13787

Szczegóły
Tytuł 13787
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13787 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13787 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13787 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jan Baranowicz W krainie ba�ni Wyboru dokona� J�zef G�rdzia�ek Wydawnictwo ��l�sk" Opracowanie graficzne Jacek Gaj i Stanis�aw Kluska Redaktor techniczny Otton Mych Korektor Krystyna Kossak � Copyright by Jan Baranowicz, Katowice 1982 9 Legendy i ba�nie �l�skie Powr�t kaprala Wyrwy Dwadzie�cia lat s�u�y� �o�nierz w pu�ku dalekim. S�u�y� �o�nierz i w s�u�bie postarza� si� mocno. Z m�odzika sta� si� dorodnym, czerstwym ch�opem, o czole spalonym na wietrze, o konopnych sumiastych w�sach. I o pi�ciach podobnych do zmarzni�tych grud. Nieszcz�nikiem by� ten, kogo tak� pi�ci� w kark �omotn��. Uderza�a jak obuch topora. Ra�ony, gwiazdy ogl�da� w jasny dzie�, je�li go jeno ciemno�� nie poch�on�a na zawsze. Obchodzono go te� z daleka, jak si� obchodzi ros�y d�b czy wi�z, z kt�rymi zetkn�� si� znaczy tyle samo, co oberwa� guza. Szacunek mia� u otoczenia, liczono si� z nim. Nawet dow�dcy znajdowali dla niego s�owo uznania. Nie tylko uroda i si�a podoba�y si� wszystkim. Chowa� w sobie zalety �o�nierskie, co podbija�y serce: by� roztropny, �mia�y, kole�e�ski i sprawiedliwy, co ju� jest wi�cej ludzkie ni� �o�nierskie. Roztropno�� wyrobi� sobie w przygodach �o�nierskich, w wojennych prze- prawach i przej�ciach. Pomy�lcie � dwadzie�cia lat s�u�by. To nie po�kni�cie kromki chleba z mas�em. Wiele bochn�w komi�niaka trzeba by�o schrupa�, wiele wypi� st�gwi czarnej kawy. W niejednym kuflu piwa, przywiezionego do �o�nierskiej kantyny, umacza� d�ugie w�siska. Kule, cho� go ugryz�y czasem, to jakby mimochodem, nie�mia�o. Ot, uk�szenie osy lub trzmiela. Zabola�o, zasw�dzi�o i przesz�o. Zabli�ni�a si� rych�o rana. St�d mawiano o nim, �e si� go kule nie imaj�. �e podobno czarodziejsk� misiurk� wdzia� na siebie, �e piersi oku� w stalowy pancerz. By�a to zwyczajna plotka, odleg�a, bardzo odleg�a od prawdy. Nie nosi� misiurki ani pancerza. To odwaga i wiara w zwyci�ski koniec przygody uzbraja�y go przeciw niebezpiecze�stwom. Gdy przysz�a potrzeba, wdziera� si� w szyki naje�d�cy jak ten wicher w g�szcze �yta. Nic mu si� nie przeciwstawi�o. Rozmach jego by� rozmachem kosiarza. Przeciwnicy k�adli si� jak snopy na r�ysku. K�adli si�, aby nie wsta� ju� wi�cej. W �y�ach jego pulsowa�a krew �o�nierska, cho� i nie wiedzie� sk�d to przysz�o, bo ojciec uprawia� pole pod �yto, nie para� si� wojaczk�. Do zwiadu, na patrol zg�asza� si� pierwszy. Cieszy�o go to przekradanie si� przez lini� frontu, cz�sto na czworakach, przy napi�tej czujno�ci wszystkich zmys��w. Wg��bieniem dolin, cieniami krzew�w. Bez szmeru i bez l�ku. Czu� si� � sam zwyk� to mawia� � jak lis czy borsuk na �owach. Od ka�dego kroku, od najl�ejszego ruchu zale�a�o powodzenie wyprawy. Przemyka� si� poza ob�z wroga, wypada� znienacka, straszy�, znika�. Ch�op by� w�listy, jak pniak, a przecie� potrafi� zaszy� si� w g�szcze jak mysikr�lik czy trznadel. Zostawa�y za nim pop�och i strach. I zas�u�ona junacka s�awa. Mimo bitewnych przewag stary wojak mia� dobre serce. Serce przyczajone w cichej izdebce piersi jak ptak w klatce, jak promyk s�onka mi�dzy li��mi. S�abszym pom�g� w razie przygody, z koleg� podzieli� si� �o�dem. Psu przyb��dzie rzuci� glon chleba, dzieciom sypn�� na fartuch �akoci. Ba� si� smutku, do rado�ci lgn�� jak winoro�l do �erdzi. Przyjemnie mu by�o, gdy widzia� woko�o siebie weso�e twarze i gdy sam m�g� cieszy� si� z bli�nimi. Le�a� sobie pod kopk� siana kt�rego� wrze�niowego po�udnia i popija� trunek z manierki. Pies, nieodst�pny przyjaciel, u�o�y� si� u jego but�w, sok�-oswoje-niec kr��y� nad jego g�ow�, wypatruj�c myszy na �cierniach, siwy ko�, towarzysz bitew, pas� si� nad rzek�. By�y to dni wielkich manewr�w pu�ku. �o�nierze opu�cili koszary w mie�cie na pe�ne dwa miesi�ce i uganiali si� po ch�opskich stajaniach za niewidocznym przeciwnikiem. W wolnych chwilach pili wino lub pomagali kmieciom w ko�bie potraw�w. Wojak opar� g�ow� na wi�zce siana, koszul� rozche�sta� na piersi. Przygl�da� si� dziewuchom, co grabi�y w pobli�u seradel� na kopiska. Ogorza�e by�y od s�o�ca i roz�wiegotane jak wr�ble. Robota pali�a im si� w gar�ciach. Spogl�da�y te� ukradkiem na wojaka, jako �e � co ju� wspomnieli�my � ros�y by� i dorodny i niejednej frajerce zawr�ci� g�ow�. W potyczkach mi�o�ci zwyci�a� r�wnie �atwo jak i w potyczkach z wrogiem. S�onko przypieka�o nie �a�uj�c ciep�a kosiarzom i ��kom. Szpikulcami promieni wpija�o si� w piersi �o�nierza, roztkliwia�o jako� niem�sko. Ani razu w czasie swej dwudziestoletniej tu�aczki nie czu� si� tak dziwnie jak dzisiaj. Zda�o mu si�, gdy drzema�, �e s�yszy jakie� echa wynurzone z daleko�ci, �e jakie� g�osy znajome, cho� zatajone, wo�aj� go po imieniu � nie wiadomo sk�d, mo�e spoza horyzontu. S�abe, s�abiutkie, jakby� t�umik na nie na�o�y�. Ogania� si� od nich jak od utrapionej muchy, lecz powraca�y ci�gle. Brz�cza�y niespokojnie w uszach, ociera�y si� o serce. Nie m�g� tego poj��, nie m�g� zrozumie�. S�abota sz�a na niego czy inne licho? Nieznana si�a zahacza�a niby os�ka uparcie i bez przerwy o jego serce, kt�re � jak mu si� zda�o � zahartowa� tak mocno pod �o�nierskim mundurem. Popad� w drzemk�, ale tylko na chwil�. Ockn�� si� rych�o, jakby pod wra�eniem snu. Przetar� r�kawem oczy, wi�za� w my�li wizj� senn� z niepokojami, co ni st�d, ni zow�d zacz�y si� zbiera� w piersiach. Ten obraz, co jak migawka przewija� si� we �nie pod czaszk�... ten obraz? Tak samotnie daleki i tak szczerze bliski. Znany i nieznany. A je�li znany, to sk�d? Sk�d? Znowu wspomnienia b��dz� we mg�ach wyobra�ni, mieszaj�, m�c�, podczas gdy oczy b��dz� po ��ce, uszy s�uchaj� gwaru sianokos�w. I naraz jak b�ysk szybkie zestawienie tamtego obrazu ze snu i tego z rzeczywisto�ci. Dwa pola, dwie gromady ludzkie. I dwa krajobrazy. Jeno tamten we �nie zamyka� horyzont laskiem sosnowym i chat�. Ten, na jawie, zielenia� p�aszczyzn� ��ki, a dalej strug� w�r�d olszyn. Tak, teraz ju� rozumie, ogarnia wszystko. Przeja�ni�o si� w g�owie, sp�yn�y gdzie� na ubocze nieba ob�oki, co przes�ania�y b��kit. Te okrawki krajobrazu � z wizji i rzeczywisto�ci � 8 to przecie� jego wioska rodzinna. Ta sprzed lat dwudziestu. Gdzie jako ch�opiec pasa� krowy na pag�rkach sk�po poros�ych kostrzew� i r�zchodnikiem. I gdzie z lasku w sznurkowych nosid�ach d�wiga� zesch�e ga��zie i s�ki. Pokruszone grudki wspomnie� zlepi�y si� w skib� rodzinnej okolicy. Zarysowa�y si� nie�mia�o, ko�ata�y trwo�-nie, a� jakim� �ywszym szczeg�em obudzi�y ciep�o w ozi�b�ym ju� m�zgu pod czaszk� i czapk� �o�niersk�. Kiepsko spa� tej nocy nasz wojak, a przed snem mocno sobie zawieruszy� g�ow� winem w kantynie. S�dzi�, �e cho� w ten spos�b op�dzi si� t�sknocie, co niby cudem jakim� obudzi�a si� z martwych. Nie op�dzi� si�. Mocniejsza by�a nad sen i nad wino. Uczepi�a si� serca, jak si� czepia pow�j wikliny, trzyma�a si� uparcie. Nie by�o na ni� ratunku. Da� za wygran�. Czy� istnieje wr�g niebezpieczniejszy od t�sknicy? W miesi�c p�niej � ju� w koszarach � zameldowa� si� u siwego dow�dcy. Dow�dca s�u�y� w wojsku, jak nasz �o�nierz, lat dwa dziesi�tki, z�y� si� z podw�adnymi. � O c� tam chodzi, stary wiarusie? � pu�kownik patrzy� bystro jednym okiem, bo jedno tylko posiada�. Drugie wybi� zdradziecki pocisk wroga. � Kapral Maciej Wyrwa � �o�nierz wypr�y� si� w postawie na baczno�� � melduje pos�usznie, �e w dniu dzisiejszym up�ywa przepisane prawem dwudziestolecie jego s�u�by. Prosi o zwolnienie, pragnie wr�ci� na rodzinne �miecie. � Znaczy � mamusi si� synusiowi zachcia�o... Tak? No c�? � Zgoda. Prawo za wami. Nie mog� was zatrzyma�. Ods�u�yli�cie co swoje i ods�u�yli�cie rzetelnie. Wasza wola � s�u�y� dalej kr�lowi lub po�egna� si� z pu�kiem... Ostrzegam, je�li naprawd� sprzykrzy�a si� s�u�ba, ekwipunek wojskowy trzeba wzi�� z sob�, bo czasy z�e. Konia z siod�em i w�r z obrokiem. I szablisko pot�ne w gar��... �o�d i papiery czekaj� w kancelarii. Powodzenia, kapralu! Patrzy� surowo, ale prawic� �ciska� na odchodnym. Krzepko, �e chrupn�y ko�ci. Potem odwr�ci� si� i odszed� z placu. W godzin� p�niej kapral Wyrwa mia� ju� wszystkie formalno�ci poza sob�. Opuszcza� gwarn� kwater� koszar w�r�d szpaleru kamrat�w, co si� wyroili na po�egnanie. Jecha� na siwym koniu, przed nim bieg� pies, wierny, przy-ho�ubiony od szczeni�cia. Nad nim ko�owa� sok�. Ko� st�pa� wolno, jakby z oci�ganiem si�, �o�nierz obejrza� si� raz i drugi za siebie. Koledzy powiewali chusteczkami. Wzni�s� r�k� w g�r�, odpowiedzia� �egnaniem na �egnanie. Rusza� srogo w�siskami, �eby opanowa� wzruszenie. Mimo wszystko �al mu si� zrobi�o �o�nierki. � Do widzenia! � lecia�y za nim wojackie g�osy. � �egnajcie! � odpowiedzia� raz jeszcze. Smagn�� konia ostrog�, �w skoczy� ra�niej. Zatrzasn�a si� brama. Zosta�y poza ni� koszary. ~ Truchtem min�� miasto. Nie ogl�da� si� ju� teraz. Oboj�tnia�y kamienice i mury, coraz mniej ci�gn�y do siebie. Rozumia�, w miar� jak si� oddala�: ju� nie tylko t�sknota do stron rodzinnych pogania�a go naprz�d. Obok niej stan�a kusz�c, nieobca �o�nierskiemu �yciu, przygoda. Ciekawo�� go bra�a, jak te� u�o�y si� droga, niekr�tka, rozci�gniona na wiele dni. Krajobraz kwit� jak sad wi�niowy. Od ��k, �wie�o skoszonych, wia�o zapachem usychaj�cego potrawu. Tam, gdzie ��ki sta�y jeszcze, barwne zio�a rozchyla�y korony kwiat�w ku s�o�cu. Zaj�c pokica� wzd�u� miedzy, nie odwa�y� si� jednak przeci�� jej na z�y omen dla �o�nierza. Stadko saren pl�sa�o nad ruczajem, co leniwy i srebrny od s�o�ca przewija� si� przez szerokie sp�achcie �an�w. Owczar, biegn�cy przodem, pierwszy napi� si� wody. Sok� poszed� w jego �lady. Siwy ko� dobieg� na ostatku. Przez chwil� macza� w�ski pysk w p�ynnym ch�odzie. Potem zadar� �eb w g�r� i zar�a� rozg�o�nie. � Na zdar! Na powodzenie! � roze�mia� si� �o�nierz i poci�gn�� t�gi �yk z manierki. Drabiniasty w�z, co w br�d przeje�d�a� potok, zas�oni� mu krajobraz pasiastymi strojami dziewcz�t. Przechyli� jeszcze raz manierk�. Poklepa� po t�ustych bokach siwka, kt�ry spojrza� m�drze na pana i potrz�sn�� grzyw�. Ruszyli weso�o dalej. Tak im mija� w podr�y dzie� po dniu. Zostawiali za sob� ludne wioski i osiedla, zatrzymywali si� w gospodach. Zwierz�ca czeladka zostawa�a u p�otu na stra�y dobytku, wiarus sadowi� si� przy kuflu piwa pod lip�, opowiada� ciekawym o �o�nierskich rado�ciach i troskach. Mia� o czym m�wi�. Skarbona jego prze�y� wype�ni�a si� po brzegi. Dla s�uchaczy, kt�rzy przez ca�e �ycie nie wychylali nosa poza op�otki osiedla, wyrasta� na bohatera z gadki. Chodzili ko�o niego na palcach, fetowali, a gdy odjecha�, d�ugo jeszcze wspominali w ksi�ycowe godziny. �o�nierskie prze�ycia urasta�y do szar�wkowych baj�d. Pi�tego dnia podr�y �o�nierz zanurzy� si� w b�r ogromny. Sosny tu ros�y omsza�e i d�by stuletnie, modrzewie, cisy i buki. Leszczyna w ich cieniu krzaczy�a si� g�stym poszyciem. Rude i czarne wiewi�rki chrupa�y orzechy laskowe i szyszki, siedz�c na smolnych s�kach �wierk�w i jode�. Obrzuca�y beztrosko junaka twardymi �upinami. Spod skalnych blok�w wyskakiwa�y �wistaki i kr�liki, dziki radli�y zrogo-wacia�ymi ryjami iglasty, pe�en p�drak�w ko�uch le�nego' pod�cieliska. Puszysty lis machn�� kit� na przywitanie i strzeli� mi�dzy paprocie tak szybko, jakby kto kamie� rzuci� z procy. Or�y i jastrz�bie, o skrzyd�ach szerokich jak ga��zie wi�z�w, ko�owa�y nad polanami, wypatruj�c bystrymi �lepiami �upu. Kra-siwronka alarmowa�a b�r wrzaskliwie, ostrzegaj�c przed intruzem. �o�nierz torowa� sobie drog� na prze�aj, przyja�nie, bez �owczych zamys��w i podst�p�w. Nie my�liwym czu� si�, lecz podr�nym. Je�li wypu�ci� psa czy soko�a na zdobycz, to tylko po to, �eby zaspokoi� g��d sw�j i towarzyszy. Le�na zwierzyna rych�o to spostrzeg�a. Nie zdradza�a te� ch�ci do zbyt pochopnej ucieczki. Spokojnie schodzi�a w�drowcowi z oczu. Stada spragnionych �osi czy jeleni poi�y si� z ufno�ci� w le�nych strumieniach, spogl�da�y na niego du�ymi, b�yszcz�cymi oczami. Jecha� powoli, orientuj�c si� w drodze na p�noc wed�ug mch�w na drzewnej korze, omijaj�c zwa�y pni i bloki skalne. W tej puszczy mlekiem i miodem p�yn�cej wszystko by�o syte. I owad, i ro�lina, i ptak, i czworon�g. Jedynie tylko z�y cz�owiek, zaczajony w ost�pach puszczy, m�g� podnie�� ha niego r�k�. I istotnie � podni�s�, ale ju� na kraw�dzi boru. Rzednia�y drzewa, krajobrazowi przybywa�o coraz wi�cej obro�ni�tych chwastami i buczyn� ska� i pag�rk�w, kiedy tajemnicze hukanie sowy przebudzi�o wojaka z drzemki. Niedospanie, d�uga nu��ca podr�, ufno��, �e ko� 10 lilllll....... I Jf nie zboczy z drogi, bo nigdy nie zboczy� dotychczas, uko�ysa�a wiarusa do snu na siodle. G�os sowy otrze�wi� go szybko, jak chlust zimnej wody w �migus. Poderwa� g�ow� z piersi, bystro zlustrowa� oczami zaro�la. J�k sowy nad-fruwa� z wierzcho�ka skalnej stromizny, kt�ra niby drapie�ne kleszcze zamyka�a wyj�cie z lasu na pola. Stanowi�a wyborne miejsce na zasadzk�. Wojak zmiarkowa� w okamgnieniu. Nie sowa dawa�a zna� o sobie. S�o�ce przecina�o niebokr�g, dzie� s�onecznia� pogodny, a w taki dzie� sowy kryj� si� w dziuplach, nie w��cz� si� po ga��ziach drzew i kamiennych blokach. Nawet tu, w lesie, gdzie cie� jak papro� szczodrzej wy�ciela poszycie. Nie ptak si� to nocny objawia�, lecz zb�j zb�jowi przekazywa� sobacze has�o. �e niby czujno�� mie� trzeba na wzgl�dzie, bo w�drowiec z kabz� si� zbli�a, bo zdobycz nieopatrznie zd��a w matni�. Nie�atw� zdobycz� by� nasz wojak i nie po raz pierwszy spotyka� si� z przygod�. Dlatego nie zawr�ci� ze �cie�ki, gdy czterej brodaci zb�jcy zsun�li si� zwinnie ze stoku i zagrodzili siwkowi przejazd ostrzami wysuni�tych przed siebie no�y i topor�w. � Wy�le m�j! Sokole-rarogu! Ko-niu-bia�ogrzywy! � krzykn�� wojak staj�c w strzemionach i dobywaj�c szabli z pochwy. � Oka�cie, co za nierozs�dek pope�nia napastnik, �e o�miela si� zagrodzi� nam drog�. Do ataku, wierna czeladko! � Ihy! Hyyy! � zar�a� ko� siadaj�c na zadzie z wojowniczo�ci i gniewu. � Hau! Hau! Hau! � zajazgota� pies, drapi�c z w�ciek�o�ci ziele pazurami. � Kraa! Kraa! Kraa! � nastroszy� si� sok�, �migaj�c stromo z kulbaki, �opoc�c skrzyd�ami, rozwieraj�c dzi�b � haczykowaty jak os�ka, ostry jak zadzior. 11 � Naprz�d! � zach�ci� wiarus raz jeszcze przyjaci�. Zadudni�o, zaszele�ci�o. Bry�y spod pazur�w i kopyt rozprysn�y si� w ja-godzin� i wid�aki. Zmiesza�y si� ze sob� g�osy napadni�tych i napastnik�w. Odbi�y si� b�yski s�oneczne w broniach. Kr�tko trwa�a walka. Zb�jcy nie spodziewali si� takiej zadziorno�ci wojaka. Widzieli wyra�nie ze ska�y: przed nimi w dolinie cz�apa� ko� zdro�ony, cz�owiek sennie kiwa� si� na kulbace, pies niemrawo w�szy� przy ziemi, ptak lotkami ledwo wspiera� si� na ogonie. A tu naraz tyle rozmachu. To nie zb�jcy sp�yn�li ze zbocza lawin�, to lawina d�wign�a si� z do�u i par�a na pag�r. Spad�a brodata g�owa z karku, zanim zd��y�a wychyn�� z ja�owc�w. Spad�a druga, zanim r�ce zas�oni�y, j� przed ci�ciem szabliska. Trzeciego zb�ja k�y i �apy psa przewali�y na wznak w mi�kkie barwinki, uderzy�y jak tarany w jego pier� i gard�o. Nie podni�s� si� z ziemi, nie mia� ju� czasu. Czwartemu zb�jowi, temu, co najbardziej pozostawa� w tyle, drapie�ny sok� dobra� si� do brody. Szarpa�, skuba� jak prz�dzarka. Nie ogna� si� opryszek napa�ci. Wypu�ci� z gar�ci n�, zas�oni� twarz d�o�mi, pu�ci� si� z krzykiem przez zaro�la. Rych�o przepad� w skalnej szczelinie... Wojak splun�� w trawska, schowa� szabl� do pochwy, nie obejrza� si� nawet na pole potyczki. Cmokn�� na konia, pocwa�owa� dalej. Przed nim i nad nim nios�y si� pies i sok�. Min�li las z jego zdradliwymi niespodziankami, przebrn�li jar, wydostali si� znowu na r�wnin�. Rozci�ga�a si� szeroko, g�adka jak d�o�, pe�na z�otozielonej urody. Dopiero na przeciwleg�ej kraw�dzi, ju� u brzegu horyzontu, pi�trzy� si� znowu pag�r, odgrodzony od ni�u wysokimi szarymi murami. Za tymi murami, w blasku zachodz�cego s�o�ca strzeliste wie�e zamku wbija�y si� w zar�owiony strop nieba. Zmierzcha�o si�, gdy wiarus dotar� do bramy kutej w br�zie i rze�bionej w d�bie. Nie chcia� omija� w lewo ani w prawo zamczyska i szuka� noclegu w ciemno�ciach wieczoru. Karczmy nie by�o wida� przy drodze, wiejskie domy r�wnie� nie migota�y oknami. Przygoda w lesie, jakkolwiek trwa�a kr�tko, sfatygowa�a go i jego zwierz�cych przyjaci�. Zdecydowa�, �e poprosi w dwo-rzyszczu o go�cin�. Zatrzyma� konia przy bramie, energicznie szarpn�� za sznur od dzwonu. � Dzy�-dzy�! � obudzi� si� wiekowy dzwonek z drzemki. D�wi�k polecia� ku dworskim sieniom, wywo�a� postacie ludzkie przed progi. Z �awki, co sta�a w cieniu roz�o�ystej jab�oni, podnios�a si� gibka, jasnow�osa panna, odk�adaj�c na bok jak�� rob�tk�. Wyprzedzi�a s�u�b�, po�pieszy�a ciekawie ku bramie. Spodziewa�a si� kogo� mi�ego czy osobi�cie chcia�a sprawdzi�, co to za sm�tek dobija si� do furty? Mrok niezupe�nie zapad� jeszcze. W barwach szar�wki podziwia� wiarus zbli�aj�c� si� dziewczyn�. Pi�kna by�a i strojna, podobna do krzewu dzikiej r�y, kiedy wiosenne s�o�ce rozwija w kwiaty jej p�ki. Zielona sukienka okola�a jej smuk�� kibi�, w�osy mia�a splecione w dwa grube, lniane warkocze, oczy � du�e, chabrowe jak najwy�szy skrawek nieba, co si� jeszcze nie da� poch�on�� zorzy. Przybieg�a truchcikiem do bramy i spojrza�a w zasumowane, ocienione brwiami �renice wojaka. Przyjazna by�a, radosna nawet. � Kog� to dobre wiatry p�dz� w nasz� zagrod�? � zaszczebiota�a u�miechaj�c si� przymilnie. Na pierwszy rzut oka pozna� by�o, �e si� jej spodoba� smag�y �o�nierz. � Noclegu prosz�, je�li wolno � wojak podni�s� si� w strzemionach i zasalutowa� dziarsko. � Dla siebie i dla... czeladki � szerokim szczerym gestem zaprezentowa� tr�jk�: konia, psa i soko�a. � Wolno, wolno prosi� i trzeba � ucieszy�a si� panna. � W tym odludziu w�r�d las�w ka�dy przechodzie� mi�ym mi go�ciem. Szczeg�lnie za� tak marsowy i urodziwy jako wy... I dorzuci�a dla wyja�nienia, kiedy pog�askany w m�skiej pr�no�ci, kr�ci� uparcie szczodrego w�sa: � Rada sp�dz� przy stole wiecz�r z �o�nierzem... Samiute�ka jestem, sama... Matula ju� w grobie, a tatulko wyjecha� do odleg�ego miasta w wa�nej potrzebie, poczet zbrojnych zabieraj�c ze sob�... �mielej u�o�� si� do snu, wiedz�c, �e w s�siedniej komnacie czuwa kto� przyjazny i zbrojny... Bo �e przyjazny, wida� to od pierwszego wejrzenia. � Broni� b�d�, wdzi�czny za go�cin�, cho�by i sfora diab��w fatygowa�a si� na zamek z piek�a � rzek� z zapa�em. Wdzi�k i uroda dziewczyny zawr�ci�y mu g�ow� jak stare wino. � Doni�s� mi siwy s�uga, �e w niezbyt dalekim borze zb�jnicy jakowi� rozes�ali sobie kwater�. Napastuj� pono� ludzi... Obawiam si�, �eby i o zamek nie zahaczyli... � Siwy s�uga prawd� powiada. Spotka�em si� z niemrawcami. Szwar-goc� nie po naszemu. Zast�pili mi drog� w w�wozie... � Mo�e�cie, nie daj Bo�e, ranny, wojaku � zl�k�a si� panna. � Opatrz� skaleczenia, mam skuteczny balsam w kuble z kryszta�u... � Nie tak to �atwo zada� mi rany w towarzystwie wiernych mi druh�w � szabli, konia, psa i soko�a. Trzej, co si� o�mielili targn�� na mnie, ziemi� ju� gryz�... Czwarty tch�rzliwie ratowa� si� ucieczk� w g�szcze. 12 � Z oczu wam to patrzy, �e�cie zuch nad zuchy � pochlebi�a panna ko�ysz�c si� jak leszczyna. �.Pozw�lcie� dalej � si�gn�a w�asnor�cznie do wrzeciadz � uwi��cie konia u lipy. Ja w mig ukrz�tn� si� ze swaczyn�*. A i o wiernej czeladce na pewno nie zapomn�... � Sfatygowani�my drog� co niemiara. Kiszki nam marsza graj� z g�odu � przyzna� si� wojak troch� rubasznie. � Ca�ym sercem dzi�kuj� za obietnic� go�ciny. � Szczodrze urzeczywistni� t� obietnic�. Jeno si� spieszcie � powt�rzy�a to, co rzek�a ju� przed chwil�. Uwi�za� junak konia obok stogu siana przy lipie, rozche�za�, rzuci� smacznego potrawu pod pysk. Ceber �wie�ej studziennej wody przyni�s� z pobli�a. Uda� si� do zamkowych komnat na wieczerz�. Pies i sok� trzyma�y si� jego n�g wiernie. Wnet zapachnia�o mi�siwo na stole, wino ostudzi�o upa�y wn�trza. Panna towarzyszy�a mu w smakowaniu, rada, wielce rada rozmowie. Wojak wydoby� spod serca najciekawsze opowie�ci i bawi�, i urzeka�. Do p�nocy by s�ucha�a, gdyby obowi�zek go�cinno�ci nie zaleci� po�o�enia tamy kobiecemu zaciekawieniu. * swaczyn� (gwara) � podwieczorek. Przykaza�a s�u�ebnej rozes�a� lez� w alkowie, ale naczupurzy� si� jak rar�g. � Nie nawyk�em do takowych rozkoszy. �o�nierska prycza, dach z b��kitu albo z ob�ok�w wygadza�y mi w latach s�u�by. Nie pragn� odwyknienia i w dalszym �yciu � broni� si� przed puchami. � Jako� mi si� tak surowo obej�� z go�ciem? � obruszy�a si� z kolei ona. � Starczy mi nocleg pod kop� siana � upar� si�. � A i bezpieczniej b�dzie dla was w razie niespodziewanej przygody... Zgodzi�a si� nie bez westchnienia. Argumenty, kt�re wysun��, os�abi�y jej nalegania. Po�egna�a si�, �yczy�a dobrej nocy. U�o�y�a si� w komnacie pod �ab�dzi� pierzyn�, z g�ow� pe�n� �o�nierskich, prawie bajkowych opowie�ci. Zasn�a rych�o... Wojak, pobrz�kuj�c szabl� i ostrogami, kroczy� dziarsko przez podw�rze w kierunku roz�o�ystej lipy. Po bystrym rozejrzeniu si� zdecydowa�, �e u�ciele sobie leg�o u st�p stogu. Wygoda i po-r�czno�� przemawia�y na korzy�� kopy. Czu� si� wybornie. Mocne wino zmiesza�o si� z krwi�, szumia�o w �y�ach, nastraja�o do zawadiactwa. �piewa�by, na ca�e gard�o by �piewa�, �eby nie noc, co si� wyk�uwa�a gwiazdami z 13 rzedniej�cego chmur poszycia, �eby nie panna, kt�rej nie wypada�o zak��ca� sennego spokoju. Wiadomo. Byle niepotrzebny g�os w nocy got�w zaniepokoi�, rozko�ata� serce takiej �licznotki, o ciele udzierganym chyba z jedwabiu s�onecznych promieni, utkanym z mg�y, co �witaniem uk�ada si� nad rzeczk�; w wie�cu na g�owie z niezapominajek, kacze�c�w i firletek. �licznoty czystej i roz�wiegotanej jak wodna to�. Wojak a� si� u�miechn�� do siebie, kiedy zebra� w g�owie te por�wnania. Odpowiednie by�y w sam raz ' dla zakochanego m�odzika, a nie dla niego. Leg� na sianie, pies rozes�a� si� u jego boku, sok� usadowi� si� na czubie stogu. Dwa kroki dalej wierny ko� chrupa� smaczny obrok, parska� ochoczo, r�ba� kopytami macierzankowy trawnik. Wo� roztartych kwiat�w wype�nia�a dziurki �o�nierskiego nosa. Sen niech�tnie przes�ania� �renice �o�nierza. Wype�nia�y je, podobnie jak i ca�� g�ow�, uroki dworskiej komnaty i jej przetow�osej mieszkanki. Nie chcia�y si� domkn�� powieki, tym bardziej �e i ksi�yc przypomnia� sobie do�� p�no o swej przechadzce po niebieskich rozstajach i zacz�� si� gramoli� nieporadnie na dachy spadzistych za-Dudowa� zamkowych. Wysoko ju� wydrapa� si� na niebo, gdy �o�nierskie oczy opanowa�a wreszcie senno��. Spa� wojak mocno, pierwszy sen bywa najtwardszy. Zapadniesz w niego, to jakby� si� zapad� w przepa��. Nie wy-dob�dziesz si� z g��bin, szamoc si�, gruntuj. Zamkowy zegar wydzwoni� p�noc, potem � kwadrans po kwadransie zabra� si� i do nast�pnych godzin. Mo�e dopiero dzie� obudzi�by wojaka z przepastnej drzemki, trysn�wszy w twarz fontann� s�onecznych promieni, albo i urodziwa panna, smvrg- n�wszy �d�b�em s�omy po jego p�owych w�siskach, gdyby przygoda, nieod��czna towarzyszka �o�nierskich krok�w, nie uprzedzi�a s�o�ca i panny. Wy�e� pierwszy pomiarkowa�, �e co� niedobrego wierci si� w przesianym po�wiat� gwiazd i ksi�yca p�mroku. Czujno��, obok wierno�ci i odwagi, to przecie� najszacowniejsza z psich cn�t. D�wign�� si� z sia�ska, nastawi� uszu. Poci�gn�� nosem powietrza, pr�bowa� u�owi� porcyjk� obcej woni. Nie u�owi�. Pachnia�a po staremu macierzanka, niemniej szmer ten, szmer, kt�ry go ocuci� z drzemki, narasta� k�dy� niedaleko, ni to na ziemi, ni to w g�rze. Pies przeci�gn�� si�, ziewn�� cicho, bra�a go ch�tka, �eby zaalarmowa� pana szczekaniem. Nie zaszczeka�. Poj�� instynktownie � szczekaniem sp�oszy, uprzedzi niepotrzebnie wroga. Got�w ulotni� si� zawczasu, zaatakowa� znienacka. Tak zdarza�o si� nieraz i do�wiadczenie przypomnia�o si� w por�. Pochyli� si� nad piersi� wojaka. Skomla� cicho, chwyta� z�bami r�kaw munduru. Wraz te� i sok� sfrun�� z wierzcho�ka stogu. Zako�owa� nad cz�owiekiem i psem, musn�� w przelocie grzbiet konia, jakby w nawo�ywaniu do baczno�ci. I znowu zawis� skrzyd�ami nad �pi�cym, opu�ci� si� nisko, lotkami dra�ni� po rz�sach i czole. Nie trzeba by�o strzela� z mo�dzierza, �eby obudzi� pana. Pierwszy sen min��, przytomno�ci nauczy�a �o�nierka. Ledwie poczu� mu�ni�cie, zerwa� si�, usiad� na sianie. � Wr�g? � szept przenikliwie smagn�� uszy psa i soko�a. Pies zn�w zaskomli� w odpowiedzi, sok� usiad� na ramieniu, otar� si� pi�rami o �o�nierski policzek. Niepokoi� si� najwyra�niej. Wojak przeszpili� oczami przestrze�. M�wiono o nich z podziwem, �e i w nocy widz� jak sowie �lepia. 14 Nie zauwa�y� niczego, cho� patrza� bystro i d�ugo. Ju� got�w by� zaliczy� alarm na rachunek przywidzenia, kiedy zaintrygowa�o go zachowanie si� konia. W �wietle miesi�ca biela� smuk�� sylwetk�. Teraz podkuli� niebezpiecznie uszy, drepta� w miejscu, podchodzi� na d�ugo�� uzdy w stron� pana. Jak potrafi�, tak dawa� znak o swej gotowo�ci do us�ug. Wojak da� folg� oczom, nat�y� s�uch. Us�ysza�. Sk�d�, ni to z nadziemi, ni to z podglebia, podzwania�y ha�asy, jakby szabla czy top�r zawadza�y mimochodem o ska�y w ciemno�ci. Z pobrz�kiem �eni�y si� t�umione przekle�stwa, coraz bli�sze, coraz wyra�niejsze. Wojak wyzby� si� w�tpliwo�ci. Tak, to skrada� si� wr�g. Podni�s� si� z sied� yska. Poprawi� rynsztunek na sobie. Szabla bezszelestnie wysun�a si� z pochwy. Sz�o tylko o to, gdzie uderzy�. Ale ju� pies i sok� wysforowa�y si� naprz�d, wymiarkowa�y przeciwnika. Nie oddali�y si� zbytnio. Zatrzyma�y si� na kraw�dzi g�azu ugrz�z�ego w ziemi, obrastaj�cego pokrzyw� i jask�czym zielem. G�az ten, foremny, porysowany szczelinami przypomina� wieko i najwyra�niej zamyka� otw�r do g��bokiego kru�ganka czy studni. Wojak przykl�kn��, zas�ucha� si� w podziemne echa. Narasta�y, by�y ju� g�o�ne. Zwierz�ta w sam� por� podprowadzi�y go do wylotu. Rozr�nia� teraz bez omy�ki: kto� wspina� si� stromym tunelem ku g�rze, dzwoni� buciorami o klamry tkwi�ce w skalnej �cianie. Zawadza� broni� o �elaziwo. Nietrudno by�o poj��, co si� �wi�ci. �o�nierz podni�s� si� z kl�czek, odp�dzi� ruchem d�oni na bok psa i ptaka, wepchn�� z powrotem szablisko do pokrowca. �mia�y plan krystalizowa� si� w jego g�owie. Postanowi� nie szabl�, ale postronkiem rozprawi� si� z niepowo- �anym go�ciem. Nie pozbawia� �ycia, ucapi� na arkan, potem dopiero pogada� jak nale�y. Si�gn�� po powr�z do torby. W okamgnieniu zmajstrowa� p�tl�, czeka� na nocnego ptaszka z arkanem w gar�ci. Zdawa� sobie spraw�: ilukolwiek by by�o zb�j�w tam, w podziemnym tunelu, nie wynurz� si� kup�, w�yzna wyj�cia zmusi ich do wydostawania si� w pojedynk�. Wy�owi wszystkich p� kolei jak kot myszy, wystarczy zaczai� si� u nory. Nie czeka� d�ugo. Drgn�� ci�ki, zielony od staro�ci kamie�, zako�ysa� si� w �o�ysku. Zatrzeszcza�y zielska rozrywane w korzeniach. G�az d�wign�� si�, wspar� na boku, czyje� pot�ne barki d�wiga�y go na sobie. Za chwil� z chrz�stem potoczy� si� w pokrzywy. Wnet potem z g��bi, jak gdyby od samego dna, zahucza� bas ludzki wyolbrzymiony pog�osem. � Gotowe? � Gotowe! � odpowiedzia� ciszej g�os z wierzchu. � Wychodzi� po kolei! Na ten rozkaz ogromna sko�tuniona g�owa zb�ja wychyn�a w �wiat�o ksi�yca z czarnej jak otch�a� przepa�ci. Nie zd��y�o wychyn�� ca�e cia�o. Ledwie szyja zamajaczy�a nad czelu�ci�, p�tla, jak z�y w��, owin�a si� wok� niej, �ci�gn�a mi�nie, zd�awi�a przekle�stwo... � Herr Je... � zipn�� j�k i zamar� jak przeci�ty. � Co tam si� dzieje, Hans? � zabucza� znowu bas z do�u. � W porz�dku! � wojak wyr�czy� zb�jnika w odpowiedzi. I niby rybak wielgachn� ryb�, wyci�gn�� na p�tli w g�r� nie spodziewaj�cego si� takiego przyj�cia opryszka. Drab trzepota� r�kami, pr�bowa� si�gn�� po n�, co si� pelenta� u jego pasa, ale nim zd��y�, r�ce obwis�y bezw�adnie. 15 Powr�z zagrodzi� p�ucom dop�yw zbawczego powietrza, onieprzytomni� na jaki� czas cz�onki. Zb�j leg� o par� krok�w od wylotu pieczary, nieruchomo jak w�r pszenicy. Wojak prawie w jednej chwili okr�ci� postronek woko�o r�k i n�g nieszcz�nika. Znowu czyha� u wylotu czelu�ci z now� p�tl� w gar�ci. T�uk�o si� co� w g��binie, marudzi�o. Wspinaczka w g�r� nie nale�a�a wida� do wygodnych. Par� dobrych minut zanurzy�o si� w przesz�o�ci, nim znowu nad otworem zamajaczy�a czarna g�owa. R�czyska jak gdyby z wysi�kiem wspar�y si� na cembrowinie podziemnego chodnika. Nie�atwy trud mia�y do pokonania. Lepiej, �eby si� nie wspiera�y. Prawie r�wnocze�nie z ich ruchem zdradziecka linka opad�a na ramiona opryszka. W nast�pnym momencie wrzyna�a si� ju� w gard�o. Pr�no zb�jnik trzepota� r�kami w bezp�odnej obronie. Mocne r�ce �o�nierza unios�y go w powietrze jak jego poprzednika. Leg� w trawie nieprzytomny, sp�tany konopiem jak zwierz, co bryka. � W porz�dku? � zabasowa�o z przepa�ci. � W porz�dku! � wyr�czy� wojak zb�jnika w odpowiedzi. � Jako� ci si� g�os zmieni�... ,� zadudnia� bas nieufno�ci�. � �wie�e powietrze... nie dziwota... � zaszepta� wojak prze�miewnie. � Pewnie! Co dworski dziedziniec, to nie piwnica � dotar�o jeszcze do czujnych uszu �o�nierza. � Wy�a��... � Czekamy � zach�ci� wojak. W par� chwil potem jeszcze jeden zb�jnik znalaz� si� w jego gar�ciach. Dok�adnie w tych samych okoliczno�ciach, co dwaj poprzednicy. Zwi�ksza�a si� kolumna je�c�w na trawniku. Wojak ba� si� ju�, �e mu zabraknie sznura na p�tl�, je�li liczniejsza wataha zgromadzi�a si� w podziemiu, �e przyjdzie wyr�czy� si� szabl�. Nie przysz�o do tej ostateczno�ci. Po trzecim u�owku nasta�a w dole d�uga niepokoj�ca cisza. �o�nierz nie wiedzia�, co ma robi�. Spodziewa� si� ko�ca przygody. Mo�e dalsi zb�jnicy, o ile znajdowali si� w g��binie, zw�szyli pismo nosem i dlatego nie kwapi� si� do wyj�cia? Widocznie obudzi� echo w podziemiu, bo bas wzbi� si� znowu z tunelu. Niepok�j dr�a� w s�owach, co ugrz�z�y w uszach wojaka. � Mo�na jecha�? � Mo�na, mo�na! - � troch� za szybko wyszepta� �o�nierz. Omal nie podskoczy� z uciechy. Brz�k�a bro�, omackowe kroki zaskrzypia�y w ciemno�ciach. Rozwa�nie, bardziej rozwa�ne od tamtych, co si� harnosa�y poprzednio. Nijako im jako� by�o ku wylotowi, przycicha�y, znowu dawa�y zna� o sobie. �Pr�dzej�e, �lamazaro! Nogi mi po-cierp�y od kuczek � niecierpliwi� si� �o�nierz. � Hetka-p�telka ko�ysze si� w mych r�kach." Kroki ucich�y akurat wtenczas, kiedy w wylocie spodziewa� si� zb�jnickiej g�owy. Podziemny go�� nie spieszy� si� do wyj�cia. Pewnie zaniepokoi�a go cisza, tym dziwniejsza, �e przecie� wyprawi� przed sob� trzech towarzyszy. Czy�by im si� co przydarzy�o? Nie wychyli� g�owy, jak si� spodziewa� wojak, wystawi� r�k�. R�k� uzbrojon� w tasak b�yszcz�cy ostrzem. Tasak zal�ni� bior�c w siebie blaski miesi�ca, zako�ysa� si� gro�nie nad otworem. Wojak nie �ywi� ju� z�udze�: opry-szek, zapewne przyw�dca, nie pokwapi si� na powierzchnie, dop�ki nie otrzyma uspokajaj�cego znaku czy has�a. Nie by�o na co czeka�. Post�pi� krok ku przepa�ci, wyszarpn�� szabl�. Pr�dzej ni� r�ka znik�a, r�bn�o ostrze po jej g�adzi�nie. � Trzysta diab��w! � zahucza� bas w studni i zb�jca z �omotem stoczy� si� fe t i 16 po spadzisto�ciach na dno. Pot�uk� si� wida� setnie, bo d�ugi czas na przemian przekle�stwa i j�ki rozlega�y si� w czelu�ci. Wojak s�ucha� i u�miecha� si�. Mia� wielk� ochot� zej�� za echem w podziemny chodnik, ale powstrzyma�a go obawa zasadzki. Ba� si� te�, czy pies, chocia� smok wielgachny, upilnuje tych trzech, co si� rozes�ali na trawniku i ju� przychodzili do siebie. Rozwidnia�o si� na horyzoncie. Dw�r budzi� si� do �ycia. Gdaka�y kury, jaka� dworka przebieg�a w bia�ej koszuli przez podw�rze. Wojak zdecydowa�, �e zaczeka, a� si� zbudzi panna i zdradzi tajemnic� chodnika. Na pewno wyznaje si� w podziemnym labiryncie. Wtedy, za dnia, mo�na b�dzie zapu�ci� si� w podziemia. Zapali� fajk�, rzuci� koniowi pod pysk obroku; dla siebie, dla psa i soko�a spodziewa� si� solidnego �niadania we dworze. Zas�u�yli na nie jak rzadko kto. Rankiem przybieg�a rozszczebiotana panna do stogu. Chcia�a zwierzy� si� �o�nierzowi z nocnych sn�w i t�sknot, pozaleca� si�, lecz s�owa zamar�y jej na wargach, gdy zobaczy�a, co si� sta�o. Krzykn�a, blada z przera�enia. Dygota�a; zbrojne postacie zb�j�w, le��ce 17 w trawskach, widzia�y jej si� jak strachy nocne. � �eby jeno p�t nie zerwali... � zaszepta�a l�kliwie. � Nie ma obawy � uspokoi� j� wojak. � Le�� przyjemniaczkowie potulnie na zio�ach jak barany. Niech odpoczn�, bo si� sfatygowali. Przy-po�udniem ode�le si� ich pod eskort� do miejskiego wi�zienia. Wezm� to, na co zas�u�yli... Strach panny obr�ci� si� w rado��. Dopiero teraz zda�a sobie w pe�ni spraw� z tego, jakiego to niebezpiecze�stwa unikn�a z �aski wojaka. Nocni drapie�nicy spl�drowaliby zamek z kretesem, mo�e targn�liby si� na �ycie jej i s�u�by. Zastrachana czeladka nie obroni�aby dobytku, m�niejsi za� i m�odsi zabrali si� z ojcem w podr�. Zb�je zmiarkowali to, chcieli wykorzysta� okazj�... Dziewczyna rzuci�a si� na szyj� wojakowi z ukontentowania. Wyca�owa�a go tak, �e spiek� raka. Nie broni� si�, ale i nie wyci�ga� do niej ramion. Za krzepkie by�y dla tych pa�skich krucho�ci. Pokruszy�by je jak porcelan�, niechby jeno mocniej przycisn�� do piersi. Zaprosi�a panna wybawc� do sto�u, �niadanie zamieni�o si� w biesiad�. Go�ci�a trzy pe�ne dni, misy trzeszcza�y 2 W krainie ba�ni od mi�siwa, musowa�y w szKianicach trunki. Go�ci�aby i miesi�c ca�y, mo�e zatrzyma�a przy sobie na zawsze, �eby tylko zdradzi� ochot�. Ale w wojaku p�yn�a dumna ch�opska krew. Wiedzia� � u pan�w granica mi�dzy kaprysem a serdeczno�ci� nigdy nie rysuje si� wyra�nie. Raz mocna jest jak powr�z konopny, drugi raz w�t�a jak nitka z jedwabiu. Nie szarp � bo pry�nie. Zreszt� mo�e i za surowo os�dza� wojak pann�, bo lgn�a do niego jak pow�j do �odygi bylicy. C�? � nieufno��, ch�opsk� nieufno�� wyhodowa� od dziecka w swym wn�trzu i ta nieufno�� trzyma�a si� serca przez lata, �adne u�miechy losu nie podci�y jej korzeni i pn�czy. Z �alem wypuszcza�a panna za furtk� �o�nierza, odprowadzi�a go a� na trzecie staje. Kroczyli rami� w rami�, gaw�dzili o mi�o�ci i przygodzie. Skarby chcia�a da� we wywdzi�ce, wype�ni� nimi po kraw�d� plecak �o�nierski. Nie przyj�� zap�aty za us�ug�. Nie najemnikiem ju� czu� si� teraz, odk�d porzuci� wojsko, ale wolnym zuchem, dla kt�rego przygoda by�a rado�ci�, pr�b� sprawno�ci i brawury. Je�li broni� panie�skiej niewinno�ci, robi� to z potrzeby serca, nie za �o�dy i lenungi, jak zwykli czyni� jurgieltnicy. Oczywi�cie zanim opu�ci� podw�rzec zamkowy, dopilnowa� jeszcze, �eby s�u�ba zasypa�a zdradzieck� studni�. Jej tajemnic� wyjawi�a mu panna, dobrze obeznana z zakamarkami s�dziwego zamczyska. � Studnia � t�umaczy�a � otwiera�a podziemny tunel, kt�ry prowadzi� a� na kraw�d� jaru pod lasem. Mo�na si� ni� by�o wymkn�� z warowni na wypadek niespodziewanej napa�ci wroga... Odleg�e to ju� dzisiaj czasy i s�dzi�am, �e ludzie zapomnieli o tunelu. Wida� pami�� trwalsza jest od lat, co si� uwarstwi�y w wiek ca�y. Teraz, przy oaprowadzce, przypomnia�a nocn� przygod�, rozsypa�a przed wojakiem dziewcz�ce l�ki. Mo�e oprysz-k�w jest wi�cej, mo�e powr�c� inn� drog�... � Skrzyde� nie maj�, bo nie ptacy �� rozp�dzi� �miechem jej obawy. � Mury te� p�oszy�y ich od dawna, skoro nie pr�bowali wspinaczki. Zreszt�, po tej nauce, jak� im da�em tam w lesie i onegdaj pod lip�, niepr�dko nabior� ch�tki do awantury... Rozstali si� w z�ocistym polu. Ona w�r�d �ez, on po m�sku, beztrosko. Powia� dziewczynie chusteczk�, wskoczy� na ko�, pies zaszczeka�, sok� zakwili�. Ruszyli dalej__ Pogoda sz�a w�drowcowi na r�k�. Deszcz ani razu nie chlusn�� z g�ry. Bure chmurska trzyma�y si� wstydliwie kraw�dzi widnokr�gu, gorza�y z�otem i czerwieni�, lecz nie zap�dza�y si� na �rodek nieba. Min�� sporo dolin i pag�rk�w, miasto na g�rze, potem jeszcze osad� jedn� i drug�. W ko�cu dotar� do nier�wnej, dzierganej drzewami p�aszczyzny, co tarasami ��k i p�l opada�a ku rzece. Rzeka rozlewa�a sie szeroko, wiele dop�yw�w bra�a w siebie, ci co mieszkali bli�ej i dalej, nazywali j� Odr�. Up�ywa�y w�a�nie dwie dekady miesi�ca. Tu te� ju� by� kres wojackiej w�dr�wki. Przeprawi� si� przez wod�. Przy ksi�ycowym �wietle stan�� wreszcie w rodzinnym siole. Wiosk� pozna� od razu. Zmieni�a si� ma�o przez te dwadzie�cia lat rozstania. Cha�upy jeszcze g��biej zapad�y si� w piach przyciesiami. Po dawnemu ros�y d�by, topole i brzeziny. I zielone krzewy rokiciny nad poln� strug�. 19 Sadyby w�asnej ju� nie zasta�. Z�by nie ta �cie�ka z lipami, mo�e by nawet nie trafi� na miejsce po niej. Pi�trowa kamienica, o �cianach z palonej ceg�y rozpiera�a si� jak indor w szerokiej dostatniej zagrodzie. Barwne szyby werandy odbija�y �wiat�o ksi�yca. Dach te� kry�a nie s�oma �ytnia, lecz cementowa dach�wka. Okna by�y szerokie, grz�dy kwieciste. Rzek�by� � zasobna plebania lub pa�ski folwark, a nie ch�opskie domostwo. Dziwowa� si� �o�nierz i nadziwowa� si� nie m�g�. Niepokoi�y go te zbytki. Kto i sk�d wzi�� grosze na takie budyny? Mo�e obcy tutaj ju� mieszka, nie matka--starowina, kt�r� ostawi� w biedzie wybieraj�c si� po niewoli w �wiat szeroki^__________ ' Kr�ci� g�ow�, miarkowa� w sobie i postanowi� na razie kwaterowa� w karczmie. Przenocuje, rozprostuje sfatygowane ko�ci, rankiem zasi�gnie j�-zyka^ co i jak robi�. Rozwaga r�wnie cenna iak odwaga. Zawr�ci� na skraj wsi, do gospody. By�o mu troch� nieswojo, gdy pomy�la�, �e mo�e to ju� wszystko Obczyzna, �e mo�e niepotrzebny by� ten powr�t. Otrzaska� si� w �yciu z niespodziankami. Rych�o wi�c wytrz�s� z g�owy zmartwienia jak popi� z fajki. Zapewni� koniowi miejsce i obrok w stajni. Nakarmi� psa i soko�a. Sam zjad� co� nieco� i wnetki zasn�� �o�nierskim snem w izbie ober�y. Z do�� wysoka ju� s�onko spogl�da�o na ziemi�, gdy wygolony, chwytaj�c na cholewy blaski dnia, przeszed� si� ulicami osiedla. Nie pozna� go nikt i on nie bardzo poznawa�. Czyni� to troch� z wyrachowania. Do�wiadczenie �o�nierskie radzi�o, �e jeszcze nie pora na przypomnienia, na od�wie�anie przykurzonych czasem znajomo�ci. W rozmowie z karczmarzem � jakby mimochodem � zawadzi� o to i o tamto. Czyje to pole, czyj tamten dom? Spyta� te� na ostatek i o rodzinn� zagrod�. Dowiedzia� si� dziwnych rzeczy. � Matka � opowiada� gospodzki � rych�o po �mierci ojca sprzykrzy�a sobie samotno��, wysz�a za m�� za obcego. Przyby� z zachodu, osiad� rta gruncie � nieledwie o miedz� od matczynej chudej gospodarki. Ludzie raczej stronili od niego. Szwargota� nie po swojemu i mia� co� takiego w oczach, �e gdy spojrza�, rozm�wca urywa� w p� zdania. We wsi przebywa� ma�o, zw�aszcza p�niej, gdy mu si� przejad�a gospodarka. Przepada�, znika� gdzie� na ca�e tygodnie. W�r�d wsiowych zostawia� gadk�, �e to t�sknota wyp�dza go z domu, gna do rodzinnego miasta. Ale nie wygl�da� na takiego, co t�skni. Matka nie czu�a si� szcz�liwa. K��tnia by�a cz�stym go�ciem w ich domu. Bi� nawet pono� rodzicielk�, maltretowa�. Pop�akiwa�a �g��seczkiem", t�skni�c za synem: � �Gdyby tu by�, nie dzia�aby mi si� krzywda". Nied�ugo te� po�y�a... �o�nierzowi, gdy s�ucha�, p�ka�o serce, zaciska�y si� pi�ci. A karczmarz-gadu�a, zn�cony zasobn� kies� wojaka, nie oszcz�dza� j�zyka: � W par� tygodni po �mierci pierwszej �ony ojczym wprowadzi� now� gospodyni� do chaty. Nietutejsz�, przyb��d� z grodu. Zacz�y si� inne porz�dki. Kaza� zburzy� star� cha�up�, co wychowa�a pokolenia. Z dalekiego miasta zwozili wsioscy ludzie ceg��, cement, wszelaki budulec. Przyszli obcy majstrowie, po�o�yli kamienne fundamenty, wystawili prawie pa�sk� will�. I pola nazagarnia�. P�aci� s�siadom takie ceny, �e gdzie indziej mogli za nie kupi� dwa razy wi�cej gruntu. W izbach wygodne meble, w oborach liczna chudoba. 20 W pokojach uczty, muzyka. Przyje�d�ali do niego bogaci z odleg�ych stron, hulali i pili na u m�r. Okna trz�s�y si� od wiwat�w. Stary karczmarz zosta� na uboczu ze sw� gospod�. Przychodzi�y do niego dziady, by odetchn�� na sosnowej �awie. A� dziw bra�, sk�d si� tamtemu tak sypa�o z�oto w skrzynie. Skarby jakie wykopa� pod miedz� czy co? Przecie� manna z nieba nie spada. Przy pracy si� te� nie wysila�, robi� mniej ni� inni. Ba, z g�ry patrzy� na tych przy p�ugu, �e nie wiada by�o, czapk� zdj�� przed nim czy w pysk prasn��. Karczmarz przerwa� zwierzenia i obejrza� si� niespokojnie. Jakby w obawie, czy go gdzie szpieg nie pods�uchuje. Po szczero�ci przysz�o zamy�lenie. Umilk� przestro�nie i jeno b�bni� paluchami w odrapany brudny wierzch sto�u. Ale �o�nierz wiedzia�, jak go zach�ci� do dalszych wynurze�. Kaza� postawi� trzeci� i czwart� kwart� miodu. Talary zadzwoni�y melodyjnie w st� szyn-karski okuty blach�* Szynkarz doko�czy� ju� szeptem: � M�wi�, �e te bogactwa to krzywda ludzka. �e ojczym na rozb�j chadza. Kt� tam wie, ile w tym prawdy. Jake� nie chwyci� za r�k�, nie miel j�zykiem po pr�nicy. Jedno by�o oczywiste: biedota wiejska nie mia�a � niego poratowania. Karczmarz ucich� i tym razem ju� na d�ugo. Nie mia� nic wi�cej do powiedzenia. Zaj�� si� wsioskimi, co wst�powali na kufel piwa, a troch� i z ciekawo�ci, co to za przybysz pobrz�kuje tak hojnie pieni��kami w karczmisku. Junak zasumowa� si� w sobie. W roztropnej g�owie nakre�li� plan dzia�ania. Przede wszystkim wym�g� na ober�y�cie, �e b�dzie milcza�, �e nie pu�ci pary z g�by. W jego �o�nierskim i we w�asnym interesie. Do czasu, a� si� wyklaruj� sprawy. Uregulowa� rachunek z nawi�zk�. Osiod�a� konia. Got�w do walki, zajecha� do ojcowskiej zagrody. Wysz�a przed pr�g sieni urodziwa macocha i prze�widrowa�a go oczami. Przedstawi� si� jako kwatermistrz, cO szuka kwater dla wojska. Niby �e niezad�ugo manewry szykuj� si� we wsi. Dla siebie te� kaza� izb� nie najpo�led-niejsz� przygotowa�. Zakwaterowa� si�, rozezna� w k�tach i wnet zjedna� sobie wzgl�dy macochy. Przemog�a w sobie nieufno��, coraz ch�tniej wdawa�a si� z nim w pogaw�dki. Zwyczajnie jak to m�oducha. Tym ch�tniej, �e � jak rzek�a � m�� wyjecha� daleko w gospodarskiej sprawie i nie-rych�o si� go spodziewa. A samotnej kobiecie nuda. Nie nudzi� si� wojak. Po nawi�zaniu znajomo�ci z gospodyni� zaprzyja�ni� si� z domownikami. Swoj� drog� rozgl�da� si� bacznie, co i jak, spostrze�enia notowa� w g�owie. Up�yn�� tydzie�. Gospodarz nie wraca�. Wojak zauwa�y� niepok�j macochy i zmiarkowa�, �e si� cosi niedobrego �wi�ci w powietrzu. Najwidoczniej si� gryz�a, cho� udawa�a weso�o�� przed nim. Domownicy te� chodzili jacy� nielusi i osowiali. Ju� mia� zamiar wzi�� gospodyni� na przepytki, szcz�ciem zjawi� si� ojczym. Zdro�ony by�, ledwo trzyma� si� na nogach. Z niebliskiej wida� wraca� w��cz�gi. Spotkali si� przypadkiem w sieni. W�a�nie wraca� �o�nierz do izby po zaobrokowaniu konia. Otaksowali si� spojrzeniem i od razu wszystko by�o widoczne. Nie, stanowczo nie przypadli sobie do gustu. Nie tylko oni dwaj. Zawarowa� gro�nie pies �o�nierski na widok gospodarza, :o 21 sok� frun�� ku powale i zakraka� dojmuj�co. Z pobliskiej stajni ko� zar�a� d�ugo i �a�o�nie. Jeden szczeg� uderzy� oczy �o�nierza. Gospodarz nosi� r�k� na temblaku. Opatulon�, owini�t� szmatami. �onie i kwatermistrzowi wyja�ni� gniewnie, �e mia� wypadek, �e spad� z konia i pokaleczy� si� w palce. �o�nierz przyj�� wyja�nienie do wiadomo�ci, ale inne my�li t�uk�y si� pod jego czaszk�... Szybkim krokiem zbli�a� si� kres przygody. Zaraz po spotkaniu zamkni�temu w izbie junakowi donios�y �ciany � �ciany maj� uszy � o gwa�townej sprzeczce mi�dzy macoch� i ojczymem. Swarzyli si�, a� dom dygota� w posadach. Domy�la� si�, o co im chodzi. Bogacz gniewa� si� o to, �e �ona przyj�a �o�nierza na kwater�. Macocha zas�ania�a si�, czym mog�a, �e nie wypada�o uchybia� go�cinno�ci, �e czu�a si� bezsilna wobec natr�ta. Jak to zwykle w takowych razach. Zabrz�cza�y w uszach jak pszczo�y urywane gwa�towne s�owa: � Przyb��da, nie kwatermistrz! Podst�pem ci� omota�, �eby jako szpieg zbada�, co i jak. Ale niedoczekanie! Ju� ja si� ko�o niego ukrz�tn� jak nale�y. Nakarmi� go tak na tej kwaterze, �e mu sztorcem jedzenie stanie w gardle! Wojak s�ucha� dalekich s��w i dziwi� si�, sk�d mu ten bas taki znajomy. Nazajutrz ledwo �wit macocha zastuka�a do drzwi �o�nierskiego pokoju. S�odka by�a jak syrop i trzepotliwa jak krasiwronka. Osobi�cie, co nie le�a�o w jej zwyczaju, przynios�a go�ciowi mleko i chleb. Kromy pszeniczniaka, p�askie jak otoczaki, do tego jeszcze grubo mas�em posmarowane. Postawi�a garneK na stole, po�ar-towa�a. Zajrza�a zalotnie w oczy. Zatrzasn�a ze �miechem drzwi kowane, dudni�c po sieni stopami jak m��dka. Nie zwiod�a t� zalotno�ci� wojaka. Trzyma� si� w ryzach. � Spr�bujemy, piesku? � spyta� owczarka. Pies w odpowiedzi naje�y� sier�� i warkn�� gniewnie. Najwidoczniej w�szy� co� za drzwiami. Potem wspar� �apy na kraw�dzi sto�u, pow�cha� mleko i zawy� przejmuj�co. Wojak skin�� domy�lnie g�ow�. � A ty, sokole? � skierowa� wzrok na ptaka, co drzema� na nalepie pieca. Sok� za�opota� skrzyd�ami, sfrun�� na st� i ca�� si�� piersi zepchn�� garnek z mlekiem na pod�og�. �o�nierzowi nie trza by�o wi�cej. Zrozumia�: ojczym wype�nia pogr�k� o �nakarmieniu". W garnku z mlekiem znajdowa�a si� trucizna. Nie by�o co zwleka� � chwila porachunku nadesz�a. Porwa� w gar�� szabl�, jak piorun wypad� z izby na podw�rze. W�a�nie gospodarz dosiada� koby�y, jakby przeczuwa�, co si� kroi. Przekle�stwa sypa�y si� szczodrze. �o�nierz pozby� si� ju� ca�kowicie w�tpliwo�ci: tak, to by� g�os wata�ki z niedawnej zamkowej przygody. Kalectwo r�ki powsta�o nie z upadku, lecz od ciosu �o�nierskiej szabli. W mig osiod�a� wiernego siwka, otworzy� na o�cie� drzwi stajni. Ju� w biegu skoczy� na siod�o. Przed nim dudni�y kopyta wata�kowej gniadej koby�y. Wojak nie jecha� sam. Towarzyszy�y mu owczar z soko�em jak czujne zwiady. Wnet wyprzedzi�y pana. �ciga�y z�oczy�c� co si� w �apach i skrzyd�ach. Jakby te same my�li nurtowa�y w nich, co i w panu. Jakby to samo pragnienie zemsty rozpala�o im �lepia. Trwa� wy�cig na �mier� i �ycie. Bezlitosny, niehamowany. Pr�no by si� 22 wysila� wiatr, z�by mu sprosta�. Nie dogoni�by, nie zabieg�by. �o�nierski ko� bez zach�ty rozwin�� ca�y kunszt biegarski. Nie bieg�, prawie p�yn�� w powietrzu. Jak uskrzydlony pegaz z bajki. Zreszt� nie pierwszyzna to by�a dla niego. Wprawi� si�, wy�wiczy� w podjazdach i po�cigach.., Jednak i koby�a zb�jnika nie ust�powa�a tamtemu. Odchowana by�a, �mig�a. Dystans ani si� skraca�, ani si� wyd�u�a�. Wydawa� si� niezmienny w jednakowo�ci. Mija�y ci�kie jak s��nie godziny. Coraz wi�cej wyra�nia� oczom las odleg�y. Sosny, jod�y i d�by zro�ni�te na poz�r w �cian�, r�ni�y si� mi�dzy sob�, oddziela�y gonne pnie od pni. Przybli�a�y si�, bieg�y naprzeciw. Wreszcie zatarasowa�y drog� ciasno jak g�szcze �ywop�otu. Za chwil� zawr� si� jak wr�tnie i schowaj� je�d�ca i konia. W�a�nie ojczym �ci�gn�� ostro cugle, by skierowa� koby�� na �cie�k� le�n�, kiedy sta�a si� ta rzecz, kt�rej nie spodziewa� si� �o�nierz. Wierny sok� uprzedzi� zamiar ucieczki. Jak kamie� spad� na pysk koby�y i zas�oni� jej �lepia skrzyd�ami. Przel�k�y ko� rzuci� si� w bok gwa�townie, potkn�� si� o kamie�, run�� w paprocie. Podni�s� si� zaraz, ale ju� bez je�d�ca. Opryszek le�a� na wznak, nawet nie pr�bowa� d�wign�� si� z ziemi. Owczarek � wsparty na jego piersi � ods�oni�ciem k��w przekonywa� go niedwuznacznie, �e lepiej zachowa� si� spokojnie. Ten jest silniejszy, kto na wierzchu. Pofolgowa� zwyci�onemu dopiero wtedy, gdy �o�nierz zluzowa� go w wartowaniu. Wzi�ty na powr�z, z ostrzem szabli na karku, zb�jnik kroczy� pos�usznie w le�ne ost�py. Gdzie� w samym ich sercu znajdowa�a si� zamaskowana jaskinia. Jeniec zdradzi� jej tajemnic� w nadziei, �e wymiga si� od kary. Mo�e liczy� i na to, �e uda mu si� zawieruszy� 23 w jej labiryntach. Rozga��zia�a si� we wn�trzu pag�ra jak jab�o� czy wi�z odnogami. Odnalezienie wej�cia do kryj�wki stanowi�oby trud wielu tygodni. Zakrywa�y je le�ne bluszcze i wid�aki. Za wrota s�u�y� g�az ci�ki i zielony od mch�w. Rozpadliny* rzucone w pobli�u, utrudnia�y i tak ryzykowny ju� dost�p. Wi�zie� nacisn�� mechanizm tajemny, dobrze zamaskowany pod listowiem. Ci�ki g�az ochryple zaskrzypia� w zawiasach. Leniwie wycofywa� si� w skalna wn�k�. Ods�oni�o si� wej�cie, ledwo widoczny chodnik czeka� tajemniczo na go�ci. Nie waha�y si� � pies i sok�. Pogna�y w czelu�� bezszelestnie. Za nimi ludzie. Zej�cie by�o g��bokie i trudne jak szyb kopalni, Nieforemne up�azy s�u�y�y za stopnie. �cie�ka �ama�a si� w zygzaki, wznosi�a si� i opada�a. W ko�cu jednak wyr�wna� si� chodnik. Prowadzi� ju� teraz prosto, utarty, g�adki, o�wietlony alabastrowymi lampami stalaktyk�w, co zwisa�y szczodrze ze stropu. Rozwar�y si� wierzeje czarodziejskiej komnaty. Roz�ama�y si� na po�owy ci�kie, kowane drzwi zb�jnikowego skarbca. W arkadowym podziemiu jasno by�o i s�onecznie jak od tysi�ca lamp elektrycznych. �o�nierskie oczy, nawyk�e do zieleni p�l i modro�ci nieba, ledwo mog�y znie�� potop blask�w. Nie p�on�y to lampy ani dzie� nie wpad� przez kolorowe szyby do wn�trza. Nie zagl�da� te� miesi�c przez dr��one w skale otwory. To skarby sezamu l�ni�y siedmioma barwami t�czy. W najpi�kniejszej klechdzie arabskiej nie znalaz�by� takich czarodzieistw. Na �ciennych hakach wisia�a bro� kosztowna: szable, kr�cice i jatagany*. jatagan � krzywy n� turecki Ich g�owice i kolby wyk�adane by�y drogimi kamieniami. Na �awach i sto�ach, krzesanych z ^blok�w kwarcowych, sta�y g�sto kielichy i �wieczniki, obok nich kryszta�owe wazy i dzbany. Pi�trzy�y si� misy malowane w ludowe wzory i desenie. Zbija�y si� w grupy figurynki przewiotkie, koronkowe rze�by zwierz�t i ptak�w. W skrzyniach, kt�re m�ot i d�uto formowa�y w srebrze i br�zie, �arzy�y si� diamenty, brylanty i rubiny, niby najosobliwsze konstelacje zodiaku. Nie naz