16426
Szczegóły |
Tytuł |
16426 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16426 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16426 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16426 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Harry Harrison
Rock Diver
Skalny nurek
Wicher przewala� si� grzbietem wzg�rza i wia� lodowatym strumieniem w d� zbocza szarpi�c brezentowym ubraniem Pete�a, siek�c go twardym jak stalowe opi�ki lodowym py�em. Pete schyli� g�ow� i ci�ko opieraj�c si� wichrowi szed� pod g�r� do granitowego grzebienia.
Zamarza� na �mier�. Nie ma takiej ilo�ci ubra�, kt�ra by utrzyma�a cz�owieka przy �yciu w temperaturze minus pi��dziesi�t stopni. Dr�twota obejmowa�a mu r�ce. Kiedy ociera� zmarzni�ty oddech z w�s�w, nie czu� ich dotyku. Sk�r� mia� zbiela�� i b�yszcz�c� w miejscach, gdzie owiewa�o j� powietrze Alaski.
� Taka moja praca. � Pop�kane wargi u�o�y�y si� w cie� u�miechu. � Je�li jacy� nierejestrowani nurkowie poszli dzisiaj za mn�, to mocno zmarzn�, nim wr�c�.
Granitowy grzebie� zas�ania� go, gdy r�k� szuka� wy��cznika przy pasie. W ma�ym stalowym pudle zawieszonym na plecach rozleg�o si� przeszywaj�ce wycie coraz bardziej wzrastaj�ce w si��. �wist wypuszczonego z butli tlenu usta�, gdy Pete zatrzasn�� czo�ow� p�ytk� he�mu. Wdrapa� si� na granitowy wierzcho�ek wystaj�cy spod zmarzni�tego �niegu.
By� teraz nara�ony na pe�ne uderzenia wiatru, ale ju� go nie czu�, p�atki �niegu mog�y swobodnie przenika� przez jego cia�o. Wolno wszed� w ska��. Czubek jego he�mu chwilk� jeszcze wygl�da� jak butelka z wody, potem skry� si� pod �niegiem.
Pod ziemi� by�o cieplej. Wiatr i mr�z zosta�y na powierzchni. Pete na chwil� stan�� i otrz�sn�� z ubrania �nieg. Ostro�nie wyj�� z torby latark� ultra�wietln� i zapali� j�. Snop �wiat�a, polaryzowany do jego w�asnej przenikaj�cej mas� cz�stotliwo�ci, si�gn�� przez warstw� otaczaj�cej go ziemi jak przez m�tn� �elatyn�.
Pete by� skalnym nurkiem od jedenastu lat, ale po dzi� dzie� nie przesta�o go zdumiewa� niewiarygodne otoczenie, w jakim si� znajdowa�, gdy zszed� pod ziemi�. Nie zastanawia� si� wiele nad cudem penetratora. Po prostu instrument, dobry instrument, co�, co Pete m�g� rozebra� i zreperowa�, je�li zachodzi�a potrzeba. Najwa�niejsze jednak by�o to, co ten instrument m�g� uczyni� w otaczaj�cym go �wiecie.
P�yta granitowa opuszcza�a si� powoli w smutnym morzu czerwonawej mg�y. Mg�a ta sk�ada�a si� z wapienia i innych ska� �ciel�cych si� wsz�dzie w zamro�onych warstwach. Mi�dzy nimi, jakby zawieszone w powietrzu, znajdowa�y si� granitowe bloki i inne minera�y r�nych kszta�t�w. Pete ostro�nie uchyla� g�ow�, aby nie uderzy� o nie.
Je�li wst�pne pomiary by�y bezb��dne, ten skalisty grzebie� powinien zaprowadzi� go do poszukiwanej �y�y. Pete od roku ju� bada� struktur� geologiczn� tych okolic i wreszcie trafi�, jak mia� nadziej�, na miejsce, z kt�rego bra�a pocz�tek g��wna �y�a poszukiwanej rudy.
Szed� ci�gle w d�, lekko pochylony do przodu, gdy� musia� prawie si� przedziera� przez g�ste ciasto wapnia. Mija�y go skaliste fale podobne do silnego strumienia wody. Z dnia na dzie� trudniej mu by�o chodzi� pod ziemi�. Kryszta� jego penetratora z dnia na dzie�, odchyla� si� od optymalnej cz�stotliwo�ci. Z coraz wi�kszym wysi�kiem przepycha� atomy swojego cia�a mi�dzy atomami otaczaj�cej go materii. Obr�ci� g�ow� i zamruga� par� razy, �eby dostroi� wzrok do dwucalowego ekranu oscyloskopu umieszczonego w he�mie. U�miechn�a si� do niego ma�a zielona twarz � wykres drga� na ekranie przypomina� rz�d wyszczerzonych, po�amanych z�b�w.
Zacisn�� szcz�ki widz�c r�nic� mi�dzy w�a�ciwym pomiarem a wykresem na g�adkiej powierzchni lampy oscyloskopowej. Je�li kryszta� wysi�dzie, penetrator przestanie funkcjonowa� i Pete�a czeka lodowa �mier� na powierzchni albo jeszcze gorsza pod ziemi�. Zostanie zakl�ty w kamieniu na wieki jak mucha w bursztynie. I jak mucha, stanie si� cz�ci� ska�y. Przypomnia� sobie straszny koniec Mi�kkog�owego i zadygota�.
Mi�kkog�owy Samuels nale�a� do starej gwardii zahartowanych, skalnych nurk�w, kt�rzy odkryli bogactwa mineralne pod wiecznymi �niegami Alaski. Mi�kkog�owy opu�ci� si� pod ziemi� dwie�cie jard�w granitowym uskokiem i dos�ownie wyl�dowa� na �onie jednego z najbogatszych pok�ad�w Bia�ej Sowy. Odkrycie to wywo�a�o gor�czk� 1963 roku. ��dne pieni�dzy hordy ruszy�y na p�noc od Dawson, Mi�kkog�owy pojecha� na po�udnie z maj�tkiem. Wr�ci� po trzech latach maj�c zaledwie do�� pieni�dzy na bilet lotniczy w jedn� stron� i bezgraniczn� pogard� dla ludzko�ci.
Wr�ci� do gromadki starych przyjaci�, zadowolony, �e mo�e z nimi siedzie� doko�a polowego piecyka. Niewiele m�wi� o trzech latach sp�dzonych w cywilizowanym �wiecie i nikt mu zreszt� nie zadawa� �adnych pyta�. Jedynym znakiem, �e si� zmieni� podczas d�ugiej nieobecno�ci, by�o nerwowe przygryzanie cygara, kiedy do pokoju wszed� jaki� obcy. P�nocno Ameryka�ska Sp�ka G�rnicza zaanga�owa�a go do nowej brygady nurk�w i Mi�kkog�owy znowu zacz�� w�drowa� po podziemnych przestrzeniach.
Kt�rego� dnia zszed� pod ziemi� i wi�cej nie wyszed�. �Gdzie� o co� zaczepi�� � m�wiono, ale nikt nie wiedzia� na pewno, p�ki w roku 1971 nie natkn�� si� na niego Pete.
Pete pami�ta� t� chwil�, jakby to by�o dzi�. Czu� si� wtedy strasznie zmordowany i �pi�cy, gdy� przew�drowa� tego dnia szmat ska�y. I natkn�� si� na Mi�kkog�owego. Mi�kkog�owy sta� po wieczno�� zakl�ty w piaskowcu. Twarz wykrzywi� mu wyraz przera�enia, pochyla� si� chc�c z�apa� skrzynk� kontroln�. Przez straszliwy u�amek sekundy Mi�kkog�owy musia� wiedzie�, �e co� si� popsu�o w jego penetratorze, potem zamkn�a si� w nim i wok� niego ska�a. Od siedmiu lat sta� ju� w tej pozycji, kt�r� mia� zajmowa� po wieczno��, atomy jego cia�a stopione z atomami otaczaj�cej go ska�y.
Pete zakl�� pod nosem. Je�li w najbli�szym czasie nie poszcz�ci mu si� na tyle, �eby m�g� sobie kupi� nowy kryszta�, stanie si� r�wnie� cz�ci� bezczasowej galerii zaginionych nurk�w. Zbiornik tlenowy te� by� dziurawy, zasilacz mocy zdezelowany. Zniszczony kombinezon by� ju� okazem muzealnym. By� po�atany jak stara d�tka samochodowa, a mimo to nie trzyma� powietrza, jak powinien. Wystarczy�o tylko si� o co� mocniej uderzy�, jeden raz si� uderzy�.
�wiate�ko na he�mie odbi�o si� niebieskim promieniem od jakich� kryszta��w w �cianie. To m�g� by� Ytt! Pete skr�ci� w lewo z granitowej �awy, jak� dotychczas szed�, i wst�pi� w rzadsz� warstw� piaskowca. W��czywszy r�czny neutralizator do skrzynki zasilenia wzi�� do r�ki spory kawa�ek minera�u. �wiec�ca ga�ka neutralizatora wyr�wna�a cz�stotliwo�� drga� trzymanej w r�ku pr�bki do swojej w�asnej cz�stotliwo�ci. Pete docisn�� podobny do rybiego pyszczka otw�r analizatora spektralnego do ska�y i nacisn�� spust. Kr�tki gor�cy atomowy p�omie� wbi� si� w tward� powierzchni� rozpuszczaj�c j� w mgnieniu oka w par�.
Z analizatora wysun�� si� j�zyczek ta�my, z kt�rej Pete uwa�nie odczyta� wykres spektrograficzny. Znowu si� omyli�: ani �ladu znajomych linii yttrotantalitu. Zniech�conym ruchem schowa� do torby sprz�t probierczy i poszed� dalej gumiast� ska��.
Yttrotantalit by� rud�, a tantal metalem z niej wytapianym. Ten rzadki metal by� g��wnym sk�adnikiem piezoelektrycznych kryszta��w, kt�re umo�liwia�y konstrukcj� penetrator�w wibracyjnych masy. Z Yttu by� tantal, z tantalu kryszta�y, kryszta�y sterowa�y wibratorami, wibratory by�y sercem penetrator�w, kt�rych u�ywa�o si� w podziemnych w�dr�wkach poszukuj�c yttu� Zamkni�te ko�o. Obracaj�ca si� klatka, w kt�rej biega wiewi�rka. Pete by� t� wiewi�rk�, i w chwili obecnej bardzo nieszcz�liw� wiewi�rk�.
Ostro�nie pokr�ci� reostat penetratora zwi�kszaj�c nieco moc obwod�w. Oczywi�cie wyczerpywa�o to bardziej kryszta�, ale uniemo�liwia�o �atwiejsze przenikanie przez galaretowat� ska��.
My�lami stale wraca� do ma�ego kryszta�ku, od kt�rego zale�a�o jego �ycie. By�a to cieniutka p�ytka podobna do kawa�ka zakopconego szk�a, wypolerowana do odpowiedniej grubo�ci z minimaln� tolerancj�. Kiedy podawano j� ultrapr�dowi, drga�a z cz�stotliwo�ci�, kt�ra umo�liwia�a jednej masie przesuwanie si� mi�dzy moleku�ami innej masy. To �r�d�o nieuchwytnego drgania kontrolowa�o z kolei silniejsze obwody, kt�re umo�liwia�y Pete�owi i ca�emu jego wyposa�eniu poruszanie si� przez ziemi�. Gdyby kryszta� zawi�d�, atomy jego cia�a powr�ci�yby na p�aszczyzn� cz�stotliwo�ci normalnego �wiata i stopi�yby si� z atomami ziemi, przez kt�re przechodzi�� Pete poruszy� g�ow�, jakby chcia� otrz�sn�� si� z nieprzyjemnych my�li, i przyspieszy� kroku id�c w d� po granitowej �awie.
Ju� od trzech godzin szed� przez t� oporn� mas� piaskowca i mi�nie n�g pali�y go jak kawa�y roz�arzonego �elaza. Za par� minut b�dzie musia� wr�ci�, je�li ma sobie zostawi� margines czasu. Ale od godziny napotyka� na �lady yttu, i to coraz silniejsze. G��wna �y�a musia�a by� bardzo bogata � �eby j� wreszcie znale��!
Najwy�szy czas ruszy� w powrotn� drog�! Pete wzi�� ostatni� pr�bk� ska�y. Zaznaczy miejsce, na kt�re trafi�, i jutro dalej b�dzie szuka�. Zapali� lamp� testow� i podstawi� pod ni� pr�bk�.
Spoci� si� nagle z wra�enia, serce zacz�o mu bi� gwa�townie. Zamruga� nerwowo i jeszcze raz spojrza�. Znalaz� ytt! �y�ki tantalu odcina�y si� ostro od ja�niejszych sk�adnik�w rudy. R�ka mu dr�a�a, kiedy otwiera� kiesze� na kolanie. Mia� przy sobie por�wnawcz� ta�m� filmow� z rejonu Bia�ej Sowy, najbogatszego obozu na Alasce. Nie by�o najmniejszej w�tpliwo�ci! Znalaz� rud� jeszcze bogatsz� w tantal.
Z mi�kkiego woreczka wyj�� dwa p�szlachetne kryszta�y i delikatnie po�o�y� kryszta� B w dziurze, kt�r� zrobi� wyjmuj�c pr�bk�. Nikt nigdy nie znajdzie tego miejsca nie posiadaj�c drugiej po�owy tego samego kryszta�u doszlifowanego jak najdok�adniej do tej samej ultrakr�tkiej cz�stotliwo�ci. Po��wk� A k�ad�o si� do obwodu generatora sygna��w i wtedy po��wka B odbija�a echo tej samej cz�stotliwo�ci, odbierane z kolei przez mikroodbiornik. W ten spos�b kryszta� jednocze�nie zabezpiecza� prawo Pete�a do odkrytej �y�y i umo�liwia� mu powr�t w to samo miejsce.
Ostro�nie schowa� kryszta� A w mi�kko wy�cie�ane pude�eczko i ruszy� w powrotn� drog� pod g�r� granitowej �awy. Marsz by� bardzo ci�ki. Stary kryszta� jego penetratora wykazywa� olbrzymie odchylenie i Pete z trudno�ci� przepycha� si� przez kleisty piaskowiec. Niemal odczuwa� na sobie mas� p�milowej warstwy ska� czaj�cych si�, aby go na wieki uwi�zi� w swoim u�cisku. Jedyna droga na powierzchni� wiod�a po granitowej �awie, kt�ra uko�nie prowadzi�a pod g�r�.
Kryszta� jego penetratora by� w ci�g�ym u�ytku ju� od pi�ciu godzin. Gdyby Pete m�g� go tylko na chwil� wy��czy�, ca�a aparatura odpocz�aby. R�ka mu dr�a�a, kiedy poprawia� paski no�ne stalowej skrzynki na plecach. Zwolni� kroku i podci�gn�� paski.
Przekr�ci� r�czny neutralizator na najwy�sz� moc i trzyma� jarz�cy si� dr��ek na odleg�o�� ramienia. Z czerwonej mg�y wy�oni� si� nagle osiemnastostopowy g�az wapnia, dostrojony ju� do jego w�asnej cz�stotliwo�ci. Gigantyczny g�az powoli si� zapad�. Pete podszed�, wy��czy� neutralizator, wst�pi� w wapie� Rozleg� si� suchy trzask, kiedy moleku�y g�azu wtopi�y si� w otaczaj�c� go ska��.
Pete znalaz� si� w sztucznej komorze i wy��czy� penetrator.
Z szybko�ci�, kt�ra nigdy nie przestawa�a go dziwi�, mgliste otoczenie zamienia�o si� w tward� ska��. �wiat�o umieszczone na he�mie odbija�o si� od �cian komory � komory bez wyj�cia, p� mili pod zamarzni�t� ziemi� Alaski.
Pete z uczuciem ulgi zdj�� z plec�w ci�k� skrzynk� i rozprostowa� zm�czone mi�nie. Musia� oszcz�dza� tlen. Z tego te� powodu wybra� to w�a�nie miejsce do odpoczynku. Sztuczna pieczara znajdowa�a si� w �yle RbO. By� to tani minera� powszechnego u�ytku. Nie warto go by�o wydobywa� tak daleko na p�nocy. RbO to najwi�kszy przyjaciel skalnych nurk�w.
Pete pogrzeba� w plecaku szukaj�c tlenownicy. Wyj�� j�, na pasie zawiesi� jej zasilacz. Elektrody tlenownicy wetkn�� w �y�� RbO. Mleczne �wiat�o roz�wietla�o pieczar� odbijaj�c jaskrawo od p�atk�w bia�ego �niegu. To tlen wyzwolony przez tlenownic� pada� na ziemi�, po drodze paruj�c. Komora otrzyma�a �yciodajn� atmosfer�, dzi�ki kt�rej Pete m�g� otworzy� klapy he�mu i zabra� si� do �niadania.
Ostro�nie poci�gn�� nosem. Powietrze by�o dobre, chocia� ci�nienie niskie � oko�o dwunastu funt�w na cal. St�enie tlenu troszk� za wysokie. Zadowolony zachichota� jak pacjent na fotelu dentystycznym oszo�omiony usypiaj�cym gazem. Bezg�o�nie nuci� rozrywaj�c opakowanie �niadania.
Zimn� wod� z manierki sp�uka� niezbyt smaczne kanapki i u�miechn�� si� na my�l o grubym soczystym befsztyku. Jego odkrycie zostanie sprawdzone i w�a�cicielom kopalni oczy wyjd� na wierzch, kiedy przeczytaj� raport analityka. Oj, przyjd� do niego! Pe�ni godno�ci, szczerzy, pokorniej�cy, a w wymanikiurowanych palcach b�d� trzyma� kontrakty! A on sprzeda temu, kt�ry ofiaruje mu najwi�cej. Sprzeda ca�� �y��. Niech dla odmiany kto� inny popracuje. Wyr�wnaj� teren nad granitowym grzebieniem, wielkie ci�nieniowe buldo�ery b�d� przeciska� si� pod ziemi� wo��c tam i z powrotem g�rnik�w do podziemnych kopal�. Opar� si� plecami o nier�wn� �cian� komory i skrzywi� twarz w u�miechu. Ju� widzia� siebie: jest wyk�pany, ogolony, sam ma tak�e wymanikiurowane d�onie, wchodzi w�a�nie do Klubu G�rnik�w�
Pon�tny obraz znikn��, kiedy dwaj ludzie w wyd�tych kombinezonach podziemnych wyszli ze �ciany. Sylwetki ich by�y przezroczyste, stopy za ka�dym krokiem zapada�y si� w ziemi�. Obaj m�czy�ni nagle wskoczyli w powietrzn� ba�k� i w locie wy��czyli swoje aparaty. Sylwetki ich przesta�y by� przezroczyste, ci�ko �upn�li o ziemi�. Otworzyli ochronne p�yty he�m�w i wci�gn�li w p�uca powietrze.
Ni�szy u�miechn�� si�. � �adnie tu pachnie, co, Mo?
Mo mia� jakie� k�opoty ze zdj�ciem he�mu, g�os jego dobywa� si� przez fa�dy materia�u. � Racja, Algie. � Wreszcie zdar� he�m szybkim ruchem.
Na ten widok rozszerzy�y si� oczy Pete�a, Algie u�miechn�� si� nieprzyjemnym u�miechem.
� Mo nie jest przystojny, ale mo�na go z czasem polubi�.
Mo by� olbrzymem � mia� z siedem st�p wzrostu, g�ow� jajowat�, ogolony by� g�adko, twarz b�yszcza�a potem. Musia� ju� urodzi� si� taki brzydki, a lata nie poprawi�y jego urody: sp�aszczony nos, z jednego ucha zosta� tylko strz�p, a g�rn� warg� przecina�a bia�a blizna, ods�aniaj�c dwa ��te z�biska.
Pete powoli zamkn�� manierk� i schowa� j� do plecaka. Ci dwaj mogli by� oczywi�cie porz�dnymi nurkami, ale nie wygl�dali na to.
� Czym wam mog� s�u�y�? � spyta�.
� Niczym, niczym, kolego � odpowiedzia� ni�szy. � Przechodzili�my obok i zobaczyli�my b�ysk tlenownicy. Pomy�leli�my sobie, �e to mo�e kt�ry� z naszych koleg�w, wi�c podeszli�my bli�ej. Tak, w dzisiejszych czasach szukanie �y�y to ci�ka robota, co? � M�wi�c rozgl�da� si� po komorze i nic nie uchodzi�o jego uwagi. Mo z j�kiem usiad� pod �cian�.
� Macie racj� � odpar� Pete ostro�nie. � Od miesi�cy nie mam szcz�cia. Wy tu od niedawna? Nie widzia�em was w obozie?
Algie nie odpowiedzia�. Wzrok mia� wlepiony w wypchan� pr�bkami torb� Pete�a.
Otworzy� d�ugi sk�adany n�. � Co tam masz w tej torbie? � spyta�.
� Niskoprocentow� rud�, kt�r� zabra�em przechodz�c. Dam j� do zbadania, ale w�tpi�, �eby by�a co� warta. Poka�� wam.
Pete ruszy� w stron� torby z pr�bkami. Przechodz�c ko�o Algiego schyli� si�, szybko z�apa� trzonek no�a i kolanem kopn�� mocno ni�szego z dw�ch przybysz�w. Algie ciachn�� no�em, ale Pete bokiem d�oni trzepn�� go z ca�ej si�y w grdyk�.
Nie czeka�, a� Algie upadnie, ale rzuci� si� w stron� plecaka.
Jedn� r�k� wyci�gn�� z niej stary wojskowy pistolet, drug� z�apa� sygna�owy kryszta� i podni�s� okuty stal� but, by rozgnie�� kryszta� w proch.
Nie zd��y�. Pot�na d�o� chwyci�a go w kostce zatrzymuj�c w po�owie ruchu. Usi�owa� obr�ci� si� z rewolwerem, ale wielka d�o� z�apa�a go w przegubie. Wrzasn�� z b�lu. Z pozbawionych czucia palc�w bro� wypad�a na ziemi�.
Przez pi�� minut wisia� g�ow� w d�, podczas gdy Mo pertraktowa� z nieprzytomnym Algie, pytaj�c go co dalej robi�. Algie wreszcie odzyska� �wiadomo��, usiad� kln�c g�o�no i rozcieraj�c szyj�. Powiedzia� Mo, co robi�, i siedzia� dalej, u�miechaj�c si�, p�ki Pete nie straci� przytomno�ci.
Raz, dwa, jeszcze raz, jeszcze raz, g�owa kiwa�a mu si� �miesznie w takt uderze�, jakie obrywa�. Nie m�g� nic poradzi�, nie m�g� si� broni�. Ich uderzenia wstrz�sa�y ca�ym jego cia�em. Gdzie� z bardzo daleka s�ysza� g�os Algiego:
� Wystarczy, Mo, wystarczy. Ju� przytomnieje.
Pete wspar� si� z wielkim wysi�kiem o �cian� komory i otar� krew przes�aniaj�c� mu oczy.
Zobaczy� przed sob� twarz ni�szego z dw�ch m�czyzn.
� Mamy z tob� za du�o k�opotu. We�miemy tw�j kryszta� i odszukamy twoj� �y��. Je�li b�dzie taka dobra jak te pr�bki, co je tu masz, bardzo si� ucieszymy. Wtedy zorganizujemy ma�� uroczysto��, podczas kt�rej ci� ukatrupimy. Je�li nie znajdziemy �y�y, te� ci� ukatrupimy. I w jednym, i w drugim wypadku nie zapomnimy o tobie. Nie wiesz o tym, �e nikomu jeszcze nie usz�o p�azem uderzenie Algiego?
W��czyli penetrator Pete�a i p� przenie�li, p� przeci�gn�li go przez �cian�. W odleg�o�ci dwudziestu st�p weszli w drug� komor� podziemn�, znacznie wi�ksz� ni� poprzednia. Wype�nia� j� prawie w ca�o�ci stalowy korpus penetratora traktorowego.
Mo pchn�� Pete�a na ziemi� i jednym kopni�ciem nogi rozwali� jego penetrator. Potem przeszed� przez cia�o Pete�a i wsiad� na traktor. Algie w��czy� wielki agregat. Pete widzia� usta Algiego wykrzywione w niemym u�miechu, kiedy podobna do wielkiego ducha maszyna ruszy�a przed siebie i wesz�a w �cian�.
Pete obr�ci� si� i przyjrza� szcz�tkom swojego penetratora. Nic z niego nie zosta�o. Dobrze si� z nim za�atwili. W podziemnym grobowcu nie by�o nic, co mog�oby uratowa� Pete�a. Nawet radio zosta�o w tamtej komorze. Gdyby je mia� przy sobie, m�g�by zawiadomi� baz� wojskow� i za dwadzie�cia minut przyby�by tu patrol. Tak, ale mi�dzy nim a radiem pozostawa�o dwadzie�cia st�p ska�y.
Przez ca�� komor� przechodzi�a jasna �y�a. Trzystopowa �y�a RbO. Na pewno ta sama, kt�ra przechodzi�a i przez jego komor�.
Chwyci� si� za pas. Tlenownica ocala�a! Przycisn�� elektrody do �y�y i przygl�da� si� srebrzystemu �niegowi, kt�ry zacz�� pada�. Pracowa� na ca�ej szeroko�ci �y�y, na ziemi� pada�y kawa�ki rozsadzanej rudy. Je�li zasilanie tlenownicy wytrzyma, je�li tylko tamci dwaj nie wr�c� za wcze�nie�!
Z ka�dym b�yskiem tlenownicy odpada�o na bok wi�cej od�amk�w. Akumulatory potrzebowa�y 3,7 sekundy na ponowne na�adowanie. I potem nowy b�ysk. Pete pracowa� z pasj�, lew� r�k� suwaj�c za siebie od�amki.
Natarcie elektrodami praw� r�k�, odepchni�cie od�amk�w lew�, natarcie i odepchniecie, natarcie i odepchni�cie. �mia� si� i p�aka� jednocze�nie, gor�ce �zy sp�ywa�y mu po policzkach. Zapomnia�, �e wyzwala olbrzymie ilo�ci tlenu. �ciany ko�ysa�y si� doko�a niego jak pijane.
Zatrzyma� si� na chwil�, aby zamkn�� he�m. Spojrza� raz za siebie, w wykopany tunel. Potem znowu zabra� si� do roboty. Rozwala� oporn� ska��, pokonuj�c zawroty g�owy, le�a� na boku wypychaj�c za siebie od�amki ska�y i ubijaj�c je stopami.
Znajdowa� si� teraz zamkni�ty w male�kim korytarzyku g��boko pod ziemi�. Niemal czu� wag� p�milowego p�atu ska�y wyduszaj�cego mu oddech z p�uc. Gdyby tlenownica go zawiod�a, zosta�by gnij�c we w�asnor�cznie wygrzebanym grobie. Stara� si� o tym nie my�le� i skoncentrowa� wy��cznie na celu.
Czas stan��, Pete przebija� si� przez wieczno�� wysi�ku. Ramiona jego pracowa�y jak ramiona t�ok�w, a pokrwawione palce odrzuca�y rozwalone kawa�ki ska�y.
Par� sekund odpoczywa�, wci�gaj�c �apczywie powietrze. Os�abiona ju� �cianka p�k�a i odskoczy�a z ha�asem. Powietrze �wisn�o przez poszarpan� kraw�d� powsta�ego otworu: Wyr�wna�o si� ci�nienie w obu komorach. Zwyci�y�!
S�abo ju� pracuj�c� tlenownica powi�ksza� w�a�nie otw�r, kiedy przed nosem pojawi�y mu si� czyje� nogi. Z niskiego sklepienia wyjrza�a skr�cona w z�ym grymasie twarz Algiego, kt�ry nie mia� tu jednak miejsca, by si� ca�y wcisn�� i wy��czy� penetrator. Pot�ny Algie m�g� tylko wymachiwa� pi�ci� przed twarz� Pete�a.
Z ty�u doszed� Pete�a �oskot rozgarniania kamieni. To przepycha� si� Mo. Pete nie m�g� si� obr�ci� i walczy�, ale zd��y� kopn�� wielkoluda w bezkszta�tny nos, nim ten z�apa� go za nogi.
Potem Pete zosta� wyci�gni�ty jak dziecko z wykopanego przez siebie korytarza i rzucony w k�t wielkiej komory. Pete ci�ko oddycha�. Tak by� blisko zwyci�stwa!
Algie pochyli� si� nad nim. � Jeste� za chytry. Teraz ci� zabij�, �eby� nie sprawia� mi wi�cej k�opotu.
Wyci�gn�� z kieszeni w�asn� jedenastk� Pete�a, zarepetowa�.
� Aha, przy okazji: znale�li�my twoj� �y��. Zbogacimy si� na niej jak jasna cholera. Jeste� zadowolony?
Algie nacisn�� j�zyczek spustu i Pete poczu� uderzenie w udo.
Ma�y cz�owieczek sta� nad Petem wykrzywiaj�c twarz w u�miechu.
� Wpakuj� ci te wszystkie pociski tam, gdzie ci� od razu nie zabij�. Nie od razu. Jeste� gotowy na nast�pny?
Pete podci�gn�� si� na �okciu i d�oni� pchn�� luf� pistoletu. Algie jeszcze szerzej si� u�miechn��.
� �wietnie, chcesz r�k� zatrzyma� kul�?
Nacisn�� spust, pistolet ostro zarepetowa�. Na twarzy Algiego pojawi� si� wyraz zdumienia. Pete wsta� i kontakty tlenownicy docisn�� do p�ytki zas�aniaj�cej otw�r jego he�mu. Wyraz zdumienia pozosta� na twarzy Algiego jeszcze wtedy, kiedy g�owa rozpad�a si� ju� na srebrzyste str�ki lodu.
Pete skoczy� i chwyci� pistolet, odbezpieczy� go i w mgnieniu oka si� obr�ci�. Algie by� sprytny, ale nie na tyle sprytny, �eby wiedzie�, �e lufa wojskowej jedenastki dzia�a jako bezpiecznik. Kiedy j� pchn��, cofa si� do ty�u i nie mo�na wystrzeli�, p�ki si� nie zwolni spr�yny.
Mo zbli�a� si�, usta mia� otwarte w ostatecznym zdumieniu. Stoj�c na zdrowej nodze Pete wycelowa� w niego pistolet. � St�j, Mo! Pomo�esz mi wr�ci� do miasta.
Wielkolud nie s�ysza� go. W g�owie hucza�a mu tylko jedna my�l.
�Zabi� Algiego, zabi� Algiego!�
Pete wystrzeli� po�ow� pocisk�w z magazynku, nim wielkolud pad� na ziemi�.
Odwr�ci� g�ow� od umieraj�cego. Wzdrygn�� si�. Dzia�a� w samoobronie, ale ta my�l nie usun�a dziwnego skurczu w �o��dku. Za�o�y� na nog� pas i mocno go skr�ci�, �eby powstrzyma� krwotok. Potem owin�� sterylizowanym banda�em z pakunku pierwszej pomocy.
Traktorem wr�ci na ziemi�. Zawiadomi jednostk� wojskow�, kt�ra zajmie si� tymi dwoma. Usiad� za kierownic� traktora i w��czy� silnik. Penetrator traktora dzia�a� wspaniale. Maszyna czo�ga�a si� r�wno w stron� powierzchni. Pete u�o�y� zranion� nog� wygodnie na brezentowej p�achcie i patrzy� spokojnie na mijaj�c� go i przep�ywaj�c� ziemi�.
Kiedy traktor wychyn�� na powierzchni�, pada� jeszcze �nieg.
T�umaczy� Jan Zakrzewski