15366

Szczegóły
Tytuł 15366
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15366 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15366 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15366 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Katarzyna Kwieci�ska Elejn - Nikt opowie�� o tych kt�rym nie dane by�o zaistnie�, a musieli trwa� ...wyobra�ni dorastaj�cych dzieci Sta�a z pochylon� g�ow�. By�o jej smutno. Jej zawsze by�o smutno, przez t� potworn� pustk� panuj�c� w jej sercu. By�a nikim i nie mia�a imienia. To znaczy, kiedy� mia�a, dawno temu, gdy �wiat by� inny. Teraz sta�a tu, na bezimiennym, szarym p�askowy�u, sama, bez imienia. Mo�e i t� ska�� istoty jako� nazywa�y w przesz�o�ci, tak jak j�, ale to by�o kiedy�. Ona pami�ta�a swoje by�e imi�, ska�a mo�e te�. Lecz ska�a milcza�a, musia�a milcze�, a i ona nie mia�a prawa o swoim imieniu m�wi�, bo zosta�o zapomniane, przesta�o istnie�. Nie sami nadajemy sobie imiona, inni to robi�, inni musz� pami�ta�. Straci�a imi� wraz z twarz� � tak jej si� zdawa�o, �e wtedy to mia�o miejsce wtedy, mo�e troch� wcze�niej. Jedno by�o skutkiem drugiego. Co � czego? To by�o straszne. Fizycznie nawet nie bola�o, ona chyba nie odczuwa�a b�lu. Nie, ona nie odczuwa�a fizycznego b�lu, od kiedy straci�a imi�, a wi�c wtedy ju� go nie mia�a. Ogie� j� okaleczy�, prawdziwy ogie�, ogie� nie tego �wiata, lecz �wiata, kt�ry m�wi po co i jak �y�, nie m�wi � karze. Straci�a twarz, jej chrapy, wargi, uszy i ganasze utraci�y kszta�t, zatraci�y jak�kolwiek form� i tylko oczy, nie, jedno oko, bo drugie straci�a, tylko jej jedno oko pozbawione powiek zachowa�o sw�j dawny wygl�d: ciemne, g��bokie, odleg�e. Od razu po tym jak to si� sta�o mia�a jeszcze szanse. Kto� znalaz� si� w Prawdziwym �wiecie, kto� kto chcia� zosta� jej Opiekunem, nada� sens jej �yciu, mo�e nawet w��czy� do Historii. Potem jednak nad �wiatem rozbrzmia�a ta melodia i wszystko przepad�o. Pami�ta�a j�, melodi� pochodz�c� ze �wiata Prawdziwego. Unios�a pysk w g�r� i za�piewa�a swoim s�abym g�osem, bez s��w. W tym �wiecie nikt nie �piewa� s�owami. �zy p�yn�y z jej jedynego oka, s�one �zy. Jej dusza krwawi�a rozdzierana b�lem bezsensownego istnienia, to by� jedyny b�l, kt�ry teraz mog�a odczuwa�, jedyny dozwolony, jedyny pochodz�cy z niej, nie narzucony odg�rnie, od Opiekunki, kt�rej teraz nie mia�a. Ch�odne porywy wiatru uderza�y w jej zdeformowany pysk, wyciska�y �zy, porywa�y i d�awi�y w jej gardle d�wi�ki prastarej melodii. � Nie p�acz bezimienna � zabrzmia� obok niej spokojny g�os pi�knej, szarej Arabis. � Nie mog� � wyszepta�a � wci�� jeszcze przera�a mnie fakt, �e moje trwanie nie ma �adnego sensu. � Jeste� tu, idziesz dok�d�. Ja wci�� wierz�, �e to ma sens. � Tobie �atwo tak m�wi� � ta bez imienia przerwa�a jej gwa�townie � Ty masz Opiekunk�. � Tak � rzek�a Arabis � Ale je�li jeste� tu, ze mn�, idziemy razem, jeste�my razem, to ty jeste� moj� Towarzyszk� Drogi, to co� znaczy. Mo�e i ty nale�ysz do kogo�. � Ja nie mam imienia. � Cierpliwo�ci. Wiesz, �e dok�d� zmierzamy, kogo� spotkamy. Czekaj, b�d� cierpliwa. � Ju� d�ugo czekam � ta bez imienia by�a z�a. � By� mo�e, lecz czym jest ten czas w por�wnaniu z wieczno�ci�, kt�ra ci� czeka, pi�kn� lub tak� jak... � zatrzyma�a si�. Chcia�a powiedzie� �ten dzie�", ale czy to by� dzie�? Od pewnego czasu nic nie by�o pewne, d�ugo�� dni i nocy, chwila kiedy kt�re� z nich nadejdzie. Czasem po jednej stronie p�askowy�u by�a noc, po drugiej dzie�. Co by�o teraz? Od pewnego czasu, dla bezimiennej, od chwili utraty imienia, niebo, jak i ca�y �wiat, by�o szare, a ona nie dostrzega�a s�o�ca ani ksi�yca. Tylko ci z wyj�tkowymi Opiekunami je widzieli, nawet je�li dla nich by�a noc i by� dzie�, a ju� zupe�nie nieliczni mogli dostrzega� gwiazdy. Gdy w tym czasie w �wiecie Prawdziwym nastawa�y po sobie nieub�aganie noc i dzie�, p�yn�� czas. Ta bez imienia kiedy� widzia�a gwiazdy Prawdziwego �wiata. To by�o co� naprawd� wyj�tkowego. W Prawdziwym �wiecie wszystko by�o wi�ksze, wspanialsze: dotyki, zapachy... Niestety, nie dla niej. Wiedzia�a ju�, �e takich jak ona Prawdziwy �wiat zabija. Jego ogie� pozbawi� j� pyska, przebywanie w nim zmatowi�o i skudli�o jej sier��. � ...ta chwila � po d�ugim milczeniu Arabis wybrn�a z k�opotu. � Przera�a mnie to � wyszepta�a bezimienna. � �wiat ju� taki jest � westchn�a Arabis. � Przera�a mnie � powt�rzy�a ta bez imienia i znowu zacz�a �piewa� prastar� melodi�. Sz�y, sz�y przemierzaj�c p�askowy�, bezimienna dlatego, �e nie mia�a nic innego do zrobienia, Arabis, bo wci�� wierzy�a, �e kiedy� i ona znajdzie si� w Historii. W��cz�ga wpad� do obozowiska lekkim galopem. By� pi�knym, m�odym, kasztanowatym ogierem. � Zbli�aj� si�! � wo�a�. � Kto? � spyta�a zupe�nie spokojnie pot�na, kara klacz, przy kt�rej nogach sta� zielony wilczur. � Te klacze � wyja�ni�, zatrzymuj�c si� przed ni� � City�i, jedna jest pi�kna, o szarej, b�yszcz�cej sier�ci. Figur� ma jak Arabella, ale ta druga. Fuj! � trzepn�� nerwowo g�ow� i tupn��. � Ona ma zdeformowany pysk, zupe�nie jak nie ko�ski, jest obrzydliwa � i W��cz�ga d�ugo by jeszcze wyrzuca� z siebie te okre�lenia, gdyby nie to, �e przerwa�a mu Ares-pilona � Wysoka, chuda, srokata klacz, ze z�ot� obr�cz� na szyi. � Oczywi�cie przyjmiesz je, City�i? � parskn�a w�ciekle. � Ja wszystkich przyjmuj� � g�os karej brzmia� spokojnie. � A ja? Mnie robi�a� tyle wstr�t�w!? � Ares-pilona by�a w�ciek�a. � Nie ka�dy budzi tyle sprzecznych uczu�. � Przeszkadza ci, �e lubi� dziewczynki � parskn�a raz jeszcze i rzuci�a g�ow�. � Nie. Ale ty jeste� chora � City�i wci�� by�a spokojna. � Przecie� nie my�la�a� chyba, �e b�d� spa� ze wszystkimi, nie m�wi�c im o tym? � Nie wiem. Mog�a� chcie� si� zem�ci�. � M�ci� chc� si� tylko na swojej matce. Zapomnia�a o mnie. Porzuci�a. Nale�y do Historii, a o mnie nie wspomina, nie da mi szansy. � Wiesz, �e nie mo�e. Opiekunki wymy�laj� Historie, Opiekunki wk�adaj� s�owa w nasze usta. Wszystko co robimy pochodzi od nich i twoja z�o�� tak�e. � City�i, daj sobie spok�j � odwr�ci�a si�, zarzuci�a ogonem i odesz�a na bok, gdy tym czasem dwie klacze wst�pi�y ju� w granice obozowiska. � Witajcie � zwr�ci�a si� do nich City�i � Kim jeste�cie? � Ja jestem Arabis � rzek�a szara klacz. � A ja nie mam imienia � oznajmi�a ta bez twarzy. � Ja jestem City�i. Powiedzmy, �e tu dowodz�. To Hel � przedstawi�a zielonego wilczura przy swoich nogach. � To Ares-pilona � wskaza�a klacz odwr�con� do nich ty�em. � Na ni� uwa�ajcie, nienawidzi �wiata... � A ty go znowu tak kochasz � wycedzi�a przez z�by Ares-pilona. � To Tina Opowiadaczka � City�i kontynuowa�a przedstawianie, wskazuj�c niem�od� ju� zebr� � ona zna wszystkie Historie, jakie powsta�y. Wiele z nich by�o jej udzia�em, ale to ona opowiada�a je, wi�c nie opisa�a siebie, nie zaistnia�a. To Strza�a � wskaza�a chud�, kar� klacz � i Robotek � obok niej sta� t�usty, lecz i dobrze zbudowany kasztan o dobrotliwym wejrzeniu � ich dzieci: Karino � d�ugonogi kasztan, Robol � kary, podobny do ojca, Arabella � pi�kna, kasztanowata nastolatka � To W��cz�ga, a to Maria i Per � wskaza�a par� koni. Srokata klacz by�a silna i niezbyt urodziwa, z d�ugim pyskiem, ostro zarysowanymi ganaszami, w�skimi, ciemnymi oczami i wysuni�t� do przodu doln� szcz�k�. Jedynie ogon mia�a pi�kny, ��tawy, daleko odsadzony nosi�a go wysoko. Ogier by� kary, kud�aty, wielki i troch� zbyt t�usty, o delikatnym, dobrotliwym pysku i wielkich oczach, mia� kolczyk w prawym uchu. Tych dwoje z jaki� powod�w nie pasowa�o do reszty � M�wi�, �e s� muzykami. Tak naprawd� to po prostu w inny spos�b realizuj� pie�ni � m�wi�a City�i. � A wy zosta�cie tu, p�ki mo�ecie i postarajcie nie czu� si� beznadziejnie. Tak te� zrobi�y. � Rudy to �mie� � rzek�a pewnego dnia Ares-pilona, gdy wszyscy siedzieli razem w kr�gu. � Dlaczego tak m�wisz? � spyta�a, podpuszczaj�c j�, City�i. � M�wi�, �e mnie kocha. � Przecie� ciebie nie poci�gaj� m�czy�ni � stwierdzi� W��cz�ga. � Nie, ale chcia�am �eby kto� si� mn� zaopiekowa�, a on... Moje imi� tylko pad�o w Historii, ale nie zosta�am opisana. Nie zadba� o to. O�eni� si� z Arabiss� i zapomnia� � �ali�a si�. � Rudy to mi�czak � stwierdzi�a Strza�a. � Wiem, jaki jest. By�am z nim, urodzi�am mu dziecko. By�am g�upia. � Ja przyja�ni�am si� z nim � oznajmi�a City�i. � By� kim� wspania�ym. Mia� par� wad, ale to nale�y mu wybaczy�. By� przecie� kalek�. Kiedy� w Historii wspomina� o mnie, ale mnie nie opisa�. Nie mam mu tego za z�e. To ja pierwsza go zdradzi�am. � City�i, on nie by� �wi�ty � zaprotestowa�a Strza�a. � Nie by� �wi�ty, ale nie by� potworem � broni�a go City�i. � Zapomnia�, zdradzi� � brzmia�y s�owa Ares-pilony. � Ja wiem jedno � wtr�ci�a stanowczym tonem, do tej pory milcz�ca, Maria. � Dla nas by� kim�, ja i Per wiele mu zawdzi�czamy. Podnios�a si� uznaj�c dyskusj� za sko�czon� i ruszy�a przed siebie, chc�c na razie opu�ci� p�askowy�. Per zerwa� si�, chwyci� gitar� i pobieg� za ni�. Gdzie� daleko s�ycha� by�o jego g�os, w kt�rym brzmia�y pretensje: � Dlaczego znowu m�wisz za mnie? Ta bez imienia patrzy�a za nimi. Co� j� w nich frapowa�a. W jej g�owie wci�� brzmia�y s�owa City�i � �M�wi�, �e s� muzykami. Tak naprawd� to po prostu w inny spos�b realizuj� pie�ni". S� muzykami, s� inni ni� wszyscy, mo�e te� znaj� t� prastar� melodi�. Ta bez imienia w�drowa�a w�sk�, g�rsk� �cie�k�. Oni grali na szczycie. S�ysza�a dziwaczne tony gitary i dwa g�osy, chyba s�ysza�a te� s�owa. �piewali s�owami? �piewali tak, jak w �wiecie Prawdziwym. Dotar�a na szczyt. Gdy tylko j� ujrzeli, pie�� przerodzi�a si� w typow� pie�� bez s��w, a gdy stan�a przed nimi, zamilkli. � Chcia�am o co� zapyta� � zacz�a nie�mia�o. � Tak? S�ucham � oznajmi� Per. � Czy znacie t� melodi�? � rzek�a, a potem zacz�a �piewa� swoim s�abym g�osem. Widzia�a, �e byli poruszeni, rzucili na siebie jakie� porozumiewawcze spojrzenia. Przej�a, zdenerwowa�a ich jej pie�� � Nie umiesz �piewa� � stwierdzi�a Maria, a ona zawstydzi�a si�. � Chyba to znam � rzek� Per i zacz�� gra�, ale Maria nie za�piewa�a. Po wys�uchaniu ta bez imienia oznajmi�a: � Nie. Ta melodia brzmia�a inaczej. � No wiesz � obruszy� si� Per � to by�a ta melodia, czego ty ode mnie wymagasz, bez orkiestry? Maria chichota�a. Bezimienna odwr�ci�a si� i odesz�a, s�ysz�c za sob� ich podniecone g�osy. Nie by�a jednak w stanie us�ysze� o czym rozmawiali. Gdy wchodzi�a na p�askowy� spotka�a Tin�. � �le ci� potraktowali? � spyta�a stara zebra. � Co� w tym rodzaju � stwierdzi�a, smutno ogl�daj�c si� na ska�y. � Oni tacy ju� s� � westchn�a Tina � Ich potraktowano gorzej ni� nas. Oni nale�eli do Historii, byli jej g��wnymi bohaterami. To ich zniszczy�o, wyssa�o. Zostali opisani cali, nic nie zosta�o. Nic do wspomnienia, nic na marginesie. My cali jeste�my na marginesie. Oni nie mog� tak naprawd� �y� poza swoj� Histori�. Dlatego s� tu. Tu, gdzie si� nie �yje, gdzie si� trwa. Ta bez imienia i twarzy spojrza�a na drobne figurki na szczycie. Mimo wszystko, mimo, �e prawie wszyscy byli w tej samej sytuacji, by�o jej ich �al i pojedyncza �za wytoczy�a si� z jej jedynego oka. O �wicie obudzi� ich t�tent kopyt. A wi�c jednak by� �wit. Od kiedy? Oni nie zdawali sobie sprawy z �adnej zmiany. Co� si� zmieni�o? Na G�rze orzekli �wit, �wit zawsze nastawa� o tej porze. Cztery wielkie konie galopowa�y wok� obozowiska. Na czele tarantowata klacz bez ogona, za ni� trzy kasztanowate ogiery. Ostatni, najdrobniejszy, z konopiast� grzyw�, utyka� na przedni� nog�. Zrobi�y par� k�ek w pe�nym galopie, potem zatrzyma�y si� przed City�i. � To m�j teren, moje kr�lestwo � oznajmi�a w�ciekle, tupi�c obca klacz. City�i sta�a przed ni� zupe�nie spokojnie. � To ja panuj� nad �wiatem � krzycza�a tamta. � To ja w�adam Moc� Ognia � na dow�d tego rzuci�a w bok spojrzenie, kt�re zap�on�o. � Diano, nie wyg�upiaj si� � City�i chyba nic nie by�o w stanie wyprowadzi� z r�wnowagi, taka wida� by�a jej rola. � Diano, jeste� nikim jak i my. � Nie! � zaprotestowa�a w�ciekle. � Ja w�adam Moc� Ognia, jestem legend�, wszyscy znaj� moje imi�. Maciej-Gwiazdor opowiada o mnie. � Diano, nie �ud� si� � m�wi�a City�i. � Opowiada o tobie, ale nie w Historii, na marginesie. Diano, i ty, i ja, jeste�my tylko marginesem. Nikt nas nigdy nie odczyta. Nie wykorzystanych notatek, na marginesie nie drukuje si�. � To m�j teren � klacz bez ogona powt�rzy�a, jak gdyby nie s�ysza�a tamtych s��w. City�i zwiesi�a g�ow� i odesz�a na bok. Jej miejsce zaj�a Maria. � Zje�d�aj! � wrzasn�a. � Nikt si� ciebie nie boi. My te� w�adamy Moc�. Mog� by� lepsza od ciebie. � Nie b�d� �mieszna � Diana za�mia�a si� g�ucho. � Uspok�j si�. Nale�ysz do mnie � brzmia� spokojny g�os w g�owie klaczy bez ogona. � Jestem twoim Opiekunem. Chc� by� da�a im spok�j. � Nie b�d� �mieszny! � rykn�a � Nie b�d� �mieszny, l�ni�cy dupku! Nie nabierzesz mnie ju� na ten numer! Spojrzenie Marii spocz�o na Perze, a on odpowiedzia� jej g�upkowatym u�miechem. Wtedy przed rozw�cieczon� Dian� wyros�a ta bez imienia. � Daj im spok�j � jej s�aby g�os brzmia� bardzo dobitnie. � Ja jestem nikim. Trwam bez imienia, bez przyzwolonych prawem wspomnie�, trwam, istniej�, cho� nie m�wi� o mnie. Cierpi� z braku mo�liwo�ci prawdziwego my�lenia, bo my�li przychodz� z G�ry, a nie wychodz� z nas. To, co robimy sami jest irracjonalne i krzywdzi innych. Odejd� Diano, zostaw mnie i innych w spokoju z ich cierpieniem. Diana odwr�ci�a si� i ruszy�a galopem ku zej�ciu z p�askowy�u, a ogiery za ni�, tylko ten kulej�cy odwr�ci� si� i obdarzy� bezimienn� przepe�nionym smutkiem spojrzeniem. � Kiedy mieli�my Opiekunk� � wyszepta�. � Potrafi�a kocha� � a potem i on ruszy� za innymi, smutny i wierny, wci�� kochaj�cy. Chyba jednak kto� czuwa� nad jego czynami i uczuciami, tylko dlaczego gna� go w pu�apk� niespe�nionej mi�o�ci? Ta bez twarzy patrzy�a za nim, a reszta spogl�da�a na ni�. Jaka� by�a wielka, jaka� majestatyczna w swoim smutku. Ta, kt�rej nikt nie zna�. Ta � jak si� spodziewali � kt�rej nikt nigdy nie pozna. Mo�e s�owami o swoim trwaniu w pustce zaistnia�a? Zaistnia�a w sercach tych z marginesu. Czy to mo�liwe? Czy istoty maj� serca? Czy te� te s� wymys�em Opiekun�w? Ta bez imienia, ukryta w�r�d ska�, pods�uchiwa�a Marie i Pera. On zn�w gra� t� �jej" melodi�. � Przypomnij sobie. Postaraj si� � m�wi� do Marii. � U�miechnij si�, odpr�. Co by� chcia�a powiedzie�? � �Halo, ty b�a�nie" � parskn�a � �Kocham Ci�." Roze�mia� si� zupe�nie swobodnie. Ta bez imienia s�ysza�a taki �miech tylko w �wiecie Prawdziwym. � Za�piewaj to teraz � poprosi�. Halo, ty b�a�nie. Kocham Ci� Maria �piewa�a swoim mocnym g�osem, a on odpowiada� jej: Przyjd��e, jed�my na spacer. Jed�my na spacer. Potem �piewa� dalej: Trafiam na autostrad� do nik�d, Musz� wskoczy� do mojego samochodu I by� je�d�cem w czasie mi�osnej gry, Pod��a� za gwiazdami, Nie potrzebowa� ksi��ki m�dro�ci I o pieni�dzach nie m�wi� ju� wcale. I tak dalej, a ta bez imienia wiedzia�a ju�, �e to ta melodia. Melodia, kt�ra trwa�a w jej g�owie. Melodia, kt�ra zmieni�a �wiat, przemieni�a Opiekun�w. Melodia, kt�rej powinna nienawidzi�, wszyscy powinni, a jednak ci dwoje kochali j�, byli w niej szcz�liwi. Mieli w sobie co� ze �wiata Prawdziwego, cho� byli tacy jak ona. Nie mog�a por�wnywa� ich z wykonawcami �wiata Prawdziwego. Tam melodie nie mia�y wykonawc�w, po prostu przychodzi�y. W ka�dym razie w tej cz�ci �wiata Prawdziwego, kt�r� zna�a. � Czy by�o warto? � spyta�a Maria smutno, gdy melodia usta�a, a ta bez twarzy nie zrozumia�a jej. � Tak � wyszepta� Per � Pami�tasz tamten wsch�d s�o�ca? W zasadzie to by� jedyny, jaki nam dano. � O nie! � zaprotestowa�a � Dano nam dwa wschody s�o�ca i dziesi�tki porank�w. � Oni wszystko by za to oddali � oznajmi� Per, my�l�c o grupie. � Oni s� inni � stwierdzi�a smutno Maria � my jeste�my i ciele�ni i duchowi, oni tylko ciele�ni. Spytaj Tin�. S� Historie, w kt�rych pojawiamy si� bez swoich cia�. � Pojawiali�my si� � poprawi� j� � Teraz jeste�my martwi jak oni. Nie mo�emy si� narodzi�, ale mo�emy zmartwychwsta�, na naszym poziomie to jest to samo. Przysun�� si� do niej i jego wargi spocz�y na jej szyi. � By�o warto? � spyta� ca�uj�c j�. � Pewnie, �e nie! � odepchn�a go � Wszystko bym da�a by� znikn�� z mojego �ycia � Udawa�a oburzenie, lecz �mia�a si� m�wi�c te s�owa, gdy w jej oczach �wieci�y �zy. P�niej � a wi�c czas p�yn�� � na p�askowy�u pojawi� si� m�ody, kary ogier, kt�rego City�i powita�a rado�nie. � Znowu jeste�my razem Konkwistadorze � szepta�a, gdy ten przytuli� si� do jej piersi. Wraz z nim, jak mog�oby si� wydawa�, na p�askowy�u pojawi�y si� trzy pi�kne i bardzo zgrabne klaczki: kara, kasztanowata i gniada. Ta�czy�y noc� na ska�ach, �ciga�y si� i �mia�y, spogl�da�y w nocne niebo, niebo bez gwiazd. By� na nim tylko jeden gwiazdozbi�r i gwiazda wchodz�ca w jego sk�ad, a nale��ca do Pera. Tylko on j� widzia� i ci, kt�rym j� podarowa�, kt�rym opowiedzia� o niej. W dzie� trzy klacze spacerowa�y majestatycznie, powoli zbli�aj�c si� do obozowiska, co dzie� bardziej. W ko�cu do� dotar�y. Podesz�y do W��cz�gi i Konkwistadora, usi�owa�y roztoczy� nad nimi sw�j urok. � Ja jestem Metali � rzek�a kasztanka. � Ja Metana � przedstawi�a si� kara. � Ja Gwiazda � oznajmi�a gniada. � P�jdziecie z nami na spacer? � Po co? � zdziwi� si� Konkwistador. � A po co ch�opcy chodz� z dziewczynami na spacery? � spyta�a drwi�co Metana. � Nie mam poj�cia � stwierdzi� nieco zszokowany Konkwistador. W��cz�ga by� bardziej do�wiadczony, mia� przecie� Arabell�, a wi�c maj�c pi�kn� Arabell� i chc�c ratowa� honor przyjaciela zapyta�: � A mog� zabra� ze sob� moj� dziewczyn�? Klacze fukn�y oburzone i odwr�ci�y si� od nich. � Jak tak mogli?! � To dupki! � Nie poznali si� na nas! � Nie warto z nimi rozmawia�! � Wa�niak! � krzycza�y odchodz�c. Jeszcze przez jaki� czas ta�czy�y pod nocnym niebem bez ksi�yca, potem tak jak si� pojawi�y, tak te� znik�y, a wraz z nimi i Konkwistador, cho� z pewno�ci� nie z tych samych powod�w. Ich znikni�ciem nikt si� zbytnio nie przej��. To normalne, �e czasem kto� znika�. Z regu�y zawsze wraca� pi�kniejszy i zdrowszy. Strza�a po ka�dym ze swoich wypadk�w znika�a, a potem wraca�a z l�ni�c� sier�ci� i na zn�w sprawnych nogach. Czasem jednak kto� znika� na dobre. W niewiele czasu potem na miejsce Konkwistadora przyby� ogierek bardzo do niego podobny, lecz o niebieskiej sier�ci, bia�ym ogonie i grzywie. Mia� na imi� Cry i nie mia� wspomnie�, tych dozwolonych, bo niedozwolone mieli wszyscy. Nikt nie zwr�ci� na niego uwagi. Nikt opr�cz Marii i Pera. Ich przej�� jego widok, wiedzieli bowiem, �e jego imi� te� pochodzi�o z jakiej� melodii, z jednej z tych, z kt�rych i oni wyro�li. Byli pewni, �e jego istnienie by�o zbrodni�. Czy Opiekunowie mog� pope�nia� zbrodnie? Nie. Wszystko co robi� jest s�uszne. To straszne. Noc� delikatne poci�gni�cia za grzyw� zbudzi�y t� bez imienia. Nieprzytomnie otworzy�a jedyne oko i ujrza�a nad sob� Arabis. � Co si� sta�o? � spyta�a. � Przysz�am si� po�egna� � w oczach Arabis ta�czy�y �zy. � Nie wolno mi, ale przysz�am. Ty by�a� moj� Towarzyszk� Drogi. Ty w�tpi�a�, ja nie � potrz�sn�a g�ow� � I co za to dosta�am? � O co ci chodzi, Arabis? � spyta�a ta bez imienia podnosz�c si� z ziemi. � Nie wolno mi powiedzie� � j�kn�a. � Arabis? � Zabieraj� mnie � chlipn�a � odbior� mi imi�, zmieni� moje cia�o. Ju� nigdy nie b�d� mog�a rozmawia� z tob�, bo mnie nie b�dzie � rozp�aka�a si�, a bezimienna przytuli�a swoj� szyj� do jej szyi i by�a dla niej wsparciem, bezgwiezdn� noc�, gdy wia� zimny wiatr. Tak p�yn�� czas, nocne godziny, d�u�sze ni� kiedykolwiek dot�d. Arabis my�la�a, �e z�ama�a prawo, a przecie� nie da�aby rady tego zrobi�, gdyby jej nie pozwolono. Wyprostowa�a si� nagle. � Id� spa�, bezimienna � wyszepta�a zmienionym g�osem. By�a ju� gotowa na wszystko. � Nie, Arabis � zaprotestowa�a ta bez twarzy. � Zostan� z tob� do ko�ca. Jestem twoj� Towarzyszk� Drogi. � Nie wolno ci, bezimienna. Wszyscy musz� spa�, gdy to si� stanie. � A je�li nie zasn�, to...? � Nie. To ju� postanowione. �pij. � �egnaj. � �egnaj Towarzyszko Drogi. Ta bez imienia zwin�a si� na ziemi i cho� tak bardzo nie chcia�a, sen przyszed� szybko, a Arabis tak jak istnia�a, tak przesta�a istnie�, tej nocy znik�a w d�oniach Opiekun�w. Rano nikt nie wspomnia� o niej. Niczego nie zauwa�yli. Niczego nie wolno im by�o zauwa�y�. Maria i Per znowu grali w g�rach t� melodi� �piewaj�c j� s�owami. Dzi� ju� nie mia�a pods�uchiwa�, wy�oni�a si� spo�r�d skalnego rumowiska i stan�a przed nimi. G�osy zamar�y im w gard�ach. � Przepraszam, �e pods�uchiwa�am... � zacz�a nie�mia�o. � Odejd� � warkn�a Maria. � Skoro ju� wie, niech zostanie � stwierdzi� ca�kiem spokojnie Per. � Wiem � potwierdzi�a ta bez imienia. � To ta melodia. To ona zmieni�a, ona zniszczy�a nasz �wiat. � Nie � zaprzeczy� Per. � Przed ni� by�y dziesi�tki innych, jeszcze wspanialszych. Po prostu ka�dy �wiat musi kiedy� umrze�. Ka�dy �wiat Opiekunowie w ko�cu porzuc� � m�wi� ze zwieszon� g�ow�, jak gdyby czu� si� winny � Czasem pocz�tkiem jest melodia, ale nie zawsze. My, Maria i ja, jeste�my pocz�tkiem ko�ca. Ta melodia da�a nam �ycie, przetwarzaj�c i zabijaj�c nasz �wiat. Maria rzuca�a na boki w�ciek�e spojrzenia. � Chod� � rzek� do bezimiennej, wstaj�c. � Poka�� ci wspania�e miejsce. Ruszy� w�sk� �cie�k� w d�, a bezimienna za nim. � G�upek � warkn�a Maria i wsta�a, by te� pod��y� za nimi. � Powiedzia�em, �e ta melodia da�a nam �ycie � ci�gn�� dalej swoim, lekko zachrypni�tym, g�osem. � Ale my�my istnieli ju� przedtem. Najpierw si� cieszyli�my, potem, gdy poj�li�my, �e Historie nas zniszcz�, to sta�o si� straszne. Kiedy� mia�em inne imi�. Nazywa�em si� Rols, nie myl z Tym, Co Najlepiej Zna �wiat. By�em �Star�yst�". Nie powsta�a �adna Historia o zwierz�tach podr�uj�cych samochodami. Mia�em dziewczyn� Gagaki. Ona wesz�a do Historii, ale jako kto� zupe�nie inny. Nie powinienem tego m�wi�, ale m�wi�. Nie mam ju� si�y. Tym bardziej teraz, gdy ta melodia wr�ci�a wraz z tob�. Szli przez chwil� w milczeniu. Ta bez imienia obejrza�a si� za siebie. Maria zosta�a daleko za nimi. � A ona? � bezimienna spyta�a cicho. � Ona te� by�a kim� innym? Per te� si� obejrza�. � Mia�a na imi� Arabel � zacz�� �ciszonym g�osem. � Te� by�a srokata jak teraz, ale mia�a �aty w innych miejscach. Opiekunowie zmienili barwy jej sier�ci. Wtedy jej nie zna�em. Powiedzia�a mi. Kazali mi j� kocha� i kocham z ca�ego serca. Czy to nie absurdalne? � Powiedzia�e� jej! � us�yszeli z ty�u w�ciek�y g�os Marii. � Czy ona...? � ta bez twarzy ba�a si� zapyta�. � Ale� nie � roze�mia� si�. � Tylko czasami i tak zreszt� jest wspania�a. Maria fukn�a. � A ty? � Per wola� cho� troch� zmieni� temat � Kim kiedy� by�a�, bezimienna? � Przecie� nie wolno mi... � Mnie te� nie by�o � stwierdzi�, u�miechaj�c si� g�upkowato i ods�aniaj�c swoje krzywe z�by. � Wyzw�l si� cho� na chwil�. Zanuci�: Czy nie mo�emy opu�ci� wewn�trznego �wiata, Tylko na chwil�, Tylko na chwil�? � Nie pami�tam wiele � zacz�a cicho. � Tylko moje imi�. Mia�am na imi�... � zawaha�a si� jeszcze, czy powiedzie� � Mia�am na imi� Elejn. � Pi�kne imi� � stwierdzi� zupe�nie powa�nie. Przeprowadzi� j� przez skaln� bram� i oto rozci�gn�� si� przed nimi wspania�y widok. � To �wiat Prawdziwy � wyszepta�. Mieli przed sob� ��ki poro�ni�te bujn� traw�, wy�sz� od nich, a wszystko mia�o barwy i kszta�ty pe�niejsze ni� w ich �wiecie. Gigantyczna trawa by�a jasnozielona i soczysta. Po b��kitnym niebie przetacza�y si� leniwie bia�e ob�oki, a wszystko to ton�o w jasnych i ciep�ych promieniach prawdziwego s�o�ca. W �wiecie Prawdziwym lato by�o w pe�ni. Przez chwil� stali urzeczeni, potem mimo tylu zakaz�w, Per skoczy� do przodu. � Chod�cie! � zawo�a�. � Chod�, Elejn! � Nie wolno ci nazywa� mnie tym imieniem � zaprotestowa�a. � Ja go ju� nie mam, nie wolno mi by�o ci o nim powiedzie�. Nie sami nadajemy sobie imiona... � Ale powiedzia�a� � �mia� si� galopuj�c w miejscu � Teraz kto� je pami�ta. Ja je pami�tam. Chod�, Elejn! � zawo�a� i pu�ci� si� przed siebie galopem, a klacze pobieg�y za nim. Bawili si� potem w wysokiej trawie. Wspinali si� na tylne nogi. Ociera�y si� o siebie ich szyje, ich barki. Chwytali si� wargami za grzyw�, za uszy. Byli wolni, cieszyli si� p�dem, lecz gdy wr�cili na p�askowy� ich sier�� nie b�yszcza�a ju� jak dawniej. Ponie�li kar� za przekroczenie nieprzekraczalnej granicy. Per obudzi� si� nagle. Zdawa�o mu si�, �e kto� chlusn�� na niego wiadrem wody. Tylko, �e to nie by�a zwyczajna woda, a ch�odniejsza, dotkliwiej mocz�ca jego g�st� sier��. Poderwa� si� i ujrza� Elejn, stoj�c� z wysoko uniesion� g�ow� na skraju p�askowy�u. Ogromne wodne kule, takie jak ta, kt�ra go obudzi�a lecia�y z nieba obmywaj�c jej zmasakrowany pysk. Podszed� do niej. � Co si� dzieje? � spyta�, b�d�c przekonanym, �e ona wie, bo i wiedzia�a. � Kiedy� wiele czasu sp�dzi�am w �wiecie Prawdziwym � oznajmi�a. � To deszcz. Deszcz �wiata Prawdziwego. � Zapomnieli o nas � rzek�a City�i, te� ju� obudzona przez te ogromne krople. � Opiekunowie zapomnieli o nas. Zawsze chronili nas przed deszczem. Wiele sp�dzi�am tu ju� czasu. To nigdy si� nie zdarzy�o � zamilk�a. Nie mog�a m�wi� dalej, jej wargi trz�s�y si�, tak z zimna jak i z przera�enia. � Co to znaczy? � spyta� Per. Inni, te� ju� obudzeni, nie o�mielili si� zapyta�, poza tym wiedzieli, on te� wiedzia�, ale mia� t� swoj� bezsensown� nadziej�. Zanim City�i odpowiedzia�a, Maria przysun�a do niego i zetkn�li si� bokami daj�c sobie odrobin� ciep�a. Maria by�a pewna, �e gdy padnie odpowied�, nie b�dzie ju� w stanie si� poruszy�, a tak potrzebowa�a jego dotyku. Teraz ju� mog�a si� do tego przyzna�. Teraz ju� nie musia�a by� wspania�� i tward�, tak� jak� nigdy nie by�a. � To koniec � wyszepta�a City�i. � Definitywny koniec naszego �wiata � po jej ganaszach sp�yn�y �zy, mieszaj�c si� z deszczow� wod�. Nikt nic ju� nie powiedzia�, cho� Per wci�� naiwnie szuka� jakiego� wyj�cia. Wszyscy chcieli wiedzie�, co stanie si� z nimi teraz, gdy prys�y marzenia o zaistnieniu w Historii, ale m�wienie o tym uwa�ali za bezsensowne. Wiatr uderza� ich w pyski, silny wiatr, wiatr �wiata Prawdziwego. Wiatr, kt�remu z trudem si� opierali, kt�ry chcia� ich powali� i by�by w stanie to zrobi�. �zy p�yn�y z wielu oczu, wielu nawet nie zdawa�o sobie z nich sprawy, gdy� te miesza�y si� z deszczow� wod�. Deszcz, deszcz by� tak podobny do �ez, tylko, �e ogromny. Mo�e by� �zami? Przecie� zwiastowa� koniec. A mo�e by� przypadkowy? Nie. W �wiecie Prawdziwym ko�czy�o si� lato. Z ko�cem lata zawsze co� si� zmienia�o. Wiedzieli o tym. Zanim ziemia obesch�a, wraz z porann� mg�� na p�askowy�u zjawi� si� m�ody ogier o b��kitnej sier�ci. By� zgrabny i pi�kny. Patrzyli na niego, jak powoli, majestatycznie, lecz jako� nieprzytomnie, zbli�a� si� w ich stron�. Patrzyli na niego wci�� jeszcze mokrymi oczami. Poznawali w nim Arabis i pojmowali wreszcie, �e Cry by� Konkwistadorem. Stan�� przed nimi zwiewny, jak wzi�ty ze snu. � Jestem Silver Blue � rzek� cicho. � Nie wiem sk�d przychodz�, ale wiem, �e tu jest moje miejsce. Maria rozpozna�a tytu� nast�pnej piosenki i zap�aka�a g�o�no z�o�ywszy g�ow� Perowi na k��bie. Kto� tam na G�rze oszala�, a oni zawdzi�czali swoje �ycie pocz�tkowi szale�stwa. Dlaczego? Nie byli temu winni, a jednak... Czu�a dotyk jego pyska na swojej szyi. Teraz jej nie ca�owa�, niczego od niej nie chcia�. Chcia� jej pom�c. Mo�e on zawsze tylko tego chcia�? Elejn sta�a chwil� wyprostowana, przera�ona. � Wierzy�a�! � krzykn�a � Wierzy�a� i co z tego masz!? Ja si� nie dam! � nagle postrada�a zmys�y. Rzuci�a nerwowo swoj� rzadk� grzyw�, odwr�ci�a si� i pu�ci�a galopem, zmierzaj�c ku zej�ciu z p�askowy�u, a potem dalej, ku skalnej bramie do �wiata Prawdziwego, gdzie czeka�a j� �mier�. � Elejn! � krzykn�� za ni� Per podnosz�c g�ow�. Nie obejrza�a si� nawet. Nie wytrzyma�a ju� potworno�ci �wiata. Worek �alu przepe�ni� si�. Wybra�a �mier�, zagubienie w �wiecie Prawdziwym, ni� poni�enie, zniszczenie nie istniej�cej osobowo�ci, bo przecie� osobowo�� przychodzi z G�ry, a mo�e nie do ko�ca? Straci� imi� to jeszcze nic, sta� si� kim� innym, musie� czu� co� innego, ona nie zgodzi si� na to. W��cz�ga wpad� do obozowiska podniecony. � Znalaz�em Co�! Znalaz�em! � wo�a�, a potem poprowadzi� ich skrajem p�askowy�u ku gigantycznemu zeszytowi ze �wiata Prawdziwego. Nikt si� nie waha�, wiedzieli bowiem co si� sta�o. City�i pochyli�a si� nad zeszytem i odczyta�a: � �...poprowadzi� ich skrajem p�askowy�u ku gigantycznemu zeszytowi ze �wiata Prawdziwego..." � unios�a g�ow� i sta�a przez chwil� w milczeniu. � Czy to znaczy, �e nale�ymy do Historii? � spyta� Hel zadzieraj�c pysk w g�r�. � Tak � wyszepta�a City�i. � Nale�ymy do Historii. � O Elejn � Per spogl�da� w stron�, gdzie znik�a. � O Elejn, i ty nale�ysz do Historii, i Arabis, kt�rej ju� nie ma, a dzi�ki niej jest wieczna. � Nie mo�esz by� pewny, �e o nich napisano � rzek�a City�i. � Sprawd� � poprosi� i City�i odczyta�a: � �O Elejn � Per spogl�da� w stron� gdzie znik�a � O Elejn i ty nale�ysz do Historii...�� � a skoro s�owa, kt�re wypowiedzia�, by�y napisane, by�y prawdziwe. � Czytaj dalej � prosi� W��cz�ga, rozpierany dum�. City�i opu�ci�a par� linijek, by unikn�� zap�tlenia i zacz�a czyta� chc�c sprawdzi� co si� z nimi stanie: � �Gdy obudzili si� kolejny raz, ju� nie o �wicie, bo �witu w ich �wiecie ju� nie by�o, czuli w sobie jaki� dziwaczny ci�ar. Wiedzieli, �e nadszed� czas, �e je�li co� z�ego ma si� sta�, to stanie si� teraz. S�yszeli nad sob� g�osy rozmawiaj�cych Opiekun�w, kt�rzy nigdy nie byli tak blisko. � Daj mi tego �rebaczka. � Dobra, za tamten plakat. � Tak. I jeszcze tego psa. On jest taki s�odki. � Najpierw skombinuj mi co� jeszcze. � Za tydzie� ci przywioz�. � To wtedy dostaniesz psa. � Zgoda. Wiedzieli, �e koniec w�a�nie nasta�. Strza�a zebra�a wok� siebie swoje dzieci. Maria po�o�y�a Perowi pysk na k��bie, wtuli�a si� w niego. � Przepraszam � wyszepta�a � za wszystko. � Ja ci� przepraszam � rzek� on i wtuli� si� ��cz�c z ni� w jedno. Nie mogli da� si� rozdzieli�, mimo wszystkiego, co kazano im m�wi�, w ich sercach trwa�o to dziwaczne uczucie � absurdalna mi�o��. A wi�c mieli serca? Nie. To niemo�liwe. � Dasz mi tego czarnego? � spyta� g�os w g�rze. Zapad� na nich wyrok. � Nie, tego nie � a jednak... ocaleli. Po chwili poj�li, �e nie na d�ugo. Ogromne d�onie pochwyci�y Silver Blue jak zawsze ma�o przytomnego. Potem chwyta�y nast�pnych i wciska�y do worka. Spl�t� si� z Mari� najmocniej jak tylko m�g�, lecz i tak ich rozdzielono i znikli w ciemno�ci. Rozpaczliwie pr�bowa� j� odnale��, czo�gaj�c si� w mroku po innych cia�ach. W �cisku rozerwa� sobie ucho zahaczaj�c o co� kolczykiem i s�ysza� jak p�ka�y nogi innych. Mario! Mario! Gdzie jeste�? Rozpaczliwie pod��a� wci�� ku niej, gdy rzucano nimi i gnieciono. Tak up�yn�y dziesi�tki lat na czo�ganiu si� w mroku, dziesi�tki lat zanim j� wreszcie odnalaz� �ysiej�c� i okaleczon� jak wszyscy inni. Zn�w si� z ni� po��czy�, z t� kt�r� kazano mu kocha� i kt�r� pokocha� � na wieczno��..." City�i nie mog�a czyta� dalej, wargi jej dr�a�y, a i reszt� przej�y te s�owa. Dzieci przylgn�y do Strza�y, a Per tuli� Marie. W��cz�ga p�aka� z pochylon� g�ow�. � To moja winna � chlipa�. � To ja was tu przyprowadzi�em. � Jeste� m�czyzn� � skarci�a go City�i nie wiedz�c, co powiedzie�. � Nawet taki koniec by� warty Historii � rzek�a Strza�a �amanym g�osem, skurcz chwyci� j� za szcz�ki i w chwil� p�niej rozp�aka�a si�. � Nie p�acz, kochanie. Jej ganaszy dotkn�y wargi Robotka. Stali tak, stali nad s�owami o swojej ��mierci". Tym razem nie nadesz�a noc, od pewnego czasu ju� jej nie by�o. Nadszed� jednak czas, by si� po�o�y�. Sen d�ugo nie przychodzi�, a gdy wreszcie nadszed�, przyni�s� koszmary. Gdy obudzili si� po raz kolejny, ju� nie o �wicie, bo �witu w ich �wiecie ju� nie by�o, czuli w sobie jaki� dziwny ci�ar. (...) Zn�w si� z ni� po��czy�, z t� kt�r� kazano mu kocha� i kt�r� pokocha� � na wieczno��. � Kocham ci�, Mario � wyszepta�. � Jeszcze teraz? � Tak. Teraz. Nie tra� nadziei, mo�e jeszcze kiedy�... � Jeste� g�upkiem � p�aka�a. � Dotar�em tu. Mog� mie� nadziej�, �e otrzymam wi�cej. � Oby� si� nie przeliczy�. � Kiedy� w czyjej� wyobra�ni jeszcze, b�dzie ci�g dalszy, taki na marginesie, jak tysi�ce historii. Taki, kt�ry tak nas nie zm�czy, nie wyssie. � Mnie i taki by nie przeszkadza� � Maria u�miechn�a si� przez �zy. � Zawsze b�dziemy o�ywa� w tej melodii, dla wielu pokole� � marzy� dalej Per. � A je�li melodia przeminie? � zaniepokoi�a si�. � Nie przeminie, bo my j� o�ywimy. Jest wieczna, bo nale�y do Historii. Od autora: Prosz� o miejsce w waszych sercach dla Marie i Pera (kimkolwiek by byli), dla Elejn i Arabis, dla wszystkich plastikowych konik�w. Nie zawied�cie ich. Prosz�, my�lcie o nich i odnajd�cie �Joyride", piosenk� z kt�rej wyros�am, kt�ra musia�a zmieni� �wiat dziecka, bo nadszed� na to czas. W tek�cie zosta�y wykorzystane fragmenty piosenek Pera Gessle (Roxette): �Joyride" i �Church of your heart".