16731

Szczegóły
Tytuł 16731
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16731 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16731 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16731 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Nora Roberts Dzarna ceremonia 1 �mier� by�a wok� niej. Towarzyszy�a w dzie� i w nocy. Eve zna�a jej brzmienie, zapach, nawet czu�a fizycznie jej obecno��. Potrafi�a patrze� prosto w ponure i przebieg�e oczy tego bez wzgl�dnego wroga, wykorzystuj�cego najmniejszy moment wa hania, by uderzy� i zwyci�y�. Mimo �e pracowa�a w policji ju� dziesi�� lat, nie przyjmowa�a jej ze spokojem, nie akceptowa�a. Tym razem odszed� kto� bliski. Frank Wojinski by� dobrym policjantem, cho� zdaniem nie kt�rych zbyt pracowitym. Pami�ta�a go jako mi�ego cz�owieka, kt�ry nigdy na nic si� nie skar�y�, nawet na nudn� i �mudn� papierkow� robot� i na to, �e mimo i� by� ju� po sze��dziesi�tce, nadal pozostawa� w stopniu sier�anta. Posiwia� i zestarza� si� z godno�ci�, nie korzystaj�c z us�ug popularnych w trzecim tysi�cleciu chirurg�w plastycznych. Teraz, le��c w trumnie, otoczony liliami, przypomina� �pi�cego mnicha z odleg�ych czas�w. Zreszt� urodzi� si� w ko�cu tysi�clecia. Pami�ta� wojny miejskie, ale nie m�wi� o nich tak du�o jak jego starsi koledzy. O wiele ch�tniej pokazywa� zdj�cia i hologramy dzieci i wnuk�w. Opowiada� kiepskie dowcipy, interesowa� si� sportem i mia� s�abo�� do sojowych par�wek. 7 J.D. ROBB Ten cz�owiek, dla kt�rego wiele znaczy�a rodzina, zapewne by� gorzko op�akiwany przez bliskich. Wszyscy, kt�rzy go znali, kochali go. Zmar�, maj�c przed sob� jeszcze po�ow� �ycia. Jego serce, jak si� wydawa�o, mocne i zdrowe, ni st�d, ni zow�d przesta�o bi�. - Cholera jasna! Eve odwr�ci�a si� i po�o�y�a d�o� na ramieniu stoj�cego za ni� m�czyzny. - Przepraszam, Feeney. Popatrzy� na ni� zgn�biony. - �atwiej bym to przyj��, gdyby zmar� na s�u�bie. Ale we w�asnym fotelu, ogl�daj�c telewizj�! Tak po prostu wysiad�o mu serce? To niesprawiedliwe, Dallas. Jeszcze nie musia� umiera�. - Wiem. - Obj�a koleg� i odci�gn�a od trumny. - Opiekowa� si� mn�, wyszkoli� mnie i nigdy nie zawi�d� - ci�gn�� zbola�ym i dr��cym g�osem. - Na Franka zawsze mo�na by�o liczy�. - Wiem - powt�rzy�a, nie znajduj�c s��w pocieszenia. Feeney by� zawsze opanowany i silny. Jego przygn�bienie troch� j�przera�a�o. Przeszli przez pok�j, przedzieraj�c si� mi�dzy krewnymi zmar�ego i jego kolegami z pracy. Oczywi�cie podawano tu kaw�, a raczej jej namiastk�. Tam gdzie policja i �mier�, tam te� i kawa. Eve nape�ni�a kubek i poda�a go Feeneyowi. - Nie mog� przesta� o nim my�le�, nie mog� przebole� tej �mierci - westchn�� ci�ko. Ten wysoki i silny m�czyzna nie kry� g��bokiego wzruszenia. - Nie rozmawia�em z Sally, to ponad moje si�y. Jest z ni� moja �ona. - Nie martw si�. Ja te� jeszcze nie sk�ada�am Sally kondolencji. Chyba dla uspokojenia dr��cych d�oni nala�a sobie kaw�, chocia� nie zamierza�a jej wypi�. - Zaskoczy� nas wszystkich. Nie wiedzia�am, �e mia� k�opoty z sercem. - Nikt o tym nie wiedzia� - odpar� cicho. - Nikt. Eve rozejrza�a si� po zat�oczonym pomieszczeniu. Wyczuwa�a doko�a bezsilno��, sama te� czu�a si� bezradna wobec prze8 CZARNA CEREMONIA znaczenia. Policjant �atwiej znosi utrat� kolegi, kiedy ten ginie na s�u�bie. Mo�na wtedy zatrzyma� i ukara� winnego, co innego, gdy �mier� nast�pi z przyczyn naturalnych. Urz�dnik domu pogrzebowego, ubrany w tradycyjny czarny garnitur, o twarzy bladej niczym twarze jego klient�w, badawczo lustruj�c sal�, wyg�osi� zwyczajow� mow�. Eve z trudem wy s�ucha�a pustych frazes�w. - Podejd�my do rodziny. Feeney skin�� g�ow�. - Frank ci� lubi�, Dallas. ,,Ten dzieciak jest twardy i potrafi my�le�", m�wi�. Uwa�a�, �e mo�na na tobie polega�. Mile zaskoczona pochwa��, poczu�a jeszcze wi�ksze przy gn�bienie. - Nie przypuszcza�am, �e mia� o mnie tak dobre zdanie. Popatrzy� na ni� uwa�niej. By�a wysoka i szczup�a. Jej interesuj�c� wyra�nie zarysowan� twarz wyr�nia� ma�y do�eczek w podbr�dku. Oczy mia�y typowy dla policjantki badawczy wyraz. Tylko kr�tko obci�te z�ocistokasztanowe w�osy domaga�y si� no�yczek fryzjera. - Mia� o tobie dobre mniemanie, podobnie jak ja. Chod�my przywita� si� z Sally i dzieciakami. Przeszli przez sal�, kt�rej i tak ju� ponury nastr�j pot�gowa�y �ciany wy�o�one ciemn� boazeri� ci�kie czerwone zas�ony i dusz�cy zapach kwiat�w. Eve zastanawia�a si�, dlaczego zmar�ym zawsze towarzysz� kwiaty i czerwie�. Sk�d taka tradycja i dlaczego ludzie nadal j� kultywuj�? Postanowi�a, �e nie pozwoli, by, gdy nadejdzie jej czas, wystawiono jej cia�o w przegrzanym pokoju, zawalonym wie�cami, kt�rych wo� kojarzy si� ze zgnilizn�. Zobaczy�a Sally w otoczeniu dzieci i wnuk�w. Patrz�c na t� grupk�, zrozumia�a, �e ceremonia przeznaczona jest dla �ywych. - Ryan... - Sally wyci�gn�a kruch� d�o� w stron� Feeneya, a nast�pnie podsun�a mu policzek do poca�unku. Zamkn�a oczy i zastyg�a w tej pozycji na kr�tk� chwil�. 9 J.D. ROBB Ta szczup�a kobieta o �agodnym g�osie zawsze by�a dla Eve uosobieniem delikatno�ci. A przecie� musia�a mie� nerwy ze stali, je�eli wytrwa�a ponad czterdzie�ci lat u boku m�a policjanta. Na jej szyi dostrzeg�a �a�cuszek z zawieszonym na nim policyjnym sygnetem Franka. Nast�pny obrz�dek, nast�pny symbol, podsumowa�a w duchu Eve. - Dobrze, �e jeste� - cicho powiedzia�a Sally. - B�dzie go nam brakowa�o - odpar� Feeney, niezr�cznie poklepuj�c j� po ramieniu. D�awi� go smutek. - Wiesz, �e je�li tylko czego� ci zabraknie... - Wiem... - Sally u�miechn�a si� i u�cisn�a mu d�o�. Potem zwr�ci�a si� do Eve. - Jeste�my wdzi�czni, �e jeste�cie tu z nami. - Frank cieszy� si� opini� dobrego cz�owieka i doskona�ego policjanta. - By� dumny ze s�u�by w policji - odrzek�a z �agodnym u�miechem Sally. - Jest tu komendant Whitney z �on� i komisarz Tibble. I wielu innych. - W�drowa�a zamglonym wzrokiem po sali. - Tyle przysz�o os�b. Frank co� dla nich znaczy�. - Oczywi�cie, Sally. - Feeney przest�powa� z nogi na nog�. Chyba wiesz o... funduszu dla rodzin. Znowu si� u�miechn�a i poklepa�a go po d�oni. - Dzi�kuj� za trosk�, Feeney, ale nic nam nie potrzeba. Eve, zdaje si�, �e nie znasz mojej rodziny. Porucznik Dallas, moja c�rka Brenda. Niska, do�� t�ga. Ciemne w�osy i oczy. Podobna do ojca, notowa�a w pami�ci Eve. - Syn, Curtis. Szczup�y, drobna budowa, delikatne d�onie, oczy suche, ale jest wyra�nie przybity. - Moje wnuki. By�o ich pi�cioro. Najm�odszy ch�opiec w wieku oko�o o�miu lat z zadartym, piegowatym nosem, przygl�da� si� Eve z zainte resowaniem. 10 CZARNA CEREMONIA - Dlaczego nosisz bro�? Zmieszana, zas�oni�a kabur� kurtk�. - Przyjecha�am prosto z komisariatu. Nie mia�am czasu wr�ci� do domu, aby si� przebra�. - Pete. - Curtis spojrza� na Eve przepraszaj�co. - Nie m�cz pani porucznik. - Gdyby ludzie docenili si�� woli i ducha, wszelka bro� sta�aby si� zb�dna. Mam na imi� Alice. Do przodu wysun�a si� szczup�a blondynka o zdumiewaj�cej urodzie. Zdumiewaj�cej tym bardziej, �e reszta rodziny mia�a do�� pospolite rysy. Dziewczyna mia�a rozmarzone niebieskie oczy i pi�kne wydatne usta bez cienia szminki. Proste w�osy opada�y jej na ramiona. Z szyi zwisa� d�ugi, si�gaj�cy pasa �a�cuszek, a na nim czarny kamie� oprawiony w srebro. - Alice, jeste� stukni�ta. Dziewczyna zerkn�a przez rami� na szesnastoletniego ch�opca, oplataj�c d�o�mi czarny kamie�, jakby go przed czym� chroni�a. - M�j brat, Jamie - rzuci�a s�odko. - Ci�gle jeszcze s�dzi, �e b�d� reagowa�a na jego impertynencje. Dziadek opowiada� mi o pani, pani porucznik. - Mi�o mi. - A gdzie pani m��? Eve wyczuwa�a w dziewczynie nie tylko smutek, ale tak�e zdenerwowanie. - Niestety nie ma go na planecie. - Spojrza�a na Sally. - Jednak przesy�a wyrazy wsp�czucia. - Chyba nie�atwo pani by�o robi� karier� przy takim cz�owieku jak Roarke - przerwa�a Alice. - Dziadek m�wi�, �e jest pani bardzo uparta i wytrwa�a. To prawda? - Je�li si� nie jest upartym, przegrywa si�, a ja przegrywa� nie lubi�. - Popatrzy�a prosto w dziwne oczy Alice, po czym pochyli�a si� do Pete'a i szepn�a mu do ucha: - Kiedy� widzia�am, jak Frank sprz�tn�� faceta z tysi�ca metr�w. Tw�j dziadek by� 11 J.D. ROBB najlepszy. Nie zapomnimy go - powiedzia�a, wysuwaj�c do Sally d�o� na po�egnanie. Chcia�a odej��, ale Alice z�apa�a j� za rami�. R�ka dziewczyny lekko dr�a�a. - Ciesz� si�, �e pani� pozna�am. Dzi�kuj�, �e pani przysz�a. Eve skin�a g�ow� i znikn�a w t�umie. Potem dotkn�a kartki, kt�r� Alice wsun�a do jej kieszeni. Jeszcze p� godziny kr�ci�a si� po sali i dopiero kiedy znalaz�a si� w samochodzie, si�gn�a po li�cik i przeczyta�a go. Spotkajmy si� jutro o p�nocy w klubie ,,Akwarium". Prosz� nic nikomu nie m�wi�. Pani �ycie jest w niebezpiecze� stwie. Zamiast podpisu widnia� rysunek przypominaj�cy labirynt otoczony ciemn� lini� ko�a. Poirytowana, ale te� zaintrygowana wcisn�a kartk� do kieszeni i uruchomi�a samoch�d. Dzi�ki czujno�ci typowej dla policjantki dostrzeg�a kryj�c� si� w cieniu posta�. Kto� j� obserwowa�. Kiedy Roarke wyje�d�a�, stara�a si� wm�wi� sobie, �e zosta�a sama. Ignorowa�a obecno�� Summerseta, s�u��cego Roarke'a, co nie stanowi�o wi�kszego problemu w du�ym domu, sk�adaj�cym si� z labiryntu pokoi. Wesz�a do szerokiego holu i rzuci�a zniszczon� sk�rzan� kurtk� na rze�biony s�upek, wiedz�c, �e doprowadzi tym Summerseta do w�ciek�o�ci. Nie znosi�, kiedy co� zak��ca�o elegancki wygl�d domu, zw�aszcza ona. Po pokonaniu schod�w prowadz�cych na pi�tro, zamiast do sypialni, skierowa�a si� do swojego gabinetu. Skoro Roarke ma jeszcze jedn� noc przebywa� poza planet�, postanowi�a, �e prze�pi si� w fotelu relaksuj�cym. 12 CZARNA CEREMONIA Po pracy nie mia�a czasu niczego przegry��, dlatego te� natychmiast zaprogramowa�a kanapk� z szynk� i prawdziw� kaw�. Autokucharz zrealizowa� zam�wienie w sekund�, ale nim ugryz�a szynk�, z lubo�ci� wci�gn�a w nozdrza jej zapach. W takich chwilach dzi�kowa�a opatrzno�ci, �e jest �on� cz�owieka, kt�rego sta� na kupno prawdziwego po�ywienia, a nie jego chemicznych imitacji. Podesz�a do biurka i w��czy�a komputer. Prze�kn�a k�s kanapki i popi�a �ykiem kawy. - Podaj dost�pne dane na temat obiektu Alice. Nazwisko nieznane. Matka Brenda, z domu Wojinska, dziadkowie ze strony matki, Frank i Sally Wojinscy. Przetwarzanie... Zab�bni�a palcami o blat biurka, po czym wyci�gn�a tajemniczy list i jeszcze raz go przeczyta�a. Obiekt Alice Lingstrom. Urodzona 10 czerwca 2040 roku. Pierwsze dziecko i jedyna c�rka Jana Lingstroma i Brendy Wojinski, rozwiedzeni. Zamieszka�a: West Eight Street 486, apartament nr 4B, Nowy Jork. Rodze�stwo: James Lingstrom, ur. 22 marca 2042 r. Wykszta�cenie: uko�czona szko�a �rednia, dwa semestry na stu diach: Harvard. Specjalizacja: antropologia. Drugi kierunek: mitologia. Obecnie pracuje jako sprzedawczyni w sklepie ,,Moc Ducha " przy West Tenth Street 228, Nowy Jork. Stanu wolnego. - Kartoteka kryminalna? Brak. - Nic specjalnego - mrukn�a do siebie Eve. - Dane o ,,Mocy Ducha". 13 J.D. ROBB ,,Moc Ducha". Sklep wyznawc�w kultu Wicca oraz centrum konsultingowe, w�a�ciciel: Isis Paige i Charles Forte. Trzy lata przy Tenth Street. Roczny doch�d 125 000 dolar�w. Licencjonowane wr�ki i zielarki oraz hipnoterapeuci. - Wicca? - sarkn�a. - Magia? Jezu. Co to za bagno? Wicca, pradawna religia i sztuka, kult oparty na wierze w natur�, kt�ra... - Wystarczy. - Westchn�a ci�ko. Nie interesuje jej definicja magicznych wierze�, ale odpowied� na pytanie, dlaczego wnuczka gliniarza zajmuje si� rzucaniem urok�w i czytaniem ze szklanej kuli, a przede wszystkim, po co chce si� z ni� spotka�? Dowie si� wszystkiego, je�li p�jdzie do ,,Akwarium". Popatrzy�a na podejrzany li�cik. Z ch�ci� by o nim zapomnia�a, gdyby nie pochodzi� od osoby bliskiej cz�owiekowi, kt�rego szanowa�a. Przypomnia�a sobie posta� kryj�c� si� w cieniu. Przesz�a do �azienki i zacz�a si� rozbiera�. Pomy�la�a z �alem, �e nie b�dzie mog�a zabra� na spotkanie Mavis, a szkoda, bo przyjaci�ce z pewno�ci� spodoba�oby si� w ,,Akwarium". Prostuj�c zm�czone po ca�ym dniu cia�o, zastanawia�a si�, co b�dzie robi�a przez reszt� wieczoru. Nie przynios�a z biura niczego do pracy. Z ostatnim zab�jstwem upora�a si� w osiem godzin. Mo�e obejrzy telewizj�, a mo�e wybierze co� z arsena�u Roarke'a, zejdzie do strzelnicy i wy�aduje resztki energii? Nigdy nie pr�bowa�a broni z okresu wojen miejskich. To mog�oby by� ciekawe do�wiadczenie. Wesz�a pod prysznic. - Pe�ny strumie�, pulsuj�cy - rzuci�a. - 40 stopni. �a�owa�a, �e nie prowadzi �adnej sprawy o morderstwo. Zaj�aby umys�, uspokoi�a nerwy. Nagle z irytacj� zrozumia�a, �e czuje si� samotna, a Roarke wyjecha� dopiero przed trzema dniami. 14 CZARNA CEREMONIA Ka�de z nich mia�o w�asne �ycie. Tak by�o przed �lubem i tak pozosta�o. Ich zaj�cia wymaga�y pe�nego zaanga�owania czasu i uwagi. Cho� ci�gle j� to zdumiewa�o, jednak jej zwi�zek z Roarkiem trwa�, i to w�a�nie dlatego, �e obydwoje s� osobami niezale�nymi. Przybita w�asn� t�sknot�, wsadzi�a g�ow� pod strumie� wody. Nie poruszy�a si�, kiedy poczu�a na biodrach dotyk r�k, kt�re zaraz przesun�y si� na piersi. Zna�a ten dotyk, zna�a te d�ugie i w�skie palce. Odchyli�a g�ow�. - Och, Summerset. Ty dzikusie - j�kn�a, czuj�c ucisk na sutkach. - I tak go nie zwolni�. - Roarke zsun�� r�k� na jej brzuch. - Warto by�o spr�bowa�. Wr�ci�e�... -przerwa�a, bo w tej chwili poczu�a, jak jego palce wchodz� w ni�- ...wcze�niej - sko�czy�a. - Powiedzia�bym, �e zjawi�em si� w sam� por�. - Odwr�ci� j� do siebie i mocno poca�owa�. My�la� o �onie w trakcie nie ko�cz�cego si� lotu na Ziemi�. My�la� w�a�nie o tym: o pieszczotach i ws�uchiwaniu si� w jej urywany oddech. Ustawi� j� w rogu pod �cian� i przywar� do jej bioder. - T�skni�a�? Czu�a bicie serca na my�l, �e zaraz b�d� si� kocha�. - Raczej nie. - W takim razie... - Poca�owa� j� w czo�o. - Pozwol� ci w spokoju doko�czy� k�piel. Natychmiast mocno zacisn�a nogi. - Tylko spr�buj, a ci� zastrzel�. - Tak wi�c, w obawie o w�asn� sk�r�... - szepn�� i wszed� w ni� wolno, patrz�c, jak m�tnieje jej wzrok. Kochali si� spokojnie, z czu�o�ci�, jakiej oboje po sobie nie oczekiwali. Wreszcie osi�gn�li orgazm z cichym westchnieniem. - Witaj w domu. - Patrzy�a z zachwytem na twarz m�a, na m�dre niebieskie oczy, na ciemne w�osy ociekaj�ce wod�. 15 J.D. ROBB Zawsze po roz��ce, kiedy mu si� przygl�da�a, ogarnia�o j� to samo zaskakuj�ce uczucie. W�tpi�a, �e kiedykolwiek przyzwyczai si� do my�li, i� nie tylko po��da jej cia�a, ale tak�e j� kocha. - Wszystko w porz�dku z o�rodkiem ,,Olympus"? - Zmiany i op�nienia. Nic powa�nego. - Pomy�la�a, �e nie musi si� martwi�, bo Roarke potrafi dopilnowa�, �eby kosmiczna stacja i centrum rozrywki, w kt�re zainwestowa�, zosta�y otwarte na czas. Wyda� polecenie zamkni�cia strumienia wody, po czym si�gn�� po r�cznik, by j� wytrze�, cho� mog�a wej�� do kabiny susz�cej. - Zaczynam rozumie�, dlaczego wolisz spa� w gabinecie, kiedy wyje�d�am. Ja nie mog�em zasn�� w prezydenckim apartamencie. Wzi�� drugi r�cznik i okr�ci� jej g�ow�. - Zasn�� bez ciebie. Przytuli�a si� do niego. - Robimy si� cholernie sentymentalni. - Mnie to nie przeszkadza. W ko�cu jestem Irlandczykiem. U�miechn�a si�. Nie s�dzi�a, �eby kt�ry� z partner�w w inte resach m�a albo kt�ry� z jego wrog�w uwa�a� go za sentymen talnego. - �adnych nowych blizn - zaobserwowa�, pomagaj �c j ej w�o�y� szlafrok. - Wnioskuj� z tego, �e ostatnie kilka dni min�y bez wstrz�s�w. - Prawie. Nie licz�c pewnego m�odzika, kt�rego ponios�o w czasie erotycznej sesji z p�atn� panienk�. Zadusi� j�. -Zawi�za�a szlafrok i przeczesa�a palcami w�osy. - Przestraszy� si� i uciek�. Ale widocznie dr�czy�y go wyrzuty sumienia i po kilku godzinach sam si� do nas zg�osi�. Prokuratura podci�gn�a jego czyn pod nieumy�lne spowodowanie morderstwa. Przekaza�am spraw� Peabody. - Aha. - Podszed� do kredensu i wyj�� butelk� wina, po czym nala� dwa kieliszki. - A wi�c by�o spokojnie. - Tak, opr�cz dzisiejszego pogrzebu. ' Najpierw zmarszczy� brwi, ale zaraz twarz mu poja�nia�a. 16 CZARNA CEREMONIA - A tak, m�wi�a� mi. Szkoda, �e nie mog�em wr�ci� wcze�niej, �eby ci towarzyszy�. - Feeney bardzo prze�y� �mier� Franka. Chyba �atwiej by si� z ni� pogodzi�, gdyby Frank zgin�� na s�u�bie. Roarke mocniej zmarszczy� czo�o. - Woleliby�cie, �eby wasz kolega zosta� zabity, ni� opu�ci� ten pad� �ez bez cierpie�? - Przynajmniej bym to rozumia�a. - Nie pr�bowa�a informowa� m�a, �e sama te� wola�aby szybk� i gwa�town� �mier�. - Ale na tym pogrzebie zdarzy�o si� co� dziwnego. Pozna�am rodzin� Franka. Jego najstarsza wnuczka jest do�� oryginalna. - To znaczy? - Ma taki dziwny spos�b m�wienia. Wyszuka�am o niej wiadomo�ci w komputerze. - Sprawdza�a� j�? - Bardzo pobie�nie. G��wnie dlatego, �e co� mi podrzuci�a. Eve podesz�a do biurka i poda�a mu li�cik. - Labirynt Ziemi - rzuci� Roarke po przeczytaniu listu. - S�ucham? - M�wi� o rysunku. To celtycki symbol. Potrz�sn�a g�ow� ze zdumieniem. - Sk�d ty wiesz tyle dziwnych rzeczy? - To wcale nie jest takie dziwne. W ko�cu wywodz� si� z Celt�w. Ten pradawny symbol jest magiczny i �wi�ty. - Wszystko do siebie pasuje. Wygl�da na to, �e dziewczyna zajmuje si� magi�, chocia� ma dyplom z Harvardu. Mimo �e studiowa�a w najlepszej uczelni, jest teraz sprzedawczyni� w jakim� sklepie z kryszta�ami i zio�ami. Roarke powi�d� palcem po rysunku. W dzieci�stwie, w Dublinie, widzia� niejeden taki. Pradawne kultowe religie wykorzystywane by�y przez r�ne gangi, ale te� przez zagorza�ych pacyfist�w. Oczywi�cie obydwie strony u�ywa�y hase� religijnych jako uspra wiedliwienia dla zabijania lub ofiarowania �ycia. 17 CZARNA CEREMONIA Unios�a si� i spojrza�a w nogi ��ka. W jej stron� b�ysn�y ciemne �lepia. W ostatniej chwili pohamowa�a krzyk. Zda�a sobie spraw� z ci�aru na stopach. To Galadah, pomy�la�a i odetchn�a. Kot musia� wskoczy� na ��ko i to j� obudzi�o. Ot i ca�a tajemnica. Po�o�y�a si� z powrotem, przytuli�a do m�a, westchn�a i zamkn�a oczy. Tylko kot, my�la�a, zapadaj�c w sen. Jednak mog�aby przysi�c, �e s�ysza�a czyje� nucenie. J.D. ROBB - Domy�lasz si�, dlaczego chce si� z tob� spotka�? - Nie. Pewnie jej si� wydaje, �e zobaczy�a moj� aur� albo co� takiego. Mavis, dop�ki jej nie przymkn�am za wykradanie portfeli przechodniom, prowadzi�a taki oszuka�czy interes zwi� zany z wr�biarstwem. Twierdzi, �e ludzie zap�ac� ka�de pieni�dze za to, �e powiesz im to, co chc� us�ysze�. A jeszcze wi�cej, je�li powiesz im to, czego nie chc� wiedzie�. - I dlatego w�a�nie oszu�ci i politycy to ludzie tego samego pokroju. - U�miechn�� si�. - Zak�adam, �e tak czy inaczej, wybierasz si� na spotkanie? - Jasne. Jeszcze raz zerkn�� na kartk�. - Id� z tob�. - Ale ona napisa�a... - Ma�o istotne, co napisa�a. - Opr�ni� kieliszek zdecydowanym ruchem osoby, kt�ra jest przyzwyczajona, �e dostaje to, czego pragnie. - Nie b�d� ci wchodzi� w drog�, ale b�d� ci towarzyszy�. Mimo �e ,,Akwarium" to w zasadzie spokojne miejsce, mog� si� tam kr�ci� podejrzane elementy. - Podejrzane elementy to moje �ycie - zauwa�y�a rzeczowo, po czym przekrzywi�a g�ow�. - Czy ty przypadkiem nie jeste� w�a�cicielem tego klubu? - Nie - u�miechn�� si�. - A chcia�aby�? Roze�mia�a si� i poci�gn�a go za r�k�. - Chod�my spa�. Zrelaksowana i wtulona w m�a zasn�a jak dziecko. Tym wi�ksze by�o jej zdziwienie, gdy zaledwie po dw�ch godzinach ca�kowicie si� rozbudzi�a. Nie m�czy� jej �aden koszmar, bo nie by�a spocona, nie dr�a�a i nic jej nie dolega�o. A jednak co� j� rozbudzi�o. Le�a�a nieruchomo, wpatruj�c si� w szerokie okno i ws�uchuj�c w r�wny oddech Roarke'a. 18 2 Nast�pny dzie� zacz�� si� od nawa�u pracy i Eve nie mia�a czasu my�le� o dziwnym przebudzeniu w nocy. W mie�cie panowa� spok�j, wi�c uzna�a, �e to �wietny moment na porz�dki w biurze, a raczej na zlecenie ich swej asystentce. - Jak mo�na mie� taki ba�agan w komputerze. - Szczera i solidna twarz Peabody wyra�a�a prawdziwe roz�alenie. - Wiem, gdzie co mam - odpar�a Eve. - Uporz�dkuj pliki tak, �ebym nadal si� orientowa�a, gdzie co jest, ale te� �eby to mia�o jak�� logik�. To zadanie jest dla ciebie za trudne? - Dam sobie rad�. - Peabody wykrzywi�a twarz za jej plecami. - To wspaniale i prosz� nie robi� do mnie min. Nawet je�li mam ba�agan w komputerze, jak to uj�a�, to dlatego, �e ten rok by� troch� napi�ty. Poniewa� to ja ci� szkol�, mog� ci zleci� t� prac�. - U�miechn�a si� lekko. - Mam nadziej�, �e w przysz�o�ci ty tak�e, Peabody, dorobisz si� podw�adnego, kt�remu b�dziesz zleca� upierdliwe zaj�cia. - Pani wiara we mnie jest wzruszaj�ca, pani porucznik. A� brakuje mi tchu. - Peabody sykn�a w stron� komputera. - A mo�e dusz� si�, poniewa� s� tu pliki sprzed pi�ciu lat, kt�re ju� od roku powinny by� przes�ane do centrali. - Wi�c wy�lij je teraz. - Eve u�miechn�a si� szerzej, s�ysz�c hurkot w komputerze, a zaraz potem zawiadomienie o b��dzie systemowym. - �ycz� powodzenia. 20 CZARNA CEREMONIA - Technika mo�e by� naszym sprzymierze�cem, tylko trzeba j� rozumie�. - Ja wszystko rozumiem - Eve dwukrotnie waln�a pi�ci� w komputer. Maszyna zn�w zacz�a dzia�a�. - Widzisz? - Jest pani niesamowicie delikatna, porucznik Dallas. Teraz rozumiem, dlaczego ch�opaki z laboratorium celuj� rzutkami w twoje zdj�cie. - Dalej to robi�? Chryste, ale s� pami�tliwi. - Ze wzruszeniem ramion usiad�a na rogu biurka. - Co wiesz na temat magii? Czar�w? - Je�li chce pani rzuci� urok na komputer, to na niewiele si� zdam. Peabody z zaci�ni�tymi z�bami przesuwa�a pliki. - Jeste� wyznawczyni� Wolnej Ery - zauwa�y�a Eve. - Zawiesza si�. No, popracuj jeszcze troch�- pop�dza�a komputer dziewczyna. - Tak, ale - nawi�za�a do stwierdzenia Eve - wolnoerowcy nie s� wyznawcami Wicca. Niby obydwie religie s� religiami Ziemi, opartymi na naturalnym porz�dku kosmosu, ale... ty sukinsynu, gdzie to si� podzia�o? - S�ucham? Gdzie co si� podzia�o? - Nic. - Peabody z napi�ciem wpatrywa�a si� w monitor. - Nic. Prosz� si� o nic nie martwi�. Zreszt� i tak pewnie nie potrzebowa�a pani tych plik�w. - Czy to jaki� �art, Peabody? - No w�a�nie. Ha, ha. - Krople potu sp�ywa�y po czole policjantki. Z zawzi�ciem uderza�a w klawiatur�. - O jest. Ju� po sprawie. Wszystko wr�ci�o na miejsce. A teraz wy�lemy to do centrali. - Odetchn�a ci�ko. - Czy mog�abym si� napi� kawy? �eby zachowa� przytomno�� umys�u. Eve spojrza�a na ekran monitora, ale nie zobaczy�a niczego zatrwa�aj�cego. Bez s�owa wsta�a i zleci�a autokucharzowi przy gotowanie kawy. - Dlaczego interesuj� pani� wiccanie? Chce si� pani prze chrzcie? - Peabody u�miechn�a si�, a widz�c z�o�� w oczach prze�o�onej, doda�a: - Znowu tylko �artowa�am. 21 J.D. ROBB - Widz�, �e masz dzisiaj dobry humor. Jestem po prostu ciekawa. - No c�, istnieje zbie�no�� g��wnych zasad w Wolnej Erze i kulcie Wicca. Poszukiwanie harmonii, czczenie p�r roku wywo dz�ce si� z zamierzch�ych czas�w, ca�kowity zakaz u�ywania przemocy. - Zakaz u�ywania przemocy? - Eve zmru�y�a oczy. - A co z urokami, zakl�ciami i ofiarami? Naga dziewica na o�tarzu i czarne koguty, kt�rym odcina si� g�owy? - To obraz z literatury, cho�by z Szekspira. G��wne �r�d�o mylnych s�d�w. Kap�anki nie s� wied�mowatymi, przera�aj�cymi staruchami pichc�cymi w wielkich kot�ach podejrzane wywary. Nie strasz� ma�ych dzieci. Wiccanie lubi� nago��, ale nikogo nie krzywdz�. Korzystaj� wy��cznie z bia�ej magii. - Jej przeciwie�stwem jest... - ...czarna magia. Eve przygl�da�a si� podw�adnej. - Ty chyba nie wierzysz w te zabobony? - Nie. - Orze�wiona kaw� Peabody wr�ci�a do pracy przy komputerze. - Znam kilka podstawowych zakl��, poniewa� m�j kuzyn przeni�s� si� do Wicca. Ju� jaki� czas nale�y do zgroma dzenia w Cincinnati. - Masz kuzyna, kt�ry nale�y do zgromadzenia w Cincinnati? Eve wybuchn�a �miechem i odstawi�a na biurko kubek z kaw�. Peabody, ty mnie ci�gle zaskakujesz. - Kt�rego� razu opowiem pani o mojej babci i jej pi�ciu kochankach. - Pi�ciu kochank�w w �yciu to wcale nie tak wielu. - Nie w �yciu, ale w miesi�cu. Naraz. - Podnios�a powa�ny wzrok. - Babcia ma dziewi��dziesi�t osiem lat. Mam nadziej�, �e si� w ni� wrodzi�am. Eve, hamuj�c �miech, spojrza�a na wideofon, kt�rego brz�czyk w�a�nie si� odezwa�. 22 CZARNA CEREMONIA - Dallas... - Na ekranie pojawi�a si� twarz komendanta Whitneya. - Tak, komendancie. - Chcia�bym z pani� jak najszybciej porozmawia�. Prosz� do mnie. - Tak, sir, b�d� za pi�� minut. - Eve roz��czy�a si� i z nadziej� popatrzy�a na Peabody. - Mo�e jaka� nowa sprawa. Doko�cz czyszczenie komputera. Dam ci zna�, je�li co� si� wydarzy. - Na odchodnym jeszcze si� odwr�ci�a i powiedzia�a: - Tylko nie zjedz mojego batonika. - Cholera - zakl�a pod nosem Peabody. - Czy ona zawsze musi trafia� w dziesi�tk�? Whitney wi�kszo�� zawodowego �ycia zajmowa� kierownicze stanowisko. Zale�a�o mu na tym, by zna� swoich podw�adnych, wiedzie�, w czym s� najlepsi i jakie s� ich s�abo�ci. Umia� te� zrobi� u�ytek z obydwu. By� to pot�ny m�czyzna o du�ych d�oniach robotnika i ciem nych bystrych oczach, o kt�rych niejeden m�wi�, �e s� zimne. Zachowywa� wr�cz przera�aj�cy spok�j, ale jak to bywa, pod mask� opanowania drzema� wulkan. Eve go szanowa�a, czasami lubi�a i zawsze podziwia�a. Kiedy wesz�a do biura, Whitney siedzia� przy biurku i ze zmarszczonym czo�em czyta� jaki� dokument. Nie oderwa� wzroku, tylko gestem d�oni wskaza� na krzes�o. Usiad�a, przygl�daj�c si� powietrznemu tramwajowi, przep�ywaj�cemu akurat za oknem. Jak zawsze zdziwi�a j� liczba pasa�er�w z lornetkami i szpiegow skimi okularami. Zastanawia�a si�, co te� ci ludzie spodziewaj� si� ujrze� za oknami budynku policji? Torturowanie podejrzanych, strzelanin�, zakrwawione ofiary? I dlaczego bawi� ich takie fantazje? - Widzia�em pani� wczoraj na pogrzebie. 23 J.D. ROBB Wr�ci�a my�lami do gabinetu. - Zdaje si�, �e byli tam wszyscy policjanci z komendy. - Frank by� lubiany. - To prawda. - Nigdy pani z nim nie pracowa�a? - Da� mi kilka wskaz�wek, kiedy zaczyna�am. Whitney, nie przestaj�c kiwa� g�ow�, nie spuszcza� z niej wzroku. - By� partnerem Feeneya. Potem, kiedy przeszed� ze s�u�by na ulicy do biura, pani zosta�a partnerk� Feeneya. Eve zaczyna�a czu� si� nieswojo. - Tak, sir. Feeney bardzo przej�� si� �mierci� Franka. - Wiem. Dlatego nie ma go dzisiaj w pracy. - Whitney opar� �okcie na biurku i spl�t� d�onie. - Pani porucznik, mamy tu do czynienia z delikatn� spraw�. - Dotycz�c� sier�anta Wojinskiego? - Informacja, kt�r� zamierzam pani powierzy�, jest w najwy� szym stopniu poufna. Opr�cz pani podw�adnej nikt nie mo�e o niczym wiedzie�. Prosz� o zachowanie dyskrecji. Rozkazuj� poprawi� si� - �eby pracowa�a pani nad t� spraw� zupe�nie sama. W tej chwili poczu�a ju� strach. Pomy�la�a o Feeneyu. - Zrozumia�am. - Istniej� pewne okoliczno�ci dotycz�ce �mierci sier�anta Wojinskiego, kt�re wymagaj� wyja�nienia. - Okoliczno�ci? - Musz� zaznajomi� pani� z zastrze�onymi danymi. - Opu�ci� d�onie na biurko. - Jaki� czas temu powiadomiono mnie, �e sier�ant Wojinski albo prowadzi� �ledztwo na w�asn� r�k�, albo zaj�� si� nielegalnym procederem. - Narkotyki? Frank? To niemo�liwe. Whitney nawet nie mrugn��. - Dwudziestego drugiego wrze�nia tego roku jeden z detek tyw�w z wydzia�u do spraw narkotyk�w widzia� Wojinskiego w obserwowanym przez policj� podejrzanym centrum dystrybucji 24 CZARNA CEREMONIA nielegalnych substancji. W prywatnym klubie ,,Athame", zwi�za nym z jakim� kultem religijnym. W tym klubie odbywaj� si� indywidualne i grupowe sesje seksualne. Wydzia� od narkotyk�w ma go na oku ju� od dw�ch lat. Widziano, jak Frank kupowa� tam narkotyki. Eve milcza�a, wi�c nabra� g��boko powietrza i kontynuowa�. - Zosta�em natychmiast powiadomiony o zaj�ciu. Zwr�ci�em si� do Franka z pro�b� o wyja�nienie, ale on nie by� skory do rozmowy. - Zawaha� si�, jednak postanowi� sko�czy�. - Szcze rze m�wi�c fakt, �e Frank ani nie potwierdzi�, ani nie zaprze czy�, �e w gruncie rzeczy w og�le nie chcia� rozmawia� na ten temat, zupe�nie mi do niego nie pasowa�. Martwi�em si�. Nakaza�em mu zrobienie test�w na obecno�� w organizmie narkotyk�w i poradzi�em, �eby wzi�� tydzie� urlopu. Zgodzi� si� na wszystko. Wtedy testy nic nie wykaza�y. Ze wzgl�du na jego nieskaziteln� przesz�o�� oraz poniewa� dobrze go zna�em, to wydarzenie zosta�o pomini�te w jego aktach. - Wsta� i odwr�ci� si� do okna. - By� mo�e pope�ni�em b��d. Gdybym wtedy nie zostawi� sprawy, mo�e teraz Frank by �y� i nie by�oby tej rozmowy. - Zaufa� pan swojemu os�dowi. Ufa� pan Frankowi. Spojrza� na ni�. Jego oczy nie by�y zimne, tylko pe�ne napi�cia. - Tak, to prawda. Ale teraz mam wi�cej danych. Standardowa autopsja wykaza�a we krwi Wojinskiego obecno�� naparstnicy, �rodka nasercowego oraz Zeusa. - Zeus. - Teraz Eve wsta�a. - Frank nie za�ywa� narkotyk�w, komendancie. Pomijaj�c to, jakim by� cz�owiekiem, za�ywanie tak mocnego narkotyku jak Zeus pozostawia widoczne �lady. Wida� to po oczach, po zmianie w zachowaniu. Gdyby bra� Zeusa, wiedzia�by o tym ka�dy funkcjonariusz w centrali. Poza tym testy by to wykaza�y. Musia�a nast�pi� jaka� pomy�ka. - Wepchn�a r�ce w kieszenie, z trudem hamuj�c przymus chodzenia. - To prawda, �e niekt�rzy policjanci za�ywaj� narkotyki i na dodatek 25 J.D. ROBB s�dz�, �e odznaka chroni ich przed prawem. Ale Frank do nich nie nale�a�. Nie, on by� czysty. - Niemniej wykryto w jego krwi kilka narkotyk�w. To w�a�nie przez t� mieszank� dosz�o do zahamowania pracy serca i �mierci. - Podejrzewa pan, �e przedawkowa�? - Potrz�sn�a g�ow�. To niemo�liwe. - Powtarzam, wykryto narkotyki. - W takim razie musi istnie� jakie� inne wyt�umaczenie. �rodki nasercowe? - Zmarszczy�a brwi. - M�wi� pan, �e przed kilkoma tygodniami robi� sobie badania. Dlaczego nie wykaza�y, �e mia� k�opoty z sercem? - Najbli�szy przyjaciel Franka jest najlepszym informatykiem w mie�cie. - Feeney? - Zrobi�a dwa kroki do przodu. - My�li pan, �e Feeney go kry� i wyczy�ci� mu akta? Do diab�a, komendancie. - Nie mog� wykluczy� takiej mo�liwo�ci - odpar� sucho. - Ani pani. Przyja�� mo�e i zazwyczaj wp�ywa na obiektywizm oceny. Ufam, �e pani przyja�� z Feeneyem nie wp�ynie na pani os�d. Znowu podszed� do biurka, symbolu swojej w�adzy. - Te zarzuty i podejrzenia trzeba bezwzgl�dnie wyja�ni�. Gor�ce j�zyki strachu w �o��dku Eve zmieni�y si� w prawdziwy p�omie�. - Chce pan, �ebym poprowadzi�a dochodzenie przeciwko moim kolegom, z kt�rych jeden nie �yje, a drugi mnie szkoli� i jest moim przyjacielem. - Po�o�y�a d�onie na biurku. - Jest tak�e pana przyjacielem, komendancie. Spodziewa� si� gniewu. Tak jak si� spodziewa�, �e jednak Eve zgodzi si� przyj�� spraw�. - Wola�aby pani, �ebym zleci� �ledztwo komu� innemu? Uni�s� pytaj�co brwi. - Chc�, �eby to by�o przeprowadzone po cichu. Wszelkie dane i nowe fakty ma pani bezpo�rednio mnie przekazywa�. Je�li b�dzie pani zmuszona porozmawia� z rodzin� 26 CZARNA CEREMONIA Wojinskiego, prosz� uczyni� to dyskretnie i taktownie. Nie ma potrzeby pog��bia� ich smutku. - A je�li wyw�cham co�, co zapaskudzi Frankowi kartotek�? - Wtedy ja si� tym zajm�. Wyprostowa�a si�. - Prosi mnie pan o cholern� przys�ug�. - To nie pro�ba, lecz rozkaz - poprawi�. - Tak b�dzie dla pani �atwiej, pani porucznik. - Poda� jej dwie zapiecz�towane dyskietki. Niech to pani przejrzy w domu. Prosz� si� komunikowa� ze mn� za pomoc� swojego domowego komputera. Nic nie mo�e przechodzi� przez central�, dop�ki nie zmieni� rozkazu. Jest pani wolna. Obr�ci�a si� na pi�cie i ruszy�a do drzwi, ale zatrzyma�a si� przy nich. Nie spojrza�a jednak do ty�u. - Do cholery, nie b�d� kapowa�a na Feeneya. Whitney odprowadzi� j� wzrokiem, potem zamkn�� oczy. Wiedzia�, �e Eve zrobi to, co do niej nale�y. Mia� tylko nadziej�, �e nie b�dzie musia�a zrobi� wi�cej, ni� b�dzie mog�a znie��. Kiedy sz�a do biura, krew w niej wrza�a. Peabody siedzia�a przed monitorem komputera z dumnym u�mieszkiem. - W�a�nie si� z nim upora�am. Stawia� niez�y op�r, ale go pokona�am. - Wy��cz komputer, Peabody- rzuci�a kr�tko i si�gn�a po kurtk� i torb�. - Zbieraj si�. - Mamy spraw�? - Policjantka podskoczy�a na r�wne nogi. Jak�? Dok�d idziemy? - Musia�a biec, �eby nad��y� za Eve. Dallas? Pani porucznik? Eve z ca�ej si�y wcisn�a guzik windy. Jej w�ciek�e spojrzenie zamkn�o usta podopiecznej. Wsiad�y do windy pe�nej policjant�w. - Hej, Dallas, jak tam �wie�o upieczeni ma��onkowie? Nam�w swojego bogatego m�a, �eby wykupi� nasz� kantyn� i zaopatrzy� j� w co� dobrego do �arcia. 27 J.D. ROBB Rzuci�a przez rami� lodowate spojrzenie na rozradowan� twarz policjanta. - Mo�esz mnie ugry�� wiesz gdzie, Carter. - Pr�bowa�em trzy lata temu i nieomal po�ama�a� mi z�by. Wol� nie ryzykowa� - odci�� si�. W windzie wybuch� g�o�ny �miech. - Bo jeste� dupkiem, Carter - parskn�� inny policjant. - Nie gorszym ni� ty, Forenski. Hej, Peabody - ci�gn�� Carter chcesz, �ebym ci� ugryz�? - A kiedy ostatnio by�e� u dentysty? - Obiecuj�, �e zaraz po wizycie zg�osz� si� do ciebie. Mrugn�� okiem i wraz z reszt� policjant�w wytoczy� si� z windy. - Carter jest niczego sobie - zagai�a Peabody, przestraszona, �e Eve ci�gle wpatruje si� przed siebie. - Szkoda, �e to taki pajac. - �adnej odpowiedzi. - Ale Forenski te� jest milutki ci�gn�a dalej nie zra�aj�c si� milczeniem. - Chyba nie ma nikogo na sta�e? - Nie interesuje mnie prywatne �ycie koleg�w - warkn�a Eve i kiedy zjecha�y na poziom gara�u, zdecydowanym krokiem wysz�a z windy. - Ale moje ci� interesuje- mrukn�a Peabody pod nosem. Zaczeka�a, a� Eve wy��czy alarm, po czym usiad�a na miejscu dla pasa�era.- Mam zaprogramowa� drog�, czy chcesz mi zrobi� niespodziank�? - Zamruga�a, widz�c, �e Eve opu�ci�a g�ow� na kierownic�. - Hej, dobrze si� pani czuje? Co si� dzieje, Dallas? - Wpisz tras� do mnie do domu.- Eve nabra�a powietrza i wyprostowa�a si�. - Powiem ci wszystko w czasie jazdy. To s� �ci�le poufne informacje. - Wyprowadzi�a samoch�d z gara�u na ulic�. - Masz prawo sk�ada� raport jedynie mnie lub komendantowi. - Rozumiem. - Peabody prze�kn�a �lin�. - Chodzi o kogo� z naszych, prawda? 28 CZARNA CEREMONIA U ej domowy komputer nie by� tak zanieczyszczony jak biurowy. Roarke tego dopilnowa�. Dane szybko pojawi�y si� na ekranie. Detektyw Marion Burns. To ona by�a tajniakiem w ,,Athame". Pracowa�a w klubie przez osiem miesi�cy jako barmanka. Eve zacisn�a usta. - Burns. Nie znam jej. - A ja troch� znam. - Peabody przysun�a bli�ej swoje krzes�o. Pozna�am j�, kiedy by�am... no wiesz, w czasie tej sprawy z Casto. Zrobi�a na mnie wra�enie solidnej. Je�li dobrze pami�tam, jest policjantk� w trzecim pokoleniu. Jej matka nadal pracuje, w stopniu kapitana, chyba w Bunko. Dziadek przeszed� na emerytur� w czasie wojen miejskich. Nie mam poj�cia, dlaczego zagi�a parol na Wojinskiego. - Mo�e po prostu zameldowa�a o tym, co widzia�a. B�dziemy musia�y sprawdzi�. Raport z�o�ony Whitneyowi jest do�� kr�tki i suchy. 22 wrze�nia 2058 o godzinie dziesi�tej trzydzie�ci zauwa�y�a sier�anta Wojinskiego siedz�cego w klubie przy stoliku ze znan� dealerk� narkotyk�w Selin� Cross. Wojinski przekaza� Cross kilka �eton�w kredytowych w zamian za ma�� paczk�, kt�ra zawiera�a nielegalne substancje. Rozmowa trwa�a nie wi�cej ni� kwadrans, po czym Cross przesiad�a si� do innego stolika. Wojinski pozosta� w klubie jeszcze dziesi�� minut, potem wyszed�. Detektyw Burns �ledzi�a go przez dwie przecznice, a� Wojinski wsiad� do publicznego �rodka lokomocji. - A wi�c nie widzia�a, jak za�ywa� narkotyki? - Nie. Nie widzia�a te�, �eby tej nocy ani �adnej nast�pnej w czasie jej zmiany pojawi� si� ponownie w klubie. Burns znajduje si� na pierwszym miejscu na li�cie os�b, kt�re musimy przes�ucha�. - Tak jest. Dallas, mo�e Wojinski zwierzy� si� Feeneyowi, skoro si� przyja�nili? A mo�e Feeney sam co� zauwa�y�? - No nie wiem. - Eve potar�a oczy. - ,,Athame". Co to, do diab�a, jest to ,,Athame?" 29 J.D. ROBB - Nie mam poj�cia. - Peabody wyci�gn�a podr�czny wideokom i wprowadzi�a dane. -Athame, obrz�dowy n�, narz�dzie rytualne, zazwyczaj wykonane ze stali. Tradycyjnie athame nie jest u�ywany do ci�cia, ale do rysowania k� w religiach ziemskich. Peabody popatrzy�a na Eve. - Znowu czary. To raczej nie przypadek. - Raczej nie. - Si�gn�a do szuflady po list od Alice, po czym pokaza�a go podw�adnej. - Dosta�am to od wnuczki Franka na pogrzebie. Okazuje si�, �e dziewczyna pracuje w jakim� sklepie, kt�ry nosi nazw� ,,Moc Ducha". Znasz go? - Tak. - Z wyrazem zaniepokojenia Peabody od�o�y�a list na biurko. - Wiccanie nie s� agresywni, Dallas. Stosuj� zio�a, nie narkotyki. �aden ortodoksyjny wiccanin nie kupi, nie sprzeda ani nie za�yje Zeusa. - A naparstnica? - Przekrzywi�a g�ow�. - To rodzaj zio�a podawanego chorym na serce, prawda? - Tak. Medycyna u�ywa jej od wiek�w. - Czy dzia�a pobudzaj�co? - Nie znam si� na sztuce uzdrawiania, ale s�dz�, �e tak. - Tak jak Zeus. Ciekawe, co si� dzieje, kiedy si� po��czy te dwa �rodki? Nie zdziwi�abym si�, gdyby �le dobrane dawki mog�y by� przyczyn� zawa�u serca. - My�lisz, �e Wojinski sam si� zabi�? - Komendant co� o tym wspomina�. Dr�czy mnie tyle pyta� rzuci�a ze zniecierpliwieniem. - Musimy dzia�a� i zaczniemy od Alice. Chc�, �eby� zjawi�a si� w klubie o jedenastej w cywilnym ubraniu. Staraj si� wygl�da� jak wyznawczyni Wolnej Ery, a nie jak gliniarz. Peabody skrzywi�a usta. - Mam sukienk�, kt�r� mama uszy�a mi na urodziny. W�o�� j�, ale w�ciekn� si�, je�li b�dzie si� pani ze mnie �mia�a. - Postaram si� opanowa�. A na razie spr�bujmy wykopa� co� na temat tej Seliny Cross i klubu ,,Athame". 30 CZARNA CEREMONIA Pi�� minut p�niej u�miecha�a si� ponuro do monitora. - Interesuj�ce. Nasza Selina to niez�e zi�ko. Tylko popatrz na kartotek�. Troch� sobie w �yciu posiedzia�a. Za prostytucj� w 43 i 44 roku. Oskar�enie o napad te� w 44. W 47 zamkni�ta w Bunko za prowadzenie nielegalnego studia mediumicznego. Po co ludzie chc� gada� ze zmar�ymi? Podejrzana o okaleczanie zwierz�t w 49. Za ma�o dowod�w, �eby j� aresztowa�. Produkcja i dystrybucja narkotyk�w. Za to j� zamkn�li w 50. Przesiedzia�a rok. P�otka. Ale w 55 by�a przes�uchiwana w sprawie zwi�zanej z rytualnym zab�jstwem nieletniego. Mia�a alibi. - Dzia� narkotyk�w obserwowa� j� od 51 roku - doda�a Peabody. - Ale jej nie zamkn�li. - Sama powiedzia�a�, �e to p�otka. Szukaj� grubszych ryb. - No c�, zobaczymy, co ma do powiedzenia Marion. Popatrz, tu jest napisane, �e Selina Cross jest w�a�cicielk� klubu ,,Athame". Zasznurowa�a usta. - Sk�d taka miernota wzi�a pieni�dze na kupno klubu i na prowadzenie go? Jest tylko czyj�� przykrywk�. Ciekawe, czy ,,Narkotyki" wiedz� czyj�? Zobaczmy, jak ona wygl�da. Komputer, prosz� pokaza� zdj�cie obiektu Cross, Selina. - Uf- sapn�a Peabody, kiedy podobizna pojawi�a si� na ekranie. - Straszna. - Takiej twarzy si� nie zapomina - mrukn�a Eve. Kobieta na zdj�ciu mia�a poci�g�e i ostre rysy. Do tego pe�ne, bardzo czerwone usta, oczy czarne jak onyks, cer� jasn� i g�adk�. Og�lnie sprawia�a wra�enie zimnej i przera�aj�cej, jak zauwa�y�a Peabody. Czarne w�osy, z przedzia�kiem na �rodku, opada�y lu�no na ramiona. Na lewej powiece widnia� ma�y tatua�. - Co to za znak? - zainteresowa�a si�. Powi�ksz obraz o trzy dzie�ci procent. - Pentagram - o�wiadczy�a Peabody dr��cym g�osem, a� Eve zerkn�a na ni� z zaciekawieniem. - Odwr�cony. Ona nie jest wiccank�, Dallas - odchrz�kn�a. - To satanistka. 31 J.D. ROBB t ve nie wierzy�a w magi� - ani bia��, ani czarn�. Rozumia�a jednak, �e ludzie wierz� w takie bzdury, a co wi�cej, cz�sto je wykorzystuj�. - B�d� ostro�na, Eve. Spojrza�a w bok. Roarke upar� si�, �e b�dzie prowadzi�. Nie mog�a si� skar�y�, bo wszystkie jego samochody by�y sto razy lepsze od jej policyjnego gruchota. - Co masz na my�li? - Musi istnie� przyczyna, dla kt�rej pewne religie trwaj� przez wieki. - Ta przyczyna to ludzka �atwowierno��, kt�r� daje si� bez wi�kszych k�opot�w wykorzysta�. Zamierzam sprawdzi�, czy kto� nie wykorzysta� Franka. Opowiedzia�a m�owi o dochodzeniu, nie przejmuj�c si�, �e zdradza tajemnic�. Bardzo chcia�a, by jej pom�g�. - Jeste� dobr� policjantk� i wra�liw� kobiet�. Czasami a� nazbyt dobr� i nazbyt wra�liw�. - Zatrzyma� si� na �wiat�ach i spojrza� na ni�. - Prosz� ci�, by� przy tej sprawie zachowa�a szczeg�ln� ostro�no��. Jego twarz kry�a si� w cieniu, a g�os brzmia� powa�nie. - M�wisz o czarownicach i czcicielach diab�a? Roarke, mamy trzecie tysi�clecie. Satani�ci, te� co�! - Strzepn�a w�osy z twarzy. Ciekawa jestem, co oni chcieliby zrobi� z tym szatanem, gdyby istnia�. I jak zwr�ciliby na siebie jego uwag�? - W tym ca�y problem - odpar� cicho i skr�ci� na zach�d do klubu ,,Akwarium". - Diab�y rzeczywi�cie istniej�- sarkn�a, kiedy parkowa� na drugim poziomie nad ziemi�. - Maj� cia�o i chodz� na dw�ch nogach. Widzieli�my takich wielu. Wysiad�a i zesz�a na ulic�. Wia� lekki wiatr. Na czarnym niebie nie wida� by�o ani ksi�yca, ani gwiazd, miga�y tylko �wiat�a powietrznego ruchu ulicznego. Znajdowali si� w cz�ci miasta, kt�r� upodobali sobie arty�ci. 32 CZARNA CEREMONIA Tu nawet restauracje by�y czyste i zamiast par�wek z soi oferowa�y hybrydowe owoce. Wi�kszo�� ulicznych sprzedawc�w zwin�a na noc swoje kramy, ale za dnia kusi�y one przechodni�w r�cznie wykonan� bi�uteri�, tkanymi gobelinami oraz zio�owymi p�ynami do k�pieli i herbatkami. Byli tu �ebracy, ale nie pozwalali sobie na namolno��, a ich licencje wida� by�o ju� z daleka. Dzienny urobek, zamiast na chemiczne u�ywki, przeznaczali najedzenie. W tej okolicy nawet liczba przest�pstw by�a mniejsza ni� gdzie indziej. Tylko czynsze osi�ga�y tu mordercze kwoty, za to wiek mieszka�c�w i sprzedaw c�w by� zadziwiaj�co niski. Eve nie mia�aby nic przeciwko temu, �eby tu mieszka�. - Przyjechali�my za wcze�nie - stwierdzi�a, z przyzwyczajenia uwa�nie lustruj�c ulic�. Potem na jej twarzy pojawi� si� kpi�cy u�mieszek. - Popatrz na to. ,,Psychic Deli". Pewnie na g��wne danie serwuj� haszysz z jarzynami, a na przystawk� wr�b� z r�ki. Otwarte. Wchodzimy? - zwr�ci�a si� do Roarke'a pod wp�ywem nag�ego impulsu i ch�ci zmiany ponurej atmosfery. - Chcesz, �eby ci powr�yli? - A co mi tam. - Z�apa�a go za r�k�. - To mnie wprowadzi w odpowiedni nastr�j do �cigania satanistycznych handlarzy narkotyk�w. Mo�e dadz� nam zni�k� i powr� te� tobie. - Nie chc� wr�enia z r�ki. - Tch�rz - mrukn�a i pchn�a go przez drzwi. - Raczej ostro�ny. Musia�a przyzna�, �e w �rodku roznosi� si� wspania�y zapach. Nie jakiej� tam sma�onej cebuli i ci�kich sos�w, tylko delikatna wo� przypraw i kwiatowej esencji doskonale pasuj�ce do cichej muzyczki s�cz�cej si� w tle. Ma�e bia�e sto�y z bia�ymi krzes�ami sta�y w odpowiedniej odleg�o�ci od lady, na kt�rej za b�yszcz�c� czysto�ci� szklan� tafl� wystawiono miski i talerze z kolorowym jedzeniem. W lokalu 33 J.D. ROBB by�o tylko dwoje go�ci. Mieli ogolone g�owy, bia�e ubrania i sanda�y na go�ych stopach. Siedzieli pochyleni nad miskami z zup�. Za lad� sta� jegomo�� w obszernej niebieskiej koszuli. Na palcach obu r�k b�yszcza�y srebrne pier�cienie, a �ci�gni�te w warkocz w�osy opasywa�a srebrna przepaska. U�miechn�� si� do wchodz�cych. - B�d�cie b�ogos�awieni. Pragniecie pokarmu dla cia�a czy dla^ ducha? - S�dzi�am, �e pan nam doradzi - Eve u�miechn�a si� k�� liwie. - Mo�e jakie� wr�by? - Z r�ki, tarot, runy czy aura? - Z r�ki. - Dobrze si� bawi�c, wyci�gn�a d�o�. - Nasz� wr�bitk� jest Cassandra. Prosz� usi��� wygodnie, a ona zaraz do ciebie podejdzie, siostro. Wasze aury s� bardzo mocne - doda�, kiedy odchodzili. - Dobrze si� dobrali�cie. Si�gn�� po drewnian� pa�eczk� z zaokr�glonym rantem i przeci�g n�� delikatnie po brzegu zmro�onej misy. Rozleg� si� wibruj�cy d�wi�k, na co zaraz zza paciorkowej kurtyny wy�oni�a si� jaka� kobieta w srebrnej tunice. Jej ramiona zdobi�y srebrne bransolety. Eve zwr�ci�a uwag�, �e kobieta jest bardzo m�oda. Mia�a nie wi�cej ni� dwadzie�cia lat. - Witam. - Odezwa�a si� z lekkim irlandzkim akcentem. Usi�d�cie wygodnie. Czy mam powr�y� obojgu? - Nie, tylko mnie. - Eve zaj�a miejsce przy najdalszym stoliku. - Ile to kosztuje? - Wr�enie z r�ki jest bezp�atne. Prosimy wy��cznie o dob rowolne datki. - Usiad�a z gracj� i u�miechn�a si� do Roarke'a. B�dziemy wdzi�czni za szczodro��. Madam, prosz� o r�k�, z kt�r� si� pani urodzi�a. - Urodzi�am si� z obydwiema. - Poprosz� lew�. - Delikatnie uj�a w palce d�o� Eve. - Si�a i odwaga. Pani przeznaczenie nie zosta�o wyznaczone. Jaka� 34 CZARNA CEREMONIA trauma, przerwa w �yciu, kiedy by�a pani jeszcze dzieckiem. Unios�a szare oczy. - Nie ci��y na pani �adna wina. Zacisn�a palce, bo Eve instynktownie chcia�a cofn�� d�o�. - Nie musi pani wszystkiego pami�ta�, przynajmniej do czasu, a� b�dzie pani gotowa. �al i zw�tpienie w siebie, zablokowane emocje. Samotna kobieta, kt�ra ustali�a sobie jeden cel. Du�a potrzeba sprawiedliwo�ci. Zdyscyplinowana, z motywacj�... zaniepokojona. Pani serce by�o z�amane, wi�cej ni� z�amane, pokiereszowane. Teraz strze�e pani tego, co zosta�o. To silna d�o�. Mo�na jej zaufa�. Stanowczym gestem si�gn�a po praw� r�k�. Szare oczy nie przestawa�y obserwowa� twarzy Eve. - Wi�kszo�� przesz�o�ci nosi pani w sobie. Przesz�o�� nie da pani spokoju, nie ucichnie. Ale znalaz�a pani swoje miejsce. W�adza pani odpowiada, a tak�e zwi�zana z ni� odpowiedzialno��. Jest pani uparta, cz�sto jednostronna, ale pani serce jest prawie wyleczone. Pani kocha. Znowu zerkn�a na Roarke'a, a jej usta z�agodnia�y, kiedy ponownie zwr�ci�a wzrok ku Eve. - Jest pani zaskoczona g��bi� tego uczucia. To pani� zbija z tropu, cho� zazwyczaj nie jest �atwo wyprowadzi� pani� z r�wnowagi. - Przeci�gn�a kciukiem po wierzchu d�oni. - Pani serce si�ga g��boko. Jest... wybredne. Jest ostro�ne, ale kiedy si� oddaje, to ca�kowicie. Nosi pani identyfikator. Odznak�. - U�miech n�a si�. - Tak, dokona�a pani s�usznego wyboru. By� mo�e jedynego dost�pnego. Zabija�a pani. Nieraz. Nie mia�a pani wyj�cia, jednak ci��y to na pani umy�le i sercu. Z trudem oddziela pani intelekt od emocji. Zabije pani znowu. Szare oczy zeszkli�y si� i delikatny u�cisk st�a�. - Jest ciemno. To ciemne moce. Z�o. Ju� niejedno �ycie pad�o ofiar� b�d� nast�pne. B�l i strach. Cia�o i dusza. Musi pani chroni� siebie i tych, kt�rych pani kocha. Odwr�ci�a si� do Roarke'a, z�apa�a jego d�o� i zacz�a m�wi� szybko po celtycku. Twarz jej poblad�a. 35 J.D. ROBB - Wystarczy. - Eve przera�ona wyrwa�a d�o�. - Ale pokaz. Zirytowana faktem, �e czuje na d�oni ciarki, potar�a ni�o spodnie. Masz dobre oko, Cassandro. I niez�� gadk�. - Si�gn�a do kieszeni, wyci�gn�a pi��dziesi�t �eton�w kredytowych i po�o�y�a na stole. - Poczekaj. - Cassandra otworzy�a ma�� wyszywan� torebk� i wyj�a z niej g�adki, jasnozielony kamie�. - To prezent. Symboliczna pami�tka. - Wepchn�a kamie� w d�o� Eve. - No� go przy sobie. - Dlaczego? - A dlaczego nie? Prosz�, przyjd�cie ponownie. Pozosta�cie b�ogos�awieni. Eve jeszcze raz przed odej�ciem dziewczyny przyjrza�a si� jej poblad�ej twarzy. - A wi�c nici z ,,przepowiadam ci d�ug� zamorsk� podr�" mrukn�a, id�c do wyj�cia. - Co ona ci powiedzia�a? - Nie bardzo znam ten dialekt. Chyba pochodzi z zachodnich hrabstw. - Roarke zaczerpn�� �wie�ego powietrza. - M�wi�a g��wnie o tym, �e je�eli ci� kocham tak bardzo, jak ona s�dzi, to b�d� przy tobie. Powiedzia�a, �e twoje �ycie jest w niebezpiecze� stwie, a by� mo�e tak�e dusza, i �e mnie potrzebujesz, aby przetrwa�. - Co za bzdury. - Spojrza�a na kamie� w d�oni. - Zatrzymaj go. - Zamkn�� na kamieniu jej palce. - Nie zaszkodzi ci. Ze wzruszeniem ramion wepchn�a kamie� do kieszeni. - My�l�, �e b�d� si� trzyma�a z dala od psycholi. - Wspania�y pomys� - pochwali�. Przeszli przez ulic� i stan�li u wej�cia do ,,Akwarium". 3 ,, Akwarium" zrobi�o na Eve wra�enie. Przede wszystkim by�o tu ciszej ni� w innych klubach. Lekki szum eleganckiej muzyki miesza� si� ze szmerem rozm�w go�ci. Ustawienie stolik�w przypomina�o rysunek z li�ciku od Alice. �ciany wy�o�one by�y lustrami w kszta�cie gwiazd i ksi�yc�w. Na ka�dym z luster wisia� kandelabr ze �wiec� kt�rej p�omie� odbija� si� w szklanej tafli. Pomi�dzy nimi wisia�y plakietki z nieznanymi Eve symbolami i postaciami. By�a tam ma�a scena i bar, przy kt�rym siedzieli go�cie na sto�kach przedstawiaj�cych znaki zodiaku. Dopiero po chwili Eve uzmys�owi�a sobie, �e zna osob� siedz�c� na sto�ku przedstawiaj�cym dwie twarze Bli�ni�t. - Jezu, to Peabody. Roarke przeni�s� wzrok na kobiet� w d�ugiej zielononiebieskiej sukni. Z jej pasa zwiesza�y si� trzy sznury paciork�w, a z uszu pod�u�ne kolczyki z kolorowego metalu. - No, no - powiedzia�.i u�miechn�� si� lekko. - Nasza gro�na policjantka wygl�da niczego sobie. - Z pewno�ci�... si� nie wyr�nia- uzna�a Eve. - Id� z ni� pogada�, a ja poczekam na Alice. - Z przyjemno�ci� pani porucznik. - Spojrza� na jej wytarte d�insy, zniszczon� sk�rzan� kurtk� i uszy pozbawione ozd�b. Natomiast ty si� wyr�niasz. - Czy to przytyk? 37 J.D. ROBB - Nie. - Dotkn�� do�eczka w jej podbr�dku. - Tylko stwier dzenie. - Odszed� i usiad� obok Peabody. - Co taka mi�a wied�ma robi w tym lokalu? Dziewczyna skrzywi�a usta i obrzuci�a go ponurym spojrzeniem. - Czuj� si� w tym przebraniu jak pajac. - Wygl�dasz �licznie. Sarkn�a. - To nie m�j styl. - Wiesz, jaka jest prawda o kobietach, Peabody? - Pchn�� palcem d�ugi kolczyk, wprawiaj�c go w wahad�owy ruch. - Macie wiele styl�w. Co pijesz? Zaczerwieni�a si�, mimo wszystko zadowolona z pochwa�y. - Strzelec. To m�j znak. Drink jest pono� metabolicznie i duchowo dopasowany do mojej osobowo�ci. - Upi�a �yk z prze zroczystego kielicha. - Nawet niez�y. A jaki jest tw�j znak? - Nie mam poj�cia. O ile dobrze pami�tam, urodzi�em si� w pierwszym tygodniu pa�dziernika. - To musi by� Waga- os�dzi�a, zdziwiona, �e mo�na nie wiedzie� takich rzeczy. - W takim razie b�d�my metabolicznie i duchowo poprawni. Odwr�ci� si�, �eby zam�wi� drinka i spojrza� na Eve siedz�c� samotnie przy stoliku. - Jaki znak przypisa�aby� swojej szefowej? - J� trudno okre�li�. - Zgadza si� - mrukn��. Z miejsca, w kt�rym siedzia�a, Eve widzia�a ca�� sal�. Nigdzie nie dostrzeg�a zespo�u muzycznego ani jego holograficznego wizerun ku. Muzyka zdawa�a si� dobiega� znik�d i zewsz�d. W melodii przewa�a�y delikatne d�wi�ki fletu i gitary wraz z niewymownie s�odkim g�osem kobiety �piewaj�cej w obcym j�zyku. Go�cie pogr��eni byli w rozmowie. Kto� roze�mia� si� cicho. Nikt nie zwr�ci� uwagi, kiedy pewna kobieta w bia�ej sukni wsta�a i zacz�a ta�czy�. Eve kaza�a poda� sobie wod�, kt�r�, ku jej zaskoczeniu, dosta�a w pi�knym kielichu ze sztucznego srebra. 38 CZARNA CEREMONIA Zacz�a si� przys�uchiwa� rozmowie za plecami. Ze zdumieniem przekona�a si�, �e towarzystwo za ni� zupe�nie naturalnym