewa� wyczuwa - znowu nie zdaj�c sobie z tego sprawy - �e opowiadanie ma granice, jak boisko. Nie mo�e po prostu zmierza� dok�dkolwiek. To w�a�nie, tak mi si� wydaje, zaprasza czytelnik�w, by zeszli z linii bocznych i w��czyli si� do gry z autorem. Jak potoczy si� dalej opowiadanie? Dok�d nas zaprowadzi? Nie fair! Beznadziejna sytuacja! Przy�o�enie!
Pami�tacie moj� zasad� numer osiem? "Podaj czytelnikom jak najwi�cej informacji w jak najkr�tszym czasie". Tak �eby mogli sami doko�czy� opowiadanie. Gdzie, poza gajem Akademosa, kto� mo�e lubi� opowiadanie, w kt�rym tak wiele informacji jest zatajonych, a czytelnicy nie mog� w �aden spos�b rozwik�a� tajemnic?
Granice boiska moich opowiada� oraz powie�ci by�y niegdy� granicami duszy mojej jedynej siostry. Ona nadal �yje w ten spos�b. Amen.
Kurt Vonnegut
Thanasfera
W po�udnie, dwudziestego sz�stego lipca, w ma�ych g�rskich miasteczkach hrabstwa Sevier w stanie Tennessee szyby w oknach zadr�a�y od wstrz�su spowodowanego dalekim wybuchem. Grzmot, kt�ry przetoczy� si� po p�nocnych zboczach Great Smokies, nadszed� od strony pilnie strze�onej przez si�y powietrzne eksperymentalnej bazy po�o�onej w lesie, pi�tna�cie kilometr�w na p�noc od Elkmont.
Rzecznik prasowy si� powietrznych o�wiadczy�: "Bez komentarza".
Tego wieczoru astronomowie amatorzy z Omaha w stanie Nebraska oraz z Glenwood w stanie Iowa niezale�nie donie�li, �e o 9.57 przez tarcz� Ksi�yca przemie�ci� si� ciemny punkt. W mediach zapanowa�o wrzenie. Astronomowie wi�kszych obserwatori�w Ameryki P�nocnej twierdzili, �e nie zaobserwowali niczego.
K�amali.
W Bostonie, w czwartek rano dwudziestego si�dmego lipca, przedsi�biorczy dziennikarz odnalaz� doktora Bernarda Groszingera, m�odego konsultanta si� powietrznych do spraw pocisk�w rakietowych.
- Czy mo�liwe, �e ten punkt, kt�ry zaobserwowano na tle ksi�ycowej tarczy, by� statkiem kosmicznym? - spyta� dziennikarz.
Doktor Groszinger wybuchn�� �miechem.
- Moim zdaniem zaczyna si� kolejny okres psychozy lataj�cych spodk�w - powiedzia�. - Tym razem wszyscy widz� statki kosmiczne mi�dzy Ksi�ycem a naszym globem. Mo�e pan, przyjacielu, powiedzie� swoim czytelnikom: co najmniej przez dwadzie�cia lat �aden statek kosmiczny nie opu�ci Ziemi.
K�ama�.
Wiedzia� znacznie wi�cej, ni� si� przyzna�, ale nieco mniej, ni� mu si� wydawa�o. Nie wierzy� w duchy - i dopiero mia� si� dowiedzie� o Thanasferze.
Doktor Groszinger opar� d�ugie nogi na blacie zagraconego biurka i patrzy�, jak sekretarka otwiera rozczarowanemu dziennikarzowi zamkni�te na klucz drzwi i przeprowadza go obok uzbrojonych stra�nik�w. Zapali� papierosa i spr�bowa� odpr�y� si� przed powrotem do st�ch�ego powietrza i napi�tej atmosfery radiostacji. CZY ZAMKN��E� SW�J SEJF? - pyta� napis na �cianie, przypi�ty przez jakiego� gorliwego stra�nika. Napis irytowa� go jak diabli. Stra�nicy, przepisy bezpiecze�stwa, wszystko to spowalnia�o tylko jego prac�, prowokowa�o go do my�lenia o sprawach, o kt�rych nie mia� czasu my�le�.
Poufne dokumenty w sejfie nie zawiera�y �adnej tajemnicy. M�wi�y to, co jest znane od wiek�w: zgodnie z podstawowymi prawami fizyki, pocisk wystrzelony w przestrze� w kierunku X, z pr�dko�ci� Y kilometr�w na godzin�, b�dzie porusza� si� po �uku Z. Zmodyfikowa� r�wnanie: zgodnie z podstawowymi prawami fizyki i przy nak�adzie miliarda dolar�w...
Zagra�aj�ca wojna dostarczy�a mu okazji, by przeprowadzi� eksperyment. Gro�ba wojny by�a dla niego jedynie incydentem, otaczaj�cy go wojskowi irytuj�cym warunkiem pracy - sedno sprawy stanowi� e k s p e r y m e n t.
Nie ma niewiadomych, rozmy�la�, znajduj�c zadowolenie w niezawodno�ci �wiata materialnego. M�ody doktor Groszinger u�miechn�� si� na my�l o Krzysztofie Kolumbie i jego za�odze, kt�rzy nie mieli poj�cia, co si� rozpo�ciera przed nimi, kt�rzy byli �miertelnie przera�eni nie istniej�cymi morskimi potworami. Mo�e przeci�tny wsp�czesny cz�owiek czuje to samo w odniesieniu do przestrzeni kosmicznej. Epoka zabobon�w wci�� jeszcze si� nie sko�czy�a.
Ale m�czyzna w statku kosmicznym, znajduj�cym si� w odleg�o�ci trzech i p� tysi�ca kilometr�w od Ziemi, nie mia� �adnych niewiadomych, kt�rych by si� obawia�. Ponury major Allen Rice nie przekazywa� w swoich raportach niczego zaskakuj�cego. M�g� jedynie potwierdzi� to, co ju� zosta�o odkryte na temat przestrzeni kosmicznej.
Wi�ksze ameryka�skie obserwatoria astronomiczne, kt�re �ci�le wsp�pracowa�y w ramach projektu, komunikowa�y, �e statek okr��a obecnie Ziemi� po przewidywanej orbicie z przewidywan� pr�dko�ci�. W pomieszczeniu radiostacji spodziewano si� teraz w ka�dej chwili pierwszej wiadomo�ci z kosmosu. Przekaz radiowy mia� nast�pi� w pa�mie UHF, na kt�rym nikt dot�d nie przekazywa� ani nie odbiera� �adnych komunikat�w.
Pierwszy przekaz si� op�ni�, ale nic si� nie sta�o - nic nie mog�o si� sta�, zapewnia� sam siebie doktor Groszinger. To mechanizmy kierowa�y lotem, a nie cz�owiek. Cz�owiek by� zaledwie obserwatorem, pilotowanym do samotnego dogodnego punktu obserwacji przez nieomylne m�zgi elektroniczne, szybsze od m�zgu ludzkiego. Mia�, oczywi�cie, na swoim statku zesp� przyrz�d�w sterowniczych, ale wy��cznie do �lizgania si� przez warstw� atmosfery, gdy sprowadz� go do niej z kosmosu. By� wyekwipowany na kilkuletni pobyt w kosmosie.
Nawet sam m�czyzna w najwy�szym stopniu przypomina maszyn�, pomy�la� z satysfakcj� doktor Groszinger. Jest szybki, silny, opanowany. Psychiatrzy wybrali majora Rice'a spo�r�d setki ochotnik�w, przewiduj�c, �e b�dzie funkcjonowa� tak doskonale jak silniki statku, jego metalowy kad�ub i elektroniczny uk�ad sterowniczy. Wyci�g z akt: silna budowa cia�a, dwadzie�cia dziewi�� lat, pi��dziesi�t pi�� misji w ca�ej Europie podczas drugiej wojny �wiatowej, bez oznak zm�czenia, bezdzietny wdowiec, samotny, ponurak, �o�nierz zawodowy, demon pracy.
Misja majora? Prosta: przekazywanie informacji na temat warunk�w meteorologicznych nad terytorium wroga i obserwacja dok�adno�ci sterowanych pocisk�w atomowych w wypadku wojny.
Obecnie major Rice znajdowa� si� w systemie s�onecznym, trzy i p� tysi�ca kilometr�w nad Ziemi�, w�a�ciwie ca�kiem blisko - taka bowiem odleg�o�� dzieli Nowy Jork od Salt Lake City - na tyle blisko, �e widzia� nawet pokryw� lodow� na obu biegunach. Za pomoc� teleskopu Rice m�g� bez trudu dostrzec ma�e miasteczka i kilwatery statk�w. To musi by� niesamowite uczucie patrze� na ogromn� niebieskozielon� kul�, widzie�, jak podkrada si� do niej noc, jak k��bi� si� wok� niej chmury, szalej� burze.
Doktor Groszinger zgasi� papierosa, z roztargnieniem zapali� natychmiast kolejnego i ruszy� korytarzem w kierunku ma�ego laboratorium, w kt�rym znajdowa� si� sprz�t radiowy.
Genera� porucznik Franklin Dane, szef projektu "Cyklop", siedzia� obok radiooperatora. Mundur mia� pognieciony, ko�nierzyk rozpi�ty. Wpatrywa� si� wyczekuj�co w znajduj�cy si� przed nim g�o�nik. Na pod�odze poniewiera�y si� papierki po kanapkach i niedopa�ki papieros�w. Przed genera�em i radiooperatorem sta�y papierowe kubki z kaw�, a obok le�ak, na kt�rym Groszinger sp�dzi�
w oczekiwaniu ca�� noc.
Genera� Dane skin�� Groszingerowi g�ow� i nakaza� mu milczenie gestem d�oni.
- Able Baker Fox, tu Dog Easy Charley. Able Baker Fox, tu Dog Easy Charley... - powtarza� monotonnie kod wywo�awczy radiooperator. Mia� zm�czony g�os. - Czy mnie s�yszysz, Able Baker Fox? Czy mnie...
W g�o�niku co� zatrzeszcza�o, po czym, nastawiony na najwy�sz� moc, rykn��:
- Tu Able Baker Fox. Nadawaj, Dog Easy Charley. Odbi�r.
***
Genera� Dane zerwa� si� na r�wne nogi i chwyci� w obj�cia Groszingera. Obaj �miali si� g�upkowato i klepali si� nawzajem po plecach. Genera� wyrwa� mikrofon radiooperatorowi.
- Uda�o si�, Able Baker Fox! Dok�adnie na kursie! Jak tam jest, ch�opcze? Co czujesz? Odbi�r.
Doktor Groszinger pochyli� si� do przodu, obejmuj�c za ramiona genera�a, z uchem zaledwie kilka centymetr�w od g�o�nika. Radiooperator wyregulowa� d�wi�k, dzi�ki czemu g�os majora Rice'a brzmia� bardziej naturalnie.
Major odezwa� si� znowu, m�wi� cicho, niepewnie. Doktor Groszinger zaniepokoi� si� - oczekiwa� ostrego, rzeczowego tonu.
- Ta strona Ziemi jest teraz ciemna, bardzo ciemna. Mam uczucie, �e spadam - tak jak pan przewidywa�. Odbi�r.
- Czy co� si� sta�o? - spyta� z obaw� genera�. - Masz taki g�os, jak gdyby...
- O, o, teraz! S�yszeli�cie to? - wtr�ci� major, nie daj�c mu doko�czy� zdania.
- Able Baker Fox, niczego nie s�yszymy - odpar� genera�, spogl�daj�c z zak�opotaniem na doktora Groszingera. - Co to jest - jakie� zak��cenia w twoim odbiorniku? Odbi�r.
- Dziecko - powiedzia� major. - S�ysz� p�acz dziecka. Nie s�yszycie go? A teraz - s�uchajcie! - teraz staruszek pr�buje je pocieszy�. - Jego g�os zdawa� si� dobiega� z dalszej odleg�o�ci, jak gdyby major przesta� m�wi� wprost do mikrofonu.
- To niemo�liwe, bzdura! -powiedzia� doktor Groszinger. - Sprawd� sw�j aparat, Able Baker Fox, sprawd� sw�j aparat. Odbi�r.
- S� coraz wyra�niejsze. G�osy s� coraz wyra�niejsze. Zag�uszaj� mi was. Zupe�nie jak gdybym sta� w�r�d t�umu i wszyscy naraz chcieli zwr�ci� moj� uwag�. To tak, jak... Po czym g�os zamar�. S�yszeli tylko jakie� szumy dobiegaj�ce z g�o�nika. Nadajnik majora by� nadal w��czony.
- Czy mnie s�yszysz, Able Baker Fox? Odpowiedz! Czy mnie s�yszysz? - wo�a� genera� Dane.
Szumy usta�y. Genera� i doktor Groszinger gapili si� t�po na g�o�nik.
- Able Baker Fox, tu Dog Easy Charley - wywo�ywa� radiooperator. - Able Baker Fox, tu Dog Easy Charley...
***
Doktor Groszinger le�a� w ubraniu na ��ku polowym, kt�re dla niego przyniesiono, zas�oniwszy gazet� oczy od ra��cego �wiat�a sufitowej lampy w pomieszczeniu radiostacji. Co kilka minut przeczesywa� d�ugimi szczup�ymi palcami potargane w�osy i kl�� pod nosem. Jego maszyna dzia�a�a bez zarzutu, po prostu bez zarzutu. Zawiod�a jedyna rzecz, kt�rej nie projektowa�, a mianowicie ten cholerny facet siedz�cy w �rodku, kt�ry zniweczy� ca�y eksperyment.
Przez sze�� godzin pr�bowali nawi�za� na nowo kontakt z szale�cem, kt�ry patrzy� z g�ry na Ziemi� ze swego ma�ego stalowego ksi�yca i s�ysza� g�osy.
- Mamy go znowu, panie generale - powiedzia� radiooperator. - Tu Dog Easy Charley. Nadawaj, Able Baker Fox. Odbi�r.
- Tu Able Baker Fox. Nad strefami siedem, jedena�cie, dziewi�tna�cie i dwadzie�cia trzy pogodnie. Strefy jeden, dwa, trzy, cztery, pi�� i sze��-zachmurzenie. Burze tworz� si� nad strefami osiem i dziewi�� i przesuwaj� si� na po�udnie i po�udniowy zach�d z pr�dko�ci� oko�o trzydziestu kilometr�w na godzin�. Odbi�r.
- Ju� mu przesz�o - rzek� z ulg� genera�.
Doktor Groszinger nie ruszy� si� z pol�wki, g�ow� nadal mia� przykryt� gazet�.
- Prosz� go zapyta� o g�osy - powiedzia�.
- Able Baker Fox, nie s�yszysz ju� g�os�w, prawda?
- Co ma pan na my�li, m�wi�c, �e ich nie s�ysz�? S�ysz� je lepiej ni� pana. Odbi�r.
- Odbi�o mu - powiedzia� Groszinger, wstaj�c.
- S�ysza�em - odpar� spokojnie major Rice. - Mo�e i mi odbi�o. Mo�na b�dzie z �atwo�ci� si� o tym przekona�. Musicie tylko sprawdzi�, czy Andrew Tobin zmar� w Evansville w stanie Indiana siedemnastego lutego tysi�c dziewi��set dwudziestego si�dmego roku. Odbi�r.
- Nie bardzo rozumiem, Able Baker Fox - rzek� niepewnie genera�. - Kim by� Andrew Tobin? Odbi�r.
- On jest jednym z g�os�w. - Nast�pi�a niezr�czna cisza. Major Rice odchrz�kn��. - Twierdzi, �e zamordowa� go brat. Odbi�r.
Radiooperator podni�s� si� powoli ze swego sto�ka, twarz mia� kredowobia��. Groszinger popchn�� go z powrotem i wyj�� mikrofon z bezw�adnej d�oni genera�a.
- Albo straci�e� rozum, albo jest to najbardziej sztubacki kawa� w historii ludzko�ci, Able Baker Fox - powiedzia� niecierpliwie doktor Groszinger. - Rozmawiasz z G r os z i n g e r e m i jeste� g�upszy, ni� s�dzi�em, je�li wydaje ci si�, �e potrafisz nabi� mnie w butelk�. - Kiwn�� g�ow� dla potwierdzenia mocy swych s��w. - Odbi�r.
- Nie s�ysz� was dobrze, Dog Easy Charley. Przykro mi, ale g�osy staj� si� coraz dono�niejsze.
- Rice! Opanuj si�! - zawo�a� Groszinger.
- Pos�uchajcie, uda�o mi si� co� wy�apa�: Pamela Ritter chce, �eby jej m�� powt�rnie si� o�eni� dla dobra dzieci. On mieszka...
- Przesta�!
- ...mieszka przy tysi�c pi��set siedemdziesi�t siedem Damon Place, Scotia, Nowy Jork. Koniec przekazu.
***
Genera� Dane potrz�sn�� lekko za rami� doktora Groszingera.
- Spa� pan pi�� godzin - powiedzia�. - Ju� p�noc. - Poda� mu kubek kawy. - Mamy kilka nowych przekaz�w. Interesuje to pana?
Doktor Groszinger upi� �yk kawy.
- Wci�� wariuje?
- Nadal s�yszy g�osy, je�li o to panu chodzi. - Genera� rzuci� dwie nie otwarte depesze na kolana Groszingera. S�dzi�em, �e to pan powinien je otworzy�.
Doktor Groszinger roze�mia� si� cicho.
- Sprawdzili�cie Scoti� i Evansville, tak? Niech B�g ma w opiece nasz� armi�, je�li wszyscy genera�owie s� tacy zabobonni jak pan, m�j przyjacielu.
- Dobra, dobra, to pan jest naukowcem, m�zgowcem. W�a�nie dlatego chc�, �eby pan pierwszy otworzy� depesze i powiedzia� mi, co, u diab�a, si� tu dzieje.
Doktor Groszinger u�miechn�� si� protekcjonalnie i otworzy� telegramy.
HARVEY RITTER, ZAMIESZKA�Y 1577 DAMON PLACE, SCOTIA. IN�YNIER GEOLOG. WDOWIEC, DWOJE DZIECI. ZMAR�A �ONA MIA�A NA IMI� PAMELA. CZY POTRZEBUJECIE WI�CEJ INFORMACJI? R. B. FAILEY, SZEF POLICJI, SCOTIA.
Doktor Groszinger wzruszy� ramionami i poda� depesz� genera�owi Dane'owi, a sam przeczyta� drugi telegram:
ZGODNIE Z ZAPISEM W AKTACH POLICYJNYCH, ANDREW TOBIN ZGIN�� W WYPADKU PODCZAS POLOWANIA SI�DMEGO LUTEGO 1927 ROKU. BRAT PAUL JEST RZUTKIM BIZNESMENEM, W�A�CICIELEM FIRMY G�RNICZEJ, KT�R� ZA�O�Y� ANDREW. MO�EMY DOSTARCZY� BARDZIEJ SZCZEGӣOWYCH INFORMACJI.
E. B. JOHNSON, SZEF POLICJI W EVANSVILLE.
- Nie jestem zaskoczony - rzek� oboj�tnie doktor Groszinger. - Spodziewa�em si� czego� w tym rodzaju. Przypuszczam, �e jest pan w tej chwili g��boko przekonany, �e nasz przyjaciel major Rice odkry�, i� kosmos zamieszkuj� duchy?
- C�, raczej to on jest pewien, �e co� go zamieszkuje - odpowiedzia� genera�, czerwieni�c si�.
Doktor Groszinger zmi�� w kulk� drugi telegram i rzuci� go przez d�ugo�� pokoju, nie trafiaj�c do kosza. Z�o�y� r�ce i przybra� poz� cierpliwego kaznodziei, jak� przyjmowa� zawsze, wyk�adaj�c fizyk� studentom pierwszego roku.
- Najpierw, przyjacielu, mieli�my do wyboru dwie ewentualno�ci: albo major Rice oszala�, albo dopu�ci� si� spektakularnej mistyfikacji. - Kr�ci� m�ynka palcami, czekaj�c, by genera� przetrawi� t� informacj�. - Obecnie, gdy wiemy, �e jego komunikaty przekazywane przez duchy dotycz� realnych os�b, musimy wyci�gn�� wniosek, �e realizuje dawno zaplanowan� mistyfikacj�. Zdoby� nazwiska i adresy jeszcze przed startem. B�g jeden wie, co ma nadziej� przez to osi�gn��. B�g jeden wie, co mo�emy zrobi�, by go powstrzyma�. Zreszt�, to pa�ski problem.
- A zatem pr�buje upupi� projekt, tak? - spyta� genera�, mru��c oczy. - Zobaczymy, zobaczymy. - Radiooperator drzema�. Genera� poklepa� go po ramieniu. - Do pracy, sier�ancie, do pracy. Wywo�uj Rice'a, dop�ki go nie z�apiesz, zrozumia�e�?
Radiooperator musia� wywo�a� go tylko raz.
- Tu Able Baker Fox. Nadawaj, Dog Easy Charley - odezwa� si� major Rice. Mia� zm�czony g�os.
- Tu Dog Easy Charley - powiedzia� ostrym tonem genera� Dane. - Mamy po dziurki w nosie twoich g�os�w, Able Baker Fox, zrozumia�e�? Nie chcemy wi�cej o nich s�ysze�. Poznali�my si� na twoich gierkach. Nie wiem, co knujesz, ale wiem z ca�� pewno�ci�, �e �ci�gn� ci� na d� i wyl�dujesz na ska�ach w Leavenworth tak szybko, �e z