14845

Szczegóły
Tytuł 14845
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14845 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14845 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14845 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KEN FOLLETT urodzi� si� w 1949 roku w Cardiff. Po uko�czeniu studi�w filozoficznych na University College w Londynie podj�� prac� jako reporter w ma�ej walijskiej gazecie. Publikowa� powie�ci sensacyjne pod pseudonimem. Jedenasta z kolei - �Ig�a" (1978) - przynios�a mu �wiatow� s�aw�. Kolejne tytu�y w dorobku Folletta, m.in. �Klucz do �Rebeki�" (1980), �Filary Ziemi" (1989), �Uciekinier" (1995), �Trzeci bli�niak" (1996), �Zab�jcza pami��" (2000), �Kryptonim �Kawki�" (2001), �Lot �my" (2002) oraz najnowszy thriller Whiteout (�Zamie�", 2004), utrwali�y jego pozycj� jako tw�rcy bestseller�w i przysporzy�y mu miliony czytelnik�w na ca�ym �wiecie. Tw�rczo�� pisarza by�a wielokrotnie adaptowana przez tw�rc�w filmowych. Opr�cz �Ig�y", na ekran kinowy przeniesiono �Wej�� mi�dzy lwy", a na podstawie �Klucza do �Rebeki�", �Na skrzyd�ach or��w" i �Trzeciego bli�niaka" powsta�y mini-seriale telewizyjne. W serii LITERKA m.in.: Harlan Coben NIE M�W NIKOMU BEZ PO�EGNANIA BEZ SKRUPU��W KR�TKA PI�KA Jackie Collins �ONY Z HOLLYWOOD II: NOWE POKOLENIE Liza Dalby OPOWIE�� MURASAKI Nelson DeMille GRA LWA NAD RZEKAMI BABILONU C�RKA GENERA�A Ken Follett TR�JKA NIEBEZPIECZNA FORTUNA NOC NAD OCEANEM KRYPTONIM �KAWKI" Tess Gerritsen CHIRURG Arthur Golden WYZNANIA GEJSZY Jean-Christophe Grange PURPUROWE RZEKI Brian Haig TAJNA SANKCJA Robert Harris ENIGMA Joseph Heller PARAGRAF 22 CO� SI� STA�O OSTATNI ROZDZIA�, CZYLI PARAGRAF 22 BIS Stephen King ZIELONA MILA CZTERY PORY ROKU SKLEPIK Z MARZENIAMI BEZSENNO�� Wei Hui SZANGHAJSKA KOCHANKA Kr�lowa Noor AUTOBIOGRAFIA Richard Mason �WIAT SUZIE WONG Ian McEwan POKUTA NIEWINNI Anchee Min CESARZOWA ORCHIDEA Tony Parsons ZA MOJE DZIECKO James Patterson DOM PRZY PLA�Y FIO�KI S� NIEBIESKIE Allison Pearson NIE WIEM, JAK ONA TO ROBI Mario Puzo CZWARTY K RODZINA BORGI�W G�UPCY UMIERAJ� Matthew Reilly �WI�TYNIA Jean Sasson KSIʯNICZKA C�RKI KSIʯNICZKI SU�TANY Karla Schefter AFGANKA Erich Segal NAGRODY AKTY WIARY BEZ SENTYMENT�W Nicholas Sparks NA ZAKR�CIE NOCE W RODANTHE Robert James Waller CO SI� WYDARZY�O W MADISON COUNTY KEN FOLLETT NIEBEZPIECZNA FORTUNA Z angielskiego prze�o�y� S�AWOMIR K�DZIERSKI Seria LITERKA WARSZAWA 2004 Tytu� orygina�u: A DANGEROUS FORTUNE Copyright � Ken Follett 1993 All rights reserved Copyright � for the Polish edition by Wydawnictwo Albatros A. Kury�owicz 2002 Copyright � for the Polish translation by S�awomir K�dzierski 2002 Ilustracja na ok�adce: Jacek Kopalski Projekt graficzny ok�adki i serii: Andrzej Kury�owicz ISBN 83-7359-263-6 Wy��czny dystrybutor Firma Ksi�garska Jacek Olesiejuk Kolejowa 15/17, 01-217 Warszawa tel./fax (22)-631-4832, (22)-632-9155, (22)-535-0557 www.olesiejuk.pl/ www.oramus.pl WYDAWNICTWO ALBATROS ANDRZEJ KURY�OWICZ adres dla korespondencji: skr. poczt. 55, 02-792 Warszawa 78 Warszawa 2004 Wydanie III (1 w tej edycji) Druk: WZDZ - Drukarnia Lega, Opole Podzi�kowania Dzi�kuj� za ofiarn� pomoc w pisaniu tej ksi��ki nast�puj�cym przyjacio�om, krewnym i znajomym: Carole Baron, Joannie Bourke, Benowi Braberowi, George'owi Brennanowi, Jackie Farber, Barbarze Follett, Emanuele Follett, Katyi Follett, Michaelowi Haskollowi, Pam Mendez, M. J. Orbellowi, Richardowi Overy'emu, Danowi Starerowi, Kim Turner, Ann Ward, Jane Wood, Alowi Zukermanowi. SETH SAMUEL DOTTY PROLOG W dniu, w kt�rym zdarzy�a si� tragedia, uczni�w szko�y Windfield ukarano zakazem opuszczania pokoj�w. By�a gor�ca majowa niedziela i normalnie ch�opcy sp�dzaliby popo�udnie na boisku. Niekt�rzy graliby w krykieta, a pozostali obserwowaliby ich z zacienionego skraju Biskupiego Lasu. Ale pope�niono przest�pstwo. Z biurka pana Offertona, nauczyciela �aciny, skradziono sze�� z�otych suweren�w i ca�a szko�a by�a podejrzana. Wszyscy ch�opcy mieli pozosta� w sypialniach, dop�ki z�odziej nie zostanie schwytany. Micky Miranda siedzia� przy stole pe�nym inicja��w powycinanych przez pokolenia nudz�cych si� uczni�w. W r�ku trzyma� rz�dow� publikacj� zatytu�owan� Wyposa�enie piechoty. Zazwyczaj fascynowa�y go ryciny przedstawiaj�ce szable, muszkiety i karabiny, ale dzisiaj by�o mu zbyt gor�co, by m�g� si� skupi�. Po przeciwnej stronie sto�u jego kolega z pokoju, Edward Pilaster, przepisywa� przet�umaczony przez Micky'ego fragment z Plutarcha. Podni�s� wzrok znad �wicze� �aci�skich i wskazuj�c wysmarowanym atramentem palcem, stwierdzi�: - Nie mog� odczyta� tego s�owa. Micky popatrzy�. - �ci�ty, zdekapitowany - wyja�ni�. - Po �acinie tak to si� w�a�nie nazywa: decapitare. - Nie mia� k�opot�w z �acin�, by� mo�e dlatego, �e wiele s��w w jego ojczystym j�zyku hiszpa�skim by�o bardzo podobnych. Pi�ro Edwarda skrzypia�o. Micky wsta� nerwowo i podszed� do otwartego okna. Nie czu�o si� najl�ejszego powiewu. T�sknie popatrzy� w stron� lasu. W porzuconych kamienio�omach w p�nocnej cz�ci Biskupiego Lasu znajdowa� si� zacieniony stawek. Woda w nim by�a ch�odna i g��boka... - Chod�my pop�ywa� - powiedzia� nagle. - Zabronili nam wychodzi� - odpar� Edward. - Mogliby�my przej�� przez synagog�. - Nazywali tak nast�pny pok�j, w kt�rym mieszka�o trzech �ydowskich ch�opc�w. W Windfield do spraw teologii podchodzono liberalnie i tolerowano odmienne przekonania religijne, co doceniali rodzice uczni�w: �ydzi, metody�ci - tacy jak rodzina Edwarda i katolicy -jak ojciec Micky'ego. Wbrew oficjalnej polityce szko�y �ydzi byli jednak w pewnym stopniu szykanowani. - Mo�emy wyj�� przez ich okno - ci�gn�� Micky - zeskoczy� na dach pralni, zsun�� si� po �lepym murze stajni i przemkn�� do lasu. Edward wygl�da� na przera�onego. - Je�eli nas z�api�, �t�uczek" b�dzie w robocie. �T�uczkiem" nazywano klonow� lask� prze�o�onego szko�y, doktora Polesona. Kar� za ucieczk� z kozy by�o dwana�cie bardzo bolesnych uderze�. Micky'ego ju� kiedy� spotka�a ch�osta za gr� w karty i do tej pory wzdryga� si� na sam� my�l o tym. Teraz jednak niebezpiecze�stwo schwytania by�o niewielkie, a my�l o rozebraniu si� i wskoczeniu nago do stawu - tak n�c�ca, �e niemal czu� ch��d wody obmywaj�cej jego spocone cia�o. Spojrza� na Edwarda. Palister nie cieszy� si� w szkole sympati�. By� zbyt leniwy, aby zosta� dobrym uczniem, zbyt niezgrabny, aby odnosi� sukcesy w grach sportowych, i zbyt samolubny, aby zdoby� sobie przyjaci�. Micky by� jego jedynym koleg� i Edward nie znosi�, kiedy przebywa� on w towarzystwie innych ch�opc�w. - Spytam Pilkingtona, czyby ze mn� nie poszed� - oznajmi� Miranda, podchodz�c do drzwi. - Nie, nie r�b tego - zaprotestowa� zaniepokojony Edward. - A to niby dlaczego? Ty si� za bardzo boisz. - Wcale si� nie boj� - zaprzeczy� nieprzekonuj�cym tonem Pilaster. - Musz� sko�czy� odrabianie �aciny. - Wi�c ko�cz, a ja tymczasem pop�ywam sobie z Pilkingtonem. Edward przez chwil� patrzy� na niego z tak� min�, jakby chcia� dalej si� upiera�, ale w ko�cu uleg�. - W porz�dku, p�jd� - zgodzi� si� niech�tnie. Micky otworzy� drzwi. W budynku rozlega� si� st�umiony pomruk g�os�w, ale w korytarzu nie wida� by�o �adnego nauczyciela. Przemkn�� do s�siedniego pokoju, a jego kumpel pod��y� za nim. - Cze��, Hebrajczycy - powiedzia�. Dwaj ch�opcy grali przy stole w karty. Spojrzeli na nich, nie przerywaj�c gry, i nie odezwali si� s�owem. Trzeci, �Grubasek" Greenbourne, jad� ciasto. Jego matka wci�� przysy�a�a mu jedzenie. - Witajcie - odezwa� si� przyja�nie. - Chcecie ciasta? - Na rany boskie, Greenbourne, �resz jak �winia - odpar� Micky. �Grubasek" wzruszy� ramionami i nadal poch�ania� ciasto. Jako t�u�cioch i �yd zarazem, by� sta�ym obiektem kpin. Zdawa�o si� to jednak nie robi� na nim najmniejszego wra�enia. M�wiono, �e jego ojciec jest najbogatszym cz�owiekiem na �wiecie. Mo�e dlatego zupe�nie nie reaguje na przezwiska, pomy�la� Micky. Podszed� do okna, otworzy� je i rozejrza� si� woko�o. Podw�rko by�o puste. - Co zamierzasz zrobi�? - zapyta� �Grubasek". - Idziemy pop�ywa� - wyja�ni� Miranda. - Dostaniecie baty. - Wiem - potwierdzi� �a�osnym tonem Pilaster. Micky usiad� na parapecie, przekr�ci� si� na brzuch, przesun�� do ty�u i zeskoczy� na pochy�y dach pralni. Zdawa�o mu si�, �e us�ysza� trzask dach�wki p�kaj�cej pod jego nog�, ale dach wytrzyma� ci�ar. Spojrza� do g�ry i zobaczy� zaniepokojonego Edwarda, wygl�daj�cego przez okno. - Chod�! - przywo�a� go do siebie. Zbli�y� si� do kraw�dzi i opu�ci� po rynnie na ziemi�. W chwil� p�niej wyl�dowa� przy nim kolega. Micky wyjrza� ostro�nie zza rogu pralni. Nikogo nie zauwa�y�. Bez chwili wahania przemkn�� przez podw�rko do lasu. Bieg� mi�dzy drzewami tak d�ugo, a� uzna�, �e nie wida� go ju� z okien budynk�w szko�y. Dopiero wtedy zatrzyma� si�, aby odpocz��. Edward do��czy� do niego. - Uda�o si�! - oznajmi� Miranda. - Nikt nas nie spostrzeg�. - Pewnie nas z�api�, kiedy b�dziemy wracali - rzek� ponuro Pilaster. Micky u�miechn�� si� do niego. Edward - ze swoimi prostymi jasnymi w�osami, niebieskimi oczami i du�ym, szerokim, p�askim nosem - mia� bardzo angielski wygl�d. By� wysokim ch�opcem o rozro�ni�tych barkach, silnym, lecz z nieskoordynowanymi ruchami. Brakowa�o mu wyczucia elegancji i ubiera� si� niechlujnie. Chocia� obaj byli szesnastolatkami, r�nili si� pod ka�dym wzgl�dem. Miranda - ciemnooki wyrostek, o czarnych k�dzierzawych w�osach - bardzo dba� o sw�j wygl�d. Nie cierpia�, kiedy kto� by� brudny lub zaniedbany. - Zaufaj mi, Pilaster - powiedzia�. - Czy nie troszcz� si� zawsze o ciebie? Edward u�miechn�� si�, udobruchany. - No dobrze, chod�my. Szli przez las niemal niewidoczn� �cie�k�. Pod os�on� li�ci wi�z�w i brz�z by�o nieco ch�odniej i Micky od razu poczu� si� lepiej. - Co b�dziesz robi� latem? - zapyta� koleg�. - Zazwyczaj je�dzimy w sierpniu do Szkocji. - Czy twoja rodzina ma tam domek my�liwski? - Miranda nauczy� si� ju� s�ownictwa wy�szych sfer i wiedzia�, �e �domek my�liwski" jest w�a�ciwym okre�leniem, nawet je�eli dotyczy zamku z pi��dziesi�cioma pokojami. - Wynajmujemy go - odpar� Edward. - Ale nie polujemy. M�j ojciec nie jest sportsmenem. Micky us�ysza� w jego g�osie jakie� obronne nutki, kt�re go zaintrygowa�y. Wiedzia�, �e angielska arystokracja lubi polowa� na ptactwo w sierpniu i na lisy w zimie. Zdawa� sobie r�wnie� spraw�, �e nie posy�a swoich syn�w do tej szko�y. Ojcowie uczni�w z Windfield byli raczej biznesmenami i przemys�owcami ni� hrabiami i biskupami, i z pewno�ci� nie tracili czasu na polowania i gonitwy za lisem. Pilasterowie reprezentowali bankier�w i kiedy Edward oznajmi�: �M�j ojciec nie jest sportsmenem", wyzna� tym samym, �e jego rodzina nie nale�y do najwy�szych kr�g�w spo�ecze�stwa. Micky'emu wydawa�o si� zabawne, �e Anglicy bardziej szanuj� pr�niak�w ni� ludzi pracy. W jego w�asnym kraju nie darzono szacunkiem ani bezu�ytecznej szlachty, ani zapracowanych ludzi interesu. Ziomkowie Mirandy szanowali jedynie si��. Je�eli cz�owiek dysponowa� si��, dzi�ki kt�rej m�g� kontrolowa� innych - nakarmi� ich lub zag�odzi�, uwi�zi� lub uwolni�, zabi� lub pozwoli� im �y� - czeg� wi�cej m�g� sobie �yczy�? - A co z tob�? - zapyta� Edward. - Jak sp�dzisz lato? Micky chcia�, �eby to pytanie pad�o. - Tutaj - odpowiedzia�. - W szkole. - Chyba nie b�dziesz znowu tu siedzia� przez ca�e wakacje? - Musz�. Nie mog� pojecha� do domu. Podr� trwa sze�� tygodni w jedn� stron�. Musia�bym wraca�, zanim dotar�bym na miejsce. - Na Boga, to przykre. Prawd� m�wi�c, Micky wcale nie mia� ochoty wyje�d�a� z Anglii. Od �mierci matki nie znosi� domu. Teraz mieszkali w nim sami m�czy�ni - ojciec, starszy brat Paulo, paru wuj�w i kuzyn�w oraz stu czterdziestu vaqueros. Ojciec by� bohaterem w oczach swoich ludzi i kim� zupe�nie obcym dla niego - zimnym, nieprzyst�pnym, niecierpliwym cz�owiekiem. Ale prawdziwy problem stanowi� Paulo - g�upi, lecz silny, kt�ry nienawidzi� Micky'ego za jego spryt i z lubo�ci� go upokarza�. Nigdy nie pomin�� okazji, aby poinformowa� wszystkich, �e m�odszy brat nie potrafi skr�powa� cielaka, uje�dzi� konia czy odstrzeli� w�owi �eb. Jego ulubionym dowcipem by�o p�oszenie konia Micky'ego tak, aby poni�s�. Ch�opak zamyka� wtedy oczy i �miertelnie przera�ony, trzyma� si� ��ku siod�a, podczas gdy ko� p�dzi� jak oszala�y przez pamp�, dop�ki si� nie zm�czy�. Nie, Micky nie mia� ochoty wraca� do domu na wakacje. Ale nie u�miecha�o mu si� r�wnie� pozostanie w szkole. Tak naprawd� pragn��, �eby zaprosi�a go na lato rodzina Pilaster�w. Edward nie wysun�� jednak takiej propozycji i Miranda nie wr�ci� do sprawy. By� przekonany, �e jeszcze nadarzy si� okazja. Przeszli przez rozpadaj�cy si� p�ot i ruszyli po zboczu niskiego pag�rka. Min�li jego szczyt i znale�li si� nad stawem. �ciany kamienio�omu by�y strome, ale zwinni ch�opcy znale�li spos�b, �eby po nich zej��. Na samym dole znajdowa� si� g��boki staw z m�tn� zielon� wod�, w kt�rej �y�y �aby i ropuchy, a od czasu do czasu mo�na by�o napotka� nawet zaskro�ca. Micky ze zdziwieniem stwierdzi�, �e jest ju� tam trzech innych ch�opc�w. Zmru�y� oczy, patrz�c pod �wiat�o odbijaj�ce si� od powierzchni wody, i przyjrza� si� nagim postaciom. Wszyscy byli z czwartej klasy w Windfield. Marchewkowa strzecha w�os�w nale�a�a do Antonia Silvy, jego ziomka, chocia� karnacja i barwa w�os�w zdawa�y si� temu przeczy�. Ojciec Tonia nie posiada� tak wielkich w�o�ci jak rodzina Mirand�w, ale jego rodzice mieszkali w stolicy i mieli wp�ywowych przyjaci�. Podobnie jak on, Silva nie m�g� pojecha� na wakacje do domu, lecz dzi�ki przyjacio�om w ambasadzie cordova�skiej nie musia� zostawa� w szkole przez ca�e lato. Drugim ch�opcem by� Hugh Pilaster, kuzyn Edwarda. W niczym nie byli do siebie podobni. Hugh - z czarnymi w�osami i drobnymi regularnymi rysami - prawie przez ca�y czas u�miecha� si� szelmowsko. Edward nie lubi� go, bo by� dobrym uczniem, a on sam wygl�da� na jego tle jak rodzinny mato�ek. Nast�pnym k�pi�cym si� by� Peter Middleton, raczej nie�mia�y z natury i najcz�ciej trzymaj�cy si� bardziej pewnego siebie Hugha. Wszyscy trzej mieli bia�e, jeszcze pozbawione ow�osienia cia�a i szczup�e ko�czyny. Niespodziewanie Micky dostrzeg� czwartego ch�opaka. P�ywa� samotnie w drugim ko�cu stawu. By� starszy od pozosta�ej tr�jki i wydawa�o si�, �e jest tu na w�asn� r�k�. Miranda nie widzia� jego twarzy do�� wyra�nie, aby m�c j� rozpozna�. Edward u�miecha� si� z�o�liwie. Dostrzeg� okazj� sp�atania jakiego� niemi�ego figla. Przy�o�y� palec do ust, nakazuj�c cisz�, i ruszy� w d� �ciany kamienio�omu. Micky pod��y� jego �ladem. Dotarli do p�ki, gdzie k�pi�cy si� ch�opcy z�o�yli ubrania. Tonio i Hugh nurkowali, badaj�c co� pod wod�, Peter za� p�ywa� spokojnie tam i z powrotem. W�a�nie on pierwszy dostrzeg� nowo przyby�ych. - Och, nie - j�kn��. - No, no - odezwa� si� Edward. - Wymykacie si�, ch�opcy, poza teren szko�y, nieprawda�? W tej samej chwili Hugh Pilaster zauwa�y� kuzyna i zawo�a� w odpowiedzi: - I wy te�! - Lepiej wracajcie, zanim was z�api� - powiedzia� Edward. Podni�s� z ziemi par� spodni. - Ale nie zamoczcie ubra�, bo wszyscy si� zorientuj�, gdzie byli�cie. - M�wi�c to, cisn�� spodnie na sam �rodek stawu i zani�s� si� �miechem. - Ty draniu! - wrzasn�� Peter, chwytaj�c p�ywaj�ce ubranie. Micky u�miechn�� si� z rozbawieniem. Jego kumpel podni�s� but i te� wrzuci� go do wody. Mniejsi ch�opcy wpadli w panik�. Edward wzi�� nast�pne spodnie i cisn�� je przed siebie. Widok trzech ofiar wrzeszcz�cych i nurkuj�cych w poszukiwaniu odzie�y by� zabawny i Miranda zacz�� si� �mia�. W czasie gdy Edward w dalszym ci�gu rzuca� buty i cz�ci garderoby, Hugh Pilaster wygramoli� si� szybko z wody. Nie uciek� jednak - jak spodziewa� si� Micky - lecz pop�dzi� w stron� kuzyna i zanim ten zd��y� si� odwr�ci�, pchn�� go z ca�ej si�y. Chocia� Edward by� o wiele pot�niejszy, atak zaskoczy� go. Zachwia� si� na kraw�dzi p�ki, a potem straci� r�wnowag� i z pot�nym pluskiem run�� do stawu. Wszystko rozegra�o si� w mgnieniu oka. Hugh schwyci� swoje ubranie i sprawnie jak ma�pka zacz�� wspina� si� po �cianie kamienio�omu. Peter i Tonio zanie�li si� szyderczym �miechem. Micky �ciga� przez chwil� m�odszego Pilastera, ale nie mia� najmniejszych szans z�apa� drobniejszego i zwinniejszego ch�opca. Potem odwr�ci� si�, aby sprawdzi�, co z Edwardem. W�a�ciwie nie musia� si� martwi�, bo ten zd��y� ju� wyp�yn��. Teraz trzyma� Petera Middletona i raz po raz zanurza� jego g�ow� pod wod�, mszcz�c si� za ur�gliwy �miech. Tonio odp�yn�� w bok i dotar� do brzegu stawu, trzymaj�c w obj�ciach przemoczone ubranie. Odwr�ci� si� i wrzasn��: - Pu�� go, ty wielka ma�po! Silva zawsze by� nieobliczalny i Micky zacz�� si� zastanawia�, co zrobi teraz. Ch�opiec przesun�� si� wzd�u� brzegu, a potem ponownie odwr�ci�, ju� z kamieniami w r�ce - Miranda krzykn��, chc�c ostrzec Edwarda, ale si� sp�ni�. Tonio rzuci� zaskakuj�co celnie i trafi� starszego Pilastera w g�ow�: na jego czole pojawi�a si� jaskrawa plama krwi. Edward rykn�� z b�lu i zostawiwszy Petera, zacz�� �ciga� Silv�. Hugh p�dzi� nago przez las w stron� szko�y, kurczowo trzymaj�c to, co zosta�o z jego ubrania, i staraj�c si� nie zwraca� uwagi na b�l w bosych stopach. Dotar�szy do skrzy�owania �cie�ek, skr�ci� w lewo, przebieg� jeszcze kawa�ek, a potem skoczy� w krzaki i ukry� si� w nich. Czeka�, pr�buj�c uspokoi� �wiszcz�cy oddech, i nas�uchiwa�. Kuzyn Edward i jego kumpel Micky Miranda to najgorsze zwierzaki w ca�ej szkole - lenie, �li koledzy i brutale. Jedynym wyj�ciem by�o schodzi� im z drogi. Nie mia� jednak z�udze�, �e tym razem Edward nie pu�ci mu tego p�azem. Zawsze go nienawidzi�. Ich ojcowie r�wnie� byli sk��ceni. Ojciec Hugha, Toby, wycofa� kapita� z rodzinnego interesu i za�o�y� w�asne przedsi�biorstwo. Zaj�� si� handlem barwnikami dla przemys�u tekstylnego. Trzynastoletni zaledwie Hugh wiedzia� ju�, �e w rodzinie Pilaster�w wycofanie kapita�u z banku uwa�ano za najwi�ksz� zbrodni�. Ojciec Edwarda, Joseph, nigdy nie wybaczy� tego swojemu bratu. Hugh zastanawia� si�, co si� sta�o z jego przyjaci�mi. K�pali si� we czw�rk�, zanim pojawili si� Micky i Edward. Tonio, Peter i on pluskali si� w jednej cz�ci stawu, a starszy ch�opak, Albert Cammel, p�ywa� samotnie w drugim ko�cu. Tonio - zazwyczaj odwa�ny a� do zuchwalstwa - straszliwie ba� si� Micky'ego Mirandy. Pochodzili z tego samego po�udniowoameryka�skiego pa�stwa, Cordovy, i Silva twierdzi�, �e rodzina Mirand�w jest pot�na i okrutna. Na dobr� spraw� Hugh nie wiedzia�, co to znaczy, ale m�g� si� domy�li�, widz�c, jak Tonio, kt�ry potrafi� stawi� czo�o ka�demu pi�toklasi�cie, zachowuje si� grzecznie, a nawet s�u�alczo wobec Micky'ego. Peter by� prawdopodobnie przera�ony do utraty zmys��w. Ba� si� w�asnego cienia. Hugh mia� nadziej�, �e uda�o mu si� uciec przed tymi draniami. Albert Cammel, przezywany �Garbusem", przyszed� nad staw oddzielnie i pozostawi� swoje ubranie w innym miejscu. By� mo�e zdo�a� si� wymkn��. Hugh co prawda zbieg�, ale to wcale nie oznacza�o ko�ca jego k�opot�w. Straci� bielizn�, skarpetki i buty. B�dzie musia� w�lizgn�� si� do szko�y w ociekaj�cej wod� koszuli i spodniach, licz�c na to, �e nie zobaczy go nikt z nauczycieli i starszych uczni�w. Na sam� my�l o tym j�kn�� g�o�no. Dlaczego wci�� zdarza mi si� co� takiego? - zada� sobie pytanie, czuj�c si� strasznie nieszcz�liwie. Wpada� w tarapaty od dnia, w kt�rym osiemna�cie miesi�cy temu przyjecha� do Windfield. Nauka nie sprawia�a mu trudno�ci, pracowa� pilnie i z egzamin�w uzyskiwa� zawsze najlepsze wyniki w ca�ej klasie. Ale dokuczliwe drobiazgowe przepisy irytowa�y go w spos�b przekraczaj�cy granice zdrowego rozs�dku. Poniewa� kazano im k�a�� si� spa� za kwadrans dziesi�ta, zawsze wynajdywa� przekonywaj�cy pow�d, aby i�� do ��ka p� godziny p�niej. Stwierdzi�, �e poci�ga go wszystko, co zakazane, i czu� nieodparte pragnienie zbadania takich miejsc jak ogr�d prze�o�onego szko�y czy piwnica na w�giel i piwo. Biega�, kiedy powinien by� chodzi�, czyta�, gdy mia� spa�, i rozmawia� w czasie modlitwy. No i zawsze ko�czy�o si� tak samo. Czuj�c si� winny i przera�ony, zastanawia� si�, dlaczego wci�� przysparza sobie k�opot�w. W lesie od kilku minut panowa�a cisza. Korzysta� z niej, zastanawiaj�c si� nad swoj� przysz�o�ci�; nad tym, czy sko�czy jak wyrzutek spo�ecze�stwa, a mo�e nawet przest�pca - zamkni�ty w wi�zieniu, zes�any do Australii albo nawet powieszony. Wreszcie uzna�, �e Edward ju� go nie �ciga. W�o�y� mokre spodnie i koszul�. I w tej samej chwili us�ysza�, �e kto� p�acze. Ostro�nie wyjrza� zza krzaka i zobaczy� strzech� rudych w�os�w Tonia. Jego przyjaciel szed� powoli �cie�k� - nagi, mokry, z ubraniem w r�kach - i �ka�. - Co si� sta�o? - zapyta� Hugh. - Gdzie jest Peter? Silva zareagowa� gwa�townie. - Nigdy nie powiem! Nigdy! - zawo�a�. - Oni mnie zabij�. - W porz�dku, nie m�w - odpar� Hugh. Tonio straszliwie ba� si� Mirandy. Cokolwiek si� tam sta�o, nie pi�nie na ten temat ani s��wka. - Lepiej si� ubierz - poradzi� mu. Ch�opiec spojrza� nieprzytomnym wzrokiem na tobo�ek z mokrym ubraniem, kt�ry �ciska� w ramionach. Wydawa� si� zbyt wstrz��ni�ty, aby co� z nim zrobi�. Hugh wzi�� go od niego. Znalaz� buty, spodnie i jedn� skarpetk�, ale koszuli nie by�o. Pom�g� mu w�o�y� wszystko, co znalaz�, i ruszyli w stron� szko�y. Tonio przesta� p�aka�, lecz wci�� sprawia� wra�enie g��boko poruszonego. Hugh mia� nadziej�, �e tamci brutale nie zrobili jakiej� paskudnej krzywdy Peterowi. Teraz jednak musia� my�le� o ratowaniu w�asnej sk�ry. - Je�eli uda nam si� przedosta� do sypialni, b�dziemy mogli zmieni� ubranie i buty - powiedzia�, planuj�c przysz�e dzia�ania. - A potem, kiedy cofn� nam zakaz wychodzenia ze szko�y, p�jdziemy do miasta i kupimy sobie na kredyt now� garderob� u Baxteda. Tonio skin�� g�ow�. - Dobrze - odezwa� si� g�uchym g�osem. Kiedy szli w�r�d drzew, Hugh zacz�� si� zastanawia�, dlaczego przyjaciel jest tak g��boko wstrz��ni�ty. W ko�cu tyranizowanie nie by�o niczym nowym w Windfield. Co si� sta�o nad stawem po jego ucieczce? Ale przez ca�� drog� powrotn� Tonio nie odezwa� si� s�owem. Szko�� tworzy� zesp� sze�ciu budynk�w, kt�re niegdy� stanowi�y centralny punkt du�ej farmy. Ich sypialnia mie�ci�a si� w dawnej mleczarni po�o�onej obok kaplicy. Aby si� tam dosta�, nale�a�o sforsowa� mur i przej�� przez podw�rko pi�tej klasy. Wspi�li si� na ogrodzenie i wyjrzeli ostro�nie. Zgodnie z przewidywaniami Hugha podw�rze by�o puste, ale mimo to zawaha� si�. My�l o �t�uczku" spadaj�cym na jego siedzenie sprawi�a, �e skuli� si� ze strachu. Nie by�o jednak innego wyj�cia. Musia� przedosta� si� do szko�y i przebra� w such� odzie�. - Nikogo nie ma - sykn��. - Ruszamy! Przeskoczyli razem przez mur i przebiegli przez podw�rko w ch�odny cie� kamiennej kaplicy. Jak na razie wszystko uk�ada�o si� pomy�lnie. Potem, trzymaj�c si� blisko �ciany, prze�lizgn�li si� wzd�u� wschodniego rogu. Czeka� ich ju� tylko kr�tki bieg przez podjazd. Nikogo nie by�o wida�. - Teraz! - da� sygna�. Pop�dzili przez drog�. Ale w chwili gdy znale�li si� przy samych drzwiach, nast�pi�o nieszcz�cie. Rozleg� si� znany w�adczy g�os: - Pilaster M�odszy! Czy to ty? - I Hugh wiedzia�, �e wszystko przepad�o. Poczu�, jak zamiera mu serce. Zatrzyma� si� i odwr�ci�. Pan Offerton wybra� ten w�a�nie moment, aby wyj�� z kaplicy, i teraz sta� w cieniu ganku - wysoka, szczup�a posta� w todze i birecie ze sztywnym kwadratowym denkiem. Hugh st�umi� j�k. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e od okradzionego �acinnika nie mo�na by�o spodziewa� si� �aski. Nie ominie ich �t�uczek". Mi�nie jego po�ladk�w skurczy�y si� odruchowo. - Podejd�, Pilaster - poleci� pan Offerton. Zbli�y� si�, szuraj�c nogami, a Tonio trzyma� si� tu� za nim. Po co ci�gle tak ryzykuj�? - pomy�la� z rozpacz�. - Do gabinetu prze�o�onego, natychmiast - oznajmi� nauczyciel �aciny. - Tak jest, prosz� pana - odpar� nieszcz�liwym tonem Hugh. Sytuacja pogarsza�a si� coraz bardziej. Gdy prze�o�ony zauwa�y, jak jest ubrany, prawdopodobnie wyrzuci go ze szko�y. Jak to wyt�umaczy matce? - Ruszaj! -ponagli� ze zniecierpliwieniem pan Offerton. Obaj ch�opcy odwr�cili si�, a wtedy �acinnik rzuci�: - Silva, ty nie. Hugh i Tonio wymienili zdziwione spojrzenia. Dlaczego tylko jeden z nich mia� by� ukarany? Nie mogli jednak dyskutowa� z poleceniami i Silva pobieg� do sypialni, Pilaster za� skierowa� si� w stron� domu prze�o�onego. Ju� czu� na sk�rze spadaj�cy �t�uczek". Wiedzia�, �e b�dzie p�aka�, i �wiadomo�� tego by�a nawet gorsza ni� b�l, poniewa� wydawa�o mu si�, �e maj�c trzyna�cie lat, jest na to zbyt doros�y. Dom prze�o�onego znajdowa� si� z drugiej strony zespo�u szkolnego i Hugh szed� tam bardzo powoli. W ko�cu jednak, cho� w jego odczuciu zdecydowanie za szybko, dotar� na miejsce i pokoj�wka otworzy�a drzwi prawie natychmiast po dzwonku. Doktora Polesona spotka� w holu. Prze�o�ony by� �ysym m�czyzn� o twarzy buldoga, ale z jakiego� powodu nie wygl�da� na tak straszliwie zagniewanego, jak mo�na si� by�o spodziewa�. Zamiast dopytywa� si�, dlaczego Hugh przebywa� poza swoim pokojem i jest ca�y mokry, po prostu otworzy� drzwi do gabinetu i powiedzia� cicho: - Wejd� do �rodka, Pilaster! - Z ca�� pewno�ci� oszcz�dza� sw�j gniew na chwil� ch�osty. Ch�opiec przekroczy� pr�g gabinetu, s�ysz�c �omot w�asnego serca. Ze zdziwieniem zobaczy�, �e w �rodku siedzi jego matka. I co gorsza, p�acze. - Poszed�em tylko pop�ywa�! - wykrztusi�. Drzwi zamkn�y si� za nim i Hugh zorientowa� si�, �e prze�o�ony nie wszed� do gabinetu. W tej samej chwili zacz�� zdawa� sobie spraw�, �e ta sytuacja nie ma nic wsp�lnego ze z�amaniem zakazu i p�ywaniem, utrat� ubrania i przy�apaniem go, gdy by� na wp� nagi. Ogarnia�o go straszliwe przeczucie, �e chodzi o co� znacznie gorszego. - Mamo, co si� sta�o? - zapyta�. - Dlaczego przyjecha�a�? - Och, Hugh - za�ka�a. - Tw�j ojciec nie �yje. Dla Maisie Robinson sobota by�a najlepszym dniem tygodnia. W soboty tata dostawa� wyp�at�. Dzi� wieczorem b�dzie wi�c mi�so na kolacj� i �wie�y chleb. Razem z bratem Dannym siedzia�a na stopniach przed wej�ciem do domu, czekaj�c na powr�t ojca z pracy. Danny mia� czterna�cie lat, by� od niej dwa lata starszy, i uwa�a�a, �e jest wspania�y, chocia� nie zawsze bywa� mi�y. Dom by� jednym z szeregu wilgotnych, dusznych budynk�w w portowej dzielnicy ma�ego miasteczka na p�nocno-wschodnim wybrze�u Anglii. Nale�a� do pani MacNeil, wdowy, kt�ra zajmowa�a frontowe pokoje na parterze. Robinsonowie mieszkali z ty�u, a pi�tro wynajmowa�a jeszcze jedna rodzina. Kiedy pojawi si� tata, pani MacNeil znajdzie si� na schodach, czekaj�c na komorne. Maisie by�a g�odna. Wczoraj uda�o si� jej wyprosi� u rze�nika kilka po�amanych ko�ci, tatu� za� kupi� rzep� i zrobi� gulasz. By� to ostatni jej posi�ek. Ale dzisiaj jest sobota! Stara�a si� nie my�le� o kolacji, bo od tego brzuch bola� j� jeszcze bardziej, odezwa�a si� wi�c do Danny'ego: - Tata zakl�� dzisiaj rano. - Co takiego powiedzia�? - �e pani MacNeil jest paskudniak. Ch�opiec zachichota�. S�owo oznacza�o kogo� wstr�tnego. Dzieci po rocznym pobycie w nowym kraju p�ynnie m�wi�y po angielsku, ale pami�ta�y jidysz. Ich prawdziwe nazwisko nie brzmia�o Robinson, lecz Rabinowicz. Pani MacNeil nienawidzi�a ich od chwili, gdy zorientowa�a si�, �e s� �ydami. Nigdy przedtem nie zetkn�a si� z �adnym �ydem i kiedy wynajmowa�a im pok�j, my�la�a, �e s� Francuzami. W ca�ym mie�cie nie by�o �adnego innego �yda. Robinsonowie wcale nie zamierzali tutaj przyje�d�a�. Zap�acili za przejazd do miasta, kt�re nazywa�o si� Manchester i gdzie �y�o wielu �yd�w. Kapitan statku powiedzia�, �e to w�a�nie jest Manchester, ale ich oszuka�. Kiedy zorientowali si�, �e trafili nie tam, gdzie chcieli, tata postanowi� zaoszcz�dzi� pieni�dze na przeprowadzk� do Manchesteru, ale wtedy w�a�nie rozchorowa�a si� mama. Chorowa�a w dalszym ci�gu i dlatego wci�� znajdowali si� tutaj. Tata pracowa� w porcie, w wielkim sk�adzie, nad kt�rego bram� widnia�y wypisane du�ymi literami s�owa: TOBIAS PILASTER & CO. Maisie cz�sto zastanawia�a si�, co znaczy owo �Co". Tata by� urz�dnikiem, kt�ry prowadzi� spisy bary�ek z barwnikami, przywo�onych i wywo�onych z budynku. By� bardzo uwa�nym cz�owiekiem, takim, kt�ry zawsze sporz�dza notatki i spisy. Mama natomiast stanowi�a jego przeciwie�stwo i to w�a�nie ona chcia�a, aby pojechali do Anglii. Uwielbia�a urz�dza� przyj�cia, wycieczki, poznawa� nowych ludzi, �adnie si� ubiera� i gra� w r�ne gry. I dlatego tata tak bardzo j�j kocha, pomy�la�a Maisie - poniewa� by�a kim�, kim on nigdy si� nie stanie. Ale po o�ywieniu mamy nie pozosta�o nawet �ladu. Le�a�a ca�ymi dniami na starych materacach, budz�c si� na chwil� i znowu zasypiaj�c. Jej spocona twarz l�ni�a, oddech mia�a gor�cy i cuchn�cy. Lekarz powiedzia�, �e musi si� wzmocni�, je�� du�o �wie�ych jajek, �mietany i codziennie wo�owin�, Tata zap�aci� mu pieni�dzmi przeznaczonymi na kolacj�. Teraz Maisie, jedz�c, za ka�dym razem czu�a si� winna, bo wydawa�o jej si�, �e zjada co�, co mo�e ocali� �ycie mamy. Maisie i Danny nauczyli si� kra��. W dzie� targowy szli do centrum miasta i �ci�gali kartofle oraz jab�ka ze stragan�w na placu. Handlarze mieli si� na baczno�ci, ale od czasu do czasu co� odwraca�o ich uwag� -jaka� k��tnia o reszt�, gryz�ce si� psy albo pijak - i wtedy dzieciaki chwyta�y, co wpad�o im pod r�k�. Kiedy sprzyja�o im szcz�cie, spotyka�y bogate dziecko w ich wieku. Wtedy czeka�y na odpowiedni moment i je napada�y. Takie dzieci cz�sto nosi�y w kieszeni pomara�cz� albo torebk� cukierk�w, a tak�e kilka pens�w. Maisie ba�a si�, �e ich z�api�. Wiedzia�a, �e mama bardzo by si� za nich wstydzi�a, ale byli przecie� g�odni. Podnios�a g�ow� i zobaczy�a zbli�aj�c� si� ulic� grupk� m�czyzn. Co to znaczy? By�o zbyt wcze�nie na powr�t pracownik�w z portu. Rozmawiali ze z�o�ci�, wymachuj�c r�kami i potrz�saj�c pi�ciami. Gdy si� zbli�yli, pozna�a pana Rossa, kt�ry mieszka� na pi�trze i razem z tat� pracowa� u Pilaster�w. Dlaczego nie jest w pracy? Czy ich wyrzucono? Wygl�da� na bardzo zagniewanego, czy�by wi�c jej przypuszczenia by�y s�uszne? Twarz mia� zaczerwienion� i kl�� g�o�no, m�wi�c co� o g�upich baranach, paskudnych pijawkach i k�amliwych sukinsynach. Kiedy ca�a grupa znalaz�a si� przed domem, pan Ross od��czy� si� raptownie i tupi�c g�o�no, wszed� do �rodka. Maisie i Danny musieli szybko usun�� mu si� z drogi, �eby nie oberwa� podkutymi butami. Maisie ponownie podnios�a wzrok i zobaczy�a tat� - szczup�ego m�czyzn� z czarn� brod� i �agodnymi piwnymi oczyma. Z pochylon� g�ow� szed� w pewnej od innych odleg�o�ci i wygl�da� na tak zatroskanego i smutnego, �e zachcia�o jej si� p�aka�. - Tato, co si� sta�o?! - zawo�a�a. - Dlaczego jeste� wcze�niej w domu? - Wejd�my do �rodka - odpar� tak cicho, �e ledwo go us�ysza�a. Dzieci ruszy�y za nim, kieruj�c si� na ty� domu. Ukl�k� przy materacu i poca�owa� mam� w usta. Obudzi�a si� i u�miechn�a do niego. Nie odpowiedzia� jej tym samym. - Firma upad�a - oznajmi� w jidysz. - Toby Pilaster zbankrutowa�. Maisie nie by�a pewna, co to znaczy, ale z tonu g�osu ojca domy�la�a si�, �e spotka�o ich jakie� nieszcz�cie. Zerkn�a na Danny'ego, kt�ry wzruszy� ramionami. R�wnie� nie zrozumia�. - Ale dlaczego? - zapyta�a mama. - Nast�pi� krach finansowy - wyja�ni� tata. - Wczoraj w Londynie upad� wielki bank. Mama zmarszczy�a czo�o, usi�uj�c si� skupi�. - Ale nie jeste�my w Londynie, c� nas to obchodzi? - Nie znam szczeg��w. - A wi�c nie masz pracy? - Ani pracy, ani pieni�dzy. - Dzisiaj mieli�cie otrzyma� wyp�at�. Tata schyli� g�ow�. - Nie zap�acili nam. Maisie ponownie spojrza�a na Danny'ego. To potrafi�a zrozumie�. Brak pieni�dzy oznacza�, �e nie b�dzie jedzenia dla nikogo z nich. Brat sprawia� wra�enie przera�onego, jej chcia�o si� p�aka�. - Musz� ci zap�aci� - szepn�a mama. - Przecie� pracowa�e� ca�y tydzie� i powinni da� ci pensj�! - Nie maj� pieni�dzy - odpar� ojciec. - Przecie� na tym w�a�nie polega bankructwo, �e jeste� winien ludziom pieni�dze, lecz nie mo�esz im zap�aci�. - Zawsze m�wi�e�, �e pan Pilaster jest dobrym cz�owiekiem. - Toby Pilaster nie �yje. Powiesi� si� ubieg�ej nocy w swoim biurze w Londynie. Mia� syna w wieku Danny'ego. - Ale jak nakarmimy nasze dzieci? - Nie wiem - rzek� i Maisie z przera�eniem zobaczy�a, �e tata p�acze. - Bardzo mi przykro, Saro - wykrztusi�, a �zy sp�ywa�y mu na brod�. - Przywioz�em was do tego strasznego miejsca, w kt�rym nie ma �adnego �yda i nikt nie mo�e nam pom�c. Nie mog� zap�aci� lekarzowi, nie mog� kupi� lekarstw, nie mog� nakarmi� naszych dzieci. Zawiod�em was. Przepraszam ci�, przepraszam... - Pochyli� si� i po�o�y� g�ow� na piersiach mamy. Zacz�a go g�aska� po w�osach dr��c� r�k� Maisie by�a wstrz��ni�ta. Tata nigdy nie p�aka�. Wygl�da�o na to, �e sytuacja jest beznadziejna. By� mo�e teraz wszyscy umr�. Danny wsta�, popatrzy� na ni� i gestem g�owy wskaza� jej drzwi. Na palcach wyszli z pokoju. Maisie usiad�a na stopniach przed wej�ciem i rozszlocha�a si� g�o�no. - Co teraz zrobimy? - zapyta�a. - Musimy uciec - odpar� Danny. Jego s�owa sprawi�y, �e poczu�a ch��d w piersi. - Nie mo�emy - odpar�a. - Musimy. Nie ma jedzenia. Je�eli zostaniemy, zginiemy. Maisie nie przejmowa�a si� tym, �e mo�e umrze�, ale przysz�o jej do g�owy co� innego. Mama z ca�� pewno�ci� zag�odzi si� na �mier�, byle tylko ich nakarmi�. �eby j� ocali�, musz� odej��. - Masz racj� - powiedzia�a do brata. - Je�li sobie p�jdziemy, mo�e tacie uda si� znale�� dla mamy dosy� jedzenia. Musimy uciec dla jej dobra. Kiedy us�ysza�a w�asne s�owa, ze zdziwieniem zacz�a zastanawia� si� nad losem swojej rodziny. Ich obecna sytuacja by�a nawet gorsza ni� w dniu, w kt�rym opu�cili Wiski, a domy wioski wci�� jeszcze p�on�y za ich plecami. Wsiedli p�niej do zimnego poci�gu, ze wszystkimi swoimi rzeczami, kt�re zmie�ci�y si� w p��ciennych workach. Wtedy by�a przekonana, �e bez wzgl�du na to, co si� zdarzy, tata si� o nich zatroszczy. Teraz musia�a sama o siebie zadba�. - Dok�d p�jdziemy? - zapyta�a po chwili szeptem. - Ja p�yn� do Ameryki. - Do Ameryki? Jak? - W porcie stoi statek, kt�ry z porannym odp�ywem wyrusza do Bostonu. Dzi� w nocy wejd� po linie i ukryj� si� w �odzi na pok�adzie. - B�dziesz pasa�erem na gap�! - stwierdzi�a z l�kiem i podziwem w g�osie. - Tak jest. Popatrzy�a na brata i po raz pierwszy zobaczy�a cie� w�sik�w rysuj�cy si� nad jego g�rn� warg�. Stawa� si� m�czyzn� i pewnego dnia b�dzie mia� g�st� czarn� brod� jak tata. - Ile czasu b�dziesz p�yn�� do Ameryki? Zawaha� si� z g�upi� min� i odpar�: - Nie wiem. Zrozumia�a, �e nie jest przewidziana w jego planach, i poczu�a si� przera�ona i nieszcz�liwa. - A wi�c nie jedziemy razem - rzek�a ze smutkiem. Spojrza� na ni� wzrokiem winowajcy, ale nie zaprzeczy�. - Powiem ci, co powinna� zrobi� - oznajmi�. - Id� do Newcastle. Dojdziesz tam w ci�gu jakich� czterech dni. To wielkie miasto, wi�ksze ni� Gda�sk, nikt tam nie zwr�ci na ciebie uwagi. Obetnij w�osy, ukradnij spodnie i udawaj ch�opaka. A potem znajd� jakie� du�e stajnie i zacznij pomaga� przy koniach - zawsze dobrze sobie z nimi radzi�a�. Je�eli im si� spodobasz, b�dziesz dostawa�a napiwki i po jakim� czasie mo�e ci dadz� jak�� prac�. Maisie nie mog�a sobie wyobrazi�, �e znajdzie si� ca�kowicie sama. - Wola�abym pojecha� z tob� - szepn�a. - Nie mo�esz. B�d� mia� wystarczaj�co du�o k�opot�w, �eby si� schowa� na statku, kra�� jedzenie i tak dalej. Nie m�g�bym si� tob� zaopiekowa�. - Nie musia�by�. B�d� cicho jak myszka. - Niepokoi�bym si� o ciebie. - A nie b�dziesz si� niepokoi�, zostawiaj�c mnie zupe�nie sam�? - Musimy teraz sami zatroszczy� si� o siebie! - oznajmi� ze z�o�ci�. Znaczy�o to, �e Danny podj�� ju� decyzj�. Nigdy nie potrafi�a go przekona�, kiedy ju� raz co� postanowi�. Z obaw� w sercu spyta�a: - Kiedy wyruszamy? Rano? Pokr�ci� g�ow�. - Natychmiast. Musz� wej�� na statek, jak tylko si� �ciemni. - Naprawd� tak uwa�asz? - Tak. - I jakby chc�c to udowodni�, wsta�. R�wnie� podnios�a si� ze schod�w. - Czy powinni�my co� wzi�� ze sob�? - Co? Wzruszy�a ramionami. Nie mia�a ubrania na zmian�, �adnych pami�tek, niczego w�asnego. Nie by�o te� jedzenia ani pieni�dzy, kt�re mogliby zabra� ze sob�. - Chcia�abym poca�owa� mam� na po�egnanie - powiedzia�a. - Nie! - rzuci� ostro Danny. - Je�eli to zrobisz, zostaniesz. Mia� racj�. Gdyby zobaczy�a teraz mam�, za�ama�aby si� i wszystko wyzna�a. Prze�kn�a �lin�. - Dobrze - odpar�a, powstrzymuj�c �zy. - Jestem gotowa. Odeszli razem. Kiedy dotarli do ko�ca ulicy, zapragn�a odwr�ci� si� i po raz ostatni spojrze� na dom, ale obawia�a si�, �e mo�e zmieni� decyzj�, �e to os�abi jej postanowienie. Sz�a wi�c dalej, ani razu nie spojrzawszy za siebie. Wycinek z �Timesa": CHARAKTER ANGIELSKIEGO UCZNIA. - Zast�pca koronera w Ashton, pan H.S. Wasbrough przeprowadzi� dzi� w hotelu �Station" w Windfield ogl�dziny cia�a trzynastoletniego ucznia, Petera Jamesa St. John Middletona. W trakcie rozprawy poinformowano, �e ch�opiec p�ywa� w stawie w opuszczonych kamienio�omach znajduj�cych si� w pobli�u szko�y Windfield. Nagle dwaj jego starsi koledzy spostrzegli, �e znalaz� si� w k�opotach. Jeden z nich, Miguel Miranda, obywatel Cordovy, zezna�, �e jego towarzysz, szesnastoletni Edward Pilaster, zdj�� ubranie i skoczy� do wody, pr�buj�c uratowa� m�odszego koleg�, jednak�e bez powodzenia. Prze�o�ony szko�y w Windfield, doktor Herbert Poleson, o�wiadczy�, �e uczniom zakazano zbli�a� si� do kamienio�om�w, ale zdawa� sobie spraw�, i� polecenia tego nie zawsze przestrzegano. S�d orzek� przypadkow� �mier� przez utoni�cie. Zast�pca koronera zwr�ci� uwag� na osobist� odwag� Edwarda Pilastera, kt�ry podj�� pr�b� uratowania �ycia przyjaciela. Wyrazi� te� pogl�d, �e charakter angielskiego ucznia, kszta�towany przez takie instytucje jak szko�a w Windfield, jest czym�, z czego s�usznie mo�emy by� dumni. Micky Miranda by� zafascynowany matk� Edwarda. Augusta Pilaster by�a wysok�, postawn� kobiet� po trzydziestce. Mia�a czarne w�osy i brwi, dumn� twarz z wysokimi ko��mi policzkowymi, prostym, ostrym nosem i silnie zarysowanym podbr�dkiem. W�a�ciwie nie by�a �adna i z ca�� pewno�ci� nie mo�na j� by�o okre�li� jako pi�kn�, ale ta wynios�a kobieta w jaki� spos�b wydawa�a si� ogromnie fascynuj�ca. Na rozpraw� w�o�y�a czarn� sukni� i czarny kapelusz, co przydawa�o jej wygl�dowi dramatyzmu. Jednocze�nie Micky by� g��boko przekonany, �e oficjalny str�j kry� pod sob� zmys�owe cia�o, a jej arogancki, w�adczy spos�b bycia maskowa� niezwykle nami�tn� natur�. Nie m�g� oderwa� od niej oczu. Obok Augusty siedzia� jej m�� loseph, ojciec Edwarda, brzydki czterdziestoletni m�czyzna o wiecznie skwaszonej minie, z takim samym du�ym, szerokim i stercz�cym nosem jak u syna, takimi samymi jasnymi, rzedn�cymi w�osami i porastaj�cymi policzki krzaczastymi bokobrodami, kt�re mia�y zapewne rekompensowa� �ysin�. Micky zastanawia� si�, dlaczego tak wspania�a kobieta wysz�a za takiego cz�owieka. By� bardzo bogaty i pewnie o to chodzi�o. Wracali do szko�y powozem wynaj�tym w hotelu �Station"': pa�stwo Pilasterowie, Edward i Micky oraz prze�o�ony szko�y, doktor Poleson. Micky'ego bawi�o obserwowanie, jak prze�o�ony niemal �ciele si� u n�g Augusty Pilaster. Stary Pole pyta�, czy rozprawa j� zm�czy�a, czy pow�z jest dla niej wystarczaj�co wygodny, nakazywa� wo�nicy, aby jecha� wolniej, i pod koniec podr�y wyskoczy� po to tylko, aby prze�y� dreszcz przytrzymania jej r�ki, gdy wysiada�a. Jego buldogowate oblicze nigdy nie by�o a� tak o�ywione. Rozprawa przebieg�a dobrze. Micky, opowiadaj�c uzgodnion� z Edwardem histori�, zrobi� najbardziej szczer� i wzbudzaj�c� zaufanie min�, ale w g��bi duszy by� przera�ony. Ci �wi�toszkowaci Brytyjczycy s� bardzo bezwzgl�dni, je�li chodzi o m�wienie prawdy, gdyby wi�c przy�apano go na k�amstwie, mia�by powa�ne k�opoty. Ale s�d by� tak oczarowany bohatersk� postaw� uczni�w, �e nikt nie stara� si� podwa�a� jego zezna�. Zdenerwowany Edward ledwo wyj�ka� swoje o�wiadczenie, koroner uzna�, �e ch�opak jest ogromnie rozstrojony faktem, i� nie zdo�a� ocali� Peterowi �ycia. Stwierdzi� stanowczo, �e nie powinien z tego powodu czu� si� winny. �adnego innego ch�opca nie wezwano na rozpraw�. Hugh wyjecha� ze szko�y w dniu wypadku z powodu �mierci ojca. Tonia nie poproszono o zeznania, gdy� nikt nie wiedzia�, �e by� �wiadkiem utoni�cia - Micky strachem zmusi� go do milczenia. Inny �wiadek, nieznany ch�opak, kt�ry p�ywa� w dalszej cz�ci stawu, nie ujawni� si�. Rodzice Petera Middletona byli pogr��eni w zbyt wielkim smutku, aby przyby� na rozpraw�. Przys�ali swojego adwokata, starego cz�owieka o sennych oczach, kt�rego jedynym pragnieniem by�o za�atwi� ca�� spraw� jak najszybciej. Starszy brat Petera, David, by� jednak obecny i bardzo �ywo zareagowa�, gdy adwokat nie raczy� zada� pyta� Micky'emu i Edwardowi, ale Miranda z ulg� zauwa�y�, �e staruszek zlekcewa�y� przekazywane szeptem protesty. Micky by� mu wdzi�czny za to lenistwo. Sam przygotowa� si� na krzy�owy ogie� pyta�, ale Edward m�g� si� za�ama�, gdyby zacz�to podawa� w w�tpliwo�� jego zeznania. W zakurzonym saloniku prze�o�onego pani Pilaster obj�a syna i poca�owa�a ran� na jego czole. - Moje biedne dziecko - westchn�a. Micky i Edward nie powiedzieli nikomu o Toniu i kamieniu, poniewa� musieliby wyja�ni�, jak to si� sta�o. Wyt�umaczyli, �e Edward uderzy� si� w g�ow�, nurkuj�c w poszukiwaniu Petera. Gdy pito herbat�, Micky ujrza� zupe�nie nowe oblicze kolegi. Jego matka, siedz�c przy nim na sofie, bez przerwy go g�aska�a i nazywa�a Teddym. Edward jednak nie by� tym zak�opotany, jak wi�kszo�� ch�opc�w w podobnej sytuacji. Raczej odwrotnie - nie ukrywa�, �e pieszczoty sprawiaj� mu przyjemno��, i przez ca�y czas na jego ustach b��ka� si� triumfuj�cy u�mieszek, kt�rego Miranda nigdy dot�d u niego nie widzia�. Ma bzika na jego punkcie, pomy�la� Micky, a jemu najwyra�niej si� to podoba. Po kilkuminutowej pogaw�dce pani Pilaster wsta�a nagle, zaskakuj�c tym m�czyzn, kt�rzy r�wnie� poderwali si� b�yskawicznie. - Jestem pewna, �e ma pan ochot� zapali�, doktorze Poleson - powiedzia�a i nie czekaj�c na odpowied�, stwierdzi�a: - Pan Pilaster przespaceruje si� z panem po ogrodzie i wypali cygaro. Teddy, kochanie, id� razem z ojcem. Chcia�abym sp�dzi� kilka minut w ciszy kaplicy. By� mo�e Micky zechce mnie tam zaprowadzi�? - Ale� oczywi�cie, z ca�� pewno�ci�, oczywi�cie - wyj�ka� prze�o�ony, niezgrabnie pragn�c spe�ni� t� seri� polece�. - Ruszaj, Miranda. Micky by� oszo�omiony. Bez najmniejszego wysi�ku zmusi�a wszystkich do spe�nienia jej �ycze�! Przytrzyma� przed pani� Pilaster drzwi i poszed� za ni�. W holu zapyta� uprzejmie: - Czy �yczy pani sobie parasol, pani Pilaster? S�o�ce jest dosy� ostre. - Nie, dzi�kuj� ci. Wyszli na zewn�trz. Wok� domu prze�o�onego kr�ci�o si� wielu ch�opc�w. Micky domy�la� si�, �e rozesz�a si� ju� wie�� o osza�amiaj�cej matce Pilastera i wszyscy przyszli tu, aby chocia� zerkn�� na ni�. Ucieszony, �e mo�e jej towarzyszy�, przeprowadzi� j� przez podw�rza i dziedzi�ce do kaplicy szkolnej. - Czy zaczeka� na pani� przed wej�ciem? - zapyta�. - Wejd� do �rodka. Chc� z tob� porozmawia�. Poczu� zdenerwowanie. Przyjemno�� towarzyszenia wspania�ej, dojrza�ej kobiecie w czasie spaceru po terenie szko�y znika�a powoli. Zacz�� si� zastanawia�, dlaczego �yczy sobie rozmawia� z nim na osobno�ci. Kaplica by�a pusta. Usiad�a w tylnej �awce i poprosi�a, aby usiad� obok niej. Spojrza�a mu prosto w oczy i rozkaza�a: - A teraz powiedz mi prawd�! Zauwa�y�a, �e na twarzy ch�opca przez u�amek sekundy odmalowa�y si� l�k i zdziwienie. Nie myli�a si� zatem. Szybko si� jednak opanowa�. - Przecie� ju� j� powiedzia�em. Pokr�ci�a g�ow�. - Nie. U�miechn�� si�. Jego u�miech zaskoczy� j�. Przy�apa�a go na k�amstwie, wiedzia�a, �e ch�opak musi si� broni�, a jednak zdo�a� si� do niej u�miechn��. Niewielu ludzi potrafi�o oprze� si� sile jej woli. Ten ch�opiec, mimo m�odego wieku, zdaje si� wyj�tkiem. - Ile masz lat? - zapyta�a. - Szesna�cie. Przygl�da�a mu si� uwa�nie. By� wr�cz nieprzyzwoicie przystojny, co szczeg�lnie podkre�la�y jego k�dzierzawe ciemnokasztanowe w�osy i g�adka sk�ra, chocia� w wygl�dzie ci�kich powiek i pe�nych warg mo�na by�o dostrzec jaki� cie� dekadencji. Sposobem trzymania g�owy i urod� przypomina� jej nieco hrabiego Stranga... Z lekkim poczuciem winy odsun�a od siebie t� my�l. - Peter Middleton nie by� w niebezpiecze�stwie, kiedy przyszli�cie nad staw - oznajmi�a. - P�ywa� sobie bez �adnych k�opot�w. - Na jakiej podstawie tak pani twierdzi? - zapyta� spokojnie. Czu�a, �e jest przestraszony, ale zachowywa� zimn� krew. Rzeczywi�cie, sprawia� wra�enie niezwykle dojrza�ego m�odzie�ca. Przekona�a si�, �e musi w wi�kszym stopniu, ni� zamierza�a, odkry� swoje karty. - Zapominasz, �e by� tam Hugh Pilaster - wyja�ni�a. - Jest moim kuzynem. Zapewne s�ysza�e�, �e jego ojciec odebra� sobie �ycie w ubieg�ym tygodniu i dlatego Hugh by� dzi� nieobecny. Ale rozmawia� z matk�, kt�ra jest moj� szwagierk�. - I co powiedzia�? Augusta zmarszczy�a brwi. - �e Edward wrzuci� ubranie Petera do wody - wyzna�a niech�tnie. Na dobr� spraw� nie mog�a zrozumie�, dlaczego Teddy zrobi� co� takiego. - A potem? U�miechn�a si�. Ten ch�opak zacz�� przejmowa� inicjatyw� w rozmowie. Zadawa� jej pytania, chocia� to ona zamierza�a go wypytywa�. - Po prostu powiedz mi, co si� naprawd� wydarzy�o. Skin�� g�ow�. - Bardzo prosz�. Augusta poczu�a ulg�, ale zarazem niepok�j. Chcia�a zna� prawd�, lecz obawia�a si� tego, co mo�e us�ysze�. Biedny Teddy, niewiele brakowa�o, a umar�by w niemowl�ctwie, poniewa� z jej mlekiem by�o co� nie w porz�dku. O ma�o nie zszed� z tego �wiata, zanim lekarze zorientowali si�, na czym polega problem, i zaproponowali przyj�cie mamki. Od tej pory wci�� by� taki wra�liwy, wci�� potrzebowa� jej szczeg�lnej opieki. Gdyby to od niej zale�a�o, wcale nie poszed�by do szko�y z internatem, lecz jego ojciec by� pod tym wzgl�dem nieust�pliwy... Znowu zwr�ci�a uwag� na Micky'ego. - Edward nie chcia� zrobi� nic z�ego - zacz�� ch�opak. - Po prostu si� wyg�upia�. Dla �miechu wrzuci� do wody r�wnie� ubrania innych ch�opc�w. Augusta skin�a g�ow�. To, �e ch�opcy dokuczaj� sobie nawzajem, jest przecie� ca�kowicie zrozumia�e. Biedny Teddy sam na pewno musia� znosi� podobne �arty. - I wtedy Hugh wepchn�� Edwarda do wody. - Ten ma�y Hugh zawsze sprawia� k�opoty - stwierdzi�a. - Jest dok�adnie taki sam jak jego nieszcz�sny ojciec. - I pewnie r�wnie �le sko�czy, pomy�la�a. - Inni ch�opcy zacz�li si� �mia� i wtedy Edward zanurzy� g�ow� Petera pod wod�, �eby da� mu nauczk�. Hugh uciek�, a Tonio rzuci� kamieniem. Augusta by�a wstrz��ni�ta. - Ale� Edward m�g� zosta� og�uszony i uton��! - Nic mu si� jednak nie sta�o i zacz�� goni� Tonia. Przygl�da�em im si� i nikt nie zwraca� uwagi na Petera Middletona. W ko�cu Tonio zdo�a� uciec Edwardowi. I dopiero wtedy zauwa�yli�my, �e Peter si� nie odzywa. Naprawd� nie wiemy, co mu si� sta�o. Mo�e si� zm�czy�, kiedy Edward go przytapia�, i by� za bardzo wyczerpany, �eby wyj�� ze stawu. W ka�dym razie p�ywa� twarz� w d�. Wyci�gn�li�my go natychmiast, ale by�o ju� za p�no. Trudno dopatrzy� si� w tym winy Edwarda, uzna�a Augusta. Ch�opcy zawsze s� wobec siebie okrutni. Z drugiej jednak strony by�a szcz�liwa, �e ca�a ta historia nie wysz�a na jaw w czasie rozprawy. Dzi�ki Bogu, Micky ochroni� Edwarda. - A co z innymi ch�opcami? - spyta�a. - Musieli wiedzie�, co si� sta�o. - Na szcz�cie Hugh tego samego dnia opu�ci� szko��. - A ten drugi, chyba nazywa�e� go Tonio? - Antonio Silva. W skr�cie Tonio. Prosz� si� nim nie przejmowa�. Pochodzi z mojego kraju. Zrobi tak, jak mu ka��. - Sk�d mo�esz by� tego pewien? - Wie, �e je�eli sprawi mi k�opoty, jego rodzina ucierpi z tego powodu. W g�osie ch�opca zabrzmia�o co� niepokoj�cego i Augusta zadr�a�a. - Mo�e przynios� pani szal? - zapyta� z trosk�. Pokr�ci�a przecz�co g�ow�. - Inni ch�opcy nie widzieli, co si� sta�o? Micky zmarszczy� czo�o. - Gdy przyszli�my, w stawie p�ywa� jeszcze jeden ch�opak. - Kto taki? Wzruszy� ramionami. - Nie mog�em dostrzec jego twarzy. Nie przypuszcza�em, �e mo�e to mie� jakie� znaczenie. - Czy zorientowa� si�, co zasz�o? - Nie wiem. Nie mam poj�cia, kiedy odszed�. - Ale kiedy wyci�gn�li�cie cia�o z wody, jego ju� nie by�o? - Tak. - Bardzo chcia�abym wiedzie�, kto to taki - oznajmi�a z niepokojem Augusta. - Mo�e nawet nie by� ze szko�y - zasugerowa� Micky. - M�g� tam przyj�� z miasta. W ka�dym razie nie zg�osi� si� na �wiadka i s�dz�, �e nie jest dla nas gro�ny. �Nie jest dla nas gro�ny". Augu�cie za�wita�a my�l, �e ten ch�opak wci�gn�� j� w co� nieuczciwego, mo�e nawet przest�pczego. Taka sytuacja zupe�nie jej si� nie podoba�a. Wpl�ta�a si� w ni� nie�wiadomie i teraz znalaz�a si� w potrzasku. Spojrza�a na niego ostro i powiedzia�a: - Czego chcesz? Po raz pierwszy uda�o jej si� zaskoczy� Micky'ego. Z oszo�omion� min� zapyta�: - O co pani chodzi? - Ochroni�e� dzi� mojego syna. Pope�ni�e� krzywoprzysi�stwo. - Spostrzeg�a, �e jej bezpo�rednio�� wytr�ci�a go z r�wnowagi, i sprawi�o jej to przyjemno��. Znowu panowa�a nad sytuacj�. - Nie wierz�, �e podj��e� takie ryzyko z dobrego serca. Mam wra�enie, �e oczekujesz czego� w zamian. Mo�e wi�c po prostu powiedzia�by�, o co ci chodzi? - Zauwa�y�a, �e jego spojrzenie na moment zatrzyma�o si� na jej piersiach, i przez jedn� szalon� chwil� wydawa�o jej si�, �e ch�opak zamierza zrobi� nieprzyzwoit� propozycj�. On jednak oznajmi�: - Chcia�bym sp�dzi� z pa�stwem lato. Nie spodziewa�a si� tego. - Dlaczego? - M�j dom jest oddalony o sze�� tygodni drogi. Musia�bym zosta� na wakacje w szkole. Nie cierpi� tego - jestem tu samotny i si� nudz�. Pragn��bym na pani zaproszenie sp�dzi� wakacje z Edwardem. Nagle znowu by� uczniem. My�la�a, �e poprosi o pieni�dze albo o prac� w Banku Pilaster�w. A to �yczenie sprawia�o wra�enie drobnej dzieci�cej zachcianki. Ale, jak wida�, dla niego nie takiej znowu drobnej. W ko�cu, pomy�la�a, przecie� ten ch�opak ma zaledwie szesna�cie lat. - Bardzo prosz�, mo�esz sp�dzi� z nami lato - odpar�a. My�l o tym nie sprawi�a jej przykro�ci. Na sw�j spos�b by� niezwyk�ym m�odzie�cem, w dodatku przystojnym i z doskona�ymi manierami - na pewno swoim zac