11362
Szczegóły |
Tytuł |
11362 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11362 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11362 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11362 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Wieniedikt Jerofiejew
"ZAPISKI PSYCHOPATY"
Przelozyla Irena Lewandowska
DZIENNIK
14 pazdziern. 1956 - 3 stycz. 1957
ZAPISKI PSYCHOPATY. I
14 pazdziernika
Sstopp ... czczorrt!
Ciekawe, co za balwan ...
Co za balwan, pytam, uwaza za stosowne straszyc mnie o trzeciej nad ranem …
Czy aby faktycznie o trzeciej …
Tak, najprawdopodobniej …
Hm, o trzeciej … Kto by to mogl byc …
Koniec koncow to idiotyzm, czczorrt …
Modernizm …
Modernizm? Cha, cha, cha, cha, cha …
Jednakowoz, moj chlopcze … cos ci troche za wesolo, powiedzialbym … i calkiem nie a
propos …
Nawet w rozkwicie nie zapominajcie, ze i smierc, jak zycie, jest piekna, i ze krolewski
majestat …
Tup … tup … tup … tup … tup … tup …
Tup … A jednak. Wesolosc I romantyczna fascynujacosc opuszcza cie powolutku, moj mily
chlopcze …
Taak … powiedzialbym, romantyczna sytuacja … ciemno wszedzie … mrok …
Nawet w rozkwicie nie zapominajcie, ze I smierc, jak zycie, jest piekna, i ze …
Tup … tup … tup …
… krolewski majestat stygnacych grobow …
15 pazdziernika
Ni chuja-aa!
Alkohol - zbawienie!
Ni chuja-a-a!
17 pazdziernika
"Wybity z rytmu i dlatego wylany z uniwersytetu oraz pozbawiony rozumu …"
18 pazdziernika
Zezremy etyke!
Zmiazdzymy ja konskimi zebami!
Utopimy ja w otchlaniach naszych zoladkow i zbeszczescimy trawiennym sokiem!
Zalejemy gorzka nalewka na pieprzu!!
Ach, cha, cha, cha, cha, cha, cha!
24 pazdziernika *
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
* Dzien urodzin Wieniedikta Jerofiejewa (przyp. W. Murawiowa - wydawcy oryginalu)
18/VIII, Kirowsk
- Prrrecz! Prrrecz!
- Normy niepotrzebne!
- Potrzebne! Nie wiecej niz dwadziescia linijek I nie mniej niz osiem!
- Do diabla z maksimum!
- I tak Wienka to oleje!
- Bzdurra! No to zaczynamy! Moze troche ciszej … Mamy 15 minut! Rymy i rytm
obowiazkowo!!!
Jesli chociazby jedna linijka nie konczy sie przymiotnikiem, autora uroczscie oglasza sie
kretynem!
- Hurrra!!!
- Zdobywce pierwszego miejsca oglasza sie geniuszem, szostego miejsca - idiota!
- Wystarczy! Zaczynamy! Tak czy inaczej zostaniesz idiota!!!
- Abgham, milcz!
- Koniec! Cisza! Juz mam!
- Cz-cz-cz-cz!
- Dosyc, koledzy, koniec!
- Jeszcze trzy minuty! Dopracowac …
- Wystarczy!!
- Bez sensu mi wyszlo, jakies kurestwo!
- U wszystkich, kurwa, bez sensu! Wienka, czytaj pierwszy …
- Zaczynaj!
- Bardzo was przepraszam, moje jest za dlugie … I dla was niezrozumiale …
- A czyje jest zrozumiale! Zaczynaj!
- Hm.
Obojetno-zazdrosna,
Mloda, czula, namietna,
Tak wstydliwie ostrozna
I goraco-przepiekna!
Wciaz probujesz, bezsilna,
Zrzucic siec nadaremno,
Co ja zycie mogilne
Splotlo w przepasc bezdenna.
Niczym przepasc bezdenna,
Niczym widma poranne,
Trwozy sie mgliscie-ciemne
Zycia szczescie spetane …
Nagle ciebie nie spotka
Ni dalekie nie znajdzie,
Ty, na zawsze samotna,
Upragniona najbardziej!
O ty, tak upragniona,
Doli twej nie odmieni
Ani mlodosc szalona,
Ani wielkie marzenia -
Bezsens nie zmartwychwstanie,
Nic martwoty nie wskrzesi,
Bezcelowe czekanie -
Nie ma kresu w bezkresie!
Bezkres kresu wszak nie ma -
Nie ma celu w bezkresie -
Jak bezplodne rojenia,
Jak jalowosc uniesien,
Bezprzydatne jest piekno,
Wolnosc jest beznamietna,
Sil natury potego -
Tys swietoscia jest piekna.
Bo swietoscia jest piekna -
Owa twarz odwiecznego.
Tylko odblask dziwnego
I zludzenia namietne,
Dzwieki upragnionego,
Morze metno-wezbrane
Wiecznie-milczace niebo,
Ciagle oczekiwanie …
Pelno mglisto-slodkiego
Sil natury wezwanie
Wzbudzi tak pozadane
Czucie niezrownanego,
Blogosc odmiennego -
Nieoczekiwanego!
Nieoczekiwanego
Nie wyczekuj, nic z tego,
Ty, na zawsze samotna,
Upragniona najbardziej,
Bojazliwie wstydliwa,
Tak dziwna I piekna,
Do zatraty zazdrosna,
Do szalenstwa namietna!!!
- Brrrawo!
- Brrrawo!
- Odmawiam czytania moich glupot!
- I ja tez!
- Jerofiejew - geniusz! Hurra!
Kirowsk, 20 VIII
- No to fabule …
- Fabule!!
- Niezla fabulka!
- No, Fromka, zaczynaj!
- Hy-hy …
- Pewnego razu ide wzdluz szyn kolejowych …
- No idziesz, kurwa …
- "A nocka ciemna byla …"
- A tam, chuj z wami …
Raz ide sobie po torach,
Wtem straszny dobiega mnie krzyk!
- Chujowo! Chujowo!
- Sentymentalizm! Wiecej sentymentalizmu! Wienka! Do roboty!
Wtem straszny dobiega mnie ...
- Chujowo! Gdzie obrazowosc? Wienka! W piec minut!
Ostatni promien slonca skryl sie za strumieniami.
Majestatyczny wieczor otula rozlewiska,
Bezdzwiecznie placze wierzba i slychac szept w jej listkach,
Ostatni promien slonca juz znikl za strumieniami.
Spokojnie wioska spi. Lecz gdzies tam w mglistej dali,
Rozdziera cisze zmierzchu krzyk, w skowyt przechodzacy,
Straszliwy, pelen grozy i zda sie nie miec konca
Spokojnie wioska spi. Lecz gdzies tam w mglistej dali,
Kogos zarzyna ktos ...
- O, do diabla! Swietna parodia!
- Talent! Talent!
- Bi-i-is! Bra-a-awo!!!
- Wienka! Przeczytaj nam swoja wczorajsza ...
- A tam ... chuj z nia ...
- Borienka! No to za niego ... Na smierc psa!
Pelen werwy i energii, z sercem pelnym czlowieczenstwa,
W krotkim zyciu nie skosztowal slodkiej meskiej namietnosci ...
- To nie to! To przeciez Na smierc Soso *!
Boze moj! Patrz, jam zabity przez rodzonych moich braci!
- To tez stamtad!
- Mnie sie podoba ostatnia linijka:
Tylko ciche, smutne jeki i przeklenstwa nieslyszalne.
- Wienka! Czytaj wszystko!
- Kiedy sie wstydze ... A idzcie w cholere ...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .
* Tj. Stalina (Soso - gruzinskie zdrobnienie od imienia Josif)
7 - 8 listopada
Nadzwyczaj zabawne.
Prawie pietnastominutowe kontemplowanie rzygowin, ktore dopiero co ze mnie
wytrysnely, nieuchronnie postawilo przede mna dzisiaj dosc jednak aktualny problem:
Czy rzygowiny maja charakterystyczne cechy narodowosciowe?
Porownywanie w mysli rzygowin gruzinskich, jakich eksplozje dopiero co mialem
przyjemnosc przed chwila kontemplowac w metrze - i tych - oblesnie rozwalonych przede
mna, cala swoja krzykliwa osobowoscia dumnie demonstrujacych swoje rosyjskie
pochodzenie - nie dalo zadnego pozytywnego rezultatu.
A zreszta, chyba widac lekkie podobienstwo ...
I to prawdopodobienstwo raz jeszcze zasmucilo mnie z powodu stopniowego zanikania
roznic narodowosciowych ...
Ach, gdyby byl Soso!
22 listopada
Jak wynika z wiarogodnych informacji:
W ciagu calego pierwszego semestru Jerofiejew byl wyjatkowo przykladnym studentem i
znakomicie zaliczywszy zimowa sesje, udal sie na ferie zimowe.
Moze to zimowy surowy klimat, moze "rodzinny alkoholizm" zabily w nim "przykladnosc" I
na poczatek drugiego semestru podrzucily go nam z wyraznymi oznakami postepujacej
degeneracji.
Przez caly luty Jerofiejew spal i we snie nakreslal perspektywy - nie do pozazdroszczenia -
swego dalszego postepu na tej drodze.
Od pierwszych dni marca przedsiebiorczemu z natury Jerofiejewowi najwyrazniej znudzilo
sie bezplodne "wyznaczanie perspektyw". Wolal przystapic do czynow.
W polowie marca Jerofiejew ukradkiem zaczal pic.
Pod kiniec marca rowniez ukradkiem zaczal palic.
Swiety miesiac kwiecien Jerofiejew powital ta sama woda swiecona i tym samym
kadzidlem - co prawda w zwiekszonych proporcajach.
W tymze kwietniu Jerofiejew doszedl do wniosku, ze niezle byloby "odpowiedziec na zew
natury". Nieudana "odpowiedz" pograzyla go w otchlani zalosci i powiekszyla kat nachylenia
rowni pochylej, po ktorej sadzone mu bylo bezszelestnie sie staczac.
W kwietniu aresztowano jego brata.
W kwietniu smiertelnie zachorowal jego ojciec.
Majowy upal nieco zmorzyl Jerofiejewa - pomyslal, ze niezle byloby znalesc sznur zdolny
utrzymac 60 kilo miesa.
Tenze majowy upal utulil go blogoslawionym lenistwem, dzieli czemu ustracil wszelka
ochote do poszukiwan jakiegokolwiek sznura, jednoczesnie zatrzymujac sie przez moment
na wyzej wymienionej rowni.
W czerwcu Jerofiejewowi wydawalo sie, ze uleganie naciskom letnich upalow to zbyt wielki
wstyd dla geniusza, tym bardziej ze zarowno wewnetrzne, jak i zewnetrzne wydarzenia
stanowily swoisty wentylator.
W poczatkach czerwca brata skazano na siedem lat.
W polowie czerwca umarl ojciec.
I najprawdopodobniej wydarzylo sie cos jeszcze w najwyzszym stopniu przykrego.
Od polowy czerwca do wyjazdu na letnie wakacje wlacznie Jerofiejew staczal sie w dol,
juz pionowo, ziejac dymem, zonglujac cwiartkami, zawalajac sesje, dopoki nie ocknal sie na
orzezwiajacym lonie milych jego sercu gor Chibin.
Lipcowa i sierpniowa dzialalnosc Jerofiejewa uplynela na wyzej wymienionym lonie, poza
polem widzenia komentatora.
We wrzesniu Jerofiejew wtargnal w granice stolicy i obrzucajac swiat przeklenstwami,
polozyl sie do lozka.
Przez reszte wrzesnia Jerofiejew lezal w lozku prawie bez ruchu, obrzucajac blotem
kolegow ze swojej grupy i upajajac sie glebia wlasnego upadku.
W pazdzierniku upadek nie wydawal mu sie az tak gleboki, bo nizej swojego lozka
fizycznie nie mogl juz spasc.
W pazdzierniku Jerofiejew zaczal zachowywac sie nadzwyczaj podejrzanie i z godna
pochwaly zimna krwia oczekiwal wykluczenia z kolebki swojej degeneracji.
Pod koniec pazdziernika, pochowawszy brata, nawet nie podniosl sie z lozka i zaczal
wsciekle wedrowac ulicami, szukajac noca pod plotami ducha wszechswiata.
Listopadowy chlod nieco ostudzil jego zapal i zmusil do ponownego ulokowania sie w
cieplym lozku, w objeciach marzen o szalenstwie.
Gdy ciag listopadowych wydarzen udowodnil ze spektakularna oczywistoscia, ze marzenia
Jerofiejewa nigdy nie sa bezplodne.
9 grudnia
O-o-o-o! To wlasnie potrzebne bylo tym pijanym bydlakom!
Jeden przez drugiego zaczeli mowic jednoczesnie:
- E-ttyka! Jedno slowo zmusza mnie do wyrzucenia z siebie tysiaca przeklenstw pod
adresem ... hm ... hm ... hm ...
- O-o-o-o-o! Trzymajcie mnie, bo inaczej w ten sekund rodzina krzykaczy, ktorzy mieli
czelnosc wymowic w przyzwoitym towarzystwie to ochydne slowo, zmiejszy sie liczebnie!
- Panowie! Nawiasem mowiac, mam najzupelniej powazny zamiar detalicznie
przestudiowac etyke, aby ustrzec sie w przyszlosci przed nieswiadomym stosowaniem sie do
jej zasad ...
- Och, Boze, czy musimy rozmawiac o takich nieapetycznych rzeczach! Mnie osobiscie
dreczy jeden nadzwyczaj interesujacy problem ... oto uplynelo 50 lat od chwili, kiedy umilkly
jeki porodowe tej, ktora mnie wydala na swiat! Egzystuje juz pol stulecia! przezylem 11
ministrow spraw wewnetrznych i 27 rewolucji ... - a wciaz jeszcze probuje znalezc
odpowiedz na pytanie, odpowiedz, ktora wyrecytuje kazdy przecietny uczen ... otoz ja nie
widze zasadniczej roznicy miedzy zaspokojeniem seksualnej zadzy a zalatwieniem potrzeby
fizjologicznej ...
- Koszmarne porownanie, ja bym powiedzial ...
- Hm, mlody czlowieku, niezmiernie zaluje, ze dla pana, kolekcjonera najnowszych prawd,
niezrozumiale jest, ze erupcja sekrecji plciowych - to nic innego, jak zwyczajny proces
wydalania ... i w tym swietle milosc seksualna okazuje sie czyms w rodzaju udreki
cywilizowanej istoty z przepelnionym pecherzem moczowym, istoty, ktora trafila do
wspanialego zatloczonego salonu i wreszcie dostrzega wspaniala miske klozetowa, lecz nie
moze umiescic w niej zawartosci swoich narzadow wewnetrznych!
- O moj Boze! Kobieta jako czuly waterklozet!
- Che, che, che! A szescioletnia dziewczynka - komfortowa spluwaczka!
- Liryka - owoc cierpien czlowieka, ktory nie wie, gdzie by sie wysrac!
- Cha, cha, cha, cha!
- Tak, tak ... Ostatecznie w pociagu plciowym nie widze dokladnie nic podnioslego! Mnie
osobiscie siedzenie na sedesie po sytym obiedzie daje znacznie wiecej zadowolenia niz
seksualne rozkosze i pieszczoty kobiety, kochanej do utraty zmyslow, czczorrt! Nnnie,
panowie, lepiej jest srac do kibla i onanizowac sie, niz owladnac przedmiotem wscieklej
namietnosci, jednoczesnie wyprozniajac sie na podloge ... Che, che ...
- O Boze! Czy doprawdy nie mozna obejsc sie bez zboczen! Samo slowo "onanizm"
doprowadza mnie do furii!
- A ja uwazam, ze eksperymentowanie z onanizmem to oznaka uczuciowego tchorzostwa
... Tak, tak, tchorzostwa ... W najlepszym razie to inwazja intelektu w nietykalna,
powiedzialbym nawet - swieta, sfere emocji!
- Ach, doprawdy, ale z pana Subtelny Lajdak!
Przepraszam za zuchwalosc, nadzwyczaj cierpie z powodu zbyt duzej zawartosci intelektu
w moich emocjach: ale mowiac otwarcie, artykul profesora Richtera zniechecil mnie do
poszukiwan najnowszych metod masturbacji ...
- Och, ta prasa! Jesli chodzi o mnie, to przeciwnie, podobne artykuliki zaszczepiaja we
mnie upodobanie do zboczen; w kazdym razie szofer, ktory zgwalcil szescioletnia
dziewczynke, przez prawie pol godziny nie byl moim idolem!
- Ze wejde w slowo - nie bez powodzenia nasladowalem panskiego idola ... i moge pana
oslepic prawda, ktora olsnila mnie w trakcie "nasladowania" - "czlowiek bogaty duchowo
sklonny jest do sprawienia sobie przyjemnosci, ktore nie daja zadowolenia oponentowi
bedacemu zrodlem przyjemnosci".
- Szescioletnia dziewczynka - oponent! Hm ...
- No i jak, prawda pomogla panu przekonac sie o bogactwie wlasnego swiata duchowego?
- Przestan szydzic, mlody czlowieku! I prosze nie uwazac erudycji za dowod duchowego
bogactwa ... Dostrzegam sztuke imitacji, mroczny sceptyzm i wszechswiatowy smutek -
niemniej jednak jest pan kompletnie bezduszny!!
- Ach, jakiez, powiedzialbym, doglebne przenikniecie tajemnic mojej psychiki!
- Pan i psychologia!! Hm ...
- Przy okazji o psychologii!! Czy nie zdarzylo sie wam, panowie, spotkac czlowieka
swiadomie uciekajacego od szczescia i przez to skazujacego sie na cierpienia? Mysl, ze to
wlasnie jego swiadome dzialania spowodowaly, ze zostal meczennikiem, i ze bylby
szczesliwy, gdyby przewidujaco nie pozbawil sie szczescia, sprawia mu nieomal fizyczna
rozkosz!
- Prostytucja litosci, jesli mozna tak sie wyrazic!
- Masturbacja cierpienia! Cha, cha, cha!
- A poza tym, czyscie panowie nie zauwazyli, ze niekoniecznie trzeba byc subtelnym
psychologiem, zeby takim zaslynac ... Tylko nie nalezy porzucac psychologii chorych i
zajmowac sie ludzmi zrownowazonymi psychicznie ...
- O-o-o-o! Niezrownowazenie psychiczne to moje marzenie! - i osmiele sie na szczerosc -
w marzeniach jestem juz wariatem! O, nie wiecie, panowie, co to takiego bezsennosc
marzen ... i stan zapalny marzen przy bezsennosci ...
- Moj ty Boze! Jakie to plaskie! Pysznic sie swoistym marzycielstwem! Ja osobiscie jeszcze
dzieckiem bedac, w stadium zycia plodowego, szczerze nienawidzilem marzycieli! Marzenia
to pogarda dla wspomnien!
- Ach! W takim razie powinien sie pan mna zachwycac! Dla pana jestem Szeregowym
Balwanem, a przeciez w pewnym sensie jestem niepowtarzalny ... I byc moze nie ma poza
mna ani jednego czlowieka, ktory zyje wylacznie wspomnieniami ... i smiem zapewnic, ze
jestem jedynym cywilizowanym dwunogim stworzeniem nadaremnie usilujacym znalezc w
roznobarwnym usypisku swoich wspomnien chociaz jedno - przyjemne ...
- A mnie, panowie, przez cale zycie dreczy przecietnosc ... O-o! Ilez to razy wysylalem
przeklenstwa pod adresem Najwyzszego i Wyjatkow z powszechnie obowiazujacych zasad
dziedzicznosci! Nieustannie zaspokajalem zadze samic cieszacych sie najbardziej
dwuznaczna slawa - i nie zlapalem trypra! Wsciekle bilem glowa w mury Kremla - i nie
moglem wybic ani jednej kropli zdrowego rozsadku! Przez trzy dni i trzy noce bez litosci
swidrowalem swoje ucho dysonansami wierszy Paternaka i hymnu narodowego Etiopii - i jak
widzicie, nie postradalem rozumu! Ach, panowie, plakalem jak dziecko! Przeklinalem
zeliwnosc mojego chuja, czola i nerwow i perfidie wszechswiata ...
- Moj Boze! Jakie to wszystko zwyrodniale!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Wszyscy raptem umilkli.
Na co mi przyszlo? Nieomal z wdziecznoscia popatrzylem na triumfujacego lajdaka.
Chociaz wszystko, co zostalo wypowiedziane imponowalo mi, albo wspolbrzmialo - jak
wam lepiej pasuje.
17 grudnia (1)
Jesli mam byc szczery, to po jakiego diabla przypomnialem sobie przedwczoraj o
Woroszninej?
Malo mi bylo sierpnia?
Nie cieszylem sie, kiedy w pazdzierniku aresztowano ja "za celowa organizacje wybuchu"
na trzecim odcinku?
Przeciez to juz jej drugi wyrok!
Prawde powiedziawszy, dopiero w czasie zimowych ferii zaintreresowalem sie jej
wybrykami ... i gdyby nie artykul w gazecie "Kirowskij raboczij", byc moze w ogole bym
sobie o niej nie przypomnial ...
Ale przeciez, cokolwiek by o niej gadali, to moja kolezanka z klasy ... a do tego jedyna ze
wszystkich naszych maturzystow, z ktora chodzilem do szkoly od pierwszej do dziewiatej
klasy ...
Nawet to, ze dostala swiadectwo maturalne, w jakiejs mierze mnie zawdziecza ...
Nie, nie mozna powiedziec, zebym faktycznie zywil do niej serdeczne uczucie ... A
dziecinne oczarowanie z czasem ulecialo ...
Po prostu - nieco oderwalismy sie od uczniowskich mas i w dziesiatej klasie bylismy
nierozlaczni, nie podtrzymujac zadnych wiezi z klasa ...
Mowiac otwarcie, pociagaly mnie jej chuliganskie numery na lekcjach, tym bardziej, ze
zadziwialem wszystkich swoja grzecznoscia i pilnoscia .. A po incydencie z legitymacja
komsomolska juz nieodwolalnie zaczela w moich oczach stawac sie bostwem ... chociaz w
szkole slynela jako lekkomyslna idiotka o sklonnosciach do prostytucji ...
Jej sklonnosci mnie osobiscie nie interesowaly ...
Nawet sie nie zdziwilem, kiedy oblala, probujac zdac do Instytutu, i ze potraktowala te
kleske zbyt lekkomyslnie. Rozwscieczylo mnie tylko jej znikniecie z Kirowska akurat w
momencie mojego triumfalnego powrotu - nawet nie moglem sie jej pochwalic, ze sie
dostalem na Najwspanialszy *.
Od pierwszych zajec w grupie na uniwersytecie troche mnie zainteresowala Ant. Grig. -
"skrocona i splaszczona Worosznina" - i szczerze ja znienawidzilem.
W grudniu bylem, przyznam, nieco zaskoczony pisemnym zawiadomieniem Borienki o
postawieniu Woroszninej przed sadem za niegodne ...
Tym bardziej ze "samopowieszenie" ojca powinno nieco ostudzic jej zapal ...
Kiedy przyjechalem na zimowe ferie, z zadowoleniem wysluchalem od Fomki
niespodziewana informacje, ktorej caly sens sprowadzal sie do tego, ze on (to znaczy
Fomka) jest, byc moze, jedynym przedstawicielem meskiej czesci Kirowska, ktory nie zaznal
przyjemnosci spoczywania na wspanialych wdziekach mojego bostwa ... i natychmiast w slad
za tym informacje Borii, ze do rywalizacji z Worosznina w sztuce wymyslania przeklenstw boi
sie przystapic sam Szamowski ...
Bez chwili zwloki pobogoslawilem ja za wytrzymalosc i wynalazczosc ...
... I jedyne, czego sie teraz obawialem - przypadkowego z nia spotkania.
Ktore byc moze nie doszloby do skutku w ogole, gdyby pierwszego lutego Borii, Mineczki i
Witienki nie zwabily dzwieki jednego z arcydziel indyjskiej sztuki filmowej.
Szczerze mowiac, ledwo docieraly do mnie trele Bejdzu Bawry, poniewaz nieprzerwane
gadanie sasiadek, cyniczna poza siedzacej z prawej strony Woroszninej - i w rezultacie
tesknota za cywilizacja zabily we mnie zdolnosc odbierania klasycznych utworow poddanych
Jawaharlala ...
Nastepnego dnia Witienka, szczerzac z zadowolenia zeby, skontastowal: "Jerofiejew dziko
sie zmieszal, kiedy zobaczyl, ze Worosznina opuscila wesole pierwsze rzedy i w towarzystwie
trzech podejrzanych panienek ruszyla prosto do niego, omiatajac pogardliwym spojrzeniem
przepelniona sale kinowa i nienaturalnie sie mizdrzac" ...
Co prawda, Witenka jednoczesnie wyrazal zal, ze wszyscy trzej byli zmuszeni uwzglednic
wyzywajaco delikatna prosbe Woroszninej o "zmiane miejsc" i zostawic mnie na pozarcie
pijanym panienkom ...
Musze przyznac, ze tez tego zalowalem ... W kazdym razie nie zachwycala mnie
perespektywa - wdychac przez dwie godziny zapach wodki i przypalonych pestek
slonecznikowych z ust Woroszninej, niewyobrazalnie sie czerwienic i delikatnie przywierac do
niej, siedzacej w bezwstydnej i krepujacej pozie ... Ale w koncu opuscilem kino nadzwyczaj z
siebie zadowolony - uprzejmie odmowilem odwiedzenia jej w hotelu robotniczym, a oprocz
tego nie czulem juz na sobie koszmarnego ucisku jej obfitych ksztaltow ...
Nastepnych osiem dni pobytu w Kirowsku uplynelo mi calkowicie w granicach czterech
scian mieszkania Jurika - po tamtej stronie trzezwosci, Woroszninej, snieznych buranow i
zorzy polarnej ...
17 grudnia (2)
Na pierwszych cwiczeniach z niemieckiego Antonina Grig. Muz. Z miejsca znalazla sie w
polu mego widzenia i bez zadnej przesady zrobilo mi sie niedobrze ...
Wskutek czego przez caly drugi semestr niespozycie slawilem degeneracje i zaciskajac
zeby, romantycznialem ...
A latem nastapil na moich oczach calkowity upadek rozszalalego bostwa ...
Prawda, ze i ja tego lata postrzegany bylem przez mieszkancow Kirowska nie jako "edyny
medalista" i jedyny lininogorca" *, ale raczej jako jedyny, ktory pije z Brydkinem ...
Do sierpnia zmuszony bylem wyrobic sobie immunitet przeciwko ciekawskim spojrzeniom
- dodac nalezy, nie bez uszlachatniajacego wplywu Lidii Aleksandrownej, ktora pojawila sie
przede mna juz nastepnego dnia po moim przyjezdzie do miasta-bohatera, lezacego za
kregiem polarnym ...
Tym razem nieco ja zaskoczylem utrata wstydliwosci i skromnosci oraz trafna
odpowiedzia na tradycyjne pozdrowienie ...
Ona zas zaskoczyla mnie zdumiewajaca zdolnoscia do nieustannego zaokraglania sie
mimo codziennego przyjmowania alkoholu i conocnego doswiadczania nacisku ze strony
komsomolskich cial ...
Oprocz tego, gimnastykujac odretwiala konczyne, wewnetrznie wspolczulem wszystkim,
ktorym przyszlo sciskac na powitanie dlon temu rozesmianemu bydleciu, a na zewnatrz
podjalem nieudana probe wykrecenia sie od zaproszenia.
Tego dnia byla raczej opanowana i nawet przeprosila, kiedy mimochodem dorzucila kilka
przeklenstw do oszolamiajacej charakterystyki przechodzacej obok rudej panienki ...
Dwie nastepne wyprawy do "Bolszewika" w celu ukulturalnienia sie troche nas zblizyly i
dlatego w poczatku sierpnia wlasciwie bez leku przekroczylem prog jej pokoju.
Przez dwie godziny daremnie probowalem przywyknac do otumaniajacego zapachu
perfum i chetnie sluchalem szczebiotu mojej oponentki.
Najpierw ustnie wyrazilem zachwyt pokora jej sasiadki, ktora brutalne polecenie
Woroszninej zmusilo do natychmiastowego i bez slowa sprzeciwu opuszczenia "miejsca
postoju" kirowskich Don Juanow. Dlatego z udana niechecia pomoglem jej dopic "Stoliczna" i
calkowicie szczerze zachwycilem sie jej wynalazczoscia, jesli chodzi o stosunki z
odwiedzajacymi ...
Co prawda, jej ostatnia opowiesc speszyla mnie do tego stopnia, ze przez piec minut
probowalem bez powodzenia pozbyc sie czerwieni na swojej twarzy i uniesc wzrok znad
szklanki ...
Chodzilo o to, ze kiedys na wiosne odwiedzilo ja trzech studentow pierwszego roku
Uniwersytetu Moskiewskiego, najwidoczniej przesadnie rozgrzanych pochwalnymi opiniami o
niej i podnieconych informacjami o tym, jak latwo ja zdobyc ... I goscinnie witajac pijanych
studentow, nie omieszkala wykonac kilku nieprawdopodobnych numerow przed ich
zachwyconymi oczami ... Na zakonczenie zmusila wszystkich trzech, aby padli na kolana i
lizali jej zelowki ... - a na domiar wszystkiego przegonila napalonych gosci - jednego na
wszelki wypadek zbila za "nieprzyzwoite zachowanie".
I wszystko to opowiadala z nieustajacym smiechem, z oszolamiajacym smakowaniem
szczegolow i regularnym pociaganiem ze szklanki ... Daje slowo, tego wieczora podobala mi
sie nieslychanie ...
nie, absolutnie szczerze zachwycalem sie jej umiejetnosciami zmuszania kirowskich
samcow do niewolniczego uwielbiania swojej osoby ... Chociaz jej pijanym opowiesciom
raczej z trudem dawalem wiare ... przeciez jeszcze nie tak dawno poprosila, zebym sie
odwrocil, kiedy poprawiala ponczoche ...
Absolutnie jej nie rozumialem ... Kontemplujac te mila, zadowolona z siebie pijana twarz,
w zaden sposob nie potrafilem dopasowac do tamtej, czysciutkiej pierwszoklasistki, ktora
siedziala ze mna w jednej lawce i bez przerwy mi dokuczala ...
Okolo dziewiatej opuscilem hotel robotniczy w stanie romantycznie pijanego zakochania
... Do samego dworca Worosznine, ktora szla obok mnie, nieustannie ironicznie
pozdrawiano, co, nie wiedziec czemu, wywolywalo jej dziki smiech ...
Musze przyznac, ze poczulem sie urazony, kiedy nastepnego dnia Roszczyn przez Borie
wyrazil zal z powodu tego, ze "nie udalo mi sie z Lidka", a Tamarze Wasilewnej poradzono,
zeby "krocej trzymala swego medaliste" ... Zreszta siodmego sierpnia osobiscie utwierdzilem
sie w przekonaniu o nieuleczalnej tepocie mlodego pokolenia Kirowska.
Po prostu wprawila mnie w furie bezczelnosc tych z zawodowki, ktorych nie otrzezwilo
nawet, kiedy dostawali po mordzie od Woroszninej. A ta obrzydliwa scena pod kioskiem
zniechecila mnie do dalszych kontaktow z moja dobrodziejka.
I co najwazniejsze, irytowal mnie jej lekkomyslny stosunek do tego, co robila, i do
wlasnej popularnosci ... Nie, w zadnym razie nie zamierzalem jej przekonywac, dlatego ze
jedyna reakcja na moje argumenty bylo idiotyczne rzenie ... w dodatku zbyt sie jej balem,
zeby zdecydowac sie na przekonywanie ...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
(*) Tzn. Student Uniwersytetu Moskiewskiego, znajdujacego sie na
Wyrobiowych Gorach, wowczas zwanych Leninowskimi.
17 grudnia (3)
Jedyny raz poczulem do niej cos w rodzaju litosci - w niedziele dwunastego, na zabawie w
Parku ... Jej odrazajacy wyglad o malo nie wywolal u mnie mdlosci - tym bardziej ze Brydkin
tego dnia byl na bani i od samego popoludnia bez litosci wlewal we mnie jakies pomyje,
zraszajac lzami pamiec mojego ojca i los mojego rodzonego brata ... Wesolosc niezwlocznie
mnie opuscila, kiedy w lezacej za kioskiem panience rozpoznalem Lidie Aleksandrowne ...
Prawdopodobnie dopiero co musiala strasznie rzygac, biala bluzka byla wysmarowana czyms
paskudnym, mokra sukienka zbyt nieestetycznie podwinieta ... Namowy Borii zmusily mnie
do zaprzestania obserwacji cierpiacej - nie czulem zadnego obrzydzenia, tylko wsciekla
nienawisc do tych wstretnych facetow, ktorzy ja spili i zgwalcili, a potem zostawili w blocie,
w ulewnym deszczu ... Po powrocie do domu ponownie przeczytalem otrzymany rano list
Muz. Ze skargami na trudne zycie i - dziko sie rozesmialem.
A we wtorek znowu wypadlo mi oburzyc sie wesoloscia Woroszninej. Bez sumienia
zachwycala sie poprzednia niedziela, co chwila przepraszajac za niecenzuralne slowa - i z
przerazeniem zorientowalem sie, ze i dzisiaj jest pijana z powodu zwolnienia jej z zakladu
mechaniczno-remontowego.
Nie, zupelnie nie martwila sie wylaniem z pracy, wojowniczo dosiadla poreczy Biblioteki
Gorkiego i zonglujac moim Rollandem, machajac nogami tuz przed samym moim nosem,
nadal z twarza pokerzysty szydzila z uniwersytetu, milosci, cierpien czlowieka, Nadsona,
Muz. I mojej dzieciecej naiwnosci.
A szesnastego, od tego paskudnego spotkania kolegow z klasy, zaczelo sie to
najwazniejsze … Zdumiewajace, ze upajalem sie tym, co ona zrobila, a co wyraznie bylo
obliczone na tto, aby zatruc atmosfere wychowankom szkoly … Swietnie wiedziala, ze cieszy
sie powszechna pogarda "kolezanek z klasy", niemniej jednak postanowila przyjsc na
wieczor bez zaproszenia, aby wywolac sensacje swoja obecnoscia, a nastepnie czarujacymi
figlami.
Wprawdzie nasze wspolne pojawienie sie na zabawie nie wywolalo bynajmniej sensacji,
jednakze z przykroscia bylem zmuszony skontastowac stan powszechnego przygnebienia, i
jednoczesnie opanowujac zlosc, odeprzec kilka ponurych spojrzen … Zrozumialem juz od
pierwszej chwili, ze jesli Worosznina swoimi "czarujacymi figlami" nie zrobi furory, to w
kazdym razie zmusi do rozejscia sie te poltora tuzina przygnebionych kolegow z klasy.
Ani troche nie byli zdziwieni, kiedy Lidia Al. Ceremonialnie wydobyla z wewnetrznych
kieszeni palta dwie przezroczyste butelki i cynicznie oswiadczyla, ze "nawet Wieniczka"
uwaza ich zawartosc za nadzwyczaj pozyteczna dla zoladka … A ja, starajac sie wzmocnic
niekorzystene wrazenie wywolane jej slowami, spiesznie potwierdzilem trafnosc genialnego
pogladu mojego bostwa …
Przez pol godziny Worosznina triumfowala … I wydawalo sie, ze kompletnie nie
przeszkadza jej, ze tylko ja jeden mialem odwage rozmawiac z nia, co nas do pewnego
stopnia wyobcowalo.
… Zacharowa swoim calkowicie niestosownym spiewaniem Szkolnego walca rozwiazala jej
wreszcie rece - i od tej chwili z nieukrywanym zachwytem sledzilem jej zagrania …
przede wszystkim, slyczac niesmiala "probke" Zacharowej, Worosznina dziko zarzala,
wywolujac zdumienie zgromadzonych; nastepnie flegmatycznie zakomunikowala o swojej
pogardzie dla piosenek w ogole - i dla ukoronowania wieczoru zaszokowala uroczych
kolegow z klasy, przyprawiajac swe lakoniczne wyznanie niecenzuralnymi slowami. Zrobila
niebywala furore … Przyznam, ze ogarnelo mnie nawet pijackie wspolczucie dla tych
dziewczyn, ktore zamiast przepedzic burzycielke spokoju - posepnie wypytywaly sie
nawzajem o godzine, o pogode i powoli zaczely sie ubierac … A Worosznina bez ustanku
chichotala, krecac sie na krzesle i na mojej nodze …
Nie, ani troche nie zalowalem tego bezlitosnie zrujnowanego wieczoru … Chetnie
pomagalem Woroszninej wysmiewac list Murawiowa i dopijac wodke z gwinta.
Rownie chetnie zgodzilbym sie siedziec do konca wykacji na tej kupie podkladow
kolejowych w siapiacym deszczu, pozwalajac traktowac sie jak niemowle … Sklanialem glowe
przed tym czarujacym pijanym bydleciem, ktore moglo zrobic ze mna wszystko, co tylko
chcialo …
17 grudnia (4)
Nastepnego dnia uslyszalem od niej, ze nie mogla dopelznac do swego pokoju - i na
schodach okropnie rzygala ...
Wieczor osiemnastego nieoczekiwanie mnie otrzezwil ... Powitalna opowiesc Woroszninej,
bardziej przypominajaca swinski dowcip, rozgniewala mnie do tego stopnia, ze pozbylem sie
strachu - i ostroznie poslalem ja do diabla ... W odpowiedzi, zgodnie z tradycja, glupio
zarzala i obiecala, ze jutro wszystkim opowie, jak poslal ja do diabla sam Jerofiejew ...
Tego samego wieczora, kompletnie pijana i miotajaca okropne przeklenstwa, wyprowadzili
ja z potancowki dwaj rosli milicjanci i doprowadzili na posterunek ... Przy tym nie wiadomo,
po jakiego diabla uznala za konieczne wrzeszczec na caly glos, ze nie jest niczemu winna, ze
to Jerofiejew ja upil ...
Wreszcie jej zachowanie dwudziestego pierwszego na Plomieniu gniewu zmusilo mnie do
opuszczenia kina przy akompaniamencie zgodnego smiechu otaczajacych ja dziewczyn i
powszechnego niezadowolenia widzow ...
Od tego wieczora zupelnie juz jej nie rozumialem; wsciekalo mnie, ze zbyt sie przejela
oszczerstwami Roszczyna; nie miescilo mi sie w glowie, ze Worosznina mniej moze wierzyc
mnie niz obrazliwym informacjom jakiegos Pietienki; doprawdy znienawidzilem ja ...
Dwudziestego trzeciego, kiedy zobaczylem, jak wraca z kopalni w towarzystwie dwoch
umorusanych wyrostkow, musialem przewidujaco skrecic w prawo i kontynuowac spacer po
rownoleglej.
Kiedy zas dotarl do mnie wesoly smiech tej trojki bydlakow, uganiajacych sie za soba i
przeklinajacych wszystkich i wszystko, zemdlilo mnie i pociemnialo mi w oczach ... Bylem
gotow w tejze sekundzie opluc wszystko, co lezalo za kregiem polarnym, i blogoslawic moja
moskiewska niewinnosc ... Chcialo mi sie rzygac z powodu Kirowska i nieprzerwanego
pijanstwa ...
I dwudziestego czwartego faktycznie spluwalem, kiedy siedzac noca na laweczce,
ujrzalem Worosznine przeplywajaca obok szkoly. Speszylem sie do tego stopnia, ze nie
zdarzylem schowac sie w ciemnosc - to bydle stalo juz przed lawka i zachwycajaco wygiete,
zatrzeslo przede mna wszystkim, czym moglo ...
Pospieszylem z pytaniem, co tez ma oznaczac ta dwuznaczna pantomima, a ona
zaszokowala mnie w odpowiedzi nawet nieglupim kontrpytaniem: "Chcesz moze irysa,
Wienia?" - a nastepnie, najwidoczniej usatysfakcjonowana moja odmowa, nie zmieniajac
dykcji, wyrazila zal, ze cos bardziej wysokoprocentowego pozostalo w domu, flegmatycznie
pogladzila swoje biodra, przejechala po mojej twarzy cala swoja objetoscia i rozkolysanym
krokiem ruszyla w kierunku szosy. A w odpowiedzi na moje z calej duszy plynace "B-b-b-
ydle!" znowu uslyszalem to idiotyczne rzenie - i zaszczekalem zebami z zimna ...
Wracajac do domu, nie wiadomo dlaczego przypomnialem sobie, jak kiedys, jeszcze w
siodmej klasie, rozbilem kreda szybe i potem niesmialo robilem wyrzuty Woroszninej za to,
ze wziela wine na siebie ... Wtedy smiala sie serdecznie, jak dziecko ...
Wieczorem dwudziestego szostego juz wyjechalem poza krag polarny, absolutnie nie
wspominajac utraconego bostwa ...
Pod koniec pazdziernika, juz bedac w Moskwie, z zadowoleniem dowiedzialem sie, ze ja
aresztowano, i od tego czasu nie interesowalem sie juz jej losem ...
A wlasciwie po jakiego diabla powinien mnie interesowac jej los, jesli ona sama przez cale
swoje zycie nie mogla z siebie wycisnac ani jednej lzy ...
... i jej losu nigdy nikt nie oplakiwal ...
18 grudnia
Pi-i-i-ic!
Piiiiic!
P-i-i-ic, w morde tt-woja mmac!
30 grudnia
Tak, tak! Prosze wejsc! Tfu, do czorta, co za kretynska dyskrecja … No wiec jak, Wl. Br.
Odmowa? A przeciez tyk wysmienicie to ci wychodzi: "Ogarnie lu-u-udzki rrod …"
A z ocenami pomimo wszystko lepiej dac sobie spokoj … I z "dusza kobiety", I "kobieca
natura" - tez … A I liczyc na mnie nie warto …
Wchodzcie wreszcie, kurwa twoja mac! A! To ty! I warto bylo tak dlugo pukac? Che, che,
che, che, i co nowego slychac? Co?! Nawet zwierzac sie! Cha, cha! Zwierzac! Znaczy sie,
obnazac ... No coz, ugoscimy, ugoscimy!
Zupelnie sama! Hi, hi, hi, hi! Tak, tak, oczywiscie, to nadzwyczaj tragiczne … Jedyne, co
masz - staruszka matka … I nie zdechla? Alez nie, chcialem zypytac: "I bardzo ja kochasz?"
… Doprawdy?! I nie spilas sie, nie rozkroilas piersi niczym pelikan? No tak, oczywiscie,
oczywiscie, "jedyne, co mam - staruszka matka" i nikogo wiecej, kompletnie nikogo ...
Niemniej - wynos sie!
Alez nie! Nie, na chuja! Po prostu wyjdz ...
I nie patrz tak na mnie! Czym ci zawinilem? Przestan, A.G., dobrze ci radze - przstan!
Przeciez koniec koncow wczoraj znowu wymienilismy sie splunieciami i teraz zgromadzilismy
zapas zlosci co najmniej na tydzien … Nie mam dzis nastroju na handlowanie zwierzecymi
instynktami … Aha! wszystkiego dobrego!
tak, tak! A.G., dawno cie odcieli ze stryczka? Jak to! Nawet cie nie powoesili?! Cha, cha!
Prosze tylko posluchac, jak ona uroczo zartuje …! Serio, nie odcinali cie? Ach, rzeczywiscie!
Jak moglem znow sie tak pomylic? Ej!
Alez nie, ja nie do ciebie … mhm, do widzenia …
Ej! Lidio Aleksandrowna! No i jak ty tam? No? Che, che, che, che! Ach, pozwol, pani,
niech padne na twarz! Co? Jakze to tak - nie warto! Tak jakbym juz nie upadal szesnastego!!
Fuj! Jakie masz pani lodowate nogi! I do tego ta pierdolona zamiec jeszcze je kolysze!
ddo diabla, przeciez dokladnie rok temu i w taka sama zamiec ON sie tu kolysal! I twoj
nieboszczyk ojciec, pani, takze … cha, cha, cha … takze! Ach, jak ty wtedy plakalas, Lidio
Aleksandrowna, jak uroczo przeklinalas najgorszymi slowami wszechswiat i nieudolnie
imitowalas oblakancze majaczenie .. Hi, hi … Nie, prosze nie klamac … Nie bylas
wstrzasnieta! Szydzilas, i, czczort z toba, chichotalas!
I przestan sie wreszcie kolysac … Chociaz po smierci zachowuj sie przyzwoicie I nie
grzechocz przede mna zlodowacialymi wdziekami … Ja to nie ten garbus Ziemlankin! Che,
che! No, widzisz - potrafisz nawet dobrze mnie zrozumiec …! I kiedy mowa o sierpniowych
wyproznieniach, niewatpliwie wszystko rozumiesz …
Ach! Teraz juz, pani, nie mozesz wyprozniac sie tak komfortowo i tak b e z p o s r e d n i
o … Przeciez on, smiem cie zapewnic, drzal z rozczulenia … I ja prawie mu zazdroscilem!
Zazdroscilem - slyszysz!! Jeszcze miesiac - i bylbym zniewolony w najwyzszym stopniu …
Jakze bylas pani wtedy czarujaca, tfu!
Oczywiscie pozwolisz mi, pani, raz jeszcze dotknac wargami … Alez nie! Jaka znowu
zamiec! Jestes jak wielki glaz! Bryla lodu! I pomomo to wciaz sie wyginasz! Jaka znowu do
wszystkich diablow, zamiec!
Cha, cha, cha, udajesz, pani, ze mnie nie slyszysz! Bezczelnie mruzysz oczy! Uwodzisz!
Che, che … Uw-wwodzisz!
A wodka leje sie, Lidio Aleksandrowna! Leje sie … kurwa jej mac! Laskocze krtan ...
czterdziesci piec procent! Hi, hi, hi, hi ... czterdziesci piec procent … bruneci … blondyni …
szatyni . Tryper ... rzezaczka ... szankier ... syfilis ... kapron ... fidekos ... crepe-georgette
... Ihi, hi, hi, hi ...! A Jurik … pamietasz …kchch - i koniec!!! I zorza pola-arna! Zorza
polarnaaa!
3 stycznia
No i widzisz - znowu sie smiejesz.
Nie wierzysz, ze mozna wykarmic wlasnym wrzodem. A gdybys miala szczescie
zaobserwowac, przekonalabys sie, ze TO jest nawet godne poparcia.
I mam teraz pelne prawo smiac sie z ciebie. Nie widzisz, nie bierzesz pod uwage moich
genialnych domyslow - i nie zamierzasz przyznac sie do bledu.
A ja kontempluje i z irytacja ulegam.
"To znaczy, ze tak trzeba".
"Malo tego - byc moze tylko z tego powodu aureola swietosci I tajemnicy otacza piers
matki".
No powiedz, czy to nie jest glupie!?
Probuje sie nawet rozesmiac … I nie moge. Nie moge opanowac checi zarzenia - a n i e p
o t r a f i e nadac swojej fizjonomii rozesmianego wygladu …
Natychmiast sie domyslam - to mroz, nieudolny mroz. Mroz unieruchamia mi twarz I
przemienia usmiech w idiotyczny grymas ust.
Kopiuje w mysli fotografie z ostatniego numeru "Moskiewskiej Prawdy" … odmrozone, a
jednak usmiechnietee twarze … Przeklinam mroz I przestaje wierzyc w prawdomownosc
socjalistycznej prasy.
To, co dalej, nie da sie wyjasnic.
Dziecko obnaza zeby, zaledwie malutkie zolte zeby ... Czy to obnazanie, czy tez zoltosc -
irytuje mnie ... Momentalnie wyciagam wniosek: "Do tego cielca potrzebny jest widelec. I to
nie jakis zwyczajny widelec, ale widelec wyrwany z baklazanowego kawioru".
Dziecko kreci glowa. Nie zgadza sie. Pyszni sie swoim rozczarowaniem i ignoruje moja
genialnosc. Ta ropiejaca ... ropiejaca - triumfuje!
Nic nie pomoze, musze wybuchnac!
Jak ona smie ... ta pijana spermatozoidami, ktora wyplula ze swojej pochwy krzyczacy
skrzep krwawiacych wymiocin …
I jak ona smie nie dziwic sie zdolnosci tego skrzepu do bezczelnej negacji!
Ale reka nie podnosi sie. Za zimno mi i jestem sparalizowany. Mam watpliwosci - czy
wystarczy mi sil, zeby przetrzec oczy …
Mozna nie miec zadnych watpliwosci.
Leze i wydmuchuje dym. W atmosferze - zapach baklazanow. A w paszczy chrypiacego
niemowlecia ten sam sutek uwienczony zielonkawym ropniem …
Ja sam! Ja sam wstane!
DZIENNIK
14 stycznia - 27 stycznia 1957
DALSZY CIAG ZAPISKOW PSYCHOPATY. II
4 stycznia
Spotkac twarza w twarz, niesmialo spuscic glowe I przejsc obok w trwoznym I niesmialym
zachwycie …
... odprowadzic wzrokiem oddalajaca sie sylwetke - i chichoczac, ruszyc w slad za nia ...
... ostroznie stapajac, podkrasc sie - i wymierzyc cios krzeszacy gwiazdy na niewidocznej
od tylu fizjonomii ...
... nie probujac bynajmniej uciekac, znowu niesmialo spuscic glowe i potulnie upajac sie
muzyka slownego gniewu ...
... niezmordowanie przypochlebiac sie, obludnie slawic, srozyc sie coraz grozniej,
gwaltownie przepraszac - upasc na kolana i calowac wszystko, co popadnie ...
... spojrzeniem niewolnika podziekowac za zeslane przebaczenie i upewnic sie w n i e p o
w t a r z a l n o s c i tego, co sie stalo ...
... na pozegnanie - czule solidaryzowac sie w kwestii nierentownosci mysli poetyckiej ...
... kontynuujac oddalanie sie - z daleka zadac cios czyms ciezkim - i tym samym obnazyc
brak sumienia i zdolnosc do najbardziej nieprzewidywalnych metamerfoz ...
... kontynuujac droge, zagluszac chlipanie na tylach i msciwe grozny nuceniem Griega.
5 stycznia
Rano - ostateczny powrot do porzedniego stycznia.
Tesknota do dwudziestego pierwszego nie daje sie juz zrehabilitowac. Konsekwentny
rezultat - nie rozczarowuje.
Nawet staranne, jak u Murawiowa, wysuszanie emocji i nizanie ich na kratki zielonych
notesow jest niemozliwe.
nie ma czego suszyc.
Po raz pierwszy po dziewietnastego marca. Nie ma.
Pusto.
7 stycznia
Przypomniec panu, co mowil, Wl. Br.? A mianowicie:
"Jerofiejewowie - zgnilizna, proch, marnosc, kwiat, duma. O Guszczynach juz nie
wspominam … Ta twoja mama, Borys I siostry - po prostu miraz, Guszczynowie, maminy rod
… Ci to dadza sobie rade … A z Jerofiejewow jestem dumny … Tata nawet w ostatniej swojej
godzinie kazal sie wszystkim odpierdolic … a o tobie w ogole nawet nie wspomnial … Matka
pewnie ci powiedziala?
… Nalac jeszcze?
Dwadziescia lat lagru - to brzmi imponujaco … A Jurik za jego przykladem … Nic nowego -
lagier i wodka … Absolutnie nic nowego … To niedobrze … Paskudnie … Zapytaj kogokolwiek
z Kirowska - kazdy ci powie: Jurik to zwykly chuligan, namiestnik Brydkina - i nic wiecej … A
w tobie wszyscy pokladaja nadzieje … Jestes od nich wszystkich madrzejszy, bedzie cos z
ciebie, i nie byle co … Jestem pewny, jeszcze nie do konca cie rozumiem, ale jestem pewny
…
A o uniwersytet sie nie martw … I nie boj, ze w Kirowsku ludzie zaczna rozrabiac, jesli cos
o tobie uslysza … Niewazne - i tak juz narobiles halasu ta swoja wloczega, Tamara juz sie z
tym pogodzila i matka - tez …
I nie boj sie wiezienia ... To najwazniejsze - nie boj sie wiezienia ... Wiezienie robi z
czlowieka zwierze ... A to dobrze. Te zwyrodniale bandziory nie maja zadnych uczuc, ale
tego nie ukrywaja ... Szczerze ... A ci twoi na uniwersytecie - to sa sami, a probuja sie
roztkliwiac … Madrych malo - za to wszyscy medrkuja … Uczucie powinno byc madre,
uczucie nie bierze sie z glowy, ale ma byc madre … A ci wszyscy wasi - zimni madrale … Nie
masz z nimi czego szukac … Beda sobie zyc tak jak twoi Guszczynowie …
Nie chca zyc ot, tak po prostu … Marzy sie im swiatowy geniusz … I zyja, marzac … Znam
te typy, sam studiowalem na uniwersytecie … to wiem … Tylko kiedy maja wolny czas, cos
tam czuja … I nawet ich zmyslowosc jest tylko zewnetrzna … Ja to wiem …
Moga udowodnic nieprzydatnosc tego, czego nie maja … i dla nich to dowod madrosci …
Najwazniejsze dla nich to czystosc wlasnych uczuc … A tych uczuc u wiekszosci, prawie
wszystkich - jest niewiele - i utrzymywac je w czystosci - nietrudno … Oni, ci cywilizowani,
beda cie nienawidzic - mowie to calkiem powaznie - nienawidzic! Niczego nie zapominaj … i
mscij sie - na wszystkich … Wybacz, ze jestem pijany, ucze cie w zastepstwie ojca … Jestes
nieprzecietny, i tylko w tobie mozna pokladac nadzieje … Najwazniejsze - nigdy nie badz z
nimi szczery; odrobina szczerosci - i zaslyniesz jako bezduszny, brudny wariat …
I to ty! - bezduszny I brudny! Che, che, che, che …
Jeszcze nalac, czy jak?"
8 stycznia
O! Slowo znalezione - to rudyment! Rudyment!
9 stycznia
Nieoczekiwanie nawet dla samego siebie:
Urazony czlowiek pierszy klania sie ku pojednaniu, a ja nie zaszczycam go nawet
spojrzeniem, spokojnie przegladam kolejna strone Braci Karamazow i - nie podnoszac glowy
- leniwie:
Idz do diabla.
Ani troche mnie nie deprymuje zgrzyt zebow w odpowiedzi:
Id-diota.
A wszystko - spokojnie, w miare nienawistne, pozornie - nieomal ze zmeczeniem, bez
zbednej mimiki, a tym bardziej - drzaczki ...
Najdziwniejsze, ze spokoj - wcale nie tylko na pokaz ...
Po dawnemu szeleszcza Bracia - i zadnego wzruszenia.
10 stycznia
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
11 stycznia
Kajam sie publicznie! - piatego bezwstydnie lgalem! Te wszystkie moje wymyslne slowa
to wylacznie klamstwa!!
Nie ma mowy o "pustce"! Kolejne blaznowanie - i nic wiecej! Udowodnie wam, ze zadnej
"pustki" nie ma! Udowodnie!!! Zaraz, dzisiaj!
Wieczorem!!! Zegnam!
12 stycznia
Ciemno. Zimno: Nieglosno wyje syrena.
Ojciec. Powoli unosi siwa glowe z talerza; fizjonomia pomarszczona, na wasach -
makaron, pod stolem kaluza rzygowin. "Syneczku ... Wybacz mi ... ja tylko tak ... Matka!
Matka! Gdzie schowalas pol litra ... ? No? Do kogo mowie, sstara suko!! Gdzie ... pol litra?
Szklanka dla Wienki … a dla mnie … nie moge … Ttty! Mmmac! Gdzie ..."
Szamowski. Odsuwajac krzeslo. "Prosze przestac, Jurij Wasiliewicz, to zupelnie do pana
nie pasuje! Chocby ze wzgledu na zone, niech sie pan zachowuje przyzwoicie ..." Wstaje,
dlugi, pochylony, z czarna czupryna ... robi dwa kroki - i pada na kubel ze smieciami ...
Charczenko. Nina. Lezy na czerwonym sniegu, wijac sie w konwulsjach. "Bandziory! Za co
...! W staruche … Morrdercy …! Morde-e ..." Jurij. Beznamietnie. "Tata, zatkaj jej pysk".
Worosznin. Podrywa sie. "Nie pozwalam! Nie pozwalam! Beze mnie nikt nie bedzie
pracowac! Zabije dyrektora! A sam sie powiesze!! Ale nie pozwole ...! O moj Boze ... Nie
mam juz sil! Wszystko, wszystko w cholere, do diabla!"
Wiktorow. Doszczetnie pijany. Konczy sie spowiadac, lapie widelec I padajac na stol,
wbija go sobie w oko.
Brydkin. Z niesmakiem odwraca nalana twarz. "Aaa … znowu … ten z Moskwy … No, no …
Slyszales o Szamowskim? Nie ...? Wczoraj w nocy ... zastrzelil sie ... I wstyd mi za niego,
nie wiem dlaczego, ale mi wstyd ... Siadaj, ja place … Ej! Ty! Ty z wielka dupa! Jeszcze
trzysta gramow ... Zas-trzelil sie ... i nikogo nie uprzedzil, oprocz syna ... To - dobrze ..."
Jurij. Chodzi w te i z powrotem. Kopie wszystko, co mu lezy na drodze. Tepe spojrzenie.
"Jednak wiezienie jest lepsze niz wojsko. Weseli ludzie ... Wczoraj pracowali na hali przy
kruszarce, dwom pod zasobnikiem glowy odcielo ze szczetem, wszyscy sie smieli ... i ja tez.
Brygadzista ich spil, ni chuja nie kombinowali, ja tez nic nie pamietam ... W ogole jak jestem
pijany, to niczego pozniej nie pamietam ... i nic nie kombinuje ... robie, co wpadnie do glowy
... tylko ze zapominam sie wieszac ... gdyby przyszla mi do glowy taka mysl, to na pewno
bym sie powiesil. Mowia, ze to ciekawe - powiesic sie po pijaku, jeden chuj sie u nas wieszal,
opowiadal potem - zupelnie jak jaki interesujacy sen, mowi ..."
Andriej Lewszunow. Nagle podnosi glowe, chwyta sie za piers i zaczyna z zapalem rzygac
do szklanki. Bezwladnie opada na oparcie krzesla; nastepnie znienacka lapie szklanke -
wypija do dann i znowu napelnia. I tak bez konca, przy wtorze zachwyconego smiechu.
Worosznina. Lezy pod koldra. Przeciaga sie. "Ba-a-a ... Wienia! Wejdz, wejdz, siadaj, o,
tutaj … (Wala! Wynies sie, kochana, na jakies pol godzinki … aha …) … no blizej, blizej, tu na
lozku, po jakiego diabla sie krepujesz … No i jak, cieplo ci? … hi, hi, hi, hi … jaki wstydliwy …
nawet po matczynemu nie wolno ogrzac … dziecko - i tyle … moze jeszcze dac ci cycka … to
by bylo ciekawe, zobaczyc, jak ssiesz … a calowac mnie nie wolno - chuj wie - a moze cala
jestem weneryczna, zarazliwa … No, czegos sie przestraszyl? Oj, jakie dziecko … Ano,
Wienia, nachyl sie, czy czyms ode mnie smierdzi? Nie? No, na pewno sie schlales i nie
czujesz ... Hi, hi, hi ..."
Brydkin. Ozywil sie. "Che, che, che, che, che ... Wczoraj byl u mnie ten wasz Saszka …
Slyszales? Baba nie dopatrzyla, zachlysnal sie wlasnymi rzygowinami. Na smierc. Lezal
twarza do gory i zachlysnal sie ... Wszyscy schlani, dranie, nie zauwazali ... Szkoda, zes nie
przyszedl ... Czekalismy ... A tamten teraz w szpitalu. Pogotowie w nocy go zabralo … Teraz
to juz wszystko jedno … Mowia, ze z pluc wyjmowali mu liscie kapusty … pewnie klamia …"
Faina. Zasloniwszy twarz. "Ty myslisz, ze ja nie placze, wiecej od niej placze, jesli chcecie
wiedziec, placze najwiecej ze wszystkich … Jej <<duszno>>! A mnie niby to nie? Duszno jej!
Cha, cha, cha, cha! Tez wymyslila - duszno …!"
13 stycznia (1)
Najpierw - dziwna mgla przed oczami. Mgla, ktora zadarza sie chorowitym ludziom, kiedy
gwaltownie przechodza z