12335
Szczegóły |
Tytuł |
12335 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12335 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12335 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12335 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ZBIGNIEW �AKIEWICZ
Gorycz i s�l morza
Gorycz i s�l morza
Gda�skie Smorgonie
s�owo/obraz terytoria
Wnet si� rozbiega wszystek r�d �wierz�cy, Zbiera� doktorow,
recept jak najwi�cej, Co ich mie� mog� wszystkie lasy zgo�a, Li-
bijskie knieje i smorgo�ska szko�a.
Franciszek Zab�ocki 1775
C� ty si� tak skrzywi�a, smorgo�ska fioko� Fiu, fiu w g�owie�
Juliusz S�owacki Z�ota czaszka
O Smorgonjo, ja ci� kocham czule,
Lecz mi�o�� dobra, je�li brz�czy co� w szkatule!
Konstanty Ildefons Ga�czy�ski
Smorgonie, miasteczko w powiecie oszmia�skim wojew�dztwa
wile�skiego, mieszczanie smorgo�scy obuczali nied�wiedzi�t-
ka i wodzili si� z nimi po Rzplitej; st�d nazwa Akademii Smor-
go�skiej i jej akademik�w.
Aleksander Br�ckner Encyklopedia staropolska, 1939
Smorgo�ski, odnosz�cy si� do miasteczka Smorgo� na Litwie,
gdzie by� zak�ad tresowania nied�wiedzi; akademik smorgo�-
ski, gagatek smorgo�ski, niezgrabiasz�
Micha� Arct S�ownik Ilustrowany J�zyka Polskiego, 1916
Smorgonie (Smarho�), w XVI � 1. po�owie XVII wieku o�rodek
kalwi�ski, s�awny w Europie o�rodek tresury nied�wiedzi, zwany
akademi� smorgo�sk�, istniej�cy by� mo�e ju� w XVI wieku,
w XVIII wieku prowadzony przez Cygan�w (tresowali tu r�wno-
cze�nie kilkadziesi�t nied�wiedzi, a tak�e ma�py).
Nowa Encyklopedia Powszechna PWN, 1996
CZʌ� PIERWSZA
Brzegiem morza
Wjazd
Jechali�my krain� rozleg�� i p�ask� w d�ugi lipcowy wiecz�r i
przez noc ca��, wszystko widz�c z wysoka i w p�dzie. �ciem-
nia�ym srebrem ko�ysa�o si� wyk�oszone zbo�e, jak plastry mio- du
��ci�y si� rzepaki, migota�y klockowate domostwa, szare i
byle jakie. Nasze miejsca by�y nad szoferk�, w oszklonej do
po�owy klatce. Podrzemywali�my zmorzeni ca�onocn� mord�-
g�, przedmuchiwani nocnym wiatrem. Nagle poczu�em moc-
ne szturchni�cie w bok.
� Popatrz tylko, na sam koniec ziemi my zajechali � powie-
dzia�a ona, moja ciotule�ka*. By�a wyra�nie poruszona i jej
szare oczka wr�bla b�yszcza�y jak �ywe srebro.
Meblow�z wdrapa� si� na Kokosze Wzg�rze, sk�d widzia�o si�
ceramiczn� wysp� ceglastych dach�w. W�r�d nich zalega� ru-
dawy hipopotam bazyliki Mariackiej. Na lewo stercza�y szyje
jakich� przedpotopowych gad�w, d�ugie i �ylaste. Gadziska z
zatroskaniem pochyla�y si� nad rudymi kad�ubami i wida�
by�o, �e kad�uby te s� martwe i kto� je pr�buje galwanizowa�,
gdy� b�yska�o tam i iskrzy�o jaskrawosinym ogniem.
A nad nimi i ponad miastem wznosi�o si� granatowe pole, skru-
pulatnie zakre�lone �ukiem horyzontu. Na tych sino�ciach � bia�e,
* Zobacz: Ciotule�ka. Opowie�ci �artobliwe, Gda�sk 1988.
9
wielopi�trowe budowle. Mog�o dziwi�, �e kto� zlekcewa�y� tyle
szerokiego pola, zaora� je, lecz nie obsia� i postawi� swe pa�ace.
� Wody mnogie stoj� ponad ziemi�. I po co my tu przyjecha-
li? Tu ju� koniec wszystkiego � westchn�a ciotule�ka.
� Ja cz�owiek ziemski: ani z wody, ani z powietrza. Nie miesz-
ka� mnie tutaj � orzek�a po chwili, wida�, �e szykuj�c si� do
zamieszkania byle dalej od kra�ca.
Zjechali�my w d�. Widzenie sczez�o. Pojawi�y si� domy i do-
meczki, potem kamienice. Przejechali�my obok pot�nego gma-
szyska o stromym, czerwonym dachu. Naprzeciw wyrasta�o co� na
kszta�t murowanego, gotyckiego zamczyska z wysmuk�� wie- ��
zegarow�. Co par� minut podje�d�a�y tu poci�gi z gwizdem i
szcz�kiem �elastwa, aby p�dzi� gdzie� w g��b miasta. Wpadli�my
w alej� ze szpalerem dziuplastych, kikutowatych drzew.
Niech�tnie i z oci�ganiem pod lipy podesz�y bukowe
wzniesienia. Tu� zaraz, na placu wcinaj�cym si� we wzg�rza,
wybrzusza� si� namiot cyrkowy. Nasz meblow�z stan��. Za nasy-
pem kolejowym trwa� huk i �omot. Rdzawe kad�uby oplot�a pa-
j�cza sie� rusztowa�. �azi�y po niej granatowe mr�wki, aby co
par� sekund wznieca� �w ostry b�ysk ujarzmionej b�yskawicy.
� Taka Wie�a Babel budowa�! Ciekawa ja bardzo, co tutaj
cz�owiek mo�e sobie my�le�? � zastanawia�a si� ciotule�ka,
przecieraj�c chusteczk� za�zawione oczy.
Nasz kierowca, pan W�adzio, wychyli� sko�tuniony �eb z szo-
ferki i gestem rezygnacji wskaza� przed siebie. Stali�my przed
w�skim przejazdem, w�a�nie przetacza� si� tam w�zek zaprz�-
�ony w par� burych nied�wiedzi. Ci�gn�y dykt� zapraszaj�c�
na cyrkowe atrakcje: ta�ce s�oni, podniebn� akrobacj� i specjal-
n� tresur� nied�wiedzi.
� Jak to oni mog� specjalnie tresowa� nied�wiedzie? Nasz
Radziwi�� Panie Kochanku je�dzi� w posz�stnej karecie zaprz�-
10
�onej w nied�wiedzie. A co tutaj ka�� im robi�? � zaintereso-
wa�a si� ciotule�ka.
Jakby w odpowiedzi da� si� s�ysze� j�k syren. I oto bury nie-
d�wied� wspi�� si� na tylne �apy, ci�ko zatupa� i zarycza� bo-
le�nie. Odpowiedzia�y mu ryki z cyrkowych woz�w i grzmot
lwiej t�sknoty. Przed nami przemkn�� w�z stra�acki i dwa ga-
ziki: trudno by�o dojrze�, czy milicjanci to, czy stra�acy.
A nied�wied� dalej trwa� w tej postawie, kt�ra z ma�py mia�a
uczyni� cz�owieka, a obr�ciwszy ku nam sw� paszcz�, co� prze-
kazywa� nied�wiedzi� skarg�. Czy �ali� si� na to specjalne tre-
sowanie, czy te� dowodzi�, �e dalej si� chce ucz�owiecza�?
Niech go tylko wyprz�gn� z tego w�zka, a p�jdzie na dw�ch
�apach z odciskiem ludzkiej stopy ku bukowym wzg�rzom.
A mo�e na to granatowe pole nawis�e nad miastem, prowadz�-
ce do zaprzepaszczonych Smorgonij?�
Wtedy niepozorny cz�eczyna w zat�uszczonym berecie
d�gn�� besti� �elazem pod �ebro i szarpn�� za chrapy. I nie-
d�wied� pos�usznie zacztero�api�. A my�my ruszyli dalej w g��b
miasta.
* * *
Dom nasz stoi na stoku wzg�rza, wok� szumi� buki, zalewa-
j�c okna zielonym odblaskiem. Domostwo � z wie�yczk� pa-
mi�taj�c� prawdziwe dziewi�tnastowiecze, gdy �ycie dom�w
obliczano nie na jedno pokolenie.
Pakujemy si� na pi�tro z meblami i bebechami pozbierany-
mi po ca�ym �wiecie. Pan W�adzio chodzi po pokojach, czupry-
n� ko�tuni i nadziwi� si� nie mo�e.
� A co ty sobie my�lisz? I jemu si� troch� poszcz�ci�o! � ofuk- n�a
ciotule�ka. � No, ja posiedz� tutaj tyle tylko, �eby jak�� chat�
znale��: byle dalej od wody.
11
Po wniesieniu mebli odprawiamy ch�opc�w z s�siedztwa na
zas�u�one piwo, sami za� mamy zasi��� przy stole, kt�ry by�
zostawiony na po�egnanie Po�udnia, a teraz jest por�czny na
przywitanie P�nocy.
� Id� ty do s�siad�w i zapro� ich na parapet�wka. Nie uchodzi
tak �cichap�k si� wprowadza�. Przy okazji poznasz, z kim b�-
dziesz mia� przyjemno�� na d�ugie lata � rozkazuje ciotule�ka.
� Ma�o to my si� nabadziali po �wiecie? Wida� taki ju� nasz los,
�eby miejsca jednego za d�ugo nie zagrzewa� � protestuj�.
� Dur�k ty. Wkroczy� w wiek m�ski � tak oczekuj kl�ski. Nie
obejrzymy si� nawet, jak ja twoj� r�wie�nic� b�d�. No, mnie
ju� nie obaczysz � m�wi proroczo ciotule�ka.
Wychodz� na schody, czuj�c zapach butwienia i starego
muru. �I kogo� mog� spotka� w tym mie�cie uczepionym sa-
mego szczytu mapy kraju � my�l� � zaokr�glonego dziwnie,
jakby kto� niewprawn� r�k� zakre�li� kszta�t serca�. I staj�
przed okienkiem, widz�c buki b�yszcz�ce olei�cie w po�udnio-
wym s�o�cu, a dalej sin� kresk� zatoki.
Spoza drzwi dobiegaj� g�osy jakby sprzeczki. Jeden troch� pi-
skliwy, czy na wysokiej nucie, wyra�nie kogo� ruga. Drugi � od-
powiada p�basem. Pukam i widz� znajom� posta� w przet�usz-
czonym bereciku. Bucha smr�d papieros�w i opary gorza�ki.
� Witam nowego s�siada! � objawia niespodziewan� rado��
cz�eczyna, �ciskaj�c moj� d�o� swoj� tward�, spracowan� r�k�
i zapraszaj�c, a w�a�ciwie wci�gaj�c do wn�trza.
� A to Wiesio, malarz � przedstawia wysokiego szatyna o twa-
rzy junackiej, z w�osami do ramion. � Przyjaciel domu, mo�na
rzec, i Niu�kin kawaler.
� Tak, on nowy s�siad, trzeba mu kropl�wki da�, �eby nie
zas�ab� po tej ci�kiej przeprowadzce � uprzedza gest gospoda- rza
Wiesio.
12
Wypijam jak�� s�odkaw� nalewk�.
� Oblizuje si� nasz s�siad. Miodek poczu�. B�dziesz mia�,
Micha�ku, prawdziwego Misia pod r�k� � bezceremonialnie
spoufala si� malarz.
� Jak on Miszka, to bratem tobie b�dzie. Wypada, �eby�cie
wypili brudzia � proponuje nied�wiednik, wyra�nie ju� podpity. Nie
pozostaje mi nic innego, jak zahaczy� r�ce w rytualnym ge�cie i
wypi� z musztard�wki nape�nionej do po�owy miod�wk�.
� Kiedy ty ju� dla mnie bratem, to musisz pozna� Niusi�. Id�, nie
b�j si� � malarz lekko wpycha mnie do s�siedniego pokoju.
Widz� dziewczyn� siedz�c� w p� obrotu przed wysokim lu-
strem, odbit� i ogl�dan� podw�jnie. Jedna � o ptasim profilu,
z nosem prostym i czo�em spadzistym niczym z greckiej wazy;
druga � patrz�ca na mnie, o szerokich ko�ciach policzkowych,
mi�kkim podbr�dku i pulchnych wargach o barwie dojrza�ej
jarz�biny.
W pokoju pachnie wod� kwiatow� �By� mo�e�, kremem �Ni- vea�
i gorzkaw� s�ono�ci� morza.
� Co� zanadto obcesowy jest ten Wiesio � b�kam, przysiada- j�c
si� na krzese�ku.
� Wiesio jak to Wiesio � m�wi sentencjonalnie dziewczyna. �
My�li pan zapewne o moim papciu, Michale? Trudno, je�li ci�-
gle z nied�wiedziem ma si� do czynienia.
� Przyszed�em zaprosi� s�siad�w na parapet�wk�
� Musz� panu zdradzi� � m�wi Niusia, u�miechaj�c si� prze-
kornie � �e ja dla Wiesia za modelk� s�u��. Pe�ny akt!
� Modelem jest dla mnie � potwierdza Wiesio, swoj� figur�
przys�aniaj�c drzwi. � Nawet kiedy jej nie maluj�, to te� j�
maluj�. Czuj�, �e we dw�ch, panie Misiu, b�dziemy mieli jed-
n� modelk�.
� Ale� gdzie tam, wolne �arty�
13
� Zostaw ich Wiesio, niech sobie pogaw�dz�. Jaki� ty w�cib-
ski. Chod�, gorza�a stygnie � rozkazuje nied�wiednik.
� Czekamy na s�siad�w na dole � pr�buj� wycofa� si� cho�by z
odrobin� godno�ci, ale Micha� dostatecznie jest pijany, bo
zaczyna traktowa� mnie jak najprawdziwszego nied�wiedzia.
�apie za klapy i pod �ebra wsadza co� na kszta�t widelca.
Wyrywam si� i uchodz� z alkowy, i nie wiem ju�, czy jestem
wpychany, czy wypychany z ramion Wiesiowej modelki, bo
wszystko od chwili wjazdu na Kokosze Wzg�rze zaczyna stawa� si�
nieprawdopodobne.
Pogr��am si� i ton�
Ziemia tutejsza okaza�a si� z samego piasku: czystego, ��te- go
kwarcu, kt�ry skrzypi pod nogami jak �nieg w najsro�sze
mrozy. Na tej oczyszczonej z wszelkiego �ycia glebie wyleguj�
si� t�umy, prawie nagie, br�zowe, czerwonawe albo bia�awe
z krwawym rumie�cem na brzuchu i �ydkach.
� Rozwalili si� puzem do g�ry, nie dziwota: wszelkie �ycie z
wody wysz�o. Ci�gnie cz�owieka do tych pieluszek, ciep�ych i
pluszcz�cych � kwituje ciotule�ka swoje nauki, kt�re zaczerp-
n�a w Brukseli dalekiej u o�wieconych naturalist�w czy in-
nych pozytywist�w.
Nad pla�� unosi si� sinawa �ciana, a do niej � niby bia�e mo-
tyle � przypi�te s� statki. Gdy si� im bli�ej przyjrze� � raz wy-
daje si�, �e rozfalowana woda p�ynie ku nam, to zn�w, �e to
statki pod��aj�: jedne ku granicy owej �ciany, kt�ra stan�a
wysoko i si�ga nieba, drugie ku d�ugiemu paskowi falochronu,
gdzie frasobliwie pochylaj� si� portowe d�wigi. Cho� jest to
ju� rzecz zwyczajna, nie mo�emy si� nadziwi� morzu, kt�re
uwypukla si� nad l�dem i nie zalewa go.
� Wszystko tu jest myl�ce, a ju� dla nas na pewno. Uwa�aj ty
sobie � m�wi ciotule�ka, nie wiedzie� do czego pij�c, bo w�a-
�nie, brn�c po kostki w piachu, kieruje si� ku nam Niusia. R�o-
15
we pantofelki trzyma w gar�ci. W�osy w podmuchach bryzy
trzepocz� jak p�owa chor�giewka.
� Ja wcale si� z ni� nie umawia�am � m�wi ciotule�ka. � Prze-
cie nie mog�am nie powiedzie�, �e idziemy do Jelitkowa.
Nie bardzo wiem, co o tym wszystkim my�le�, a tu na doda- tek
do s�onawej gorzko�ci morza przypl�tuj� si� zapachy �By� mo�e�.
� Dzi� mam wychodne � m�wi Niusia. � Przespacerujemy si� do
Sopotu. Pani Ewelina na pewno b�dzie zadowolona�
� Ja tam, kochanie�ka, ze wszystkiego jestem zadowolona. I
do chodzenia pierwsza. Tylko nie wiem, czy jemu b�dzie po
drodze? � m�wi ciotule�ka.
� B�dzie, b�dzie. Pan Misio ma teraz wakacje i ciekaw on
musi by� �wiata tutejszego � uspokaja Niusia.
Brzegiem pla�y dochodzimy do Sopotu. Ciotule�ka, wida� to,
przej�ta jest wszystkim wok�. Tyle razy chcia�a by� w tej perle
Ba�tyku, a tu patrz�j! � nawet przyje�d�a� nie trzeba, kiedy raz si�
przyjecha�o. Szczeg�lnie poci�ga j� molo. Op�acamy si�
smutnej pani siedz�cej w bia�ej budce. Pergole, gazony, kwiet-
niki i biegn�ce p�kolem, oszklone zadaszenie wcale ciotule�ki
nie interesuj�.
� Mostem wej�� na morze, to jest co�! � m�wi, wci�� trzy-
maj�c si� ramienia Niusi. Tytu�uje j� pani� Anusi�. I obie gna-
j� w p�kilometrow� dal pomostu, pod nim chlupie p�ukanie
wielkich, starych �cierek.
Ale im dalej zapuszczamy si� na ten dziwny most, po kt�rym
nikomu nie je�dzi�, po obu stronach jest coraz wi�cej wody.
Zatrzymujemy si� przy drewnianej balustradzie, na kt�rej
r�wnym rz�dkiem siad�y bia�opierzaste mewy ze stalowym
grzbietem, ka�da oddalona od drugiej o te dwadzie�cia centy-
metr�w: ni mniej, ni wi�cej. Mewy siedz� i patrz� na nas pa-
16
ciorkiem ��tego oczka, zielonkawym dziobem mierz�c w prze-
strze�, ale wystarczy odrobina chleba, a ju� wzlatuj� z przeni-
kliwym �kia!�, pikuj�c wprost na nas.
� A �eby was korszun porwa�! Rozdziobi� nas jak te kruki i
wrony � gorszy si� ciotule�ka bezczelno�ci� mew, kt�re rze-
czywi�cie gotowe nam oko wyd�uba� w tym kosz�cym i pikuj�-
cym locie.
Na dolnym pomo�cie paru ch�opak�w wyci�ga nadzian� na
haczyk dziwn� ryb�. Wielka jest jak li�� �opucha i jak �opuch
p�aska: z jednej strony bia�a, z drugiej oliwkowoszara i co� jak- by
z jednym okiem i jedn� skrzel�.
� Dziwactwo jakie�! I kto j� tak rozplaska�? � dziwi si� ciotu-
le�ka.
� Wiadomo: morze plaska�o, a� rozplaska�o � m�wi�.
Niusia �mieje si� serdecznie, wi�c i ciotule�ka u�miecha si�
chitre�ko i po swojemu.
� Kto by si� nie dziwi�? My ludzie oszmia�scy, z bor�w my
wyszli, dzi�cielin� i gryk� my siali, w Smorgoniach obwarzanki
zjadali. Idziemy dalej. Do Szwecji mnie �pieszno � m�wi i uwodzi
nas za bia�� budk� z wysokim masztem, a tam schodkami w d�.
� Most si� ko�czy i do Szwecji nam nie doj��. To po co budo-
wa� takie mosty? � dalej dziwi si� przewrotnie.
Tymczasem morze dziwnie si� wyg�adza: nie woda to, a stal
niebieskoszara, po�yskuj�ca olei�cie. Nic, tylko wkroczy� w t�
g�ad� i i�� przed siebie, a� do porzucenia wszelkiego ziemskie- go
sensu i porz�dku.
� O, tu s� takie drabinki dla bardziej odwa�nych � pokazuje
Niusia jakie� �elazne pr�ty si�gaj�ce g�adzi.
Na skraju pomostu siedzi stary, w�saty cz�owiek w gumia-
kach, ubrany byle jak, ale z w�dk�, plecaczkiem i blaszank�
z przyn�t�.
17
� Byli takie odwa�ne � m�wi on � ale si� sko�czyli. Dzi� nie te
czasy. Ryb� i te Ruskie z morza wy�apali. A zaraz po wojnie to
mo�na by�o morzem doj�� do Bornholmu. A co do ryby, to
w�gorz by� taki t�usty, �e smarowali jego na chleb. Wida� od
tych potopionych, co uciekali przed Ruskim. Uciekali, uciekali, a
Ruskie wszystkich ich zbombili.
� Jak�e� to tak? Do Bornholmu na piechot�? � przytomnie
zapytuje ciotule�ka.
� Wida�, �e paniusia nie tutejsza. Zaraz po wojnie takie mro- zy
przyszli, �e morze �cisn�o, kto wie, mo�e do samej Szwecji. No
wsz�dzie stali enkawudzisty i nar�d polski nie puskali �
ch�tnie wdaje si� w pogaw�dk� stary cz�owiek. Wyci�ga z kie-
szeni kapciuch sk�rzany, z baranich mud�w, i zabiera si� do
robienia skr�ta.
� A �eby� ciebie licho! Tak ja widza, �e wy nie tutejszy, a
nasz � tamtejszy! � klaszcze w d�onie ciotule�ka. � Adk�l wy
bendziecie?
� Ja zawsze by� tutejszy, cho�by nawet by� tamtejszy. My tu
wszyscy zjechali w czterdziestym pi�tym albo sz�stym. S� te�
za Gomu�ki wypuszczone z samego Sybiru i z Kazachstanu � z
niezm�conym spokojem odpowiada w�dkarz, �lini�c skr�ta, jak
si� nale�y z porz�dnie zadrukowanej gazety zrobionego.
� A du�o tu jest, jak m�wicie, tutejszych, co byli tamtejszymi?
� Du�o. Chiba po�owa miasta. Wie�li nas za repatryjant�w
jakich�. � Wilna to wszystkich wyganiali, �eby Ruskim i co bar-
dziej bolszewickim Litwinom miejsca zrobi�. A z wiosek to nie
puskali: �Siad�i, rabotaj, szto � w�a�� tobia nasza sia nie spodo-
ba�a?!�. Tak ludzie i si� zostali, jedno ze strachu, no w wienk-
szo�ci to na Polska czekajonc.
� Tak ja wiem to wszystko � wzdycha ciotule�ka, coraz bar-
dziej na swojsk� mow� przechodz�c. � Ja te� � Wilna wyjechaw-
18
szy, ale tak naprawd�, to my Oszmia�czuki. Nied�wiedzie my
tresowali w Smorgoniach.
� Tak ja od razu i wiedzia�, �e wy nasza. Ot, i zagada�sia ja z
wami. A co do nied�wiedzi�w, to pierwsze s�ysz�
� Misie oni wszyscy, nied�wiedzie prawdziwe� � wtr�ca si�
do rozmowy Niusia.
� A nied�wiedzia to w taki spos�b ta�cowa� uczyli: stawiali
jego na blasze i grali na benbenku. Ot tak! � ciotule�ka bierze
blaszank� z przyn�t� i wystukuje palcami b�benkowe granie.
� Misio pocz�tkowo patrza� jak zdurnia�y na to wszystko, ale
kiedy pod blach� ogie� zapalili, zacz�� �apami przebiera�. I tak
pozosta�o: tylko jemu zab�bni� � ta�cowa� b�dzie!
� Chitre�ko to wasze Oszmia�czuki obmy�lili, chitre�ko �
chichoce w�dkarz.
Gdzie� od l�du, spod muszli koncertowej, sp�ywa po wodzie
granie kapeli ludowej. Ciotule�ka dalej b�bni po blaszance, a
d�d�ownice r�owymi skr�tami jej potakuj�.
� No co, Misiu � m�wi Niusia, ko�ysz�c si� w biodrach. � Za-
ta�czymy?
Czuj� niepok�j wielki i chaos. Szczeg�lnie irytuj�ca jest pew-
no�� Niusi �wi�cie przekonanej, �e jej p�kule, chwiej�ce si�
rytmicznie, s� t� doskona�� pe�ni�, za kt�r� pod��� jak w
dym. �api� si� za drabin� wiod�c� wprost na t� g�ad�
nieskalan�. I zanim tamci si� spostrzegli, co czyni� � ju� stopa
moja doty- ka napi�tej jak struna twardo�ci morza.
�I zaczynam kroczy�, jak w t�sknocie, jak we �nie, jak w
Ewangelii. Oddalam si�, a oni krzycz� na mnie. Obzieram
si� ku l�dowi � i dopiero pogr��am si�, i ton�
Na brzytwie �yj�cy
Na balkoniku siadaj� sikorki bogatki, ptaszki jakby zr�czn�
r�k� wystrugane i pomalowane na ��to i niebieskawo: �epek
czarny, bia�e policzki. Skacz� na drucianych n�kach i wszyst-
kie t�usto�ci, jakie im si� daje, wydzi�buj�. Pobliski buk za
punkt obserwacyjny obra�y, sk�d daj� zna� ostrym, d�ugim
�wi�ni�ciem, �e ju� pora na �er.
� A kiedy im mas�o daj�, z mas�a jakby kwiatek zostaje z
ostrymi p�ateczkami. Tak dzi�bkiem znacz� swoje sikorcze
�akomstwo � m�wi ciotule�ka, bacznie obserwuj�c ptaszki. �
Chleb rzuc�, nie rusz�, ale do ciastka to i owszem. Wypisz,
wymaluj, jak i u nas w Puciatowszczy�nie. Mo�e one i stam-
t�d s�. M�dre one, nie to, co ty. Szaleju ty si� najad�, czy co?!
� wraca ciotule�ka do rannej reprymendy. � �eby nie pani
Anusia, poszed�by� na dno jak gira do wa�enia albo jak ten
pijany z Mejszago�y, co to wierzy�, �e l�ejszy jest od wody. Bo
jak tobie wiadomo, lud nasz nie g�upi: kiedy samogon by� s�a-
bie�ki, oni jego stawiali na mrozie, i mrozik sprawiedliwie
rozdziela� wod� od �pirtu, kt�ry na wierzch wychodzi�.
� G�upio wysz�o, to fakt � zgadzam si� niech�tnie, bo co mam
powiedzie�?
� M�wi�am ja, �e wszystko tu jest dla nas myl�ce. No, co� mi
20
si� wydaje, �e na z�o�� chcia�e� zrobi�. I uparty ty jak Litwin,
niechby nawet Bia�oruski.
Ciotule�ka zaczyna si� krz�ta� ko�o sto�u, gdy� korzystaj�c z
tego, �e zostali�my sami, swoim zwyczajem zaprosi�a go�ci �
tutejszych i tamtejszych. Pomagam jej w tym zbo�nym dziele,
ale wida�, �e ciotule�ka nie chce mi dzi� popu�ci�:
� Znam ja ciebie dobrze, jak twego tatu�cia i dziadunia zna-
�am. R�nego mo�na si� po was spodziewa�, a ju� szczeg�lnie
tutaj. Popatrz ty tylko�
I ciotule�ka wskazuje na skrawek ceglanego miasta i na siny
pasek morza.
� Widzisz, takie to sprawy. Tutaj � wody, kt�rymi mo�na kul�
ziemsk� obej�� i cho�by w samej Australii si� znale��, gdzie
ludzie do g�ry nogami chodz�. A znowu� popatrz tam�
Ciotule�ka przechodzi do drugiego pokoju, co ma by� salo-
nem. S� tu oszklone drzwi wiod�ce na balkonik � karmnik siko-
rek, synagorlic i w�cibskich wr�bli � kt�ry jak cycek przyczepi� si�
do budynku. I pokazuje drug� stron� �wiata:
� Wyci�gn�� r�k� i masz g�ry, w�wozy i doliny. Prawie jak
u nas, tylko �e buki jakie� rosn�. Drzewo to s�abie�kie, cho�
wygl�da twardo i pie� ma g�adki i l�ni�cy jak sk�ra u padalca.
Dlatego buk Bugu nie przekroczy�. Straszne mu nasze zimy i
nasze miacielice, niewygodnie tam buczkowi, wida� za moc- no
Azj� i P�noc� pachnie. A my to lubimy.
� A i dom jaki� dziwny. Dobrze ja jemu si� przyjrza�am. Wie-
�yczka jak w zameczku tyrolskim, belki na krzy�, czym� podob-
nym �ciany z pruska zapeckane. Okienka tu i tam powtykane,
balkoniki wisz� ni przypi��, ni przy�ata�. A na strychu to nawet
strasznowato! � m�wi ciotule�ka, palec do g�ry podnosz�c. �
By�am ja na tym czerdaku. Strych wysoki, �e z ca�ego maj�tku
mo�na tam pranie rozwiesi�. Do wie�yczki schody kr�cone pro-
21
wadz�. W wie�y pusto, tylko mysin� �mierdzi. No, pokoik ni-
czegowaty, akurat dla jakiej� wied�my i duch�w germa�skich.
T�sknot� tu czuje si�, niedzisiejsz�, gotyck�, i duch wielce
uczonych profesor�w, co z Faustem za pan brat byli. I du�o
chcieli. A jak co� nie tak � to zaraz po �bie �wiatu! Nie to, co
nasze dworki: proste, jasne i umiar znaj�ce. Wro�ni�te w zie-
mi� jak dorodny borowik z wielk�, br�zow� czap�, niby �wie�o
wypieczony bochen chleba. Spod gont�w �ypi� okienka
wdzi�czne od kwiatk�w. Ganeczek wysoki, na czterech s�up-
kach, �eby gospodarz m�g� wyj�� i go�ci przywita�. Albo w czas
do�ynek przyj�� wieniec i przed tym ganeczkiem wysmaga�
bizunem parobka, kt�ry koniom owies podkrada�, ot co! � za-
perzy�a si� moja ciotule�ka. � I po co my tutaj przyjechali?!
� Doprawdy, nie rozumiem, dlaczego cioci tu wszystko si�
nie podoba � oburzam si� szczerze. � Bo mnie to i owszem�
� Wiem, �e ty dosy� si� nabadzia� po �wiecie. I na tyle ju�
zestarza�, �e swoje miejsce chcesz znale��. Bo i co my winne, �e z
ziemi naszych dziad�w i pradziad�w nas wyp�dzili? Tak
samo jak i tych biednych Niemc�w. Jak i my, tak i oni darmo
budowali. Budowali swoje gotyki, budowali, �e nawet stacja
kolejowa i szalet � i ten u nich gotycki. A co do podobania si� � to
kto powiedzia�, �e si� mnie tutaj nie podoba? No powiedz ty
mnie, kiedy zobaczysz ciep�a wd�wka, a i dziewczyna niczego-
wata � w kim ty si� zakochasz? Tak i mnie: Gda�sk si� spodoba�, no
zakocha� si� w nim ani rusz� Chyba �e w Kaszubszczy�nie: te
same lodowce ziemi� t� przewalcowa�y, sypkie piachy w
g�ry spi�trzy�y, lodowcow� wod� jary i doliny wyp�uka�y. I
s�oneczko to samo pochylenie ma, z czego rosn�� takim sa-
mym laskom jod�owym i brzozowym, krzaczkom wierzbiny i
ja�owcom. I by� podobnym grzybom, rybom, no wandliny nie te,
bo i ludzie nie tacy, chocia� w czym� Bia�orusin�w przypo-
22
minaj�cy. I te buczki to st�d, �e klimat tutaj morski, co ju�
w ko�ciach czuj�. I co� mi si� wydaje, �e ludzi tutejszych te� po-
czuj� � wzdycha ciotule�ka, kt�ra ju� zrobi�a pierwsze kroki,
aby osi��� na Kaszubach.
Jakby na zawo�anie na nasze pi�terko przybywaj� pierwsi
go�cie: Niusia z Wiesiem-malarzem.
� Tatu�cia p�kij co w cyrku, zaj�ty przy nied�wiedziach.
� Takie ma i �ycie, ten tw�j tatu�cia � wzdycha ciotule�ka, bo
wci�� jest w sm�tnym nastroju. � Za nied�wiedziami po ca�ej
Polsce musi je�dzi�.
� �eby tylko po Polsce. On ju� i p� Europy objecha�! � chwali si�
Niusia, rozgl�daj�c si� za lustrem. � Mnie takie �ycie nie od-
powiada. Dlatego na wyst�py w nocnym lokalu si� zgodzi�am.
Wiesio-malarz chrz�ka w zak�opotaniu wielkim. U�miech ma
obiecuj�cy, jakby za chwil� mia� obwie�ci� �wiatu jak�� radosn�
nowin�: jak zawsze, gdy ma si�gn�� po p�dzel albo po kieliszek.
� Fio�a tam! Tatu�cio na nied�wiedziach, a my tymczasem
wypijemy na przywitanie.
Ciotule�ka zbywa milczeniem ten wyra�ny nietakt i pyta
Niusi�:
� Powiedz ty mnie, kochanie�ka, nie z Kaszub�w ty b�-
dziesz?
� Moja mama z Ko�cierzyny, a mamy tata z Francuz�w. No,
babcia Kaszubk� by�a. Znowu� tata Micha� z Torunia, ale jego
mama z jakich� pruskich �fon�w� mia�a by�
� Pomieszanie takie jak i u nas! � cieszy si� ciotule�ka. � I my
te� z prostego bojarstwa i z litewskich kunigas�w, z polskich
zasiedle�c�w i niewolnik�w Witoldowych, jak te� z tatarskich
zago�czyk�w. Jak to m�wi�: �Biez wodki nie razbierosz�.
I ciotule�ka nalewa po kieliszku, �askawie zwracaj�c si� do
Wiesia-artysty:
23
� W twoja rence perswaduj�. Wiem ja, �e twoje rodzice Wil-
niuki, a ty w ko�ysce w niewoli zrodzony. No patrz�j � honor
trzymaj, �eby dziadowie twoi na Rossie na drugi bok si� nie
przewracali!
Wiesio chrz�ka d�ugo i znacz�co, co oznacza, �e czuje si�
winnym, ale co robi�? � taka ju� ludzka natura, i wypija jed-
nym haustem.
� Co� sp�nia si� moja Irena. Wyobra� ty sobie, moja Anusiu, �e
znalaz�am tu c�rk� swojej przyjaci�ki, z kt�r� razem nauki
pobiera�y�my w Brukseli. By�o to jeszcze za cara. Znowu� Irena w
Wilnie u urszulanek razem z mamu�ci� tego oto Misia do
�ycia si� przygotowywa�a. Drugiego podobnie� ma m�a, kt�ry
wielkim teatralnym cz�owiekiem ma by�.
� Znam ja jego � m�wi Wiesio, kt�rego zn�w chrz�kanie za-
czyna m�czy�. � Dekoracje my robili�my do jednej sztuki. Ni-
czego sobie pan, podobno z hrabi�w, no pr�dzej by� jemu z
Oliwy, bo oliwa z niego idealna.
� Przygania� kocio� garnkowi! � oburza si� ciotule�ka. � I c� to
znaczy � idealna?
� Z g��bi serca p�yn�ca i mocno zakochana w �wiecie. Jak to z
artyst� bywa � odchrz�kuje Wiesio.
� O sobie ty my�lisz � domy�la si� ciotule�ka. � I jak to jest, �e
najlepszych i z talentem ludzi ten mus przyciska? A potem
umieraj� w sromocie cia�a i umys�u, jak ten Przybyszewski? No u
nas ludzie byli nie tacy, zapami�taj to sobie, panie Wies�a-
wie. My �adne tam Marmie�adowie, kochamy �ycie, to fakt.
W�dka jest u nas jak piesek � na przyzwanie, tylko �e jej mer-
da� przed nami ogonem, a nie nam!
� Je�li chodzi o sprawy idealne, to moim kochankiem jest
p�dzel � chrz�ka Wiesio, oka ze sto�u nie spuszczaj�c. � I on
merda przede mn� ogonkiem.
24
MARCIN ZALESKI Ulica Ostrobramska, litografia, 1845
� A potrafisz ty �wiat przyrody tutejszej namalowa�? � pyta
ciotule�ka. � Jak mnie prawdziwym obraz namalujesz, kupi�
od ciebie!
� Czemu by nie? Namaluj�. Tylko musz� wiedzie�, co pani
czuje?
� Co ja czuj�? � powa�nie zastanawia si� ciotule�ka. � Z jednej
strony niesko�czono�� wielk� i cho� mani tam �cian�, z�udzenie to
tylko. A nad tym niebiesko�� niebieska i chmury � tlen i wo- d�r. A
przecie� tak samo z morzem jest: tlen, wod�r i nic wi�cej. No
popatrz ty tylko � niby z tego samego, a nie to samo. Z drugiej zn�w
strony: Kaszubia, co jak krowa cielna obci��ona jest swoim
tajemnym, a nam si� wydaje, �e to wzg�rza i lasy, jeziora i rzeki.
Na brzytwie tu �yjemy, m�j kochanie�ki�
� Z pani to najprawdziwsza poetka! � cieszy si� Wiesio-malarz.
� Nie plaskaj j�zorem, jak baba durnopianu si� najad�szy.
Siadajcie, b�dziemy pi� i zak�sywa�, jak Pan B�g przykaza� �
rozkazuje ciotule�ka.
Jakby czekaj�c na t� chwil�, kto� delikatnie puka. Ciotule�ka
biegnie do wej�cia, szeroko otwieraj�c ramiona, w kt�re wpada
drobna, ciemnow�osa pani, g�adko uczesana, co podkre�la jej
kszta�tn� g��wk�. Ubrana jest artystycznie: w samodzia�owy
sweter do kolan i granatow� sp�dnic� do p� �ydki.
� Kochanie�ka ty moja! Niech ja si� tobie przypatrz�. Wy-
pisz, wymaluj Maniusia! Tylko oczy nie te. Ona mia�a czarne, a
ty jakie� takie mozaikowate � cieszy si� ciotule�ka. Odstawia na
wyciagni�cie r�ki przyby��, aby si� jej do woli napatrze�. � No
tak, co� ty masz ze Stankiewicz�w. Chyba te ocz�ta jak dwa
kr�lewi�ta. No ca�a ty z Kokoszy�skich.
� A to jest m�j Julo.
Ciotule�ka z miejsca uznaje arystokratyczny rodow�d. Poda-
j�c d�o� do poca�owania, z uszanowaniem m�wi:
26
� Rada jestem wielce pana widzie�. U Mirskich w Mirze by-
wa�am, u Radziwi���w ze swoim Puciat� ta�cowa�am, a pan z
jakich stron?
� Z Poznania Julo. Kiedy� jego przodkowie z Pr�dzy�skimi
si� zw�chali, a przed wojn� na uniwersytecie za czerwonego
hrabicza on by�. Dziwaczy� si�, jednym s�owem, jak to Pozna-
niak, kt�ry bolszewik�w nie pozna� � po swojskiemu m�wi
pani Irena.
Podoba si� to ciotule�ce i ju� bez ceregieli przedstawia nas
wszystkich. Mnie jako syna tej biednej Ole�ki, z kt�r� wszak
Irena razem u urszulanek by� musia�a.
� Syn Ole�ki! Przecie� odwiedza�am ich w Izabelinie pod
Mo�odecznem � cieszy si� pani Irena. � Tata m�j, Kokoszy�ski,
by� rz�dc� w okolicy. Jak�e zazdro�ci�am Ole�ce syneczka. Kie-
dy�, na wakacjach to by�o, wzi�am ja jego na r�ce, a mia�am
pi�kny be�owy p�aszczyk. A ten swoim d�ynd�ulem obsika�
mnie ca��. Od g�ry do do�u. Ca�y p�aszczyk! � nie bez �alu wspo-
mina pani Irena z domu Kokoszy�ska.
� No i co, nie wstyd tobie? � ca�kiem powa�nie pyta mnie cio-
tule�ka. � Wida� od pocz�tku on taki by�. Nieobliczalny, mo�na
powiedzie�. Nasza pani Anusia co� mo�e o tym powiedzie�, bo kto
jemu ko�o ratunkowe rzuca�?
� Ch�tnie i ja bym tego ko�a si� chwyci� � m�wi pan Julo, ca-
�uj�c d�o� Niusi.
Dopiero teraz spostrzegam, �e jest on jak zje�d�ony ko� czy-
stej krwi arabskiej: w jakim� niepokoju ustawicznym i wra�li-
wo�ci wielkiej, o cienkiej ko�ci, ruchliwych, d�ugopalcych d�o-
niach, kobiecych i w�skich. Na czole pana Jula kr�luje wielki ni
to guz, ni to r�g � znami� prorocze.
� Radzi my z przyjazdu pa�stwa � m�wi pan Julo, nerwowo
chwytaj�c kieliszek w swe palce starej, arystokratycznej panny.
27
� Pijemy za wasze przybycie i za t� bezbrze�no�� i szeroko��
duszy wile�skiej.
� On teraz nad Mici�skim siedzi � usprawiedliwia m�a pani
Irena. � Jemu teraz wszystko kojarzy si� z bazyleusem i bez-
brze�no�ci�.
� A mnie z wielk� krow� le��c� nad morzem, gdzie� w okoli-
cach Lisiego Jaru � m�wi Wiesio-malarz. � Z krow� i brzytw�,
bo my wszyscy tu jeste�my na brzytwie �yj�cy�
Taki nasz los
� Dziwna to jest okolica, to ca�e Tr�jmiasto � m�wi moja cio-
tule�ka. � Miasto przy mie�cie jak paciorek na jeden sznurek
nanizany i uwi�zany u szyi jakiej� morskiej panny. No �eby
morska rusa�ka za mocno nie by�a pewna swego, do gardzio�ka
przy�o�ono jej kos� helsk�. Gdzie p�noc, gdzie po�udnie, trud-
no te� rozezna� � sierdzi si� dalej moja Ewelina. � I ca�y ten
Gda�sk jako� krzywo do tej morskiej, zatokowej panny przy-
klejony. Gdybym tak chcia�a prosto na wsch�d i�� z tego miej-
sca, to do wody bym wlaz�a, rzecz to pewna�
� Za Niemen, za Niemen i po c� za Niemen� � nuc� sobie
pod nosem, co ciotule�k� doprowadza do prawdziwej pasji.
� A dlaczeg� by nie!? Przecie� tak naprawd� to ja stamt�d
nigdy nie wyjecha�am! Jak d�ugo cia�o z dusz� ma by� roz��czo-
ne? Dlatego my�l� sobie, �e zmor� si� sta�am albo wampirem
jakim�. Tylko pytanie, gdzie bardziej jestem: czy tam, gdzie
dusza, czy tu, gdzie cia�o.
� Gdzie �tam�? � pytam podst�pnie.
� Ty mnie nie z�o�� dzisiaj! Sen ja mia�am, dziwny. A mo�e to nie
by� sen. Ale nie �eby to w dawnych czasach mia�o by�, tylko
dzisiejszych. Widz�, �e na miejscu spalonego dworu, kt�ry ru-
scy partyzanci na rozkaz baciuszki Stalina skopcili, stoj� teraz
29
ko�chozowe bunkry, cementowe, przerdzewia�� blach� pokryte.
W �rodku krowy rycz�, wida� nienakarmione albo �le napojo- ne.
Drzew �adnych. Rzeczki nie ma, tylko r�w pro�ciutko wyko- pany.
Pastwiska jakie� z��knia�e z tej sowieckiej melioracji. A
wszystko to ogl�dam dlatego, �e unosz� si� w powietrzu,
taka leciutka jak ba�ka mydlana. A� tu widz�, �e na brzegu
rowu, gdzie kiedy� rzeczka by�a, siedzi babinka. Bia�a chustka na
czo�o nasuni�ta, sp�dnica d�uga, samodzia�owa. Siedzi i ki-
jank� trzepie o desk�.
� Co tak Walercia po pr�nicy trzepie? � m�wi� do niej, bo
Walerci� poznaj�, kt�ra u nas w maj�tku od sieroty chowana
by�a.
A ona, jak tylko mnie zobaczy�a, zamiast si� ucieszy�, w p�acz i
lament, i zaczyna ha�osi� jak po umar�ym.
� Ach, nie przychod� ty do nas, dobra p�niczka, ach zostaw ty
nas! Ojojoj, nie mencz ty nas i siebie samej!
Musz� si� przyzna�, �e mocno ona mnie t� swoj� nie-
wdzi�czno�ci� dotkn�a.
� Co ty, Walercia, zdurniawszy, czy co? Ja jeszcze nie umar�a!
Wida� bizuna na ciebie trzeba!
Troch� jej za mocno powiedzia�am, to fakt. A ona jeszcze
w wi�kszy krzyk:
� Zejd� ty nam z oczu i z pami�ci, bo tak dalej �y� nie spos�b,
ojojoj!
Chwyta za kijank� i dawaj wali�, a spod kijanki � krew! Naj-
prawdziwsza, �ywa krew!
� Co to, ch�opiec kogo� por�n�� za mi�o�� nieodwzajemnion�, czy
jak? � jako� tak niezr�cznie pytam.
A ona kijank� odk�ada, podnosi bia�e, lniane szmatki ca�e we
krwi i jakby troch� si� boj�c, bo w oczy mi nie spojrzy, a oczy ma
takie niebie�ciutkie, prawdziwie poleszuckie, m�wi z wyrzutem:
30
� Co to, dobra paniczka, nie poznaje sk�d ta krew?
I wtedy zrozumia�am, �e to ja mam by� t� zmor�, co do Pu-
ciatowszczyzny wraca i krew �yw� wypija. I zaraz si� obudzi-
�am, ale si� czuj� tak, jakbym z dalekiej podr�y wr�ci�a, a nie ze
snu. Bo sk�d mog� wiedzie�, jak tam dzisiaj jest?
� Przecie� ja tam by�em. Cioci opowiada�em. Zdj�cia pokazy-
wa�em � przypominam.
� M�drala si� znalaz�! Akurat twoje zdj�cia i opowiadania
mia�yby mi si� przy�ni�! Przecie� tylko to si� �ni, co si� same- mu
widzia�o i prze�ywa�o. Nie! W tym twoim Gda�sku nie mam
ja �ycia! Dusza moja co rusz po morskich falach do domu wraca!
� I nie ma w tym nic dziwnego � zgadzam si� z moj� ciotu-
le�k�. � Rzeczk� Puciatk�, co spod korzeni Puciatowszczyzny
wyp�ywa, wody sp�ywaj� do Wilii, ta pod Kownem z Niemnem
si� ��czy, a Niemen tonie w g��boko�ciach Ba�tyku, kt�ry jako
panna wodna i zatokowa o brzegi Brze�na, Jelitkowa i Sopotu
swoj� fal� chlaszcze.
Ciotule�ka podchodzi do okna i widz�c t� wieczn� krech�
�wi�tego p�kola, kt�rym morze zaznacza horyzont, ci�ko
wzdycha.
� A co do tej krwi: list jaki� albo wiadomo�� od bliskich krew-
nych dostan�. Tylko od kogo? � pyta.
I sen si� sprawdzi� szybciej ni�li zazwyczaj bywa�o, bo krew si�
�ni�a, gdy kto� dopiero do pisania si� zabiera� albo zaczyna�
my�le� o krewniaku � czy nie warto mu jakiej� niespodzianki
sprawi�? Do naszego gotyckiego zameczku, ni z tego, ni z owe-
go, To�ko zajecha�. Przyby� prosto z miasta �odzi, dok�d go
rzuci�y losy powojenne. �ona z c�rk� starym zwyczajem nad
Morze Czarne wyjecha�a ko�ci rozgrza� w Z�otych Piaskach, a
To�k� zostawia�a z syrenk� dopiero co za nauczycielskie
31
oszcz�dno�ci kupion�. Bodaj�e nawet na raty czy za pieni�dze z
Kasy Zapomogowo-Po�yczkowej.
� Ot i ja stoj� przed wami � m�wi To�ko g�osem ra�nym i
tubalnym, �apska, kt�rymi mo�na brukowce t�uc, rozwiera.
Pot�n� g�ow�, na kt�rej pi�� kosmyk�w w poprzek zaczesa-
nych �ysin� mu przekre�la, �agodnie pochyla i wpatruje si� w
nas z oddaniem wielkiego dziecka, kt�remu nie spos�b od-
m�wi�. � Jecha�, jecha� i jako� dojecha��
� A �eby ciebie korszun zadzioba�! Ot niespodziank� nam ty
sprawi�! A ja my�la�am, �e jeszcze co� gorszego wy�ni�am �
m�wi ciotule�ka, nie spiesz�c si� w To�kowe obj�cia, gdy� wie,
�e to si� mo�e �le sko�czy�: albo kark jej skr�ci, podnosz�c na
swoje dwa metry wysoko�ci, albo udusi.
� Samochodem przyjecha�em � nie omieszkuje si� pochwa- li�
To�ko, gdy� ju� ceremonia� powitania szcz�liwie si� zako�- czy�. �
Popatrzcie tylko.
� Ty ta blaszanka samochodem nazywasz? Chyba sam j�
w jakiej� diabelskiej ku�ni wyklepa� � �mieje si� ciotule�ka,
zerkaj�c przez okno. � A czemu ty tak krzywo j� postawi�?
� Pro�ciej nie wysz�o� A z syrenki si� na�miewa� dzisiaj w
modzie jest � sm�tnie zgadza si� To�ko.
� Przepraszam ja ciebie, chocia� wiesz, �e niemodna jestem. I
nawet nie wiedzia�am, �e na jakiej� syrence je�dzisz. Nie dzi- wi
mnie teraz, �e do morza was ci�gn�o. Rusa�ek, syrenek i
morskich panienek zatrz�sienie tu wielkie.
� To ja i pomy�la�em, �e obejrzymy ca�� okolic�, bo tak praw- d�
m�wi�c, nad morzem to ja jeszcze nie by�. �pieszy�em si�, �eby
na czas prawo jazdy zrobi�, no i najwy�sza pora nasz� sy- renk�
rozrusza�. Ania na niej pr�bowa�a je�dzi�, ale za bardzo dok�adna
by�a, jak to dentystka: do wszystkiego z kleszczami
podchodz�ca. A samoch�d to nie ludzka szcz�ka.
32
� M�wisz, �e dopiero prawo jazdy zrobi�e�? � zapytuje ciotu-
le�ka.
� Tak jakby�
� No to zobaczymy, jaki z ciebie kawalerzysta. Skoro �wit ju- tro
na Hel si� wybierzemy.
Z samego ranka brudnoszarawe mg�y stoj� nad morzem, aby
za godzin� rozp�yn�� si� bez �ladu. Bezob�oczne niebo robi si� jak
stalowa blacha, na kt�rej �wieci wielkie szkliste oko � tak
jaskrawe i bezwzgl�dne, �e nikt nie �mie na nie spojrze�. Po-
ranna, o�ywcza bryza �pi i mi�dzy morzem a l�dem trwa dusz-
ny bezruch. Bukowe wzg�rza nie zd��� przez noc wyparowa�,
jak do chlebowego pieca mo�na w�o�y� rozczynione ciasto, a
wyro�nie i si� upiecze.
� Ptaszuczkom moim apetyt odebra�o. Nie �piewaj�, dziobki
otworzy�y i ziej� jak pies � martwi si� ciotule�ka, sypi�c na bal-
konik okruszyny, cho� tak naprawd� �adnego ptaszka nie wida�.
Ubrana jest odpowiednio do pogody: d�uga, �or�etowa suk- nia
z dekoltem i kr�tkim r�kawem, s�omiany kapelusz z fiole- tow�
wst��k�. Na szyi niebieskie szk�a z wtopionymi p�atkami z�ota,
z weneckiej wysepki Murano jeszcze przed wojn� przy-
wiezione. Koszem, gdzie maj�wkowym zwyczajem jedzenie i
picie jest zapakowane, ka�e si� mnie zaopiekowa�. Pakujemy
si� do syrenki, kt�ra dalej stoi krzywo zaparkowa- na i wtedy
ciotule�ka przypomina sobie, �e przecie� Anusia po nocnym
ta�cowaniu mog�aby na Hel si� wybra�.
� Tylko uchowaj, Panie Bo�e, �eby ty nas nigdzie nie prze-
wr�ci�! Jak�e by mog�a ona potem ta�czy�, ca�a w siniakach! I
zobaczysz, jaka to panienka! � obiecuje ciotule�ka, jakby Niu- sia
by�a si�dmym cudem �wiata.
Pr�buj� protestowa�, �e niby w tej blaszance za ma�o miejsca, ale
ciotule�ka wie swoje, nie bacz�c na to, �e zn�w wszystko �by�
33
mo�e�. Wszak wybieramy si� na same kra�ce tej ziemi, kt�ra raz
brzytw� jest do gard�a przy�o�on�, to zn�w paluchem mami�-
cym kogo� z niezmierzonych przestrzeni Ba�tyku�
I Niusia jest przy nas, jakby czeka�a na skinienie ciotki Ewe-
liny. D�ugonoga, pszennow�osa, opalona pod kolor niedo�pia�ej
brzoskwini. Bufiasta batystowa sukienka pieni si� na niej jak
r�owa chmurka, zwiastuj�c rych�e wzej�cie s�o�ca. I s�o�ce
wschodzi ca�e w z�ocie i w b��kitach. Co wida� po To�ku, kt�ry
oczy �murzy troch� z tatarska, a troch� jak kot, kt�rego podra-
pano pod gard�em, i nadziwi� si� nie mo�e, �e taka jasna pa-
nienka sp�yn�a ze swych wysoko�ci. A wygrzebawszy si� ze
swego pud�a, obca�owuje ka�d� r�czk� oddzielnie.
� Widzisz, jakiego szcz�cia dost�pi� � m�wi ciotule�ka. � Nie
tylko, �e przyjemno�� masz nas obwozi� i morze obaczy�, to
jeszcze Anusi za szofera pos�u�ysz. Tylko patrz�j, �eby� nie by� jak
ten Dowgia��o z Kopanego B�ota, co si� tak przej��, �e jasn�
panienk� wiezie, �e z bryczk� i z panienk� do rowu si� obali�.
A potem zarzeka� si�, �e to konie ponie�li, panie�sk� jasno�ci�
o�lepione.
� Gdzie� bym �mia� � burczy To�ko basem trzmiela opitego
miodem � gdzie� bym �mia�! Prendzej bym na r�kach pann�
Anusi� ponosi�: taka male�ka, taka mile�ka�
� Panienka jak si� nale�y, przy ko�ci, dobrych par� pud�w
wa��ca i wzrostu odpowiedniego. Wida� nam dzisiaj z tob� nie
jecha�. Za�lepiony ty zosta� jak te Dowgia��owe klacze � mar- twi
si� ciotule�ka i zaczyna si� wygrzebywa� z samochodu, ale
Niusia przytomnie wskakuje do syrenki.
� Wola Boska! � zgadza si� ciotule�ka. � Obaczym, jaki z cie-
bie furman. Poj�chali!
No i pojechali�my, ale nie tak od razu, bo w Toniusiowej
bryczce co� sapa�o, co� zgrzyta�o i dalej ani rusz. I kiedy byli�my
34
gotowi do wysiadania, syrenka nagle normalnie zaszumia�a,
obudzonym silnikiem szarpn�a jak narowista koby�ka i ruszy�a
przed siebie.
� Tak dok�d ty jedziesz? Zawracaj w drug� stron�! Nie wi-
dzisz, �e do lasu nas wieziesz? � zdziwi�a si� ciotule�ka.
� Widzie� to ja widz� � zgodzi� si� To�ko � tylko jako� tak
niepor�cznie na w�skiej uliczce skr�ci�.
Wjechali�my w szerok�, dolinn� drog�, mi�dzy buki, graby i
z�otopienne sosny, i wci�� jechali�my dalej, a� do dolinki z al-
tank� Gutenberga, kt�rej a�urowe, przerdzewia�e firaneczki i
ko�pak blaszany sm�tnie przypomina�y o dawnej secesyjnej
�wietno�ci. Tutaj To�ko nabra� pewno�ci i szerokim, lewoskr�t-
nym �ukiem objecha� altank�.
� W lewo jako� por�czniej skr�ca� � obja�ni� nam sw�j ma-
newr, ocieraj�c sperlone potem czo�o, bo w blaszance pomimo
odsuni�tych szybek panowa�a �azienna duchota.
� Uspokoi� ty nas nadzwyczajnie. Teraz ca�y czas b�dziemy
skr�ca� w lewo. No co b�dzie, jak dojedziemy do Redy? Kiedy
mamy prawoskr�tnie nad pe�ne morze zmierza�? � spyta�a nie
bez pewnej z�o�liwo�ci ciotule�ka, lecz by�a nadal nadzwyczaj
spokojna, jak zawsze, gdy trzeba stawi� czo�o wyzwaniom ci�-
kiego losu. Co wszak dla Wilniuk�w jest rzecz� powszedni�,
a w pewnym sensie nawet po��dan�: �y� w zwyczajno�ci jako�
nudnowato. W tym te� duchu da�a swe rozgrzeszenie na dalsz�
podr� w nieznane:
� Lepiej zgin�� po pa�sku, ni�li �y� po parobcza�sku. Zacinaj ty
swoja koby�ka!
I pojechali�my przez ma�omiasteczkow� cystersk� Oliw�, co
si� sta�a przedmie�ciem Gda�ska, aby nie wiedzie� kiedy zna-
le�� si� w solidnym kurorcie z rzeczk� z kaszubska szumi�c� i
sapi�c�. St�d Sopot si� wzi��. Tu miasto jakby na chwil� prze-
35
rwa�o sw�j �ar�oczny rozrost: na prawo b�ysn�o blach� szarego
morza, na lewo wci�� ko�ysa�y si� lesiste wzg�rza, przypomina-
j�c, �e �wiat ziemski trwa i nie zamierza ulega� morzu. Ale oto
zn�w stan�y domki ch�dogie, nie za bogate, nie za ubogie,
zwiastuj�ce miasto spe�nionych nadziei. Te� nie za wielkie i
nie za ma�e, akurat w sam raz. Gdynia dla ciotule�ki musia- �a
by� wci�� m�od� pann�, bo na jej urodziny i dorastanie pa-
trzy�a z perspektywy swej burzliwej dojrza�o�ci. Ale zn�w, gdy si�
zerka�o na p�nocny zach�d z kr�lewskiego Gda�ska, kt�re- mu
nied�ugo stuknie tysi�c latek, Gdynia wydawa�a si� zaled- wie
raczkuj�cym oseskiem.
� Gdzie� tu sprawiedliwo�� � rzek�a ciotule�ka, daj�c g�o�ny
upust swym rozmy�laniom. � Wychodzi, �e teraz Gdynia ja-
kim� powiatem jest, a nied�ugo mo�e stanie si� nawet przed-
mie�ciem Gda�ska. A tyle bal�w z kotylionem przebalowa�am,
zbieraj�c z�ot�wki na to nasze okno na �wiat. Jednego lata na-
wet wybierali�my si� t� Gdyni� zobaczy�, no wiedzia�a ja, �e
m�j Puciata za bardzo na Zoppot zerka: hazardzista on by� i
utracjusz. Tak my pojechali�my do Zaleszczyk. Szkoda wiel- ka,
bo dzi� mia�abym prawdziwe, przedwojenne wspomnienia. A ty
dok�d zn�w skr�casz? � przerwa�a swe rozwa�ania, bo
To�ko, znalaz�szy si� na gdy�skim rozdro�u, gdzie b�yska�o
wiele �wiate�, wyra�nie si� zgubi� i zacz�� skr�ca� tym razem w
prawo. � Przecie tu zakaz stoi wyra�nie napisany!
� Kto by si� na tych znakach rozpoznawa�!
Tu To�ko naprawi� sw�j b��d, skr�caj�c w lewo.
Rozleg� si� pisk opon, co� nami lekko trzepn�o, To�ko doda�
gazu i syrenka sprytnie prze�lizgn�a si� przed nosem garbatej
warszawy, niby t�usta p�otka przed pyskiem szczupaka.
� Niech pan jedzie za t� ci�ar�wk� � przytomnie znalaz�a
si� Niusia.
36
To�ko natychmiast us�ucha�, o ma�o co po drodze nie roz-
je�d�aj�c matki z w�zkiem, i ci�ar�wka szcz�liwie wyprowa-
dzi�a nas z pechowego rozdro�a.
� Ot, dopiero teraz ja si� przestraszy�! � przyznaje To�ko. �
Mo�e gdzie� na chwil� przystaniemy, bo jaka� dr��czka mnie
chwyci�a. To chyba z tego gor�ca.
� Wysi�dziemy, nogi rozprostujemy i mo�e gdzie� jakiej�
kawy si� napijemy � zgadza si� ciotule�ka. � Niech i ja wresz-
cie t� Gdyni� zobacz�, bo dzi� do Zaleszczyk ciut za daleko.
Szkoda tylko, �e Puciaty z nami nie ma.
� Dobrze pan, panie To�ko, pojecha�, bo ta ci�ar�wka wyra�- nie
do domu wraca�a � pociesza To�k� Niusia, gdy wreszcie
stan�li�my na poboczu. � Szczeci�sk� mia�a rejestracj�.
� Tak ja wiedzia� od razu, jak jecha�. Tylko troch� si� zagapi�.
� Ty si� zagapi�, nie chybi widokiem panny Anusi! A �eby
tak na tej ci�ar�wce by�a rejestracja z Omska czy z Tomska, to
by� nas zawi�z� na sam� Syberi�?! Przyznaj si�, ty jamszczyku
za trzy kopiejki!! � grzmi ciotule�ka.
� Mo�e by i zawi�z�. Niezbadane s� wyroki Bo�e � zgadza si�
To�ko. � Bo kto by pomy�la�, �e ja na stare lata prawdziwym szo-
ferem zostan� i was, i pann� Anusi� do Gdyni przywioz�. I t�
Gdyni� na w�asne oczy zobacz�?
� Taki los da� nam B�g, �e nie wiemy, gdzie pomrzemy � zga-
dza si� pokojowo ciotule�ka.
Wylaz�szy z rozgrzanego pud�a, drepcze �wawym kroczkiem
do szeroko rozwartych drzwi. Sk�d ci�gnie kwa�nym odorkiem
piwa i smrodem papieros�w, kt�re s� jedynym sportem miesz-
ka�c�w tej dzielnicy.
Na drugim l�dzie
Siadamy na bia�y stateczek i wyp�ywamy z Gdyni. Wok� nas
wody coraz wi�cej. Woda jest zielonkawa i ko�ysz�ca, przysiada
si� w doliny, jakby co� wci�ga�o j� w g��bie, a potem wznosi si�
wysoko. I to jest oddech tego �ywio�u, kt�ry nazywamy mo-
rzem. Za stateczkiem lec� ptaki o �widruj�cym oku, z dziobem
w kolorze moczonej sk�rki pomara�czy. Ptaki dr� si� g�osem
m�odych gawron�w str�conych z gniazda: ich jaskrawa biel
wydaje si� by� oszuka�cza, ich g�os prawdziwy.
Tymczasem nasza ziemia, kt�rej nigdy nie zdradzili�my i
tylko jej zdajemy si� by� przeznaczeni � �agodnieje, b��kitnie- je.
Nasza ziemia staje si� nieziemska. I s�o�ce wci�� wierne zie- mi
buduje most, od kt�rego �lepn� oczy. Gdzie� przed nami, na
granicy pochmurnej wody i nieba, tkwi samotny �agiel.
Ciotule�ka milczy, wpatruj�c si� z uporem w bia�y �agiel i
sama zaczyna bledn��.
� Do Rygi pojad�, to rzecz pewna � m�wi z powag�, jakby cho-
dzi�o o sprawy ostateczne. � Widz�, �e i wasze miny co� niet�gie�
� Do Rygi pojedziemy, bli�ej domu b�dziemy!
� Co ty gadasz? Ryga port inflancki, bli�ej tam do Pskowa. A
nam do Wilna przez K�ajped�. Jak wiesz: z Rygi figa, a z Mem- la �
s�odki zemel. Tak to si� �piewa�o w naszej ko�ysance. Pa-
38
mi�tasz: �Hyc, hyc nach Memel � b�c Rysiowi Zemel, hyc, hyc
nach Ryga � b�c Rysiowi figa��
I nie wiedzie�, czy od tego �hyc, hyc�, czy na skutek rozko�y-
sania zatoki moja ciotule�ka szybko pobieg�a do balustrady,
�eby pogada� z rybkami. Wreszcie pozosta�em sam z Niusi�,
wci�� brzoskwiniow�, w r�owej sukience niby chmurka z wier-
sza Lermontowa, co si� przytula�a do piersi skalistego wielko-
luda. A tu jest morze p�a��ce si� szeroko i rozlewi�cie, gotowe
powsta� z przykl�ku i zala� nas do szcz�tu. I wcale nie zbiera mi
si� na rzyganie, co jest nader dziwne, gdy� od najg��bszego
dzieci�stwa mia�em ku temu wielk� sk�onno��. Wystarczy�o
tylko pomy�le� cho�by o poci�gu hamuj�cym na ma�ej stacyj- ce,
gdzie czeka�y dziadkowe sanie, i o p�niejszym ko�ysaniu si�
przez grudniowe zaspy, a ju� by�em gotowy.
� A gdybym tak poprosi�a, skoczy�by� do wody? � pyta filu-
ternie Niusia.
� Mo�e i skoczy�bym, ale na pewno nie dla ciebie � m�wi�,
wpatruj�c si� w wod�, a ta zaczyna mnie wci�ga�.
� Nawet je�li by�oby to skakanie nie dla mnie, to do mnie �
m�wi spokojnie Niusia i zwraca sw�j profil, zrysowany z wazy
zagubionej w pomroce dziej�w, w stron� l�du, a drugim okiem i
uchem � ma�ym, okr�g�ym i mi�kkim niczym piskl� � w mro-
czno�ci morza.
Milczymy czas d�u�szy. Nagle odczuwam potrzeb� m�wienia i
zaczynam m�wi�, dziwi�c si� sobie i nas�uchuj�c siebie:
� Musisz wiedzie�, g�upia dziewczyno, �e skakanie w odm�ty
jest dla nas rzecz� powszedni�, jak chleb z mas�em. Bo serca
nasze s� sk�onne ku �ywio�om i �ywio� je sobie upodoba�, gdy�
jeste�my dzie�mi rojst�w i dyrwan�w, rozlewisk poleskich i
puszcz litewskich. Jak dzieci wszystko widzimy wprost, a nie
poprzez t� wasz� gda�sk�, gotyck� cywilizacj�. Owszem, nieob-
39
ce s� nam smutki, ale te� daleko nam do rozpaczy, bo za du�o w
ty�ek dostawali�my, a�eby chcie� w�asnej zguby. A kiedy
zdaje si�, �e ju� wszystko si� rozpada i truchleje, wtedy idzie-
my, niechby nawet w lasy oliwskie, znajduj�c obraz i podobie�-
stwo. A przyroda wt�ruje nam niby wielki pan �abczyc swoim
�abim rechotem, zaj�czym piskiem i ptasim kwileniem. I za-
czyna si� gra w chowanego, a Wielki Nieznajomy wymyka si�
nam, smagaj�c po g�bie ga��zk� brzozy, odurzaj�c zapachem
przegrzanych zi�, �omoc�c mi�niem sercowym i stukotem
kopyt sarenki oliwskiej. A On? � Skrywa si� nie wiedzie� gdzie i
dlatego pe�no Go wsz�dzie. Tak to jest, g�upia dziewczyno!
� Patrzcie no, patrzcie, poezje z ksi��eczki jakowej� Misio mi
zasoli�! � �mieje si� Niusia, ale oczy ma dziwnie powa�ne, je�li
wr�cz nie g��binne, �e mo�na w tych oczach zanurzy� si� i biec
przez jakie� b��kitne przestrzenie, pod niebem p�owym jak jej
w�osy, i zatraci� si� w tych horyzontach a� do zapomnienia.
� Niu�ka, nie b�d� taka prostacka! M�wi� nieco metaforycz-
nie, bo mo�e jestem artyst�, jak tw�j Wiesio! � oburzam si�.
� Mam ja was wszystkich, artyst�w i nie artyst�w, a� po p�-
pek. Bo kiedy tak ta�cz� w �Akwarium� albo �Pod Komin-
kiem�, widz�, w co ga�y wlepiacie i jakiego nieznajomego szu-
kacie � odpowiada Niusia, ale jak to kobieta: potrafi sw�j g�os
tak zmi�kczy� i tak odmieni�, �e m�wienie to brzmi dwuznacz- nie,
je�li nie tr�jznacznie.
� Tak to, moi drodzy, i ja posz�am w �lady genera�a Hallera i
ju� jestem po za�lubinach z Ba�tykiem � obwieszcza nie bez
pewnego zadowolenia ciotule�ka. Jest jeszcze troch� blada, ale
na policzki wracaj� malinowe placuszki, a oczy jarz� si� jak
dwie ciemne latarenki, odbijaj�c przestrzenno�� morza.
Stateczek nasz chowa si� za sierpiasto zakrzywione molo i
przybija do drugiego l�du. Pachnie tu solonym �ledziem
40
i �wie�o�ci� wiosennych roztop�w. Tu� przy brzegu kl�cz� po
kolana w piachu bia�e domki, kratowane ciemn� belk�, z roz�o-
�ystym jak skrzyd�a ptaka dachem. Obok, za szumi�cym listo-
wiem, kry