11596

Szczegóły
Tytuł 11596
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11596 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11596 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11596 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Stefan Krukowski Nad pięknym, modrym Dunajem MAUTHAUSEN 1940 — 1945 Książka i Wiedza ¦ 196 6 Okładkę projektował JAN SLIWIISfSKI Redaktor HELENA KLIMEK ' Copyright by „Książka i Wiedza", 1966 Warszawa, Poland SŁOWO WSTĘPNE Tak, to właśnie nad szumiącym w melodyjnym rytmie strau- " sowskiego walca pięknym modrym Dunajem wznieśli hitlerowscy ludobójcy warowne piekło, znane pod nazwą obozu koncentracyjnego Mauthausen. Okrucieństwo tego kontrastu musiało chyba podyktować Stefanowi Krukowskiemu boleśnie przekorny tytuł książki. Książka „Nad pięknym modrym Dunajem" jest nową, ważką pozycją w ciągle jeszcze zasmucające skromnym dorobku polskiej literatury obozowej. A przecież Polakom, tak ze względu na statystyczną liczbę ofiar, jak i na jej procentowy _stosunek do liczby naszej ludności, przysługuje tragiczne pierwszeństwo na historycznym apelu poległych. Od dnia, w którym rozwarły się bramy hitlerowskich obozów koncentracyjnych, od dnia, w którym wyzwolone z tych obozów niedobitki wyruszyły w daleką, niekiedy trudną i ciernistą drogę do ojczystego domu albo do jego> ruin i zgliszcz, upłynęło już 21 lat, na pogorzeliskach drugiej wojny światowej wyrosło już nowe, znające wojnę tylko ze słyszenia pokolenie, a nie tylko skromna polska literatura obozowa, ale nawet wszystkie na ten temat publikacje, jakie ukazały się na świecie, nie zdołały odtworzyć całej piekielnej prawdy o hitlerowskich' obozach koncentracyjnych. I nie ma w tym nic dziwnego, a w każdym razie jest to mniej dziwne, niżby się mogło wydawać. Władcy haniebnej pamięci Trzeciej Rzeszy i wypełniający z sadystyczną nadgorliwością wszystkie ich występne rozkazy oprawcy — a były ich setki tysięcy — od chwili powstania obozów koncentracyjnych czynili wszystko, co było w ich mocy — a byli przecież wszechmocni — żeby przed narodami świata z narodem niemieckim włącznie ukryć, zamaskować, zafałszować, utopić w powodzi propagandowych kłamstw prawdziwe przeznaczenie obozów koncentracyjnych, motywy osadzania w nich, stan ich zaludnienia, śmiertelność, nie mówiąc już o nieludzkich warunkach bytowania, morderczej pracy, biciu, torturach, katowaniu na śmierć, gazowaniu, masowych egzekucjach itd. Oprawcy ci wmawiali w opinię publiczną świata i w otumaniony narkozą propagandy naród niemiecki, że więźniami obozów koncentracyjnych są wyłącznie skazani prawomocnymi wyrokami przestępcy i zbrodniarze, a następnie pokazywali zagranicznym przedstawicielstwom i delegacjom, wyświetlali na ekranach i fotografowali zainscenizowane obrazki, reklamujące humanitarne metody penitencjarne ustroju faszystowskiego. Kiedy po okresie tryumfalnych podbojów odwróciła się dziejowa karta i Niemcy stanęły w obliczu nieuchronnej klęski, ideologów, twórców, organizatorów, administratorów i komendantów obozów koncentracyjnych zaczął ogarniać utajony lub jawny strach przed odpowiedzialnością za popełnione zbrodnie. Podjęli oni wtedy gorączkową akcję zacierania śladów, niszczenia kompromitujących dokumentów, likwidowania martwych dowodów winy i żywych świadków. Tylko chaos totalnej klęski uratował dziesiątki tysięcy niedobitków od zarządzonych już odgórnie i przygotowanych oddolnie masowych eksterminacji, a dymy wzbijające się w ostatnich dniach wojny nad nie wyzwolonymi jeszcze obozami świadczyły o jednoczesnym paleniu zwłok i bardziej jeszcze niż one oskarżających archiwów. Dalszy ciąg zacierania śladów, usuwania dowodów, fałszowania zeznań, wprowadzania w błąd opinii publicznej trwał nadal po zakończeniu wojny i trwa do dzisiejszego dnia, o czym świadczą spóźnione o dwadzieścia lat procesy obozowych katów i listy gończe, z których wiele nie odnajdzie nigdy dobrze ukrytych i pieczołowicie ukrywanych zbrodniarzy. Oto główne przyczyny trudności w wydobyciu na jaw całej, pełnej, ostatecznej prawdy o hitlerowskich obozach koncentracyjnych. Główne, ale nie jedyne. Na drugi kompleks przyczyn składają się: bezprecedentalność i nieporównywalność historycznego zjawiska, jakim były te obozy, odmienność od wszystkiego, co było przedtem i potem, usystematyzowany obłęd względnie obłędny system, który stworzył te obozy i który w nich panował, wielowarstwowe zakonspirowanie wszystkiego, co się w nich działo. Prawda o obozach koncentracyjnych przekracza wszystkie granice prawdopodobieństwa. Nigdy i nigdzie nie było dotąd tylu skoncentrowanych katów i tylu śmiertelnych katowskich ofiar, tylu tak różnorodnych i tak wyrafinowanych sposobów torturowania i zabijania. To jeszcze można by chociaż wycinkowo ogarnąć wyobraźnią. Ale na to trzeba nałożyć, że wszystkie obozowe zbrodnie popełniane były w ramach przemyślanego systemu, żelaznej dyscypliny, precyzyjnie opracowanych regulaminów, niezliczonych nakazów i zakazów, pruskiego drylu. Teraz naieży przyjąć do wiadomości i świadomości, że cały ten system z jego dyscypliną, regulaminami, nakazami i zakazami był obłąkany, to znaczy że ulegał permanentnym zmianom, że jeden przepis automatycznie przeczył drugiemu, że nakazy przekreślały zakazy i na odwrót, że w pobliżu krematorium był dom publiczny, że boisko, na którym więźniowie grali w piłkę nożną, graniczyło z dziedzińcem, na którym leżały stosy nagich trupów, przy czym każdy z piłkarzy był w pełni świadom, że nie ma takiej siły, która mogłaby go uchronić przed znalezieniem się kiedyś na takim stosie. A dla uzupełnienia tej surrealistycznej wizji trzeba jeszcze dodać, że cała prawda obozowa była wielostronnie zaszyfrowana, zakamuflowana, zafałszowana i zakonspirowana. Każde słowo wypisane w kancelaryjnym dokumencie, umieszczone w obwieszczeniu, zarządzeniu, wypowiedziane w esesmań-skim rozkazie czy informacji mogło co innego głosić, a co innego znaczyć. I bardzo często co innego znaczyło. Od umieszczonego nad obozową bramą napisu: „Arbeit macht frei" począwszy, każde zdanie władz obozowych, pisane czy wypowiadane, podlega podejrzeniu o fałsz. Więźniowie bestialsko zamordowani w obozie figurują na listach zgonów, podpisanych przez esesmańskich lekarzy, jako zmarli na serce lub niewydolność krążenia; inni, dla urozmaicenia, zostali „zastrzeleni w czasie ucieczki". Zwolnienie z obozu do domu oznacza w większości wypadków wyrok śmierci. Autobus przewożący grupy ¦więźniów do innego obozu to zmotoryzowana komora gazowa. I tak dalej, i tak dalej. Odpowiedzią na te fałszerstwa władz obozowych jest zakamuflowana samoobrona. Występuje ona i w mowie więźniarskiej, w której np. słowo-„zorganizować" znaczy „zwędzić", i w więź-niarskim zbiorowym działaniu, które nierzadko ratowało skazańców przez zmianę ich więźniarskich osobowości, co z kolei wprowadza na kancelaryjne listy zmarłych człowieka pozostającego przy życiu pod nazwiskiem nie zarejestrowanego zmarłego. A pod osłoną tego obustronnego, zbrodniczego i obronnego, nprrowania fałszem działa w ukryciu więźniarska organizacja bojowa, zaszyfrowana i wobec władz, i wobec współwięźniów. Podane tu niejako przykładowo dowody złożoności życia ooo-zowego wykazują, jak trudna do wyłuskania jest prawda o obozach koncentracyjnych. Była ona przecież dostępna tylko oprawcom i ich ofiarom. Znają ją więc w całej nagości jedynie ci, którzy byli w piekle hitlerowskich obozów koncentracyjnych, którzy z niego ocaleli i którzy pozostają nadal przy życiu. Ale pozostający przy życiu oprawcy milczą i będą milczeli aż do śmierci. A spośród pozostałych przy życiu więźniów obozowych nie wszyscy chcą i zarazem potrafią pisać. Dlatego tak cenne, nie tylko dla przyszłych historyków epoki krematoryjnych pieców, są wszelkie rejestrowane na taśmach czy płytach, spisywane w protokołach sądowych i ankietach, a przede wszystkim ogłaszane drukiem relacje, pamiętniki, wspomnienia ułaskawionych przez los skazańców. W każdej z takich publikacji kryje się ziarno autentycznej, zdobytej za cenę niewysłowionych cierpień prawdy. A im któryś z autorów tych publikacji dłużej cierpiał, bystrzej widział i dokładniej zapamiętywał, tym bardziej ważkie jest jego świadectwo oskarżenia. Z tego punktu widzenia książka Stefana Krukowskiego „Nad pięknym modrym Dunajem" jest pozycją wyjątkowo bogatą i cenną. Stefan Krukowski, wychowanek warszawskiego gimnazjum im. Adama Mickiewicza, uczestnik kampanii wrześniowej w stopniu plutonowego-podchorążego, ranny w bitwie pod Lwowem, po dwukrotnych udanych ucieczkach, raz z niewoli, a drugi raz z obozu aresztowanych w ulicznej łapance, już w kwietniu 1940 roku znalazł się na Pawiaku, skąd wkrótce deportowany został poprzez obóz koncentracyjny w Sachsenhausen do obozu koncentracyjnego Mauthausen. W obozie tym przeżył Stefan Krukowski pełne pięć lat, od maja 1940 do maja 1945. Przeszedł tam całą typową dla wieloletniego więźnia politycznego, napiętnowanego czarnym i czerwonym punktem, drogę przez mękę. Długo przebywał w karnej kompanii, jeszcze dłużej znosił morderczą pracę w kamieniołomach i dopiero pod koniec obozowej niewoli wylądował na funkcji magazyniera. Jak z danych powyższych widać, autor książki „Nad pięknym modrym Dunajem" posiadł w obozie olbrzymi kapitał doświadczeń, a znakomita pamięć pozwoliła mu utrwalić te doświadczenia najpierw w głowie, a następnie na piśmie. Nie jest to pierwsza jego wspomnieniowa publikacja. Przed trzema laty, w roku 1963, nakładem „Książki i Wiedzy" ukazała się niewielka książeczka Stefana Krukowskiego pod prowokacyjnym tytułem „Byłem kapo". Ukazała się i błyskawicznie znik-nęła, rozkupiona przez co czujniejszych czytelników, co świadczy zarówno o jej walorach, jak o 'wielkim społecznym zapotrzebowaniu na literaturę obozową. Autor „Byłem kapo" i „Nad pięknym modrym Dunajem" nie jest zawodowym pisarzem i nie nadaje swoim książkom kształtu dzieł literackich. Pisze je w słusznym przeświadczeniu, że spełnia w ten sposób moralny obowiązek wobec milionów zamordowanych w obozach koncentracyjnych towarzyszy niedoli, którzy nigdy już nie będą mogli upomnieć się o swoją krzywdę i o sprawiedliwy wyrok historii. A ponieważ dysponuje niezwykle bogatym materiałem wspomnieniowym, dramatyczna treść jego narracji rekompensuje z nawiązką niedostatki warsztatu literackiego i podnosi jego publikacje do rangi pasjonującej lektury. Zwłaszcza że autor zaprawa je suto wisielczym humorem i między mrożące krew w żyłach sceny wprowadza gdzieniegdzie niemal groteskowe intermedia, jak na przykład umieszczona w końcowej partii niniejszej książki opowieść o przywitaniu nowego kontyngentu wartowników, składającego się z powołanych w ostatnich miesiącach wojny pod broń ramolowatych volkssturmistów zjadliwym i śmiertelnie ryzykownym figlem. Wydarzenie to, jak zresztą wszystkie relacjonowane przez Krukowskiego fakty, jest autentyczne. Autor podzielił swoją książkę na cztery części. O ile jednak trzy końcowe części łączą się w dość swobodnie operujący chronologią ciąg wspomnieniowy, a cała ich akcja rozgrywa się na otoczonym kolczastymi drutami terenie obozu koncentracyjnego Mauthausen, o tyle część pierwsza ogarnia znacznie szersze horyzonty i stanowi w pewnej mierze odrębną i niemal zamkniętą w sobie całość. W tej pierwszej części, którą należy uznać za pewnego rodzaju novum w polskiej literaturze obozowej, autor, już nie tylko na podstawie osobistych przeżyć, podejmuje próbę przedstawienia historycznych etapów w dziejach hitlerowskich obozów koncentracyjnych, ich ulegających — w zależności od przemian w hitlerowskiej polityce i gospodarce — zmianom przeznaczeń oraz wpływów, jakie te zewnętrzne przemiany wywierały na wewnętrzne stosunki i warunki obozowe. Następnie autor usiłuje wprowadzić czytelnika w tajniki ludobójczego mechanizmu, odsłonić transmisyjne pasy i zazębiające się kółka, które uruchamiały ten mechanizm i gwarantowały mu sprawne funkcjonowanie. Dalej autor stara się zapoznać czytelnika ze skomplikowaną strukturą administracji obozowej, składającej się z dwóch hierarchii: rozkazodawczej hierarchii esesmańskiej i wykonawczej hierarchii więźniarskiej; z zakresem władzy obu tych administracji i z ich wpływem na los więźniów. I wreszcie autor, w upartym dążeniu do prawdy, do ukazania życia obozowego w pełnym świetle i we wszystkich jego aspektach, do obnażenia wszystkiego, co wstydliwe, ale i do kategorycznego odparcia wszystkiego, co fałszywe, sięga do najdrastyczniejszych tematów obozowych, jak problem bicia szeregowych więźniów przez więźniów funkcyjnych, jak problem „klasowego" podziału więźniów na „muzułmanów" i „prominentów", żeby wydobyć na jaw całą wieloznaczność jednoznacznych w pozaobozowym życiu pojęć i kryteriów, żeby przestrzec przed upraszczającym stosowaniem obowiązujących w znormalizowanym, samorządnym społeczeństwie zasad, kanonów i ocen moralnych do celowo i perfidnie wynaturzonej przez hitlerowców społeczności obozowej, a jednocześnie żeby nie pozostawić żadnych luk i niedomówień. Można ten czy inny pogląd autora poddać pod zawsze w takich okolicznościach pożądaną dyskusję, nie można jednak nie uszanować jego bezkompromisowego poszukiwania sprawiedliwości w ludzkich osądach. Zresztą książka Stefana Krakowskiego jest wyraźnie napisana z intencją jeśli nie sprowokowania dyskusji, to w każdym razie zachęcenia innych ocalałych więźniów obozu w Mauthausen i wszystkich innych obozów koncentracyjnych do spisywania i utrwalania wspomnień,. do uzupełniania jego doświadczeń innymi, utrwalonymi na razie tylko w zacierającej się pamięci, gdyż zgromadzone w licznych archiwach, z centralnym międzynarodowym archiwum w Arolsen i polskim archiwum w Oświęcimiu na czele, poobozowe dokumenty i ze względu na świadomie spowodowane przez hitlerowców ubytki, i ze względu na swój zaszyfrowany charakter mogą się stać dla przyszłych badaczy nie dość czytelne bez obfitego, wielostronnego, oświetlającego materiał dokumentalny z różnych punktów widzenia i pod różnymi kątami obserwacji pamiętnikarskiego komentarza. Komentarza ¦_¦ szyfru, komentarza — słownika, komentarza — klucza. A komentarza tego mogą udzielić tylko byli więźniowie hitlerowskich obozów koncentracyjnych, którzy ocaleli jak gdyby po to, żeby dać świadectwo prawdzie, żeby zbrodnie nie zostały zapomniane, a ich sprawcy — rozgrzeszeni. Niestety, ocalało ich niewielu, od dwudziestu jeden lat, jakie upłynęły cd dnia wy- zwolenia obozów, szeregi ich są dziesiątkowane przez wyniesione z obozów nieuleczalne urazy i nieubłagany czas, który zaliczył pokolenie obozowe do pokoleń odchodzących na zawsze. W drugiej, trzeciej i czwartej części książki autor przedstawia konkretne dzieje obozu w Mauthausen, konkretne wydarzenia i konkretnych ludzi: oprawców i ofiary, zwyrodnialców i męczenników, łajdaków i bohaterów. Zapoznajemy się tu z przeróżnymi wyrafinowanymi metodami zbiorowych i indywidualnych tortur i morderstw, ze stałym systemem i doraźnie organizowanymi akcjami eksterminacyjnymi, jak na przykład słynna akcja H, wywodząca swój kryptonim od nazwy znanego uzdrowiska Hartheim, z bezmiarem niedoli, cierpień i udręk. Gdyby można tu było wyróżnić jakieś szczególne przejawy nieludzkiego bestialstwa, nie wywołując jednocześnie błędnych domysłów, że pozostałe zbrodnicze akcje obozowe były mniej bestialskie, należałoby podkreślić realistyczne, a nawet naturalistyczne opisy pastwienia się w kamieniołomach nad kolumnami Żydów (pierwsze transporty żydowskie przybyły do Mauthausen w roku 1941 z Holandii), błyskawiczne likwidowanie kierowanych do obozu koncentracyjnego z pogwałceniem wszelkich międzynarodowych konwencji radzieckich jeńców wojennych i potraktowane przez esesmanów z dobrodusznym humorem wymordowanie gromadki kilkuletnich ukraińskich dzieci. Ileż ponurej groteskowości ma na tym tle komedia inscenizowana przez komendanturę obozu dla przybywających do Mauthausen rodzin pomordowanych i ileż bezsilnej pasji wzbudza relacja o wysyłaniu za opłatą rodzinom urn z rzekomymi prochami zmarłych rzekomo naturalną śmiercią więźniów. Ale oprócz budzących zgrozę spraw martyrologicznych autor przedstawia w szeregu sugestywnych obrazów i opisów codzienne życie obozowe z całą jego niesamowitą egzotyką. Czytamy więc o głodowej gastronomii obozowej, mającej swoją kategorię „S" w postaci paczek żywnościowych przysyłanych przez często od ust sobie odejmujące rodziny, swoje urzędowe dożywianie w postaci tragihumorystycznej kantyny, swoje nazwane przez autora „perskim rynkiem" targowisko, gdzie nabywa się np. ukrywane przez szczęśliwych posiadaczy w odgrywających rolę bankowych safesów siennikach papierosy, płacąc za nie ostatnią „pajdką" chleba, ostatnim okruchem nadziei na przetrwanie, swoje podejmowane z narażeniem życia zabiegi o dodatkowe racje strawy i ścinający więźniów z nóg głód, do- 10 11 prowadzający w krańcowych wypadkach aż do zezwierzęcenia, aż do ludożerstwa. Bo przecież nie mniej niebezpieczny dla życia więźniów obozów koncentracyjnych od spadających na ogolone głowy pałek, od esesmańskich pejczów i wilczurów był wyniszczający wszystkie żywotne siły organizmu i załamujący psychicznie nieustanny, trapiący jak koszmar po nocach i zatruwający każdą godzinę dnia chroniczny, skręcający wnętrzności głód, głód jako obsesyjny temat samotnych rozmyślań i zespołowych rozmów, nasyconych wspomnieniami o tym, co się jadało na wolności, i marzeniami o tym, co by się jadało, gdyby się tę wolność odzyskało. Świadectwem występujących na każdym odcinku obozowego życia dezorientujących kontrastów, drastycznej sprzeczności między teorią a praktyką, między oficjalnymi pozorami a odbiegającą od nich daleko rzeczywistością może być higiena obozowa. Oto z jednej strony wszystko w obozie musi lśnić czystością, musi być wyszorowane, wypucowane, wyglansowane, a każdy ślad kurzu w baraku, dostrzeżony przez esesmana, może ściągnąć na odpowiedzialnego za ten nieporządek ¦więźnia najsurowsze kary, z karą śmierci włącznie, a z drugiej strony więźniowie są zjadani żywcem przez wszy, nagminnie szerzy się świerzb, a w szparach sufitów i ścian gnieżdżą się pluskwy. Fenomenalnej pamięci autora, przechowującej mnóstwo szczegółów, sylwetek, nazwisk, scen z dokładnością i wiarogodnością filmowej taśmy, zawdzięczamy bogatą galerię charakterystycznych obozowych postaci, w której nawet wśród esesmańskich zbrodniarzy może się trafić potwierdzający regułę wyjątek w osobie szybko zresztą za brak katowskiego ducha usuniętego z obozu SS-Obersturmfuhrera dra Kriigera. Autor przedstawia nam w tej galerii wyrafinowanie okrutnych i bezmyślnie służalczych esesmanów wszystkich służbowych stopni, zwyrodniałych, tępo okrutnych oraz ludzkich i pomocnych w nieszczęściu cywilnych niemieckich majstrów i więźniów-nadzorców noszących zaczerpnięty przez Niemców z języka ¦włoskiego tytuł: „kapo", egoistycznych, nadużywających swoich funkcji oraz ofiarnych i świadczących współwięźniom wiele nieocenionych usług prominentów, przebiegłych, pomysłowych, rzadko myślących tylko o sobie, często narażających się wyłącznie dla innych „organizatorów". Dalej widzimy gawędziarzy, piosenkarzy, muzykusów, parodystów z nieodżałowanym bardem 'warszawskich przedmieść, Stanisławem Grzesiukiem, mistrzów majsterkowania i mistrzów sportu, w tym słynnych przedwojennych piłkarzy i bokserów, 12 przemyślnych obozowych ogrodników z jednym z obecnych sekretarzy ZBoWiD-u, Stanisławem Gołębiowskim, na czele oraz różne kategorie tragicznych obozowych „muzułmanów". Szczególną uwagę skupia autor na sprawach sanitarnych obozu i na roli, jaką w tych sprawach odgrywa jeden z głównych bohaterów opowieści, Franek Poprawka, przebywający w Maut-hausen już od marca 1940 roku, notabene po uprzednim pobycie w Buchenwaldzie. Obozowy szpital dla więźniów mieścił się wówczas w pięciu izolowanych barakach, a o stosowanych wówczas zabiegach terapeutycznych pisze Krukowski: „Nie było, rzecz jasna, mowy o jakichkolwiek urządzeniach mających związek z medycyną i procesem czy techniką leczenia. Kuchenne noże zastępowały lancety, zaś rolę środka znieczulającego często spełniała ręka wymierzająca cios lub drewniany chodak...", skąd powstało określenie „Holznarkose". Pozbawiony instrumentów medycznych, podstawowych leków i środków opatrunkowych „szpital" nie posiadał też personelu lekarskiego i przez długi czas rolę naczelnego chirurga pełnił w nim oznaczony zielonym trójkątem austriacki przestępca kryminalny, znany skądinąd jako lojalny i koleżeński współwięzień, Ferdel Biirger, który nie miał, mimo zielonego trójkąta, zielonego pojęcia o medycynie, nie mówiąc już o chirurgii. Krukowski z właściwym mu wisielczym humorem pisze: „Szczególnie niebezpieczne były operacje Ferdla dokonywane na partiach ciała sąsiadujących z głową. Znając jego rozmach, a jednocześnie trudności w zlokalizowaniu ogniska choroby do małego odcinka, można się było zawsze spodziewać czegoś zbliżonego do amputacji głowy". Otóż dzięki staraniom garstki ludzi najlepszej woli i nieustraszonej energii, z Frankiem Poprawką na czele, parodia szpitala zaczęła się stopniowo, po przezwyciężeniu nieopisanych trudności, przeistaczać. Kolejno zdobywano lekarzy z prawdziwego zdarzenia, wyłowionych spośród więźniów, sanitariuszy, jaki taki zasób najniezbędniejszych leków i wreszcie tereny szpitalne poza obrębem obozowych murów, w tak zwanym Russenlagrze. Ten najprymitywniej urządzony, urągający wszelkim potrzebom sanitarno-higienicznym obóz chorych (Krankenlager), dzięki swemu odizolowaniu od reszty obozu i dzięki panicznemu lękowi [ Niemców przed chorobotwórczymi bakteriami, zdołał zyskać sobie pewną wielce ograniczoną niezależność, co uczyniło go z biegiem czasu bazą ¦wielu promieniujących na cały obóz zbawczych akcji. 13 Bo oto w miarę rozwoju akcji książki Stefana Krukowskiego czytelnik, pogrążony w tchnących beznadziejnością mrokach obozowego bytowania, zaczyna dostrzegać jakieś, zrazu nikłe i lękliwe, później śmielsze i rodzące otuchę przebłyski nadziei. Na dnie piekła, w duszach najmężniejszych świta, zaiskrzą się, rozżarza i rozpłomienia idea zespołowego, zbiorowego przeciwstawienia się zagładzie. Zaczyna się od samoobrony. Samoobrona przetwarza się w samopomoc. Najpierw wsparcie konającego z głodu miską zupy, ulżenie słaniającemu się na nogach w przerastającej jego siły pracy. Od pomagających sobie wzajemnie par, trójek — do kilkuosobowych przyjacielskich grupek. Samopomoc tworzy w ten sposób zalążki organizacji: zespołowe planowanie, podział zadań, wzajemną asekurację. Organizacje mnożą się i rozrastają, choć niektóre z nich topnieją i nikną. Rozrastające się i nabierające sił od najpilniejszej i najistotniejszej sprawy, ratowania życia, zdrowia, żywotnych sił dodatkowym czy pożywniejszym posiłkiem, chroniącym zdrowie uzupełnieniem odzieży, zamianą trudnej pracy na lżejszą, przechodzą stopniowo od coraz szerszych i śmielszych akcji, z ruchu samopomocowego przekształcają się w ruch oporu. Bez obawy posądzenia o nacjonalizm można śmiało stwierdzić, że w tym międzynarodowym ruchu oporu polscy więźniowie szli w pierwszych szeregach walczących czy to o dodatkowe racje żywnościowe dla cierpiących głód, czy to o ocalenie skazanych na śmierć, czy wreszcie o zdobycie broni do ostatecznej zbrojnej rozprawy z wrogiem. I oto na tle tych zataczających coraz szersze kręgi akcji wyrastają na kartach książki Stefana Krukowskiego jej polscy bohaterowie, najpierw wspomniany już wyżej, przebywający wMaut-hausen od wiosny 1940 roku Franek Poprawka, następnie odgrywający, jako naczelny lekarz obozu chorych, coraz większą rolę w ratowaniu chorych i ukrywaniu zdrowych a zagrożonych więźniów, śmiało stawiający czoło w ich obronie, oczywiście z narażeniem własnego życia, dr Władysław Czapliński, potem zesłany do Mauthausen ze Stutthofu twórca i przywódca gdyńskich Czerwonych Kosynierów, Kazimierz Rusinek, podejmujący od razu intensywną działalność w konspiracji na jej najniebezpieczniejszych odcinkach, i w końcu przybyły do Mauthausen dopiero po ewakuacji obozu oświęcimskiego, gdzie przez kilka lat rozwijał szeroko zakrojoną aktywność polityczną, Józef Cy-rankiewicz, który w Mauthausen znalazł się szybko w sztabie międzynarodowego ruchu oporu. Otaczał ich zwarty krąg mniej 14 eksponowanych, ale jak oni niezłomnych i zdecydowanych na wszystko polskich bojowników. v Wydobyte w tym słowie wstępnym kluczowe tematy nie wyczerpują, rzecz prosta, całego bogactwa książki „Nad pięknym modrym Dunajem", gdyż jest ona kopalnią materiałów do dziejów obozowego męczeństwa, nie przestając być pasjonującą lekturą. Tadeusz Żeromski CZĘSC PIERWSZA O obozach zagłady bez uniesień 2 — Nad pięknym modrym Dunajem I Wypracowywanie metod Obozy koncentracyjne... Wbrew przypuszczeniom naszego i młodszego pokolenia obozy koncentracyjne nie zrodziły się dopiero w latach trzydziestych obecnego stulecia. Tego typu miejsca odosobnienia stworzyli kolo-nialiści angielscy, a jeszcze wcześniej hiszpańscy jako czynnik ułatwiający podboje obszarów kolonizowanych i rządzenie podbitymi plemionami. Już wówczas występuje łączenie dwóch możliwości, jakie stwarza obóz koncentracyjny: eliminowanie z życia społecznego jednostek i grup niepewnych oraz; korzystanie z siły roboczej opłacanej wyłącznie kęsem żywno*-ści — nie równoważącym fizycznego wysiłku niewolnika. Już w tym okresie rodzi się zjawisko przydatności jedynie silnego i zdrowego więźnia. Jednakże mimo niewątpliwego wykorzystywania sił do pracy niewolniczej pojęcie obozów koncentracyjnych w ich prawydaniu nie wiąże się bezpośrednio z pojęciem tortur, z pojęciem świadomego, zorganizowanego systemu niszczenia... Z tym zjawiskiem spotykamy się dopiero w obozach koncentracyjnych stworzonych przez III Rzeszę. Powstały one, już w pełnym znaczeniu tego słowa, w roku 1933, ;i więc w roku dojścia do władzy Hitlera. Hitlerowskie obozy koncentracyjne pomyślane były w pierwszym rzędzie jako odosobnione skupiska wrogów 19 faszystowskiego ustroju, których ilość, szybko rosnąc, spowodowała przeludnienie więzień — potrzebnych 3 przecież dla normalnych kryminalistów. Tak wiec anty- | faszyści, w tym duża grupa niemieckich komunistów, I stali się pierwszą kadrą zesłańców. Początkowo obozów tego typu było w Niemczech niewiele. Nie licząc istniejących w okresie poprzedzającym triumfalne wieńczenie Adolfa Hitlera, a prowadzonych przez SA tzw. Stammlagrów — pierwszymi obozami koncentracyjnymi były obozy w Dachau koło Monachium oraz w Oranienburgu koło Berlina. W miarę upły- ] wu czasu liczba obozów rosła, najpierw na obszarze Niemiec, a następnie, w miarę postępu działań wojennych, okupowanej części Europy. Spoglądając dziś z perspek-' tywy lat właśnie pod kątem przeznaczenia można by: okres funkcjonowania obozów, zamykający się w kalendarzu datami zbieżnymi z powstaniem i upadkiem III Rzeszy, a więc latami 1933—1945, podzielić na trzy wyraźnie od siebie różniące się etapy. Okres pierwszy obejmował lata 1933—1939, tj. lata od dojścia do władzy Hitlera do wybuchu II wojny światowej. W tym okresie w obozach przebywali niemal wyłącznie polityczni przeciwnicy brunatnego ustroju. Nieliczne jeszcze na tym etapie obozy koncentracyjne to obozy pierwszej kategorii, tzw. Musterlager, obozy wzorcowe, pod wieloma względami zachowujące jeszcze rzeczywiście charakter miejsc odosobnienia, czyli masowych więzień dla więźniów politycznych. Zarząd i nadzór obozów przez cały czas ich istnienia spoczywał w ręku SS i właśnie esesmani różnych szczebli służbowych sprawowali nadrzędną administrację w obozach. Szeroko zakreślone ramy obozów, pedanteria i drobiazgowość w systemie organizacyjnym, a jednocześnie prawdopodobnie i względy ekonomiczne sprawiły, że SS powołała do życia potężnie rozbudowaną administrację wewnętrz- 20 ną, rekrutującą się z grona więźniów. Była to oczywiście bezpłatna siła robocza, nie korzystająca, tak samo zresztą jak i cała ogromna rzesza „ludzi w pasiakach", z żadnej społeczno-prawnej ochrony, pod przymusem, posłusznie wypełniająca rozkazy. Tak więc już od początku istnienia obozów występują dwie administracje: jedna opłacana przez państwo i rozporządzająca atrybutami pełnej władzy i druga bezpłatna, wypełniająca ogromną część zadań w ramach tzw. czarnej roboty, z władzą wyłącznie jednokierunkową. Później nadeszły dni, kiedy ta czarna robota bardziej wiązała się z przymiotnikiem „brudna" i kiedy to sankcja władzy II administracji, oczywiście w kierunku w dół, została przez jej funkcjonariuszy, już z ich woli, znacznie zaostrzona. Ale nie uprzedzajmy faktów. W pierwszym okresie istnienia obozów II administracja była samorządem wybieranym przez samych więźniów i spełniała w obozie prawie wszystkie funkcje związane z gospodarczym życiem odrutowanego państwa. Trzeba stwierdzić, że już w pierwszym okresie istnienia obozów wypracowywano i wprowadzano metody szykan zbliżone do więziennych, lecz w udoskonalonej formie, demonstrowano pierwsze przejawy całkowitego lekceważenia spokoju, zdrowia, a często i życia więźnia. Podstawowym ich elementem była oczywiście w tym pierwszym okresie —¦ posunięta do absurdu pedanteria na punkcie porządku i czystości. Polerowanie więźniarskich szafek i szlifowanie ich wnętrz „szklanym papierem", szorowanie i czyszczenie do połysku naczyń użytkowych, ścielenie łóżek w obowiązkową „kostkę", wieczne, kilku-nastokrotne w ciągu dnia zamiatanie i mycie barakowych podłóg, mycie ciała i częste, znienacka zarządzane ćwiczenia gimnastyczne w różnych porach dnia i nocy — oto z grubsza zajęcia wypełniające bez reszty wszystkie wolne od pracy chwile więźnia. Najdrobniejsze odchyle- 21 nia od ustalonego porządku były traktowane jako przejaw buntu i natychmiast karane czy to zmniejszeniem szczupłych racji żywnościowych, czy też zwiększoną porcją gimnastyki. W okresie późniejszym kary stały się mniej „subtelne". Każdy przejaw oporu był karany biciem, często aż do skutecznego końca... Mimo to sam-fakt, że między nadzorcą z SS a szarym więźniem stał przedstawiciel samorządu — stępiał w jakimś stopniu ostrze szykan, a własna, więźniarska administracja, wskutek pewnych przemyślanych wystąpień — osiągała niekiedy drobne przywileje dla ogółu więźniów. W tym pierwszym okresie, powtarzam to świadomie, wszystkie funkcje II administracji były oczywiście obsa- 1 dzone przez więźniów z czerwonymi trójkątami rozpoznawczymi — więźniów politycznych. Na czele obozu stał tzw. Lageralteste, starszy obozu, zarządzający obozem poprzez -odpowiednią do ilości baraków mieszkalnych liczbę Blockaltesterów, starszych bloków, potocznie zwanych blokowymi. Ci z kolei mieli I do pomocy swoich zastępców w osobach Stubenalteste-rów (starszych izb), w skrócie sztubowych. Starszy obozu wraz ze starszymi wszystkich pośledniejszych szczebli odpowiedzialny był za porządek i wygląd całego obozu, jego pomieszczeń oraz jego lokatorów. Pionem równoległym, w pewnym sensie autonomicznym, a w niektórych obozach i równorzędnym — był w administracji pion obozowych pisarzy. Na jego czele stał Lagerschreiber (pisarz obozowy), działający poprzez odpowiednią ilość Blockschreiberów (pisarzy blokowych). Do obowiązików zespołu pisarzy należało ustalanie przydziału więźniów na bloki mieszkalne i do poszczególnych zespołów pracy. Pisarze prowadzili kartoteki więźniów, przygotowywali raporty na apele, sporządzali zapotrzebowania na racje żywnościowe itp. 22 Na trzecim miejscu, niejako w cieniu tych dwu „rządzących" grup, stali Blockfriseur (fryzjerzy blokowi), posiadający w oficjalnym zakresie czynności obowiązek golenia i strzyżenia więźniów. Już sam fakt wprowadzenia tego rodzaju stanowisk do struktury organizacyjnej II administracji, a więc nadanie im charakteru oficjalnego, świadczy, jak zasadniczo stawiany był w założeniu problem czystości i porządku. Dodatkowo do funkcji wewnątrzobozowych należy za-Hczyć: pielęgniarzy, stanowiących personel obozowych ..szpitali", tzw. Revierów, nosicieli zwłok, Leiehantrager, która to nazwa bez reszty określa pełnione funkcje, pracowników krematorium — powołanych z chwilą uruchomienia pierwszych pieców krematoryjnych — gońców, odźwiernych, tłumaczy — powołanych w okresie późniejszym dla „obsługi" obcokrajowców —¦ oraz, szereg innych funkcji administracyjnych, w zależności od sytuacji poszczególnych obozów, czy też sytuacji okresowych. Wszyscy funkcyjni wykonywali swoje czynności wewnątrz obozu, na terenie ściśle zamkniętym murami czy drutem kolczastym. Z chwilą opuszczenia zadrutowane-go terenu więzień nie wypadał spod stałej opieki II administracji. W momencie przekroczenia bramy dostawał się automatycznie pod opiekuńcze sikrzydła innego rodzaju funkcjonariuszy. Ta zmiana „przewodnictwa" poprzedzana była sakramentalnym rozkazem, rozbrzmiewającym po rannym względnie południowym apelu: „Arbeitskommando formieren!" Z tą chwilą więzień obozu przechodził pod władzę różnego rodzaju i autoramentu kapo. Początkowo funkcja kapo była równoznaczna z funkcją kierownika robót, coś jalkby setnika. Z biegiem lat zakres obowiązków i uprawnień kapów zaczął się zwiększać, a w końcu „urząd" ten sprzągł w jedną całość obo- 23 Wiązki i prawa nadzorców, kontrolerów technicznych, przedstawicieli specyficznego obozowego wymiaru sprawiedliwości itp. Z wyjątkiem wymienionych funkcyjnych, chronionych względnie skutecznie „godnością" pełnionych obowiązków, wszyscy pozostali więźniowie przynależeli w zasadzie do jednej z licznych grup roboczych. Oddziały pracy, oczywiście w uproszczeniu — dzieliły się na dwie kategorie. Pierwsza obejmowała Wszystkie rodzaje prac wykonywanych wewnątrz obozu, czy też wprawdzie poza terenem obozu ścisłego, ale związanych bezpośrednio z jego potrzebami. Do tej kategorii zaliczyć należy pracowników kuchni, magazynów, Warsztatów mechanicznych naprawczych i wytwórczych (krawcy, szewcy, stolarze, elektrycy, ślusarze itp.). Kategoria druga .składała się z więźniów pracujących na rzecz jednego, czy też większej ilości przedsiębiorstw, przy czym ich praca była przez te przedsiębiorstwa opłacana, oczywiście nie do rąk własnych robotników, a na konto miejscowych komendantur SS. Uzyskiwane tą drogą wpływy finansowe służyły do pokrycia kosztów utrzymania zarówno służby nadzoru, jak i samego obozu, szły więc między innymi na zakup żywności i różnych niezbędnych akcesoriów. Zarówno więźniowie pracujący w oddziałach usługowych, jak i uczestnicy zespołów pracujących na rzecz przedsiębiorstw pracowali na potrzeby materialne komendantury i oddziałów wartowniczych SS i zaspokajali je. Ponadto istniały też funkcje, sprawowane w zasadzie w oderwaniu od zwartej masy więźniów, ale przez nich obsadzone. Ta grupa więźniów — obsada magazynów, kuchni, kasyn i warsztatów, urzędnicy i rzemieślnicy odkomenderowani do obsługi SS — pracowała bezpośrednio dla potrzeb administracji SS i była najściślej z nią związana. Struktura organizacyjna tych oddziałów jest identyczna jak wymienionych poprzed- 24 nio. Pełniący te funkcje więźniowie są takimi samymi więźniami jak wszyscy, ale ich stały kontakt z I administracją, czasami wyrobiona pozycja —¦ sprawiają, że mimo pozornej równości traktowani są przez „władców" II administracji znacznie delikatniej. Do tej grupy można włączyć także spory zespół tzw. ordynansów („Reiniger" lub „Schwung"), przydzielonych do osobistej obsługi poszczególnych przedstawicieli komendantury SS. W początkowym okresie przedstawiciele SS stosunkowo rzadko ingerowali w sprawy wewnętrzne obozów, ograniczając się do formalnej kontroli czystości i porządku. Do bezpośredniego zetknięcia się umundurowanych dozorców z masą więźniarską dochodziło w praktyce właściwie tylko przy różnego rodzaju apelach. Apele więźniarskie, coś w rodzaju inwentaryzacji więźniów, odbywały się dwa lub trzy razy dziennie celem skonfrontowania raportu, sporządzonego przez pisarza obozowego na podstawie raportów pisarzy blokowych — ze stanem faktycznym. Niewinne, zdawałoby się, apele stawały się pretekstem do różnych, często bardzo wymyślnych udręk zadawanych więźniom. Obsada poszczególnych stanowisk miała olbrzymi wpływ na kształtowanie się sytuacji wewnątrzobozowej. Był to wpływ pośredni, poprzez kontakty administracji więźniairskiej z poszczególnymi przedstawicielami administracji SS, albo też bezpośredni, poprzez „elastyczne" wykonywanie ostrych zarządzeń i poleceń komendantury. Rozumny, uczciwy i ludzki blokowy, czy też kapo, spełniając nawet wszystkie rozkazy SS, pozorując surowość, mógł wiele oszczędzić szeregowym współtowarzyszom niedoli. Wszystko to odnosi się oczywiście jedynie do pierwszego okresu istnienia obozów, kiedy to niemal sto pro- 25 cent funkcyjnych rekrutowało się z wybieranych przez ogół więźniów politycznych, których nazwa „czerwoni" wywodziła się w prostej linii od koloru trójkąta rozpoznawczego, a często odpowiadała też charakterowi poglądów politycznych. Już w ostatnich latach tego pierwszego okresu, w związku z przepełnieniem więzień, zaczynają napływać do obozów koncentracyjnych więźniowie innych kategorii — reprezentowani najliczniej przez przestępców kryminalnych, przeważnie recydywistów. Więźniowie ci, od koloru trójkątów rozpoznawczych nazwani „zielonymi", mają za sobą przeważnie długi staż więzienny i wielkie a niebezpieczne dla współwięźniów obozów koncentracyjnych doświadczenie. Po rozej rżeniu się w warunkach i po poznaniu stosunków obozowych „zieloni" z miejsca zorientowali się, że sprawowanie funkcji w II administracji, przy odpowiednim traktowaniu obowiązków, może być źródłem wielu korzyści. Oczywiście natychmiast podjęli starania o obsadzenie tych stanowisk. Esesmani, uważając słusznie, że taka konkurencja obostrzy i tak trudne warunki bytowania w obozach — nie przeciwstawiali się ich dążeniom. Początkowo „czerwoni", jako dotychczasowi przedstawiciele samorządu, mogli skutecznie przeciwdziałać i odpierać ataki „zielonych". Mieli również wiele doświadczeń nabytych za drutami, a na pewno więcej inteligencji. Mogli więc umiejętnie wyłapywać liczne przypadki nierzetelności groźnych konkurentów i kompromitować ich w obliczu współwięźniów i esesmanów. Bronili się atakując i nie pozwalali wydrzeć sobie władzy z rąk. Tego rodzaju sytuacja w obozach, gdzie tradycje „czerwonych" były mocniej ugruntowane, trwała aż do samego końca pierwszego okresu, a w obozie w Dachau nawet do połowy drugiego. Ale ten drugi okres obozowej historii nadciągał już wraz z drugą wojną światową jak chmura gradowa. Administracja SS rozpoczęła prace przygotowawcze, mające na celu całkowitą zmianę wewnętrznych form zarządzania, jako że obozy — też zgodnie z planem — w niedalekiej przyszłości miały zostać zaludnione również więźniami-obookraj owcami. Rozpoczęło się przygotowywanie pełną parą nowej kadry administracji wewnątrzobozowej, zdolnej do objęcia wszystkich funkcji w nowo powstających lub mających powstać obozach koncentracyjnych. Proces przeszkala-nia nowych kadr przebiegał różnie, najczęstszą jednak metodą szkolenia i awansowania był system „eliminacji" w grupach więźniów, które z reguły wygrywał silniejszy, brutalniejszy — bardziej okrutny. Jest rzeczą charakterystyczną, że raz rozbudzona brutalność nie mogła ulec stępieniu. Ten, kto zdobył stołek, musiał w dalszym ciągu walczyć o jego utrzymanie. Krótki moment nieuwagi, lekkie „popuszczenie cugli", nawet drobne potknięcie się — powodowały upadek, który z reguły kończył się nieszczęśliwie. Esesmani byli nieubłagani dla upadłych wielkości. Zmiana stylu Do nowych obozów, opanowanych całkowicie przez powołaną przez SS II administrację, zaczynają napływać więźniowie z podbitych krajów. Jako pierwsi — otwierając drugi okres historii obozów koncentracyjnych — już na jesieni 1939 roku —¦ Polacy. Nowi przybysze nie spotkali się z solidarnością współwięźniów. W. tym okresie nie ma już mowy o łagodzeniu surowych rygorów SS. Wręcz przeciwnie, II administracja w najbardziej wyrafinowany sposób wykorzystuje wszelkie posiadane 27 uprawnienia, z własnej inicjatywy doskonaląc i rozszerzając system szykan wprowadzony przez SS. Poza wro-. dzanym sadyzmem,, jakim odznaczała się większość funkcyjnych z 'zielonymi trójkątami — w grę wchodził także i czynnik interesu. Wytypowany blokowy, czy też kapo drżał o posiadane stanowisko, zdając sobie sprawę z tego, że w wypadku degradacji będzie potraktowany bezpardonowo nawet przez własną kastę, a więc przez ludzi, z których szeregów wyszedł. Rękojmią utrzymania się na stanowisku było przypodobanie się SS, wykazanie swojej absolutnej przewagi nad ewentualnymi kontrkandydatami, przedstawienie siebie jako osoby niezastąpionej. Przypodobanie polegało na zwróceniu na siebie uwagi, a to najłatwiej można było osiągnąć stosując przy nadzorze więźniów możliwie najbardziej brutalne metody. Zabijali, żeby żyć, a potem zabijali może już dla własnej przyjemności. W każdym bądź razie II administracja w tym nowym wcieleniu wykorzystywała daną sobie władzę według programu maksimum. W tym okresie istnienia obozów koncentracyjnych zanikają nie tylko wszystkie skromne prawa więźniów, ale i ich namiastki. Oczywiście dotyczy to głównie i w zasadzie obcokrajowców — rośnie natomiast rola i „powaga" II administracji. Coraz częściej przedstawiciel II administracji staje się twórcą praw i reprezentuje samorzutnie i samowolnie „karzące ramię sprawiedliwości". Śmierć więźnia nie wymaga już żadnego uzasadnienia. Każdy z funkcyjnych wymierza najwyższą karę w zasadzie dowolnie, nie spotykając się z żadnymi sprzeciwami. Więźniowie otrzymują mikroskopijne porcje żywnościowe, gdyż z przyznanych przez SS niewielkich racji poważna część ulega zarekwirowaniu na rzecz piastujących wysokie stanowiska. Blokowi, sztubowi, kapowie dzielą między siebie nadwyżki pozostające nie tylko po więźniach zmarłych, a jeszcze nie wypisanych ze stanu do 28 ¦/.aprowiantowania, ale i „nadwyżki" powstałe w wyniku ograbienia tych, co to jeszcze dziś żywi... Rozpoczął się najtrudniejszy, najbardziej brutalny, nacechowany potwornym sadyzmem i cynizmem okres istnienia obozów koncentracyjnych. Więźniów już przy wstępie do obozu informuje się, że jedyną drogą wyjścia stąd jest komin krematorium. Pierwsze momenty pobytu w obozie w pełni potwierdzają tę opinię. Obcokrajowcom odbiera się prawo do pomocy lekarskiej, nabiera specjalnego znaczenia gimnastyka, praca odbywa się przy odgłosach policzkowania, świstu bykowców, wręcz krojących ciało — w tempie powodującym radykalne i przyspieszone wyniszczanie sił żywotnych. Bloki stają się piekłem. Brak jednej spokojnej, wolnej chwili, szerzy się niesprawiedliwość, tym straszliwsza, że cynicznie demonstrowana, a kary za najmniejsze przewinienia nie stoją w żadnej proporcji do winy. Każdego dnia rodzą się nowe metody wykańczania i tak już osłabionych organizmów. Przychodzą wciąż nowe transporty więźniów, czasem po kilka równocześnie. W takich wypadkach przyśpiesza się obroty machiny śmierci. Oczywiście nie znika w tym okresie praca zarobkowa dla potrzeb obozu. W dalszym ciągu robotnicy-niewol-nicy zatrudniani są w przemyśle i przedsiębiorstwach różnego rodzaju, oddając maksimum, wysiłku za minimum zapłaty. Nadmiar rąk roboczych przyspiesza tempo niszczenia. Na miejsce jednego więźnia, który legł zamęczony biciem i głodem, już jutro staje dwóch czy trzech, których koniec zbliża się z zawrotną szybkością. Dochodzi do tego, że nawet kilkudniowy cykl pracy jednego pracownika jest opłacalny. Ba — niekiedy kilkugodzinny zryw przy noszeniu kamieni czy ładowaniu samochodu. Jednakże ograniczone zapotrzebowanie na robotników 29 i mała pojemność obozów powodują konieczność szukania i wykorzystywania coraz nowych metod niszczenia. Powstają oddziały pracy zajmujące się sztuką dla sztuki. Liczne grupy więźniów, pod ściałym i licznym nadzorem kapów i Vorarbeiterów. ponaglane biciem i krzykiem, przesypują hałdy ziemi i piasku z jednego miejsca na drugie po to tylko, by po zakończeniu czynności rozpocząć ją w kierunku odwrotnym. Zdarza się, że zsypy czy pryzmy kamieni i-cegieł kilkunastokrotnie w ciągu dnia zmieniają swoje miejsce. A wszystko w tempie zawrotnym, w tempie mogącym świadczyć o celowości wykonywanej pracy. W tych oddziałach często ginie więcej istnień ludzkich niż w oddziałach pracujących dla potrzeb przemysłu, a więc zatrudnionych przy pracy bądź co bądź celowej. Na terenie obozu zaczynają się pojawiać coraz to nowe grupy. Obok więźniów obcokrajowców przychodzą do obozu znacznie mniejsze liczbowo grupy narodowości niemieckiej, oznaczane1 różnymi rodzajami trójkątów rozpoznawczych. Pojawiają się „czarni" (w niektórych obozach trójkąt tej grupy miał kolor brązowy), a więc element aspołeczny, zawodowi włóczędzy, uchylający się notorycznie od pracy. Do tej grupy zaliczono w czambuł wszystkich Cyganów. Przychodzą „fioletowi" — badacze Pisma świętego1, których zasadniczym przestępstwem było uchylanie się od noszenia i posługiwania się bronią —¦ i „różowi" — wszelkiego rodzaju i autoramentu zboczeńcy seksualni. Wreszcie pojawiają się w obozach Żydzi. Początkowo różne były metody znakowania tej grupy obozowego społeczeństwa: żółte lub niebieskie opaski z napisami „Jude", gwiazdy w tych dwu kolorach i inne — ustalane odpowiednimi zarządzeniami poszczególnych komendantów obozów. W roku 1940 pojawia się jednakowa dla wszystkich obozów i miejsc odosobnienia gwiazda Syjonu, na której żółtym Ile widnieją litery oznaczające narodowość. Poza tymi zasadniczymi grupami już w późniejszym okresie pojawiają się więźniowie! tzw. Sicherheitsverwahrung (odizolowani ze względu na bezpieczeństwo) — noszący trójkąty naszyte odwrotnie, z literkami „SV". W skład lej grupy wchodzili więźniowie różnych narodowości ukazani za różne przestępstwa, za pokątny handel, za drobniejsze przestępstwa polityczne, jak słuchanie radia, powtarzanie niedozwolonych wiadomości itp. Na przestrzeni lat od czasu do czasu pojawiają się więźniowie oznaczeni innymi rodzajami znaków rozpoznawczych. Do takich należeli między innymi tzw. Ehren-haftlinge — więźniowie honorowi. Nie mieli oni żadnych obowiązków, najczęściej nie pracowali, a w wyjątkowych wypadkach kierowani byli do oddziałów lekkiej pracy. Oznaczeni byli kwadratami z nadrukowaną literą ,,E". Rekrutowali się głównie z grona wyższych dostojników, niekiedy nawet byłych członków Waf-fen-SS czy też SA, zesłanych do obozów na skutek niskiego poziomu morale, wykazanego szczególnie na terenie krajów podbitych. Oczywiście reżim nie rezygnował z ich przyszłych usług, zaś pobyt w obozie stanowił normalną w takich wypadkach przestrogę. W tym okresie poważnie wzrasta ilościowo część nieoficjalna II administracji obozowej. Wraz z napływem różnych grup narodowości niemieckiej powstała konieczność ustawienia ich na lepszych stanowiskach pracy i na funkcjach. Powstał więc szereg fikcyjnych funkcji i stanowisk dla tych, którzy stanowili pewnego rodzaju rezerwę kadrową. Z wyjątkiem „fioletowych", traktowanych gorzej, więźniowie Niemcy przechowywani byli przeważnie na blokach jako nieoficjalna służba porządkowa. Usługi ich były w dużej mierze fikcyjne i ograniczały się do udawania zajęć w momentach wizyt SS. Wyręczali oni blokowych i sztubowych w różnych funk- 30 31 cjach i przejawiali niedwuznaczną chęć do wyręczania ich w wymierzaniu sprawiedliwości. Oczywiście jako „osoby urzędowe" rościli sobie prawa do wszelkiego rodzaju dodatków, co pociągało