16839
Szczegóły |
Tytuł |
16839 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16839 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16839 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16839 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Margitt Sandemo
GDZIE JEST TURBINELLA?
Dwudziestodwuletnia Sara Wenning, osoba samotna i wra�liwa, na wiadomo�� o zamordowaniu swegowuja
doznajeprawdziwego wstrz�su. Kiedy policja zwraca si� do niej z pro�b� o pomoc w odnalezieniu zbrodniarza,
dziewczyna nawet nie przypuszcza, �e oto decyduj� si� jej dalsze losy. Wraz z komisarzom Alfredem Eldenem
udaje si� �ladem gro�nego przest�pcy na Cejlon, gdzie w ci�gu dw�ch tygodni w jej �yciu wydarzy si� wi�cej
ni� przez wszystkie minione lata...
POL-NORDICA Publishing Sp. z o. o.
Indeks 331465
Dotychczas ukaza�y si�:
1. Irlandzki romans
2. Kr�lewski list
3. M�czyzna z og�oszenia
4. Czarownice nie p�acz�
5. Wie�a nadziei
6. Przekl�ty skarb
7. Jasnow�osa
8. Uprowadzenie
9. Zb��kane serca
10. Gdzie jest Turbinella?
Kolejny, jedenasty tom serii pt. �Dziewica z Lasu Mgie�" uka�e si� 5 wrze�nia br.
ROZDZIA� I
Sara Wenning przyjecha�a do miasta rozgoryczona, pe�na w�tpliwo�ci i pozbawiona wiary w siebie.
Powodem by� naturalnie m�czyzna, z kt�rym w marzeniach wi�za�a swoj� przysz�o��. Niestety, jego
wybrank� zosta�a inna. Takie problemy miewa wprawdzie wiele kobiet, jednak niewielka to pociecha dla tych,
kt�re owo do�wiadczenie w�a�nie dotkn�o. Osamotnion� dziewczyn� zainteresowa� si� kolega z pracy Erik
Brandt. Spragniona przyja�ni wyda�a mu si� �atw� zdobycz�.
Sara by�a mi��, m�od� os�bk� o zgrabnej figurze, d�ugich nogach i �ywych oczach, z ciekawo�ci�
spogl�daj�cych na �wiat. Mia�a przy tym wiele dziewcz�cego uroku, a w�a�nie takie kobiety najpr�dzej
wpada�y Brandtowi w oko. Erik chcia� bowiem udowodni� sobie, �e �adna dziewczyna nie jest wstanie mu si�
oprze�. Mimo i� dobija� ju� czterdziestki, nie mia� najmniejszego zamiaru czu� si� gorszym od m�odych,
przystojnych i wysportowanych m�czyzn. Dlatego cz�sto bra� zimny prysznic, regularnie biega�, a tak�e
za�ywa� tabletki dro�d�owe, kt�re, jak wierzy�, pozwala�y mu zachowa� m�odzie�czy wygl�d i pi�kne, kr�cone
miedziano-br�zowe w�osy. Te atuty zwykle budzi�y podziw dam. Bywa�o, �e przybiera� na wadze po
biurowych lunchach i piwie. Potrafi� wtedy �wiczy� intensywnie ca�y tydzie� i �ywi� si� wy��cznie
warzywami, by zrzuci� zb�dne kilogramy.
Sara tak naprawd� niewiele o nim wiedzia�a. Podziwia�a tego przystojnego m�czyzn� o melancholijnym
spojrzeniu i zdecydowanym, wyra�aj�cym trosk� g�osie, m�czyzn�, kt�ry okazywa� jej wyra�ne
zainteresowanie. Zbyt �atwo da�a si� zwie�� pozorom...
Mo�na by s�dzi�, �e pok�j zamieszkiwany by� przez mnicha, tak skromnie zosta� wyposa�ony.
��ko stanowi�a zwyczajna drewniana �awa pokryta szar� wojskow� derk�. St� i krzes�o, obok ma�a
kuchenka, nad ni� wisz�ca szafka. W szafce znajdowa� si� kubek, szklanka, kilka talerzy, ka�dy z innego
kompletu, jeden widelec i �y�ka oraz inne drobne przybory kuchenne.
Ma�o kto odwiedza� ten pok�j.
Po jednej stronie sto�u le�a�a deska do chleba i jakie� artyku�y spo�ywcze zepchni�te w najdalszy k�t.
Drugiej strony u�ywano najwyra�niej jako biurka. Niewielka p�eczka na �cianie mie�ci�a pi�� fachowych
ksi��ek o tematyce policyjnej. W pokoju nie by�o zas�on, tylko �aluzja, kt�ra mia�a uniemo�liwi�
mieszkaj�cym naprzeciwko zagl�danie do �rodka.
Z pewno�ci� zastanowienie budzi� cz�owiek, kt�ry tu zamieszkiwa�. Jak mo�na pozbawia� si� wszelkiej
wygody? Jak mo�na �y� w tak sparta�skich warunkach?
W korytarzu zadzwoni� telefon. M�czyzna, kt�ry powolnym ruchem w�a�nie sk�ada� wypran� koszul�,
podni�s� s�uchawk�.
- Mamy morderstwo na Vindelveien trzydzie�ci cztery. We�miesz t� spraw�.
- S� jakie� bli�sze szczeg�y?
- To facet oko�o pi��dziesi�tki. Na poziomie, ale troch� za bardzo samotny. Zosta� zasztyletowany przez
profesjonalist�.
- Dobra, ju� jad�.
S�uchawka spocz�a na wide�kach, a koszula zosta�a ponownie roz�o�ona. Przypominaj�cy ascet� komisarz
policji kryminalnej westchn�� i szybko si� przebra�.
Jego powierzchowno�� doskonale przystawa�a do zawodu, kt�ry uprawia�. Zaci�ty wyraz mocno opalonej
twarzy, stalowo-szare oczy, ostre rysy, nadmiernie szczup�a sylwetka, tak jakby cia�u dostarczano ledwie jeden
posi�ek dziennie, i to nic ponad suchy chleb i wod�. Policzki zapad�y si� mo�e z g�odu albo nadmiaru trosk,
jedynie ciemnobr�zowa, g�sta czupryna nie poddawa�a si� dyscyplinie narzuconej reszcie postaci.
Komisarz nie by� kr�tko ostrzy�ony, czego mo�na by si� spodziewa� znaj�c jego surowy styl �ycia. W�osy
mia� podci�te tylko na tyle, by da�o si� je jako� u�o�y�, cho� staranno�� fryzury pozostawia�a wiele do
�yczenia.
Wok� ust czai� si� cie� goryczy, cho� �w m�czyzna nie nale�a� z pewno�ci� do os�b zdradzaj�cych
komukolwiek swoje uczucia. Twarz by�aby mo�e ciekawa, gdyby nie emanuj�cy z niej przera�liwy ch��d i
niedost�pno��.
Charakterystycznym dla siebie sztywnym ruchem m�czyzna otworzy� drzwi i opu�ci� pok�j.
Sara sta�a przy oknie i spogl�da�a na smutn� listopadow� ulic�. Co chwila przeje�d�a�y tu samochody,
ochlapuj�c auta zaparkowane wzd�u� chodnika.
Wygl�da�a �adnie, mog�a si� podoba�. Jasnoz�ote, l�ni�ce, si�gaj�ce a� do w�skich ramion w�osy uci�te by�y
r�wniutko niczym u egipskiej ksi�niczki. Spod opadaj�cej na wysokie czo�o grzywki spogl�da�y du�e
zielonoszare oczy. Twarz wyra�a�a rzadko spotykan�, ujmuj�c� �agodno��, cz�sto ozdobion� u�miechem.
Teraz jednak dziewczyna by�a powa�na.
Czyja� d�o� spocz�a na jej ramieniu.
- Saro, kochanie, czy chcesz, �ebym sobie poszed�?
Czy mia� odej��? Naprawd� sama nie wiedzia�a. Znajomo�� z Erikiem Brandtem osi�gn�a kulminacyjny
punkt. W ci�gu ostatnich dw�ch tygodni stanowczo za du�o o nim my�la�a. Serdeczna przyja�� w miejscu
pracy powoli przemieni�a si� w g��bok� wi�, tak jej si� przynajmniej wydawa�o. On jednak liczy� na co�
innego. Kilka wsp�lnych obiad�w na mie�cie, pogaw�dki na temat spraw zawodowych i wreszcie wizyta u
Sary pod pozorem przejrzenia jakich� dokument�w. Pierwsze poca�unki wytr�ci�y dziewczyn� zupe�nie z
r�wnowagi. Sta�a teraz bez ruchu i usi�owa�a odzyska� spok�j.
Erik �ali� si� cichym g�osem:
- Wiesz dobrze, �e moje ma��e�stwo w�a�ciwie nie istnieje. Kochanie, nie masz poj�cia, jaki opuszczony i
nieszcz�liwy jestem ostatnio. Gdyby nie dzieci...
C� za bana�y! Sara czu�a niesmak do samej siebie z powodu sytuacji, w jakiej si� znalaz�a. Mimo to
potrzebowa�a Erika, od samego pocz�tku bardzo go lubi�a, narasta�a w niej t�sknota zaprzyja�ni�, za
przywi�zaniem. Dosz�o do tego, i� Sara chcia�a po prostu by� z nim, by� z kim�, kto by si� o ni� troszczy�.
D�uga samotno�� da�a si� jej we znaki. Usi�owa�a przekona� sam� siebie, �e �ona Erika zbyt ma�o interesowa�a
si� sprawami m�a i przez to winna jest rozpadu ich ma��e�stwa. To jednak si� nie udawa�o. Przed oczami
wci�� mia�a dw�jk� dzieci Erika, kt�re kiedy� spotka�a, i teraz odnosi�a wra�enie, �e maluchy s� w jej pokoju i
spogl�daj� na ni� z wyrzutem.
Wreszcie odezwa�a si�:
- To �adna tajemnica, Eriku, ja naprawd� bardzo ci� lubi�. Ale b�agam ci�, nie wykorzystuj tego.
- A je�li porozmawiam dzi� wieczorem z Birgitte, je�li poprosz� o rozw�d...
- Ja nie chc� by� jego przyczyn�.
- Przecie� dobrze wiesz, �e nie jeste�. Nasze ma��e�stwo sko�czy�o si� ju� dawno temu. Ona zdaje sobie
spraw� z faktu, �e mog� odej�� w ka�dej chwili.
Obj�� czule dziewczyn� i obr�ci� ku sobie.
- Saro, skarbie... - wyszepta�.
Patrzy�a w jego wci�� m�odzie�cz�, a zarazem zdradzaj�c� dojrza�o�� twarz. Zgrabna, wysportowana
sylwetka, opieku�cze ramiona i oczy, kt�re wyra�a�y najg��bszy �al, cierpienie z powodu domu, kt�ry przesta�
by� prawdziwym domem. A gdyby tak oboje... ?
Nie, tak nie mo�na, odezwa� si� w niej jaki� g�os. Nie chodzi jej przecie� o fizyczn� blisko��, nie tego teraz
pragnie. Nie za tak� cen�.
Mam j� wreszcie, pomy�la� w tej samej chwili Erik Brandt. Nie posz�o zbyt �atwo, jest na to zbyt uczciwa.
Flirt to dla niej co� nowego. Ale historyjka o moim nieudanym ma��e�stwie zawsze skutkuje. Tak, trzeba si�
tego trzyma�.
W�a�nie wtedy zadzwoni� telefon.
- Prosz� ci�, nie podno�. - Jego u�cisk sta� si� silniejszy.
Telefon jednak nie milk� i ostry sygna� przywo�a� Sar� do rzeczywisto�ci.
- To brzmienie jest ma�o romantyczne, musz� je unieszkodliwi�- �artem usi�owa�a roz�adowa� napi�t�
atmosfer�.
Pu�ci� j� niech�tnie, marszcz�c przy tym brwi, a ona kolejny raz zda�a sobie spraw� z tego, jak bardzo lubi
ka�dy szczeg� jego twarzy. Erik jest doskona�y niczym dzie�o sztuki, uzna�a.
- Czy mog� m�wi� z Sar� Wenning? - zabrzmia� w s�uchawce metaliczny, mocny m�ski g�os, kt�ry mimo
swej surowo�ci wywo�a� w dziewczynie fal� ciep�a. Ta zaskakuj�ca reakcja zdumia�a Sar�.
- Tak, jestem przy telefonie.
- Czy pani jest bratanic� Hakona Tangena?
- Owszem, jestem c�rk� jego brata.
- M�wi� z wydzia�u kryminalnego. Czy pani mo�e przyjecha� natychmiast do mieszkania wuja?
- Mog�. Czy co� si� sta�o?
- Obawiam si�, �e tak. Pani wuj nie �yje.
- Jak to? Wuj Hakon... ? - przerazi�a si�, ale zaraz doda�a ju� spokojniej: - Naturalnie, zaraz tam b�d�.
Zszokowana opowiedzia�a Erikowi, co si� wydarzy�o.
- Zawioz� ci� tam - zadecydowa� b�yskawicznie.
- Nie, prosz�. Wezm� taks�wk�. Najlepiej b�dzie, je�li ju� p�jdziesz.
- No, skoro tak, to do zobaczenia, Saro.
Skin�a mu na po�egnanie g�ow�.
Otworzy� jej funkcjonariusz policji w cywilu. Sara rozejrza�a si� wok�, ale drzwi do sypialni by�y
przymkni�te. Dochodzi�y stamt�d jedynie przyciszone g�osy. Spojrza�a pytaj�co na policjanta.
A wi�c tak wygl�daj� oficerowie �ledczy. Wzdrygn�a si�. Przed ni� sta� stosunkowo m�ody m�czyzna o
ciemnych w�osach uk�adaj�cych si� w niezupe�nie udan� fryzur�, z grzywk� opadaj�c� niesfornie na czo�o.
Stalowoszare oczy spogl�da�y gro�nie, bez najmniejszego �ladu �yczliwo�ci. Mia� g��boko zapadni�te policzki,
jakby systematycznie niedojada�. Jego ubranie, cho� schludne, by�o po prostu nijakie.
Najbardziej przerazi� Sar� spos�b poruszania si� policjanta; jego ruchy do z�udzenia przypomina�y ruchy
robota. Przysz�o jej na my�l, �e wygl�da to tak, jakby za wszelk� cen� usi�owa� powstrzyma� wybuch
targaj�cych nim gwa�townych uczu�.
Poprosi� j�, by zaj�a miejsce na kanapie, po czym tak�e usiad� z brulionem i d�ugopisem w r�ce.
- Czy jest pani jedyn� blisk� zmar�ego?
By� to g�os zimny i niemal bez wyrazu, ale Sara wyczu�a �w szczeg�lny ton, kt�ry wychwyci�a ju� podczas
wcze�niejszej rozmowy telefonicznej.
- Tak.
Skin�� g�ow� na potwierdzenie.
- To w�a�nie powiedzia�a mi s�siadka. Od czasu do czasu wpadali tu podobno jacy� go�cie.
- Owszem, cho� nie s�dz�, �eby odbywa�o si� to zbyt cz�sto. Co si� tu naprawd� wydarzy�o? Sk�d si�
wzi�a policja?
- Pani wuj zosta� zamordowany. Zgin�� od pchni�cia no�em. Zw�oki znalaz�a sprz�taczka. Prawdopodobnie
sta�o si� to wczoraj. Jeszcze po po�udniu widzieli go s�siedzi. Powiedzia� im wtedy, �e wieczorem wybiera si�
w podr�. Czy pani co� o tym wiedzia�a?
- Nie, zupe�nie nie. Nie rozmawia�am z wujkiem od kilku tygodni.
Sama si� zdziwi�a, jak spokojnie zabrzmia� jej g�os. Jakby jeszcze nie ca�kiem dotar�o do niej, co w�a�ciwie
tu zasz�o.
- Czy byli�cie sobie bliscy?
- Niestety, nie. Nie znali�my si� najlepiej. Wuj mia� swoje sprawy, ja swoje. Spotykali�my si� tylko dlatego,
�e byli�my jedynymi �yj�cymi cz�onkami rodziny. Wiem jednak, �e wuj du�o podr�owa�, zw�aszcza do
Anglii. Tam mia� wielu przyjaci�.
- Czy zna pani nazwisko kt�rego� z nich?
Nie podoba�o jej si�, �e komisarz jest taki dociekliwy. Czu�a, �e odziera j� z wszelkiej prywatno�ci.
- Wydaje mi si�, �e utrzymywa� znajomo�ci w kr�gu wysoko postawionych urz�dnik�w, mam na my�li
ministra, cz�onka rz�du. Chyba nazywa� si� Wells albo podobnie.
Odczuwa�a irytacj�. Trudno by�o si� jej skoncentrowa�. Niespodziewana �mier� wuja i to badawcze
spojrzenie...
Policjant notowa�.
- Tak. Rzeczywi�cie wygl�da na to, �e mia� kontakty w�r�d dyplomat�w i polityk�w. Ale czym, prosz�
pani, zajmowa� si� Hakon Tangen? W ksi��ce telefonicznej figurowa� jako konsultant, a to bardzo szerokie
poj�cie.
- W m�odo�ci uwa�any by� w rodzinie za czarn� owc�.
Objecha� niemal ca�y �wiat. Potem zaj�� si� chyba interesami. Bywa�o, �e op�ywa� w dostatki, innym razem
nie mia� grosza przy duszy. Ale co robi�? Zastanawiam si�, czy...
- Tak?
Sara musia�a chwil� pomy�le�. Nagle ni st�d, ni zow�d zaciekawi�o j� co� innego. Jak�esz m�g� wygl�da�
�w surowy policjant z ods�oni�tym torsem? Czy mia� ciemn� karnacj�, czy by� bardzo chudy? A mo�e mia�
ow�osion� klatk� piersiow�? Poczu�a, �e si� rumieni.
- Przypuszczam, �e wuj wykonywa� jakie� szczeg�lne zlecenia. By� za nie sowicie wynagradzany.
Prowadzi� bardzo burzliwe �ycie i znal si� na wszystkim, co jest niezb�dne poszukiwaczowi przyg�d.
- Czy s�dzi pani, �e m�g� si� zajmowa� nieuczciwymi interesami?
Sara zmarszczy�a brwi. Siedz�cy przed ni� policjant by� barczysty, jego d�onie wygl�da�y na bardzo silne,
no i ta opalenizna... I to teraz, w listopadzie!
- Tego nie umiem powiedzie�. Nigdy mi si� nie zwierza�.
Funkcjonariusz pokiwa� znowu g�ow�.
- W ka�dym razie nie figuruje w naszym archiwum.
Siedzia� rozparty, a jego poza wyda�a si� Sarze zbyt swobodna. Wygl�da, wygl�da... jak dziki zwierz! Oj,
co te� mi przychodzi do g�owy. Dziki zwierz? Ten sopel lodu?
Sara nie mia�a poj�cia, co si� z ni� dzieje. Zacz�a si� wierci�. Nie, ten zupe�nie nie jest w moim typie.
Pe�en rezerwy w stosunku do ludzi, oboj�tny na to, co inni o nim pomy�l�. Ido tego komisarz policji! Chyba w
og�le jest niemi�y.
Odwr�ci�a oczy w drug� stron�. Erik, w�a�nie o Eriku chcia�a teraz my�le�.
- Czy to by�o zab�jstwo na tle rabunkowym?
- Nic na to nie wskazuje. Wprawdzie pokoje zosta�y szczeg�owo przeszukane, ale nie zgin�y ani
ksi��eczki czekowe, ani te� pieni�dze. Czy pani ma wra�enie, �e czego� tu brakuje?
Sara wsta�a i obesz�a powoli pok�j. Zatrzyma�a si� dopiero przy komodzie.
- Tu trzyma� swoje najwa�niejsze dokumenty - powiedzia�a, wskazuj�c na mebel.
- Tu ju� szukali�my. Trudno jednak stwierdzi�, czy co� st�d znikn�o. Nasz� uwag� zwr�ci� jedynie notes,
kt�ry znale�li�my przy pani wuju. Jak pani widzi, jest prawie nowy. Zapisane zosta�y tylko dwie pierwsze
kartki i s� to zwyczajne, codzienne notatki. Ostatnia z nich pochodzi z wczorajszego dnia. O, prosz�, tu jest
data. Brakuje natomiast trzeciej kartki, kt�ra musia�a by� wyrwana. Nigdzie nie uda�o nam si� jej znale��,
sprawdzali�my nawet w koszu na �mieci. By� mo�e pani wuj wyrwa� j� sam albo...
Zacz�� przygl�da� si� z uwag� kolejnej, nie zapisanej kartce.
- Prosz� spojrze�. Wuj naciska� d�ugopis na tyle mocno, �e litery z wyrwanej strony odbi�y si� na nast�pnej.
Sara skierowa�a kartk� pod �wiat�o, po czym wyt�y�a wzrok, by cokolwiek odczyta�.
- C� tu jest napisane? Mn�stwo wyraz�w nie do odcyfrowania, ale widz� jakie� wyra�niejsze s�owo...
Turbinella?
Komisarz potwierdzi� skinieniem g�owy.
- Tak, my�my te� do tego doszli.
- Wydaje mi si�, �e tu jeszcze jest co�, jakby zaczyna�o si� od �syn..."
- Na to wygl�da. Czy pani to co� m�wi?
- Nie. A czy Turbinella to jakie� nazwisko, imi�?
- Nie s�dz�, �eby ktokolwiek chcia� nada� swojemu dziecku takie imi� - o�wiadczy� z powag�.
- No nie, z pewno�ci�.
Sara podesz�a do p�ki z ksi��kami i odszuka�a tom encyklopedii zawieraj�cy has�a na liter� T.
- Tam te� ju� sprawdza�em - zauwa�y� sucho policjant. - Nic z tego, nie ma takiego has�a. Wiem natomiast,
�e s�siadka widzia�a pani wuja kilka dni temu, gdy wraca� do domu, podtrzymywany przez kt�rego� ze
znajomych. Przez kogo, nie umie powiedzie�. Wygl�da�o na to, �e wuj by� nieco podpity. S�ysza�a te�, �e
pod�piewywa� sobie pod nosem: �Tarantela, tarantela", cho� przypuszczamy, �e raczej by�o to inne s�owo,
prawdopodobnie �Turbinella".
- By� mo�e - przytakn�a Sara. - Wuj nie gardzi� alkoholem, zw�aszcza podczas koktajli czy obiad�w.
Prosz� mi wybaczy�, ale jak pan si� w�a�ciwie nazywa? Jak mam si� do pana zwraca�?
- O, przepraszam. Zapomnia�em si� przedstawi�. Jestem komisarz Alfred Elden i pracuj� w wydziale
kryminalnym.
W tym momencie otworzy�y si� drzwi do sypialni i wysz�a stamt�d grupa technik�w policyjnych.
- No, ju� po robocie. Mo�na zabiera� ten ca�y majdan.
- Karlsen! - zareagowa� natychmiast komisarz Elden, wskazuj�c na dziewczyn�.
- O, przepraszam, nie wiedzia�em... Nasz j�zyk jest ma�o wyszukany, ale nigdy nie mamy nic z�ego na
my�li, prosz� mi wierzy�.
Sara skin�a g�ow�. S�owa policjanta wzburzy�y j� i nie zdo�a�a tego ukry�. Mimo �e nie zna�a wuja za
dobrze, pozostawa� jednak dla niej jedyn� blisk� osob�. Teraz nie ma ju� nikogo.
Gdy funkcjonariusze opu�cili pomieszczenie, Elden zwr�ci� si� ponownie do Sary:
- Przerwali�my pani, co� jeszcze chcia�a pani powiedzie�.
Teraz poj�a, �e w mieszkaniu s� tylko oni i nieboszczyk. Po chwili odezwa�a si� dr��cym g�osem:
- Na biurku zauwa�y�am katalog biura podr�y. Czy wiecie ju�, dok�d wujek si� wybiera�?
- W�a�nie mia�em zamiar tam zatelefonowa�, gdy pojawi�a si� pani. Znaj�c charakter pana Tangena s�dz�,
�e niemia�a to by� wycieczka zorganizowana.
- O, na takie te� si� wypuszcza�. Nie zawsze dysponowa� du�� got�wk�.
- Pewnie ju� za p�no, ale mo�emy spr�bowa� czego� si� dowiedzie�. - Policjant podszed� do telefonu i
wykr�ci� numer biura podr�y.
I znowu uderzy� Sar� szczeg�lny spos�b, w jaki komisarz si� porusza�. Obserwuj�c jego sylwetk� z ty�u, nie
mog�a jednak zaprzeczy�, �e by� zgrabny i bardzo m�ski. Tak jak poprzednim razem przywi�d� jej na my�l
Erika. Kiedy Erik jej dotkn��, zareagowa�a sprzeciwem. Mo�e by� to sygna�, �e nie my�la�a o fizycznej
blisko�ci ani romansie, ale pragn�a przyja�ni i oddania? Sara darzy�a Erika sympati�, ale poci�ga� j� niejako
platonicznie. Fakt, �e mia� �on� i dw�jk� dzieci, stanowi� dla niej wielk� barier�. Marzy�a, by poczu� oplataj�ce
j� ramiona m�czyzny, zespoli� si� z nim w jedno. U�wiadomi�a sobie nagle, �e cho� samotno�� dotkliwie jej
dokucza�a, to pragnie przede wszystkim g��bszych dozna�. I co najdziwniejsze, sta�o si� to za spraw� spotkania
z tym niedost�pnym, niech�tnie do niej usposobionym policjantem. Czego� podobnego nigdy by si� nie
spodziewa�a.
Elden, czekaj�c na zg�oszenie si� biura podr�y, zwr�ci� si� do Sary z kolejnym pytaniem:
- Zdaje si�, �e jest pani jedynym spadkobierc�?
- Spadkobierc�, nie rozumiem? - zdziwi�a si�, wodz�c wzrokiem po ma�ym, ale ekskluzywnie
umeblowanym pokoju.
- Prosz� mi powiedzie�, gdzie by�a pani wczorajszego wieczoru?
- O m�j Bo�e! - wykrzykn�a, ale zaraz si� opanowa�a. - By�am w domu. Odwiedzi�y mnie kole�anki z
pracy i siedzia�y do oko�o wp� do dwunastej.
Policjant pokiwa� g�ow�. Po kr�tkiej chwili po��czy� si� Z biurem i wymieniwszy kilka zda�, zapisa�
prywatny numer jednego z pracownik�w.
- Zasta�em tylko sprz�taczk�. Biuro jest ju� naturalnie nieczynne, ale mieli�my szcz�cie - wyja�ni�,
wystukuj�c kolejny numer telefonu. -Halo, m�wi komisarz Alfred Elden z wydzia�u kryminalnego. Zajmujemy
si� pewn� spraw� i chcia�bym zada� kilka pyta�. Czy mo�e mi pani pom�c? Czy przypomina sobie mo�e pani
klienta o nazwisku Hakon Tangen? Tak, s�ucham? Na Cejlon, do Sri Lanki? Wczoraj wieczorem? Ale
dostali�cie pa�stwo wiadomo��, �e si� nie pojawi�?
Elden zamilk� na d�u�sz� chwil�, ale jego twarz wyra�a�a zdumienie.
- Wyjecha�? To niemo�liwe! Jak szybko otrzymujecie wiadomo�� z lotniska, je�li pasa�er zrezygnuje? A
je�li kto� inny przejmie bilet? Rozumiem. A wi�c Hakon Tangen na pewno by� na pok�adzie samolotu? Czy ma
pani jego adres? Vindelveien trzydzie�ci cztery, tak, zgadza si�. W takim razie dzi�kuj� za pomoc,
skontaktujemy si� jutro.
Od�o�y� s�uchawk�.
- Hakon Tangen uda� si� do Sri Lanki.
- A co z jego paszportem i �wiadectwem szczepie�? - Sara by�a niezwykle poruszona.
- Tutaj �adnych dokument�w nie znale�li�my. Musz� niestety prosi� pani�, panno Wenning, o
zidentyfikowanie zw�ok. Wprawdzie s�siadka ju� to zrobi�a, ale w tej sytuacji musimy mie� stuprocentow�
pewno��.
- Czy to naprawd� konieczne?
- Obawiam si�, �e tak. P�jd� pierwszy i postaram si�, by widok by� dla pani jak najmniej przykry.
By�a wdzi�czna komisarzowi za ten niespodziewany ludzki odruch. Po chwili poprosi� j� do �rodka.
Wesz�a na mi�kkich nogach. Nigdy przedtem nie widzia�a nieboszczyka i zawsze si� ba�a, �e kiedy� j� to
spotka. Teraz nie mia�a innego wyj�cia.
Policjant stara� si� zmniejszy� przykre wra�enie, ale Sara i tak bardzo prze�y�a ten moment. Wuj le�a� na
pod�odze, twarz� skierowany ku drzwiom, jakby usi�owa� ucieka�. By� przykryty kocem.
Elden odchyli� ostro�nie r�bek materia�u z twarzy zmar�ego.
Sara zdo�a�a kiwn�� twierdz�co g�ow�. W chwil� potem opu�cili sypialni�. Dziewczyna ci�ko opad�a na
fotel i skwapliwie przyj�a kieliszek koniaku podany przez Eldena. Nie lubi�a mocnych alkoholi i lekko si�
zakrztusi�a, smakuj�c trunek.
Komisarz interesowa� si� znajomymi wuja. Zada� Sarze kilka pyta�, na kt�re nie umia�a udzieli�
odpowiedzi. Wreszcie pozwoli� jej odej��, ale poprosi�, by stawi�a si� w komisariacie nast�pnego dnia oko�o
dziesi�tej.
- Nie wiem, czy zwolni� mnie z pracy.
- Z pewno�ci� zwolni� - odpar� z nut� gro�by w glosie.
Nast�pnego dnia w pracy Erik przyszed� do jej pokoju. Byli zatrudnieni w tej samej instytucji, Sara mia�a
etat pianistki, Erik by� in�ynierem.
- No i jak posz�o? - zapyta� z trosk�, muskaj�c przelotnie jej d�o� opart� o st�.
- Eriku, oni mnie podejrzewali! - zawo�a�a wzburzona. - Ale na szcz�cie mia�am alibi. Musz� si� znowu
stawi� na policji za p� godziny. Zwolni�am si�..
Erik sta� chwil� milcz�cy.
- Saro, nie mog�em porozmawia� wczoraj z Birgitte. Mieli�my niespodziewanych go�ci.
Go�cie nie towarzyszyli im chyba w sypialni, pomy�la�a ze smutkiem Sara, cho� tak naprawd� odetchn�a z
ulg�. Ich obecna sytuacja by�a nie do zaakceptowania, niemniej nie chcia�a doprowadzi� do rozbicia
ma��e�stwa. Nie zachwyca�y jej tak�e wykr�tne usprawiedliwienia niewiernych ma��onk�w i potajemne
schadzki. W�a�ciwie sama nie mia�a poj�cia, czego chce.
- Czy nie mogliby�my poczeka�, a� zako�czy si� ta straszna sprawa z morderstwem? - zapyta�a prosz�co. -
To mnie kompletnie wytr�ca z r�wnowagi. Dzi� zupe�nie nie mog�am zasn��. Nie wspominaj o niczym swojej
�onie. Nie warto. Chyba jaki� czas wytrzymamy bez spotka�?
- Ale�, Saro! Przecie� ja ci� pragn� - wyszepta� podniecony Erik.
Spojrza�a na niego. Prezentowa� si� nadzwyczaj dobrze, by� nienagannie ubrany, nie tak jak tamten
komisarz policji. Sara wci�� bola�a nad tym, �e Erik okaza� si� �onatym m�czyzn�. Ale c� robi�!
Dowiedzia�a si� o tym zbyt p�no.
- B�d� cierpliwy, prosz�.
W komisariacie Sar� czeka�a niema�a niespodzianka.
Na miejscu by� naturalnie Alfred Elden, a poza nim jego prze�o�ony, cho� w pierwszej chwili nie
rozpozna�a stopnia.
Elden siedzia� bez s�owa i �ciska� kurczowo d�ugopis.
- No jak, panno Wenning, czy pami�ta pani kogo� ze znajomych wuja?
- Tak, ale kompletnie nie potrafi� skojarzy� nazwisk i twarzy.
- A gdyby ich pani zobaczy�a?
Nie spodziewa�a si� podst�pu, wi�c odpar�a z w�a�ciw� sobie szczero�ci�:
- Och, wtedy pewnie rozpozna�abym par� os�b.
Min�a d�u�sza chwila, zanim pad�o kolejne pytanie:
- Czy mo�e pani wzi�� dwa tygodnie wolnego?
- Teraz? Ja dopiero co wr�ci�am z urlopu!
- By�a pani w Afryce, w Tunezji, zdaje si�?
Jak oni si� o tym dowiedzieli? Czy�by j� szpiegowali?
- Wi�c jest pani zaszczepiona przeciw chorobom tropikalnym - kontynuowa� policjant. - Tak�e Elden jest
po szczepieniach w zwi�zku z niedawnym zadaniem w Ameryce Po�udniowej. �wietnie. Zatem oboje udacie
si� dzi� wieczorem na Cejlon. Skontaktuj� si� z pani szefem i za�atwi� pani wolne.
Sara nie by�a w stanie wydusi� z siebie ani jednego s�owa.
- Wszystkie koszty pokryje pa�stwo. Jest nam pani potrzebna, a�eby zidentyfikowa� m�czyzn�, kt�ry
podszywa si� pod pani wuja.
- Ale... - usi�owa�a si� broni� - wycieczki zorganizowane wyje�d�aj�, o ile wiem, raz w tygodniu?
- Z tym nie ma problemu. Dzi� odprawiana jest kolejna grupa, a w hotelu znalaz� si� wolny dwuosobowy
pok�j.
- Co?! - Tego by�o ju� dla Sary zbyt wiele. - Dwuosobowy?
Komisarz wpatrywa� si� uporczywie w blat biurka.
- Jako para nie b�dziecie wzbudza� podejrze�. Samotny m�czyzna zawsze mo�e by� brany za policjanta.
Odwr�ci�a si�, wbijaj�c wzrok w Eldena. Ten siedzia� ponury niczym chmura gradowa i przygl�da� si�
swoim paznokciom.
- Zapewniam pani�, �e to nie jego pomys�. On protestowa� jeszcze bardziej stanowczo ni� pani. M�czy�em
si� z nim ponad godzin�.
- Ale ja jestem zaj�ta! - wypali�a Sara. - M�j narzeczony nigdy...
Erik jej narzeczonym? C�, w mi�o�ci i na wojnie wszystkie chwyty s� dozwolone.
- Nie musi nic wiedzie� o wsp�lnym pokoju. Pani pojedzie pod w�asnym nazwiskiem. W ko�cu teraz takie
czasy, �e kobiety cz�sto zatrzymuj� swoje nazwiska panie�skie, wi�c nie powinno to budzi� podejrze�.
- Ale ja nie chc� mieszka� z nim w jednym pokoju, chcia�am powiedzie�, z nikim - doda�a ju� zupe�nie
zrezygnowana. - Po prostu nie lubi� dzieli� pokoju z obcymi, niezale�nie od p�ci.
W tej sekundzie Elden wsta� ze swego miejsca.
- Panno Wenning, r�cz� pani, �e r�wnie� nie jestem zachwycony tym pomys�em. Wprawdzie nie mam
przyjaci�ki, ale mo�e by� pani pewna, �e nie przekrocz� linii oddzielaj�cej pani cz�� pokoju ani o milimetr.
Sara spogl�da�a to na jednego, to na drugiego policjanta. Wreszcie zrozumia�a, �e protesty na nic si� tu nie
zdadz�.
- No dobrze. A wi�c zdecydowali�my.
ROZDZIA� II
Rzeczywi�cie, �adne protesty nie pomog�y. Sara wyrazi�a obaw�, �e m�czyzna podaj�cy si� za Hakona
Tangena mo�e j� przecie� rozpozna�.
W takim razie nale�y si� trzyma� od niego z daleka, otrzyma�a zimn� odpowied�.
Wyprawa do Sri Lanki by�a, zdaniem policjant�w, niezwykle wa�nym przedsi�wzi�ciem. Poszukiwany nie
tylko pozbawi� Tangena �ycia, ale te� przyw�aszczy� sobie jego dokumenty.
- Ja w ka�dym razie nie pojmuj�, dlaczego zdecydowa� si� na zwyk�y lot czarterowy? - zapyta�a zdziwiona
Sara.
- S�dz�, �e wuj pani chcia� unikn�� rutynowej kontroli, wiadomo za�, �e w przypadku czarter�w jest ona
wyrywkowa. Natomiast naszemu poszukiwanemu jeszcze bardziej na tym zale�a�o. Niewykluczone, �e
cz�owiek �w planuje kolejne zab�jstwa. Dlatego tak wa�ne jest, �eby�my temu zapobiegli. Loty czarterowe to
bez w�tpienia najprostszy spos�b na dotarcie do Sri Lanki.
- Ale czy komisarz Elden naprawd� nie poradzi sobie beze mnie? - nie dawa�a za wygran� Sara. - Chyba nie
sprawi panom trudno�ci zidentyfikowanie osoby, kt�ra podr�uje podszywaj�c si� pod mego wuja?
Wystarczy�oby zapyta� w recepcji.
- Ma pani racj�. Powtarzam jednak: ma��e�stwo nie budzi takich podejrze�, jak dzia�aj�cy na w�asn� r�k�
m�czyzna, zw�aszcza wygl�daj�cy tak jak Elden. Jego zaw�d bez trudu mo�na wyczyta� z jego oczu. Pani za�
by� mo�e jest w stanie rozpozna� poszukiwanego osobnika.
- A gdyby komisarz Elden go zaaresztowa�? Stawia mu si� ci�ki zarzut, morderstwo z premedytacj�!
- Oczywi�cie, ale wtedy nigdy si� nie dowiemy, o co toczy si� gra. Musi pani zrozumie�, panno Wenning,
�e nie zajmujemy si� wy��cznie zwyk�ymi sprawami kryminalnymi. Nasz wydzia� wsp�pracuje �ci�le z biurem
�ledczym.
- Czy to znaczy, �e szukacie szpieg�w? - Sara zrobi�a wielkie oczy.
- No, mo�na to tak nazwa� - odpar� z �agodnym u�miechem nadkomisarz. - Wuj pani obraca� si� w�r�d
polityk�w z najwy�szych sfer, musimy wi�c i tak� ewentualno�� wzi�� pod uwag�. Niewykluczone, �e w�a�nie
dowiedzia� si� o czym� niezwykle istotnym.
- M�j wujek szpiegiem? - rzek�a w zadumie Sara. - Nie, tego sobie nie wyobra�am. Owszem, z natury by�
��dny przyg�d i ch�tnie pojawia� si� w towarzystwie znanych postaci, chwali� si� nawet, kogo zna�, ale nie
podejrzewa�abym go o nic wi�cej.
- A jednak nie gardzi� pieni�dzmi, czy tak?
- Owszem, temu nie mog� zaprzeczy�.
Komisarz tylko pokiwa� g�ow� na znak, �e rozumie.
Tymczasem Sara, nieco ju� uspokojona, powiod�a nieobecnym wzrokiem gdzie� w przestrze�. Po chwili
zastanowienia rzek�a:
- My�l�, �e... �e ten m�czyzna nie zd��y� si� zaszczepi�. Musimy chyba bardzo na czym� zale�e�, skoro
podejmuje takie ryzyko, przecie� czyha na niego wiele niebezpiecznych chor�b.
- W gruncie rzeczy nie ma a� tak wielkiego niebezpiecze�stwa, ale �e si� nie waha� ani chwili, o tym jestem
przekonany.
- A mo�e jest troch� podobny do wuja Hakona? No bo zdj�cie w paszporcie i...?
- Najprawdopodobniej. Chocia� je�li ma mo�liwo�� sfa�szowania paszportu, to dla niego bez r�nicy.
- Takie podr�bki to bardzo ryzykowne przedsi�wzi�cie. Musz� by� wykonane profesjonalnie - zauwa�y�
kr�tko Alfred Elden.
Mimo �e Elden siedzia� ca�y czas z ty�u, Sara wyra�nie wyczuwa�a jego obecno��, tak jakby wype�nia� sob�
pok�j. Bardzo j� to z�o�ci�o.
W pewnej chwili oczy Sary rozb�ys�y.
- Ciekawa jestem, co te� si� za tym wszystkim kryje? Ale wola�abym mieszka� sama. Czy nie da�oby si�
tego jako� za�atwi�?
- Przykro mi, ale w hotelu brak wolnych pokoi.
- Mo�e pani by� spokojna, �e zadowol� si� wy��cznie swoj� cz�ci� pomieszczenia- odezwa� si� komisarz
Elden z gniewem w g�osie. - B�d� si� �ci�le trzyma� granicy.
Zabrzmia�o to jednoznacznie.
- Nie chodzi tylko o to. Z zamieszkiwaniem we wsp�lnym pokoju wi��e si� przecie� mn�stwo innych
problem�w - przerwa�a i westchn�a.- Zreszt� jak pan sobie �yczy, panie nadkomisarzu.
Nadkomisarz zatrzyma� j� jeszcze przez moment po tym, jak Elden opu�ci� pok�j.
- Pani zapewne s�dzi, �e policja pr�buje pos�u�y� si� niecodziennymi metodami?
- Tak - odpar�a - nigdy nie przypuszcza�am, �e b�dziecie zmusza� dwoje obcych ludzi do przebywania
razem.
I zach�ca� do niemoralno�ci, doda�a w my�li, ale nie powiedzia�a tego g�o�no.
Nadkomisarz opar� d�onie o por�cz krzes�a.
- Mam swoje powody, prosz� pani. My tutaj w wydziale kryminalnym bardzo si� o Alfreda martwimy. To
jeden z naszych najlepszych ludzi, ale on robi wszystko, �eby si� pogr��y�. Je�li tak dalej p�jdzie, najpewniej
za�amie si� nerwowo.
Sara patrzy�a na niego uwa�nie.
- Mo�e mi pan wyja�ni, o co chodzi. Czy pan Elden nadu�ywa�...
- Nie, to nie to. Ma powa�ne problemy rodzinne, ale nie o nich chc� teraz m�wi�. Najgorsze, �e on ca�y
czas, w ka�dej wolnej chwili, gryzie si� nimi. Nie �yje tak, jak normalny cz�owiek, tylko doprowadza si� do
ruiny. Ma�o kto potrafi egzystowa� w takiej izolacji jak on.
- I ja mam mieszka� pod jednym dachem z takim dziwakiem? W co wy mnie chcecie wpl�ta�?
Nadkomisarz przechyli� si� ku dziewczynie.
- Trzeba go troch� oswoi�, przekona� do ludzi.
Kiedy Sara usi�owa�a protestowa�, kontynuowa�:
- Naprawd�, prosz� mnie �le nie zrozumie�. On potrzebuje jedynie towarzystwa mi�ej, przyjaznej osoby z
poczuciem humoru, mam na my�li osob� kulturaln�, wyrozumia��, tak� jak pani. Elden musi si� troch�
otworzy� do ludzi. Nie zrobi pani najmniejszej krzywdy, szanuje prywatno��. Jemu potrzeba przyjaciela,
kogo�, kto mu poka�e, �e mo�na �y� inaczej. Czy pani mnie rozumie?
- Dlaczego s�dzi pan, �e ja si� nadaj� do tego?
- Panno Wenning, my wiemy o pani niema�o.
Sara siedzia�a d�u�sz� chwil� bez ruchu, a wewn�trzny bunt nieco ju� zel�a�. Pokiwa�a g�ow�.
- Rozumiem. Mog� w ka�dym razie okaza� mu serdeczno��.
- Wspaniale - ucieszy� si� nadkomisarz.
Nast�pne godziny sp�dzili w biegu. Normalnie przygotowania do wyjazdu trwaj� kilka dni, tygodni czy
nawet d�u�ej. Sarze dano zaledwie par� godzin na spakowanie si�. Ci�gle mia�a wra�enie, �e zapomnia�a
po�owy rzeczy. Poprosi�a s�siadk� o opiek� nad kwiatami i odbieranie poczty. Potem uda�a si� do lekarza, by
wzi�� jeszcze jeden zastrzyk, w aptece kupi�a tabletki przeciwko malarii, przekaza�a niekt�re sprawy swoim
wsp�pracownikom w biurze, nast�pnie szybkie mycie w�os�w i ma�a przepierka. Przez ca�y ten czas nie
opuszcza�a jej jedna my�l - b�dzie dzieli� pok�j z obcym m�czyzn�, i to jeszcze z jakim! Dwa tygodnie sp�dzi
razem z tym dziwakiem Alfredem Eldenem.
Jak ona to wytrzyma? Nadkomisarz jest zdania, �e dwoje cywilizowanych ludzi powinno podej�� do tego
rodzaju zadania z nale�ytym zrozumieniem, ale to nie by�o uczciwe posuni�cie wobec niej, Sary. Kobiety-
policjantki s� pewnie przyzwyczajone do tego typu zada�, ale nie ona!
Nagle w ca�ym tym zamieszaniu zadzwoni� Erik. S�ysz�c jego g�os, Sara uspokoi�a si�. Ucieszy�a si�, �e
b�dzie mog�a podzieli� si� swoimi k�opotami ze starszym przyjacielem. Wyja�ni�a, co postanowiono w
komisariacie i �e ma to zwi�zek z zab�jstwem wuja. Pomin�a naturalnie nieprzyjemny szczeg� wyprawy,
jakim by�a konieczno�� zamieszkania w jednym pokoju z Eldenem.
- W takim razie jad� z tob�! - o�ywi� si� Erik.
Tylko nie to! Do tego nie mog�a dopu�ci�. Nie w sytuacji, kiedy �w straszny komisarz siedzia� jej na karku.
- Ale...
Przerwa� jej.
- Pomy�l, jak by�oby cudownie. Ty i ja, i ta pi�kna wyspa! S�o�ce, pla�a, palmy, romantyczne tropikalne
noce... Nikt by o nas nie wiedzia�.
- Ale w hotelu nie ma ju� wolnych miejsc!
- O hotel si� nie martw. Le�� jeden obok drugiego, co� za�atwi�.
- A szczepienie? Nie wpuszcz� ci� do tego kraju, je�li nie oka�esz �wiadectwa szczepienia!
- Wi�c zaraz pobiegn� do lekarza.
- Eriku, jeste� szalony. Nie, ja nie chc�.
Na mi�o�� bosk�, on nie mo�e jecha�!
- Wi�c nie chcesz, �ebym by� z tob�? - zapyta� z pretensj� w g�osie.
- Nie o to chodzi - usi�owa�a si� wykr�ci�. - To zbyt niebezpieczne dla twojego zdrowia. A ja przecie�
nied�ugo wr�c�.
- No, mo�e masz racj� - przyzna� z westchnieniem. - Ale pomy�l, taka okazja...
Sara tak�e odetchn�a z wyra�n� ulg�. Chocia� nie mog�a zaprzeczy�, by�oby cudownie. Erik jest taki
dojrza�y i opieku�czy...
Tymczasem Erik widzia� siebie samego zupe�nie inaczej. We w�asnych oczach by� m�odym, poci�gaj�cym
kochankiem, kt�rego urok zniewala� niewinn� Sar�. To on mia� j� wprowadzi� w tajemnice alkowy. Stara� si�
nie pami�ta�, �e jest szacownym ojcem rodziny.
W chwil� potem zadzwoni� komisarz Elden, oznajmiaj�c, �e nieco si� sp�ni. Gdyby Sara mog�a przyjecha�
do niego, udaliby si� bezpo�rednio na lotnisko. To zreszt� najlepsze rozwi�zanie, nie b�d� si� szukali w�r�d
t�umu podr�nych. Elden mia� oba bilety przy sobie.
Sara zgodzi�a si�. By�a zadowolona, �e nie musi sama jecha� autobusem na lotnisko. Tak wi�c o um�wionej
godzinie nacisn�a dzwonek u drzwi Eldena, stawiaj�c torb� podr�n� na ziemi.
Otworzy� natychmiast.
- Prosz� wej��. Za chwil� b�d� gotowy - rzek� kr�tko.
Wesz�a do pokoju przypominaj�cego cel� mnicha i a� �cisn�o si� jej serce na ten widok. Czy to mo�liwe?
Ani jednego zdj�cia, ani firanek, zupe�nie nic! Dostrzeg�a tu wy��cznie absolutnie niezb�dne sprz�ty, bez
kt�rych cz�owiek nie mo�e si� obej��. I nic ponad to!
Spojrza�a badawczo na mieszkaj�cego tu m�czyzn�, kt�ry w�a�nie sta� pochylony nad jakimi� papierami.
Taki zdolny cz�owiek, zdawa�oby si�, stworzony do korzystania ze zdobyczy cywilizacji, inteligentny,
interesuj�cy z wygl�du, wychowany w poszanowaniu dla d�br kultury, �yje w taki spos�b? W tej mniszej celi
brakowa�o tylko religijnych symboli. Co si� z nim sta�o, co ukrywa� za swoj� nieprzeniknion� mask�?
- Teraz jestem gotowy. Mo�emy jecha�.
Sp�dzi�a trzyna�cie godzin w samolocie obok m�czyzny, kt�rego w�a�ciwie nie zna�a. Kilka pr�b
nawi�zania rozmowy zosta�o uci�tych ma�o zach�caj�cym mruczeniem pod nosem.
By�oby najlepiej, gdyby usiedli ka�de winnym ko�cu maszyny. A tymczasem by�o tak niewiele miejsca, �e
komisarz Elden nie bardzo m�g� zmie�ci� swoje d�ugie nogi. Kolana opiera� o fotel znajduj�cy si� bezpo�rednio
przed nim, co wywo�ywa�o narzekania siedz�cej tam pani. W ko�cu jako� usadowi� si� tak, �e nikomu ju� nie
przeszkadza�, sam jednak cierpia� katusze z powodu niewygody.
- W drodze powrotnej musimy si� postara� dla ciebie o miejsce przy wyj�ciu awaryjnym - zauwa�y�a Sara -
b�dzie ci tam znacznie lepiej.
W odpowiedzi wymamrota� co� nieokre�lonego.
Trzeci z pasa�er�w siedz�cy w ich rz�dzie co chwila zamawia� kolejne drinki, pali� mimo zakazu i stara� si�
uszczypn��: stewardes� zawsze, kiedy przechodzi�a obok. Posi�ki, cho� bardzo smakowite, podano na
zdecydowanie za ma�ych stolikach. Z �okciami przyci�gni�tymi jak najbli�ej do siebie Sara usi�owa�a utrzyma�
talerzyki i szklanki na swoim miejscu. Stolik komisarza by� z kolei krzywy, co sprawia�o, �e m�czy� si�
niemi�osiernie, a�eby zapobiec przesuwaniu si� ca�ej zastawy na jedn� stron�. Sara zaproponowa�a z
u�miechem, �e mo�e mu podawa� jedzenie do ust, podzi�kowa� jednak. Nie by� wcale zachwycony ani tym
�artem, ani innymi pr�bami rozweselenia go.
Niewiele rozmawiali o celu swojej podr�y. Raz tylko Sara zapyta�a, czy policja natrafi�a na nowe �lady.
- Tylko jeden. Listonosz stwierdzi�, �e do pana Tangena nadesz�o w ostatnim czasie kilka list�w,
przedwczorajszy za�, by� wyj�tkowo gruby. Potwierdza si� wi�c informacja, �e wuj mia� sporo przyjaci� w
Anglii. W mieszkaniu nie znaleziono jednak niczego szczeg�lnego.
- A mo�e listonosz b�dzie pami�ta�, kim by� nadawca?
- Owszem, pytali�my o to i co� nieco� mu si� przypomnia�o. Nazwisko zaczyna�o si� na �Con", a w nazwie
miejscowo�ci by�o �Manor", chocia� z niczym znanym mu si� to nie kojarzy�o. Koperta wygl�da�a na
eleganck�.
- �adnego znaku firmowego?
- Nie, list pochodzi� wyra�nie od osoby prywatnej. �Manor" to mo�e jaki� herb rodowy lub co� w tym
rodzaju.
- Wuj Hakon lubi� przebywa� w�r�d elit.
W tym momencie poczu�a lekkie uk�ucie w okolicy serca. Przypomnia�a sobie, jak za �ycia wuja cz�sto
irytowa�a si� na jego zadufanie, dum� i sk�onno�� do wynoszenia si� ponad innych. Szklaneczka z alkoholem w
jednej d�oni, papieros w drugiej i opowie�ci o dalekich wyprawach, wytworni go�cie, z kt�rymi by� za pan brat.
Dzi� mia�a wra�enie, i� by� samotnym m�czyzn�, kt�ry mimo swoich romans�w, mimo przyjaci� odchodzi
bez po�egna�, bez kwiat�w i m�w. Policja obieca�a, �e poczeka z pogrzebem do powrotu Sary i Eldena, gdyby
nie to, nikt nie towarzyszy�by Hakonowi Tangenowi w ostatniej drodze. Biedny wujek!
Przespa�a spor� cz�� lotu, ukryta za ciemn� mask�, kt�r� przynios�a jej stewardesa. Raz po raz jednak
budzi� Sar� gadatliwy s�siad. Alfred Elden nie spa�, takie przynajmniej odnios�a wra�enie. Pr�bowa�a nam�wi�
go na drzemk�, by dotar� na miejsce wypocz�ty.
- Moje zapotrzebowanie na sen jest minimalne - odburkn��.
Odebra�a t� odpowied� jak pretensj� o to, �e dba wy��cznie o zapewnienie sobie wszelkich wyg�d. Poczu�a
wyrzuty sumienia. Wyprostowa�a si� wi�c i zacz�a wygl�da� przez malutkie okienka.
P�on�ce szyby naftowe w Kuwejcie przypomina�y gigantyczne pochodnie na pustyni. Potem przypatrywa�a
si� g�rskim szczytom stercz�cym ponad porannym morzem mgie�. Zapyta�a, czy to g�ry Kaukazu, i zaraz
potem zaczerwieni�a si� ze wstydu, bo Elden wyja�ni�, i� to najbardziej wysuni�ta cz�� p�wyspu Oman.
Zupe�nie si� skompromitowa�a.
Znajdowali si� nad bezkresnym Oceanem Indyjskim. Lotu nad wod� Sara wprost nie znosi�a. Nie ba�a si�
lata� nad l�dem; gdy wydarzy si� jakie� nieszcz�cie, maszyna spada na ziemi�, wybucha i nie ma co zbiera�.
Ale awaria samolotu i do tego utoni�cie w morzu, to stanowczo za wiele.
Wreszcie, po wielu godzinach lotu, us�ysza�a g�os pilota:
- Prosz� pa�stwa, za chwil� l�dujemy na lotnisku w Kolombo. Prosz� zapi�� pasy.
Dopiero teraz zda�a sobie spraw�, �e czeka j� przygoda. Wszystko potoczy�o si� tak b�yskawicznie, nie
mog�a uwierzy�, i� zaraz znajdzie si� na jednej z najciekawszych wysp �wiata. Nie�wiadomie u�miecha�a si�
do komisarza Eldena, nie zdaj�c sobie sprawy, jak spontaniczny i poci�gaj�cy by� to u�miech.
Jego twarz znowu przybra�a wyraz surowo�ci. Najwyra�niej nie mia� zamiaru odpowiedzie� Sarze tym
samym.
Sara w jednej chwili straci�a ca�y rezon, a� co� j� �cisn�o w do�ku. Czy naprawd� musi by� skazana na
towarzystwo tego cz�owieka przez ca�e dwa tygodnie? Zastanawia�a si�, jak te� mog�a wygl�da� osoba, kt�ra
tak bardzo go urazi�a, odchodz�c. Odnios�a bowiem wra�enie, �e Elden zosta� zraniony przez kobiet� i teraz
demonstruje wszystkim paniom, �e wcale nie s� mu do szcz�cia potrzebne. Ten typ ludzi jest zniech�caj�cy.
Samolot obni�a� wysoko�� i czu�o si� szpilki w uszach. Szybowali teraz tu� nad lustrem wody i prawie
muskali ci�kie, powolne fale. Jak okiem si�gn��, nie wida� by�o nic poza bezkresem oceanu.
To si� chyba �le sko�czy, pomy�la�a. Twarz mia�a blad� i instynktownie chwyci�a komisarza za rami�.
Tego rodzaju blisko�ci Elden jednak sobie nie �yczy�. Nie widzia� r�wnie� tak dobrze jak ona, �e lec� tu� nad
powierzchni� wody. Uwolni� si� ostro�nie, ale z wyra�nym niesmakiem.
- Przepraszam - wymamrota�a Sara, kiedy si� zorientowa�a, co zrobi�a. - Ale zupe�nie nie widz� Cejlonu.
Je�li tak dalej p�jdzie, to za moment b�dziemy si� pluska� w Oceanie Indyjskim. Pilot musia� si� chyba
pomyli�, a mo�e to kompas albo inne urz�dzenie nawigacyjne jest niesprawne?
Elden co� odpowiedzia�, ale Sara z powodu zmiany ci�nienia w�a�nie przesta�a cokolwiek s�ysze�, nie
wiedzia�a wi�c, o czym m�wi�. Zabrzmia�o to jednak niemi�o. Jak ona wytrzyma towarzystwo takiego mruka!
No, przynajmniej b�dzie mia�a spok�j i pozostanie wierna Erikowi.
T�skni�a za poczuciem bezpiecze�stwa, kt�re, jak wierzy�a, w�a�nie Erik by� w stanie jej zapewni�. Jego
ciep�e spojrzenia, ramiona, kt�re by j� obj�y, i on sam, s�uchaj�cy zwierze� samotnej dziewczyny. By� m�dry i
�yciowo do�wiadczony, z pewno�ci� by j� zrozumia�. Przytula�by i okazywa�, �e s� sobie naprawd� bliscy i �e
nikt na �wiecie tego nie zmieni.
Ona da�aby mu ciep�o, kt�rego nie zazna� w swoim zimnym, martwym ma��e�stwie.
Teraz �a�owa�a, �e nie pos�ucha�a Erika. Potrzebowa� jej w swojej samotno�ci, pozbawiony serca ze strony
wyrachowanej �ony, ��dnej wy��cznie luksusu i pieni�dzy, kobiety wyzutej z uczu� dla tego wra�liwego
m�czyzny. Nie, Sara nie mia�a zamiaru si� podda�.
Przez moment przenios�a si� w odleg�y �wiat i pogr��y�a w marzeniach. Nagle drgn�a, powracaj�c do
rzeczywisto�ci.
Samolot przelecia� ponad uciekaj�cymi falami i nie wiadomo sk�d za oknem pojawi� si� las palm. Maszyna
zatoczy�a wielki kr�g nad drzewami i skierowa�a si� na l�dowisko.
Wszyscy pasa�erowie umilkli, w��cznie z rozgadanym s�siadem Sary i Eldena. Siedzia� teraz z poszarza��
twarz� i zaciska� d�onie tak, �e kostki a� mu zbiela�y. Do Sary nie dochodzi�y �adne g�osy, ale mo�e to z
powodu k�ucia w uszach.
Dwa, trzy lekkie uderzenia o p�yt� lotniska i ju� wyl�dowali.
Alfred zdj�� kurtk� Sary z g�rnej p�ki, po czym ruszyli do wyj�cia. Aha, wi�c jednak wiedzia�, �e mo�na
od czasu do czasu okaza� odrobin� uprzejmo�ci, pomy�la�a.
Uderzy�a ich fala nagrzanego, wilgotnego powietrza. R�nica, jak� odczuli, przylatuj�c z listopadowej,
zimnej Norwegii, by�a ogromna. W jednej chwili dziewczyna zorientowa�a si�, �e zar�wno spodnie, jak i
sweter s� za ciep�e, Elden tak�e od razu zrzuci� kurtk�. Gdy weszli do hali lotniska, po�pieszyli ku nim
bosonodzy tragarze.
Czeka�a ich d�uga i szczeg�owa kontrola dokument�w: zatrzymywa�y ich r�ne barierki, odpowiadali na
pytania, okazywali wizy, wreszcie oczekiwali na baga�. Rutynowa kontrola by�a tu bardziej czasoch�onna i
zawi�a ni� kontrola graniczna w ich kraju. Jeden z urz�dnik�w zerkn�� najpierw w paszport Eldena na stron�,
gdzie wpisano zaw�d, a potem podni�s� pytaj�co wzrok.
- Urlop - odpar�, wskazuj�c przy tym na Sar� jakby na potwierdzenie swych s��w.
Urz�dnik u�miechn�� si� przyjacielsko i przepu�ci� oboje.
- We�miemy taks�wk� - o�wiadczy� Elden, kiedy ju� wydostali si� z t�umu na lotnisku i wyszli na zewn�trz,
gdzie panowa� jeszcze wi�kszy t�ok. Sta�y tu rz�dy autobus�w i biega�y setki ludzi.
- Nie b�dziemy si� przy��cza� do grupy wycieczkowej, oni udaj� si� w innym kierunku.
Odetchn�li, oddalaj�c si� od niesympatycznego i podpitego towarzysza podr�y.
Sara drepta�a tu� za komisarzem, ale nie czu�a si� zbyt pewnie. Przygl�da�a mu si� z tylu - prezentowa� si�
bardzo dobrze, a� do chwili gdy spojrza�o si� na jego ponur� twarz. Ta twarz nie budzi�a odrobiny sympatii.
- Gdzie si� teraz udamy?
- Do Negombo - odpar� i zatrzyma� taks�wk�, kt�ra wyda�a si� mu zno�na. - O ile wiem, to ma�a rybacka
miejscowo��. Do hotelu Sea Dragon - zwr�ci� si� do kierowcy.
Rozpocz�a si� niezwyk�a podr�. Sara siedzia�a, obserwuj�c z zapartym tchem drog� i ca�� okolic�. Tutaj,
zdaje si�, samochody je�dzi�y lew� stron�, ale na razie nie mog�a si� zorientowa�, czy istotnie tak by�o.
Taks�wka przepycha�a si�, tr�bi�c co chwila, przez t�umy ludzi, dziesi�tki bezpa�skich ps�w, prosi�t, kr�w i
wo��w, kur, a czasem nawet s�oni. Nikt nie przejmowa� si� autami, kierowcy u�ywali klaksonu, �eby sobie
utorowa� drog�. Powstawa� nieopisany chaos. Na szcz�cie samochod�w nie je�dzi�o zbyt du�o. Po obu
stronach drogi, mi�dzy palmami, sta�y domy, a raczej proste cha�upinki, przez kt�re wida� by�o wszystko na
wylot. Mijali zaniedbane zagrody, pi�kne bungalowy oraz starannie utrzymane, bajecznie kwitn�ce ogrody;
wszystko przeplata�o si� ze sob�. Czaruj�ce, byle jak odziane dzieciaki macha�y w kierunku taks�wki ze
�miechem i rado�ci� mimo wielkiej biedy, w jakiej �y�y.
Sara tak�e macha�a im r�k�.
- Jakie to wspania�e! - zawo�a�a entuzjastycznie. - Zaczynam si� cieszy� z tej podr�y.
- Pami�taj, �e to nie jest zwyk�a wycieczka - zauwa�y� zimno Elden.
Potw�r, kt�ry potrafi zd�awi� najmniejsz� rado��!
Skr�cili w ulic� Nadmorsk�, jak wyja�ni� kierowca, i zaraz poczuli zapachy z nabrze�a. By�a to ulica pe�na
turyst�w, w�a�ciciele ma�ych sklepik�w powywieszali na zewn�trz wzorzyste tkaniny i barwne maski. Po
drugiej stronie, pomi�dzy prostymi rybackimi chatami a ko�ysz�cymi si� palmami, znajdowa�y si� niewysokie
budynki hoteli.
- Sea Dragon - zakomunikowa� kierowca i zahamowa� ostro.
Hotel wygl�da� przyjemnie, sprawia� wra�enie ch�odnego. Nie opodal szumia� ocean. W recepcji Alfred
rzek� szybko do Sary:
- Zapytaj si� o pok�j twojego wuja. Ja nie mog� tego zrobi�, to mo�e wzbudzi� podejrzenie.
Sara poj�a go w lot. Poniewa� w pobli�u nie znajdowali si� Skandynawowie, zapyta�a recepcjonist�, czy
Hakon Tangen ju� przyjecha�.
- Chwileczk�, sprawdz�. Tak, mieszka w pokoju numer siedem.
- Czy zjawi� si� sam...?
- Wynaj�� ca�y pok�j dla siebie. Prosz�, oto pa�stwa klucze. Numer szesna�cie, na parterze po prawej
stronie.
Tragarz -wzi�� baga�e i podrepta� d�ugim, wy�o�onym kamieniami tarasem biegn�cym wzd�u� ca�ego
skrzyd�a. Znajduj�ce si� tu pokoje mia�y widok na morze.
Sara wskaza�a na tablic� z numerami pokoj�w i zauwa�y�a cicho:
- On te� mieszka na parterze.
- Najbardziej wysuni�ty pok�j, jak s�dz� - zamrucza� w odpowiedzi Elden. - Spr�bujemy si� zorientowa�,
kt�ry to.
Kiedy dotarli do swojego pokoju, tragarz otworzy� drzwi i odszed�.
Niepewnie weszli do �rodka.
Pok�j by� bardzo przyjemny, jakkolwiek du�o skromniejszy ni� te, do kt�rych przyzwyczajeni s�
mieszka�cy Europy. By�a tu zar�wno garderoba, jak i oddzielna �azienka. Zamiast wanny - prysznic z ciep��
wod�.
Sara z ulg� stwierdzi�a, �e ��ka s� odsuni�te od siebie. Pod sufitem zamocowano moskitiery.
Alfred podszed� do drzwi prowadz�cych na werand� i obejrza� je uwa�nie.
- Zasuwa na dole jest zniszczona, za to zamek w porz�dku. Pami�taj, �eby drzwi zawsze by�y zamkni�te.
Prowadz� prosto do ogrodu, wi�c ka�dy m�g�by tu bez trudu wej��.
Pierwszy raz zwr�ci� si� do Sary przez ty, ale spos�b, w jaki to uczyni�, nie zachwyci� jej. W og�le nie
podoba�o jej si� ca�e przedsi�wzi�cie i okropnie ba�a si� ich �wsp�lnego" mieszkania. Czu�a to tym bardziej, �e
teraz pozostali sam na sam.
Elden wyszed� na werand�, Sara pod��y�a za nim.
Rzeczywi�cie, od ogrodu dzieli�o ich zaledwie kilka krok�w. Kamienny taras ci�gn�� si� tak�e z tej strony
wzd�u� ca�ego hotelu a� do skrzyd�a recepcyjnego. Za ogrodem, w kt�rym ros�o mn�stwo pn�cych ro�lin o
r�nobarwnych kwiatach, rozci�ga�a si� pla�a, podmywana co chwila przez fale. By�o p�ne popo�udnie, a
mimo to panowa� upal. Skandynawowie nienawykli do takich temperatur.
Komisarz ruszy� powoli w kierunku ogrodu i ogarn�� pozornie oboj�tnym spojrzeniem ca�y hotel. Sara
wiedzia�a jednak, �e patrzy bardzo uwa�nie.
Wiedzia�a, �e przygl�da� si� pokojowi numer siedem. Po chwili wr�ci� i oboje weszli do �rodka.
- Do jego pokoju jest st�d do�� daleko - zakomunikowa�. - Wszystkie pokoje na wy�szych pi�trach maj�
balkony z wysokimi balustradami, a nie werandy, jak u nas.
Sara skin�a g�ow�.
- Chcia�abym skorzysta� z �azienki i przebra� si� - powiedzia�a - ale najpierw chyba musimy om�wi� kilka
szczeg��w.
Spogl�da� na Sar� wyczekuj�co, nawet na moment nie spuszczaj�c z niej szarych, przenikliwych oczu.
Komisarz by� naprawd� przystojny, ale jego uroda nie robi�a teraz na dziewczynie najmniejszego wra�enia.
- Mam nadziej�, �e mog� zwraca� si� do ciebie po imieniu, cho� wydaje mi si� to dziwne. Nie mam
natomiast zamiaru publicznie okazywa� ci �ma��e�skich" uczu�. Nie mamowy o przytulaniu czy poca�unkach.
- Doskonale - odpar�. - To zupe�nie zb�dne. Je�li tylko przestaniesz obrzuca� mnie takim wrogim
spojrzeniem, jak to masz w zwyczaju, wszystko b�dzie w porz�dku. Wystarczy, �e b�dziemy wobec siebie
uprzejmi.
- Nie wiedzia�am, �e mam wrogie spojrzenie - odpowiedzia�a bojowo.
- Zupe�nie jak u rozz�oszczonego je�a.
- Obiecuj�, �e postaram si� to zmieni�.
- �azienk� wykorzystamy jako przebieralni�, zaoszcz�dzi to nam obojgu k�opotliwych sytuacji. Za chwil�
podadz� obiad, wi�c przebierz si�, a ja si� rozpakuj�.
P� godziny p�niej szli d�ugim korytarzem w kierunku g��wnego budynku. Elden mia� na sobie bia��
kos