15127

Szczegóły
Tytuł 15127
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15127 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15127 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15127 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

SYN GONDORU Cz�� druga Orthank Rozdzia� I Orthank Aragorn st�umi� ziewni�cie i dyskretnie rozmasowa� kolano. Byli w drodze ju� od wielu godzin, zm�czenie wszystkim dawa�o si� we znaki. Mimo ci�kiej i w zasadzie nieprzespanej nocy sprawnie zwin�li ob�z i ruszyli dalej skoro �wit, by w po�udnie, w�r�d sm�tnych szarych mgie�, dotrze� do wylotu Nan Kurunir � Doliny Czarodzieja. Powita� ich ponury widok � wsz�dzie wok� widnia�y ka�u�e, �mieci i b�oto, jakby dopiero co przewali�a si� t�dy wielka pow�d�. Opary bij�ce z szczelin w ziemi przes�ania�y widok i Aragornowi przypomnia�y si� legendy o Angbandzie. Kiedy by� dzieckiem, tak w�a�nie wyobra�a� sobie ow� drog�, kt�r� Beren i Luthien zmierzali ku twierdzy Morgotha � czarny go�ciniec, dymy buchaj�ce w niebo, b�oto i brud. Hasufel parskn�� i zadrobi� w miejscu, Stra�nik pochyli� si� w siodle, by poklepa� go uspokajaj�co po szyi. Ko� zastrzyg� uszami i ostro�nie przest�pi� nad po�amanymi deskami le��cymi w poprzek drogi. Od ostatniej nocy przepe�nionej dziwnymi szeptami i odg�osami, konie by�y bardzo niespokojne. Hasufel niech�tnie szed� do przodu, spi�ty jak ci�ciwa �uku. Co chwila chrapa� i wietrzy�, na zmian� to k�ad�c to stawiaj�c uszy. Gdyby nie to, �e na czele orszaku pod��a� z niezm�conym spokojem Cienistogrzywy, przecieraj�c szlak, je�d�cy mieliby nie lada k�opoty, by zmusi� swe wierzchowce do wej�cia we mg�y Nan Kurunir. Na szcz�cie konie sz�y pos�usznie za przyk�adem nieustraszonego przyw�dcy stada, podobnie jak je�d�cy, mimo wielu obaw, ufnie pod��ali za Gandalfem. Aragorn jecha� jako drugi, tu� za czarodziejem. Obok Hasufela st�pa� Arod z Legolasem i Gimlim na grzbiecie. Dalej, w niewielkim odst�pie, pod��a� Theoden bok w bok z Eomerem i reszta Rohirrim�w � wszyscy dw�jkami, bo wi�cej koni nie mie�ci�o si� obok siebie na go�ci�cu. - Sp�jrzcie! - Gandalf uni�s� lask�, wskazuj�c w bok. Z mg�y wy�oni� si� ogromny, czarny i strzaskany s�up. U jego podstawy le�a� kamie�, pomalowany na bia�o, wykuty w kszta�cie d�oni z jednym palcem wysuni�tym do przodu. Kiedy� zapewne pe�ni� on rol� drogowskazu, teraz jednak, po�amany i zniszczony, wala� si� w b�ocie. Paznokie� owego palca, wskazuj�cego niegdy� Orthank, umazany by� czym� czerwonym, co niepokoj�co kojarzy�o si� z krwi�. - Drzewiec i jego Pasterze niczego nie przeocz�, jak widz� - zamrucza� Gandalf. - Co to mo�e oznacza�? - Gimli wychyli� si� zza plec�w Legolasa. - Niebawem si� przekonamy, m�j zacny krasnoludzie - odpar� czarodziej. - Dalej, Cienistogrzywy, w drog� - i wielki mearas pos�usznie ruszy� przed siebie. Aragorn odetchn�� g��biej i wyprostowa� si� w siodle. Drogowskaz. A zatem Brama Isengardu jest ju� niedaleko. I je�li Valarowie oka�� si� �askawi, niebawem zobacz� swoich towarzyszy z Dru�yny. Merry. Pippin. I Boromir. Op�akali ju� ich, trac�c nadziej� na to, �e kiedykolwiek zobacz� przyjaci� �ywych. Aragorn pami�ta� w�asne os�upienie i radosne niedowierzanie, kiedy Gandalf przyni�s� im wie�ci, �e ca�a tr�jka jest bezpieczna w Isengardzie, pod opiek� ent�w (o ile w og�le mo�na by� bezpiecznym w siedzibie Sarumana). Co te� teraz porabiaj�, wszyscy trzej? I co z Boromirem? Aragorna wci�� prze�ladowa�o wspomnienie spod Parth Galen - gondorski miecz, porzucony w�r�d trup�w ork�w w wydeptanej trawie, a obok strzaskany R�g, le��cy w ka�u�y krwi. Ludzkiej krwi, nie orkowej. Okropny widok. Jakby to sam R�g broczy� krwi� ze �miertelnej rany, jakby p�k�o mu serce. Aragorn pami�ta�, jakie wra�enie to na nim zrobi�o. To i pokrwawiona, porozrywana kolczuga, kt�r� znale�li porzucon� w lesie. Dlatego nie m�g� si� pozby� uczucia niepokoju i jak najpr�dzej chcia� zobaczy� Boromira, by si� upewni�, �e naprawd� nic mu nie jest. Co ciekawe, cz�ciej my�la� o synu Denethora ni� o dw�ch hobbitach. Mo�e dlatego, �e trapi�y go z�e przeczucia, gdy sz�o o Boromira. Mia� nadziej�, �e wkr�tce si� one rozwiej�. Cichy okrzyk Gimlego wyrwa� go z zamy�lenia. Z mg�y zacz�y si� wy�ania� stosy po�upanych g�az�w i potrzaskanych belek. Zamiast niezdobytych mur�w Isengardu oczom ich ukaza�o si� pobojowisko. - Co tu si� sta�o, na brod� Durina?- wybuchn�� Gimli. Tu� przed nimi wznosi�a si� Brama Orthanku. Wrota by�y wywa�one, tunel otwarty a mury dooko�a przypomina�y bez�adne rumowisko kamieni. Za plecami Aragorna Rohirrimowie zacz�li szepta� mi�dzy sob� w o�ywieniu, ale Stra�nik ich nie s�ucha� � jego wzrok pomkn�� w g�r�, gdzie ponad roztrzaskan� Bram� znajdowa�o si� co�, co sta�o w jaskrawej sprzeczno�ci z ponurym krajobrazem, a mianowicie bia�a p�achta obrusu zastawionego talerzami, kuflami i butelkami. Aragorn u�miechn�� si� szeroko - zna� tylko jedne istoty, kt�rym mog�o przyj�� do g�owy, by urz�dzi� wystawn� uczt� w tak osobliwym miejscu. Istotnie, nieco na prawo, zza stosu kamieni wygl�da�a k�dzierzawa, kasztanowa czupryna. Jej posiadacz, odwr�cony plecami do przyby�ych, najwyra�niej drzema�, oparty plecami o g�azy. Wtem jeden z koni parskn�� rozg�o�nie. Czupryna podskoczy�a, a pod ni� ukaza�a si� znajoma twarz. - Witaj, Meriadoku Brandybuck - odezwa� si� Stra�nik ciep�o. Hobbit zerwa� si� na r�wne nogi, odk�adaj�c na bok fajk� i wydmuchuj�c smu�k� dymu. Jego wzrok przylgn�� do Aragorna a twarz rozja�ni�a si� radosnym u�miechem, by zaraz spowa�nie� na widok tylu znakomitych osobisto�ci. Hobbit szybko omi�t� wzrokiem zebranych, jakby kogo� szuka�, po czym uspokoi� si� i odchrz�kn�� z godno�ci�. - Witaj kr�lu i wy wszyscy dostojni go�cie - zacz�� d�wi�cznym g�osem, k�aniaj�c si� zamaszy�cie i zaraz potem wykonuj�c energiczny wykop w bok. - A�a! - rozleg� si� oburzony g�os. - Zg�upia�e�? - Wstawaj, przyjechali - mrukn�� cicho Merry k�tem ust, ale wyczulony s�uch Stra�nika wy�owi� jego s�owa. Za stosem kamieni co� zaszura�o i oczom zebranych objawi�a si� druga k�dzierzawa czupryna, nieco ciemniejsza od pierwszej. Peregrin Tuk, podobnie jak Merry uwa�nie przyjrza� si� zebranym, jakby ich liczy�, a nast�pnie wsta�, otrzepa� si� i obci�gn�� kubrak. Boromira jednak�e, ku rosn�cemu niepokojowi Aragorna, nigdzie nie by�o wida�. - Mamy zaszczyt powita� was w imieniu Drzewca - ci�gn�� tymczasem Merry uroczy�cie - kt�ry teraz sprawuje piecz� nad Orthankiem. Ehkm, no tak, w�a�nie � rzuci� z roztargnieniem patrz�c w bok, jakby na kogo� czeka�. - My za� wzi�li�my na siebie obowi�zek pilnowania Bramy. - Mi�dzy jedn� butelk� a drug�, jak widz� - za�mia� si� Gandalf. - Saruman zaiste dba o swoich go�ci. - Jego go�cie zadbali o siebie sami - wtr�ci� si� Pippin. - Saruman, obawiam si�, nie ma teraz do tego g�owy. Jest w swojej wie�y, ale zaj�ty Smoczym J�zykiem. Pozw�l, �e si� przedstawi�, mi�o�ciwy panie � doda� formalnie, zwracaj�c si� do Theodena. � Jestem Peregrin, syn Paladina z rodu Tuk�w. Obaj z Merrym pochodzimy z dalekiej p�nocy. - A nas, swoich druh�w, nie witasz?! Nic nie powiesz Legolasowi ani mnie?! - nie wytrzyma� Gimli - O �ajdaki, w��czykije, powsinogi kud�ate! Ale�cie nam urz�dzili rajd przez p� �r�dziemia! O ma�o n�g sobie nie po�amali�my! Gnamy za wami przez stepy i lasy, przez bitwy i �mier�, wam na ratunek, a wy sobie tutaj uczty i zabawy urz�dzacie. O, wy...! I macie ziele fajkowe, gadajcie zaraz sk�d je wzi�li�cie, bando psubrat�w! Zaraz co� mi si� zrobi, na m�oty przodk�w, trzymajcie mnie, s�owo daj�, bo mnie rozniesie! - Zgadzam si� z tob� w ca�ej pe�ni � roze�mia� si� Legolas. � Cho� ja raczej spyta�bym, sk�d wytrzasn�li�cie wino? - Jak widz�, og�ady ci nie przyby�o, m�j drogi Gimli - Pippin u�miechn�� si� �obuzersko. - Znajdujesz nas, zwyci�skich, na polu chwa�y i zamiast nas podziwia�, �a�ujesz nam paru skromnych �up�w, na kt�re sobie zas�u�yli�my. - Zas�u�yli sobie! - prychn�� Gimli. - Zaraz mnie krew zaleje, trzymaj mnie Legolasie, bo sam nie wiem co b�dzie! Je�d�cy Rohanu �miali si� w g�os, przys�uchuj�c tej rozmowie - Gdzie jest Boromir?- zapyta� Aragorn, podnosz�c g�os, by przekrzycze� gwar za swoimi plecami. - Niedaleko st�d, przy zachodniej spi�arni - odpar� Pippin, pokazuj�c palcem za siebie. - Nadzoruje przygotowania do skromnej uczty, jak� Drzewiec kaza� wyda� na wasz� cze��. Szczerze m�wi�c, troch� nas zaskoczyli�cie przybywaj�c o tak wczesnej porze, spodziewali�my si� was raczej bli�ej wieczora - to rzek�szy, nabra� tchu w pier� - Boroooomiiiir!!!- wrzasn�� pot�nie w kierunku mur�w, a� niekt�re konie niespokojnie poderwa�y �by. - ..mir.. mir.. - odpowiedzia�y echa, dziwnie st�umione przez mg��. Aragornowi dreszcz przemkn�� po plecach. Z�e przeczucia, mimo wyja�nie� hobbit�w, nie chcia�y go opu�ci�. - W zasadzie to Boromir mia� was oficjalnie powita� - dorzuci� Merry. - Je�li czuwa tam tak samo, jak wy tutaj, to obawiam si�, �e niepr�dko go zobaczymy! - zagrzmia� Gimli. - Niew�tpliwie jeste�my �wiadkami spotkania drogich sobie przyjaci� - podsumowa� rozbawiony Theoden.- A wi�c to s� wasi zaginieni towarzysze, Gandalfie? Ostatnie dni istotnie obfituj� w dziwa. Tyle ich ju� widzia�em, cho� niedawno wszak opu�ci�em progi Edoras, a oto przede mn� stoj� nast�pne istoty z legendy. Jeste�cie nizio�kami, kt�rych niekt�rzy z nas zw� �holbytla�? - Za pozwoleniem, mi�o�ciwy panie, wolimy, by nas nazywano hobbitami - poprawi� go Pippin grzecznie. - Hobbitami? - upewni� si� Theoden. - Dziwne to s�owo. Ale brzmi dobrze. Hobbici. S�ysza�em r�ne legendy o was, ale �adna nie dor�wnuje rzeczywisto�ci. Merry i Pippin uk�onili si�, bior�c te s�owa za komplement. - Jeste� a� nazbyt uprzejmy, mi�o�ciwy panie -rzek� Merry dwornie. � I dla nas jest to osobliwe spotkanie, bowiem po raz pierwszy w czasie naszej d�ugiej w�dr�wki, napotykamy kogo�, kto wie cokolwiek o hobbitach. - M�j lud pochodzi z p�nocy - odpar� Theoden. - Ale nie b�d� was zwodzi�, znam niewiele legend dotycz�cych hobbit�w. Tyle tylko, �e daleko, za g�rami, lasami, w norkach mieszka lud nizio�k�w. Ale o ich czynach nic nie wiadomo, bowiem unikaj� ludzi. Kiedy potrzeba potrafi� znika�. I doskonale na�laduj� g�osy ptak�w. Z pewno�ci� mo�na o was powiedzie� wi�cej. - O, zdecydowanie tak - Pippin za�o�y� r�ce na plecy. - Nie s�ysza�em jednak - Theoden zmarszczy� brwi - by opowiadano, �e puszczaj� dym ustami. - A, to nie dziwota - zauwa�y� Merry. - Ta sztuka jest celebrowana ledwie od kilku pokole�. Niejaki Tobold Hornblower, z Longbottomu w Po�udniowej �wiartce pierwszy wyhodowa� to ziele w swoim ogrodzie. By�o to w roku 1070, wedle naszej rachuby czasu. Tajemnic� natomiast pozostaje, w jaki spos�b stary Tobby zdoby� to.. - Strze� si�, kr�lu! - rozleg� si� znajomy g�os z lewej strony Bramy. Wszystkie g�owy zwr�ci�y si� w tamt� stron�. - Zaraz zostaniesz uraczony tak� ilo�ci� nazw, dat, koligacji i imion kuzyn�w, a� do dziewi�tego pokolenia w��cznie, �e ani si� obejrzysz a nastanie zima. - Jeste� nareszcie! - odezwa� si� Pippin z lekk� pretensj� w g�osie. W�r�d Rohirrim�w przelecia� szmerek. Aragorn, kt�ry ju� wcze�niej s�ysza� coraz g�o�niejszy chrz�st kamieni dochodz�cy zza Bramy i skupi� spojrzenie na tamtej cz�ci muru, pozwoli� sobie na oddech ulgi. Boromir zdr�w i ca�y stan�� na rumowisku ponad nimi. Mimo lekkiego tonu wydawa� si� by� spi�ty, ale mo�e to by�o tylko takie wra�enie. - Nie powiniene� ich wi�c zach�ca� do snucia opowie�ci - ci�gn�� Gondorczyk, ostro�nie st�paj�c po osuwaj�cych si� mu spod n�g kamieniach. Na moment znikn�� zebranym z oczu, obchodz�c du�y g�az, ale g�os jego brzmia� wyra�nie - poniewa� ryzykujesz b�l g�owy. Wiem co� o tym - oznajmi�, wy�aniaj�c si� na powr�t. Na tle czarnego muru, w swoim szarym, elfim p�aszczu wydawa� si� ogromny. Troch� jak nierealna posta�, �ywcem z legendy, bardziej duch ni� istota z krwi i ko�ci. - Ha, ha. Prze�mieszne - warkn�� Pippin z przek�sem. - Kr�lu - Boromir stan�� przed przyby�ymi i sztywno sk�oni� g�ow�. - Gandalfie. To prawdziwy zaszczyt przyjmowa� was w Isengardzie. Witaj, Eomerze, d�ugie miesi�ce up�yn�y od naszego ostatniego spotkania. Rad ci� widz� w dobrym zdrowiu. - Witaj, lordzie Boromirze - Eomer przy�o�y� d�o� do czo�a w ge�cie szacunku. Boromir odpowiedzia� mu u�miechem, a nast�pnie przeni�s� wzrok na towarzyszy z Dru�yny. - Jak si� macie, przyjaciele?- zagadn�� ciep�o. - Mam nadziej�, �e st�sknili�cie si� za mn� r�wnie mocno, jak ja za wami. Cali i zdrowi, mam nadziej�? Zsi�d�cie i przy��czcie si� do nas - to m�wi�c wskaza� obrus zastawiony butelkami. -Ten przynajmniej umie si� zachowa� - zamrucza� krasnolud. - Gdzie jest Drzewiec, Boromirze?- zapyta� Gandalf. - W lesie na p�noc st�d. Powiedzia�, �e idzie si� napi� czystej wody. Wi�kszo�� ent�w mu towarzyszy, jako �e maj� tam jeszcze sporo pracy. - I zostawili Orthank bez nadzoru?- Gandalf zmarszczy� krzaczaste brwi. - Ale� sk�d! - zaprzeczy� Boromir �ywo. - Wsz�dzie dooko�a Isengardu porozstawiane s� czujki. Mysz si� nie prze�lizgnie. Nawet st�d widz� jednego enta przy tamtej skale. To chyba �wawiec - wskaza� kierunek r�k�. Przy tym ruchu p�aszcz, jakim by� starannie okryty rozsun�� si� i Aragorn zmru�y� oczy, widz�c bure pasma zakrzep�ej krwi na ca�ym froncie boromirowego kaftana. Materia� by� porozcinany w okolicy lewego obojczyka. Baczny wzrok Stra�nika odnotowa� te� banda� na udzie i w�skie rozci�cie powy�ej, �lad po ci�ciu mieczem. A wi�c nie myli� si�, przypuszczaj�c, �e Boromir zosta� ci�ko ranny pod Parth Galen. Tyle, �e kto�, kto straci� tyle krwi, powinien dopiero zwleka� si� z �o�a. Nie min�o wszak jeszcze dziesi�� dni od tamtej bitwy. A Boromir nie sprawia� wra�enia cz�owieka os�abionego. Wprost przeciwnie, wygl�da� wyj�tkowo krzepko i porusza� si� bez widocznego wysi�ku, jakby ten banda� wcale mu nie przeszkadza�. Dziwne. - Tak, widz� tam samotnego enta - potwierdzi� Legolas. - Stoi nieruchomo z opuszczonymi r�kami. - W�a�nie min�o po�udnie, a my od �witu nic nie mieli�my w ustach - zauwa�y� Gandalf. - Wspominali�cie co� o jakiej� uczcie... - W rzeczy samej. Czeka na was pod p�nocn� �cian� Orthanku - Boromir ponownie pokaza� im kierunek r�k�. - Drzewiec prosi�, bym wam przekaza�, �e on sam tam was powita. - Dodam te�, �e zastaniecie tam obiad i r�ne przysmaki � wtr�ci� si� Merry, kt�ry wraz z Pippinem pofatygowa� si� na d�. - Specjalnie wyszukane i dobrane przez wasze pokorne s�ugi. Po tych s�owach, obaj hobbici, a ku zaskoczeniu przyby�ych, tak�e Boromir sk�onili si� dwornie. - Od tego trzeba by�o zacz��! - roze�mia� si� Gandalf - Czy pojedziesz ze mn�, kr�lu? Poznasz Drzewca, a to najdostojniejszy i najstarszy z ent�w. Sam Fangorn. A z jego ust us�yszysz pradawn� mow�. To niedaleko, trzeba b�dzie tylko objecha� to jezioro. - Pojad� ch�tnie - odpar� Theoden. - Do widzenia, moi drodzy hobbici. Mam nadziej�, �e nied�ugo si� spotkamy - to powiedziawszy zwr�ci� wzrok na Boromira. - Znalaz�e� odpowiedzi na owe twe tajemnicze pytania, kt�re pchn�y ci� w dalek� podr�, synu Denethora? - Znalaz�em - odpar� Boromir powa�nie. - Ciesz� si�. Rad bym z tob� porozmawia�, ale nie mam serca odbiera� ci� przyjacio�om. Na pewno macie mn�stwo spraw do om�wienia. Kiedy jednak ju� si� nagadacie, chcia�bym ci� prosi� na s��wko. - Oczywi�cie. Jak sobie �yczysz, panie - Boromir sk�oni� g�ow�. - W drog�! - zakomenderowa� Gandalf. Obie�y�wiat zsiad� jako pierwszy i nogi Merry�ego, jakby bez udzia�u woli, same ruszy�y w jego stron�. Stra�nik rzuci� wodze, przykl�kn�� i obj�� go serdecznie na przywitanie i dopiero ten u�cisk uzmys�owi� hobbitowi w ca�ej pe�ni, �e to si� dzieje naprawd�, �e zn�w s� Dru�yn�. Przymkn�� oczy, wdychaj�c znajomy zapach dymu ogniska, sk�r i lasu, jaki zawsze towarzyszy� Obie�y�wiatowi. - Wszystko dobrze? - spyta� cicho Aragorn, kiedy ju� si� od siebie odsun�li. Oczy mu si� u�miecha�y. Merry pokiwa� g�ow�. Bo wszystko by�o dobrze � nie byli ju� sami, a ich przyjaciele zdrowi i cali dotarli do Isengardu. Wszystko dobrze - powt�rzy� sobie Merry w my�lach, rozkoszuj�c si� tymi s�owami. Obie�y�wiat u�cisn�� raz jeszcze jego ramiona i musia� zaj�� si� Pippinem, �ywio�owo okazuj�cym rado�� ze spotkania. Merry odsun�� si�, robi�c przyjacio�om miejsce i obejrza� si� za siebie. Boromir pochyla� si� w�a�nie nad Gimlim, wymieniaj�c solidny, �o�nierski u�cisk r�ki. Obok za� sta� Legolas, patrz�c na cz�owieka z wyrazem wielkiego zak�opotania na twarzy. Merry te� si� zdziwi�, bo pierwszy raz widzia� tak� min� u elfa. - Zmienili�cie si� - us�ysza� g�os Obie�y�wiata i odwr�ci� si� ku niemu. Stra�nik trzyma� Pippina na wyci�gni�cie ramienia i spogl�da� na niego bacznie, marszcz�c czo�o. Mia� taki sam wyraz twarzy, jak Legolas, niepewno�ci i zak�opotania. - Nie wiem dok�adnie, na czym to polega, ale jeste�cie jacy� ... inni. - A ty za to nic si� nie zmieni�e� - odparowa� Pippin weso�o. - Jeste� naszym Obie�y�wiatem, jakiego znamy i kochamy, tylko ta zbroja ci nie pasuje. - Aragornie? - rozleg� si� za nimi g�os Boromira. Hobbici odsun�li si� na boki. Obie�y�wiat wsta� i u�miechn�� si�. - Witaj, Boromirze. Obaj m�czy�ni zrobili krok ku sobie i wyci�gn�li r�ce, by �o�nierskim, braterskim gestem uj�� si� za przedramiona, gdy wtem zamarli. Merry rozdziawi� usta i zamruga� oczami. Na twarzy Boromira odmalowa�o si� podobne os�upienie, gdy tak patrzy� na Aragorna.... z g�ry. Normalnie ust�puj�cy Stra�nikowi wzrostem, Boromir by� teraz od niego wy�szy. Obaj m�czy�ni, jak na komend�, spojrzeli pod nogi, upewniaj�c si�, �e stoj� na r�wnym terenie, po czym podnie�li pe�en niedowierzania wzrok. - Jak..? - zacz�� Aragorn. - Co..? � wszed� mu w s�owo Boromir. Nast�pnie obaj urwali, a Aragorn wyci�gn�� r�ce i po�o�y� je na ramionach przyjaciela, jakby chcia� si� przekona�, czy go wzrok nie myli. - Na brod� Durina! � zdumiony okrzyk krasnoluda przyku� uwag� zebranych. Gimli stan�� obok Pippina, kt�ry niemal dor�wnywa� mu wzrostem. - Czy to wy uro�li�cie, czy te� ja si� skurczy�em? - To oni - zauwa�y� Legolas. - To oni wystrzelili w g�r�, jak p�dy po deszczu. - Jak to zrobili�cie, gadajcie zaraz!- za��da� krasnolud podpieraj�c si� pod boki. Hobbici wymienili z Boromirem zszokowane spojrzenia. - Nie zauwa�yli�cie, �e jeste�cie wi�ksi? � Legolas u�miechn�� si� z rozbawieniem. - N...nie - wyj�ka� Merry. - Niby jak? - odezwa� si� Pippin. - Przecie� nie nosz� przy sobie miarki! - Nasze ubrania! - wykrzykn�� Merry w ol�nieniu. - To dlatego moje spodnie s� kr�tsze! My�la�em, �e to po tym �a�eniu w ka�u�ach si� skurczy�y. To dlatego tw�j kaftan ci� ci�nie! - rzuci� triumfalnie, oskar�ycielsko celuj�c w Boromira palcem. - Mia�em racj�, �e to nie moja wina! - I to dlatego guziki od koszuli zaczynaj� mi si� urywa� - mrukn�� Pippin. - Od MOJEJ koszuli?- Merry zmarszczy� brwi. � Je�li cho� jeden zgubi�e�, powiesz� ci� na jej r�kawie! - Uwa�ajcie, znowu ma napad! - Pippin odskoczy� i schowa� si� za Legolasem. - Strasznie agresywny si� zrobi�, odk�d ta koszula nim zaw�adn�a - poinformowa� elfa poufnym tonem. - O, nie! Bezczelny Tuk! Miarka si� przebra�a, �ci�gaj j� natychmiast, albo osobi�cie j� z ciebie zedr�! - Merry ruszy� ku Pippinowi. - Widzisz? Widzisz? � Tuk da� nura za plecy roze�mianego elfa. - Oni tak bez przerwy - j�kn�� Boromir, robi�c przesadnie rozpaczliw� min�. - Jak to dobrze, �e ju� przyjechali�cie � dorzuci� z ulg�. Rozbawiony Aragorn poklepa� go pocieszaj�co po ramieniu. - No, no, �adne rzeczy - krasnolud pokr�ci� g�ow�, przygl�daj�c si� Boromirowi. - Ledwo na dziesi�� dni spu�cili�my was z oka i prosz�! Strach pomy�le�, co by by�o, gdyby�my zostawili was bez opieki przez miesi�c! W �adne drzwi by�cie si� nie zmie�cili! - A� tak �le nie jest - Merry wzruszy� ramionami. - Ubrania s� ciasne, ale jeszcze pasuj� i da si� w nich chodzi�. - M�w za siebie - mrukn�� Boromir. - Ja ledwie oddycham w tym kaftanie. Zaraz! Czy to oznacza, �e po powrocie nie zmieszcz� si� w moj� paradn� zbroj�?! - przerazi� si�. - Co tam w zbroj�, ja mam powa�ne obawy, �e si� nie zmieszcz� w moim w�asnym ��ku! - oznajmi� Pippin dobitnie. - Trzeba mie� pusto w g�owie, �eby por�wnywa� moj� zbroj� do ��ka! Gdzie tu hierarchia warto�ci? � oburzy� si� Boromir. - Szkoda, �e od napoju ent�w nie przyby�o ci rozumu, mo�ci Pippinie! - Jakiego napoju?- zainteresowa� si� Legolas, ale ani Boromir ani Tuk nie zwr�cili na niego uwagi. -Taa? Jak sobie po�cielisz w tej swojej zbroi i si� w niej prze�pisz to zmienisz zdanie, mo�ci Boromirze! - Jako� nie widz� sensu w tej argumentacji! - Bo mo�e wypi�e� za ma�o napoju! - Oni tak bez przerwy - obwie�ci� Merry dobitnie, zwracaj�c si� do Aragorna. � Jak to dobrze, �e przyjechali�cie - doda�, celowo powtarzaj�c s�owa Boromira. Elf i krasnolud zacz�li si� �mia�. Boromir �ypn�� na hobbita, ale darowa� zebranym ripost�, jak� szykowa� dla Pippina. - Nie mog� si� temu nadziwi� - Gimli pokr�ci� g�ow�. - Bli�ej wam teraz do krasnolud�w ni� do hobbit�w. �e ju� o mo�ci Boromirze nie wspomn�, kt�remu niewiele do trolla brakuje. - Ale jak to si� mog�o sta�?- Boromir popatrzy� na Aragorna pytaj�co, jakby mia� nadziej�, �e Stra�nik wszystko mu zaraz rozs�dnie wyt�umaczy. - A sk�d mam wiedzie�?- Aragorn roz�o�y� r�ce. - Pili�cie albo jedli�cie co� dziwnego? - Woda ent�w! - Merry pacn�� si� w czo�o. - Pili�cie wod� ent�w?! - Legolas zbli�y� si� �ywo. - A zatem nic dziwnego, �e jeste�cie wi�ksi. Dobrze, �e tylko na tym si� sko�czy�o. - Wiedzia�em, �e nie powinienem bra� tego podejrzanego paskudztwa do ust! - mrukn�� Boromir gniewnie. - To podejrzane paskudztwo uratowa�o ci �ycie - wytkn�� mu Merry. - Bez niego by�oby z tob� krucho. Lepiej chyba by� wi�kszym ni� martwym. - W�a�nie! By�bym zapomnia� - Aragorn rozsun�� p�aszcz Boromira, ods�aniaj�c kaftan i przyjrza� mu si� uwa�nie. - Jeste� ranny. - By�em - poprawi� go Boromir, si�gaj�c po po�� p�aszcza, �eby si� okry� z powrotem, ale Aragorn go powstrzyma�. - Co si� sta�o?- zapyta� Stra�nik dotykaj�c rozci�cia w kaftanie. Gimli i Legolas te� si� zbli�yli, by spojrze�. - Nic takiego - odpar� Boromir niecierpliwie. - Nic takiego?! � powt�rzy� Pippin z oburzeniem. � Boromira rani�y trzy strza�y! � wyja�ni� Aragornowi, nie zwa�aj�c na gro�ne spojrzenie, jakie pos�a� mu Gondorczyk. Gimli gwizdn�� z przej�cia i niedowierzania. - A to - hobbit wskaza� kreski ponad banda�em na udzie i na kaftanie - �lady po orkowych szablach. Na przedramionach te� takie ma. -Trzy strza�y?! � Aragorn zmarszczy� brwi. - Gdzie? - Daliby�cie spok�j... - zacz�� Boromir niech�tnie, ale nikt go nie s�ucha�. - Tu, tu i tam - obja�nia� Pippin, pokazuj�c palcem. � Ta na szcz�cie tylko go drasn�a, a nie wbi�a si� jak pozosta�e. - Kto je wyj��?- pyta� dalej Aragorn, mimo protest�w Boromira, spychaj�c jego p�aszcz za rami� i ogl�daj�c �lad po strzale, kt�ra przebi�a mu r�k�. - Ta przesz�a na wylot - podpowiedzia� mu Pippin us�u�nie. - W�a�nie widz�. - Ale najbardziej krwawi�a ta rana pod obojczykiem. - Pippinie...- sykn�� gniewnie Boromir. - Kto je wyj��?- powt�rzy� Aragorn, spogl�daj�c pytaj�co na hobbita. - Ja te� tutaj jestem! - warkn�� Boromir. - Orkowie - odpar� Tuk. - Kiedy? - Zaraz po tym, jak go postrzelili. Aragorn spojrza� na Boromira ze wsp�czuciem. - Boli, jak tak dotykam? - Nie!- burkn�� Gondorczyk. - A teraz?- spyta�, fachowo zginaj�c jego r�k�. - Te� nie. Czy mogliby�my ju�...- - Nic ci nie dokucza? - *WY* mi dokuczacie! - wybuchn�� Boromir, stanowczo wyrywaj�c r�k� z uchwytu Aragorna i zdecydowanym gestem zawijaj�c si� p�aszczem. Aragorn uni�s� d�onie ku g�rze w obronnym ge�cie. - Dobrze, ju� dobrze. Chcia�em si� tylko upewni�, �e wszystko jest w porz�dku. - Pod tym wzgl�dem tak - odpar� Boromir, spuszczaj�c wzrok. Aragorn zmarszczy� brwi i ju� otwiera� usta, by spyta�, pod jakim wzgl�dem nie, kiedy przerwa� mu Gimli. - Brak tylko Froda i Sama, a Dru�yna by�aby w komplecie - zauwa�y� krasnolud z westchnieniem. Aragorn zauwa�y�, �e Pippin przysuwa si� nieznacznie do Boromira. Nie usz�o te� jego uwadze, �e Merry blednie. - Wiecie co� o Frodzie?- zapyta� Tuk ostro�nie. - Frodo zmierza do Mordoru - odpar� Aragorn. - Sam?! - wykrzykn�� Boromir w os�upieniu. - Nie �sam� a z Samem.- poprawi� go Aragorn, u�miechaj�c si� lekko. - We dw�ch do Mordoru?! Bez �adnej eskorty? Jak mog�e� ich tak pu�ci�?! - Boromir roz�o�y� r�ce. - To by�a decyzja Froda, na kt�r� nie mia�em wp�ywu - odpowiedzia� Aragorn, patrz�c na Boromira uwa�nie. - Poza tym nie mogli�my zostawi� was w �apach ork�w. - Ale to szale�stwo! Ob��d jaki�! Dwaj hobbici zdani na... - Gondorczyk urwa� nagle i spojrza� w d�. Pippin mocno �ciska� jego d�o�, patrz�c znacz�co. Boromir rzuci� szybkie spojrzenie na Aragorna, potem znowu na Pippina, odetchn�� g��boko i zamilk� dotykaj�c d�oni� czo�a. - Tak wida� mia�o by� - podsumowa� Aragorn, zastanawiaj�c si� nad t� wymian� spojrze�. - Valarowie postawili przed nami nowe, odmienne zadania, a los Powiernika biegnie w�asnym torem. Na moment zapad�a cisza. Pierwszym, kt�ry ja w ko�cu przerwa� by� krasnolud. - Ekhm, no wi�c tak, w�a�nie. Zmieniaj�c mo�e temat, pozw�l, mo�ci Boromirze - Gimli chrz�kn�� i wysun�� si� do przodu � �e, jako wyraz rado�ci z naszego spotkania, wr�cz� ci co�.... � to m�wi�c, si�gn�� po pod�u�ny i poka�ny pakunek, kt�ry ni�s� przewieszony przez plecy. � Je�li tylko zdo�am si� wypl�ta� z tych przekl�tych rzemieni, a dzi�kuj� m�j drogi Legolasie. No wi�c, ekhm ekhm � ci�gn�� Gimli, odwijaj�c ciemne sukno. - My�l�, �e si� ucieszysz. Merry ciekawie wyci�gn�� szyj�. Gimli odwin�� kolejny pas materia�u i hobbit z�owi� b�ysk metalu. - M�j miecz!!!!- wykrzykn�� Boromir, szeroko otwieraj�c oczy. - Ano tak. Wzi��em go w nadziei, �e b�d� m�g� zwr�ci� go w�a�cicielowi - Gimli rzuci� sukno pod nogi, opar� ostrze o ziemi� i triumfalnie po�o�y� d�o� na g�owicy. - Nios�e� go przez ca�� drog�?! Z Parth Galen?! - Boromir wci�� jeszcze nie dowierza�. - Owszem. W ko�cu czego si� nie robi dla tow... ugh!!! � zdumiony Gimli nie zdo�a� doko�czy� zdania; Boromir przypad� do niego, przykl�k� i zamkn�� go w i�cie nied�wiedzim u�cisku. - U... uwa�aj.... miecz! - st�kn�� krasnolud. - Dzi�kuj�!!! - Mo�ci Bo... Boromirze... khh... po�amiesz mi �ebra! - Dzi�kuj�! - dla zaakcentowania s��w Gondorczyk entuzjastycznie u�cisn�� go raz jeszcze, a� krasnolud zachwia� si� na nogach, i w ko�cu uwolni� ze swych obj��. Nast�pnie, wci�� kl�cz�c, delikatnie, pieszczotliwie niemal, uj�� r�koje�� swego miecza. Merry u�miechn�� si� widz�c wyraz jego twarzy. Oczy cz�owieka ja�nia�y. Tak uradowanego Boromira chyba jeszcze nigdy hobbici nie widzieli. - Pomy�la�em sobie � Gimli odetchn�� g��biej i odchrz�kn��, lekko zak�opotany - �e to b�dzie taki znak. Po prostu nie mog�em go tam zostawi� po�r�d orkowego �cierwa, by rdzewia� w zapomnieniu, bo to by by�o tak, jakbym przekre�la� szans�, �e ci� jeszcze kiedykolwiek zobacz�. Nie mieli�my wielkiej nadziei na ocalenie waszej tr�jki, wi�c wzi��em go, �eby no... jakby to uj�� - zaczarowa� los. Cho� niekt�rzy elfowie, ehm hm, nie wskazuj�c palcem - Gimli �ypn�� znacz�co w bok - twierdzili, �e dodatkowy ci�ar b�dzie mi przeszkod� w marszu. Boromir uni�s� na niego roziskrzony wzrok. - Jestem twoim d�u�nikiem, Gimli synu Gloina - o�wiadczy�. - Drobiazg! - krasnolud niby to niedbale machn�� r�k�, ale wida� by�o po nim, �e jest bardzo zadowolony. Boromir, u�miechni�ty od ucha do ucha, wsta� i otrzepa� spodnie. - A� chce si� �y� - oznajmi�, z czu�o�ci� przesuwaj�c palcami po ozdobnej r�koje�ci. Zebrani te� si� u�miechali, widz�c jego rado��. - Na brod� Durina - dobieg� ich pomruk Gimlego. - Ten cz�owiek ma ramiona jak imad�o. Legolas i Merry za�miali si� cicho, ale Boromir nie dos�ysza� tego komentarza zaj�ty mieczem i Pippinem, kt�ry podszed� do� i zacz�� mu wyk�ada�, jak to mia� racj�, m�wi�c, �e nie wszystko przepad�o i nigdy nie jest tak �le, jak si� wydaje. - Mo�e wejdziemy do kordegardy?- zaproponowa� Merry. - Pewnie jeste�cie zdro�eni i g�odni, a w �rodku czeka na was obiad. - Twe s�owa, m�j drogi hobbicie, niczym balsam sp�ywaj� na m� dusz� - Gimli energicznie zatar� r�ce. - Prowad�, prowad�, nie zwlekaj�c. Aragorn te� zrobi� krok we wskazanym kierunku, kiedy nagle zauwa�y� dziwn� wymian� spojrze� mi�dzy Merrym a Boromirem. Zmarszczy� brwi, wyczuwaj�c napi�cie i zawahanie. Trwa�o to zaledwie mgnienie oka i nikt poza nim tego nie zauwa�y�, ale beztroski nastr�j, jaki go przed chwil� opanowa�, nagle si� ulotni�. Atmosfera zg�stnia�a, co� si� zmieni�o. Niby Pippin dalej weso�o papla� co� do Gimlego, Legolas �mia� si� d�wi�cznie, ale Aragorn poczu�, jak wraca dawny ci�ar na sercu. - Aragornie? - Boromir, spi�ty i powa�ny, spojrza� mu prosto w oczy. � Czy mog� zamieni� z tob� s�owo, na osobno�ci? - Teraz? - Chcia�bym mie� to ju� za sob�. To wa�ne - Boromir zacisn�� palce na r�koje�ci miecza. - Nie zajm� ci du�o czasu. Aragorn rzuci� dyskretne, t�skne spojrzenie na odchodz�cych ku kordegardzie towarzyszy. O niczym innym nie marzy�, jak zje�� co� i wyci�gn�� si� cho� na chwil� w spokoju. Ostatni� rzecz�, na jak� teraz mia� ochot� by�y powa�ne rozmowy na osobno�ci. Ale mimo zm�czenia nie m�g� � i nie chcia� - odm�wi�. Po raz pierwszy Boromir zwraca� si� do niego z tak� pro�b� i Aragorn, cho�by nie wiadomo jak zm�czony, zamierza� go wys�ucha�. Nie raz pr�bowa� si� zbli�y� si� do dumnego Gondorczyka, chc�c go pozna� i zawsze napotyka� ch�odn� uprzejmo�� i mur. Boromir wyra�nie trzyma� si� na dystans i dawa� mu do zrozumienia, �e nie ma mowy o �adnym spoufalaniu si�. Braterstwo broni � owszem, prosz� bardzo, lecz na tym koniec. Dlatego te� teraz Aragorn poczu� si� zaintrygowany. - Jak sobie �yczysz - powiedzia�, pochylaj�c g�ow� w ge�cie zgody. Boromir podzi�kowa� mu spojrzeniem i wskaza� na pobliski zau�ek w�r�d gruz�w. - Mo�e tam? � zaproponowa�. Aragorn zach�ci� go gestem do marszu, daj�c do zrozumienia, �e ch�tnie p�jdzie za nim. Ruszyli w tamt� stron� w milczeniu, kamienie chrz�ci�y im pod nogami. Aragorn obejrza� si� przez rami�. Merry sta� przy wej�ciu do wie�y i patrzy� za nimi. Stra�nik zmarszczy� brwi i przyspieszy� kroku � Boromir wysforowa� si� do przodu i w�a�nie mija� wy�om w murze. Tam odwr�ci� si� i czeka�, nadal �ciskaj�c w d�oniach miecz. - Usi�dziemy? - Aragorn podszed� bli�ej i zapyta�, widz�c, �e towarzysz stoi, niezdecydowany. Boromir pokiwa� g�ow�. Usiedli rami� w rami� na du�ym, p�askim kamieniu. Aragorn zerkn�� k�tem oka � palce Boromira tak mocno zaci�ni�te by�y na r�koje�ci, �e a� k�ykcie mu zbiela�y. Milczenie przeci�ga�o si�. Stra�nik czeka� cierpliwie, a� Boromir zacznie m�wi�, lecz jednocze�nie nie m�g� op�dzi� si� od niemi�ego mrowienia, jakie cz�sto nawiedza�o go w przeczuciu zbli�aj�cego si� wroga. Dlaczego w�a�nie teraz udziela�o mu si� to przedbitewne napi�cie? Syn Denethora wzi�� g��boki wdech i podni�s� g�ow�, przerywaj�c kontemplacj� r�koje�ci swego miecza. - Pr�bowa�em sobie jako� u�o�y� to co mam ci do powiedzenia - zacz�� cicho - ale wszystko mi ulecia�o, mam pustk� w g�owie. Nie wiem, jak ci to powiedzie�, wi�c zrobi� to wprost. Ale najpierw... - Boromir podni�s� na niego powa�ny i czujny wzrok - chcia�bym ci� o co� spyta�: czy rozmawia�e� z Frodem, po tym jak pobieg�em za hobbitami? - Nie. Nie widzia�em si� z nim od czasu narady nad rzek� - odpar� Aragorn ostro�nie. - A wi�c nie wiesz, co naprawd� sta�o si� pod Amon Hen... - Boromir stwierdzi� raczej, ni� spyta�, znowu zwracaj�c spojrzenie na miecz i pocieraj�c palcem ma�e wyszczerbienie tu� pod r�koje�ci�. Aragorn wbi� w niego surowy wzrok. By�a to rzecz, o kt�r� zamierza� go wypyta�, mo�e nie tak od razu, ale niebawem na pewno � pami�ta� bowiem te zdawkowe, wymijaj�ce zdania, jakimi ich uraczy� Gondorczyk, wracaj�cy do obozu po d�ugiej i tajemniczej nieobecno�ci. - Boromirze, *co* sta�o si� pod Amon Hen? - Poszed�em za Frodem, �eby z nim porozmawia� o drodze do Minas Tirith - zacz�� Boromir, bior�c g��boki wdech; mimo napi�cia, jakie si� w nim wyczuwa�o, jego g�os brzmia� pewnie i bardzo spokojnie. - Nie zdo�a�em go przekona�, by poszed� ze mn�, wi�c spr�bowa�em odebra� mu Pier�cie�. Si��. Aragorn zamar�. Przez mgnienie oka wydawa�o mu si�, �e Boromir �artuje � mo�e dlatego, �e powiedzia� to tak od niechcenia. Ale on nie �artowa�. A dla Aragorna najgorsze w tym wszystkim by�o u�wiadomienie sobie, �e on si� takiego wyznania spodziewa�. To okropne, ale nie by� a� tak zaskoczony, jak by� powinien. Du�o wszak my�la� od czasu Parth Galen, sk�ada� ca�o�ci uk�adanki i obraz jaki zacz�� mu si� wy�ania�, powodowa� �w przyp�yw z�ych przeczu�. I oto teraz wszystkie si� potwierdza�y. Podczas sp�ywu Anduin� musia� by� �lepy, �e nie zauwa�y�, na co si� zanosi. M�odsi hobbici szeptali mu w zaufaniu, �e Boromir jest �jaki� dziwny� � on sam widzia�, �e ich towarzysz zmieni� si� od pobytu w Lorien. Ale zak�ada�, �e Boromirowi daj� si� we znaki trudy podr�y i brzemi� trosk... I nic nie zrobi�em. Widzia�em, �e si� �le dzieje i nic nie zrobi�em. Co ze mnie za przyw�dca? Jestem � by�em- odpowiedzialny za ca�� Dru�yn�. Za Boromira te�. I zamiast interweniowa�, sta�em z boku, rozmy�laj�c o odleg�ych sprawach, o Mordorze, o losach �wiata. A tymczasem Nieprzyjaciel dzia�a� na wyci�gni�cie r�ki. To, co sta�o si� pod Amon Hen to w pewnym sensie r�wnie� moja wina, moje niedopatrzenie. Tamtego nieszcz�snego dnia nawet nie zauwa�y�em, �e Boromir wymkn�� si� za Frodem, zupe�nie jakby jaka� zas�ona spowi�a mi oczy i umys�... �lepiec, �lepiec i jeszcze raz �lepiec. Boromir by� a� nazbyt oczywistym celem dla Pier�cienia. A on, dowodz�cy Wypraw� od Morii, przegapi� oznaki zmian, zbagatelizowa� dziwne zachowanie towarzysza i nie zdo�a� zapobiec katastrofie. Pytanie brzmia�o teraz jak g��boko te zmiany wry�y si� w Boromira i co dalej. Tymczasem Boromir ci�gn�� dalej, po chwili zawahania: - Jaki� sza� mnie op�ta�. Frodo nie chcia� s�ucha� moich argument�w i nie zgodzi� si� i�� ze mn� do Minas Tirith. Rzuci�em si� na niego, a wtedy on znikn��. Nawet nie zd��y�em go dotkn��. My�l�, �e w�o�y� Pier�cie� na palec - Boromir popatrzy� na niego uwa�nie i ponownie wzi�� g��boki oddech. - I to w zasadzie wszystko, co chcia�em ci powiedzie� � doda�, spuszczaj�c na moment wzrok ku ziemi i zaraz podnosz�c go, jakby pytaj�co, na Stra�nika. - Jak to �wszystko�? - Aragorn zamruga� oczami. - Nic wi�cej nie masz mi do powiedzenia?! - A co jeszcze chcia�by� wiedzie�?- zapyta� Boromir spokojnie. Aragorn, maj�c wra�enie, �e grz�nie w bagnie albo w jakim� koszmarnym �nie, powolnym gestem podni�s� d�o� do czo�a i ucisn�� nasad� nosa kciukiem i palcem wskazuj�cym. Valarowie, jak�e potwornie by� zm�czony! Naprawd�, nie mia� si�y na to wszystko. Spojrza� w bok � Boromir obserwowa� go bacznie. - Czy nadal pragniesz Pier�cienia? - musia� o to spyta�. - Tak - pad�a spokojna i szczera odpowied�. - I nie. Aragorn wsta� i przyciskaj�c d�o� do czo�a zacz�� si� przechadza�, tam i z powrotem. Boromir nie spuszcza� z niego wzroku. - �a�ujesz, �e ci si� nie uda�o go zabra�, tam pod Amon Hen? - rzuci�, zatrzymuj�c si� na chwil�. Ku jego zaskoczeniu Boromir u�miechn�� si� lekko. - Oni zadali mi to samo pytanie - mrukn��, przesuwaj�c palcami wzd�u� jelca. Aragorn pomy�la� sobie nagle, �e by�oby lepiej, gdyby od�o�y� ten miecz... - Jacy �oni�? - Hobbici. Merry i Pippin. - Powiedzia�e� im? - Aragorn uni�s� brwi w zaskoczeniu. - Powiedzia�em. - I co? - Wybaczyli mi, wyobra� sobie - Boromir wzruszy� ramionami. - Tak po prostu. I zachowuj� si� tak, jakby nie chowali do mnie urazy. Zw�aszcza Pippin. �eberek nie chce mi darowa� - Gondorczyk u�miechn�� si� do siebie - ale Pier�cie� mi wybaczy�. - Jakich �eberek, na lito��? - Aragorn, zdezorientowany, potrz�sn�� g�ow�. - To d�uga historia - mrukn�� Boromir, zbywaj�c go machni�ciem r�ki. Aragorn patrzy� na niego z niedowierzaniem. Jak to jest, �e nie mia� problem�w z dogadaniem si� z obcymi rasami, z Legolasem, Gimlim, a nie m�g� zrozumie� teoretycznie najbli�szego mu cz�owieka z Dru�yny? - Mo�esz mi wyjawi�, co zamierza�e� zrobi� z Pier�cieniem? - jego g�os zabrzmia� ostro, mo�e odrobin� za ostro. - Chcia�em go zabra� do Minas Tirith - Boromir wbi� wzrok w ziemi� � I powierzy� Denethorowi. M�j ojciec wiedzia�by, jak go u�y� dla dobra Gondoru. - Od dawna to planowa�e�? - Co? - spyta� Boromir niepewnie. - Przej�cie Pier�cienia. - Nie planowa�em tego! - odpar� Boromir szybko, jakby wystraszony. - To.. to si� sta�o nagle, wtedy pod Amon Hen. Daj� ci s�owo honoru, �e niczego nie planowa�em. Poszed�em za Frodem, �eby go nam�wi� na Minas Tirith. I w trakcie tej rozmowy co� si� zacz�o ze mn� dzia�, przysz�o mi do g�owy, �e nie mog� pozwoli�, by Pier�cie� zosta� zniszczony i �e musz� go u�y� dla ratowania kraju. I nie mog�em si� tej my�li oprze�. - Mimo i� wiesz, �e Pier�cienia nie mo�na u�y�?- Aragorn patrzy� na niego surowo. - To Pier�cie� u�ywa tego, kto o�mieli si� wyci�gn�� po niego r�k�! A wszystko co z jego pomoc� zostanie zdzia�ane, nieuchronnie, ZAWSZE, obraca si� w z�o! Na lito�� Nienny, przecie� by�e� na Naradzie! Nie s�ucha�e� tego, co m�wili Elrond i Gandalf? - S�ucha�em. - I co? - My�la�em, �e b�d� wystarczaj�co silny... - Boromirze! Sam Gandalf ba� si� wzi�� Pier�cie� na przechowanie, cho�by tylko na chwil�. Elfowie nie chc� go nawet dotyka�! Nic ci to nie da�o do my�lenia? - My�la�em... - zacz�� Boromir �a�o�nie. - Mo�e mniej my�l, a bardziej s�uchaj, co m�wi� starsi i m�drzejsi od ciebie! � wybuchn�� Aragorn gorzko. Boromir skuli� si� i zwiesi� g�ow�, milkn�c. Stra�nik odetchn�� g��boko i przy�o�y� d�o� do czo�a. Spok�j. Uspok�j si� - przykaza� sobie surowo. - Krzykiem nic nie zdzia�asz, pogorszysz tylko spraw�. On potrzebuje wsparcia, a nie s�dziego. Co si� sta�o, ju� si� nie odstanie. Pami�taj, �e te� nie jeste� bez winy. Trzeba by�o czuwa�, a nie spa�. Biedny Frodo. My�la�em, �e jego decyzja o odej�ciu z Dru�yny by�a �wiadoma i przemy�lana. A tymczasem on po prostu ucieka�. Niech Iluvatar ma go w swojej opiece. Niech ma w opiece nas wszystkich. Raz jeszcze odetchn��, dla uspokojenia i odezwa� si� cicho: - Przerwa�em ci, przepraszam. Co my�la�e�? - Nic - Boromir nie podni�s� nawet g�owy. - Powiedz. - To i tak ju� teraz bez znaczenia - odpar�, wzruszaj�c ramionami i opieraj�c obie d�onie na jelcu. Aragorn patrzy� na niego w milczeniu, wa��c w my�lach kolejne pytanie. - �a�ujesz tego, co si� sta�o?- zagadn��. Boromir poderwa� si� na r�wne nogi, jakby w niego piorun strzeli�. - Oczywi�cie, �e �a�uj�!!! � wybuchn��. - A co ty sobie my�lisz?! �e mi dobrze ze �wiadomo�ci�, �e wszystkich zawiod�em? �e okaza�em si� najs�abszym ogniwem w Dru�ynie?! - Od�� ten miecz, Boromirze. Boromir wyprostowa� si� sztywno, uni�s� dumnie g�ow� a na twarz wype�z� mu nie�adny, krzywy u�miech. - Bez obaw, dziedzicu Isildura - prychn�� kpi�co. - Nic ci z mojej strony nie grozi, nie zamierzam ci� zabi�. Aragorn pochwyci� jego spojrzenie i wbi� we� surowy wzrok, trzymaj�c go na tej uwi�zi tak d�ugo, a� brzydki u�miech znik� zupe�nie i Gondorczyk zawaha� si�, kul�c lekko. - Boromirze - Aragorn spyta� cicho, lecz dobitnie - dlaczego to powiedzia�e�? Syn Denethora umkn�� spojrzeniem w bok, przygryz� warg� i nagle, zwieszaj�c g�ow�, odwr�ci� si� do niego plecami, bez s�owa. Aragorn odczeka� chwil�, po czym wyci�gn�� d�o� i po�o�y� mu j� na ramieniu. Boromir spi�� si�, mi�nie pod palcami Aragorna stwardnia�y niczym kamie�, ale nie pr�bowa� si� odsun��. - Usi�d�my - zaproponowa� Stra�nik spokojnie i, lekko dociskaj�c d�o�, pchn�� towarzysza ku kamieniom. Boromir pos�ucha� go i zaj�� swoje miejsce, ostro�nie odstawiaj�c miecz na bok. Westchn�� ci�ko i nerwowo zapl�t� d�onie. - Opowiedz mi dok�adniej co sta�o si� pod Amon Hen, je�li mo�esz. Chcia�bym zna� szczeg�y - poprosi� Aragorn. Boromir przez chwil� waha� si�, wyra�nie walcz�c ze sob�, a� wreszcie skin�� g�ow�, raz, na znak zgody. I zacz�� m�wi� � o tym, jak poszed� �ladami Froda i jak znalaz� go pod Amon Hen, o ich rozmowie i o tym, w co ta rozmowa si� przerodzi�a. I jak Frodo uciek�, a on szuka� go, chc�c przeprosi�, ale ju� by�o za p�no, bo Frodo przepad� bez �ladu. Aragorn s�ucha� go w skupieniu, nie przerywaj�c. �ledzi� nie tylko tre�� wypowiedzi, ale i jej ton, zwracaj�c uwag� na wyraz twarzy towarzysza i na to, co kry�o si� w jego oczach. Boromir stara� si� m�wi� spokojnie i rzeczowo, ale emocje, jakie nim miota�y by�y �atwe do wyczytania. Wstyd i �al. Przera�enie. Niepewno��. I t�sknota za Pier�cieniem te�. Tyle, �e wyrzuty sumienia wyra�nie g�rowa�y nad po��daniem i Aragorn zacz�� si� uspokaja� � jeszcze nie jest tak �le, jak si� obawia�. Boromir nie jest stracony. Teraz trzeba mu pom�c i umiej�tnie go przez ten chaos poprowadzi�. I nie pope�ni� b��du. Stra�nik westchn��. Nawet bez problem�w zwi�zanych z Pier�cieniem Boromir nie by� �atwy we wsp�pracy. - A w jaki spos�b ten sza� ci� opu�ci�? - zapyta�, gdy towarzysz sko�czy� sw� opowie��. - R�wnie nagle jak przyszed�. W pogoni za Frodem potkn��em si� i run��em na ziemi�. I wtedy, jakby si� obudzi�em - Boromir zwiesi� g�ow�. Przez chwil� milcza�, a potem ci�gn�� dalej, gorzkim, zrezygnowanym tonem. � Chcia�bym powiedzie�, �e to by�o niezale�ne ode mnie, chcia�bym powiedzie�, �e nie pami�tam, co si� przez ten czas dzia�o. Ale to nieprawda. Ja pami�tam wszystko, Aragornie, z bolesn� dok�adno�ci�. Ka�de s�owo, jakie wtedy wypowiedzia�em, ka�de przekle�stwo, jakie... - urwa� i przetar� twarz d�o�mi. - By� taki czas, kiedy naprawd� �a�owa�em, �e orkowie mnie nie zabili - szepn��. Aragorn spojrza� na niego ze wsp�czuciem. - Pier�cie� zaiste ma straszn� moc - mrukn��, bardziej do siebie ni� do Boromira � Ponad nasze zrozumienie. - A co ty niby mo�esz wiedzie� o mocy Pier�cienia! - Boromir gniewnie poderwa� si� znowu. Aragorn drgn��, zaskoczony. Nie nad��a� za t� hu�tawk� nastroj�w. - Nie masz poj�cia przez co ja przechodz�! � ci�gn�� syn Denethora, gestykuluj�c gwa�townie � Nie widzia�e� mnie pod Amon Hen! I nie widzia�e�, co si� ze mn� dzia�o na my�l, �e Frodo mo�e przyjecha� do Isengardu, wi�c mi nie opowiadaj... - Aragorn wsta� i w dw�ch krokach pokona� dystans, dziel�cy go od ciskaj�cego si� Boromira. - My�lisz, �e tylko ty s�yszysz jego zew?- zapyta�, chwytaj�c go za ramiona i potrz�saj�c nim solidnie. - �e tylko ciebie n�ka jego g�os? Mylisz si�! Zapewniam ci�, �e nie jeste� odosobniony w swych cierpieniach. Boromir opanowa� si� i jakby przygas�. - Tak - szepn�� ze smutkiem. � Mo�e i odosobniony nie jestem, ale inni si� mu oparli. Ty si� mu opar�e�. W przeciwie�stwie do mnie. Aragorn wzmocni� chwyt na jego ramionach. - Mo�e dlatego, �e ja mam wi�ksze do�wiadczenie i wiem, czym mi grozi u�ycie Pier�cienia - odpar�. - A mo�e dlatego, �e on skoncentrowa� ca�� swoj� z�� wol� na tobie. Nie wiadomo. Mo�e on ciebie po prostu wybra� - Aragorn u�miechn�� si� lekko - Mo�esz potraktowa� to jako swojego rodzaju komplement. Boromir prychn�� i odwr�ci� wzrok. - Kiedy ju� zostaniesz namiestnikiem... - zacz�� Aragorn. - Nie zostan� namiestnikiem!- przerwa� mu Boromir ostro. - S�ucham?- Aragorn pu�ci� go ze zdumienia. - Nie b�d� namiestnikiem. - Dlaczego?- Aragorn mylnie zak�ada�, �e nic go po pierwszej rewelacji Boromira nie zaskoczy. - Bo tak postanowi�em! Faramir godnie mnie zast�pi. - Zaraz, powoli -Aragorn uni�s� d�onie. - To ty jeste� dziedzicem Denethora, a Faramir... - - B�dzie idealnym namiestnikiem! - wszed� mu w s�owo Boromir. - Koniec dyskusji. A zreszt� � dorzuci� z dziwnym b�yskiem w oku � czy� nie tego chcieli�cie z Gandalfem? Aragorn spojrza� na niego pytaj�co, marszcz�c brwi. - S�ysza�em! - ci�gn�� Boromir � Rozmawiali�cie o tym w Morii. O mnie i o Faramirze. Gandalf wyrazi� ubolewanie, �e to nie m�j brat bierze udzia� w Wyprawie. I powiedzia� co� o ironii losu, �e cz�sto ci, co stoj� w tle, s� lepszym materia�em na w�adc�w. S�ysza�em to na w�asne uszy! - m�wi� z rosn�c� irytacj�.- Mo�e i nie jestem najmocniejszy w mowie elf�w, ale zdziwi�by� si� wiedz�c, jak wiele mog� zrozumie�! - A zatem zrozumia�e� te�, co odpowiedzia�em Gandalfowi, prawda?- zacz�� Aragorn gniewnie i natychmiast si� zgani� w duchu : nie mo�na pozwala�, by emocje drugiej osoby zacz�y si� udziela�. Zw�aszcza tak bezsensowne jak z�o��. � Pami�tasz moje s�owa?- spyta� ju� �agodniejszym tonem. Boromir nie odpowiedzia�. - Skoro milczysz, przypomn� ci, �e w odpowiedzi zacz��em chwali� twe zas�ugi dla Dru�yny. I powiedzia�em, �e moim zdaniem jeste� w�a�ciw� osob� na w�a�ciwym miejscu. A mo�e tego ju� nie us�ysza�e�? Tak czy nie? W odpowiedzi otrzyma� niech�tne, potakuj�ce skinienie g�owy. - Us�ysza�e�, tak?- upewni� si�. Znowu potakni�cie. - A zatem, skoro znasz moje zdanie � powiedzia� Aragorn z naciskiem, patrz�c mu w oczy - dlaczego teraz wywlekasz t� spraw�? Dlaczego atakujesz mnie za s�owa Gandalfa? Boromir przygryz� warg� i wbi� wzrok w swoje buty. - A� tak bardzo mnie nie znosisz?- zapyta� Stra�nik cicho. - Nie, nie !- zaprzeczy� Boromir szybko. - To nie tak. Dlaczego uwa�asz, �e ci� nie znosz�? - Bo takie sprawiasz wra�enie. - Naprawd�? Ale ja.. ci� szanuj�, tylko... - Boromir zapl�ta� si� i umilk�. Aragorn czeka�, obserwuj�c go uwa�nie. - Nie wiem, jak to powiedzie� - Boromir popchn�� czubkiem buta niewielki kamyk. - Jeste� inny, obcy, bardziej ze �wiata elf�w ni� ludzi. I cz�sto ci� nie rozumiem. - Skoro tak, to dlaczego poprosi�e� mnie o t� rozmow�? � dr��y� dalej Aragorn. - Obieca�em Merry�emu - odpar� Boromir szczerze. - I Pippinowi. - Aha - Aragorn pokiwa� g�ow�. - A ja s�dzi�em, �e w ko�cu zdoby�em twoje zaufanie. �e zwracasz si� do mnie z w�asnej, nieprzymuszonej woli. - Bo tak jest! Nie powiedzia�bym ci o Pier�cieniu, gdybym ci nie ufa�! - Boromir spojrza� na niego z wielk� powag�. - Co nie zmienia faktu, �e rozmawiasz ze mn� niejako pod przymusem. - Nie, nie pod przymusem - zaprzeczy� Boromir �ywo. - Jeste� zwi�zany obietnic�, je�li dobrze zrozumia�em. - Nie z�o�y�bym jej, gdybym nie chcia� z tob� porozmawia�! To by by�o bez sensu - odpar� Boromir i Aragorn wyczu� w jego g�osie szczero��. Przez chwil� patrzyli na siebie w milczeniu. Boromir pierwszy odwr�ci� wzrok i wr�ci� na swoje miejsce. Usiad� i podpar� g�ow� r�kami. Aragorn cicho usadowi� si� u jego boku, dyskretnie przyciskaj�c d�oni� �o��dek, kt�ry coraz natarczywiej zaczyna� domaga� si� posi�ku. - Gondor potrzebuje silnego namiestnika - oznajmi� Boromir po chwili, zduszonym g�osem. - Godnego zaufania. Takiego, kt�ry nie ulega wp�ywom... - prze�kn�� g�o�no- ... wp�ywom Nieprzyjaciela. - Gondor potrzebuje namiestnika, kt�ry umocni� si� do�wiadczeniem w�asnej s�abo�ci - zauwa�y� Aragorn �agodnie. Boromir potrz�sn�� g�ow� przecz�co i przybra� zaci�ty wyraz twarzy. Aragorn zna� t� min� � oznacza�a, i� mo�na darowa� sobie argumenty � Boromir si� zapar� i r�wnie dobrze mo�na m�wi� do �ciany. - Pozw�lmy, by Gondor sam zdecydowa�, kogo chce za namiestnika - podsumowa� kr�tko, pojednawczym tonem, darowuj�c sobie nauk� o sile s�abo�ci. - Wstrzymaj si�, prosz�, ze sw� decyzj�, zobaczymy co czas przyniesie. A tak mi�dzy nami, czy mo�esz mi zdradzi� jak zamierza�e� tego dokona�? To znaczy jak w praktyce wyobra�asz sobie zrzeczenie si� praw i obowi�zk�w? Staniesz przed swoimi poddanymi i powiesz im : �Od dzisiaj waszym namiestnikiem jest Faramir. Do widzenia�? Boromir rzuci� mu zaskoczone spojrzenie. - W og�le o tym nie pomy�la�e�, zgad�em?- Aragorn u�miechn�� si� lekko. - Oczywi�cie, �e pomy�la�em!- oburzy� si� Boromir, cho� jego mina �wiadczy�a, �e raczej nie pomy�la�. - I? - I zamierza�em wyja�ni� to mojemu ojcu... - zacz�� Boromir wolno, wyra�nie graj�c na zw�ok�. - Nie pytam o Denethora, cho� wiele bym da�, by zobaczy� jego min�, gdy mu obwie�cisz sw� decyzj�. Pytam o lud Gondoru, o twoich poddanych, twoich �o�nierzy. Co im powiesz? - �e namie