14065
Szczegóły |
Tytuł |
14065 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14065 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14065 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14065 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Magdalena Kozak
Nuda
Ksi�niczka siedzia�a na parapecie w�skiego okna wie�y. Znudzonym wzrokiem
wodzi�a po
doskonale znanym krajobrazie. Wci�� te same pola, lasy i sm�tne bajora
topniej�cego �niegu.
Dzisiaj s�oneczko przygrzewa�o ju� nieco mocniej, jakby w�a�nie si� dowiedzia�o,
�e najwy�szy
czas na przedwio�nie, i postanowi�o nadrobi� wszystkie poprzednie zaniedbania.
Ksi�niczka ziewn�a. Poprawi�a tradycyjny hennin w kszta�cie wysokiego sto�ka,
z ci�gn�cym si� niemi�osiernie, mu�linowym welonem, kt�ry zawsze o wszystko
zawadza� i dar�
si� przy byle okazji.
� Pomocy, pomocy � obwie�ci�a beznami�tnym tonem, bardziej z poczucia obowi�zku
ni�
rzeczywistej nadziei na wsparcie. � Ratunku.
� Cicho tam � powiedzia� stra�nik, r�wnie� trzymaj�c si� obowi�zuj�cej
konwencji.
Siedzia� po turecku na wylenia�ej trawie pod wie��, wystawiaj�c twarz na o�ywcze
promienie s�o�ca. Po�o�y� w��czni� na skrzy�owanych kolanach, opar� si� r�kami o
rozmi�k��
ziemi�. W z�bach zgryza� jakie� �d�b�o niewiadomego pochodzenia.
Ksi�niczka wychyli�a si� z okna i z bezb��dnym wyczuciem naplu�a mu na sam
�rodek
he�mu.
� A masz � stwierdzi�a. � Kacie, oprawco.
Stra�nik si� nie przej��.
� Eee tam. Wielkie mi co. Jak mi he�m zardzewieje, ksi��� pan kupi mi nowy. Nie
masz co
si� wysila�.
Westchn�li oboje. Rzeczywi�cie, w og�le nie by�o si� po co wysila�.
Powia�o tradycyjnym wczesnowiosennym ch�odem. Stra�nik wsta�, przeci�gn�� si�.
Podszed�
do wie�y, otworzy� ma�e, kamienne drzwiczki i znikn�� we wn�trzu ciemnej
izdebki.
Ksi�niczka westchn�a raz jeszcze, zrezygnowana. Rozejrza�a si� po ospa�ej,
zastyg�ej
w bezruchu okolicy. Nic si� nie dzia�o, absolutnie nic.
Po chwili stra�nik wyszed�, opatulony grubym kocem. Popatrzy�a na niego z
zazdro�ci�.
Takiemu to dobrze, koc fajna rzecz... Te� by si� tak zawin�a, ale jej nie
wypada�o. Wia�o w tej
wie�y jak cholera, a ona nic, tylko te mu�liny i batysty, musi by� przecie�
zwiewna i powiewna.
Poci�gn�a nosem. No tak, kolejny katar.
Stra�nik zapatrzy� si� gdzie� w pole.
� Oo... � powiedzia� sennie. � Znowu jedzie. Jakie� co�.
Ksi�niczka wbi�a wzrok w dal. Dostrzeg�a mikroskopijn� kropk� na horyzoncie.
� Aha � potwierdzi�a. � Ale mo�e to nie do mnie... � pocieszy�a si� z�udnie.
� Daj spok�j � zruga� j� stra�nik. � Ile chcesz tu siedzie�, co? Lata lec�, a ty
ci�gle w tej
wie�y. Inne w twoim wieku to ju� maj� m��w i dzieci, i w og�le... Stroj� si�,
na bale chodz�... �
podpuszcza� j� sprytnie.
Ziewn�a.
� I dzie� w dzie� musz� u�miecha� si� do jakiego� palanta, k�ania� mu si� w pas
i m�wi�:
o tak, panie m�u � rzuci�a z pogard�. � Brrrr... Nie dla mnie.
� Jasne � powiedzia� zgry�liwie stra�nik. � Sied� tu sobie, sied�. Pewnie ci si�
wydaje, �e ta
plac�wka jest szczytem r�wnie� moich marze�.
� Obchodz� mnie twoje marzenia... � zadrwi�a ostentacyjnie.
Nie odpowiedzia�.
Kropka ros�a, zbli�aj�c si�, ujawnia�a szczeg�y swojej to�samo�ci. Bez
w�tpienia, rycerz na
koniu. Ksi�niczka popatrzy�a z dezaprobat�. Przesz�a na drug� stron� wie�y, t�
od jeziora.
� Te, Paskuda � zawo�a�a g�o�no, wychyliwszy si� przez okno. � Rycerz jedzie.
Nic si� nie sta�o.
� Paskuda! � powt�rzy�a ksi�niczka. � Wstawaj! Micha! Podano do sto�u!
Woda zabulgota�a. Z gwa�townym pla�ni�ciem z g��biny wynurzy�o si� olbrzymie,
zaspane
oko, na wp� przykryte zielon�, chropowat� powiek�. Za�ypa�o niepewnie, po czym
jakby
oprzytomnia�o nieco. Pod��y�o w g�r�, wy�aniaj�c si� z wody razem z drugim okiem
i reszt�
potwornego pyska.
� Mniam? � zapyta�a Paskuda nieufnie.
� Tak, mniam � westchn�a ksi�niczka. � Znowu przywlok�o jakiego� �owc�
przyg�d...
� Mniam! � zgodzi�a si� z nag�ym entuzjazmem Paskuda.
Wsta�a powoli, przeci�gaj�c si� w�r�d og�uszaj�cego szumu przelewaj�cej si�
wody.
Ogromne, zielone, kostropate cielsko zachrz�ci�o, zazgrzyta�o. Paskuda z
wyra�n�
przyjemno�ci� roz�o�y�a b�oniaste, podobne do nietoperzych skrzyd�a i spojrza�a
prosto
w przedwiosenne s�o�ce.
� Schowaj si�, g�upia! � ofukn�a j� ksi�niczka. � Jak ci� teraz zobaczy,
spierniczy, zanim
zd��y zrozumie�, co widzia�. I na tym b�dzie koniec, po obiedzie, keine mniam,
kapujesz?
Paskuda obrzuci�a j� z�ym spojrzeniem, zanurzy�a si� jednak pos�usznie.
� Ale� to g�upie bydl� � skonstatowa� stra�nik, staj�c na brzegu.
Oszkalowana nikczemnie bestia wynurzy�a si� na mgnienie oka i strzeli�a w niego
precyzyjnym strumieniem lodowatej wody. Stra�nik zakl�� pod nosem, przemoczony
od st�p do
g��w.
� No, tak � powiedzia� w�ciek�y. � Wygra�a pani dzisiejszy konkurs w pluciu,
gratulujemy.
To bawcie si� tu dobrze, mi�e panie. Ja si� id� przebra�. No i ogrza�,
oczywi�cie.
� Id�, id� � rzuci�a pogardliwie ksi�niczka z wysoko�ci swojego okna. � I tak
nigdy nie
jeste� potrzebny. Paskuda wszystko za�atwia sama, nie wiem, po co ci� tu
trzymaj�...
Zignorowa� przytyk. Zdecydowanym krokiem dotar� do swojej izdebki i zamkn�� si�
w niej.
Ksi�niczka postanowi�a przyst�pi� do wype�niania obowi�zk�w. Usiad�a zn�w na
parapecie.
� Po-mo-cy � wydeklamowa�a. � Ra-tun-ku.
Rycerz cwa�owa� ku niej z zapa�em. Najwyra�niej narzuci� ostre tempo, by� ju�
bowiem
ca�kiem nie�le widoczny.
Ksi�niczka przyjrza�a mu si� wnikliwie. Sylwetka owszem, niczego sobie. W
siodle si�
trzyma prosto i pewnie. Wysportowany, znaczy si�. Co do urody, trudno
powiedzie�. Ten
cholerny he�m prawie wszystko zas�ania, niewiele wida�, niestety. Chyba blondyn,
bo to raczej
nie s�oma mu tam z ty�u wystaje... No i co poza tym: oczy ma, nos te�, r�ce ma,
nogi ma... Do
czasu, oczywi�cie. Jak to z rycerzami bywa.
� Po-mo-cy � westchn�a ksi�niczka z wysoko�ci swego okna w wie�y.
Pogrzeba�a lew� r�k� w kuferku, wyci�gn�a chusteczk�. Machn�a ni� raz i drugi,
dosy�
niemrawo.
Rycerz by� ju� ca�kiem blisko. Ods�oni� przy�bic�, ukazuj�c bardzo przyjemne
oblicze.
� Uratuj� ci�, o pani! � zakrzykn�� wznio�le.
� Czekam na to od lat! � odpar�a ksi�niczka, pilnuj�c skrupulatnie, by w jej
g�osie nie
zabrzmia�a ani jedna nuta cynizmu.
Rycerz uk�oni� si� z siod�a, zatrzymuj�c konia pod wie��.
� Oto i doczeka�a� si�, pani! � oznajmi� pompatycznie. � Jam jest ksi���
Gerneveral Trzeci,
Dawca Sprawiedliwo�ci, Wybawiciel Cierpi�cych, Opiekun Wd�w i Sierot, M�ciciel
Krzywd
Wszelakich...
Ksi�niczk� zemdli�o. Znios�a jednak dzielnie ca�� litani�, nie zmieniaj�c ani
na jot�
zachwyconego wyrazu twarzy.
Czy oni wszyscy musz� by� tak g�upi? � pomy�la�a. � Po co ci to, cz�owieku? Nie
by�o
innych ch�tnych ksi�niczek w pobli�u, czy co? A tak, to do�o�ysz sobie jeszcze
jeden tytu�,
szumny i dumny: Wyborny Obiad Niejakiej Paskudy...
Gerneveral sko�czy� w mi�dzyczasie swoj� przemow� i spogl�da� dumnie wzwy�, ku
jej
oknu. U�miechn�a si� do niego obiecuj�co.
� Mo�ci panie rycerzu � rzek�a, trzymaj�c si� roli. � Uprzedzi� ci� jednak
musz�, �e pilnuje
mi� tu zwierz potworny a straszliwy... Wielu �mia�k�w los okrutny spotka�, w
trzewiach jego
�ywot zako�czywszy...
Przerwa�a, wzdychaj�c ukradkiem. Ta oficjalna sk�adnia zawsze zaczyna�a si� w
kt�rym�
momencie pl�ta�. Wtedy lepiej by�o da� sobie spok�j, przynajmniej na chwil�.
� Nie straszne mi zmory ni potwory! � zahucza� rycerz dumnie. � Przyb�d�,
bestyjo! Nie
b�dziesz d�u�ej t�amsi� obecno�ci� sw� nadobnej niewiasty!
A ten najwyra�niej nie wie, kiedy przesta�... � zauwa�y�a ksi�niczka. � Ju�
popl�ta�, ale
b�dzie brn�� dalej, za�o�� si�...
� Mniam?� og�uszaj�cym szeptem zapyta�a Paskuda, wy�aniaj�c si� nieco z wody.
Rycerz popatrzy� na ni� wynio�le, po czym nagle zblad� jak papier. �ydki zacz�y
mu dr�e�
tak silnie, �e ko� obr�ci� ku niemu g�ow� z pe�nym wyrzutu parskni�ciem.
Gerneveral zacz�� si� pospiesznie zastanawia�. A mo�e nadobna niewiasta
przetrzymywana
jest w wie�y z jedynie s�usznych i w�a�ciwych powod�w? Mo�e zas�u�y�a na ten los
czynem
jakowym� pod�ym i nikczemnym? Powinien by� pierwej zapyta�, a dopiero potem
pakowa� si�
w te bezrozumne przechwa�ki. No c�, teraz ju� za p�no � pomy�la�, wzdychaj�c.
Spr�bowa� otrze� pot z czo�a wierzchem d�oni, ale �elazna r�kawica bynajmniej
nie u�atwi�a
mu tego zadania.
� Nie dziwnym by mi by�o, gdyby�cie porzucili sw�j zamiar, panie rycerzu. �
Ksi�niczka
perfidnie nadepn�a mu na odcisk ambicji. � Zbyt wiele szlachetnych �ywot�w
przerwa�y
bezlitosne szpony owego potwora... � umilk�a zn�w.
Zdecydowanie mi nie idzie to wznios�e gadanie dzisiaj � stwierdzi�a w duchu ze
z�o�ci�. �
Kompromituj� si� na ca�ego. Ale c�, ten i tak nikomu o tym nie powie, dure� bez
cienia
instynktu samozachowawczego. W�a�ciwie, to tacy powinni gin��, zanim jeszcze
zd��� si�
rozmno�y� i obarczy� kolejne pokolenia tak� g�upot�.
� Uwolni� ci� lub zgin�, o pani � odpar� rycerz. � To sprawa honoru! Niestety...
� doda�
w my�lach.
Wydoby� miecz. Popatrzy� jeszcze raz w g�r�, na ksi�niczk�. Wcale a wcale nie
wydawa�a
mu si� ju� nadobna. Wr�cz przeciwnie.
� Mniam?� zapyta�a Paskuda z niecierpliwo�ci� w g�osie.
� Mniam, mniam � potwierdzi�a Ksi�niczka, wzdychaj�c.
Paskuda jednym skokiem wyprysn�a z wody. Kilkoma pospiesznymi uderzeniami
skrzyde�
wzbi�a si� w powietrze. U�miechn�a si� do siebie po gadziemu. Uwielbia�a ten
moment,
wiedz�c, �e wygl�da w�a�nie teraz niesamowicie okazale i majestatycznie.
Znieruchomia�a
w powietrzu z rozpostartymi skrzyd�ami.
Jak ona to robi? � pomy�la�a po raz tysi�czny ksi�niczka z podziwem. � Jakby po
prostu
zatrzyma�a czas i zawis�a w nim sobie, ponad g�rami, ponad s�o�cem, wygl�da jak
symbol, jak
herb, jak sama �mier�...
Stra�nik wyszed� ze swojej izdebki, przebrany ju� i opatulony kocem. Zmru�y�
oczy,
popatrzy� pod s�o�ce, os�aniaj�c oczy d�oni�. On te� uwielbia� ogl�da� Paskud� w
akcji.
Gerneveral siedzia� na koniu, sztywno wyprostowany. Spojrzenie mia� nieruchome,
niczym
w g��bokiej hipnozie. Patrzy� w twarz swojemu przeznaczeniu.
Jego ko� najwyra�niej nie doceni� artyzmu chwili. Z przera�liwym r�eniem zacz��
umyka�
w stron� zalesionych wzg�rz.
Paskuda spikowa�a w d�, nieomal�e natychmiast dosi�gaj�c konia z je�d�cem.
Zawis�a nad
nimi, po czym powoli, ostentacyjnie, poskroba�a rycerza pazurem po pancerzu na
plecach.
Zar�wno rycerz, jak i ko� wrzasn�li, ka�dy po swojemu.
� To zo�za � westchn�� stra�nik z dezaprobat�. � Droczy si� i tyle.
� G�odna jest � po�pieszy�a z obron� ksi�niczka. � To i wredna.
� Ano. � Stra�nik nie mia� ochoty na dalsze dywagacje.
Gerneveral skierowa� konia w lewo, potem w prawo, staraj�c si� wykrzesa� z niego
jakie�
nieudolne uniki. Bezskutecznie, zwierz nie s�ucha� si� go w og�le i jak oszala�y
rwa� do lasu.
Rycerz zacz�� gor�czkowo rozwa�a� nast�puj�cy plan: gdyby tak zeskoczy� i
pobieg� w drug�
stron�, mo�e bestyja pop�dzi�aby za koniem, jako za znacznie okazalszym k�skiem.
Jasne, �e to
niehonorowo, ale pal licho honor, zreszt� kto si� dowie, ta ca�a ksi�niczka i
tak nikomu nie
powie, w �yciu przecie� nie wylezie z tej wie�y, nie przy takiej obstawie...
Postanowi� zeskoczy�
przy najbli�szej okazji, czyli zaraz i to kurwa jak najszybciej!
Paskuda fruwa�a sobie nad nimi beztrosko. W uszach dudni� im jej gadzi �miech.
� Dobra, ma�a, ko�cz to � powiedzia� stra�nik z nagan� w g�osie. � Robi si�
niesmacznie.
Gerneveral wyj�� obie stopy ze strzemion, szykuj�c si� do skoku. By�o mu g�upio,
ale c�,
m�wi si� trudno. W ko�cu, trzeba wiedzie�, kiedy wsta� i wyj��. Wtedy w�a�nie
Paskuda jednym
chrupni�ciem przerwa�a wszelkie jego rozterki. Ko� i cz�owiek wystarczyli na
jeden chaps.
� Mniam � powiedzia�a Paskuda triumfalnie. � Mniam, mniam.
Usiad�a wygodnie na b�otnistej ziemi, popatrzy�a w s�o�ce z min� pe�n� b�ogo�ci.
Zachrupa�a
czym� w gardle, odkaszln�a.
� Wypluje chocia� miecz � powiedzia� Stra�nik z nadziej�. � Zobaczysz, dzisiaj
wypluje.
B�d� mia� do kolekcji.
� Eee, nie � odpar�a Ksi�niczka z pow�tpiewaniem w g�osie. � Za bardzo by�a
g�odna. Nic
nie wypluje.
Paskuda wsta�a i pocz�apa�a w kierunku jeziora. Tu� przy brzegu obejrza�a si� na
nich.
� Mniam! � pochwali�a si� z dum� w g�osie.
� By�a� super � przymili� si� stra�nik z przekonaniem. � Jak tam gardzio�ko, nic
ci� nie
uwiera? Jaki� miecz na przyk�ad, co? Mo�e lepiej wypluj...
Paskuda popatrzy�a na niego z pogard� i zanurzy�a si� w lodowatej wodzie
jeziora. Niczego
nie wyplu�a. Stra�nik pogrozi� jej pi�ci�.
� No i umr� dziewic� � westchn�a ksi�niczka bez nadmiernego �alu w g�osie.
Stra�nik popatrzy� w g�r�, kiwaj�c g�ow�.
� Wiesz, z ch�ci� bym ci pom�g� rozwi�za� ten problem, naprawd� � powiedzia�
wsp�czuj�co. � Ale mi nie wolno.
� Tak, tak � zgodzi�a si� Ksi�niczka. � Wiem. Dzi�ki, stary.
� Nie ma za co. � Zadar� g�ow� i u�miechn�� si� do niej. � Tylko ju� nie pluj,
dobrze?
� Dobrze � obieca�a.
Oboje wiedzieli, �e absolutnie nie zamierza dotrzyma� s�owa.
Zapatrzyli si� w otaczaj�cy ich krajobraz, wci�� ten sam. Westchn�li zn�w.
Stra�nik obszed�
wok� wie�� powolnym krokiem, uwa�nie zlustrowa� jezioro.
� Paskuda �pi � powiedzia� niby oboj�tnym tonem. � Na pewno.
� Aha � odpowiedzia�a, r�wnie oboj�tnie. � To co, zagramy? � zaproponowa�a.
Stra�nik ochoczo pokiwa� g�ow�. Podni�s� z ziemi kawa�ek piaskowca i z
o�ywieniem zacz��
bazgra� co� na murze. Spojrza� w g�r�, oceniaj�c ewentualny k�t widzenia z okna
ksi�niczki.
Nie, chyba nie b�dzie mog�a podgl�da�.
� Du�a rozgrywka czy ma�a? Na dziesi�� jot czy dwadzie�cia es? � spyta�a
ksi�niczka,
ma��c po �cianie swojej komnaty kredk� do oczu.
� A, chod�my na ca�o�� � zaproponowa� Stra�nik. � Na dwadzie�cia es.
� Si� robi � zanuci�a pod nosem, ko�cz�c rysowa� plansz�. � No, zaczynaj. Ale�
oberwiesz
dzisiaj, m�j panie. Chcia�am powiedzie�: kacie, oprawco!
� Pi�� ce � strzeli� na pewniaka stra�nik, od lat znaj�c jej ulubione miejsca. �
I co ty na to?
� Trafiony, zatopiony � powiedzia�a szczerze zmartwiona ksi�niczka.
S�oneczko przygrzewa�o coraz mocniej, a oni grali.
C� pocz��, sama nuda.