11129
Szczegóły |
Tytuł |
11129 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11129 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11129 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11129 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Opowiadania "MATKI"
"Księżycowa Poświata"
"Historia się lubi powtarzać"
"Decydujące starcie"
"Dokąd zmierzamy"
"Smutny człowiek"
Decydujące starcie.
Wszystkim paranoikom świata.
Autorzy
1
Jest piękny, lipcowy poranek. Wschodzące słońce odbija się w
wypolerowanych glacach gości stojących na północnym skraju parku "Radosna
łączka" zwanego potocznie polem bitwy. Rozbłyski światła igrają w wściekłych
oczach zgromadzonych naprzeciwko punków, których irokezy mienią się wszystkimi
barwami tęczy. Każdy z około 143 zgromadzonych w parku osób dzierży w dłoni
błyszczące lub matowe narzędzie do zadawania bólu. W powietrzu wyczuć można
zawieszoną żądze krwi i zniszczenia. Dwie grupy stoją patrząc na siebie
wyzywająco, wiedząc, że będzie to decydujące starcie, które ujawni prawdziwą
potęgę którejś ze stron. Z wzburzonych mas ludzi oderwały się dwie jednostki i
skierowały się w kierunku środka placu. Byli to przywódcy obu formacji :
Przemysław Nowak - przywódca skinów - a naprzeciw niego, stanąwszy twarzą w
twarz Krzysztof Kowalski - lider punków. Byli zdecydowani na wszystko. Pierwsze
słowa które padły tego dnia to :
- A, siemaneczko, jak leci ?
Wyszły one z umięśnionych szczęk potężnego skinheada. A równie potężny punk
odpowiedział :
- A, spoko nie narzekam. Jak tam Danka i mały Maciuś ?
Dalszy dialog wyglądał następująco :
- A, po staremu, chociaż mam pewien problem z małym, bo nie chce ogolić się na
łyso. A, zapomniałbym, Danka dała mi przepis dla twojej Kaśki na szarlotkę, w
rewanżu za makowiec.
- A propos, zapraszamy was na grila w sobotę za tydzień.
- A, dzięki na pewno wpadniemy.
- A no to jak, lejemy się ?
- A lejemy.
Po tej kulturalnej wymianie zdań panowie wrócili do swych kompanów, i
zamieniwszy z nimi parę słów ruszyli do przodu.
- A atak - krzyknął Łańcóch.
Słysząc ten okrzyk jego kumple punki ruszają do ataku. Skinheadzi również nie
pozostawają w tyle i zwiększają tempo działań. Pierwsze szeregi wpadły na siebie
z wielkim impetem, który spowodował pojawienie się chaosu w szeregach. Jak
zwykle wielkie spustoszenie wśród punków siał potężny skinhead o wdzięcznej
nazwie "Słoneczko". Również wśród skinów pojawił się czołowy punkowy zabijaka
Walec, który zaczął standardową demolkę. Przywódcy obu grup nie pozostawali w
tyle rozdając ze stoickim spokojem masę ciosów we wszystkie strony świata.
Straty po obu stronach wzrastały wykładniczo, gdy nagle rozległ się krótki,
modulowany gwizd o częstotliwości 20 khz. Pole bitwy zamarło. Wśród nagłej ciszy
rozległ się gromki okrzyk Krzysztofa K: A, lejemy pały !; gdyż zauważył on
zbliżające się siły policji dowodzone przez regionalnego komendanta Policji
Wiesława Wiśniewskiego, który jak zwykle dawał dowody niezwykłego męstwa na
tyłach swoich sił.
- No, przywrócić mi tu porządek, a ja jadę na komisariat - rzekł komendant i
wsiadł do jedynego policyjnego samochodu, czyli bladoniebieskiej nyski.
- A, cholera już czwarty raz w tym miesiącu nam przerywają - powiedział
Przemysław N, gdy zajął się wybijaniem zębów znajdującemu się w pierwszym
rzędzie Mietkowi Shazzańskiemu.
Mietek znajdował się w pierwszym szeregu nie z powodu odwagi, lecz z powodu
tego, że był on policjantem diskopolowcem, a tego nie lubili nawet "zwykli"
policjanci, którzy wysyłali go z najciekawszymi misjami. Skinheadzi oraz punki
wedle zwyczaju zajęli się kolekcjonowaniem "zdobycznych" przedmiotów, czyli
pałek, tarcz, hełmów, a niekiedy zębów policjantów. Nie trwało to długo, gdyż
policjanci byli bez rozgrzewki. Po 17 minutach cały oddział policji leżał na
ziemi lub wisiał na drzewach, które tego lata pięknie rozkwitły. Wtem
rozległ się głos.
- A może przełożymy lanie na niedzielę po mszy, bom zmenczony.
- A pewnie, czemu nie - rozległy się chóralne okrzyki, po czym towarzystwo
rozeszło się do swych domostw (albo do knajp).
Między jękami rannych rozległ się nagle bulgoczący dźwięk potężnych maszyn.
Do miasta przybyli harlejowcy. Nazajutrz, w gazecie "Sobota", w rubryce "niusy
i ciekawostki" można było przeczytać następujące zdania :
"Wczorajszego dnia byliśmy świadkami kolejnej potyczki między lokalnymi
skinami, punkami, oraz Policją. Jak zwykle przegranym okazała się Policja, a
reszta rozeszła się po jej rozgromieniu (jak zwykle). W szpitalu znalazło się 5
skinów, 4 punków, a na innym piętrze 28 policjantów.[...]
Sport
W niedzielę o godzinie 13.30 odbędzie się mecz naszej drużyny RCP-ZKS Jorków
(Regionalny Centralny Północno Zachodni Klub Sportowy) z TS Łódźstok.
Przypominam, że nasza drużyna znajduje się na czwartym miejscu z 15 punktami,
natomiast TS Łódźstok są na 8 z 12 punktami. Jak wiadomo, w tym roku walczymy o
wejście do ligi międzyokręgowej, a mamy tylko 4 punkty do I miejsca na którym
znajduje się WKS Kosanów.
Wasz ukochany red. Marcin Sroka"
2
Drogi czytelniku, zapewne zastanawiałeś się dlaczego w samym środku zażartej
walki między znienawidzonymi stronami jeden gwizd spowodował jej przerwanie. Ale
trzeba zacząć od początku :
Miasto, w którym obie grupy walczą o dominację to Nowy Jorków. Niestety, albo
stety nie są to jedyne grupy etniczne zamieszkujące to 20114 osobowe miasteczko.
Oprócz 181 łysych i 189 punów jest tam jeszcze spora grupa Policjantów 203
(według obliczeń komendanta) w tym 3 byłych skinów, 2 byłych punów i jeden znany
nam praktykujący diskopolowiec Mietek Shazzański. Jest tam również potężna grupa
diskopolowców (4273), na szczęście tylko 324 w wieku poborowym, zdolnych do
walki pod przewodnictwem charyzmatycznego Tomka Samborowskiego. 3118 kobiet,
dzieci, oraz starców, 31 weteranów disco i 800 "normalnych" ludzi. Z powodu tak
wielkiej ilości ugrupowań nieprzyjaznych względem siebie, dwie czołowe grupy
(skini i puny), aby zapewnić sobie swobodę w walce między sobą zdecydowali się
zawrzeć układ zwany Konwencją 29 lutego, gdyż został zawarty pośrodku
(dokładnie) Alei 29 lutego. A oto postanowienia :
1. A zabrania się używania broni białej, oraz palnej.
2. A na krótki, modulowany gwizd o częstotliwości 20 khz nakazuje się przerwanie
lania i czekanie na dalsze instrukcje.
3. A w przypadku zagrożenia ze strony policjantów, diskopolowców, przeciwników
naszej drużyny (RCP-ZKS Jorków), i innych nieprzyjaciół zjednoczyć się przeciwko
nim.
4. A zabrania się również obcinania irokezów punkom.
5. A lać można się na ustalonych bitwach.
6. A gwarantuje się wolność słowa i wyznania i nietykalność osobistą.
7. A złamanie w/w warunków spowoduje wybuch wojny.
XXX
OOO
przywódca punów
przywódca skinów
3
Gromki śmiech Łańcócha (punk) rozległ się na urazówce w miejskim szpitalu, kiedy
wraz z Kosą (skinhead) wspominali minioną nawalankę. Zainteresowana tym śmiechem
na salę weszła ich ulubiona pielęgniarka, siostra Pamela, która była na
obchodzie w zastępstwie doktora Quinna.
- A, może by siostra załatwiła coś do picia, w celach leczniczych oczywiście.-
powiedział sepleniąc Łańcóch.
- O, nic z tego doktor już wszystko wypił (dlatego zaniedbał siódmy w tym
tygodniu obchód).
- A, siostro, znowu złapał mnie skurcz w nodze, mogłaby siostra rozmasować ?-
rzekł zalotnie Kosa.
- O, to może wezwę siostrę Helgę.
- A, to ta gruba świnia ? To już mi przeszło, to cudowne ozdrowienie. Jezu,
kocham Cię !!
Na łóżku obok Łańcucha zajęczał Presley, jego kumpel od kasteta. Siostra Pamela
szybko nachyliła się, aby sprawdzić co się dzieje.
Na ten manewr cała sala zareagowała głośnym
- A aaach,
i wlepiła wzrok w jędrne pośladki siostry Pameli. Presley był znakomitym
aktorem, (występował kiedyś w teatrzyku szkolnym jako sierotka Marysia) dostał
za ten popis dwie flaszki i kastet z dedykacją. Reszta dnia upłynęła na
warsztatach aktorskich. Następnego dnia Łańcóch wygrzewał się w porannym
słoneczku i było mu bardzo przyjemnie. Nagle słońce zgasło, Łańcóch był na tyle
inteligentny, iż wiedział, że jest to mało prawdopodobne (chociaż kto go tam
wie). W przypływie złości otworzył oczy, którym ukazał się znienawidzony widok
trzech policjantów, którzy przyszli w odwiedziny do kolegów (niestety pomylili
piętra). Łańcóch zerwał się z łóżka i z okrzykiem : A, atak! Zaczął okładać
policjantów. Z pomocą przystąpili Kosa, Presley i Gwiazdor (skin), okładał
policjantów gipsem. Na końcu korytarza figlarnie uśmiechała się siostra Pamela,
a dr. Quinn przyjmował zakłady, ile czasu zajmie im demolka. Po tych
wydarzeniach liczba chorych policjantów zwiększyła się o trzy osoby (urazówka).
4
W niedzielne przedpołudnie sztandarowy lokal punków, knajpa "Pod wielobarwnym
czubem" jest zapełniona. Miejscowi skini w tym czasie znajdują się na mszy w
kościele. Po wysłuchaniu nabożeństwa również oni udają się do lokalu o
wdzięcznej nazwie "Pradawny Oj!Ciec", gdzie z lubością oddają się rozrywce. Ale
punktualnie o 13.17 przybytki te opróżniają się i wszyscy podążają na mecz.
Również dzisiejszej niedzieli tradycji stało się zadość i nasi bohaterowie udają
się na mecz RCP-ZKS Jorków z TS Łódźstok. Ich przemarszowi towarzyszą gromkie
wrzaski typu : "A, RCP-ZKS do boju, do boju, ole !", lub "A Dzicy kombajniści
pany !". Na czas meczu nie ma między nimi podziałów, siedzą ramię w ramię i w
przerwach między rzucaniem okrzyków zagrzewających do walki ich drużynę,
wspólnie obrzucają butelkami policjantów. Podniecenie jorkowian jest tym
większe, że wraz z drużyną przybyli kibice. A byli to skejci - najwięksi
wrogowie punków i skinów z Nowego Jorkowa. Niestety , było ich tylko 27 i trzeba
było wybrać 15-o osobową grupę uderzeniową, na której czele stanął Łańcóch i
Słoneczko. Cała reszta sił sprzymierzonych była przeznaczona do uspokajania
policjantów. Już w trzeciej minucie meczu padła pierwsza bramka dla
kombajnistów, co kibice uczcili przez obrzucenie butelkami Mietka Shazzańskiego.
Na twarzach kibiców "niebieskiej trawy" (gdyż taka była obiegowa nazwa TS
Łódźstok) malowało się zdziwienie, gdyż tego dnia jeszcze nie przypalali.
Zgodnie stwierdzili, że jest na to najwyższy czas. Po drugiej bramce kibice
tradycyjnie obrzucili butelkami Mietka Shazzańskiego, kibice "niebieskiej
trawy" nie zauważyli tego faktu. Po trzeciej bramce dla kombajnistów kibice
uczynili zadość tradycji, a skejci byli zbyt zajęci strzepywaniem z ramion
wielobarwnych pająków, aby patrzeć na mecz. Po skończonym spotkaniu oddział
tubylców rozniósł kibiców TS Łódźstok niesiony dzikim okrzykiem Łańcócha "A
atak". I aby pokazać swe stanowisko względem używających narkotyków pognietli im
wszystkie lufki (wprawdzie lufki zostały zniszczone przez przypadek podczas
kopania po kieszeniach, jednak opinia publiczna znała tylko pierwszą wersję
wydarzeń). Reszta towarzystwa również była zajęta demolowaniem swego głównego
wroga - policjantów. Należy zaznaczyć, że w pierwszym szeregu jak zwykle
znajdował się Shazzański, który tradycyjnie został wmodelowany w ławkę, niesioną
przez Walca. Kiedy wszystkim znudziło się kopanie bezwładnych policjantów
przywódcy obu ugrupowań spotkali się na murawie. Pierwszy odezwał się Przemysław
N.
- A, Krzychu w związku z zaistniałą sytuacją proponuje przełożyć nasze
decydujące starcie na środę wieczorem.
- A, no to w porządku, a we wtorek można by było rozkręcić imprezę diskopolowców
w remizie.
- A, bardzo chętnie, będziemy z chłopakami koło 17.34.
- A, okej. No to baj.
- A, żegnaj.
Fragment z "Soboty" z poniedziałku (opis niedzieli) :
"Wczoraj odbył się fascynujący mecz, nasza drużyna po jednostronnym meczu
zwyciężyła 3:0. Kibice w odwecie za tak kiepską walkę TS Łódźstok zafundowali
jej kibicom niekiepską walkę, na którą załapali się także policjanci. Jak
dowiedziałem się od siostry Pameli, na oddział urazowy trafiło 14 policjantów, 5
punków, 4 skinów. Kibice przeciwnej drużyny zostali odwiezieni swoim autokarem
klubowym do szpitala w Łódźstok. W związku z wygraną naszej drużyny
awansowaliśmy o jedno miejsce. WKS Kosanów zremisował swój kolejny mecz, wskutek
czego mamy do nich 2 punkty straty. Szanse na awans się powiększają. Następny
mecz mamy na wyjeździe w Czarnobylance. Odbędzie się on w niedzielę o godz.
14.15.
Wasz umiłowany red. Marcin Sroka
5
W dniu, w którym miało odbyć się "disko party mix new play di dżej", zacne
towarzystwa skinów i punków przesiadywały w swych ulubionych lokalach. Należy
dodać, że oba przybytki znajdowały się po przeciwnych stronach alei 29 lutego.
Przenieśmy się na chwilę do knajpy "Pod wielobarwnym czubem". Na scenie
prezentowała się ciesząca się zasłużoną popularnością wśród punków kapela
"Podkute żółte glany z czerwonymi sznurówkami". Zespół ten zasłynął na cały
świat wydając swą pierwszą płytę w wersji dla głuchych i teledysk w wersji
Brajla dla ślepych. Kelnerzy w dokładnie wyprasowanych garniturach uwijali się
wśród okrytych śnieżnobiałymi obrusami stolików. Szef kuchni polecał dzisiaj
kotleta De Volay, który doskonale komponował się z popularnym piwem "Sik".
Łańcóch z Walcem założyli się, kto pierwszy wypije 20 piw, a reszta kolegów
obstawiała, który z nich pierwszy zwróci zawartość swego żołądka na lśniącą,
wypolerowaną podłogę. W takim sielankowym klimacie bawili się do 17.14. Podobna
atmosfera panowała w "Pradawnym Oj!Ciecu" naprzeciwko. Następnie wszyscy zgodną
grupą ruszyli pod remizę strażacką. Najpierw jednak zatrzymali się w parku. Idąc
z czasem, postępem i osiągnięciami Przemysław N. wyciągnął notebooka i
przeprowadził losowanie. Do przeprowadzenia rozgrzewki został wytypowany skin,
któremu nikt nie potrafił wymyślić ksywy, więc jego ksywa brzmi Ksywa. Ksywa
raźnym truchtem wbiegł na podwyższenie dla prowadzących rozgrzewki.
- A, krążenia ramion w przód - krzyknął gromko. Cała grupa osób, które były w
parku zaczęła wykonywać niesynchroniczne wygibasy, które miały symulować
krążenia ramion w przód.
- A teraz "step by step u baby", a potem szybkie przejście do "crossing up pull
off".
Po tej wyczerpującej rozgrzewce wszyscy ruszyli bezpośrednio pod remizę.
Kiedy znaleźli się pod budynkiem do ich uszu dotarły pseudo-dźwięki piosenki
najpopularniejszej piosenkarki diskopolo Skazy. Wzburzyło ich to do najwyższego
stopnia. Po okrzyku A, atak Łańcócha towarzystwo wdarło się do remizy nokautując
14 bramkarzy. Sam Łańcóch jako aktywny uczestnik kółka garncarskiego usiłował
uczynić ze zwykłego wzmacniacza dzieło sztuki przez wkomponowanie go po kolei w
:
- podłogę
- ścianę * 2
- głowę diskopolowca
Po tych zabiegach wzmacniacz zaczął się dziwnie zachowywać tzn. zaczął
deklamować teksty Włodzimierza Illicza. Walec wraz z Słoneczkiem wykonali manewr
przebiegnięcia się po diskopolowcach, zdzierając z nich koszule typu "hawana".
Od tego momentu klasyczna zabawa diskopolo przemieniła się w klasyczną
nawalankę, uszczęśliwiając tym samym "gości". W tym czasie na głównej scenie
Krzysztof K. zajmował się przekonywaniem Tomka Samborowskiego, że diskopolo to
chała. Czynił to za pomocą kasteta i ściany. Niestety nie dał się przekonać,
gdyż po 11 minutach i 36 sekundach stracił przytomność.
6
Jest kolejna lipcowa środa w Nowym Jorkowie. Promienie słońca rozszczepiają się
na wszystkie barwy światła widzialnego, oraz podczerwień i nadfiolet w kroplach
pozostałych po niedawnym deszczyku. Nasz wzrok po raz kolejny kieruje się w
kierunku dwóch grup tradycyjnie zgromadzonych po przeciwnych stronach parku.
Jako, że do naprawdę decydującego starcia zostało jeszcze 12 minut i 3 sekundy
obie grupy oddały się bez reszty tradycyjnemu sprawdzaniu listy obecności. Przy
odczytywaniu nazwiska Presleya z tłumu wyrwał się Łańcóch, który okazał
zwolnienie lekarskie wystawione przez doktora Quinna. Krzysztof K. po wnikliwym
zapoznaniu się z dokumentem wpisał Presleyowi nieobecność usprawiedliwioną
(dzięki temu nie musiał przynosić zwolnienia od rodziców). Jako że nadszedł już
punkt środa wieczór, pełen werwy Słoneczko wydał tradycyjny już, przed
decydującym starciem okrzyk : A atak! Obie grupy ruszyły z poślizgiem (na
błocie) w swoje strony. Pierwsze zęby wyleciały po 14 sekundach od pierwszego
zwarcia, a po 6 sekundach po pierwszym złamaniu ręki. Obraz rzezi jak z
kiepskiego horroru Wiesława Craven-skiego trwał dokładnie 10 minut i 0 sekund. W
tym czasie jakiś nierozgarnięty punk o wszystko mówiącej xywie Blondyn ujrzał
zbliżające się z niepokojącym rykiem harleye. Na ich grzbietach siedzieli
groźnie wyglądający wojownicy, a promienie słońca odbijały się na chromowych
bajerach ich motocykli. Blondyn bezwłocznie wykonał "krótki modulowany gwizd o
częstotliwości 20 khz" i pole bitwy zamarło. 369 chłopa czekało na dalsze
instrukcje. Blondyn porwany doniosłością chwili (był to taki pierwszy i ostatni
przypadek w jego życiu) krzyknął : A, lejemy harleyowców! W ciągu 0,3 sekundy
wybrano 23 osobową grupę uderzeniową, która bezzwłocznie przystąpiła do
wykonywania wyznaczonego im zadania dla dobra ogółu. Wskutek wykonywanych
działań operacyjnych grupy uderzeniowej 22 harleyowców znalazło się na poziomie
gruntu. Lecz jeden z nich wykonał rozpaczliwy manewr i nurkując pomiędzy swoimi
kolegami i ich wspaniałymi maszynami wyjechał na ulicę po wykonaniu karkołomnej
beczki. Pognał ku zachodzącemu słońcu. Niestety słońce bardzo szybko zgasło dla
niego, a to za sprawą latającego na niskim pułapie nocnika nakierowanego
precyzyjnie na cel z ze szpitalnego okna przez Presleya. Czyn ten przeszedł do
historii decydujących starć w Nowym Jorkowie. Tymczasem walka w parku rozgorzała
na dobre. Grupa uderzeniowa po raz pierwszy spotkała się z taką siłą. Zaprawieni
w bojach harleyowcy okazali się godnymi przeciwnikami dla przedstawicieli
śmietanki społeczności Nowego Jorkowa. Zmuszeni byli podjąć manewry mające na
celu uzyskanie przewagi w polu. Brawurowo wykonane zajście od flanki przez grupę
alfa, wspierane z lewej flanki przez grupę delta i wspierane od frontu głównymi
siłami bravo spowodowało uzyskanie miażdżącej przewagi, jak zawsze gdy uda się
przeprowadzić manewr zakleszczenia przeciwnika. Po skończonej walce z właściwym
dla siebie wyczuciem czasu do akcji wkroczyła policja, jednak nie mogła z niej
wyjść o własnych siłach, jak zwykle zresztą.
Fragment "Soboty" z czwartku :
"Ubiegłego dnia b.r. pańskiego rozegrało się kolejne starcie z cyklu
decydujących. Niestety zostało on przerwane przez harleyowców, którzy w liczbie
wszystkich znaleźli się w szpitalu, w tym jeden z nocnikiem zablokowanym na
głowie (pamiętajcie dzieci, aby zawsze jeździć w kasku). Zapytany o swoją wersję
wypadków przywódca harleyowców Józef Alternator, który zgodził się na
udzielenie wywiadu pomiędzy operacją na otwartym sercu, a wymianą stawu
biodrowego, odpowiedział: "Uczestnicy zlotu chcieli tylko zapytać o drogę do
najbliższego baru mlecznego , gdy zupełnie bez powodu zostali pobici przez
walczących nowojorkowian. Rychło po zdarzeniu pojawiła się policja, która
tradycyjnie nie wróciła o własnych siłach. Subkultury nowojorkowskie chciały
postawić pomnik Presleyowi za waleczną postawę mimo ciężkiego stanu zdrowia,
jednak projekt ten upadł w niewyjaśnionych okolicznościach. Zamiast tego Presley
otrzymał rzutki wraz z tarczą. Do szpitala trafiło 7 punków, 6 skinów
(największa liczba od pięciu lat), 23 harleyowców, o czym było już wcześniej,
oraz 53 policjantów. Uzupełniając chciałem powiadomić, że operacja na otwartym
sercu powiodła się. Chciałbym jeszcze przypomnieć o niedzielnym meczu wyjazdowym
naszej drużyny z Czarnobylanką. Czołowy snajper naszej drużyny, pan S.Cuker
powiedział : Wygramy.
Na zawsze wasz red. Marcin Sroka."
7
Księżyc w pełni rozbłyska na wypolerowanej czaszce skinheada o wdzięcznej ksywie
Mikrofon. Ksywa to wzięła się z zamiłowania do biologii na poziomie
molekularnym. Wszedł on do "Pradawnego Oj!Cieca" i jego oczom po raz kolejny
ukazał się monumentalny portret przedstawiający Bolesława Chrobrego, który jak
wiadomo wywodził się z Nowego Jorkowa. Zręcznie lawirując pomiędzy roznoszącymi
drinki o wiele mówiącej nazwie "sik" kelnerkami w stroju topless dotarł do
stolika przy którym siedzieli : Przemysław Nowak, Słoneczko oraz Kosa.
- A, panowie dziś przemówił do mnie Bóg pod postacią karty zgłoszenia do
teleturnieju "1 z dwóch". Występuje w środę.
- A, kłamiesz oszczerco, po raz kolejny wąchałeś klej - wykrzyknął w słusznym
gniewie Przemysław N.
- A, przecież ja nie wącham.
- A, sorry, musiałem cię z kimś pomylić.
- A, jak nie wierzycie to przyniosę wam kartę zgłoszenia - to mówiąc wybiegł na
aleję 29 lutego.
Jego oczom ukazał się przerażający widok : policjant wyrzucił papierek z lizaka
na sam środek chodnika. Wywołało to święte oburzenie Mikrofona, który był
czynnym członkiem organizacji ekologicznej "Zieloni inaczej". Jednak do
działania popchnął go obrzydliwy widok tegoż samego policjanta, który ordynarnie
splunął. Ogarnięty gniewem podbiega do policjanta, wyrywa mu lizak z między
zębów (lizak ląduje na chodniku zaraz obok papierka) i krzyczy: A, masz ty
chamie za bezczeszczenie pięknego, nowojorkowskiego chodnika .Po tej eksplozji
elokwencji Mikrofon targa policjanta za ucho. Nagle, jakby spod chodnika zza
rogu wybiega 53 policjantów z Mietkiem Shazzańskim na czele. Po zaciętej walce
(16 policjantów w szpitalu) Mikrofon został zawleczony na komisariat (było to
pierwsze w historii zwycięstwo policjantów nad skinami). Całe to wydarzenie z
dużej odległości zobaczył Ksywa, który aby zaoszczędzić na płatnej ubikacji
poszedł ulżyć swemu układowi wydalniczemu pod słupem wysokiego napięcia. Nie
zwlekając długo powiadomił o całym zajściu Przemysława N. &Co siedzących wciąż
przy stoliku "Pradawnego Oj!Cieca". Przemysław N. zwołał natychmiastowe zebranie
bojowe którego uczestnikami były obie frakcje. W błyskawicznym tempie powstał
plan mogący śmiało konkurować z operacją "Pustynna Burza". A przedstawiał się
między innymi tak :
Grupa a pod przewodnictwem Gwiazdora odcina telefon, ciepłą wodę oraz
prąd od komisariatu. W tym czasie grupa B dostaje się na komisariat przez
kanały, grupa D dokonuje szybkiego desantu, połączonego z rozeznaniem. Szybko
przekazują te dane do głównej grupy uderzeniowej pod dowództwem Łańcócha, która
wybiera odpowiednią do sytuacji taktykę i uderza z frontu. W ciągu 37 sekund
komisariat zostaje zdobyty, a więzień odbity.
Niezwłocznie przystępują do realizacji planu, jednak już na początku
zaczęły się pojawiać pierwsze komplikacje w postaci zatkanych kanałów, zepsutych
kombinerek i urwanej drabinki na dach. W tej sytuacji plan ulega przeobrażeniu i
wszystkie grupy atakują komisariat z frontu. Akcja kończy się powodzeniem po
13,4 sekundy, a w ciągu następnych 23 sekund grupy uderzeniowe wraz z odbitym
więźniem znajdują się już w punkcie Daleko. W Daleku wszyscy zgodnie
stwierdzają, że tak dłużej być nie może i umawiają się na kolejne decydujące
starcie w poniedziałek. Wracając do domu w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku
Przemysław N. przez chwilę zatrzymał wzrok na gazecie w której drukowanymi
literami (innych nie czytał) było napisane : "KOLEJNY TRANSPORT BRONI JĄDROWEJ
NAD NASZYM PIĘKNYM KRAJEM". Jednak nie zwrócił na niego zbyt wiele uwagi i
podążył w kierunku zachodzącego słońca, które tym razem widniało nad parkiem.
8
W poniedziałkowy ranek obie przeciwstawne sobie frakcje znalazły się w parku. Na
tradycyjny znak dany przez Łańcócha : A, atak po raz kolejny zwarły się w
śmiertelnym uścisku.
Tymczasem 3000 m wyżej.
W samolocie transportującym 14 par białych skarpetek, 3 paczki płatków
owsianych, bombę termojądrową, oraz buteleczkę płynu na porost włosów "Chlorox"
pilot sięgał właśnie ku radiu w którym leciała audycja :Zgubne skutki walk
subkulturowych, a szczególnie skinów i punków". Niestety nie udało mu się to,
gdyż wcześniej oparł się na jednym czerwonym, śmiesznym guziku, a drugą
przypadkowo przekręcił malutki kluczyk (facet ma pecha, nie ?), co spowodowało
spuszczenie bomby i uruchomienie mechanizmu detonującego. Bomba po 4,3 sekundy
zaryła się w ziemię w parku w Nowym Jorkowie wydając przy tym "krótki modulowany
gwizd o częstotliwości 19,999 khz, który spowodował lekką konsternację na polu
walki. W następnej sekundzie ta duża śmieszna bomba zamieniła cały teren w
promieniu 3 km w parę wodną o temperaturze 3112 stopni Celsjusza.
Posłowie
Autorzy w powyższym dziele chcieli pokazać do czego doprowadzić może
rozprzestrzenianie się broni jądrowej i wyrazić swój stanowczy wobec niej
sprzeciw (sprzeciwiamy się również zasadniczej służbie wojskowej, oraz
nieopuszczaniu deski sedesowej).
Wszystkie dane statystyczne przygotowała firma C-BOSS, której serdecznie
dziękujemy.
Autorzy: Matka & Draco
Dokąd zmierzamy
... wygrywa pani suszarkę do włosów. Chce ją pani zatrzymać, czy wymienić na
zawartość bramki numer 3?
-Ee , no nie wiem, chyba wyb
PSTRYK
... kolejna runda negocjacji pomiędzy rządem Republiki Aryjskiej a Meksykiem nie
przyniosła niczego nowego. Jednak rozmowy wstrzymały choć na chwilę rozlew krwii
w wojnie przygranicznej
PSTRYK
...83 osoby zginęły, a 11 zostało rannych podczas wybuchu bomby-pułapki w
centrum Londynu. Policja jest przekonana, że za zamachem
PSTRYK
...delegat Uniwersytetu w Alabamie twierdzi, że "Ludzkość nieuchronnie zmierza
ku zagładzie, stajemy się coraz bardziej obojętni i nienawistni. Myślę, że za
kilkaset lat staniemy się zupełnymi degeneratami". Odpowiedzią był zdecydowany
sprzeciw pana S.Kowalskiego z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie (Polska),
który powiedział: "Ten argument nie ma żadnych podstaw naukowych, zweryfikować
można by jedynie za pomocą wehikułu czasu, który jest bzdurą. Moim zdaniem nie
jest tak źle, duża część młodzieży nie jest objęta znieczulicą społeczną i
należy dodać iż jest to młodzież o wysokiej inteligencji i dobrym wy
PSTRYK
...twierdzą, że narodziny dwugłowego kota to nic niezwykłego, zważywszy, że
poziom radiacji w tym rejonie wielokrotnie przekracza dopuszczalne normy.
Wypadki takie są tu na porządku dziennym. Nie dalej jak miesiąc wcześniej
PSTRYK
Mike Hewson wyłączył telewizor, znudzony tym co zobaczył. Ciągle to samo. Rzadko
dzieje się coś naprawdę ciekawego. Chodź piesku, czas na spacer - rzucił raźno
do swojego starego psa Bucka. Ten ospale poderwał się z tapczanu i posłusznie
podreptał za swoim panem. Poranek był piękny, wiosenne slońce przyjemnie grzało
w kark, co było stokroć przyjemniejsze od patrzenia w to głupie pudło. Tym
bardziej, że dzięki słońcu również na spacerze można co nieco zobaczyć -
pomyślał Mike i odprowadził wzrokim piękną dziewczynę w krótkiej spódniczce. W
takich chwilach aż chce się żyć.
Leniwe rozmyślania Mike'a przerwał cień, który nagle pojawił się na obszarze
całego parku. "Nawet pogodynce nie można wierzyć w dzisiejszych czasach" -
zdążył jeszcze pomyśleć, nim niewidzialna siła zmieniła go w pokrwawione kawałki
mięsa. To samo stało się z ludźmi w całym miasteczku, które przylegało do bazy
wojskowej w Marylandzie, jak również z samą bazą i tysiącami innych tego typu
obszarów na całym globie.
W wieczornym wydaniu wszelkich serwisów nawoływano o spokój i napomykano o
tym, że obcy, którzy zaatakowali Ziemię nie będą na razie atakować jej
mieszkańców, co podobno miała zawierać depesza, którą dostał każdy rząd na
planecie. Tymczasem potężne statki osiadły na Ziemi w miejscach masakry. Jednak
prawdziwa treść depeszy odbiegała od tej podanej w massmediach.
Tak naprawdę to mówiła ona, iż atak na siły zbrojne przeprowadzona po to,
aby uniknąć zbędnego rozlewu krwii w wojnie, która według najeźdźców nie miała
sensu z powodu ich miażdżącej przewagi technologicznej. Przyjechali oni na
Ziemię z odległej galaktyki w poszukiwaniu surowców, które są im potrzebne, a że
znaleźli przy okazji rasę myślącą, postanowili wykorzystać ją do własnych
celów. Uprzedzali, że jeśli ludzie będą dla nich pracować i nie utrudniać to
pozwoli im się żyć i rozwijać się w rozsądnych granicach. Depesza mówiła
również, że za 14 godzin przy jednym z pojazdów mają zjawić się przedstawiciele
Ziemii, gdyż obcy wyjdą z pojazdu i przemówią do ludzi poprzez telewizję.
Po 14 godzinach przed pojazdem znalazły się głowy państw, oraz sekretarz
ONZ. Wszystkie kamery wycelowane były w coś co wydawało się lukiem, przez który
miały wydostać się obce istoty. W pewnej chwili luk zaczął otwierać się, a z
jego coraz większej paszczy wydobyło się światło jaśniejsze niż biel i tak
czyste, że nie można było na nie patrzeć. Kiedy wyjście z głuchym odgłosem
opadło na ziemię na jego szczycie pojawiło się Coś. Coś było wyposażone w sześć
par odnóży, przy czym cztery pary służyły do chodzenia. Jego ciało było ciemne
błyszczące i pokryte ostrymi wypustkami. Przy swojej wysokości około trzech
metrów sprawiało niesamowite wrażenie. Na czymś, co miało chyba pełnić funkcje
głowy był umieszczony jakiś układ, który jak się później okazało służył do
translacji ich języka na angielski.
Stworzenie to obwieściło całemu światu to, co wcześniej poznali ich
przywódcy. Podczas "wystąpienia" ktoś z tłumu rzucił w obcego granatem. Wybuch
nie zrobił na nim większego wrażenia. Wysunął za to jedno z odnóży, z którego
wystrzelił promień który zamachowca i okolicę wokół niego w promieniu trzech
metrów zamienił w coś wyglądającego jak wielokolorowa para wodna. W pobliżu
były setki a może tysiące ludzi, a miliony oglądały przekaz w telewizji. W tym
momencie cały rodzaj ludzki został sparaliżowany strachem. Obcy wyjaśnił, że
nie można go zniszczyć za pomocą tak prymitywnych środków. Gdyby jednak
ziemianie wymyślili coś lepszego, to na statku są tysiące jemu podobnych.
Po sześciu miesiącach ludzkość całkowicie skapitulowała przed obcymi.
Nieliczni, którzy walczyli zostali bezlitośnie zabici i pokazywani ku
przestrodze. Człowiek stał się robotem wykonującym polecenia najeźdźców. Ludzie
wprawdzie dalej żyli, zakładali rodziny, jednak żywili się nędznym jedzeniem i
musieli pracować dla dobra obcych. Odnotowano też masowe zniknięcia młodych
ludzi, którzy nigdy nie wracali.
Zbliżał się dzień kolejnego wystąpienia ambasadora obcych. Powiedział, że:
"Jesteśmy zadowoleni z waszej pracy ludzie, więc postanowiliśmy wam dać
więcej wolnego czasu i lepszy materiał energetyczny, abyście byli zadowoleni i
przez to lepiej pracowali. Z radością widzmy, że nie podejmujecie już
beznadziejnych prób przeciwstawienia się nam. Pozwoli to oszczędzić
niepotrzebnego unicestwienia, z którego nie czerpiemy żadnej satysfakcji".
Obiecał również, że jeśli ludzie będą posłuszni uzyskają jeszcze jakieś
przywileje, po czym odwrócił się i wszedł do statku. W środku potężny obcy
podążył korytarzem do pomieszczenia w którym znajdowali się ludzie. Ubrani byli
w dziwne kombinezony i byli piękni. Na widok uśmiechu na ich twarzach obcy
powiedział: "Nie przypuszczałem, że pójdzie nam tak łatwo" - po czym otworzył
się w nim właz z którego wyszedł człowiek podobny do obecnych w pomieszczeniu.
"I pomyśleć, że powstaliśmy zaledwie sześćset lat przed nimi, aż trudno
uwierzyć, że kiedyś byliśmy takimi samymi prymitywami" - mówiący to roześmiał
się głośno. Jego towarzysze zawtórowali mu i radosny śmiech rozległ się na całym
statku.
Matka, 15.11.98
Smutny człowiek
Wracałem właśnie z kolejnej udanej imprezy. Była późna noc i w opustoszałym
autobusie oprócz mnie siedział facet z żoną, lekko nawiany koleś, ładna
dziewczyna, czterech upitych szalikowców i dziwny człowiek ze smutnym wyrazem
twarzy. Patrząc na to towarzystwo stwierdziłem, że mija mi imprezowy humor.
Zawsze tak było. Beznadziejna szarość przecinana czasami pasemkami w kolorach
tęczy. Życie. Odwróciłem się do okna, przez które zza skorupy kurzu mogłem
podziwiać krajobraz, który sprowadzał się do ciemnej plamy. W końcu lepsze to
niż patrzeć na ludzi siedzących ze mną w autobusie. Niestety byłem skazany na
wysłuchiwanie szalikowców, których elokwencja rosła z każdym następnym promilem.
Wpieniają mnie tacy kolesie. Przekrzykują się nawzajem opowiadając przeżycia
wieczoru, po których zostanie tylko ból głowy. Do tego kretyński śmiech z
głupich dowcipów. Chciałem pomyśleć o czymś innym i nie słuchać tych
neandertali, ale po prostu się nie dało. Zrezygnowany przeszedłem na bierny
odbiór fonii. W pewnym momencie kolesie zmienili temat rozmowy i zaczęli wysuwać
dziewczynie niedwuznaczne propozycje. Dziewczyna przez chwilę siedziała bez
ruchu, a potem odwróciła się do okna, co bynajmniej nie zadowoliło kolesi.
Zaczęli ?dowcipkować? jeszcze głośniej, najśmielszy z nich ruszył w kierunku
dziewczyny. Fajnie, będzie impreza. Coraz bardziej wkurzony zastanawiałem się,
czy czegoś nie da się zrobić. Ale ich było czterech, ja jeden. Pomyślałem, że
wszystko skończy się dobrze i postanowiłem dać sobie spokój. I wtedy usłyszałem
cichy głos smutnego faceta pytający kolesia gdzie idzie. Ten odwarknął, że gówno
mu do tego i ruszył dalej. Jego odpowiedź została przyjęta głośnym śmiechem
przez resztę kolesi. Smutny facet nic nie odpowiedział. Na szczęście, jeszcze by
ich rozdrażnił. Koleś przysiadł się do dziewczyny i objął ją. Chciała mu się
wyrwać, ale to go tylko zmobilizowało do mocniejszego chwytu. W tym momencie
smutny facet wstał i podbiegł do kolesia wyszarpując go na podłogę. Wszyscy
pasażerowie wlepili wzrok w szyby. Tylko ja patrzyłem jak zahipnotyzowany jak na
twarzy smutnego faceta pojawia się wściekłość i obrzydzenie. Pomyślałem, że jest
podobny do mnie tylko odważniejszy. Kumple leżącego na podłodze kolesia ruszyli
mu na pomoc. Jeden z nich wyciągnął bejsbola. Nie zdawał sobie chyba sprawy z
tego, co robi i uderzył faceta z całej siły w głowę. Usłyszałem głuche
stuknięcie i facet osunął się na podłogę. Z głowy sączyła się krew. Coś we mnie
przeskoczyło i wstałem, ruszając w kierunku leżącego faceta. W oczach kolesi
zobaczyłem strach. Włączyli awaryjne otwieranie drzwi i wyskoczyli w ciemną noc.
Człowiek, który był z żoną wstał i podszedł do leżącego. Położył mu rękę na szyi
i powiedział cichym szeptem: nie żyje. Łzy puściły mi się z oczu. Facet był
odważny, nie stchórzył, polubiłem go za to. Kiedy wracałem do domu po złożeniu
zeznań przysiągłem sobie, że następnym razem to nie smutny facet znajdzie się na
podłodze z rozbitą głową.
Starszy policjant przeszukiwał ubranie trupa. Znalazł dużą, zapisaną kilkoma
zdaniami kartkę. Zaczynała się słowami: ?Nie mogę już dłużej. Nienawidzę życia.
Mam zamiar skoczyć z...?. Starszy policjant smutno pokiwał głową myśląc
?dostałeś co chciałeś, biedaku?.
Księżycowa Poświata
Minął kolejny, zwyczajny dzień. A po nim, jak zwykle nastąpiła
noc, odwieczna przyjaciółka łowców. Księżyc po raz kolejny lekko zajął
wyznaczone mu miejsce na nieboskłonie. Dziś jego powierzchnia widziana z
trzeciej planety od słońca nazwanej przez jej aktualnych mieszkańców Ziemią jest
inna. Niepokojąca czerwona poświata niektórym wydała się poetycko piękna. Jednak
większość tubylców betonu nie poświęciła temu większej uwagi zaprzątnięta
codziennymi troskami. Jedynie garstka wiedziała, co zwiastuje niepokojąca
poświata. W Central Parku pojawiło się kilku stałych bywalców. Opętani manią
doskonałego ciała biegacze, pary szukające chwili intymności na tym skrawku
natury umieszczonym pośród betonowej dżungli. Oraz ci, których nigdy nie widać,
gdyż nikt nie chce ich widzieć, ludzkie wraki, resztki z szacownych obywateli,
którzy przegrali ze stresem, trudami życia, nałogiem i swoimi ludzkimi
adwersarzami. Ta grupka najliczniejsza i najbardziej tragiczna, zrzucona na
margines jest jednak najbardziej ludzka. Istoty te złączone wspólną tragedią,
wspólnymi potrzebami w przeciwieństwie od innych, tzw. cywilizowanych ludzi
odkryły w sobie najważniejsze ludzkie cechy takie jak braterstwo solidarność i
poświęcenie. Jednak to nie oni są bohaterami tej opowieści. Jest nim człowiek,
który siedzi sobie samotnie na skraju ławki, oddalony od reszty świata. Jest
pogrążony w rozmyślaniach. Postronny obserwator odniósłby wrażenie, że
rozpamiętuje zawód miłosny. Jednak nie ta myśl kołatała się po jego zbolałej
duszy. Jego dzisiejszy dzień nie różnił się niczym od wszystkich innych.
Wydawało się, że nic nie zburzy tej okropnej monotonii. Gdyby wiedział czego
pragnie, wolałby oddać się tej monotonii, zamiast przerywać ją w ten sposób. Gdy
wrócił dziś do mieszkania zajął się tym co zawsze, czyli popadaniem w
zapomnienie. Najlepszą metodą było wzięcie piwa, chipsów i całkowite oddanie się
oglądaniu jednego z wielu kretyńskich teleturniei. Jednak wraz z zapadnięciem
zmroku zaczęło go opanowywać jakieś nieznane uczucie. Czuł się nieswojo
zamknięty w olbrzymiej bryle betonu, którą nazywał swym domem. Tej nocy czuł, że
miejsce, w którym się znajduje wcale nie jest jego domem. Dziś w nocy jego dom
był daleko od wszelkiego betonu. Czuł, że komfortowo będzie czuł się tylko wśród
zieleni, kiedy zimny powiew nocnego wiatru ochłodzi gorączkę trawiącą jego
ciało. Gnany tym przemożnym pragnieniem znalazł się na ławce w parku, gdzie inne
problemy zaprzątnęły jego głowę. Tymczasem na drugim końcu parku pojawiła się
młoda kobieta. Znalazła się w tym miejscu po raz kolejny, aby przebiec kilka
okrążeń swoją zwykłą trasą. Lubiła ten wysiłek fizyczny, po którym czuła się
oczyszczona. Nazywała się Ewa i wieczorny jogging był już dla niej rytuałem, bez
którego nie mogła się obejść. Pozwalał jej pozbyć się stresów i napięcia
nagromadzonego przez cały, pełen nerwów dzień. Szybko odprężyła się i znalazła
rytm, dzięki któremu łatwo jej było biec. Biegnąc nie zwróciła uwagi na
mężczyznę siedzącego na ławce, przyglądającego się jej z ogniem w oczach. Był to
chyba największy błąd w jej życiu. Mężczyzna ten miał na imię Adam. Adam nie
mógł oderwać spojrzenia od biegnącej Ewy. Czuł pociąg do tego gibkiego, pełnego
energii ciała, które zostawiało za sobą tak podniecającą dla niego woń. W swoich
wyobrażeniach widział ją nagą, uległą. Nagle w tej wizji pojawił się obraz jego
samego, kopiącego tę kobietę, uderzającego jej głową o kant ławki, dopóki nie
zobaczył krwi spływającej gęstym strumieniem po jej kruczoczarnych włosach.
Starał się odpędzić od siebie ten obraz, jednak stawał się on coraz
wyraźniejszy, kiedy Ewa przebiegała obok niego. Czuł, że nie zdoła się opanować.
"Boże, co ja robię" ? pomyślał, choć już od dawna nie myślał o Bogu i wierze.
Ta myśl spowodowała odejście jego myśli od morderczych torów. Niestety, w tym
momencie przebiegła Ewa i dziwny instynkt wziął górę. Rzucił się na nią,
obalając ją na ziemię. Zaczęła rozpaczliwie krzyczeć i bronić się przed jego
potężnymi ciosami. Rozpacz w jej krzyku podziałała na niego jak zimny prysznic.
Puścił ją, wstał i zaczął uciekać. Udało mu się to. Znalazł się w mieszkaniu tuż
przed świtem. Mieszkał na trzynastym piętrze. Zdyszany otworzył okno, pomyślał
"nigdy więcej" i wyskoczył na spotkanie nowego życia.
Koniec.
by Matka
Napisane z nudów w szkole 16 czerwca 1998 roku.
Historia się lubi powtarzać
Pod koniec XX wieku ludzkość nie miała się zbyt dobrze. Ludzie
wyniszczali siebie nawzajem, planetę i wszystko, co tylko się dało, aby
zaspokoić swoje zachcianki i potrzeby rozrastającego się w coraz większym tempie
gigantycznego przemysłu. Wielu ludzi zapowiadało rychły koniec cywilizacji,
Armageddon, lub ,jak to nazywali chrześcijanie Apokalipsa. Być może tak by się
stało, gdyby nie pewien człowiek, dzięki któremu Apokalipsa nie nadeszła. Na
razie. Nazywał się Irachim al Kabuco Trzeci i był synem Irachima al Kabuco
Drugiego, który dzięki pokładom ropy był najbogatszym człowiekiem na świecie.
Niestety ojciec Trzeciego nie żył zbyt długo, gdyż kiedy Trzeci miał 21
lat, jego ojciec zmarł na raka. W tym dniu Trzeci stał się Zbawcą. Już od dawna
zauważał postępującą degenerację ludzkości. Wiedział, że ludzie się boją, pragną
spokoju i stabilizacji. Zaś Irachim wiedział jak im to zapewnić. Dzięki
olbrzymiej fortunie ojca mógł stać się sławny i sprawić, aby ludzie go
usłyszeli. Zaczął głosić swoją Prawdę, która szybko stała się nową religią,
wypierającą wszystkie inne. Trzeci głosił potrzebę złączenia ludzkości w jedno
państwo, z silną władzą i nowymi przepisami, które spisał w księdze nazwanej
Kodeksem. Nakazywał zaprzestanie zbrojeń i wojny, oraz przeznaczenie funduszy na
naukę, medycynę i czyszczenie środowiska. Nikt nie umiał wyjaśnić tego fenomenu,
ale byli chrześcijanie przyjęli go za Chrystusa, inni za Buddę, Allacha, nawet
Szatana, jednak przyjmowali jego naukę zawartą w Kodeksie. Być może przyczyniło
się do tego to, że był rok 2000 a w tym roku ludzkość oczekiwała zmian. W
wielu państwach wybuchły zamieszki mające na celu osadzenie jako przywódców
wyznawców Zbawcy.Powoli, a potem szybciej i szybciej zaczęto wprowadzać w życie
Prawdy Trzeciego. Zlikwidowano instytucję wojska jako armii. Teraz obowiązywała
roczna służba wojskowa, jednak żołnierze służyli do pracy. Użyźniali glebę ,
budowali Nowy Świat , który w zamyśle Zbawcy miał stać się ziemskim Rajem.
Obowiązywało Nowe Prawo. Przestępcy byli przeznaczani do pracy w ciężkich
warunkach, gdzie masowo ginęli. Ich prochy służyły do użyźniania gleby. Surowe
kary spowodowały szybki spadek przestępczości, ulepszono system policyjny, który
stał się teraz potężną machiną zaprowadzającą Nowy Ład . Aby machina się nie
rozleciała stosowano hitlerowskie metody kontroli, to znaczy każdy kontrolował
każdego, jednak w jakiś sposób system ten działał bardzo sprawnie, przyjmowano,
że to dzięki temu iż jest Zbawca. Stosunkowo szybko ludzkość zaczęła się
podnosić z kolan. Ludziom żyło się dobrze i szczęśliwie, aczkolwiek nadal
gnębiły ich choroby. Zgodnie z Kodeksem wielkie fundusze i energię zaprzęgnięto
w służbę medycynie. W roku 2024 powstało lekarstwo na raka, a w 2025 na AIDS.
Wszystkie choroby były uleczalne, śmiertelność się zmniejszyła. W 2030
rozwiązano wszelkie instytucje takie jak NATO, gdyż nie były już potrzebne.
Zastąpiono je Radą Władców nad którą kontrolę sprawował Zbawca. Jako że nauka
była na wysokim poziomie, zdegenerowane środowisko bardzo powoli stawało się
coraz czystsze. Rada Władców podjęła decyzję o rozpoczęciu eksploracji kosmosu,
która to została zarzucona w 2000 r, który został uznany początkiem Dobrej Ery.
Mimo wielkich nadziei ludzkości w kosmosie nie znaleziono nic, i w 60 r Dobrej
Ery zaprzestano badań, gdyż było nikłe prawdopodobieństwo trafienia na inne
istoty myślące, lub planety które były by zdatne do skolonizowania. W roku 89
d.e. ludzkość pogrążyła się w żałobie, gdyż Zbawca umarł. Była to przyjemna
śmierć, taka jakiej zawsze chciał. Umarł we śnie, kiedy go znaleziono, wciąż
się uśmiechał. Ludzie wiedzieli, iż Zbawca sprawił, że byli szczęśliwi i
powinni dalej robić wszystko co dotychczas, aby utrzymać stan jaki panował.
Niestety mylili się. W 200 r d.e. populacja zwiększyła się do tego stopnia, że
analitycy obliczyli, iż za 130 lat na Ziemi zabraknie miejsca i żywności
(zakładając stały przyrost demograficzny ). Po trzymiesięcznych posiedzeniach
Rada Władców dopisała nowe przepisy do Kodeksu. Zaważyły one na dalszych losach
gatunku homo sapiens. Po pierwsze rodzinom przysługiwało tylko dwoje dzieci. Z
tym przepisem można było się z trudem pogodzić, niestety nie był on jedynym
wprowadzonym w 201 r d.e. Następny zakładał przymusowe i obowiązkowe tzw. Dobre
Odejście . Za tą niewinną nazwą krył się jednak przepis o eutanazji ludzi,
którzy przekroczyli 73 lata, co w czasach, kiedy przeciętna długość życia
wynosiła 89 lat było straszną perspektywą. W obliczu takiego rozwoju wypadków
nastąpił rozłam światowy. Połowa populacji przyjmowała nowe przepisy, przez
wzgląd na dobro ogółu. Jednak druga połowa nie godziła się na to. Nie było szans
na jakiekolwiek rozmowy. W wyniku zaistniałej sytuacji i braku duchowego
przywódcy w ludziach obudziły się stare instynkty. Rozpętała się Wojna Ziemska.
Z jednej strony sprawny aparat policji, z drugiej ludzie którzy w większości
wyrastali ponad przeciętność, i tworzyli nowe narzędzia zniszczenia. Rozpętała
się prawdziwa Apokalipsa. Odkryta na nowo rozkosz walki rozgorzała gorącym
ogniem w ciałach ludzi i trudno było ją ugasić. Dzięki broni masowego rażenia
zginęło wielu ludzi, reszta była upośledzona przez działanie uboczne, lub
zmieniona. Pewien człowiek zauważył, że nowa generacja środków zagłady powoduje
jako efekt uboczny obumieranie xonów, komórek odpowiedzialnych za myślenie
techniczne, jednak ludzie nie dowiedzieli się o tym, gdyż został on
przekształcony w wodór następnego dnia. Wojna trwała. W pewnym momencie ludzkość
zapomniała o co w ogóle chodziło na początku, liczyła się tylko walka. Homo
sapiens wznieśli się na wyżyny ewolucji, aby spaść z powrotem na najniższy
szczebel.
Degeneracja postępowała, aż do 17 marca 312 r d.e. kiedy podczas akcji
sabotażowej wybuchły laboratoria, w których badano promieniotwórczą plazmę,
wywołującą przyśpieszoną entropię. Nastąpił olbrzymi wybuch, który zapoczątkował
lawinową reakcje łańcuchową. Przez Ziemię przetoczyły się wszelkie kataklizmy,
niszcząc prawie doszczętnie rodzaj ludzki. W wyniku drgań sejsmicznych
rozdzieliły się obie Ameryki i Afryka. Od lodowców oderwały się olbrzymie góry
lodowe, które spowodowały podniesienie się poziomu wód o 2.12 metra. Rapsodię
zniszczenia zakończyły erupcje wulkanów. Natura zatoczyła koło, a rodzaj ludzki
zmarł i narodził się ponownie, jak feniks z popiołów. Nowy, zmieniony, z
uszkodzonym mózgiem uniemożliwiającym rozwój i powodującym stopniowy zanik
pamięci o tym co było. Ludzie, a raczej istoty, które miały ich za przodków żyły
w gruzach dawnego świata, jak w epoce kamienia ludzie pierwotni.
Ewolucja mogła z powrotem zacząć swoje dzieło, a koło czasu zamknęło się .
Matka
Napisz do Matki