11234
Szczegóły |
Tytuł |
11234 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11234 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11234 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11234 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jedna z wielu dróg
Autor: Alexandra Naberrie Solo
"Walka o wolność, gdy raz się zaczyna,
Z krwią ojca spada dziedzictwem na syna"
"Giaur" G.G. Byron
Zawiodłem.
Teraz tylko to jedno słowo zaprzątało umysł młodego Skywalkera.
Znajdował się w ciemnej celi na drugiej Gwieździe Śmierci, choć nie w pełni dokończonej, ale tak samo niebezpiecznej jak pierwsza, z
mocą potrafiącą zniszczyć całą planetę. Lecz Endor, lesisty księżyc, koło którego stacjonowała. nie zamienił się w pył, jeszcze, można
rzec.
Luke wstał z koi i zaczął maszerować po pomieszczeniu. Zastanawiał się. Na Endorze znajdowała się Leia, a ojciec wiedział, że była je-
go siostrą. Chciał mieć ją żywą, tak jak jego. Ojciec - czy tak mógł go nazywać? A Sojusz - co się stało z statkami ? Czy Lando przeżył?
Han - czy on też jest żywy? Jedną z ostatnich rzeczy jakich zapamiętał, był śmiech Imperatora, przemieszany z odgłosem wybuchają-
cych statków.
Zatrzymał się nagle.
Leia była w niebezpieczeństwie.
Wysokie drzewa Endora pięły się w górę od dawien dawna. Pamiętały rzeczy, o których wszyscy już zapomnieli, ale żadna z minionych
katastrof, jaka nawiedziła księżyc, nie równała się z tą. Imperium przeszukiwało lasy, niszcząc i paląc wszystko, co znalazło na swojej
drodze oraz mordując tubylców.
Księżniczka Leia, wraz z pozostałą przy życiu grupą komandosów, ukrywała się przed patrolami Imperium. Schowała się w jamie w
ziemi, by nikt nie mógł jej dostrzec. Wiedziała, że Luke poniósł klęskę. Jej i Hanowi udało się wyłączyć pole ochronne wokół Gwiazdy
Śmierci, ale bitwa w niebie, w pewnej chwili wyglądająca na zwycięską, zamieniła się w klęskę . Nieliczne statki Sojuszu umykały w
przestworza.
- Schyl się - powiedział Han leżący obok niej.
Kolejni Imperialni przeszli niczego nie zauważając.
- W końcu nas znajdą - powiedziała z rozpaczą.
- Nie martw się. Znajdziemy jakiś statek i uciekniemy.
- Nawet jeśli, to co to da? Nie wiemy czy ktokolwiek żyje. R2 - D2 i C - 3PO zniszczeni, Ewoki zabite, a z naszej grupy zostało zaled-
wie 6 osób.
Han nic nie powiedział, ich sytuacja była kiepska. Jedyne co mógł zrobić, to objąć księżniczkę.
- Oni szukają mnie - odpowiedziała po chwili milczenia.
- Jeśli już, to raczej nas, Leia. Imperium chce znaleźć nas i wydobyć informację o miejscach, gdzie mogą jeszcze schronić się siły Rebe-
lii.
- Nie rozumiesz - powiedziała szeptem.
- Hej zobacz! Teraz możemy iść.
Po chwili grupa wyszła z kryjówki, ale nim przeszli chociaż 10 metrów, zauważył ich patrol. Maszyna krocząca AT - ST zaczęła strzelać
w pobliskie drzewa, zamykając jednocześnie drogę ucieczki.
Chcą mieć nas żywych, pomyślał Han. Inaczej jednym strzałem mogliby nas wykończyć.
Błyskawica laserowa uderzyła w jednego z komandosów.
- Szybciej za te pnie! - krzyknął do pozostałych przy życiu.
- Jesteśmy okrążeni, panie generale!
- Wiem Chris, ale nie można się poddawać - strzelił do jednego z żołnierzy i to z doskonałym skutkiem.
Chewbacca zawył żałośnie.
- No nie! Ty też! Uda nam się! Chewe, po prostu wal we wszystko co się rusza!
Leia, choć panowała nad sobą dostatecznie aby strzelać, nie mogła zapomnieć ostatniej rozmowy z Luke'iem.
"Jesteś moją siostrą, a Vader naszym ojcem".
Poczuła jakąś ciemność poruszającą się w jej kierunku. To był on. Jeśli ją złapie... Nie, nie mogła nawet o tym myśleć. Nie posiadała ta-
kiej kontroli jak Luke, nie miała też szans w pojedynku. Zostało tylko jedno wyjście.
- Han! Zostały jakieś detonatory!
- Tak, mamy ostatni - odpowiedział przerywając strzelanie. - Nie martw się, jeszcze go użyję! - uśmiechnął się.
- Nie oto chodzi! Daj mi go!
- Chris! Podaj detonator!
Komandos wypełnił polecenie.
- Po co ci on? - zapytał Solo.
- Han, chcę żebyś wiedział, że bardzo cię kocham. To co teraz zrobię możesz nie zrozumieć, ale nie szkodzi.
- Leia, o co ci cho...
Nie pozwoliła mu dokończyć, ponieważ właśnie obdarzyła go namiętnym pocałunkiem. W tej chwili była szczęśliwa.
- Nie daj się im piracie - powiedziała ze łzami w oczach i uśmiechem na twarzy.
Od tej chwili wszystko zaczęło poruszać się w spowolnionym tempie. Odbiegająca Księżniczka z detonatorem w ręku. Strzały. Wybuch.
Krzyk Hana Solo przebijający wszystkie inne dźwięki.
- NIE!!!!!!! - krzyknął Luke Skywalker.
Stało się. To był koniec. Teraz był zdany na łaskę i niełaskę Imperatora oraz Lorda Vadera.
Drzwi do sali tronowej Imperatora Palpatine'a otworzyły się. Wyszedł z nich Lord Darth Vader, podszedł do tronu i uklęknął.
- Wstań. Wstań i mów, przyjacielu - powiedział.
Lord wykonał rozkaz.
- Księżniczka Organa nie żyje. Z jej grupy przeżył tylko Solo. Z resztek Rebelii w przestrzeni pozostało jedynie wielu rannych.
- Cóż, na nic nam się nie przydadzą, ci najważniejsi już nie żyją. Zabij ich.
- Tak, panie.
- Gdy przejąłeś dowodzenie bitwą, szala zwycięstwa przechyliła się na naszą stronę. Teraz gdy mamy młodego Skywalkera nic już nam
nie zagraża.
- A Organa? Ona też posiadała doskonały potencjał Mocy. Po wybuchu nie pozostało nic, z czego można byłoby zrobić jej klona.
- Tak, byłaby cennym nabytkiem dla Imperium, cóż.... Jej brat jest cenniejszy, a klony są niczym bez wiedzy pierwowzoru. Zresztą nie
na wiele by się przydała. Była bardziej dyplomatą niż wojownikiem.
- Rozumiem, panie. Lecz mogła być również użyteczna jak...
- Milczeć!! - ryknął Palpatine. - Czy to jest ważniejsze od mojej woli?
- Nie, panie.
- Dobrze - powiedział usatysfakcjonowany.
Zaufanie do Vadera od pewnego czasu nie było tak doskonałe jak dawniej, ale gdy nastąpiło spotkanie z młodym Skywalkerem nic nie
sugerowało, aby ciemny Lord miał własne plany, w których on, Wielki Imperator, nie miał udziału. Po za tym to właśnie Vader odkrył
jakąś sztuczna inteligencję w głównym komputerze Gwiazdy i unieruchomił ją. Po dokładnym sprawdzeniu, okazało się, że to był robot
bojowy IG - 88, który kilka lat temu uciekł i zachciał władzy nad światem. Po raz drugi Lord dowiódł swojej użyteczności.
- Przyprowadź go tu. Zamierzam pokazać mu mały spektakl.
Luke siedział na koi i próbował zebrać myśli. Przypominał sobie nauki Bena i mistrza Yody, ale nawet one nie mogły mu pomóc. Drę-
czące wspomnienia napływały...
Błyskawice lecące z palców Imperatora zadawały okropny ból. Skywalker krzyczał, a ojciec przyglądał się temu bez słowa. Z początku
miał nadzieję, że mu pomoże, ale teraz... Nie chciał umierać, więc skoncentrował całą swoją siłę i pchnął ją w kierunku Palpatine'a. Ten,
zaskoczony, cofnął się i niemal upadł.
Luke leżał na posadzce nie mogąc zrobić jakiegokolwiek ruchu.
- Dobrze - powiedział Imperator.
Reszta wspomnień popłynęła zamglona i niepewna, niektóre wręcz napierały na siebie. Ostatnią rzeczą jaką zapamiętał była górująca
nad nim postać Lorda i jego słowa.
"Teraz należysz do mnie."
Imperator Palpatine obserwował jak młody Skywalker próbuje się opierać prowadzącym w jego stronę gwardzistom. Lord Vader szedł
tuż za nimi. Gdy w końcu stanął przed tronem, władca rzekł do niego:
- Jak mówiłem, twoja wiara w przyjaciół była twoją słabością. Wiedz, że wszystkie moje przewidywania się spełniają. Twoi przyjaciele
na Endorze nie żyją, oprócz Solo.
Luke drgnął na dźwięk imienia przyjaciela.
- Nie wiedziałeś o tym? Twoja rozpacz i żal zakryła przed tobą dojście do Mocy, ale to się zmieni. Nienawiść na powrót je otworzy - za-
śmiał się, poczym wskazał na pobliski księżyc. - Spokojna i piękna, nieprawdaż? Jak myślisz czy jakaś inteligentna cywilizacja może ją
zamieszkiwać?
Luke nic nie odpowiedział, ale znał odpowiedź. Tak, zamieszkiwały ją włochate stworzenia - Ewoki, Zgodziły się one pomóc jemu, Leii
, Hanowi i pozostałym, pokonać Imperium, ale kto mógł przypuszczać, że wszystko się źle skończy.
- Widziałeś już moją nową Gwiazdę Śmierci w akcji. W ciągu sekundy zniszczyła krążowniki Rebelii, ale to jest niczym.
Skywalker zaczynał pojmować co zamierza zrobić Imperator.
- Nie, nie wolno ci tego zrobić!
- Czyżby? Kazałem umieścić Gwiazdę w bezpiecznej odległości od Endora, więc przeżyjemy. A teraz patrz.
I spojrzał. Nastąpił wybuch, a potem jeden wielki krzyk, który szybko ucichł.
Luke zachwiał się.
Tymczasem Vader uważnie obserwował syna. Chłopak był silny, jednym ciosem mógł pokonać Imperatora, ale nadal trzymał się tej sła-
bej strony Mocy.
Nagle kajdanki, w które był zakuty Skywalker opadły na podłogę, a on ruszył w kierunku Palpatine'a z podniesioną ręką do zadania cio-
su. Gwardziści podnieśli piki mocy. Gdy Luke był kilka kroków od władcy Vader chwycił go za rękę i przyciągnął do siebie.
Dobrze, myślał Lord. Niech twoja wściekłość przyczyni się do zguby Imperatora, ale tu i teraz prędzej ty zginiesz.
A tego nie chciał, trup nikomu nie jest potrzebny.
- Atakując mnie nic nie zyskasz - powiedział Palpatine. - Zabrać go!
Vader uklęknął, jak zawsze, przed tronem władcy, a potem wstał po jego poleceniu.
- Młody Skywalker krąży wokół granicy między jasną a ciemną stroną. Choć wtedy dał się ponieść wściekłości i gniewowi, to ciemność
nie zapanowała nad nim dostatecznie. Trzeba będzie się nim starannie zająć. Jego wychowanie powierzam tobie, Lordzie Vader. Roz-
czarowanie, jakiego doznał dzięki tobie, będzie przyczyną nawrócenia na ciemną stronę.
- Dziękuję, panie - powiedział, po czym głęboko ukłonił się.
- Moja gwardia nie może wiecznie go pilnować, musisz go przenieść w inne miejsce. Może też próbować uwolnić Solo. Każ go zgładzić
i niech twój nowy uczeń na to patrzy.
Luke Skywalker znowu trafił do swojej celi, ale nie zamierzał zostać tu długo. Wiedział że Han żyje, to dodawało mu sił. Musiał jak naj-
szybciej uwolnić go z rąk tego tyrana . Za drzwiami stali gwardziści, czuł to dzięki Mocy, ale z wielką trudnością .
"Moc działa na słabe umysły."
Przypomniał sobie słowa Bena. Ben, stary przyjaciel, który poświęcił swoje życie ratując jego. Zawiódł go, zawiódł ich wszystkich.
Yode , Leię... Nie, dosyć. Musiał się skupić. Musiał sprawić, żeby strażnicy zasnęli.
Komendant Jerjerrod przyszedł sprawdzić jak sprawują się żołnierze. W więziennym korytarzu widział gwardzistów w swoich czerwo-
nych szatach. Oprócz nich stali tu inni żołnierze i wszyscy byli uzbrojeni.
Czy aż tylu jest potrzebnych do pilnowania jednego więźnia, pomyślał komendant. Imperator chyba przesadza.
Ziewnął.
Za dużo pracuję. Na szczęście Rebelia pokonana i będę mógł się wyspać.
Znowu ziewnął.
Choć teraz też mogę odpocząć.
Powoli położył się na podłodze. Nie zauważył, że inni również zapadali w sen.
Luke stał przy jednym z ekranów komputerowych i szukał jakiejkolwiek wiadomości, która pozwoliłaby mu znaleźć Hana Solo.
Wokół niego leżeli żołnierze Imperium pogrążeni w śnie. Któryś z nich poruszył się. Skywalker nerwowo spojrzał na niego. Oficer je-
dynie przewrócił się na drugi bok i znowu zasnął. Luke odetchnął i zaczął szukać dalej
Większość danych była niedostępna i potrzebne były hasła, ale w Rebelii często stosowano różne hakerskie sztuczki, aby dostać po-
trzebne informacje. Każdy członek Sojuszu musiał je znać. Znał je również i on, więc dostanie się do plików nie stanowiło problemu.
Nagle znalazł coś ciekawego. Jednemu z więźniów nie dano żadnych danych osobowych, włącznie z płcią i rasą. Przetrzymywano go
również w celi ściśle strzeżonej.
To mógł być on, pomyślał. Teraz muszę tylko wymyślić jak go odbić.
Zauważył, że jeden z Imperialnych posiada detonatory termiczne.
Han Solo siedział na koi w imperialnej celi. Nie mógł zapomnieć ostatnich słów Leii. Łzy nie przestawały mu lecieć, po raz kolejny wy-
cierał je o rękaw koszuli. Chewbacca również nie żył, a Chris w jednej chwili stał koło niego, a w drugiej leżał na ziemi z dziurą w pier-
si.
Na dodatek wciąż słyszał ten wybuch, z początku słaby, a potem coraz bardziej nasilający.
BUUM!!!!!
Co jest, czyżbym zaczynał wariować?
Jakieś okruchy posypały mu się na kamizelkę. Spojrzał w górę . Nad nim, zamiast sufitu była wielka dziura. Wglądał z niej Luke Sky-
walker w zbroi imperialnego żołnierza bez hełmu.
- Luke! Co tu robisz?! - Han nigdy jeszcze nie był tak szczęśliwy widząc swojego przyjaciela.
- Trzymaj - rzucił mu linę, po której wspiął się na wyższy poziom.
- Myślałem, że przestałeś przebierać się za Imperialnych.
Uśmiechnęli się. Jeszcze w czasach pierwszej Gwiazdy Śmierci razem uratowali księżniczkę Leię właśnie przebierając się za imperial-
nych żołnierzy. Czas wielkich wyzwań, gdzie wszystko było możliwe. Kto mógł wiedzieć, że się zmieni na gorsze. Posmutnieli na chwi-
lę. Zza ścian słychać było kolejne wybuchy. Podłoga drżała.
- Leia i Chewe... - zaczął Solo, ale nie mógł dokończyć.
- Wiem - nastąpiła chwila ciszy. - Chodź musimy się stąd wydostać - wręczył przyjacielowi miotacz. - Rury klimatyzacyjne zawsze były
słabo chronione, dlatego skorzystałem z nich, jako środku transportu i umieściłem w kilku miejscach detonatory termiczne. Gwiazda nie
jest też w stu procentach ukończona, co również dało mi przewagę.
- Świetnie teraz musimy się tylko stąd wydostać.
Koło nich przeleciała laserowa błyskawica. Szybko schowali się za leżące obok gruzy i zaczęli strzelać.
- Co teraz!?! - krzyknął Solo.
- Myślałem, że uważasz moje plany za szalone!
- Zmieniłem zdanie - odpowiedział i strzelił .
- Na pewno będą podejrzewali, że pójdziemy na jedno z pobliskich lądowisk.
- W dziale napraw muszą być jakieś myśliwce albo coś - przestał na chwilę strzelać i powoli odwrócił głowę w stronę Luke'a. - Czy mi
się wydaję, czy ty naprawdę chcesz skorzystać z pierwszego pomysłu?
- Cóż... Dział napraw jest słabiej strzeżony od lądowisk i będą myśleli, że tam pójdziemy więc...
- Więc idź tam, gdzie wróg myśli, że nie pójdziesz. - dokończył Han.
Skywalker wzruszył ramionami.
- A Vader? - spytał Solo.
Nie wiedział co odpowiedzieć.
"Rób, nigdy nie próbuj."
- Musimy spróbować. - powiedział Luke.
- Dobra. Daj jeden z tych detonatorów.
Szturmowcy Imperium spokojnie chodzili po ogromnej hali lądowiska. Za ich plecami stały promy imperialne. Nieopodal znajdowało
się małe centrum dowodzenia, gdzie oficerowie i mechanicy sprawdzali napływające dane.
W pewnej chwili jeden z mechaników zauważył, że szturmowcy zaczynają padać na podłogę. Już chciał zakomunikować przełożonemu
co się dzieje, ale drzwi się otworzyły. Stali w nich dwaj mężczyźni, blondyn ubrany w zbroje szturmowca i wyższy od niego brunet.
Obaj mieli miotacze i karabiny blasterowe.
Dwaj oficerowie chcieli strzelać, ale brunet ich ubiegł. Inni chcieli podobnie, ale blondyn wyciągnął w kierunku nich rękę i mocno ude-
rzyli w ścianę. W końcu pozostał tylko on, był zbyt zszokowany, by cokolwiek zrobić.
- Hej ty! - krzyknął do niego ten wyższy. - Chodź tu!
Mechanik zrobił to z drżeniem na całym ciele, a wtedy tamten uderzył go kolbą blastera w głowę.
- Jak długo będzie działał środek nasenny, który tam rozpyliliśmy? - zapytał Han Luke'a.
- Około godziny.
- Powinno wystarczyć
- Idź na lądowisko, ja zajmę się otwieraniem włazu.
- Dobra. Tylko szybko.
Wziął jedną z masek gazowych, które znaleźli po drodze i poszedł. Miał wrażenie, że poszło im za łatwo. Przez całą drogę miał również
wrażenie, że ktoś ich obserwuje. A może po prostu mieli szczęście.
Tymczasem Luke zajmował się sekwencjami przedstartowymi. Nagle poczuł jakąś ciemność i to bardzo blisko. Tuż za jego plecami. I
jeszcze ten mrożący krew w żyłach oddech. Nie wyczuł go wcześniej! Jak to było możliwe! Spojrzał na leżący w pobliżu miotacz.
Szybkim ruchem chwycił go i odwrócił się, ale Ciemny Lord był szybszy. Używając miecza świetlnego przepołowił broń na pół.
- Opór nie ma sensu - powiedział.
Co teraz? - myślał Luke. Nie mógł go pokonać. A Hana na pewno będzie chciał zabić, albo gorzej.
W tej chwili wpadła mu do głowy pewna myśl.
- Przyprowadźcie Solo. - rozkazał Vader do pobliskich żołnierzy, a tamci odeszli.
- Nie! Czekaj! - krzyknął Luke. - Poczekaj - powiedział ciszej. - Wysłuchaj mnie najpierw. Mam dla ciebie pewną umowę.
- Umowę? Ciekawe co możesz mi zaoferować?
Skywalker wziął głęboki oddech.
- Jeśli pozwolisz Hanowi uciec i żyć, zostanę z tobą. I nigdy nie będę uciekał....
Zamilkł na krótki czas, po czym ciągnął dalej.
- Ale nie będę praktykował nauk ciemnej strony. Przynajmniej dopóki ja sam nie wyrażę na to zgody. Wiesz, że tego zrobić nie mogę.
To wszystko co mogę ci zaoferować.
Zawiódł Bena i Mistrza Yodę, przynajmniej tak będzie mógł im się odwdzięczyć za to co dla niego zrobili.
- Ale jeśli zerwiesz umowę, będę o tym wiedział i nic mnie nie powstrzyma przed pokonaniem ciebie i Palpatine'a.
Jego ojciec słuchał, jedynie jego oddech dowodził, że jeszcze żyje .
- Jesteś głupcem sądząc, że się na to zgodzę.
- W takim razie ścigaj mnie po całej galaktyce, bo będę się opierał w każdej chwili. Nie poddam się. Wątpię, żebyś cokolwiek zyskał w
ten sposób.
Czarny Lord chciał go mieć żywego. Już na Bespinie proponował mu, by się do niego przyłączył, ale tylko dlatego, żeby pokonać Impe-
ratora. Miał własne plany.
Vader stał dłuższą czas w bezruchu.
Wszystko to za jednego człowieka, myślał. Pozostając w rękach Sithów, Luke coraz bardziej zagłębiał się w Ciemnej Stronie, choć o
tym nie wiedział. Został Jedi, ale tylko na krótki czas, aby później cisnąć swoją nienawiść w stronę Imperatora. Teraz udało mu się
uciec. Widać otrząsnął się po porażce i Moc wróciła do niego.
Nie będzie uciekał.
- A więc, niech tak będzie. - powiedział ojciec Skywalkera i wyciągnął ręką.
Jego syn, trochę zaskoczony, popatrzył na nią. Wahał się, ale tylko to mogło ocalić Hana. Zerknął w stronę szyby, za którą zobaczył
szturmowców mierzących do jego przyjaciela. Znów spojrzał na wyciągniętą dłoń i uścisnął ją. Umowa została zawarta.
- Śpij dobrze tej nocy, synu - powiedział Vader do zrozpaczonego Luke'a. - Bo od jutra zacznie się ciężka praca.
Stało się. Han Solo bezpiecznie odleciał. Luke Skywalker stał się niewolnikiem Imperium. Imperator z początku nie popierał owego
paktu jaki zawarł jego sługa, ale w końcu sam przyznał, że jest warty ceny.
Rebelia nie ustała, ale nie stanowiła tak wielkiego zagrożenia jak kiedyś. Imperium z łatwością pokonywało ocalałe grupy Rebeliantów,
aż pozostała tylko jedna pod wodzą Garma Bel Iblisa. Chodziły słuchy, że Mon Mothma, przywódczyni Sojuszu, dołączyła do owej gru-
py. Również generał Lando Calrissian wraz ze statkiem "Sokołem Milenium" podobno wszedł w jej skład. Ocalały generał Solo też. To
wszystko mogłoby rozjaśnić nadzieję w sercu młodego Skywalkera i dodać mu sił w ciężkich chwilach. Niestety Imperator i Ciemny
Lord tłumili wszystkie wieści pochodzące z galaktyki i żadna do niego nie dotarła.
A czas mijał...
Skywalker po raz kolejny upadł na twardą podłogę, pchnięty przez miecz Lorda Vadera.
Znajdowali się w ogromnej sali w kształcie sześciokąta, ściany miały metalowo szary kolor. Nie było tu okien, jedynie drzwi. Pokój był
dobrze oświetlony przez lampy w suficie, w sam raz do walki.
- Wstawaj! - rozkazał Lord.
- Nie mam już siły - powiedział siadając Luke.
Irytowało go to, że wciąż kazał mu trenować walkę na miecze świetlne. Kazał mu również uczyć się posługiwać innymi rodzajami broni,
na tysiącach planet o trudnym środowisku oraz pilotażu, strategii... wszystkiego co miało coś wspólnego z walką. Skywalker nie pamię-
tał kiedy ostatnio robił coś innego. Luke wiedział, że aby przeżyć musiał się zgodzić na te treningi. Jedi używali miecze do walki, od po-
czątku szkolenia uczyli się nimi posługiwać. Zawsze wierzył, że miecz świetlny jest narzędziem pokoju, ale teraz powoli zmieniał zda-
nie.
- Miałeś siłę do walki, więc masz ją teraz. Bierz broń!
- Tak , mistrzu.
Powiedział tak do niego, bo to brzmiało lepiej niż "ojciec". Choć i to słowo czasami wychodziło mu z ust, ale bardzo rzadko. Do wiel-
kiego Lorda Dartha Vadera nie można było odzywać się na "ty" jeśli nie chciało się stracić życia.
Podniósł miecz i przygotował się na atak. Vader uderzył, ale jego uczeń sparował cios. Dwie klingi o zielonym i czerwonym ostrzu
zwarły się. Potem ten drugi zaatakował. Ciął prosto w dół, a Lord wykonał zasłonę, zrobił unik i pchnął nisko. Luke zablokował cios. W
tej chwili Skywalker odbiegł i kierował się w stronę ściany. Odbił się od niej i skoczył wysoko. Wykonał salto wyciągając jednocześnie
miecz do zadania ciosu. Na nic to się zdało. Czarny Lord stanął w klasycznej obronie i sparował cios.
Jego syn po raz kolejny natarł, ale tym razem z podwójną prędkością. Uderzał raz po raz w dół i w górę. Próbował zdekoncentrować
przeciwnika używając tych samych ruchów. Ale Vader był na to przygotowany i ciął po środku, niestety z marnym skutkiem. Odskoczy-
li od siebie i zaczęli okrążać się.
Ciemny Lord był dumny ze zwinności syna. Nauki przynosiły doskonałe efekty. Uśmiechnął się pod maską.
Wyprowadził grad ciosów, a każdy uderzał w klingę Luke'a. Tamten tylko na to czekał, po wielu dniach nauki rozpoznawał jego takty-
kę. Zaczynał poznawać niektóre natarcia i uniki, a dzięki pomocy mocy coraz szybciej. Poznanie wroga to pierwszy krok do zwycięstwa.
Przyklęknął i zadał cios w nogi Lorda. Ten odskoczył, ale nie na tyle by zachować równowagę i potknął się. Miecz wyleciał mu z ręki.
Skywalker skierował zieloną klingę w stronę maski przeciwnika. Ten pojedynek on wygrał.
Cofnął się, zwycięstwo należało do niego, ale Lord Vader nie lubił przegrywać, a jeszcze bardziej - poniżenia. Potem nadchodziła chęć
zemsty.
Pokonany wstał.
- Dobrze. - powiedział.
W tej chwili użył mocy i przyciągnął do siebie oba miecze, a Skywalkera pchnął na ścianę. Ten uderzył i poczuł ból. Lord rzucił w jego
stronę miecz świetlny o zielonym ostrzu. Wbił się w ścianę kilka centymetrów od twarzy. Zaskoczony Luke spojrzał na broń. W tym
samym czasie Vader użył drugiego miecza, który trafił w przeciwległe miejsce.
- Podejdź tu.
Skywalker szybko się uspokoił i wykonał rozkaz pilnie śledząc, czy przeciwnik nie zamierza wykonać następnego ataku. Kiedy był już
blisko, tamten rzekł:
- Nigdy nie patrz na broń, która mogła cię zabić, a tego nie zrobiła, bo wróg może mieć następną. Takie ruchy prowadzą do dezorienta-
cji, a później do śmierci, synu. Szybkie reagowanie to podstawa walki.
- Tak, mistrzu.
Drzwi się otworzyły, do sali wszedł gwardzista w czerwonym stroju. Oboje spojrzeli na niego.
- Imperator wzywa. - powiedział i wyszedł.
Lord Vader popatrzył na Luke'a .
- Idź do swojego pokoju i odpocznij.
Czarny Lord przywołał swój miecz i ruszył do drzwi. Nim wyszedł jego uczeń zagadnął go.
- Mistrzu. - powiedział, ale widząc, że ten nie reaguje spróbował jeszcze raz. - Ojcze.
Ciemny Lord zatrzymał się, ale nie odwrócił.
- Muszę ci coś powiedzieć.
- Więc mów.
Skywalker trochę zdezorientowany ciągnął dalej.
- Uważaj jak będziesz u Imperatora, czuję nadchodzące niebezpieczeństwo i śmierć. Krążą wokół niego, ale nie wiem dokładnie co to
jest.
Gdy rozmowa dobiegła końca Vader bez słowa wyszedł.
Luke położył się na podłodze. Był wycieńczony tymi treningami. Zastanawiał się jak długo znajduje się w tym więzieniu. Od dawna
stracił rachubę.
Planeta, na której się znajdował, nazywała się Vjun. Kamienista z ciągłymi burzami, tak wielkimi, że czasem dało się słyszeć gromy na-
cierające na zamek Lorda Vadera. Wspaniała dla długich rozmów z ojcem. A było o czym rozmawiać. Czarny Lord zapoznawał go z re-
aliami Imperium. Zabierał go też na niektóre misje militarne. Ostatnia rozegrała się w Gromadzie Tion. Cały obszar został włączony do
Imperium, tak jak Przestworza Huttów, Wspólny Sektor i inne regiony cieszące się niezależnością. Potem Vader sprawdzał czego się
nauczył, chodziło o strategie walki.
Zdjął czarne rękawice do walki i włożył za pas. Na lewej dłoni widniał czarny znak. Symbol niewolnika Imperium.
Powiedział do niego "ojcze", przecież przyrzekł sobie, że nigdy tego nie zrobi, ale w inny sposób na pewno by go nie wysłuchał. Od kil-
kunastu dni czuł to nadchodzące niebezpieczeństwo, wiedział, że pochodzi od jakiejś osoby władającą ciemną stroną mocy. Niestety
mgła tajemnicy nie odsłaniała wszystkiego.
Po co mu to powiedziałem?, myślał . Przecież potrafi sam o siebie zadbać.
Wstał, wziął miecz i wyszedł z sali.
Lord Vader nie przykładał zainteresowania do słów syna, ale ich nie zapomniał. Chłopak miał większe zdolności do posługiwania się
mocą. Wiedział, że mógł zobaczyć więcej niż on.
Niebezpieczeństwo i śmierć, myślał.
Wszedł do tymczasowej sali tronowej. Na jej końcu znajdował się tron Imperatora, a przy ścianach stali gwardziści.
Ciemny Lord podszedł i uklęknął.
- Wstań i powiedz mi jak sprawuje się twój uczeń. - rzekł władca.
- Jego zdolność posługiwania się mieczem jak i inną bronią rośnie z dnia na dzień, panie. Roboty bojowe nie stanowią dla niego zagro-
żenia. Jest doskonale zwinny, a niebezpieczeństwo tylko potęguje jego instynkt.
- Dobrze, ale nawet twoje nauki nie sprawiły, że zainteresował się ciemną stroną.
- Nie, panie.
Imperator zamyślił się.
- Jutro będzie walczył z moimi gwardzistami i sprowadź tu swojego pierwszego ucznia.
Po wyjściu Lorda, Palpatine miał wiele do przemyślenia. Młody Skywalker nie chciał przejść na ciemną stronę. To dziwne, że wytrzy-
mał tak długo. Może nigdy nie dane mu było zostać Sithem. A co do Vadera też miał wątpliwości, jego lojalność nie była już tak pewna
odkąd zajął się szkoleniem syna. Może czas już zmienić protegowanego?
- Słyszałaś wszystko, Maro? - zwrócił się do rudowłosej kobiety stojącej w mroku.
- Głośno i wyraźnie panie.
- Zostaniesz tutaj przez pewien czas i będziesz mnie ściśle informować co się dzieje w pałacu mojego sługi.
Następnego dnia Skywalker znowu stał po środku sali bojowej, ale tym razem było inaczej. Czuł na sobie czyjś wzrok, wiedział do kogo
należy i wcale mu się to nie podobało.
Rozmyślania przerwało wejście czterech gwardzistów uzbrojonych w długie piki mocy. Okrążyli go. Luke nie był uzbrojony, więc broń
musiał odebrać przeciwnikowi.
Skoncentrował się. Czerwona gwardia słynęła z perfekcyjnej zdolności zabijania. Podobno zabijali nawet Jedi. Od lat chronili najwyż-
szego władcę, słuchali tylko jego poleceń i tylko przed nim odpowiadali.
Najpierw natarł wojownik stojący z tyłu, Skywalker schylił się i chwycił za pikę. jednocześnie posyłając jego właściciela na gwardzistę
stojącego przed nim. To był znak dla pozostałej dwójki. Rzucili się na Luke'a. Tamten mając już broń zrobił unik i rozbroił ich.
Cofnął się pod ścianę. Pozostali gwardziści już stali na nogach. Ten, któremu zabrał pikę mocy wyjął spod płaszcza ciężki miotacz.
Wszyscy kierowali się w stronę Skywalkera. Skoczył i używając broni, przeciął miotacz na pół. Obrócił się i nogą uderzył w głowę
przeciwnika stojącego z boku powalając go jednocześnie.
Zostało jeszcze trzech, pomyślał. Pewnie też mają ukryte miotacze.
Dwumetrowe piki mocy i ciężkie miotacze stanowiły typowe uzbrojenie Imperialnej Gwardii, ale również mogli ukrywać inną broń.
Używając mocy wyrwał im miotacze i mocno cisnął o ścianę. Wojownicy ruszyli na Luke'a ze zwiększoną prędkością. Uderzali w dół,
górę i na boki, niestety bez żadnego skutku. Skywalker robił uniki i cofał się. Używając piki blokował ciosy i odsyłał z większą siłą. Po
pewnym czasie gwardziści leżeli na podłodze, ale wciąż żyli.
Skywalker nie chciał ich zabijać, służyli Imperatorowi, to prawda, ale byli jeszcze jednymi pionkami w jego grze, tak jak on.
Nagle pierwszy, którego rozbroił obudził się i szybko ruszył na Luke'a. Miał w ręku następny miotacz, nie duży tak jak pierwszy, ale i
jego strzał mógł zabić.
Skywalker zaskoczony puścił pikę mocy i chwycił za blaster. Wyrywali go sobie nawzajem. W końcu wystrzelił. Zabity gwardzista
opadł na ziemię.
W tej chwili wszystko zaczęło poruszać się w zupełnie innym tempie. Dwaj wojownicy podnieśli się i ruszyli na Luke'a z podniesionymi
pikami. Tamten chwycił jedną z nich i skierował w stronę boku drugiego przeciwnika. Następnie użył jej do pokonania pierwszego. Dwa
trupy opadły na podłogę.
Luke próbował zrozumieć co się stało, oczywiście zabijał już wcześniej, ale nigdy z taką determinacją i chłodem. Popatrzył na czwarte-
go wojownika, zaczynał podnosić się.
- Nie. - powiedział Skywalker.
Używając mocy złamał pikę na pół i wyszedł.
W swojej sali tronowej Imperator Palpatine obserwował całe zajście.
- Może jednak myliłem się co do młodego Skywalkera. - powiedział do Vadera uśmiechając się. - Nie popełniłem błędu pozostawiając
go pod twoją opieką.
Śmiech Imperatora był słychać w całej sali.
Skywalker szedł przez wielki korytarz z równie mrocznymi kolumnami jak on sam. Miał dość. Trzymali go tutaj nie wiadomą ilość cza-
su, może nawet kilka lat. Zastanawiał się co robi teraz Han? Wiedział, że nadal żyje, to jedno dodawało mu otuchy. Zatrzymał się. Przed
sobą zobaczył wysoką postać.
- Mistrzu. - ukłonił się.
- Nie zadręczaj się synu. Pojedynek to prosta rzecz, tylko jeden może przeżyć. To byli przeciwnicy.
- Przeciwnicy! - wybuchnął.. - To byli ludzie! I zasługiwali na życie! A ja ich zabiłem! Nie dla obrony, ale dla przetrwania! A to wielka
różnica! Jedi by tak nie postąpił!
Te słowa zdenerwowały Czarnego Lorda, chłopak chyba nie zrozumiał aluzji.
Wyciągnął rękę, jego syn poczuł na gardle zaciskająca się pięść. Luke skupił się. Stali tak niewiadomą ilość czasu, siłując się na moc. Aż
w końcu Vader uniósł i puścił Skywalkera. Mocno uderzył w podłogę, jęknął z bólu. Ciemny Lord podszedł do niego i przycisnął nogą
do posadzki.
- Pewnie sądzisz, że jestem sadystą? - powiedział. - Ale osoba pozbawiona litości i współczucia nie musi być pozbawiona rozsądku.
Zrozumiano! - nacisnął mocniej.
- Tak, mistrzu. - powiedział uczeń próbując pohamować krzyk bólu.
- Imperator nie ufa mi tak jak kiedyś. - ciągnął Lord. - Przysłał kogoś na przeszpiegi sądząc, że tego nie zauważę, mylił się. Wiem co ro-
bi i gdzie jest ów agent, a ja postaram się, żeby wiedział to co trzeba.
- Dlaczego mi to mówisz? Skąd wiesz, że komuś tego nie powiem?
- Komu? Imperatorowi? Nie sądzę. Jesteś ograniczony Luke. Nie masz dokąd, ani do kogo pójść. Zostałem ci tylko ja. Pogódź się z tym.
Wstawaj i idź.
- Tak, mistrzu.
Uczeń Vadera wykonał rozkaz. Ciemny Lord patrzył jeszcze chwilę jak odchodzi, a potem sam odszedł w przeciwnym kierunku, pogrą-
żony w mrocznych myślach.
Luke szedł i próbował się uspokoić, ale wciąż słyszał słowa swojego mistrza. Pierś bolała coraz mocniej. Zatrzymał się i oparł o ścianę.
Co ma zrobić teraz? Otworzył się na moc.
Mylisz się ojcze, myślał. Moc jest ze mną, a to najlepszy towarzysz.
Musi znaleźć tego agenta. Nie wiedział jeszcze dlaczego, cóż... Nie wszystkie odpowiedzi nadchodzą po zadaniu pytania.
Mara Jade, odziana w głęboką czerń, szła cicho przez jeden z korytarzy pałacu Mrocznego Lorda. Miała kody do wszystkich zabezpie-
czeń i drzwi w zamku, więc bez trudu mogła dostać się do jakiegokolwiek miejsca. Moc również pomagała. Jak dotąd nic nie świadczy-
ło, żeby Lord Vader miał jakieś plany sprzeczne z wolą Imperatora. Ale wątek zdrady istniał, może nie tu, ale istniał. Mara czuła go gdy
była w pobliżu swojego pana. Na początku sądziła, że to minie. Przyszłość jest ciągle w ruchu, widziana dzisiaj, nie musi być taka sama
jutro. Lecz niebezpieczeństwo nie minęło. Ostrzegała swojego władcę, ale nie chciał słuchać. Cóż, był silniejszy mocą od niej i na pew-
no wiedział więcej. Ale to nie uspokajało Jade.
Nagle ktoś złapał ja za rękę. Spróbowała ją wykręcić, jednak przeciwnik był na to przygotowany. Złapał za drugą i przytrzymał mocno.
- Nie chce ci zrobić krzywdy, chcę tylko porozmawiać! - powiedział.
Akurat, pomyślała.
Pchnęła go na pobliską ścianą sądząc, że to ją uwolni od mocnego uścisku. Nie pomogło, wróg pociągnął ją za sobą. Dopiero teraz roz-
poznała z kim walczy. W słabym świetle zobaczyła twarz. Jasne włosy, niebieski oczy, przystojna twarz z kilkoma bliznami po mieczu
świetlnym. Ubrany w ciemny imperialny mundur bez odznaczeń i w rękawice stał Luke Skywalker, uczeń Lorda Vadera. To kompliko-
wało sprawę, nie mogła go zabić, ale jeśli doniesie o tym swojemu przełożonemu zabawa skończona.
Luke przyglądał się agentowi, choć miał gogle i szal na głowie, które całkowicie zasłaniały twarz, wiedział, że jest kobietą. Czuł to dzię-
ki mocy. Korzystając z wahania przeciwnika obrócił go i uderzył w tył głowy. Jego ciało opadło na podłogę. Pochylił się nad nim i zdjął
szal.
Bujne czerwone loki rozsypały się, ujrzał przed sobą piękną kobietę. Przeszukał jej kieszenie i znalazł miotacz, miecz świetlny i mały
podręczny notes. Zawierał plany pałacu, kody, umiejscowienie kamer i zabezpieczeń.
Nieźle, pomyślał.
Lord na pewno śledził każdy jego ruch, ale teraz miał dane, które pomogą mu się schować i przejść niezauważenie. Wziął ciało dziew-
czyny i ruszył.
Mara śniła, nie sen lecz koszmar. Chcieli go zabić, wszyscy. A ona nie mogła nic zrobić, była za słaba. Bezsilna. Nie.
- Panie uciekaj! - krzyknęła.
- Spokojnie, to tylko sen. - głos należał do Luke'a Skywalkera. Chwycił ją za ramiona.
- Nie! Muszę go uratować!
- Maro! Maro Jade uspokój się!
Po chwili zorientowała się w sytuacji. Była w jasno oświetlonym pokoju, podobnym do kabin żołnierzy w akademii na Carridzie. Leżała
na łóżku, przykryta ciepłą kołdrą, a jej ekwipunek był na pobliskim stoliku. On, nazwał ją po imieniu, ale jak...
Wyrwała się z jego objęcia i szybko wstała, lecz po chwili zakręciło się jej w głowie. Skywalker spostrzegł to i podtrzymał ją.
- Przepraszam. - powiedział. - Za mocno uderzyłem. Jak się czujesz?
Kiedy Jade już spokojnie siedziała na pryczy zapytała:
- Gdzie jestem?
- W jednej z nielicznych kryjówek w pałacu, dowiedziałem się o nich z twojego notesu. Widzę, ze Imperator nie ufa Lordowi tak bardzo,
żeby pozostawić mu cokolwiek bez jego interwencji.
- Przecież dane były zaszyfrowane, skąd wiedziałeś co oznaczają!?! Skąd wiedziałeś jak mam na imię!?!
Luke wzruszył ramionami, on sam nie znał odpowiedzi. W jednej sekundzie dane same napłynęły mu do głowy. Popatrzył na nią.
- Śnił ci się koszmar. To Imperator ginął.
Milczała, zresztą po co w ogóle z nim rozmawiała. Popatrzyła w inną stronę, miała wrażenie, że jego niebieskie oczy widzą wszystko.
Nie chciała tego, posiada tajemnice, o których tacy jak on nie powinni wiedzieć.
- Ja też miewam takie sny. Gdy umiera ktoś obdarzony wielką mocą to się czuje, nawet gdyby nie wiadomo jak się skrył. To zdrada za-
bije Imperatora.
- Skąd to wszystko wiesz? To pewnie ty za tym stoisz, zabijesz go jak psa! Nie pozwolę na to!
Skywalker nie zwracał uwagi na jej krzyki i oskarżenia. Spokojnie postawił krzesło naprzeciw Mary i usiadł.
- Już mówiłem, że wiem to z moich snów albo wizji, jak wolisz. Nic nie wiem o planach Imperatora, nie mam też sposobności go zabić.
Moje możliwości są ograniczone. Ale mogę ci powiedzieć, że to nie ja chwycę za topór, który ma zgładzić Palpatina.
- Imperatora. - poprawiła Jade.
Luke zmieszał się trochę, w innych okolicznościach zasłużyłby na karę. Nie pozwalano mi zwracać się do władców po imieniu, to była
jedna z lekcji. Uświadamianie, że nie stał na równym poziomie co oni, ale pod nimi. Kamery i inne urządzenia śledziły każdy jego ruch
oraz wypowiedziane słowa. Czasami udawało mu się zniknąć, ale to nie trwało długo. Lecz teraz nikt na niego nie patrzył. Nie było go.
Lord Vader mógł zacząć coś podejrzewać.
Wstał i zwrócił się do Mary.
- Twoje życie jest w niebezpieczeństwie, Vader wie, że tu jesteś, więc uważaj na siebie. Gdybyś miała kłopoty pomogę ci jak tylko będę
mógł.
Ruszył w kierunku drzwi, ale zanim wyszedł Jade powiedziała do niego:
- Moje życie nie jest ważne, a moja przyszłość to służba Imperatorowi. Pamiętaj o tym.
- Moja to służba Lordowi. - powiedział cicho Luke i odszedł zostawiając zdziwioną Marę Jade.
Lord Vader i jego uczeń znajdowali się w wielkiej sali przypominającej bibliotekę. Podświetlane panele komputerowe ciągnęły się dłu-
gimi rzędami. Obok nich stało proste biurko z terminalem komputerowym. Zdziwiony Skywalker rozejrzał się.
- Po co tu jestem? - zapytał mistrza.
- Żeby się uczyć. Pokazałeś, że jesteś doskonały w walce, teraz musisz pokazać, ze twój umysł dorównuje ciału, a nawet przewyższa go.
Powinieneś wiedzieć Luke, że wiedza to potęga.
- Tak, mistrzu. - odpowiedział, ale po chwili dodał. - Nie obiecywałem ci, że będę uczył się ciemnej strony.
- Pliki nie zawierają wiadomości o ciemnej stronie, ale o maszynerii, kosmologii, biologii i innych rzeczach. Wiedza to szerokie pojęcie
synu.
- Tak, mistrzu. - powiedział, a widząc niezadowolenie Lorda dodał. - Wybacz mój błąd.
Vader kiwnął z pochwałą głową.
- Szybko się uczysz.
To była pochwała, ale dla ucznia Lorda była zupełnie czymś innym. Odwrócił głowę w stronę biurka.
Koniec z walką na miecze, myślał. Może to nawet dobrze.
Usłyszał dźwięk rozsuwanych drzwi. Do biblioteki wszedł wysoki Firrerrenianin w białej szacie. Uklęknął naprzeciw Lorda.
- Wstań Hethriru. - polecił.
Ów humanoid należał do rasy rzadko spotykanej. Z wyglądu przypominał człowieka, ale złocisty kolor skóry temu przeczył. Miał złoci-
storude włosy z cynamonowymi pasmami, jego oczy były czarne, tak czarne jak wyczuwalna wokół niego atmosfera strony zła. Rasa
Hethrira została wybita dawno temu przez Imperium, słyszał również, że Firrerrenianie nigdy nie wymawiają swoich imion głośno. Wie-
rzą, że wiedza ta daje rozmówcy władzę nad osobą, która się przedstawiła.
- Przedstawiam ci mojego pierwszego ucznia, ciemnego Jedi Hethrira.
Skywalker nic nie zrobił, tylko patrzył na istotę stojąca przed nim, a raczej przez nią. Coś nie pasowało mu do służalczej postawy Het-
hrira. Był ciemnym Jedi, a nie lordem Sith? Poza tym widział za nim inną małą postać, posłuszną, słabą i łagodną.
Więc nie tylko ja jestem niewolnikiem, pomyślał Luke.
Ciemny Jedi również obserwował Skywalkera i to dokładnie. Wiele o nim słyszał. Kilka razy walczył z jego panem i przeżył, a to wielka
sztuka. Zniszczył Pierwszą Gwiazdę Śmierci i niezliczonych przeciwników.
- Poznanie syna mojego mistrza to zaszczyt. - powiedział. - Będziesz mu równie oddany jak ja.
- Chyba bardziej.
Odpowiedź zdziwiła obu władających ciemną stroną, nie bardziej niż Luke'a. Powiedział to bez zastanowienia, ale to była prawda.
- Możesz odejść Hethriru. - powiedział Lord Vader.
Ten ukłonił się i odszedł.
- A ty - zwrócił się do syna. - zacznij od tych plików. A wiec, że będę sprawdzał czy nauczyłeś się czegoś pożytecznego. Czasem też
sprawdzę czy twoje zdolności w szermierce nie uległy obniżeniu.
Uczeń nic nie odpowiedział, jedynie ukłonił się.
Gdy ciemny Lord odszedł zaczął się zastanawiać. Dlaczego Lord przedstawił mu Hethrira? Od razu wyczuł, że ciemny Jedi nie darzył go
sympatią. Zyskał kolejnego wroga. Był pierwszym uczniem. Luke posiadał większy potencjał mocy i nawet bezgraniczna lojalność Het-
hrira nie potrafiła go przebić. Zacznie się niebezpieczna rywalizacja, w której nagrodą będzie pochwała mistrza i ich życie. Skywalke-
rowi bardziej zależało na tym drugim. Lord chciał sprawdzić, czy podoła takiemu zadaniu. Chciał ocenić jego doświadczenie, zdolności i
coś więcej.
A Mara? Co z nią? Czy mógł ją nazwać sprzymierzeńcem, czy też wrogiem? Od tej chwili będzie się bardziej starała ukryć swoją obec-
ność w zamku. Na pewno powie swojemu władcy o tym czego się dowiedziała w ostatnim czasie. Niedobrze zrobił spotykając się z nią,
ale nie żałował tego. Zawsze rozmawiał tylko z Lordem, Imperatorem lub którymś z ich mrocznych sług. Oczywiście Mara również była
pracownikiem tego drugiego, ale nie uważał ją za złą. Była poszkodowana, tak jak on.
Spojrzał w stronę biurka, westchnął, czas wziąć się do roboty.
Dni mijały...
W bibliotece pełnej wiedzy panowała głęboka cisza. Skywalker z rozkazu swojego mistrza miał w niej przebywać. Luke wzbogacał swo-
ją wiedzę, wręcz pochłaniał każdy plik z danymi jaki mu podsunięto, a Lord Vader, tak jak powiedział, sprawdzał czego się nauczył.
Czasami powracał do szkolenia swojej kondycji w walce. Ale teraz jego głowy nie zajmowały napływające dane lecz wizja.
Kilka ciemnych postaci znajdowało się w równie ciemnym pokoju. Gdzie się znajdowało owe pomieszczenie nie wiedział, twarze i
kształty były rozmazane. Natomiast to co od razu nasuwało się do głowy brzmiało SPISEK.
- Jak długo uda nam się to ukrywać? - spytała głos, pewnie należący do kobiety.
- Tyle ile trzeba. - zapewnił męski głos.
- Wojsko z dnia na dzień jest coraz w lepszej gotowości. W końcu nawet sama Gwardia Imperator go nie pokona. - powiedziała inna ko-
bieta, teraz mógł dostrzec, że miała miedzianorude włosy.
- Imperator z dnia na dzień staje się coraz bardziej pewny siebie i coraz bardziej szalony. - powiedział jakiś starzec. - Czekając, możemy
ryzykować, że prędzej to on nas zniszczy niż my jego. Lecz również może to utwierdzić władcę, że nie żywimy wobec niego innych
planów.
- To nie brzmi dobrze. - powiedziała ciemnowłosa kobieta.
- Skończcie wypowiadać swoje lęki i obawy. - powiedział najprawdopodobniej przywódca. - Znaliśmy ryzyko naszego planu już od po-
czątku. Wchodząc raz na tę drogę nie można z niej zejść. Istotnie porażka wydaje się bardziej prawdopodobna, lecz nagroda jest wielka.
- Wszyscy o tym doskonale wiemy. Kiedy Imperator będzie martwy galaktyka będzie należała do nas.
- Ukrywamy się od dawna i nie odkrył nas do teraz. - potwierdził starzec.
- Wszystko to brzmi pięknie. - rzekł pierwszy mężczyzna. - Lecz jest jeden problem. Należymy do największych umysłów Imperium.
Mamy władzę, pieniądze, oddanych pracowników. - na to ostatnie położył nacisk. - Imperator również.
- Wiemy o kogo ci chodzi. Co z Vaderem?
- Luke . - usłyszał głos obok siebie i poczuł czyjąś dłoń na ramieniu.
- Tak? - odpowiedział trochę przestraszony.
Obraz spiskowców oddalił się i znikł.
Skoncentrował się na chwili obecnej. Nadal znajdował się w bibliotece. Siedział na biurku, tyłem do drzwi, dlatego nie zauważył, że
ktoś wchodzi. Ale to nie tłumaczyło, że nie usłyszał. Powinien bardziej uważać. Spojrzał na swoje ramię. Ręka, która go dotknęła, nale-
żała do Lorda Vadera. Szybko wstał.
- Przepraszam, zamyśliłem się. - poczym dodał. - Mistrzu.
Chyba nie tylko, pomyślał Lord.
Po chwili ciszy jego uczeń odezwał się.
- Czy Hethrir ma tytułu lorda?
Interesujące pytanie. Czy wreszcie podjął właściwą decyzję? Nie, chodziło o coś innego.
Już od dawna był dumny ze swojego syna. Jego zdolności były niesamowite, większe niż jego własne.
- Nie, nie ma.
- Dlaczego? - zapytał zdziwiony. - Przecież posiada duży talent. Czuję to.
- Sith nie zna strachu. A on w nim jest, choć głęboko ukryty. Dopóki go się nie pozbędzie nigdy nie będzie lordem Sith. Jedyny tytuł na
jaki może sobie pozwolić to ciemny Jedi. - po chwili dodał ,pochylając się jednocześnie w stronę ucznia. - Posiada strach , a ty nie, synu.
Ten nie cofnął się. Stał i patrzył.
Dobrze, pomyślał Vader.
- A teraz choć.
Wyszli z biblioteki. Idąc długim korytarzem Luke myślał o tym co zobaczył w swojej wizji. Spiskowcy nie odkryli, że podsłuchuje.
Wiedział, że rozmowa toczy się w czasie teraźniejszym. Więc to co mieli w planach, dopiero ma się zacząć. Chcieli zabić Imperatora.
Czy to w ogóle możliwe?
"Należymy do największych umysłów Imperium."
A więc aż tak daleko to zaszło? Sami najbardziej lojalni słudzy chcieli śmierci swojego pana. Przypomniał sobie sen Mary. Ona również
przeczuwała klęskę Palpatina. Od dawna jej nie widział.
Popatrzył na idącą przed nim czarną postać.
Spiskowcy nie wiedzieli co zrobić z Lordem Vaderem, więc nie należał do spisku, ale czy o nim wiedział? Zapytał go o status Firrerre-
nianina. Postać jednego ze zdrajców doskonale do niego pasowała. Jeśli należał do spisku to dlatego, że pragnął większej władzy i tytułu
lorda.
Weszli do wielkiej sali, gdzie uczył się szermierki. Na środku stał sam Hethrir ubrany w biały strój do walki, w ręce trzymał miecz
świetlny. Luke zrozumiał co ma się stać. To będzie bitwa na śmierć i życie.
Vader nic nie tłumaczył, po prostu podał Skywalkerowi jego miecz i stanął z boku.
Miecze zostały włączone i biało odziany wojownik zaatakował. Ostrza zderzywszy się zaskwierczały jak diamentowa piła przerzynająca
metal. Ciemny Jedi zrobił jeden wypad, potem drugi, uskoczył i przeszedł do ofensywy, usiłując ciąć w nogi wroga. Ten zahamował
cios. I sam zaczął atakować. Ostrze kierował głównie w stronę rąk trzymających miecz świetlny, aby rozbroić przeciwnika.
Skywalker swoją siłę czerpał z mocy, Hethrir również, ale nie działał z nią w harmonii. Naginał ją zgodnie ze swoją wolą. Luke prze-
ciwnie, nie czynił jej swoim niewolnikiem. Współdziałał w doskonałej pracy zespołowej.
Pojedynek trwał i chwilowo miał wyrównany przebieg, ale to drugi uczeń był silniejszy z dwóch walczących. Żądza mordu i chęć zwy-
cięstwa była niczym w porównaniu z determinacją Luke'a. Walczyli, robili wypady, atakowali, parowali cięcia. Obaj byli zwinni i szyb-
cy. To był taniec śmierci
Luke pokonywał już Lorda w walce. Niemożliwe było, żeby jego przeciwnik wygrał. A to oznaczało, że będzie musiał zginąć i to z jego
ręki. Nie chciał tego. Na razie zachowywał spokój, ten którym szczycili się rycerze Jedi, ale jak długo uda mu się to robić?
W pewnym momencie miecze zwarły się ze sobą. Skywalker mógł zobaczyć niebezpieczne błyski w oczach Firrerrenianina.
" Przestań" wysłał wiadomość do umysłu Hethrira. " Przecież wiesz, że tylko jeden może zwyciężyć. Jeśli odmówimy walki oboje bę-
dziemy żywi."
" To ja będę żywy. A ty martwy" odpowiedział. " To ja powinienem być synem mistrza, a nie ty. Nie potrafisz wziąć tego co ci daje. A
jest tego dużo. Nawet ja nie miałem aż tyle."
Przez ciemnego Jedi przemawiała zazdrość.
Co mógł mieć taki ktoś jak Luke, że Vader całą uwagę zwracał na niego ?myślał. Ja już od dawna robiłem wszystko dla swojego władcy,
jak i dla Imperatora. Zniszczyłem rodzinną planetę, aby pokazać lojalność do Imperium. Uczestniczyłem w wielu niebezpiecznych mi-
sjach, które choć pełne śmierci i cierpienia kończyły się sukcesem.
Walka trwała dalej, przypominała bitwę dwóch braci o względy surowego ojca.
" Należysz do spisku, który chce zniszczyć Imperatora." Luke przesłał myśl do głowy przeciwnika.
Ten nie przestawał nacierać, ale nie robił już tego z tak doskonałą precyzją jak na początku. Wiadomość go zaskoczyła.
" Swojego mistrza również zabijesz? Widać miałem rację, gdy mówiłem, że to ja będę bardziej mu oddany."
Słowa rozgniewały ciemnego Jedi. Użył całej swojej siły i zwalił Skywalkera na podłogę.
Mógłby wstać i zaatakowa