1551

Szczegóły
Tytuł 1551
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1551 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1551 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1551 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "Lapidaria" autor: Ryszard Kapu�ci�ski * * * Ma�y, zadrzewiony skwer w centrum Queretaro. Co- dziennie o sz�stej po po�udniu robi si� tu rojno. Najpierw przychodz� kobiety, same kobiety. S� to mamy z c�rkami na wydaniu. Mamy rozsiadaj� si� na �awkach otaczaj�- cych k�p� starych drzew rosn�cych na �rodku skweru. �awek jest kilkana�cie, matek kilkadziesi�t, c�rek ponad sto. Dziewczyny witaj� si� i zaczynaj� chodzi� parami wok� skweru. Chodz� zgodnie z ruchem zegara, zawsze w tym samym kierunku, niezmiennie, bo to widocznie ry- tua� praktykowany od zamierzch�ych czas�w. Po chwili na skwerze pojawiaj� si� ch�opcy, miejscowa kawalerka. Te� witaj� si� (ale tylko ch�opcy z ch�opcami) i zaczynaj� chodzi� parami tworz�c pier�cie� kr���cy na zewn�trz pier�cienia dziewcz�t. . Na zewn�trz i w przeciwnym kie- ' runku. To kr��enie pier�cieni trwa godzin�. Mamy patrz�, s� czujne. Panuje cisza. S�ycha� tylko rytmiczne kroki poruszaj�cych si� par. Regularne, wyra�ne, dok�adnie odmierzane staccato. Ch�opcy i dziewcz�ta nie rozmawiaj� ze sob�, nie wy- mieniaj� uwag, dowcip�w ani okrzyk�w. Tylko mijaj�c si�, przygl�daj� si� sobie w skupieniu. Te spojrzenia s� raz dyskretne, raz natarczywe, ale zawsze obecne i uwa�- ne. Obie strony obserwuj�c si� oceniaj�, rozwa�aj�, doko- nuj� wyboru. Mi�dzy tymi dwoma kr���cymi pier�cienia- . mi wibruje pe�ne napi�cia pole, jest to przestrze� magne- tyczna, na�adowana z trudem t�umion� emocj�, ledwie powstrzymywanym przyci�ganiem. Po godzinie matki, wszystkie jednocze�nie, wstaj� z �a- wek i zaczynaj� si� �egna� (trwa to kilka minut). Nast�p- , nie wo�aj� dziewcz�ta i razem, powoli, odchodz� do do- m�w. Pier�cie� ch�opc�w te� p�ka i rozsypuje si�, ch�opcy znikaj� w s�siednich uliczkach. Plac pustoszeje. S�ycha� tylko og�uszaj�cy �wiergot ptactwa buszuj�cego w zbitej, zwe�nionej k�pie drzew rosn�cych na skwerze. Tu, w Ameryce �aci�skiej, wida� najlepiej, jak �wiat �yje na r�nych pi�trach, w�a�ciwie - w r�nych kom�r- kach, podzielony, zatomizowany. Czy nier�wno�� zawsze rodzi nienawi��? Tu - raczej frustracj�, a u wielu nawet - pokor�. Pokora ta jest form� samoobrony, chytrym wybiegiem, kt�ry ma zmyli� z�o, os�abi� jego dzia�anie. Ich si�� jest obrona, a nie atak, umiej� przetrwa�, ale nie potrafi� zmienia�. S� jak krzew, kt�ry ro�nie na pustyni - do�� silny, aby �y�, zbyt s�aby, aby rodzi�. Istniej� dwa rodzaje korupcji: korupcja bogactwa i ko- rupcja n�dzy. Zwykle m�wi si� o tej pierwszej, tylko o niej, poniewa� bogactwo rzeczywi�cie demoralizuje. A ko- rupcja n�dzy? Z ni� maj� do czynienia partyzanci w Ameryce �aci�skiej. Ch�op, kt�ry za pi�� dolar�w wydaje na rze� ca�y oddzia�, oddzia� walcz�cy o jego ziemi�, o je- go �ycie. N�dza jest demoralizuj�ca. Je�eli trzecia cz�� spo�e- cze�stwa �yje w n�dzy, ca�e spo�ecze�stwo jest zdemorali- zowane. Produktem n�dzy jest strach i nakaz kategorycz- ny, marzenie gor�czkowe, �eby wyrwa� si� z niej za wszelk� cen�. Odgrodzi� si� szyb� limuzyny, murem ota- czaj�cym will�, wysokim kontem bankowym. N�dza przygniata i odstrasza. Rozlu�nia �wiadomo�� i skraca perspektyw�. Cz�owiek my�li tylko o tym, co b�dzie jad� dzi�, za godzin�, za chwil�. N�dza jest aspo�eczna, jest niesolidarna. T�um n�dzarzy nigdy nie b�dzie solidarny. Wystarczy rzuci� w ten t�um kawa�ek chleba - zacznie si� b�jka. Obrazy n�dzy nie ciekawi� ludzi, nie budz� ich zainteresowania. Ludzie odruchowo odsuwaj� si� od sku- pisk n�dzy. Widocznie w n�dzy jest co� wstydliwego, co� poni�aj�cego, jaka� sytuacja pora�ki, znami� kl�ski. Szereg konflikt�w ideologicznych pochodzi st�d, �e ideologia zmieniaj�c swoje po�o�enie geograficzne zabar- wia si� inn� kultur�, niekiedy zmienia nawet sw�j sens pierwotny. Ka�de �rodowisko kulturowe opatruje t� sam� ideologi� innym odcieniem, co� jej dodaje i czego� ujmu- je, w�dr�wka idei jest procesem czynnym, u kresu tej w�dr�wki idea mo�e wyst�pi� w najbardziej zaskakuj�co odmiennym wcieleniu. W ka�dym ruchu ideolog�� w prze- strzeni - z kraju do kraju, z kontynentu na kontynent, z ' jednego obszaru kulturowego na inny - istnieje poten- cjalna gro�ba schizmy. Potencjalna, a mo�e nawet nieuch- ronna. Przyk�ad chrze�cija�stwa, kt�re przesuwaj�c si� na Wsch�d roz�amuje si� na schizmy, zwalczane przez Cen- trum. Przyk�ad islamu, kt�ry rozpada si� na schizmy, w miar� jak rozprzestrzenia si� na �wiecie. Centrum zwalcza schizmy argumentem, �e schizma os�abia ideologi�, �e jest jej wroga. Ale dzieje chrze�cija�stwa i islamu dowodz� czego� innego. Schizma przez uterenowienie, przez zna- cjonalizowanie ideolog�� - wzmacnia j�, cho� jednocze�- nie (i to jest prawd�) - os�abia Centrum. S�owem- wzmacnia merytorycznie, a os�abia organizacyjnie. Rodzaje demagog�� uprawiane przez tutejszych polity- k�w: konserwaty�ci, prawica - ci g�osz�, �e jest ci�ko, ale . ci�ko wszystkim, st�d wyj�cie ku lepszemu le�y w jed- no�ci, a jedno�� ta winna wyra�a� si� w skupieniu wok� w�adzy, we wspomaganiu jej, w rozumieniu itd., niby-post�powi - ci atakuj� bogaczy, obcy kapita�, m�wi� o n�dzy jednych i bogactwie drugich, a potem nic nie robi�, wypalaj� si� w gadaniu, odurzaj� si� gadaniem, jest wreszcie rodzaj demagog�� - nazwijmy to - spra- wozdawczej, np. expos� prezydenta republiki: dwie�cie stron zadrukowanych tysi�cem cyfr, nazw, dat, po to, aby ukry� rzecz g��wn� - �e nie zosta�o zrobione nic wa�nego. M. zwraca uwag� na wa�ny element kultury �ycia w Meksyku (zreszt� og�lnolatynoski). Nazywa to asysten- cj�. To potrzeba uczestniczenia w wa�nej uroczysto�ci, w kt�rej bior� udzia� wa�ne osoby. Dla asystencji rzuca si� wszystko - jest ona niezb�dna dla �ycia, dla poczucia godno�ci w�asnej. Powaga, pompa tych uroczysto�ci- mowy, bankiety, nastr�j, formalizm. Nikogo to nie razi. Federico Bracamontes, urz�dnik bankowy i m�j s�siad, zaprasza mnie na przyj�cie. Okazja jest nast�puj�ca: Fe- derico maluje. Maluje kicze okropne, powiem nawet- przera�aj�ce, czy - jeszcze lepiej: przygn�biaj�ce. Robi przyj�cie z okazji uko�czenia takiego w�a�nie kolejnego kiczu. W czasie przyj�cia ods�ania obraz. Obyczaj wyma- ga, aby w tym momencie rozleg� si� j�k zachwytu. Tak te� i jest. Fotograf dokonuje zdj��, a go�cie - kt�rzy przybyli t�umnie - wznosz� toasty za kicze nast�pne i gratuluj� autorowi kiczu w�a�nie ods�oni�tego. Polityka w Ameryce �aci�skiej jest rozumiana jako za- j�cie dla bogatych. Dzia�acz - to bogacz. Partia to ro- dzaj businessu, a po to, �eby uprawia� business, trzeba mie� kapita�. Biedny, zapytany o pogl�dy polityczne, od- powiada: "Nie mam pogl�d�w. Jestem na to za biedny". ' Ta postawa jest wynikiem d�ugich do�wiadcze� w kra- jach, gdzie polityka dawa�a zysk, bogactwo, by�a �r�d�em kolosalnych dochod�w. Dlatego elity polityczne by�y i s� tu tak zamkni�te, tak niedost�pne, ekskluzywne: �eby by- �o wi�cej do podzia�u, do kiesy. Lud to tylko widz, s�abo zorientowany �wiadek, przygodny kibic. Umie� ustali� cel konkretny, o kt�ry walczy wie�, mia- ' steczko. Ludzie z Santo Victorio walcz� o swoje winnice. "Bez wina jeste�my niczym". Ich talent, ich si�a, ich soli- darno�� - wszystko oddane jest walce o winnice. Ch�op , nigdy nie walczy o ziemi� wog�le. Walczy o konkretny kawa�ek ziemi: od tego du�ego kamienia - prosto - do drzew~, kt�re stoi o - tam - na - lewo. Walczy o to, co jest w zasi�gu r�ki, co mo�e obj�� spojrzeniem. Poza granic� horyzontu zaczyna si� ju� inny �wiat, kt�ry do niego nie nale�y, kt�ry jest mu obcy i cz�sto - wrogi. Tegucigalpa: w Tegucigalpie nie ma czym my�le�. W La Paz (Boliwia). Plaza Murillo jest centralnym punktem miasta. W niedziel� rano panowie politycy przy- chodz� tu czy�ci� buty. Ka�da partia zajmuje inn� stron� placu. Ka�da partia ma swoich czy�cibut�w. Ka�da par- tia ma swoje ulice tradycyjnie zajmowane przez ni� na spotkania i spacery. Dzielnice te� maj� r�ne. Wa�ne jest zorientowa� si� w tym systemie, kt�ry pozwala wszystkim jako� �y�, omija� si�, siedzie� w swoich matecznikach. Wielkie place, wielkie ulice maj� na ca�ym �wiecie wsp�ln� cech�: miejsce cz�owieka zast�puje t�um. Trzeba doj�� do ma�ych uliczek. i�� na peryferie, wej�� w bramy, �eby znowu odnale�� cz�owieka. Teoria czas�w lokalnych. Czas posuwa si� z r�n� szybko�ci� zale�nie od miejsca na kuli ziemskiej, zale�nie od tego punktu, w kt�rym jeste�my, zale�nie od kultury. Ten fakt, �e kiedy� istnia�y r�ne miary czasu, dowodzi, �e ludzie umieli r�nicowa� je, umieli dostosowywa� je do lokalnych warunk�w �ycia i geografii. Ka�dy, kto �y� z koczownikami na pustyni czy w�r�d Indian Amazon��, wie, jak nasz zegarek traci tam sens i racj� bytu. Jest zb�dnym mechanizmem, abstrakcj� oderwan� od �ycia. Bujna ro�linno�� tropiku myli, stwarza wra�enie �atwej i niezwyk�ej urodzajno�ci. Tymczasem wszystko osi�ga si� tu za cen� wielkiego trudu i koszt�w. Potrzeba ogro- mnych nak�ad�w, aby wytrzebi� ro�linno�� tropikaln� i oczy�ci� pole pod zasiewy i uprawy. Inne problemy- plagi insekt�w, choroby tropikalne. Ale przede wszystkim - deszcze, kt�re niszcz� ziemi�, zmywaj� pr�chnic�, przerywaj� komunikacj�. Kto� przewiduje, �e gdyby wy- ci�� d�ungle Amazon��, rejon ten, w ci�gu p� wieku, za- mieni si� w pustyni�. Wiadomo�� o gazecie elektronicznej, kt�ra b�yskawicz- nie przeniesie informacj� do ka�dego domu. Tak, ale problem polega na tym, �e procesowi przyspieszenia in- formacji towarzyszy zjawisko jej sp�ycenia. Coraz wi�cej informacji, ale coraz p�ytszych. Flash - jest to jednozdaniowa informacja, kt�ra po- przedza szczeg�owy opis zdarzenia. Ale je�eli ca�� infor- macj� sprowadzi si� do flash'�w - co zostanie? Potok wiadomo�ci, kt�ry b�dzie tylko og�usza�, st�pia� wra�li- wo��, usypia� uwag�. Jednozdaniowa informacja to cz�sto po prostu dezin- formacja. Oto pojawi�a si� wiadomo��: "Anguilla og�osi niepodleg�o��". Anguilla to ma�a. pi�kna wysepka na Morzu Karaibskim. Stara, brytyjska posiad�o��. Znalaz� si� tam sprytny cz�owiek, niejaki .lohn Webster. Zawar� cich� umow� z jedn� z firm hotelowych z Miami, �e sprzeda im Anguill�, kt�ra jest jedn� wielk�, gor�c� pla- ��. Aby doprowadzi� transakcj� do skutku, Webster za�o- �y� parti� narodowowyzwole�cz�, a nast�pnie og�osi� wys- p� niepodleg�ym pa�stwem (mieszka tam dziesi�� tysi�cy ludzi). Sko�czy�o si� wys�aniem na miejsce oddzia�u poli- cji londy�skiej i ucieczk� Webstera do Miami. Krajobrazy andyjskie - g��bokie, plastyczne, rze�bione z rozmachem, wype�niaj�ce ca�� przestrze�. Nasze ludzkie zagubienie w tych krajobrazach. "Druga religia" - temat i tytu� eseju o pi�ce no�nej w Ameryce �aci�skiej. Zaczyna si� od szmacianki w dzielni- cy slums�w - ciasne uliczki, podw�rka, �cisk uganiaj�cej , si�, rozszala�ej, rozkrzyczanej dzieciarni. W Brazyl��- tradycja lansowania kr�la futbolu, jak gdzie indziej lansu- je si� gwiazd� filmow� lub - wodza ludu. Kr�l kopn�� pi�k�, kr�l strzeli� gola - to nape�nia ich dum�. Mo�e dlatego, �e kto�, �e jeden z nich potrafi� co� zro- bi�. Mecz pi�karski - jako przyczyna wojny, jako przy- czyna masakry, jako mechanizm patriotycznego wy�ado- wania (miasto po meczu wygranym, miasto w ekstazie, Meksyk, Lima, Montevideo jak w czasie festynu, roz- , �wietlone, kolorowe). Mecz wa�niejszy ni� zmiana rz�du (w Ekwadorze zrobili zamach wojskowy w czasie, kiedy wszyscy siedzieli przed telewizorami ogl�daj�c swoj� dru- �yn� graj�c� z Kolumbi� i nikomu nie przysz�o do g�owy wyst�pi� w obronie usuni�tego gabinetu). Mecz jako przyczyna samob�jstw (pewna dziewczyna w Salwadorze po utracie bramki na rzecz Chile), zab�jstw pope�nionych w eufor��, w szcz�ciu (cz�sty przypadek w Brazyl��). Nogi Pele (bardzo brzydkie, kosmate i krzywe) s� dok�adnie i nieustannie fotografowane - w Guadalajarze Pele siada na fotelu, a t�um fotoreporter�w czo�ga si� po murawie boiska, fotoreporterzy walcz� ze sob�, rozpychaj� si�, wa- l� po g�owach kamerami - ka�dy zabiega o lepsze zdj�- cie n�g Pelego, kt�rym p�niej gazety po�wi�c� swoje ko- lorowe dodatki. Diego Rivera. Jego freski w kaplicy Escuela Nacional de Agricultura, w Meksyku (rok 1926). Prowokacja! Bo stoi o�tarz, krzy�, s� �awki dla wiernych. Ale na �cianach wymalowane sierpy i m�oty, czerwone gwiazdy, nagie ba- by wiejskie. Zapata z�o�ony w grobie. Ch�opi z karabina- mi: Kaplica Syksty�ska Rewolucji Meksyka�skiej, "Tym, kt�rzy padli i kt�rzy jeszcze padn� w walce o ziemi�". Rivera - witalny, �mia�y, niby-prymitywny, mocny, zde- cydowany. Bry�y - bry�y postaci, g��w, pi�ci, kolb ku- kurydzy, ska�. Bry�a �wiadomie zamierzona, ci�ka, ma- sywna, dobrze osadzona na podstawie - na ziemi.. Re- wolucja i religia - Rivera nie umie tego rozdzieli�, a mo- �e nawet inaczej: m�wi nam wprost, �wiadomy swojego przes�ania, �e rewolucja mo�e by� religi�, nadziej� i unie- sieniem, nim stanie si� kapliczn� liturgi�, obrz�dkiem sakralnym, malowid�em na�ciennym. Tepotzotlan, Monte Alban, Macchu-Picchu - r�ligia Indian a religia katolicka. Ich religia wymaga�a otwartej przestrzeni, monumentalnej scener��. Nasza religia - to zg�szczenie, �cie�nienie, to t�um zbity, spocony, napi�ty, ich religia - to cz�owiek w wielkim krajobrazie, to niebo rozpi�te, to ziemia i gwiazdy. W takiej przestrzeni t�um znika�, wtapia� si� w pejza� uniwersalny, w tym gigan- tycznym krajobrazie t�um nie m�g� unicestwi� jednostki, cz�owiek m�g� by� sam na sam z Bogiem, czu� si� wolny, z��czony z nadziemsk� wielko�ci�. Ich architektura sak- ralna sprowadza si� do najprostszej geometr��. �adne de- tale nie rozpraszaj� uwagi. Wzrok b��dzi w przestrzeni. U nas - t�ok i ciasnota, tam - swoboda i niesko�czono��, u nas - mur ograniczaj�cy, tam - pejza� nie ograniczo- ny. Z Kolumb��: zasada wydawania wyroku bez jego egze- kucji. Zawiesi� nad g�ow� miecz i kaza� �y� w cieniu tego miecza. Taki cz�owiek, z mieczem nad g�ow�, �yj�cy w warunkach wolno�ci zagro�onej, jest roznosicielem stra- chu, zatruwa strachem otoczenie. Zachowuje si� tak, jak- by wszyscy widzieli ten wisz�cy nad nim miecz. Stopnio- wo taki cz�owiek staje ' si� coraz bardziej i n n y. Oddala si�, nie mo�emy si� porozumie�, tracimy go. I cho� miecz nie drgnie do ko�ca, de facto wyrok jest wy- konany. S�owo: r�nica mi�dzy wag� s�owa u nich i u nas. "I s�owo sta�o si� cia�em". Ot� tutaj s�owo nigdy nie osi�ga tego stadium, tego stopnia krystalizacji. Tu s�owo jest korkiem na wodzie, pierzem na wichrze. P�ywa, fruwa, rozpada si�, jest zmienne jak kalejdoskop; jest nieuchwyt- ne, pojawia si� i znika bez �ladu, a cz�sto - bez wra�e- nia. Nie ma ci�aru, nie ma tej bezwzgl�dnej, topornej natr�tno�ci, nie jest zagro�eniem. Czto napisano pierom, nie wyrubat' toporom. St�d nabo�e�stwo odprawiane nad ka�dym s�owem, gdy� jest ono traktowane magicznie, to znaczy wierzy si�, �e ono rz�dzi rzeczywisto�ci�, �e mo�e j� stworzy�, zmieni� albo unicestwi�. Opisa� proces przemiany bia�ego w BIA�EGO. Bia�y w Europie nie ma �wiadomo�ci, �e jest bia�y. Nie zastana- wia si� nad tym, nie �yje t� my�l�. Natomiast bia�y w Trzecim �wiecie staje si�, w miar� up�ywu czasu, coraz bardziej bia�y. Jest ograniczony i izolowany przez to, �e jest bia�y, a jednak sam b�dzie swoj� bia�o�� umacnia�, poniewa� dla niego bia�o�� - to wy�szo�� (lub z�udzenie wy�szo�ci). Dyskryminacja rasowa jest znacznie bardziej odczuwal- na i upokarzaj�ca ni� dyskryminacja ekonomiczna. St�d w Stanach Zjednoczonych istnieje ruch Black Power czy Poder Chicano, natomiast nie ma np. ruchu Italian Po- wer, poniewa� W�osi, cho� cz�sto �le ekonomicznie sytuo- wani, nie s� dyskryminowani rasowo, s� biali. Dyskrymi- nacja rasowa rodzi ruchy protestu i odwetu bardziej gwa�towne i niszczycielskie ni� dyskryminacja ekonomicz- na. Charakterystyczne dla ewolucji politycznej inteligenta latynoskiego jest to, �e z regu�y zaczyna dzia�a� na lewi- cy, a ko�czy - na prawicy. Zaczyna od udzia�u w anty- rz�dowej demonstracji studenckiej, a ko�czy za biurkiem ministerialnym. Od m�odego buntownika do starego biu- rokraty - taka jest jego droga. Nigdzie na �wiecie prze- pa�� mi�dzy m�odo�ci� a staro�ci�, mi�dzy pocz�tkiem a ko�cem �yciorysu nie jest tak drastyczna. Campo Salas, komunizuj�cy jako student, ko�czy jako minister prze- mys�u i handlu w rz�dzie Diaza Ordaza (Meksyk). Eko- nomista Aldo Ferrer, demaskator systemu argenty�skie- go, ko�czy jako minister gospodarki w rz�dzie gen. Le- vingstona. Angel Asturias, pisarz-demaskator, buntownik studencki, ko�czy jako ambasador skrajnie despotyczne- go re�imu Montenegro (Gwatemala). Jaka� zdolno�� asy- milacyjna tych re�im�w! Przyswoj�, wch�on� wszelk� opozycj�. Niebezpiecze�stwo stagnacji polega m.in. na tym, �e stagnacja rodzi akomodacj�, �e wewn�trz systemu niewy- godnego wytwarza si� podsystem wygodny, z kt�rego cz�� ludzi ch�tnie korzysta. Pojawia si� ca�a warstwa he- roicznych paso�yt�w podaj�cych si� za ofiary systemu, ale w rzeczywisto�ci zainteresowanych w jego utrzymaniu, poniewa� zapewnia im wzgl�dnie wygodne �ycie. Gomez Padilla z Dominikany opowiada� mi, �e u nich istnieje system list - r�ne listy sporz�dzane przez poli- cj�, na tych listach r�ni ludzie zaliczani do opozycji. Na przyk�ad on, Gomez, by� na tzw. lista para encarcelar. Je- �eli cokolwiek zdarzy�o si� w kraju, zaraz by� zamykany. Najcz�ciej nie wiedzia� dlaczego. Czasem dowiadywa� si� w areszcie od koleg�w, kt�rzy byli na tej samej li�cie, czasem dopiero po wyj�ciu albo nawet z gazet. W miar� zaostrzania si� represji, coraz wi�cej ludzi dostawa�o si� na jak�� list�. By�a i gradacja list - dzi�ki protekcjom i �ap�wkom mo�na by�o zosta� przesuni�tym na lepsz�, �a- godniejsz� list�. Ale je�eli powin�a si� noga, mo�na by�o spa�� na list� gorsz�. Byli przyjaciele z tej samej listy, by- �y znajomo�ci, kt�re si� urywa�y, kiedy kto� przechodzi� na inn� list�. , Octavio Paz o Latynosach: "Mieszka�cy przedmie�� hi- stor��". Ten�e: "Na naszych ziemiach wrogich my�leniu". Ten�e: "Nasza tradycja ci�g�ego zaczynania od pocz�t- ku". I jeszcze: "Jest w nas nieustanne poczucie frustra- cji". Meksyk. W n�dznej wiosce rozmowa z ch�opami. Po- korne, zabiedzone typy. Skar�� si� na wszystko, wzdy- chaj�. - Dlaczego nie walczycie? Cisza, po chwili odpowied�: - Bo nie mamy �wiadomo�ci, se�or. Dla nich �wiadomo�� to narz�dzie takie jak motyka, jak siekiera. To co� materialnego. To nawet jakby luksus. Cz�owieka biednego nie sta�, �eby mia� �wiadomo��. W g�rach Sierra Madre de Chiapas,. w czasie podr�y przez Yucatan, widzia�em pogrzeb w wiosce india�skiej. Uderzy� mnie roboczy charakter tej uroczysto�ci, w kt�rej w�a�ciwie nie by�o nic z uroczysto�ci. Z pocz�tku my�la- �em, �e to ludzie wracaj� z pracy. Szli gromad�, rozma- wiali, spierali si�. �adnych stroj�w �a�obnych. Ni �piewu, ni p�aczu. Nie�li dwie trumny, jedna z nich by�a male�ka pewnie chowali kobiet� i dziecko, zmar�ych w czasie po�ogu. �w roboczy charakter pogrzebu podkre�la� co- dzienno�� �mierci w�r�d tych ludzi, jej zwyczajno��. Ch�opi nie wierzyli w �mier� Zapaty. Emiliano Zapata, przyw�dca rewolucji meksyka�skiej, zgin�� w 1919 roku. Profesor Sorel� Inclan wspomina, �e dwadzie�cia lat p�- niej s�ysza� ch�op�w m�wi�cych przed mauzoleum Zapa- ty: "Tutaj le�y jaki� nieboszczyk. Zapaty tu nie ma". Strach w Urugwaju: Paco, cynik i z�o�liwiec, opowiada� mi o eksperymen- tach, jakie urz�dza� z lud�mi na ulicach Montevideo. A wi�c zaczyna� i�� za przygodnym cz�owiekiem. Cz�owiek przystawa� - Paco przystawa�. Cz�owiek rusza� - Paco za nim. Po jakim� czasie zaczyna� si� ogl�da�: Paco pa- trzy� na niego przez ciemne okulary. Mija�y chwile i Paco widzia�, jak na twarzy cz�owieka pojawia si� pot. Jak jego koszula zaczyna by� mokra na plecach. Wtedy Paco po- rzuca� swoj� ofiar� i odchodzi�. Wszystko mo�e by� dowodem: oto prokuratura generalna Meksyku przedstawia jako dowody oskar�enia przeciw ma�ej, podziemnej organizacji Ruch Akcji Rewolucyjnej m.in. peruki, sztuczne rz�sy. okulary przeciws�oneczne, maszyny do pisania, magneto- fony, lamp� naftow�, pude�ko zapa�ek, klej itd. Nawet kilka jednakowych �y�ek. Wsp�lnie jedli, a wi�c stanowili organizacj�! Konspirowali! Cechy populizmu: ambiguo - dwuznaczny, nawet wieloznaczny, nie- skonkretyzowany, m�tny; transaccional - polityka przetarg�w, godzenia sprzecz- no�ci, kunktatorstwo, paktowanie; sin salida - polityka, kt�ra nie prowadzi do �adnych ostatecznych rozwi�za�, kt�ra pozostawia struktury nie- naruszone; demagogico - j�zyk ludu, ale dzia�anie - bez ludu, ataki na oligarchi�, ale s�owne tylko, mgliste i ba�amutne. Nowa mentalno�� (mowa o ruchach studenckich w Ameryce �aci�skiej), jej cechy: potrzeba uczestnictwa, - potrzeba efektu natychmiastowego, kult fajerwerku, - potrzeba negacji totalnej, ci�g�ego przeczenia, - potrzeba emocji, prze�ycia, - potrzeba akcji, czystego ruchu (od akcji do akcji, bez refleksji, bez analizy, a� do wyczerpania energ��, a� do przej�cia w przewlek�y; przygn�biaj�cy stan odr�twie- nia).. W sumie jest to mentalno�� subiektywna i spontanicz- na, dla kt�rej cel jest tak daleki, �e a� niewidoczny i dla- tego zamiast celu widzi ona tylko �rodek, mitologizuj�c go i sk�adaj�c mu ofiary. Paragwaj. M�odzi konspiratorzy. Ich naiwno��, niedoj- rza�o��, cz�sto - nieodpowiedzialno��. Ich kostium, gest, poza. Konspiracja - jako forma �ycia towarzyskiego, ja- ko styl, jako temat ciekawej rozmowy. Konspiruj�, bo to nale�y do dobrego tonu, cz�sto konspiruj� z nud�w, �eby co� robi�, �eby si� tym troch� ponarkotyzowa�. Poniewa� uwa�aj� w�adz� za wroga kultury, za jej niszczyciela, traktuj� konspiracj� jako udzia� w kulturze, jako rodzaj tw�rczo�ci. Rzadko jednak my�l� o dzia�aniu skromnym, mr�wczym, wytrwa�ym, cz�ciej jest to dzia�anie - mani- festacja, w kt�rym chodzi o to, aby si� pokaza�, dowar- to�ciowa�, co� prze�y�, stworzy� legend�. Przygoda, kt�ra czasem ko�czy si� �mierci�. Bezradni, nie mog�c pokona� w�adzy, czerpi� satysfakcj� z tego, �e nie szcz�dz� jej obelg, �e ni� gardz�. W sumie - obie strony s� silne i na swoich miejscach. Silna jest w�adza, gdy� przeciwnik nie zagra�a jej fizycznie, i silna opozycja - poczuciem swojej moralnej wy�szo�ci, swojej racji. W ten spos�b od lat pa- nuje mi�dzy nimi impas, sytuacja patowa, uk�ad napi�tej r�wnowagi, kt�ry mimo -p�ywu czasu nie przechyla si� na �adn� stron�. Tak�e w�adza ma w�asn� konspiracj�. Aby zwalcza� przeciwnik�w, tworzy ona organizacje pseudokonspiracyj- ne, rodzaj p�oficjalnego podziemia. Boj�wki takie maj� r�ne nazwy: Porras, Esquadron de Morte, Mano Blan- ca. To one siej� postrach w szeregach opozycji, gro��, terroryzuj�, wykonuj� wyroki. Policja udaje, �e ma czyste r�ce, nawet b�dzie stwarza� wra�enie, �e �ciga boj�wka- rzy (kt�rych sama werbowa�a i kt�rymi kieruje). W rze- czywisto�ci opozycja zosta�a zdemoralizowana i zni- szczona nie przez frontalne dzia�ania aparatu represji, ale infiltracj� i prowokacj�, a wi�c dzi�ki temu, �e policji uda�o si� stworzy� dziesi�tki niby-to-konspiracyjnych grup i zwi�zk�w i w ten spos�b tak zam�ci�, zaciemni� obraz, tak zatrze� granice i linie demarkacyjne, tak� stworzy� niewyra�no��, niepewno�� i dwuznaczno��, �e ju� nikt, poza sam� policj�, nie by� pewien niczego, a i ona te�, okresami, gubi�a si� w �wiecie, kt�ry sama powo- �a�a do �ycia. Cech� charakterystyczn� rozwoju Ameryki �aci�skiej jest to, �e nigdy jedna rzecz nie likwiduje drugiej ca�kowi- cie, �e tutaj "nowe" nie usuwa "starego", �e walka mi�- dzy nowym i starym nie ko�czy si� zniszczeniem jednej ze stron, lecz kompromisem, �e - s�owem - proces rozwo- ju jest tu procesem nawarstwiania, gromadzenia, dodawa- nia. Tym samym jest to proces kumulacji napi��, kt�re jednak rzadko ko�cz� si� wy�adowaniem ostatecznym. Antonio Sanchez (meksyka�ski "Excelsior"), przypo- minaj�c termin Pawlesa i Bergera "kryptokracja" na ok- re�lenie wsp�czesnych rz�d�w i ich tajno�ci, pisze: "W pa�stwie wsp�czesnym �ycie przeci�tnego obywatela jest warunkowane tajemniczymi decyzjami podejmowanymi przez grupy nie znanych mu ludzi, kt�rzy maj� wp�yw na wszystkie dziedziny naszej egzystencji. Wej�cie do najbar- dziej zamkni�tych elit polityczno-ekonomicznych przypo- mina ceremonie tajemnych inicjacji, urz�dzane przez tajne stowarzyszenia w rodzaju mason�w". Si�a w�adzy latynoameryka�skiej polega na jej s�abo�ci. W�adza pojawia si� tylko w momentach ostatecznych. Przez to w �yciu codziennym nie jest odczuwana jako in- stytucja natr�tna i wszechstronna, nie dra�ni. Cz�owiek porusza si� tu w �wiecie rozlu�nionym, kt�ry daje mu po- czucie wolno�ci. Honduras. Na przyj�ciu pozna�em genera�a w stanie spoczynku - Rojasa Toledo. Przyszed� w mundurze, mia� na piersi dwa rz�dy order�w. Nie bra� udzia�u w �a- dnej wojnie. .G�rny rz�d wype�nia�y ordery "Za Odwa- g�", kt�re otrzyma� za udzia� w zamachach wojskowych. Za ka�dego obalonego prezydenta republiki - order. W dolnym rz�dzie wisia�y ordery "Za Lojalno��" - przy- znawane w nagrod�, kiedy opowiada� si� po stronie rz�du - przeciw zamachowcom. Te dwa rz�dy order�w bez- konfliktowo koegzystowa�y na jego piersi. Ludzie w krajach Trzeciego �wiata: ich os�abiony po- tencja� biologiczny, ograniczona percepcja wskutek niedo- �ywienia, rozwini�te psychozy spo�eczne itd. Je�eli w ta- kim �rodowisku dojdzie do g�osu instynkt walki, b�dzie on mia� dwie cechy: a - brak ukierunkowania (bunt des- trukcji �lepej), b - kr�tkotrwa�o��. B�dzie to jednorazo- we wy�adowanie, po kt�rym nast�pi odp�yw, d�ugi okres apat��, rezygnacji, nawet l�ku i zwi�kszonej pokory (czar- ni, kt�rzy po buncie p�acz�, Indianie, kt�rzy chowaj� si� po domach, naci�gaj� na g�owy koce). St�d niewyt�uma- czalne na poz�r reakcje, kiedy np. zbuntowani zdobywaj� miasto, a potem sami, bez nacisku, wycofuj� si� z niego. Albo �o�nierze, kt�rzy po buncie z w�asnej inicjatywy od- daj� bro�. Ameryka �aci�ska (og�lnie): zwraca uwag�, �e wyda- rzenie polityczne ma tu z regu�y p�ytki, powierzchowny charakter. Powierzchnia jest ruchliwa, wzburzona, a wn�- trze, g��bia - nieruchome, wn�trze to zastoina. Tutejsze struktury wytworzy�y pot�ne mechanizmy samoobrony, kt�rych zbyt s�aba opozycja (opozycja najcz�ciej etycz- no-werbalna), nie mo�e prze�ama�. M�j przyjaciel, Carlos Fereira, jest przyk�adem cz�owieka z takiej opozycji. Jego g��wna cecha to pesymizm posuni�ty do takiej skrajno�ci, �e staje si� nieu�wiadomion� akceptacj� status quo. Wszystkie zjawiska negatywne Carlos przyjmuje kiwni�- ciem g�owy oznaczaj�cym: wiadomo, wiadomo, nie mo�e by� inaczej. A wi�c to, �e jest �le - jest normalne. Nato- miast wszystkie zjawiska pozytywne przyjmuje sceptycz- nie, nieufnie. Carlos nie stara si� zmieni� rzeczywisto�ci - chce si� od niej odci��, izolowa�. Tak r�wnie� zacho- wuj� si� tutejsi konspiratorzy i partyzanci. Ich ruch jest przede wszystkim ruchem oczyszczenia moralnego. Cel polityczny jest w jakim� sensie wt�rny i nawet niezbyt wyra�nie u�wiadomiony. Wielu m�odych wst�puje do par- tyzantki, bo nie chce bra� na siebie winy za nadu�ycia sy- stemu. Walcz� nie z pozycji pretendent�w do w�adzy, ale z pozycji aposto��w egalitaryzmu, rozumianego jako ka- tegoria moralna. Nie my�l� o tym, czy zwyci꿹, my�l� o tym, �e chc� by� czy�ci. Cztery "legalne" metody likwidacji fizycznej przeciwni- k�w politycznych: 1 - desaparecido, tj. ten, kt�ry zni- kn��, wyszed� z domu i nie wr�ci�, szed� ulic� i nagle zni- kn��, nikt nie wie, co si� z nim sta�o, przecie� nie m�g� wyparowa�, a jednak ju� go nie b�dzie; 2 - lex fuga, tj. prawo ucieczki, inaczej: kto� zosta� zatrzymany, ale za- cz�� ucieka�, �ci�lej - aby usprawiedliwi� zab�jstwo, po- licja og�asza, �e zatrzymany zgin��, poniewa� usi�owa� ucieka� i policjanci musieli otworzy� ogie�, st�d, w rezul- tacie, ten niefortunny i przykry epilog; 3 - accidente, tj. wypadek. Bardzo cz�ste usprawiedliwienie zab�jstwa. Po- dejrzany jecha� samochodem i albo sam wpad� na drze- wo, albo kto� na niego najecha�, w�a�ciwie nie wiadomo, jak to by�o dok�adnie, ale �ledztwo wszystko kiedy� usta- li, sprawa zostanie wyja�niona; 4 - zabity przez "hom- bres desconocidos", tj. przez ludzi nieznanych, po prostu kto� go zabi�, oczywi�cie, policja poszukuje morderc�w, ale czy to tak �atwo znale�� morderc�? Przecie� sam nie przyjdzie i nie przyzna si� do winy. Tak, wiemy, �e sta�o si� wielkie nieszcz�cie, nie trzeba nas o tym przekony- wa�. Notatka z dziennika "Ovaciones", Meksyk 28.2.72: "Rafael Radilla Meganda, oskar�ony o dokonanie 27 zab�jstw, zgin�� wczoraj tak, jak �y� - z pistoletem w r�- ku. Radilla, kt�rego od wielu lat policja nie by�a w stanie uj��, zosta� zaskoczony wczoraj w barze w Chilpancingo przez pi�ciu m�czyzn, kt�rzy wpakowali w jego cia�o 125 kul. Radilla wyci�gn�� sw�j pistolet automatyczny, ale powalony huraganem pocisk�w, nie zd��y� wystrzeli�. Napastnicy uciekli na koniach w kierunku g�r otaczaj�- cych miasto. Policja twierdzi, �e byli to bracia pewnego cz�owieka, kt�rego Radilla zastrzeli� w ubieg�ym. tygod- niu". W tym�e mie�cie, w tym samym barze, cz�owiek za- strzeli� cz�owieka. Nie znali si�. Siedzieli naprzeciw i pili piwo. �aden nie by� pijany. W pewnym momencie jeden z nich wyci�gn�� pistolet i zabi� tego z naprzeciwka. P�- niej, zapytany przez s�dziego, dlaczego to uczyni�, odpar�: "Poniewa� nie podoba�a mi si� jego twarz". Z Gda�ska 1980 Dwana�cie sierpniowych dni sp�dzonych na Wybrze�u. Szczecin, potem Gda�sk i Elbl�g. Nastr�j ulicy spokojny, ale napi�ty, klimat powagi i pewno�ci zrodzony z poczu- cia racji. Miasta, w kt�rych zapanowa�a nowa moralno��. Nikt nie pi�, nie robi� awantur, nie budzi� si� przywalony og�upiaj�cym kacem. Przest�pczo�� spad�a do zera, wy- gas�a wzajemna agresja, ludzie stali si� sobie �yczliwi, po- mocni i otwarci. Zupe�nie obcy ludzie poczuli nagle, �e s� - jedni drugim - potrzebni. Wzorzec tego nowego typu stosunk�w, kt�ry wszyscy przejmowali, tworzy�y za�ogi wielkich zak�ad�w strajkuj�cych. W tych dniach mo�na by�o zobaczy�, jak kszta�tuje si� stosunek mi�dzy wielkim zak�adem a miastem. Kilkuset- tysi�czne miasto samorzutnie podporz�dkowuje sw�j los intencjom i d��eniom za�ogi stoczniowej, kt�rej walk� uwa�a za swoj� i kt�rej zmagania wspiera solidarnie. Wszelkie m�wienie i pisanie w stylu "Zniecierpliwione spo�ecze�stwo Wybrze�a oczekuje, �e strajkuj�cy podejm� prac�", powtarzane ci�gle w telewizji i prasie, brzmia�o tam, na miejscu, jak ponury �art i przede wszystkim- jak obraza. Rzeczywisto�� wygl�da�a inaczej: im bardziej przed�u�a� si� strajk, tym silniejsza stawa�a si� wola wy- trwania. W tych dniach bramy stoczni i wej�cia do innych zak�ad�w ton�y w kwiatach. Bo te� sierpniowy strajk by� zarazem i dramatycznym zmaganiem si�, i �wi�tem: Zma- ganiem o swoje prawa i �wi�tem Wyprostowanych Ra- mion, Podniesionych G��w. Na Wybrze�u robotnicy rozbili pokutuj�cy w oficjal- nych gabinetach i elitarnych salonach stereotyp robola. Robol nie dyskutuje - wykonuje plan. Je�eli chce si�, �e- by robol wyda� g�os, to tylko po to, aby przyrzek� i za- pewni�. Robola obchodzi tylko jedno - ile zarobi. Kiedy wychodzi z zak�adu, wynosi w kieszeniach �rubki, linki i narz�dzia. Gdyby nie dyrekcja, robole rozkradliby ca�y zak�ad. Potem stoj� pod budkami z piwem. Potem �pi�. Rano jad�c poci�giem do pracy graj� w karty. Po przyj�- ciu do zak�adu ustawiaj� si� w kolejk� do lekarza i bior� zwolnienie. Ci�kie to �ycie kierowa� robolami. Nie ma z nimi o czym rozmawia�. Na wszystkich wa�nych nara- dach wiele jest wzdychania na ten temat. Tymczasem na Wybrze�u, a potem w ca�ym kraju, spo- za tego oparu zadowolonego samouspokojenia wy�oni�a si� m�oda twarz nowego pokolenia robotnik�w - my�l�- cych, inteligentnych, �wiadomych swojego miejsca w spo- �ecze�stwie i - co najwa�niejsze - zdecydowanych wy- ci�gn�� wszystkie konsekwencje z faktu, �e w my�l ideo- wych za�o�e� ustroju ich klasie przyznaje si� wiod�c� rol� w spo�ecze�stwie. Odk�d si�gam pami�ci�, po raz pierw- szy to przekonanie, ta pewno�� i niezachwiana wola wy- st�pi�y z tak� si�� w�a�nie w owe sierpniowe dni. To przez nasz� ziemi� zacz�a p�yn�� ta rzeka, kt�ra zmienia pej- za� i klimat kraju. Nie wiem, czy wszyscy mamy tego �wiadomo��, �e co- kolwiek jeszcze si� stanie, od lata 1980 �yjemy ju� w innej Polsce. My�l�, �e ta inno�� polega na tym, �e robotnicy przem�wili - w sprawach najbardziej zasadniczych .- swoim g�osem. I �e s� zdecydowani nadal zabiera� g�os. Do lokalu Komitetu Strajkowego Stoczni Gda�skiej przysz�o pi�� kobiet z miejscowej sp�dzielni rzemie�lni- czej. By�em �wiadkiem tej sceny. Przysz�y, aby przy��czy� si� do strajku. Nie chcia�y podwy�ek, nie domaga�y si� nowego przedszkola. One zdecydowa�y si� strajkowa� przeciw swojemu prezesowi, kt�ry by� chamem. Wszelkie pr�by nauczenia go grzeczno�ci i szacunku do nich- kobiet i matek - ko�czy�y si� fatalnie, ko�czy�y si� szy- kanami i prze�ladowaniami. Wszelkie odwo�ania do wy�- szych czynnik�w nie przynios�y nic - prezes by� dobry, poniewa� zapewnia� wykonanie planu. A one d�u�ej nie mog� tego znie��. One przecie� maj� swoj� godno��. Wo- bec donios�ych postulat�w stoczniowych motyw strajku tych pi�ciu kobiet zdawa� si� by� drugorz�dny. Ile� u nas rozjuszonego chamstwa! Ale m�odzi stoczniowcy, kt�rzy wys�uchiwali tej skargi, odnie�li si� do niej z najwi�ksz� powag�. Oni te� walczyli przeciw rozpanoszeniu biuro- kracji, przeciw pogardzie, przeciw "r�bcie, a nie gadaj- cie", przeciw nieruchomej i oboj�tnej twarzy w okienku kt�ra m�wi "nie!". Kto stara si� sprowadzi� ruch Wyb- rze�a do spraw p�acowo-bytowych, ten niczego nie zrozu- mia�. Bowiem naczelnym motywem tych wyst�pie� by�a godno�� cz�owieka; by�o d��enie do stworzenia nowych stosunk�w mi�dzy lud�mi, w ka�dym miejscu i na wszyst- kich szczeblach, by�a zasada wzajemnego szacunku obo- wi�zuj�ca ka�dego bez wyj�tku, zasada, wed�ug kt�rej podw�adny jest jednocze�nie partnerem. W trakcie wspomnianej rozmowy jedna z kobiet powie- dzia�a: "Czy ten nasz prezes nie m�g�by tak�e by� cz�o- wiekiem?" Dla nich chamstwo by�o jak�� obc� nalecia�o�- ci� w naszej kulturze, w kt�rej tradycji, owszem, istnia�a szlachecka wy�szo��, ale nie rozmy�lne upodlenie, nie or- dynarno��, perfidna szykana, brutalna wzgarda objawia- na s�abszemu. Te zachowania robotnicy Wybrze�a posta- wili pod pr�gierz, nadaj�c naszemu patriotyzmowi ten no- wy walor: by� patriot� - to znaczy szanowa� godno�� drugiego cz�owieka. Na Wybrze�u rozegra�a si� r�wnie� batalia o j�zyk, o nasz j�zyk polski, o jego czysto�� i jasno��, o przywr�ce- nie s�owom jednoznacznego sensu, o oczyszczenie naszej mowy z frazes�w i bredni, o uwolnienie jej z trapi�cej plagi - plagi niedom�wie�. "Po co to tak owija� wszyst- ko w bawe�n� - powiedzia� jeden ze stoczniowc�w.- Nasz j�zyk jest zahartowany. On si� nie przezi�bi". I pa- mi�tam pierwsze spotkanie MKS-u z delegacj� rz�dow�. Przewodnicz�cy MKS: "Prosimy przedstawiciela rz�du, aby ustosunkowa� si� do naszych postulat�w". Przedsta- wiciel rz�du: "Pozw�lcie, �e odpowiem na nie og�lnie". Przewodnicz�cy MKS: "Nie. Prosimy o odpowied� konk- retn�. Punkt po punkcie". Ich naturalna nieufno�� do od- powiedzi og�lnych, do j�zyka og�lnego. Ich protest przeciw wszystkiemu, co tr�ci fa�szem, luk�, wciskaniem kitu, rozmywaniem, kluczeniem. Wyst�powali przeciw zdaniom zaczynaj�cym si� od s��w: "Jak sami wiecie..." (w�a�nie nie wiemy!), "Jak sami rozumiecie..." (w�a�nie nie rozumiemy!). Jeden z delegat�w stoczni: "Lepsza jest gorzka prawda ni� s�odkie k�amstwo. S�odycze s� dla dzieci, a my jeste�my doro�li". W ich rozgoryczeniu, kt�re odczuwa�o si� w pierwszych dniach strajku, w ich d��eniu, aby stworzy� instytucjonal- ne gwarancje, nieustannie przebija� duch nie spe�nionej obietnicy. Tej, kt�ra by�a dana w latach 70-71. Oni po- traktowali ow� obietnic� rzeczywi�cie serio, jako pocz�tek dialogu, kt�ry b�dzie si� rozwija�, a kt�ry - jak dowiod- �a praktyka - szybko i bez ich wiedzy usta�. Ich rozwaga, ich rozs�dek i - chc� u�y� tego s�owa - humanizm. Najwy�sz� kar� by�o - zosta� usuni�tym ze strajku. I oto scena (zreszt� rzadka), kiedy w Gda�sku za�oga stoczni postanawia usun�� cz�owieka, kt�ry j� skompromitowa�. Wa��sa: "Prosz� wszystkich, aby pan ten m�g� spokojnie i bez �adnej obrazy opu�ci� stoczni�. Prosz� was o godne i szlachetne zachowanie". I jeszcze scena (te� Stocznia Gda�ska), kiedy przyje- cha�o z Hiszpan�� dw�ch trockist�w. Stoczniowcy popro- sili mnie, abym by� t�umaczem w tej rozmowie. Trockista: "Chcieli�my si� zapozna� z wasz� rewolucj�". Cz�onek prezydium MKS: "Panowie si� pomylili. Nie robimy tu �adnej rewolucji. Za�atwiamy nasze sprawy. Wybaczcie, ale prosz� natychmiast opu�ci� teren stoczni, bez prawa powrotu". "Za�atwiamy nasze sprawy' ~. Wa�ne by�o te� to, jak je za�atwiali. W tym dzia�aniu nie by�o �adnego elementu zemsty, �adnej ch�ci odkucia si�, ani jednej pr�by rozgry- wania spraw personalnych na �adnym szczeblu. Zapytani o tak� postaw� odpowiadali, �e "to nie s� rzeczy istotne" i �e, poza tym, by�oby to "niehonorowe". W tych sierp- niowych dniach wiele s��w nagle od�y�o, nabra�o wagi i blasku: s�owo - honor, s�owo - godno��, s�owo - r�w- no��. Zacz�a si� nowa lekcja polskiego. Temat lekcji: de- mokracja. Trudna, mozolna lekcja, pod surowym i bacz- nym okiem, kt�re nie pozwala na �ci�gawki. Dlatego b�- d� tak�e dw�jki. Ale dzwonek ju� si� rozleg� i wszyscy siadamy w �awkach. W okresie kryzysu dotkliwiej ni� kiedykolwiek odczu- wa si� sprzeczno�� mi�dzy czasem subiektywnym a obiek- tywnym, mi�dzy czasem mojego �ycia, osobistym, pry- watnym, a czasem pokole�, epok, histor��. Zdaje nam si�, �e im bardziej bezwzgl�dnie historia realizuje swoje wiel- kie, dalekosi�ne cele, tym mniejsz� mamy szans� na spe�- nienie naszych zamierze�, osobistych, jednostkowych. Im wi�ksz� przestrze� uzurpuje sobie historia, tym mniej miejsca znajdujemy dla siebie samych. W takich momen- tach cz�owiek odczuwa swoj� zb�dno��, zdaje mu si�, �e zosta� wtr�cony w sytuacj�, w kt�rej musi t�umaczy� si�, �e istnieje (w ka�dym razie sam fakt istnienia, to, �e je- stem, mo�e by� wystarczaj�cym powodem, aby mnie oskar�y� i prze�ladowa�). Twoje plany, ambicje, marze- nia? Wszystko to zdaje si� b�ahe, wygl�da jak strz�py de- koracji w teatrze, w kt�ry przed chwil� uderzy�a bomba. Wszystko utraci�o znaczenie, racj� bytu, sens. Do kogo zwr�ci� si�? Co powiedzie�? Bunt cz�owieka przeciw mo- lochowi histor��, przeciw nieokie�znanej pazerno�ci tego molocha, sprzeczno�� mi�dzy cz�owiekiem-tw�rc� i cz�o- wiekiem-ofiar� histor��. Jednoczesno�� tej antynom��, m�- cz�ce napi�cie, jakie w niej tkwi. W epoce bezprawia pu�apki ustaw i dekret�w s� tak g�sto rozstawione, �e codziennie (cz�sto o tym nie wie- dz�c, nie zdaj�c sobie sprawy) wpadasz w jak�� pu�apk�. To znaczy codziennie, chc�c nie chc�c, musisz naruszy� jakie� prawo. Chodzi bowiem o to, aby� stale �y� w os�a- biaj�cym ci� poczuciu winy. W ten spos�b na widok w�a- dzy, nawet na sam� my�l o niej b�dziesz odczuwa� strwo- �enie, l�k, pokor�. W dodatku w twojej zdeformowanej, spokornia�ej �wiadomo�ci zacznie pojawia� si� my�l, �e, by� mo�e, rzeczywi�cie jeste� winowajc�, a w�adza jak�� tam racj� ma. Je�eli w�adza dopu�ci si� bezprawia, ludzie odnosz� si� do tego bardziej tolerancyjnie, ni� gdyby uczyni� to cz�owiek prywatny. Oto zosta� aresztowany kto� zupe�nie niewinny. Wiemy, �e jest niewinny, ale co najmniej raz, cho�by przelotnie, pomy�limy: mo�e rzeczy- wi�cie co� z�ego zrobi�? Co� naruszy�? Oficjalne bezprawie �eruje na takich chwilach naszego zachwiania, dezorienta- cji. A teraz - stosunek w�adzy do ciebie, obowi�zuj�ce w tej dziedzinie regu�y gry. W�adza wie, �e codziennie �a- miesz prawo, �e - tym samym - jeste� przest�pc�. Ale czeka, jest przebieg�a i pewna siebie; patrzy, obserwuje twoje ruchy, s�ucha tego, co m�wisz. Niech ci� nie myli to, �e poruszasz si� w miar� swobodnie, �e - na razie- nie siedzisz pod kluczem: po prostu korzystasz z prawa �aski. Ale uwa�aj! B�dziesz porusza� si� tylko dot�d, do- p�ki nie zrobisz kroku, kt�ry w�adza zakwestionuje, kt�- ry uzna za wrogi. W tym momencie nast�pi uderzenie. I dowiesz si�, �e ca�e twoje �ycie by�o pasmem niewyba- czalnych b��d�w i karygodnych, gro�nych przest�pstw. Starganie losu polskiego: co kilka lat nowy etap, nowa scena, nowy uk�ad. �adnej ci�g�o�ci. To, co przychodzi, nie wynika z tego, co by�o. Co by�o wczoraj, dzi� jest zwalczane albo straci�o znaczenie, ju� si� nie liczy. Nic si� nie sumuje, niczego nie mo�na zgromadzi�, niczego ufor- mowa�. Wszystko zaczynaj od pocz�tku, od pierwszej ceg�y, od pierwszej bruzdy. Co zbudowa�e� - b�dzie po- rzucone, co wzesz�o - uschnie. Dlatego buduj� bez prze- konania, na niby. Tylko irracjonalne jest trwa�e - mity, legendy, z�udzenia, tylko to jest osadzone. S� dwa rodzaje ub�stwa: ub�stwo materialne i ub�- stwo potrzeb. Oba s� wygodne dla w�adzy. W pierwszym wypadku - poniewa� bieda os�abia i przygniata cz�owie- ka, czyni go bardziej uleg�ym, pog��bia jego poczucie ni�- szo�ci; w drugim - poniewa� kto�, czyje potrzeby s� ubogie, nawet nie wie, �e istniej� rzeczy, kt�rych m�g�by domaga� si�, zabiega� o nie i walczy�. Ka�dy tekst jest odczytywany u nas jako aluzyjny, ka�- da opisana sytuacja, nawet najbardziej odleg�a w czasie i przestrzeni, jest natychmiast, niemal odruchowo, przek�a- dana na sytuacj� polsk�. W ten spos�b ka�dy tekst jest u nas jakby tekstem podw�jnym, pomi�dzy liniami druku poszukuje si� przekazu napisanego atramentem sympa- tycznym, w dodatku ten utajony przekaz jest traktowany jako wa�niejszy i - przede wszystkim - jedynie praw- dziwy. Wynika to nie tylko z trudno�ci m�wienia j�zy- kiem otwartym, j�zykiem prawdy. Dzieje si� tak r�wnie� dlatego, �e kraj nasz zazna� wszelkich mo�liwych do- �wiadcze� i jest nadal wystawiany na dziesi�tki pr�b tak najprzer�niejszych, �e ju� ka�demu w naturalny spos�b wszelka historia nie-nasza z nasz� b�dzie si� kojarzy�. Stopnie barbarzy�stwa: najpierw niszczy si� tych, kt�- rzy tworz� warto�ci. Potem zostaj� zniszczeni r�wnie� ci, kt�rzy wiedz�, co to s� warto�ci i �e ludzie, kt�rych przed nimi zg�adzono, w�a�nie je tworzyli. Rzeczywiste barbarzy�stwo zaczyna si� w momencie, kiedy nikt ju� nie potrafi oceni�, nikt ju� nie wie, �e to, co czyni, jest barbarzy�stwem. Kiedy pojawiaj� si� pytania, na kt�re nie ma odpowie- dzi, oznacza to, �e nast�pi� kryzys. W czasie rozmowy ze Szwajcarem nagle zjawia si� po- kusa, �eby powiedzie� mu - m�j drogi, c� ty wiesz o �yciu! �yjesz jak lord, wszystko masz, nikogo si� nie boisz... W takiej chwili z jednej strony odczuwamy wobec Szwajcara zazdro��, ale z drugiej - rekompensuj�cy t� zazdro�� przyp�yw dziwnej satysfakcji, �e to my w�a�nie - nie on! - dotarli�my do prawdy �ycia, �e posmako- wali�my jego gorzkiej istoty i zg��bili jego tragiczn� taje- mnic�. Ten rodzaj filozofii zak�ada, �e �ycie jest piek�em i �e takie sytuacje, jak spok�j, dobrobyt, zadowolenie, s� z natury rzadkie, przypadkowe i nietrwa�e i ten tylko wie, co znaczy �ycie prawdziwe, kto cierpi, przegrywa, doznaje krzywdy, zmierza od kl�ski do kl�ski. Umar�. By� besti�, by� pod�o�ci�. Ale teraz le�y w ziemi i wszystko mu wybaczamy. Nie jest zdolny wywo�a� w nas �adnych silniejszych uczu� - ani grozy, ani nienawi�ci, ani pot�pienia. Tak! Naprawd�, szczerze, rzeczywi�cie, pozwalamy spoczywa� mu w spokoju wiecznym, amen. Zachwyca�em si� jego poezj�. A potem dowiedzia�em si�, �e pope�ni� wielkie �wi�stwo. I ta poezja nagle mi zgas�a. Ju� nie chcia�em po ni� si�ga�. Nie umia�em od- dzieli� literatury od �ycia. Wszystko jest tu oparte na pewnej zasadzie weryfikacji asymetrycznej, a mianowicie - system obiecuje, �e sprawdzi si� p�niej (zapowiadaj�c powszechn� szcz�li- wo��, ale dopiero w przysz�o�ci), natomiast ��da od cie- bie, aby� sprawdzi� si� ju� dzisiaj, daj�c dowody swojej aprobaty, lojalno�ci i pilno�ci. W ten spos�b masz zobo- wi�za� si� do wszystkiego, system - do niczego. W spo�ecze�stwie na niskim szczeblu rozwoju po- wszechnej biedzie towarzyszy powszechna bezczynno��. Sposobem na prze�ycie nie jest tu walka z natur�, wzmo- �one wytwarzanie, sta�y wysi�ek pracy, ale - odwrotnie - minimalne wydatkowanie energ��, ci�g�e d��enie, aby osi�gn�� stan bezruchu. Filozofi�, kt�ra towarzyszy ta- kiemu zachowaniu, takiej egzystencji, jest - fatalizm. Cz�owiek nie czuje si� panem natury, ale jej niewolnikiem przyjmuj�cym z pokor� nakazy i impulsy, jakie odbiera z otaczaj�cego go �wiata~ Jest niemym s�ug� losu nieu- chronnego. Los to dla niego wszechpot�ne b�stwo, tabu. Przeciwstawi� mu si�, to pope�ni� �wi�tokradztwo i ska- za� si� na piek�o. Nie ma gorszego po��czenia ni� bro�, g�upota i strach. Wszystkiego najgorszego mo�na si� w�wczas spodziewa�. Uwa�ajcie, bo maj� bro�, a nie maj� wyj�cia. Tylko wyst�pienie przeciw w�adzy jest uwa�ane za przest�pstwo rzeczywiste i niewybaczalne. Wszystkie inne nadu�ycia mog�, ale nie musz�, by� uznane za przest�p- stwo. Nasze ocalenie? W d��eniu do osi�gni�cia rzeczy nie- mo�liwych do osi�gni�cia. Dezorientacja, zagubienie cz�owieka bior� si� tak�e st�d, �e ma on zak��cony sens czasu, �e sens ten jest dla niego trudno uchwytny. Ca�a przesz�o�� jest niejasna, ci�gle przywracana i odwo�ywana, uznawana lub pot�pia- na, w rezultacie cz�owiek nie widzi w niej trwa�ego opar- cia, wskaz�wki, zdecydowanej inspiracji. Tera�niejszo�� jest r�wnie� pozbawiona ducha pewno�ci i zach�ty, cz�- ciej czujemy si� w niej jak go�cie, czy nawet - ofiary, ni� jak tw�rcy i rz�dcy. A przysz�o��? Ta bardziej przypomi- na potrzask i loch ni� kryszta�owy pa�ac, w kt�rym za chwil� s�u�ba zapali �wiat�a i zacznie przygotowywa� nam uczt�. Terror niczego nie tworzy, jest ja�owy. Zajmowanie si� terrorem, jako tematem - jest ja�owe. Mechanizm terro- ru to mechanizm rozwijaj�cego si� i z�o�liwiej�cego raka. �wiat straszny i monotonny, przera�aj�cy i pusty, ziemia szara, wydr��eni ludzie, skowyt, krzyki, wielkie obszary milczenia, nieustaj�cy spacer wi�zienny - chodzenie w ko�o, w kr�gu ot�pienia i b�lu. Tak zwany cz�owiek z ludu (m�wi� te� - cz�owiek prosty) traktuje �ycie takim, jakim ono jest - wi�c do- s�ownie, przyzwalaj�co, fatalistycznie. Jego stosunek do kaprys�w histor�� jest taki jak do kaprys�w przyrody (su- szy, powodzi itp.), dla niego s� to naturalne odmiany lo- su, stara si� do nich przystosowa�. St�d jego rzadkie tyl- ko odruchy buntu. Albowiem �r�d�em si�y buntowniczej nie s� utrapienia, jakie przynosi bieda (kt�ra bardziej t�u- mi, ni� rozpala energi� protestu), ale �ywa i niezale�na �wiadomo��, przekonana o swojej racji. Cz�owiek napotkawszy przeszkod�, kt�rej nie mo�e zni- szczy� - zaczyna niszczy� sam siebie. Straszliwe sprz�e- nie, kt�re jest przyczyn� za�ama� i depresji, �r�d�em al- koholizmu i narkoman��. Cz�owiek kompromisu, elastyczny. U nas nie lubi� ta- kich. Powiedz� o nim, �e dwuznaczny. U nas cz�owiek musi by� jednoznaczny. Albo bia�y, albo czarny. Albo tu, albo tam. Albo z nami, albo z nimi. Wyra�nie, otwarcie, bez waha�! Nasze widzenie jest manichejskie, frontowe. Denerwujemy si�, je�eli kto� zak��ca ten kontrastowy obraz. Wynika to z braku tradycji liberalnej, demokra- tycznej, bogatej w odcienie. W zamian mamy tradycj� walki, sytuacji skrajnych, gestu ostatecznego. Odwr�t od sytuacji demokratycznej do totalitarnej jest zawsze cofni�ciem cywilizacyjnym. Z., kt�rego los ci�ko do�wiadczy�, daje mi rad�: "Ko�cz, powiada, ka�dy dzie� m�wi�c do siebie - tak dobrze jak by�o dzisiaj, ju� nigdy wi�cej nie b�dzie!" Nieszcz�cie - ro�lina samowysiewaj�ca si�. Je�eli je- den cz�owiek jest nieszcz�liwy, czyni nieszcz�liwymi tych, kt�rzy go otaczaj�, zatruwa ich, pogr��a w nie- szcz�ciu. �atwo��, z jak� mo�na manipulowa� umys�em ludz- kim, wynika z samej natury cz�owieka. Jest on bardziej odbiorc� ni� poszukiwaczem, ch�tnie (z powodu lenistwa, bierno�ci i braku wyobra�ni) zadowoli si� pierwsz� z brzegu informacj� lub opini�, a ta im bardziej b�dzie up- roszczona, ubarwiona i bzdurna - tym lepiej. Bzdura ma co� z konwencji bajki (i cz�sto - kiczu), przemawia wi�c �atwo do wyobra�ni potocznej. S� ludzie, kt�rzy traktuj�c prawd� jako najwy�sz� war- to�� sam� w sobie, nie zastanawiaj� si�, czy jest ona do statecznie atrakcyjna, aby pozyska� tzw. cz�owieka z uli- cy, kt�ry bardziej pragnie co� prze�y�, ni� racjonalnie zg��bi�. Prawda mo�e by� tak oczywista, �e nie wzbudzi �adnego zainteresowania, mo�e te� by� zwyczajnie nudna. Tymczasem w bzdurze (dobrze podanej) jest cz�sto jaka� fantastyczno��, jaka� zwracaj�ca uwag�, intryguj�ca de- formacja, zakl�cie, ba��. Cz�� ludzi uwa�a, �e powi�kszy stref� swojej prywat- nej wolno�ci, je�eli pomniejszy stref� swojej publicznej dzia�alno�ci (czy po prostu: swojej obecno�ci). Staraj� si� wi�c skurczy�, zubo�e�, przemieni� w py�ek. Ludzie ci li- cz�, �e w�wczas w�adza przestanie si� nimi interesowa�, poniewa� dla w�adzy istnieje tylko ten, kto jest widoczny, albo ten, komu mo�na co� zabra�. Ch�tnie idziemy �ladem mistyk�w, poniewa� wierzymy, �e wiedz�, dok�d id�. Ale oni te� b��dz�. Tyle �e b��dz� mistycznie, mrocznie, tajemniczo - i to nas wci�ga. W czasie nieszcz�cia, traged��, grozy, przyroda, jej bar- wy, jej przemiany, jakby znikaj� nam z oczu. W takich momentach ca�y obszar naszego postrzegania wype�nia cz�owiek i jego dramat. Zaj�ci sob�, nie dostrzegamy drzew, nie dostrzegamy nieba. Jaka by�a jesie� roku 1348, kiedy na Europ� spad�a Czarna �mier�? Co widzia� przez okno Johann Wolfgang von Goethe, kiedy umiera� pew- nego marcowego dnia roku 1832? Blade, ledwie wiosenne s�o�ce? Deszcz padaj�cy od rana? Im bardziej pogr��amy si� w ludzkim dramacie, tym s�abiej odczuwamy nasz zwi�zek z przyrod�. Tragiczni- odwracamy si� od natury, kt�ra w swojej istocie nie jest tragiczna. St�d marzenie, aby do niej powr�ci�, marzenie o przej�ciu ze stanu napi�cia w stan uspokojenia, zawsze z takim trudem osi�gany. System anachroniczny to taki, kt�ry udziela starych odpowiedzi na nowe pytania. Zasada podstawowa: nic nie mo�e by� dobre, w ka�- dym razie: nic nie mo�e by� dobre przez d�u�szy czas. Dobre musi by� zniszczone. Robi� dobrze to �ci�ga� na siebie podejrzenie, prowokowa� wyrok skazuj�cy. Zni- szczenie tego, co dobre, efektywne, tw�rcze, jest odru- chem samoobronnym systemu �le funkcjonuj�cego i ma�o ; wydajnego. Mechanizmy takiego systemu poruszaj� si� tylko na wolnych obrotach. Wszelkie przyspieszenie zmu- sza je do najwy�szego napi�cia i wysi�ku, co grozi awari�, zawa�em. Dlatego instynktownie system broni si� przeciw takiemu przyspieszeniu w obawie, �e nadmiar energ��, na- dmiar woli dzia�a