2798

Szczegóły
Tytuł 2798
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2798 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2798 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2798 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ANNE RICE OPOWIE�� O Z�ODZIEJU CIA� PRZEK�AD ANNA MARTYNOW SCAN-DAL Moim rodzicom Howardowi i Katherine O'Brienom. Wasze marzenia i wasza odwaga b�d� ze mn� do ko�ca �ycia. ODJAZD DO BIZANCJUM W.B. YEATS I To nie jest kraj dla starych ludzi. Mi�dzy drzewa M�odzi id� w u�cisku, ptak leci w zieleni, Generacje �miertelne, a ka�da z nich �piewa, Skoki �ososi, w morzach �awice makreli. Ca�e lato wys�awia� b�d� ch�ry ziemi Wszystko, co jest pocz�te, rodzi si�, umiera. Nikt nie dba, t� zmys�ow� muzyk� obj�ty, O intelekt i trwa�e jego monumenty. II N�dzn� rzecz� jest cz�owiek na staro��, nie wi�cej Ni� �achmanem wisz�cym na kiju, i chyba �e dusza pie�ni sk�ada� umie, k�a�nie w r�ce, A od cielesnych zniszcze� pie�ni jej przybywa. Tej wiedzy w �adnej szkole �piewu nie nab�dzie, W pomnikach w�asnej chwa�y tylko j� odkrywa. Dlatego ja morzami �egluj�c przyby�em Do �\vi�tego miasta Bizancjum. III 0 m�drcy, gorej�cy w �wi�tym boskim ogniu Jak na mozaice �cian pe�nych z�ota, Wyjd�cie z p�omienia, co �arem was obl�k�, Nauczcie, jak mam �piewa�, podyktujcie s�owa. Przepalcie moje serce. Chore jest, po��da, I kiedy zwierz� w nim sp�tane kona, Serce nic nie pojmuje. Zabierzcie mnie z wami W wieczno��, kt�r� kunsztownie zmy�lili�cie sami. IV A kiedy za natury krain� ju� b�d�, Nigdy formy z natury wzi�tej nie przybior�, Jak u greckich z�otnik�w tak form� wyprz�d� Wplataj�cych w emali� li�� i z�ot� kor�, A�eby senny Cesarz budzi� si� ze dworem, Albo t�, jak� w z�otej wykuli g�stwinie, �eby �piewa�a panom i damom Bizancjum O tym, co ju� min�o czy mija, czy minie. 1927 CZES�AW MI�OS? M�wi Wampir Lestat. Chcia�bym wam przedstawi� pewn� histori�. Co�, co mi si� przydarzy�o naprawd�. Wszystko zacz�o si� w Miami, w roku 1990, zatem od tego momentu rozpoczn�. Wa�ne jest jednak, bym opowiedzia� o moich snach, kt�re mia�em wcze�niej, bowiem stanowi� one r�wnie� bardzo wa�n� cz�� historii. M�wi� o majakach sennych, w kt�rych ukazywa�o mi si� wampirze dziecko z kobiecym umys�em i anielsk� twarz�, a tak�e o moim �miertelnym przyjacielu Davidzie Talbocie. S� jeszcze sny z czas�w, kiedy by�em zwyk�ym ch�opcem �yj�cym we Francji - o zimowym �niegu, o nale��cym do mojego ojca ponurym i zniszczonym zamku w Auvergne i o tym jak wyruszy�em zapolowa� na stado wilk�w, kt�re wy�y w okolicach naszej biednej wioski. Marzenia senne mog� by� r�wnie rzeczywiste jak prawdziwe wydarzenia. Albo tak mi si� potem zdawa�o. By�em w z�ym stanie psychicznym, kiedy zacz��em miewa� te sny, bezdomny wampir w��cz�cy si� po ziemi, czasami tak brudny, �e nikt nie zwraca� na mnie uwagi. Co za korzy�� z posiadania pi�knych, bujnych blond w�os�w, bystrych b��kitnych oczu, eleganckich ubra�, u�miechu, kt�remu trudno si� oprze�, i dobrze zbudowanego, wysokiego na metr dziewi��dziesi�t cia�a, pomimo swoich dwustu lat mog�cego uchodzi� za dwudziestoletnie. Pozosta�em cz�owiekiem rozs�dnym, dzieckiem osiemnastego wieku, w kt�rym naprawd� �y�em, zanim Narodzi�em si� dla Ciemno�ci. Jednak u schy�ku lat osiemdziesi�tych dwudziestego wieku z dziarskiego wampira ��todzioba, tak przywi�zanego do klasycznej, czarnej peleryny i brukselskiej koronki, d�entelmena z laseczk� i bia�ymi r�kawiczkami, ta�cz�cego pod gazowymi lampami, zmieni�em si� nie do poznania. Przeszed�em transformacj� w jakiego� ciemnego boga. Przyczyni�y si� do tego liczne cieprienia i tryumfy, a tak�e w�a�ciwo�ci krwi naszych wampirzych przodk�w. Posiad�em moc, kt�ra czasem powodowa�a moje zmieszanie, a czasem mnie przera�a�a. Nie zawsze rozumia�em, dlaczego tak si� dzia�o. Mog�em na przyk�ad sil� woli wznie�� si� w g�r�, przeprawia� z nocnymi wiatrami na du�e odleg�o�ci �atwo niczym duch. Umys�em potrafi�em wp�ywa� na materi�, doprowadzaj�c j� do zniszczenia. By�em w stanie rozpali� ogie�, my�l�c zaledwie, by to uczyni�. Umia�em r�wnie� porozumiewa� si� nadprzyrodzonym g�osem z innymi nie�miertelnymi w odleg�ych krajach, a nawet kontynentach. Mog�em z �atwo�ci� czyta� w my�lach wampir�w i ludzi. Nie�le, pomy�licie. Jednak ja nienawidzi�em tego. Bez w�tpienia t�skni�em za dawnym sob�, za �miertelnym ch�opcem, nowo narodzonym widmem zdeterminowanym post�powa� dobrze, b�d�c z�ym, je�li takie zapisano mi przeznaczenie. Nie jestem pragmatykiem, zrozumcie. Mam wra�liwe i bezlitosne dla mnie sumienie. Mog�em by� mi�ym facetem. Mo�e czasami nim jestem. Jednak zawsze zalicza�em si� do ludzi czynu. �al to strata czasu, podobnie jak strach. A tutaj otrzymacie akcj�, gdy tylko uporam si� ze wst�pem. Pami�tajcie, pocz�tki s� zawsze trudne i najcz�ciej sztuczne. By�y to czasy najlepsze, a zarazem najgorsze - doprawdy? A wszystkie szcz�liwe rodziny nie s� do siebie podobne; nawet To�stoj musia� sobie z tego zdawa� spraw�. Nie mog� obej�� si� bez zwrot�w "Na pocz�tku" albo "Zrzucili mnie z wozu z sianem o p�nocy", a ch�tnie bym to zrobi�. Staram si� d��y� do perfekcji, uwierzcie. I jak powiedzia� Nabokov ustami Humberta: ,,Zawsze mo�esz liczy� na ekstrawagancki styl prozy mordercy". Czy ekstrawagancki znaczy eksperymentalny? Wiem ju� oczywi�cie, �e jestem zmys�owy, kwiecisty, bujny i wilgotny - wystarczaj�co wielu krytyk�w mi to m�wi�o. Niestety musz� robi� wszystko po swojemu. I dotrzemy do pocz�tku, je�li to nie jest sprzeczno�� sama w sobie - obiecuj� wam. Teraz musz� wyja�ni�, �e zanim ta historia si� zacz�a, t�skni�em do innych znanych i kochanych przeze mnie nie�miertelnych, kt�rzy ju� dawno temu rozpierzchli si� z naszego ostatniego w dwudziestym wieku miejsca spotka�. Szale�stwem by�oby my�le�, �e chcieli�my ponownie stworzy� sabat. Znikn� li jeden po drugim w czasie i przestrzeni, to by�o nieuniknione. Wampiry nie lubi� sobie podobnych, chocia� ich potrzeba posiadania nie�miertelnych kompan�w jest przemo�na. Dlatego w�a�nie stworzy�em uczni�w - Louisa de Point� du La�, kt�ry zosta� moim cierpliwym i kochaj�cym dziewi�tnasty wiek towarzyszem, a z jego nie�wiadom� pomoc�, tak�e pi�kne {przekl�te wampirze dziecko, Claudi�. Podczas samotnych nocnych w��cz�g w ko�cu dwudziestego wieku Louis by� jedynym nie�miertelnym, jakiego widywa�em. Najbardziej ludzki z nas wszystkich, najbardziej Bogu niepodobny. Nigdy nie przebywa�em d�ugo z dala od jego chatki, na odludnych peryferiach Nowego Orleanu. Przekonacie si� o tym poznaj�c t� histori�, kt�rej posta� Louisa jest wa�n� cz�ci�. Chodzi o to, �e znajdziecie tu niewiele o innych. Prawie nic. Z wyj�tkiem Claudii. �ni�em o niej coraz cz�ciej. Pozw�lcie mi wyja�ni�. Claudia zosta�a unicestwiona ponad wiek temu, a ja nadal, przez ca�y czas odczuwa�em jej obecno��, tak jakby przebywa�a tu� obok mnie. Stworzy�em to wampirze dziecko w roku 1794 z umieraj�cej sieroty i min�o sze��dziesi�t lat, zanim powsta�a przeciwko mnie. "Wsadz� ci� do twojej trumny na zawsze, Ojcze". Rzeczywi�cie sypia�em wtedy w trumnie. Czyn Claudii by� stylow�, tragiczn� pr�b� morderstwa. Jako przyn�ty u�y�a ludzkich ofiar nas�czonych trucizn�. Zatruta krew mia�a zm�ci� mi umys�, co pozwoli�oby Claudii rozedrze� no�em moje bia�e cia�o i ostatecznie porzuci� pozornie pozbawione �ycia zw�oki w cuchn�cych wodach bagna za mrocznymi �wiat�ami Nowego Orleanu. C�, nie uda�o si�. Jest niewiele pewnych sposob�w na zabicie wampira. Sionce, ogie�... A przede wszystkim nale�y postawi� sobie za cel ca�kowite unicestwienie. A poza tym m�wimy tu o Wampirze Lestacie. Claudia zap�aci�a za sw� zbrodni�. Zosta�a zg�adzona przez diabelskich krwiopijc�w, kt�rzy bawili w samym �rodku Pary�a w ciesz�cym si� z�� s�aw� Teatrze Wampir�w. Z�ama�em zasady, czyni�c wampirem tak ma�e dziecko. Dlatego paryskie potwory mog�y j� zniszczy�. Jednak ona tak�e nie dostosowa�a si� do obowi�zuj�cych regu�, pr�buj�c unicestwi� swojego stw�rc�. To by� logiczny pow�d wystawienia Claudii na �wiat�o dzienne, gdzie spali�a si� na proch. My�l�, �e wybrali cholernie trudny spos�b egzekucji, poniewa� ci, kt�rzy zostawiaj� skazanego na zewn�trz, musz� szybko wr�ci� do swoich trumien, a stamt�d nie mog� kontrolowa�, czy s�o�ce wykonuje wyrok. Tak w�a�nie post�pili z t� wspania�� i delikatn� istot�, jak� stworzy�em wlewaj�c wampirz� krew w obdarte, porzucone dziecko z obskurnej, hiszpa�skiej kolonii Nowego �wiata. Chcia�em, aby zosta�o moim przyjacielem i uczuciem, moj� mi�o�ci� oraz muz�, a tak�e towarzyszem polowa�. Tak, r�wnie� c�rk�. Je�li przeczytacie Wywiad z wampirem, dowiecie si� wszystkiego na ten temat. To wersja Louisa o czasie, kt�ry sp�dzili�my razem. Opowiada o mi�o�ci do naszego dziecka i zem�cie nad tymi, kt�rzy je u�miercili. Je�li przejrzycie moje powie�ci autobiograficzne, Wampir Lestat i Kr�lowa przekl�tych, dowiecie si� wszystkiego o mnie, zapoznacie si� z histori� wampir�w - tyle wart� co inne - m�wi�c� o tym jak powstali�my tysi�ce lat tomu, jak rozmna�amy si�, ostro�nie daj�c Ciemn� Krew �miertelnikom, kiedy chcemy wzi�� ich ze sob� na Drog� Zla. Nie musicie jednak czyta� tych ksi��ek, by zrozumie� t� oto opowie��. Nie znajdziecie tutaj setek os�b, kt�re wyst�powa�y w Kr�lowej przekl�tych. Zachodnia cywilizacja nie zadr�y w posadach. Nie b�dzie te� �adnych rewelacji z zamierzch�ych czas�w ani starc�w wyznaj�cych p�prawdy, pos�uguj�cych si� zagadkowym j�zykiem i sk�adaj�cych n�c�ce obietnice, kt�rych realizacja nigdy nie mo�e by� rzeczywista. Nie, to ju� zrobi�em. Oto opowie�� wsp�czesna. Ksi�ga z Kronik wampir�w, nie pomylcie si� wi�c w ocenie. Jest to pierwsza naprawd� nowoczesna powie��, poniewa� ju� na samym pocz�tku akceptuje absurdalno�� istnienia i zabiera w podr� po umy�le i duszy bohatera - zgadnijcie kogo? - nowoczesna tak�e ze wzgl�du na poczynione w niej odkrycia. Przeczytajcie te wyznania, a w miar� jak b�dziecie przewracali strony, przeka�� wam wszystko, co nale�y o nas wiedzie�. Przy okazji, mn�stwo rzeczy zdarza si� naprawd�. Jak ju� powiedzia�em, jestem cz�owiekiem czynu; Jamesem Bondem wampir�w, je�li chcecie; Ksi�ciem Nocy, Najbardziej Przekl�tym z Przekl�tych, "tym potworem" w�r�d licznych i rozmaitych nie�miertelnych. Oni oczywi�cie s� nadal w pobli�u - Maharet i Mekare, najstarsza z nas, Khayman z Pierwszej Krwi, Eryk, Santino, Pandora oraz inni, kt�rych nazywamy Dzie�mi Tysi�cleci. Armand r�wnie� gdzie� tu jest, pi�kny, licz�cy sobie pi��set lat starzec z twarz� ch�opca; kiedy� rz�dzi� Teatrem Wampir�w, a jeszcze wcze�niej sabatem czcz�cych diab�a krwiopijc�w mieszkaj�cych pod paryskim cmentarzem ,,Les Innocents". Armand, mam nadziej�, zawsze b�dzie w pobli�u. A je�li spotka mnie szcz�cie, tak�e Gabrielle, moja �miertelna matka i nie�miertelne dziecko, pojawi si� pewnej nocy przed ko�cem kolejnego tysi�clecia. Co do Mariusa, mojego poczciwego nauczyciela i mentora, kt�ry przechowuje wszystkie historyczne tajemnice naszego rodu, jest nadal z nami i zawsze b�dzie. Zanim ta opowie�� powsta�a, przychodzi� do mnie od czasu do czasu, by gani� i prosi�: "Czy nie m�g�by� zaprzesta� nieostro�nych zab�jstw, niezmiennie opisywanych na pierwszych stronach gazet?! Czy nie przestaniesz sprowadza� na z�� drog� swego przyjaciela - �miertelnika, Davida Talbota i kusi� go Mrocznym Darem naszej krwi? Lepiej, �eby� tak nie post�powa�". Czy nie wiedzia�em o tym? Zasady, zasady, zasady. Oni zawsze ko�cz�, rozprawiaj�c o zasadach. A ja kocham �ama� wszelkie regu�y, tak jak ludzie lubi� rozbija� o �ciany kominka szklanki, kt�rymi wznie�li toast. Do�� ju� o innych. To b�dzie moja ksi��ka - od pocz�tku do ko�ca. Pozw�lcie mi teraz pom�wi� o snach, kt�re dr�czy�y mnie podczas w�dr�wek. Wizja Claudii wci�� mnie prze�ladowa�a. Za ka�dym razem, kiedy zamyka�em oczy o poranku, widzia�em j� obok siebie, s�ysza�em niski, nagl�cy g�os. Czasami cofa�em si� o* ca�e wieki, w jej pami�ci pojawia� si� obraz rz�d�w male�kich ��ek w kolonialnym szpitalu, gdzie umiera�o osierocone dziecko. Sp�jrzcie na przepe�nionego smutkiem starego doktora, podnosz�cego cia�o dziecka. I ten p�acz. Kto szlocha? Nie Claudia. Spa�a, kiedy lekarz mi j� powierzy�, przekonany, �e oddaje j� w r�ce �miertelnego ojca. Jest taka pi�kna w tych snach. Czy w�wczas by�a r�wnie zachwycaj�ca? Tak, oczywi�cie. "Porwali�cie mnie ze �miertelnych r�k jak dwa potwory w koszmarnej bajce, wy gnu�ni, �lepi rodzice". Sen o Davidzie Talbocie raz tylko mia�em. W tej wizji przyjaciel jest m�ody. Spaceruje po mangrowym lesie. Nie ukazuje si� jako m�czyzna siedemdziesi�cioczteroletni, kt�ry zosta� mym powiernikiem, cierpliwym uczniem, regularnie odrzucaj�cym propozycj� przyj�cia Ciemnej Krwi i niezachwianie k�ad�cym ciep��, kruch� d�o� na moim zimnym ciele, by zademonstrowa� nasze wzajemne przywi�zanie oraz zaufanie. Nie. To jest m�ody David Talbot, ca�e lata wcze�niej. Jego serce nie bije jeszcze tak szybko, lecz jednak on sam ju� znajduje si� w niebezpiecze�stwie. "P�on�ce oczy tygrysa..." Czy to jego g�os szepcze te s�owa czy m�j? Zwierz� wychodzi z c�tkowanej jasno�ci, pomara�czowo-czarne pasy s� jak �wiat�o i cie�, tak �e ledwo mo�na go zauwa�y�. Widz� olbrzymi� g�ow�, mi�kki pysk, bia�y i naje�ony z d�ugimi, delikatnymi w�sami. Sp�jrz w ��te, zw�one oczy, pe�ne strasznego, bezmy�lnego okrucie�stwa. Davidzie, jego k�y! Czy ich nie widzisz! Jest ciekaw jak dziecko, ogl�da wielki r�owy j�zyk, kt�ry dotyka gard�a i cienkiego z�otego �a�cucha wok� szyi. Zjada �a�cuch? Dobry Bo�e, Davidzie! K�y. Dlaczego nie mog� doby� g�osu? Czy w og�le jestem w lesie mangrowym? Moje cia�o wibruje, kiedy walcz�, by si� ruszy�, st�umione j�ki wyrywaj� si� zza zapiecz�towanych ust, nadwer�aj� ka�dy mi�sie� cia�a. Davidzie, strze� si�! I wtedy widz�, �e on kl�czy na jednym kolanie, z d�ug�, �wi�c�c� strzelb� opart� na ramieniu. A olbrzymi kot jest nadal daleko, dopiero zbli�a si� do niego. P�dzi i p�dzi, dop�ki huk strzelby nie powstrzyma go w biegu. Potem jeszcze jeden wystrza�, ��te oczy wype�nia furia, skrzy�owane �apy pr꿹 si� na mi�kkiej ziemi, pobudzone ostatnim oddechem. Budz� si�. Co ten sen oznacza? Czy m�j �miertelny przyjaciel jest w niebezpiecze�stwie? Czy te� po prostu jego zegar biologiczny odmierza ostatnie sekundy? Do cz�owieka maj�cego siedemdziesi�t cztery lata �mier� mo�e przyby� w ka�dym momencie. Czy kiedykolwiek my�l� o Talbocie, nie dumaj�c o ko�cu �ycia? Davidzie, gdzie jeste�? "Raz, dwa, trzy. Raz, dwa, trzy. Czuj� tutaj zapach krwi". - Chc�, aby� poprosi� o Mroczny Dar - powiedzia�em, gdy spotkali�my si� po raz pierwszy. -Mog� ci go nie da�, ale chc�, by� poprosi�. Nigdy tego nie zrobi�. Nigdy nie zrobi. I pokocha�em go. Widzia�em si� z nim, zaraz po owym �nie. Musia�em. Nie mog� zapomnie� tego koszmaru. Niewykluczone, �e nawiedza� mnie cz�ciej, gdy pogr��a�em si� w g��bokim �nie dziennych godzin, kiedy jestem zimny jak kamie� i bezradny pod ca�kiem rzeczywist� pokryw� ciemno�ci. Dobrze, macie ju� sny. Wyobra�cie sobie raz jeszcze, je�li mo�ecie, okrywaj�cy �ciany zamku �nieg i ma�ego ch�opca �pi�cego na �o�u z siana, z my�liwskimi psami u boku. To sta�o si� symbolem utraconego ludzkiego �ycia w wi�kszym stopniu ni� wspomnienie teatru na paryskim bulwarze, gdzie przed Rewolucj� by�em tak szcz�liwy jako m�ody aktor. Teraz jeste�my naprawd� gotowi rozpocz��. Przewr��my zatem stron�, dobrze? ROZDZIA� 1 Miami, miasto wampir�w. South Beach po zachodzie s�o�ca, w zmys�owym cieple zimy, nie b�d�cej zim�, czysta, kwitn�ca, sk�pana w elektrycznym �wietle, delikatna bryza od strony spokojnego morza owiewa pas kremowego piachu i ch�odzi g�adkie, szerokie chodniki pe�ne szcz�liwych, �miertelnych dzieci. Rozkoszna parada modnych m�odzie�c�w demonstruj�cych z wzruszaj�c� wulgarno�ci� wykszta�cone musku�y, m�odych kobiet dumnych z op�ywowych i pozornie pozbawionych seksu n�g, po�r�d przyciszonego szmeru ulicznego ruchu i ludzkich g�os�w. Stare, pokryte stiukiem kamienice, kiedy� niez�e schronienie dla starszych ludzi, teraz odrodzone w eleganckich pastelowych kolorach, chlubi�ce si� szykownymi neonami. Du�e, l�ni�ce ameryka�skie samochody powoli toruj�ce sobie drog� wzd�u� alei, podczas gdy kierowcy oraz pasa�erowie ogl�daj� osza�amiaj�c� ludzk� parad�, a leniwi piesi tu i tam tamuj� ruch. Na dalekim horyzoncie olbrzymie bia�e chmury tkwi� niczym g�ry pod bezkresnym, wype�nionym gwiazdami sklepieniem. Ten obraz zawsze zapiera� mi dech w piersiach - niebo po�udniowej p�kuli wype�nione granatowym �wiat�em i sennym, nigdy nie ustaj�cym ruchem. Na p�nocy wznosz� si� w ca�ym splendorze wie�owce nowego Miami Beach. Na po�udniu i zachodzie o�lepiaj�ce, stalowe �r�dmiejskie drapacze chmur, poprzegradzane rycz�cymi ulicami i zat�oczonymi dokami. Ma�e jachty przep�ywa�y wzd�u� iskrz�cych si� w�d miriady miejskich kana��w. W nieskalanej ciszy ogrod�w Coral Gables niezliczone lampy o�wietlaj� luksusowe, obszerne wille z czerwon� dach�wk� i basenami migocz�cymi turkusowym blaskiem. Duchy spaceruj� po okaza�ych, zaciemnionych pokojach Baltimore. Masywne drzewa mangrowe wyrzucaj� prymitywne konary, by os�ania� szerokie i pieczo�owicie piel�gnowane ulice. W Coconut Grove zagraniczni klienci t�ocz� si� w luksusowych hotelach i eleganckich centrach handlowych. Zakochane pary obejmuj� si� na balkonach zawieszonych wysoko na szklanych �cianach blok�w, pojedyncze sylwetki podziwiaj� spokojne wody zatoki. Samochody p�dz� zat�oczonymi ulicami, mijaj�c wiecznie rozta�czone palmy i delikatne drzewa deszczowe ukryte za wymy�lnymi �elaznymi bramami, zwaliste betonowe rezydencje spowite czerwonym i fioletowym bluszczem. Takie jest Miami, miasto wody, pr�dko�ci, tropikalnych kwiat�w, miasto niesko�czonego nieba. To dla Miami, cz�ciej ni� dla jakiegokolwiek innego miejsca, zostawiam czasami dom w Nowym Orleanie. M�czy�ni oraz kobiety wielu narodowo�ci i ras �yj� na g�sto zamieszkanych obrze�ach miasta. Mo�na tu us�ysze� jidisz, hebrajski, j�zyki Hiszpanii, Haiti, r�ne dialekty i akcenty Ameryki �aci�skiej, z dalekiego po�udnia i p�nocy. Pod l�ni�c� powierzchni� Miami czai si� zagro�enie, desperacja, pulsuj�ca chciwo�� i ��dza; jest tam te� wyra�ny, miarowy rytm �ycia metropolii - rozdzieraj�ca energia, niesko�czone ryzyko. W Miami nigdy nie jest naprawd� ciemno. Nigdy tak do ko�ca cicho. To wymarzone miasto dla wampira; nigdy nie odmawia mi wydania mordercy - jakiego� psychicznie zwichni�tego, z�owieszczego typa, kt�rego umys� opowie o tuzinie dokonanych zab�jstw, podczas gdy b�d� wypija� z krwi� pok�ady jego pami�ci. Jednak dzisiaj to by�a wielka Gra w Polowanie, posezonowa Wielkanoc po d�ugim okresie Wielkiego Postu i przymierania g�odem - po�cig za jednym z tych wspania�ych ludzkich trofe�w, kt�rych makabryczny modus opemndi zapisany jest na tysi�cach komputerowych stron w agencjach zajmuj�cych si� przestrzeganiem prawa; za istot�, jaka z anonimowo�ci przeistoczy�a si� dzi�ki wyznaj�cej kult sensacji prasie w "Dusiciela z Zau�k�w". Po��dam tego typu morderc�w! Co za szcz�cie, �e tak s�awna osobisto�� wyp�yn�a na powierzchni� w moim ulubionym mie�cie. Co za szcz�cie, �e zaatakowa� ju� sze�� razy na ulicach Miami - rze�nik starych i niedo��nych, kt�rzy w takiej liczbie zjawili si� tu, by prze�y� ostatnie chwile w ciep�ym klimacie. Przemierzy�bym kontynent, aby go dopa��, a on jest tutaj, czeka na mnie. Do jego potwornej historii, szczeg�owo opisanej przez co najmniej dwudziestu kryminolog�w, a �atwo przechwyconej przeze mnie na komputerze, w mojej kryj�wce w Nowym Orleanie, skrycie doda�em dwa podstawowe fakty - nazwisko i miejsce zamieszkania. Prosta sztuczka boga ciemno�ci, kt�ry umie czyta� w ludzkich my�lach. Znalaz�em go dzi�ki przesi�kni�tym krwi� snom. I dzisiaj b�d� mia� przyjemno�� zako�czy� jego g�o�n� karier� okrutnym, mrocznym u�ciskiem, bez iskierki �miertelnej iluminacji. Ach, Miami. Wymarzone miejsce dla ma�ej Gry Nami�tno�ci. Zawsze wracam do Miami, podobnie jak do Nowego Orleanu. I jestem jedynym nie�miertelnym, kt�ry teraz poluje w s�awnym zak�tku Savage Garden, bo jak wiecie, inni dawno opu�cili tutejsz� siedzib� niezdolni d�u�ej znosi� nawzajem swojego towarzystwa. Tym lepiej. Mia�em Miami tylko dla siebie. Sta�em przed frontowymi oknami apartamentu, kt�ry wynajmowa�em w ekskluzywnym Park Central Hotel na Ocean Drive, od czasu do czasu pozwalaj�c sobie skorzysta� z nadprzyrodzonych zdolno�ci, przes�uchiwa�em s�siaduj�ce pomieszczenia, gdzie bogaci tury�ci cieszyli si� samotno�ci� pierwszej jako�ci - ca�kowit� prywatno�ci� kilka krok�w od ha�a�liwej ulicy. Moje tymczasowe Pola Elizejskie, moja Via Yeneto. Dusiciel by� prawie got�w wyruszy� z kr�lestwa spazmatycznych, przerywanych wizji do krainy prawdziwej �mierci. Ach, czas si� ubra� dla cz�owieka moich sn�w. Wygrzebuj�c stroje ze zwyk�ego ba�aganu dopiero co otwartych tekturowych pude�ek i walizek, wybra�em stary, ulubiony garnitur z szarego aksamitu z delikatnym po�yskiem. Musz� przyzna�, �e gruby materia� nie by� zbyt odpowiedni na ciep�e noce, ale wtedy nie odczuwa�em zimna ani upa�u jak ludzie. P�aszcz mia�em cienki, kusy niczym �akiet, pasowany w talii, z w�skimi klapami i zw�onymi w nadgarstkach r�kawami wygl�da� jak surdut z zamierzch�ych czas�w. My, nie�miertelni, lubimy staro�wieckie stroje, przypominaj�ce nam o epoce, w kt�rej Narodzili�my si� dla Ciemno�ci. Czasem mo�na odgadn�� prawdziwy wiek wampira, po prostu patrz�c na kr�j jego ubra�. Je�li chodzi o mnie, to nale�a�o jeszcze wzi�� pod uwag� materia� odzienia. Wiek osiemnasty by� taki b�yszcz�cy! Nie mog� si� obej�� bez odrobiny po�ysku. A ten p�aszcz pasowa� doskonale do jasnych, obcis�ych, aksamitnych spodni. Jedwabn� koszul� cechowa�a taka delikatno�� tkaniny, �e mo�na j� by�o zmie�ci� w jednej d�oni. Dlaczego mia�bym nosi� co� innego na mojej niezniszczalnej i wyj�tkowo wra�liwej sk�rze? Potem buty. Wygl�da�y jak wszystkie moje ostatnie pary. Podeszwy by�y nieskazitelnie czyste, gdy� rzadko dotyka�y matki ziemi. Rozpu�ci�em w�osy, nadaj�c im naturalny kszta�t grubej grzywy ��tych, d�ugich do ramion fal. Jak wygl�da�em w oczach �miertelnik�w? Naprawd� nie wiem. Jak zawsze zakry�em ciemnymi okularami b��kitne oczy, �eby ich jasno�� przypadkowo nikogo nie zahipnotyzowa�a; prawdziwe utrapienie; a na moje delikatne r�ce, z gotowymi mnie zdradzi� szklistymi paznokciami, w�o�y�em par� cienkich sk�rzanych r�kawiczek. Ach, jeszcze troch� br�zowego olejku dla kamufla�u sk�ry. Rozprowadzi�em p�yn po twarzy, troch� po szyi i nagiej piersi. Sprawdzi�em w lustrze ostateczny efekt. Nadal mia�em porywaj�cy wygl�d. Nic dziwnego, �e odnios�em taki sukces w kr�tkiej karierze gwiazdy rocka. I zawsze cieszy�em si� du�ym powodzeniem jako wampir. Dzi�ki Bogu, nie sta�em si� niewidzialny podczas beztroskich w�dr�wek, w��cz�ga unosz�cy si� ponad chmurami, lekki jak piasek na wietrze. Zebra�o mi si� na p�acz, gdy o tym pomy�la�em. Wielka Gra w Polowanie zawsze przywo�ywa�a mnie do rzeczywisto�ci. Znale�� go, wy�ledzi�, dopa�� w momencie, gdy b�dzie chcia� u�mierci� nast�pn� osob�. Pi� krew powoli, zadaj�c b�l, �wi�tuj�c jego niegodziwo��, spogl�da� przez brudne soczewki pod�ej duszy na wcze�niejsze ofiary. Prosz�, zrozumcie, nie ma w tym �adnej szlachetno�ci. Nie wierz�, �e ratuj�c z r�k oprawcy jedn� biedn� istot�, mog� w jakikolwiek spos�b ocali� swoj� dusz�. Zabiera�em �ycie zbyt cz�sto... chyba �e si�a dobrego uczynku ma niesko�czon� moc. Nie wiem, czy wierz� w to, czy nie. Wyznaj� zasad�: Z�o jednego morderstwa jest bezgraniczne, a moja wina jest jak moja uroda - wieczna. Nie mog� uzyska� przebaczenia, bo nie ma nikogo, kto m�g�by mi darowa� wszystko, co zrobi�em. Mimo to lubi� ratowa� niewinnych ludzi wyrywaj�c ich ze szpon�w przeznaczenia. Uwielbiam zabiera� morderc�w, poniewa� s� moimi bra�mi, nale�ymy do siebie. Dlaczego nie mieliby umrze� w ramionach wampira zamiast jakiego� biednego �miertelnika, kt�ry nigdy nikogo celowo nie skrzywdzi�? Takie s� zasady mojej gry. Przestrzegam ich, bo sam je ustanowi�em. Przysi�g�em sobie, �e tym razem nie porzuc� gdzie� cia�a; b�d� si� stara� zrobi� to, co inni zawsze mi nakazywali. Chocia� z drugiej strony... Lubi� zostawi� w�adzom padlin�. Po powrocie do Nowego Orleanu b�d� mia� ochot� uruchomi� komputer i przeczyta� raport przeznaczony do kronik kryminalnych. Nagle moj� uwag� rozproszy� odg�os wozu policyjnego przeje�d�aj�cego powoli pod oknami. Cz�owiek w �rodku m�wi� o moim mordercy, o tym, �e nied�ugo zn�w uderzy, bowiem jego gwiazdy znajduj� si� w odpowiednim po�o�eniu, ksi�yc na w�a�ciwej wysoko�ci. Morderstwo wydarzy si� na pewno w bocznych uliczkach South Beach, tak jak to wcze�niej mia�o miejsce. Ale kim jest zab�jc�? Kto mo�e go powstrzyma�? Si�dma - powiedzia�y mi ma�e zielone cyferki zegarka, chocia� oczywi�cie ju� wcze�niej o tym wiedzia�em. Zamkn��em oczy, pozwalaj�c g�owie opa�� na jedn� stron�, by zebra� w sobie ca�� moc, kt�rej tak nienawidzi�em. Najpierw przysz�a zwielokrotniona zdolno�� s�yszenia, tak jakbym w��czy� nowoczesne urz�dzenie nas�uchowe. Ciche pomruki �wiata sta�y si� ch�rem piekie� - pe�nym ostrych �miech�w i lament�w, k�amstw i goryczy, czasem pr�b. Zatka�em uszy, cho� nie mog�o to niczego zmieni�, a potem w ko�cu wy��czy�em s�yszenie. Stopniowo widzia�em rozmazane, zachodz�ce na siebie obrazy ludzkich my�li, podnosz�ce si� jak miliony trzepocz�cych na firmamencie ptak�w. Daj mi mojego morderc�, daj mi jego wizj�! By� tam, w ma�ym, obskurnym pokoiku, zupe�nie innym ni� ten, chocia� tylko dwie przecznice dalej. W�a�nie wstawa� z ��ka. Tanie ubranie by�o pomi�te, pot pokrywa� ordynarne oblicze. Gruba, dr��ca nerwowo r�ka si�ga�a po papierosa do kieszeni koszuli, potem zapomina�a o tym. M�czyzna by� zwalistym typem o bezkszta�tnej twarzy i spojrzeniu pe�nym niesprecyzowanej obawy albo bardzo g��boko ukrytego �alu. Nie pomy�la� o tym, by wystroi� si� na wiecz�r, przygotowywa� do �wi�ta, na kt�re tak d�ugo czeka�. Teraz jego w�t�y umys� przyt�acza� ci�ar okropnych, pulsuj�cych sn�w. Otrz�sn�� si�, rozczochrane t�uste w�osy opad�y na czo�o i oczy jak kawa�ki czarnego szk�a. Stoj�c wci�� w cieniu mojego pokoju, tropi�em go dalej; przemierza�em klatk� schodow�, wychodzi�em na zewn�trz na jaskrawe �wiat�o Collins Avenue, mija�em zakurzone okna sklepu, przekrzywione reklamy, szed�em naprz�d ku jego jeszcze nie wybranemu obiektowi po��dania. Kim jest ta szcz�liwa kobieta, nieub�aganie brn�ca ku swej makabrycznej zag�adzie, kt�ra nast�pi po�r�d sm�tnych przechodni�w wczesnego wieczoru w tej samej cz�ci miasta? Czy niesie karton mleka i g��wk� sa�aty w br�zowej papierowej torebce? Czy zacznie ucieka� na widok bandyty stoj�cego na rogu ulicy? Czy t�skni za starym wybrze�em, gdzie mieszka�a, mo�e zadowolona z �ycia, zanim architekci i dekoratorzy nie przegnali jej do rozpadaj�cych si�, ob�a��cych z tynku blok�w gdzie� dalej? Co pomy�li ten plugawy anio� �mierci, kiedy j� w ko�cu zobaczy? Czy w�a�nie ona przypomni mu mityczn� j�dz� z dzieci�stwa, kt�ra bi�a go bezmy�lnie tylko dlatego, �eby zosta� podniesion� do rangi jednego z koszmar�w na panteonie jego pod�wiadomo�ci? S� tacy mordercy, kt�rzy nie ��cz� w �aden spos�b symboli z rzeczywisto�ci�, niczego nie pami�taj� d�u�ej ni� przez kilka dni. Na pewno jednak ich ofiary nie zas�uguj� na to. Oni sami za� zas�uguj� na spotkanie ze mn�. Ach, tak, wyrw� mu przepe�nione z�em serce, zanim b�dzie mia� szans� "za�atwi�" j�; odda mi wszystko, co ma i wszystko, czym jest. Szed�em wolno po schodach w d� przez elegancki, b�yszcz�cy charakterystycznym dla kolorowych magazyn�w splendorem art deco hol. Jak dobrze by�o rusza� si� jak �miertelnik, otwiera� drzwi, wychodzi� na �wie�e powietrze. Skierowa�em si� na p�noc wzd�u� chodnika, po kt�rym przechadzali si� wieczorni spacerowicze. Moje oczy naturalnie dryfowa�y po �wie�o odnowionych fasadach hoteli i kawiarni. T�um zg�stnia�, kiedy doszed�em do rogu. Przed �mieszn� restauracj� na otwartym powietrzu olbrzymie kamery telewizyjne skierowa�y obiektywy na jasno o�wietlony przez bia�e �wiat�a kawa�ek chodnika. Ci�ar�wki blokowa�y ruch; samochody powoli si� zatrzymywa�y. Zebra� si� lu�ny t�um �rednio zafascynowanych ludzi w r�nym wieku. Kamery telewizyjne czy filmowe nie by�y niczym nowym w okolicach South Beach. Obszed�em bokiem �wiat�a, boj�c si� efektu, jaki mog�y wywo�a� na mojej odbijaj�cej wszystko twarzy. Nie wyr�nia�em si� niczym szczeg�lnym po�r�d opalonych na br�zowo, pachn�cych drogim kremem, p�nagich, odzianych w kuse szmatki przechodni�w. Utorowa�em sobie drog� do rogu. Zn�w poszuka�em zdobyczy. Bieg�, jego umys� wype�nia�y halucynacje, ledwie panowa� nad niezdarnymi, pow��cz�cymi nogami. Nie by�o czasu do stracenia. Z nag�ym przyspieszeniem wznios�em si� na wysoko�� ni�szych dach�w. Powiew wiatru by� silniejszy, s�odszy. Z�agodzi�em szmer podnieconych g�os�w, d�wi�ki monotonnych piosenek w radiu, �wist bryzy. W ciszy odnalaz�em obraz mordercy w oboj�tnych oczach tych, kt�rzy go mijali. Raz jeszcze zobaczy�em jego marzenia o zmia�d�onych d�oniach i stopach, rozoranych policzkach i nagiej klatce piersiowej. P�ka�a cienka membrana oddzielaj�ca fantazj� od rzeczywisto�ci. Sp�yn��em na chodnik Collins Avenue tak lekko, �e nikt tego nie zauwa�y�. By�em jak drzewo w nie zamieszkanym lesie. Kilka minut p�niej szed�em spokojnie kilka krok�w za nim, m�ody, by� mo�e gro�ny m�czyzna, toruj�cy sobie drog� przez gromad� twardzieli blokuj�cych mu przej�cie, pokonuj�cy w po�piechu szklane drzwi gigantycznego, klimatyzowanego supermarketu. Ach, jaki ubaw dla oka - te nisko sklepione jaskinie, prze�adowane wszelkiego rodzaju niewyobra�alnymi, zapakowanymi, zakonserwowanymi gatunkami �ywno�ci, artyku��w papierniczych, kosmetyk�w do w�os�w, z kt�rych dziewi��dziesi�t procent nie istnia�o pod �adn� postaci�, w wieku kiedy przyszed�em na �wiat. Mowa tu o chusteczkach higienicznych, leczniczych kroplach do oczu, plastykowych grzebieniach do w�os�w, cienkopisach, kremach i ma�ciach do ka�dej daj�cej si� nazwa� cz�ci ludzkiego cia�a, �rodk�w do mycia naczy� we wszystkich barwach t�czy, p�ynach do p�ukania bielizny w kolorach dopiero co wymy�lonych, lecz jeszcze nie nazwanych. Wyobra�acie sobie Ludwika XVI otwieraj�cego szeleszcz�cy plastykowy worek z takimi cudami? Co by pomy�la� o poliestrowych kubkach do kawy, ciasteczkach czekoladowych owini�tych w celofan albo pi�rach, w kt�rych nigdy nie ko�czy si� atrament? C�, sam jeszcze nie w pe�ni si� oswoi�em ze wszystkimi tymi przedmiotami, pomimo �e przez dwa wieki na w�asne oczy widzia�em, jak dokonuje si� post�p techniczny podczas rewolucji przemys�owej. Takie supermarkety mog� wprawia� mnie w stan oczarowania na cale godziny. Czasem staj� urzeczony w samym �rodku Wal--Martu. Lecz tym razem mia�em zdobycz na widoku, czy� nie? Pora na Time, Yogue, kieszonkowe s�owniczki komputerowe oraz zegarki, kt�re pokazuj� czas nawet na dnie oceanu, przyjdzie p�niej. Dlaczego wybra� sobie w�a�nie to miejsce? Kuba�skie rodziny z dzie�mi w zawini�tkach nie by�y w jego gu�cie. Chodzi bez celu w�r�d zat�oczonych stoisk. Zdaje si� nie zauwa�a� setek hiszpa�skich rodzin wok� siebie, wodz�c zaczerwienionymi oczami po zawalonych towarem p�kach. Nikt nie zwraca na niego uwagi opr�cz mnie. Bo�e, jaki on plugawy - ca�a przyzwoito�� zgin�a w ogarniaj�cej go manii, dziobatej twarzy i karku pokrytym brudem. Czy b�dzie mi si� podoba�o? Do licha, ostatecznie to worek z krwi�. Dlaczego kusi� los? Nie powinienem ju� wi�cej zabija� ma�ych dzieci, prawda? Ani ucztowa� na nadbrze�nych ladacznicach, t�umacz�c sobie, �e wszystko jest w porz�dku, bo one zarazi�y sw�j limit rybak�w. Moje sumienie zabija mnie, czy� nie? A kiedy jest si� nie�miertelnym, to mo�e by� naprawd� d�uga i przykra �mier�. Taak, sp�jrzcie na niego, niechlujny, �mierdz�cy, id�cy oci�ale morderca. Faceci w wi�zieniu maj� lepsze �arcie ni� on. Nagle uderzy�o mnie co�, kiedy prze�wietli�em jego my�li raz jeszcze, tak jakbym rozci�� kantalup�. On nie wie, kim jest! Nigdy nie czyta� po�wi�conych mu prasowych nag��wk�w! W rzeczywisto�ci nie umie pozbiera� do kupy fragment�w swojego �ycia, nie m�g�by przyzna� si� do morderstw, kt�re pope�ni�, poniewa� naprawd� o nich zapomnia� i jeszcze nie zdaje sobie sprawy, �e dzisiaj zabije! Nie wie tego, co ja wiem! Smutek i rozpacz, wyci�gn��em najgorsz� z kart, nie ma co do tego w�tpliwo�ci. O Bo�e! O czym ja my�la�em, kiedy zdecydowa�em si� zapolowa� na niego, podczas gdy ten wype�niony ja�niej�cymi gwiazdami �wiat pe�en jest gorszych, bardziej przebieg�ych potwor�w? Chcia�o mi si� p�aka�. Wtedy nadesz�a ta prowokuj�ca chwila. Zobaczy� starsz� kobiet�, nagie, pomarszczone ramiona, ma�y garb na plecach, trz�s�ce si� pod pastelowymi spodniami uda. Sz�a powoli przez o�lepiaj�ce, fluorescencyjne �wiat�o, ciesz�c si� brz�kiem pulsuj�cego wok� niej �ycia. Jej twarz by�a do po�owy os�oni�ta przez plastykowy daszek, w�osy mia�a spi�te z ty�u g�owy czarnymi spinkami. W ma�ym koszyku nios�a litr soku pomara�czowego oraz par� kapci tak mi�kkich, �e da�y si� zwin�� w rulonik. Teraz si�gn�a na p�k� i z widoczn� rado�ci� doda�a do tego ksi��k�, kt�r� wcze�niej czyta�a. Pie�ci�a j� czule, marz�c o tym, by zag��bi� si� w lektur� raz jeszcze, co by�oby niczym spotkanie ze starymi znajomymi. Drzewo ro�nie na Brooklynie. Tak, ja te� lubi�em t� powie��. Rzuci� si� za ni� jak w transie. Pod��a� tak blisko, �e z pewno�ci� poczu�a jego oddech na karku. Przyt�pionym, g�upim wzrokiem patrzy�, jak staruszka, wyci�gaj�c zza pazuchy kilka pomi�tych dolar�w, powoli zmierza w stron� kasy. Opu�cili sklep, on posuwa� si� ci�ko, mechanicznie niczym pies goni�cy za suk� maj�c� cieczk�, ona sz�a powoli, omijaj�c niezdarnie z daleka bandy ha�a�liwych, bezczelnych, grasuj�cych tu wyrostk�w. Czy m�wi�a sama do siebie? Tak mi si� wydawa�o. Nie czyta�em my�li tego ma�ego stworzenia id�cego coraz szybciej i szybciej. Penetrowa�em umys� p�dz�cej za staruszk� bestii, kt�ra nie by�a w stanie postrzega� si� jako sumy sk�adaj�cych si� na ni� cz�ci. Blade, niewyra�ne obrazy twarzy przemkn�y przez jego g�ow�, podczas gdy wl�k� si� za ofiar�. Pragn�� spocz�� na wierzchu tego wiotkiego cia�a; po�o�y� d�o� na okolonych zmarszczkami ustach. Kiedy staruszka dotar�a do strze�onego przez niskie palmy, ma�ego, opuszczonego, zbudowanego z rozsypuj�cej si� kredy budynku, kt�ry dok�adnie pasowa� do reszty podniszczonej dzielnicy, dusiciel nagle zacz�� zwalnia�. Zako�ysa� si� na stopach, w milczeniu obserwuj�c, jak kobieta przechodzi przez wy�o�one cienk� p�yt� chodnikow� podw�rko, wspina na g�r� po zakurzonych, zielonych, cementowych schodach. Zauwa�y� numer namalowany na drzwiach, kiedy je otwiera�a, i przyleg�szy potem mocno do �ciany, zacz�� snu� marzenia o zamordowaniu jej w niczym si� nie wyr�niaj�cej, pustej sypialni, kt�ra by�a jedynie plam� kolor�w i �wiat�a. Ach, sp�jrzcie na niego, jak opiera si� o �cian�, jakby by� przebity no�em. G�ow� niedbale zwiesi� na jedn� stron�. Niemo�liwe, by ktokolwiek si� nim zainteresowa�. Dlaczego nie mia�bym zabi� go teraz? Jednak mija�a chwila za chwil�, a jaskrawy zmierzch ust�powa� miejsca nocy. Gwiazdy rozb�ys�y mocniej. Powiew wiatru przyszed� i odszed�. Czekali�my. Dzi�ki jej oczom widzia�em salon tak, jakbym naprawd� m�g� prze�wietla� �ciany i pod�ogi. Pok�j by� czysty, chocia� chaotycznie wype�niony nic dla niej nie znacz�cymi, starymi, pokrytymi brzydkim fornirem meblami o zaokr�glonych kszta�tach. Jednak wszystko wypolerowane zosta�o specyfikiem, kt�rego zapach tak lubi�a. �wiat�o neonu przechodzi�o przez pluszowe zas�ony. By�o m�tne i smutne jak widok podw�rka poni�ej. Ponur� sceneri� rozwesela�o dodaj�ce otuchy �wiat�o ma�ych, ustawionych w przemy�lanym miejscu lamp. To mia�o dla niej znaczenie. Siedzia�a w bujanym klonowym fotelu z okropnym pledowym obiciem, niewielka, dostojna posta�. Trzyma�a otwart� ksi��k� w r�ku. Co za szcz�cie, m�c obcowa� raz jeszcze z Francie Nolan. Szczup�e kolana by�y ledwie przykryte kolorow� bawe�nian� podomk� wyj�t� z szafy. Mia�a na sobie ma�e niebieskie kapcie, kt�re wygl�da�y jak skarpetki na drobnych, zniekszta�conych stopach. Ze swoich szarych w�os�w zrobi�a jeden gruby, wdzi�czny warkocz. Jaka� nie �yj�ca ju� gwiazda filmowa niemo k��ci�a si� na czarno-bia�ym ekranie ma�ego telewizora. Joan Fontaine my�li, �e Cary Grant usi�uje j� zabi�. S�dz�c z wyrazu jego twarzy, tak to mog�o wygl�da�. Zastanawia�em si�, jak w og�le kto� m�g� ufa� Cary Grantowi, cz�owiekowi, kt�ry wydawa� si� w ca�o�ci zrobiony z drewna? Nie musia�a patrze� na napisy mi�dzy scenami; widzia�a ten film dok�adnie trzyna�cie razy. Ksi��k�, kt�r� trzyma�a w d�oni, czyta�a zaledwie dwukrotnie, dlatego ze szczeg�ln� przyjemno�ci� przejrzy ponownie znajome rozdzia�y, zag��bi si� w tre�� tego, czego nie zna jeszcze na pami��. Z ocienionego ogrodu poni�ej spostrzeg�em jej klarown�, akceptuj�c� siebie koncepcj� w�asnej osoby, dalekiej od zb�dnych dramat�w i odcinaj�cej si� od urz�dzonego w z�ym gu�cie wn�trza. Kilka licz�cych si� dla niej skarb�w zmie�ci�oby si� w ka�dym pokoiku. Ksi��ka i telewizor stanowi�y najwa�niejsze rzeczy ze wszystkiego, co posiada�a; w pe�ni u�wiadamia�a sobie ich duchowo��. M�j w�drowny morderca by� bliski parali�u, jego umys� wype�nia�a burza bardzo osobistych prze�y�, w �aden spos�b nie poddaj�cych si� interpretacji. Prze�lizgn��em si� po ozdobionej stiukiem niewielkiej klatce, znajduj�c schody prowadz�ce do kuchennych drzwi. Zamek, na m�j rozkaz, podda� si� �atwo. Drzwi stan�y otworem, tak jakbym popchn�� je z ca�em si�y, a jednak nawet ich nie dotkn��em. Bezg�o�nie zakrad�em si� do ma�ego, wy�o�onego linoleum pokoju. Zapach dochodz�cy od strony niewielkiego bia�ego piecyka przyprawia� mnie o md�o�ci. Od�r myd�a w klej�cej si� ceramicznej mydelniczce by� r�wnie� nie do zniesienia. Jednak widok pokoju wzruszy� mnie do g��bi. Ujrza�em pi�kn�, wypieszczon�, niebiesko--bia�� chi�sk� porcelan�, starannie pouk�adan�, z talerzami postawionymi pionowo. Sp�jrzcie na ksi��ki kucharskie z o�limi uszami. Jaki nieskazitelnie czysty jest st� ze �wiec�c� si� ��t� cerat� i woskowym zielonym bluszczem rosn�cym w okr�g�ym pucharze czystej wody, rzucaj�cej pojedynczy dr��cy cie� na niski sufit. Ko�cami palc�w zamkn�wszy drzwi, sta�em sztywno my�l�c o tym, �e kobieta, w�a�nie czytaj�ca powie�� Betty Smith i od czasu do czasu spogl�daj�c na migocz�cy ekran, w og�le nie przeczuwa �mierci. Nie mia�a �adnej wewn�trznej anteny, �eby m�c wykry� obecno�� stoj�cej na ulicy pod domem, ogarni�tej szale�stwem zjawy albo zaczajonego w kuchni potwora. Morderca by� tak poch�oni�ty halucynacjami, �e nie zauwa�a� mijaj�cych go ludzi. Nie widzia� kr���cego samochodu policyjnego ani podejrzliwych, wyj�tkowo gro�nych, umundurowanych �miertelnik�w, kt�rzy ju� go rozszyfrowali. Wiedzieli, �e uderzy dzi� w nocy, tylko nie wiedzieli, kim jest. Cienka stru�ka �liny sp�yn�a po jego nie ogolonym policzku. Nic nie by�o dla niego realne - ani �ycie dzie� po dniu, ani strach o to, �e zostanie zdemaskowany -jedynie ten elektryczny wstrz�s, kt�ry wysy�a�a niezdarnym r�kom, nogom i piersiom chora wyobra�nia. Lewa d�o� zadr�a�a gwa�townie. Skurcz �ci�gn�� lew� po�ow� twarzy. Nienawidzi�em tego faceta. Nie chcia�em pi� jego krwi. Nie by� morderc� z klas�. Pragn��em krwi tej kobiety. Tkwi�a skupiona w swojej samotno�ci i ciszy. Jaka ma�a, jaka zadowolona. Kiedy czyta�a rozdzia�y ksi��ki, kt�r� tak dobrze zna�a, jej koncentracja stawa�a si� doskona�a niczym wi�zka �wiat�a. Przenios�a si� pami�ci� w przesz�o��, do dni gdy po raz pierwszy wertowa�a powie��, do budki z wod� sodow� na Lexington Avenue w Nowym Jorku, do czas�w gdy by�a �adnie ubran� m�od� sekretark� w czerwonej we�nianej sp�dnicy i bia�ej pomarszczonej, ozdobionej per�owymi guzikami przy mankietach koszuli. Pracowa�a w wyj�tkowo imponuj�cym, wysokim biurowcu ze zdobionymi mosi�nymi drzwiami windy, holem wy�o�onym ciemno��tymi p�ytami z marmuru. Chcia�em przy�o�y� usta do jej wspomnie�, do zapami�tanego odg�osu uderzaj�cych o marmurow� posadzk� but�w na wysokim obcasie, do widoku g�adkich �ydek pod jedwabnymi po�czochami, kt�re wk�ada�a tak delikatnie, by nie podrze� ich swoimi pomalowanymi paznokciami. Przez chwil� widzia�em rude w�osy i ekstrawagancki, potencjalnie szkaradny, a jednak czaruj�cy kapelusz z ��tym rondem. Ta krew by�a warta zachodu. Ja za� odczuwa�em g��d tak silny jak rzadko kiedy w ci�gu ca�ego �ycia. Posezonowy post to by�o wi�cej, ni� mog�em znie��. O Bo�e, jak�e chcia�em j� zabi�! Z do�u, z ulicy dobieg� mnie s�aby bulgocz�cy odg�os, jaki wydawa�y wargi g�upiego, niezdarnego mordercy. Chrapliwe brzmienie utorowa�o sobie drog� w�r�d g�o�nego potoku innych d�wi�k�w, jakie wychwytywa�y moje wampirze uszy. Bestia oderwa�a si� wreszcie od �ciany i chwiej�c si� przez chwil�, tak jakby mia�a zaraz run�� na ziemi�, ruszy�a w naszym kierunku przez ma�e podw�rko, schodami w g�r�. Czy pozwol� mu j� przestraszy�? To by�o bez sensu. Mia�em go przecie� w zasi�gu r�ki. Jednak pozwoli�em temu odra�aj�cemu typowi wetkn�� metalowe narz�dzie do okr�g�ej dziurki od klucza, da�em czas na wywa�enie zamka. Metalowy �a�cuch oderwa� si� od spr�chnia�ego drewna. Wszed� do pokoju i wzrokiem pozbawionym wyrazu patrzy� na kobiet�. By�a przera�ona, trz�s�a si� w fotelu, ksi��ka wypad�a jej z r�ki. Ach, ale wtedy zobaczy� mnie stoj�cego w drzwiach kuchennych - mrocznego m�odego cz�owieka w szarym aksamitnym garniturze, z okularami wsuni�tymi na czo�o. Patrzy�em na niego w ten sam, nie okazuj�cy zdziwienia spos�b. Czy widzia� opalizuj�ce oczy, sk�r� jak wypolerowana ko�� s�oniowa, w�osy niczym bezd�wi�czny wybuch �wiat�a? Czy by�em jedynie przeszkod� stoj�c� mi�dzy nim a jego ofiar�, ca�e za� pi�kno zgin�o? Po chwili rzuci� si� do ucieczki. Zbiega� ju� po schodach, kiedy starsza pani wrzasn�a, zrywaj�c si�, by zatrzasn�� drewniane drzwi. By�em za nim, nie zwraca�em uwagi na to, czy dotykam ziemi czy nie. Pozwala�em mu dostrzec moj� unosz�c� si� ponad ulicznymi latarniami posta�. Przemierzyli�my kawa�ek drogi, zanim podp�yn��em do niego. Dla innych stanowi�em tylko niewyra�n� plam�, niegodn� ich uwagi. Potem zastyg�em za nim, us�ysza�em j�czenie, kiedy zacz�� biec. Grali�my tak przez chwil�. Bieg�, zatrzymywa� si�, dostrzega� mnie za sob�. Pot sp�ywa� po jego ciele i wkr�tce przes�czy� cienkie, syntetyczne w��kna materia�u. Koszula przylega�a do g�adkiej, nieow�osionej piersi. Wreszcie dopad� do swojego zniszczonego, taniego hotelu, ci�ko powl�k� si� po schodach na g�r� do wynajmowanego pokoju, do kt�rego dotar�em przed sw� ofiar�. Zanim zd��y� krzykn��, mia�em go w ramionach. Poczu�em zmieszany z kwa�nym odorem sztucznych w��kien koszuli smr�d brudnych w�os�w. Nie mia�o to teraz znaczenia. Le�a� w moich ramionach jak silny, ciep�y, soczysty kap�on. Zapach krwi zalewa� m�j m�zg. S�ysza�em, jak bije jego komora sercowa, pulsuj� t�tnice, bole�nie skurczone naczynia krwiono�ne. Spija�em krew z delikatnego, zar�owionego cia�a pod oczami. Serce pracowa�o ci�ko, nieomal p�ka�o... ostro�nie, ostro�nie, �eby go nie zniszczy�. Wbi�em z�by w mokr� sk�r� karku. Hmmm. M�j brat, m�j biedny zamroczony brat. Jednak to by�o smaczne, bardzo dobre. Fontanna trysn�a pe�nym strumieniem; jego �ycie by�o jak kana� �ciekowy. Wszystkie te staruszki, m�czy�ni w podesz�ym wieku. Trupy p�yn�y potokiem, uderzaj�c jedne o drugie, podczas gdy on stawa� si� coraz bardziej mi�kki w moich ramionach. �adnego sportu. Ani odrobiny wysi�ku. �adnego sprytu. �adnej z�ej woli. Okrutny jak jaszczurka po�ykaj�ca much� za much�. Dobry Bo�e, wiedzie� takie rzeczy, to jak zna� czasy, w kt�rych olbrzymie gady panowa�y na ziemi, przez miliony lat tylko one, swoimi ��tymi oczami ogl�da�y padaj�cy deszcz, wschodz�ce s�o�ce. Mniejsza z tym. Pozwoli�em mu cicho wypa�� z mojego u�cisku. P�yn��em z jego krwi� ssaka. Niez�a. Zamkn��em oczy, pozwalaj�c ciep�u rozej�� si� po moich jelitach, czy czymkolwiek, co mia�em wewn�trz bia�ego, silnego cia�a. W tym oszo�omieniu zobaczy�em, jak morderca, potykaj�c si�, brnie przez pod�og�. �a�o�nie niezdarny. Tak �atwo by�o podnie�� go z kupy rozrzuconych, pozwijanych gazet, przewr�conego o kubek z kaw� wylewaj�c� si� teraz na dywan w kolorze kurzu. Podnios�em ledwo �ywego m�czyzn� za ko�nierz. Puste oczy wywr�ci�y si� pokazuj�c bia�ka. Potem kopn�� lekko na o�lep, ten brutal, zab�jca s�abych i starych, butem drapi�c mnie w �ydk�. Podnios�em drgaj�ce cia�o do moich zg�odnia�ych ust raz jeszcze, przesuwaj�c palcami po w�osach. Ofiara stawa�a si� coraz bardziej sztywna, jakby moje k�y by�y zatrute. Krew znowu nap�yn�a mi do m�zgu. Poczu�em, jak elektryzuje �y�ki twarzy, jak pulsuj�c, dochodzi do paznokci, a gor�ce, k�uj�ce ciep�o sp�ywa wzd�u� kr�gos�upa. Wype�nia�em si� z ka�dym �ykiem. Ci�kie, soczyste stworzenie. Potem znowu go wypu�ci�em, a kiedy tym razem oddala� si�, wlok�c powoli, poszed�em za nim. Ci�gn�c m�czyzn� po pod�odze, odwr�ci�em jego twarz ku mnie, pozwalaj�c mu przewr�ci� si� na bok, by m�g� jeszcze troch� powalczy�. M�wi� czym�, co jeszcze nie tak dawno by�o j�zykiem. Pchn�� mnie, lecz prawie nic ju� nie widzia�. Po raz pierwszy ujrza�em na jego beznami�tnej twarzy jakie� natchnienie, pewien wyraz oburzenia. Upi�ksza�em to, wracaj�c my�l� do starych opowie�ci, wspomnie� o gipsowych postaciach i bezimiennych �wi�tych. Z�apa� paznokciami podbicie mojej stopy. Podnios�em go, a kiedy tym razem rozdar�em gard�o, rana by�a niepor�wnywalnie wi�ksza od wcze�niejszych. Nast�pi� koniec. �mier� przysz�a niby uderzenie pi�ci� w brzuch. Przez moment mia�em md�o�ci, a potem czu�em tylko ciep�o, pe�ni�, normalne pulsowanie krwi, z tym ostatnim tchnieniem �wiadomo�ci przenikaj�cej do moich cz�onk�w. Opad�em na jego poplamione ��ko. Nie wiem, jak d�ugo tam le�a�em. Patrzy�em przez jaki� czas na niski sufit. Potem doszed� mnie smr�d brudnego cia�a m�czyzny oraz kwa�ne, zbutwia�e zapachy pokoju. Podnios�em si� i wytoczy�em na zewn�trz. W ca�ej swej niezgrabno�ci pozwoli� mi zachowa� ludzkie ruchy, w gniewie i nienawi�ci, w ciszy, poniewa� nie chcia�em by� lekkim jak pi�rko, uskrzydlonym nocnym podr�nym. Pragn��em pozosta� ludzki, czu� jak cz�owiek. Cho� krew mordercy przepe�nia�a mnie ca�kowicie, to nie wystarcza�o. Po prostu nie wystarcza�o! Gdzie podzia�y si� wszystkie obietnice? Sztywne, targane wiatrem li�cie palm uderza�y o �ciany. - Ach, wr�ci�e� - powiedzia�a. Mia�a taki niski, mocny g�os, nie by�o w nim �ladu dr�enia. Sta�a przed bujanym fotelem z wytartymi klonowymi oparciami i patrzy�a na mnie przez okulary w srebnej oprawce. Ksi��ka zamkn�a si� w jej d�oniach. Ma�e i bezkszta�tne usta, ukazuj�ce cz�ciowo ��te z�by, tworzy�y straszny kontrast z ponurym tonem g�osu, kt�ry nie zna niezdecydowania. Co, na Boga, my�la�a, kiedy si� do mnie u�miecha�a? Dlaczego nie zmawia�a pacierzy? - Wiedzia�am, �e przyjdziesz - powiedzia�a. Potem zdj�a okulary i zobaczy�em szkliste oczy. Co widzia�a? Czy sprawia�em, �e co� widzi? Ja, kt�ry mog�em wszystko bez trudu kontrolowa�, tak si� zmiesza�em, �e by�em bliski p�aczu. - Tak, wiedzia�am - powt�rzy�a. - Och, a sk�d? - wyszepta�em, podchodz�c do niej, rozkoszuj�c si� obejmuj�c� nas blisko�ci� ma�ego pokoju. Wyci�gn��em wampirze paznokcie, zbyt bia�e by mog�y uchodzi� za ludzkie, tak silne, �e mog�y oderwa� cz�owiekowi g�ow�. Dotkn��em jej gard�a. Zapach Chantilly - albo innych perfum z drogerii. - Tak - powiedzia�a lekko, ale zdecydowanie. - Zawsze wiedzia�am. - Poca�uj mnie wi�c. Kochaj mnie. Jakie gor�co bi�o od jej cia�a, jak niewielkie by�y ramiona tej kobiety. Przypomina�a wspania�y w tym ostatnim tchnieniu, ��ty kwiat, jeszcze pe�en zapachu - niebieskie, blade �y�y pod cieniutk� sk�r�, powieki dok�adnie przylegaj�ce do oczu, kiedy je zamyka�a, sk�ra otulaj�ca ko�ci czaszki. - Zabierz mnie do nieba - powiedzia�a g�osem dochodz�cym prosto z serca. - Nie mog�, �a�uj�, ale nie mog� - szepta�em prosto do ucha. Zamkn��em j� w moich ramionach. Pow�cha�em mi�kkie szare w�osy. Poczu�em na twarzy dotyk kruchych jak wyschni�te li�cie palc�w. Przeszed� mnie lekki dreszcz. Ona tak�e dr�a�a. Ach, delikatna, zniszczona istota, stworzenie zredukowane do my�li i woli, w nic nie znacz�cej cielesnej pow�oce. Tylko "kropelka", Lestacie, nie wi�cej. By�o za p�no, wiedzia�em o tym, kiedy pierwszy strumie� krwi uderzy� w m�j j�zyk. Wysusza�em to cia�o. Zaalarmowa�y j� na pewno moje j�ki, lecz potem do uszu kobiety nie dociera� ju� �aden odg�os... Ofiary nigdy nie s�ysz� prawdziwych d�wi�k�w, kiedy to si� ju� zacznie. Wybacz mi. Och, kochanie! Sp�yn�li�my razem na dywan, kochankowie na �cie�ce pokrytej przekwitni�tymi kwiatami. Widzia�em, jak spada ksi��ka, rysunek z narzuty, ale to wydawa�o si� nienaturalne. Ostro�nie trzyma�em j� w obj�ciach, �eby si� nie pot�uk�a. Lecz w owym momencie by�em tylko przedziurawion� skorup�. Jej �mier� przychodzi�a �agodnie, tak jakby ona sama sz�a ku mnie szerokim korytarzem w jakim� szczeg�lnym, wyj�tkowo wa�nym miejscu. Ach, ta ��ta marmurowa posadzka. Nowy Jork. Nawet tutaj mo�na us�ysze� ruch uliczny, te ciche uderzenia zamykanych na korytarzu drzwi. - Dobranoc, kochanie - wyszepta�a. Czy mi si� wydaje? Jak ona jeszcze mo�e m�wi�? Kocham ci�. - Tak m�j najdro�szy, ja te� ci� kocham. Sta�a w holu. Jej rude, opadaj�ce na ramiona, g�ste w�osy kr�ci�y si� pi�knie; u�miecha�a si�, a obcasy wydawa�y ostry, kusz�cy stukot na marmurowej posadzce, gdy ruszy�a si� z miejsca. Teraz otacza�a j� cisza, cho� fa�dy we�nianej sukienki porusza�y si� jeszcze; patrzy�a dziwnym, przebieg�ym wzrokiem; podnios�a czarny, p�aski pistolet i wycelowa�a we mnie. Co ty, do diab�a, robisz? Nie �yje. Wystrza� by� taki g�o�ny, �e przez chwil� niczego nie s�ysza�em. Tylko d�wi�czenie w uszach. Le�a�em na pod�odze, wpatruj�c si� �lepo w sufit nade mn�, czuj�c zapach prochu na korytarzu w Nowym Jorku. A przecie� znajdowa�em si� w Miami. Zegarek tyka� na stoliku. Z przegrzanego serca telewizora dochodzi� nami�tny, cichy g�os Cary Granta m�wi�cego Joan Fontaine, �e j� kocha. I Joan Fontaine by�a taka szcz�liwa. Wiedzia�a na pewno, �e Cary Grant chcia� j� zabi�. Ja te� to wiedzia�em. South Beach. Raz jeszcze Neon Strip. Porzuci�em zat�oczone chodniki, zszed�em na piasek i skierowa�em si� w stron� morza. Maszerowa�em przed siebie, dop�ki nie znalaz�em si� zupe�nie sam - w pobli�u nie by�o ani spacerowicz�w, ani k�pi�cych si� pla�owicz�w. Tylko piasek, z kt�rego wiatr zmi�t� ju� pozostawione po ca�ym dniu �lady st�p, i wielka szaro�� nocnego oceanu uderzaj�