16105

Szczegóły
Tytuł 16105
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16105 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16105 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16105 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Krystyna Boglar Piramida intryg ISBN 83-7254-247-3 Wrocław 2002 Oczy mam zamknięte, ale podsłuch włączony- mruknęła Pierzasta, słysząc za sobą szelest kroków. Siedziała, jak zwykle, na przedostatnim stopniu schodów. Marmolada uśmiechnęła się lewym kącikiem ust. Prawy nie nadawał się do tego. Od ucha, przez policzek, do końca wargi przecinała go szeroka, dawno zagojona rana. - Siedzisz tu i zrywasz strupy z sumienia? Pierzasta posunęła się, robiąc miejsce. Jej podniesione „na Irokeza" włosy były dziś spryskane zielonym sprejem. -Wiem, co powiesz: pozbieraj się, otrzep z kurzu i zacznij od nowa. Nic z tego. Zawaliłam. Marmolada westchnęła. Pasmo włosów zakryło bliznę. Była wysoką, doskonale zbudowaną piętnastolatką, z przeszłością, o jakiej nie chciałby zapewne słyszeć żaden dobrotliwy kaznodzieja. Kamienica w Alejach Jerozolimskich, naprzeciwko Dworca Centralnego, była od środka zrujnowaną budą, trochę odnowioną od frontu. Jedną z tych, o których dawny świat zapomniał, a nowy jeszcze nie zaczął nawet myśleć. Na sześciu piętrach mieszkał konglomerat -przekrój warszawskiego społeczeństwa: zamożni, biedni, sfrustrowani, wiecznie śpieszący do pracy lub na wódkę, meliniarze i rzemieślnicy. Nic specjalnego. Jak wszędzie. No, może z wyjątkiem Pigalaka na Poznańskiej. I knajpy „U wesołego Józia", gdzie płaciło się najmniej za najlepszą na świecie golonkę i kaszankę ze skwarkami. W tej właśnie, pamiętającej dziewiętnasty wiek, kamienicy mieszkała piątka naszych bohaterów: Pierzasta, Marmolada, Książę o najpiękniejszych oczach, 5 Pustułka, imitujący głosy wszystkich ptaków, ssaków i komarów, oraz nowy - Megabajt. Ale o nim później. Pierzasta marszczyła brwi. Nienawidziła niepowodzeń. Jako wielokrotna laureatka olimpiad matematyczno-fizycznych przyzwyczajona była do pochwał. Ba, nawet do czołobitności co inteligentniejszych nauczycieli. A teraz taka porażka! - Co się właściwie stało? - Marmolada czekała. Należało czekać. I nie zadawać dwa razy tego samego pytania. -Wlepił mi pałę. -Kto? - Idiota. Nowy fizyk. - O co poszło? - Pytanie było raczej teoretyczne. Marmolada wiedziała, że odpowiedzi i tak nie zrozumie. - Chodzi o galaktyki. No... skupiska miliardów gwiazd. O to... że się oddalają od siebie. No wiesz, teoria Wielkiego Wybuchu. Ten nowy dupek powiedział, że jak się ma szesnaście lat, to nie powinno się udawać Einsteina! Tupot nóg zwiastował koniec zwierzeń na temat kosmosu. Książę o nienagannych manierach, w spodniach z angielskiej wełny, spadał z czwartego piętra. W kamienicy nie było windy. Przynajmniej od końca drugiej wojny światowej. -Jest sprawa... Marmolada przerwała szybkim ruchem ręki. - Pierzasta ma problem z nowym belfrem. Książę zastrzygł uchem. Jego długie, czarne rzęsy rzucały cień na policzki. - Co z nim zrobisz? - spytał rzeczowo. Taki już był. - Zasuszę go sobie w zielniku! - warknęła Pierzasta. - Albo zastrzelę. Książę skinął głową. Drugi pomysł był dla niego zrozumiały. Pierwszy wcale. 6 -Ale jest sprawa... - No to już są dwie - westchnęła Marmolada. - Bo ja też coś mam dla was. Pierzasta przestała cierpieć. Cień durnego belfra, który zdawał się nic nie wiedzieć o zderzeniu dwóch pustych wszechświatów, znikł jak zdmuchnięty. - Wal, Książę. Marmolada potem. Szesnastolatek ostrożnie oparł się o poręcz. Była brudna i jego poczucie estetyki wyło z bólu. Ale mieszkał, gdzie mieszkał. - Można zarobić dziesięć tysięcy. - Czego? - stęknęła Marmolada. Książę westchnął. -Tylko złotych, naturalnie. -Jedź dalej: kto, kiedy, gdzie i dlaczego? Książę był asem szachowym i specem od logiki. Nie trzeba mu było niczego tłumaczyć. Małe, niewinne słówko: dlaczego, stanowiło środek ciężkości każdego zadania. - Daje Marny Franek. Ten od panienek z Pigalaka. Kiedy? Natychmiast po wykonaniu zadania. Pierzasta zmarszczyła brwi. - O co chodzi? - O samochód. - Gdzie? - Na parkingu. Policyjnym. Marmolada gwizdnęła przeciągle. - Mówisz jak komputer z „Odysei kosmicznej". Wyjaśnij, bo moje myśli stanęły w korku. Książę łagodnie przechyli! głowę. Jego piękna, uduchowiona twarz stanowiła niezły kontrapunkt dla odrapanej, pokrytej graffiti ściany klatki schodowej. - Dziesięć tysięcy za wyprowadzenie śliwkowego porsche z policyjnego parkingu. Pierzasta cichutko zachichotała. 7 - No, no! Marny Franek musi mieć niezłego pietra. A teraz pytanie, Książę, logiczne: co jest w środku? Marmolada klasnęła w dłonie. - Wiedziałam! Kolesie Marnego Franka są znani wszystkim policjantom w Europie. Mysz się nie prześliźnie. Co jest takiego w porsche, nawet śliwkowym? Dlaczego płaci wielką kasę za zwinięcie byle blachy? Książę zszedł dwa stopnie niżej. Utkwił wzrok w obu dziewczynach. - Tego się musimy sami dowiedzieć. To będzie nasze nowe zadanie. Stukot wózka na podwórku zwiastował kłopoty. Pod starymi szmatami gangster, zwany w okolicy Fujarą, toczył do meliny na parterze codzienną porcję fałszywego alkoholu, rozlewanego gdzieś w okolicznych piwnicach. Wiekowy dom, choć sypał się ze starości i braku remontu, pamiętał czasy powstania warszawskiego i miał do dziś tajną sieć piwnic, ciągnących się całymi kwartałami. Spotykali się w tych lochach co i rusz bandyci i policjanci. Raz zwyciężali jedni, raz drudzy. Marmolada podciągnęła rękawy. - Chyba mu dam wycisk! Ciotka ma już dosyć sprzątania po meli-niarzach. Ciotka Marmolady pełniła zaszczytną funkcję dozorczyni w kamienicy przy Alejach Jerozolimskich. 1 miała oko na wszystko i wszystkich. Ale, niestety, niedomagała. I Marmolada, chcąc nie chcąc, pomagała w utrzymywaniu jakiej takiej czystości. - Tylko go nie uszkodź. Jak mu dałaś wycisk poprzednim razem, leczył rany przez trzy dni. W końcu doniesie... - Na policję? - roześmiała się dziewczyna. - Niech tylko spróbuje. Jeden cios karate i leży. Jest słabowity. Ostatnio nadwerężył nadgarstki, taszcząc w torbach butelki z ruskiego tira, którego dopadli pod Wołominem. Wszyscy kumple Kalafiora. Książę pokiwał głową ze zrozumieniem. Jako syn znanego dziennikarza znał sprawę z prasy. Sam mieszkał na czwartym piętrze od frontu 8 i rzadko spotykał się z ludźmi odwiedzającymi melinę wgłębi podwórka. Ale dusza detektywa podpowiadała mu ciąg zdarzeń: Marmolada da wycisk Fujarze, kłopoty spiętrzą się w piramidę, mieszkańcy kamienicy podzielą się na zwolenników i przeciwników użycia siły, Marny Franek ze strachu wycofa ofertę. A dziesięć tysięcy odfrunie w niebyt. Położył dłoń na ramieniu dziewczyny. Zrobił to łagodnie i niezwykle delikatnie. -Jak mawiają Chińczycy, mgły nie można rozpędzić wachlarzem. Nie rób nic, co mogłoby zaszkodzić sprawie. Z meliną rozprawimy się w następnej fazie. OK? Marmolada czuła, jak topnieje pod wpływem dotyku ciepłej dłoni Księcia. Za nic w świecie nie sprawiłaby mu przykrości. - Wyobrażać sobie, że można odsunąć problem, zamiast go rozwiązać, to... - Masz rację - Pierzasta nie lubiła, gdy któreś z nich popadało w nadmiar teorii - ale on też mądrze myśli. Co z tym porsche? Bierzemy sprawę? Jestem za. -Ja też - Książę musnął nienaganny przedziałek. - A ty? Marmolada uśmiechnęła się lewym kącikiem ust. - Zgoda. Zawiadomię Pustułkę. Chyba jest w sklepie. Sklep z butami Leona Gratka mieścił się w podwórzu, dokładnie na wprost meliny starej Malinowskiej. W szklanej gablocie, zajmującej część ściany od głównej bramy aż do klatki schodowej, paradowały mokasyny, białe damskie espadryle i eleganckie kolorowe pantofelki na niebotycznych obcasach, w które zaopatrywały się białoruskie, ukraińskie i rodzimego pochodzenia dziewczyny z Pigalaka. U Grałka miały rabat. A Pustułka znał je wszystkie, co niejednokrotnie przydawało się Piątce z Neonowej Dżungli. Tak się kiedyś nazwali, gdy tworzyli swoje „NNN" - Nieformalne, Niezarejestrowane i Nienazwane Biuro Detektywistyczne. - Dziś po zmroku spotykamy się w bramie. Razem pójdziemy na parking. Ten na Woli. Jest, co prawda, policyjny, ale oddany w pacht 9 prywatnej firmie. To nieco ułatwi zadanie - powiedział Książę. - Pierzasta zrobi rekonesans. - Zgoda - kosmos wraz z Big Bangiem odsunął się poza granice rzeczywistości. Teraz najważniejsza była odpowiedź na inne pytanie: dlaczego Marny Franek płacił taką kasę za kupę zwykłej blachy. Co było w śliwkowej maszynie, że za wszelką cenę gang chciał ją wyciągnąć z policyjnego parkingu? Po co? Bo że gang niejakiego Kalafiora wolał zrobić to cudzymi łapkami, czwórka geniuszy rozumiała doskonale. Marmolada przeskoczyła stos desek kamuflujących wejście do komórki - nielegalnej przybudówki - służącej meliniarzom za podręczny magazynek. Sklep z butami znajdował się po przeciwległej stronie podwórka. Pustułka często urzędował tam w zastępstwie ojca. Zaraz po szkole brał plecak, zeszyty i uczył się pracowicie pomiędzy jednym a dai-gim klientem. - Co jest? - podniósł wzrok znad zadrukowanej strony podręcznika o pająkach z wenezuelskiej dżungli. - Stało się coś? Marmolada przytaknęła. - No. Wojna w Afganistanie i Legia wygrała 3:1. - A tak naprawdę? - oczy Pustułki były okrągłe niczym brązowe guziki. Jego głowa przypominała piłkę futbolową porośniętą rzadką, nigdy nie strzyżoną trawą. Przyciężki korpus opierał się na krótkich, nieco krzywych nóżkach. Pustułka nie należał do najprzystojniejszych szesnastolatków. Ale był zwinny, niebywale sprawny fizycznie i genialnie otwierał wszystko: konserwy, sejf w banku centralnym lub skomplikowane zamki szyfrowe w pancernych drzwiach. Ponadto wiedział, jak obsługiwać kasę fiskalną. Do tego dochodziły laury z trzech olimpiad biologicznych. 1 jeszcze: naśladował wszystkie głosy stworzeń dużych i małych. Od bizonów po mrówki. O ile te ostatnie śpiewają przy pracy. -Jest robota. Niezła forsa od Marnego Franka. Pustułka zamknął podręcznik. - Sam się boi? Dlaczego, kurza melodia? 10 Marmolada zapatrzyła się w parę czarnych lakierowanych pantofelków, na które nigdy nie będzie jej stać. -Trefne porsche stoi na policyjnym parkingu. Na Woli. -Jasne. Za co zwinęli maszynę? - Trzeba wybadać. Marny Franek nic nam nie powie. Trzęsie portkami. Wóz jest śliwkowy. -Już dawno mówiłem, że Marny Franek nie nadaje się na gangstera! - prychnął. - Jego największym marzeniem jest napaść na bank i zostawić tam odciski teściowej. Pierzasta się zgodziła? Marmolada odwróciła się na pięcie. -Tak. Książę także. To on nadał sprawę. Powinieneś... Pustułka podniósł w górę dłoń. - Wiem, co powinienem. Czwarty, były narzeczony Dusi, jest gliną na Centralnym. Spróbuję wywęszyć, o co biega. Pierzasta też miała sprawę na Centralnym. Wkroczyła do hali głównej i od razu skierowała się pod ścianę, w pobliżu wejścia na pocztę. Czuła, że tam będzie. I był. - Profesorze! - szepnęła, delikatnie potrącając butem wystającą spod brudnej kołdry rękę z pustą butelką po piwie. - Profesorze, to ja! Lewe oko menela otworzyło się i szybko zamknęło pod wpływem ostrego światła. - Pierzasta? Nie teraz... -Teraz. Jutro mam klasówkę. Ten nowy... Menel wysunął głowę z tobołka. Na uszach miał czapkę z kolorowej włóczki. Nigdy niepraną. Wielodniowa szczecina pokrywała starą twarz. - Nowy belfer? Co ci zrobił? -Wlepił mi pałę. Zaczerwienione oczy starego człowieka zaświeciły iskierkami. - Tobie? - No. Niech pan spojrzy do zeszytu. O, tu. - Binary digit przyjmuje wartość 0 lub 1. 11 - Wiem. Chodzi o qubit. Nośnik informacji kwantowej. Co pan na to, profesorze? Menel uniósł głowę. Chwilę milczał, wreszcie stuknął brudnym palcem. - Qubit może reprezentować nie dwie wartości jak bit, lecz nieskończenie wiele... o, idzie Dudek. Pewnie zwędził jakieś jedzenie... - Przyniosłam panu kanapkę, profesorze. Z szynką. Więc jak zagiąć dupka? - Komputerem kwantowym. Największe nadzieje wiąże się obecnie z wykorzystaniem jądrowego rezonansu magnetycznego - zreuma-tyzowane palce z trudem utrzymywały długopis. -Tak i tak. Rozumiesz? -Jasne! - rozpromieniła się Pierzasta. - Wiedziałam, że pan mi pomoże, profesorze. Czy Dudek musi tak rzępolić na jednej strunie? Okropnie fałszuje. Oczy menela przymknęły się. Z ust zarośniętych białawą szczeciną wydobył się dźwięk na kształt chichotu. -1 o to chodzi! Ludzie dają mu pieniądze nie żeby grał, tylko żeby... przestał! - Był kiedyś muzykiem? - Nie. Kominiarzem. Ale mu zbrzydło łażenie po dachach. Zresztą, zawód przejęli faceci z radiostacjami. Dudek przyszedł tu, na Dworzec. 1 teraz zajmuje się zaopatrzeniem. - Gdzie organizuje żarcie? - Idź już. Nie podejdzie, dopóki tu jesteś. Nie ma śmiałości. Ma za to gorącą zupę. Idź, Pierzasta. I nie daj się dupkowi! - A teoria Wielkiego Wybuchu? Profesor podrapał się pod czapką. - Odpuść. Teoria Wielkiego Wybuchu może doprowadzić do niepokojących paradoksów... - To znaczy? - Widzisz... nie wiemy, dlaczego rejony kosmosu, które nie miały czasu „skomunikować się" ze sobą, mają identyczne własności... kanapka będzie na później. Idź, bo zupa wystygnie... 12 * Pierzasta skierowała się ku ruchomym schodom. Była zadowolona z konsultacji. Profesor od wielu miesięcy podkształcałją w zawiłościach fizyki kwantowej. Umiał wyjaśniać jak nikt. Po paru minutach rozumiała wszystko. Choć ta wiedza wykraczała poza szkolne potrzeby. - Mówią, że zwariował - myślała. - Ale to nieprawda! Jego mózg działa niczym szwajcarski zegarek. Po prostu zmęczyła go cudza wizja świata. Porzucając ją, stał się człowiekiem wolnym. Dosłownie. Byłby genialnym belfrem w mojej klasie! - mruknęła sama do siebie, zjeżdżając na perony. Nieoczekiwanie mignęła jej krępa sylwetka Pustułki. - Hej, zaczekaj! Nie usłyszał. Właśnie zapowiadano wjazd InterCity z Krakowa. Pierzasta włożyła dwa palce w usta. Gwizd, który się rozległ, obudziłby umarłego. Pustułka zatrzymał się w pół kroku. - Byłaś na lekcji fizyki? -Tak. Idziesz do Czwartego? Chłopak skrzywił usta. Wszyscy w kamienicy, i nie tylko, wiedzieli o rozlicznych romansachjego pięknej siostry Dusi. Także o tym, z jaką łatwością porzucała kolejnych narzeczonych. Numer czwarty był niegdysiejszą sympatią rudowłosej piękności. I przy okazji młodszym aspirantem policji z komisariatu na Centralnym. - Chcę, żeby koleś sprawdził, kurza melodia, dlaczego nasze śliwkowe porsche zostało odholowane na policyjny parking. - Zrobi to? Już dawno nie jest narzeczonym Dusi - Pierzasta obciągnęła przykrótką spódniczkę. - Ale wciąż ją kocha. Nic z tego nie rozumiem. Obecny, numer jedenasty, jest ochroniarzem w banku. A wszyscy poprzedni, cała dziesiątka, daliby sobie za nią wyrwać trzonowe zęby bez znieczulenia. Co ona ma takiego, kurza twarz? Pierzasta wzruszyła ramionami. - Też nie rozumiem. Ale póki są nam przydatni, nie należy z nich rezygnować. Wchodzisz sam? 13 Pustułka skinął głową. - Tak będzie lepiej. Zaczekaj na mnie koło kiosku z gazetami. Pierzasta strzelała okiem raczej w kierunku wózka z lodami. Przepadała za śmietankowymi w czekoladzie. - Mama będzie wściekła, jak się przyznam do lodów! - wymruczała, wymacując monetę w kieszeni plecaka. -Ale wróci z apteki późno. Pustułka wśliznął się bezszmerowo. Umiał poruszać się niczym tropiący Bladą Twarz Indianin. Młodszy aspirant Rysio, zwany numerem czwartym, popijał wystygłą kawę, przeglądając jakieś papiery. - Cześć, Rysiu! -To ty? Miałem już zamiar wyciągnąć spluwę. Włazisz cicho jak duch. Masz sprawę? Pustułka skrzywił usta. - I to cholernie ważną. Pomożesz? Rysio roześmiał się. Miał wąską, lisią twarz i potężną czuprynę. -Już tak ktoś kogoś pytał - w polityce. Dawno temu. - Stary, chodzi o śliwkowe porsche, które gliniarze wstawili na swój parking. Przy Pańskiej. - Znasz numery? Pustułka rozłożył dłonie. - Chcę tylko wiedzieć, komu i za co zwinęli wóz. Stuknij w komputer, a załatwię ci obiad z rudą. Co? Rysio uniósł w górę rozmarzony wzrok. Przez chwilę wyglądał na skończonego półgłówka. A przecież nim nie był. Wspomnienie rudej Dusi przemknęło falą gorąca. I minęło. - Naprawdę załatwisz obiad? Dobra. Powiem ci, że ten wóz jest trefny. Mafia przewoziła nim dwa kilogramy heroiny. Ukryto ją w podwoziu. Pustułka wzruszy! ramionami. - Głupiejesz, Rysiu? Z tęsknoty za moją siostrą? Młodszy aspirant przesunął dłonią po sterczącym czubie. - To byli ludzie z gangu niejakiego Kalafiora. Koledzy z wolskiego 14 komisariatu dobrze przetrząsnęli ten wóz. Jest już czysty niczym niemowlak po kąpieli. Pustułka bębnił palcami po biurku. - Nie może być czysty, skoro gang koniecznie chce go odzyskać. Nie zależy im na heroinie. - A chce go odzyskać? - Uhum. Ale to wiadomość tylko dla ciebie. Na razie. Kapujesz? Aspirant zmarszczył brwi. - Ile czasu mam o tym nie wiedzieć? - Do rana. Potem możesz donieść komendantowi na Woli i zarobić na gwiazdkę. Taką informację mogłeś uzyskać... powiedzmy... od jakiegoś żula przyłapanego na peronach. Mogło tak być? Rysio spoważniał. - Mogło. Macie czas do ósmej rano. I ani minuty dłużej. Numer porsche to WAT 432. Jak widzisz, rejestracja warszawska - zerknął w komputer. - Niestety, kluczyki są na komendzie. Pustułka wyciągnął dłoń. - Nie obrażaj mnie, Rysiu! No to cześć, szwagier. - 1 co? - spytała Pierzasta, wyrzucając do kosza patyczek po lodach. - Była heroina. Przyłapała ich drogówka. Wóz jest na pewno kradziony, ale nikt na razie tego nie zgłosił. Zerknąłem w komputer, bo Rysio akurat, dziwnym trafem, oczywiście, odwrócił głowę. - Więc co przeoczyli? No... gliniarze. - Tego nikt nie wie. Mamy czas do rana. - Zapowiada się upojna noc - westchnęła Marmolada. W stróżówce było zdecydowanie ciasno. - Książę, pójdziesz na wabia? - Oczywiście. - Wóz skradziono pewnemu adwokatowi z Mokotowa - powiedział Pustułka, zaglądając do notesu. Zawsze wszystko notował. Był dokumentalistą grupy. A także głównym księgowym. „Nieformalne, Niezarejestrowane i Nienazwane Biuro Detektywistyczne" nie miało 15 swego konta w żadnym z banków. Funkcję sejfu spełniała stara pierzyna w rodzinnym kufrze. -Jak się nazywa papuga? - Marmolada wyjrzała oknem. Z parteru miała widok na całe podwórko i wejście z bramy. - Papuga? A, myślisz o prawniku... - Pustułka zajrzał do notatek. -Krzysztof Lubelski. - Będę jego jedynym synem - skinął głową Książę. -1 tak się przedstawię parkingowemu. Powiem, że wwozie została teczka z ważnymi sądowymi papierami... - Przecież gliny wypatroszyły porsche ze wszystkiego! - jęknęła Marmolada. Książę zniecierpliwił się wyraźnie. -Ty nigdy nie zrozumiesz człowieka bogatego. Wziętego adwokata, który nic nie wie o żadnym przemycie heroiny. Doskonale za to pamięta, że zostawił w wozie teczkę, więc musi być tam nadal. Bo takie jest prawo adwokackiej teczki. Skoro nie ma czasu, by samemu się zgłosić do parkingowego - posyła jedynaka. Doskonale ubranego młodego człowieka, który ma brytyjski akcent, bo chodzi do odpowiedniej szkoły. Marmolada zgasła niczym świeca w więziennej celi. Fakt, nie rozumowała jak bogaty papuga, tylko jak biedna dziewczyna, szorująca schody starej kamienicy w zastępstwie schorowanej ciotki. Podniosła wzrok na Księcia z pełnym podziwu uwielbieniem. - Masz rację. Pierzasta miała dość. - Kończcie te pogwarki. Najpierw ja pójdę na rekonesans. Strategię obmyślimy później. ? - Wraca twoja mama z apteki! - głos Marmolady zabrzmiał ostrzegawczo. - Kiedy zbiórka? Pierzasta już stała przy drzwiach. Spojrzała na zegarek. - Zmrok zapada koło ósmej. Najlepiej spotkajmy się o dwudziestej pierwszej. Przed zakładem zegarmistrzowskim. Cześć! Książę odwrócił się ku Marmoladzie. 16 - Kto tak hałasuje na trzecim piętrze od podwórza? Wnoszą jakieś meble. Wiesz coś o tym? Dziewczyna kosmykiem włosów zasłoniła bliznę. - Wnuk się wprowadza do Kurka. - Zegarmistrza? - Pustułka też lubił wiedzieć, co się dzieje w kamienicy. - Tak. Do pana Leopolda. Ale jest z tym problem. - Z gnojkiem? Rozrabia? Marmolada napełniła garnek wodą. Zaczęła obierać ziemniaki. Już była spóźniona, ale za nic na świecie nie wypędziłaby Księcia ze stróżówki. - Nie. Ma piętnaście lat i jeździ na wózku. Paraliż nóg... czy coś w tym rodzaju. Książę zmarszczył brwi. - To jak będzie zjeżdżał z trzeciego piętra? Marmolada wzruszyła ramionami. - Nie będzie. Nie ma takiej możliwości. Wniosą go na górę i tam zostanie. Tak bywa. Pustułka stracił zainteresowanie. - Chorym ciężko się dziś żyje. Ale mógłby stary Kurek zamienić się mieszkaniem z Malinowską. Książę wybuchnął śmiechem. Ale zaraz przyłożył do ust śnieżnobiałą chusteczkę. - Z meliniarą? A jaki klient chciałby się wdrapywać na trzecie piętro po wódkę? Cały interes Malinowskiej i jej synka Fujary ległby w gruzach. - No właśnie - wycedził Pustułka z ręką na klamce. - Pomyślcie tylko, jaką zrobilibyśmy przysługę społeczeństwu! Raz - pomoglibyśmy biednemu kalece, dwa - uwolnilibyśmy kamienicę od meliny. Książę przesunął dłonią po nienagannie ułożonych włosach. - Myśl sama w sobie przednia. Ale na razie rozpracujmy śliwkowego porsche. Przejdę się tła róg Poznańskiej. Może Marny Franek puści farbę. Choć wątpię.,E0Fsię sweg^szefa - Kalafiora. Cześć. /SfF\UN U VI 1^ •/ 17 - Wlepi! mi palę! - denerwowała się Pierzasta, zmywając szamponem zielony sprej. - Mnie! Rozumiesz, mamo? Pani Strużycka rozrabiała mleko z mąką na bliny. - Musiał być jakiś powód, nie? On cię jeszcze nie zna, córeczko. Może jest zazdrosny? - O moją wiedzę z astrofizyki? Chce mnie zgnoić dla własnej ambicji? Nigdy! Z patelni unosił się zapach gorącej oliwy. Matka z czułością przyglądała się dorastającej jedynaczce. - Też mi się tak zdarzyło - na trzecimYoku. Asystent się uparł, żeby mi nie dać zaliczenia, choć byłam od niego o niebo lepsza. - 1 jak się skończyło? - Egzaminem komisyjnym. - Powaliłaś wszystkich na łopatld? - zielona woda spływała z głowy Pierzastej. - A jak? Był huk na całej farmacji. Z tobą też tak będzie. Wybierasz się dokądś? - Logicznie rozumujesz, mamo. Tam, gdzie idę, zielone pióra nie byłyby wskazane. - A powiesz mi, dokąd? Pierzasta pokręciła mokrymi włosami. - Nie mogę. Ale wszystko, co robię, mieści się w granicach dobrych intencji. Amen. Pani Strużycka przewróciła bliny na drugą stronę. Pachniały wanilią i miodem. - Nie masz sumienia. Zostawiasz mnie w niepewności. Pierzasta objęła matkę ramionami. - Mam sumienie piły mechanicznej. Fakt! - Ciociu, a jakby tak rozpuścić wśród lokatorów pomysł zamiany mieszkań? No... tego niepełnosprawnego chłopaka przenieść do mieszkania Malinowskiej. A ją na trzecie... 18 Ciotka otarła spocone czoło. - Dziecko, masz pojęcie, jaki to problem? To są mieszkania komunalne. Administracja się nie zgodzi. - Dlaczego? - Bo od meliniary Malinowskiej dostają w łapę. Za to, żeby się nie przyglądali bliżej interesom jej synalka. Wszyscy wiedzą, że Fujara handluje nielegalnym alkoholem. - Korupcja w naszej administracji! - Marmolada przysiadła ze śmiechu. - Który to urzędas? Ciotka zasznurowała usta. - Wiem, ale nie powiem. Nie chcę stracić pracy. 1 tej służbówki. Gdzie byśmy się wyniosły? Do twoich? Do Koszalina? Marmolada zasępiła się. O rodzicach wolała nie pamiętać. Z Kołobrzegu uciekła cztery lata temu. Sama. W zimie. Bez butów, boje sprzedali na wódkę. - Ale trzeba jakoś wykurzyć tę babę. Kiedyś trzeba! Marny Franek ze srebrnym kolczykiem w uchu poganiał dziewczyny. - Do roboty! Nie stać w grupie! W ten sposób żadna nie złapie klienta! - O tej porze? - zajęczała brunetka w czerwonej kurteczce. W jej głosie wyraźnie słychać było wschodni zaśpiew. - Za wcześnie. Książę spod oka przyglądał się kolorowemu stadku. Dał znak Marnemu Frankowi. Gangster zbliżył się ukradkiem. -I co? Książę pociągnął nosem z dezaprobatą. - Czym ty się spryskujesz, człowieku? Sprejem na muchy? Śmierdzi niczym krowie łajno. Gangster zmarszczył czoło. -Ty się nie zajmuj moimi perfumami. Mów, co z porsche. - Nie powiedziałeś, że kradziony. Marny Franek uderzył pięścią o pięść. Rozległ się metaliczny szczęk kastetu. 19 - A co myślałeś? Że ferajna wozi towar własnymi mercedesami? Wiadomo, że kradziony. Książę strzepnął nieistniejący pyłek z rękawa eleganckiej kurtki od Bossa. - Gliny przetrząsnęły wóz. Zebrali odciski palców. Wybebeszyli podwozie i całe wnętrze. Co tam jest, człowieku? Gangster szeroko otworzył oczy. -A co ma być? Gablota jest potrzebna i tyle, koleś. A na Woli nie da się przekupić glin. Kalafior zalazł im za skórę. Nikt z naszych nie wyprowadzi maszyny. Wszystkich obserwują. Więc jak? Książę zmrużył oczy. Nie wierzył w ani jedno słowo Marnego Franka. „Gablota potrzebna?- myślał- przecież mogą w każdej chwili ukraść nową! Nie, coś takiego musi być w aucie, za co Kalafior daje dziesięć tysięcy". Nie uszło jego uwagi, że z przeciwległej strony ulicy przygląda im się dwóch typów. Niczym się nie wyróżniali. Żadnych złotych łańcuchów, sygnetów, kastetów ani odstających pod pachami marynarek. Ot, dwóch facetów zajętych rozmową o biznesie lub wódce. - Nie oglądaj się - mruknął do Franka. - Masz tu jakąś obstawę? Marny Franek zamarł. -Ja? Czyją? Ten róg i dziewczyny to moja działka! Nikt nie ma prawa... - Mówiłem, nie oglądaj się! Głowa gangstera wróciła na miejsce. -Jest dwóch. Wiesz, że się nie mylę. Nigdy. Konkurencja albo własna formacja ci nie dowierza. Dobrze, żebyś o tym pamiętał. - W porządku. Co z porsche? Książę zamrugał rzęsami. - Załatwi się do rana. Znasz wjazd w bramę za Urzędem Podatkowym? Takie podwórko z zielonym krzakiem na środku? - Na Lindleya? Kojarzę. - Porsche będzie tam przed ósmą. Potem idę do szkoły. Nie mogę się spóźnić na kartkówkę z polaka. Jasne? - Szef będzie zadowolony. Tylko nie nawal! 20 - Bóg, pistolety i odwaga stworzyły Amerykę! - powiedział Książę łagodnie. - Ale ty i tak niczego nie zrozumiesz. Odwrócił się na pięcie i ruszył prosto w kierunku stojących mężczyzn. Mijając ich, uśmiechnął się szeroko: - Dobrego dnia życzę! Faceci zamarli. Jeden miał na przegubie złoty zegarek od Cartiera, drugi zielony krawat w kostki do gry. Albo byli wywiadowcami z policji, albo konkurencyjną forpocztą innego gangu. Jedni i drudzy powinni się zachowywać bardziej profesjonalnie. No cóż, żaden z nich nie miał wiedzy, uroku ani manier Księcia. - Panie Kurek! - wołała dozorczyni, wychylając się ze stróżówki. - A co takiego, pani Kątna? - Dużo jeszcze tych gratów? Bo Jakubowska, co to mieszka pod panem, narzeka na hałasy. Leopold Kurek, zegarmistrz, który w kamienicy mieszka! od czterdziestu lat, zatrzymał się w pół kroku. Dźwigał pudło pełne dyskietek i kaset. - Muszę zanieść rzeczy wnuka. 1 trochę poprzestawiać meble. To tylko dwa pokoje. Od śmierci żony... -A jego rodzice? Znaczy... pański syn? Machnął dłonią. - Na saksach. W Hamburgu. Znaczy... u Niemca. Syn wyuczył się na inżyniera od tej... no, elektroniki. Wnuk taki sam! Tylko mu komputery w głowie. Trzeba mu to wszystko zainstalować, popodłączać. Biedak -ściszył głos - nogi ma sparaliżowane. Operacja droga. Dlatego oboje wyjechali. Żeby zarobić. Chłopak sam się uczy. Nauczyciele sprawdzają raz na tydzień. Przez ten... jak mu tam... Internet. Stróżka wzruszyła ramionami. - Dziwy jakieś teraz się porobiły. Na targowiskach każą zakładać kasy fiskalne! Słyszał to kto? W jakich czasach my żyjemy? A myślał pan o zamianie mieszkania? Przecież chłopak musi na powietrze wyjść! Zegarmistrz westchnął. 21 - Myśleć to myślałem. Złożyłem nawet podanie. Ale to dom komunalny. Zajdę do pani Fijałkowskiej z administracji. Może co poradzi? Dozorczyni prychnęła. -Jak jej pan da w łapę. Bez paru tysiączków ani rusz. Ja to panu mówię, bo coś o tym wiem. Kurek skinął siwą głową. -Ja też, pani Kątna. Mój zakład zegarmistrzowski ledwo zipie. Dziś nikt nie naprawia zegarków. Nowoczesne mają. Baterie na parę lat starczają. A płacić za lokal muszę. Dobrze, że syn na wnuka płaci ładną sumkę. Bo chłopak zdolny, że hej! Nogi mu nie będą w życiu tak potrzebne jak głowa. Może by pani siostrzenica do niego zajrzała? Sam siedzi... - Dobrze, powiem. Oni się dawno ze sobą skumali. Cała czwórka. Ta córka farmaceutki i syn dziennikarza spod szesnastki. Także młodszy od Grałków. Ten, co umie naśladować nawet maszynę do szycia. Na pewno zajrzą do chłopaka. To dobre dzieciaki... Pustułka robił porządki. Jego pokój, odziedziczony po rudej siostrze Dusi, która poszła na swoje, przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy. Całą przestrzeń wolną od książek zajmowały pudła z przeróżnymi narzędziami. Można nimi było odkręcić koła samochodu, zdemontować łazienkę, przyłożyć wrogowi tak, żeby zapamiętał na długo, i otworzyć zabezpieczenia w Forcie Knox, gdzie rząd Stanów Zjednoczonych trzyma całą rezerwę złota. - Kluczyki do porsche? - grzebał w skrzynce. - Są! Ale nie ten model. Trzeba będzie leciutko podpiłować... o, tutaj... - mruczał, z miłością gładząc metal. - Nożyce do cięcia siatki... dużo tego, kurza melodia. - Szymek! - rozległ się głos matki. -Co? - Dlaczegoś zamknął sklep? Klientka chciała buty do tańca! Leć no zaraz! Niska blondynka z silną trwałą weszła do pokoju. 22 - Ale tu bałagan! Co ty znów majstrujesz? Pustułka zastygł z kluczem francuskim w ręku. -Jak to co? W kuchni leje się z kranu. Tata miał naprawić! Matka przetarła dłonią spoconą twarz. -Tata na stadionie. Przecież szczęki na bazarze nie zamknie. Teraz dopiero handel ruszył. Leć, synku, otwórz sklep. - Duśka mogłaby pomóc, nie? Po coście jej kawalerkę kupili? Na mnie wszystko spada: szkoła, kran, sklep w podwórzu. Kobieta cofnęła się za próg. - Nie wściekaj się. Jak przyjdzie twoja kolej, też dostaniesz kawalerkę. Wiesz, że tu się nowy chłopak sprowadził? Podobno wnuk Leopolda. Nie chodzi. Na wózku jeździ po mieszkaniu. Ale ma całą kupę sprzętu. Komputery i te... inne. Pustułce zabłysły oczy. - Skąd mama wie? - Od dozorczyni. Cały dzień pudła wnoszą. Aż Jakubowska miotłą waliła w sufit, żeby się uciszyli. No, leć, synek, na dół. Ja już nóg nie czuję. Cały czas stałam na stadionie. A tam albo Ruscy się tłuką, albo Wietnamczycy. Pustułka spakował torbę. Wolał ją przechować w sklepie niż później znosić po schodach. Zawsze mniej się rzucało w oczy. Klientka zmierzyła trzy pary pantofelków, zanim wybrała czerwone ze złoconymi obcasami. Zapłaciła bez szemrania. Marmolada wsadziła głowę przez szparę w drzwiach. Specjalnie, żeby dzwonek nad framugą nie zabrzęczał. - Długo tu będziesz siedział? -Torbę już zniosłem. Matka właśnie wróciła ze stadionu. Widziałaś tego nowego chłopaka? - Wnuka pana Kurka? Nie. A co? - Podobno ma komputer najnowszej generacji. Jeśli ma także drukarkę i dostęp do Internetu, to przydałby się nam. Marmolada potarła bliznę na policzku. - Pogadam z Pierzastą. Jest szefową. 1 niech tak zostanie. 23 Było już po zmroku, gdy z bramy starej kamienicy wysunęły się cztery cienie. Tuląc się do murów, przemykały bezszelestnie niczym ćmy. - Miałeś być we fraku! - szepnął Pustułka, widząc Księcia w dresie i markowych adidasach. -Jak będziesz udawał syna bogatego adwokata? Pierzasta ostro parła do przodu. Za nią nieodłączna Marmolada. - Zmiana planów! -wionęła w kierunku Pustułki. - Byłam tam. Zrobiłam plan. Tu masz rysunek. Nasz śliwkowy stoi na szczęście daleko od budki parkingowego. Tuż przy siatce od strony Pańskiej. Łatwiej go wyprowadzić, niż robić cyrk z synem Lubelskiego. Ja się zajmę parkingowym. - Przecież to gliniarz! - zaszemrała Marmolada. - Żaden gliniarz. Policja nie ma tylu ludzi. Parkingu pilnuje cywilny cięć. Lubi piwo. Pustułka uginał się pod ciężarem torby z narzędziami. - Musicie tak pędzić? Mamy kupę czasu. Książę wzruszył ramionami. - Nie mamy. Auto musimy odstawić na podwórko jak najszybciej. Wiecie, które? -Jasne - Marmolada wyjęła ręce z kieszeni kurtki. Jej palce cały czas zaciskały się na rękojeści ostrego, bardzo porządnego noża sprężynowego, bez którego nie ruszała się na krok. - Zmieniamy tablice rejestracyjne? Zatrzymali się przy krawężniku. Zapaliło się czerwone światło i jezdnią sunęły stada aut. - Nie warto. Podprowadzę go ostrożnie. Żaden z drogówki nie zatrzyma mnie do kontroli. A swoją drogą to głupota, żeby dawać prawo jazdy dopiero siedemnastolatkom. - Poczekasz rok i będziesz legalny - roześmiał się Pustułka. -1 tak masz szczęście, że twój stary daje ci pojeździć swoją gablotą! - Tata sam mnie uczył. Ale tylko w okolicach działki. Tak jak kiedyś mojego brata. Michał dziś pruje niczym rajdowiec. - Musi, skoro skończył szkołę policyjną - roześmiała się Pierzasta, wkraczając na jezdnię. 24 - Ukończył prawo. Dopiero potem zajął się kryminalistyką. Dziś jest ekspertem. - I nie wie, że jego młodszy brat, kurza twarz, wykrada właśnie samochód z policyjnego parkingu! - prychnął Pustułka. - W zbożnym celu! - zachichotał Książę. - Tam, na bezpiecznym podwórku, sprawdzimy tę gablotę. Policja musiała coś przeoczyć. Pierzasta zwolniła. Byli już niedaleko. Należało udoskonalić plan. - Proponuję, żebyśmy się rozdzielili. Ja zaczepię parkingowego. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, dam mu do wypicia piwko... - Co w nim jest? - Pustułka wolał znać prawdę. - Nic takiego. Środek usypiający. Mama go używa, gdy ją dopadają stresy. Ty, Pustułka, zaczniesz naśladować psy, koty, co chcesz. Byle głośno. Faceta trzeba wywabić z budki. I nie daj się przyłapać. Marmolada i Książę przyczają się tuż za siatką. Na tyłach wozu. Potem, kiedy piwo zadziała, wytniecie tyle siatki, by wyprowadzić porsche tyłem. - Bez świateł - dorzucił Książę. - Marmolada mnie ubezpiecza. W razie gdyby się ktoś napatoczył, wie, co robić. Marmolada uśmiechnęła się lewą częścią ust. Wiedziała. Czasem wystarczyły dwa ruchy ramion. Czasem trzeba było użyć nóg. Karate i kick boxing ćwiczyła od lat. Ostatnio w klubie „Fantazja" niedaleko Wilczej. I była najlepsza. Parking, dość duży teren przy ulicy Pańskiej, zjednej strony otaczał ceglany mur - pozostałość po zburzonej kamienicy. Z drugiej, od Miedzianej, stała oświetlona budka strażnika. Siatka tworzyła narożnik. W budce był tylko jeden człowiek, którego cień padał na żółto malowaną ścianę. - Marmolada, Książę, na stanowiska. Tam rośnie kilka krzaków. Uważajcie. Każdy ma latarkę? - Tak jest, szefowo! - szepnęła Marmolada, znikając w mroku. Wrzaski goniących się kotów i przeraźliwe szczekanie oszalałego brytana wywabiłyby nieboszczyka z trumny. Strażnik żył i, choć jadł kanapkę, wyskoczył z budki zobaczyć, co się dzieje. Pierzasta obciągnęła krótki sweterek. Wcześniej wypchała stanik 25 watą. Miała być seksowną nastolatką w mini. Nawet ukochane glany zamieniła na złote sandałki. Czuła się jak przebrana zakonnica. - Pan zabierze psa! - wrzasnęła, wskakując na parking pod zamkniętym szlabanem. - On mnie zagryzie! Pustułka wył, szczekał, miauczał tak doskonale, że ciec zgłupiał. -Ja nie mam psa. Poszedł won! Pierzasta kuliła się w sobie, opierając się o ścianę budki. - No, niech pan coś zrobi! - dziewczyna przesuwała się do wejścia. - Niech go pan zawoła! Parkingowy nie wiedział, co robić. Dziewczyna była tak przestraszona, że nie miał sumienia odesłać ją w groźnie warczącą ciemność. Był przysadzistym, łysiejącym pięćdziesięciolatkiem, wciąż łasym na dziewczyny o długich, zgrabnych nogach. I wielkich zielonych, zapłakanych oczach. -Wejdź. Nie wiem, czyje to bydlę. Pewnie jakiś dzieciak go wyprowadzi! i teraz nie umie odwołać. Rozległ się ostry gwizd i cienki dziecinny głosik: - Rozmus, do nogi! A potem znów przeraźliwe szczekanie. - Zaczekam tu chwilę - wyjąkała Pierzasta, ocierając łzy. Zawsze umiała płakać na zawołanie. Od dzieciństwa potrafiła tym rozbroić dalszą i bliższą rodzinę. - Tu u pana jest bezpiecznie. Wrzaski psa i kota zdwoiły się. Pierzasta przyjrzała się przysadzistemu. Znała ten typ mężczyzn. Wielokrotnie obserwowała ich na Pigalaku. - W gardle mi zaschło ze strachu. Mam piwo. Ojciec mnie posłał. Dobre, holenderskie. Napije się pan? Parkingowy zerknął na niedojedzoną kanapkę, z której wyłaził plasterek salcesonu. Obok leżał ogórek i stal termos z kawą. Na widok charakterystycznej butelki oblizał usta. - Co się mam nie napić. Chociaż... -Jak pan chce - Pierzasta cofnęła rękę. Nie powinna nalegać. Tak mówi podręcznik psychologii, który przestudiowała w czasie wakacji pod namiotem. - No? 26 Silnie owłosiona dłoń sięgnęła po butelkę. - Panienka da. Mam tylko jeden kubek. Pierzasta zatrzepotała rzęsami. - Będzie dla pana. Ja wypiję resztę. Gulgotał i cmokał, jakby nie pił niczego od stu lat. Na jego czerstwej twarzy rozlewał się błogi uśmiech. Piwo było naprawdę dobre. Trochę ciepłe i nafaszerowane sporą dawką środków, które na szczęście, nie psuły smaku. - Teraz ty. Pierzasta przytknęła szyjkę butelki do ust, ale ani jedna kropla nie popłynęła jej do gardła. - Reszta dla pana. Dziękuję. Psa już chyba nie ma. Pójdę do domu, bo potem będę się bała. Porzuciła bez żalu swoją ofiarę i zniknęła w mroku. -Jak idzie? - spytała po chwili, gdy już dostrzegła trzy ciemne i ciche sylwetki ukryte w krzakach jałowca. - W porządku - Pustułka sprawnie ciął siatkę. Robił to cicho i bardzo porządnie. - Gotowe. Wypił piwo? -Jeszcze jak! - roześmiała się Pierzasta, dyskretnie wyciągając watę ze stanika. Zwiniętą w kłąb włożyła do torby przy pasku. - Trzeba chwilę poczekać. Książę niecierpliwił się. -Jak długo? Ojciec nic nie wie o mojej nocnej eskapadzie. Wróci do domu późno, ale... - Mnie też czeka bura - wzruszył ramionami Pustułka, wyjmując z bocznej kieszonki kluczyki. - Przeżyjemy. Marmolada zakryła mu usta dłonią. -Cicho! Ktoś tu jest. Obejrzeli się. Po przeciwległej stronie ulicy majaczyły dwa cienie. Wtapiały się całkiem udatnie w ścianę po ceglanej kamienicy. - Dwóch facetów- szepnął Książę. - Coś mi się wydaje, że to ci sami, którzy obserwowali mnie i Marnego Franka. Musieli nas namierzyć. - Nic nie mówiłeś! - syknęła Pierzasta. - Marmolada, zajdź ich z le- 27 wej. Książę, ty z prawej. Nie ukrywaj się. Ale żadnych wrzasków. Sprawdzę, czy piwo podziałało. Marmolada poczołgała się wzdłuż siatki. Robiła to nie gorzej od faceta zwanego w filmie Rambo. Zresztą, był jej idolem. W tym czasie Książę swobodnie przekraczał pustą jezdnię. Dwa cienie zbiły się, nie wiedząc, co robić. Nie nadawali się do służb specjalnych. Ani do sił szybkiego reagowania. Najprawdopodobniej byli niedouczonymi wywiadowcami albo gorszego gatunku „żołnierzami" obcego gangu. Tak czy inaczej, cztery minuty później leżeli na chodniku zakneblowani, z wytrzeszczonymi ze zdumienia oczami. Marmolada sprawnie krępowała im nogi mocną linką z zapasów Pustułki. Naprawdę, „NNN - Biuro Detektywistyczne" zaopatrzone było nie najgorzej. Kiedy Książę odciągnął dwa tułuby do sąsiedniej bramy, ukrywając je przed spojrzeniami nielicznych przechodniów, był już pewien: jeden z nich miał krawat w kostki do gry, a drugi złotego cartiera na przegubie. Pierzasta ostrożnie podchodziła do budki parkingowej. Przysadzisty, z głową w salcesonie, spał snem sprawiedliwego. - Dobrych snów, dziadku! Wypchnięcie dużego, ciężkiego wozu poza siatkę nie należało do łatwych zadań. Choć Pustułka sprawnie otworzył zamek i wrzucił wsteczny bieg. - Diabli, coś blokuje - wyszeptała Marmolada, schylając głowę. - Ale co? - Książę zaczynał się niecierpliwić. Pustułka rozpłaszczył się na ziemi, obmacując podwozie. - Wiem, to krawężnik. Z czasów gdy przebiegała tędy druga ulica. Nie da rady. Trzeba włączyć silnik. Książę delikatnie włączył zapłon. Silnik zamruczał jak rozleniwiony kot. - Do wozu! - zażądał. - Wszyscy! Jest diabelnie mało benzyny. Dwie minuty później śliwkowy porsche sunął łagodnie ulicą, kierując się ku placowi Starynkiewicza. Nie niepokojeni przez nikogo, ostrożnie skręcili w wiadome podwórko. 28 - Pusto - meldowała Pierzasta. - Zmieścisz się? Ostrożnie. Zaparkuj przy ślepej ścianie. 1 wyłącz światła. Kim byli ci dwaj, co próbowali nas szpiegować? -Jeszcze nie wiem - Książę uspokajał oddech. Po raz pierwszy prowadził tak szybki wóz w samym sercu dużego miasta. - Ale poznałem ich. Rano obserwowali Marnego Franka i cały pigalak. Teraz, kochani, nie ma czasu na wyjaśnianie sprawy. Przeszukujemy wóz. Metodycznie, każdy paproch może być ważny. -Jasne. Coś tu być musi. Coś, czego nie zauważyli policjanci -warczała Pierzasta, rozdając cienkie, chirurgiczne rękawiczki. - Przecież to byli najlepsi eksperci od zabezpieczania śladów - Pustułka w świetle latarki starannie obmacywał podsufitkę wyłożoną szarym, sztucznym zamszem. - Wszystko tu odkleili. Są ślady. Książę, centymetr po centymetrze, badał tablicę rozdzielczą. - Zgadza się. Michał nieraz mi wyjaśniał, na czym polega badanie kryminalistyczne. Ale najlepszy ekspert może nie wiedzieć, co bandyci ukryli. Szukali narkotyków i je znaleźli. Marmolada oświetliła latarką szary dywanik. -Tu też szukali. Może narkotyki przewozili jedni gangsterzy, a coś ukryli inni. Pierzasta zastygła w bezruchu. - Tak myślisz? To całkiem prawdopodobne. Gang Kalafiora ukradł porsche do przewiezienia prochów, nie wiedząc... Książę zastanowił się. - Wiecie, co mi przychodzi do głowy? - Że mecenas Lubelski, właściciel auta, mógł w nim schować coś, co należało do konkurencyjnego gangu. Pustułka, który wysiadł z auta, by opukać felgi, aż zaniemówił. - Co ty, kurza melodia? Papuga na usługach ludzi Wołomina? No... już bywało, prawda. Ale to musiałby być zbieg okoliczności nie z tej ziemi! Książę badał schowek pod deską rozdzielczą. - Są rękawiczki. Noszone. Stare. 1 parę kaset z muzyką. Pierzasta uniosła głowę. 29 - Gliny nie zabrały kaset? Marmolada wzruszyła ramionami. -Na pewno je przesłuchali. My też możemy to zrobić. W domu. Bo tu nie ma radia. Nie dziwi was to? Są kasety, a radia ani... - ściszyła głos. Z bocznej klatki schodowej ktoś wychodził na podwórko. Na szczęście nie zwrócił uwagi na dodatkowe auto. Stały tam już dwa odrapane maluchy i jeden fiat uno. Książę uważnie przyglądał się trzymanym kasetom. - Mikis Theodorakis. To grecka muzyka. Jest też Scorpions „The wind of change" i Dire Straits „Brothers in arms". Dziwny zestaw. Pierzasta zajrzała mu przez ramię. - Dwie ostatnie kasety mnie nie dziwią. Ale folklor grecki? Kto tego słucha? -Ja! - warknęła Marmolada. - Kiedy tylko mogę. Co prawda, nie mam własnego odtwarzacza, ale... Pierzasta wyrwała Księciu kasetę. - Zaczekaj, co tu jest przyklejone? - Kod paskowy - wzruszył ramionami Pustułka. - Do odczytania przez kasę fiskalną. Pierzasta zacisnęła palce na czarnym plastiku. - Nie rób ze mnie idiotki! - warknęła. - Mam fotograficzną pamięć do cyfr. I wiem, że na kodzie kreskowym jest ich dwanaście, góra trzynaście. Atu? Wszystkie głowy pochyliły się nisko. - Dwadzieścia siedem - policzyła Marmolada. - A na pozostałych kasetach w ogóle nie ma nalepki z kodem kreskowym! - Fakt - Pustułka czuł, jak mu cierpnie skóra. -Te liczby naklejone na towarach zaczynają się od 5, 9, 0. Wiem, bo mamy w sklepie kasę fiskalną. Też mam pamięć do cyfr. Książę ostrożnie zatrzasnął drzwiczki samochodu. - Zabieram kasety. Zmywamy się. Niczego innego nie znajdziemy. Policja rzeczywiście wymiotła nawet martwe karaluchy. Czy ktoś dotykał czegoś bez rękawiczek? 30 Cztery pary rąk uniosły się do góry. Wszystkie w silikonowych osłonkach, najlepszych z aptecznych zapasów pani Strużyckiej. -W porządku, Książę. „NNN - Biuro Detektywistyczne" nie popełnia dziecinnych błędów - westchnęła Marmolada. - Poza tym wytarłam dokładnie całe auto - pokazała trzymaną ściereczkę od kurzu. - Dajemy dyla! - poganiała Pierzasta. - Spotykamy się jutro po lekcjach. - U mnie - dokończył Książę. - Przesłuchamy taśmy i zastanowimy się nad dwudziestoma siedmioma cyframi. -Ja jeszcze to sprawdzę, kurza melodia - Pustułka dźwignął torbę. - Dowiem się w Inspekcji Handlowej. Numer siódmy tam pracuje. - Siódmy narzeczony siostry? - ucieszyła się Marmolada. - Fajnie! Nazajutrz padał deszcz. Marmolada zrobiła tylko trzy błędy gramatyczne w wypracowaniu o poezji Herberta, co wprawiło polonistkę w dobry nastrój, Pustułka zasięgnął języka w Inspekcji Handlowej, a Pierzasta odbyła zasadniczą rozmowę z matką. - Nie możesz wracać tak późno do domu! - Mamo, nie byłam sama. Zapytaj Księcia. - Chcę ci wierzyć. Ale wciąż się włóczysz. Jak nie z tym menelem z Dworca Centralnego, to... - Profesor nie jest menelem. Zanim został bezdomnym włóczęgą, ukończył astronomię na Uniwersytecie Warszawskim i fizykę na paryskiej Sorbonie. - A teraz ma wszy. - 1 ogromną wiedzę, bez której sobie nie poradzę. Mamo, musisz mieć do mnie zaufanie. Za dwa lata zostanę studentką. Wiesz, że dzięki wygranym olimpiadom mam już indeks w kieszeni. - Wiem, córeczko, ale... - pani Strużycka przesunęła dłonią po włosach. - Rozmawiałam z ojcem Tomka... - Księcia? My nie używamy imion. - Tak, Księcia, jak chcesz. Redaktor Olechowski jest tak samo za- 31 niepokojony jak ja. Nie mówiąc o pani Karolinie. Nie wiemy, czym się zajmujecie po szkole. Redaktor wspomniał, że Tomek... przepraszam, Książę, koleguje się z bandziorami. Pierzasta wybuchnęła śmiechem. - Koleguje? To chyba określenie jego mamy. Ale to prawda, że Marny Franek jest czasami... jak by tu rzec... na usługach naszego Biura Detektywistycznego. Nie oszukuję cię, mamo. Panujemy nad sytuacją. Gangsterzy mieszkają też w naszym domu. Choćby Malinowska i jej synek meliniarz. Na mnie czas, mamo. Muszę jeszcze sprawdzić zeszyt Pustułki. Ma kłopoty z matmą. Cześć! - Czepiała się? - Marmolada wrzuciła mokrą ścierkę do kubła z brudną Wodą. Starła właśnie podesty prowadzące na frontową klatkę schodową. - Trochę. Ale ona nie jest głupia. Wie, że możemy żyć we dwie tylko wtedy, gdy jedna ufa drugiej. -Tak to jest-westchnęła Marmolada.-Ciotka znów choruje. Jeszcze trochę, a zabraknie nam... - umilkła speszona. - Na leki? - domyśliła się Pierzasta. - Pogadam z mamą. W jej aptece jest wszystko. - Co z tego, skoro w naszym portfelu tylko podszewka. Wyleję wodę i pójdę na trzecie do zegarmistrza. Stary prosił, żeby zajrzeć do wnuka. - Wporządku.Ja lecę na moment na Dworzec. Profesor pewnie już wymyślił dla mnie nowe zadanie. Mam nadzieję, że je rozwiążę. Przeczytałaś lekturę? Marmolada skrzywiła usta. - Nie miałam kiedy. Strasznie nudna. - Nic na to nie poradzisz. Musisz zdać z polaka. Nie warto garować drugi rok w tej samej klasie, nawet przez nudnego pisarza. Proszę, weź się w garść. Zrób to dla mnie! 32 Pół godziny później Marmolada pukała do drzwi na trzecim piętrze od podwórza. - Wejść. Otwarte - zabrzmiało niezbyt uprzejmie. Dziewczyna pchnęła skrzydło i stanęła jak wryta. Wąski przedpokój zastawiony był starymi fotelami, a z pokoju po lewej stronie dobiegały ciche dźwięki