Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1700 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Zeskanowa� na potrzeby w�asne i bliskich znajomych
[email protected]
Lipiec2002
Maria Nurowska
WIEK SAMOTNO�CI
TOM PIERWSZY
Projekt ok�adki: Maciej Sadowski
W projekcie ok�adki wykorzystano rysunek Leonarda da Vinci
Redaktor Danuta Sadkowska
(c) Copyright by Maria Nurowska
ISBN83-7162-171-X
Wydawnictwo Siedmior�g, Wroc�aw 1996 r. Wydanie I
Druk: Zak�ady Graficzne ATEXT S.A. Gda�sk, ul. Trzy Lipy 3 tel. (0-58) 32-57-69. (0-58) 32-64-41
Przystanek po drodze - pomy�la�a z lekk� ironi� - tylko... do jakiego �ycia.
Czym by�o do tej pory jej �ycie? Zb�dnym luksusem, ci�kim obowi�zkiem czy te� mo�e wyst�pkiem przeciw boskim i ludzkim prawom... Co czeka j� u ko�ca tej drogi? Wyzwolenie z k�amstwa czy-brniecie w nie dalej. Wszystko, czego do�wiadczy�a w ci�gu ostatnich dni, by�o jak ma�o realny sen. Narodziny dziecka Mani, rozpacz Karoliny, wyjazd z domu. I oto siedzi przy stoliku w ma�ej dworcowej restauracji gdzie� na granicy dw�ch �wiat�w, Europy i Azji... Rosja objawi�a si� jej jako obszar brudu i n�dzy. Ci wszyscy ludzie patrz�cy spode �ba, z ukryt� gro�b� w oczach. Tak to odbiera�a, nie daj�c si� zwie�� tej niby pokorze w twarzach. Nieokie�znany �ywio� - pomy�la�a, kiedy ci ludzie schodzili z drogi daj�c miejsce saniom. Siedzi teraz w pustej sali dworcowej restauracji. Od strony bufetu spieszy kelner, jaki� groteskowy na tle grozy czekaj�cej za oknem i grozy w niej samej.
- Co ja�nie pani sobie �yczy� - pyta po rosyjsku. Ewelina prawie nie zna tego j�zyka. Jak ma wi�c do niego m�wi�, po polsku? Przecie� nie po francusku...
- Co imiejetie? - b�ka wreszcie.
- Jest sa�atka z �ososia, ale przed tak� dalek� drog� trzeba zje�� co� gor�cego.
Ewelina spogl�da na niego zaskoczona. On si� u�miecha.
- Jak u nas pojawia si� prawdziwa dama, to znaczy �e jedzie tam!
Wskazuje za siebie, Ewelina odwraca si� i widzi, �e kilkoro oberwanych dzieciak�w przylepia nosy do szyby. U�miecha si� do nich. Dzieci znikaj�. Cz�sto zastawa�a twarz Karoliny, m�odszej c�rki, w oknie swojego pokoju. Tak samo umorusana buzia. Karolina... zawsze by�y z ni�
k�opoty. Ich ochmistrzyni, droga, nieoceniona Katarzyna, wzdycha�a: powinna urodzi� si� ch�opcem. Ale w ich rodzinie rodzi�y si� dziewczynki, a kiedy trafi� si� ch�opak, schodzi� z tego �wiata w tragicznych okoliczno�ciach, i to w wieku dzieci�cym. Zabija� go koklusz albo szkarlatyna, albo jaka� zupe�nie niegro�na choroba. Na przyk�ad katar. Tak by�o z jej starszym bratem J�zefem. Przezi�bi� si�, kichn�� par� razy i ju� nie wsta� z ��ka. M�czy�ni pojawiali si� w Lechicach z zewn�trz, poza ojcem, ale on te� przecie� znalaz� si� w pa�acu jako staraj�cy si� o r�k� matki Eweliny. Pa�ac... prawie zobaczy�a go od strony alei wjazdowej. �amany spadzisty dach kryty gontem, bia�e ramy okien i pobielony ganek uk�adaj�cy si� w czterokolumnowy klasyczny portyk. Fronton pa�acu by� jednocze�nie frontonem jej �ycia, ono toczy�o si� przecie� w cieniu tych pobielonych kolumn, a tak�e w otoczeniu porozwieszanych na �cianach w hallu obraz�w przodk�w. To wszystko
zobowi�zywa�o. Kiedy przesz�o dwadzie�cia lat temu wsun�a si� do pokoju matki pe�na obaw, a nawet buntu, tamta powiedzia�a zdecydowanym tonem:
- Ewelino, �ycie to przede wszystkim obowi�zek, szczeg�lnie dla nas, kobiet...
I Ewelina pos�ucha�a. Wysz�a za m�� za starszego o dwadzie�cia lat kuzyna, do kt�rego nie czu�a nic poza rodzinnym przywi�zaniem. Cyprian by� bardzo przystojny, wysoki, o wyrazistej twarzy, w kt�rej centraln� cz�� stanowi�y oczy, ciemne, na wp� przykryte powiekami. Sprawia�o to wra�enie, jakby Cyprian by� pogr��ony w my�lach i nie bardzo wiedzia�, co si� dzieje wok�. Nie przeszkadza�o jej to, by�o jej nawet na r�k�. Lata, kt�re wsp�lnie prze�yli, nie potrafi�y niczego w niej zmieni�, jej serce nie zabi�o �ywiej na jego widok. Dopiero kiedy spotka�a Jana, zrozumia�a, czym jest mi�o�� kobiety do m�czyzny. To by�o takie dziwne, zupe�nie jakby los przys�a� go jej w prezencie. Lechickie konie posz�y do lasu, do powstania, i jeden z nich po bitwie, kiedy oddzia� zosta� doszcz�tnie rozbity, po prostu wr�ci� do domu, przywo��c ze sob� na siodle ci�ko rannego powsta�ca. Ewelina by�a wtedy w pokoju na g�rze, us�ysza�a jakie� zamieszanie i wyjrza�a przez okno. Zobaczy�a konia stoj�cego przed gankiem, z opuszczon� g�ow�. Przewieszony przez siod�o m�czyzna w burej, ch�opskiej sukmanie, wydawa� si� bez �ycia. Ta sukmana... Ewelina od razu wiedzia�a, kim jest ten cz�owiek. Zesz�a na d�, wyda�a dyspozycje:
- Je�eli �yje, zanie�cie go na sam� g�r�.
Oznacza�o to, �e nale�y zanie�� rannego do pokoiku na poddaszu, do kt�rego wchodzi�o si� przez strych. Trzymano tam jakie� rupiecie, zu�yte meble. S�u��cy w mig to uprz�tn�li, pozostawiaj�c tylko kanap�, na kt�rej po�o�ono powsta�ca. Nie zbli�a�a si� do niego, odczuwaj�c dziwny l�k. By�a pewna, �e jest ci�ko ranny i nied�ugo umrze. To Katarzyna zdejmowa�a z niego zakrwawione ubranie, Katarzyna obmywa�a jego rany. Potem Ewelina d�ugo nie mog�a sobie tego darowa�.
Kelner patrzy� wyczekuj�co.
- Prosz� tego �ososia... I jeszcze kieliszek w�dki...
On u�miechn�� si� z aprobat�, odchodz�c w stron� bufetu. Po chwili wr�ci�, stawiaj�c przed Ewelin� talerze.
W�dka by�a z lodu, szk�o pokry� szron. Ewelina po�o�y�a na tacy pieni�dze.
- Prosz� wypi� za moje zdrowie... �eby mi si� poszcz�ci�o w drodze.
Sk�oni� si� niemal do pasa, odszed� zaraz, bo w drzwiach stan�� brodaty ch�op w wielkim baranim ko�uchu, w r�ku trzyma� bat.
- Czego tutaj? - spyta� ostro kelner.
- Ja do ja�nie pani, konie gotowe. Kelner wskaza� mu drzwi.
- Tam czeka�. Ja�nie pani wyjdzie, jak b�dzie czas.
Ch�op wycofa� si� z tym pokornym wyrazem twarzy, za kt�rym kry�o si� co� mrocznego, wywo�uj�cego w Ewelinie nieokre�lony niepok�j. Ba�a si� tych ludzi, nie zna�a dobrze ich j�zyka, nie orientowa�a si�, co naprawd� my�l�. A mo�e to ta sytuacja tak kaza�a jej na nich patrze�? Sytuacja, kt�rej nie potrafi�a sprosta�. Bo czy� w jej wieku mo�na zmieni� �ycie? Nie by�o wcale takie z�e. Dop�ki nie spotka�a Jana, czu�a si� zadowolona, otoczona zbytkiem, uwielbiana przez m�a i dzieci. By�a ozdob� wszystkich bal�w i zgromadze�, zabiegano o jej towarzystwo, chwalono jej urod� i dobre maniery. Tak, to z pewno�ci� by�o wygodne �ycie. Gdyby nie og�lna sytuacja, mog�aby uwa�a� si� za kogo�, komu si� uda�o. Ale ta sytuacja... To dlatego jej �ycie przenios�o si� z wygodnego go�ci�ca na wyboist� drog�. Dok�d ta droga j� zaprowadzi... L�k przed w�asn� decyzj� by� jak dotkni�cie lodowatej r�ki.
Co dalej? - pomy�la�a. To wszystko, czym �y�a do tej pory, wydawa�o si� na zawsze stracone. Stan�a jej przed oczami nocna scena z c�rk�.
- Dlaczego nie idziesz si� po�o�y�? - spyta�a j�.
- Bo ty nas opuszczasz! - w g�osie Karoliny by�o tyle tragizmu, �e poczu�a si� wstrz��ni�ta. Nie mog�a tego okaza�, odpar�a wi�c oschle:
- Musz�!
Karolina przypad�a do niej, histerycznie j� obejmuj�c.
- Nie! Wcale nie! Nigdy go nie kocha�a�! Zawsze by� stary! C�rka podbieg�a do nocnego stolika, na kt�rym sta�a fotografia Cypriana, i wrzuci�a j� do otwartego kufra.
- Skoro wolisz jego, to zabierz ze sob� i t� podobizn�!
- Karolino - rzek�a ostro- jeste� zbyt gwa�towna, jak zawsze. Po policzkach c�rki pociek�y �zy.
- Mamo, ja ci� kocham. Ciebie jedn�, nie mo�esz mnie opu�ci�! Ewelina uczu�a silny ucisk w krtani, przez chwil� mia�a wra�enie, �e si� udusi.
- Karolino, nie tylko my si� znalaz�y�my w takiej sytuacji. Wiele polskich rodzin teraz cierpi. Matki potraci�y syn�w... �ony pod��aj� za m�ami na zes�anie...
- To niech jad� inne �ony! Inne. Ty nie! Przecie� nie musz� jecha� wszystkie!
Ramiona c�rki znowu j� obj�y, pr�bowa�a si� uwolni�, ale nie mog�a odczepi� r�k Karoliny. Wygl�da�o to tak, jakby ze sob� walczy�y. Chyba w tym momencie otworzy�y si� drzwi i wszed� doktor. Obie spojrza�y w jego stron�.
- I po wszystkim - powiedzia�. - Mamy nast�pn� kandydatk� na pann� lub wdow�.
My�l, �e oto zosta�a babk�, przej�a j� l�kiem. Czy nie za p�no na planowanie nowego �ycia. Sko�czy�a ju� przecie� trzydzie�ci osiem lat, przestawa�a by� m�oda. Wi�c po co ta mi�o��, ten b�l, ta t�sknota...
Mania le�a�a spokojnie, mia�a zm�czon�, bardzo mizern� twarz. Ewelina usiad�a obok c�rki.
- Szcz�liwa jeste�? - spyta�a.
- Tak - odrzek�a Mania s�abym g�osem - ale to dziewczynka. Wola�abym, �eby� inn� wiadomo�� zawioz�a tatusiowi.
- W tym pa�acu zawsze rodzi�y si� dziewczynki - odpar�a - wi�c si� nie przejmuj.
- Ale tatu� bardziej by si� cieszy� z wnuka.
- I tak b�dzie si� cieszy�, �e wszystko dobrze posz�o. To najwa�niejsze. Mizernie wygl�dasz, mo�e chcesz, �ebym jeszcze zosta�a par� dni? - spyta�a z niejasnym uczuciem, �e sk�ada teraz sw�j los w r�ce Mani. Je�eli c�rka j� zatrzyma, nie pojedzie.
- Jed� - odrzek�a. - On tam czeka. Biedak, jest zupe�nie sam.
Ewelina poczu�a cie� zniecierpliwienia. Mania zawsze bardziej kocha�a ojca. I z pewno�ci� by�a jego c�rk�, tak jak jej c�rk� by�a Karolina. O ile� od Mani inteligentniejsza, obdarzona wyobra�ni� i polotem. Wsta�a i, przywo�uj�c u�miech, pochyli�a si� nad c�rk�.
- Uwa�aj na siebie.'., i na malutk�.
By�a przy drzwiach, kiedy dobieg� j� s�aby g�os Mani. Teraz powie,. �ebym zosta�a - przebieg�o jej przez my�l, ale wiedzia�a ju�, �e tym razem c�rka nie mog�aby jej zatrzyma�. Tamten moment by� bezpowrotnie stracony.
- Tak? - odrzek�a przystaj�c z r�k� na klamce.
- Bardzo uca�uj tatusia.
- Dobrze.
Ewelina wysz�a przed dworzec. Sanie czeka�y, wo�nica sta� obok, przytupuj�c od czasu do czasu. Pada� �nieg, a poniewa� nie by�o wiatru, p�atki obraca�y si� w powietrzu, kr�c�c m�ynka. Dope�nia�o to poczucia nierealno�ci, w jakim Ewelina znajdowa�a si� od czasu opuszczenia rodziny. Grupa dzieciak�w trzyma�a si� z daleka, zanim Ewelina wsiad�a do sa�, rzuci�a w ich stron� gar�� monet.
- �eby�cie pami�ta�y o mnie, chocia� do wieczora - powiedzia�a po francusku.
Nie ruszy�y si� z miejsca. Wo�nica otuli� Ewelinie nogi baranic�, zaci�� konie. Dopiero wtedy dzieciarnia rzuci�a si� wyszukiwa� w �niegu monety. Ewelina obserwowa�a to z przykro�ci�. Mign�a jej twarz dziewczynki, kt�ra przypomina�a ma�� Karolin�.
Po�egna�y si� w gniewie.
Kareta z herbem Lechickich na drzwiach sta�a za�adowana kuframi,
na ganku zgromadzili si� wszyscy domownicy, s�u�ba, ochmistrzyni, doktor i kuzynki zamieszka�e w pa�acu. Przedtem by�y niewidoczne, Ewelina zdziwi�a si� wi�c, �e jest ich a� tyle. Niekt�rych nawet nie odr�nia�a i nie pami�ta�a, jak maj� na imi�, nie potrafi�aby powiedzie�, czy pochodz� ze strony ojca, czy matki. Wszystkie ubrane na czarno, jak i ona zreszt�. Bo taka by�a moda po ostatnich wydarzeniach, w ko�cu to jeszcze �wie�a data. By� rok tysi�c osiemset sze��dziesi�ty pi�ty...
- Gdzie Karolina? - spyta�a, nie widz�c jej na ganku. - Poszukajcie.
Jedna ze s�u��cych znikn�a w pa�acu, a Ewelina zwr�ci�a si� do ochmistrzyni:
- Miej na ni� oko, Katarzyno, ona jest jeszcze taka nierozwa�na.
Ochmistrzyni kiwn�a g�ow� na znak, �e b�dzie to mia�a na uwadze. Dobry, wypr�bowany przyjaciel. Ona jedna wiedzia�a, do kogo naprawd� jedzie Ewelina. Obaj zostali zes�ani, Cyprian i Jan, za udzia� w powstaniu. I to niemal w to samo miejsce...
Z pa�acu wysz�a Karolina ubrana jak do drogi, z torb� podr�n� w r�ku.
- A to co znowu? - spyta�a ostro c�rk�.
- Jad� z tob�.
- Nie mo�esz ze mn� jecha�. Nie masz poj�cia, co to za podr�, ja te� nie...
' Oczy c�rki spogl�da�y b�agalnie, jednocze�nie kry�a si� w nich determinacja, gotowo�� na wszystko. Poczu�a piek�cy �al. Karolina by�a jej kim� bardzo drogim, w jej buncie, w niezgodzie na �ycie odnajdowa�a siebie z czas�w m�odo�ci.
Mo�e dlatego tak cz�sto wchodzi�y ze sob� w konflikt, �e w gruncie rzeczy by�y bardzo do siebie podobne. W nag�ym odruchu zdj�a z szyi krzy�yk, kt�ry dosta�a od ojca. By�a na nim wyryta data: 1831. I to miejsce - Olszynka Grochowska. Tam walczy� ojciec Eweliny, zosta� nawet ranny w kostk�. Rana odnowi�a si�, utyka�. Kto wie, czy to mu�ni�cie kuli nie okaza�o si� mu�ni�ciem �mierci. Ojciec Eweliny umar� na gru�lic� ko�ci. Bardzo prze�y�a jego �mier�, bo bardzo go kocha�a. Mia� tubalny g�os, wsz�dzie go by�o s�ycha�:
- Dawa� mi tu gazet�!
- Siod�a� mi tu konia!
Teraz niemal nie mog�a znie�� tych snuj�cych si� po pa�acu anemicznych, ubranych na czarno kobiet.
Chcia�a zawiesi� c�rce krzy�yk na szyi, ale Karolina cofn�a si�.
- Po co mi to dajesz? - spyta�a z nag�ym l�kiem.
- Mam to po ojcu, a teraz chc�, �eby� mia�a to ty!
- Przecie� jad� z tob� - odpowiedzia�a c�rka, ale w jej g�osie
nie by�o nadziei.
Patrzy�y na siebie, oczy Karoliny z wolna wype�ni�y si� �zami. Odwr�ci�a si� i wbieg�a do pa�acu. Ewelina posz�a w stron� karety. Kiedy wyjecha�a na drog�, zwr�ci�a si� do stangreta:
- Odwiedz� rodzic�w.
Konie skr�ci�y z g��wnej drogi i stan�y przed ogrodzeniem cmentarza, kt�ry zosta� uformowany w kszta�cie herbu rodu Lechickich. Ewelina wysiad�a. Id�c po�r�d grob�w nie umia�a ju� powstrzyma� �ez. Tragiczna twarz m�odszej c�rki majaczy�a jej przed oczami. Gdyby rzeczywi�cie udawa�a si� do Cypriana, by� mo�e by�oby jej l�ej, wype�nia�aby sw�j obowi�zek. Ale ona sz�a przecie� za g�osem serca, dopuszcza�a do siebie wyst�pn� mi�o��, krzywdz�c tym kilkoro ludzi. I by�o jej bardziej przykro z powodu c�rki ni� z powodu Cypriana, kt�ry przecie� traci� najwi�cej. Ewelina zatrzyma�a si� przed grobem rodzinnym wyr�niaj�cym si� spo�r�d innych. Kamienna muza wspiera�a na d�oni twarz w g��bokiej zadumie. Ewelina ukl�k�a, opieraj�c czo�o o ch�odn� p�yt�. C� mam wam powiedzie� - pomy�la�a - wiem, co oznacza moja decyzja, nie potrafi� si� ju� cofn��...
Ci�ko podnios�a si� z kl�czek i ruszy�a w stron� karety. Las si� sko�czy�, na jego skraju zobaczy�a grup� rosyjskich �o�nierzy wykopuj�cych bro� powsta�cz�. Ewelina odprowadzi�a ich wzrokiem, zamajaczy�a jej nawet my�l, �e takim obrazem �egna ojczyzn�...
Cytadela, 2 wrze�nia 1864
Sprawa zosta�a wyja�niona, zaliczono mnie do drugiej kategorii przest�pc�w stanu, co oznacza wyw�zk� na Sybir. S�dzi�em, �e b�dzie gorzej i m�j los dope�ni si� na stoku Cytadeli. B�g zap�a� i za to. Niepokoj� si�, czy zabiegi podj�te przez Ewelina w celu uratowania Lechic zostan� uwie�czone sukcesem. By�bym niepocieszonym, gdyby mia�a
straci� przeze mnie to, co ukocha�a ca�ym sercem. I wiem, �e nie us�ysza�bym od niej s�owa skargi. Zbyt dumn� jest do tego, by okaza� po sobie jakow� b�d� zgryzot�. Kiedym j� po raz pierwszy zobaczy�, serce moje zamar�o w zachwycie, i tak jest do tej pory, to znaczy z g�r� lat dwadzie�cia, l nie opuszcza mnie zdumienie, �e takie przecudne zjawisko by�o mi dane poj�� za ma��onk� moj�. W oczach mi stoi jej czarowna posta�, kiedy wrze�niowego dnia w kaplicy lechickiego pa�acu �lub ze sob� brali�my, dzisiaj mija dwudziesta pierwsza rocznica tej daty. Ewelina mia�a wszystkiego siedemna�cie wiosen, a wi�c z g�r� by�a ode mnie lat dwadzie�cia m�odsz�. G��wka jasna, z�otopszeniczna, z misternie upi�t� fryzur�, bia�ymi r�yczkami przystrojon�. Twarz przepi�kna, bliska doskona�o�ci, o rysach najszlachetniejszych, oczach tak modrych, jakby farbami malowanych. Posta� jej obleczona w koronki najprzedniejsze doskona�� by�a w ka�dym szczeg�le, szyja przeszlachetnie sklepiona, gors zgrabniutki ciasno w biel tych�e koronek uj�ty. I szcz�cie wszechogarniaj�ce dusz� moj� i cia�o moje, �e oto tego do�wiadczam w �yciu, o czym bym w naj�mielszych snach nie marzy�, A teraz precz przyjdzie mi od niej jecha�, od tej ponad wszystko umi�owanej. Przecie �em jej na d�u�ej ni� dni kilka przez te lata nie pozostawi� by�, bom�e nie -m�g�, sercem swoim osierocony zaraz b�d�c.
I po c� to wszystko, po c� te wyrzeczenia dla sprawy tak od pocz�tku przegranej? Jakby z odkrytej karty czyta� by�o mo�na. Chocia� i takie g�osy by�y, �e szans� jako nar�d mamy. Uzbrojenie by�o nawet dobre, chocia� cz�� transport�w broni w�adze pruskie i rosyjskie rekwirowa�y. Wojsko nasze powsta�cze wykazywa�o ch�� przemo�n� walki, a tak�e znajomo�� terenu lepsz� od naje�d�cy. Ale mia��eby on nam pozwoli� do wolno�ci doj�� przez krew nasz� i ofiarno��, mia��eby cofn�� si�, skoro ju� przeciw nam armaty swoje ustawi�? Caryca Katarzyna, ta moskiewska szatanica zawczasu wszystko tak przygotowa�a, �eby�my na straconej pozycji byli. Kaza�a uczy� w�asn� m�odzie� rzeczy o Polakach najgorszych, pokazywa� same ich b��dy. Taki nasz wizerunek w m�odych stworzy�a, �e im sama r�ka do szabli si� garn�a na d�wi�k naszego imienia. Jak� mieli�my szans�, skoro si�y naje�d�cy dosz�y do miliona i po�owy, a wi�c by�a to armia najpot�niejsza, jak� Rosja kiedykolwiek wystawi�a. Wszyscy zgin�li. Wszyscy... 13 maja pad� Ludwik Narbutt pod Dubletami, 15 maja rozstrzelany w P�ocku Padlewski, pod koniec czerwca powieszony w Wilnie Zygmunt Sierakowski, pod Kruszyn� leg� genera� Taczanowski, w listopadzie zabity przewaleczny Czachowski. W Kownie powieszono ksi�dza Mackiewicza. Dziw bierze, �e mnie taka �aska z ich strony nie spotka�a, �e moje przest�pstwo wycenili tak nisko, nie ka��c wymazywa� go krwi�. Czasem taka my�l nachodzi jednak, �e ja tam z nimi by� powinienem.
Wi�c jed� sobie - pomy�la�a Karolina m�ciwie, id�c po schodach na g�r�.
Po raz drugi napotka�a oczy matki, tym razem na portrecie. Mia�y inny wyraz, by�y spokojne, jakby nic si� nie wydarzy�o, jakby nie by�o sceny przed gankiem. Przez chwil� wyda�o si� nawet Karolinie, �e oczy na portrecie s� kpi�ce. Przyspieszy�a kroku. Za drzwiami pokoju po- -czu�a nagle przyp�yw rozdzieraj�cej t�sknoty za matk�. To by�o jak atak duszno�ci, Karolina �apa�a ustami powietrze w poczuciu, �e jaki� przedmiot utkn�� w prze�yku. Pot wyst�pi� jej na czo�o, niemal po omacku dotar�a do ��ka i po�o�y�a si�. Spr�bowa�a nabra� powietrza, tym razem mi�nie szyi pu�ci�y. Le�a�a tak, oddychaj�c g��boko w obawie, �e za chwil� co� takiego znowu si� powt�rzy. Po raz pierwszy w �yciu Karolina pomy�la�a o �mierci. Nawiedzi�o j� niejasne przeczucie, �e �mier� przesz�a gdzie� blisko. Niemal w tym samym momencie us�ysza�a czyj� przera�liwy krzyk. Zerwa�a si�, ale nie mia�a odwagi zej�� na d�. Mo�e co� si� sta�o mamie - pomy�la�a - mo�e konie ponios�y... Czeka�a w uczuciu odr�twienia, niemal rezygnacji. By�a pewna, �e za chwil� dowie si� czego�, co zmieni ca�e jej �ycie. Bo skoro mia�oby w nim zabrakn�� matki...
Na dole s�ycha� by�o krz�tanin�, kto� wbieg� po schodach, ale min�� drzwi pokoju Karoliny. Potem wszystko ucich�o.
Karolina siedzia�a na skraju ��ka, nie maj�c odwagi nawet zmieni� pozycji.
Dlaczego mama musia�a wyjecha�... Dlaczego wszystko musia�o si� tak �le potoczy�. Powstanie przeciw Rosji upad�o... Karolina pami�ta jeszcze to podniecenie pierwszych dni. �zy rado�ci w oczach matki. Potem te� p�aka�a, ale op�akiwa�a kl�sk�. Ta kl�ska by�a wypisana na twarzach wszystkich. Rozmowy toczy�y si� teraz szeptem, rozgl�dano
si� przy tym trwo�nie na boki, jakby wr�g czai� si� w ka�dym k�cie. Ten wyraz napi�cia w oczach domownik�w wzr�s� znacznie, kiedy w pa�acu pojawi� si� lokator. Robiono z tego wielk� tajemnic�, ale Karolina dok�adnie wiedzia�a, kto zajmuje pokoik na poddaszu. Kt�rego� dnia si� tam zakrad�a i zobaczy�a m�odego m�czyzn� le��cego na kanapie. Spa�, ko�dra zsun�a si� i dotyka�a pod�ogi, chcia�a j� poprawi�. Wtedy otworzy� oczy. D�ug� chwil� patrzyli na siebie, a potem on podni�s� palec do ust na znak, �e nie wolno jej nikomu m�wi� o swoim odkryciu. W milczeniu przytakn�a g�ow�. Ten m�czyzna mia� na sobie koszul� rozchylon� na piersi i Karolina mog�a dojrze� czerwone zgrubienie, kt�re kiedy� musia�o by� ran�. To chyba bardzo bola�o, to by�o co� o wiele gorszego ni� obtarcie kolana czy zwichniecie kostki. Jak to jest, kiedy si� otrzymuje taki cios? Co si� wtedy my�li? Czy my�li si� o tym, �e mo�na umrze�... Karolina pami�ta�a t� nerwow� krz�tanin�, wnoszenie gor�cej wody na g�r� i znoszenie pokrwawionych szmat. Katarzyna poleci�a je spali�. A potem jeszcze raz dzia�o si� co� niedobrego na g�rze, sprowadzono doktora... W ko�cu m�ody powstaniec wyzdrowia�. Przed pa�ac zajecha�a sprowadzona z Wrzosowa doro�ka. By� ju� zmrok. Karolina sta�a przy oknie i widzia�a ten sekretny odjazd. W doro�ce siedzia�a jaka� kobieta, na twarzy mia�a woalk�. Karolina zauwa�y�a to, kiedy tamta wychyli�a si�, aby pom�c wsi��� m�czy�nie w pelerynie z kapturem. Wygl�da� jak mnich, ale Karolina dobrze wiedzia�a, kim jest naprawd�. Troch� j� nawet to wszystko �mieszy�o, te tajemnice, kt�re w�a�ciwie nie mog�y by� tajemnicami, bo wiedzia�o o nich za du�o os�b. To, co si� dzia�o na zewn�trz, wybuch powstania, walki, a potem kl�ska, dociera�o do niej tylko z opowie�ci innych. I by�o jakie� ma�o realne, jak bajka.
Kt�rego� dnia jednak zrozumia�a, �e z bajk� nie ma to nic wsp�lnego. Towarzyszy�a Katarzynie na targ do Wrzosowa. Pojecha�y dwuk�k�, Katarzyna sama powozi�a. Wje�d�a�y do miasta, kiedy nagle zrobi�o si� jakie� zamieszanie, nie pozwolono im kierowa� si� w stron� rynku, droga by�a zamkni�ta. M�czyzna w czapce z czerwonym otokiem dyrygowa� ruchem.
Kto to?
- spyta�a Katarzyn�.
- Kozak - odrzek�a przez zaci�ni�te z�by.
Zostawi�y konia i posz�y dalej piechot�, przeciskaj�c si� w�r�d t�u-
mu zmierzaj�cego na targ, nie przepuszczono �adnej furmanki. Wkr�tce wyja�ni�o si� dlaczego. W g��bi ulicy, od strony ko�cio�a pojawi� si� poch�d, kt�ry eskortowali Kozacy na koniach. Kiedy poch�d si� przybli�y�, Karolina zobaczy�a m�czyzn w r�nym wieku, ubranych w jakie� �achmany, niekt�rzy byli boso, mimo panuj�cego ch�odu. A najgorsze, �e byli skuci ze sob� �a�cuchami. Na przegubach r�k i na kostkach mieli �elazne obr�cze, �a�cuchy pobrz�kiwa�y ponuro na bruku. Karolina wyra�nie widzia�a twarze skaza�c�w, by�y jakby puste, bez �adnych uczu�.
- Dlaczego tak ich traktuj�? - spyta�a szeptem.
- P�dz� ich na Sybir - odrzek�a ochmistrzyni.
Karolina przerazi�a si� teraz na dobre, bo przecie� tam w�a�nie miano wys�a� jej ojca. Wysy�ano tam wszystkich, kt�rzy brali udzia� w powstaniu. Bogatym odbierano maj�tki, Lechice te� by�y zagro�one.. Karolina nie potrafi�a sobie wyobrazi�, co by by�o, gdyby musia�a nagle opu�ci� pa�ac. Przecie� on by� od zawsze, urodzi�a si� w nim, zna�a wszystkie jego zakamarki, od strychu do piwnic.
- Czy tatu� te� tak b�dzie szed�? - g�os si� jej za�ama�.
- Nie... - uspokoi�a j� Katarzyna - on jest wysokiego stanu, pojedzie saniami...
A teraz matka jecha�a tam za nim. Opuszcza�a swoj� c�rk�, kt�ra tak bardzo jej potrzebowa�a. Karolina poczu�a nag�y �al do ca�ego �wiata. Do tego zimnego i bezdusznego �wiata, kt�ry w milczeniu przystawa� na tak wielk� niesprawiedliwo��.
S�o�ce o�wietla�o teraz t� �cian� pa�acu, na kt�rej znajdowa�o si� jej okno, znaczy�o to, �e jest ju� dawno po po�udniu.
Promie� wsun�� si� do jej pokoju, uko�nie o�wietlaj�c parapet i fragment pod�ogi, wygl�da�o to jak ja�niejsza plama. By�o co� pocieszaj�cego w tej drgaj�cej na deskach plamie s�onecznej. Karolina zapatrzy�a si� w ni�. Min�o jeszcze troch� czasu, promie� przesun�� si� teraz na �cian�, potem znikn��. Pok�j powoli pogr��y� si� w mroku. Karolina nie poruszy�a si�, kiedy drzwi si� otworzy�y. Nie odwr�ci�a g�owy. Ochmistrzyni usiad�a obok i obj�a j� ramieniem.
- Tutaj si� ukry�o nasze biedactwo - powiedzia�a ciep�o.
- Co� si� sta�o na dole? - spyta�a Karolina. Ochmistrzyni nie odpowiedzia�a, wi�c poczu�a l�k.
- Czy mama...
- Ja�nie pani w drodze, droga przecie� daleka...
- Kto� krzycza� na dole.
- To dziewucha z kuchni, g�upie stworzenie.
- Ale dlaczego krzycza�a?
Ochmistrzyni namy�la�a si� chwile, a potem powiedzia�a wolno:
- Siostra ja�nie panienki zesz�a z tego �wiata.
- Mania?
Kobieta skin�a g�ow�, ale nawet takie potwierdzenie nie zmieni�o w Karolinie poczucia niedorzeczno�ci tego, co przed chwil� us�ysza�a. Przecie� Mania urodzi�a c�reczk�. Le�a�a w ��ku, by�a taka szcz�liwa. Mo�na z ni� by�o porozmawia�. Dlaczego nagle mia�aby umiera�. I to teraz, kiedy mama wyjecha�a tak daleko.
- Nie mia�a zdrowia - powiedzia�a ochmistrzyni. - Niby urodzi�a dziecko, ale pu�ci�a si� z niej krew...
Po tych s�owach Karolina rzuci�a si� na ��ko i wybuchn�a p�aczem. Poczu�a si� nagle zupe�nie sama, jakby nikt opr�cz niej nie pozosta� ju� na tej ziemi. Ochmistrzyni g�adzi�a j� po plecach, a w Karolinie wywo�ywa�o to jeszcze wi�ksze uczucie �alu.
- Ja mam trzyna�cie lat - poskar�y�a si� �kaj�c.
Ochmistrzyni podnios�a j� i przytuli�a do siebie. Karolina przywar�a do tego ciep�ego rozleg�ego cia�a z uczuciem, �e by� mo�e znajdzie w nim ratunek. Uko�ysa�o j�, jak zawsze, ilekro� dzia�o si� co� nieprzyjemnego, kiedy piek�o st�uczone kolano albo zosta�a zraniona duma. Tym razem jednak by�o to co� du�o gorszego i Karolina niejasno zdawa�a sobie spraw�, �e ulga jest chwilowa, przyjmowa�a j� jednak skwapliwie, niemal z pokor�. To by�o jak przerwa w samotno�ci, kt�rej tak naprawd� Karolina do�wiadcza�a po raz pierwszy tego ranka.
Cytadela, 6 grudnia 1864
Ta cisza za murem dotkliwsza mi si� zdaje, jakby ca�y nar�d na marach le�a�. Znik�a wszelka nadzieja wskrzeszenia pa�stwa. Polska wymazana z mapy Europy. Trzydzie�ci pokole� jednym poci�gni�ciem z bytu swego wyzutych zosta�o. I do czyjej sprawiedliwo�ci si� odwo�ywa�? Boskiej czy ludzkiej, jednako �adnej nadziei stamt�d oczekiwa� nie
mo�na. Francja, co tak� przyjazn� zdawa� by si� mog�a, odwr�ci�a jednak od nas swoje oczy, przestraszy�a si� cara. Thiers ma dla nas jedn� rad�: "Enrichissez vous". Kiedy si� jeszcze ukrywa�em w wiosce, dzieci� nieletnie siedz�c na progu tak� oto piosneczk� za�piewa�o:
O Polska kraino, gdyby ci rodacy, Co za ciebie gin�, wzi�li si� do pracy I po garstce ziemi z ojczyzny zabrali, Ju� by d�o�mi swemi Polsk� zbudowali.
Dziwne to by�o, lekcji takiej od dzieci�cia wys�uchiwa�, b�d�c samemu jak wieprzek przywalonym snopkiem jakowego� �yta. Wiara w nasze si�y za�ama�a si� wraz z upadkiem mitu ko�ciuszkowskiego, �e w ludzie polskim trzeba widzie� wskrzesiciela. �o�nierz to by� waleczny, daniny krwi nie �a�uj�cy. M�wiono mi, �e teraz Rosja urz�dnik�w swoich nasy�a, �eby klin pomi�dzy nas wbi�. Podobno "jedn� �cian� chaty budynku parobcza�skiego przyznaj� chwilowemu mieszka�cowi izby, a drug� pozostawiaj� przy dworze ". W maju tego� roku deputacja polskiego ch�opstwa przyby�a do Petersburga do cara, a Platon�w mow� do nich wyg�osi� po polsku, dzi�kuj�c im za wierno��, oni za� krzyczeli, �e b�d� wierni carowi i "kr�lowi polskiemu". I brali udzia� w bankiecie, jaki car na ich cze�� wyda�. Dziwnym mi si� to wyda�o, przeciem ja te ch�opskie sukmany po zakamarkach le�nych widzia�. I mi�o�� do wolno�ci te� �em widzia�... A teraz mia��eby ten sam ludek ta�cowa� z carem i zapomnie� tak szybko, �e w innych obj�ciach ta�cowa� z jego przyczyny, tyle �e w zimnych... M�wi si�, �e pod koniec miesi�ca rusz� kibitki spod bramy Cytadeli. Kierunek: Syberia... By�a u mnie Ewelina, mieli�my kr�tkie pi�ciominutowe widzenie, tyle tylko pozwolono mi moje oczy obliczem ma��onki nacieszy�. Smutna mi si� wyda�a, jak tak sz�a w sukni czarnej, z tak�� krynolin�, odbijaj�cej od jej jasnych w�os�w.
Pod wiecz�r niebo por�owia�o, a potem pojawi�y si� na nim blado-niebieskie smugi, kolory intensywnia�y z nastaniem mroku, pojawi� si� ostry amarant, fiolet i odcie� granatu. By�o to czym� tak zadziwiaj�cym, �e Ewelina na chwil� zapomnia�a, gdzie si� znajduje. Nigdy nie widzia�a takiego zestawu barw, zupe�nie jakby malarzowi pomiesza�y si� wszystkie farby. �nieg le��cy doko�a z pora�aj�cej bieli stawa� si� coraz bardziej niebieski. Sanie wjecha�y na g�rk� i w dole Ewelina zobaczy�a nagle jakby odbicie wszystkich kolor�w nieba, przez chwil� nie wiedzia�a, co to takiego, potem dotar�o do niej, �e tak wygl�da olbrzymia tafla wody. Po jej bokach wida� by�o igie�ki �wiate�, tam gdzie przycupn�y ludzkie osiedla. Wiedzia�a, �e po drugiej stronie tej wody znajdowa�a si� ostatnia wi�ksza miejscowo�� na jej syberyjskim szlaku. B�dzie musia�a tutaj zanocowa�, by przeprawi� si� na drug� stron� statkiem. Czy s� jakie� regularne kursy? Trzeba b�dzie si� dopyta� u miejscowej ludno�ci. Nocleg znalaz�a do�� �atwo, rozliczywszy si� przedtem z wo�nic�, kt�ry te� tutaj gdzie� na noc stan��. Zaprowadzono j� do schludnej, chocia� zimnej izby, ale na ��ku le�a�a wysoka pierzyna. Wsun�a si� pod ni� z uczuciem ulgi, czu�a, jak z jej cz�onk�w powoli uchodzi zm�czenie. Zaraz zmorzy� j� mocny sen. Spa�a twardo do rana. Patrz�c na uciekaj�c� za statkiem wod�, usi�owa�a przypomnie� sobie nocne widziad�o, kt�re j� dziwnie prze�ladowa�o. Jakie� bia�e wn�trze, bia�y korytarz, na ko�cu kt�rego wida� drzwi. Ewelina by�a pewna, �e te drzwi zaraz si� otworz� i stanie w nich kto� dobrze znajomy. Wpatrywa�a si� z napi�ciem, ale drzwi ci�gle by�y zamkni�te. Czeka�a do�� d�ugo, wreszcie ruszy�a korytarzem, ju� chcia�a uj�� za klamk�, kiedy gdzie� z ty�u us�ysza�a g�os Mani: - Nie wchod� tam, mamo - zawo�a�a ostrzegawczo c�rka. Ewelina obejrza�a si� i zobaczy�a taki sam korytarz i identyczne drzwi, kt�re tym razem by�y otwarte. W progu sta�a Mania w d�ugiej bia�ej sukience, mia�a rozpuszczone w�osy, a na nich wianek z margerytek, trzyma�a za r�czk� swoje nowo narodzone dziecko. By�o jeszcze niemowl�ciem, ale dziwnie umia�o ju� chodzi�. Trzyma�o si� w pionie, przebieraj�c t�ustymi n�kami. Sprawia�o to wra�enie, jakby oboje p�yn�li w powietrzu. Mania u�miechn�a si� do Eweliny, a potem uj�a za klamk�. Zanim zamkn�a drzwi, powiedzia�a dobitnie: - Tylko tam nie wchod�... Drzwi si� za ni� zamkn�y. Ewelina pozosta�a sama po�rodku d�ugiego korytarza...
Patrzy�a na wod�, kt�ra k��bi�a si� i bulgota�a za burt�, tysi�c drobnych p�cherzyk�w uchodzi�o gdzie� w g��b. Sprawia�o jej to przyjemno��, to spogl�danie za siebie, bo wida� by�o, jak szybko porusza si� na wodzie parowiec. Mo�na by�o powiedzie�, �e �wiat ucieka� w ty�.
Kiedy spojrza�a wreszcie do przodu, ze zdumieniem stwierdzi�a, �e prawie przybijaj� do brzegu. Odczyta�a litery na przystani: Tobolsk.
Ewelina z �atwo�ci� znalaz�a tragarzy, kt�rzy wynie�li na brzeg jej kufry, byli zwinni i do�� grzeczni. Pozostawi�a rzeczy na przystani i ruszy�a do miasta, niezdecydowana jeszcze, czy zostanie tu na noc, czy te� tego samego dnia uda si� dalej. By�o oko�o dwudziestu wiorst do miejsca przeznaczenia, to znaczy do wioski, w kt�rej przebywa� Cyprian. Chcia�a potem jecha� w dalsz� drog�... Ale jak mu o tym wszystkim powiedzie�, od czego zacz�� t� bez w�tpienia najtrudniejsz� w jej �yciu rozmow�. Przecie� to, przez co ju� przebrn�a, by�o nie mniej trudne, musia�a sam� siebie przekona�, �e ma prawo do mi�o�ci. Przecie� na dobr� spraw� mog�aby by� jego matk�, by� tylko o dwa lata starszy od jej c�rki Mani. Jak do tego dosz�o, �e uczucie do Jana przes�oni�o jej �wiat?
Stara�a si� nie my�le�, �e on tam le�y na g�rze, chocia�by z tego powodu, �eby mie� "naturalny wyraz twarzy" w razie nieproszonej wizyty �andarm�w z pobliskiego posterunku. Ci�gle szwendali si� w okolicy, widywa�a ich myszkuj�cych w pobli�u pa�acu, na folwarku. Teraz, kiedy ranny le�a� w pokoiku za strychem, te wizyty nabiera�y innego znaczenia i inaczej nale�a�o je traktowa�. Poleci�a nawet, aby zaprasza� ich do kuchni na pocz�stunek, a rz�dcy, aby by� dla nich nader uprzejmy i cz�stowa� tytoniem, ale korzy�� z tego by�a taka, �e ci�gle mia�o si� ich teraz na oczach. Tyle �e nie pchali si� dalej, na pokoje. Tak wi�c Ewelina na strych nie zachodzi�a, dopytywa�a si� tylko o zdrowie porucznika Darskiego. Wys�ana te� zosta�a tajemna wiadomo�� do jego matki, �e �yje, jest w bezpiecznym miejscu. Natomiast wizyt� rodzicielki odradzano ze wzgl�d�w konspiracyjnych. Po raz pierwszy Ewelina posz�a na g�r�, kiedy Jan dosta� nagle gor�czki. Nie by�o ku temu wyra�nej przyczyny, bo rana si� ju� prawie zagoi�a. Katarzyna przysz�a do niej zaniepokojona, podobno chory nawet majaczy�. Popatrzy�y po sobie zmartwione. Ewelina poleci�a pos�a� po doktora, a sama uda�a si� za Katarzyn� na g�r�. Kiedy tam wesz�a, uderzy� j� nieprzyjemny zapach, jakby gnij�cego mi�sa. By� to od�r choroby i gor�czki, kt�ry bi� od rozpalonego cia�a m�odego m�czyzny. Katarzyna rozchyli�a mu koszul� na piersi i pokaza�a Ewelinie do�� poka�ne ci�cie od szabli, kt�re wygl�da�o jak zgrubia�a, ciemnoczerwona kreska. Zaczyna�a si�
w po�owie piersi i schodzi�a pod pach�. I tam znalaz�y co� niepokoj�cego, sporej wielko�ci guz podesz�y rop�.
- Jak to si� mog�o sta�? - spyta�a przestraszona Ewelina. - Nie zauwa�yli�cie tego?
- Wczoraj jeszcze by�o w porz�dku - odrzek�a ochmistrzyni. - Musia�o nabra� przez noc.
Jan by� nieprzytomny, usta mia� spieczone, nie pomaga�o zwil�anie ich szmatk�. Rzuca� si� niespokojnie; Ewelina usiad�a i wzi�a na kolana jego g�ow�. G�adzi�a go po w�osach. To wszystko powodowa�o w niej dziwny zam�t, nie wiedzia�a, czy przera�a j� choroba tego cz�owieka, czy to, �e trzyma jego g�ow� na kolanach. Przyszed� doktor i zacz�to przygotowania do operacji. Tym razem Ewelina ju� nie odchodzi�a. I by�o tak, jakby nagle przesz�a na drug� stron� swojego �ycia, nie potrafi�c ju� odnale�� drogi powrotnej. Wszystko przesta�o si� liczy�, to �e by�a �on�, matk�, �e mia�a obowi�zki. Istnia� tylko ten cz�owiek, jego twarz trawiona gor�czk�, zamglone oczy, czepiaj�ce si� jej r�ce. Trzyma�a je w swoich d�oniach, okrywaj�c poca�unkami. Nie wstydzi�a si� tego, nie ukrywa�a swoich uczu� ani przed doktorem, ani przed Katarzyn�. A oni taktownie milczeli. Kt�rego� dnia, kiedy przysz�a na g�r�, powita�y j� przytomne oczy Jana. Zatrzyma�a si� w drzwiach, nie wiedz�c, co pami�ta� z przesz�o dwutygodniowej maligny, czy dociera�o do niego to, kto przy nim jest, co m�wi, jak si� zachowuje. Ewelina z pewno�ci� zachowywa�a si� jak szalona...
- Jak pan si� czuje? - spyta�a zmieszana. Milcz�c patrzy� jej w oczy. Wolno, bardzo wolno podesz�a do ��ka, a on wyci�gn�� w jej stron� r�k�. Byli nagle blisko siebie, obejmowa�a r�koma jego g�ow�. Dotyk jego warg by� elektryzuj�cy, wszystko w niej dr�a�o z niepokoju i szcz�cia. Rozbiera� j� jedn� r�k�, poddawa�a si� temu, uwa�aj�c by nie sprawi� mu b�lu. Wsun�a si� pod ko�dr�. To cia�o obok niej by�o jak co� najdro�szego na �wiecie, jak relikwia, gotowa by�a si� do niego modli�. Dotyk jego r�k by� jak szcz�cie, jak co� niewyobra�alnego, co si� w�a�nie stawa�o. Jan uni�s� si� na boku, a potem wzi�� j� pod siebie. Ich cia�a splot�y si� w nierozerwalnym u�cisku, pomiesza�y si� ich gor�czkowe oddechy, s�owa, kt�rymi siebie przywo�ywali. Ewelina uczy�a si� fizycznej mi�o�ci do m�czyzny...
* * *
Miasto by�o rozleg�e, po�o�one nier�wno, niekt�re ulice pi�y si� w g�r�, inne opada�y zakolami. Sta�y przy nich drewniane domy, w�a�ciwie wille z pi�knie rze�bionymi gankami i okiennicami. Wszystko to sprawia�o wra�enie miejscowo�ci letniskowej w niezbyt sprzyjaj�cej porze. Po ulicach hula� ostry wiatr, by�o bardzo �lisko. Ewelina musia�a uwa�a�, �eby nie upa�� i nie z�ama� nogi. To by�aby w jej sytuacji katastrofa. Na jednym z dom�w zauwa�y�a tabliczk� z nazwiskiem w�a�ciciela sklepiku. Nazywa� si� H. Kaufmann. Jaki� Niemiec albo �yd - przemkn�o jej przez my�l, a poniewa� o wiele lepiej zna�a niemiecki ni� rosyjski, postanowi�a tam wst�pi�. Powita� j� pot�ny m�czyzna o rozleg�ej klatce piersiowej i nieproporcjonalnie ma�ej g�owie. Mia� spor� �ysin�, jasny zarost na twarzy i bardzo niebieskie oczy. Wi�c-jednak Niemiec.
- Witam wasz� wielmo�no�� - sk�oni� si� za lad�. - Od razu wyczu� dam� na kilometr. Perfumy z Francji rodem, nie myl� si�?
- Nie myli si� pan - u�miechn�a si� Ewelina.
- U mnie tak wytwornych rzeczy nie ma, ale mo�na znale�� co� ciekawego. Jak si� umie szuka�...
- W�a�ciwie nie wiem, co mog�oby mi si� przyda�. Mo�e jaki� upominek dla... starszego pana.
- Starszy pan... Mog�aby wielmo�na pani wyra�a� si� ja�niej?
- Lat sze��dziesi�t.
- W dobrej kondycji zdrowotnej? - wypytywa� sprzedawca.
- My�l�, �e tak. Mo�e kupi�abym fajk�.
- �wietnie - ucieszy� si�. - Mam du�y wyb�r fajek.
Si�gn�� za siebie, k�ad�c potem na ladzie fajki r�nego kroju i zabarwienia. Wida� by�o, �e nie wszystkie s� z tego samego drewna. Ewelina spogl�da�a na nie bezradnie.
- A kt�r� by mi pan poleca�? Sklepikarz zrobi� zafrasowan� min�.
- No c�, wybra� fajk� to jak wybra� narzeczon�, z kt�r� chcia�oby si� sp�dzi� ca�e �ycie... a to nale�a�oby czyni� osobi�cie, ale skoro narzeczona ju� jest, spr�bujemy dobra� do niej fajk� - u�miechn�� si� chytrze. - My�l�, �e najlepsza by�aby ta - wskaza� na le��c� po�rodku, ciemnowi�niow�, o szczeg�lnie fantazyjnie wygi�tej szyjce.
Ewelina wzi�a j� do r�ki, obejrza�a ze wszystkich stron.
- Podoba mi si� - rzek�a. M�czyzna u�miechn�� si�.
- Przy fajce to rzecz najmniejsza. Wa�ne jest, jak smakuje, a ta, zapewniam pani�, ma smak boski.
Ewelina naby�a jeszcze kilka drobiazg�w, mi�dzy innymi czajniczek do herbaty. O ma�y w�os nie kupi�a tak�e samowara do tego czajniczka, kt�ry mia� przepi�kny futera� - kur� zrobion� z r�nokolorowych koralik�w. Mia�a niebieski grzbiet, ��te boki i ciemnoczerwony grzebie�. Wi�c o ma�y w�os nie kupi�a tego samowara, sprzedawca bowiem posiada� szczeg�lny dar przekonywania. Powstrzymywa� j� tylko wyj�tkowy brak miejsca w baga�ach.
Wydawa� by si� mog�o, �e �ycie dojdzie do jakiego� punktu i musi si� zatrzyma�, a ono toczy si� dalej, chocia� przeczy to wszystkim prawom ludzkiego rozs�dku. Ot, chocia�by i ja, cz�owiek ju� niem�ody, znalaz�em si� nagle tysi�ce wiorst od domu, od tego wszystkiego, co nadawa�o moim poczynaniom sens. Pozbawiony widoku �ony, dzieci. A jednak i tutaj uda�o mi si� dzie� z noc� pozlepia�, znale�� jakie� nici, kt�re by chocia� w cz�ci potrafi�y to sito we mnie powi�za�. Ju� i umarli tak cz�sto nie zagl�daj� do mojej izby. Przyjemno�� jakow�� odnajduj� w zaj�ciach fizycznych. Noszenie wody, rabanie drew. Powr�t do izby, gdzie sam na sam z my�lami zosta� musz�, zawsze jest niewygod� duszy mojej udr�czonej. Dow�dca przegranej bitwy nie mo�e mie� dobrego snu... C� im si� zreszt� dziwi�, �e tak nas przycisn�li. Byli�my i jeste�my przedmurzem Zachodu, a zw�aszcza Prus. Gdyby�my umieli znale�� z Prusakami wsp�lny j�zyk, by � mo�e znale�liby�my w nich naturalnego sprzymierze�ca, a tak ma go przeciw nam wr�g najzajadlejszy. To z ust Ottona von Bismarcka pad�o zdanie, �e dopuszczenie politycznego �ywota Polski by�oby niewybaczalnym b��dem. "Ein schrecklicherpolitischer Fehler" - oto jego s�owa. A z drugiej strony wielka �wi�ta Ru�, prawos�awie, podczas gdy my to �ywio� katolicki. B�d� nas t�pi� najzajadlej, nie ustan�, dop�ki bije chocia� jedno wolne polskie serce... Nie
mo�na wojowa� z ca�ym �wiatem, trzeba sobie wyszuka� wroga, ale takiej m�dro�ci za du�o wymaga� od ludzi jak my zapalczywych, id�cych niby �ubr z g�ow� pochylon� do przodu. No i ubili �ubra...
Tyle razy powtarza�a w my�lach, co powie Cyprianowi, ale kiedy go w ko�cu zobaczy�a, s�owa utkn�y jej w gardle. Przywita�a si� z nim, ci�gle jak �ona. I jak �ona zauwa�y�a, �e bardzo zmizernia�, posiwia�. Plecy mu si� pochyli�y. Uj�� jej twarz w d�onie i patrzy� na ni� z bliska.
- Czy to ty, ukochana - szepta� - czy to naprawd� ty... Pu�ci� j� w ko�cu.
- Nie sadzi�em, �e do mnie przyjedziesz. Odradza�em ci nawet taki pomys�, cho� wiem, �e m�g� ci powsta� w g�owie...
To by� moment, kiedy powinna mu wyzna�, �e nie do niego przyjecha�a. Konie czekaj�, za chwil� rusza dalej. Ale zamiast tego si�gn�a do kieszeni i wyj�a stamt�d fajk� i paczk� tytoniu.
- To dla ciebie - rzek�a zmienionym g�osem, zdecydowana teraz wyjawi� prawd�.
- Co w domu? - spyta�.
- Dobrze - odrzek�a prze�ykaj�c �lin�. - Mania urodzi�a c�reczk�. Obie s� zdrowe, ale Henryk ci�gle w areszcie, nie wypu�cili go nawet na po��g �ony...
- On? - zdziwi� si� Cyprian. - Przecie� do niczego si� nie miesza�.
- Im wystarczy, �e kto� jest Polakiem - odpowiedzia�a, bezradna wobec sytuacji, kt�rej w �aden spos�b nie potrafi�a sprosta�. Przejecha�a tyle kilometr�w po to, by zmieni� swoje �ycie, a ono w �aden spos�b zmieni� si� nie dawa�o. Na ko�cu tej drogi spotka�a Cypriana.
Jak z tego wybrn��. To by� b��d, ten przystanek po drodze. Powinna jecha� prosto w obj�cia tamtego. Czeka� na ni�. T�skni�. Tak samo szale�czo jak ona za nim. M�wi�y jej o tym jego listy, kt�re wysy�a� na adres swojej matki. Ale potem by�oby jeszcze trudniej. I mniej uczciwie...
Odezwa�o si� pukanie i zajrza�a gospodyni.
- Wo�nica pyta, co ma robi�, zdejmowa� kufry czy czeka�? Ewelina uczu�a nag�e gor�co w piersi, nie mog�a wydoby� z siebie g�osu.
- Niech zdejmuje kufry - odrzek� Cyprian poirytowanym tonem, a potem zwr�ci� si� do Eweliny: - Zap�aci�a� mu?
Mia�a teraz ostatni� szans�, aby wyzna�, �e chce jecha� dalej. Zamiast tego szepn�a:
- Nie.
M�� wyszed� za kobiet�, a ona niemal bez si� osun�a si� na �aw� pod �cian�. Poczu�a za plecami twarde belki.
Cyprian wr�ci� po jakim� czasie, za nim dw�ch ros�ych ch�opak�w wnios�o jej rzeczy.
- Postawcie tam w k�cie - zakomenderowa�. Kiedy zostali sami, podszed� do niej i kucn�� u jej kolan.
- Kochana moja, musisz by� zm�czona - powiedzia� mi�kko, a potem schyli� si� i pocz�� zdejmowa� jej buty. Uj�� jej stop� w obie r�ce i podni�s� do ust. - Jeste� jak ratunek - wyszepta�.
Powiem mu jutro - pomy�la�a i zrobi�o si� jej jako� l�ej. Prze�yli ze sob� tyle lat, c� znaczy ten jeden dzie� wi�cej. To tylko jeden dzie�... Powiem mu jutro z samego rana - pomy�la�a, kiedy zasn��. Ona, pomimo zm�czenia, nie mog�a zmru�y� oka. Na sam� my�l o scenie, jaka si� mia�a rozegra� nazajutrz, odczuwa�a b�l. Nie tylko swojego m�a mia�a zrani�, tak�e siebie, bo w jaki� spos�b czu�a si� jego cz�ci�. A jednak zasn�a, obudzi�o j� czyje� dotkni�cie na policzku. To by� Cyprian. Inny ni� wczorajszego dnia, odm�odnia�y. W jego oczach pojawi� si� blask.
- Wychodz�, mam swoje sprawy - powiedzia� - wr�c� przed obiadem. Zostawi�em ci na stole �niadanie. Wrz�tek masz w samowarze, podrzuci�em w�gli...
Chcia�a si� unie��, ale delikatnie j� powstrzyma�.
- Kochana, jest wcze�nie, jeszcze mo�esz pospa�.
Nie mia�a zamiaru ani chwili d�u�ej pozosta� w ��ku. Cypriana nie b�dzie jaki� czas, to dla niej szansa, aby na powr�t spakowa� swoje rzeczy, naj�� konie i odjecha�. Ju� wiedzia�a, �e nie zdob�dzie si� na to, aby wyjawi� mu prawd� prosto w oczy. Zostawi list. Tak b�dzie najlepiej dla nich obojga, a przynajmniej �atwiej... Nie tkn�a nawet przygotowanego dla niej �niadania. Usiad�a przy stole i nakre�li�a szybko kilka s��w.
Cyprianie, odchodz�. Uwierz, nie mog� inaczej. Ewelina.
Nie, w taki spos�b nie mog�a go powiadamia� o swojej decyzji. On
nic by z tego nie zrozumia�. Bo dok�d niby chcia�a odej��? Dooko�a by�y tylko �niegi i tajga. M�g�by pomy�le�, �e odebra�o jej rozum. Zmi�a kartk� i zacz�a od pocz�tku:
M�j m�u, tragiczny los sprawi�, �e musimy si� rozsta�, nale�� do innego i to do niego tu przyjecha�am. Wybacz. Ewelina.
Zostawi�a list na stole, obok tak starannie przygotowanego dla niej �niadania. Pokrojony chleb przykryty by� serwetk�, na jednym talerzyku le�a� du�y plaster bia�ego sera, na drugim jajka, obok w dzbanuszku �mietana. I jeszcze mi�d. Ubra�a si� i zesz�a na d�. W kuchni du�ej i schludnej nie by�o nikogo. Gospodyni� znalaz�a na podw�rzu. Pr�bowa�a wyt�umaczy� jej, o co chodzi, swoim �amanym rosyjskim. Kobieta patrzy�a na ni� bez s�owa, jej twarz mia�a surowy wyraz.
- Mnie nada �oszadi - pl�ta�a si� Ewelina - ja do��na uje-chat... ja imieju diengi... zo�oto... - zdj�a z przegubu r�ki grub� bransolet� i wyci�gn�a w stron� Rosjanki, ale tamta ani drgn�a.
- Nie lepiej zaczeka� na m�a? - spyta�a. W jej oczach Ewelina dostrzeg�a co� jak nagan�.
- Ja si� spiesz� - odrzek�a z rozpacz�. Gospodyni Cypriana powiedzia�a wolno:
- Id�cie poszuka� koni na wie�.
- Ale gdzie, u kogo?
Tamta wzruszy�a ramionami i wr�ci�a do swojej roboty.
G�upia baba - pomy�la�a z zapiek�� z�o�ci� Ewelina. Wysz�a przed furtk� i rozejrza�a si� bezradnie. Drewniane cha�upy przywalone by�y czapami �niegu, przycupn�y przy �nie�nych tunelach przekopanych od zagrody do zagrody. Chc�c do kt�rejkolwiek dotrze�, trzeba by�o si� nimi porusza�, inaczej mo�na by�o ugrz�zn�� w zaspie po pachy. Posta�a tak chwil� i ruszy�a przed siebie, w po�owie drogi do jednej z cha�up napotka�a m�od� dziewczyn� w kr�tkim ko�uszku, kt�ra sz�a od studziennego �urawia, na nosid�ach ko�ysa�y si� dwa wiadra pe�ne wody. Aby m�c si� wymin��, jedna z nich musia�a zej�� w zasp�. Na razie sta�y naprzeciw siebie.
- Z dobrym utrom - u�miechn�a si� Ewelina, dziewczyna nie odpowiedzia�a. Patrzy�a tylko na ni�.
Mo�e dziwne jej si� wyda�o, �e w tej zapad�ej dziurze widzi kobiet� w d�ugim futrze i toczku na g�owie.
- Mnie nada �oszadi - zacz�a Ewelina - ja imieju diengi...
Dziewczyna nagle zrobi�a krok w zasp� i zapadaj�c si� w �nieg, wymin�a Ewelin�, nosid�a chwia�y si� na ramionach, woda rozbryzgiwa�a na boki. Zosta�o jej nie wi�cej ni� do po�owy wiader.
Ewelina dotar�a do cha�upy, ale kiedy tylko uchyli�a furtk�, doskoczy�y do niej psy, dwa
kundle, kt�rym niedobrze patrzy�o z oczu. Jak wszystkim tutaj - pomy�la�a. Z domu nikt nie wyszed�, wida� nikogo nie by�o. Ruszy�a w dalsz� w�dr�wk�, ale mimo �e chodzi�a od zagrody do zagrody, niczego nie by�a w stanie za�atwi�. W jednej by�y same dzieci, w innej na wp� g�uchy starzec, w innej jeszcze kobieta, kt�ra niczego jej nie mog�a obieca�, zanim nie wr�ci m��. Zrozpaczona powr�ci�a na kwater� Cypriana. Nie by�o go jeszcze. Zmi�a list pozostawiony na stole. Nagle si�y odm�wi�y jej pos�usze�stwa, usiad�a na pod�odze po�rodku izby i zanios�a si� szlochem. Tak j� zasta� m��. Opuchni�t� od �ez, zupe�nie pokonan�. Podni�s� j� i posadzi� na �awie. Z trosk� zajrza� jej w twarz.
- Co si� dzieje, kochana? - spyta�. - Podobno szuka�a� koni po wsi. Nie podoba ci si� tutaj, chcesz wraca�? W milczeniu pokr�ci�a przecz�co g�ow�.
- Ani nie mog� wr�ci�, ani nie mog� z tob� zosta� - powiedzia�a cicho.
- Co to znaczy?
- Ja nie do ciebie tutaj przyjecha�am... ja... kocham innego m�czyzn�, kt�ry te� zosta� zes�any... nie chcia�am tego... ale to jest silniejsze ode mnie... to jest jak �mier�...
Cyprian milcza�. Przez chwil� wydawa�o jej si�, �e nie zrozumia�, ale powoli jego twarz zacz�a zmienia� wyraz. Zapada�a si�, stawa�a si� p�aska.
- Ja ju� nie umia�abym z tob� by� - powiedzia�a roztrz�sionym g�osem.
- By�a� ze mn� przez dwadzie�cia lat.
- Ale wtedy by�am kim� innym.
Cyprian podszed� do okna. Widzia�a jego plecy. A je�eli za��da nazwiska jej kochanka i wyzwie go na pojedynek... Mia� przecie� do tego prawo, mia� prawo zatrzyma� j� si�� albo odes�a� j� do kraju. Co wtedy b�dzie z jej �yciem... Milczenie si� przed�u�a�o, a w niej narasta� strach.
Przesta�a si� litowa� nad cierpieniem Cypriana, bo on teraz przeistoczy� si� w s�dziego, w cz�owieka, w r�kach kt�rego spoczywa� jej los.
- Co pani powiedzia�a w domu? - us�ysza�a jego opanowany g�os, czasami u�ywa� takiej formy w rozmowach z ni�, zwykle kiedy wynik�a miedzy nimi r�nica zda�.
- �e... �e jad� do pana...
I znowu cisza. Ta straszna cisza, prze�widrowuj�ca m�zg niemal na wylot. Wola�aby, �eby Cyprian zrobi� jej scen�, �eby krzycza�, a nawet j� uderzy�, by�oby jej l�ej. Odwr�ci� si� wreszcie do niej. Kiedy zobaczy�a jego twarz, dozna�a wstrz�su, to by�a twarz starca, na jej oczach Cyprian postarza� si� o kilkana�cie lat. To by�o takie okrutne. Zbyt okrutne. Jak odej��. Jak pozostawi� m�czyzn�, kt�ry przez tyle lat by� jej m�em. Ale ju� raz zrobi�a mu z siebie prezent, nie mo�e uczyni� tego po raz drugi. Mo�na udawa� mi�o��, nie mo�na udawa�, �e si� jej nie czuje. Wszystkie my�li Eweliny, wszystkie jej t�sknoty by�y skierowane w stron� Jana.
- No c�-powiedzia� -jestem ju� stary. A pani jest m�oda i pi�kna i ma naturalne prawo do mi�o�ci. Tylko czy ten cz�owiek jest tego wart.
- On walczy� tak jak ty... jak pan. By� ci�ko ranny. Jest patriot� i cz�owiekiem honoru. A... tak�e pochodzi z naszej sfery... On jest... jest... dobry...
Cyprian u�miechn�� si� gorzko.
- I dlatego odebra� mi �on�.
- Nie chcia� tego, tak samo jak ja... ukrywali�my go w lechickim pa�acu...
Cyprian uni�s� r�k� w niecierpliwym ge�cie.
- Prosz� oszcz�dzi� mi szczeg��w.
Przyg�adzi� w�osy, zna�a ten gest, czyni� to zwykle wtedy, kiedy mia� do podj�cia jak�� szczeg�lnie trudn� decyzj�.
- Czy... czy miejsce przeznaczenia jest odleg�e st�d? - spyta�.
- Siedem wiorst.
- Powiem, �eby podstawili konie - rzek� opuszczaj�c izb�.
Wst�powa�a po kr�tych drewnianych schodach na poddasze syberyjskiej chaty, czuj�c jak gwa�townie bije jej serce. Jeszcze tylko kilka stopni i b�d� drzwi, a za nimi ten jedyny na �wiecie cz�owiek. To dla niego jednym ci�ciem oddzieli�a si� od swojej przesz�o�ci, wiedz�c �e ju� nigdy nie b�dzie mog�a wr�ci�. To, czym �y�a do tej pory, by�o dla niej na zawsze stracone. Uj�a za klamk�.
Jan siedzia� przy stole, mia� na sobie bia��, rozpi�t� pod szyj� koszul� i futrzany serdak. Wygl�da� tak m�odo, �e Ewelina odczu�a nag�y zam�t. M�odo�� Jana zawsze by�a przeciwko niej, ale w tej chwili powitania wydawa�a si� czym� szczeg�lnie okrutnym, jakby rodzajem trucizny, kt�ra j� w ko�cu zniszczy. Nie mog�a wypowiedzie� s�owa. Patrzy�a na niego przez �zy. Podni�s� si� zza sto�u. Zobaczy�a, �e ma na nogach dziwne buty, jakby �apcie przewi�zane rzemieniem. Nagle rzucili si� ku sobie. Ewelina ca�owa�a go po twarzy, po g�owie, nie bardzo wierz�c, �e znowu s� razem. Mi�kko�� jego w�os�w, g�adko�� policzk�w, to by�o takie zachwycaj�ce, a jednocze�nie wzbudza�o w niej trwog�, �e dotyka czego�, co jest zakazane. Cyprian spyta� j�, czy ten cz�owiek jest jej wart. Potrafi�a na to odpowiedzie� z �atwo�ci�, na szcz�cie nie zada� pytania: ile ten cz�owiek ma lat.
Jan posadzi� j� przy stole. Odczu�a to, jakby uwalnia� si� od jej poca�unk�w.
- Opowiadaj, no, opowiadaj! - rzek� wpatruj�c si� w ni� niecierpliwie.
Wydawa�o jej si�, �e dostrzega� w niej nie kobiet�, lecz kogo�, kto przybywa z innego �wiata. A on jest tego �wiata ciekawy. To by� wzrok wi�nia witaj�cego przybysza z wolno�ci.
- Jako� tu dotar�am - powiedzia�a niepewnie. - Jak widzisz, jestem...
- A czy tam w kraju... czy tam s� jakie� szans� na odbicie si�, na walk�.
Nie wiedzia�a, co odpowiedzie�.
- A bro�? - spyta� gor�czkowo. Patrzy�a na niego nie rozumiej�c.
- Bro� odkopa